Zaginiona Biblioteka

Fantastyka zagraniczna - [UW] M. John Harrison

Maeg - 2009-03-30, 12:25
: Temat postu: [UW] M. John Harrison


M. John Harrison - Jego pierwsze opowiadanie ukazało się w 1966. Pod koniec lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku związał się z magazynem „New Worlds”, którego redaktorem naczelnym był wówczas Michaela Moorcock. Harrison przez jakiś czas pracował w tym piśmie jako redaktorem literackim tego pisma. Pierwszą jego powieścią, jaka ukazała się drukiem była „The Commited Men” (1971). Pierwszym natomiast utworem o Viriconium było „Pastelowe Miasto”. Do Miasta powracał kilkakrotnie na przestrzeni całych lat osiemdziesiątych.

Piąta książka - „W Viriconium” - znalazła się w gronie kandydatów do nagrody dziennika Guardian za najlepszą powieść SF/F, a jego szósta zdobyła nagrodę Boardmana Taskera w 1989. W 1999 roku M. John Harrison został wyróżniony nagrodą Richarda Evansa. Pisuje dla kilku czasopism, w tym do „Spectatora” – jest także recenzentem literackim Timesa.



Książki wydane w Polsce:

Romulus - 2009-03-30, 12:56
:
Właśnie odpakowałem i zaczerpnąłem w płuca zapach książki... Ech... Jak tylko skończę Hamiltona nie zdołam się oprzeć Viriconium. Nawet nie będę próbował. Nie znałem dotąd twórczości tego autora i jest on dla mnie zagadką. Chciałem coś w oryginale wcześniej przeczytać, ale na wieść, że "ruszy" w Polsce w MAG-owej Uczcie Wyobraźni, zarzuciłem ten pomysł. :P (nie ma lepszej ikony na pokazania cieknącej mi z pyska ślinki...)
Maeg - 2009-03-30, 13:11
:
Już nie mogę się doczekać, aż Viriconium trafi w moje łapki. Swoje zrobił też fragment powieści, choć miałem go nie czytać, to nie było innego wyjścia. Później kilka recenzji (Shadowa, Nosiwody i Kańtoch) i co ma począć biedny czytelnik, który musi czekać aż poczta zdecyduje się mu dostarczyć książkę. Mam nadzieje, że nie trafi się tam po drodze żaden fan Uczty, bo wtedy to sobie poczekam. ;)
toto - 2009-03-30, 16:41
:
Ja zacząłem sobie czytać właśnie. Po stu pięćdziesięciu stronach mogę powiedzieć, że przypomina mi to trochę Wolfe'a i jego Księgę Nowego Słońca :-P .
Shadowmage - 2009-03-30, 18:45
:
Toto - i owszem, nawet o tym zdaje się w recenzji wspomniałem. Ale to głównie pierwsza część, później jest już dosyć odmiennie.
toto - 2009-03-30, 19:48
:
Pewnie jakoś podprogowo mi się w mózgu zapisało i wykorzystałem tę informację ;) .
Romulus - 2009-04-07, 21:19
:
Skończyłem VIRICONIUM. W zasadzie Shadowmage w swojej recenzji ukradł wszystkie słowa (dobra, przywłaszczył sobie), których mógłbym użyć do opisania swoich wrażeń. Nie była to dla mnie lektura łatwa. Była jednak przyjemna, choć nie oszałamiająca. I, w pewnym sensie, była to lekcja pokory.

Na prowincji, gdzie sobie egzystujemy z daleka od głównego nurtu fantastycznego, łatwo można popaść w zachwyt nad tym, ile się już książek przeczytało, jak licznik Biblionetki "puchnie" od rosnącej sterty ocenionych tytułów i uzurpować sobie przez to prawo do - także - przekrojowego spoglądania przez pryzmat książek wydanych w Polsce na całą fantastykę. W pewnym sensie zatem Viriconium sprowadziło mnie na ziemię, kiedy sobie poczytałem szerzej o autorze i jego twórczości. A po lekturze zastanawiam się, ile jeszcze o fantastyce nie wiem. I ile jeszcze takich "starych" tekstów czai się nie odkrytych (wydanych po polsku)...

No, nic to...

Autor zdecydowanie nic sobie nie robi z konwencji fantastycznych i to trzeba zaakceptować, najlepiej przed początkiem lektury. Dzięki temu łatwiej można się wgryzać w słowa, zdania, obrazy. Czytało mi się długo. Taką powieść, uwzględniając ostatnio dużo wolnego czasu w weekendy, powinienem skończyć w niedzielne popołudnie. Bardzo absorbuje i w zasadzie kończąc lekturę jednego dnia, bałem się, że następnego, wznawiając ją, zapomnę co było wcześniej. I tak się zdarzało.

Spośród wydanych książek w serii, nie będzie to moja ulubiona. W rankingu tych książek ląduje za Akwafortą. Albo na jednym miejscu. Co nie znaczy, że jest zła. W tej serii, złej powieści jeszcze nie było.
Beata - 2009-05-03, 15:33
:
Na początku klimat opowieści skojarzył mi się z "Mgłami Avalonu". Ale to było na początku, tuż po lekturze "Pastelowego miasta". Im dalej posuwałam się w głąb świata "Viriconium", tym bardziej nostalgia za minionym złotym wiekiem ustępowała. Pod koniec miałam wrażenie, że jestem wewnątrz koszmaru (no dobra, może nie koszmaru, ale z pewnością wewnątrz czyjegoś pokręconego snu) i nie mogę się wydostać. Było dziwnie - czytałam historie zwykłych ludzi, opowieści artystów i nie mogłam dojść, o czym tak naprawdę jest ta książka. No bo zawsze próbujemy jakoś lekturę zaszufladkować, choćby tak do prywatnego użytku. A tymczasem tej książki się nie da, bo zawsze jakiś kawałek będzie wystawał, jak nie z tej, to z tamtej strony. Nie ma co ukrywać, uwiera mnie ta lektura.
ASX76 - 2009-05-06, 09:23
:
"Viriconium" mnie (zn)nudzi(ło). O ile "Pastelowe miasto" było OK, o tyle "wysiadłem" na którymś z późniejszych opowiadań i nie dam rady "jechać" dalej.
Książka jest dobra pod względem literackim i pomysłowości, natomiast zawodzi w innych "sektorach".
To ja już bardziej wolę MacLeoda i Bishop, a nawet Duncana.

W UW jak na razie nie widzę konkurencji dla "Ślepowidzenia" Wattsa. :-) Tę knigę oprawię w ramkę i zbuduję ołtarzyk obok "Skoków" Donaldsona. ;)
AM - 2009-05-06, 10:26
:
ASX76 napisał/a:
Książka jest dobra pod względem literackim i pomysłowości, natomiast zawodzi w innych "sektorach".


Telenowelowych? ;)
ASX76 - 2009-05-06, 11:20
:
AM napisał/a:


Telenowelowych? ;)


Chociażby. ;)
Jest sporo części opisowych, natomiast mało uwagi poświęcono samym bohaterom.
I don't feel this book.
AM - 2009-05-06, 11:25
:
ASX76 napisał/a:
AM napisał/a:


Telenowelowych? ;)


Chociażby. ;)
Jest sporo części opisowych, natomiast mało uwagi poświęcono samym bohaterom.
I don't feel this book.


Albo poświęcono ją nie w taki sposób, jakiego oczekują miłośnicy fantastyki?
ASX76 - 2009-05-06, 11:50
:
AM napisał/a:


Albo poświęcono ją nie w taki sposób, jakiego oczekują miłośnicy fantastyki?


Co nie zmienia faktu, że książka może niezbyt przypaść do gustu? ;)
Problem nie leży w kwestii moich oczekiwań przedlekturowych (kiedy przychodzi do czytania nie kieruję się uprzedzeniami/przyzwyczajeniami/oczekiwaniami/<czy co tam jeszcze jest>, tylko rzucam ją na pastwę malkontenckiego subiektywnego obiektywizmu), ino tego, jaka kniga jest.
Innymi słowy: doceniam "pióro" i wizje autora, lecz proszę nie oczekiwać ode mnie zachwytów na inszych płaszczyznach kiedy nie ma powodów po temu.
Maeg - 2009-05-06, 11:54
:
Cytat:
Problem nie leży w kwestii moich oczekiwań przedlekturowych (kiedy przychodzi do czytania nie kieruję się uprzedzeniami/przyzwyczajeniami/oczekiwaniami/<czy co tam jeszcze jest>, tylko rzucam ją na pastwę malkontenckiego subiektywnego obiektywizmu), ino tego, jaka kniga jest.

Każdy kieruje się swoimi uprzedzeniami/przyzwyczajeniami/oczekiwaniami/<czy co tam jeszcze jest>, tak samo ty ASXie. To właśnie te uprzedzenia/przyzwyczajenia/oczekiwania/<czy co tam jeszcze jest> sprawiły, że tak a nie inaczej odebrałeś Viriconium i to spowodowało, że wolałbyś by więcej uwagi poświęcono bohaterom. Przynajmniej tak ja to widzę. ;)
ASX76 - 2009-05-06, 12:09
:
Maeg napisał/a:
To właśnie te uprzedzenia/przyzwyczajenia/oczekiwania/<czy co tam jeszcze jest> sprawiły, że tak a nie inaczej odebrałeś Viriconium i to spowodowało, że wolałbyś by więcej uwagi poświęcono bohaterom. Przynajmniej tak ja to widzę. ;)


Masz coś nie tak z oczami. ;)

To jest kwestia indywidualnych upodobań, a nie oczekiwań. Oba określenia, choć podobne, nie są tożsame.
Fidel-F2 - 2009-05-06, 12:16
:
ASX76 napisał/a:
Problem nie leży w kwestii moich oczekiwań przedlekturowych (kiedy przychodzi do czytania nie kieruję się uprzedzeniami/przyzwyczajeniami/oczekiwaniami/<czy co tam jeszcze jest>, tylko rzucam ją na pastwę malkontenckiego subiektywnego obiektywizmu), ino tego, jaka kniga jest.
Innymi słowy: doceniam "pióro" i wizje autora, lecz proszę nie oczekiwać ode mnie zachwytów na inszych płaszczyznach kiedy nie ma powodów po temu.
pitu, pitu, oczekiwania i nastawienie przed lekturą wpływaja na Ciebie czy tego chcesz czy nie i nie ma znaczenia co tam sobie postanowisz
Maeg - 2009-05-06, 12:19
:
Tylko ASXie twoje upodobania kształtują w pewnym stopniu twoje oczekiwania. Wcale nie są to dwie zupełnie nie powiązane ze sobą elementy. Poza tym te wtrącenie, że nie kierujesz się. Bujać to my, a nie nas. ;) Każdy się kieruje, może nie zawsze świadomie ale to siedzi Ci w główce i robi swoje. :P Ale kończę już te haniebne OT, bo zaraz Elcia się z nami rozprawi. ;)
ASX76 - 2009-05-06, 12:21
:
Fidel-F2 napisał/a:
pitu, pitu, oczekiwania i nastawienie przed lekturą wpływaja na Ciebie czy tego chcesz czy nie i nie ma znaczenia co tam sobie postanowisz


Nie chciałbym się chwalić, lecz pozwolę sobie zauważyć, że na to: co, kiedy i dlaczego wpływa na mnie, wiem lepiej od Ciebie. :-P
Proszę nie mierzyć mnie przez pryzmat własnej miarki, Sir. ;)

Megi -> Ależ ja nie twierdzę, że upodobania i oczekiwania są ze sobą zupełnie niepowiązane, tylko, że nie oznaczają dokładnie tego samego. Łapiesz różnicę? :-P
Fidel-F2 - 2009-05-06, 12:27
:
ASX76 napisał/a:
Nie chciałbym się chwalić, lecz pozwolę sobie zauważyć, że na to: co, kiedy i dlaczego wpływa na mnie, wiem lepiej od Ciebie.
takie tylko odnosisz wrażenie
ASX76 - 2009-05-06, 12:35
:
Fidel-F2 napisał/a:
takie tylko odnosisz wrażenie


Takie tylko odnosisz wrażenie... ;)

Panowie, o czym my tu właściwie piszemy... Proszę wracać do tematu, a nie grupowo znęcać się nad ASX-em!! ;)

Niezależnie od tego kto jest bliższy prawdy w sprawie mąciwody ASX-a, nie zmienia to faktu, że "Viriconium" nie musi się spodobać każdemu, prawda? Czy szukanie odpowiedzi - dlaczego - ma znaczenie? ;)
Metzli - 2009-06-02, 20:25
:
Może i trochę po premierze... ;) Magiel podzielił się swoimi spostrzeżeniami po lekturze Viriconium .
Maeg - 2009-06-04, 23:36
:
Cytat:
Czy szukanie odpowiedzi - dlaczego - ma znaczenie?

A dlaczego miałoby nie mieć znaczenia? Bo jakiś powód dlaczego coś się nie podoba być powinien.

To ja jeszcze dodam od siebie, że w przeciwieństwie do RomulusaViriconium stawiam na samej górze tabelki UW. ;) Tuż obok Ślepowidzenia. Aż nabrałem apetytu na Akwafortę (wstyd, że jeszcze nie przeczytałem ;) ).

Wracając jednak do Harrisona, najbardziej zaskoczył mnie ostatnim opowiadaniem. Może prosty tam zabieg zastosował ale jak to fajnie zrobił! Ja już nie mogę się doczekać Light by zobaczyć, co tam Harrison wymyślił.
ASX76 - 2009-06-05, 00:04
:
Maeg napisał/a:

A dlaczego miałoby nie mieć znaczenia? Bo jakiś powód dlaczego coś się nie podoba być powinien.

To ja jeszcze dodam od siebie, że w przeciwieństwie do Romulusa {i]Viriconium[/i] stawiam na samej górze tabelki UW. ;) Tuż obok Ślepowidzenia.



1. Napisałem dlaczego mi się nie podoba. Jeśli nie wystarczy, to może jeszcze przełożę na japoński? :-P
Natomiast uporczywo-maniakalne drążenie na zasadzie: "wiem lepiej od ASX-a dlaczego mu się nie podoba" znaczenia dla tego tematu nie ma, nie wspominając o nachalnym, wręcz bestialskim czepialstwie ze strony co poniektórych. ;)

2. Nasze oceny i oczekiwania w tym wypadku biegną w przeciwnych kierunkach. :P
martva - 2009-09-17, 11:39
:
Przebijam się przez Viriconium, i muszę powiedzieć ze ciężko jest. Gdyby nie to że kończę wszystkie książki które zaczęłam, chyba bym sobie odpuściła. Ale po przebrnięciu przez 20 pierwszych stron przyzwyczaiłam się do stylu i jakoś to idzie. Chociaż chyba za prosta jestem na tego typu literaturę ;)
Jedna rzecz mi nie daje spokoju.
Strona 86.
'To powiedziawszy, karzeł Trup, nieznośny jak zawsze, odrąbał kapłanowi ręce, zatańczył jakiś zawiły taniec zwycięstwa wokół swej ofiary, gadając przy tym i skrzecząc niczym papuga'
Czy z odrąbywaniem kapłanowi rąk to jest jakiś nieprzetłumaczalny idiom? Wpadka tłumacza/redaktora? Bo przeczytałam ze trzy razy wcześniejszy fragment i nie było tam ani ćwierć wzmianki o jakimkolwiek kapłanie któremu można by cokolwiek odrąbać. Żywcem nic nie rozumiem.
ASX76 - 2009-09-17, 13:48
:
martva napisał/a:
Przebijam się przez Viriconium, i muszę powiedzieć ze ciężko jest. Gdyby nie to że kończę wszystkie książki które zaczęłam, chyba bym sobie odpuściła. Ale po przebrnięciu przez 20 pierwszych stron przyzwyczaiłam się do stylu i jakoś to idzie. Chociaż chyba za prosta jestem na tego typu literaturę ;)


Wydaje mi się, że "chomik pogrzebany leży gdzie indziej". ;) Otóż przy całym szacunku dla umiejętności pisarskich Harrisona, jest to książka która nie porywa, ba, jest wręcz nudna. Sporo tu opisów, które dość szybko zaczynają męczyć/nużyć, a fabuła jest powierzchowna. Jak dla mnie nie była to uczta wyobraźni.
Gdybyś wzięła do serduszka to co powypisywałem powyżej, być może pozwoliłoby to uniknąć nieuchronnego rozczarowania. Tako rzecze humanista ASX. :-P
martva - 2009-09-17, 14:08
:
Nie czytałam tego tematu wcześniej, więc nie mogłam sobie wziąć do serduszka ;)
Nie masz pomysłu na kapłana?
ASX76 - 2009-09-17, 14:22
:
martva napisał/a:

Nie masz pomysłu na kapłana?


To mógł być skrót "myślowy" autora. ;)
moffiss - 2009-11-01, 09:47
:
Kilka dni temu zakupiłem Viriconium, po przeczytaniu pierwszej części odniosłem wrażenie, że przypomina bardziej Podziemia Veniss, Jeffa VanderMeera.
Czyta się całkiem nieźle, bo autor buduje opisy w mistrzowski sposób, balansując na granicy zmysłów. Wyobraźnia odbiorcy zmuszana jest do pracy na wysokich obrotach, gęste, czasem przytłaczające wizje jak z dobrze udokumentowanego snu, potrafią nieźle namącić w głowie. Kompletny obraz wiecznego miasta, które obrasta ludzkim tłuszczem. Pozycja tylko dla koneserów, którzy nie boja się stawić czoła ludzkiemu zepsuciu i zniszczeniu. Pozostanie po nas Viriconium...
MarcinusRomanus - 2009-11-01, 11:22
:
Czytałem już dawno,a do kupna książki przystąpiłem po przeczytaniu fragmentu, który był na http://katedra.nast.pl/ks...hn-Viriconium/. Wrażenia po lekturze pozytywne. Dość ciekawe opowiadania ( widać różnicę w odstępach czasu). Najbardziej podobały mi się takie opowiadania jak:
- "Rycerze Viriconium"
- "W Viriconium"
- " Skrzydlaty sztorm"
- "Dziwne wielkie grzechy"
- "Pastelowe miasto"
Czy żałuje wydania tych 45 zł na ową książkę? Powiem szczerze, że nie. Książka została bardzo ładnie wydana. Twarda oprawa, dobry papier zachęcają do jej kupna. Oprócz tego, że dobrze się czyta to jeszcze ładnie prezentuje się w biblioteczce. Polecam.
martva - 2009-11-01, 12:52
:
A ja skończyłam i szczerze mówiąc nie jestem zachwycona. Jakiś taki przerost formy nad treścią, opisy jednak zbyt rozbuchane i zakręcone (ktoś zwrócił uwagę na tego kapłana o którym pisałam wyżej?), kończy się z wrażeniem niedosytu, bo jest milion pomysłów, ale te pomysły są liźnięte tylko, a nie wykorzystane.
Może ja dziwna jestem, ale wolę książki z fabułą i bohaterami, tak jak potrawy ze smakiem i wartościami odżywczymi, a nie podane na bardzo kolorowych talerzach ;)
ASX76 - 2009-11-03, 16:12
:
martva napisał/a:

Może ja dziwna jestem, ale wolę książki z fabułą i bohaterami, tak jak potrawy ze smakiem i wartościami odżywczymi, a nie podane na bardzo kolorowych talerzach ;)


W tym, że wolisz książki z fabułą i bohaterami, nie ma nic dziwnego. Jest to jak najbardziej normalne i zrozumiałe.
Mam bardzo zbliżone zdanie o "Viriconium". Więcej do tej książki nie wrócę. Jej największą zaletą jest ładne wydanie. :-P
You Know My Name - 2009-12-17, 00:09
:
Kończę Viriconium. Ale podzielić mogę się kilkoma uwagami już teraz.
Wyobraźmy sobie tanią zabakę dla dzieci zwaną kajedoskopem. Ot, tekturowa tutka z trzema zwierciadłami. W środku kilka kolorowych kawałków plastiku (czy drewna). Banalne, nie? Ale obracajmy i patrzmy jak ładnie sięukładają.
A tera pomyślmy, że tych zwierciadeł jest dwanaście, dwadzieścia cztery a kolorowych skrawków zatrzęsienie.
To Uriconium.
To fantastyczna matka wszytkich miast. Dotychczas czytałem o Ambergris, Veniss, Punktown czy Nowym Crobuzon. Każde z nich ma swój urok, ale przy wzorze są przykładem logiki, zasad, prawa i porządku.
Uroconium jest ponad to.
Tam zasady nie mają znaczenia. Tam, jak w biblii, na początku było słowo, a potem można się nim sycić i pieścić bez granic. Do końca.
To Vriko, które bez pierwszego opowiadania, bez Rycerzy... byłoby niezrozumiałe. nagle eksploduje i budzi chęć wyjścia poza nasze sztywne i nużące miasta, gdzieś, na wysypiska próżności i składowiska cudów.
Nie byłeś jeszcze we Vri Co: już dziś wyruszaj ze mna tam, zobaczysz jak przywita pięknie nas miasto, gdzie bohatera od tchórza dzieli tylko jeden obrót kalejdoskopu a ptaki są irydowe. Tam gdzie patrząc na skwer z lewej masz królestwo bezmiaru, podczas gdy patrzysz z prawej jesteś między rzeźnią, domem pogrzebowym, kanałem Miłości a Bistro Californium.
Chodź z nami, poznaj radość miasta bez końca, bez początku.


PS: czy my jesteśmy wczesnym przedpołudniem?

_________________________________________________
Pisane po kilku głębszych
MadMill - 2010-01-24, 13:21
:
Za wiele doszukujecie się w tej prozie Harrisona. Po prostu dobre fantasy, a najbliżej mu do Sandersona. Magia, miecze i gołe baby! :D
You Know My Name - 2010-01-24, 17:48
:
Faktycznie, miecze energetyczne, mechaniczne egzoszkielety oraz stare babki jako królowe. No po prostu aż dziw, że to nie plagiat :D
MadMill - 2010-01-24, 18:02
:
W sumie od dłuższego czasu uważam samo NW za coś niezrozumiałego, no szufladka, ale czemu Harrison jest jej jakby twórcą i pierwszym sztandarowym autorem? A czemu w tym zbiorze autorów nie wymienia się Wolfe'a? Ich twórczość jest podobna - co wg. mnie jest ogromną zaletą. Poczekajmy jeszcze aż skończę całą książkę. Na razie przeczytałem jakąś 1/3, czyli 3 opowiadania oraz "Pastelowe Miasto". Dla mnie świetna pozycja jak dotychczas.

A wcześniej książki nie czytałem, bo jakoś były inne rzeczy do robienia, a teraz jest sesja ;P
toto - 2010-01-24, 18:09
:
MadMill napisał/a:
ale czemu Harrison jest jej jakby twórcą i pierwszym sztandarowym autorem? A czemu w tym zbiorze autorów nie wymienia się Wolfe'a?
Bo pierwsze teksty z Viriconium chyba z lat 70. XX w. pochodzą. A Wolfe'a chyba się wymienia jako jednego z duchowych ojców albo tego autora, który był inspiracją dla niektórych autorów new weirdowych (bodaj Mieville). Jednym słowem, czepiasz się i nie masz racji.

edit: cytat powiększyłem
MadMill - 2010-01-24, 18:19
:
toto napisał/a:
Jednym słowem, czepiasz się i nie masz racji.

Jak zawsze :P Harrison pisał 10 lat przed Wolfem, tzn 10 lat wcześniej zaczął. To było głośne myślenie, po prostu "czemu on?". Inna sprawa, że za ojców czy mentorów wymieniani są tacy twórcy jak Lovecraft. Dla mnie po prostu bardziej wyraziści są w tym właśnie Mieville czy VanderMeer, a Harrison po tych 4 tekstach aspiruje o wiele wiele wyżej niż ci panowie.

A co do nowelki czy minipowieści "Pastelowe miasto" to zgadzam się z głosem nosiwody na Esensji i nie mam nic więcej do dodania w tej sprawie w tym momencie, ale może coś mi się urodzi w głowie za jakiś czas ;)
ASX76 - 2010-02-05, 13:31
:
Fragment "Light" można przeczytać tutaj:
http://ksiazki.wp.pl/kata...1,fragment.html

A jak ktoś lubi więcej poklikać...:
http://www.mag.com.pl/fra...iat%C5%82o.html

Chyba się skuszę. ;)
martva - 2010-02-05, 14:22
:
Ja się chyba boję po rozczarowaniu Viriconium :)
Romulus - 2010-02-05, 14:28
:
To sci-fi, więc nie będę rozczarowany :) Już zamówiłem i czekam na odbiór - może już w poniedziałek.
ASX76 - 2010-02-05, 14:58
:
martva napisał/a:
Ja się chyba boję po rozczarowaniu Viriconium :)


Ja też się boję, ale chciałbym... ;)

Sądząc po fragmencie to zupełnie inna książka... I wydaje się znacznie smakowitsza. :-P
Procella - 2010-02-05, 17:11
:
A ja się z kolei trochę boję, bo "Viriconium" BARDZO mi się podobało i obawiam się rozczarowania. Zwłaszcza, że klimat chyba nie do końca mój...
Romulus - 2010-02-05, 17:46
:
Po recenzji, którą popełnił Shadowmage na Katedrze http://katedra.nast.pl/art.php5?id=4667 z pewnością przesuwam Kresa do tyłu i zaraz po RZECE BOGÓW zabieram się za ŚWIATŁO.
You Know My Name - 2010-02-05, 20:34
:
Ja łyknę jak świeży boczek. Bo we Vriko urzekł mnie styl pisania i snucia opowieści a nie scenografia (inna sprawa, że też smakowita).
Metzli - 2010-02-05, 23:24
:
Ja tylko dodam, że Światło jest objęte patronatem ZB :) Na książkach (jak zwykle przy patronatach, tutaj nie będę tego ponownie wklejać.) jest notka o książce i krótki fragment.
Romulus - 2010-02-14, 20:02
:
Skończyłem czytać ŚWIATŁO.
Hmm... Ksiązka jest frapująca. Przez większość czasu, który nad nią spędzałem, zastanawiałem się dokąd to wszystko zmierza. Okazało się finalnie, że jest jakiś cel i nie będzie nijakiego zakończenia. Odpowiedź na powyższe pytanie była jednak inna od zakładanej, ale była elegancka i - w miarę - wyczerpująca. O ile można marzyć o takich odpowiedziach w książce, która oparta jest tylko na wyobraźni autora - bo nie jest to taka sci-fi, jak u Grega Egana. Jak pisałem, nie ma co się przejmować teoriami, bo autor porusza się na ledwie obrzeżach nauki a powstanie komputera kwantowego i sama mechanika kwantowa mają u Harrisona raczej poetycki charakter, niż zwięzłość i logiczność naukową. Aczkolwiek, czytałem gdzieś, że zakładanie logiki przy mechanice kwantowej to błąd, bo nie ma w niej nic oczywistego. Nie znam się, trudno mi zweryfikować słuszność tego.

Książkę polecić wypada, ale nie znajdzie w niej czytelnik żadnych pociągających, estetycznych olśnień jak w RZECE BOGÓW McDonalda wydanej niedawno (może lepiej nie czytać ŚWIATŁA po RZECE...). Ale jest ona dowodem, że M. John Harrison to pisarz wszechstronny i nieokiełznany; pisarz, który porusza się między słowami. Ciekawy okrutnie, czy MAG planuje wydać coś jeszcze tego autora? Chętnie bym przeczytał.
Beata - 2010-03-10, 12:46
:
Przeczytałam. Nie oczekiwałam (po Viriconium, a i po lekturze recenzji), że to będzie czysta SF, ale i tak autor mnie zaskoczył. Bo owszem, jest w książce science i nawet całkiem sporo fiction, ale i tak dla mnie jest to przede wszystkim książka o obsesjach, o poszukiwaniu siebie (radzeniu sobie ze sobą?) na przekór wszystkim i wszystkiemu. Podoba mi się sposób przedstawienia postaci pod względem psychologicznym - bardzo oszczędny i lakoniczny, bez rozwodzenia się i niekończących się wyjaśnień. Pewnie dlatego jest taki przekonujący - czytelnik zachodzi w głowę, co się wydarzyło w przeszłości i spowodowało, że bohater teraz tak a nie inaczej reaguje, a gdy w końcu dopada wyjaśnienia, to tak, jakby brakujący kawałek układanki sam wskoczył na miejsce. Z kliknięciem. :)
ASX76 - 2010-03-10, 13:43
:
Troszkę poczytałem "Światło" i zgodnie z oczekiwaniami: o wiele bardziej wolę takiego Harrisona niż w "Viriconium".
Panie Andrzeju, proszę więcej książek tego pana, byle nie zbiory opowiadań... :-)
You Know My Name - 2010-03-10, 13:46
:
Lektura sprawia wrażenie błądzenia we mgle snów, paranoi i chaosu. Czyli to co lubię najbardziej. Oraz zakończenie - zaskoczenie. Szczególnie ostatnie słowo.
Mehr licht!
Kennedy - 2010-03-10, 20:08
:
Światło to pierwsza książka od bardzo dawna, przy lekturze której nie byłem w stanie przewidzieć o co tu może tak właściwie chodzić i do czego wszystkie wątki zmierzają i czy w ogóle do czegoś zmierzają (jak się okazało - tak), wielki plus. Kawał interesującego i nietypowego sf, jestem na tak i chętnie bym coś więcej Harrisona poczytał. Viriconium, z tego co wiem, niestety jest osadzone w zupełnie innym klimacie, ale chyba się jednak na nie któregoś dnia skuszę.
Metzli - 2010-03-11, 18:18
:
Na książkach Mag_Droon trochę obszerniej podzielił się swoimi wrażeniami z lektury Światła. :)
Romulus - 2010-03-11, 19:01
:
Ha! Fajny tekst. A po tym, co Mag napisał (w tym akapicie z Bistro Californium), wpadło mi do głowy wreszcie, z kim mi się Harrison kojarzył jeśli chodzi o taką kreację. Z Mikiem Resnickiem!!!
Fidel-F2 - 2010-03-11, 23:27
:
Romulus napisał/a:
wpadło mi do głowy wreszcie, z kim mi się Harrison kojarzył jeśli chodzi o taką kreację. Z Mikiem Resnickiem!!!
Naprawdę? To muszę Harrisona omijać szerokim łukiem.
Romulus - 2010-03-11, 23:28
:
Ale to akurat szczegół dotyczący tła.
Fidel-F2 - 2010-03-11, 23:32
:
Na porównania z Resnickiem reaguję alergicznie bo nic mnie tak nie nudzi i nie męczy jak jego literatura. Mocno przeszkadza mi też brak odrobiny chociaż sensu w tejże.
toto - 2010-03-12, 07:17
:
Fidel, w Kirinyadze też sensu nie ma?

Proszę o kontynuowanie dyskusji o Resnicku w jego wątku - El
You Know My Name - 2010-03-12, 09:21
:
Ech. Nie sądzę aby Światło było pisane tak jak instrukcja obsługi impulsownika kinetycznego. Punkt A, B itd. Ma raczej przedstawić wizję autora a nie być odzwierciedleniem podręczników do logiki. Zresztą w czym tu się dopatrujesz braku sensu, Fidel? Fakt, że ktoś patrzy inaczej niż Ty nie odbiera jego wizji jako układowi zamkniętemu wewnętrznych spójności i sensu.
Fidel-F2 - 2010-03-13, 05:55
:
Mag_Droon, nie czytałem Harrisona więc niczego się nie dopatruję. Mam Viriconium, ale tak wszyscy dookoła zniechęcają, że nie wiem czy sięgnę po to w najbliższej pięciolatce, może z przekory. A do tego czasu raczej w ciemno Światła kupował nie będę.
Mag_Droon napisał/a:
Zresztą w czym tu się dopatrujesz braku sensu, Fidel?
w Resnicku
Mag_Droon napisał/a:
Fakt, że ktoś patrzy inaczej niż Ty nie odbiera jego wizji jako układowi zamkniętemu wewnętrznych spójności i sensu.
pewnie nie, ale też nie zapewnia, dyskusja cokolwiek akademicka bo po pierwsze H. nie czytałem, po drugie, nie wypowiadałem się na temat jego twórczości.
You Know My Name - 2010-03-13, 10:39
:
Fidel-F2 napisał/a:
Mam Viriconium, ale tak wszyscy dookoła zniechęcają, że nie wiem czy sięgnę po to w najbliższej pięciolatce, może z przekory.
Zaskoczy Cię pozytywnie, szkoda tylko, że za pięć lat...
Fidel-F2 - 2010-03-13, 10:42
:
Mag_Droon napisał/a:
Zaskoczy Cię pozytywnie,
albo nie
Procella - 2010-03-13, 12:10
:
Fidel-F2 napisał/a:
Mag_Droon napisał/a:
Zaskoczy Cię pozytywnie,
albo nie

Jak każda książka.Nigdy nie ma gwarancji, że coś się nam spodoba.

A "Viriconium" jest IMHO świetne, może tylko przez sam początek trzeba się "przekopać".
Stary Ork - 2010-03-25, 11:19
:
Cytat:

A "Viriconium" jest IMHO świetne, może tylko przez sam początek trzeba się "przekopać".


Hmm, ja mam akurat inne wrażenia - im dalej, tym gorzej. Pierwsze historie mocne, z porządnym nastrojem, potem - za wyjątkiem może wątku Paucemanly'ego - jakoś nie było między nami chemii. O ile budowanie świata w "Viriconium" jest nawet-nawet, o tyle z postaciami jakoś tak słabiej, poza Trupem w dwa miesiące po lekturze nie bardzo pamiętam o innych (może poza Cromisem, ale tylko ze względu na to, że tak - jak by to ująć - papierowego bohatera nie spotkałem dawno we w sumie przyzwoitej książce. Do tego "Viriconium" kompletnie kładzie niezgrabne, kanciaste i kwadratowe tłumaczenie, plus powszechna u polskich tłumaczy absolutna niezdolność do czytania kontekstu tłumaczonego słowa ("paznokcie" zamiast "gwoździe" - no ileż, do cholery, można?).
Przeczytałem, przyswoiłem, przemyślałem, ale wracać na razie nie mam zamiaru. Waaaaaaaaaaaaaaaaaagh.
MadMill - 2010-04-02, 13:53
:
A ja tak ambitnie napiszę: czy Światło doznało zaszczytu zostania wydanym na gorszym papierze niż reszta książek z UW?
AM - 2010-04-02, 14:23
:
MadMill napisał/a:
A ja tak ambitnie napiszę: czy Światło doznało zaszczytu zostania wydanym na gorszym papierze niż reszta książek z UW?


"Gorszy" to pojęcie względne. Papier ze Światła jest na pewno droższy i ma trochę inne parametry (jest bardziej chropowaty i nie tak idealnie biały). A dlaczego? Po prostu skończył nam się ten poprzedni i od ręki mogliśmy kupić właśnie taki. Zresztą już w Shrieku wracamy do poprzedniego.
MadMill - 2010-04-02, 14:34
:
Tylko tak pytałem, bo podczas lektury mi coś nie pasowało. Jakby nie to UW. Ani mnie ziębi, ani parzy taki papier, ani jakikolwiek inny.
AM - 2010-04-02, 15:47
:
MadMill napisał/a:
Tylko tak pytałem, bo podczas lektury mi coś nie pasowało. Jakby nie to UW. Ani mnie ziębi, ani parzy taki papier, ani jakikolwiek inny.


Przy okazji gratuluję dobrego oka :-) .
MrSpellu - 2010-04-06, 07:27
:
Jestem w trakcie lektury Viriconium (1/3 za mną) i na razie jestem na nie. Chwilowo mam podobnie jak Stary_Ork, czyli uważam, że kreacja świata jest całkiem niezła (umysł mam spaczony RPG i nasuwają mi się skojarzenia z Fading Suns), ale tak jakoś topornie się to czyta (Jak do tej pory, całkiem dobrze się czytało Dziwne wielkie grzechy). Jaka jest szansa, że Światło odbiorę podobnie?
toto - 2010-04-06, 09:28
:
Spellsinger napisał/a:
Jaka jest szansa, że Światło odbiorę podobnie?

Duża (bo to Harrison). Mała (bo to zupełnie inna książka).
Początkowo w Świetle również ciężko się połapać, ale tutaj istnieje coś takiego jak oś fabuły. Może początkowo trudno dostrzegalna, ale jest. A całość idzie do zaskakującego finału.

edit
Jeśli nie przeczytasz Światła, to powiem ci, żeś głupi.
MrSpellu - 2010-04-06, 09:38
:
toto napisał/a:
Jeśli nie przeczytasz Światła, to powiem ci, żeś głupi.

To jest szantaż!
toto - 2010-04-06, 09:44
:
To jest fakt!
MrSpellu - 2010-04-06, 09:46
:
toto napisał/a:
To jest fakt!

Faktem jest, że Harrison mi nie podchodzi. Pytam się tylko, czy przy Świetle będę się tak samo męczył? Bo bez Światła mogę się obejść :P
Aczkolwiek rachunki popłaciłem :P

edit:

I tak przeczytam... bo kupiłem :/
toto - 2010-04-06, 10:43
:
Spellsinger napisał/a:
Pytam się tylko, czy przy Świetle będę się tak samo męczył?
Moim zdaniem nie. Książka jest inaczej napisana. Ale nie jest to język, który często spotyka się w sf. Jednym się spodoba, innym nie. Myślę, że jest to na tyle inna książka, że nie można powiedzieć: Viriconium mi się nie podobało, ze Światłem będzie podobnie (i na odwrót). Myślę jednak, że Światło jest przystępniej napisane i łatwiej się je czyta.
MrSpellu - 2010-04-06, 10:51
:
To chciałem wiedzieć. Dziękuję.
martva - 2010-04-06, 14:06
:
Spellsinger napisał/a:
Chwilowo mam podobnie jak Stary_Ork, czyli uważam, że kreacja świata jest całkiem niezła (umysł mam spaczony RPG i nasuwają mi się skojarzenia z Fading Suns), ale tak jakoś topornie się to czyta


Ufff, Spell, lejesz miód na moje serce, już myślałam że jestem dziwna. Męczyłam tę książkę i męczyłam, mając nadzieję że w końcu coś zaskoczy i zaiskrzy i tez padnę na kolana i będę się delektować, a nie męczyć, a tu figę.

A na 'Światło' jakoś nie mam ochoty, jest tyle innych książek z którymi mam szansę się bardziej polubić...
Romulus - 2010-04-06, 14:26
:
ŚWIATŁO jest lepsze od VIRICONIUM jeśli chodzi o przystępność. Doskonała lektura. Może nie porywająca, ale naprawdę czyta się smakowicie. Ta powieść osadziła mi Harrisona na fali wznoszącej mojego zainteresowania.
MrSpellu - 2010-04-14, 06:49
:
Dalej jestem w połowie Viriconium i od kilku dni nie potrafię się zmusić by to skończyć. Nie pamiętam kiedy ostatni raz nie dokończyłem książki :/ Ta książka to jest jedno wielkie rozczarowanie.
martva - 2010-04-14, 10:08
:
MrSpellu napisał/a:
Myślę jak tu zrobić by dokończyć Viriconium (bo zawsze kończę*) i jednocześnie nie dokończyć (bo nie chce mi się). Może by tak jakiś wypadek... z piecem, czy coś //mysli


Zrób sobie przerwę na coś innego, przeczytałam w trakcie Viriconium chyba trzy inne rzeczy i nigdy nie rzucałam sie z takim entuzjazmem na książkę Pilipiuka.
Nie masz pojęcia jak się cieszę z Twojej opinii o Viriconium, już zaczęłam o sobie myśleć jako ignorantce bez gustu ;)
MrSpellu - 2010-04-14, 10:34
:
martva napisał/a:
rób sobie przerwę na coś innego, przeczytałam w trakcie Viriconium chyba trzy inne rzeczy i nigdy nie rzucałam sie z takim entuzjazmem na książkę Pilipiuka.

Ja tak nie umiem. Nie lubię czytać kilku książek "jednocześnie", nie lubię też przerywać zaczętych. Ot, takie przyzwyczajenie czytelnicze.

martva napisał/a:
Nie masz pojęcia jak się cieszę z Twojej opinii o Viriconium, już zaczęłam o sobie myśleć jako ignorantce bez gustu

Należy brać poprawkę, że mam dość specyficzny gust czytelniczy. Viriconium w moim mniemaniu nie jest zwykłym, rozrywkowym czytadłem do pociągu i w sumie tu się trochę kryje jego wada. Jest to moim zdaniem nieudany mariaż poetyki literatury fantastycznej z ambitniejszą konstrukcją formy rodem z klasyki mainstreamu. Ani to nie bawi, ani jakoś specjalnie zmusza do refleksji. A wykonanie zwyczajnie jest toporne. Nie wiem nad czym ten zachwyt. Pierwszy raz od dawna zgadzam się z ASXem. Nie czuję tej książki.
AM - 2010-04-17, 14:27
:
MrSpellu napisał/a:
Należy brać poprawkę, że mam dość specyficzny gust czytelniczy. Viriconium w moim mniemaniu nie jest zwykłym, rozrywkowym czytadłem do pociągu i w sumie tu się trochę kryje jego wada. Jest to moim zdaniem nieudany mariaż poetyki literatury fantastycznej z ambitniejszą konstrukcją formy rodem z klasyki mainstreamu. Ani to nie bawi, ani jakoś specjalnie zmusza do refleksji. A wykonanie zwyczajnie jest toporne. Nie wiem nad czym ten zachwyt. Pierwszy raz od dawna zgadzam się z ASXem. Nie czuję tej książki.


Istnieje również taka możliwość, że gdybyś zachwycał się takimi książkami, jak Viriconium, nie byłoby cię na tym forum, bo większość fantastyki nie miałaby ci nic do zaoferowania.
MrSpellu - 2010-04-19, 09:00
:
Ja napisał/a:
Należy brać poprawkę, że mam dość specyficzny gust czytelniczy. Viriconium w moim mniemaniu nie jest zwykłym, rozrywkowym czytadłem do pociągu i w sumie tu się trochę kryje jego wada. Jest to moim zdaniem nieudany mariaż poetyki literatury fantastycznej z ambitniejszą konstrukcją formy rodem z klasyki mainstreamu. Ani to nie bawi, ani jakoś specjalnie zmusza do refleksji. A wykonanie zwyczajnie jest toporne. Nie wiem nad czym ten zachwyt. Pierwszy raz od dawna zgadzam się z ASXem. Nie czuję tej książki.

AM napisał/a:
Istnieje również taka możliwość, że gdybyś zachwycał się takimi książkami, jak Viriconium, nie byłoby cię na tym forum, bo większość fantastyki nie miałaby ci nic do zaoferowania.

Ja nie jestem na tym forum z "miłości" do literatury fantastycznej, którą traktuję głównie jako rozrywkę i odskocznię od innej literatury, przepraszam jeżeli zabrzmi protekcjonalnie, zwanej literaturą "poważną". Jestem tu dla towarzystwa.

Viriconium dla mnie na pewno nie jest czystą rozrywką, ale też nie jest tym "czymś więcej", nie dociera do mnie, nie lubię jej. Dlatego AM, z tych dwóch możliwości wybrałbym jednak opcję, że Viriconium zwyczajnie mi się nie podoba. Bardziej chyba ze względu na formę oraz język (Chodzi głównie o konstrukcje stylistyczne i nie chodzi o to, że "nie pasują" do sf bo to akurat jest mało istotne, zwyczajnie są ciężkostrawne i nie do końca spełniają swoją literacką funkcję. Chyba że ich celem było obrzydzenie lektury. W tym wypadku zwracam honor.) niż samą fabułę (czasami jednak...) i konstrukcję świata przedstawionego. Do tej pory chyba najbardziej podobał mi się fragment z facetem, który przejął mieszkanie swojego wuja zakochanego w aktorce (Dziwne wielkie grzechy?), ale pewnie dlatego, że żółte buty skojarzyły mi się z Mannem.
MrSpellu - 2010-04-27, 14:33
:
Dobra wymiękłem. Viriconium niedoczytane wędruje na półkę :/
martva - 2010-04-27, 18:39
:
Spell, ignorancie i prostaku, niech Cię uściskam!
Tixon - 2010-08-30, 14:29
:
Już po Świetle. Chciało by się napisać coś od siebie, ale łatwiej będzie użyc tego, co już zostało napisane :P
Romulus napisał/a:
Hmm... Ksiązka jest frapująca. Przez większość czasu, który nad nią spędzałem, zastanawiałem się dokąd to wszystko zmierza. Okazało się finalnie, że jest jakiś cel i nie będzie nijakiego zakończenia. Odpowiedź na powyższe pytanie była jednak inna od zakładanej, ale była elegancka i - w miarę - wyczerpująca. O ile można marzyć o takich odpowiedziach w książce, która oparta jest tylko na wyobraźni autora

Zgadzam się; jak dla mnie jest tu bardziej fiction niż science.
Romulus napisał/a:
Książkę polecić wypada, ale nie znajdzie w niej czytelnik żadnych pociągających, estetycznych olśnień jak w RZECE BOGÓW McDonalda wydanej niedawno (może lepiej nie czytać ŚWIATŁA po RZECE...)

No zdecydowanie :P
Kennedy napisał/a:
Światło to pierwsza książka od bardzo dawna, przy lekturze której nie byłem w stanie przewidzieć o co tu może tak właściwie chodzić i do czego wszystkie wątki zmierzają i czy w ogóle do czegoś zmierzają

Tak samo, ale z innego powodu - po prostu nie zastanawiałem się nad zakończeniem, a przyjmowałem to co dostałem.
Ł - 2010-09-09, 15:47
:
Przeczytałem i jaram się Światłem.
Tixon - 2010-09-09, 15:59
:
A co w Świetle jest do jarania się? :>
You Know My Name - 2010-09-09, 16:17
:
Wszystko, zasadniczo nie ma tam słabych elementów. Prawie doskonałe.
Ł - 2010-09-09, 16:55
:
Tixon napisał/a:
A co w Świetle jest do jarania się? :>


Podoba mi się trójróżnorodność wątków i misterność ich wzajemnej relacji. Socjopatyczny thrill współczesności, dickowskia śmieciowa psycho-przyszłość no i perspektywa harda sf statku kosmicznego. Początkowo najbardziej intrygujący była teraźniejszość, a dwie przyszłościowe wizje trochę mnie odrzucały pewnym przerysowaniem aż w stronę kiczu, ale przy końcu to wszystkie trzy wchodziły bez popity. No i świetny koniec, który zaprasza do lektury raz jeszcze, niekoniecznie w kolejności numerycznej stron.
Ł - 2010-09-10, 13:08
:
a zwróciliście uwagę że w blurbie ŚWIATŁA jest mega-spoiler z finałowej sceny, ale to i tak w ogóle nie szkodzi bo książka jest tak napisana że się jej nie ima?
You Know My Name - 2010-09-10, 13:13
:
To jest FAKIN-TERA-SPOJLER a nie mega spojler. Po prostu siąść i płakać, że ktoś takiego zrobił książce. Ech... Ale faktycznie fabuła wkręca tak, że można od biedy na ten wybryk machnąć ręką.
Tixon - 2010-09-10, 13:32
:
Ł napisał/a:
a zwróciliście uwagę że w blurbie ŚWIATŁA jest mega-spoiler z finałowej sceny, ale to i tak w ogóle nie szkodzi bo książka jest tak napisana że się jej nie ima?
Mag_Droon napisał/a:
To jest FAKIN-TERA-SPOJLER a nie mega spojler. Po prostu siąść i płakać, że ktoś takiego zrobił książce. Ech... Ale faktycznie fabuła wkręca tak, że można od biedy na ten wybryk machnąć ręką.

Ja przez cała książkę czekałem na rozwiązanie tego motywu :)
Ł - 2010-09-10, 13:38
:
oj tam oj tam Droon, dramatyzujesz, dla mnie ten spojlerek to wartość dodana książki. Serio. Po pierwsze nie jest to zwykłe wygadanie się, ale jakby bonusowy opis w załączniku - myślę że na osobie piszącej blurba finałowa scena zrobiła duże wrażenie (mówiąc wprost - podjarała się) i zwyczajnie musiała się podzielić się tym. Pozatym sam opis nie niszczy pola intepretacyjnego bo kości to wiadomo, są i na okładce, ale jaki trup i czyj statek, aaa tego to już nie wiadomo właściwie do końca.
MrSpellu - 2010-09-10, 13:48
:
No niech was dunder świśnie wy niemyte morświny!
I cholera teraz to będę musiał przeczytać :/ Zaraz po cyklu barokowym oczywiście...
Urshana - 2010-09-10, 13:53
:
Ja też nabrałam ochoty, bo stoi na półce i się kurzy, ale wcześniej kupię sobie Wegnera nowego i przeczytam. O ile dzieciaki w szkole mnie nie wykończą.
Metzli - 2010-09-25, 16:12
:
Parę słów po lekturze Viriconium. Można zachwycać się pięknym językiem i poetyckim stylem, które to elementy przesłaniają wszystkie inne - ale to jednak za mało żeby książka się spodobała. Nie jest to pozycja, od której nie można się oderwać (powiedziałabym, że wręcz przeciwnie). I jak to ktoś napisał (Stary Ork chyba) po odłożeniu książki na półkę bohaterowie nie zapisują się mocno w pamięci.

Przeczytałam do końca, żeby książka nie wisiała nade mną jak jakiś wyrzut sumienia. Choć uparte przedzieranie się przez kolejne strony zaczęło wyglądać dla mnie jak jakaś wyrafinowana postać masochizmu. Grunt, że już za mną. Pierwsza książka z UW, która "nie podeszła", nieprędko sięgnę po Światło ;)
Romulus - 2010-09-25, 16:15
:
No własnie powinnaś prędko sięgnąć po ŚWIATŁO. Bo jest inną i - bez wątpienia - ciekawszą powieścią. Niepokojącą.
Urshana - 2010-09-26, 15:37
:
Jak tylko skończę Wegnera, którym się delektuję i nie chcę za szybko czytać, bo wiem, że potem długo poczekam na kolejną odsłonę świata, to zabieram się właśnie za Viriconium, zobaczymy czy moje odczucia będą podobne. Trochę się obawiam, a z drugiej strony wasze opinie zaintrygowały mnie na tyle, by porwać książkę z bibliotecznej półki.
Ł - 2010-10-12, 09:59
:
O "Świetle" będziemy rozmawiać w najbliższy piątek o 17.00 w kawiarni Ogrody, Warszawa. Kto czytał niech przybywa.
ASX76 - 2010-10-12, 13:42
:
A kto czytał, ale nie przeczytał? ;)
Urshana - 2010-10-14, 20:16
:
A oto garść moich uwag na temat Viriconium. - zapraszam do lektury
Ł - 2010-10-17, 12:15
:
Magu, Magu kiedy wrzucisz tak zwane "taśmy Droona"?
You Know My Name - 2010-10-29, 12:15
:
dziś wieczorkiem. inauguracja linka w komentach na blogu stolicznym
Metzli - 2011-03-12, 16:28
:
Wczoraj miała miejsce premiera wydania kolejnej książki M. Johna Harrisona u nas :)

Nova Swing

Mag napisał/a:
Wielkie turystyczne statki wędrują od gwiazdy do gwiazdy. Wszystko jest osiągalne. Można kupić sobie nowe ciało. Albo nową osobowość. Każdy może stać się, kim tylko zechce – wszędzie poza zakazaną strefą w Saudade, gdzie przed pokoleniem fragmenty Traktu Kefahuchiego zaczęły spadać na ziemię. I wybór nie jest już możliwy.

Nieprzewidywalność strefy przyciąga poszukiwaczy przygód. Prowadzony przez nich handel niewytłumaczalnymi organizmami, destabilizującymi techologiami oraz biologicznymi artefaktami, jakie można tam odnaleźć, prowadzi do gwałtownego konfliktu z policją z Saudade. Tymczasem bogaci turyści podejmują ryzykowne pograniczne eskapady, prowadzeni przez niezasługującego na zaufanie Vica Serotonina, skorumpowanego przewodnika dusz; a ze strefy wydostała się choroba zupełnie nowego rodzaju.

Ł - 2011-04-07, 19:10
:
MrSpellu napisał/a:
Ja właśnie skończyłem Światło.
Po lekturze z chęcią sięgnę po Nova Swing.

Celny strzau milordzie.
MrSpellu - 2011-04-07, 19:46
:
Ł napisał/a:
Celny strzau milordzie.

Wszystko pięknie, ale Harrison najbardziej uszczęśliwił mnie Tomem Waitsem.
You Know My Name - 2011-04-08, 15:48
:
toto, przeczytałeś Nova Swing w końcu??
toto - 2011-04-08, 15:53
:
Niestety, miałem ostatnio trochę innych rzeczy na głowie i zabierałem się za książkę już w łóżku, co nie kończyło się najlepiej. Trochę brakuje mi Shrandera. Pewnie dzisiaj lub jutro skończę, bo w przyszłym tygodniu mogę mieć jeszcze mniej czasu. Ale Piknik na skraju drogi ma już pierwszeństwo przed wszystkimi innymi lekturami.
MrSpellu - 2011-04-08, 18:54
:
Mag_Droon napisał/a:
toto, przeczytałeś Nova Swing w końcu??

Ja jestem w trakcie. Chwilowo nie ma tego pierdolnięcia z jednego z pierwszych fragmentów Światła, ale postać policjanta jest mru.
You Know My Name - 2011-04-08, 20:30
:
Jander napisał/a:
Na temat i wątkowo - skończyłem Światło.
O czym jest ta książka?

A czy książka musi być o czymś, jeśli jest pięknie napisana?

Przeniosłem z Co teraz czytacie - Tix
MadMill - 2011-04-08, 20:34
:
Jander napisał/a:
O czym jest ta książka?

Wg wielu jest to "Ślepowidzenie" w wersji hard ;P
You Know My Name - 2011-04-08, 20:38
:
Ze słowem hard się zgadzam, ze słowem ślepowidzenie - nie
Jander - 2011-04-08, 20:57
:
M_D napisał/a:
A czy książka musi być o czymś, jeśli jest pięknie napisana?

Nie musi i to jest w tej książce najgorsze.
Z moich swobodnych skojarzeń - "Ubik" wersja hard.
MadMill - 2011-04-08, 21:02
:
Wersja hard... skąd to hard tam się wzięło? Tak z ciekawości.
Jander - 2011-04-08, 21:18
:
Ogólnie - naukowo i językowo.
toto - 2011-04-08, 21:23
:
Ale w sensie jak naukowo? Że ktoś wspomina fizykę kwantową to znaczy, że jest hard sf? Pfff.
Jander - 2011-04-08, 21:29
:
Raczej jej wykorzystanie, przeplatanie wątków co nie jest dla byle rozrywki. Jest metodą powieści.
toto - 2011-04-08, 21:32
:
Ale nauka w Świetle jest bardzo pretekstowa. Tu kwanty, tam kubity, siam napęd dynaflow. Nie na nauce się opiera. Nova Swing zresztą też (niedawno skończyłem).
Jander - 2011-04-08, 21:35
:
Zgodzę się, choć wrażenie pozostaje, niekoniecznie współmierne do rzeczywistości.
Ł - 2011-04-08, 22:04
:
toto napisał/a:
Ale nauka w Świetle jest bardzo pretekstowa. Tu kwanty, tam kubity, siam napęd dynaflow. Nie na nauce się opiera. Nova Swing zresztą też (niedawno skończyłem).

Egzekli. U Harrisona fikcją naukową więcej się miesza niż wyjaśnia. Co nie znaczy że te mieszanie jest głupawe albo nie prawdopodobne - wprost przeciwnie, świetnie oddaje dystans jaki dzieli istotę ludzką od sił jakich pojąć nie może.
toto - 2011-04-08, 22:12
:
Nie przeczę, ale do głowy nie przychodzi mi nazywanie Światła i, tym bardziej Nova Swing, powieścią, gdzie nauka jest hard. To jest raczej bogata wyobraźnia opakowana w okrągłe słówka (za to jak się to czyta!). Przecież nawet nie było próby opisu działania Matematyki K-statku, ona po prostu wszystko załatwia, plus wspomnienie przestrzeni dziesięciowymiarowej . Inżynieria genetyczna również po prostu jest, idziesz do Wuja Suwaga lub innego krawca i voila. Nowe ciało. Nie zrozumcie mnie źle, jest super, ale na pewno Harrison nie napisał niczego, co mógłbym nazwać sf (mowa oczywiście o Świetle i Nova Swing, niewydanych u nas tekstów nie czytałem).
MrSpellu - 2011-04-08, 22:18
:
Czytając Światło odnosiłem wrażenie, że czytam lepsze stylistycznie Ogień nad ochłanią Vernora Vinge.

Magu napisał/a:
A czy książka musi być o czymś, jeśli jest pięknie napisana?

Tak! Po stokroć tak!

Tym samym nie rozumiem zarzutu Jandera.
MadMill - 2011-04-09, 15:37
:
toto napisał/a:
Ale w sensie jak naukowo? Że ktoś wspomina fizykę kwantową to znaczy, że jest hard sf? Pfff.

Temu właśnie się pytam o to hard s-f. Ja to "romansowanie" z s-f Harrisona odebrałem raczej jako kpinę z osiągnięć człowieka, tych dotychczasowych. Może nawet nie do końca kpinę, ale że my nie znamy nawet kawałeczka całej mozaiki nauki. To jest jego sposób na pisanie, a pisze świetnie, więc może bawić się w takiego "wyśmiewacza", bo jakby to wyszło spod pióra gorszego pisarza byłoby sileniem się na s-f. A tutaj mamy po prostu literaturę i nie ważne jakiego gatunku.

Więc to zestawienie, jak dobrze pamiętam jednego z redaktorów Poltera, że Światło to "Ślepowidzenie bez trzymanki" tak bardzo mi tutaj nie pasuje. Bo Watts w tym wydaniu jest hard s-f.
Shadowmage - 2011-04-09, 15:48
:
Mnie się wydaje, że z jednej strony Harrison sobie pogrywa i żartuje (np. we fragmencie, a którym opisuje, że każda rasa porusza się po kosmosie napędami o innym działaniu, wręcz sobie zaprzeczającymi), a z drugiej strony całą konstrukcję powieści - w samych fundamentach, a nie w widocznych gadżetach - opiera na naukowych założeniach. Nie robi jednak tego jak Watts czy Egan, u których kipi od nauki, nie wysuwa jej na pierwszy... a nawet drugi plan.
Tixon - 2011-04-09, 16:05
:
Shadowmage napisał/a:
Nie robi jednak tego jak Watts czy Egan, u których kipi od nauki, nie wysuwa jej na pierwszy... a nawet drugi plan.

Czy nie jest u Harrisona aby tak, że o ile u innych wymienionych pisarzy zrozumienie podstaw nauki prezentowanych w książce jest wymagane do zrozumienia samej książki, o tyle u niego jest takie wielkie "hej, wcale nie musisz rozumieć zasad rządzących światem, olej to i baw się dobrze"?
Tak ja odbierałem Światło.
Shadowmage - 2011-04-09, 16:15
:
Trochę tak - jak nie załapiesz co tam autor schował w środku, to i tak możesz czytać ze zrozumieniem :)
raya - 2011-04-14, 18:32
:
Ja pierwszy zapoznałam się z twórczością Harrisona dosyć niedawno. Zaczęło się od ,,Nova Swing". Książka dosyć skomplikowana, wymagają skupienia i dużej wyobraźni, ale niesamowicie oryginalna. Właściwie wszystkie książki Uczty Wyobraźni są takie, nie da się ich opisać. Na mojej półce już czeka ,,Viriconium", pewnie niedługo znajdzie się tam również ,,Światło" :) .
bimali1 - 2012-01-11, 08:29
:
"Viriconium" Harrisona w UW, przeleżało u mnie ze dwa lata. Nie spodziewałem się rewelacji, jednak jestem dość zadowolony. Ta wizja upadłego świata z odpryskami niegdysiejszej świetności całkiem mi odpowiada, choć poszczególne opowiadania mają różny poziom.
No i skończyłem wreszcie /poczytywałem od wakacji :-( / biografię Lutra pióra Friedenthala; o ile tło społeczno-polityczne całkiem dobrze nakreślone, to sama postać niemrawa, dlatego -nie polecam.
Luinloth - 2012-01-11, 14:51
:
bimali1 napisał/a:
"Viriconium" Harrisona w UW, przeleżało u mnie ze dwa lata. Nie spodziewałem się rewelacji, jednak jestem dość zadowolony. Ta wizja upadłego świata z odpryskami niegdysiejszej świetności całkiem mi odpowiada, choć poszczególne opowiadania mają różny poziom.
Chyba muszę przeczytać, bo jestem teraz w połowie Światła i odpowiada mi styl tego pana. Tutaj mnie szczególnie ujmują przeplatające się fabuły z różnych czasów i wizja coraz większej integracji techniki z homo sapiens ze wszelkimi konsekwencjami.
ASX76 - 2012-01-11, 15:10
:
Luinloth napisał/a:
Chyba muszę przeczytać, bo jestem teraz w połowie Światła i odpowiada mi styl tego pana.


To zupełnie inne książki.
martva - 2012-01-11, 15:15
:
Tak, Światło było znośne, Viriconium miałam ochotę wyrzucić przez okno i dotrwałam do końca z bólem (ciesząc się dziko z odskoczni w postaci jakiejś książki Pilipiuka).
bimali1 - 2012-01-11, 15:49
:
ASX76 napisał/a:
Luinloth napisał/a:
Chyba muszę przeczytać, bo jestem teraz w połowie Światła i odpowiada mi styl tego pana.


To zupełnie inne książki.


Zgadza się. Zupełnie inne :-)
Luinloth - 2012-01-11, 16:34
:
bimali1 napisał/a:
ASX76 napisał/a:
Luinloth napisał/a:
Chyba muszę przeczytać, bo jestem teraz w połowie Światła i odpowiada mi styl tego pana.


To zupełnie inne książki.


Zgadza się. Zupełnie inne :-)
No ba, wiadomo :)
Ale ja się sugeruję zestawem "podoba mi się inna książka tego autora" + "ktoś poleca" dość często.
ASX76 - 2012-01-11, 17:32
:
Luinloth napisał/a:


No ba, wiadomo :)

Ale ja się sugeruję zestawem "podoba mi się inna książka tego autora" + "ktoś poleca" dość często.



1. W tym przypadku "wiadomo" jest szczególne, bo patrząc na styl, trudno odnieść wrażenie, że popełnił je ten sam autor. ;)

2. Aghh... Nieraz się "przejechałem" na takim zestawie, zwłaszcza w odniesieniu do "pierwszego członu".
MrSpellu - 2012-01-11, 17:43
:
Viriconium miałem ochotę puścić przez piec.
A Światło było całkiem całkiem.
Luinloth - 2012-01-11, 18:00
:
MrSpellu napisał/a:
Viriconium miałem ochotę puścić przez piec.
A Światło było całkiem całkiem.
A Nova Swing? Świat ten sam, więc o ile trzyma poziom, to powinno być czytalne. Po tym, co mówicie, wylądowało u mnie na liście przyszłościowej dużo wyżej od Viriconium - możliwe, że nawet na liście na najbliższą wycieczkę, o ile znajdę.
martva - 2012-01-11, 19:23
:
Nova Swing też ujdzie.

Na Viriconium się napaliłam, bo wszyscy nad nim kwiczeli, fragment był zachęcający, a potem się okazało że zdecydowanie nie jest to coś co martve lubią. Język przyjęłam jako bełkotliwy, a nie barokowy i poetycki, opowiadania się kończyły kiedy zaczynałam wynajdywać ślady fabuły i wykazywać odrobinę zainteresowania dalszym losem bohaterów. Zmęczyłam się okrutnie, ale tak mam że jak zaczynam czytać to ciągnę do końca. W sumie aż jestem zdziwiona że dałam się namówić kumplowi na dwie kolejne książki Harrisona.
ASX76 - 2012-01-11, 19:32
:
No nie, nie wszyscy "kwiczeli" np. ASX.
Co do odczuć, to się zgadzam, za wyjątkiem "bełkotliwego języka" - stanowczo zbyt przesadzone i niesprawiedliwe/krzywdzące określenie.
"Barokowy i poetycki" - jak najbardziej tak.
Im więcej czasu upływa od lektury, tym milej/cieplej ją wspominam, bo coś w sobie ma. Gdyby pewne kwestie bardziej rozwinąć, rozciągnąć do rozmiarów powieści, byłoby znacznie ciekawiej.
martva - 2012-01-11, 20:14
:
Poetycki język to jest w Opowieściach sieroty, które mnie zachwyciły i rzuciły na kolana. We 'włoskiej' Brzezińskiej. W Viriconium, moim zdaniem, nie. Może to wina tłumacza albo redaktora, ale jak czytam zdanie trzy razy i nadal nie jestem pewna co autor miał na myśli, to uznaję to za bełkot.
ASX76 - 2012-01-11, 20:24
:
martva napisał/a:
Może to wina tłumacza albo redaktora, ale jak czytam zdanie trzy razy i nadal nie jestem pewna co autor miał na myśli, to uznaję to za bełkot.


Może właśnie na tym polega jeden z uroków New Weird? ;)
Sharin - 2012-01-11, 20:59
:
"Nova Swing" oczyma Tixona :)
Luinloth - 2012-01-11, 21:01
:
Sharin napisał/a:
"Nova Swing" oczyma Tixona
Akurat w innym wątku głośno się zastanawiałam, czy kupić :)
rybieudka - 2012-01-11, 21:02
:
ASX76 napisał/a:
Im więcej czasu upływa od lektury, tym milej/cieplej ją wspominam, bo coś w sobie ma.

Mam dokładnie to samo. Z obecnej perspektywy Viriconium jawi mi sie jako świetna książka... a odbiór podczas lektury miałem cokolwiek inny
Ł - 2012-01-11, 21:22
:
Sharin napisał/a:
"Nova Swing" oczyma Tixona :)

Słabo napisałeś ten tekst Tixon. Nawiązanie do gry S.TA.L.K.E.R. to moim zdaniem całkowite pudło, bo Harrison ujmuje raczej Stalkera tak jak Tarkowski w swoim filmie. Poza tym literówy w nazwach własnych. I protegowany to ktoś inny niż protagonista.
You Know My Name - 2012-01-11, 21:31
:
AAAAAAAHHHHHHhRRRRRRRR
Tix napisał/a:
Brak w niej porywającej akcji czy wyraźnej fabuły, zaś elementy science bardziej mieszają w głowie, niż cokolwiek wyjaśniają. Tu główną rolę odgrywają ludzie, nie zaś technika i wynalazki.
Za ten fragment włożenie w mrowisko byłoby chyba nadmiarem litości...

Tix, tam gdzie technika i wynalazki jest ważniejsza od człowieka to jest gadżeciarstwo a nie literatura...

Po przeczytaniu tej recenzji muszę się napić.
ASX76 - 2012-01-11, 21:33
:
"Dla tych, którym Światło przypadło do gustu, lektura Nova Swing jest naturalną konsekwencją tego faktu." <-- tylko Smok mógł zmajstrować takie zdanie. ;)
Tixon - 2012-01-11, 21:39
:
Ł napisał/a:
Słabo napisałeś ten tekst Tixon.

Wiem, był raczej wymęczony, niż pisany czuciem książki. Ale i Nova to trudny dla mnie utwór, posiadający niezidentyfikowane "coś", co przyciągało. U mnie przejawiało się właśnie chęcią odpalenia 4X (z braku alternatywy dla wycieczki międzygwiezdnej) oraz Stalkera (dla klimatu strefy).
Na resztę nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
You Know My Name napisał/a:
Za ten fragment wł :oops: ożenie w mrowisko byłoby chyba nadmiarem litości...

Ale oso hodzi?
Skłamałem gdzieś czy coś? :mrgreen:
Wiem, wiem, ludzie. Ale w Nova to jest jakoś szczególnie podkreślone. Obca planeta, technologie, a w tym wszystkim największą obcością jest inny człowiek.
You Know My Name - 2012-01-11, 23:11
:
Jak to o co? Nie skłoniłeś się przed moim bogiem...
Stary Ork - 2012-01-11, 23:21
:
martva napisał/a:
Na Viriconium się napaliłam, bo wszyscy nad nim kwiczeli, fragment był zachęcający, a potem się okazało że zdecydowanie nie jest to coś co martve lubią. Język przyjęłam jako bełkotliwy, a nie barokowy i poetycki, opowiadania się kończyły kiedy zaczynałam wynajdywać ślady fabuły i wykazywać odrobinę zainteresowania dalszym losem bohaterów. Zmęczyłam się okrutnie, ale tak mam że jak zaczynam czytać to ciągnę do końca. W sumie aż jestem zdziwiona że dałam się namówić kumplowi na dwie kolejne książki Harrisona.


Second that. Czułem się jakbym rzeźbił w łajnie, niby można, ale to wyjątkowo niewdzięczny materiał. Tłumaczenie w dodatku kompletnie położone, zastanawiałem się, czy tłumacz nie należał do kategorii "Jeszcze nie nauczyłem się angielskiego, ale już zaczynam zapominać polski" (ale ciągle jestem pod wrażeniem typa tłumaczącego na polskawy "Bastion" Kinga, więc trochę się poobrażalem na tlumaczy).

ASX76 napisał/a:
Może właśnie na tym polega jeden z uroków New Weird?


Jak się już potrzebuje etykietek... Kurde, Mieville potrafił budować zdania możliwe do odszyfrowania bez zaprucia się meskalem, Vandermeer pisze jasno i precyzyjnie, nawet Harrison w powieściach da się czytać - więc może bełkotliwość nie jest cechą konstytuującą New Weird? //mysli .
Grigori - 2012-01-12, 00:17
:
Mam wrażenie, że umyka Wam zasadniczy element konstrukcji Viriconium. Nie New Weird, tylko tego jednego zbioru opowiadań. Zawodzicie nad brakiem sensu tej książki (sorki, nie odnoszę się do nikogo konkretnego, czytałem ten wątek w całości dawno temu, a Viriconium jeszcze dawniej), nad tym, że jest o niczym i w ogóle "o co chodzi". I racja. Ale sądzę, że takie właśnie było założenie, bo jakby inaczej zrealizować to, co chciał Harrison? Napisać sen. Sny. Pomyślcie nad tym; ile razy mieliście okazje czytać fragmenty powieści przedstawiające sen. "Jestem gdzieś, zaraz jestem gdzieś indziej, ojej, ale to dziwne" i trochę taniej symboliki. Tak przeważnie się przedstawia sny w powieściach, czasem bardziej porywająco, czasem mniej, ale zawsze jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Może gdzieś tam jest jakaś książka, która robi coś podobnego, ale dla mnie to właśnie Viriconium schodzi głębiej pod powierzchnie, operuje na prawidłach nie tylko jednego snu, ale może nawet całego życia śnienia - ci sami bohaterowie pod różnymi postaciami, a może raczej te same postacie jako różni bohaterowie. To samo miast, a jednak za każdym razem inne. Przebłyski motywów pomiędzy snami-opowiadaniami. Może i to wszystko jest bez ładu i składu i bez jakiegoś głębszego sensu, ale tak to już jest ze snami, a Viriconium tym właśnie jest. Omnibusem snów. Brak sensu jest tutaj sensem, więc jakże można traktować to jako wadę?
Stary Ork - 2012-01-12, 09:06
:
Dla mnie twój post to nie jest analiza, tylko epikryza //mysli


Cytat:
Brak sensu jest tutaj sensem, więc jakże można traktować to jako wadę?

No to nawet tutaj Harrisonowi nie wyszło, mógł się uczyć od dadaistów, którzy robili to lepiej, zwięźlej i z większym szacunkiem do odbiorcy :mrgreen:

Grigori napisał/a:
Może i to wszystko jest bez ładu i składu i bez jakiegoś głębszego sensu, ale tak to już jest ze snami


Nie będę się spierał, ale nie lepiej wobec tego o 21:00 zjeść ciężką kolację, o 21:30 położyć się spać i do 6:00 dnia następnego mieć to wszystko w pakiecie z wypoczynkiem za niższą cenę? Nie kupuję takich zabiegów, dla mnie to jest pseudoliteratura. Gdyby chociaż ratował Viriconium język, albo postacie, albo gdybym się chociaż w trakcie lektury dobrze bawił...

Grigori napisał/a:
Zawodzicie nad brakiem sensu tej książki (sorki, nie odnoszę się do nikogo konkretnego, czytałem ten wątek w całości dawno temu, a Viriconium jeszcze dawniej), nad tym, że jest o niczym i w ogóle "o co chodzi". I racja. Ale sądzę, że takie właśnie było założenie, bo jakby inaczej zrealizować to, co chciał Harrison?


Celny strzał, milordzie. Jeśli autor chciał napisać cos bez sensu, i w dodatku to coś ma circa about pińcet stron i kosztuje grube dulary, to czuję się okradziony z pieniędzy i czasu. Nie mam więcej pytań, świadek jest wolny. Waaaaaaaaaaaaaaaaaaagh.
Grigori - 2012-01-12, 13:21
:
Stary Ork napisał/a:
Gdyby chociaż ratował Viriconium język...

Podejrzewam, że właśnie w tym tkwi źródło rozbieżności naszych poglądów. Mnie język i warsztat Harrisona zachwyciły i głównie z tego płynęła przyjemność lektury (choć tłumaczenie do wybitnych się nie zalicza). Plastyczność opisów i absolutne odrealnienie wydarzeń przelane na papier w formie słów dały mi okazje do przekroczenia horyzontu mojej wyobraźni, której nie dałoby mi położenie się spać, ani nawet zabawa z psychotropami. ;)
Także Viriconium idealnie pasuje do serii Uczty Wyobraźni.
Stary Ork - 2012-01-12, 13:24
:
Grigori napisał/a:
tłumaczenie do wybitnych się nie zalicza



To zdanie powinno się znaleźć w slowniku przy haśle "eufemizm" //mysli
Grigori - 2012-01-12, 13:31
:
Nie jest tak źle, nie przesadzaj. Dwa tygodnie temu skończyłem Krakena, tam to dopiero jest porażka (a różnica w zawiłości języka obu książek to jak stąd na Kamczatkę).
Stary Ork - 2012-01-12, 13:34
:
Co racja, to racja. Ale i tak Viriconium mnie zmęczyło i zamiast pytać "Czemu to się już skończyło?, pytałem "Czemu, karwia, tak późno?" . A przez Krakena leciałem jak wróżka-księżniczka w czerwcowy poranek.
Jander - 2012-01-12, 15:38
:
Pozostaje spróbować w oryginale, może nie będzie źle.
MrSpellu - 2012-01-12, 15:52
:
Nie wiem na ile to była wina tłumaczenia, ale V. odebrałem zwyczajnie jako ciężkostrawny gniot. Głównie ze względu na język, stylistykę. Argument z poetyką snu do mnie kompletnie nie trafia. No chyba, ze Harrison chciał zaprezentować jak wygląda koszmar. Jeśli tak, to zwracam honor.
Stary Ork - 2012-01-12, 22:15
:
Jander napisał/a:
Pozostaje spróbować w oryginale, może nie będzie źle.


Gdyby wrogowie moi powaliwszy mnie wreszcie uwięzili, i przyszłoby mi spędzać ostatnie godziny czekając w celi na śmierć, i gdybym licząc na odmianę losu, przemodliwszy całą noc do św. Judy Tadeusza od spraw beznadziejnych, ujrzał świętego patrona zstępującego w zastępie anielskim, i gdyby ów pochyliwszy się nade mną rzekł "Wyluzuj, nie powieszą cię dzisiaj, posmarowałem komu trzeba i powieszą cię dopiero jutro, ale masz cały dzień spędzić na czytaniu Viriconium w oryginale, kapewu?", to nie deliberując wypaliłbym "A wieszajcie dzisiaj, nie chcę spędzić ostatniego dnia życia ponownie czytając Viriconium" . Bo imiesłowy przysłówkowe są zajebiste. Viriconium nie jest.
Ale może w celi śmierci mi się odmieni. //mysli Waaaaaaaaaaaaaaaagh.
Ł - 2012-01-20, 02:22
:
Viriconium poszło w górę na liście książek do przeczytania. Musze zobaczyć na co tak narzekacie i czo nie taka sama akcja jak z Księga Wszystkich Godzin gdzie widziałem zbliżoną argumentację o bełkotliwości, a koniec końców okazało się że to książka o bardzo konkretnej konstrukcji i dość jasnym przekazie.
ASX76 - 2012-01-20, 14:11
:
Ł napisał/a:
Musze zobaczyć na co tak narzekacie i czo nie taka sama akcja jak z Księga Wszystkich Godzin gdzie widziałem zbliżoną argumentację o bełkotliwości,

a koniec końców okazało się że to książka o bardzo konkretnej konstrukcji i dość jasnym przekazie.


1. Ten zarzut jest totalnie chybiony. Jak dla mnie wręcz absurdalny.

2. Przypuszczam, że i tu tak jest/będzie.
Cintryjka - 2012-01-21, 20:10
:
Viri było dla mnie najgorszą rzeczą z UW, jaką przeczytałam, a czytałam niemal wszystko.
Romulus - 2012-01-21, 20:18
:
"Trojka" była gorsza. "Viriconium" było dosyć... hmmm... awangardowe. Lubię o nim myślec jako o wariacji fantasy.
Cintryjka - 2012-01-21, 21:32
:
Trojka była najgorsza jako literacka całość, ale Viri było dla mnie najtrudniejsze do przebrnięcia.
MrSpellu - 2012-01-21, 22:30
:
Viriconium nie odmówię zajebiście mrocznej wizji świata.
Tylko gdyby jeszcze przy lekturze nie bolały zęby...
Stary Ork - 2012-01-23, 09:40
:
Romulus napisał/a:
"Viriconium" było dosyć... hmmm... awangardowe.




Ja bym powiedział raczej "artystowskie i nadęte" //mysli .
Shadowmage - 2012-06-28, 08:07
:
Ł napisał/a:

Smok Griaule skończony. Podtrzymuje tezę że zbiór bardzo zbliżony do "Miasta Szaleńców i Świętych" w wielu aspektach. Więc jak dla mnie średnio. Wczoraj Droon stwierdził że najpierw używam wobec powieści największego komplementu, a później niekonsekwetnie mówię że średniak. A jednak - średniak.

Przeczytaj "Viriconium" - moim zdaniem VanderMeer i Shepard właśnie z niego czerpią.

Przeniosłem z co teraz czytacie
T

You Know My Name - 2012-06-28, 08:15
:
Tak, można VriKo potraktować jako pierwowzór dla Ambergris, Punktown i innych podobnych projektów. Tylko nie należy słuchać co Spell sądzi o tej książce :P
MrSpellu - 2012-06-28, 08:19
:
Allahakbarjihad --_-
Shadowmage - 2012-06-28, 08:22
:
You Know My Name napisał/a:
Tak, można VriKo potraktować jako pierwowzór dla Ambergris, Punktown i innych podobnych projektów.
Ale w przypadku tego, co wymieniłem, jest to moim zdaniem szczególnie widoczne.
Stary Ork - 2012-06-28, 08:23
:
Spellu, robimy krucjate przeciw Viriconium? Gorkuimorku, od Trzech Kroli nikogo nie ubilem //orc
MrSpellu - 2012-06-28, 08:25
:
Shadowmage napisał/a:
Ale w przypadku tego, co wymieniłem, jest to moim zdaniem szczególnie widoczne.

A w czym konkretnie? Może coś mi umknęło, ale czytając Sheparda nie odczułem wpływu Harrisona na stylizację, formę, a tym bardziej treść.
VanderMeera jeszcze nie ruszałem.

Stary Ork napisał/a:
Spellu, robimy krucjate przeciw Viriconium?

Tylko zrzucimy się na flotę i robimy Exterminatus.
Cintryjka - 2012-06-28, 09:33
:
MrSpellu napisał/a:
Shadowmage napisał/a:
Ale w przypadku tego, co wymieniłem, jest to moim zdaniem szczególnie widoczne.

A w czym konkretnie? Może coś mi umknęło, ale czytając Sheparda nie odczułem wpływu Harrisona na stylizację, formę, a tym bardziej treść.


Ani ja. Jeśli już, to o wiele bardziej mi się kojarzył z realizmem magicznym. I wolę go od dowolnego Harrisona:P


Stary Ork napisał/a:
Spellu, robimy krucjate przeciw Viriconium?


Macie mój miecz!
Oprócz Trojki Viri było dla mnie najgorsze w UW ( z tego, co czytałam, a czytałam prawie wszystko).
dworkin - 2012-06-28, 09:39
:
"Viriconium" to była ciężka przeprawa, momentami gehenna, ale zakończona istnym katharsis. Z czasem oceniam ją coraz lepiej i lepiej...
Stary Ork - 2012-06-28, 09:54
:
Cintryjko, miecz? A nie masz na podoredziu dywizjonu krazownikow i ze trzech kompanii SM, zeby posprzatac po bombardowaniu z niskiej orbity? //orc Enyuej, Viriconium zrobilo na mnie kiepskie pierwsze i ostatnie wrazenie //mysli
MrSpellu - 2012-06-28, 10:44
:
Cintryjka napisał/a:
Ani ja. Jeśli już, to o wiele bardziej mi się kojarzył z realizmem magicznym.

Mam identycznie, ale z drugiej strony... Viriconium bywa stylizowane na RM. Niemniej Shepardowi bliżej do Marqueza :P

dworkin napisał/a:
ale zakończona istnym katharsis

Nie wiem, bo nie dałem rady dobrnąć do końca. Zostało mi 20 stron :P I z każdą przeczytaną stroną echem w czaszce odbijała się myśl "kurwa, kiedy to się wreszcie skończy" :P
dworkin - 2012-06-28, 11:13
:
MrSpellu napisał/a:
Cintryjka napisał/a:
Ani ja. Jeśli już, to o wiele bardziej mi się kojarzył z realizmem magicznym.

Mam identycznie, ale z drugiej strony... Viriconium bywa stylizowane na RM. Niemniej Shepardowi bliżej do Marqueza :P

No nie wiem. Tzn. na pewno nie wprost, chyba że sugerować się ostatnim opowiadaniem. Być może właśnie o nim myślisz, jako kończące zbiór zostawiło najświeższe wrażenie. A jest przecież nieco odmienne od pozostałych, także na poziomie stylistycznym.
MrSpellu - 2012-06-28, 11:26
:
dworkin napisał/a:
Tzn. na pewno nie wprost, chyba że sugerować się ostatnim opowiadaniem.

Ostatnie (którego nie skończyłem) i Dziwne Wielkie Grzechy, które w sumie najbardziej mi odpowiadało. Ponadto w trakcie lektury nieustannie towarzyszy uczucie odrealnienia, snu na jawie, bohaterowie mówią i działają jakby śnili i byli śnieni. Nie wiem czy łapiesz o co mi chodzi.
rybieudka - 2012-06-28, 11:49
:
dworkin napisał/a:
Z czasem oceniam ją coraz lepiej i lepiej...

Też tak mam
Stary Ork - 2012-06-28, 12:00
:
rybieudka napisał/a:
dworkin napisał/a:
Z czasem oceniam ją coraz lepiej i lepiej...

Też tak mam


Racjonalizacja posttraumatyczna? //panda
rybieudka - 2012-06-28, 12:24
:
Nieeee. Mi się Viriconium nawet podobało.
sanatok - 2012-08-22, 21:29
:
Przebijam się przez Viriconium i początkowo byłem przekonany, że odpadnę. Pierwsze dwa opowiadania czyli Rycerze oraz Pastelowe Miasto wynudziły mnie straszliwie - zwłaszcza to drugie, płaskie postacie, raczej sztampowa fabuła i raptem kilka fajnych zwrotów/patentów - za mało by mnie uwieść, jeżeli to ja płacę za kolację - choć może to kwestia kucharza //mysli

Viriconium napisał/a:
(...) wszedł jak rozgrzany paznokieć w smar


Paznokieć? Rozgrzany?

//bredzisz

Już miałem rezygnować, gdy urzekły mnie Władcy Bezsiły i Dziwne wielkie grzechy - dobre, gęste językowo (tu znów tłumaczenie zdaje się grać jak należy), zmuszające do przejścia głowy na wyższy bieg, dalej póki co jest podobnie i mam nadzieję, że jeszcze trochę się poprzeczka podniesie - więcej rozgniatania omapowanych światów.
Luinloth - 2012-08-22, 21:54
:
sanatok napisał/a:
Viriconium napisał/a:
(...) wszedł jak rozgrzany paznokieć w smar


Paznokieć? Rozgrzany?
A to czasem nie pomyłka tłumacza? W końcu nail to paznokieć i gwóźdź. Rozgrzany gwóźdź chyba pasowałby lepiej, zwłaszcza z tym smarem.
sanatok - 2012-08-22, 21:56
:
Wiem. Ale pomyłka dość kompromitująca.
AM - 2012-08-22, 22:03
:
sanatok napisał/a:
Przebijam się przez Viriconium

Viriconium napisał/a:
(...) wszedł jak rozgrzany paznokieć w smar


Paznokieć? Rozgrzany?


Może to tłumaczenie z Chomika, bo w książce nie ma takiego zdania :) .
sanatok - 2012-08-22, 22:05
:
Cytowałem z pamięci, ale teraz - challenge accepted!

edit 2 minutes later,

Viriconium, Pastelowe miasto napisał/a:
Wtedy wielki baan, którego nie ważył się nawet próbować odbić zwykłą stalą, zatoczył ku Cromisowi drugi łuk. Mężczyzna odskoczył w tył i energetyczne ostrze rozcięło jego kolczugę, przechodząc przez nią jak paznokieć przez zastygły smar


Mój błąd - kompletnie przekręciłem cytat :-/ To nie paznokieć jest rozgrzany, a smar zastygły, jednak natura błędu zdaje się ta sama.
Stary Ork - 2012-08-22, 22:22
:
Luinloth napisał/a:
A to czasem nie pomyłka tłumacza? W końcu nail to paznokieć i gwóźdź. Rozgrzany gwóźdź chyba pasowałby lepiej, zwłaszcza z tym smarem.


To samo mi przyszło do głowy, w ogóle tłumaczenie Viriconium jest kwadratowe i momentami toporne. Jak całe Viriconium, z resztą.
AM - 2012-08-22, 22:26
:
sanatok napisał/a:
Cytowałem z pamięci, ale teraz - challenge accepted!

edit 2 minutes later,

Viriconium, Pastelowe miasto napisał/a:
Wtedy wielki baan, którego nie ważył się nawet próbować odbić zwykłą stalą, zatoczył ku Cromisowi drugi łuk. Mężczyzna odskoczył w tył i energetyczne ostrze rozcięło jego kolczugę, przechodząc przez nią jak paznokieć przez zastygły smar


Mój błąd - kompletnie przekręciłem cytat :-/ To nie paznokieć jest rozgrzany, a smar zastygły, jednak natura błędu zdaje się ta sama.


Jakiego błędu?

"and it sliced through his mail shirt
like a fingernail through cold grease"

Paznokieć może przejść metaforycznie przez coś "jak przez zastygły smar", tak jak może wbić się w czyjeś ciało czy też rozorać komuś policzek. Sam zastygły smar chyba też nie jest problemem?
sanatok - 2012-08-22, 22:28
:
You have nailed me, Sir!
utrivv - 2012-08-23, 07:43
:
Podczas gdy ja czytam Rzekę Bogów żona podebrała mi Viriconium i jest po prostu oczarowana.
Plejbek - 2012-08-23, 08:04
:
Ciekaw jestem Sanatok Twojego odbioru "Skrzydlatego Sztormu". Wydaje mi się on najcięższą ale zarazem najbardziej satysfakcjonującą częścią Viriconium. Tu się kondensuje cały ten klimat, który Harrison buduje wokół Viriconium właśnie.
Opinii żony Utrivva też jestem ciekaw :)

Mnie osobiście Harrison zawiódł "Novą Swing", ale może jak będe kiedyś powtarzał jego twórczość to zmienię zdanie. Viriconium i Światło - świetne.
You Know My Name - 2012-08-27, 20:45
:
Plejbek napisał/a:
Mnie osobiście Harrison zawiódł "Novą Swing", ale może jak będe kiedyś powtarzał jego twórczość to zmienię zdanie.
Dziś jestem w belgaratowym nastroju, więc powiedz mi czy jakoś to wcześniej wyjaśniałeś?
Plejbek - 2012-08-27, 22:40
:
Sorry, ale nie uzasadnię Ci w satysfakcjonujący sposób tego w tej chwili. Zbyt dużo czasu minęło i po prostu nie pamiętam już dobrze - mogę tylko nieśmiało spróbować.

Kilkanaście miesięcy temu zaraz po przeczytaniu tej książki zastanawiałem się czy to ja mam po prostu gorsze dni, przesyt czytelniczy czy faktycznie "Nova" jest słabsza od "Viriconium" czy "Światła". To, że stawał mi przed oczami "Piknik.." Strugackich to nie było akurat problemem - ba, zadowolony nawet byłem z takiego obrotu sprawy bo mogłem sobie to w jakiś sposób zestawić i porównać.
Głównym atutem dwóch pierwszych książek Harrisona był specyficzny klimat, wrzynający się w mózg nastrój psychodeli, który długo mi towarzyszył jeszcze po przeczytaniu książek. W Novie mi tego chyba wtedy zabrakło. Nie wciągała mnie też opowiadana historia, nie interesowało mnie tak bardzo jak przy poprzednich książkach jak skończy się to wszystko.

Żeby była jasność, Harrison to autor, którego i tak biorę w ciemno Może za jakiś czas, jak pisałem wyżej, powtórzę jego książki to zmienię zdanie o Novie. Na razie jednak stawiam ją w tej słabszej połówce UW.
sanatok - 2012-09-11, 10:13
:
Jakiś czas temu skończyłem Viriconium i potrzebowałem chwili, żeby się ogarnąć i sklecić kilka słów. Mówiąc ogólnie książka podobała mi się, czym więcej o niej myślę tym bardziej zawłaszcza kawałek przestrzeni w mojej głowie i pewnie w najbliższych tygodniach do niej wrócę - pewnie dlatego też, że całościowa jej wymowa okazała się trochę nieuchwytna, ponad moje możliwości (jeżeli jest w ogóle sens ją chwytać) i kilka razy miałem w trakcie lektury dość nieprzyjemne uczucie zagubienia i odklejenia od treści książki, nie oniryczności i ulotności, ale właśnie niezrozumienia. Metaforycznie mówiąc książka przypomina coś na kształt olbrzymiego węzła poprzeplatanego innymi węzłami, które przy bliższej obserwacji okazują się tylko kolejnymi układami posplatanych lin, poprzetykanych jasno połyskującymi, pięknymi pojedynczymi nitkami, które jednak trudno uchwycić poza samym złapaniem "zdań-wierszy" - if you know what i mean.

Bardziej szczegółowo - niezwykle podobały mi się Władcy bezsiły, Dziwne wielkie grzechy, Tancerka z tańca oraz W Viriconium. Podobało mi się rozczłonkowywanie i "demapowanie" (?) świata fantastyki do prostych elementów, idei, łamanie struktur językowych i uczynienie z niego (języka) głównej osi przetwarzania opowieści, ucieczka od linearności, oraz nieodłączne, trwale zakorzenione uczucie powolnego, nieubłaganego rozpadu/rozkładu. Skrzydlaty sztorm podszedł mi trochę mniej, głównie z powodu problemów językowych, które z nim miałem - co nie zmienia jednak faktu, że czasem nagromadzenie zdań perełek na metr czytelniczy przyprawia o zawroty głowy. Innymi słowy, nie wiem czy Harrison zasługuje na Nobla, na branżową nagrodę, jak dla mnie, na pewno.

Próbował ktoś łykać Viriconium w oryginale ?
Jachu - 2012-09-17, 08:33
:
Czytam "Światło", minąłem właśnie okolice 140 strony. Czas więc na pierwsze przemyślenia i wnioski. Ogólnie nawet mi się podoba, choć podział książki na trzy osobne opowieści, które - przynajmniej na razie - nie łączą się ze sobą w jakikolwiek sposób, jest nieco męczący i wymaga skupienia uwagi na wielu wątkach. Mam nadzieję, że fabularna układanka ułoży się jakoś sensownie w jedną całość na zakończenie powieści. Język w zależności od opowiadanej historii albo jest toporny albo barwny i wciągający jak z klasyki kryminału ;) Wrażenia na razie dość pozytywne, choć gdzieś głęboko wewnątrz tli się niewielkie poczucie lekkiego rozczarowania. Zobaczymy co będzie dalej, a przecież jeszcze "Viriconium" czeka na półce na swoją kolej.
You Know My Name - 2012-09-17, 08:35
:
Po Świetle weź się za Nova Swing, Viriconium pozostaw sobie na później.
Jachu - 2012-09-17, 08:41
:
You Know My Name napisał/a:
Po Świetle weź się za Nova Swing
Nie posiadam takowego egzemplarza, a jego zakup uzależniam od tego czy spodoba mi się "Światło" na tyle abym chciał więcej Harrisona, a w dalszej części od pieniędzy których obecnie nie mam (zaś lektur dużo na półce). Jeśli więc kupię, to raczej w przyszłym roku.

You Know My Name napisał/a:
Viriconium pozostaw sobie na później.
Planowałem zostawić tę pozycję na nieco później. Najpierw "Upadek Hyperiona", "Accelerando" i "Wieki Światła"... niekoniecznie w tej kolejności ;)
Tixon - 2012-09-30, 14:09
:
Ł napisał/a:
Tixon napisał/a:
Ł napisał/a:
Mam wrażenie które mógłbym przekuć w zakład, że Dukaj musiał tą powieść czytać przed napisaniem "Innych Pieśni".

IMO jesteś za bardzo dukajocentryczny ;)

A ty za bardzo argumentoodległy.

Złośliwości (chwilowo) na bok - w Innych Pieśniach świat jest skonstruowany w oparciu o Formę Arystotelesa - silniejszy narzuca swoją formę słabszemu, natomiast w Viri odnoszę wrażenie, że to kwestia postrzegania, czyli świadomość kształtuje byt. Gdy istnieją odmienne świadomości, następuje konflikt, którego skutkiem jest rozdarcie rzeczywistości. W Świetle jest podobnie - różne technologie działają, nawet jeśli są wzajemnie sprzeczne - chociaż nie ma przedstawionych skutków konfrontacji.
Ł - 2012-09-30, 20:31
:
Tixon napisał/a:
Ł napisał/a:
Tixon napisał/a:
Ł napisał/a:
Mam wrażenie które mógłbym przekuć w zakład, że Dukaj musiał tą powieść czytać przed napisaniem "Innych Pieśni".

IMO jesteś za bardzo dukajocentryczny ;)

A ty za bardzo argumentoodległy.

Złośliwości (chwilowo) na bok - w Innych Pieśniach świat jest skonstruowany w oparciu o Formę Arystotelesa - silniejszy narzuca swoją formę słabszemu, natomiast w Viri odnoszę wrażenie, że to kwestia postrzegania, czyli świadomość kształtuje byt.

U Arystotelesa świadomość to cecha immanentna duszy ludzkiej, która z kolei jest jedną z wyższych rodzajów formy. Czyli nie wykazałaś różnicy, wykazałeś tożsamość.

Zresztą w Viri, naprawdę nie trzeba "odnosić wrażeń", skoro autor wali Ci drogowskaz wielkości Mount Rushmore że inspirował się pojęciem Umweltu, tyle że transponował je z fizycznej biocybernetyki do metafizyki.

Tixon napisał/a:
Gdy istnieją odmienne świadomości, następuje konflikt, którego skutkiem jest rozdarcie rzeczywistości.

Tam nie było żadnego "rozdarcia rzeczywistości". Były dwa Umwelty i po chwili mocowania się ze sobą, jeden uległ drugiemu.
Tixon - 2012-09-30, 23:15
:
Ł napisał/a:
U Arystotelesa świadomość to cecha immanentna duszy ludzkiej, która z kolei jest jedną z wyższych rodzajów formy. Czyli nie wykazałaś różnicy, wykazałeś tożsamość.

Zresztą w Viri, naprawdę nie trzeba "odnosić wrażeń", skoro autor wali Ci drogowskaz wielkości Mount Rushmore że inspirował się pojęciem Umweltu, tyle że transponował je z fizycznej biocybernetyki do metafizyki.

Nie widzę błędów w Twoim rozumowaniu.
Chociaż niezbyt kojarzę pojęcie Umweltu.

Ł napisał/a:
Tam nie było żadnego "rozdarcia rzeczywistości". Były dwa Umwelty i po chwili mocowania się ze sobą, jeden uległ drugiemu.

A nie było tak, że w wyniku starcia powstała strefa niezdatna zarówno dla jednych jak i drugich?
Plejbek - 2012-10-01, 09:14
:
Przez Was muszę przeczytać po 3 latach Viriconium ponownie. Ale w sumie dzięki :)
Ł - 2012-10-01, 19:21
:
Tixon napisał/a:

Chociaż niezbyt kojarzę pojęcie Umweltu.

http://en.wikipedia.org/wiki/Umwelt

Tixon napisał/a:

A nie było tak, że w wyniku starcia powstała strefa niezdatna zarówno dla jednych jak i drugich?

Nie.
Misiel - 2012-12-10, 14:24
:
"Światło" - nie podobalo mi sie. Narracja nazbyt chaotyczna (i nie chodzi mi o przeplatanie sie watkow, ale tak ogolnie), a i spora ilosc wielu "naukowych" sformulowan nie ulatwiala mi lektury. Ale ja nigdy nie przepadalem za tego typu literatura, a z przedmiotow scislych asem bylem tylko do konca gimnazjum, takze zdaje sobie sprawe, ze to po prostu ksiazka nie dla mnie.

Natomiast dostrzegam tez inne slabosci, bardziej ogolne, tj:
- konstrukcja postaci damskich, czy w tej powiesci byla chociaz jedna kobieta, ktora nie powiedziala "zerznij mnie!!", kaman - to licealista pisal? gosc zna kobiety tylko z xvideos i fantasti.cc (polecam)?
- wszystkie postaci w sytuacjach kryzysowych rzygaly, kuriozum, normalnie ciezko znalezc niezarzygany rozdzial, ale coz, moze lepsze te wymioty niz gdyby mialy byc jeszcze przetykane "kurczacymi sie jadrami", inna plaga anglosaskich autorow;
- i na koniec masturbacja, nigdy bym nie pomyslal, ze przyczepie sie do masturbacji, a tu jednak! Jak Harrison nie wiedzial jak zaszokowac to kazal swojemu bohaterowi zaczac sie masturbowac, jak chcial pokazac, ze jakas postac jest zalosna to pisal, ze masturbuje sie bez przerwy itd.

No niby drobiazgi, ale naprawde ogarniala mnie sroga irytacja, gdy co rusz napotykalem sie na masturbacje, "zerznij mnie!" albo rzygi. Nie chodzi tu o to, ze jestem wrazliwy czy cos, bo zareczam, raczej jest odwrotnie - po prostu swiadczy to moim zdaniem o skromnym wachlarzu srodkow wyrazu autora, przynajmniej podczas pisania tej ksiazki, bo innych nie znam (a jak sie domyslam, Virconium jest pod tym wzgledem przebogate).
ASX76 - 2012-12-10, 17:44
:
"Viriconium" czyta się jak książkę innego autora. ;)
Sabetha - 2012-12-10, 17:51
:
Misiel napisał/a:
"Światło" - nie podobalo mi sie. Narracja nazbyt chaotyczna (i nie chodzi mi o przeplatanie sie watkow, ale tak ogolnie), a i spora ilosc wielu "naukowych" sformulowan nie ulatwiala mi lektury. Ale ja nigdy nie przepadalem za tego typu literatura, a z przedmiotow scislych asem bylem tylko do konca gimnazjum, takze zdaje sobie sprawe, ze to po prostu ksiazka nie dla mnie.


"Światło" było po prostu (nie bójmy się tego powiedzieć głośno :mrgreen: ) nudne. Miało swoje dobre momenty, ale pomiędzy nimi było tyle ględzenia, że całość ciągnęła się jak papier toaletowy, a zakończenie ani trochę nie zrekompensowało mi całej tej drogi przez mękę.
MadMill - 2012-12-10, 18:36
:
Sabetha napisał/a:
"Światło" było po prostu (nie bójmy się tego powiedzieć głośno ) nudne. Miało swoje dobre momenty, ale pomiędzy nimi było tyle ględzenia, że całość ciągnęła się jak papier toaletowy, a zakończenie ani trochę nie zrekompensowało mi całej tej drogi przez mękę.

A miało tylko z 200 stron, to dopiero wyczyn!
ASX76 - 2012-12-10, 19:12
:
MadMill napisał/a:

A miało tylko z 200 stron, to dopiero wyczyn!


Nieraz treść danej książki może być na tyle nudna, że po jej przeczytaniu, bez względu na liczbę stron, ma się uczucie, jakby się miało za sobą długaśne tomiszcze. ;)
Sabetha - 2012-12-10, 19:19
:
"Wyczyn" Harrisona wynikał tyleż z jego, co mojej własnej winy - książkę przeczytałam praktycznie na przerwach w szkole, część w drodze do pracy, a samiutką końcówkę na dworcu busów w noc ciemną. Nie przeczę, że mogło to położyć się mrocznym cieniem nie tylko na odbiorze, ale nawet na ogarnięciu (tudzież jego braku) wszystkich niuansów. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść mnie nie zachwyciła. Zanim jednak całkiem postawię krzyżyk na Harrisonie, przeczytam jeszcze "Nową swing", która stoi na półce. A nuż mi się odmieni.
You Know My Name - 2012-12-10, 19:52
:
Misiel, ciekawa analiza. Światło Harrisona jako efekt nadmiernej fascynacji fetish-porno. Będę jednak obstawał, że jest to lepsze od nadmiernej fascynacji kreskówkami o aniołach. O całe niebo lepsze.
Misiel - 2012-12-10, 20:09
:
Nie bardzo lapie do czego sie odnosisz, nie znosze tworczosci Kossakowskiej (za to calkiem lubie fetish-porno!).
You Know My Name - 2012-12-10, 20:14
:
Nie tylko, są jeszcze Ćwieki, są eSeFy podobne do filmów o kierowcach ciężarówek. Z tymi aniołkami tak jakoś mi się napisało, ładnie wyglądało.
Po prostu znajduję Światło jako jedną z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie przez ostatnie kilka lat i Twoja opinia mnie rozbawiła po prostu.
Stary Ork - 2012-12-10, 21:11
:
Misiel napisał/a:
a i spora ilosc wielu "naukowych" sformulowan nie ulatwiala mi lektury. Ale ja nigdy nie przepadalem za tego typu literatura, a z przedmiotow scislych asem bylem tylko do konca gimnazjum, takze zdaje sobie sprawe, ze to po prostu ksiazka nie dla mnie.


Ale to nawet nie było "naukowe", tylko mambo-dżambo na poziomie neutronowych emiterów subpola czy innych dysruptywnych promieni śmierci ze złotej epoki pulp fiction, więc miej wiarę :mrgreen: . "Światło" to zdecydowanie science FICTION, a nie SCIENCE fiction //mysli

Misiel napisał/a:
- konstrukcja postaci damskich, czy w tej powiesci byla chociaz jedna kobieta, ktora nie powiedziala "zerznij mnie!!", kaman - to licealista pisal? gosc zna kobiety tylko z xvideos i fantasti.cc (polecam)?


Stanowczo życie jest zbyt krótkie, żeby marnować je na ciepłą wódkę i zimne kobiety. Bo nie trzeba znać wyłącznie kobiet z xvideos, żeby usłyszeć "Zerżnij mnie" --_-

Misiel napisał/a:

- i na koniec masturbacja, nigdy bym nie pomyslal, ze przyczepie sie do masturbacji, a tu jednak! Jak Harrison nie wiedzial jak zaszokowac to kazal swojemu bohaterowi zaczac sie masturbowac, jak chcial pokazac, ze jakas postac jest zalosna to pisal, ze masturbuje sie bez przerwy itd.


No to muszę Cię przestrzec, że "Zmory" Zegadłowicza Cię złamią, a "Kompleks Portnoya" Rotha wywlecze z Ciebie flaki. Strzeż się //orc
You Know My Name - 2012-12-10, 21:55
:
No z tym Rothem to pojechałeś...
Stary Ork - 2012-12-10, 22:01
:
W sumie jestem sygnatariuszem Międzynarodowej Kowencji o Niestosowaniu Rotha Wobec Młodzieży, więc pardąsik, nie było tematu //mysli .
MrSpellu - 2012-12-10, 22:07
:
Misiel napisał/a:
xvideos i fantasti.cc (polecam)?

xnxx i TubeKitty --_-

You Know My Name napisał/a:
Po prostu znajduję Światło jako jedną z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie przez ostatnie kilka lat i Twoja opinia mnie rozbawiła po prostu.

Bo mu się nie podobała? :-)

Stary Ork napisał/a:
No to muszę Cię przestrzec, że "Zmory" Zegadłowicza Cię złamią, a "Kompleks Portnoya" Rotha wywlecze z Ciebie flaki. Strzeż się

No ale tam zabawa ptaszkiem miała jednak... głębszy sens? //spell Ulissesa też niech nie chwyta. Bloom trzepiący konia i wąchający swoją spermę też może dopiec ;)
Misiel - 2012-12-11, 02:00
:
You Know My Name napisał/a:

Po prostu znajduję Światło jako jedną z najlepszych książek przeczytanych przeze mnie przez ostatnie kilka lat i Twoja opinia mnie rozbawiła po prostu.


Ogolnie moja opinia jest taka, ze to nie jest zla ksiazka, tylko nie dla mnie. Co innego dalsza czesc spostrzeen - naprawde nie razila Cie ta schematycznosc? Bohater jest spanikowany, zaraz sie porzyga. O szykuje sie scena seksu, kobieta zaraz powie "zerznij mnie".

Stary Ork napisał/a:

Ale to nawet nie było "naukowe", tylko mambo-dżambo na poziomie neutronowych emiterów subpola czy innych dysruptywnych promieni śmierci ze złotej epoki pulp fiction, więc miej wiarę :mrgreen: . "Światło" to zdecydowanie science FICTION, a nie SCIENCE fiction //mysli


Dlatego dalem naukowe w cudzyslow. Nie zmienia to faktu, ze nagromadzenie dynaflow itp. nie ulatwialo lektury, a i nie wnosilo do niej nic istotnego.

Stary Ork napisał/a:
Stanowczo życie jest zbyt krótkie, żeby marnować je na ciepłą wódkę i zimne kobiety. Bo nie trzeba znać wyłącznie kobiet z xvideos, żeby usłyszeć "Zerżnij mnie"


Dobra, dobra, ale jak zna sie wylacznie kobiety, z ktorymi prowadzony dialog prowadzi do "zerznij mnie", to cos tu nie halo.

Stary Ork napisał/a:
No to muszę Cię przestrzec, że "Zmory" Zegadłowicza Cię złamią, a "Kompleks Portnoya" Rotha wywlecze z Ciebie flaki. Strzeż się


Czytalem Kompleks Portnoya, bardzo dobra ksiazka a masturbacja nie miala tam znaczenia wylacznie instrumentalnego. Chyba nie zrozumiales o co mi chodzi z ta masturbacja u Harrisona, ktory uzywa jej jak jakiegos magicznego wytrycha. W sposob prostacki, krotko mowiac.

MrSpellu napisał/a:

xnxx i TubeKitty --_-


Tubekitty zaiste dobre, ale sprzedalo mi pare wirusow, takze pasuje...
Ł - 2012-12-11, 19:49
:
Misiel napisał/a:
O szykuje sie scena seksu, kobieta zaraz powie "zerznij mnie".

Co powinny mówić kobiety przed seksem według Ciebie?

Sab napisał/a:
przeczytam jeszcze "Nową swing", która stoi na półce. A nuż mi się odmieni.

Skoro "Światło" ciągnęło Ci się, to wiedz że ma dużo większe tempo akcji niż "Nova...". Dużo.
Sabetha - 2012-12-11, 20:05
:
Ł napisał/a:

Co powinny mówić kobiety przed seksem według Ciebie?


Skoro już koniecznie muszą coś mówić, dlaczego zakładacie, że mają to być rzeczy oczywiste? :mrgreen:

Ł napisał/a:
Skoro "Światło" ciągnęło Ci się, to wiedz że ma dużo większe tempo akcji niż "Nova...". Dużo.


Ups, dopiero teraz zauważyłam tę gafę w tytule. Nawiasem mówiąc, książkę zaczęłam i początek zainteresował mnie dużo bardziej niż "Światło". Ale nie obiecuję poprawy :P
You Know My Name - 2012-12-11, 20:08
:
Bo tylko takie komunikaty trafiają do facetów, no chyba że mówią do innych kobiet //mysli

Zapomniałeś napisać Ł, że VriKo ciągnąć się będzie jeszcze bardziej.
Ł - 2012-12-11, 20:16
:
Sabetha napisał/a:
Ł napisał/a:

Co powinny mówić kobiety przed seksem według Ciebie?


Skoro już koniecznie muszą coś mówić,

Miałem na myśli seks bez użycia chloroformu i taśmy izolacyjnej. //mysli
Sabetha - 2012-12-11, 20:18
:
Eeee tam, nie umiesz się bawić :P
Misiel - 2012-12-11, 22:45
:
Ł napisał/a:

Co powinny mówić kobiety przed seksem według Ciebie?


Druga godzina gratis.

Glupie pytanie, glupia odpowiedz.
MrSpellu - 2012-12-11, 23:47
:
Ł napisał/a:
Co powinny mówić kobiety przed seksem według Ciebie?

Zgaś światło?
sanatok - 2012-12-11, 23:56
:
Ł napisał/a:
Co powinny mówić kobiety przed seksem według Ciebie?


Zaprosiłam koleżankę ?
Jander - 2012-12-12, 00:20
:
Ł napisał/a:
Co powinny mówić kobiety przed seksem według Ciebie?

Urodziłam się mężczyzną?
utrivv - 2012-12-12, 08:12
:
Ł napisał/a:

Co powinny mówić kobiety przed seksem według Ciebie?

Bądź delikatny James
Fidel-F2 - 2012-12-12, 08:36
:
Umyj się, śmierdzisz.
Romulus - 2012-12-12, 09:33
:
Powinny mówić: przestań spamować, bo będę obcinać... kolejne posty ;)
Ł - 2012-12-12, 18:34
:
MrSpellu napisał/a:
Ł napisał/a:
Co powinny mówić kobiety przed seksem według Ciebie?

Zgaś światło?

I odwróć święte obrazki frontem do ściany? //patykiem

Misiel napisał/a:
Glupie pytanie, glupia odpowiedz.

Sory, starałem się wejść w konwencje jaką narzuciłeś swoim jęczeniem nad "zerżnij mnie". Dla mnie to oczywiste że Harrison obrał taką samą konwencję jak Palahniuk albo Houellebecq w których powieściach to norma. Bo opisują osoby z problemami emocjonalnymi które lgną do osób z problemami emocjonalnymi. W takim kontekście "zerżnij mnie" i inne przesadzone czy udziwnione zachowania są po prostu zasadne.
Stary Ork - 2012-12-12, 18:42
:
Misiel napisał/a:
Glupie pytanie, glupia odpowiedz.


Nie ma głupich pytań ani odpowiedzi, są tylko głupi ludzie - Paulo Coelho

Będę musiał normalnie sięgnąć po Światło i przeczytać raz jeszcze, bo te wszystkie zerżnijmnie albo mi umknęły, albo się sprytnie zakamuflowały w stylizacji, albo jestem już tak zblazowany, że zupełnie mi nie przeszkadzały. Stawiam na to trzecie. Ale chyba ściągnę sobie ebooka i ctrl+F "zerżnij mnie", bo szukać na oślep się w tym wieku nie chce --_-

Ł napisał/a:
Dla mnie to oczywiste że Harrison obrał taką samą konwencję jak Palahniuk albo Houellebecq w których powieściach to norma bo opisują osoby z problemami emocjonalnymi które lgną do osób z problemami emocjonalnymi. W takim kontekście "zerźnij mnie" jest po prostu zasadne.


Tym bardziej, że kobiety w Świetle to nie jest szeroka panorama społeczna ani przekrój populacji, tylko jednostki dość szczególne //mysli Można z tego zrobić zarzut, jak się czlowiek bardzo uprze - ale po chuj?
Sabetha - 2012-12-12, 19:14
:
Stary Ork napisał/a:
Będę musiał normalnie sięgnąć po Światło i przeczytać raz jeszcze, bo te wszystkie zerżnijmnie albo mi umknęły, albo się sprytnie zakamuflowały w stylizacji, albo jestem już tak zblazowany, że zupełnie mi nie przeszkadzały. Stawiam na to trzecie.


Słusznie Waść stawiasz, było ich całkiem sporo, zwłaszcza w wykonaniu Anny Kearney. Ale ona faktycznie była specyficzna.

Żeby zaś bezczelnym spamem nie dawać społeczeństwu zuego przykładu - mnie akurat to nie raziło ani nawet nie dziwiło. Kearneyowie to para emocjonalnych popaprańców. No a w świecie przyszłości popaprani są wszyscy. Więzi międzyludzkie się rozpadły, społeczeństwa się rozpadły, został tylko popęd i niejasne poczucie, że coś w tym całym cyrku jest nie halo.
Młodzik - 2012-12-12, 19:19
:
Misiel, nie czytaj "Lolity" :P .
Orku, jestem nad wyraz pruderyjny jeśli o literaturę chodzi, a przy "Świetle" tnie miałem wrażenia, że co chwila kobieta mówi "zerżnij mnie".
Misiel - 2012-12-12, 19:43
:
Dyskusja zaczyna zjadac swoj ogon, wiec wyjasnie tylko, ze czytalem i Nabokova, i Houellebecqa, i Rotha, a u zadnego z nich kwestia podejscia do seksu mnie nie razila (odnosze niepokojace wrazenie, ze chcecie mi przypiac latke pizdeczki!). A coz poradze, ze wlasnie u Harrisona razila mnie nie tylko wulgarnosc jaka w tym temacie przejawialy wszystkie postaci kobiece, ale takze ich schematycznosc, w kolko to jedno zdanie, jakby nie bylo jeszcze wielu innych dosadnych sformulowan. Sztucznosc, takie sa moje wrazenia. Natomiast sama bezpruderyjnosc chwale i popieram. Od nieudolnie wulgarnych ksiazek jeszcze bardziej wkurzaja mnie ksiazki sztucznie ugrzecznione.

I zgadza sie, Orku, ze ten zarzut taki troche z dupy, gdyby ksiazka byla zajebista to pewnie nie zwrocilbym na to uwagi (a ze akurat z tego wywiaze sie dyskusja to nie przewidzialem). Ale moim zdaniem zajebista nie byla.
Ł - 2012-12-12, 20:45
:
Moim zdaniem statek kosmiczny mający problemy z własną seksualnością i mordujący z tego powodu pasażerów przez wysadzenie ich w międzyplanetarnej próżni, jest zdecydowanie zajebistym motywem. //mysli
Stary Ork - 2012-12-12, 20:48
:
Misiel napisał/a:
odnosze niepokojace wrazenie, ze chcecie mi przypiac latke pizdeczki


Ależ nie chcemy.

Misiel napisał/a:
Natomiast sama bezpruderyjnosc chwale i popieram.


Pics or it didn't --_-

Misiel napisał/a:
A coz poradze, ze wlasnie u Harrisona razila mnie nie tylko wulgarnosc jaka w tym temacie przejawialy wszystkie postaci kobiece


- Bardzo porządna dziewczyna.
- Trudno, co robić.


Misiel napisał/a:
I zgadza sie, Orku, ze ten zarzut taki troche z dupy, gdyby ksiazka byla zajebista to pewnie nie zwrocilbym na to uwagi (a ze akurat z tego wywiaze sie dyskusja to nie przewidzialem). Ale moim zdaniem zajebista nie byla.


Bo od dupy strony do tego podszedłeś, trzymając się rumpologii. Zarzuty w stosunku do "zerżnij mnie" (chyba rodzi nam się mem //mysli ) można podnosić według mnie w dwoch przypadkach:

- jeśli zerżnijmnie odstaje stylistycznie od reszty tekstu, np. jeśli Telimena wśród dwunastozgłoskowych duserów z Tadkiem wplata znienacka zerżnijmnie, co burzy spójność stylistyczną
- jeśli zerżnijmnie gryzie się z rysem psychologicznym postaci, która takie coś wypali, i nie zostanie należycie uzasadnione - czyli gdyby takie coś palnęła Ania z Zielonego Wzgórza, czytelnikowi zapala się od razu kontrolka DAFUQ?, bo Ania tak nie zwykła mawiać.

A Ty tylko wydusiłeś, że facet ma redtubowską wizję kobiet (w domyśle - kobiety tak nie mówią), co z rewolucyjną czujnością wyłapaliśmy. Waaaaaaaaaaaaaaaagh //orc
Sabetha - 2012-12-12, 21:01
:
Stary Ork napisał/a:
dwunastozgłoskowych


Trzynastozgłoskowych albo coś mnię się j*bło podczas liczenia //mysli

Łaku, Seria Mau w szczegółach (i k-statki w ogólności) była jednym z tych "dobrych momentów", o których wspomniałam (wspomniałam? //mysli )
Stary Ork - 2012-12-12, 21:20
:
Prawpododobnie odezwała się moja stara rana czaszki, albo mam zwykły nawrót dysmózgowia, Sab //orc
Ł - 2012-12-12, 21:31
:
Sabetha napisał/a:

Łaku, Seria Mau w szczegółach (i k-statki w ogólności) była jednym z tych "dobrych momentów", o których wspomniałam (wspomniałam? //mysli )

Zgadzam się. A walka K-statków i prześciganie się w wynajdowaniu matematyk i fizyk to już w ogóle poezja. Orku pisał o tej pseudonaukowości "Światła" - cóż dla mnie taka pseudonaukowości jest bardziej przekonywująca niż te areo-marynistyczne potyczki w kosmosie typowe dla space-opery i military SF. :->
Stary Ork - 2012-12-12, 21:36
:
Ł napisał/a:
Orku pisał o tej pseudonaukowości "Światła" - cóż dla mnie taka pseudonaukowości jest bardziej przekonywująca niż te auro-marynistyczne potyczki w kosmosie typowe dla space-opery i military SF.


Łaku, ale w tym wypadku pseudonaukowość nie jest z mojej strony zarzutem, po prostu stwierdziłem po dłuższym namyśle, że żeby cieszyć się Światłem nie trzeba być au courant z najnowszą fizyką, bo Harrison zachowując proporcje tak podchodzi do science w science fiction, jak Stephenson do historii w powieści historycznej //mysli . A o space operze i military SF można w ogóle długo i od rzeczy, bo tam grunt, żeby lasery w próżni robiły ZZZZZIUT! //orc
MrSpellu - 2012-12-12, 22:22
:
Stary Ork napisał/a:
czyli gdyby takie coś palnęła Ania z Zielonego Wzgórza, czytelnikowi zapala się od razu kontrolka DAFUQ?, bo Ania tak nie zwykła mawiać.

Ojezujakbymchciał.

Ł napisał/a:
Moim zdaniem statek kosmiczny mający problemy z własną seksualnością i mordujący z tego powodu pasażerów przez wysadzenie ich w międzyplanetarnej próżni, jest zdecydowanie zajebistym motywem.

Polać mu.

Stary Ork napisał/a:
bo Harrison zachowując proporcje tak podchodzi do science w science fiction, jak Stephenson do historii w powieści historycznej

Czy ktoś się w tej materii czepiał kiedyś Vonneguta? Jak tak, to ja poproszę o adres.

Stary Ork napisał/a:
A o space operze i military SF można w ogóle długo i od rzeczy, bo tam grunt, żeby lasery w próżni robiły ZZZZZIUT!

Chryste Panie. To tak jakby mówić, że bolter nie ma prawa strzelać --_-
Stary Ork - 2012-12-12, 22:47
:
MrSpellu napisał/a:
To tak jakby mówić, że bolter nie ma prawa strzelać


Ale żeby było zabawniej, bolter ma prawo strzelać, vide gyrojet, psze pana :P . Ale na prawo od ZZZZZIUT! w próżni juz tylko ugór, krzaki i wilkołaki //mysli .
MrSpellu - 2012-12-12, 23:26
:
Stary Ork napisał/a:
Ale żeby było zabawniej, bolter ma prawo strzelać, vide gyrojet, psze pana

Weź przestań. Przypomina mi się rozkmina znajomego, który twierdził, że gauss rifle mógłby działać na zasadzie sprężonego powietrza...
utrivv - 2012-12-13, 09:25
:
Cała technika tylko po to by robiło ZZZZIUUUT!? To ma sens //mysli
MrSpellu - 2012-12-13, 10:10
:
ZZZZZIUUUT! i PING!
Jachu - 2012-12-13, 13:45
:
Stary Ork napisał/a:
Bo od dupy strony do tego podszedłeś, trzymając się rumpologii. Zarzuty w stosunku do "zerżnij mnie" (chyba rodzi nam się mem //mysli ) można podnosić według mnie w dwoch przypadkach:

- jeśli zerżnijmnie odstaje stylistycznie od reszty tekstu, np. jeśli Telimena wśród dwunastozgłoskowych duserów z Tadkiem wplata znienacka zerżnijmnie, co burzy spójność stylistyczną
- jeśli zerżnijmnie gryzie się z rysem psychologicznym postaci, która takie coś wypali, i nie zostanie należycie uzasadnione - czyli gdyby takie coś palnęła Ania z Zielonego Wzgórza, czytelnikowi zapala się od razu kontrolka DAFUQ?, bo Ania tak nie zwykła mawiać.

A Ty tylko wydusiłeś, że facet ma redtubowską wizję kobiet (w domyśle - kobiety tak nie mówią), co z rewolucyjną czujnością wyłapaliśmy. Waaaaaaaaaaaaaaaagh //orc
Prawdziwie naukowe wytłuszczenie :mrgreen: Lepiej się chyba nie dało wytłumaczyć :mrgreen:
Misiel - 2012-12-13, 19:07
:
Stary Ork napisał/a:


Bo od dupy strony do tego podszedłeś, trzymając się rumpologii. Zarzuty w stosunku do "zerżnij mnie" (chyba rodzi nam się mem //mysli ) można podnosić według mnie w dwoch przypadkach:

- jeśli zerżnijmnie odstaje stylistycznie od reszty tekstu, np. jeśli Telimena wśród dwunastozgłoskowych duserów z Tadkiem wplata znienacka zerżnijmnie, co burzy spójność stylistyczną
- jeśli zerżnijmnie gryzie się z rysem psychologicznym postaci, która takie coś wypali, i nie zostanie należycie uzasadnione - czyli gdyby takie coś palnęła Ania z Zielonego Wzgórza, czytelnikowi zapala się od razu kontrolka DAFUQ?, bo Ania tak nie zwykła mawiać.

A Ty tylko wydusiłeś, że facet ma redtubowską wizję kobiet (w domyśle - kobiety tak nie mówią), co z rewolucyjną czujnością wyłapaliśmy. Waaaaaaaaaaaaaaaagh //orc


Moim zdaniem wydusilem z siebie troche wiecej. "zerznij mnie" jest wedlug mnie na tyle mocnym tekstem, ze w duzej mierze buduje postac, jej psychike - zwlaszcza czesto powtarzane. W "Swietle" zerznijmnie, wypowiedziala podczas seksu chyba kazda z kobiet (na pewno Anna gdzies okolo 10 razy, Mona, i "zona Tiga"), co wywolalo u mnie wrazenie, ze wszystkie kobiece postaci Harrisona sa patologicznie ulegle w sprawach seksu. Dlatego jako slabosc wskazalem konstrukcje postaci kobiecych, bedacych w moim odczuciu jedynie wariacja jednego typu osobowosci (pani statek tez sie w to wpisuje ze swoimi problemami). Dalej napisalem tez o "skromnym wachlarzu srodkow wyrazu", krotko mowiac jak juz Harrison zrezygnowal z "rozchyl platki mej rozy" to mogl chociaz czasem napisac "wyruchaj mnie", a nie walkowac w kolko jedno. Sprawdzilem "Swiatlo" z ctrl+f i jakkolwiek samo "zerznijmnie" pojawia sie w sumie bodaj tylko 4 razy, to jezeli doda sie do tego rznij, zerznales itp. liczba robi sie dziwacznie duza.

Wiem pierdola, ale sami drazycie temat.
ASX76 - 2012-12-13, 20:07
:
Misiel -->
Sabetha napisał/a:
No a w świecie przyszłości popaprani są wszyscy. Więzi międzyludzkie się rozpadły, społeczeństwa się rozpadły, został tylko popęd i niejasne poczucie, że coś w tym całym cyrku jest nie halo.


:-P
Plejbek - 2012-12-19, 13:44
:
Zapowiedzi MAGa napisał/a:
PUSTA PRZESTRZEŃ to kosmiczna opowieść przygodowa. Zaczynamy od następującego snu:
Obcy instrument badawczy wielkości brązowego karła wisi pośrodku pustki, ponieważ chciano umieścić go w jednakowej odległości od wszystkich obiektów we wszystkich możliwych wszechświatach. Gdzieś we fraktalnym labiryncie pod jego powierzchnią, na pokładzie z alotropowego węgla leży kobieta. Z kącika jej ust sączy się biała pasta z nanomaszyn. Kobieta nie jest ani przytomna, ani nieprzytomna; ani martwa, ani żywa. Z jej kośćmi policzkowymi coś jest nie w porządku. W pierwszej chwili myślisz, że przechodzi z jednej postaci do drugiej – może to kot, a może coś, co tylko przypomina kota – a potem zauważasz, że ona naprawdę próbuje być i jednym, i drugim jednocześnie. Czeka na ciebie, czekała na ciebie od być może dziesięciu tysięcy lat. Przybywa z przeszłości, przybywa z przyszłości, i za chwilę przemówi…


Nakręciłem się nieziemsko po przeczytaniu tego tekstu. Powtórka Viriconium była jedną z moich najlepszych decyzji czytelniczych w 2012 - zapowiedź MAGa spowodowała, że zabiorę się pewnie niedługo za Światło i Novę.
Tixon - 2012-12-19, 14:00
:
Brzmi jak Harrison. :mrgreen:
You Know My Name - 2012-12-19, 14:46
:
Już widać, że jest smak!!
sanatok - 2012-12-19, 15:07
:
Plejbek napisał/a:
Nakręciłem się nieziemsko po przeczytaniu tego tekstu. Powtórka Viriconium była jedną z moich najlepszych decyzji czytelniczych w 2012 - zapowiedź MAGa spowodowała, że zabiorę się pewnie niedługo za Światło i Novę.


Łykaj bo naprawdę warto, ja w styczniu przed Pustą Przestrzenią robię powtórkę z Światła i Novy.
Plejbek - 2012-12-20, 08:30
:
Zapomniałem dopisać, że u mnie to też będzie powtórka. Po pierwszym razie nie weszła mi Nova Swing (nawet się z tego tłumaczyłem w tym wątku). Prawdopodobnie to była moja wina a nie książki (brak skupienia głównie), muszę to zweryfikować. Dodatkowo interesują mnie te rżnięcia w Świetle, których za pierwszym razem jakoś nie zarejestrowałem za bardzo.
Jachu - 2012-12-20, 08:40
:
Plejbek napisał/a:
interesują mnie te rżnięcia w Świetle
Gdyby wyrwać z kontekstu to zdanie, to by można wysnuć wniosek, żeś kolego niezłym perwersem jest :badgrin:

Osobiście do Harrisona mam stosunek ambiwalentny. Nową powieść kupię na pewno, choć "Światło" średnio mi się podobało. "Novy Swing" jeszcze nie ruszyłem. Może się skuszę później, jak już wszystkie trzy będę miał na półce i hurtem przeczytam ;) Aaa... i jeszcze "Viriconium" mam, ale też nie czytałem.
ASX76 - 2012-12-20, 16:41
:
Nie chciałbym się czepiać, ale... zamierzasz "walić w ciemno" Harrisona, choć jak sam przyznałeś, "średnio" Ci pierwszy kontakt przypasował... ;) Czy to aby rozsądne, zważywszy na fakt, że "Viriconium" na tym forum "cieszy się" złą sławą wśród jego intelektualnej elity? :-P
adamo0 - 2012-12-20, 16:45
:
Jachu kupuje chyba wszystko jak leci z UW, także pewnie go nie zniechęcisz (swoją drogą niezrozumiałe dla mnie podejście, ale jak ktoś ma kasę/nadmiar miejsca na półkach/lubi to czemu nie...).
No, ale faktem jest, że i mnie "Viriconium" średnio podeszło, co mnie trochę zniechęca do sięgnięcia po dalszą twórczość Harrisona. Ewentualnie odwiedzę bibliotekę ;)
ASX76 - 2012-12-20, 17:02
:
"Viriconium" i "Światło" są to diametralnie inne (od siebie) książki pod względem stylu, dlatego jest szansa, że nawet jeśli komuś nie przypadnie do gustu jedna, może druga.
Ja z kolei, mógłbym spokojnie się bez nich obejść. :-P
Tixon - 2012-12-20, 17:12
:
Nie tylko Jachu, ja też :P
Jachu - 2012-12-20, 20:34
:
ASX76 napisał/a:
Nie chciałbym się czepiać, ale... zamierzasz "walić w ciemno" Harrisona, choć jak sam przyznałeś, "średnio" Ci pierwszy kontakt przypasował... ;)
Średnio, co wcale nie oznacza, że to słabe było.

ASX76 napisał/a:
Czy to aby rozsądne, zważywszy na fakt, że "Viriconium" na tym forum "cieszy się" złą sławą wśród jego intelektualnej elity? :-P
Jak zapewne wiesz również zaliczam sie do elity intelektualnej ( :badgrin: ), a w tej sprawie nie mam zdania i nic nie wiem o złej sławie ;)

adamo0 napisał/a:
Jachu kupuje chyba wszystko jak leci z UW, także pewnie go nie zniechęcisz
Poza pewnymi polecankami, jestem w ogóle dość odporny na urok ASX-a ;)

adamo0 napisał/a:
(swoją drogą niezrozumiałe dla mnie podejście, ale jak ktoś ma kasę/nadmiar miejsca na półkach/lubi to czemu nie...).
Sam sobie odpowiedziałeś ;)

Tixon napisał/a:
Nie tylko Jachu, ja też :P
Gdzie, do diaska, jest facebookowy przycisk "Lubię to"? :P
Ł - 2012-12-20, 20:40
:
ASX76 napisał/a:
"Viriconium" i "Światło" są to diametralnie inne (od siebie) książki pod względem stylu,

Zacznijmy od tego że "Viriconium" jest diametralnie różne od "Viriconium" pod względem stylu. Zależnie od tekstu, które pochodzą przecież z różnych lat i były wyawane oddzielnie w orginalne. Więc mówienie o jakimś jednym stylu "Viriconium" to jakaś pomyłka.
ASX76 - 2012-12-20, 21:07
:
Pozwoliłem sobie na uogólnienie chcąc tym samym podkreślić znaczącą odrębność stylu w "Światło". :-P
Ł - 2012-12-20, 21:10
:
Ale między tekstami w Viri bywa większa różnica.
ASX76 - 2012-12-20, 21:11
:
Przyznam szczerze, że niezbyt ją odczułem. Inna sprawa, że od lektury minęło sporo czasu... Musiałbym przeczytać jeszcze raz. Niewykluczone, że masz rację. //mysli
Plejbek - 2012-12-20, 21:20
:
ASX76 napisał/a:
Nie chciałbym się czepiać, ale... zamierzasz "walić w ciemno" Harrisona, choć jak sam przyznałeś, "średnio" Ci pierwszy kontakt przypasował... ;) Czy to aby rozsądne, zważywszy na fakt, że "Viriconium" na tym forum "cieszy się" złą sławą wśród jego intelektualnej elity? :-P


Pewnie będę żałował, że zapytałem, ale:
ASX, Co to jest "elita intelektualna tego forum" i kto do niej należy? Bo ja chyba nie skoro jaram się Viriconium.
toto - 2012-12-20, 21:22
:
ASX, ASX1, ASX2, ASX3, ASX4, ASX5,..., ASX76
ASX76 - 2012-12-20, 21:24
:
Plejbek napisał/a:


Pewnie będę żałował, że zapytałem, ale:
ASX, Co to jest "elita intelektualna tego forum" i kto do niej należy? Bo ja na pewno nie skoro jaram się Viriconium.


Proszę bardzo, oto jej najwybitniejsi przedstawiciele: Sab & Mr Spell. :-P
Sabetha - 2012-12-20, 21:26
:
ASX76 napisał/a:
Sab


W prywatnej rozmowie z kimś zaprzyjaźnionym powiedziałabym teraz" weź mnie nie w**rwiaj", ale na forum publicznym rzeknę "Pan raczy żartować" :P
ASX76 - 2012-12-20, 21:28
:
Sabetha napisał/a:


W prywatnej rozmowie z kimś zaprzyjaźnionym powiedziałabym teraz" weź mnie nie w**rwiaj", ale na forum publicznym rzeknę "Pan raczy żartować" :P


Przemawia przez Ciebie nadmierna skromność. Tak się składa, że nie raczę, pardon. :-)
Jander - 2012-12-20, 21:51
:
ASX76 napisał/a:
Proszę bardzo, oto jej najwybitniejsi przedstawiciele: Sab & Mr Spell.

A ja ich szanowałem...
MrSpellu - 2012-12-20, 21:52
:
Od strony samego pomysłu, konstrukcji świata Viriconium jest świetne. Ale co z tego, skoro lektura tego czegoś przypomina jedzenie tłuczonego szkła?

Jander napisał/a:
A ja ich szanowałem...

Peszek. Zostałem ekspertem ASXa, pomyśl jak JA się czuję --_-
sanatok - 2012-12-20, 22:24
:
Cytat:
Od strony samego pomysłu, konstrukcji świata Viriconium jest świetne. Ale co z tego, skoro lektura tego czegoś przypomina jedzenie tłuczonego szkła?


Raczej kamieni szlachetnych. Bardzo smacznych kamieni.
MrSpellu - 2012-12-20, 22:31
:
Jak tam sobie chcesz, tak czy inaczej można stracić zęby.
martva - 2012-12-21, 10:59
:
MrSpellu napisał/a:
Ale co z tego, skoro lektura tego czegoś przypomina jedzenie tłuczonego szkła?


Nigdy nie jadłam tłuczonego szkła, ale tak sobie myślę że to jest bolesne i męczące, ale jednak się nie zasypia w trakcie. I nie cofa się do poprzedniej stro... ekhm, garści, bo się nie pamięta co się przyswoiło.
Młodzik - 2012-12-21, 13:42
:
Viriconium to jedna z trzech książek, których nie udało mi sie skończyć, obok "Ulissesa" i "Czarodziejskiej góry", przy czym tej ostatniej nie skończyłem tak jakoś bez konkretnego powodu, bo bardzo mi się podobała. Chyba brak czasu w klasie maturalniej zawinił.
MrSpellu - 2012-12-21, 16:40
:
Młodzik napisał/a:
iriconium to jedna z trzech książek, których nie udało mi sie skończyć, obok "Ulissesa" i "Czarodziejskiej góry", przy czym tej ostatniej nie skończyłem tak jakoś bez konkretnego powodu, bo bardzo mi się podobała. Chyba brak czasu w klasie maturalniej zawinił.

Dziwne zestawienie. Ulisses jest jedną z moich ulubionych książek, a z Mannem nie miałem większego problemu. Ba, Dziwne Wielkie Grzechy podeszły mi jakoś najbardziej, a w trakcie lektury miałem właśnie odległe skojarzenia z Czarodziejską górą.
Młodzik - 2012-12-21, 20:13
:
Dziwne, bo akurat nie ma w tym żadnego klucza. "Ulissesa" nie zmogłem dlatego, że brałem się za niego mając za całe swoje doświadczenie literackie tylko rozrywkową fantastykę (plus parę lektur szkolnych). Przy "Czarodziejskiej" też się to po trochu udzieliło. "Viriconium" jest akurat pierwszym przypadkiem tak skrajnego niedopasowania (ach, podpada tu jeszcze cykl o Witelonie Jabłońskiego - prawie rzucałem książkami o ścianę).
Stary Ork - 2012-12-21, 20:25
:
MrSpellu napisał/a:
Ale co z tego, skoro lektura tego czegoś przypomina jedzenie tłuczonego szkła?


Musimy w końcu założyć hejt-klub Viriconium, będzie można przynajmniej wytyczyć jakąś granicę między ZB-owym hipsterstwem i ZB-owym trv grim necro hipsterstwem //mysli . I wreszcie będę miał jasne kryteria, komu w lampę, a komu nie //orc .
Sabetha - 2012-12-24, 12:48
:
Skończyłam "Novą Swing" i podtrzymuję swoją opinię, że Harrisona należy czytać szybko, zanim się zapomni, o czym była poprzednia strona :badgrin:

Serio, serio, to czytało się lżej niż "Światło", choć zdecydowanie mniej się działo, a żaden z bohaterów nie był tak ciekawy jak Seria Mau. Wystarczyło zarzucenie wysiłku zrozumienia, co to jest napęd dynaflow i dlaczego w dobie mówiącej matematyki i kultywarów ludzie przemieszczają się po mieście rikszami zaprzężonymi w ludzkie konie. Cała reszta poszła już z górki, bo zaczęłam znajdować jakieś niezdrowe upodobanie w opisach nieszczęsnych jednostek ludzkich (?), niepotrafiących poradzić sobie z niepojmowalnością kosmosu, który można eksplorować, ale w sumie nie jest to zajęcie dobre dla zdrowia, zwłaszcza psychicznego. Chyba dlatego bohaterowie Harrisona to zbiór smętnych, potwornie samotnych wykolejeńców, nie wiadomo - "produktów" strefy zdarzenia czy własnych życiowych pomyłek.
Wszystko fajnie, a teraz muszę przyznać, że momentami Harrison bywa nużący jak diabli, momentami zdarza mu się bełkotać (ewentualnie ze mną jest coś nie tak i odbieram jako bełkot jakieś błyskotliwe rozważania filozoficzne, whatever) i przez Misiela rzuciło mi się w oczy każde "zerżnij mnie" i "pierd***ć", które padło w tekście.
Misiel - 2013-02-06, 16:47
:
http://katedra.nast.pl/ar...tlo-Nova-Swing/

Cytat:
I ta maniera permanentnego sadzania bohaterów na barowych stołkach oraz wpychania ich sobie nawzajem do łóżka! Postacie Harrisona wprost niezmordowanie się „pieprzą” i „rżną” (bodaj ani razu te słowa nie zostają zastąpione bardziej przyzwoitym synonimem). Chciałbym być dobrze zrozumiany – nie chodzi o obrazę purytańskiej moralności recenzenta ani nawet o pretensje do spłaszczania relacji międzyludzkich, bo pierwsze nie powinno rzutować na ocenę dzieła, a drugie może być po prostu przyjętą przez autora wizją społecznej obyczajowości. Problem w tym, że seksualny aspekt relacji międzyludzkich przedstawiono w powieści w sposób, przy którym kruszeje spójność i wiarygodność postaci.


Minus 5 do mojego hipsterstwa, ale wsparcie warto odnotowac.
AM - 2013-02-06, 16:52
:
Misiel napisał/a:
http://katedra.nast.pl/artykul/6394/Harrison-M-John-Swiatlo-Nova-Swing/

Cytat:
I ta maniera permanentnego sadzania bohaterów na barowych stołkach oraz wpychania ich sobie nawzajem do łóżka! Postacie Harrisona wprost niezmordowanie się „pieprzą” i „rżną” (bodaj ani razu te słowa nie zostają zastąpione bardziej przyzwoitym synonimem). Chciałbym być dobrze zrozumiany – nie chodzi o obrazę purytańskiej moralności recenzenta ani nawet o pretensje do spłaszczania relacji międzyludzkich, bo pierwsze nie powinno rzutować na ocenę dzieła, a drugie może być po prostu przyjętą przez autora wizją społecznej obyczajowości. Problem w tym, że seksualny aspekt relacji międzyludzkich przedstawiono w powieści w sposób, przy którym kruszeje spójność i wiarygodność postaci.


Minus 5 do mojego hipsterstwa, ale wsparcie warto odnotowac.


A może po prostu tłumacz lubi te słowa :) .
Stary Ork - 2013-02-06, 16:54
:
Misiel napisał/a:
Cytat: I ta maniera permanentnego sadzania bohaterów na barowych stołkach oraz wpychania ich sobie nawzajem do łóżka! Postacie Harrisona wprost niezmordowanie się „pieprzą” i „rżną” (bodaj ani razu te słowa nie zostają zastąpione bardziej przyzwoitym synonimem). Chciałbym być dobrze zrozumiany – nie chodzi o obrazę purytańskiej moralności recenzenta ani nawet o pretensje do spłaszczania relacji międzyludzkich, bo pierwsze nie powinno rzutować na ocenę dzieła, a drugie może być po prostu przyjętą przez autora wizją społecznej obyczajowości. Problem w tym, że seksualny aspekt relacji międzyludzkich przedstawiono w powieści w sposób, przy którym kruszeje spójność i wiarygodność postaci.



Minus 5 do mojego hipsterstwa, ale wsparcie warto odnotowac.



No to jest was dwóch. Ustepuję przed przemocą, wygraliście //mysli
rybieudka - 2013-02-06, 17:38
:
Sabetha, mi sie akurat lepiej czytało Światło zaś Nova Swing mnie po prostu wymęczyło. No i chyba jest to moje pierwsze rozczarowanie czymkolwiek z UW. Jest co prawda szansa, ze bedzie z nim tak jak z Viriconium - że dopiero po jakimś czasie od lektury docenię całość, ale coś mi się widzi, ze chyba niekoniecznie. Jak będę miał gotową recenzję dla Fantasty to podlinkuję
You Know My Name - 2013-02-06, 20:14
:
I niby jak tracą na wiarygodności. Czy to nobliści z e(ste)tyki byli czy jednostki z trudem balansujące na granicy bycia mętami, lub które te granice te dawno przekroczyły. Jacy bohaterowie takie i ich relacje. Pełna wewnętrzna spójność.
You Know My Name - 2013-03-04, 23:19
:
Kończę Nova Swing.
Myślę, że skojarzenia światła i matematyki z Science Fiction Dukaja jest jak najbardziej na miejscu. Oczywiście jako środek, bo cel jest inny.
Nadal ważam, ze to najlepszy obok Ambergris czytany przeze mnie cykl.
utrivv - 2013-03-05, 07:48
:
Moja żona się z tobą zgadza (choć nie czytała Ambergris), pochłonęła Novą i jest już w połowie Pustki tylko nie do końca rozumie o co chodzi z tytułem, do czego to jest odniesienie - Nova Swing?
You Know My Name - 2013-03-05, 11:13
:
Półmędrek w mej głowie sili się oczywiście na tanią psychoanalizę i podpowiada mi, że to od nazwy statku, która to nazwa jest jednocześnie symbolem przełomu, który nastąpił w życiu wszystkich bohaterów książki.
utrivv - 2013-03-05, 11:40
:
You Know My Name napisał/a:
Półmędrek w mej głowie sili się oczywiście na tanią psychoanalizę i podpowiada mi, że to od nazwy statku, która to nazwa jest jednocześnie symbolem przełomu, który nastąpił w życiu wszystkich bohaterów książki.

Ale dlaczego Nova Swing? Czy to ma jakieś odniesienie do naszej rzeczywistości? Przypominam że żonka kończyła szkołę muzyczną i swing kojarzy jej się głównie z muzyką :)
You Know My Name - 2013-03-05, 12:53
:
Tak, muzyka, taniec, ale także zwrot - jedno z dosłownych tłumaczeń. A nova? Ja nie wiem.
Tixon - 2013-03-05, 13:05
:
Supernowa. Zaczyna się od zapadania pod włąsnym ciężarem i/lub pobierania masy od sąsiednich gwiazd. Potem następuje wielki, jasny wybuch z falą uderzeniową rozchodzącą się w przestrzeni, a sama sprawczyni znika.

Pasuje? :->
You Know My Name - 2013-03-05, 13:24
:
Do nazwy statku? Jak najbardziej. Do treści? Naciągane, ale od biedy by uszło.
I o ile wiele nazw u Harrisona jest znacząca, to tu bym się nie upierał.
utrivv - 2013-03-05, 13:45
:
Tixon napisał/a:
Supernowa. Zaczyna się od zapadania pod włąsnym ciężarem i/lub pobierania masy od sąsiednich gwiazd. Potem następuje wielki, jasny wybuch z falą uderzeniową rozchodzącą się w przestrzeni, a sama sprawczyni znika.

Pasuje? :->

Ale Nova to nie supernova:
Cytat:
Nazwa tej gwiazdy pochodzi stąd, że z gwiazdy niewidocznej gołym okiem w ciągu krótkiego odcinka czasu staje się gwiazdą łatwo dostrzegalną. Pierwszą gwiazdę nową zaobserwował Hipparch w gwiazdozbiorze Skorpiona.


Supernova Swing było by jasne ale Nova raczej odnosi się do czegoś innego.
Tixon - 2013-03-05, 14:09
:
Cytat:
Nowa klasyczna (ang. classical nova) – gwiazda wybuchowa, w rzeczywistości ciasny układ podwójny złożony z białego karła i gwiazdy ciągu głównego lub nieco odewoluowanej gwiazdy. Mechanizm wybuchu to eksplozja termojądrowa na powierzchni białego karła.
Nazwa tej gwiazdy pochodzi stąd, że z gwiazdy niewidocznej gołym okiem w ciągu krótkiego odcinka czasu staje się gwiazdą łatwo dostrzegalną.

Close enough 8)
Ł - 2013-03-05, 20:09
:
Jeszcze 30 postów i traficie na to że "Nova Swing" to gra słów mówiąca że Nova Swing ma się do klasycznej nowej, tak jak swing do muzyki klasycznej. Wasze gruczoły wydzielą jakieś tam substancje które połechtają wasze ego w nagrodę za te odkrycie. A później przeczytacie "Pustą Przestrzeń":

"Entradziści, piloci przestrzenni, tacy jak Billy Anker i Liv Hula. Ludzie nadający swoim statkom nazwy takie jak Oślepiony przez Światło, Ukryte Światło albo 500% Światła. Wszystko co zawierało słowo"światło". (s.238)

... i odkryjecie że Harrison robi sobie z was jaja.
utrivv - 2013-03-06, 08:28
:
FOG dla Twojego tekstu: 1-6 lat edukacji

DIAGNOZA: język zbyt prosty (szkoła podstawowa)

Nie wysiliłeś się Łaku ale sprzedam twój tekst żonce.
You Know My Name - 2013-03-06, 11:29
:
Ł napisał/a:
Jeszcze 30 postów i traficie na to że "Nova Swing" to gra słów mówiąca że Nova Swing ma się do klasycznej nowej, tak jak swing do muzyki klasycznej.
a Kino Kurczak //mysli
Ł - 2013-03-07, 18:41
:
http://katedra.nast.pl/ar...sta-przestrzen/ - o "Pustej Przestrzeni".
You Know My Name - 2013-03-29, 11:22
:
Zgadzam się w całej rozciągłości, dodałbym tylko studium upadku. Każdy bohater stacza się (okoliczności, wybór, etc.) jakby na początku był na krawędzi wiru, ale w miejscu, z którego wrócić już nie mogą. Fascynujące, malownicze, urzekające.

Powtórzę się: WIĘCEJ HARRISONA!
ASX76 - 2013-03-29, 11:57
:
Nie podzielam entuzjazmu. Czytanie prozy Harrisona przysporzyło mi więcej męki, niż przyjemności.
utrivv - 2013-08-21, 07:00
:
Mam pytanie do znających oryginał Pustej Przestrzeni, w tekście pada zdanie:
Cytat:
Wszystkie wasze bazy należą do nas

Tak samo jest w oryginale czy to błąd korekty i cytat odnosi się wprost do słynnego "All your base are belong to us "?
Tixon - 2013-10-14, 15:16
:
Pusta Przestrzeń bywa męcząca, ale w sumie warto. Choćby dla takich smaczków jak ten powyżej :)

Ale więcej Harrisona? You Know My Name, przerażasz mnie.
You Know My Name - 2013-10-14, 20:42
:
krótkie formy np.
You Know My Name - 2014-08-22, 12:07
:
Czekałem, czekam, wie ktoś ile jeszcze będę czekał??
Shadowmage - 2014-08-22, 12:22
:
W sensie na "Drogę serca"? Na razie podawany jest 17.10.
Plejbek - 2014-10-20, 08:47
:
Droga Serca Harrisona. To będzie książka, która podzieli czytelników chyba w takim samym stopniu jak Viriconium. Nawet we mnie samym nie brak sceptyków – jakby to powiedział jeden z forumowiczów.

Książka jest niesamowicie trudna i wymagająca – podobnie jak w przypadku „Pokoju” Wolfe’a odpadłem podczas czytania w środku dnia gdzie połową siebie uczestniczę w życiu rodzinnym. Dopiero wieczorno-nocna totalna izolacja od świata pomogła i poszło. Tylko, że konfuzja po przeczytaniu ksiązki jest jeszcze większa niż przy Wolfe – mam wrażenie, że gapię się na cienie w jaskini a prawdziwy świat jest zupełnie gdzie indziej.

I nie mogę się pozbyć tej wewnętrznej potrzeby porównywania „Drogi Serca” z „Pokojem” – to jest literatura tego samego kalibru, to raz. Coś mi poważnie nie gra z narratorem, tak jakby był on kluczem do książki, to dwa. Szczegóły, szczegóły szczegóły na każdej stronie to trzy.

No i znowu jest to kolejna książka do przeczytania poraz drugi. Tylko wcześniej zapewne chociażby ogólnie muszę poczytać o gnozie i pojęciach Pleromy i Kenomy.

Bo na razie jest to jeden z największych mindfucków w historii UW (ale bardzo na plus).
Shadowmage - 2014-10-20, 09:00
:
Mam wrażenie, że inne powieści Harrisona dzieliły bardziej niż "Viriconium". Porównania do "Pokoju" mnie zachęciły.
Ł - 2015-02-18, 21:36
:
Plejbek trafnie zdiagnozował - do identycznych wniosków doszedłem w swojej recenzji na Katedrze (będzie na dniach). Pisząc tekst znalazłem jeszcze jeden rodzynek - Yaxley z "Drogi Serca" i Sparke z "Światła" to prawdopodobnie jedna i ta sama osoba - źródełko: https://twitter.com/mjohnharrison/status/335087292391768064
Ł - 2015-02-18, 23:35
:
Właśnie odkryłem coś lepszego:





John M Harrison mordował w Twin Peaks. Teraz wszystko nabiera sensu.
Plejbek - 2015-02-18, 23:50
:
No to wpadka! No ale mogłeś mnie z lepszego profilu pokazać.

A ja za niedługo wracam do trylogii o Trakcie. Będę się znowu jaral i pisał o tym na forum :mrgreen:

P.S. Dawaj szybciej tą recenzję.
Plejbek - 2015-02-19, 09:05
:
Właśnie natknąłem się na coś takiego:

http://rushthatspeaks.livejournal.com/413552.html

No i rzeczywiście z narratorem w Drodze Serca jest coś mocno nie halo (choć moje wewnętrzne przemyślenia były o wiele słabsze i mniej spójne) - teraz część (ale na razie tylko część) klepek wskoczyła i na odpowiednie miejsce. Ale bez powtórki "Drogi Serca" się nie obędzie.

W każdym razie po przeczytaniu tego tekstu jeszcze niżej zamiatam podłogę kapeluszem przed Harrisonem.
Ł - 2015-02-19, 13:26
:
Z narratorem "Drogi" to już blurb powinien zasiać ziarno wątpliwości. W tej recenzji/analizie brakuje mi uwzględnienia jeszcze jednej postaci - bohatera powieści Lucasa, poszukiwacza Serca, bo jego rzeczywistość to też oddzielny plan. W dodatku Harrison zrobił strukturalnie tę sama sztuczkę co później Dukaj w "Science Fiction" - szufladkę A umiescił w szufladce B, w której jest szufladka C, ale otwarta - prowadzi znowu do A. Taka powieść szufladkowa ożeniona z wstęga Moebiusa. Dlatego między innymi w powieści Lucasa występuje scena pożaru Kościoła, która później w końcu książki ten moment się powtarza w życiu Narratora.

Co do gnozy to nie fiksowałbym się zbytnio bo Harrison traktuje ją równie instrumentalnie co mechanikę kwantową w "Świetle" i kontynuacjach.
Plejbek - 2015-02-21, 13:13
:
U Dukaja Moebius w wersji ABC jest tak oczywisty, że nie podlega żadnej dyskusji. Tutaj w ogóle go nie zauważyłem po przeczytaniu, dopiero gdy napisałeś. No i mamy małą różnicę pomiędzy Moebiusem u Dukaja i Harrisona. Bo w "Drodze Serca" mamy raczej "B zawiera się w A, które potem wywracają się na nice i zamieniają miejscami - A wchodzi w B". C nie widzę - chyba, że mnie naprostujesz.

Pomijając linkowaną przeze mnie interpretację i te wszystkie niesamowite rzeczy, które robi Harrison z symboliką gnostyczną czy samą narracją na dwóch planach i kolażowaniem motywów, które na dalekim horyzoncie ładnie układają się w całość - o czym jest tak naprawdę ta książka? Tzn. na takim zupełnie podstawowym poziomie?

Wg mnie o pragnieniu życia doskonałego, o błędnym przeświadczeniu ludzi, że takie życie jest w ogóle możliwe. Że możliwe jest życie bez bólu, zmartwień, w szczęściu absolutnym. Dwójka młodych studentów bierze udział w jakimś nieokreślonym rytuale. Młodzi, naiwni, niedoświadczeni chcą złapać (dosłownie) boga za nogi. Dzięki temu rytuałowi, będą żyć długo i szczęśliwie. Nic z tego - okazuje się. I może ten rytuał, nawiedzenia, poszukiwania Serca to jest jedna wielka metafora zawiedzionych nadziei?
Prawdziwe życie weryfikuje ich idealne wyobrażenia, po prostu. Pam i Lucas tracą z upływem czasu swą naiwną wiarę, że będzie idealnie, rozwija się choroba Pam. Karzeł i Biała Para to prześladujące ich rozczarowanie, owe zawiedzione nadzieje właśnie. Lucas chcąc jakoś utrzymać siebie i żonę na powierzchni zaczyna budować sobie bufor bezpieczeństwa w postaci powieści o poszukiwaniu Serca.

Czy może nie?
Ł - 2015-02-21, 19:23
:
Plejbek napisał/a:
C nie widzę - chyba, że mnie naprostujesz.


A - Pleroma
B - Kenoma
C - Serce

albo

A - Narrator
B - Pam i Lucas
C - Powieść Lucasa

albo

A - Życie
B - Nieżycie
C - Moment śmierci (płonący kościół)

albo

A - Kobieta
B - Mężczyzna
C - Seks, moment i miejsce zbliżenia (wagina - róża - serce)

albo

A - Karzeł
B - Para
C - Dorodna kobieta



Ten trójpodział przewija się skrycie przez całą powieść.
Shadowmage - 2015-02-21, 22:41
:
W pewnym momencie przestałem was czytać, co by się nie spojlerować, ale zachęciliście mnie zdecydowanie do przesunięcia tej książki bliżej początku kolejki.
Plejbek - 2015-02-26, 10:40
:
Bardzo dobra recenzja Łaku.
Z dyskusją wstrzymywałem się do czasu jej pojawienia się na Katedrze. A skoro już jest to może spróbujemy lekko nakreślić i zinterpretować fabułę? Dawno żadna książka nie została mi w głowie tak długo po przeczytaniu i nie dręczyła tak mocno koniecznością poszukiwania odpowiedzi. A odpowiedź „niech każdy czytelnik interpretuje po swojemu” nigdy nie była brana przeze mnie na poważnie.

SPOJLERY



Na samym początku podszedłem do tego tak:
- W naszym świecie (Kenomie) istnieje tylko Pam, Lucas i Yaxley. Narrator jest bytem z alternatywnej rzeczywistości, która przenika Kenomę. Przesuwa się on zupełnie nieświadomie pomiędzy tymi światami, jest pewnym symbolem, o którym wspominam potem.
- Narrator nie jest w ogóle fizyczną osobą w naszym świecie (do czasu). Nigdy nie występuje i nie prowadzi rozmowy jednocześnie z dwoma bohaterami (nie mówię tylko o Pam i Lucasie). Dla każdej postaci w książce jest uosobieniem pragnień, poszukiwań, czegoś do czego można uciec z Kenomy. I to już tłumaczy jego obecność z Pam przed rytuałem (jej np. seksualne pragnienia), tłumaczy to dwukrotne nazwanie go przez Pam "Lucasem" (jakiś przebłysk nadziei Pam na odnalezienie szczęścia z byłym mężem).
- Yaxley to mag, poszukiwacz Pleromy wykorzystujący naiwniaków, którym wciska kit o możliwości sięgnięcia absolutu, o możliwym życiu w szczęściu (Pam, Lucas a potem ten ojciec mający ochotę na własną córkę). Ma on jednocześnie kontakt z narratorem, który jest katalizatorem i niezbędnym składnikiem każdego rytuału - dla Yaxleya jest też symbolem pragnień i poszukiwań.
- Rytuał kończy się niepowodzeniem, Pam i Lucas dostają swój bagaż w postaci prześladujących ich jak to wcześniej nazwałem "zawiedzionych nadziei". Może nawet więcej - rytuał wręcz odebrał im szczęście i "przetransferował" je w jakiś sposób na osobę narratora, który żyje w idealnym świecie (do czasu).
- Yaxley zostawia swoje ofiary i urywa z nimi kontakt i nadal poszukuje drogi do Pleromy nawiedzając narratora w momentach, gdy pojawia się on w Kenomie. Narrator jest mu zwyczajnie potrzebny.
- Pam i Lucas mocno doświadczeni przez życie zaczynają tkać opowieść o poszukiwaniu Serca, która ma być odskocznią od horroru ich egzystencji. Ma być substytutem idealnego życia, które mieli wieść (ale nasz świat to Kenoma, platońska jaskinia - więc się nie da). Pam w opowieści staje się wręcz królową krainy Coeur.
- I teraz: Ja zinterpretowałem książkę tak, że powieść Lucasa o Coeur to ten sam plan fabularny (albo mocno powiązany) z planem narratora. Lucas i Pam mają jakieś przebitki w podświadomości pozostałe po rytuale i dzięki temu mogą ją właśnie stworzyć. Główny bohater powieści Michael Ashman to nasz narrator. Na ten trop naprowadziły mnie
* „cienie w zagłębieniu obojczyka” które widzi Ashman u cygańskiej wróżbitki, i które widzi narrator u dziewczyny, ofiary rytuału Yaxleya w połowie książki.
* wspomniany w recenzji Łaka pożar kościoła, który przytrafia się Ashmanowi i narratorowi.
Tym samym Pam i Lucas niejako „tworzą” postać narratora, który przechodząc po wstędze Moebiusa pojawia się jako emanacja symbolu i poszukiwań szczęścia w realnym świecie. Z czasem cały plan fabularny powieści Lucasa zaczyna dominować nad realnym światem („dorodna kobieta”/Phoenissa jako alter ego Pam objawia się narratorowi podczas wakacji w Kornwalii a ostatecznie po śmierci Pam narrator spotyka ją w domu zmarłej).
- Po śmierci Pam obsesja Lucasa pogłębia się, poszukiwania się nasilają. Lucas zaczyna być coraz słabiej zaznaczony w Kenomie, niejako „odpływa” z naszego świata. W przeciwieństwie do niego narrator osadzony zostaje w Kenomie coraz silniej. Kończy się to mocną weryfikacją i ostatecznym urealnieniem postaci narratora w Kenomie (śmierć żony w wypadku na cmentarzu i pożar kościoła).

Stąd Łaku moje trochę inne podejście do wstęgi Moebiusa w książce.

Pytania które dręczą:
- Dlaczego narrator został nazwany przez Yaxleya imieniem Jack? Nie kupuję tekstu z linkowanej przeze mnie interpretacji, w której dla autora tejże jest to jasne - "I'm jack's lack of surprise". Ta sentencja jest z Fight Clubu napisanego 4 lata po Drodze Serca. I co miałoby to mieć wspólnego z Drogą Serca?

- Kim jest wysoki czarnoskóry mężczyna - "czarny w chuj". Pojawia się dwa razy w książce, raz zostawia liścik dla narratora w pociągu a potem wiemy, że w przeszłości robił zdjęcia Pam, która wylądowała w sanatorium po ataku epilepsji. Czyżby też jakiś byt z innej rzeczywistości? A może jakieś alter ego Yaxleya, który szykował od dawna rytuał z Pam, tzn. od jej dzieciństwa? A może zmyłka Harrisona?

- Co dokładnie symbolizuje Biała Para i Karzeł? Na pewno te moje "rozczarowania i zawiedzione nadzieje"?



SPOJLERY
Sorry, za taki zbyt długi tekst. Jak ktoś czytał i chce pogadać to zapraszam, ja chcę bardzo.
Ł - 2015-02-26, 13:53
:
Podzielam te spostrzeżenia. Mnie naprowadziło to że za każdym razem Yaxley gdy spotyka narratora to jest w jakimś afekcie, rozgorączkowaniu, poruszeniu jakby widział ducha. No i to że narrator jest obecny przy praktykach magicznych Yaxleya, niby jako "uczeń czarnoksiężnika", ale równie dobrze jako byt z zaświatów wokół którego rytuał się kręci. Później zreflektowałem się że faktycznie narrator nie bierze bezpośredniego udziału w wydarzeniach, nie on pcha je do przodu, a jego dialogi z innymi postaciami mogą być równie dobrze iluzją ukrywającą coś subtelniejszego - przywoływanie wspomnień, halucynacje, dialogi wewnętrzne. No i narrator widzi inne byty nadnaturalne.


Plejbek napisał/a:
Stąd Łaku moje trochę inne podejście do wstęgi Moebiusa w książce.

Ale jednak narrator czyta powieść Lucasa która w jakiś sposób go definiuje, więc ten przepływ odbywa się więcej niż między dwoma planami. Uważam też że narrator nie jest w całości tworzony a raczej odtwarzany po tym co stało się nim podczas rytuału - wskazuje na tym prolog gdzie oprócz narratora jest Pam i Lucas zaraz przed rytuałem. W czasie rytuału narratoriw stało mu się to na co czekał do samego końca Yaxley w stosunku do własnej osoby- został zassany do wyższego planu egzystencji.

Plejbek napisał/a:
Pytania które dręczą:
- Dlaczego narrator został nazwany przez Yaxleya imieniem Jack? Nie kupuję tekstu z linkowanej przeze mnie interpretacji, w której dla autora tejże jest to jasne - "I'm jack's lack of surprise". Ta sentencja jest z Fight Clubu napisanego 4 lata po Drodze Serca. I co miałoby to mieć wspólnego z Drogą Serca?


W nawiązaniu do tego co napisałem powyżej - jeśli przyjmiemy że narrator nie jest od podstaw tworzony a raczej odtwarzany jako osoba która zagineła w rytuale, to faktycznie mógł nazywać się Jack. Zresztą może być to gra słow "jack" w angielskim ma sporo znaczeń.

Plejbek napisał/a:
- Kim jest wysoki czarnoskóry mężczyna - "czarny w chuj". Pojawia się dwa razy w książce, raz zostawia liścik dla narratora w pociągu a potem wiemy, że w przeszłości robił zdjęcia Pam, która wylądowała w sanatorium po ataku epilepsji. Czyżby też jakiś byt z innej rzeczywistości? A może jakieś alter ego Yaxleya, który szykował od dawna rytuał z Pam, tzn. od jej dzieciństwa? A może zmyłka Harrisona?

Ja też nie mam żadnego pomysłu na tego kolesia. Może to easter egg nawiązujący do innej jego powieść? W każdym razie nie jest on strategiczny dla zrozumienia fabuły.

Plejbek napisał/a:
- Co dokładnie symbolizuje Biała Para i Karzeł? Na pewno te moje "rozczarowania i zawiedzione nadzieje"?

Myślę że genezy obu należy szukać w lękach Pam i Lucasa. Pam najbardziej bała się rozdzielenia stąd prześladuje ją obraz czepionej pary. Psotny karzeł to natomiast lęk i niecheć przed posiadaniem dziecka, jako czegoś nieprzywidywalnego. Oczywiście może zaryzykować tezę że to Shrander z "Światła" ale to chyba byłoby już szycie grubymi nićmi.


Plejbek napisał/a:
Bardzo dobra recenzja Łaku.

Ten tekst jest akurat bardziej kontrowy. Siłą napędową była recenzja "drogi..." autorstwa młodej nadziei e-publicystyki beletrystycznej, którą można streścić tak "na dwoje babka wróżyła, albo to ambtine dzieło, chociaż może być też że straszna kupa. Zależy od czytelnika". Byłem pod takim wrażeniem bezrefleksyjnego prześlizgnięcia się przez treść, połączoną z brakiem jaj uniemożliwiającą napisanie po prostu "nie podeszło mi", że wystukałem ten tekst w rekordowym tempie, co zresztą widać po literówach, zjedzonych nawiasach które właśnie poprawiam.
Plejbek - 2015-02-26, 15:35
:
Ł napisał/a:

Ale jednak narrator czyta powieść Lucasa która w jakiś sposób go definiuje, więc ten przepływ odbywa się więcej niż między dwoma planami. Uważam też że narrator nie jest w całości tworzony a raczej odtwarzany po tym co stało się nim podczas rytuału - wskazuje na tym prolog gdzie oprócz narratora jest Pam i Lucas zaraz przed rytuałem. W czasie rytuału narratoriw stało mu się to na co czekał do samego końca Yaxley w stosunku do własnej osoby- został zassany do wyższego planu egzystencji.

To bym musiał jeszcze głębiej przemyśleć a najlepiej przeczytać trzeci raz książkę dokładnie pod tym kątem. Ja na początku też założyłem, że narrator jest/był fizyczną osobą ale potem odszedłem od tego. Jakoś ładniej mi się to zaczęło układać gdy założyłem, że w pierwszym rozdziale:
- narrator jako mały chłopiec już jest na innym poziomie egzystencji (rozdział nazywa się Pleroma w odróżnieniu od ostatniego rozdziału - Kenomy, gdzie narrator staje się ciałem)
- Pam jest fizycznie sama w pokoju gdy Lucas mówi, jej że wszystko gotowe do rozpoczęcia rytuału. Lucas zwraca się przez drzwi tylko do niej, a ona próbuje chyba ostatkiem sił powstrzymać swoje pragnienie (narratora) wzięcia w tym udziału.
A być może przeczytanie książki o Coeur przez narratora jest jakimś wyzwalaczem procesu jego urealnienia w świecie?

Ł napisał/a:

Myślę że genezy obu należy szukać w lękach Pam i Lucasa. Pam najbardziej bała się rozdzielenia stąd prześladuje ją obraz czepionej pary. Psotny karzeł to natomiast lęk i niecheć przed posiadaniem dziecka, jako czegoś nieprzywidywalnego. Oczywiście może zaryzykować tezę że to Shrander z "Światła" ale to chyba byłoby już szycie grubymi nićmi.

W momencie objawienia się dorodnej kobiety Lucasowi wraz z całą menażerią Harrison opisuje Białą Parę jako twór, który możemy powiązać z parą inwalida/niewidoma kobieta z wakacji narratora w Kornwalii i z parą barmanka/jednoręki facet "dusza towarzystwa" z knajpy tuż przed objawieniem. Coś w stylu wzajemnych relacji kobieta/mężczyzna/seks (sam to też zauważyłeś podając to jako jedną z triad). Więc pewnie o to właśnie chodzi.

Ł napisał/a:

Siłą napędową była recenzja "drogi..." autorstwa młodej nadziei e-publicystyki beletrystycznej

Zalinkujesz?

Ja np. znalazłem taką recenzję (jest grubo):
http://gexe.pl/ksiazki/art/4473,droga-serca


Właśnie podniosłem swoją ocenę książki na "Lubimy Czytać" i na "Fantaście" na maksimum.
W marcu "Światło" po raz drugi - koniecznie :mrgreen:
AM - 2015-02-26, 23:36
:
http://ksiazki.polter.pl/Droga-serca-c27786
Romulus - 2015-02-27, 10:50
:
A to wrzucę Łakową recenzję: http://katedra.nast.pl/ar...hn-Droga-serca/
Plejbek - 2015-03-03, 11:13
:
Ł napisał/a:
Yaxley z "Drogi Serca" i Sparke z "Światła" to prawdopodobnie jedna i ta sama osoba

Przeczytałem Światło (ojapierdole o ile to lepsze teraz podczas drugiego czytania niż przed trzema laty) i bardzo ładnie się to układa w całość. Trakt jako naga osobliwość bez horyzontu zdarzeń (wiem, fizycy zgrzytają zębami) to miejsce gdzie prawa fizyki nie tyle przestają działać co przestają być prawami w ogóle. Znikają ograniczenia - Trakt reprezentuje tak naprawdę całą "metafizykę nieograniczonego potencjału", którą sprzedaje Harrison w trylogii. To co chcemy, żeby działało - działa, co chcemy osiągnąć - osiągamy. Takie idealne spełnienie dla każdego poprzez realizację jednej z nieskończonej liczby potencjalnych możliwości. Może się mylę ale mi to wygląda na taką trochę Pleromę w innym ubraniu.

Wg mnie Sprake/Yaxley szuka swej szansy poznania absolutu w "Świetle" dokładnie tak samo jak w "Drodze Serca". W "Świetle" chce to jednak zrobić używając pewnych zdolności głównego bohatera (fizyka Kearneya) - umiejętności jego widzenia struktury świata takiej jaka jest naprawdę, w postaci czystego kodu, budulca rzeczywistości. Sprake wyczuwa, że Kearney jest naznaczony w pewien sposób i przyczepia się do niego jak pasożyt.

Taka luźna teoria, jeszcze do przemyślenia i weryfikacji. Tylko, że bez tego Łakowego linka z twittera nie wpadłbym na to.
Ł - 2015-03-10, 07:04
:
Ja bym dodał jeszcze identyczną prawie scenę śmierci. Narrator Drogi i Kearney znajdują zwłoki Yaxleya/Sprake'a w identycznym układzie. Można nawet sobie wyobrazić że minęli się z sobą w drzwiach o kwadrans.

Plejbek napisał/a:

Taka luźna teoria, jeszcze do przemyślenia i weryfikacji. Tylko, że bez tego Łakowego linka z twittera nie wpadłbym na to.

Właściwie nie korzystam z tt, wpadłem na to przez googla, bo coś mi migała zbieżność i wstukałem Yaxley/Sprake/harrison. Liczyłem na jakieś fanowskie teorie i tu bam! bezpośrednie dojście do źródła.
Plejbek - 2015-03-10, 08:15
:
Czytasz teraz trylogię, czy po prostu pamiętasz tą scenę z pierwszego podejścia?
Skończyłem Pustą Przestrzeń parę dni temu i próbuję teraz walczyć z ontologią Harrisona.
Mam z nią nadal pewne problemy ale dotyczą chyba tylko szczegółów - przy założeniu, że nie błądzę całkowicie. No i mam też już jakąś ogólną interpretację trylogii jako całości i pewnie się nią tu podzielę ale jeśli jesteś w trakcie czytania to się wstrzymam.

A co do odniesień i powiązań trylogii do Drogi Serca to jest tego jeszcze więcej (weź chociażby nazwisko poszukiwacza Serca z powieści Lucasa i nazwisko detektywa o wyglądzie Einsteina z Novej. A Shrander/Karzeł to nie takie grube znowu nici jak pisałeś).
Ł - 2015-03-10, 08:55
:
Światło mam czytane 2 razy więc dość dobrze znam treść, ale powtórzenie z analitycznym pazurem całej trylogii zakładam dopiero za jakiś czas, więc na razie samemu nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy.
Plejbek - 2015-03-10, 09:04
:
Ł napisał/a:
Światło mam czytane 2 razy więc dość dobrze znam treść, ale powtórzenie z analitycznym pazurem całej trylogii zakładam dopiero za jakiś czas, więc na razie samemu nie wchodź łagodnie do tej dobrej nocy.

Spoko, mam notatki, wykresy, cytaty więc poczekam :) . Daj znać tylko z jakimś wyprzedzeniem, żebym z samymi tymi notatkami i gołą dupą do labiryntu nie wchodził a też zdążył przeczytać.
Ł - 2015-03-10, 09:56
:
Błąd kryptocytowania - jak najbardziej wchodź samemu, ale nie łagodnie!
Plejbek - 2015-03-10, 10:45
:
No więc dobra :) Osoby, które nie czytały i nie chcą się zdenerwować, proszone są o nie czytanie dalej. To co jest poniżej to jeden wielki spojler.



Gdybym miał teraz krótko powiedzieć o czym jest ta trylogia to stwierdziłbym, że o szukaniu sposobu na radzenie sobie ze swoją przeszłością. O tym jak definiowana jest nasza przyszłość: jak mocno przez różne traumy, lęki, bagaże doświadczeń z przeszłości a jak słabo przez potencjalne możliwości jakie oferuje rzeczywistość i życie samo w sobie.

Mam teorię wedle której jedynymi bohaterami (w przynajmniej jedynymi z naszej "normalnej" rzeczywistości) są osoby występujące w wątku Michaela Kearneya z "Światła" i Anny Waterman z "Pustej Przestrzeni". Reszta bohaterów i rzeczywistość w której funkcjonują to nie jest wcale XXV wiek w naszej linii świata - to raczej projekcje pragnień, obsesji, dążeń, obaw i patologii dwójki głównych bohaterów.
Do dyskusji pozostaje to, czy owe projekcje to tylko symbol i jedna wielka przenośnia czy może jednak jakaś prawdziwa rzeczywistość ontologicznie ukonstytuowana przez kod zapisany na twardym dysku, który Kearney zostawia żonie. Osobiście bliżej mi do drugiego rozwiązania.

Jest wiele tropów w trylogii, które spowodowały, że interpretuję świat przedstawiony właśnie tak (nie będę ich teraz wyjaśniał, tylko zaznaczę - jak kto ciekaw to możemy pogadać):
- koty
- tatuaż na ręce Sprake'a
- tekst napisany pisakiem na ciele pierwszej ofiary Kearneya i Sprake’a
- Sprake (rudy chudzielec) i Nowi Ludzie (rudzi chudzielce)
- dość wulgarne i dosadne podejście do tematów seksu - owe "rżnięcia" i masturbacje które tak mocno zostały zauważone przez wielu internautów ale nie zostały wzięte pod uwagę jako jeden z kluczy do fabuły. A jeśli Harrison używa tak często pewnych motywów to na bank nie robi tego przypadkowo.
- czaszkowe radio
- istnienie w "XXV wieku" takich tworów jak riksze, samochody cadillaki rocznik 1952, osoby spod krawieckiej igły o fenotypie Einsteina lub Monroe.
- świat ze wspomnień/snów Serii Mau
- kwestionowanie rzeczywistości przez bohaterów (np. Aschemann, Bonaventure)
- i kilka jeszcze innych



Takie podejście do ontologii w trylogii Harrisona prowadzi do następującej konkluzji:

Michael Kearney toczy batalię o własną przyszłość, toczy ją z demonami przeszłości, z samoizolacją spowodowaną przerażeniem własną przypadłością (widzenie prawdziwej natury świata jako deterministycznego algorytmu). Fatalizm nie do przejścia, tarot i kości Shrandera, które miały za zadanie wprowadzić odrobinę losowości w jego życie nie działają jak powinny, są bezużyteczne. Nieuchronność własnej przyszłości przeraża przez całe życie - dopiero coś w rodzaju objawienia na plaży pod koniec Światła pozwala mu pójść dalej i uciec z "Cierniowa" - z własnego wewnętrznego więzienia. Kearney ostatecznie zrozumiał, że był w błędzie - że powinien przestać się panicznie bać i może wziąć swoje życie we własne ręce. I ważne jest tutaj dopełnienie historii Kearneya w ostatnich rozdziałach przez postacie Serii Mau (biały kot, symbol przeszłości, która jest już nie do zmiany, z którą powinniśmy się pogodzić) oraz Eda Chianese (czarny kot, symbol przyszłości, której nie powinniśmy planować całkiem rozumowo lecz raczej powinniśmy dać się porwać nieskończonej liczbie możliwości - jak Ed dał się porwać Traktowi).

Historia Anny to trochę inne podejście. Anna Waterman to również osoba dręczona przeszłością podobnie jak jej były mąż. Dręczona wspomnieniami o nim, którego już z niewyjaśnionych powodów słabo pamięta. Podtytuł "Pustej Przestrzeni" to "The Haunting". W interpretacji "na gorąco, zaraz po zamknięciu książki" - chodzi tu o nawiedzanie Anny przez samą siebie (i o nawiedzanie asystentki - alter ego Anny - również przez samą siebie) podczas jej superpozycji w Alefie. Ale może właśnie chodzi również o nawiedzanie nas przez naszą przeszłość, wybory, które podjęliśmy? Może można odrzucić przeszłość, wymazać ją i ruszyć do przodu? I może można mimo, wszystko kreować swoją przyszłość w oderwaniu od tego co było? Niekoniecznie jak się okazuje. Zarówno Anna jak i Asystentka (wersja Anny w której pozbawiona jest ona bagażu przeszłości) nie mogą w żaden sposób wpłynąć na wydarzenia, które już nastąpiły. Pamięć o przeszłość i kreowanie przyszłości muszą zawsze współistnieć w harmonii jak yin i yang (czarne i białe koty).

Oczywiście mam mnóstwo wątpliwości i innych wariackich przypuszczeń, które może kiedyś obgadamy (czy Tate w ogóle istniał? co dokładnie stało się z Kearneyem? co oznacza trzykrotnie widziana przez różne osoby wizja waginy wyłaniająca się ze ściany? co oznacza jedna z najbardziej rypiących mózg scen w trylogii, czyli zbiorowa masturbacja w domu Tate'a przy "czaszkowym radiu", którą podgląda Anna z twardym dyskiem w ręku?)

Kończę spojlerowanie.

To co napisałem to tylko wierzchołek góry lodowej i tak naprawdę moja interpretacja po jednokrotonym czytaniu po kilkuletniej przerwie. Do Harrisona będę wracał na pewno nie raz i zapewne nastepnym razem jeszcze inne rzeczy mi się pokażą (tak samo mam np. z Wolfem). Bo może jeszcze udało by się bardziej nawiązać do Drogi Serca - mam też parę wniosków ale już nie będę się rozpisywał (Pam/Lucas/Karzeł vs. Anna/Michael/Shrander). A może ledwie musnąłem istotę rzeczy, może tylko się ślizgam po powierzchni, a może jednak nie zrozumiałem, a może warstw interpretacyjnych jest o wiele więcej w coraz drobniejszej skali, jak we fraktalnej strukturze rzeczywistości, którą widzi Kearney.
Czytajcie Harrisona :) Jego twórczość to jest naprawdę o wiele, wiele więcej niż się wydaje z wierzchu. - tylko trzeba mieć na nią naprawdę sporo czasu i wypoczęty umysł co akurat ostanio posiadałem.
Ł - 2015-03-12, 14:25
:
Fajny szkic interpretacyjny, brakuje jeszcze żeby wpadł tu Fidel i napisał: "banały, precież to oczywiste".. Będę weryfikował przy następnym okrążeniu bo wszystkie pozycje z "Traktu..." czytałem zgodnie z kalendarzem premier, i choć to powieści z osobna są dobre, to chyba rzeczywiście trzeba spojrzeć na sprawę całościowo.
Fidel-F2 - 2015-03-13, 08:35
:
Banały, przecież to oczywiste.
Plejbek - 2015-03-19, 13:37
:
No nie wyczymie. Wczoraj znowu mnie na analizowanie Harrisona wzięło i nadal nie zacząłem nowego Dukaja :( .

Tak jak napisał Łaku w recenzji - Droga Serca to swego rodzaju preludium do trylogii - a może i do innych późniejszych książek. Czyli pewne zasygnalizowanie takiego jakby meta-tematu Harrisonowego. Coś jak u Dicka (kontestacja struktury rzeczywistości) czy Ligottiego (nasza samoświadomość i egzystencja może być tylko złudzeniem, jesteśmy pionkami na planszy graczy, których nie jesteśmy w stanie pojąć).

A co do definicji meta-tematu Harrisona (przynajmniej na podstawie "Drogi..." i trylogii) to stawiam na coś w rodzaju próby odpowiedzi na pytanie "na ile możliwe jest takie życie, które całkowicie sami możemy sobie kreować dążąc do zaspokojenia naszych pragnień, a na ile jest ono predefiniowane przez czynniki będące poza naszym zasięgiem".
W trylogii odbywa się to na zasadzie badania wpływu naszej przeszłości na naszą przyszłość i wynikających z tego konsekwencji.
W "Drodze Serca" odbywa się to na zasadzie badania możliwości dążenia do życia idealnego, do wyjścia z platońskiej jaskini w której siedzimy.

Harrison jest pesymistą - przyjmuje stanowisko, że nie da się być swoim własnym, niezależnym od zewnętrza kreatorem. Można dążyć do celu ale jesteśmy ograniczani: przez strach przed tym co możemy osiągnąć, przez wybory, które podjęliśmy, przez naszą małość, przez innych ludzi obiecujących złote góry a po prawdzie będących pasozytami.

W jednej i drugiej powieści mamy punkty wspólne:
- Lucas i Pam z DS to tak jakby odpowiednik Thomasa i Anny z trylogii (rozwiedzeni, chora kobieta, prześladowani przez demony).
- Yaxley z DS to Sprake z trylogii (zgodnie ze znalezionym przez Łaka tweetem). Jest to mag-pasożyt, coś w stylu obcego czynnika ludzkiego obiecującego pomoc a tak naprawdę wykorzystującego nas.
- Bohater mężczyzna przerażony tym co oferuje mu życie, uciekający od tych możliwości, i choć na końcu biorący jednak sprawy w swoje ręce to ostatecznie przegrywający rozgrywkę (choć tutaj trzeba by było się zastanowić).
- Chora, umierająca na końcu bohaterka kobieta, mająca swoje alternatywne wersje (Pam/Phoenissa/Dorodna kobieta vs. Anna/Asystentka).
- Karzeł z DS to odpowiednik Shrandera z trylogii (demon - uosobienie strachu przed nieuchronną przyszłością a tak naprawdę będący wachlarzem możliwości)
- Biała Para z DS nie ma co prawda spersonifikowanego odpowiednika w trylogii ale symbolizuje ona tą samą predefiniującą życie dysfunkcję, którą posiada Pam i Anna – uzależnienie od drugiej osoby (i co ważne - znaczenie wg mnie ma to, że to uzależnienie jest mocno powiązane z seksem).
- Aschemann („a co jeśli wszyscy jesteśmy kodem?”) z Nova Swing to odpowiednik Ashmana/narratora DS (nawet nazwisko podobne), obaj to twory wyprodukowane przez bohaterów (za pomocą kodu / informacji, która stała się materią lub za pomocą zwykłej kartki i długopisu). To „produkowanie” w przypadku trylogii to wręcz gigantyczna skala (ale o tym może kiedy indziej).

Tych powiązań pewnie da się znaleźć więcej, na szybko mam takie.
utrivv - 2015-03-19, 14:23
:
Wszystko to być może ale jak w takim razie rozumieć roztopienie się mony Irene czy też Liv (już nie pamiętam) przez to że coś tam zobaczyła?
Plejbek - 2015-03-19, 15:26
:
utrivv napisał/a:
Wszystko to być może ale jak w takim razie rozumieć roztopienie się mony Irene czy też Liv (już nie pamiętam) przez to że coś tam zobaczyła?

Utrivv, nie kojarzę takiego zdarzenia. Musisz mnie naprowadzić - żadna z tych dwóch postaci nie uległa żadnemu "roztopieniu". Chyba, że masz kogoś innego na myśli - a ja zwyczajnie nie pamiętam fragmentu. Albo mnie podpuszczasz :mrgreen:
Fidel-F2 - 2015-03-19, 15:44
:
Plejbek, kontynuując takie rozumowanie można powiązać cokolwiek z czymkolwiek. W pewnym sensie wszystko jest w pewnym sensie. Korelacja ubocianienia z poziomem dzietności w gminie.
Plejbek - 2015-03-19, 16:01
:
Fidel-F2 napisał/a:
Plejbek, kontynuując takie rozumowanie można powiązać cokolwiek z czymkolwiek. W pewnym sensie wszystko jest w pewnym sensie. Korelacja ubocianienia z poziomem dzietności w gminie.

Piszesz o tych powiązaniach, pomiędzy DS a trylogią które mi się pokazują?
Ale oczekujesz dokładnych fragmentów z książek, na poparcie każdego z tych moich powiązań pomiędzy DS a trylogią? Całych akapitów? Czy może jakiegoś obszernego eseju w którym udowadniam dziesiątkami fragmentów? Może i mógłbym się porwać na coś takiego jak znajdę kiedyś mnóstwo czasu.

Ja zdaję sobie sprawę z tego, że osoba, która nie czytała tych czterech książek (nie wiem czy czytałeś) może to wszystko tak skwitować - jasne. Ale dla osoby, która czytała - to nie będzie to takie niekonkretne jak Ty to odbierasz (chyba, że źle Cię odczytuję).
Fidel-F2 - 2015-03-19, 16:28
:
Nie czytałem. Odnoszę się tylko do Twoich wypowiedzi. Być może komentujesz celnie. Ale wygląda to jak wygląda. Po namyśle bliżej temu do samogwałtu. A nawet jeśli to prawda to co z tego? Jeszcze dojdzie do tego, że przeczytam tego Harrisona, co tak się będzie kurzył na półce. Mam nadzieję, że to nie będzie taki śmieć jak Welin.
Plejbek - 2015-03-19, 17:41
:
Fidel-F2 napisał/a:
Po namyśle bliżej temu do samogwałtu.

Jak sobie teraz przejrzałem dwie ostatnie strony to dochodzę do wniosku, że coś w tym jest :mrgreen:
Ale w wątku Stephensona mamy:
Cytat:
Ręczna rekonfiguracja nad treścią tej książki to coś naturalnego.

Mam tak z Harrisonem teraz.

Fidel-F2 napisał/a:
A nawet jeśli to prawda to co z tego? Jeszcze dojdzie do tego, że przeczytam tego Harrisona, co tak się będzie kurzył na półce.

Musisz mi zatem przybliżyć swoje pojmowanie takiego forum jak ZB. Myślisz, że lepiej dusić te wszystkie przemyślenia w sobie i kwitować każdą książkę jednym zdaniem? Fidel, trochę już czytałem Twoich postów, jakoś nie wierzę, że tak do tego podchodzisz.
Fidel-F2 - 2015-03-19, 19:19
:
Ależ masz rację naturalnie. Nie czytam raczej tych przemyśleń bo nie chce sobie spojlerować, a mam w zamiarze przynajmniej postarać się przeczytać całą UW, ale owszem po to forum by gadać. Niemniej zbyt głębokie analizy, moim zdaniem, nie mają większego sensu. Zależy jaką miarkę człowiek przyłoży i może wywieść cokolwiek. Poza tym jestem z natury przekorny.
utrivv - 2015-03-20, 07:08
:
Plejbek napisał/a:
utrivv napisał/a:
Wszystko to być może ale jak w takim razie rozumieć roztopienie się mony Irene czy też Liv (już nie pamiętam) przez to że coś tam zobaczyła?

Utrivv, nie kojarzę takiego zdarzenia. Musisz mnie naprowadzić - żadna z tych dwóch postaci nie uległa żadnemu "roztopieniu". Chyba, że masz kogoś innego na myśli - a ja zwyczajnie nie pamiętam fragmentu. Albo mnie podpuszczasz :mrgreen:

Akurat pod ręka nie mam książki ale opsiowo:
Liv Hula, Mona i Gruby lecą statkiem który tak naprawdę należy do Shrandera. Statek ulega metamorfozie, mona(?) wchodzi w czysta kwantową zupę i znika, Gruby i Liv leczą smutki.
Plejbek - 2015-03-20, 11:19
:
utrivv napisał/a:
Liv Hula, Mona i Gruby lecą statkiem który tak naprawdę należy do Shrandera. Statek ulega metamorfozie, mona(?) wchodzi w czysta kwantową zupę i znika, Gruby i Liv leczą smutki.

Ok, teraz nie mam już wątpliwości o czym piszesz. Nie było jednak tak, że mona weszła w jakąś kwantową zupę i zniknęła. Ona zwyczajnie umarła w ramionach Grubego. Jest w książce coś takiego w tej scenie:

Pusta Przestrzeń napisał/a:
Zaciągnęli Irene z powrotem do kabin dla załogi. Przez cały czas ledwie się trzymała.
Krzyczała i dręczyły ją halucynacje. Gdy dotarli na miejsce, poleciła Grubemu Antoyne’owi, żeby ubrał ją w najnowsze ciuchy i zaniósł do luku. Nie mogli znaleźć na niej nawet najmniejszego śladu, ale oddalała się tak szybko, że czułeś, jak przechodzi obok ciebie i znika w pustej przestrzeni.
- Te gwiazdy! Takie piękne! - odezwała się i zamknęła oczy. Jej skóra nabrała odcienia ołowiu.
Antoyne, który czuł, że jego ręka zrobiła się jakaś dziwna, odkąd wsadził ją do ładowni, spojrzał na Irene i doszedł do wniosku, że umarła. Po chwili uśmiechnęła się jednak do niego.
- Antoyne, obiecaj, że nie zrobisz sobie mojego kultywara - zażądała. - Jeśli muszę umrzeć, chcę, żeby to było na zawsze, tu i teraz, w tym naprawdę prawdziwym miejscu. -
Zastanawiała się przez chwilę, a potem uścisnęła mocno jego ramię. - Hej, chcę też, żebyś znalazł sobie kogoś innego! Pewnie, że chcę! W tym życiu nigdy nie powinniśmy być sami, Antoyne, bo po to właśnie istnieją ludzie. Jeszcze wiele razy doświadczysz miłości. Ale, kochanie, pragnę, żebyś mnie utracił. Rozumiesz?
Antoyne, odrętwiały już od tego wszystkiego, zapewnił, że rozumie.
- Świetnie - ucieszyła się. Westchnęła i uśmiechnęła się, jakby przynajmniej ten ciężar spadł z jej umysłu.
- Spójrz na te gwiazdy - zachęciła Antoyne’a po raz kolejny. Nagle, z niezrozumiałych dla niego powodów, zmieniła temat. - Wszystkie te buty, które możesz zjeść!
Podciągnęła się, łapiąc go za barki, by rozejrzeć się po kabinie.
- Och, Liv - rzekła. - I nasza piękna, piękna rakieta!
Antoyne poczuł, że zaczyna płakać. Potem rozpłakali się wszyscy troje.


I koniec rozdziału. Chyba chodzi Ci o to co wytłuściłem. Też mnie to zastanowiło ale to chyba jakiś kwas w tłumaczeniu - to zdanie jest niejasne, oderwane od sceny. Coś takiego jak z obciętymi rękami księdza w Viriconium.. Albo Harrison zrobił metaforę jakąś, która mnie totalnie przerosła (bardziej prawdopodobne). Albo może tłumacza.
utrivv - 2015-03-20, 11:53
:
Ok, masz rację, nie mniej cała scena jest jakaś dziwna (choć piękna). Tak jeżeli miałbym odbierać to jak piszesz to raczej Anna jest cieniem - wszystko jest cieniem, kwantową zupą, żyjemy złudzeniem "realnego" świata który tak naprawdę nie ma żadnego sensu co dobitnie pokazuje plaża i jej koniec, wszystkie te bezsensowne i bez jakiegokolwiek znaczenia działania, wojny z Nastykami itp. Zastanawia mnie tylko ten koleś w starej rakiecie który na to wszystko patrzy, tylko on i ta dziwna sonda która w końcu znika są realni.
Plejbek - 2015-03-20, 14:53
:
utrivv napisał/a:
Ok, masz rację, nie mniej cała scena jest jakaś dziwna (choć piękna). Tak jeżeli miałbym odbierać to jak piszesz to raczej Anna jest cieniem - wszystko jest cieniem, kwantową zupą, żyjemy złudzeniem "realnego" świata który tak naprawdę nie ma żadnego sensu co dobitnie pokazuje plaża i jej koniec, wszystkie te bezsensowne i bez jakiegokolwiek znaczenia działania, wojny z Nastykami itp.

Wymagałoby to zdefiniowania tego "realnego" świata. Co może nim być? Może realnym "światem" nie jest nic co przypomina naszą rzeczywistość ani rzeczywistość XXVI w? Może jest tylko kod-materia i jego realizacje? Takie grube pociągnięcie po teorii kwantowej (jewgienij mnie zaraz opierdoli), którą w sumie Harrison traktuje mocno umownie?
To jeszcze bardziej ekstremalne podejście niż moje.
Shadowmage - 2015-04-29, 14:46
:
Przeczytałem "Drogę serca", dobre to jest. Przez cały czas lekturze towarzyszy poczucie "że coś jest nie tak", drobnostki nie pasują do pozornego ładu, a im dalej tym bardziej się całość rozłazi, a w powstałych w ten sposób przerwach pojawia się coś innego. W pewnym momencie przerwałem lekturę, zacząłem kartkować przeczytane już fragmenty, zacząłem odczytywać powieść inaczej.

Łaku, Plebejku - dobra dyskusja, dzięki. Sporo sam wyłapałem, ale ułożyła mi kilka elementów, które nie do końca potrafiłem wpasować. Ale jeszcze będę sobie to chyba przetrawiał przez pewien czas.
Tixon - 2016-11-01, 23:57
:
Czasami trafiają się książki, które dobitnie mi uświadamiają, jak mało jeszcze wiem, jaki powierzchowny mam odbiór, jaki leniwy jestem z interpretacją utworu. "Drogę serca" jest jedną z nich.
Bez zewnętrznych bodźców, poszturchiwania i narzekania na śmiechowe recenzje, prawdopodobnie również podeszłabym po najmniejszej linii oporu, zadowalając się najbardziej powierzchowną warstwą (albo zapomniawszy lekcji z wcześniejszych książek szedł w ślepy zaułek gnozy).
Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko, że Harrison jest trudnym pisarzem i nawet kiedy wiedziałem, że nie wszystko jest takie proste, przez długi czas byłem jak dziecko we mgle, bardziej wyczuwając niż widząc autorski zamysł.
Z powyższych powodów do interpretacji fabuły nic nie wniosę, chciałbym jednak dołożyć cegiełkę dlaczego odbiór Harrisona jest taki a nie inny. Lenistwo intelektualne mogę wpisać z autopsji. Ale jest jeszcze "pisarski temperament" autora. Co przez to rozumiem? Otóż Harrisona się czyta dla słów, bogatych fraz, ciężkich metafor. Nie dla postaci które można lubić, prostolinijnej fabuły, wyjaśnień, spełnienia oczekiwań czytelników (to są często pojawiające się zarzuty wobec książki i autora), ale właśnie dla słów i tego jak rezonują w czytelniku. Oczywiście nie w każdym.
I oczywiście to nie wszystko, bo są i choćby jeszcze powiązania z innymi utworami.
No to tyle ode mnie.
Fidel-F2 - 2016-11-02, 06:44
:
Linii najmniejszego oporu, chyba, że to zamierzone, wtedy przepraszam, ale nie wygląda.

Podeszłabym? Pisałeś z telefonu czy robisz sobie jaja i cała wypowiedź to mocna ironia?
Tixon - 2016-11-02, 07:24
:
Fidel-F2 napisał/a:
Linii najmniejszego oporu, chyba, że to zamierzone, wtedy przepraszam, ale nie wygląda.

Często popełniam ten błąd. A sprawdzałem jak to się pisze, bo coś mi nie grało. :oops:

Fidel-F2 napisał/a:
Podeszłabym? Pisałeś z telefonu czy robisz sobie jaja i cała wypowiedź to mocna ironia?

Późna pora i takie kwiatki mi umykają :mrgreen:
Plejbek - 2016-11-02, 08:13
:
Tixon napisał/a:
albo zapomniawszy lekcji z wcześniejszych książek szedł w ślepy zaułek gnozy


Co masz na myśli? Nie zrozumiałem chyba. To, że nie ma sensu za bardzo upierać się przy gnozie jako kluczu do Harrisona (to co Łaku sugerował na poprzedniej stronie wątku)?
Tixon - 2016-11-02, 19:29
:
Część przejrzanych recenzji/opinii sugerowała, że nie zrozumieli do końca/w ogóle książki, ponieważ gnoza, a oni nie umieją w gnozę.
Przypomina mi to (i nie tylko mi - jak patrzeć na wpis Łaka) sytuację z mechaniką kwantową w poprzednich/następnych książkach, gdzie więcej było poetyki niż fantastyki (nauki). No i właściwie do wyjaśnienia były dwa pojęcia, chyba, że znowu o czymś zapomniałem.
Plejbek - 2016-11-02, 20:59
:
Jakieś pół roku temu powtórzyłem sobie trylogię Valis. Druga jej część, czyli Boża Inwazja, to gnoza pełną gębą. Przysiadłem wtedy trochę i poczytałem o gnozie, jej podstawowych cechach, odmianach, mitologii. I cały czas wracał do mnie wtedy Harrison, którego interpretowałem wcześniej bez skupiania się właśnie na tym sugerowany przez niego tropie. I wydaje mi się, że gnoza i pewne Dickowskie elementy nie są jednak takie bez znaczenia w przypadku Harrisona (jak np. mechanika kwantowa, z którą sobie autor poczyna jak ze zwykłym narzędziem).
Fidel-F2 - 2019-05-18, 11:11
:
Viriconium - Michael John Harrison

Kolejna pozycja z UW, po Welinie i Atramencie Duncana której nie skończę. Po stu stronach uznałem, że to bez sensu.

Przeczytałem pierwsze krótkie opowiadanie - Rycerze Viriconium - z rozczarowaniem. Jedyną jego zaletą mogłaby być atmosfera łotrzykowsko-arystokratycznej dekadencji. W sumie fajne. Tyle, że reszta składowych leży i kwiczy. Fabuła w zasadzie zupełnie nijaka, opowieść nie bardzo wiadomo po co i o czym, bez jakiej wewnętrznej koherencji. Postacie histerycznie teatralne, bez logiki. Konstrukcja psychologiczna, motywacje kompletnie nieogarnięte. I na koniec język. Niepoukładany, kanciasty, niezgrabny, ale dobra, jakoś może i by się człowiek przedarł, gdyby opowieść była sprawnie przedstawiona. Ale coś pod kopułką zaczęło mi pomrygiwać na pomarańczowo, jednocześnie pobrzękując. Coś jak skrzyżowanie alarmu przeciwpożarowego z lampką check engine na desce auta.

Gdy zacząłem drugi fragment Viriconium, nowelę Pastelowe Miasto, alarmy rozkrzyczały się już po kilku stronach. Poszukałem oryginału, The Pastel City, i włos zaczął mi się jeżyć. Pomijając masę błędów i niezgrabności językowych, które rzucały się w oczy i o których mówiłem wcześniej, okazało się, że tłumacz - Grzegorz Komerski - dokonał gigantycznej hucpy. Bo on nie jest tłumaczem ale, jak sądzę, operatorem automatu tłumaczącego, z komunikatywnym poziomem znajomości języka angielskiego.

Zdania tworzone przez pana Komerskiego, często przedstawiają zupełnie nowe treści w stosunku do tego co napisał autor, a w skrajnych, co nie znaczy, że rzadkich, przypadkach, wychodzą z tego kompletne brednie. Co ciekawe, niektóre akapity oryginału zostały zupełnie pominięte i nie ma ich w ogóle w wersji polskojęzycznej. Pomijając oczywisty fakt utraty pewnych treści, późniejsze odwołania, czy założenia autora, że czytelnik wie o czym mowa, powodują uczucie źle napisanego tekstu. Zupełnie nie z winy autora.

Żeby nie być gołosłownym, jeden przykład na poparcie. Jeden, bo nie mam chęci na taką zabawę w szerszym zakresie, a kto będzie miał ochotę, sam łatwo sprawdzi powszechność tego stanu rzeczy.

martva, teraz coś dla Ciebie :-P

Brzmienie oryginalne:

Cytat:
And with that, Tomb the dwarf, as nasty a midget as ever hacked the hands off a priest, did a little complicated shuffle of triumph round his victim, cackling and sniggering like a parrot.


Tłumaczenie Komerskiego:

Cytat:
To powiedziawszy, karzeł Trup, nieznośny jak zawsze, odrąbał kapłanowi ręce, zatańczył jakiś zawiły taniec zwycięstwa wokół swej ofiary, gadając przy tym i skrzecząc niczym papuga


Pierwszą zastanawiającą rzeczą jest fakt, że ani przed tym fragmentem ani po nim, nie ma w opowieści żadnego kapłana któremu można by cokolwiek odrąbać. O ile większość zafałszowań trudno rozpoznać na pierwszy rzut oka, bo nie są w tak oczywisty sposób sprzeczne z resztą tekstu, tak tu mamy rzecz ewidentną. A teraz w czym problem.

Komerski popełnia kilka błędów.
Pierwszy dotyczy słowa midget. Pierwsze tłumaczenie jakie wyrzucają słowniki w tym przypadku to karzeł. I to mu się zgrało z dwarfem, więc szczęśliwy pobiegł dalej. Tyle, że słowo midget oznacza również małą, irytującą muszkę. I to jest wersja na która należało postawić.
Drugi dotyczy słowa hack off. Czasownikowe, najpopularniejsze, znaczenie słowa hack oznacza rżnąć, rąbać co w połączeniem z off i rękami kapłana znowu spasowało mu się perfekcyjnie. Odrąbał je i po sprawie. Tyle, że nie. Moim zdaniem mamy tu pewną zgrywająca się dwuznaczność zgrabnie wykorzystaną przez Harrisona. Raz, że zwrot to hack sb off oznacza wkurzenie kogoś a dwa samo to hack to włamać się, przedrzeć się, dać radę.

W efekcie sens zdania wygląda w ten sposób, że karzeł zachwycony własną wypowiedzią, odtańczył jakiś chaotyczny taniec, który sprawiał wrażenie podobne do chaotycznej trajektorii i gwałtowności ruchów muszki, która (to już poezja odharrisonowa) wyartykułowała w ten sposób radość jakiej dostarczyło jej udziabanie w rękę kapłana powodując jego wkurzenie.

Być może ręka (ręce) akurat kapłana ( The Hands of a Priest) mają jakieś idiomatyczne lub kulturowe znaczenie w anglosaskim świecie, o czym nie wiem, a co mogłoby uzasadnić użycie akurat rąk kapłana w roli ofiary muszki. To już jednak aspekt poboczny i mniej istotny.

Seria Uczta Wyobraźni pod względem poligraficznym jest dopieszczona i elegancka. Aż miło brać te książki do ręki. Szkoda jednak, że MAG, pomiędzy tak pierwszorzędne okładki włożył tak strasznego bubla. Zadziwiające jest, że wydawca który uczynił z tej serii produkt prestiżowy, podchodzi z taką nonszalancją i lekceważeniem do merytorycznej strony zagadnienia. W miejsce tłumacza zatrudniony został, pewnie tani, nieudolny amator. Później nikt tego bubla nie sprawdził, osoba zajmująca się redakcją pewnie wzięła pieniądze nawet nie czytając tekstu. Gdyby choć jedna osoba w wydawnictwie wykazała choć odrobinę zainteresowania jakością samego tekstu nie dałoby się takiego dziadostwa przepchnąć do druku.

Być może Harrison jest trudnym autorem, ale wydawnictwo zmasakrowało jego pracę. Poniższa ocena odnosi się głownie do pracy wydawnictwa. Harrison miał tu niewiele do powiedzenia. W takiej sytuacji, niestety nie widzę sensu dalszej lektury.

0/10
Trojan - 2019-05-18, 11:47
:
To jest własnie ciekawe. Nie pierwsza wpadka MAGa na poziomie wydawnictwo-tłumacz.
tak samo było z Reynoldsem czy Abercrombiem

Starając się znaleźć przyczynę - ile dobry tłumacz biere za książkę? Taki np.Szypuła?
10 tys. Wydaje się chyba minimum bliżej chyba 20 tys. (Patrząc po cenach tłumaczy przysięgłych na rynku) ?
Ile egz książki wydaje wydawnictwo - 2000? 5000?
ile wydawnictwo zarabia na książce? Wydaje mi się że max 50%ceny książkowej (Olesiejuk się kłania)
Czyli np. 4000 egz x 20 zł = 80 000. Z tego 20 000 tłumacz, nie wiem 20 000 prawa autorskie, 10 000 cała edycja (druk, okładka, skład) . Zostaje 30 000 , z czego jeszcze trzeba utrzymać pracowników, podatki, koszty stałe. .... I to wszystko jest jeszcze w czasie rozłożone(wpływy - bo koszty trzeba od razu )
Temu bardziej się opłaca kupić tłumacza za 4000 a nie za 20 000, temu tnie się korekty i wszystko około edycyjne, że taki czytelnik ma wrażenie że nikt w wydawnictwie książki nie czytał.

Temu gdy książka "zażre" robi się drugie wydanie z lepszym tłumaczem.
Fidel-F2 - 2019-05-18, 12:29
:
W takiej sytuacji, imho, można by się domagać zwrotu pieniędzy.
Trojan - 2019-05-18, 12:44
:
Tylko teoretycznie.

Można w tej dywagacji pójść 10-20lat do przodu i dostrzec że nie będzie już wtedy wydawnictw i ksiegarn księgarń. Będzie taki Amazon który będzie sprzedawał bezpośrednio do klienta i będzie miał tłumaczenia wszystkiego na wszystkie języki.
Fidel-F2 - 2019-05-18, 12:51
:
Oh, zwisa mi to jak będzie. IMHO książek na świecie jest za dużo, nawet tych dobrych. Nie widzę powodu by ktokolwiek miał jeszcze cokolwiek pisać. To co jest wystarczy.
MrSpellu - 2019-05-20, 08:16
:
Fidel-F2 napisał/a:
Viriconium - Michael John Harrison

Kolejna pozycja z UW, po Welinie i Atramencie Duncana której nie skończę. Po stu stronach uznałem, że to bez sensu.

Przeczytałem pierwsze krótkie opowiadanie - Rycerze Viriconium - z rozczarowaniem. Jedyną jego zaletą mogłaby być atmosfera łotrzykowsko-arystokratycznej dekadencji. W sumie fajne. Tyle, że reszta składowych leży i kwiczy. Fabuła w zasadzie zupełnie nijaka, opowieść nie bardzo wiadomo po co i o czym, bez jakiej wewnętrznej koherencji. Postacie histerycznie teatralne, bez logiki. Konstrukcja psychologiczna, motywacje kompletnie nieogarnięte. I na koniec język. Niepoukładany, kanciasty, niezgrabny, ale dobra, jakoś może i by się człowiek przedarł, gdyby opowieść była sprawnie przedstawiona. Ale coś pod kopułką zaczęło mi pomrygiwać na pomarańczowo, jednocześnie pobrzękując. Coś jak skrzyżowanie alarmu przeciwpożarowego z lampką check engine na desce auta.

Gdy zacząłem drugi fragment Viriconium, nowelę Pastelowe Miasto, alarmy rozkrzyczały się już po kilku stronach. Poszukałem oryginału, The Pastel City, i włos zaczął mi się jeżyć. Pomijając masę błędów i niezgrabności językowych, które rzucały się w oczy i o których mówiłem wcześniej, okazało się, że tłumacz - Grzegorz Komerski - dokonał gigantycznej hucpy. Bo on nie jest tłumaczem ale, jak sądzę, operatorem automatu tłumaczącego, z komunikatywnym poziomem znajomości języka angielskiego.

Zdania tworzone przez pana Komerskiego, często przedstawiają zupełnie nowe treści w stosunku do tego co napisał autor, a w skrajnych, co nie znaczy, że rzadkich, przypadkach, wychodzą z tego kompletne brednie. Co ciekawe, niektóre akapity oryginału zostały zupełnie pominięte i nie ma ich w ogóle w wersji polskojęzycznej. Pomijając oczywisty fakt utraty pewnych treści, późniejsze odwołania, czy założenia autora, że czytelnik wie o czym mowa, powodują uczucie źle napisanego tekstu. Zupełnie nie z winy autora.

Żeby nie być gołosłownym, jeden przykład na poparcie. Jeden, bo nie mam chęci na taką zabawę w szerszym zakresie, a kto będzie miał ochotę, sam łatwo sprawdzi powszechność tego stanu rzeczy.

martva, teraz coś dla Ciebie

Brzmienie oryginalne:

Cytat:
And with that, Tomb the dwarf, as nasty a midget as ever hacked the hands off a priest, did a little complicated shuffle of triumph round his victim, cackling and sniggering like a parrot.


Tłumaczenie Komerskiego:

Cytat:
To powiedziawszy, karzeł Trup, nieznośny jak zawsze, odrąbał kapłanowi ręce, zatańczył jakiś zawiły taniec zwycięstwa wokół swej ofiary, gadając przy tym i skrzecząc niczym papuga


Pierwszą zastanawiającą rzeczą jest fakt, że ani przed tym fragmentem ani po nim, nie ma w opowieści żadnego kapłana któremu można by cokolwiek odrąbać. O ile większość zafałszowań trudno rozpoznać na pierwszy rzut oka, bo nie są w tak oczywisty sposób sprzeczne z resztą tekstu, tak tu mamy rzecz ewidentną. A teraz w czym problem.

Komerski popełnia kilka błędów.
Pierwszy dotyczy słowa midget. Pierwsze tłumaczenie jakie wyrzucają słowniki w tym przypadku to karzeł. I to mu się zgrało z dwarfem, więc szczęśliwy pobiegł dalej. Tyle, że słowo midget oznacza również małą, irytującą muszkę. I to jest wersja na która należało postawić.
Drugi dotyczy słowa hack off. Czasownikowe, najpopularniejsze, znaczenie słowa hack oznacza rżnąć, rąbać co w połączeniem z off i rękami kapłana znowu spasowało mu się perfekcyjnie. Odrąbał je i po sprawie. Tyle, że nie. Moim zdaniem mamy tu pewną zgrywająca się dwuznaczność zgrabnie wykorzystaną przez Harrisona. Raz, że zwrot to hack sb off oznacza wkurzenie kogoś a dwa samo to hack to włamać się, przedrzeć się, dać radę.

W efekcie sens zdania wygląda w ten sposób, że karzeł zachwycony własną wypowiedzią, odtańczył jakiś chaotyczny taniec, który sprawiał wrażenie podobne do chaotycznej trajektorii i gwałtowności ruchów muszki, która (to już poezja odharrisonowa) wyartykułowała w ten sposób radość jakiej dostarczyło jej udziabanie w rękę kapłana powodując jego wkurzenie.

Być może ręka (ręce) akurat kapłana ( The Hands of a Priest) mają jakieś idiomatyczne lub kulturowe znaczenie w anglosaskim świecie, o czym nie wiem, a co mogłoby uzasadnić użycie akurat rąk kapłana w roli ofiary muszki. To już jednak aspekt poboczny i mniej istotny.

Seria Uczta Wyobraźni pod względem poligraficznym jest dopieszczona i elegancka. Aż miło brać te książki do ręki. Szkoda jednak, że MAG, pomiędzy tak pierwszorzędne okładki włożył tak strasznego bubla. Zadziwiające jest, że wydawca który uczynił z tej serii produkt prestiżowy, podchodzi z taką nonszalancją i lekceważeniem do merytorycznej strony zagadnienia. W miejsce tłumacza zatrudniony został, pewnie tani, nieudolny amator. Później nikt tego bubla nie sprawdził, osoba zajmująca się redakcją pewnie wzięła pieniądze nawet nie czytając tekstu. Gdyby choć jedna osoba w wydawnictwie wykazała choć odrobinę zainteresowania jakością samego tekstu nie dałoby się takiego dziadostwa przepchnąć do druku.

Być może Harrison jest trudnym autorem, ale wydawnictwo zmasakrowało jego pracę. Poniższa ocena odnosi się głownie do pracy wydawnictwa. Harrison miał tu niewiele do powiedzenia. W takiej sytuacji, niestety nie widzę sensu dalszej lektury.

0/10


Ten wywód naprawdę wiele wyjaśnia.
A mówili mi, że się nie znam, bo to proza przeca wybitna //spell
ASX76 - 2019-05-20, 08:32
:
Proza to jedno, a jej "tłumoczenie" to druga para (dziurawych) kaloszy :-P
goldsun - 2019-05-20, 08:42
:
Może to dlatego Viriconium nie skończyłem (jak widzę - nie jedyny)? :-)
Inne książki tego autora z UW przeczytałem. Nie był to "mój poziom abstrakcji" i czasami się męczyłem, ale jakoś zmęczyłem. Możliwe też, że dlatego, że to były sajfaje, a nie fantasy.
W Viriconium mam cały czas zakładkę wsadzoną w miejscu w którym przerwałem ... gdzieś w 1/3 książki ... i nawet nie leży na kupce "do przeczytania" tylko "robi za okładkę w kolekcji". :-)
Fidel-F2 - 2019-05-20, 08:57
:
Bo to mogła by być interesująca choć wymagająca proza, gdyby MAG jej nie zmasakrował. W kształcie jaki ma teraz, jest obrzydliwym, bezwartościowym glutem.
Plejbek - 2019-05-20, 09:24
:
Trylogia "Światło" i "Droga serca" jest moim zdaniem już lepiej przetłumaczona, nie pamiętam takich błędów jak w "Viriconium".
Choć też są wpadki - bardzo jaskrawa jest pewnie ta wskazana w tym wątku przez utrivva (i pewnie kilka innych, które pewnie wypierałem nieświadomie, bo na czym innym mi zależało podczas lektury). Nie znam oryginału i nie będę się na niego porywał, ale Fidel, wydaje mi się, że jakbyś kiedyś chciał do Harrisona wrócić to najlepiej do "Światła" - będzie dobrze.

Nowe tłumaczenie "Viriconium" jest już raczej niemożliwe, bo to już z definicji jest skazane na porażkę finansową. A szkoda, bo jest tam(pomimo całego tego kwasu z przekładem) jedna z najbardziej odlotowych rzeczy jakie czytałem w fantastyce - długie opowiadanie "Skrzydlaty sztorm".
Fidel-F2 - 2019-05-20, 10:06
:
Świat jest pełen dobrych lektur, nie da się przeczytać wszystkiego co przeczytać warto. Trzeba wybierać, cóż padło na Viriiconium. W sumie niewielka strata. Ale nachodzi mnie inna myśl. Że cała ta seria to jest takie robienie czytelników w chuja. Plejbek, nie czuj się dotknięty bo nie mam akurat Ciebie personalnie na myśli ale w sumie pasujesz jako element zbioru i to nieźle reprezentatywny, bo jak natykam się na coś takiego to im to mam za większe dziadostwo tym bardziej Ci się podoba. MAG zrobił zajebisty PR wokół tej serii i pchając w nią takie buble jak Viriconium miał na podorędziu stadko zachwyconych pożytecznych idiotów, którzy nie chcąc wyjść na nieoczytanych, ciemnych gamoni męczyli to dziadostwo, pewnie w dużej mierze nie kończąc a jednak piali z zachwytu i przyznawali oceny 8-10/10. I to coraz bardziej nakręcało śniegową kulę zachwytu i pobłażliwego patrzenia z góry na tych co nie potrafili rozpoznać "prawdziwie wielkiej literatury". Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Uczta Wyobraźni to nagi król tylko mało kto się chce przyznać, że nie widzi ubrań. Bo Ci wszyscy zachwyceni, zachwycają się "trudnością" lektury wartą wysiłku a nikt nie zauważył, że ta trudność wynika z faktu, że tłumacz raz nie zna języka angielskiego a dwa nie potrafi posługiwać się językiem polskim, a wydawca ma to w dupie i drukuje coś co nawet nie jest brudnopisem. Jedna martva zauważyła, że coś jest nie tak, i nikt, k!, nikt, nawet nie próbował wyjaśnić rzeczy. I to jest ta śmietanka najbardziej śmietankowa, która porywa się na najbardziej wymagające rzeczy. I ta śmietanka nie potraf odróżnić brudnopisu od literatury. Żałosne. Lepiej niech już oglądają tę discopolową Grę o Tron.

Kiedyś miałem do MAGa szacunek, za jakieś tam chodzenie pod prąd w słusznej sprawie. Nic z tego nie zostało. Bo to jest totalne lekceważenie czytelnika i marnowanie być może bardzo dobrych tytułów.
goldsun - 2019-05-20, 10:20
:
Teraz to mocno uogólniasz.
Ale z ciekawości sobie sprawdziłem tłumaczy, i:
- tłumacz Viriconium tłumaczył również "Bogów świata rzeki" Farmera, co do których również miałem sporo wątpliwości, co do sensu w niektórych momentach (psioczyłem, możliwe że błędnie, na autora) i Simmonsa - chyba też były do nowego tłumacza jakieś zarzuty? ja na szczęście mam poprzednie wydanie
- za to Wojciech M. Próchniewicz tłumaczył wszystkie książki z UW, które "mi podeszły": Ślepowidzenie, Echopraksję i przy okazję również Odtrutkę na optymizm, Wieki światła, Dom burz, Brasyl, Rzekę bogów, Ciemny Eden, Człowiek który spadł na ziemię, cykl Luna, a także Światło Harrisona (czyli tego od Viriconium) ... jeszcze mam kilka w kolejce od tego tłumacza

Więc nie czepiałbym się tak wydawnictwa, bo raczej trudno porządnie zweryfikować tłumaczenie (trzeba by pewnie drugiego tłumacza zatrudnić).
A na tłumaczy to trzeba uważać od dawna, poczynając od sławetnej burzy z tłumaczeniami Lotra czy Diuny ... ;-)
Fidel-F2 - 2019-05-20, 10:28
:
goldsun napisał/a:
Więc nie czepiałbym się tak wydawnictwa, bo raczej trudno porządnie zweryfikować tłumaczenie
serio? lajkonikowi w temacie zabrało to chwilę
Trojan - 2019-05-20, 10:41
:
goldsun napisał/a:


Więc nie czepiałbym się tak wydawnictwa, bo raczej trudno porządnie zweryfikować tłumaczenie (trzeba by pewnie drugiego tłumacza zatrudnić).


jak trudno ? jeżeli tekst po polsku brzmi kijowo to znaczy że tłumaczenie jest do doopy - od tego jest redaktor.
parę postów wzwyż napisałem o przyczynach ekonomicznych

zakładam też że bywa i tak że tłumacz który jest w 'miarę" biere dużo roboty na siebie która potem podzleca innym.
wynik końcowy jest taki że wydawnictwo w pewnym momencie zostaje z takim bublem (pewnie najczęściej na własne życzenie/koszty) i stoi przed wyborem : wydać czy nie wydać. Więc wydają.
Bibi King - 2019-05-20, 10:52
:
Aż się zarejestrowałem z tego wszystkiego. Dzień dobry.

Fidel, nie czepiaj się rzeczy, na których się nie znasz. Cały swój zacytowany tu wywód oparłeś na bzdurze: "midget" NIE OZNACZA "meszki". Pomyliłeś "midget" (karzeł) z "midge" (meszka). Może masz rację z poziomem całości "Viriconium", w szczególności z poziomem tłumaczenia (tego nie oceniam, bo wciąż czeka na półce na swoją kolej), ale tą "analizą translatorską" błysnąłeś jak chrząstka w salcesonie.

Dla porządku - nie, nie jestem ani Grzegorzem Komerskim, ani człowiekiem MAG-a :-)
Fidel-F2 - 2019-05-20, 11:07
:
I tak jestem lepszy od Komerskiego. A ja nawet specjalnie nie znam angielskiego.
goldsun - 2019-05-20, 11:10
:
Fidel-F2 napisał/a:
goldsun napisał/a:
Więc nie czepiałbym się tak wydawnictwa, bo raczej trudno porządnie zweryfikować tłumaczenie
serio? lajkonikowi w temacie zabrało to chwilę

Ty piszesz o jakimś w miarę rzucającym się w oczy przypadku (tak zakładam).
Ja o sprawdzeniu całego tłumaczenia "ne serio" ...


Też mi przyszło do głowy, że pewnie redaktor powinien czasami zauważyć jakieś rażące błędy/problemy, ale chyba już się do takich też przyzwyczaiłem.

P.S. I dalej jednak uważam, że to nie wydawnictwo jest winne, tylko "pojedynczy ludzie".
Wydawnictwo byłoby winne, gdyby wiedziało o problemie/problemach i pomimo to wydało książkę. A nie przypominam sobie takiej informacji gdzieś zgłoszonej, tym bardziej przed wydaniem książki.
martva - 2019-05-20, 12:42
:
Bibi King napisał/a:
Cały swój zacytowany tu wywód oparłeś na bzdurze:


Czy jesteś w stanie wytłumaczyć o co chodzi w zacytowanym zdaniu? Bo meszka czy karzeł, ono i tak nie ma sensu (wtf z tym odrąbywaniem rąk kapłanowi).
Bibi King - 2019-05-20, 12:54
:
Chodzi mi o poetyckie wywody Fidela na temat tego, jak wg niego powinno to być po polsku. No więc - nie tak jak zaproponował, bo to z żadną meszką nie ma nic wspólnego. Tylko tyle.

Nie wiem, o co chodzi z odrąbywaniem rąk kapłanowi, bo książki nie czytałem, a aluzja(?) nie jest oczywista. Wytknąłem tylko Fidelowi, że się zapędził okrutnie. Mam nadzieję, że równie oczywiste jest, że bynajmniej nie przyznaję racji Komerskiemu, który zwyczajnie spieprzył sprawę.

A bardziej ad rem:

Cytat:
as nasty a midget as ever hacked the hands off a priest


jest w całości jakimś osobliwym, niepojętym dla mnie, iście homeryckim :-) porównaniem, które wcale nie oznacza, że Tomb naprawdę odrąbał ręce księdzu. Tyle że dalsza dyskusja ze mną na ten temat jest jałowa, bo nie znam tekstu i kontekstu.

Nawiasem mówiąc, dlaczego z Tomba zrobił się Trup? To ma jakiś sens w kontekście?
martva - 2019-05-20, 13:01
:
Podpowiem: w tej scenie nie było żadnego kapłana. Myślałam że to jakiś idiom może, jestem wyjątkowym beztalenciem językowym i po angielsku ne umiem w ząb, ale wiem że to zdanie na pewno nie ma sensu po polsku - i zastanawiam się czy po angielsku ma, czy to jest ta słynna Oniryczność o której się wszyscy rozpisywali.
Fidel-F2 - 2019-05-20, 16:09
:
Cytat:
Fidel, nie czepiaj się rzeczy, na których się nie znasz. Cały swój zacytowany tu wywód oparłeś na bzdurze: "midget" NIE OZNACZA "meszki". Pomyliłeś "midget" (karzeł) z "midge" (meszka). Może masz rację z poziomem całości "Viriconium", w szczególności z poziomem tłumaczenia (tego nie oceniam, bo wciąż czeka na półce na swoją kolej), ale tą "analizą translatorską" błysnąłeś jak chrząstka w salcesonie.
tyle, że to nieprawda, bo Harrison pisał o muszce, midget to zrobienie od midge i tyle


https://www.etymonline.com/word/midget
https://en.wiktionary.org/wiki/midget
Fidel-F2 - 2019-05-20, 17:08
:
martva, zapytaj May jak tam mówią u niej na malutkie muszki.
Bibi King - 2019-05-20, 18:04
:
OK, przyjmuję do wiadomości. Żaden z moich słowników papierowych ani elektro, ani internetowy Webster, ani internetowy Cambridge nie podają takich znaczeń midgeta. Nigdy też nie słyszałem, żeby jakiś native speaker tak mówił, a znam i znałem ich trochę. Przywołany przez ciebie słownik etymologiczny (na który powołuje się Wiki) podaje, że jest to forma "corrupted". Poza tym z cytowanego fragmentu w żaden sposób nie wynika, że Harrison pisał o muszce, jest tam natomiast "dwarf". Może jest to wyrafinowana gra półsłowek, ale ja pozwolę sobie zostać przy swoim zdaniu.
Fidel-F2 - 2019-05-20, 18:31
:
Przy swoim zdaniu, czyli 'nichuja nie wiem co tam jest napisane ale na pewno nie to'. Lubię takich dyskutantów.
Bibi King - 2019-05-22, 16:59
:
Ależ ja wiem, co to znaczy. Tomb/Trup zostaje nazwany - w uproszczeniu - "najbardziej wrednym ze wszystkich karłów, jacy kiedykolwiek odrąb(yw)ali ręce kapłanowi(-om)". Problem polega na tym, że według was, którzyście czytali całą książkę, słowa te nie mają sensu w kontekście. A z tym dyskutować nie mogę.
Fidel-F2 - 2019-05-22, 17:04
:
Bo jest "ever"? :mrgreen:
Bibi King - 2019-05-22, 17:28
:
Ale co "bo jest ever"? :shock:
Trojan - 2019-05-22, 17:29
:
Tomb to chyba Grób nie Trup
Bibi King - 2019-05-22, 17:31
:
No tak, ale w książce podobno zrobili z niego Trupa, tak wynika z cytatów. Nie wiem dlaczego.
Fidel-F2 - 2019-05-22, 18:02
:
Bibi King napisał/a:
Ale co "bo jest ever"? :shock:
jakim cudem wymyśliłeś taki tłumaczenie
utrivv - 2019-05-23, 06:41
:
Najważniejsze że objawił się żywy użytkownik albo inteligencja botów wskoczyła na nowy poziom ale taki bot to dla mnie jak człowiek :)
Powitać Bibi King, powitać :)
MrSpellu - 2019-05-23, 07:54
:
Czytanie Viriconium przypomina leczenie kanałowe bez znieczulenia. Reszta jest nieistotna.
Bibi King - 2019-05-23, 11:27
:
@Fidel,
Bo czytam trochę po angielsku i mam pojęcie o angielskiej gramatyce? Ta część zdania to nie jest żadne rocket science. Mam natomiast podejrzenie, że może tu chodzić o jakieś - nieczytelne dla nas - (pop)kulturowe skojarzenie/odniesienie. Chociaż konkretu na razie nie znalazłem.

@utrivv,
Tak, jestem botem nowej generacji. I sobie chwalę. Życie bota nie jest złe.

@MrSpellu i inni,
Kurna, zniechęcacie mnie do Harrisona. Nie mam ambicji przeczytania wszystkiego z UW, ale akurat "Viriconium" chciałem...
Fidel-F2 - 2019-05-23, 11:35
:
To czemu to tłumaczenie idzie Ci tak nieudolnie?
bio - 2019-05-23, 11:42
:
Nigdy nie wierzyłem tym, którzy twierdzili, że znaleźli w Świetle jakieś głębie i ukryte znaczenia. Dla mnie był to nadęty bełkot bez wdzięku. W UW na ten przykład ukazała się Trojka Chapmana, w której też nie wiadomo o co chodzi. Ale jak fantastycznie jest to napisane! Gdy się poczyta oceny np. na Amazonie dotyczące Harrisona, to głosy rozkladają się zaskakująco. Ci którzy cenią Światło za nic mają Viriconium i vice versa. Jednak większość coś w nim znajduje. Mnie ta łaska nie została dana.
MrSpellu - 2019-05-23, 11:45
:
No właśnie Światło fajnie się czytało //spell
Stary Ork - 2019-05-23, 11:51
:
MrSpellu napisał/a:
No właśnie Światło fajnie się czytało //spell


Zgadzam się, Nova Swing też na poziomie. Viriconium przebrnąłem, ale to było jak rzeźbienie w gównie - da się, ale to wyjątkowo niewdzięczny materiał.
MrSpellu - 2019-05-23, 11:56
:
Smutne, bo świat przedstawiony miał spory potencjał.
bio - 2019-05-23, 12:17
:
Byłem pewien, że gdzieś w zapowiedziach było i Centauri device, ale nie mogę nigdzie znaleźć. Chyba nie ma czego żałować.
ASX76 - 2021-01-23, 22:38
:
bio napisał/a:
Byłem pewien, że gdzieś w zapowiedziach było i Centauri device, ale nie mogę nigdzie znaleźć.


Do Artefaktów.
Fidel-F2 - 2022-06-29, 08:24
:
No i chciał nie chciał, przyszedł czas na Światło Harrisona. Strasznie niechętnie bo Viriconium, ale sięgnąłem. Po dwóch rozdziałach zasadniczo mam dość tego gównianego bełkotu, ale spróbuję dotrwać chociaż do 1/4. To taki dystans na którym silnik może zaskoczyć (w co, szczerze mówiąc, nie wierzę, ale kto wie), ale jeśli nie, to nie zamierzam kręcić tej opornej korby do samego końca. Harrison to dupa nie pisarz, ale człowiek się łudzi... Stay tuned.
ketyow - 2022-06-29, 08:47
:
Czytałem Novę Swing tego autora i po lekturze zdecydowanie nie sięgnę po nic więcej, choć Światło i Viriconium stoją na półce.
utrivv - 2022-06-29, 10:39
:
Tymczasem mnie trylogia podobała się bardzo, tak bardzo że teraz boję się wziąć Urządzenie Centauryjskie. Przemawia do mnie taka wizja świata z wyciekającym (czy jakbyśmy my powiedzieli tunelującym) oprogramowaniem kwantowym //utrivv
ketyow - 2022-06-29, 10:41
:
Wizja mogłaby i być ciekawa, gdyby to tylko z jakimikolwiek sensem było napisane.
goldsun - 2022-06-29, 10:41
:
utrivv napisał/a:
Tymczasem mnie trylogia podobała się bardzo, tak bardzo że teraz boję się wziąć Urządzenie Centauryjskie. Przemawia do mnie taka wizja świata z wyciekającym (czy jakbyśmy my powiedzieli tunelującym) oprogramowaniem kwantowym //utrivv

Bój się - tak ze 3 poziomy niżej IMHO.
Prostacka strzelanka/przygodówka, IMHO niedopracowana/dalo się z tego wycisnąć o wiele więcej i w ogóle lepiej poukładać.
Ale to chyba jakoś jedna z pierwszych powieści Harissona?
utrivv - 2022-06-29, 10:54
:
goldsun napisał/a:

Bój się - tak ze 3 poziomy niżej IMHO.
Prostacka strzelanka/przygodówka, IMHO niedopracowana/dalo się z tego wycisnąć o wiele więcej i w ogóle lepiej poukładać.
No to super, przekładam z biurka na półkę :badgrin:
KS - 2022-06-29, 14:25
:
zacząłem, pomęczyłem, zostawiłem
Trojan - 2022-06-29, 15:22
:
Z Harrisona to Bill, bohater galaktyki.
m_m - 2022-06-29, 15:24
:
Coś ci się jak zwykle pojebało.
Trojan - 2022-06-29, 15:26
:
nie mi a wam
cały czas tylko słychać opinie jak ten Harrison jest nieczytelny.

Naprowadzam was na właściwego Harrisona.

jak zwykle soczewkowanie nie pozwoliło ci na zrozumienie...
m_m - 2022-06-29, 15:36
:
To wątek którego Harrisona?
Poza tym, po Tobie można się spodziewać że ich pomylisz :mrgreen:
bio - 2022-06-30, 11:25
:
Wiele osób starało mi się wmawiać, że Światło jest arcydziełem. Nie jest. To tylko przejaw snobizmu wąskiego grona opiniotwórczego w środowisku. Reasumując kupa.
Fidel-F2 - 2022-06-30, 13:14
:
Światło - Michael John Harrison

Przeczytałem sześćdziesiąt stron i to było sześćdziesiąt stron bełkotu. Pustosłowie, głupawe dialogi, wszyscy zachowują się jak pomyleni, brak jakiegokolwiek następstwa przyczynowo-skutkowego. Cokolwiek może być czymkolwiek i powodować cokolwiek. Na co drugiej stronie jakaś pornograficzna wstawka. Autor jawi się prostakiem na którym robi wrażenie byle blichtr i tym samym próbuje zainteresować czytelnika.

Wyjątkowa nędza.
1/10
utrivv - 2022-06-30, 13:32
:
bio napisał/a:
Wiele osób starało mi się wmawiać, że Światło jest arcydziełem. .
Arcydziełem na pewno nie ale uwielbiam książki zahaczające o fizykę/matematykę, mogę pięćdziesiąty razy czytać Poniedziałek zaczyna się w sobotę i opis rzucania zaklęć z uwzględnieniem rotacji i interferencji bawi mnie tak samo, z trylogią jest inaczej, raczej drugi raz nie przeczytam ale na pewno zachowam //utrivv
Mamerkus - 2022-07-01, 22:25
:
Mam to Światło od dekady na półce, kiedyś nawet ruszyłem, przeczytałem zdaje się dwa-trzy krótkie rozdziały, zdecydowanie nie zatrybiło, Fidel zdecydowanie nie zachęcił, żeby próbować podobnie, w jego opinii Światło jaw się wręcz jak osławiona Trojka.
A Harrisona Viriconium było już przerostem formy nad treścią.
Trojan - 2022-07-02, 10:55
:
dobra - czy ktoś lubi i czyta prozę J.Harrisona ?:)
Fidel-F2 - 2022-07-02, 11:06
:
Łaku i Plejbek
Cintryjka - 2022-07-02, 11:07
:
Czytałam, bo musiałam, ale nie lubiłam. być może byłam na nią za głupia, ale więcej obiecywała, niż dawała (zwłaszcza Światło). Przestałam musieć, to przestałam czytać, bo tylko się z nim męczyłam.
Fidel-F2 - 2022-07-02, 11:13
:
Kilka osób zobaczyło w pleśni na ścianie matkę boską i zrobiło hajp używając w nadmiarze mądrych acz nieadekwatnych słów, reszta wstydziła się przyznać, że nie widzi nowych szat cesarza i do wtóru pojękiwała w zachwycie. Cała tajemnica.
Stary Ork - 2022-07-05, 06:22
:
Trojan napisał/a:
dobra - czy ktoś lubi i czyta prozę J.Harrisona ?:)


Światło i Nova Swing autentycznie mi się podobały w chwili czytania, ale dziś już nie pamiętam, dlaczego //mysli Viriconium za to mnie sponiewierało i upodliło, brrr.
MrSpellu - 2022-07-05, 06:31
:
Stary Ork napisał/a:
Trojan napisał/a:
dobra - czy ktoś lubi i czyta prozę J.Harrisona ?:)


Światło i Nova Swing autentycznie mi się podobały w chwili czytania, ale dziś już nie pamiętam, dlaczego //mysli Viriconium za to mnie sponiewierało i upodliło, brrr.


Mam podobnie. Z Światła pamiętam jakieś mętne urywki, a z NS nic nie pamiętam.
A Viriconium będę hejtował po kres mych dni.
goldsun - 2022-07-05, 07:05
:
Stary Ork napisał/a:
Trojan napisał/a:
dobra - czy ktoś lubi i czyta prozę J.Harrisona ?:)


Światło i Nova Swing autentycznie mi się podobały w chwili czytania, ale dziś już nie pamiętam, dlaczego //mysli Viriconium za to mnie sponiewierało i upodliło, brrr.

Mam trochę podobnie co do Światła i Nova swing, nie wiem czy powiedziałbym, ze się podobało, ale mogło zaciekawić.
Viriconium nie czytałem ... jeszcze ...
Urządzenie Centauryjskie uważam za słabe.
utrivv - 2022-07-05, 10:06
:
Światło, Nova Swing, Pusta przestrzeń podobały mi się bardzo, Viriconium słabe ale za to podobało się żonie więc mogliśmy sobie pogadać