Zaginiona Biblioteka

Fantastyka zagraniczna - Guy Gavriel Kay

Tigana - 2007-10-31, 16:26
: Temat postu: Guy Gavriel Kay
Za Wkikipedią

Guy Gavriel Kay (urodzony 7 listopada, 1954) kanadyjski pisarz fantasy.

Urodził się w mieście Weyburn w prowincji Saskatchewan, zaś wychowywał się w Winnipeg w prowincji Manitoba. Kay poznał Christophera Tolkiena gdy studiował na University of Manitoba. Gdy Tolkien potrzebował pomocy w redagowaniu nieopublikowanych dzieł swojego ojca, skontaktował się z Kayem, który przeniósł się w 1974 na Oxford University, by współpracować z Tolkienem nad "Silmarillionem"


W 1976 wrócił do Kanady i ukończył prawo na University of Toronto. Wtedy też zaczął pisać własne teksty i został głównym scenarzystą i współproducentem serialu radiowego "The Scales of Justice".
W 1984 ukazała się pierwsza powieść fantasy Kaya "Letnie drzewo"


Bibliografia

Fionavarski gobelin (The Fionavar Tapestry):
-"Letnie drzewo" (The Summer Tree, 1984)
-"Wędrujący ogień" (The Wandering Fire, 1985)
-"Najmroczniejsza droga" (The Darkest Road, 1986)

"Tigana" (Tigana, 1990)

"A Song for Arbonne" (1992)

"Lwy Al-Rassanu" (The Lions of Al-Rassan, 1995)

Sarantyńska mozaika (The Sarantine Mosaic)
-"Pożeglować do Sarancjum" (Sailing to Sarantium, 1998)
-"Władca cesarzy" (Lord of Emperors, 2000)

"Beyond This Dark House", zbiór wierszy, (2003)

"Ostatnie promienie słońca" (The Last Light of the Sun, 2004)

"Ysabel"(2007)

Nie będę ukrywał, ze Kay należy do moich ulubionych pisarzy. Na dobrą sprawę to właśnie od niego zaczęła się na poważnie moja przygoda z fantasy. "Gobelin" był zresztą moją pierwszą zakupioną trylogią. Pamiętam ten dzień jak sziś - kupiłem ja w dniu dostania się na studia. Później przyszedł czas "Tigany" (moje ukochane dziecko Kaya), "Mozaika (której do dnie dzisiejszegio nie skończyłem :oops: ) "Lwy", "Płomienie" i na końcu "Ysabel"
Za co lubie Kaya ? Za styl, ciekawe kreacje postaci, parahistoryczność i sentymentalizm. Tego ostatniego elementu bardzo zabrakło mi w dwóch jego ostatnich książkach, które osobiście uważam za bardzo nieudane.Jasne, ze pisanie po raz wtóry tej samej książki nie ma sensu - z drugiej strony od Kaya oczekuje się zawsze pięknej historii pełnej pasji i emocji.
Elektra - 2007-11-02, 18:48
:
Pierwszy raz o Kayu przeczytałam na ISIE. W poście Jeke. Zachwalała wtedy Tiganę :)) Trochę poprzeglądałam tamtejsze wątki i dowiedziałam się o Mozaice i Gobelinie. No to postanowiłam kupić i zabrać się do wszystkiego chronologicznie.

Do Gobelinu podchodziłam jak do jeża. No bo ludzie z naszego świata przenoszą się do innego, żeby go ratować. Przecież ja tego nie lubię. Okazało się jednak, że moje obawy są bezpodstawne, bo trylogia bardzo, bardzo mi się spodobała. Nie przeszkadzało mi ani podobieństwo do Tolkiena, ani nawiązania do mitu arturiańskiego. Pewnie wszystko przez emocje, które autor wzbudzał.

Potem sięgnęłam po Tiganę i... przyszło rozczarowanie. Chyba oczekiwałam wtedy zbyt wiele. Też wzbudzała emocje, ale to nie było to. Może też książka nie porwała mnie z powodu problemów osobistych, które się wtedy przytrafiły... Będę musiała się kiedyś o tym przekonać i przeczytać ponownie. ;)

Na szczęście Mozaika wszystko wynagrodziła. Jak dla mnie jest to najlepsza książka (czy też książki) Kaya. Powolna akcja, którą można się delektować, piękny język, naprawdę interesujące postaci...

Gdy MAG zaczął wydawać kolejne książki, wiedziałam, że będę kupowała w ciemno. I kupuję. I ciągle mi się podobają, chociaż Ysabel tak trochę mniej.

Podoba mi się to, że każda książka jest inna, każda ma inny klimat. Podoba mi się, że każda z nich mnie wzrusza, zawsze zdarza mi się uronić łezkę (i to nie jedną), czytają którąkolwiek powieść.

Następne książki też kupię. Nie mogę się już doczekać na Song for Arbonne, która ma się ukazać w pierwszym kwartale przyszłego roku.
MadMill - 2007-11-02, 18:57
:
Ja tam o Kayu mam powichrowane zdanie. ;) Też na forum ISA usłyszałem po raz pierwszy o autorze, od Tigany - nie wiedziałem nawet co to Tigana i od czego nasz forumowy wziął Swoją ksywkę. ;) No więc po jakiś czasie wziąłem się za Lwy Al-Rassanu, no i kicha delikatnie mówiąc, nie szło, książka nudna, a styl autora denerwował. Odłożyłem książkę i wróciłem do niej po... 10 miesiącach? No i połknąłem całość i był naprawdę zadowolony. Świetna akcja, kreacja postaci i świata. Teraz w perspektywy czasu sądzę, że presja zaszkodziła tej książce, zachwalana tak bardzo, że spodziewałem się fajerwerków, ale Kay to coś innego niż zwykła fantastyka, no i mam nadzieję, że w niedługim czasie sięgnę po jego inne równie dobre pozycje jak Lwy. ;)
Tigana - 2007-11-02, 22:11
:
Elektra napisał/a:
Zachwalała wtedy Tiganę :))

Dziękuje, dziękuje - nie trzeba.
Elektra napisał/a:
Potem sięgnęłam po Tiganę i... przyszło rozczarowanie. Chyba oczekiwałam wtedy zbyt wiele.

Ty to masz pecha. Chyba za bardzo bierzesz sobie do serca pochlebne opinie na temat pewnych książek. Z tego co pamiętam to podobny" wypadek" miałaś z Grżędowiczem. Wniosek dla Ciebie trzeba specjalnie "spalać" książki. Jak objechałem "Ysabel" czy "Ostatni patrol" to od razu ci się spodobały. Więc od razu piszę Song for Arbonne jest BEZNADZIEJNE ;)

Chyba wszystkie książki Kaya zaczynają się tak sobie, potrzebują dużo czasu na rozkręcenie i dopiero gdzieś od połowy wciągają i już nie chcą puścić.
Bruja - 2007-11-02, 22:33
:
Elektra napisał/a:
Potem sięgnęłam po Tiganę (..) książka nie porwała mnie z powodu problemów osobistych, które się wtedy przytrafiły...


Byłam w całkowicie odwrotnej sytuacji. Moje problemy pozwoliły mi utonąć w "Tiganie". Powieść, jak dla mnie, rewelacyjna, porywająca, fenomenalna, cudowna, wspaniała, etc. Chcę więcej takich! :DD

Kolejna perełka w twórczości Kaya to "Mozaika", która nie prowadzi w moim osobistym rankingu pewnie tylko dlatego, że czytałam ją w zwykłym, nienaruszonym żadnym problemem okresie czytelniczym. Świetnie wykreowany świat, wręcz wżerający się w pamięć. Jedna z tych książek, po skończeniu których jeszcze długo gapię się w ścianę i nie mogę dojść do siebie. Jedna, bo traktuję "Mozaikę" jako całość.

"Gobelin" czyli trylogia, która zapoczątkowała moją przygodę z Kayem, uważana za najsłabszą pozycję w dorobku autora... Dlaczego wszyscy nie mogą mieć takich najsłabszych powieści? <wzdych>. Chociaż ta opinia powinna się zmienić po "Ysabel"...

No właśnie "Ysabel". Czekałam na nią i czekałam, a dostałam coś okropnego. Zdecydowanie nie wychodzi Kayowi osadzanie fabuły we współczesnym świecie. Swego czasu wystarczająco dobitnie wyraziłam swoje rozczarowanie tą książką... na więcej nie mam ochoty >.<
Metzli - 2007-11-03, 13:22
:
Kay ma dosyć specyficzny styl, nie wszystkim się on podoba. Przez te wszystkie "wstawki" narratora ma się wrażenie, że akcja zwalnia - pojawiają się zarzuty, że książka jest nudna. Kolejny zarzut to taki, że pisze książki quasi-historyczne. Jak np. było w "Sarantyńskiej mozaice" - na już znaną historię nakłada swoje postacie.

Ja lubię Kaya, nie mogę tylko czytać jego książek jedna po drugiej, bo są bardzo podobne do siebie. Zrobiłam tak z "Lwami Al-Rassanu" i "Ostatnimi promieniami słońca". Wtedy specyficzny styl, który dla mnie generalnie jest zaletą staje się wadą, jest po prostu uciążlliwy ;) Też czekałam na "Ysabel" i też się rozczarowałam. Oby następna książka Kaya była lepsza.
Tigana - 2007-11-03, 16:36
:
Metzli napisał/a:
Ja lubię Kaya, nie mogę tylko czytać jego książek jedna po drugiej, bo są bardzo podobne do siebie.

Co racja, to racja. Na dłuższą metę tj powyżej jednej książki styl Kaya może wydawać się męczący. Owszem "Gobelin" przeczytałem na raz, ale akurat ta pozycja nie jest aż tak klimatyczna i stylowy. Inna sprawa, ze jak sie czyta książki danego autora jedna po drugiej to staje się to męczarnią np Pratchett. Chyba tylko Kearneya przeczytałem 2 powieści po sobie i czułem niedosyt.
Zła - 2007-11-03, 17:17
:
Mam kilka książek Kaya, ale jakoś nie przepadam za tym autorem. To co inni uważają za zaletę, ja uważam za wadę. Lubię kiedy akcja jest szybka i wartka, gdy cały czas się coś dzieje. W Kaya raczej wszystko toczy się powoli, akcja toczy zamiast śmigać, przez co dość szybko zaczynam się zmuszać do czytania zamiast czerpać z tego przyjemność.
Kolejne książki kupię, bo może trafię wreszcie na tą która zmieni moje zapatrywania.
Maeg - 2007-11-04, 19:21
:
Tigana napisał/a:
Chyba wszystkie książki Kaya zaczynają się tak sobie, potrzebują dużo czasu na rozkręcenie i dopiero gdzieś od połowy wciągają i już nie chcą puścić.


Coś w tym jest, zacząłem czytać Tigane w pociągu i te pierwsze dwieście stron czytało się dobrze ale nie przykuły na tyle mocno, odłożyłem ja na bok i wróciłem do Żywego Srebra. Dziś skończyłem czytać Tigane i uczucia mam mieszane. Z jednej strony naprawdę świetnie się czytało, nie było problemów by przenieść się na półwysep Dłoni wraz z bohaterami, z postaci najbardziej spodobała mi się Dianora, jej wewnętrzna walka między miłością do człowieka a do ojczyzny. Za to Alessan wydał mi się trochę bezbarwny, czegoś mu brakowało, już Erlein wydawał się żywszy. Zdarzały się też momenty przez które trzeba było się przebić, nie było ich dużo ale spowolniały czytanie. Za to najbardziej zawiodłem się na bitwie, cały czas zostało wrażenie, jakbym oglądał ją przez grubą szybę. Wydała mi się ciągle nudna, brakło w niej emocji towarzyszących takim wydarzeniom. Takich mocno działających na czytelnika. Najmocniej za to chwyciła „za serce” sytuacja z Senzio z Catrianą.
Cóż czas poświęcony Tiganie na pewno nie można uznać za stracony, pewnie w przyszłości znowu sięgnę po kolejną książkę Kaya.
Tigana - 2007-11-04, 22:26
:
Maeg napisał/a:
Za to najbardziej zawiodłem się na bitwie, cały czas zostało wrażenie, jakbym oglądał ją przez grubą szybę.

No bo w sumie tak jest. My patrzymy na tą bitwę z perspektywy dwóch dowódców, a nie uczestniczących w niej żołnierzy. Zresztą Kay nie jest specjalnym batalistą - woli opisywać małe potyczki lub pojedynki jeden na jednego. To ostatnie to wręcz jego specjalność.
ASX76 - 2007-11-05, 14:28
:
Tigana napisał/a:

No bo w sumie tak jest. My patrzymy na tą bitwę z perspektywy dwóch dowódców, a nie uczestniczących w niej żołnierzy. Zresztą Kay nie jest specjalnym batalistą - woli opisywać małe potyczki lub pojedynki jeden na jeden. To ostatnie to wręcz jego specjalność.


Chyba za dużo nasłuchałeś się pana Szpakowskiego, Tigana-san. ;) Otóż nieprawidłowe jest używanie formy: "jeden na jeden". Winno być: jeden na jednego. :-)

Jak dla mnie, skupianie się Kaya na poszczególnych postaciach, ich przemyśleniach i emocjach, jest zaletą.
Nie chciałbym tu powtarzać się z wypowiedzi na innych forach, dlatego już zamykam dziób(ek). ;)
Tigana - 2007-11-05, 17:49
:
ASX76 napisał/a:
Chyba za dużo nasłuchałeś się pana Szpakowskiego, Tigana-san. ;) Otóż nieprawidłowe jest używanie formy: "jeden na jeden". Winno być: jeden na jednego. :-)

Szpakowski to mój fan (czyli idol) ;) Dzięki za zwrócenie mi uwagi zaraz poprawie.
ASX76 napisał/a:
Nie chciałbym tu powtarzać się z wypowiedzi na innych forach, dlatego już zamykam dziób(ek). ;)

Nie wszyscy mieli okazje czytać twoje posty na innych forach wiec wal śmiało. Z checią podyskutuje (czytaj pokłócę się ) z tobą //toudi
p.s
Czekam aż przeczytasz "Ysabel"
Maeg - 2007-11-06, 01:10
:
No właśnie mnie to trochę wkurzyło. Finał książki, tak misternie przygotowywany, a tu co? O bitwie wiemy, że jedna armia wygrywa dzięki sile maga, później to się zmienia i tylko walka Gwardii z trzecią siłą coś wnosi. Strasznie się zawiodłem w tym momencie, tak naprawdę ten pojedynek dwóch tyranów też nie był zbyt ciekawy. Cóż i tak jest dobrze że nie zastosowano chwytu z Hobbita.

ASX76 napisał/a:
Nie chciałbym tu powtarzać się z wypowiedzi na innych forach, dlatego już zamykam dziób(ek)


Tak jak Tigana pisze, nie każdy tu miał okazję czytać twoje posty na innych forach, więc nie obrazimy się, gdybyś się jednak powtórzył. ;)
Kal - 2007-11-06, 19:07
:
Tigana napisał/a:
Czekam aż przeczytasz "Ysabel"

Ja mogę być? Bo ja przeczytałam "Ysabel"? (chociaż wiem, że w sumie z ASX-em poziomem wypowiedzi nie mogę się równać ;) )

A Kay'a uwielbiam! W ciemno zawsze będę go kupować.
Tigana - 2007-11-06, 20:16
:
Maeg napisał/a:
No właśnie mnie to trochę wkurzyło. Finał książki, tak misternie przygotowywany, a tu co? I dalej...

Kiedy czytałem "Tiganę' byłem tak zauroczony ta powieścią, że taki sposób przedstawienia bitwy nic a nic mi nie przeszkadzał. Być może gdybym dzisiaj czytał tą powieść od początku coś by mi zazgrzytało. A tak tylko ją przeglądam od czasu do czasu i delektuje się ulubionymi kawałkami.
Kal M. napisał/a:
Ja mogę być? Bo ja przeczytałam "Ysabel"? (chociaż wiem, że w sumie z ASX-em poziomem wypowiedzi nie mogę się równać ;) )

Każda osoba, która ma cos ciekawego do powiedzenia jest zawsze mile widziana. A w kwestii ASX i "Ysabel" wcale nie chodzi o poziom wypowiedzi. Nic a nic.

Kal M. napisał/a:
A Kay'a uwielbiam! W ciemno zawsze będę go kupować.

Mnie chyba nieco przeszło po dwóch ostatnich książkach, ale kolejne pewnie też kupię.
Kal - 2007-11-06, 20:27
:
Tigana napisał/a:
Maeg napisał/a:
No właśnie mnie to trochę wkurzyło. Finał książki, tak misternie przygotowywany, a tu co? I dalej...
Kiedy czytałem "Tiganę' byłem tak zauroczony ta powieścią

Ja w ogóle nie byłam nią zauroczona. Fajna książka, ale bez żadnych większych uczuć. W sumie to "Lwy" bardziej mnie wciągnęły, ale podejrzewam że tylko dlatego, że była to moja pierwsza Kay'owska książka. I niejako po drugiej książce można się poznać w jakich klimatach autor lubi pisać.
Metzli - 2007-11-06, 20:37
:
Tigana napisał/a:
Mnie chyba nieco przeszło po dwóch ostatnich książkach, ale kolejne pewnie też kupię.


Ja też kupię, z nadzieją, że kolejna książka okaże się lepsza od "Ysabel" a Kay wróci do formy. Gorzej jak znowu się zawiodę :P

Co do Tigany (oczywiście cały czas mowa o książce :mrgreen: ) - to była moja pierwsza pozycja z twórczości tego autora, zostawiła pozytywne odczucia. Ale że czytałam ją dość dawno to nie pamiętam zbyt wielu szczegółów, tylko ogólny zarys fabuły :P Nowa wersja w wydaniu MAGa stoi na półce i czeka żebym odświeżyła sobie pamęć. Ciekawe czy będzie mi się tak samo podobać. ;)
Tigana - 2007-11-06, 21:31
:
Metzli napisał/a:
Ciekawe czy będzie mi się tak samo podobać. ;)

To nowe tłumaczenie pomimo tego samego tłumacza (Agnieszka Sylwanowicz) znacznie się różni od starego wystarczy porównać początek obu wersji.
W nowym wydaniu prolog wydaje się dłuższy o parę zdań: "Księżycowe światło i pomarańczowe blaski tych położonych najbliżej odbijały się w załamujących się, pomarszczonych falkach spokojnie płynącej Deisy. Wszystkie te świetliste linie prowadziły do jego oczu, do miejsca, gdzie siedział na brzegu rzeki oplótłszy rękoma kolana, rozmyślając o śmierci i swoim życiu. " - w starej wersji brakuje zaznaczonego fragmentu. :shock:
Kal - 2007-11-06, 22:01
:
Tigana napisał/a:
W nowym wydaniu prolog wydaje się dłuższy o parę zdań: "Księżycowe światło i pomarańczowe blaski tych położonych najbliżej odbijały się w załamujących się, pomarszczonych falkach spokojnie płynącej Deisy. Wszystkie te świetliste linie prowadziły do jego oczu, do miejsca, gdzie siedział na brzegu rzeki oplótłszy rękoma kolana, rozmyślając o śmierci i swoim życiu. " - w starej wersji brakuje zaznaczonego fragmentu. :shock:

A czy to jest takie ważne że "zagubiło" się kilka zdań? Ogólnie sens raczej jest taki sam? żadnej nowości nie wprowadzono?
Tigana - 2007-11-06, 22:08
:
Kal M. napisał/a:
A czy to jest takie ważne że "zagubiło" się kilka zdań?

Dla mnie tak - klimat u Kaya to podstawa. Oczywiście, ze wielu osobom to nie musi przeszkadzać.Co do "dokładek" to nie wiem czy tłumacz coś dołożyła od siebie.
Kal - 2007-11-06, 22:12
:
Tigana napisał/a:
Dla mnie tak - klimat u Kaya to podstawa.

To zadam inne pytanie. Czy te kilka słów zmienia diametralnie klimat całej książki?
Tigana - 2007-11-06, 22:14
:
Kal M. napisał/a:
To zadam inne pytanie. Czy te kilka słów zmienia diametralnie klimat całej książki?

Jeśli takich zmian jest więcej to klimat książki może ulec zmianie - nie jestem właścicielem nowej wersji więc nie powiem dokładnie jak to wygląda w całej ksiażce. Jednak przykład prologu wskazuje, zę tłumacz mocno popracowała nad "Tiganą"
Regissa - 2007-11-07, 21:17
:
Jej, Braciszek założył dla mnie wątek o Kayu! Dzięki! //przytul
Ja na razie zaczynam "Mozaikę", więc podzielę się wrażeniami nieco później. Ale czuję się baaardzo zachęcona :mrgreen:
ASX76 - 2007-11-09, 12:56
:
Moim zdaniem "Sarantyńska Mozaika" to najlepsza rzecz, jaka wyszła do tej pory, spod pióra G.G. Kaya. O tej dylogii mógłbym rozpisywać się tylko w samych superlatywach, co może jednak kłuć niektórych forumowiczów w oczy, dlatego się powstrzymam. :-P
Kay jest jednym z moich najbardziej ulubionych pisarzy fantasy. Cenię go przede wszystkim za świetny styl i refleksyjny charakter utworów.
Nie chciałbym rozwlekle rozpisywać się na temat każdego utworu (bo nie zdążyłbym przed nastaniem świtu ;) ), dlatego ograniczę się do zrobienia listy:
1. dylogia "Sarantyńska Mozaika" ("Pożeglować do Sarancjum" + "Władca Cesarzy") - moje najukochańsze dzieło pisarza. Za co :?: Za wszystko :!:
2. "Ostatnie promienie słońca" - książka przez wielu niedoceniona, dla mnie jednak szczególna. Nie ze względu na bohaterów czy fabułę, ale niesamowity klimat ( :!: ) scen rozgrywających się w magicznym lesie i poczucie smutku i nostalgii, które mnie ogarnęło na wspomnienia nieubłaganie odchodzącego w zapomnienie, pięknego, magicznego świata... Autor w kapitalny sposób potrafił to pisać :!: I za świetne, wbijające się w pamięć zakończenie (str. 445-446). :-)
3. "Lwy Al-Rassanu"
4. "Tigana" - niestety, książka momentami za bardzo przegadana.

P.S. Tigana-san :arrow: "Ysabel" nie przeczytam, bo wiem, że mi się nie spodoba. :-P
Tigana - 2007-11-09, 14:56
:
ASX76 napisał/a:
"Ostatnie promienie słońca" - książka przez wielu niedoceniona, dla mnie jednak szczególna.

Zgadzam sie szczególna - bardzo słaba jak na Kaya.
ASX76 napisał/a:
Nie ze względu na bohaterów czy fabułę, ale niesamowity klimat ( :!: ) scen rozgrywających się w magicznym lesie i poczucie smutku i nostalgii, które mnie ogarnęło na wspomnienia nieubłaganie odchodzącego w zapomnienie, pięknego, magicznego świata...

Racz zauważyć, ze sceny, o których piszesz są niczym innym jak nieudolną kalką z "Pożeglować do Sarancjum"
ASX76 napisał/a:
I za świetne, wbijające się w pamięć zakończenie (str. 445-446). :-)

Aż musiałem sięgnąć po książkę, żeby sprawdzić czym sie tak zachwycasz. Sorki - ale zakończenie "Lwów" czy też "Tigany" , z różnych powodów, wgniata w fotel to pozostawia mnie totalnie obojętnym. O ile z pozostałych książek Kaya jestem w stanie wymienić po kilka naprawdę smakowitych scen to z tej powieści ani jednej. Ta książka jest wyprana z emocji, bohaterzy nie przekonują, a klimat odszedł w nieznanym kierunku.
ASX76 napisał/a:
"Ostatnie promienie słońca" - książka przez wielu niedoceniona, dla mnie jednak szczególna. Nie ze względu na bohaterów czy fabułę, ale niesamowity klimat ( :!: ) scen rozgrywających się w magicznym lesie i poczucie smutku i nostalgii, które mnie ogarnęło na wspomnienia nieubłaganie odchodzącego w zapomnienie, pięknego, magicznego świata... Autor w kapitalny sposób potrafił to pisać :!: I za świetne, wbijające się w pamięć zakończenie (str. 445-446). :-)


ASX76 napisał/a:
"Ostatnie promienie słońca" - książka przez wielu niedoceniona, dla mnie jednak szczególna. Nie ze względu na bohaterów czy fabułę, ale niesamowity klimat ( :!: ) scen rozgrywających się w magicznym lesie i poczucie smutku i nostalgii, które mnie ogarnęło na wspomnienia nieubłaganie odchodzącego w zapomnienie, pięknego, magicznego świata... Autor w kapitalny sposób potrafił to pisać :!: I za świetne, wbijające się w pamięć zakończenie (str. 445-446). :-)


ASX76 napisał/a:
P.S. Tigana-san :arrow: "Ysabel" nie przeczytam, bo wiem, że mi się nie spodoba. :-P

A skąd ta pewność ? Zbyt często bierzesz recenzje za pewnik. drogi przyjacielu. Rzecz mi to przykro, ale twa postawa "pseudo wielbiciela" G.G. Kaya łamie mi serce. Prawdziwy fan jest ze swoim mistrzem na dobre i na złe.
ASX76 - 2007-11-09, 16:08
:
Sorry Winnetou, ale nie jestem książkowym masochistą, a już na pewno nie fanem za wszelką cenę. ;) Ograniczyłem się nie tylko do poczytania recenzji, ale i "pobrałem próbkę" prozy celem spróbowania. Nie dla mnie taki bohater, a historia nie zaciekawiła mnie na tyle, żeby mi się chciało kontynuować czytanie. Mówiąc wprost: mnie to "lotto". :-P
Ponadto książki pozbyłem się niedługo potem, a kupować po raz drugi nie mam zamiaru.

Oczywiście w ocenach "Ostatnich promieni słońca" pozostaniemy przy swoich zdaniach. :-)
Tigana - 2007-11-09, 16:27
:
ASX76 napisał/a:
Sorry Winnetou, ale nie jestem książkowym masochistą, a już na pewno nie fanem za wszelką cenę. ;)

//ooo i to mówi osoba, która w co drugim poście zachęca do czytania Kaya, a w co trzecim zapewnia o jego genialności. Dziwne //zaskoczony
Kal - 2007-11-09, 16:40
:
Tigana napisał/a:
ASX76 napisał/a:
Sorry Winnetou, ale nie jestem książkowym masochistą, a już na pewno nie fanem za wszelką cenę. ;)
//ooo i to mówi osoba, która w co drugim poście zachęca do czytania Kaya, a w co trzecim zapewnia o jego genialności. Dziwne //zaskoczony

A w co piątym Shoguna...

A wracając do "Ysabel" - ona nie jest zła. Co z tego, że jest nastoletni bohater? Za to jest to co tygryski lubią najbardziej - przemijająca historia/czas - ukazująca to samo we wszystkich książkach Kay'a, jest miłość, jest nienawiść, jest przyjaźń. Już nie mówiąc o tajemnicy.
jeke - 2007-11-09, 18:23
:
No dobra, pewnie spalą mnie co niektórzy na stosie, ale... :devil:

Czy Kay wielkim pisarzem jest? Jak dla mnie NIE.
Lubię go, nie przeczę, wybija się ponad poziom, ale peany? Co to to nie.

Przeczytałam Fionavarski - kawałek niezłego fantasy z całą mnogością zaczerpnięć z mitologii celtyckiej i legend arturiańskich. Dla niektórych to wada, a dla mnie zaleta - bo Kay całkiem umiejętnie wplótł te motywy w fabułę. Fionavarski Gobelin czytało się całkiem całkiem przyjemnie - fakt.
Przeczytałam Tiganę (niedawne odświeżenie) - fajna książka. Ogólnie świetny pomysł na fabułę, dobrze skonstruowana, dobre pióro. Czyta się nader przyjemnie. Można mieć zastrzeżenia co do koncepcji zakończenia, ale tak czy inaczej nawet ono jest do przyjęcia. Czy jednak jest w Tiganie jakaś głębia? Jakiś przekaz? Szukam i szukam i jakoś mi trudno znaleźć.
Przeczytałam Sarantyńską - już tak łatwo się nie czyta, bo i pomysł inny. Zdecydowanie książka quasi historyczna. Mnóstwo bardzo czytelnych nawiązań do historii, zgrabnie poprowadzona fabuła i jak zawsze dobre pióro. Książka w zamierzeniach bardziej ambitna. Czy jednak przez to ciekawsza? :/ Można przeczytać i owszem, ale do jakichś głębszych refleksji mnie nie skłoniła, a i z zapartym tchem jej nie czytałam.
Zaczęłam czytać Lwy. Zaczęłam i nie skończyłam. Nie porwała mnie, nie wciągnęła, nie zainteresowała nawet. Ot co. Nie wiem, być może nie był to dobry czas na tę lekturę. Być może po nią sięgnę (pewnie tak, skoro stoi na półce). Jednak nieprędko.

Po resztę książek całkiem świadomie nie sięgnęłam. Może kiedyś mnie najdzie, albo ktoś na tyle zareklamuje, że się skuszę. Może.
Maeg - 2007-11-10, 00:35
:
Osobiście w Tiganie znalazłem jedną rzecz, ale to pewnie już zboczenie wywołanie przez studia. Dla mnie Kay porusza bardzo ciekawą sprawę tożsamości narodowej, mimo tego że sprawa Tigany jest siłą napędową całej historii to w tak naprawdę autor nie wykorzystuje w pełni potencjału jaki leży w tożsamości. Oczywiście mamy tragedie narodu, waśnie między synem a matka o sposób działania czy wreszcie walka między miłości do ojczyzny a do człowieka. Otrzymaliśmy powszechnie znane problemy walk wyzwoleńczych, zabrakło jakby zagłębienia się w problem. Oczywiście w realiach Tigany nie ma mowy o próbie zmiany sytuacji w inny sposób niż użycie siły. Pytanie jest takie też czy nie jest to moja nadinterpretacja.
Tigana - 2007-11-11, 12:56
:
Maeg napisał/a:
Otrzymaliśmy powszechnie znane problemy walk wyzwoleńczych, zabrakło jakby zagłębienia się w problem. Oczywiście w realiach Tigany nie ma mowy o próbie zmiany sytuacji w inny sposób niż użycie siły. Pytanie jest takie też czy nie jest to moja nadinterpretacja.

Dla mnie wszystko to o czym piszesz tj o tym zagłębieniu się w problem utraty tożsamości przez naród, jest zawarte w jednej jedynej scenie, kiedy Alessan wypowiada słowo "Tigana".
Próbę takiej analizy mamy też we wspomnieniach Dianory, kiedy wspomina ona swe dzieciństwo i młodość w Tiganie. Mamy tam pokazane, co dla mieszkańców tamtych ziem znaczyło utracenie tożsamości i okupacja. Na pewno dzisiaj Kay - o wiele bardziej dojrzały pisarsko, inaczej rozmieściłby akcenty, ale być może to ta właśnie swoista naiwność jest siłą tej książki.
Metzli - 2007-11-11, 16:55
:
jeke napisał/a:
No dobra, pewnie spalą mnie co niektórzy na stosie, ale... :devil:

Czy Kay wielkim pisarzem jest? Jak dla mnie NIE.
Lubię go, nie przeczę, wybija się ponad poziom, ale peany? Co to to nie.


Ja nikogo nie mam zamiaru podpalać, już prędzej podejrzewałabym o to Tiganę albo ASX-a :P Tym bardziej, że sama mam bardzo podobne zdanie ^^ Może to nie wynikało wprost z moich postów, ale generalnie nie uważam Kaya za autora nie wiadomo jak wielkiego formatu. Jego powieści są często bardzo emocjonalne (no może wyłączając Ysabel), ciekawe kreacje bohaterów - to wystarczy żeby trochę się wybić z rzeszy innych autorów. Przy jego książkach można się odprężyć, przyjemnie się je czyta, ale... to tylko tyle lub aż tyle jeśli spojrzeć na to z odwrotnej strony.

Magiel napisał/a:
Osobiście w Tiganie znalazłem jedną rzecz, ale to pewnie już zboczenie wywołanie przez studia.


Tak Magiel, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, jesteś zboczony :perv: Co te studia robią z człowiekiem... :P A tak wracając do głównego tematu sprawy ^^ to wydaje mi się, że Kay bardziej skupił się tu na indwidualnych przypadkach, jak np. Dianorze i jej osobistych przeżyciach. Pytanie czy był to typowy zabieg czy po prostu wynikał z możliwości pisarskich autora. Chociaż z drugiej strony temat powieści jest taki, że aż prosi się o zagłębienie się w tą problematykę. Tak, ja też jestem zboczona :P
ASX76 - 2007-11-12, 12:40
:
Tigana :arrow:
Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek użył słowa "genialny" w odniesieniu do Kaya (genialny to jest F. Dostojewski :-) ).
Co innego: "świetny" lub "znakomity" (oczywiście w domyśle: jak na autora fantastycznego) :!:
To, że bardzo lubię kilka utworów Kaya, nie oznacza automatycznie, że moim obowiązkiem jest zakup i przeczytanie każdej jego książki (podobnie zresztą ma się sprawa również w przypadku innych pisarzy), tym bardziej, gdy z kilku względów dana pozycja mnie nie interesuje. Jeśli według Ciebie, prawdziwy fan (danego) autora to taki, co "łyka" wszystko, co wyskoczy spod jego pióra, to ja nie spełniam tego kryterium. I jakoś nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. :-P
Na dobre i złe to można być np. z kimś, kogo się zna osobiście, lubi, kocha... etc. etc., a nie osoby, o której wie się tylko tyle, ile wyczyta się w sieci, tudzież na książkowych blurbach :!: Ponadto ta "znajomość" jest jednostronna, bo Kay nie ma zielonego pojęcia o moim istnieniu. ;)
Skoro już wspomniałeś o mistrzach... Z autorów parających się fantastyką, bardziej niż Kaya, cenię Stephena Donaldsona (za Kroniki Covenanta Niedowiarka i cykl "Skoki" - ze wskazaniem na pierwszy tytuł) i M. Huberatha (przede wszystkim za "Gniazdo światów" - książka inna niż wszystkie, "Karę większą", "Wrocieeś Sneogg, wiedziaam..." i "Drugą podobizną w alabastrze).

Jeke :arrow: Z mojej strony nic Ci nie grozi... , ale jeśli powiesz choć jedno złe słowo na temat twórczości Donaldsona, to może się to zmienić. ;)
Ale, jakby nawet, "przyszło co do czego", to skończyłoby się na kilku (delikatnych) klapsach. :-P

Kal :arrow: Książki Jamesa Clavella, choć nie należą do fantastyki, mają w sobie dużo magii. I to tej najważniejszej - magii, która nie pozwala oderwać się od lektury. :-)
"Shogun" jest bardzo obszerną powieścią, a mimo to nie ma tam nudy ani lania wody. Napisać coś takiego, a przy tym ani przez moment nie stracić kontroli nad dziełem, to godne podziwu (było nie zaczepiać, to bym nie wspomniał ;) ).
andy - 2007-11-12, 16:29
:
Hmm, Kay'a znam w zasadzie tylko z Gobelinu i Lwów (nie licząc jakichś opowiadań tu i ówdzie drukowanych)
Może najlepsze knigi to od wynalezienia pisma lub druku to nie są, ale ja nie preferuje fantasy i mimo to mi się podobało i dalej jestem pod wrażeniem. Podobnie jak latka temu przeczytałem LOTR.
No ale o gustach się nie dyskutuje. A po raz kolejny za i przeciw co tu padły (u mnie te pierwsze) przytaczać nie zamierzam.
Będę miał wolne moce czytelnicze (tzn. nic w gatunkach bardziej przezemnie preferowanych) to sobie przeczytam resztę Kay'a i wtedy być może cuś wydalę
Tigana - 2007-11-12, 20:09
:
ASX76 napisał/a:
Co innego: "świetny" lub "znakomity" (oczywiście w domyśle: jak na autora fantastycznego) :!:

To aż się boję co się stanie, kiedy odkryjesz jakiegoś Dostojewskiego fantastyki. Podejrzewam, ze wtedy każdy twój post będzie się zaczynał i kończył jego życiorysem i bibliografią.
ASX76 napisał/a:
Jeśli według Ciebie, prawdziwy fan (danego) autora to taki, co "łyka" wszystko, co wyskoczy spod jego pióra, to ja nie spełniam tego kryterium. I jakoś nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. :-P

A powinieneś. Według mnie jedynie przeczytanie wszystkich utworów danego autora, i tych słabych, i tych dobrych, daje prawdziwy obraz jego twórczości. No , ale co ja się tam znam.
ASX76 - 2007-11-13, 10:26
:
Drogi Tigano, mnie ten prawdziwy obraz twórczości danego autora (w tym przypadku Kaya) nie jest do szczęścia potrzebny. Biorę się za czytanie tych książek, które mnie interesują, a nie zamierzam sobie wciskać nic na siłę (tylko proszę bez niewłaściwych skojarzeń ;) ). Ponadto nie sądzę, żeby nie przeczytanie jednego, bynajmniej nie odkrywczego czy porażającego oryginalnością utworu, miało decydujący wpływ na mój stan wiedzy (która i tak nie jest nikomu potrzebna). Póki co, nie mam w planach napisania na temat twórczości Kaya pracy doktorskiej. ;)
Konrad - 2007-12-16, 04:59
:
Zaliczam Kaya do jednego z moich ulubionych autorów. Pewnie dlatego, że tchnął nieco świeżości w dziedzinę fantasy. Widzę, że potrafi się rozwijać - po nieco dziecinnym Gobelinie napisał Tiganę, dużo lepszą powieść, w której jednak nie potrafił jeszcze rozwinąć wszystkich wątków. Lwy Al-Rassanu są bardziej rozbudowane od Tigany, poruszają więcej problemów i w pełniejszy sposób przedstawiają opisywany świat. Nie mniej jednak dopiero Sarantyńska mozaika jest czymś co można nazwać arcydziełem, w pełni dopracowana i przemyślana dylogia, która porusza wiele wątków, szkicuje żywe postaci wydobywając je z zupełnie pobocznych wątków. Ostatnie promienie słońca nie są gorsze, można powiedzieć inne, bardziej nostalgiczne i momentami retrospekcyjne, ale równie dobre jak Mozaika.

Kayowi udało się nie zagubić w pisaniu tak jak to zrobił Jordan, nie skacze z kwiatka na kwiatek jak Martin. Nie stara się zostać kolejnym Tolkienem i stworzyć stu tomowej kobyły wszechczasów. Mam nadzieję, że kolejna jego powieść będzie równie dobra i z chęcią ją przeczytam, nawet jeśli będzie inna od wcześniejszych. Bo przecież o to w tym chodzi, żeby było inaczej, ciekawiej. :)
Regissa - 2008-01-23, 12:57
:
Właśnie skończyłam "Sarantyńską mozaikę"... Bardzo dziękuję za namówienie mnie do tej lektury //przytul
Dla historyka z ciągotami do historii sztuki to lektura niezwykła. Ale odkrywanie ukrytego "kodu mozaikowego" po pewnym czasie jednak schodzi na plan dalszy. Czytelnik zostaje wciągnięty w tę niezwykła opowieść, pełną wprawdzie aluzji historyczno-religijnych, które jednak autorowi udaje się wprowadzać na tyle delikatnie, że nie burzą spójności świata niepotrzebnymi "przypisami" ;) A za co najbardziej cenię Kaya? Otóż za niezwykłe postaci kobiece :) Kobiety w "Mozaice" przedstawione są jako te, które tak naprawdę kierują całością dziejów (z czym oczywiście nie wypada się nie zgodzić :mrgreen: ). Pewne siebie, potrafiące wykorzystać swoje atuty, błyskotliwe, dowcipne i przede wszystkim te, które wiedzą czego chcą od życia i innych ludzi - marzenie, prawda? ;) Właściwie tylko drugi Waleriusz może i potrafi z nimi grać na równych prawach. Pozostali, choć o równie twardych charakterach, zdają się być pionkami w grze kobiet, wykorzystywanymi do doraźnych celów. Intrygujące :)
No i można też odczytać tę dylogię jako wielkie ostrzeżenie, czym dla religii (i kultury) jest związanie jej z polityką państwa...
Tigana - 2008-01-23, 14:46
:
A już za niedługo ostatnia niepublikowana w Polsce powieść G.G. Kaya. Ponoć mocno wtórna w stosunku do "Tigany"



Oparta na kulturze trubadurów, która narodziła się w Prowansji w szczytowym okresie średniowiecza, ta panoramiczna, fascynująca powieść, w przepiękny sposób odmalowuje alternatywną wersję średniowiecznego świata, tego samego, w których rozgrywa się akcja wielu innych powieści Kaya.

Matriarchalna, cywilizowana kraina Arbonne jest rozdarta przez konflikt pomiędzy dwoma najpotężniejszymi książętami, szlachetnym trubadurem Bertranem de Talar i Urte de Miravalem, co od dawna martwi Aelis, ukochaną jednego i żonę drugiego, a niegdyś również jedną z dziedziczek tronu.
Na północy leży militarystyczne Gorhaut, którego mieszkańcy wyznają boga wojny Corannosa i są władani przez zepsutego do szpiku kości króla Ademara. Jego główny doradca, najwyższy kapłąn Corannosa, marzy o wyplenieniu wiary w kobiece bóstwo, którego wyznawcy żyją na południu. Gdy na scenie pojawia się tajemniczy najemnik z Gorhut, Blaise, który wstępuje na służbę u Bertrana i udaremnia zamach na jego życie, a także gdy zostają ujawnione tajemnice dotyczące jego pochodzenia, rozpoczyna krwawe starcie pomiędzy dwoma kulturami.
Kay tworzy barwny świat miłości dworskiej i muzyki, magii i śmierci, który przypomina nasz, lecz jest jednocześnie na tyle odmienny, aby stać się perłą literatury fantasy.
ASX76 - 2008-01-23, 15:40
:
Mnie "Tigana" jakoś nie zachwyciła, może więc długo oczekiwana "Pieśń dla Arbonne" okaże się lepsza.
W sieci natrafiłem na ciekawą recenzję:
http://www.inkluz.pl/arch.../main/cum4.html
MadMill - 2008-01-23, 21:03
:
Czy może ktoś mądry mi napisać jak to trzeba czytać? Bo teraz widzę, że Lwy były czwarte, a Pieśń jest trzecia. Czy to ma jakieś znaczenie? Niemniej jednak jakby ktoś dał zestawienie i powiązanie powieści Kaya ze sobą byłby wdzięczny.
Tigana - 2008-01-23, 21:09
:
MadMill napisał/a:
Czy to ma jakieś znaczenie? Niemniej jednak jakby ktoś dał zestawienie i powiązanie powieści Kaya ze sobą byłby wdzięczny.

Można czytać w dowolnej kolejności - owszem światy przenikają się, ale nie wpływa to na zrozumienie poszczególnych powieści.Jedyne odstępstwo to dylogia "Pożeglować do Sarancjum" i "Władca cesarzy" A reszta jak chcesz. Inna sprawa, że jak się z "Lwami" męczysz/męczyłeś to nie wiem jak Ci inne podejdą - są pisane w podobnym stylu i konwencji.
Elektra - 2008-01-23, 21:23
:
MadMill napisał/a:
Czy może ktoś mądry mi napisać jak to trzeba czytać?

Można czytać w takiej kolejności, w jakiej autor to pisał, czyli
- Fionavarski Gobelin, składający się z: Letniego drzewa, Wędrującego ognia i Najmroczniejszej drogi - prawie klasyczne fantasy, inspirowane Tolkienem
-Tigana - mnie akurat ta książka nie przypadła do gustu, ale inni uważają się za bardzo dobrą,
- Pieśń dla Arbonne - niedługo się przekonamy
- Lwy Al-Rassanu
- Saratyńska mozaika (Pożeglować do Sarancjum, Władca cesarzy)
- Ostatnie promienie słońca
- Ysabel

Ale tak jak pisał Tigana, można je czytać w dowolnej kolejności.

Tigana napisał/a:
Inna sprawa, że jak się z "Lwami" męczysz/męczyłeś to nie wiem jak Ci inne podejdą - są pisane w podobnym stylu i konwencji.

Najpierw się męczył, ale potem jakoś to błyskawicznie przeczytał. ;) Mógłby coś jeszcze spróbować, bo chociaż styl podobny, to jednak te książki się bardzo różnią. Co zresztą widać po opiniach czytelników. Jedni się zachwycają Tiganą i mieszają z błotem Promienie, inni odwrotnie, i tak dalej. Reguły raczej nie ma.

Mnie się najbardziej podobała Mozaika i ją bym polecała. No i jeszcze lubię Gobelin (chociaż niektórzy uważają go za wtórny).
Tigana - 2008-02-01, 22:16
:
Elektra napisał/a:
No i jeszcze lubię Gobelin (chociaż niektórzy uważają go za wtórny).

No bo sie nie znają. W końcu Kay współtworzył "Silmarilion" i przesiąkł Tolkienem na wylot więc w jakim stylu miał napisać swoją debiutancką trylogię? Jordana? RASa?
"Gobelin" to bardzo dobre fantasy z kilkoma ciekawymi rozwiązaniami literackimi. Wielu narzeka na wprowadzenie do tekstu elementów i postaci rodem z mitologii celtyckiej, ale mnie to nie przeszkadzało. No i mamy znak firmowy Kaya - piękne sceny - ofiarowanie na Letnim Drzewie, walka w muzeum czy "smoczy" sąd. Dla mnie to była, jest i będzie bardzo specjalna książka - zakupiłem ją w dniu, kiedy dostałem sie na studia.
Elektra - 2008-02-10, 13:44
:
Ma ktoś już Pieśń dla Arbonne? I czyta może? Mnie się coś pomieszało i byłam przekonana, że premiera jest dopiero za dwa tygodnie. //mur I nawet nie przyszło mi do głowy, żeby przejść się do księgarni...
Tigana - 2008-02-10, 14:32
:
Elektra napisał/a:
Ma ktoś już Pieśń dla Arbonne? I czyta może? Mnie się coś pomieszało i byłam przekonana, że premiera jest dopiero za dwa tygodnie. //mur I nawet nie przyszło mi do głowy, żeby przejść się do księgarni...

Premiera była chyba w piątek - ja póki co nie kupuje (herezja :mrgreen: ). Mam sporo nieprzeczytanych książek w domu (m.in Komuda) i dopiero jak się z nimi uporam to sięgnę po nowego Kaya. W dodatku goni mnie praca i studia więc czasu wciąż brakuje.
Liv - 2008-02-10, 15:00
:
Tigana napisał/a:
Premiera była chyba w piątek - ja póki co nie kupuje (herezja :mrgreen: ) Mam sporo nieprzeczytanych książek w domu


Do tego mieszanie opinie na forach ... Sama nie mam zamiaru kupować książki teraz, może pod koniec lutego, na początku marca kiedy w księgarniach pojawi się Dom Burz i nowa powieść z świata Diuny :)
ASX76 - 2008-02-10, 17:35
:
Elektra napisał/a:
Ma ktoś już Pieśń dla Arbonne? I czyta może? (..)


Specjalnie z powodu tej książki wybrałem się w sobotę do swojej ulubionej księgarni, ale jeszcze nie zdążyli sprowadzić. Jak tylko uda mi się ją dorwać w drżące z pożądania łapki, od razu biorę się za lekturę. Meldunki na bieżąco. ;)

Tigana :arrow: Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, robiłeś chyba za fana Kaya, a teraz co... :?: :shock: ;)
Tigana - 2008-02-10, 17:46
:
ASX76 napisał/a:
Tigana :arrow: Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, robiłeś chyba za fana Kaya, a teraz co... :?: :shock: ;)

Odkładam w czasie, tak samo zresztą jak "Władcę cesarzy", z tym, że tę ostatnie już od kilka ładnych lat :oops: Wiem jednak, że na pewno je kiedyś przeczytam - czego nie mogę powiedzieć o tobie i "Ysabel" :-PP
ASX76 - 2008-02-10, 17:56
:
Tigana napisał/a:
ASX76 napisał/a:
Tigana :arrow: Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, robiłeś chyba za fana Kaya, a teraz co... :?: :shock: ;)

Odkładam w czasie, tak samo zresztą jak "Władcę cesarzy", z tym, że tę ostatnie już od kilka ładnych lat :oops: Wiem jednak, że na pewno je kiedyś przeczytam - czego nie mogę powiedzieć o tobie i "Ysabel" :-PP


No bo, ponieważ, aczkolwiek... ( ;) ) jakoś nie czuję pociągu do tej "pani". Kto wie, może kiedyś zmienię zdanie... Podobno tylko krowa go nie zmienia. ;)
Skoro u Ciebie, tyle lat czeka "Władca cesarzy" na przeczytanie (czerwienisz się i słuszny masz po temu powód), to u mnie może i "Ysabel". :-P
Kal - 2008-02-13, 18:04
:
A ja już mam "Pieśń"... Ale miałam nadzieję że ktoś tutaj już ją czytał.
Nic no, przeczytam i poczekam na recenzje innych :P
Metzli - 2008-02-13, 18:28
:
Kal napisał/a:
Nic no, przeczytam i poczekam na recenzje innych :P


A sama wcześniej czegoś nie zamieścisz? Ja jeszcze nie mam książki, jakoś mi się zapomniało, że to wyszło :P A Kay nie jest aż takim wielkim priorytetem jeśli chodzi o plany czytelnicze ;)
Kal - 2008-02-13, 19:04
:
Metzli napisał/a:
A sama wcześniej czegoś nie zamieścisz?

Ja nie umiem za bardzo swoich myśli wysławiać na zewnątrz. Nie jestem dobrą pisarką ani mówczynią. Zdecydowanie wolę czytać innych.
ASX76 - 2008-02-22, 07:59
:
"Pieśń dla Arbonne" przeczytana. Chwaliłem książkę za pierwszych 200 stron, fajnie się czytało i wydawało mi się, ku mojej niezgłębionej naiwności, że dalej też będzie przyjemnie. Absolutnie nic nie zwiastowało horroru, który nastąpił niedługo potem :!: :shock: Bożesz ty mój, czegoś tak okropnego, to nie czytałem od czasów trzeciej części przygód Fedry z cyklu pani J. Carey, jak mi życie miłe. Ba, powieść Kaya jest jeszcze gorsza, niż wspomniany harlequin fantasy. :-x "Miłe złego początki, ale koniec...". Sztampowych, wołających o pomstę do nieba rozwiązań fabularnych, jest w "Pieśń dla Arbonne" mnóstwo. Możnaby nimi obdzielić kilka książek. Bohaterowie, a przynajmniej kilku z nich, sprawia dość pozytywne wrażenie, jednak w miarę rozwoju akcji, gdy wychodzą na wierzch wady utworu, zaczynają denerwować i nudzić. W wielu momentach robi się słodko aż do wyrzygania, więc lepiej czyta się na czczo. :-P
Gdyby tę knigę napisał inny autor fantasy, to nie sądzę, żebym dał radę wytrzymać do końca tego nader nieudanego i męczącego dzieła. Jedynie przez wzgląd na to, że bardzo lubię inne dokonania Kaya, zdobyłem się na heroiczny wysiłek i nie poddałem się, choć wystawił mnie na iście piekielną próbę. Jak On mógł napisać "coś" takiego... W głowie mi się nie mieści. ;)
Jak wspomniałem wcześniej, najlepsze partie tekstu występują na początku, później również zdarzają się lepsze fragmenty, jednak dość sporadycznie, głównie w zakończeniach podrozdziałów, gdzie Kay jednym pięknie skonstruowanym zdaniem potrafi dotrzeć prosto do serca czytelnika, aż łezki w oczkach stają. :-) Niestety, im fabuła posuwa się bardziej do przodu, tym takich atrakcji coraz mniej. Łudziłem się, że może zakończenie, choć w drobnej części zrekompensuje wielki zawód. Nic z tego, bo tam to dopiero się dzieje... Od nagromadzenia absurdów i totalnych przegięć aż się roi :!: Jeśli zaś chodzi o cuda bitewne i zagrywki typu deus ex machine, to w tym przypadku Kay rozłożył Kearneya na obie łopatki.
Podsumowanie: srogie rozczarowanie.
Tigana - 2008-03-31, 21:13
:
W sprawie "Fionovarskiego Gobelinu"
Andrzej Miszkurka na MAGu napisał/a:
1. Na razie nie postanowiliśmy nic w sprawie Gobelinu i w tej chwili nie chciałbym przesądzać sprawy.

Regissa - 2008-04-01, 15:18
:
A to jest zabawne, jak wydawnictwa wybierają książki do druku... Akurat o ten tytuł ludzkość w Polsce się bije na aukcjach internetowych (bo nawet w antykwariatach nie ma już
"Gobelinu"), a tutaj wydawnictwa nie wykorzystują koniunktury. Dlaczego?
ASX76 - 2008-04-01, 16:15
:
Tych kilka osób, które licytują przy każdej aukcji "Fionavarski Gobelin" nazywasz "ludzkością w Polsce" :?: :-P

Najwidoczniej MAG ma w tej chwili inne priorytety. Proszę wziąć pod uwagę, że plan wydawniczy jest już ustawiony na wiele miesiączków do przodu, w kolejce na wydanie czeka dużo tytułów, a wszakże "Gobelin" jest trylogią i nawet gdyby przyszło co do czego to gdzieś trzebaby go upchać i zrobić to kosztem jakichś 3 innych pozycji.
Z ostatnich zapowiedzi pana Andrzeja na forum MAG-a (warto tam zaglądać, bo można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy np. informacji o wycofaniu się Książnicy z wydawania fantastyki) wynika, że w ichniej ofercie będzie pojawiać się teraz więcej pozycji s-f, natomiast fantasy - znajdzie się na nieco dalszym planie, co ma związek ze zmianą profilu oficyny.
Pan Andrzej doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest sytuacja "Fionavaru".
Proszę wziąć pod uwagę, że nie sposób zaspokoić oczekiwań/żądań wszystkich, a nawet ambitne plany MAG-a, bądź co bądź stosunkowo niewielkiego wydawnictwa, podlegają prawom rynku i sytuacji ekonomicznej.
Też bym bardzo chciał, żeby "Gobelin" został wznowiony, ale cóż poradzić...
Tigana - 2008-04-01, 16:57
:
ASX76 napisał/a:
Tych kilka osób, które licytują przy każdej aukcji "Fionavarski Gobelin" nazywasz "ludzkością w Polsce" :?: :-P

A czemu nie - od kogoś trzeba zacząć. Być może tak jak w przypadku "Tigany" podziałałaby szemrano-szeptana reklama w internecie.
ASX76 napisał/a:
(...) a wszakże "Gobelin" jest trylogią i nawet gdyby przyszło co do czego to gdzieś trzebaby go upchać i zrobić to kosztem jakichś 3 innych pozycji.

Chyba, ze zostałby wydany w jednym kawałku tj tomie.
ASX76 napisał/a:
(warto tam zaglądać, bo można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy np. informacji o wycofaniu się Książnicy z wydawania fantastyki)

i innych bajek z mchu i paproci :-PP
ASX76 napisał/a:
(...) w ichniej ofercie będzie pojawiać się teraz więcej pozycji s-f, natomiast fantasy - znajdzie się na nieco dalszym planie, co ma związek ze zmianą profilu oficyny.

Dwie sprawy - MAG rozpoczął od wyłącznie s-f ("czarna seria") i o mało co a przypłaciłby to bankructwem - wniosek - fantasy ma w dalszym ciągu większe branie i pozostanie w asortymencie MAGa. No i druga kwestia - brak kolejnych książek Kaya w MAGu będzie spowodowany przede wszystkim wtórnością autor czyli pisaniem wciąż tego samego i na to samo kopyto. A to prowadzi do zniechęcenia czytelników.
AM - 2008-04-01, 17:28
:
ASX76 napisał/a:
Z ostatnich zapowiedzi pana Andrzeja na forum MAG-a (warto tam zaglądać, bo można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy np. informacji o wycofaniu się Książnicy z wydawania fantastyki) wynika, że w ichniej ofercie będzie pojawiać się teraz więcej pozycji s-f, natomiast fantasy - znajdzie się na nieco dalszym planie, co ma związek ze zmianą profilu oficyny.


To nie do końca tak. Fantasy będzie nadal dominowało, ale dojdzie do wymiany pokoleniowej autorów (ten gatunek bardzo się teraz zmienia, pojawiają się nowe wizje, nowe świeże pomysły i nawet w przypadku "klasycznych" rzeczy, inne, odświeżające ujęcie tematu. Autorzy coraz częściej inspirują się innymi gatunkami, tworząc fajne koktajle...

Wydaje mi się, ze fajnie będzie posmakować czagoś nowego, niż rozczarowywać się kolejnymi, coraz słabszymi książkami swoich wczorajszych herosów...
Tigana - 2008-04-01, 17:33
:
AM napisał/a:
Wydaje mi się, ze fajnie będzie posmakować czagoś nowego, niż rozczarowywać się kolejnymi, coraz słabszymi książkami swoich wczorajszych herosów...

Popieram, ale widzę z tym związane zagrożenia głównie takie, że lubimy to co znamy więc czytelnicy mogą niechętnie podchodzić do coraz to nowych pisarzy. No i trochę czasu musi zająć zanim ich zaakceptują. Z drugiej strony przykład Lyncha pokazuje, ze ta zmiana pokoleń może nastąpić szybko, sprawnie i co najważniejsze, opłacalnie dla wydawcy.
ASX76 - 2008-04-02, 08:43
:
Tigana :arrow: "Fionavarski Gobelin" w jednym tomie :?: Chyba raczysz żartować... Bardzo wątpię, żeby potencjalny wydawca by na to poszedł, bo bardziej opłaci się wypuścić to w trzech kawałkach. Na naszym rynku, integrale nieraz zdarzają się w przypadku komiksów, natomiast książki to już zupełnie inna bajka. :-P W Polsce, co prawda, jest kultywowana naiwna wiara w cuda (nie tylko religijne), ale bez przesady... ;)

Toż nie kwestionuję tego, że fantasy pozostanie w asortymencie MAG-a. Podobnie jak i tego, że owa odmiana fantastyki ma, ogólnie rzecz biorąc, większe "branie".

Akurat zarzucanie wtórności książkom Kaya jest dość dziwnym zarzutem zważywszy na fakt, że np. taki Erikson pisze 10 książek o tym samym i jakoś nikt mu "odgrzewania kotletów" nie zarzuca. No i co z tego, że to cykl :?: Równie dobrze można tak okreslić powieści parahistoryczne Guvriela...
Pomiędzy "Tiganą", "Lwami Al-Rassanu" i "Sarantyńską Mozaiką" są spore różnice, z pewnością nie są to takie same książki :!: Natomiast "Pieśń dla Arbonne" jest osobliwym i niestety nieudanym tworem, który można podciągnąć pod hasło: "wypadek przy pracy". I została napisana wiele lat temu.
Czy najnowszej książce Kaya ("Ysabel") ktoś zarzuci wtórność :?:

Jeśli dana pozycja jest ciekawa i dobrze napisana, to nie widzę problemu, niezależnie od tego czy ktoś nazywa się Kay czy Ford. Wielu pisarzy ciągnie swoje serie na różne sposoby i jakoś ich utwory są wydawane albo będą, natomiast Guy pisze zazwyczaj pojedyńcze książki (za wyjątkiem jednej dylogii i jednej trylogii), więc kto tu tak naprawdę jest bardziej wtórny :?: Kay czy Erikson (10 części), Carey (która będzie chyba pisała te swoje erotic fantasy do końca życia), Lynch (który ma łącznie stworzyć 7 części o tym samym), Haydon (no comments), R. Jordan (piszący swoje niekończące się "Koło Czasu"), R. Hobb... :?: :-P

"Jedna jaskółka (Lynch), wiosny nie czyni". Ponadto chyba trochę za wcześnie na wyciąganie wniosków po przeczytaniu jednej książki...
Gdzie następne nowe nazwiska :?: ;)

AM :arrow: Troszkę podkoloryzowałem swoją wypowiedź chcąc nieco postraszyć miłośników fantasy (1 kwietnia... ;) ).
Co do nowych wizji... No niestety, Ch. Mieville mnie nie przekonuje. Takoż i H. Duncan pozostawia uczucie niedosytu. Pewnie, że wychodzenie poza standardowe ramy i tworzenie koktajli jest samo w sobie rzeczą godną pochwały, jednak pozostaje jeszcze kwestia stylu i formy, umiejętności przekazu. A z tym bywa różnie. O ile China ma wiele fajnych pomysłów, to pisze jakoś mało wciągająco. Z kolei u Hala nie przypadła mi do gustu "eksperymentalna" konstrukcja "Welinu" - stanowczo za dużo tu szybkiego skakania od wątku do wątku. Powieść sama w sobie jest interesująca, ale taki ów poszatkowany sposób narracji mi nie leży.
AM - 2008-04-02, 10:50
:
ASX76 napisał/a:
Tigana :arrow: "Fionavarski Gobelin" w jednym tomie :?: Chyba raczysz żartować... Bardzo wątpię, żeby potencjalny wydawca by na to poszedł, bo bardziej opłaci się wypuścić to w trzech kawałkach. Na naszym rynku, integrale nieraz zdarzają się w przypadku komiksów, natomiast książki to już zupełnie inna bajka. :-P W Polsce, co prawda, jest kultywowana naiwna wiara w cuda (nie tylko religijne), ale bez przesady... ;)

Toż nie kwestionuję tego, że fantasy pozostanie w asortymencie MAG-a. Podobnie jak i tego, że owa odmiana fantastyki ma, ogólnie rzecz biorąc, większe "branie".

Akurat zarzucanie wtórności książkom Kaya jest dość dziwnym zarzutem zważywszy na fakt, że np. taki Erikson pisze 10 książek o tym samym i jakoś nikt mu "odgrzewania kotletów" nie zarzuca. No i co z tego, że to cykl :?: Równie dobrze można tak okreslić powieści parahistoryczne Guvriela...
Pomiędzy "Tiganą", "Lwami Al-Rassanu" i "Sarantyńską Mozaiką" są spore różnice, z pewnością nie są to takie same książki :!: Natomiast "Pieśń dla Arbonne" jest osobliwym i niestety nieudanym tworem, który można podciągnąć pod hasło: "wypadek przy pracy". I została napisana wiele lat temu.
Czy najnowszej książce Kaya ("Ysabel") ktoś zarzuci wtórność :?:

Jeśli dana pozycja jest ciekawa i dobrze napisana, to nie widzę problemu, niezależnie od tego czy ktoś nazywa się Kay czy Ford. Wielu pisarzy ciągnie swoje serie na różne sposoby i jakoś ich utwory są wydawane albo będą, natomiast Guy pisze zazwyczaj pojedyńcze książki (za wyjątkiem jednej dylogii i jednej trylogii), więc kto tu tak naprawdę jest bardziej wtórny :?: Kay czy Erikson (10 części), Carey (która będzie chyba pisała te swoje erotic fantasy do końca życia), Lynch (który ma łącznie stworzyć 7 części o tym samym), Haydon (no comments), R. Jordan (piszący swoje niekończące się "Koło Czasu"), R. Hobb... :?: :-P

"Jedna jaskółka (Lynch), wiosny nie czyni". Ponadto chyba trochę za wcześnie na wyciąganie wniosków po przeczytaniu jednej książki...
Gdzie następne nowe nazwiska :?: ;)

AM :arrow: Troszkę podkoloryzowałem swoją wypowiedź chcąc nieco postraszyć miłośników fantasy (1 kwietnia... ;) ).
Co do nowych wizji... No niestety, Ch. Mieville mnie nie przekonuje. Takoż i H. Duncan pozostawia uczucie niedosytu. Pewnie, że wychodzenie poza standardowe ramy i tworzenie koktajli jest samo w sobie rzeczą godną pochwały, jednak pozostaje jeszcze kwestia stylu i formy, umiejętności przekazu. A z tym bywa różnie. O ile China ma wiele fajnych pomysłów, to pisze jakoś mało wciągająco. Z kolei u Hala nie przypadła mi do gustu "eksperymentalna" konstrukcja "Welinu" - stanowczo za dużo tu szybkiego skakania od wątku do wątku. Powieść sama w sobie jest interesująca, ale taki ów poszatkowany sposób narracji mi nie leży.


Przyznam się bez bicia, nie przepadam za twórczością Kaya, ale nie miałoby to żadnego znaczenia, gdyby nie to, iż sprzedaż jego książek stanęła w miejscu. Tak więc wydamy jeszcze "Sarantyjską mozaikę" i pewnie z Kayem się pożegnamy (choć nastąpi to dopiero po ocenie jego następnej powieści, która pewnie prędko się nie ukaże).

Fionowarski Gobelin nie jest najlepszą książką (choć pewnie w czasach, kiedy się ukazał, robił lepsze wrażenie; problem w tym, że później pojawili się między innymi Martin czy Erikson i poprzeczka została zawiedzona zdecydowanie wyżej), ale rozumiem, że wiele osób przeczytała go dawno i teraz postrzega przez pryzmat tego pierwszego "zauroczenia".

I znowu Erikson ;) . Nie chcę wdawać się w dyskusję o różnicach pomiędzy Kayem a Eriksonem, bo to nie ma sensu. Przytoczę, jeden, najważniejszy argument: Erikson sprzedaje się dużo, dużo lepiej...

Te nazwiska już padały i... pojawią się nie tylko w Magu. Myślę, ze warto będzie zwrócić uwagę między innymi na: Joe Abercrombiego, Patricka Rothfussa, Anthony Durhama, Alana Campbella, Daniela Abrahama, Mike Carey,a...

New weird lub po prostu "fantasy inna" oferuje równie wiele. Na rynku jest już MacLeod, Duncan, Mieville, Ford... Wkrótce pojawią się Jeff Vandermeer, K.J. Bishop, M. John Harrison, Ekaterina Sedia...

Pisząc o koktajlach nie miałem na myśli Duncana czy Mieville'a. Chodziło mi o literaturę rozrywkową (choć dla mnie Mieville i Duncan to literatura rozrywkowa). Na przykład, takie rzeczy, jak Kłamstwa Locke'a Lamory.
Regissa - 2008-04-02, 12:35
:
AM napisał/a:

Fionowarski Gobelin nie jest najlepszą książką (choć pewnie w czasach, kiedy się ukazał, robił lepsze wrażenie; problem w tym, że później pojawili się między innymi Martin czy Erikson i poprzeczka została zawiedzona zdecydowanie wyżej), ale rozumiem, że wiele osób przeczytało go dawno i teraz postrzega przez pryzmat tego pierwszego "zauroczenia".

Ja tam przeczytałam go tydzień temu i jakoś nie pluję z obrzydzeniem :) Może nie jestem najlepszą, "reprezentatywną grupą odbiorców", bo wciąż jeszcze daleko mi do zaszczytnego tytułu znawcy fantasy (i nie wiem, czy w ogóle mam ochotę zostać znawcą), ale przecież każdy początkujący czytelnik zaczyna od książek, które były "modne" dawniej. Choćby po to, żeby potem powiedzieć, że to było "pierwsze zauroczenie". Nikt nie rodzi się ekspertem od razu ;) A na "Gobelin" to i w bibliotece trudno trafić (może kiedyś nie traktowano fantasy za godną bibliotecznych półek?), więc może jednak warto przemyśleć powtórne wydanie?
AM - 2008-04-02, 13:20
:
Regissa napisał/a:
AM napisał/a:

Fionowarski Gobelin nie jest najlepszą książką (choć pewnie w czasach, kiedy się ukazał, robił lepsze wrażenie; problem w tym, że później pojawili się między innymi Martin czy Erikson i poprzeczka została zawiedzona zdecydowanie wyżej), ale rozumiem, że wiele osób przeczytało go dawno i teraz postrzega przez pryzmat tego pierwszego "zauroczenia".

Ja tam przeczytałam go tydzień temu i jakoś nie pluję z obrzydzeniem :) Może nie jestem najlepszą, "reprezentatywną grupą odbiorców", bo wciąż jeszcze daleko mi do zaszczytnego tytułu znawcy fantasy (i nie wiem, czy w ogóle mam ochotę zostać znawcą), ale przecież każdy początkujący czytelnik zaczyna od książek, które były "modne" dawniej. Choćby po to, żeby potem powiedzieć, że to było "pierwsze zauroczenie". Nikt nie rodzi się ekspertem od razu ;) A na "Gobelin" to i w bibliotece trudno trafić (może kiedyś nie traktowano fantasy za godną bibliotecznych półek?), więc może jednak warto przemyśleć powtórne wydanie?


Ja też nie pluję z obrzydzeniem, ale patrzę na to z innego punktu widzenia. Na swoją szansę czeka wielu autorów, dla których nie mam miejsca; wolę wobec tego coś nowego, niż przeciętną książkę Kaya.
Regissa - 2008-04-02, 13:26
:
AM napisał/a:
Na swoją szansę czeka wielu autorów, dla których nie mam miejsca; wolę wobec tego coś nowego, niż przeciętną książkę Kaya.

No tak, ale Ty masz już doświadczenie, już wiesz w czym wybierać. A dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z fantasy, do tego w dość młodym wieku, ta książka byłaby akurat świetna, nie sądzisz? ;) Zwłaszcza na pierwsze spotkanie z Kayem ;)
AM - 2008-04-02, 13:40
:
Regissa napisał/a:
AM napisał/a:
Na swoją szansę czeka wielu autorów, dla których nie mam miejsca; wolę wobec tego coś nowego, niż przeciętną książkę Kaya.

No tak, ale Ty masz już doświadczenie, już wiesz w czym wybierać. A dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z fantasy, do tego w dość młodym wieku, ta książka byłaby akurat świetna, nie sądzisz? ;) Zwłaszcza na pierwsze spotkanie z Kayem ;)


Nie mam wątpliwości, że tak jest, tzn, że moze się bardzo spodobać :-) ... i że tak naprawdę wybija się na plus na tle innych książek fantasy, które powstały w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Gdyby Kay się świetnie sprzedawał, nie byłoby sprawy, w obecnej sytuacji, jednak, nadszedł czas, aby dać szansę innym.
Regissa - 2008-04-02, 14:03
:
AM napisał/a:
Gdyby Kay się świetnie sprzedawał, nie byłoby sprawy, w obecnej sytuacji, jednak, nadszedł czas, aby dać szansę innym.

No, i dotarliśmy do sedna sprawy: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :mrgreen: To zrozumiałe, że wydawnictwo będzie drukować książki, które przyniosą pewny zysk. Taka jest smutna prawda. Dobrze, że istnieje "Biblioteka Elektry", bo już się mogę nie upominać o wydanie :mrgreen:
AM - 2008-04-02, 14:12
:
Regissa napisał/a:
AM napisał/a:
Gdyby Kay się świetnie sprzedawał, nie byłoby sprawy, w obecnej sytuacji, jednak, nadszedł czas, aby dać szansę innym.

No, i dotarliśmy do sedna sprawy: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :mrgreen: To zrozumiałe, że wydawnictwo będzie drukować książki, które przyniosą pewny zysk. Taka jest smutna prawda. Dobrze, że istnieje "Biblioteka Elektry", bo już się mogę nie upominać o wydanie :mrgreen:


Oficjalnie nic nie zdecydowaliśmy... Powyższe wynurzenia są tylko moją prywatną opinią, a to nie oznacza jeszcze, że klamka zapadła.
Regissa - 2008-04-02, 14:15
:
AM napisał/a:
Oficjalnie nic nie zdecydowaliśmy...

Ha! Czyli mogę zacząć lobbingować na rzecz Fionavaru? :mrgreen: Dzięki zatem za dobre wieści :mrgreen:
Tigana - 2008-04-02, 18:24
:
ASX76 napisał/a:
Tigana :arrow: "Fionavarski Gobelin" w jednym tomie :?: Chyba raczysz żartować...

No wiesz wczoraj był prima aprilis więc czemu nie :P A na poważnie nie takie rzeczy już widziałem.
ASX76 napisał/a:
Akurat zarzucanie wtórności książkom Kaya jest dość dziwnym zarzutem zważywszy na fakt, że np. taki Erikson pisze 10 książek o tym samym i jakoś nikt mu "odgrzewania kotletów" nie zarzuca.

Ja się na temat Eriksona nie wypowiadam - mnie on nie leży. Może i pisze wciąż to samo, ale się sprzedaje. inna sprawa nie wiem czy jesteś władny oceniać jego twórczość po przeczytaniu bodajże 4 tomów (mogę się mylić) Ja zaliczyłem trzy i starczy - nie czuje tej prozy.
ASX76 napisał/a:
Pomiędzy "Tiganą", "Lwami Al-Rassanu" i "Sarantyńską Mozaiką" są spore różnice, z pewnością nie są to takie same książki :!:

"Tigana" to inna bajka, ale reszta ma pewne wspólne punkty. Wiem, ze sie ze mną nie zgadzasz, ale już "OPK" sugerowały,m że Kay się wypalił i pisze jeszcze jedną taką samą książkę. Już w recenzji wspomniałem o kalkach postaci czy scen.
ASX76 napisał/a:
Czy najnowszej książce Kaya ("Ysabel") ktoś zarzuci wtórność :?:

Nie raczej beznadzieje :mrgreen:
ASX76 napisał/a:
Co do nowych wizji...

Ja Duncana też nie trawie (chociaż nie czytałem) - puzzle nie dla mnie. Fakt jednak pozostaje faktem - autorzy, a takze czytelnicy odchodzą od klasycznej fantasy i szukają nowych dróg - czy nam się to podoba czy nie.
wob001 - 2008-04-02, 23:36
:
Regissa napisał/a:
No, i dotarliśmy do sedna sprawy: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze :mrgreen: To zrozumiałe, że wydawnictwo będzie drukować książki, które przyniosą pewny zysk. Taka jest smutna prawda. Dobrze, że istnieje "Biblioteka Elektry", bo już się mogę nie upominać o wydanie :mrgreen:


Przecież wydawnictwo to nie organizacja charytatywna i musi zarabiać. Natomiast wydawnictwo z ambicjami i dbające o czytelnika stara sie znaleźć złoty środek pomiędzy komercją = pieniędzmi, a jakością (dobrą, ambitną literaturą, eksperymentami itp)= straty finansowe, ale satysfakcja wydawnictwa i czytelników.
I uważam, że MAG doskonale się w tym znajduje.

Poza tym na naszym rynku są 2, może 3 wydawnictwa, które związały się na prawie 100% z fantastyką, a MAG jest z nich jedynym, który nie "jedzie" po najmniejszej linii oporu, sprzedając to co już się spodobało, tylko w innych okładkach. MAG próbuje posunąć fantastykę o krok dalej niż powtarzalna, przewidywalna rozryweczka. Mam nadzieję, że z czasem taka polityka stworzy odpowiednio duży rynek czytelniczy, szukający właśnie czegoś nowego, wymagającego, uczącego, a przede wszystkim nie traktującego fantastyki jak opowieści o smokach.
A przy tym wydawnictwo nie zapomina o "starych" autorach i wznowieniach jako jedyne z nielicznych.

Zarzut o drukowanie książek takich, które przyniosą pewny zysk, do MAGa akurat jest dla mnie ogromnym nieporozumieniem. I wiele osób tego nie rozumie i nie docenia tego co mamy. I to jest smutna prawda.
ASX76 - 2008-04-03, 02:37
:
wob001 :arrow: MAG nie jest jednym wydawnictwem, które nie "jedzie" po najmniejszej linii oporu. Zapomniałeś o Solaris...

Wiele osób rozumie i docenia zasługi "Czarodzieja", co jednak nie znaczy, że nie mogą upominać się/prosić o wydanie książek autora/autorów którego/których sobie cenią. Nie ma w tym nic zdrożnego i wcale nie świadczy o braku szacunku, tudzież innych niewłaściwych rzeczach.

Tigana :arrow:
Jestem jak najbardziej władny oceniać twórczość Eriksona - przeczytałem pięć z siedmiu części "MKP", więc materiału do analizy mam aż nadto. Niektórzy wyrokują o cyklu Lyncha po przeczytaniu jednej książki i jakoś nikt (poza mną) z tego powodu nie czyni(ł) zarzutu...

Co to jest "OPK" :?: ;)

Ależ ja nie mam nic przeciwko szukaniu nowych dróg, pod warunkiem, że nie wiodą one w "maliny", tudzież "pod durnego chatę". ;)

Regissa :arrow: Ja tam powodów do optymizmu nie widzę jeśli chodzi o ewentualne wydanie "FG" przez MAG-a. Po pierwsze - pan Andrzej jest na "nie". A to właśnie On dzieli i rządzi... Po drugie - nawet gdyby jednak coś dało się z tym zrobić, to kiedy :?: Za 3 - 5 lat... :?: Dla mnie sytuacja jest jasna, choć "klamka jeszcze nie zapadła". ;)
Elektra - 2008-04-03, 06:16
:
ASX napisał/a:
Co to jest "OPK"

Ostatnie promienie słońca.

Rany, ASX, jak Ty marudzisz. I przeinaczasz. AM napisał, że nie podjęli ostatecznej decyzji w sprawie Gobelinu, Ty piszesz, że jest na nie.


Proszę o kontynuowanie dyskusji o polityce wydawniczej w wątku: Wydawnictwa. Dziękuję. ;)
Regissa - 2008-04-03, 19:05
:
ASX76 napisał/a:
Ja tam powodów do optymizmu nie widzę jeśli chodzi o ewentualne wydanie "FG" przez MAG-a.

A ja wcale nie żądam wydania "Gobelinu" przez MAGa, w końcu sama czytałam go w wydaniu Zysku ;) Chodzi mi tylko o to, że czasem wydawnictwa mogłyby posłuchać czytelników, np. przeanalizować aukcje internetowe, przejść się po antykwariatach, po bibliotekach... Bo moim zdaniem akurat "Fionavarski gobelin" wart jest tego, żeby doczekać się kolejnego polskiego wydania.

Na resztę zarzutów odpowiadam :arrow: tutaj.
Bonsai - 2008-04-26, 08:32
:
Czytałem jego "Lwy Al-Rassanu" i co tu dużo komentować:
ŚWIETNE.
Na razie czytałem tylko to jeśli o niego chodzi ale już koleś ma respekt u mnie duży.
Kal - 2008-04-26, 14:02
:
Bonsai, "Lwy" są świetną książką, fakt.
Ale Ty nie słuchaj innych, że następne będą kiczowate, Ty im nie wierz. Ba, nawet nie czytaj ich postów :->
Mi się każde książki Kay'a podobały, w mniejszym i większym stopniu. Wierze, że i Tobie się będą podobały.

Aha, uważaj na takiego ASX-a, jego postów nie czytaj w tym temacie ;)
Terrapodian - 2008-04-28, 19:40
:
Czytałem "Tiganę" dość dawno. Książka bardzo dobra, choć gdyby było to gatunkowo SF byłaby wybitna :mrgreen: Poważniej... ciekawie zarysowani bohaterowie, fabuła wciągająca - te rzeczy sprawiły, że nie nudziłem się podczas lektury. A jednak "Tigana" nie znajduje się wysoko w mojej liście ulubionych lektur. Dlaczego? Czegoś jej brakowało. Podejrzewam, że książki fantasy już nie ciągną mnie jak dawniej i skłaniam się ku SF... A może zwariowałem?

A jednak myślę, że jeszcze sięgnę po inne książki Kay'a.
Tyraela - 2008-04-28, 19:51
:
"Pożeglować do Sarancjum" oceniam neutralnie, bo książka robi się naprawdę ciekawa dopiero od... hmm, 250 strony? Kay ma tendencję do dość nudnych opisów i przeciągania akcji do nieskończoności. Nie wspominam tu już, o moim zdaniem maksymalnie nudnych, opisach wyścigów rydwanów, które miałam ochotę po prostu ominąć, bo zbyt dużo do fabuły (raczej) nie wnosiły oprócz nazwisk woźnic, a przynudzało straszliwie. Może i postaci kobiece ma fajne, jak obiecuje okładka, ale nie potrafi przyciągnąć czytelnika czymś naprawdę rasowym, wciągającym. Oczywiście sięgnę po "Władcę cesarzy" ale jak na razie, Kay jest u mnie nijaki.
ajsber - 2008-04-28, 20:18
:
Żeby zwięźle przedstawić mój stosunek do Kay`a powiem tylko, iż jest on dokładnie odwrotny do opinii Tyraeli .
Opisy wyścigów to sama maestria ( szczególnie kulminacyjny punkt we "Władcy Cesarzy" ). Nie zauważyłem śladów nijakości, wręcz przeciwnie - tylko najwyższą jakość budowania i obrazowania historii.
Regissa - 2008-06-19, 11:19
:
Muszę to powiedzieć: Kay wielkim pisarzem jest! Uzasadnienie? Otóż moja siostra, która nie tyka niczego, co w jakikolwiek sposób łączy się z fantastyką, wczytuje się obecnie w "Pożeglować do Sarancjum" i w dodatku zapomina wysiąść na odpowiednim przystanku :mrgreen: I jak tu nie chylić czoła przed Mistrzem? :>
Liv - 2008-06-19, 15:09
:
Ostatnio widziałam Fionovar w antykwariacie internetowym i gdyby nie cena - bodajże coś około 60 zł za część - to bym pewnie kupiła ... Smuteczek.
Toudisław - 2008-08-04, 19:47
:
Chyba już klamka zapadła.
Twórczość G.G.K zdecydowanie nie jest w moim guście. Tak było od początku i tak już zostanie. Pierwsze do czego próbowałem podejść to "Mozaika". Już pierwsze 50 stron mnie męczyło. Próbowałem dalej, bo to miał być redaktor dzieł Tolkiena i w ogóle. Jednak może w połowie poległem. Następnie na ruszt poszła "Tigana" i tutaj wymiękłem jeszcze wcześnie. Zupełnie ta książka do mnie nie przemówiła. Styl Kaya mnie po prostu nudził lub irytował. Do "Mozaiki" podchodziłem chyba z 3 razy i nic. Ostatnią próbą był "Gobelin".
Tom 1 wydawał mi się ciekawy i inny od reszty dzieł G.G.K. Jednak w połowie drugiego zdecydowałem, że już nie mogę i cała trylogia wróciła do Elektry.
Ten pisarz mi po prostu nie podszedł. Tak bywa, jakoś jego styl działa na mnie drażniąco.
derbullaw - 2008-08-04, 22:10
:
"Ja z kolei "Gobelin" ledwo zacząłem i mi nie podpasował. Podobnie Ysabel, choć tą przeczytałem całą. Jest jakaś taka jak ja to nazywam power rangers. Zbiera się kupa i na złego :lol: .

Za to "Sarantyńska mozaika", to chyba najlepsze, co uświadczyłem od Kaya. Z resztą jego parahistoryczna twórczość dobrze mi się "czyta". W "Tiganie" co prawda męczyłem się z tym drugim wątkiem (konkubiny czy cóś), ale "Lwy Al-Rassanu" połknąłem na jedno-dwa posiedzenia.
Na dzień dzisiejszy po kilku rozdziałach odłożone są bez jakiegoś większego powodu "Ostatnie promienie słońca". pewnikiem czekają na lepsze (czytaj zimowe) czasy ;)
Liv - 2008-08-06, 11:36
:
derbullaw napisał/a:
W "Tiganie" co prawda męczyłem się z tym drugim wątkiem (konkubiny czy cóś)


Dianory.
Nudził cię najtragiczniejszy wątek powieści, w ogóle z wszystkich książek Kaya, wręcz Szekspirowski dla mnie.
Cóż, niektórzy wolą 'akcję'.
elTadziko - 2008-08-06, 12:10
:
Mnie tam w "Tiganie" właśnie wątek Dianory najbardziej się podobał :) Bardzo dobrze mi się go czytało :P
derbullaw - 2008-08-06, 22:41
:
Liv napisał/a:
Cóż, niektórzy wolą 'akcję'.

Skąd takie pochopne wnioski?
Te dwa wątki (bo chyba dwa były :myśli: ) jakoś mi w żaden sposób do siebie nie pasowały. Jeszcze inaczej się wyrażę. Historia Dianory psuła mi przyjemność z tego względu, że nie zachowywała tego samego "tempa". Było szybko-wolno, szybko-wolno. Przez to odnosiłem podczas czytania wrażenie jakby ktoś mnie szarpał. Poza tym korelacja pomiędzy historiami była zbyt mała, chociaż z drugiej strony może przez to, taka bardziej "z życia wzięta", a to zawsze jest zaleta.

Nie mam problemów jak w książce nie ma akcji, nie o to chodzi. Mam przeświadczenie, że można było "Tiganę" deczko lepiej zrobić.
Liv - 2008-08-07, 00:16
:
Obie historie się uzupełniały - pokazywały dwie strony tej samej monety, zależności, przyczyny i skutki. Dla mnie mistrzostwo.
Elektra - 2008-08-07, 08:47
:
elTadziko napisał/a:
Mnie tam w "Tiganie" właśnie wątek Dianory najbardziej się podobał :) Bardzo dobrze mi się go czytało :P

Miałam dokładnie to samo. Jakoś ten wątek był dla mnie ważniejszy, chociaż ten drugi był pewnie bardziej kluczowy dla całej fabuły.
derbullaw - 2008-08-07, 22:58
:
Liv napisał/a:
Obie historie się uzupełniały - pokazywały dwie strony tej samej monety, zależności, przyczyny i skutki. Dla mnie mistrzostwo.

Elektra napisał/a:
Jakoś ten wątek był dla mnie ważniejszy, chociaż ten drugi był pewnie bardziej kluczowy dla całej fabuły.

Dla mnie z kolei aż się prosiło zrobić dwie oddzielne powieści. Jakoś mi suma składowych nie wyszła tak spektakularnie jak bym się mógł po Kayu spodziewać.
No nic, nieważne. Może kiedyś przeczytam jeszcze raz, może za drugim posiedzeniem inaczej odbiorę, a i nie wykluczam, że się do peanów przyłączę.
Elektra - 2008-08-09, 19:55
:
Pieśń dla Arbonne przeczytana. I mam trochę mieszane uczucia. Czytało mi się bardzo dobrze, jak to zwykle Kaya. Całkiem interesujący bohaterowie, chociaż Ci pozytywni tacy bardzo pozytywni, rycerscy itp. co może niektórym przeszkadzać, ale ja czasem lubię o takich poczytać, "kayowy" styl w opisach i prowadzeniu fabuły. Wczoraj nie mogłam się oderwać, dziś tylko dokończyłam.
Ale... mam dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy zakończenia. Jest jakieś takie... niesatysfakcjonujące. Aż się prosi, żeby było jeszcze kilkanaście stron. No ale rozumiem, że autor postanowił historię zamknąć w ciągu jednego roku i nie bardzo pasowało tutaj opisanie późniejszych wydarzeń.
Drugi dotyczy postaci kobiecych. Książka miała być w sumie o płci pięknej. O pewnym kraju, gdzie żyją i rządzą wyemancypowane kobiety, które mają takie same prawa jak mężczyźni. No i jest. Tylko że bohaterki są słabo przedstawione i niezbyt interesujące. Takie papierowe. Co z tego, że silne (w końcu jakaś słaba nie poradziłaby sobie z władzą), skoro nie budzą żywszych uczuć w czytelniku? Daleko im do bohaterek Tigany, Mozaiki, czy Lwów Al-Rassanu. Szkoda.

A poza tym trochę irytowały mnie drobiazgi. Jeden to taki, że władczynią Arbonne jest hrabina, a pod jej władzą są m.in. książęta. Coś mi ta hierarchia zgrzyta. ;) A drugim jest dziwna metoda wstawiania przecinków. Czasem wydaje się, że zostały one wrzucone do tekstu bez ładu i składu.
Romulus - 2008-08-17, 20:44
:
PIEŚŃ DLA ARBONNE skończona.

Książkę oceniam bardzo pozytywnie. Choć podchodziłem do niej z nieufnością początkowo. Myślałem, że kroi się tu jakiś romans fantasy, który doprowadzi mnie do prób samobójczych, kiedy dojdzie do "romantycznych", infantylnych, miłosnych dialogów, powłóczystych spojrzeń i ufajaniania wszystkiego co się da. Trochę mi wstyd, że po tylu przeczytanych powieściach tego autora w dalszym ciągu żywię w stosunku do niego takie niecne podejrzenia.

Nie jest to powieść wybitna ani oryginalna, ale fakt, że G.G. Kay jest solidnym pisarzem sprawia, że czytelnik nie musi się obawiać tandety. Czyta się ją bowiem z dużą przyjemnością.

Jako minus trzeba policzyć zbyt jednoznaczny podział na Dobrych i Złych. W zasadzie tylko postać Ranalda de Garsenc wyszła Kayowi po mistrzowsku, rozdarta, świadoma własnej klęski i daremności dotychczasowego życia. Ale znowu: dał mu Kay szansę na przejście na stronę Dobrych w ostatnich chwilach. Postaci głównych bohaterów są słodkie i milutkie - jak młode kocięta. A sama Wielka Tragedia łącząca przeszłość dwóch książąt Arbonne - mimo że wiarygodna, pod koniec nabiera trochę karykaturalnego wydźwięku.

Bo zakończenie, tj. rozwiązanie wszystkich wątków, przypominało mi trochę tanie romansidło z tymi rozdzierającymi tragediami, wyjaśnionymi zagadkami itp. Ale akurat co do wybranego momentu zakończenia powieści nie zgodzę się z Elektrą. Cieszyło mnie ostatecznie to, że nie dopisał autor, co było dalej: czyli czy Bertran i Rosala "ten teges", albo Blaise i miła kapłaneczka też "co nieco...". Myślę, że zepsułoby mi to powieść. Tak jak niezrozumiałe post scriptum odnośnie dalszych losów Lisseut trubadurki, która musiała się zadowolić tylko przyjaźnią z głównym hirołem (choć z tego PS wynika, że jednak i ona się doczekała czegoś więcej - że tak brutalnie dopowiem).

I faktycznie, Arbonne, jak na krainę rzekomo rządzoną przez kobiety, była mało feministyczna. Mam wrażenie, że ten motyw dopowiedział sobie po prostu autor blurba na końcu, bo czyż hrabina Arbonne nie była czasem mężata i to nie jej mąż także decydował o losach królestwa?

Jak na powieść właśnie o królestwie kobiet traciły sporo naprawdę ciekawe postacie drugoplanowe, np. Rosala de Garsenc - po prostu kapitalna, ale potencjał jej został zmarnowany trochę poprzez porzucenie jej na drugim planie. A odnośnie Lucianny i jej urody oraz drapieżności, trzeba uwierzyć Kayowi na słowo.

I minus największy: czyli master of puppets, na którego wykreował Kay na szybko w końcówce ojca głównego bohatera, niezłego fanatyka i sukinsyna. W ogóle nie przekonujący był to manewr i trochę mnie zirytował, kiedy wszystko tak naprawdę okazało się jego szatańskim planem. E... tam... - aby mocniej nie napisać.

Jednak powieść polecam każdemu. Kay ma talent do opowiadania wciągających historii, bez infantylizmu. Czyni to w sposób zajmujący: kiedy zacząłem czytać trudno mi było się oderwać. Dziś przed południem skończyłem dopiero. A cała deszczora sobota skutecznie oderwała mnie (poza małymi przerwami) od rzeczywistości. Do szczęścia nie potrzebowałem wiele: wystarczyła ta książka pod ręką.
Subgard - 2008-08-20, 22:15
:
Tigana
Jest tu sporo do powiedzenia, ale nie będe zanudzać was swoimi wywodami, więc ogranicze się do możliwie skondensowanej wypowiedzi ;) Moje ogólne wrażenie jest proste...to świetna książka, można jej zarzucić pewne drobnostki, ale uważam, że są one mało istotne i właściwie nie przeszkadzają ani nic nie psują. Tu na przykład postać Devina. Nie którzy zarzucają tej postaci, że była zbyt płaska i nienaturalna. Ja nie odniosłem takiego wrażenia. Co do płaskości to moim zdaniem wcale taka płaska nie była, a powinniśmy zwrócić uwagę na to, że Devin to właściwie rodzaj narratora. Jest pewnego rodzaju obserwatorem wydarzeń, podobnie jak i my. Zwiazku ze swoją rolą został być może odrobine uproszczony, ale żeby aż tak, aby to mu wyrzucać? Nie sądze. Styl jest dobry, a fabuła jeszcze lepsza. każdy znajdzie tu bohatera dla siebie. Jedni wolą histore Dianory(to ja^^), a drudzy Baerda. Postacie moim zdaniem to mocna strona książki i właściwie nic specjalnego nie mam im do zarzucenia. Podobała mi sie rownież fabuła, która zaskakiwała mnie chwilami. Jedyny poważniejszy zarzut móglbym wyciągnać w stosunku do ostaniej bitwy. Spodziewałem się czegoś lepszego, zwiększym rozmachem. Niemniej tragicznie nie było. Moja ocena to 9. Tigana mimo, że nie jest arcydziełem, jest jedną z książek, którą lubie szczególnie.

Pozdrawiam
Tigana - 2008-08-20, 23:49
:
Subgard napisał/a:
Jedyny poważniejszy zarzut móglbym wyciągnać w stosunku do ostaniej bitwy. Spodziewałem się czegoś lepszego, zwiększym rozmachem. Niemniej tragicznie nie było.

Kay nigdy nie był batalistą - lepiej mu wychodzą opisy pojedynków "jeden na jeden" niż ogarnięcie całego pola bitwy.
Subgard napisał/a:
Moja ocena to 9.

Co tak nisko :-(

Subgard napisał/a:
Tigana mimo, że nie jest arcydziełem, jest jedną z książek, którą lubie szczególnie.

I tak trzymać
Subgard - 2008-08-21, 00:26
:
Tigana napisał/a:
Subgard napisał/a:
Jedyny poważniejszy zarzut móglbym wyciągnać w stosunku do ostaniej bitwy. Spodziewałem się czegoś lepszego, zwiększym rozmachem. Niemniej tragicznie nie było.
Kay nigdy nie był batalistą - lepiej mu wychodzą opisy pojedynków "jeden na jeden" niż ogarnięcie całego pola bitwy.


Cóż, może wystarczyło krótkie zapoznanie się z realiami. Wbrew pozorom jeśli ma się dobry styl, a Kuy go ma, to już stosunkowo łatwo opisać taką bitwę. Niemniej nie wyszło źle, choć jak powiedziałem, po całości spodziewałem się czegoś lepszego.

Tigana napisał/a:
Subgard napisał/a:
Moja ocena to 9.

Co tak nisko

9 na 10 to nie słabo ;D A bitwie czegoś zabrakło :P Wiem czepiam się, ale na 10 musze nie widzieź żadnych wad :D
Regissa - 2008-08-26, 09:09
:
Właśnie skończyłam czytać "Lwy Al-Rassanu" i muszę przyznać, że w moim prywatnym rankingu zajęły pierwsze miejsce, przed Mozaiką nawet... Fantastycznie klimatyczna, ze świetnie wychwyconymi (i przerobionymi) cechami charakterystycznymi dawnych mieszkańców Iberii, niemal czuć zapach gorących piasków i orientalnych przypraw :mrgreen: Może główni bohaterowie są zbyt wszechwiedzący, co czasami doprowadza czytelnika (a zwłaszcza czytelniczkę, bo wszechwiedzący są oczywiście faceci) do stanu irytacji, ale jestem to w stanie wybaczyć autorowi, w podziękowaniu za stworzenie postaci Mirandy Belmonte :mrgreen:
No cóż, zobaczymy czy "Tigana", "Pieśń dla Arbonne" lub "Ysabel" (zamierzam ją przeczytać pomimo złych recenzji) zdetronizują Lwy :mrgreen:
Tigana - 2008-08-27, 12:08
:
Regissa napisał/a:
Właśnie skończyłam czytać "Lwy Al-Rassanu" i muszę przyznać, że w moim prywatnym rankingu zajęły pierwsze miejsce, przed Mozaiką nawet...

Bo to chyba najfajniejsza książka Kaya jest. Świetnie oddany klimat zmierzchu pewnej epoki i ciekawi bohaterzy. Szczególnie podobała mi się końcówka, w której autor wodzi czytelników za nos.
Regissa napisał/a:
No cóż, zobaczymy czy "Tigana", "Pieśń dla Arbonne" lub "Ysabel" (zamierzam ją przeczytać pomimo złych recenzji) zdetronizują Lwy :mrgreen:

"Ysabel" zdecydowanie nie. "Pieśni" nie czytałem więc nie będę się wypowiadał. "Tigana" ma duży potencjał emocjonalny i kilka niebanalnie zarysowanych postaci. Powinno Ci się spodobać.
ASX76 - 2008-08-28, 12:58
:
Regissa napisał/a:
(...)
No cóż, zobaczymy czy "Tigana", "Pieśń dla Arbonne" lub "Ysabel" (zamierzam ją przeczytać pomimo złych recenzji) zdetronizują Lwy :mrgreen:


Nie mają żadnych szans. :-P

"Tigana" jest za bardzo przegadana. No i ten nieszczęsny syndrom "ofiary"...

"Pieśń dla Arbonne" - jak dla mnie najsłabsza książka Kaya. Liczba "cudownych" zbiegów okoliczności i nieprawdopodobieństw wykracza daleko poza ludzką tolerancję. ;)

"Ysabel" to już insza bajka.

Świetnie oddają klimat zmierzchu pewnej epoki również "Ostatnie promienie słońca". :-)
Regissa - 2008-08-28, 13:36
:
AEsIx napisał/a:
Świetnie oddają klimat zmierzchu pewnej epoki również "Ostatnie promienie słońca". :-)

Owszem, nieźle, ale jednak inaczej. Do poziomu "Lwów" jednak nie dorastają. Może za dużo tam zdarzeń niewytłumaczalnych i istot z innego wymiaru :) A poza tym obydwie książki są dość podobne w wymowie: jak zachowują się ludzie z różnych kręgów kulturowych, zmuszeni do życia "po sąsiedzku" XD Optymistyczne książki, bo zawsze się okazuje, że jest garstka myślących, którzy inność traktują jak bogactwo, a nie zagrożenie :->

A co do wodzenia czytelnika za nos, to lubię ten kayowski sposób :mrgreen: Zwłaszcza z epilogu "Lwów"... Mniodzio :mrgreen:
Tigana - 2008-08-28, 14:43
:
ASX76 napisał/a:
Świetnie oddają klimat zmierzchu pewnej epoki również "Ostatnie promienie słońca". :-)

W tej książce się zmierzcha jak słońce zachodzi. IMO gdyby nie wciśnięty wątek magiczny to w ogóle nie można by było odczuć, ze coś się kończy. Być może potrzebuje bardziej dosłownych wrażeń niżli półsłówek, ale ja taki bezpośredni człowiek jestem.
ASX76 - 2008-08-28, 14:53
:
Tigana napisał/a:
ASX76 napisał/a:
Świetnie oddają klimat zmierzchu pewnej epoki również "Ostatnie promienie słońca". :-)

W tej książce się zmierzcha jak słońce zachodzi. IMO gdyby nie wciśnięty wątek magiczny to w ogóle nie można by było odczuć, ze coś się kończy. Być może potrzebuje bardziej dosłownych wrażeń niżli półsłówek, ale ja taki bezpośredni człowiek jestem.


Może mniej wrażliwy, Tigana-san? Za dużo czytasz książek Pilipiuka i Piekary... Jednak szkodzą. :-P
Liv - 2008-08-28, 16:46
:
Bardziej sobie cenię pierwszy zbiór opowiadań o Mordimerze, niż "Ostatnie promienie..."
Tigana - 2008-08-28, 21:45
:
Liv napisał/a:
Bardziej sobie cenię pierwszy zbiór opowiadań o Mordimerze, niż "Ostatnie promienie..."

Może bym tak daleko nie poszedł ze swoją opinią (mimo wszystko Kay ma lepszy styl) za to zgadzam się, że "OPS" to już nie to to. Chyba tak jak pisał kiedyś AM - "Mozaika" to szczyt osiągnięć autora, a potem już zaczyna się spadek formy. Być może miałbym inne zdanie, gdybym przeczytał te książkę nieco wcześniej np przed "Lwami".
ASX76 - 2008-08-29, 22:41
:
Liv napisał/a:
Bardziej sobie cenię pierwszy zbiór opowiadań o Mordimerze, niż "Ostatnie promienie..."


Udam że tego nie widziałem. ;)

Regissa -> Które zdarzenia z "OPS" są niewytłumaczalne? Czy wszystko musi być wyłożone jak na tacy? ;)
Regissa - 2008-08-29, 22:46
:
ASX76 napisał/a:
Które zdarzenia z "OPS" są niewytłumaczalne?

Pewnie te z istotami z innego wymiaru i książętami różnych nacji :-PP

"Ostatnie promienie" czytałam najpierw (znaczy się przed "Lwami"), więc, według teorii Tigany, mają prawo mi się podobać :mrgreen: A może to przez Thorgala? //mysli
ASX76 - 2008-08-29, 22:58
:
Regissa napisał/a:
ASX76 napisał/a:
Które zdarzenia z "OPS" są niewytłumaczalne?

Pewnie te z istotami z innego wymiaru i książętami różnych nacji :-PP

"Ostatnie promienie" czytałam najpierw (znaczy się przed "Lwami"), więc, według teorii Tigany, mają prawo mi się podobać :mrgreen: A może to przez Thorgala? //mysli


Sławetny Tigana sam wątpi w swoją teorię, tudzież nie jest przy pewności, więc... ;)

Pojawianie się istot z innych wymiarów w książkach o tematyce fantastycznej jest czymś normalnym/naturalnym. Nie poznałaś Elfów, Pani? ;)
Liv - 2008-08-30, 02:45
:
Niczego nie musisz udawać. ;)
Prawda jest taka, że czasami zwykły burger jest lepszy od Maca.
ASX76 - 2008-08-31, 08:46
:
Liv napisał/a:
Niczego nie musisz udawać. ;)
Prawda jest taka, że czasami zwykły burger jest lepszy od Maca.


To już zakrawa na znęcanie się, ale jako prawy chrześcijanin nadstawię drugi policzek. Bij i patrz czy równo puchnie. ;)
Prawda jest taka, że każdy ma swoją prawdę, bo jednemu smakuje to, a drugiemu jeszcze cuś inszego.
Prawdę rzekłszy nie jadam żadnego z tych fastfoodowych "frykasów", więc nie "czaję" pokarmowej różnicy. :-P
Twoja prawda o wyższości pisaniny Piekary nad "OPS" Kaya, jest dla mnie nie do przyjęcia, a skoro niczego nie muszę udawać... <ASX, za karę, targa Liv za uszęta i zastanawia się przy tym, czy wyciągną się do samych kostek podobnie jak wcześniej rączki> ;)
Liv - 2008-08-31, 10:53
:
Jesteś doprawdy mistrzem spamu i wodolejstwa ;)

Pieśni jeszcze nie dokończyłam. Utknęłam jakiś czas temu w połowie, a książka poszła w odstawkę.
Regissa - 2008-09-02, 15:42
:
ASX76 napisał/a:
Pojawianie się istot z innych wymiarów w książkach o tematyce fantastycznej jest czymś normalnym/naturalnym.

Owszem, ale jednak u Kaya uwidacznia się różne natężenie tego pojawiania się. I tak w "Ostatnich promieniach słońca" autor posiłkuje się owymi "istotami", żeby akcja jakoś się toczyła. W "Lwach" tego nie wykorzystuje, bo prawdopodobnie nie potrzebuje nadprzyrodzonej pomocy, żeby akcja mogła gnać do przodu ;)
I tylko o to mi chodziło. Li i jedynie ;)
Tigana - 2008-09-08, 12:53
:
ASX76 napisał/a:
Pojawianie się istot z innych wymiarów w książkach o tematyce fantastycznej jest czymś normalnym/naturalnym.

Kay w jednym z wywiadów mówił, ze od czasów "Gobelinu" z każdą jego książką ubywa magii , a jak jest to w ilościach śladowych. Na dobrą sprawę jeszcze tylko "Tigana" jest magiczna. W pozostałych książkach nad przyrodzone moce to albo jakieś święte miejsca albo dary (jasnowidzenie, uleczanie). Co więcej im mniej jest w niej magii tym lepiej dla książki - wyjątek "Tigana" i "Gobelin" rzecz jasna, ale te dwie pozycje mają najwięcej wspólnego z klasyczną fantasy.
Romulus - 2008-09-08, 13:54
:
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się fantasy bez magii (trawię ją tylko u Eriksona). Pieśń dla Arbonne chyba w ogóle nie jest fabularnie "zmieszana" z magią, albo było jej tam tak mało, że w ogóle tego nie "zarejestrowałem".

Teraz mam zamiar zakupić w przyszłym miesiącu "Ostatnie promienie...".
iselor - 2008-09-11, 18:55
:
Tigana. Mistrzowskie fantasy. Jedna z pięciu najlepszych książek fantasy jakie czytałem. Niedługo kupię sobie pozostałe książki tego pisarza:)
Regissa - 2008-09-11, 22:44
:
Wracam do mojego rankingu: "Tigana" jest piękną opowieścią, ale jednak "Lwy" pozostają u mnie na pierwszym miejscu :) Może to właśnie z powodu obecności magii? Wiem, wiem, w fantasy magia to standard i wcale mi nie przeszkadza, ale kiedy autor potrafi stworzyć wspaniałą powieść "niemagiczną", a ciągle w kręgach fantasy, to tym bardziej zasługuje na uznanie. Przynajmniej moje :mrgreen:

Ale przyznaję, że "Tigana" ma niezwykły klimat, choć ciągle mi przypominała dziewiętnastowieczne dzieje Polski :mrgreen:
Tigana - 2008-09-11, 23:08
:
Regissa napisał/a:
Wracam do mojego rankingu: "Tigana" jest piękną opowieścią, ale jednak "Lwy" pozostają u mnie na pierwszym miejscu :)

Do "Tigany" mam wielki sentyment i tak pozostanie, ale faktycznie "Lwy Al-Rassanu"s są chyba najlepsiejsze.
Regissa napisał/a:
Ale przyznaję, że "Tigana" ma niezwykły klimat, choć ciągle mi przypominała dziewiętnastowieczne dzieje Polski :mrgreen:

A to miały być renesansowe Włochy ;)
Regissa - 2008-09-18, 16:25
:
Tigana napisał/a:

A to miały być renesansowe Włochy ;)


Widocznie za mało się znam na renesansowych Włoszech, w przeciwieństwie do dziewiętnastowiecznej Polski. Zresztą obydwie te nazwy brzmią równie dziwacznie, więc pewne podobieństwo jest :mrgreen:
MadMill - 2008-09-28, 16:54
:
Przeczytałem wreszcie Tigane. No i chyba dam sobie spokój z Kayem. Może książka zła nie jest, może nie jest źle napisana, może Kay nie jest beznadziejny, może nawet pisze zgrabnie, ładnie i przyjemnie się go czyta - niektórym. Tylko jedna sprawa jest taka, to jest zupełnie nie w moim guście. Jego postacie do mnie nie przemawiają, a po przeczytaniu Lwów i Tigany podczas lektury tej drugiej miałem wrażenie ze czytam to samo tylko, że we Włoszech, a nie w Hiszpanii. Wszyscy by się w niej mścili i jedynym motorem napędowym dla bohaterów była zemsta. Wynudziłem się strasznie, więzi z postaciami nie czułem, zupełnie żadnych emocji u mnie nie wywoływały, no chyba ze litość, że niektóre są tępe i naiwne... Tigana to obok Mozaiki podobno najlepsza pozycja Kaya, może za jakiś czas jeszcze do Mozaiki podejdę, ale to na pewno nie w tym roku.
ASX76 - 2008-09-28, 19:12
:
MadMill napisał/a:
Tigana to obok Mozaiki podobno najlepsza pozycja Kaya, może za jakiś czas jeszcze do Mozaiki podejdę, ale to na pewno nie w tym roku.


Jak dla mnie, "Tigana" jest wyraźnie słabsza od "Mozaiki", "Ostatnich promieni słońca" i "Lwów Al-Rassanu". Całkowicie zgadzam się z Tobą, że zawiera sporo dłużyzn i niestety, nudzi. Najkrócej rzecz ujmując - przereklamowana książka. I piszę to jako osoba ceniąca twórczość Kaya, choć, rzecz jasna, nie wszystko. Spartaczona "Pieśń dla Arbonne" do dziś prześladuje mnie w sennych koszmarach. ;)
iselor - 2008-10-05, 21:04
:
Oj, czy "Pieśń dla Arbonne" jest takie słabe?:-/Bo nie wiem czy kupić... Słyszałem że "Ysabel" jest słabe, ale że to....Ech, szkoda....
Romulus - 2008-10-05, 22:34
:
Zależy, czego potrzebujesz. Jeśli o mnie chodzi czytało się świetnie, jest porządnie napisana choć pozostaje tylko czytadłem, "zwykłą" rozrywką. Ale mało jest takich powieści, które zapewniają zwykłą, nie - infantylną rozrywkę w fantasy.
ASX76 - 2008-10-06, 07:14
:
iselor napisał/a:
Oj, czy "Pieśń dla Arbonne" jest takie słabe?:-/Bo nie wiem czy kupić... (...)


Nie opłaca się kupować. Około do połowy objętości książka jest ok, ale później zaczyna się dramatyczna (jakościowo) "jazda w dół", do ziemi".
Sharin - 2008-10-13, 21:48
:
Guy Gavriel Kay „Pieśń dla Arbonne”

Strasznie się namęczyłem czytając niniejszą pozycję.
Zaczęła się całkiem znośnie.
Skryta miłość, porwania, spiski i knowania... Powinno się czytać bardzo przyjemnie, prawda? Niestety tak do końca nie jest. Dwie rzeczy sprawiają, że nie wstąpię do fanclubu pana Kaya.

Po pierwsze.
„Pieśń dla Arbonne” jest panoramiczną, fascynującą powieścią, opartą na kulturze trubadurów, powstałej w średniowiecznej Prowansji”.
Drażni mnie, kiedy do przedstawienia alternatywnego świata wykorzystuje się „coś”, „kogoś” i robi się to niekompetentnie. Pan Kay poszedł wyraźnie na łatwiznę i to dla niego bardzo źle się skończyło. Przynajmniej w tym przypadku.
Jeżeli już za coś się bierzemy to róbmy to dobrze a nie „po łepkach” i „jak popadnie”.
Widać, że autor się starał być wiarygodnym. Sięgnął do źródeł i wyczytał, że trubadurzy wywodzili się z południowej Francji (ok.!), ale zabrakło mu już sprytu żeby doczytać, czymś się oni tam dokładnie zajmowali. Mianowicie, jako że byli bardzo popularni na dworach, szybko zaczęto wykorzystywać ich jako dyplomatów, gońców, powierników, szpiegów a nawet morderców. W powieści Kaya są oni natomiast szlachetni, wspaniałomyślni i do tego robią to co robią w imię miłości przez wielkie „M”. Litości...
Ja wiem, że to fikcja literacka ma tutaj pierwszeństwo, ale proszę was: nie przeginajmy. Może tylko mnie to drażni, bo pisarz wszedł na, że się tak wyrażę „mój teren”. Całkiem możliwe, że dlatego mi ta książka nie przypadła do gustu. Na szczęście żyjemy w dość demokratycznym państwie i mogę śmiało powiedzieć, że mi się jego ta książka nie podobała :P

Po drugie.
„Już pierwsze 50 stron mnie męczyło. Próbowałem dalej, bo to miał być redaktor dzieł Tolkiena i w ogóle. Jednak może w połowie poległem. Następnie na ruszt poszła "Tigana" i tutaj wymiękłem jeszcze wcześnie. Zupełnie ta książka do mnie nie przemówiła. Styl Kaya mnie po prostu nudził lub irytował”.
Można powiedzieć, że mam podobne odczucia co Toudi. Niniejsza książka mnie po prostu znudziła. Nie zrozumcie mnie źle. Mi naprawdę podobają się książki o miłości, intrygach i walce o władzę, ale w „Pieśniach dla Arbonne” nastąpiło pewne przegięcie. Ile można cały czas pisać o tym samym? Miałem wrażenie, że autor mści się na czytelnikach... Pytanie tylko „za co”?!
Po prostu za dużo w tej książce było ckliwych i pseudo ckliwych momentów.

Po trzecie.
„Ja osobiście nie mogę znieść maniery pana Guy Gavriela Kaya, który atmosferę swojej książki stara się wykreować dosłownie „na siłę”. Zapoznałem się z dwoma jego dokonaniami i za każdym razem jawi mi się ten sam problem. Mianowicie: nazwy własne są zbyt udziwnione! Dla przykładu podam kilka: trubadur Bertran de Talair, Gorhau, Aulensburg, Arbonne, itd.
Książkę „Pieśń dla Arbonne” kupiłem, gdyż chciałem sprawdzić czy faktycznie jest „fascynującą powieścią, opartą na kulturze trubadurów, powstałej w średniowiecznej Prowansji”. Nie chcę się wymądrzać, ale jako historyk wiem jak wyglądała średniowieczna, zachodnia Europa i w żaden sposób klimat opisany w książce przez pana Kaya nie jest oryginalny. Moim zdaniem jest pisarz ma znikome pojęcie o tamtych czasach i swoją niewiedzę w tym temacie próbował zatuszować poprzez stosowanie superwymyślnych nazw własnych... Mnie osobiście one drażnią i tylko pogrążają autora zamiast go ratować w oczach czytelników...”.

Tak się wypowiedziałem o języku w tej książce i nadal swoją myśl podtrzymuje.

Dziękuję za uwagę!
Sharin, Czekoladowy Rycerzyk
Romulus - 2008-10-13, 22:17
:
Co do zarzutów 2 i 3 - polemizować nie ma jak. Co do zarzutu numer 1 - mała uwaga. Nie można robić zarzutu Kayowi, że nie dokładnie oddał istotę kultury (?) trubadurów. Nie spotkałem się (ale i nie szukałem specjalnie), aby zamysłem pisarza było to właśnie. Szczerze mówiąc, to "trubadurstwo" w tej powieści mi uwierało mocno. A że wydawca na okładce pisał to co pisał... To tak jakby Jackowi Dukajowi zrobić zarzut, że Czarne Oceany nie są dokładnie o tym, o czym napisał, że są, pierwszy wydawca, czyli Supernowa.

Ale gdyby jakiś pisarz wszedł na moją "działkę" też pewnie bym się zżymał. Ale ostatecznie, licentia poetica rządzi wszystkim, nawet w fantasy "pseudohistorycznej".
Sharin - 2008-10-13, 22:48
:
Tak. Chyba masz rację, co do tego punktu 1.
Może faktycznie przesadziłem i zbyt mocno wyraziłem swoją niechęć do niekompetencji pisarza ;) "Trubadurstwo" i mnie uwierało i pewnie to z jego winy tak ciężko było mi przebrnąć przez tą książkę. No cóż... Zdarza się.
A to, co zacytowałem z okładki nie miało być wyznacznikiem, ale jedynie ogólnikiem tego, co można zastać w książce. Wiem, że nie nikt nie wie do końca, co chce przekazać autor czytelnikowi, ale przecież możemy mu zwrócić uwagę na to, co naszym zdaniem "skiepścił"...

Pozdrawiam!
Sharin, Czekoladowy Rycerzyk
Tigana - 2008-10-19, 16:40
:
Nowe dzieło Kaya. Tym razem jest to zbiór poezji.


Achmed - 2008-10-21, 11:34
:
Nie-nie, to już było. Wyszło w 2003.
ASX76 - 2008-10-21, 11:50
:
Achmed napisał/a:
Nie-nie, to już było. Wyszło w 2003.


Niektórzy dopiero teraz ujrzeli. Dla nich to nowe... ;)
Tigana - 2008-10-21, 20:28
:
Achmed napisał/a:
Nie-nie, to już było. Wyszło w 2003.

A faktycznie - źle spojrzałem. Teraz wychodzi w wersji paperbackowej.

ASX76 napisał/a:
Niektórzy dopiero teraz ujrzeli. Dla nich to nowe... ;)

Nigdy nie jest za późno na olśnienie
elTadziko - 2008-11-15, 19:36
:
Dziś skończyłem pierwszy tom dylogii Kaya - "Pożeglować do Sarancjum".
Wcześniej czytałem dwie książki tego autora - "Lwy Al-Raasanu" i "Tiganę". Obie bardzo mi się podobały (chociaż "Lwy..." troszkę bardziej) i dostały ode mnie 6 na Biblionetce. Cieszę się, że czytałem je przed pierwszym tomem "Sarantyńskiej Mozaiki". Nie spodziewałem się, że Kay mnie aż tak bardzo zaskoczy i, że jego kolejna książka będzie o wiele lepsza od wcześniejszych pozycji. Teraz miałbym o wiele większe wymagania co do tych pozycji i mógłbym się trochę zawieść.
"Pożeglować do Sarancjum" ma interesującą fabułę i nietypowego, dobrze nakreślonego głównego bohatera. Może nie ma tu wielkich zwrotów akcji, ale książka jednak trzyma w napięciu :P Najbardziej podobały mi się trzy sceny: (możliwy spoiler) oddanie Linon w lesie zubirowi, rozmowa Crispina na dworze z cesarzem i cesarzową, rozmowa z cesarzową (i po części z cesarzem) w komnatach królewskich. (koniec możliwych spoilerów :P ).
Na Biblionetce książkę oceniłem na w pełni zasłużone 6.
Tigi - 2008-11-20, 22:55
:
oooj, temat długachny, przyznaję - baaardzo pobieżnie przeczytałam. ale jednak się wypowiem.

pana Kaya znam jak na razie tylko z dwóch książek - bo lista "do przeczytania" zawsze ma miliard pozycji i ciężko zostać z kimś na dłużej - "Tigany" i "Ostatnich promieni słońca". a właściwie na odwrót, bo "Promienie" przeczytałam pierwsze, otrzymując książkę w prezencie od zapalonego fana Kaya. owszem, czytałam już z wiedzą, że ktoś, z czyim zdaniem się liczę, bardzo sobie ceni autora, i owszem, klimat również był "mój" gdyż w tym okresie zajmowałam się Celtami i okresem Anglo-Saskim - ale zakochałam się bez pamięci! na amen!

potem przyszła Tigana. owszem, może się dłużyć, jeśli oczekujemy od książki wartkiej akcji i wciągnięcia w wir wydarzeń, ale i tak muszę powiedzieć, że klimat mnie nie rozczarował i w chwili czasu na pewno sięgnę po więcej <tym razem już w oryginale>.
Wilga - 2008-11-21, 14:40
: Temat postu: Piesń dla Arborne - sentymentalizm
Książka nawet mi się dobrze czytała (odrobinkę ciągnęła ale dało radę). Sentymentalizm był fajny ale raziły mnie trochę opisy "scen łużkowych" były jak dla mnie zbyt konkretne i nie pasowały do romantyczności z reszty książki.
Romulus - 2008-11-30, 21:15
:
Skończyłem YSABEL. Nie miałem jej na liście priorytetowej, ale skoro sama mi podeszła pod rękę w książnicy miejskiej, żal było nie skorzystać. Powieść nie trafiła u mnie w klimat, choć sporo sobie obiecywałem zważywszy na przepiękną scenografię, w której się rozgrywała. Ale ja już za stary jestem na takie historie, bo i rzecz skierowana jest głównie do nastoletniego czytelnika. Mnie nie chwyciło, ale intryga momentami była pasjonująca. Rozczarowania nie było, zachwytu też nie. Do przeczytania i zapomnienia.

Jeszcze Ostatnie Promienie Słońca przede mną. Ale to za jakiś czas, bo De Mille, Crowley, Walter Jon Williams pysznią się na półce...
Regissa - 2008-12-10, 14:33
:
Pieśń dla Arbonne już za mną. Miałam pewne obawy co do tej książki, bo jakoś tak sporo narzekań słychać było wśród "znawców". Okazuje się jednak, że należy przekonać się "własnoocznie", zanim podejmie się decyzję co do jakości książki :mrgreen:
Fakt, książka nie wsysa od razu, trochę czasu upłynęło, zanim wciągnęłam się w opowieść. Za to później pochłaniałam kolejne strony, martwiąc się, że tak niewiele zostało do końca... I koniec nieuchronnie nadszedł. Trochę miałam zal do Autora, że tak uciął opowieść, jak hejnał mariacki, ale po zastanowieniu stwierdziłam, że tak jest o wiele lepiej: pieśń się kończy łagodnymi akordami pozwalającymi się jedynie domyślać dalszych opowieści... Inaczej książka zamieniłaby się w książkonowelę brazylijską ;)
Padały też zarzuty, że Autor nie ma głębokiego pojęcia o kulturze trubadurów w Prowansji, że spłyca ich rolę itp. No cóż... Chyba ktoś pomylił półki z książkami i zamiast działu "Historia" odwiedził "Fantastykę". Zdarza się :mrgreen:
Ogólnie rzecz ujmując: wprawdzie do Lwów Al-Rassanu Pieśń nie dorasta, ale jest bardzo przyjemną lekturą, zwłaszcza na długie, jesienne wieczory...
ASX76 - 2008-12-10, 19:34
:
Regissa napisał/a:
Pieśń dla Arbonne już za mną. Miałam pewne obawy co do tej książki, bo jakoś tak sporo narzekań słychać było wśród "znawców".


"Uderz w stół, a nożyce się odezwą". :-P
Narzekania "znawców" były w pełni uzasadnione.
ASX, uchodzący wśród co poniektórych użyszkodników za czołobitnego i zatwardziałego miłośnika twórczości Kaya, ośmielił się, "nie owijając w bawełnę", poddać merytorycznej krytyce "Pieśń dla Arbonne" co wykazało biało na czarnym, ile ów mit wyssany z palca miał wspólnego z rzeczywistością. Jeśli już takich szukać (czołobitnych, ma się rozumieć), to prędzej wśród tych, którzy wszystko "łykają" jak leci, niezależnie od poziomu prezentowanego przez daną książkę.
Pewnie, że decyzję o jakości utworu najlepiej wyrobić sobie "własnoocznie" - akurat ta kwestia nie wymaga "okazuje się jednak...".
Końcówka "Pieśń dla Arbonne" zajeżdża "telenowelną brazylianą". Bardzo lubię kilka książek Kaya, ale w tym przypadku "przegiął pałę". :-P
Romulus - 2008-12-10, 20:41
:
Fakt, końcówka Pieśni... wywołuje i u mnie grymas na twarzy... Poza ciężkim początkiem i tą końcówką - powieść ta to doskonałe czytadło. Normalnie u mnie to ciężka obelga, ale jakoś Kayowi wybaczam, bo mimo tych wad nawet czytadło wychodzi mu lepiej niż innym. Rosala de Garsenc - miodzio kobita... Ranald - szkoda że ufajniony w końcówce...
Jander - 2008-12-16, 13:24
:
"Pożeglować do Sarancjum" za mną, pierwszy kontakt z Kayem bardzo pozytywny - przypominał mi momentami Tolkiena, jednak w przeciwieństwie do niego nie nudziłem się ani przez moment. Odpowiada mi jego styl, treść jeszcze trudno mi ocenić, wszak jestem dopiero po pierwszej połowie dylogii. Za Władcę Cesarzy zabiorę się za jakiś czas, na razie odpocznę od jego prozy i pozwolę bohaterom na chwilę wytchnienia. Choć oczywiście niewątpliwie mi odpowiada. :)
Pewnie napiszę recenzję po przeczytaniu drugiej części.
Tigi - 2009-06-22, 01:06
:
ja jestem właśnie po Władcy Cesarzy - i oba tomy mnie zachwyciły!
Tixon - 2009-07-12, 23:08
:
Do Kaya miałem dwa podejścia, oba zresztą udane, ale nie bez dziegciu.
Pierwsze spotkanie było z Fionavarskim gobelinem; polowałem na niego od dawna i w końcu udało mi się dopaść tom pierwszy - Letnie drzewo. Przystąpiłem do lektury i z deczka się podłamałem, bo przez blisko dwieście stron to była masakra - fabuła prezentowała się kiczowo (nowo poznany gościu oznajmia, że jest czarodziejem i chce zabrać do swojej krainy piątkę studentów z problemami), bohaterów to bym z miejsca wystrzelał (podobne odczucia do głównych postaci miałem z Kańtoch), bo zamiast żywych osób mieliśmy automaty zachowujące się podle zaprogramowanego skryptu przez autora, zaś cała konstrukcja świata przypominała jak nic Tolkiena. Ale po 200 ciężkich stronach zaczęło się pomału klarować, tak, że ostatecznie wyszło in plus.
Drugi tom czeka już na półce.

Drugie spotkanie to Tigana. Storm (z mego polecenia) kupił i przetestował na sobie (pełne bezpieczeństwo, zero ofiar śmiertelnych :P ) Tiganę. Ocenił ją na 10, czym mnie zadziwił. Nie uwierzyłem. Tym bardziej, kiedy przeczytałem tegoż autora pierwszy tom Fionavardu. Nie był zły, widać, że miał potencjał, ale autor przez połowę książki nudził. A była dosyć mała w porównaniu do tejże. Więc podszedłem do niej ze sporym dystansem. Pierwsze pięćdziesiąt, osiemdziesiąt stron było takim wprowadzeniem, gdzie nic szczególnego się nie działo, by nagle... By nagle pokazać, czemu Tigana jest uznawana za światowy bestseler. Bo po prostu jest taka! Znakomita narracja, rewelacyjne kreacje bohaterów - i to nie tylko głównych, ale też pobocznych, ba ma się wrażenie, że wręcz wszystkich,wciągająca fabuła, w dodatku skonstruowana z kunsztem, podająca czytelnikowi na tyle informacji, by wyjaśnić pewne zdarzenia, lecz jednocześnie by chciał więcej i więcej, do tego subtelne odwołania do Fionavardu... Mniam.
Tixon - 2011-02-11, 15:13
:
Wędrujący ogień.
Nie jest to zła książka, tylko po prostu już ma swoje lata. Kiedyś taka jawna kalka Tolkiena uchodziła, teraz już czyta się to lekko sceptycznie. Do tego widać, że to początek pisarstwa Kaya, strasznie wkurzało mnie przeskakiwanie pomiędzy bohaterami - czytam początkowo o Kevinie, by następny akapit był o Dave, który robi coś w zupełnie innym miejscu.
W kwestii wykorzystania legend : kto orientuje się o co chodziło z oskarżeniem Artura o dzieciobójstwo? Nie spotkałem się z tym do tej pory.
tr - 2011-02-11, 21:40
:
Jeden z moich ulubionych pisarzy - dzięki genialnej dualogi... Pożeglować do Sarancjum i Władca cesarzy - wracam do nich co rok/dwa i czytam z takim samym zachwytem jak za pierwszym razem. Pozostałe książki jego autorstwa niestety już znacznie słabsze, ale nadal trzymają bardzo dobry poziom - wyróżnić tu trzeba zwłaszcza Lwy Al-Rassanu, Tiganę i Ostatnie promienie słońca. Właściwie tylko jedno z jego dzieł nie przypadło mi do gustu - Ysabel. Z rzeczy wydanych w Polsce do przeczytania pozostał mi już tylko Fionavarski gobelin (jakoś ta trylogia nigdy nie wpadła mi w ręce).
bimali1 - 2012-06-04, 20:42
:
Romulus napisał/a:
Zabrałem się od razu za "Fionavarski gobelin" G.G. Kaya. Raz, że tej powieści Kaya nie poznałem dotąd, dwa - bo gruba. Ale to w końcu wydanie w jednym tomie całej trylogii. Debiut Kaya zapowiada się interesująco. Choć raziła mnie na początku łatwowierność bohaterów, którzy tak łatwo i szybko łyknęli pomysł i ideę przeniesienia się do innego wymiaru. Po zaledwie krótkim niedowierzaniu. Ale, na razie, wybaczam.


Ciekaw jestem opinii, bo nie wiem czy taszczyć to tomiszcze na wakacje :roll:
Shadowmage - 2012-06-04, 23:10
:
Odpuść sobie, wtórne popłuczyny to są. Jak Kaya koniecznie, to późniejsze książki warto, a "FG" sobie odpuścić.
Tixon - 2012-06-04, 23:16
:
Zaprotestuję. Sam w sobie Gobelin jest słaby, dalej Kay się rozwinął i pisał lepiej. Ale ta książka jest dosyć istotna dla fantasy i jako taką warto poznać.
Ponadto jest centrem uniwersum Kaya.
Shadowmage - 2012-06-04, 23:27
:
W czym jest istotna dla fantasy? W powielaniu wątków tolkienowsko-arturiańskich? A pozostałe książki Kaya można czytać bez tego narzutu, pewnie nawet z korzyścią :P
Tixon - 2012-06-05, 00:37
:
Czekałem na to :mrgreen:
Argumentum ad dukajum
Romulus - 2012-06-05, 07:15
:
Gdybym nie wiedział, że to debiut pisarski Kaya to bym się domyślił. Ale po 100 stronach muszę powiedzieć, że ładnie jest to napisane. Motywy arturiańskie, aczkolwiek jeszcze nie nazbyt widoczne akurat mnie nie będą przeszkadzać. Mieszanie różnych mitologii też nie jest niczym nowym i zaskakującym. Póki co czytam z zainteresowaniem. I właśnie dlatego kupiłem, bo przeczytałem tekst Dukaja który zalinkował Smok.
bimali1 - 2012-06-05, 09:07
:
Shadowmage napisał/a:
Odpuść sobie, wtórne popłuczyny to są. Jak Kaya koniecznie, to późniejsze książki warto, a "FG" sobie odpuścić.


Późniejsze to wszystko czytałem i podobało mi się. Tylko "Gobelinu.." nie mogłem trafić.
Cintryjka - 2012-06-05, 10:07
:
Ja sobie chyba daruję, bo słyszałam, że tłumaczenie pierwszego i trzeciego tomu jest tragiczne (i widziałam rozliczne przykłady tegoż tragizmu). Bo to jest to samo tłumaczenie, co w połowie lat 90-tych, zgadza się? Tzn. I i III Dorota Żywno, a II Michał Jakuszewski? Szkoda, że nikt u nas nie chce wydać Under heaven.
Shadowmage - 2012-06-05, 12:21
:
Tixon napisał/a:
Czekałem na to :mrgreen:
Argumentum ad dukajum
Nikt nie jest nieomylny. Nawet Dukaj :P
Młodzik - 2012-06-05, 12:37
:
A najlepszym dowodem na omylność Dukaja jest nieszczęsna dyskusja S.O.D. o książkach Fabryki Słów. Takiego stężenia bzdur dawno nie uświadczyłem.
Jander - 2012-06-05, 12:46
:
Co tam mówił?
AM - 2012-06-05, 18:26
:
Shadowmage napisał/a:
Tixon napisał/a:
Czekałem na to :mrgreen:
Argumentum ad dukajum
Nikt nie jest nieomylny. Nawet Dukaj :P


To Dukaj sprzed 16 lat :) .
Romulus - 2012-06-07, 14:09
:
Wbiłem się we "Fionavarski gobelin", czemu sprzyja dzień wolny. Pewnie w weekend dobrnę do końca bo zapowiada się leniwe marnotrawienie czasu. Na razie jestem skonfundowany :) Dlatego, że i chyba Dukaj ma rację i chyba jego oponenci również. "FG" pewnie nie będzie moją ulubioną powieścią, ale też czyta się ją bardzo dobrze (odnośnie jakości tłumaczenia nie potrafię się odnieść), płynnie i szybko. Najważniejszą wadą pozostaje nadal sposób, w jaki główni bohaterowie przyjęli przejście do Fionavaru. Ale to już za mną. Jest kilka mocnych zaskoczeń - Dukaj zaspoilerował najważniejsze. Ale widać, że Kay jest dopieru u progu swojej formy, która zaczęła rozwijać się w kolejnych powieściach.

Ciekawe: gdyby napisał "FG" teraz, jaka to byłaby powieść.

I te arturiańskie "wtręty" aż tak irytujące nie są. Aczkolwiek nie za bardzo rozumiem, po co się pojawiły :)
AM - 2012-06-07, 16:39
:
Romulus napisał/a:

Ciekawe: gdyby napisał "FG" teraz, jaka to byłaby powieść.


Nudna ;) .

W 1984 roku Gobelin robił pewnie ogromne wrażenie. Wystarczy przypomnieć, że nie było wtedy jeszcze serii Martina, Jordana, Eriksona, Lyncha, Abercrombiego, Stovera czy Rorthfussa, a Cook czy Gemmell zadebiutowali dokładnie w tym samym roku.
Młodzik - 2012-06-08, 23:12
:
Nie wiem jak Kay sobie radził z bohaterami w późniejszych książkach, ale jeśli nabrał wprawy, to hipotetyczny później napisany "FG" prawdopodobnie biłby na głowę większość współczesnych serii. Dzięki stylowi, klimatowi najbliższemu książkom Tolkiena (a dla mnie to ogromna zaleta) oraz wyrazistym bohaterom. Jakiś czas temu olśniło mnie, że kluczem do sukcesu w rozrywkowym fantasy są wyraziści bohaterowie, stąd popularność Martina i Bretta.
Romulus - 2012-06-11, 15:22
:
Skończyłem wczoraj. Euro2012 mi sprzyja, w telewizji nic nie ma, seriale są wolniej tłumaczone i tak mam ich coraz mniej do oglądania (pewnie się to zmieni w czerwcu) więc czytanie to teraz moja priorytetowa rozrywka. Co bardzo cieszy, bo sterta na nocnej szafce urosła zbyt niebezpiecznie.

Co do "Fionavarskiego gobelinu" to staram się go ciepło oceniać. To jest, ze świadomością, że kiedy Kay go pisał nie było jeszcze MKP Eriksona, PLiO Martina, czy chyba (ale nie jestem pewien) Koła Czasu Jordana. Trylogia nie jest może odkrywcza i sporo zapożyczeń można w niej znaleźć, ale kto nie zapożycza od np. Tolkiena? Pierwsza część Koła Czasu Jordana to zrzynka z Tolkiena niemal na bezczelnego :) A potem autor już samodzielnie rozwija swój świat. I tak jak Kay, tak i Jordan - tyle że na znacznie większą skalę - wrzucał do swojej sagi odniesienia, tropy do wszystkich mitologii. Czynił to może bardziej wyrafinowanie. U Kaya mi to nie przeszkadzało. Zwłaszcza że było intrygujące: połączenie Artura Pendragona z Guinevere - Jennifer. Już choćby dlatego warto było "wprowadzić" tą postać. Do tego kilka fajnych zwrotów fabularnych, na czele z tym, kto tak naprawdę będzie musiał się zmierzyć z Najważniejszym Złym. Bo zaspoilerowane przez Dukaja brutalne gwałcenie jednej z głównych bohaterek aż takim zaskoczeniem nie było. Ale może byłoby gdybym od "FG" zaczynał przygodę z fantasy (po Tolkienie).

Zatem powieści składające się na "FG" nie miażdżą, ale pozostawiają przyjemne wspomnienie. To i tak dużo.
Młodzik - 2012-06-11, 16:16
:
Ja tylko zgłoszę drobny sprzeciw: o ile FG można uznać za słabszy od sagi Martina (Eriksona jeszcze nie czytałem), tak nie zgodzę się, że jest gorszy od "Koła Czasu". Sorry, "Koło" jest straszliwie rozwleczone, jeden tom odpowiada całemu FG.
iselor - 2012-06-11, 21:16
:
Proste pytanie: kupować czy nie?
Romulus - 2012-06-11, 21:23
:
Ja nie żałuję, że kupiłem.
Młodzik - 2012-06-11, 22:03
:
Mnie się czytało tak średnio przyjemnie aż do końca drugiej księgi pierwszego "tomu" (dalej jeszcze nie czytałem). Końcówka wykonaniem wbija w fotel. Naprawdę warto kupić :) .
Elektra - 2012-06-11, 22:17
:
Ja tam polecam, chociaż rzeczywiście niezła cegła to jest (oglądałam ostatnio w księgarni, ale nie skusiłam się, wystarcza mi moje pierwsze wydanie).

W sumie moja opinia (sprzed paru lat) z pierwszej strony tego wątku nie zmieniła się:

Do Gobelinu podchodziłam jak do jeża. No bo ludzie z naszego świata przenoszą się do innego, żeby go ratować. Przecież ja tego nie lubię. Okazało się jednak, że moje obawy są bezpodstawne, bo trylogia bardzo, bardzo mi się spodobała. Nie przeszkadzało mi ani podobieństwo do Tolkiena, ani nawiązania do mitu arturiańskiego. Pewnie wszystko przez emocje, które autor wzbudzał.

Tixon - 2012-07-02, 12:50
:
Pieśń dla Arbonne przeczytane. Wbrew obawom, okazała się dobrą powieścią, bardzo charakterystyczną dla Kaya. Mamy realia quasi średniowieczne, stylizowane na rejony Francji. Mamy mniej lub bardziej udane zapożyczenie kultury trubadurów - o ile podzielenie ich na tworzących pieśni i żonglerów je śpiewających nie ma większego sensu, tak samo ich istnienie, dodające kolorów małżeństwom politycznym jest całkiem racjonalnie wytłumaczone, chociaż ogólnie koncepcja nie porywa. Lepiej wychodzą za to intrygi i gry dworskie, jest ich co prawda mało, ale są dosyć naturalne.
Książka porywa stylem, dzięki czemu można zwracać mniejszą uwagę na fabułę, która zła nie jest, ale taka... standardowa. Bardzo łatwo przewidzieć co się stanie, jak potoczą się losy bohaterów, jak splotą się wydarzenia. No ale jak już mówiłem, dzięki stylowi, to nawet nie przeszkadza.
Książka ma 'słodki' klimat. Ale wypływa to z tego o czym jest : o miłości, o walce w obronie ojczyzny i tożsamości, o honorze. Trudno oczekiwać czegoś innego po takiej tematyce i tym konkretnym pisarzu.
Pieśń ma też swoje wady. Chociaż autor stworzył ciekawą plejadę postaci, już po pierwszym spotkaniu można wyrobić sobie o nich zdanie (chociaż była jedna zmiana - żona Urte). Kilka razy - i to w dosyć istotnych momentach - kpi z logiki prezentując nieprawdopodobne wydarzenia (z zakończeniem ostatniego z pojedynków). Irytuje też końcowa rozmowa z synem - z uwagi, na to, że przez cały czas twierdził, iż go nie ma, nie powinno do niej w ogóle dojść.
Nie zgodzę się natomiast z negatywną oceną zakończenia - wyszła ona zgrabnie, wpasowała się w klimat książki i zostawiła drobne tajemnice dla czytelnika.
Całość oceniam jako udaną książkę, chociaż nie najlepszą Kaya.
ASX76 - 2012-07-02, 16:42
:
Nie zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. "Pieśń dla Arbonne" to zdecydowanie najgorsza książka Kaya.
Jander - 2012-07-05, 21:46
:
Skończyłem Tiganę Kaya - bardzo zacna lektura, chociaż chyba Sarantyńska Mozaika bardziej mi się podobała.
Sabetha - 2012-07-05, 22:05
:
A ja wreszcie zmęczyłam "Fionavarski gobelin", ale uczyniłam to tylko siła mej niezłomnej woli. Nigdy więcej Kaya.

Nabrawszy chwilowego fantastykowstrętu, wygrzebałam sobie ma półce "Uroczysko" Nienackiego, by po kilku stronach przypomniec sobie, że już to kiedyś czytałam. Ale nic nie szkodzi, przeczytam sobie jeszcze raz.
Jander - 2012-07-05, 22:10
:
AFAIK Fionavarski jest uznawany za dość słaby w porównaniu z taka Sarantyńską.
Co Ci w nim nie pasuje?
Młodzik - 2012-07-05, 22:17
:
Dobry jest :D.
Ale jeśli Kay w późniejszych książkach nadal trzyma się dość klasycznego fantasy, to nie mam ochoty na kolejne jego książki. Klasyczne fantasy jest dobre. Raz na jakiś czas.
Sabetha - 2012-07-05, 22:39
:
Jak dla mnie to fantasy okazało się zbyt klasyczne XD Niesamowicie drażniły mnie kalki z "Władcy Pierścieni", "Kronik Amberu", nawet cholernej Narnii (co najzabawniejsze, Kay sam się pogubił z tym czasem, który raz w Fionavarze płynie szybciej, a raz nie płynie :mrgreen: ). Jedynym wątkiem, który pojawił się bez smutnych prób mydlenia oczu czytelnikom było wprowadzenie postaci z legend arturiańskich, chociaż tak do końca nie wiadomo po jakiego grzyba, bo powieść spokojnie mogłaby się bez nich obejść. A skoro już o postaciach mowa, to pomimo prób prowadzenia narracji z perspektywy kilku osób, wszystkie one myślą i wyrażają się tak samo, bo dostały od autora tylko po jednej, góra dwie charakterystyczne cechy odróżniające je od pozostałych. O rozwiązaniach fabularnych mogłabym pisać przez cały wieczór, ale zlituję się nad sobą, wami i Kayem i zmilczę.
Nie zmilczę natomiast, jeśli chodzi o drętwe dialogi i koszmarny styl, pełen pokracznych wypowiedzeń, powtórzeń i innych tego typu kwiatków. Jak ktoś się bardzo uprze, to pójdę po książkę i zacznę cytować. To groźba //evil
Chociaż i tak najstraszniej było, kiedy autor próbował wprowadzać akcenty humorystyczne...
Jednym słowem, żeby to ująć bardzo fachowo, nie jestem odpowiednim targetem dla Kaya.
Tixon - 2012-07-05, 22:52
:
Sabetha napisał/a:
Nigdy więcej Kaya. (...)Jednym słowem, żeby to ująć bardzo fachowo, nie jestem odpowiednim targetem dla Kaya.

Sięgnij po coś innego. Patrz moja ocena dwóch tomów gobelinu a Pieśń i Tiganę.
martva - 2012-07-05, 22:55
:
Fionavarski Gobelin był jednak dość mocno inny od pozostałych książek Kaya, spróbujcie jeszcze czegoś innego, może przeczytajcie chociaż fragment innej powieści (tylko nie Ysabel) żeby sprawdzić czy na pewno na pewno nie podchodzi.
Sabetha - 2012-07-05, 23:24
:
Z pewną taką nieufnością, ale niech tam. Mogę sięgnąć. Tylko podajcie konkretny tytuł :-)
ASX76 - 2012-07-05, 23:47
:
Sabetha napisał/a:
Z pewną taką nieufnością, ale niech tam. Mogę sięgnąć. Tylko podajcie konkretny tytuł :-)


Proszę bardzo: "Pożeglować do Sarancjum" + "Władca Cesarzy" (dylogia). Diametralnie inne książki!!

A "Fionavarskim Gobelinem" się nie przejmować, bo to był dopiero początek pisarskiej drogi Kaya, który wtedy jeszcze "tolkienizował się". Później, na szczęście, mu przeszło. //spell
Cintryjka - 2012-07-06, 11:42
:
Pod Mozaiką się podpiszę, a dorzucę Lwy Al-Rassanu.
ASX76 - 2012-07-06, 12:11
:
Cintryjka napisał/a:
Pod Mozaiką się podpiszę, a dorzucę Lwy Al-Rassanu.


Ale "Lwy..." może w dalszej kolejności, bo Sarantyńska Mozaika stanowi apogeum twórczości Kaya, póki co. ;)
Asuryan - 2012-07-06, 12:31
:
Lwy Al-Rassanu na pierwszym, Ostatnie promienie słońca na drugim, a Sarantyńska mozaika znajduje się dopiero na trzecim miejscu mojego rankingu tego pisarza. I w tej właśnie kolejności radziłbym Ci Sabetho po nie sięgnąć.
Jachu - 2012-08-21, 11:13
:
W dniu wczorajszym, późnym wieczorem, zakończyłem przygodę z "Tiganą". Od razu uprzedzam, że wcale nie ukończyłem książki, a po prostu ją odstawiłem z powodów, które sprawiały, że czytanie tej książki było swoistą drogą przez mękę. Początek był strasznie nużący, ale powtarzałem sobie, że to z całą pewnością nieco przydługawy wstęp i autor potrzebuje czasu, aby się rozkręcić i aby akcja nabrała tempa. W tym przeświadczeniu utwierdzały mnie recenzje "Tigany" jakie przejrzałem w Internecie, które jasno dawały do zrozumienia, iż początek jest ciężki i potrzebny jest czas, aby akcja się rozkręciła. Niestety, wraz z przewracaniem kolejnych stronic, ogarniały mnie coraz większe wątpliwości, czy ten moment "przebudzenia się fabuły" w ogóle kiedykolwiek nadejdzie. Ostatecznie poległem na 251 stronie z natrętnie powracającą myślą, że zmarnowałem masę czasu który mogłem wykorzystać na jakąkolwiek inną książkę. Styl Kay'a jest nużący, snuje historię, która zdaje się nie mieć końca, wiele, wiele słów, bez których książka spokojnie mogłaby się obyć... i lepiej by to dla niej wyszło. Autor zamieszcza całe opisy wielu przemyśleń bohaterów i zdarzeń, które są całkowicie zbędne. Wszystko to niewątpliwie wpływa na znużenie czytelnika. Do tego fabuła zamiast iść do przodu, krąży do znużenia opisując jak to byli mieszkańcy cierpią potworne i niewypowiedziane katusze po utracie swojej ojczyzny... Czystą kpiną jest nazywanie jej świetną powieścią, problemy z którymi stykają się bohaterowie są infantylne, a same postacie sztuczne i teatralne. Pod pozorem wzniosłej i patetycznej opowieści kryje się zwyczajnie banalna, odtwórcza historyjka, której bez skrupułów mogę zarzucić brak zarówno pomysłu, jak i jakiegokolwiek błysku czy choćby czegoś, co pozwoliłoby wyróżnić tę powieść w gronie setek podobnych książek. Powieść faktycznie pozbawiona jest głębszej treści, za to pełna wyświechtanych motywów nieudolnie połączonych, bez ładu i składu. Szkoda, bo liczyłem na coś więcej, zdecydowanie więcej. Na półce czekają jeszcze "Lwy Al-Rassanu", ale nie wiem czy mam ochotę po nie sięgać.
Sędzia - 2012-08-21, 12:14
:
Jachu napisał/a:
snip


Tiganę czytałem i uważam ją za dobrą książkę, choć bez przesady.

Ale jeśli chodzi o nużący początek, to co jak co, ale fan Tada Williamsa (i jego trylogii Pamięć, Smutek, Cierń) powinien być na to uodporniony. Swojego czasu znałem bardzo wiele osób, które od Tada Williamsa się odbiły właśnie z uwagi na męki z początkiem :P
Jachu - 2012-08-21, 12:41
:
Sędzia napisał/a:
Tiganę czytałem i uważam ją za dobrą książkę, choć bez przesady.
A kiedy ją czytałeś? Może dawno, dawno temu, kiedy twoje oczekiwania w stosunku do lektury było o wiele mniejsze niż dzisiaj?

Sędzia napisał/a:
Ale jeśli chodzi o nużący początek, to co jak co, ale fan Tada Williamsa (i jego trylogii Pamięć, Smutek, Cierń) powinien być na to uodporniony. Swojego czasu znałem bardzo wiele osób, które od Tada Williamsa się odbiły właśnie z uwagi na męki z początkiem :P
Myślę, że porównanie blisko połowy całej "Tigany" z ledwie połową pierwszego tomu długiej trylogii jest zdecydowanie nie na miejscu, a następnie bezproblemowo można je uznać za nietrafione i wyrzucić do kosza. Poza tym, Tad Williams nie pisze tak, jakby było to połączenie relacji przepisanej żywcem z książki stricte historycznej z wynaturzeniami babci siedzącej przy kominku i opowiadającej swoim wnukom wydarzenia zasłyszane gdzieś podczas swojego życia, trzymając jednocześnie kubek nalewki śliwkowej w zgrabiałych dłoniach. Taki fragment umieszczam niżej:

Kay w Tiganie napisał/a:
Jesienią i zimą, po wykryciu spisku Sandrenich, przez Wschodnią Dłoń przetoczyła się niepokojąca fala pożałowania godnych incydentów. Żaden z nich nie miał wielkiego znaczenia, lecz zebrane razem do tego stopnia zirytowały i zaniepokoiły Alberico z Barbadioru, że pozostający u niego w służbie adiutanci i posłańcy zaczęli odczuwać fizyczne zagrożenie, jeśli ich obowiązki wymagały bezpośredniego kontaktu z tyranem.

Jak na człowieka znanego z opanowania i spokoju - nawet w Barbadiorze, gdzie był jedynie głową niezbyt wpływowej arystokratycznej rodziny - Alberico przez całą zimę zdumiewał wszystkich swoją wybuchowością.

Jak zgodnie sądzili adiutanci, wszystko zaczęło się od tego, że kiedy przyszli do lochu po tego zdrajcę Tomasso, żeby zaprowadzić go do katów, znaleźli jego martwe ciało. Czekający w sali tortur Alberico wpadł w straszliwą wściekłość. Wszyscy strażnicy - wystawiła ich Trzecia Drużyna pod wodzą Sifervala - zostali natychmiast straceni, łącznie z nowym dowódcą straży. Jego poprzednik popełnił samobójstwo poprzedniej nocy. Sam Siferval został wezwany z Certando do Astibaru na rozmowę ze swym pracodawcą, po której cały się trząsł jeszcze przez kilka godzin.

Wydawało się, że furia Alberico graniczy z szaleństwem. Adiutanci doszli do wniosku, że cokolwiek zaszło w lesie, musiało to nim głęboko wstrząsnąć. Z całą pewnością źle wyglądał: coś dziwnego stało się z jego okiem, a i chodził jakoś inaczej. Potem zaś, w ciągu następnych dni i tygodni, kiedy miejscowi informatorzy każdej z trzech drużyn zaczęli przysyłać sprawozdania, stało się jasne, że mieszkańcy Astibar po prostu nie wierzyli - lub postanowili nie wierzyć - żeby w lesie coś się wydarzyło, że w ogóle istniał jakiś spisek Sandrenich.

Na pewno nie z udziałem panów Scalvai i Nieyole, a już z całą pewnością nie pod przewodnictwem Tomasso bar Sandre. Donosy głosiły, że ludzie wypowiadają takie cyniczne uwagi w całym mieście. Zbyt wiele osób znało potężną nienawiść dzielącą owe trzy rody. Zbyt wielu ludzi słyszało opowieści o średnim synu Sandre, rzekomym przywódcy rzekomego spisku. Mógł porwać chłopca ze świątyni Moriany, mówiono w Astibarze, ale knowania przeciwko tyranowi? Z Nievole i Scalvaią?

Nie, miasto jest po prostu zbyt wyrafinowane, żeby dać się nabrać na coś takiego. Każdy, kto miał choćby najmniejsze pojęcie o geografii i gospodarce, widział, o co tu naprawdę chodzi. Zmyślając "zagrożenie" ze strony trzech z pięciu największych posiadaczy ziemskich w distradzie, Alberico po prostu tworzył zgrabny pretekst dla zagarnięcia ich posiadłości.

Oczywiście to czysty przypadek, że ziemie Sandrenich leżą w środku prowincji, gospodarstwa Nieyolenich na południowym wschodzie wzdłuż granicy z Ferraut, a winnice Scalvai znajdują się w najżyźniejszym pasie na północy, gdzie uprawia się najlepsze winogrona na błękitne wino. Niezwykle wygodny spisek, jak zgodnie twierdzono we wszystkich gospodach i khavenach.

No i wszyscy spiskowcy zginęli w ciągu jednej nocy. Jaki błyskawiczny wymiar kary! I jaka liczba dowodów zgromadzona przeciwko nim! Ogłoszono, że wśród Sandrenich był informator. Już nie żył. Oczywiście. Powiedziano, że spiskiem kierował Tomasso bar Sandre. On też, na nieszczęście, był martwy.


Toż to potworek nie oddziaływający w ogóle na wyobraźnię. Suche, nudne, czerstwe i kompletnie nie do przełknięcia.
Misiel - 2012-08-21, 12:42
:
Mnie sie Tigana w miare podobala (z 7 lat temu), ale faktycznie wiekszosc zarzutow, ktore wobec niej czynisz znajduje swoje potwierdzenie w tresci ksiazki ;) . Niemniej jednak Lwy Al-Raasanu polecam, bo to wyraznie lepsza i dynamiczniejsza ksiazka od Tigany. Aczkolwiek prawde mowiac to wszystkie pseudo-historyczne ksiazki Kaya sa do siebie bardzo podobne (nie wiem jak inne, bo nie czytalem) i opieraja sie na tych samych motywach okrutnych zdrad, niewyobrazalnie honorowych bohaterow, bla bla. Prawde mowiac to ja tez nie skonczylem chociazby Piesni dla Arbonne - dobra byla, ale nie chcialo mi sie 5 raz czytac tej samej ksiazki.
Sędzia - 2012-08-21, 13:01
:
Jachu napisał/a:
A kiedy ją czytałeś? Może dawno, dawno temu, kiedy twoje oczekiwania w stosunku do lektury było o wiele mniejsze niż dzisiaj?

Myślę, że porównanie blisko połowy całej "Tigany" z ledwie połową pierwszego tomu długiej trylogii jest zdecydowanie nie na miejscu, a następnie bezproblemowo można je uznać za nietrafione i wyrzucić do kosza. Poza tym, Tad Williams nie pisze tak, jakby było to połączenie relacji przepisanej żywcem z książki stricte historycznej z wynaturzeniami babci siedzącej przy kominku i opowiadającej swoim wnukom wydarzenia zasłyszane gdzieś podczas swojego życia, trzymając jednocześnie kubek nalewki śliwkowej w zgrabiałych dłoniach.


Czytałem dawno, to fakt, pewnie teraz oceniałbym ją surowiej, ale to także dotyczy Tada Williamsa, gdybym go przeczytał teraz po raz pierwszy.

Natomiast nie chodziło mi o porównywanie obu książek, lecz o sam fakt, że u Williamsa początek też jest nudny (a i u Tolkiena nie jest to wartka akcja), więc i Kayowi można wybaczyć, o ile się książka po jej przeczytaniu podoba. Mnie się podobała, nie znużyła mnie, za to o ile dobrze pamiętam, pewne jej wątki nie budziły mojego entuzjazmu.

Ale czytałem dużo gorszych książek, i w sumie uważam Tiganę za książkę dobrą.
ASX76 - 2012-08-21, 13:04
:
Panie Jachu, weź się Pan za Sarantyńską Mozaikę i nie marudź. Jeśli coś Cię interesuje, pytaj "na bieżąco", a nie czerpiesz z "wykopalisk". :-P
Patrząc na "Tiganę" z perspektywy czasu i doświadczeń, rzeczywiście, nie jest pozbawiona irytujących wad i dłużyzn. Dzisiaj dałbym jej max 6/10.
Jander - 2012-08-21, 13:18
:
Czytałem Tiganę dość niedawno i nie mogłem się oderwać - nie jest to może rzecz najwyższych lotów, ale nie powiedziałbym, że książka jest nudna.
I owszem, Sarantyńska Mozaika lepsza.
ASX76 - 2012-08-21, 13:31
:
Jander napisał/a:

I owszem, Sarantyńska Mozaika lepsza.


O rozmiar niebios.
Jachu - 2012-08-21, 13:36
:
Sędzia napisał/a:
Natomiast nie chodziło mi o porównywanie obu książek, lecz o sam fakt, że u Williamsa początek też jest nudny (a i u Tolkiena nie jest to wartka akcja), więc i Kayowi można wybaczyć, o ile się książka po jej przeczytaniu podoba.
Ale ja wcale nie zarzucałem ci nieuprawnionego porównywania obu książek. Napisałem jedynie, że porównywanie niemal połowy powieści do niemal połowy zaledwie pierwszego tomu jest nie na miejscu. Rozwinięcia to raczej nie wymaga, moim zdaniem ;)

Sędzia napisał/a:
Ale czytałem dużo gorszych książek, i w sumie uważam Tiganę za książkę dobrą.
Ja również czytałem wiele książek o poziomie znacznie niższym niż wspomniana "Tigana". To jednak nie jest w żadnej mierze okoliczność łagodząca dla "dzieła" Kay'a. To po prostu książka nie najwyższych lotów, kreowana na arcydzieło.

ASX76 napisał/a:
Panie Jachu, weź się Pan za Sarantyńską Mozaikę i nie marudź.
Swego czasu, w antycznych czasach, sięgnąłem po "Pożeglować do Sarancjum" i powiem ci szczerze, że nie porwało na tyle, aby sięgnąć po drugi tom. Szczegółów obecnie nie pamiętam. Skoro więc dwa podejścia były nietrafione, to kolejnego raczej nie będzie.

ASX76 napisał/a:
Jeśli coś Cię interesuje, pytaj "na bieżąco", a nie czerpiesz z "wykopalisk". :-P
Pytać na bieżąco? Abyś mógł ponabijać sobie znowu niezliczoną ilość postów? Co to, to nie :mrgreen: A co do twojej recenzji i obecnych słów... czy mnie wzrok nie myli i wstydzisz się własnych wypocin? :mrgreen: Cóż, zachwyt nad miernotą literacką może faktycznie przyprawiać o ból głowy ;)

Jander napisał/a:
Czytałem Tiganę dość niedawno i nie mogłem się oderwać - nie jest to może rzecz najwyższych lotów, ale nie powiedziałbym, że książka jest nudna.
Ja się momentami nie mogłem zmusić, aby brnąć przez kolejne niepotrzebne słowa opisujące niedolę mieszkańców Tigany w oczekiwaniu na moment, kiedy "fabuła ruszy"... Mam nieodparte przeczucie, że więcej akcji było w podręczniku do filozofii.
ASX76 - 2012-08-21, 13:41
:
Czasy antyczne, to może i gust się poprawił po tym okresie, hę?
Skoro przeczytałeś "Tiganę", to tym bardziej wypada dać szansę "Pożeglować do Sarancjum". Ile wtedy stron przeczytałeś, zanim się poddałeś?

Wzrok Cię nie myli. Wstydzę się tamtych wypocin. Byłem wtedy na niższym poziomie rozwojowym. :-P
Jachu - 2012-08-21, 13:51
:
ASX76 napisał/a:
Czasy antyczne, to może i gust się poprawił po tym okresie, hę?
Poprawił i to zdecydowanie na korzyść, stąd w efekcie Kay mi nie podszedł ;)

ASX76 napisał/a:
Skoro przeczytałeś "Tiganę", to tym bardziej wypada dać szansę "Pożeglować do Sarancjum". Ile wtedy stron przeczytałeś, zanim się poddałeś?
Wtedy przeczytałem cały tom "Pożeglować do Sarancjum", ale nie miałem ochoty na drugi. Po prostu pierwszy nie porwał i nie zachęcił. Teraz "Tiganę" odłożyłem po 251 stronach. I obym nigdy nie musiał kończyć.

ASX76 napisał/a:
Wzrok Cię nie myli. Wstydzę się tamtych wypocin.
Niemożliwe, przyznałeś się do błędu. Trzeba to ogłosić całemu forum... Ups, co tam forum - całemu światu :mrgreen:

ASX76 napisał/a:
Byłem wtedy na niższym poziomie rozwojowym. :-P
Nadal jesteś, ale teraz przynajmniej starasz się wskoczyć poziom wyżej :-P :DD
Sędzia - 2012-08-21, 13:58
:
Zawsze dziwiło mnie to arcydziełowanie Tigany. Natomiast co do porównywania, to weź pod uwagę, że Tigana jest mniej więcej rozmiaru jednego tomu Williamsa, więc porównanie kartkowo nie wypada na niekorzyść Tigany.
Jachu - 2012-08-21, 14:10
:
Sędzia napisał/a:
Natomiast co do porównywania, to weź pod uwagę, że Tigana jest mniej więcej rozmiaru jednego tomu Williamsa, więc porównanie kartkowo nie wypada na niekorzyść Tigany.
Tigana w wydaniu MAG-a ma 608 stron, więc te 251 stron które przeczytałem stanowi ponad 1/3 całości. Jeśli to jest przydługawy wstęp, to ja wysiadam :DD
U Williamsa w "Smoczym tronie" przydługawy wstęp można prawdopodobnie zmieścić na ok. 350-400 stronach. Cały cykl w starszym wydaniu miał 2664 strony, więc przydługawy wstęp stanowi niecałą 1/6 całości.
Kartkowo więc wypada na niekorzyść "Tigany".
Jander - 2012-08-21, 14:24
:
Jachu napisał/a:
Ja się momentami nie mogłem zmusić, aby brnąć przez kolejne niepotrzebne słowa opisujące niedolę mieszkańców Tigany w oczekiwaniu na moment, kiedy "fabuła ruszy"... Mam nieodparte przeczucie, że więcej akcji było w podręczniku do filozofii.

Fabuła na łeb na szyję nie biegnie, ale przeczytałem wystarczającą ilość książek z minimalną ilością fabuły (Crowley, UW), żeby taki leniwy tor mi nie przeszkadzał. :)
Tixon - 2012-08-21, 14:27
:
Jachu napisał/a:
ASX76 napisał/a:
Wzrok Cię nie myli. Wstydzę się tamtych wypocin.
Niemożliwe, przyznałeś się do błędu. Trzeba to ogłosić całemu forum... Ups, co tam forum - całemu światu :mrgreen:

:shock: Aż jestem w szoku.
Jander napisał/a:
Fabuła na łeb na szyję nie biegnie, ale przeczytałem wystarczającą ilość książek z minimalną ilością fabuły (Crowley, UW), żeby taki leniwy tor mi nie przeszkadzał.

Właśnie to samo chciałem napisać - leniwy rozwój fabuły mi nie przeszkadzał, za to podobał się klimat utworu.
ASX76 - 2012-08-21, 14:34
:
Tixon napisał/a:
Jachu napisał/a:
ASX76 napisał/a:
Wzrok Cię nie myli. Wstydzę się tamtych wypocin.
Niemożliwe, przyznałeś się do błędu. Trzeba to ogłosić całemu forum... Ups, co tam forum - całemu światu :mrgreen:

:shock: Aż jestem w szoku.


To tylko dowodzi, jak niewiele o mnie wiecie i jak bardzo, owa niby wiedza, opiera się na: stereotypach, uprzedzeniach i monstrualnych wyolbrzymieniach. :-P
Sabetha - 2013-03-26, 18:58
:
Shadowmage napisał/a:
Kaya? To by dopiero lanie wody bylo :D

//aaa

Po traumie związanej z "Fionnavarskim Gobelinem" chyba bym się nie przełamała, żeby to czytać.
A tak w ogóle to wcale się dziadkowi nie dziwię. W wieku sześćdziesięciu kilku lat (o ile dożyję, w co wątpię) i mnie się chyba przestanie gdziekolwiek i z czymkolwiek śpieszyć. Będę się raczej wolała cieszyć pracą w ogródku, zamiast się napinać, żeby kogokolwiek uszczęśliwiać :-)
ASX76 - 2013-03-26, 19:42
:
Sabetha napisał/a:
Shadowmage napisał/a:
Kaya? To by dopiero lanie wody bylo :D

//aaa

Po traumie związanej z "Fionnavarskim Gobelinem" chyba bym się nie przełamała, żeby to czytać.


Brakuje Ci właściwego punktu odniesienia. Proszę wypróbować: Sarantyńską Mozaikę (dylogia), "Lwy Al-Rassanu" i "Ostatnie promienie słońca" tegoż autora, a wtedy możemy popisać o przełamywaniu barier. :-)
martva - 2013-03-26, 19:51
:
Fionavarski Gobelin był cienki i zerżnięty z Tolkiena, i zupełnie niekayowy. Nie brałabym akurat tej książki jako punktu zahaczenia.
Jezebel - 2013-03-26, 19:52
:
Skoro tak, to może kiedyś sięgnę po kolejne jego książki. Ale najpierw złe wrażenie po 'Fionavarskim Gobelinie' musi się zatrzeć, a to może... potrwać :P
ASX76 - 2013-03-26, 19:57
:
martva napisał/a:
Fionavarski Gobelin był cienki i zerżnięty z Tolkiena, i zupełnie niekayowy. Nie brałabym akurat tej książki jako punktu zahaczenia.


Jeśli ktoś miał do czynienia tylko z Fionavarskim Gobelinem z twórczości Kaya, to trudno się dziwić, że prezentuje postawę anty-Kayową. W niczym natomiast nie zmienia faktu, iż posiada elementarne braki w fantastycznym wykształceniu. ;)

Jezebel --> Wymieniłem książki Kaya po które warto sięgnąć.
Sabetha - 2013-03-26, 20:19
:
Cholera, znów napisałam fionnavarski zamiast fionavarski :mrgreen:

Nie mam dostępu do innych dzieł Kaya. Jak mi kiedyś wlezą w ręce, to pewnie sięgnę, ale sama nie zamierzam ich usilnie szukać.

A wracając do Martina (w żałosnej próbie zamaskowania spamu) - wolałabym jednakowoż, żeby sam swoje książki pisał.
Cintryjka - 2013-03-27, 10:17
:
Poszukaj Sarantyńskiej Mozaiki, warto. Świetne są także Lwy Al-Rassanu. Dużym sentymentem darzę Tiganę, choć właściwie ma tylko jeden bardzo dobry wątek.
bimali1 - 2013-03-27, 11:54
:
Fionavarskiego i Ysabel ( czy jakoś tak) nie czytałem, ale reszta bardzo fajna, choć raczej do siebie podobna. No, ale np. Abercrombie też każdy bardzo podobny.
Tixon - 2013-03-27, 15:25
:
Sabetha napisał/a:
Nie mam dostępu do innych dzieł Kaya. Jak mi kiedyś wlezą w ręce, to pewnie sięgnę, ale sama nie zamierzam ich usilnie szukać.

Zobaczę co da się zrobić ;)
Shadowmage - 2013-03-27, 16:06
:
Tutaj jest trochę po taniości: http://dedalus.pl/s/0/0/0...riel_Kay/0.html
Sabetha - 2013-03-27, 19:17
:
//mysli //mysli //mysli

A tam, one kozie death, najwyżej dziecko będzie miało co czytać. "Fionavarski" uważa za szczyt pisarskiego artyzmu :badgrin:
ASX76 - 2013-03-27, 19:47
:
Sabetha napisał/a:
//mysli //mysli //mysli

A tam, one kozie death, najwyżej dziecko będzie miało co czytać. "Fionavarski" uważa za szczyt pisarskiego artyzmu :badgrin:


Nie warto: "Ysabel" i "Pieśń dla Arbonne".
"Tigana" pozostawia sporo do życzenia. Można sięgnąć, jeśli lektura poniższych pozycji sprawi, iż będziesz chciała sięgnąć po coś jeszcze.


Szczyt umiejętności Kaya stanowi dylogia Sarantyńska Mozaika, jak do tej pory. Może Tix dopomoże, daj Boże, i pożyczy. Ja jej nie mam, bo kilka lat temu była mowa o tym, że MAG wznowi: "Pożeglować do Sarancjum" + "Władca Cesarzy", więc książki sprzedałem. Później się okazało, że wydawnictwo jednak zrezygnowało ze "szkicu wydawniczego" odnośnie twórczości G.G.K. --_-
"Lwy Al-Rassanu" i "Ostatnie promienie słońca" warto w dalszej kolejności, bo to bardzo dobre fantasy i ładnie napisane. Pod względem umiejętności pisarskich Kay bije na głowę: Eriksona, Abercrombiego czy Stovera. Także bardziej umiejętnie od nich gra na czytelniczych emocjach.
Romulus - 2013-03-27, 20:36
:
Zasadniczo podpisuję się pod tym, co napisał Trybun. Aczkolwiek "Ysabel" to powieść dla młodzieży. Ale baaardzo urokliwa. "Lwy Al Rassanu" są bardzo dobre, "Tigana" również. Nawet "Pieśń dla Arbonne", która może się nie podobać z powodu "lukrowania", ale kiedy wziąć poprawkę na to, że nawiązuje ona do pieśni trubadurów, to "lukrowanie" jest już strawne.

Nie podpisuję się pod porównaniami z Abercrombiem, czy Stoverem. To inna bajka.

"Ostatnich promieni słońca" jeszcze nie czytałem, ale jesli wpadną mi w ręce, to nie omieszkam.
Jander - 2013-03-27, 21:02
:
Tigana jest też dla młodzieży. ;) Dla mnie to (przynajmniej ostatnio czytana, Tigana) lekkie, łatwe i przyjemne fantasy.
ASX76 - 2013-03-27, 21:19
:
Romulus napisał/a:


Nie podpisuję się pod porównaniami z Abercrombiem, czy Stoverem. To inna bajka.



Bajka Kaya jest inna i w sumie lepsza, zarówno pod względem warsztatu, jak i w warstwie emocjonalnej. Sab się zna, więc jeśli zechce, sama się o tym przekona, a wtedy przyzna mi rację. :-)
Sabetha - 2013-03-27, 21:26
:
Młodzieżowość nic nie szkodzi. Lepiej dać młodzieży do czytania dzieło młodzieżowe, niż wydurnić się ze Swannwickiem ^^

Zresztą moja wewnętrzna nastolatka też musi czasem sobie coś poczytać, nieprawdaż? XD
Jander - 2013-03-27, 23:38
:
ASX76 napisał/a:
Bajka Kaya jest inna i w sumie lepsza, zarówno pod względem warsztatu, jak i w warstwie emocjonalnej.

Bajka to dobre słowo w przypadku Kaya. :)
Tixon - 2013-03-27, 23:57
:
ASX76 napisał/a:
Pod względem umiejętności pisarskich Kay bije na głowę: Eriksona, Abercrombiego czy Stovera. Także bardziej umiejętnie od nich gra na czytelniczych emocjach.

Kay dostarcza słodkich wypieków, z mniejszą bądź większą ilością lukru, czasami aż mdłe. Lubię takie wypieki. Stover i Abercrombie przygotowują czytelnikowi mięso. Krwiste, średnio wysmażone, wędzone i grillowane.
Od czasu do czasu przyjemnie jest zjeść coś słodkiego, ale mięso to jest konkret.
Fidel-F2 - 2013-03-28, 06:48
:
Tylko, że u Stovera w menu trafia się stek z capa.
Cintryjka - 2013-03-28, 10:04
:
Kay to coś więcej niż słodycze (poza tragiczną Pieśnią dla Arbonne).
ASX76 - 2013-03-28, 11:35
:
Cintryjka napisał/a:
Kay to coś więcej niż słodycze (poza tragiczną Pieśnią dla Arbonne).


Otóż to! Tix sprawia takie wrażenie, jakby w ogóle nie czytał Sarantyńskiej Mozaiki, a i inne powieści potraktował po "łebkach", żeby "dupasować" do "szuflady". --_-
Tixon - 2013-03-28, 12:31
:
ASX76 napisał/a:
Tix sprawia takie wrażenie, jakby w ogóle nie czytał Sarantyńskiej Mozaiki

Jak na to wpadłeś? --_-
ASX76 - 2013-03-28, 13:03
:
Tixon napisał/a:
ASX76 napisał/a:
Tix sprawia takie wrażenie, jakby w ogóle nie czytał Sarantyńskiej Mozaiki

Jak na to wpadłeś? --_-


Po Twoim poprzednim wpisie. --_-
Tixon - 2013-05-05, 00:24
:
Fionavarski Gobelin, Najmroczniejsza droga. Za ostro ją oceniłem. Początek był ciężki, ale jak już się wgryzło, to ruszyło z kopyta. Uczciwie muszę przyznać, że ze względu na wątek arturiański, rozwinięcie i rozciągnięcie postaci Artura na uniwersum Krosna, jestem w stanie wybaczyć Kayowi bezczelne zrzynki z Tolkiena.
Ale żeby nie było, że Kay tylko bezmyślnie kopiuje, daje też dużo od siebie - i to zdecydowanie najlepsze elementy.
Do tego język powieści, budowanie klimatu i wyciskających łez scen. Patetycznych i miejscami tandetnych, ale jednak w kilku momentach potrafią schwytać za serce.
Podsumowując, zasłużone miejsce w kanonie.
Rashmika - 2016-11-17, 14:39
:
Dla mnie najlepszą z przeczytanych książek Kaya są Lwy Al-Rassanu, chociaż jako pierwszą przeczytałam Sarantyńską mozaikę. Czytałam je z prawdziwą przyjemnością, ale po lekturze dalszych (Fionavarski gobelin, Ostatnie promienie słońca), wolę zdecydowanie czystą, parahistoryczną otoczkę bez fantastycznych wjazdów. Fionavarski czytało mi się już ze znużeniem, które pojawia się przy zbyt wielu łatwiznach fabularnych; Ostatnie promienie słońca były dla mnie kompletnie bez pazura i nudne, choć jeszcze zjadliwe.
Kay bardzo ładnie pisze, nawet jeśli po kilku jego książkach czytelnik odkrywa pewne schematy charakterystyczne dla jego prozy. Rzeczywiście jest to miejscami sentymentalne i refleksyjne, ale w dawce znośnej. Została mi Tigana, Arbonne i Ysabel.
Szkoda, że MAG nie ma w planach dylogii chińskiej.
Fidel-F2 - 2016-11-17, 14:42
:
Ale Fionawarski gobelin to jego debiut, można powiedzieć, że ta trylogia to raczkowanie i nauka chodzenia. Biegać zaczął trochę później.
ASX76 - 2016-11-17, 15:13
:
Rashmika napisał/a:
Została mi Tigana, Arbonne i Ysabel.

Szkoda, że MAG nie ma w planach dylogii chińskiej.



1. "Ysabel" to w ogóle nie moja bajka. "Arbonne" - przykro to pisać, ale to zdecydowanie najgorsza książka Kaya. Odradzam.
"Tigana" - "średnio na jeża" ;)

2. Ano, szkoda.
Aczkolwiek wątpię, aby autor popełnił coś lepszego od znakomitej "Sarantyńskiej Mozaiki".
Romulus - 2016-11-17, 15:36
:
Kay jest u mnie na liście do powtórki. Kiedy się uporam z Jordanem, to biorę się za "Lwy Al-Rassanu", potem za "Tiganę" i "Pieśń dla Arbonne". "Ysabel" to przyjemna, lekka powieść dla nastolatków. "Ostatnich promieni słońca" nie czytałem, niestety, ale bardzo bym chciał. A "Fionavarski gobelin" sobie odpuszczę albo zostawię na koniec.
Rashmika - 2016-11-17, 15:41
:
ASX76 napisał/a:
Aczkolwiek wątpię, aby autor popełnił coś lepszego od znakomitej "Sarantyńskiej Mozaiki".


W moim odczuciu Lwy są lepsze. Ale obie te książki są naprawdę świetne.

Romulus napisał/a:
to biorę się za "Lwy Al-Rassanu", potem za "Tiganę"


Zdecydowanie bierz jako pierwszą, tę książkę się pochłania. Trochę zaczęłam Tiganę i w sumie mnie to nie kręci. A Sarantyńską masz już za sobą?
Romulus - 2016-11-17, 15:43
:
Niestety, nie znalazłem jej nigdzie. Tak samo jak za późno zacząłem szukać "Ostatnich promieni słońca".
Rashmika - 2016-11-17, 15:59
:
Romulus napisał/a:
Niestety, nie znalazłem jej nigdzie. Tak samo jak za późno zacząłem szukać "Ostatnich promieni słońca".


Trochę drogo i używka, ale jest:
http://allegro.pl/pozeglo...6600038921.html
Fidel-F2 - 2016-11-17, 16:08
:
Nie czytałem Lwów, a z pozostałych Sarantyńska jest zdecydowanie najlepsza i to bardzo wyraźnie.
Trojan - 2016-11-17, 16:22
:
no cóż - Kaya (Gobelin i Tiganę) czytałem dawno i się wtedy podobało, na powtórkę nie mam chyba ochoty
ASX76 - 2016-11-17, 16:26
:
"Pieśń dla Arbonne" - chwaliłem książkę za pierwszych 200 stron, fajnie się czytało i wydawało mi się, ku mojej niezgłębionej naiwności, że dalej też będzie przyjemnie. Absolutnie nic nie zwiastowało horroru, który nastąpił niedługo potem :!: :shock: Bożesz ty mój, czegoś tak okropnego, to nie czytałem od czasów trzeciej części przygód Fedry z cyklu pani J. Carey, jak mi życie miłe. Ba, powieść Kaya jest jeszcze gorsza, niż wspomniany harlequin fantasy. :-x "Miłe złego początki, ale koniec...". Sztampowych, wołających o pomstę do nieba rozwiązań fabularnych, jest w "Pieśń dla Arbonne" mnóstwo. Można by nimi obdzielić kilka książek. Bohaterowie, a przynajmniej kilku z nich, sprawia dość pozytywne wrażenie, jednak w miarę rozwoju akcji, gdy wychodzą na wierzch wady utworu, zaczynają denerwować i nudzić. W wielu momentach robi się słodko aż do wyrzygania, więc lepiej czyta się na czczo. :-P
Gdyby tę knigę napisał inny autor fantasy, to nie sądzę, żebym dał radę wytrzymać do końca tego nader nieudanego i męczącego dzieła. Jedynie przez wzgląd na to, że bardzo lubię inne dokonania Kaya, zdobyłem się na heroiczny wysiłek i nie poddałem się, choć wystawił mnie na iście piekielną próbę. Jak On mógł napisać "coś" takiego... W głowie mi się nie mieści. ;)
Jak wspomniałem wcześniej, najlepsze partie tekstu występują na początku, później również zdarzają się lepsze fragmenty, jednak dość sporadycznie, głównie w zakończeniach podrozdziałów, gdzie Kay jednym pięknie skonstruowanym zdaniem potrafi dotrzeć prosto do serca czytelnika, aż łezki w oczkach stają. :-) Niestety, im fabuła posuwa się bardziej do przodu, tym takich atrakcji coraz mniej. Łudziłem się, że może zakończenie, choć w drobnej części zrekompensuje wielki zawód. Nic z tego, bo tam to dopiero się dzieje... Od nagromadzenia absurdów i totalnych przegięć aż się roi :!: Jeśli zaś chodzi o cuda bitewne i zagrywki typu deus ex machine, to w tym przypadku Kay rozłożył Kearneya na obie łopatki.
Podsumowanie: srogie rozczarowanie - opinia sprzed kilku ładnych lat.
A "Tigana" jest za bardzo przegadana.
Rashmika - 2016-11-17, 16:48
:
ASX, czuję się ostrzeżona:> Szkopuł w tym, że jestem obecnie rozmemłana czytelniczo i nie wiem nawet na co mieć ochotę, dziesięć książek zaczętych z marnymi widokami na finisz, stan umysłu ostatnio taki, że tylko bajeczki wchodzą. Kay wydawał się remedium, ale po początku Tigany i Fionavarskim, rzeczywiście reszta lektur straszy przeczuciem grubej kiepścizny. Bywa.
Tixon - 2016-11-19, 13:05
:
Dla równowagi:
Tixon napisał/a:

Pieśń dla Arbonne przeczytane. Wbrew obawom, okazała się dobrą powieścią, bardzo charakterystyczną dla Kaya. Mamy realia quasi średniowieczne, stylizowane na rejony Francji. Mamy mniej lub bardziej udane zapożyczenie kultury trubadurów - o ile podzielenie ich na tworzących pieśni i żonglerów je śpiewających nie ma większego sensu, tak samo ich istnienie, dodające kolorów małżeństwom politycznym jest całkiem racjonalnie wytłumaczone, chociaż ogólnie koncepcja nie porywa. Lepiej wychodzą za to intrygi i gry dworskie, jest ich co prawda mało, ale są dosyć naturalne.
Książka porywa stylem, dzięki czemu można zwracać mniejszą uwagę na fabułę, która zła nie jest, ale taka... standardowa. Bardzo łatwo przewidzieć co się stanie, jak potoczą się losy bohaterów, jak splotą się wydarzenia. No ale jak już mówiłem, dzięki stylowi, to nawet nie przeszkadza.
Opowieść ma 'słodki' klimat. Ale wypływa to z tego o czym jest: o miłości, o walce w obronie ojczyzny i tożsamości, o honorze. Trudno oczekiwać czegoś innego po takiej tematyce i tym konkretnym pisarzu.
Pieśń ma też swoje wady. Chociaż autor stworzył ciekawą plejadę postaci, już po pierwszym spotkaniu można wyrobić sobie o nich zdanie (chociaż była jedna zmiana - żona Urte). Kilka razy - i to w dosyć istotnych momentach - kpi z logiki prezentując nieprawdopodobne wydarzenia. Miejscami też irytuje niekonsekwencją
Nie zgodzę się natomiast z negatywną oceną zakończenia - wyszła ona zgrabnie, wpasowała się w klimat książki i zostawiła drobne tajemnice dla czytelnika.
Całość oceniam jako udaną pozycję, chociaż nie umieszczałbym jej wśród najlepszych Kaya.

Rashmika - 2016-11-22, 10:58
:
Tigana przekartkowana. Dokładnie w taki sposób zaczęłam ją czytać po kilkudziesięciu stronach wytężonej uwagi, bardziej po łebkach i z poczucia obowiązku niż z faktycznej przyjemności płynącej z dobrej fabuły. Cóż wygląda na to, że istotnie z wydanych książek Kaya, Lwy i Mozaika odstają znacząco poziomem. Nie żałuję, że wstępnie zapoznałam się z odczuciami i opiniami nt jego książek, rozpoczęcie Kaya od dosyć sztampowego, schematycznego i pełnego uproszczeń Gobelinu (jestem od 3 tygodni w połowie tego cyklu i nie mam siły na kontynuację. Jeśli ktoś napisze, że po połowie jest lepiej, być może się przemogę.), przegadanej Tigany czy Ostatnich promieni słońca skończyłoby się chyba trwałym odrzutem od tego autora. Myślę że wiele negatywnych opinii o Kayu jako pisarzu wynika ze znużenia jego słabszymi książkami wybranymi niesłusznie jako pierwsze danie.
Fidel-F2 - 2016-11-22, 11:37
:
Gobelin lepiej sobie darować. To rzecz po prostu ok, przeciętna. Raczej nie tak słaba jakby to wynikało z twoich słów ale jednak nic szczególnego.
ASX76 - 2016-11-22, 11:44
:
Rashmiko, "Tigana" nie jest warta Twojego zachodu, mimo że dalej robi się lepiej, jednak nie na tyle, aby się męczyć. To co najlepsze w książkach Kaya jest w: Sarantyńskiej Mozaice i w mniejszej ilości w "Lwach Al-Rassanu".
"Song for Arbonne" jest znacznie gorsza od "Tigany", choć sam początek może sugerować coś innego.
Spokojnie, już więcej nic nie dodam ;)
Rashmika - 2016-11-22, 12:04
:
ASX, mam świadomość że zjadłam już deser przed rosołem i zdaję sobie sprawę, że większość opinii w tym wątku ściśle pokrywa się z moimi wrażeniami, po każdej lekturze Kaya. Mimo wszystko, cenię sobie autora za świetny styl narracji i nie uważam, że szkoda było zachodu. W fantasy ciężko mi znaleźć dobre pozycje, częściej odrzuca mnie brak warsztatu pisarzy niż głupawe fabułki. Ot dla porównania, zaczęłam przedwczoraj Elantris Sandersona i naiwność z jaką tworzy bohaterów i sadza ich w sitcomowych, nic znaczących, sianowatych, typowo wypełniaczowych sytuacjach mnie strasznie zniechęca. Sami bohaterowie są równie nastoletni jak jakiego warsztat - nawet po dosyć słabszej w porównaniu do innych książek Kaya, Tiganie, widać olbrzymią różnicę jakościową w kreowaniu postaci. Ciężko mi po takim zestawieniu mieć cierpliwość i dobrą wolę do bestsellerowych gniotów.
Dla mnie Kay to taki pisarz, którego mogę śmiało i bez obciachu postawić obok Robin Hobb czy Le Guin (choć znowu - dla mnie - Le Guin, to Olimp w literaturze fantasy czy SF). Dlatego pewnie przeczytam wszystko co zostało wydane u nas, choć muszę się czymś zresetować i podejść z dystansem i bez oczekiwań.
Rashmika - 2016-11-28, 16:57
:
ASX76 napisał/a:
"Song for Arbonne" jest znacznie gorsza od "Tigany", choć sam początek może sugerować coś innego.


ASX, przeczytałam właśnie Arbonne i czytało mi się dużo lepiej niż Tiganę. Chyba bardziej skłonię się tutaj do opinii Tixona :>

Natomiast Ysabel to jest koszmar, przynajmniej dla mnie.
ASX76 - 2016-11-28, 17:16
:
Rashmika napisał/a:


ASX, przeczytałam właśnie Arbonne i czytało mi się dużo lepiej niż Tiganę. Chyba bardziej skłonię się tutaj do opinii Tixona :>

Natomiast Ysabel to jest koszmar, przynajmniej dla mnie.



1. "Et tu Brute..."? ;) Znaczy się może (i dla mnie) też lepiej czytało (bo nie było przynudzania), lecz inne wady skutecznie to przykryły ;)

2. A tego to nawet nie zamierzałem tykać po zapoznaniu się z blurbem ;)


Mimo wszystko szkoda, że nie doczekamy się wznowienia Sarantyńskiej Mozaiki.
Rashmika - 2016-11-28, 17:18
:
ASX76 napisał/a:
Mimo wszystko szkoda, że nie doczekamy się wznowienia Sarantyńskiej Mozaiki.


Ja bym wolała, żeby wydali nowe książki, ciekawi mnie jak wyszła ta dylogia chińska.
ASX76 - 2016-11-28, 17:27
:
Rashmika napisał/a:


Ja bym wolała, żeby wydali nowe książki, ciekawi mnie jak wyszła ta dylogia chińska.


Najgorsze jest to, że na wieść, iż MAG wyda Sarantyńską Mozaiką (kilka lat temu były takie przymiarki) chyba sprzedałem swoje egzemplarze, a później okazało się, że ze szkiców wydawniczych odnośnie dylogii Kaya (i nie tylko) wyszły nici, a ja zostałem z ręką w... ;)
A na Allegro drożyzna :-P
Nie no, jasna sprawa, że lepiej byłoby gdyby ktoś wypuścił "chińszczyznę" w pierwszej kolejności ;)
Niemniej, póki co, oba warianty są równie prawdopodobne, czyli niemożliwe ;)
Romulus - 2016-11-28, 18:34
:
Dobrej fantasy jak na lekarstwo. A nawet te rzekomo słabe powieści Kaya wzbudzają we mnie chęć powrotu do lektury. Fajnie byłoby wznowić stare i wydać nowe tytuły. Ale to chyba autor, który nie sprzeda się w Polsce.
ASX76 - 2016-11-28, 19:58
:
No, nie chyba... ;) Znaczy się sprzedaje, ale najwidoczniej za słabo ;)
Rzekomo słabe, powiadasz... :-P

Na szczęście czytanie nie kończy się na fantasy //spell

Bierz się Pan za serię Artefakty od Maga :-P
iselor - 2016-12-07, 14:26
:
Zależy kto co lubi. Ja z fantastyki czytam tylko fantasy i ew. powieść gotycką z XIX wieku. Wszelkie inne nurty - sf, new weird, steampunk itd. - literacko mnie odrzucają i mam z nimi styczność tylko przez film i ew. gry. Nowe książki Kaya bym poczytał.
Romulus - 2021-08-09, 16:49
:
Czytam teraz "Dzieci Ziemi i Nieba" i znajduję tę powieść jako bardzo sympatyczną. Nie jest porywająca, czego żałuję, ale czytam ją bez bólu i marudzenia. Bardzo długo trwa przedstawienie postaci. Bo świata przedstawiać nie trzeba - ten sam, znany z "Lwów Al-Rassanu", "Pieśni dla Arbonne", "Pożeglować do Sarancjum". Zresztą, Sarancjum pojawia się w tej powieści, jako wspomnienie, bo zdążyło już upaść i zastępuje je fantasy wersja Imperium Osmańskiego. Seressa to Republika Wenecka, Dubrava to Dubrownik itd. Akcja rozgrywa się głównie w tej części basenu "Morza Śródziemnego". Za dużo bohaterów, moim zdaniem. Ale zobaczymy, co będzie dalej.
Trojan - 2021-08-09, 17:37
:
nieźle wykopałeś
4,5 roku leżało i stygło ...
niepco - 2021-08-10, 08:35
:
Romulus napisał/a:
Czytam teraz "Dzieci Ziemi i Nieba" i znajduję tę powieść jako bardzo sympatyczną. Nie jest porywająca, czego żałuję, ale czytam ją bez bólu i marudzenia. Bardzo długo trwa przedstawienie postaci. Bo świata przedstawiać nie trzeba - ten sam, znany z "Lwów Al-Rassanu", "Pieśni dla Arbonne", "Pożeglować do Sarancjum". Zresztą, Sarancjum pojawia się w tej powieści, jako wspomnienie, bo zdążyło już upaść i zastępuje je fantasy wersja Imperium Osmańskiego. Seressa to Republika Wenecka, Dubrava to Dubrownik itd. Akcja rozgrywa się głównie w tej części basenu "Morza Śródziemnego". Za dużo bohaterów, moim zdaniem. Ale zobaczymy, co będzie dalej.


Dalej będzie nadal słabo.Jedyną zaleta tej książki jest powrót do universum Sarancjum. To chyba za mało. Słaba akcja i nudni bohaterowie. Generalnie lubię Kaya, ale mam wrażenie że nie napisze nic lepszego od Sarantyńskiej mozaiki...
ASXnew - 2021-08-10, 10:02
:
niepco napisał/a:
Generalnie lubię Kaya, ale mam wrażenie że nie napisze nic lepszego od Sarantyńskiej mozaiki...


Nie dziwota, bo przebicie "SM" to "mission impossible".
Rashmika - 2021-08-10, 16:52
:
niepco napisał/a:
Słaba akcja i nudni bohaterowie.


Dokładnie tak, niestety.
ASXnew - 2021-08-10, 17:27
:
Oj, to sobie z czystym sumieniem odpuszczę. Tyle się czekało i klops :-P
Romulus - 2021-08-11, 08:24
:
Im dalej, tym nie jest lepiej. Raczej sennie. Choć nadal czytam tę powieść bez bólu. Ale nie ma w niej pazura. Autor wydaje się mocno zdystansowany do fabuły, rozwleka ją. Jest cały czas nieprzewidywalna, to jest nie wiadomo jak się potoczą losy bohaterów. Do tego świat jest ciekawy. Tylko że - to nie żre.