Zaginiona Biblioteka

Twórczość - Otchłań, Orgon i cała reszta

ats - 2012-02-08, 11:13
: Temat postu: Otchłań, Orgon i cała reszta
Smętny komentarz moderatora:
Tak to się zaczęło, więc wybacz, ats, ingerencję brutalną w twój wpis.
Ale nie mogło się obyć
bez tego

Cytat:

Otchłań, Orgon i cała reszta,

czyli wstrząsający utwór niejednokrotnie rymowany,
spisany w celu ujawnienia Prawdy,
odsłaniający niektóre kulisy zmagań
toczonych przez Obrońców Wszechświata
z licznymi wrogami
(a to jaszczurami z Oriona, a to kabałami),
którego echa brzmią w ziemskiej popkulturze
(137 udokumentowanych przypadków),
publikowany w odcinkach
przez natchnionych Duchem Galaktyki Forumowiczów ZB
w Roku Końca Świata.


Fraszka, na temat zbliżony do powyższego ;)

Był sobie troll, co strasznie klął,
a w wolnych chwilach w róg swój dął.
Gdy czynił to, wydzielał woń,
która zniechęcała doń.
utrivv - 2012-02-08, 11:24
:
Troll z rogiem klnie
i śmierdzi
MrSpellu - 2012-02-08, 11:31
:
Prawda taka, że Troll śmierdzi, bo pierdzi.
A mydła unika nasz gieroj grzesznica,
Gdyż ma on uraz z więziennego prysznica.

You Know My Name - 2012-02-08, 11:35
:
Gdzie go elfy obracały
bowiem lepszy reflex miały

MrSpellu - 2012-02-08, 11:39
:
A krasnoludy zbereźne i brodate
[cenzura] się na jego klatę
.
Sabetha - 2012-02-08, 11:41
:
A jak w celi się położył,
to go (ten Spellowy) krasnal wychędożył.

adamo0 - 2012-02-08, 11:49
:
Ku wielkiemu zdziwieniu krasnala,
trollowi spodobała się taka zabawa,
wziął więc on tego biednego skrzata,
i nadział go niczym buchaj na swojego siusiaka.

MrSpellu - 2012-02-08, 11:56
:
Krasnali, przypominam, był cały gang,
i w tej celi urządzały mu gangbang.
A w więziennej stołówce, w obroży w kolce,
pucował orkowym strażnikom ich wielkie bolce.

Sabetha - 2012-02-08, 12:13
:
Bo bolce orków - co oczywiste -
muszą być zawsze śliczne i czyste.
Były tam również gobliny,
którym przewietrzał pierzyny,
oraz świniopasy, którym pucował...lampasy :P

adamo0 - 2012-02-08, 12:15
:
Wspomnijmy też o nadzorcy więzienia - smoku,
który miał wieeeeeeelki problem w swoim kroku,
wezwał więc trolla na na nocne przesłuchanie,
i rozdupcył go zacnie przez co troll chodził pokracznie.

utrivv - 2012-02-08, 12:18
:
Hej, hej, hej trollowie,
posłuchajcie co Sabetha powie
krasnal, bolce i siusiaki
wszystko tylko nie ... lembasy
MrSpellu - 2012-02-08, 12:21
:
Czyżby chodziło o lembasy?
Ale świniopas nie ma lembasa,
co najwyżej ma... kulasa
.
Sabetha - 2012-02-08, 12:24
:
Pucował, jak rzekłam, lampasy
Smokowi wyjadał zapasy
A w czasie wolnym od innej pracy
Polerował podłogi na cacy.


Edyta:

Kulasy świniopasów
była to praca dla innych asów
a że to utwór o trolla czynach wielu
nie ZBaczaj z tematu, mości Spellu.

utrivv - 2012-02-08, 12:25
:
A niechaj narodowie wżdy postronni znają
świniopasy nie dziewki i ... mają. //mysli
MrSpellu - 2012-02-08, 12:26
:
To chyba jest bajka o innym, zacnym trollu.
Nasza jest o takim, który grał w gejowym pornolu.

Sabetha - 2012-02-08, 12:32
:
Podłóg polerowanie wymuszało na trollu schylanie...
MrSpellu - 2012-02-08, 12:35
:
...a od schylania droga niedaleka, do walenia w kakao z dodatkiem mleka!
Sabetha - 2012-02-08, 14:02
:
Spell napisał/a:
Dobra, przerabiamy na 13-zgłoskowiec


Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło
Mniej silnie, ale szerzej niż we dnie świeciło,
Całe zaczerwienione jak zdrowe oblicze
Trolliska, co prace skończywszy więziennicze
Na spoczynek powraca; wtem staje zdumiony –
U wrót celi go wita świniopas wzburzony
Z srogim marsem na czole; wywija kulasem
I błyska złotym zębem z ponurym grymasem.
Troll ( był to stwór ze świata pułapki obyty),
Zrobiwszy unik, ująć się nie dał w uchwyty
I zebrawszy się w sobie skoczył w dół po schodach
Bo się chciał bawić w berka w więziennych ogrodach.
Trafem złym na półpiętrze, gdzie schodów załomy
Kryły przed wzrokiem stare części od fadromy
Tam ork czernił się na kształt ogromnego gmachu,
Kulas w ręku czerwony jak pożar na dachu;
Troll przystanął i westchnął; w oku resztka wiary
Błysnęła, jako świeca przez okiennic szpary,
I zgasła.

Teraz Ty XD
MrSpellu - 2012-02-08, 14:03
:
Pas. Jesteś wielka :)
Fidel-F2 - 2012-02-08, 14:24
:
o kurza broda!
utrivv - 2012-02-08, 14:58
:
Okazuje się że Mickiewicz była kobietą - wielkie brawa :)
Romulus - 2012-02-08, 15:28
:
Przydałby się "guzik" LIKE IT :)
Sabetha - 2012-02-08, 15:48
:
MrSpellu napisał/a:
Pas.


Nie no, nie rób mi tego, kto jak kto, ale Ty dasz radę.

A propos czerpania inspiracji z Mickiewicza:

http://www.waligorski.art...era=p&nazwa=158

:lol:
toto - 2012-02-08, 15:52
:
Czekamy na odpowiedź Beaty. :-)
Beata - 2012-02-08, 19:35
:
To jest świetne. :) Sab Mickiewicz niech żyje! //piwo
Sabetha - 2012-02-08, 19:42
:
Wszystko to bardzo ślicznie, ale przecież sama nie będę się bawić :evil: Miała być epopeja, a wyjdzie...fraszka? :P
toto - 2012-02-08, 20:59
:
e:
to przeniosę od razu
Beata - 2012-02-08, 21:46
:
No i masz, spóźniłam się - niecierpliwce jedne. :mrgreen: Gdyż poniższy fragment przed totowym przynależy.
Edit: dzięki. :)

I zgasła. Wokół pociemniało. Miałbyż to być
ich triumf i zwycięstwo, i sława przez rzyć
jego osiągnięta? Ha! Co by powiedzieli
na taki koniec marny kumple z drugiej celi,
słabeusze i kłamcy, ale jednak trolle
dzielący los więzienny na tym łez padole.
On jeden tu się ostał, on jeden był hardy,
miałyby teraz się poddać i zażyć pogardy?
Przenigdy! - tak pomyślał. - Wolę zginąć w walce,
niż lizać im kulasy. Już mnie świerzbią palce,
by łbów parkę zgruchotać, urwać im po jaju
i zawiesić na słupie. Łyknąć se tokaju,
skrzywić się, beknąć, charknąć, splunąć im na buty,
żeby wszyscy widzieli, kim jest Łeb Zakuty!
I ruszył jak burza: złapał orka za kulas
I szarpnął.
toto - 2012-02-08, 21:56
:
I szarpnął. I warknął. Aż budynek w posadach
Trząść się zaczyna. Markuje kolejny zamach.
Cóż to za swawole? Spytał basem stróż złowrogi
Nie podoba się nasza gościna, mój drogi?
Chwycił zbiega za szyję, obił kulasem
Aż się troll pochylił i jęknął marnym głosem.
Aj, zmiłuj! Wydyszał żałośnie, u nóg przypadł.
Musi nieżywy? Stwór ten, maszkara - troll-brzydal
Razów jednak nie żałował strażnik sumienny
Wszakże to jego zadanie, etos więzienny.
Wątpliwości jakieś naszły oprawcę tego
Czy ryj aby nie znajomy stwora owego?
Ork, musicie to wiedzieć, do bicia najlepszy,
Zalet bez liku, lecz głowa - feler największy.
Trolliszcze cwańsze znało słabość jego, szybko
z ziemi się zrywa, zamach robi szeroko
Mierzy w myśliciela głowę i spuszcza razy,
Nie ma litości w sercu z kamienia bez skazy.
Ork zbity.
Sabetha - 2012-02-09, 10:30
:
Ork zbity. Posoką ociekają mu skronie
Na kulasie kurczowo zaciśnięte dłonie
I głowę swą nieszczęsną na podłodze składa
Z góry biegnie świniopas, głośno wrzeszcząc „biada!”
Troll tymczasem, jak orzeł, co spada na głowę
zająca biednego i wraz zjada połowę
w dół schodów jak huragan najdzikszy się cisnął.
W biegu wraz zawadiacko białym kłem zabłysnął
wąsa podkręcił, na łbie przygładził szczecinę
nieprzystojnie sterczącą. Za nim w tę godzinę
zbiera się już wataha rozsierdzonych orków,
zbroi w lance i knuty, dopina rozporków –
Troll uchodzi przez bramę.

Wiedziałam, że Beata to wielka poetka, ale Ty, Toto, stanowisz świeżo odkryty talent :mrgreen:
toto - 2012-02-09, 13:09
:
Troll uchodzi przez bramę. Kręci głową, miota
się, rozpacza, uwierzyć nie może. Lecz cnota
uratowana, wolność zyskana. Mimo ran
wielu bolesnych dusza się raduje i w tan
by zbieg skoczył. Przed oczyma jednak wciąż mu tkwią
kulasy - sterczą, błyszczą, mienią się czerwienią.
W jednej chwili trzeźwieje, za plecami słyszy
wielkie poruszenie - orcza armia się puszy
(w niej orki, orczyce, gobliny - wszelkie stwory
z otchłani przybyłe). Szybciej, uciec w bory
lasy, byle dalej od więziennej niedoli.
Obrał kierunek
adamo0 - 2012-02-09, 13:47
:
Troll zdezorientowany z kulasem biegnie,
marząc tylko kiedy w swej jamie zalegnie,
na plecach czuje swąd orkowego pościgu,
gnają za nim i gonią prawie do porzygu,
Stwór przebrzydły sprytny jest jednak wielce bardzo,
Wie, że klawisze więzienni kozą nie wzgardzą,
Wyciąga więc zwierza z mijanej zagrody,
Klnie go za to właściciel - staruch siwobrody,
"O kreatura wstrętna, Jezu Chryste Panie!,
Co ja tera pocznę - nic z niej nie zostanie",
"To nie mój problem dziadku" - troll mu odpowiada.
"Sam też zepnij poślady taka moja rada"
Bestia salutuje i do biegu startuje.
Sabetha - 2012-02-09, 14:54
:
Troll wielce z siebie kontent zrobił kroków parę
Wtem mu coś drogę zaszło. Spojrzał – widzi marę!
Mordę miała upiorną, cyc jej smętnie zwisał,
Włosiskami u nosa wiatr z lekka kołysał
Kibić, ech, jaka kibić? – mógłby się troll spytać,
Lecz mu mowę odjęło. Miast się zacząć witać,
Kozę wybekującą smętne kozie skargi
Precz od siebie odrzucił i wykrzywił wargi.
Stwora długie rękawy zakasała nynie
I przystąpiwszy, głośno ryknęła: „Kretynie!!!
Macałeś mnie na sianie, teraz zaś unikasz!
Miałeś brać ze mną śluby, a do pierdla zmykasz?”
„Mogłabyś trochę ciszej? Orkowie mnie śledzą”
- Troll jej na to odpowie . „Niechaj się dowiedzą
Jaki z ciebie łajdaczek” – ripostuje ona.
Tymczasem wrażych orków wataha wkur…zona
Na miejsce akcji wpada. Bledną wszystkim lica
gdy nagle swe wdzięki roztacza trollica,
zrzucając z ramion giezło. Wnet popłoch się rodzi,
każdy na własną rękę do lasu uchodzi,
i wrzeszczy wniebogłosy.
Beata - 2012-02-09, 17:54
:
i wrzeszczy wniebogłosy. Biada im, och, biada!
Niespełniona trolica to postrach nie lada
Wyjdzie zwycięsko z boju i z orkiem, z goblinem
i z każdym spotworniałym ducha złego synem,
który ją od wybranka oddzielić się waży -
wiedzieli o tym młodzi, wiedzieli i starzy.
I zdało się, że nawet wiedziała to koza,
trwożnie się rozglądając, zmykała do woza.
I tak cała sotnia, którą chuć nagła sparła,
kto wie, czy nie bardziej, niż kiedy do żarła
wzywali, teraz z nagła ascezy pragnienie
poczuła. I został się tylko troll na scenie,
Wielce spotniały.
toto - 2012-02-09, 20:41
:
Wielce spotniały. A tuż obok czeka ona,
pani trollica, już niemal jego to żona.
Raz, dwa armię przegnała i pora na niego -
tego hultaja, psotnika - trolla leśnego.
On trząść się zaczyna, bełkoce, to coś mruczy
pod nosem, stać już nie może, w oczach się kurczy.
Pada całkiem bezwładnie, a przy nim już ona
strwożona, zlękniona, miłością napełniona.
Pochyla się, gładzi po licu, promienieje
prawdziwą miłością. W jednej chwili tężeje.
Co to? Troll się zbudził, pierś nieokrytą chwycił
i w twarz zaraz dostał - "Durniu, kozę żeś zgubił!"
Kopnęła go jeszcze
Sabetha - 2012-02-09, 21:37
:
Kopnęła go jeszcze – troll zwinął się w boleści
Wszak gdy ktoś kopie w żebra, to znać, że nie pieści.
„Wnet wstawaj na nogi i ruszaj hen po zwierza” –
Skoczył więc na te nogi. Ona się zamierza
I w sposób oczywisty chce mu dać po gębie.
Natenczas jeden z orków, co skrył się na dębie
„Na północ pobieżała” – wyszeptał cichutko,
kres tymi słowy kładąc wszystkim trolla smutkom.
„Duchem z kozą powrócę, zaczekaj tu, miła”.
Trollica wdzięki swe skromnie giezłem osłoniła,
Podczas gdy jej kochanek śpieszy między łozy
Śladem owej nieszczęsnej , zabłąkanej kozy.
Wtem ujrzał jakiś prześwit; pędzi w tamtą stronę
Gdzie świerzop z dzięcieliną, i maki czerwone,
I rumianki, i fiołki, gryka jak śnieg biała…
Tam z dziadem borowym koza się… pacała :mrgreen:
Troll przystanął jak wryty.
Beata - 2012-02-09, 22:46
:
Troll przystanął jak wryty i dech mu zaparło.
Nie lza wszakże przeszkadzać i łapać za gardło,
bo to niehonorowo i nikt wszak nie lubi
przerywania, zwłaszcza gdy krzepą się chlubi.
Na domiar złego borowy to dziad tam stoi,
sam syn puszczy, obrońca i kuzyn sekwoi.
Z nim przegrana jest pewna, to nie ork nadęty.
"Och doloż moja dolo, czy jestem przeklęty?"
Zatem czeka troll, czeka i przez ramię zerka,
co też z tyłu wyrabia ta jego... partnerka.
A ona go ponagla, ręką macha władczo
i pokrzykuje szeptem: "Zrób coś, wszyscy patrzą!"
W dwa ognie wzięty jeszcze marudzić próbuje,
wtem słyszy za plecami: "Dziad kozę zepsuje!"
Nie ma rady, czas ruszać. Wciągnął dech w pół brzucha,
natężył się i łapskiem zamachnął od ucha,
bo szerszenia odganiał, który - trzeba trafu -
akurat przelatywał. Strącił go do piachu,
rozdeptał gadzinę. Już miał ruszyć, gdy nagle...
toto - 2012-02-10, 09:03
:
spojrzał na kozę, na dziada - nie wierzy wcale -
to można tak robić, i by przeżyć to jeszcze?
Robi krok, drugi, trzeci, przechodzą go dreszcze
stanąć nie może, już jest stracony, bo oto
zoczył go dziad borowy. A iskierka przeto
w oku mu błyśnie, gościa obejrzy, pod nosem
świśnie. Ziemia się trzęsie pod trollem struchlałem
dziad borowy wraca do kozy - "amatorzy"
rzuci z pogardą i łapie za zwierza "którzy
to nawet boją się kozy" splunął siarczyście,
warknął, tupnął - już miał się zbierać uroczyście
do kozy, gdy trollicę zoczył "o mój boże"
zdążył pomyśleć, powiedzieć nie zdążył - "Może
byś panie, mną się tak zajął?" Szepce mu czule
potwór zielony i okiem mruga "Czekam, ile
już lat? A on ciągle wyrusza w świat" - żali się
rzewnie wielka trollica, jakby rumieni się
cała, piersi falują, spogląda na brzozę.
Troll trochę już zrezygnowany zoczył kozę
Sabetha - 2012-02-10, 09:57
:
Która w owym momencie już w knieję pierzchała
Becząc przy tem rozpacznie. Trolla pani cała
rozpromieniona truchtem ku dziadu podskoczy
gdy tymczasem jej luby w stronę kozy kroczy.
Wszystko wokół zamarło, bo łono przyrody
takoż pilnie śledziło trollowe przygody.
Wiewióreczki, sarenki, malutkie zajączki
Z żywym bardzo zajęciem obserwują rączki
Borowego dziadygi, który – a to prosię!
Zamiast brać się do czynów, zaczął... dłubać w nosie!
Jęk zawodu się wyrwał ze wszystkich gardzieli:
„Jak to? Co to? Dlaczego? Właśnieśmy zaczęli
zakładziki obstawiać!” - kruk z gałęzi woła. -
„Nie wiedząc, czy dziadyga trollicy podoła!”
Dziad odchrząknął, odsmarknął, rozdeptał robaka
Dłoń uniósł i przyrody łonu wskazał faka.
Niestety się triumfem nacieszyć nie zdążył
Bo go lewy sierpowy w pomroce pogrążył
zanim rękę opuścił. Wziąwszy pomstę ową
trollica mu doprawia, waląc w zęby głową,
potem obraca jak frygę, rwie włosisków kupę,
bierze rozmach i w końcu mocno kopie w... kostkę.
Tymczasem troll... a właśnie, co z trollem się dzieje?
Czy kozę aby złapał? Czy uszedł z nią w knieje?
Wracając więc do trolla...
Beata - 2012-02-10, 15:00
:
Wracając więc do trolla... spieszę zawiadomić,
że chociaż znowu musiał ze sceny uchodzić,
był przeszczęśliwy, jak pierwszy szczypior wiosenny.
Był w końcu sam! Za kozą pomykał promienny
przez gęsty bór i chociaż gałęzie chłostały
boki a ostre ciernie się w stopy wbijały -
biegł lekko. "Ta koza jest chyba całkiem młoda.
I zwinna. I niedużo gada" - w myślach dodał.
"I tania w utrzymaniu, no - same zalety."
Tak sobie dumał, biegnąc. A wtedy, niestety,
spostrzegł, że krąg spory zatoczywszy przez chaszcze,
na polanę z kozią zagrodą wybiegł. Klaszcze
trolica, brawa biją i orkowie, koza
zza węgła zerka, a zagrodnik spopod woza
chrypi: "Daję słowo, oto jest pierwszy przełaj
z metą na mym podwórcu. Ty go, babo, nie łaj,
że nie wygrał, że drugi. Taki los sportowca,
może i byłby pierwszy, gdyby biegła owca,
a nie moja najmilsza towarzyszka koza.
Chodź tu, chodź, moja mała, chodźże tu do woza."
Sabetha - 2012-02-10, 21:59
:
Troll kompletnie już zgłupiał. Szczęka mu opadła,
Piersi wklęsły, wąs obwisł, gęba jakby zbladła,
Gdy zrozumiał, nieborak, że go koza podła
Przez wertepy i chaszcze na manowce zwiodła.
Naraz tumult się wszczyna. Beczy głośno koza,
Wrzeszczy ork, wrzeszczy goblin i dziadek spod woza
głośno zmawia pacierze. Krzepkich elfów siła
jakby z piekieł czeluści tam się pojawiła!
Teraz, drodzy słuchacze, spocząć chwilę trzeba,
by ducha nieco nabrać. Spożyć kromkę chleba,
Piwa z kufla pochłeptac, dać szlifu oracji,
jednym słowem, cholera, użyć retardacji.
Trzeba wam bowiem teraz rzec nieco o elfach.
Każde dziecko wie wprawdzie, że nie żyją w szelfach,
lecz zaprawdę niewielu zna takowe dziwy,
że każdy elf to potwór nadzwyczaj chutliwy.
Jedno mu, czy sarenkę przydybie gdzieś w lesie,
Czy pannę wychędoży, co kosz grzybów niesie,
Czy dopadnie trollicy w płóciennej spódnicy,
dziada w ciemnej ulicy, dzwonnika w dzwonnicy...
Cóż za tumult wybuchnął w tej sielskiej zagrodzie
Goblin błaga o litość, koza rogiem bodzie,
Ork na gałąź się wspina, skacząc jak dzięciołek...
Tylko nasz troll nieszczęsny wciąż stoi jak kołek!
Wtem opadły go elfy.
Beata - 2012-02-11, 23:38
:
Wtem opadły go elfy. Już się nie wywinie,
nie znajdzie wyjścia z matni, chociaż z tego słynie.
Teraz się zacznie groza pod pozorem laby -
będzie musiał to przetrwać. Wszystkie elfie baby
i wszystkie elfie chłopy cisną się do niego,
gdyż z dawna nie widzieli kulasa tak wielkiego,
co - wbrew chęciom trolla - nabrzmiał i zgrubiał wielce.
Lecz w trollu groza zrzedła, ujął kulas w ręce
i zaczął nim wywijać. Trafił elfa w ucho.
Ten zatoczył się i - jak na takiego zucha -
nieprzystojnie doprawdy gruchnął na podłoże.
Oj, wstrzymajcie się elfy, już wam nie pomoże
ani wasz urok sławny, ani liczba spora,
gdy furia trollem włada, budzi w nim potwora.
Już łan elfów wokoło się kładzie pokotem,
a troll bić nie przestaje, uderza jak młotem.
I tylko jęki słychać i ryk trollej pani
"Głupcze! Wolej mi było zginąć od tych drani,
ale dopiero potem! Po skonsumowaniu!
A ty bijesz jak cepem! Ty bezmyślny draniu!
Egoisto bezmierny! Popsowasz kulasa!
I czym mnie będziesz szturał w nadchodzących czasach?"
Tu opowieść trza przerwać, dać wytchnienia krzynę.
Troll wszak musi ochłonąć, wytchnąć odrobinę.
No i nam, czytającym, też się przyda przerwa,
że trolicy nie wspomnę, ona cała w nerwach.
Sabetha - 2012-02-12, 15:09
:
Tu opis krajobrazu wcisnąć by się zdało
Jakieś słońca zachody, krowę czarno-białą,
słowiki kląskające rzewne serenady,
nad ruczaju brzegami golutkie najady –
zdałoby! Lecz poecie natchnienia nie staje,
aby mową wiązaną te szumiące gaje
i jeziora opiewać. Muza - niewdzięcznica
od wiernego swego sługi odwróciła lica,
we wrednym półuśmiechu usteczka wygięła
i na wieszcza wysiłki pięknie się... wypięła.
Troll tymczasem, nieświadom Kalliopy kaprysów,
zakończył piękną serię z kulasem popisów
i stanął zadyszany na pobojowisku.
Chętnie by jeszcze komuś przyłożył po pysku,
lecz grzmiący ryk wybranki, co drzewa wiekowe
ku ziemi poprzyginał i pomknął w dąbrowę
jako skarga niedźwiedzia, co zeń topią smalec,
sprawił, że czmychnął w krzaki jak jakiś padalec.
Teraz, moi najmilsi, nastąpią dramata
troll ściska w garści kulas, przed trollicą zmiata,
w wirze zdarzeń odwagę straciwszy z kretesem
iście niczym ów Hektor, co wraz z Achillesem
rekord Guinessa w biegach pobić bardzo chcieli.
Trzy razy Troję całą szybko obieżeli,
W końcu się jednak Hektor na <cenzura> pośliznął
i skończył bardzo marnie. Grek go w ucho bryznął,
zabrał zbroję sportową, kask przez bogów kuty,
zostawił mu tylko w (cenzura) umazane buty.
Troll, gdy wspomniał na koniec herosa żałosny,
jeszcze biegu przyśpieszył. Mijał w pędzie sosny,
brzozy, olchy, modrzewie, elfy zaskoczone,
Orków, gobliny zbrojne w kulasy czerwone,
kozę, co się po krzakach bez celu plątała,
dziada borowego, co go elfka...pacała...
jeszcze chwila, a ujdzie z kart tej epopei!
Lecz cóż tu się wyprawia?! Na skraju mierzei,
która teraz dla rymu się pojawić musi,
stał dwór szlachecki z klepki sprowadzanej z Rusi.
Troll zmienił tor wyścigu.
Beata - 2012-02-12, 18:33
:
Troll zmienił tor wyścigu. Skręcił ostro w lewo
i ominąwszy w biegu pokręcone drzewo,
co jak wartownik stary, gdy go lata gniotą
schylało się nad ścieżką. „Co też uny plotą,
to nie ruska jest klepka, to pozór z piernika!”
Lecz to nie Baba Jaga z okna łeb wytyka,
jeno dziad jakiś chudy, o chytrym wejrzeniu.
Do środka prosi pięknie, rękę ma w kieszeniu,
a w ręce szczękę trzyma, zęby diamentowe
błyszczą i skrzą się w słońcu – to zęby trollowe!
Zatem ten dziad to Cohen, znany Barbarzyńca,
i diamentowy złodziej, bezwzględny złoczyńca.
„Chodż do mnie, mój malutki, dasz mi żęby nowe.
Bo sztare mi się sztarły prawie o połowę.”
„Cóż to znowu za licho?” Troll tonie w rozpaczy,
a miało moje życie wyglądać inaczej.
Z każdej strony pułapka, z każdej strony bieda,
a za plecami baba - tegoż było trzeba,
by trolla duch opuścił.
ASX76 - 2012-02-12, 21:12
:
Nie tak prędko, malutki - rzecze babsztyl stary
znać po nim wyraźnie, iż zna niecne czary
Ucapiła stworzenie za skarby bajeczne
poczem wypuściła zaklątko wszeteczne
Zara będziem na sianeczku fikać
Nawet ci pozwolę troszeczkę pobrykać
Tera kładź się grzecznie, o tut, na klepisku
pierwej stary syfilityk spierze cię po pysku
Sie pytasz za co?? Za kobyle caco!
Bestyjo nikczemna, kanalio zielona
cała w parchy wielgachne upstrzona...
Chyba gały w rzyci miałam, kiedy magią cię wiązałam?!
O żesz kur.a, mać je.ana, nie dożyjesz ty do rana!
Cohen, głąbie, czep brzeszczota, zanim minie ci ochota!
Ząby ostaw, i tak dziury, ładuj mu od razu z rury!
Ciągle ciśnie mnie ochota, lecz nie siądę ci na grota.
Syfu w tobie cała kupa, więcej nie wytrzyma dupa.
Ten mój pomysł niezawodny i gdy się okażesz godny
rychło zdrowie ci przywróci, a troldowi bardzo skróci.
Dziad borowy cicho kwiknął i na stwora ostro bryknął.
Sabetha - 2012-02-13, 10:07
:
Baba straszliwa trolla w ramiona zagarnia.
Tymczasem nieopodal stworów cała armia
przez trollicę wiedziona zbliża się do chaty.
Już Cohen Barbarzyńca uśmiech swój szczerbaty
triumfem z lekka okraszon trollowi posyła,
wtenczas... o cudzie! Koza przed szereg skoczyła
i rogami ostrymi złoczyńców dziurawi!
Troll z marazmu wybudzon kolanem doprawi,
prosto w nochal dziadygi na kształt dziobu zgięty...
i kozę pochwyciwszy w ramion swych odmęty
ucieczkę kontynuuje przed okrutnym losem.
Za nim biegnie trollica z rozwichrzonym włosem,
Dziad borowy, gobliny, orki z kulasami,
kosmata Baba Jaga, kura z kurczętami
Horda elfów, stworzenia z leśnego zwierzyńca,
A na końcu samiutkim Cohen Barbarzyńca.
Już i las się przerzedza, wbiegają na pole
Wtem się z wszystkich rwie piersi okrzyk: „ja <cenzura>!!”
„Cóż zoczyli takiego”? – każdy tu zapyta.
Otóż w stepie szerokim, przed ludźmi ukryta
za rzeki bystrej nurtem i dziewiczym borem
leży kraina zwana niekiedy Mordorem.
„Witajcież!” – Mroczny Władca w pas się wszystkim kłania.
Choćby chciał, nie uniknie nikt teraz...pacania!”
Strach blady padł na wszystkich, lecz już krąg bojowy
nasi bohaterowie tworzą bez namowy,
zadki bezpiecznie kryjąc w środku tego szańca...
zastępy ich Mordoru w śmiertelnego tańca
korowód porywają. Już koza rogata
bodzie bok olifanta. Już Baba kosmata
nazgula chwyta w nader czułe swe uściski
orkowie po dwóch stronach piorą sobie pyski,
troll tam ucapił trolla, trollica trollicę
Cohen szczęką swą Władcę wali w potylicę
Jednym słowem epicki bój rozgorzał w pyle
Kto ulegnie? Kto wygra? Odpowiedź za chwilę.
Beata - 2012-02-13, 18:13
:
A tymczasem we dworze, tym niby z piernika,
jakaś postać przez cienie szybciutko pomyka.
"Któż to?" - zapytacie. - "Czy to ważne ruchy?"
Kluczowe, tak odpowiem, nie ma tu podpuchy.
Oto Myślak, i Kwestor, no i sam Nadrektor
nad HEX-em pochyleni, zerkają w detektor.
W nim bitwa wre straszliwa i zagłada pewna.
"Ale możesz im pomóc?" - Kwestor, jak królewna,
pląsa wokół Myślaka, mina jego rzewna.
"Gdzie są pańskie pigułki, te z suszonej żaby?" -
Nadrektor pyta z przekąsem. ' "Nie zgubiłeś aby?"
Myślak wciska guziki, a HEX pomrukuje...
nagle dwór cały kształt swój na nowo buduje.
Już po chwili to nie dwór na polanie stoi,
a latający talerz, co wznosi się powoli.
"Szybciej, szybciej, z pomocą śpieszmy bez wytchnienia!"
- wciąż pląsa Kwestor, Myślak znów guziki zmienia.
"Nie możemy tak lecieć, bo szok kulturowy,
gotów ich pozabijać, będzie kłopot nowy.
Włączyłem maskowanie, HEX nowy kształt znalazł...
no... jeszcze aplikacja... i ruszamy zaraz."
Tak było, czytelniku, to wersja prawdziwa,
odsiecz w ostatniej chwili na pole przybyła.
I nagle w bitwy wirze, w ostatnim momencie,
ktoś bez tchu zawrzasnął: "Orły na firmamencie!"
Co? Że Tolkien inaczej opisał zmagania?
Cóż... znał prawdę, a jednak wybrał swe bajania.
Fantasta, talent wielki. Świat cały przekonał,
lecz czas prawdę powiedzieć i zerwać zasłonę.
Pierścień? - a cóż tam Pierścień! Wcale go nie było,
za to po Search-And-Rescue wspaniale się piło!
Sabetha - 2012-02-15, 18:03
:
Gdyby ktoś domniemywał, że siurpryzom koniec,
zamknął oczy, pysk zawarł i nie pytał o niec
srogi błąd by popełnił. Poeci wspaniali
wielką moc akcji zwrotów wszak przygotowali!
Patrzcie! Na placu boju troll wyciąga szyję,
Oczy ku górze wznosi i tryumfalnie wyje,
śledząc we zachwyceniu orłów gry podniebne...
„Przestań się głupio gapić, bo cię w ryło <cenzura>!!!”
- ryczy gromko trollica, co cudem niemałym
ujść pogromu zdołała. Mordoru struchlałym
zastępom z kretesem przeszła chęć do boju
i każdy tam straszliwie tęskni do pokoju.
Tym gwałtowniej, że z nieba orły na nich idą,
A na ziemi swą Cohen poskręcaną dzidą
Władcę Mroku przebija. (Tolkien kolorysta
łeż wykonfabulował: że to Aiglos czysta,
że jakiś tam Gil Galad, jakieś elfów boje -
nie z nami te numery, już my wiemy swoje!)
Wtem... bogowie dobrzy! HEX, co miał z importu
magiczne części wstawione nie pierwszego sortu
trzasnął, chrupnął, zaiskrzył, puścił smużkę dymu,
piknął, kwiknął i chrząknął, zawarczał dla rymu
i w końcu zdechł z kretesem. Wnet orły skrzydlate
na powrót już się mienią w pozaziemski statek!
(Uwaga, apostrofa do muzy się kroi!)
O Kalliopo, której gniewu każdy wieszcz się boi,
kapryśnico, co gardzisz poety staraniem!
O, żałuj teraz gorzko – on z tobą uznaniem
i chwałą, co nań spada, dziś się nie podzieli!
Adwersarze do lasu żywo spieprzać jęli,
ani trochę nie ceniąc szlachetnych intencji
sił kosmicznych, co pozór orlej interwencji
na się przyjmując, konflikt ich zażegnać chciały.
Przy tem inne się rzeczy rychło okazały,
gdy lądowania w polu pustym przyszła pora...
we włazie miast skrzywionej fizys Nadrektora,
miast Kwestora, Myślaka, widać – o cholera!
Czarny hełm należący do Lorda Vadera!
On to się bowiem poszył pod zacnych uczonych
w sobie wiadomym celu i wieszczów znużonych
w te słowa łajać począł: „Do ciężkiej cholery!
Co to za gówno wyszło? Zamiast spejs opery
gniot jakiś fantastyczny, rozpacz i żenada!”.
W sercach autorów poziom szczęścia znacznie spada,
Gdy heros gwiezdnej sagi bezczelnie ich łaje,
cudem jakimś zabłąkan w te mordorskie kraje.
Puste teraz. No, prawie... Bo gdzie chytrze dołek
kret dywersant wydrążył, po rogów wierzchołek
w ziemi zakopana tkwi nieszczęsna koza!
Vader patrzy zadziwion – ta potężna doza
zdumienia sprawia, iż bierze bydlę za zwidy -
wszak o elektrycznych kozach śnią droidy!
I choć przeciętna koza to byt organiczny,
po drobniutkiej przeróbce będzie elektryczny!
Kosmiczny wojak bydlę do statku pakuje,
bez zwłoki zbędnej w kosmos z łoskotem wzlatuje
i wkrótce blednie, niknie jak sen jaki złoty.
Ale trolla naszego niezwykłe kłopoty
wcale nieukończone...

Nie ma to jak zebrania rady pedagogicznej :mrgreen:
Beata - 2012-02-15, 22:36
:
wcale nieukończone... gdyż wszyscy w tej chwili,
do niego wraz się cisną, jakby się zmówili.
"Rady nam trzeba, rady! To być wszak nie może,
żeby jakiś tam Vader porywał nam kozę!
I jeszcze łajnem rzucał, cóż z tego, że słownym.
Trollu! Tyś jest mężem bywałym i mownym -"
(tu autor i trolica ze śmiechu się zwija
i nawet Cohen szczerbaty durnie szczerzy ryja),
"ty nas prowadź! Hetmanij!" Troll uszom nie wierzy.
I już chciał łapać zgraję za skrawki odzieży,
wiązać w pęczki i spławić z bystrym nurtem rzeki,
gdy wtem ozwał się Cohen: "Patrzą na Cię wieki.
Dziś masz swoje pięć minut, korzystajże chłopie,
szansa jedna na milion właśnie Ciebie kopie."
"Yyyy...", rzekł troll. "Znaczy, że się zgadza",
wykrzyknęła trolica. "Rada, będzie Rada!"
I zasiedli w krąg wszyscy niedawni wrogowie,
czekają co im Hetman we wstępie zapowie.
Troll wziął oddech, oczami przewrócił, gdy z tyłu
jakieś figury dziwne, niemal w dezabilu,
do kręgu się zbliżają. Byłaby to ona?
Nadrektor, Kwestor, Myślak - trójca zaginiona?
Do Rady chcą dołączyć. "Witajcie, braciaki,
burzy mózgów czas nadszedł, plan nie byle jaki
musim wykoncypować." - Cohen bierze słowo.
"Hetmanie, zaczynajmy." - Hetman kiwnął głową.
I zaczęła się Rada. I już po godzinie
debaty ustalono, że Darth Vader zginie.
Kozę mu się odbierze, bo koza jest nasza.
I tylko jeden kłopot radzących rozprasza:
jak dogonić Vadera? Aż Myślak, specjalnie
się natężywszy, znalazł wyście genialne:
poczekamy na Bagaż, on za nami bieży
wypakujemy z niego wszystko, co należy
i polecimy.
toto - 2012-02-15, 23:46
:
i polecimy. Tak też zrobiono po pewnej
chwili. Części przygotowań, ale tej nudnej,
czytelnikowi oszczędzimy. Od zebrania
drużyny niezbyt licznej, zdolnej do działania
troll chciał zacząć przygodę, Hetman oponował,
a wsparła go trójca, troll smutny spasował.
Ale uśmiech szelmowski pod nosem wykwita
"Jeden stawiam warunek" - to niesamowita
cisza nastała - "Jakże to, jeszcze się stawia?"
Rwetes, harmider istny, ork się zmawia
z orkiem i razem krzyczą "Wstyd, hańba, to zdrada!"
"Panie" - tu głowę pochyla - "panowie" - powiada
"sam nie polecę! Koniec!" - kamień, drugi, trzeci.
Cudnie wszystkich unika, gęba jasno świeci.
Robi gest nieprzystojny, nagle się miarkuje
Uśmiech pełny wykwita, trollicę wskazuje
"Lecz ślub najpierw, wesele, i potem noc wspólna
nasza w łożnicy!"
Sabetha - 2012-02-16, 19:30
:
"Lecz ślub najpierw, wesele, i potem noc wspólna
nasza w łożnicy!" - Ćma stworów teraz potulna
w dziki wir przygotowań z hałasem się rzuca.
Ork kulasem swym trawę na polanie skróca,
elfy dla nowożeńców z róż wieńce splatają,
Cohen i Baba Jaga kwieciem stoły mają
(„Zaraz, a skąd te stoły”? – ktoś zapyta pewnie.
„Z Bagażu” – odpowiemy – „który Myślak śpiewnie
zaklęcie wygłosiwszy, wezwał w tej godzinie.
A Bagaż, jak wiadomo, z tego głównie słynie
że łacno z niego wyjmiesz to, czegoś nie włożył”)
Jeden Kwestor popod jesionem się położył,
pogardę dla imprezy demonstrując jawną.
Skutkiem losu zrządzenia nienawiścią dawną
darzył Lorda Vadera, łotra przesławnego
i kozy porywacza wielce niedobrego,
toteż zwłoka w pościgu wielce go ubodła.
Jednakowoż Nadrektor wcale się od godła
Najwyższego Kapłana i ślubów rozdawcy
nie wzbraniał, mało tego, zamieszania sprawcy
oraz jego wybrance szybko błogosławi,
potem Cohenowi i Babie gody sprawi,
śliczną elfkę potulnie zaślubia Dziadowi,
a na koniec starego goblina orkowi.
(Wszak nasz dzielny Nadrektor z tolerancji słynie -
miałżeby homofobem zostać w tej godzinie?!)
Po czem wszystkim tym stadłom zmykać każe w krzaki...
Po co? Skromność wrodzona nam ani dla draki,
Ni dla łask Muzy pisać o tym nie pozwala.
Delikatną tę kwestię obejdziemy z dala,
nadziei pełni, że nikt nie będzie nas winić -
bo nie tak miło o tym powiadać, jak czynić.
„A biedna koza? Co z nią?” - pewnie się pytacie.
Respons na to pytanie wkrótce otrzymacie.
Beata - 2012-02-16, 22:17
:
No i wstał ranek rześki po bezsennej nocy
pomni obietnicy przyjścia kozie z pomocą
oblubieńcy z krzaczorów powoli wyłażą,
przeciągają się, ziewią, stają przy Bagażu.
Ten łypie na nich okiem (powiedzmy, że okiem –
lecz z braku lepszej nazwy: taksuje ich wzrokiem),
jakby się zastanawiał, jakby ich oceniał,
wciąż wrogo nastawiony, potem zdanie zmienił.
Z wolna podniósł wieko, skrzypnęło – daję słowo –
A w środku czeluść czarna. Troll pokręcił głową:
„No dalej! To dla kozy!” I w akcie kurażu
Rzucił się głową naprzód w odmęty Bagażu.
Za nim inni skaczą: w parach lubo też solo
(Kwestor pigułki z żaby połyka nerwowo),
i trolica, i elfy, i dziw to nad dziwy,
Wszyscy mieszczą się wewnątrz, cud to jest prawdziwy,
nikt się z nikim nie zderza, po palcach nie depcze.
Dziad borowy ostatnie wino jeszcze chłepcze
i też skacze. Nadrektor Kwestora popycha,
bo po pigułkach z żaby Kwestor ledwie dycha,
Cohen i Baba Jaga, no i orków mrowie
(Bagaż jest zapełniony nieledwie w połowie).
Tak, drodzy czytelnicy, to magii natura,
w L-przestrzeni Bagażu dałoby się tura
zmieścić jeszcze. I smoka. I jaszczurów stado.
I miałoby się pewność, że wszyscy pojadą.
Ale wróćmy do sagi: Bagaż wiekiem mlasnął,
Zakręcił się na trawie, położył i zasnął.
No dobra, żartowałam, Bagaż się natężył
spiął się w sobie potężnie, wysilił, naprężył…
i skoczył w kosmos.
toto - 2012-02-18, 12:30
:
i skoczył w kosmos ciemny. Wśród mrocznej materii
bezmiaru, gwiazd promieni, gdzie mrozy Syberii
są upałem nieznośnym. Minutę już lecą
nasi wielcy herosi "Nam za to zapłacą?"
Pojawiają się głosy zaraz uciszone
jakby trolla kulasem. Policzki czerwone
jego ze złości, bo kulas jakby się zmniejszył
po nocy poślubnej. Szybko w gaciach go zaszył
aby wstydu uniknąć. Tymczasem kolejna
minuta lotu minęła, załoga chwiejna
do buntu się szykuje. Kwestor wystraszony
o pomoc prosi trolla, lecz ten odsyła do żony.
Ślub wszakże wszystko zmienił, pomóc nie chce wcale
męża zaciekle broni. Nie ma innej rady
jak postój wymuszony by nadać ogłady
zbyt licznej załodze. Przy gwieździe kwadratowej -
oznace eNeFeRu - w zatoce gwiazdowej
wśród złomu kosmicznego staje ekspedycja
pościgowa. Gotowa już ewakuacja
orczego regimentu, gdzieś jęczy mitoman.
"Czuję kosmiczną falę!" - To krzyczy ork-szaman
"Na niej surfuje Vader w kierunku Oriona"
Poruszenie wielkie, orcza horda spieniona
"Prowadź nas tedy mistrzu" - Kwestor decyduje,
i w chwili jednej załogę pacyfikuje.
"Nasza gęstość zbyt wielka, a czwarta jest sroga,
i by ją osiągnąć tylko jedna jest droga"
Wiedziała Baba Jaga, że jedno to znaczy
"Zatańczą cyberka!"
Sabetha - 2012-02-18, 20:12
:
Wiedziała Baba Jaga, że jedno to znaczy
"Zatańczą cyberka!" Wraz tumanom tłumaczy,
którzy o takim tańcu nigdy nie słyszeli,
co im czynić wypada. Za ręce się wzięli
i na Jagę patrzają. Ona przed się rusza
i z Bagażu dobywszy zaraz pióropusza
Cohenowi lubemu prędko go zanosi
i wąsa podkręcając, w pierwszą parę prosi!
Za Barbarzyńcą szereg w pary się gromadzi,
Dano hasło, zaczęto taniec, on prowadzi.
Zewsząd się czerwone błyskają kulasy,
Bagaż jasno oświeca owe wygibasy,
Cohen stąpa powoli, niby od niechcenia,
niczym olej kujawski z pierwszego tłoczenia
przez cycatą dziewicę na patelnię lany...
(Hę?! Że co proszę?! Koncept nieudany?!
Osób postronnych wieszcz o zdanie nie zwykł pytać
bo ich obowiązek nie jest ględzić, a czytać!)
Wtem Cohen się zatrzymał i szczękę poprawił
diamentową, ku Babie kulasa nadstawił,
pochyla ku niej głowę, chce szepnąć do ucha;
Baba głowę odwraca, wstydzi się, nie słucha.
Dzielny troll również chwycił swój kulas zapięty
w portkach dotychczas, długi, cętkowany, kręty,
i pomny na cnej Baby wcześniejszą przemowę,
wraz z żoną jął ładować działa orgonowe.
Lecz cóż to? Nad tańczących długim korowodem
świetlista płonie łuna – cóż jest jej powodem?
Nadrektor się zaklina na wszystkie swe kości -
„Otworzyliśmy wrota do czwartej gęstości!”
woła. – „Orion przed nami dziś otworem staje!”
„Jednakowoż coś mi się, kolego, wydaje,
żeś jednej małej rzeczy nie wziął pod uwagę!”.
Rozpasana hałastra wraz wpada w powagę,
biedny zaś Nadrektor, że do siebie żal ma
Zamaszystego zaraz odczynia fejspalma.
A że w głębi duszyczki jest proste pacholę,
Wyrywa mu się przy tem jęk: „o ja <cenzura>!”
Albowiem uczonemu umknął szczegół drobny
Że Orion, chociaż w kształcie swym bardzo nadobny
wprost od jaszczuroludzi lubieżnych się roi.
Już przed bohaterami kilku takich stoi –
paskudnych i zielonych, w mig budzących grozę.
„Myślicie, że zdołacie nam odebrać kozę?
Niedoczekanie wasze!” – szyderczo się śmieją. -
„Kto raz tu wszedł, niech szybko żegna się z nadzieją!”
Beata - 2012-02-18, 21:39
:
Tym wszystkim, co nie wiedzą, śpieszę tu wyjaśnić,
a inni niech wybaczą, lecz trzeba rozjaśnić
mroki. Bo najgorsze są jaszczury z Oriona,
chuć u nich większa, niż w "Edenie" Harrisona.
Pomiędzy gęstościami śmigają namiętnie
a po akcie kradną DNA prawoskrętne.
Ludzi już tak okradły i z nitek dwunastu,
tylko dwie się ostały. Wprawdzie ludzi nastu
ma więcej - ale to są typy wredne, zatem
ich nie liczymy. Ludzkie społeczeństwo biedne
od lat cierpi, do czwartej gęstości się wspina
i jej sięgnąć nie może. A czyja to wina?
No właśnie! Wszyscy wiedzą - zielonych potworów!
Z planety Orion gadów, demonicznych stworów,
co ukrywać się zwykły na Ziemi, wśród ludzi
z hologramami w oku, by lęku nie budzić.
Ale my o nich wiemy, a czas demaskacji
już bliski. A na razie kibicujmy akcji
naszych bohaterów. Oni wprawdzie za kozę
bić się będą, nie za nas. Ale jednak dozę
wparcia śmy im winni, bo nigdy tak niewielu
nie robiło porządków w oriońskim bordelu.
toto - 2012-02-19, 09:54
:
"To jak można im pomóc?" - w domu niejednym
głos się z ust wydobywa - "Herosom tym biednym?"
Sprawa całkiem jest prosta, by nie rzec banalna,
lecz wszystkich ludzi pomoc potrzebna jest walna -
miłością napełnijcie orgonowe działa,
dajcie się ponieść żądzy i splećcie swe ciała.
Wróćmy jednak do dzieła, sprawdźmy jak się akcja
rozwija. Kto już poległ, jaka była reakcja
trolla na gadzin atak? Wyciągnął kulasa
wali wszystkie po pyskach, pada cała masa.
Lecz w miejsce ubitego dwóch nowych przypada.
Nagle troll dostał w głowę - biada mu! Oj biada!
Jaszczur skacze ku niemu, chybia o włos celu,
sam kulasem rażony pada jak już wielu
przed nim poległo. Wtem ktoś krzyczy - Baba Jaga -
woła trolla, trollicę, a sama już naga
z Cohenem spółkuje "Orgon naszą nadzieją
jedyną" jeszcze woła.
Sabetha - 2012-02-19, 14:57
:
jedyną" jeszcze woła. Odmówić nie śmieją
dzielni nasi herosi takiemu wezwaniu
nuże się oddawać orgonu wytwarzaniu
choć całą noc poślubną zapasy zbierali
i w wielkim trudzie, znoju, wiele uskładali.
W końcu strzelać kazano. Orgonowe działo
niczym grom z nieboskłonu jasnego zagrzmiało,
wnet padają jaszczurów plugawe zastępy;
wprost na nie się orkowie rzucają jak sępy,
kulasami już tłuką, biją mordy wstrętne,
wrzeszcząc: „oddawajcie DNA prawoskrętne!”
„Dyc zużyliśmy, nie ma!” – lamentują gady. -
„Podbój świata to czynność, co ma swoje wady,
trzeba czasu, wysiłku, DNA zapasów,
z ziemskimi dziewicami sprośnych wygibasów...
jak więc żyć, panie trollu?”. Troll nasz zaskoczony
że ów jaszczur zielony taki jest uczony,
z wyrzutem wielkim w stronę poety spogląda,
co mu ten dowcip sprawił. Potem widzieć żąda
Vadera, który kozę niecnie uprowadził.
„Tutaj go nie ma” – jaszczur szybko prawdę zdradził. –
„Prościutko do Imperium z kozą pożeglował
i cesarzowi samemu bydlę podarował.
Ale nie lza wam teraz porzucać nadzieje!
Wiatr przemian niech w kosmosie dzięki wam zawieje
i od świata podboju zbawi konieczności
jaszczury z Oriona, którym w zupełności
ich planeta wystarczy. Tylko niechaj czasem
wolno im będzie wypad urządzić z kulasem -
na Ziemię sobie wpadną, dziewoje obrócą
i kozę lub owieczkę małą zbałamucą.
A wy, najmilsi, lećcie – cesarza obalcie,
Przy tej sobie okazji Gwiazdę Śmierci spalcie,
Vadera hełm bojowy zatknijcie na brzozę
i zabierzcie do domu waszą cenną kozę.
My w tym chwalebnym dziele wraz wam pomożemy,
a w podróży się chętnie elfkami zajmiemy.”
Troll brew namarszczył, myśli.
Beata - 2012-02-19, 17:32
:
Troll brew namarszczył, myśli. "A to wredne dziady!
Płaszczą się obrzydliwie, podstępne to gady.
Naszymi chcą rękami Vadera obalić,
a gdy kozę weźmiemy, zostaną na fali
kosmicznej. I wtedy już sami władać będą.
O niedoczekanie!" Ale nie będąc ględą,
tylko zwykłym podstępnym trollem, pod pozorem
zgody krótko skinął głową. "Razem toporem
Vaderowi nauki udzielimy zręcznie."
A w duchu dodał: "A wam potem, gady, ręcznie
wytłumaczymy wszystkie współżycia arkana.
Nigdy ludzkość nie będzie pełzać na kolanach."
Wszyscy badacze zgodni, że właśnie w tej chwili
był moment historyczny. Bardzo się pomyli,
kto lekce sobie waży znaczenie momentu,
troll z niego wyszedł z misją, zmieniony do szczętu.
Mąż stanu w nim się zbudził, gotów prawa nowe
ponieść przez galaktykę, byle orgonowe
działa móc załadować. I z zapałem wielkim
rzucił się w wir roboty.
toto - 2012-02-19, 20:12
:
rzucił się w wir roboty. Najpierw orkom wszelkim,
co potyczkę przetrwały, nakazał przy sobie
zasiąść, wysłuchać mowy. Usiedli przy żłobie
troll o rozejmie prawi, kosmicznym pokoju,
co tyrana obali, zakończy czas znoju.
By protesty ukrócić wyciąga kulasa -
orkowie wnet pojęli - i bez wygibasa
do posłuchu ich zmusi. "Zawrzemy umowę
z jaszczurami na wstępie." - już kończył przemowę,
tylko puenta została - był z niej dumny wielce -
"Takoż druhowie moi, dzięki krwi kropelce
w słusznej sprawie przelanej, odzyskamy kozę!"
Radość wielka w obozie, ale czuć też grozę.
W sukurs przyszła trollica, przy gieźle majstruje
minę ma gniewną, srogą - o honorze truje,
braterstwie wszechświatowym. Podporządkowali
się wszyscy harcownicy, już będą śpiewali
o światłym woju-królu co siłę kowali
ma stu i jeszcze ze trzech. I pościg wznowili
po jednej, krótkiej chwili. W kosmiczną skoczyli
pustkę, na fali suną
Sabetha - 2012-02-20, 17:44
:
pustkę, na fali suną. Troll w kącie przysiada,
wnet przemianę przechodzi jak Gustaw w Konrada
i „Samotność!” – zawrzeszczy. – Czym śpiewak dla ludzi?!”
co wśród wojska szeregów wielki popłoch budzi,
żeby im nie wyjechał ze świeżą oracją
albo, co najgorsze, Wielką Improwizacją.
„Trollu mój” – rzecze Myślak. –„Porzuć te Konrady,
bo to najlepszy sposób, żeby zejść na dziady,
a nie o to nam idzie. Wszak kozy dziś dobro
jest naszym priorytetem; Vadera za ziobro
poślednie powieszenie, wolność wszechkosmiczna
i cała ta afera jaszczurpolityczna
to sprawy drugorzędne” - tu pokiwał głową.
Troll Myślaka płomienną wstrząśnięty przemową
szybko improwizacji tworzenie porzucił.
Jeszcze tylko nieśmiało pod nosem zanucił
poloneza początek i do pracy śpieszy.
Trollica na ów widok niezmiernie się cieszy,
bo działa orgonowe naładować trzeba,
jeśli się podróżować pragnie przez te nieba.
Wszyscy biegną pomagać przy tem obowiązku –
nieistotne: kawaler czy mąż w stałym związku,
panieneczka czy żona, rozwódka czy wdowa –
każda z nich produkować orgon jest gotowa.
Ale cóż to, o nieba, w tej chwili się dzieje!
Każdy Otchłani znawca wie, iże istnieje
sekretny związek między jaszczurami oraz
armatą orgonową. Ładują raz po raz
śmiałkowie ci waleczni bojową broń swoją,
tymczasem biedne gady o życie się boją!
Beata - 2012-02-21, 22:25
:
Jaszczuroludzie w strachu i nie chcą pomagać,
bo im głos w gardłach uwiązł i muszą się zmagać
z traumatyczną afonią. No i bardzo świetnie,
bo cierpliwość do gadów ma wartości letnie.
Niech sobie siedzą cicho, niech się trochę boją,
a wokół twórczy chaos, wszyscy się swawolą,
bo bitwa już jest bliska. Lecz działa orgonowe
nie są naładowane, znaczy - niegotowe
w pełni do walki, mimo ofiarności wielkiej.
Zamartwia się troll, Nadrektor rozciąga szelki
Kwestora, strzela nimi głośno i powiada:
"Panowie, mamy problem. Wydajność nam spada,
a kreska ładowania prawie w miejscu stoi.
Misja wisi na włosku, cóż czynić przystoi?"
I gdy tak martwili się kozy zbawiciele,
rzeczony wskaźnik ruszył, najpierw nie o wiele,
a potem coraz szybciej. Skąd ta nagła zmiana? -
Za przyczyną ziemskiego rymotwórstwa fana,
który o kłopotach przeczytał w internecie,
i niezmiernie przejęty skrzyknął ludzi w sieci.
Tak właśnie na Ziemi nastała moda nowa,
świeżo wytworzona energia orgonowa
pomknęła strugą w kosmos, prosto do Bagażu.
Na pohybel Vaderu, niech się w piekle smaży!
toto - 2012-02-22, 19:48
:
I drugi ma to skutek - koniec gadziego
całej ludzkości ciemiężcy, zła zielonego.
Czwarta gęstość zamknięta niemal całkowicie.
Ludzkość będzie bezpieczna - Słucham, co mówicie?
Tak, oczywiście, Vader - ostatni z jaszczurów -
jeszcze dybie na ludzkość. Nie boi się murów,
co chronią możnych, królów a teraz ma kozę -
biedne, niewinne zwierzę - ciągnie ją na brzozę.
"No, miła panieneczko, teraz cię wydoję".
Tu tajemnicę zdradzę, choć trochę się boję:
Przeto słuchajcie uważnie, bo jej nie powtórzę.
Otóż niewielu to wie - dojąc kozę w burzę
i przelewając mleko w platynową misę
w mig otrzymasz antyorgonową polisę.
"Tylko czekam na grzmoty, deszczu odrobinę
coby rytuał zacząć, wydoić kozinę.
Vader siada pod brzozą, w niebo popatruje
tymczasem Bagaż przestrzeń kosmiczną pruje;
jego pasażerowie, zgraja całkiem liczna,
wykonują zadanie - i broń erotyczna
coraz większy ma zasięg. Tak trwa wyścig z czasem -
kto pierwszy gotów będzie? Troll strzeli kulasem
i orgonem potężnym Vadera porazi?
Czy też ten drugi sporządzi specyfik kozi?
Sabetha - 2012-02-22, 22:01
:
Już z napięcia wielkiego wstrzymują oddechy
wszyscy akcję śledzący – już tam gaz do dechy
Nadrektor dodusza i Bagaż rozpędzony
mknie na kosmicznej fali, choć i tak spóźniony
może być wszelki ratunek. Jeśli wydoi
wpierw Vader biedną kozę, niechaj świat się boi.
Wnet do czwartej gęstości trakt otworem stanie,
jaszczury będą jadły dzieci na śniadanie,
DNA poskręcają nam na lewą stronę,
wszystkie będą dziewice pobałamucone,
na niebie wnet zaświecą ogromne spirale
że się wyspać nie będzie można w nocy wcale...
najgorsze jednak to jest, że broń orgonowa
na dobre ze wszechświata zniknąć nam gotowa!
Orgon zaś, jak wiadomo, związan z kopulacją.
„Do diabła idźcie sobie z tą jaszczurokracją!” –
krzyknął gromko Nadrektor, wizją porażony
świata, gdzie nie istnieją w ogóle orgony.
Mocniej stery pochwycił, zębiska zacisnął
wolę sielnie natężył, krwią w oku zabłysnął
i wnet Bagaż wprawił samą swą siłą moralną
w prędkość tyleż wspaniałą, ileż absurdalną.
Kłopot z tego wyniknąć miał zupełnie nowy.
Otóż mknąc przez kosmosu gwiaździste osnowy
herosi nasi cel wędrówki ominęli,
na orbitę Dagobah niechcący wlecieli
i z wielkim się impetem w bagienko zaryli.
W ten oto prosty sposób siedzibę odkryli
Mistrza Yody, co w całej galaktyce słynie,
albowiem nigdy nie miewa kaca po winie.
„Mglista przyszłość jest kozy” – Mistrz podróżnym rzecze. –
„Ciemna ją Mocy strona na zgubę powlecze
lecz jest jeszcze nadzieja, choć mała, cholera!
Musicie dziś odnaleźć Luka Skajłokera!
W nim ufność pokładajcie...”
Beata - 2012-02-23, 00:35
:
"W nim ufność pokładajcie..." Mistrz Yoda powiedział,
uszy po się położył, zasnął tam, gdzie siedział.
A wyprawy członkowie stoją osłupiali.
No teraz to im zadał! Patrzą wokół mali
i więksi podróżnicy, w oczach pustkę mają.
Gdzież szukać teraz Luka, którego nie znają?
I jeszcze żeby dzisiaj - no tego się nie da!
Straszna się nam szykuje wszechświatowa bieda.
Nagle Myślak wyskoczył przed szereg i rzecze:
"Ja bym się nie przejmował, w końcu na tym świecie
ci, co szukają - znajdą. Zróbmy to najprościej:
napiszmy, że szukamy. On wtedy się zgłosi.
Widziałem obraz taki, Bagaż go wyświetlił,
z tablicą "Gdzie jest Mariusz?" szedł raz cały zespół.
I nam tak zrobić trzeba." I mówiąc te słowa
nad kartką się pochylił, przesylabizował:
"Gdzie jest Luke?" wyrył szybko, jeszcze dla pewności
serduszkiem przyozdobił, już nad głowę wznosi.
Możecie mi nie wierzyć, lecz właśnie w tej chwili
Luke z jakieś dziury wyszedł, za nim kroczą w tyli
dwa stwory jakieś dziwne: mały oraz złoty.
"Koniec przerwy, chłopaki! Czas nam do roboty!"
To rzekłszy do Bagażu podszedł raźnym krokiem,
a Myślak rozmarzonym wiódł za nimi okiem.
Nie za Lukiem, dalibóg, choć ma miecz u pasa
i na pewno w potrzebie użyje kulasa,
lecz za tymi dwoma, co w sposób mechaniczny,
sunęli popiskując, każdy ich ruch śliczny,
taki bardzo HEX-owy. Myślak, jak w amoku,
byłby się w bagnie skąpał, gdyby go w pół kroku
Yoda, co się obudził, nie przeniósł nad błotem.
Ale to boczny wątek, o tym będzie potem.
Na razie odjeżdżają, ścigając się z czasem.
"I niech moc będzie z wami" wołał Yoda basem.
toto - 2012-02-23, 18:18
:
Spakowany już Bagaż Luke wrzucił na statek,
zagonił także droidy, dorzucił kwiatek
i zaparzył herbatę - ziołową na wzdęcia,
co go męczą od wczoraj. Odprawia zaklęcia
tajemnicze nad sterem, popija herbatę.
Już mu lepiej - ból mija - w uszy wtyka watę
by nie ogłuchnąć całkiem w trakcie szaleńczego
lotu - wyścigu z czasem. "Właściwie dlaczego
i po co mam tam lecieć?" To geny jaszczurcze
doszły chyba do głosu. Luka łapią skurcze
i coś go zaswędziało - orgon w niego bije,
z Bagażu znalazł ujście, przy Luku się wije.
"Już dobrze, żartowałem sobie tylko przecie".
Wnet z Bagażu słychać głos "Przy niebieskim świecie,
za gwiazdą kwadratową, najpierw prosto
potem w górę i lewo. Tylko maszynisto
bez głupich szarż i szaleństw!" To troll podpowiada
jaki obrać kierunek. Vaderowi biada
jego twarz jakaś blada - maska nie pomaga
na orgonu działanie - o burzę już błaga.
Ktoś modłów jego wysłuchał - lać deszcz zaczyna,
pioruny walą w ziemię. Nie zdąży człeczyna
zatrzymać dojenia. Sił nowych nabrał Vader,
już do dojenia podchodzi ochoczo nader.
Ale mleko nie leci, ani kropla nawet
do miseczki nie spłynie. Wtem chwycił za welwet,
co płaszcz z niego ma zrobiony, maskę przeciera.
Lepiej próbuje doić, futerko pociera
kozie - tu coś mu nie gra - skąd anteny, wtyki?
Zdziwienie go ogarnia, jeszcze jakieś pstryki
znalazł za uchem lewym, w złości wcisnął wszystkie.
"Toż to android!" - Wrzasnął - "Choć futro milutkie"
dopowiedział już ciszej. Miskę zabrał, kopnął
brzozę, pogroził niebu.
MORT - 2012-02-24, 15:00
:
dopowiedział już ciszej. Miskę zabrał, kopnął
brzozę, pogroził niebu. Tlenu z puszki żłopnął,
i pobieżył do swego myśliwca w te pędy,
z elektryczną kozą pod pachą. Na błędy
takie w tym swoim planie gotów nie był wcale,
lecz poddać się ni myśli. Bezcelowe żale.
Trza działać mu tem prędzej! Walka nie skończoną!
Koza mleka nie da, lecz będzie jego żoną!
Czuł to wszak wyraźnie, czuł to od początku - to...
uczucie co ściskało go Mocą w żołądku
(sztucznym, jakże inaczej, znacie tę historię -
prawdziwych części ciała, kulasa nie pomnę,
a właściwie pomnę, ale innym to razem,
nie miał Vader wiele - a no uszły mu płazem.
A konkretniej "płazem" kulasa świetlnego
dzierżon w rączych ręczach Obiłan Kenobiego).

Zwiąże kozę z sobą, na przyszłe wieki wieków!
Rzekł "nie potom się wlókł do australopiteków,
tych wszystkich prymitywów, neandertalczyków,
tych homo niewiadomo, pospolitych typów.
Nie potom w galaktyki slumsy aż się drepnął!"
Wszedł więc w nią od razu... znaczy w prędkość nadświetlną,
by zdążyć przygotować ważkie sprawy obie:
zaślubiny i bitwę - wyczuł wszak już w dobie,
w której to porwał kozę znad ziemskiego lasu,
że podążył wnet za nim cały tłum kulasów.
To jasna strona mocy ("orgonu", dla innych)
rebelią zgrać się waży! Należało winnych
silną ręką chwycić i soki zeń wycisnąć.
Tudzież w gwiezdną plazmę na powrót ich rozstrysnąć.
"Nie pierwszy raz stoi mi..." Darth Vader pomyślał
"...stłamsić opór w jądrze!", nie czekając więc wysłał
współrzędne w autopilot do Klitory Śmierci.
Sam zaś w myśli się zapadł intymnych odmęcin.

Poczuł odwzajemnienie uczuć swoich głębi
w kozich oczach, w jej futrze, w czerni zgniłych zębin,
choć sztucznych przecie, to jednak tak dlań prawdziwych,
rzędów dentes, niczym płot z kulasów krzywych.
Widział wyraźnie - koza rzec mu chciała słowo.
Acz nie musiała. Rozumiejąc kiwnął głową,
uśmiechnął się pod maską, jak możliwe tylko,
już nie mógł się doczekać, by ją związać linką...

Ale pytasz czytaczu, znicierpliwion wielce
co tam słychać u naszych bohaterów. Więc, nie
będę przedłużał twej agonii straszliwej
waląc prosto na statek tej gromady ckliwej.

Tu się zabawiali! Ładując orgon w działa.
Baba Jaga z chęcią wykładowcom się dała,
Myślak oddalił się gdzieś z dwoma robotami
uwiedzion HEXownymi, nagimi kablami.
Luke uniesion honorem w konfliktu swej roli
rzekł "z każdym naładuję działo aż zaboli"
Bagaż deptał kogoś, trolle mocno się skrzyły,
elfy za to jaszczurze truchła wygrzmociły.
Zgiełk i rumor ten trwał długo, aż ostatnie z dział
zostało wypełnione rozkoszą drżących ciał.
Tedy to spoczęli, odzyskując energię,
by na bitwę mieć siły, by móc ruszyć lędźwie.

***

Nadszedł wnet dzień bitwy - patrzą w dal. My niemoty!
Myśleli, jak tradycja stoi - we Sromoty
Gwiazdę każdą, do środka się wtargnie, dokona
abordażu, lub w słabość uderzy. Tak skona.
Klitora Śmierci jakże bardzo była inna,
nie było się gdzie wcisnąć! Cóż czynić powinna
załoga nasza dzielna? Siedzą, radzą, myślą.
Atakować? Uciekać? Jak orgonem trysną,
w niepenetrowalną powierzchnię swego wroga?
Cóż nam czynić teraz? Tragedia! Olaboga!
Wreszcie Luke postaje, co z trolem zeszłej nocy
zbratany silną więzią, "nie wezwiem pomocy"
rzekł głośno, zaraz dalej: "zdaniśmy na siebie,
nikt nam nie pomoże w tej palącej potrzebie.
Atakujmy! Przewagę dużą mamy póty,
radary wroga milczą -nie urwali dupy
naszemu myśliwcowi. Im dłużej zwlekamy
tym więcej szans zwycięstwa Klitorze oddamy!
Będziem nań nacierać, wraz, do stacji bojowych!
Z zewnątrz się w nią wcierać, siłą orgonowych
dział, aż się rozgrzeje, i pęknie jej pokrywa.
Wnet wlecim w sam jej środek, co kozę ukrywa."

Tak toczy się przemowa, co nowe pokłady
sił oraz orgonu wzbudza w ciałach gromady
cnych bohaterów...
________________ Jak nie bujło całem statkiem!
Promień z Klitory trafił wcale nie przypadkiem.
Słabość wszystkich zdjęła nagła. Jęczą coś słabo.
Jeden Kwestor przytomny krzyczy "W Bagaż, żwawo!
To ostatnia szansa by uciec od pogromu!"
Baba Jaga palcem wskaże. "Tam jest. Lecz co mu?
Cały się kołysze na nóżkach swych zwiotczałych,
ustać już nie może." Teraz rzygnął w ocalałych
przedmiotami wszelkimi, które zżarł był kiedy,
zasypując, siniacząc, dodając im biedy.
"To nie nóżki, a kulaski" Kwestor odpowie,
"wszak i im jest szkodliwy impotencji promień."
"Padł!" krzyczy Baba. "Jak zawierzyć mu swe życie?"
"Nie ma wyjścia!" odkrzykuje Kwestor.
________________________________Widzicie
teraz, jak wokół się gromadzą, uchylają
wieko. Jak wszystkich źrenice się rozszerzają!
W środku, w embrionalnej pozycji pochrapuje
mag, zwany Rincwindem, we śnie coś wyszeptuje.

***

"Widzisz, moja luba? To jest mój prezent ślubny
- prześladowców twych, jełopów, rychły los zgubny."
rzekł Darth Vader kozie.
____________________Nagle wstrząsło Klitorą
"Co na mego kulasa świetlnego z tą zmorą
się tu dzieje? Przecież gwiazada ta śmiercionośna
nie ma słabych punktów! Och zła dolo, nieznośna!"
Patrzy tedy w prawo - tam koza w częściach leży.
Biegnie pędem, podnosi jej głowę. Nie wierzy.
"Nie martw się moja miła. To naprawim szybko".
Wtula się w nią czując, że palcem na coś kliknął,
coś przy złączu przy karku, pod futrem ukryte.
Voice-Mode "Human" ON. "O rzesz ty" Krzyczy "Jest w pytę!"
A koza patrzy nań smutno, kręcąc swym nosem
i wreszcie doń przemawia, niskim męskim głosem.
"Muszę wyznać, nie ledwiem ludzkich rąk jest czynem.
Pewnym jest, że to czujesz. JESTEM TWOIM SYNEM!"

***

A tymczasem na zewnątrz rozpoczął się spektakl
Wszystkie ślepia wpatrzone w Klitorskie powierzchnia
pękające z hukiem i jękiem, dźwięki których
poprzez próżni eter ogłuszyły niektórych!
Z wnętrza krągłej Gwizady wielki dziób się wynurzył
rozpychając od środka skorupę rozburzył.
Mechaniczny, kosmiczny Żółw już narodzony,
rozsiewając Klitory resztki w cztery strony.
Stało się to za jakąś tajemniczą siłą,
osiem zaklęć Octavo Rincwindowi wyśniło.
Ten się budzi, staje, szatę nieco poprawia
"Przespałem coś ważnego?" zapytanie stawia.
"Do Bagażu!" znów krzyczą "Statek się rozpada!"
Rincwinda z sobą ciągną.

================
raz a hurtem :P
edit: no tak, zapomniałem, że jaszczury martwe
Sabetha - 2012-02-24, 22:00
:
"Do Bagażu!" znów krzyczą "Statek się rozpada!"
Rincwinda z sobą ciągną. Ów wrzeszczy „biada!”
tamten padł na kolana i modlitwy zmawia,
Myślak zaś Rincewinda na nogi już stawia,
przy okazji stawiając mu i wymagania,
ale Magg się nie zrywa do ich wypełniania.
„To pomyłka jakowaś” – mamrocze ospale –
brać udziału w potyczce nie przybyłem wcale,
dajcie pospać, nie wrzeszczcie, bo mię boli głowa.”
„Która za moment z szyi zlecieć jest gotowa!” –
Kwestor wrzaśnie znienacka. – „Bowiem jeszcze chwila,
nie Żółwia kosmicznego, a Pterodaktyla
będziemy tutaj gościć!”. Wnet z zgrozy zamarli
kosmiczni wojownicy; pewnie by szaty rozdarli,
gdyby je jakim trafunkiem mieli wciąż na sobie.
Ale że przez czas cały, ba, nawet i w dobie
owej nieszczęsnej orgon wciąż generowali,
w historycznym momencie bez ubrań zostali.
Nawet statek ze strachu przestał się rozpadać.
Albowiem on sam to był. Ten, co całym władać
Uniwersum Jaszczurzym z dawna był zrodzony,
Przewielki Pterodaktyl, którego orgony
żadne zmóc nie są w stanie. Który Impotencję
rozsiewa po wszechświecie jak starość demencję,
jak komary malarię, jak zima katary...
Luk przypadł był do okna, krzyknął: „Nie do wiary!”
Potem nie bacząc na nic bierze w dłoń kulasa.
„Przecz ma wyginąć teraz cała nasza rasa
dinozaurowatego przez wypierdka tego?” -
albowiem we wzburzeniu pomieszał był szyki
które od dawna ładzą otchłań gramatyki.
Nadrektor, że był czuły na takie niuanse,
pragnął do Luka kwestii czynić jakieś anse,
ale spóźnił się lekko. Pterodaktyl dopadł
kosmicznego pojazdu. W tym momencie opadł
wzniesiony hen nad głową palec Barbarzyńcy
i odważni orkowie, świata dobroczyńcy
odpalają ostatnie orgonowe działo
które od Impotencji cudem ocalało!!!
Tu zamilknąć na chwilę godnym się wydaje,
bo skromnemu poecie słów dalej nie staje
aby ów odpowiednio heroizm opiewać.
Jakowy profan jeszcze z nudów zacznie ziewać,
nosem krzywym pokręci, rymów marność wskaże...
Trudno, co dalej będzie, kto inny pokaże.
Beata - 2012-02-25, 23:00
:
I wystrzelili z działa, ufni w moc orgonu,
lecz rezultat jest żaden, choć pół nieboskłonu
w energii tej się nurza. A to wielkie bydlę
tylko mocniej zaciska szpony swe przebrzydłe.
Trwa historyczny moment, statek jak w imadle,
lada moment zostanie rozłupany na dwie
połówki, a załoga naga, jak z muszelki
małże, będzie wyssana przez dziób stwory wielki.
I byłabym się w grozie zatraciła całkiem,
gdyby nie Rincewinda dwa machnięcia wałkiem,
na którym był spoczywał. "Patrzcie, co tam leci!"
A do bitwy dwóch potęg zbliża się ktoś trzeci.
Któż to? Wróg czy przyjaciel? - Oto jest pytanie...
(nie ma wyjścia, należy odpowiedzieć na nie).
Przeogromna to była pterodaktylica.
Kwestor zgubił pigułki, pobladły mu lica,
bo dawno temu czytał o seksie daktylim
i jeśli autor książki faktów nie pomylił,
czekały na nich jeszcze straszliwe przeżycia,
jakich nie miał nikt jeszcze, i to od powicia.
Wcale nie są bezpieczni, on jeden to wiedział,
wokół wszyscy radośni, lecz on jeden siedział
osłabły i bez ducha. Ich statek nie działa,
a uciekać im trzeba. Gdyż po seksie cała
ta gwiezdna konstelacja zostanie zjedzona,
bo pterodaktylica jest nienasycona.
Powiedzieć tu się godzi, że Kwestora lęków
nie podzielał nikt zgoła, bo wśród zgodnych stęków
wszyscy się za naprawy zabrali tymczasem
zupełnie, jakby byli w zagrodzie pod lasem.
Rincewinda obecność to sprawiła - przecie
on od ucieczek specem największym na świecie.
toto - 2012-02-26, 15:15
:
Lecz poczekajcie chwilę, wyjaśnić spraw parę
już teraz musimy, zaszczyć w koncepcie szparę.
Czystkę należy zrobić w kosmicznym bestiarium.
Jaszczurów nie ma wcale. I nawet w terrarium,
co jest w Noego Arce, żaden się nie ostał.
Co? Vader? Jego nie liczmy, on swą kozę dostał
i jaszczurem być przestał. W droida przemianę
przechodzi, zło odrzuca. DNA zamianę
na kable, cewki, diody, tej której finałem
i ostatecznym skutkiem (prawie go przespałem)
jest szczęsny, miły całkiem byt cybernetyczny
napędzany orgonem. Ich związek tragicznym
przestał być w jednej chwili. Wróćmy do daktyli,
namiętność ich opisać (się zniecierpliwili
czytelnicy - "Seksu pterodaktyli!" krzyczą),
moim to jest zadaniem. Gadziny już syczą -
gra wstępna się zaczyna. Dinozaurze gody
uznajmy za zaczęte - chcą zaznać przygody,
w miłości się zapomnieć i cielesnej zaznać
rozkoszy. Swej chuci już nie mogą okiełznać,
lecą ku sobie, pozy kuszące przyjmują -
samiec kulasa ukazał, broń swą największą
w nadchodzącej potyczce. Ona się kryguje,
skromna to gadzia panna, lecz ją intryguje,
co ma między nogami jej przyszły kochanek.
Podlatuje ciut bliżej, odkrywa swój wianek,
już ma dojść do zbliżenia. "Hola, co to?" Ściska
trollica trolla, woła "Hej, patrzcie ludziska!
Ta przerosła modliszka już zaraz się wkurzy,
bo panu skrzydlatemu dziś kulas nie służy."
Wtem rzecz niesamowita, to przy drągu grzebie
zielona anielica, coś radzi w potrzebie.
Pod wrażeniem niewiasty, co na statku były,
jęły testować same - mężów otoczyły,
na nich odtwarzać ruchy pterodaktylicy.
To jest siła orgonu - koniec znieczulicy.
Lecz wróćmy do daktyli, tych ptero potworów,
co miłość zaczęły uprawiać bez oporów.
MORT - 2012-02-26, 23:26
:
By opisać dokładnie, co się tam zdarzyło,
od researchu trza zacząć, referencji było
trzeba znaleźć pierwej parę. Rincewind więc sięgnął
wgłąb Bagażu przestrzeni, skąd zaraz wycięgnął
książkę jakąś grubaśną. Wersję drukowaną
Przewodnika po Galaktyce. Nie nadano
przypadkiem mu przecież ten tytuł (ależ trafił!):
'profesor Okrutnej, Niezwykłej Geografii'.
"Geografii, a nie Astronomii!!!" zakrzyknął
Rincwind z ciężkim wyrzutem, w górę wrogo łypnął.
"Co piszą?" pyta Myślak. Ponagla go: "Czytaj!"
"Na okładce, cytuję, stoi: NIE PANIKAJ"
- Rincewind z trudem przeczyta. "Nie panikuj, chyba."
"Tak tak, no rzeczywiście." "Ech, już przestań gdybać"
Myślak się zapieklił "i szybko nam poszukaj
o kosmicznych pterodaktylów godoruchach.
Bowiem na to wszystko, czego nie rozumiemy,
słów nam szybko zbraknie, wtedy nie opiszemy
co zobaczyliśmy. A z drugiej znowu strony,
na co słów nie mamy, nasz umysł przestraszony,
wyprze ze świadomości, ten niewysłowiony
obraz. Przestań grać na zwłokę!" - krzyczy wkurzony.
Rincewind chyba już znalazł: "Nic nie piszą! Tylko,
że raz ino w milenium takie widowisko,
że nikt wcześniej nie zoczył przed nami tych rzeczy,
nikt nie przeżył by wrócić, zdać sprawę, zaprzeczyć,
potwierdzić, krążące legendy. Tylko radzą:
<<ZA PÓŹNO JUŻ! ZGINIESZ! PO TOBIE! JUŻ NIE DADZĄ
NIC MODŁY. KATAKLIZM OBEJMIE NIEMAL CAŁY
PARSEK!>>" Wszyscy najpierw w lament wpadli niemały.
Potem pogodzili się ze straszliwym losem
Ktoś za chwilę podsunął drżącym szepcąc głosem:
"No nic to już, zginiemy, szans brak, nawet zdeczka.
I tak powietrze zbiega z naszego stateczka.
Póki więc żyjemy, skorzystajmy na koniec
z obserwacji tego cudu natury, wobec
którego świat zdaje się tak małym, nieznaczącym
pyłkiem na wietrze podrzucanym, parciejącym."
Patrzą razem już zgodnie, przez statku wizjery.
Gra wstępna jeszcze nie skończona. I zaczęły
ustawiać się dwa gady w dziwacznej pozycji,
mniejszy samiec, chwycił - w delikatnej petycji -
dziobem szyję partnerki. Ta skrzydło uniosła
na znak mu przyzwolenia. Samiec pary dostał,
odleciał kawałeczek, zapikował pięknie,
ustawił się tuż za nią kląskając namiętnie.
Zawinął się lędźwiami na jej nóg sterbłonach...
i w tej to właśnie chwili! Na bogów! Niech skonam!
Ciśnienie w kabinie zmalało już tak bardzo,
że H2O w powietrzu skropliło się, zmarzło,
tworząc, pomiędzy statku szybkami wizjerów,
lodową mgiełkę - nikt obejrzeć już nic nie mógł!
I tylko odgłosy wielce niepokojące
dochodziły z zewnątrz, sobie nic nie mające,
że próżnia tam jest przecież i pustka straszliwa.
Biednych bohaterów lód zaczyna pokrywać...
Wnet statek czymś oberwał. (Znów?! Co za parszywa
wątków, pomysłów i idei repetywa!)

***

Na koniec sam aktu, kosmicznej kopulacji,
doszło do jakże to niezwykłej perturbacji.
Samica bowiem była z "wyzwolonych" jedną,
darwinowski imperatyw miała za rzecz zbędną.
Pacaniem cieszyła się na modłę dowolną,
lecz że stać ich nie było na tak wielki kondom
skończyli oddzielnie - biała, lepka substancja
trafiła zaś w statek - cóż za egzemplifikacja
szansy o możliwości tak... z jednej na milion,
co w dziewięciu na dziesięć przypadków jest winnom
się spełnić. Daktylica zaś doszła po chwili,
rykiem dzikim spełnienia tłucząc - moi mili -
samegoż to jestestwa podstawy fizyczne,
czasu i przestrzeni ramy efemeryczne.
I tylko substancja, co statek okrywała,
uderzenie tej fali ledwo przetrzymała,
ratując eposnautów od straszliwej śmierci.
Pani daktylowa teraz głodna się wierci,
rozgląda się wokoło. Żółwia zobaczyła.
Niemożliwie szeroko dziób swój otworzyła
- połknęła w całości mechaniczną gadzinę.
Jakby się jej humor poprawił odrobinę.
Lecz jeszcze dzioba swego nagłem, szybkim smagiem,
połknęła białą kroplę, gdyż była spermofagiem...

***

Wśród otchłani żołądka pterodaktylicy,
Żółw wciąż płynie, z dyskiem na słoniej służbicy.
Wnet jego atmosferę kometa przecięła,
rozbijając się gdzieś, w dolinie, wybuchnęła.
Z głębokiego krateru, na kulaskach małych,
wyszedł Bagaż. Z kurzu otrząsnął się cały
i już wypluwać zaczął po kolei wszystkich,
kaszlących bohaterów, jakże śmierci bliskich.
Czy znajdą teraz gdzieś zagadek rozwiązanie?
Jak ustrzec cały wszechświat przed pteropacaniem?
Czy koza i ten... Vader wciąż gdzieś tutaj żyją?
Czy oni to przeżyli? Czy im się przyśniło?
Na te (...być może inne) odpowiedzi przyjdzie
zmierzyć się znowu kolejnemu z wieszczów. Pryndzej!
Sabetha - 2012-02-29, 19:07
:
Poeta pokpił sprawę, bo długie antrakty
nie służą dobrze dziełu. Z młodzieżą kontakty
zaambarasowały biedną głowę jego,
odpowiadać był zmuszon na milion „dlaczego?”,
przydawki, dopełnienia, narracji tajniki
w pierwszej, w trzeciej osobie, trochę gramatyki
i ortografii nieco – tak to jakoś zeszło
i poezji tworzenie zbyt dobrze mu nie szło.
Lecz teraz czas nadrobić tę że opieszałość.
Nasza drużyna bowiem wielką ociężałość
ciał i umysłów swoich z trudem przezwycięża
i do walki o życie szuka już oręża.
„Czarami!” – tam Rincewind do kompanów woła.
Nadrektor oraz Myślak pukają się w czoła.
„Ta pterodaktylica na magię odporna,
a żołądka jej grubość iście jest upiorna,
toteż nawet i orgon nic tu nie pomoże” -
smętnie Kwestor objaśnia. Troll zakrzyknie: „Boże!”
nie bacząc, że poganin jest przez urodzenie.
Zresztą, może to „borze!” było wykrzyknienie,
wszak ciężko jest „ży” rodzaj rozpoznać ze słuchu,
a on był z boru przecie. „Słabować na duchu
kosmicznym wojownikom przeca nie przystoi,
nie przejdzie do legendy ten, co to się boi
w trakcie trwania przygody ubrudzić ubranie”.
Trollica demonstruje wymowne pukanie
serdecznym swym paluszkiem w zieloniutkie czoło.
„Nie ubrudzi ubrania ten, co chodzi goło” –
wyrokuje z ironią. - „Przechodźże do sedna”.
„Istnieje jeszcze szansa, na milijon jedna,
żeby się ze żołądka gadziny wydostać.
Trzeba tutaj po prostu tak długo pozostać,
aż można będzie wynijść w sposób naturalny,
przez, że tak to ujmę, korytarz analny”.
Wszyscy teraz na mówcę swe oczy zwracają,
i w wielkim zadziwieniu usta otwierają,
że na koncept ów prosty wcześniej już nie wpadli
i nimbu chwały wiecznej trollowi nie skradli.
Zostawimy ich teraz swojemu losowi.
Gdy wyjść z trzewi potwory będą już gotowi,
wtedy tam powrócimy. Teraz wieszcz zabiera
czytelników do kozy, brzozy i Vadera.
Beata - 2012-03-01, 18:58
:
Bo na Vadera przyszły też srogie termina:
najpierw się okazało, że posiada syna
w niecodziennej postaci. Potem odszyfrował,
że to przekaz był tylko, który przed nim schował
ktoś w kozich czeluściach. A kto - nie wiadomo.
Może i syn to był, co samojeden gonił
przez galaktykę. A może to nie on, tylko
wrogowie, co chcąc się napawać chwały chwilką,
na manowce go wiodą. I gdy tak roztrząsał
możliwości wszelakie, poczuł że nim wstrząsa
wybuch potężny (czytelnicy wiedzą, że to
daktyl się wykluł). Vader w szoku, przeto
kompulsywnie się kręci, resztki kozy zbiera,
a w duszy kombinuje, czy będzie od zera
mógł swe życie budować. W ostatnim momencie
narzędzia chwycił, bo na cudzym śrubokręcie
polegać się nie da. Złapał butle tlenowe
co były zaraz obok, przy sekcji bojowej
i tylko tyle zdążył, bo bojowa stacja
rozpękła się drobne, całkiem jak pistacja.
Nawet dobrze się stało, Moc była z Vaderem,
bo wyprysnął ze stacji jakby z propelerem.
Przeżył. Na butlach siedzi, kozę w jedno skręca.
Lecz niech się nie nadyma, ani nie nakręca -
dawno temu Twardowski latał na kogucie,
nie miał butli tlenowych i był w jednym bucie.
Więc niech się Vader pychy pozbędzie nadmiaru,
bo w kosmosie Jedi zostało jeszcze paru.
toto - 2012-03-02, 17:26
:
Przemilczmy ich istnienie - tych tchórzy śmierdzących,
co ludzkość porzucili na pastwę łaknących
krwi zielonych jaszczurów. Na nic tłumaczenia
się zdadzą ich pokrętne i fakt nieistnienia
już przygęstych potwórów. Zawiedli w momencie
próby, mówiąc oględnie. W karnym kontyngencie
wylądują za karę, przez ludzkość zapomniani
już na zawsze zostaną, a wcześniej wyśmiani.
Wróćmy jednak do trolla, co to sztuczek nowych
w miłości się wyuczył z lekcji kosmosowych.
"Czy na bierność pozwolić sobie teraz możem?
Czy też winniśmy działać?" wymachuje nożem
jeden z orków i krzyczy, nie zgadza się z trollem.
"Chcesz się może" troll pyta "zapoznać z pitbullem?"
Marszczy brew, wznosi palec - zadziwia spokojem,
opanowaniem - poradzi sobie z gierojem.
"Czekać?" - ork zapytał - "To wyjście banalne!
Niegodne bohatera, jakby zbyt trywialne."
Wie, że już przegrał, poległ, na słowa potyczki
nie wygrał - zaraz czekają go w nochal prztyczki
i od reszty załogi uwagi niemiłe.
Ostatnią podejmie próbę, kwestie zawiłe
objaśnić towarzyszom i ostrzec ich prędko
albowiem już rośnie. Co? Pterodaktylątko!
MORT - 2012-03-06, 02:07
:
Dziwy to nad dziwami! Czas sam się poplątał,
zagiął, przegiął, zasupłał, popruł i przemotał.
Wszak daktylica ta puszczalską strasznie była,
daktyląt mieć nie chciała i nie dopuściła
by pterodaktyl zapłodnił jajo w jej ciele!
Mieli je potem usmażyć w Słońcu, jak wiele
jaj wcześniej. Ale jak już widać, skądś się wzięło,
ono jajo - i wykluło. Chyba. Tak było...
Lub będzie... Wyjaśnienie zmuszon jestem podać.
Choć prostą sprawa nie jest. Trzeba zażonglować...

Grupa bohaterów przemyśleć rzecz musiała.
Wszystkie za i przeciw pod rozwagę poddała.
Wyjście przez kloakę nie jest rzeczą banalną,
jakkolwiek idea wydaje się genialną.
Potrzeba było znajść urządzenie podróżne,
co bezpiecznie z odbytu przelałoby w próżne
całą ich gromadę. Toć Salomon by rady
nie dał. Idą wszyscy prędko na wspólne zwiady...
...Idą teraz pustynią usypaną z czipów
gdzie by w dal się nie spojrzeć, było ich bez liku.
Patrzają jak co chwila robociki małe
zjadają się wzajemnie, rosną, jak wspaniale
zmieniają się ich kształty, formy, performacje.
Jak rosną wokół drzewobity, infokacje
i inne stwory. Ewolucja przyspieszała
na początku wykładniczo. Potem zwalniała
logarytmicznie - prawie stała się statyczną.
Już się przedzierają przez dżunglę infotyczną.
Dalej znów pustynia, ze złomu co się ostał -
nikt ruszyć nie chciał CENTiPadów, rzecz to prosta! -
baterie kiepściuchne zbyt szybko im siadały.
Ślepa uliczka ewolucji - wymierały.
Za iPustynią zaraz rzeka rtęci płyłła.
Za rzeką - niespodzianka - piramida tkwiłła,
tak grubym hieroglifem cięta, ze wzorami
żyletek, żywiołów i... Żydów z Monetami?

[Kto z was tutaj, Hyperion Cantos 'szcze nie czytał
temu wydzieliłem poniżej akapita -
jeśli wolisz obejść nawiązanie to małe
- spojlerek. Acz wstydź się, jeśliszcze nie czytałeś!]
[W sumie... jeszcze jednej powieści tu kawałek.
Pewnie skapniesz się, nawet jeśli nie czytałeś.]

Wchodzą do grobowca - we środku dwie sylwetki,
przy wspólnej partii szachów - gra nie na przelewki.
Grali... chyba w szachy... tak coś im się zdawało.
Bo szachy te wymiar nie miały wcale mało.
Kontury ich bowiem się dziwnie rozmywały
obejmując sobą możliwości zbiór cały.
Rozchodziły się tak w przeszłość, jak też i w przyszłość
i w mnogość alterświatów - istny bój o wszystkość.
Ten po lewej, cały z metalu, ostro rzeźbion,
hojnie przyozdobion kolczastych drutów więźlą.
Ten z prawej, okrąglawy, cały mackowaty,
to pojawiał się, to znikał, ślepowidziaty.
Wnet kiwnął im macką, przywitał z przybyłymi.
"To jest Chyżwar, jam wężydło. Witajcie mili.
Ma historia tak to stoi..." w wir opowieści
rzuciło się dziwadło. "...ostałom się, juści,
po inwazji mych ziomków na duży świat kuli,
gdzie ukryłom się, ostatnie, pod presją puli
informacji, co wcześniej wirusem mi była,
aż wreszcie zrozumiałom o czym mi mówiła.
Tak zostałom fanem kultury kuli Ziemi.
Historii, sztuki, Mody na Sukces. A mienim
się teraz całkiem nowym - Romulus - imieniem,
tak bliski mi się stał świat waszych pięknych legend..."
Myślak z "Przewodnikiem..." konsulcił się tem czasem:
"Jak mówisz, ust nie mając?" "Tym oto kutasem,
frędzlem" - wężydło mówi wymachując macką.
"Powietrze w drgania wprawiam" - machnął zawadiacko.
"Ale ty przecież jesteś w ogóle nieświadome!
Jak ty to wszystko mówisz dla mnie utajone..."
"Ależ właśnie mówię - że świadomość zyskałom,
wśród gatunku ludzkiego w tajnicy bywając,
aż wreszcie, emergentna świadomość zbudziła
się we mnie - w natłoku kultury wnet ożyła! ..."
[Myślak wciąż pozostawał sceptyczny tej prawdzie,
nie wierzył wężydłu - "Przewodnikowi..." bardziej.
"Znam ja przecież dobrze ten problem niebanalny:
agatejski pokój! Niełatwo rozstrzygalny!]
"... Wędrowałom potem po świecie i kosmosie,
a to statkiem, a to siedząc w daktylim nosie.
Aż mnie tutaj rzuciła pewna część daktyla,
o której nie wspomnę... cóż to była za chwila!
Potem obserwowałom życie tu rosnące,
cywilizację, co odbytem uszła w Słońca
światło gorące. Tylko Chyżwar ostał. W szachy
gramy więc bez końca, początku, granic." Achy
i ochy się rozległy, wszyscy obrócili
głowy w stronę planszy, gdzie Kwestor cicho kwilił,
nucąc coś w szaleństwie nad drobny figurkami.
Na smarku się ślizgł! Przewrócił, zatrząsł światami!
Pionki pospadały, a plansze przeniknęły,
zrywając przyczyny i skutku telomery!
Mitbity się skwanciły, sam zakipiał eter,
Chyżwar wstał i ryknął, niby wściekły bileter.
Aż przez wiek subiektywnego czasu planował,
jaki ruch następny przewagę gwarantował!
Zaczął ich nadziewać na kulasy swe ostre
zaczynając od elfów i orków. "To postęp!"
powiedziało wężydło "Pierwszy raz się ruszył!"
A bożek sadyzmu kolejnych już ogłuszył.
"Odwrót!" zakrzyknie troll "uciekajmy w te pędy!"
Wężydło ich prowadzi "Ujść zdołamy! Tędy!"

Dzień później, wgłąb pustyni, Nadrektor przemawiał.
"Choć tylu zginęło, to Kwestor - tak! - spoprawiał
naszą sytuację. Wężydło zna to miejsce,
pomoże nam w tej misji - Smoka skończym Wejściem!"
zagrzewał ich do boju.
Sabetha - 2012-03-06, 20:56
:
Zagrzewał ich do boju, lecz biedny poeta
zgłupiał tu dokumentnie. Ledwie wierszokleta
marniuchny wszak był z niego, a wicher dziejowy
przemocą się domagał, by wiązanej mowy
zawiłości sprzągł z treścią tak skomplikowaną!
Z marsową lubo miną na fizys ubraną
za pióro szybko chwyta, tai pomieszanie,
jakie weń obudziło Chyżwara wezwanie,
oraz to Romulusa do dzieła wstąpienie...
Symulując ochoczo twórcze ożywienie,
uważnie się rozgląda, raptownie mu łuna
krwi policzki zalewa: krzyczy głośno – „Diuna”!
Nikt mu zaprzeczyć nie śmie, widząc, że to chyba
sami diabli przynieśli tutaj Muad’Diba.
Cóż bo herosi mają uczynić z Mesjaszem?
Wszak to jakoś nieładnie go walić pałaszem,
potraktować orgonem, pięściami wyłupić...
nic tylko trzeba będzie poetę przekupić,
żeby się już łaskawie wydurniac zaprzestał.
Dobra...Muad’Dib żaden na pustyni nie stał,
Ani Chyżwar z wężydłem w warcaby nie grali.
Twórcy dzieła dla hecy nieco nazmyślali,
ale teraz wylazło z worka nam to szydło –
nie Romulusem bowiem zwało się wężydło...
Jego imię?... Ach, nie wiem, czy wymówić zdołam
owo okropne miano. Niech będzie. Zawołam
je głośno i niech wola niebios się zadzieje:
„ASX!”. Wnet huragan okropny zawieje,
woda się burzy, wzdyma... To jest, huk się czyni...
(trudno, by się wzdymała woda na pustyni!
Pohamujże, Sabetho, to swoje natchnienie,
bo cię wpędzać zaczyna w od rzeczy bredzenie!).
Huk się czyni, powiadam, pterodaktylica
trzewia swoje opróżnia. Niczym błyskawica
opuszczają jej kiszki chętne i niechętne
żyjące organizmy. Czy to prawoskrętne
lubo też lewoskrętne DNA mające,
wylatują w kosmosu otchłanie świecące,
i szybko rozpraszają się po Drodze Mlecznej.
Zaraz! Mlecznej? Skąd mleko? Od kozy wszetecznej!
Którą wcześniej Lord Vader skutecznie naprawił
i ślad po tym zdarzeniu w kosmosie zostawił!
Więc się bohaterowie do kupy zbierają
I Mleczną Drogą za nim chyżo podążają!
(„Jak to?” – ktoś lokomocji środka brak wytyka.
„Oj tam, oj tam” – rzekę. – „Licentia poetica!)
Beata - 2012-03-09, 23:16
:
Licencji poetycznej stosować nie trzeba
Bagaż lata jak złoto, jak szatan pruje, ba –
po mlecznym śladzie sunie, jak na sankach dzieci,
co z górki na pazurki zjeżdżają w zamieci.
I wciąż przyspiesza. Mleko jak śnieg wokół pryska,
niejeden ork próbował łapać je do pyska,
gębę przez uchylone bagażowe wieko
wytykając. Nie zalecieliby daleko,
tak atmosferę tracąc. Szczęściem Er-Tu-Di-Tu
uratował misję od pewnego niebytu,
elektryczne impulsy rozdając obficie.
„Robot jest bohaterem! Uratował życie
Wszystkim tutaj obecnym!” – to Myślak się wcina
i przejęty niezwykle szkolenie zaczyna.
„Otóż trzeba wam wiedzieć, przyjaciele moi,
że na zewnątrz wychodzić nie można bez zbroi”.
Zza pazuchy skafander wyciąga bez zwłoki
I robi demonstrację. „Bez tej tu powłoki,
Oczy wam wyjdą z orbit, krew przez skórę tryśnie…”
Wtem w oku żony trolla iskra jak nie błyśnie,
„Jakie twarzowe wdzianko! Daj mi je, kolego!
Ja już od dawna chciałam dostać coś takiego!”
Nadrektor tylko westchnął: „Ratuj się, kto może!
Myślak ma kombinezon w różowym kolorze!”
toto - 2012-03-14, 19:08
:
Oczyma wyobraźni troll ujrzał swą żonę
po łące pląsającą. Szepce: "Cały płonę!"
Serce szybciej mu bije, duszę ma w kajdany
żądzy cielesnej skutą. "W twój uśmiech swytany
jestem na wieki całe." Poprawia koszulę,
ukochaną chce utulić w ramionach czule.
Na nogi się podrywa, kulasa dobywa -
nagłe chrupnięcie w szyi ze snu go wyrywa.
Wrócił wprost do bagażu i nieobojętnie
obserwuje w nim zajście. Raczej bardzo chętnie
w zboże wciągnąłby żonę, orgonu zapasy
na kolejne dni zrobić (że ich wygibasy
na nic się zdadzą nie wie - działa orgonowe
uszkodzone zostały; tylko skąd wziąć nowe?)
się zachciało w tej chwili. Pytacie skąd zboże?
Tego narrator nie wie, pewnie dzieło boże
cudem czasami zwane. Zwińmy czasoprzestrzeń
i skoczmy do Vadera, do jego zaburzeń.
Sabetha - 2012-03-20, 20:24
:
Vader kozę poskładał. Mleczną przy tem Drogę
Niechcący utworzywszy, natychmiast dał nogę
i do poszukiwania syna się sposobi.
Tymczasem w Galaktyce już się ferment robi
i raptem cały wszechświat, dotąd tak spokojny
do gwiezdnej się w podskokach szykuje wszechwojny.
„Gdzież powód jest konfliktu?!” – czytelnik zakrzyknie.
Poetka dla kurażu z butelczyny łyknie,
Pióro szybko zastruga (klawiaturę, znaczy,
z resztek wafli oczyści) na mapie odhaczy
miejsce pobytu kozy i tak rzecz wyłoży:
natenczas, gdy herosi nasi bardzo hoży
w pterodaktylich wątpiach srodze się biedzili
jaszczuroludzie wredni niecny plan stworzyli
podprowadzenia wszystkim ichnich egregorów.
Nie dziwcie się więc, mili, że doszło do sporów,
niesnasków, potem kłótni, wreszcie mordobicia –
wszak takie egregory niezbędne do życia!
Choć zważyć się nie dają ani zmierzyć wcale,
ludzie o ich istnieniu wiedzą doskonale,
jako również jaszczury. Już wizja zagłady
nad galaktyką zawisła. Vader szuka rady
u elektrycznej kozy, która mu skwapliwie
taki koncept wybeczy: „Niech wszystko, co żywie,
przeciw jaszczuroludziom chybko się jednoczy!”.
Darth Vader więc co żywo w stronę trolla skoczy
i jego cnej kompanii. Po krótkiej podróży,
co w towarzystwie kozy wcale się nie dłuży,
spotkali się tam wszyscy: Dziad kozę utulił
i byłby się z nią pewnie jeszcze dłużej czulił,
gdyby mu Lord Darth Vader nie wrzasnął do ucha:
„Bracie! Jaszczury u bram!” Troll wnet go posłucha,
Myślak w różowym kostiumie szarpie Rincewinda,
który, ze snu zbudzony, warknie: „Kurza pinda!
To nie jaszczuroludzie w kosmosie mieszają -
Egregory kabały niecne podkradają!”
Wszyscy w miejscu zamarli.
Beata - 2012-03-22, 21:20
:
Wszyscy w miejscu zamarli. I cisza nastała.
Na Rincewinda patrzy nawet mysza mała,
co w Bagażu od zawsze przystań znajdowała.
Patrzy więc mysza, duma, cały mózg bez mała
nurza się w przetwarzaniu danych o astralnych
bytach, kluczu do mocy niewyobrażalnych.
Na cóż myszy te myśli, ktoś może zapyta. -
W końcu ktoś musi myśleć, gdy cała elita
na mur zastygła na wieść o kabałów spisku.
Któż kabałowie, nie wiem. Może to z odzysku
wróg jakiś stary, co w nowe szaty się stroi,
albo gracz całkiem nowy... (tu mysza się boi).
Lecz choć drży jak osiki listek na wietrzysku,
myśleć nie zaprzestaje, nie chce brać po pysku
od jakiegoś kabała, nieznanego dziada.
Wróg ma być swój, nie obcy - to pierwsza zasada.
Kończąc deliberacje mysz się uspokaja -
już wie, z kim będzie trzymać; kogo kopać w jaja.
Egregorów obrona - ta ma wiele zalet,
zaś jaszczury z Oriona nie mają ich wcale.
I egregorów także u nich nie stwierdzono,
co spisek z kabałami czyni potwierdzonym.
Wnikliwa analiza - z tego myszy słyną.
Gwałtowność charakterów jest za to ich winą.
Straszni to wojownicy, jak który przywali,
to wróg pada bez ducha (znaczy, tylko mali,
ale tym większym także udaje się dopiec
i po długich wysiłkach rozwalić... paznokieć.)
Właśnie tak mysi hero dołączył do grupy.
"Biada kabałom", pisnął. "Skopiemy im dupy!"
toto - 2012-03-28, 18:01
:
Rozwiązać tajemnicę kabałów wpierw trzeba.
Co robią, komu służą? Czy odbiorą chleba
komu swoim zniknięciem, tworząc większy zamęt
jeszcze w znanym wszechświecie? Z jakich się składa męt
to złem przeżarte grono? Wszyscy, bez wyjątku,
są podejrzani, winni - no, według rozsądku
w połowie - nawet trochę. O tajne kabałom
sprzyjanie wszyscy są oskarżeni. Cymbałom
przytrafia się to często, chcąc dobrze, złej sprawie
przysługę wyświadczają. Co na to żurawie?
Jeden "Bez komentarza" wyrzucił za siebie
i szukając ślimaków w ziemi nóżką grzebie.
Drugą grupą kabałów ciągle wspierającą
są po prostu źli ludzie - o siebie dbającą
kliką wszechwładną według niektórych ludzi.
Których jest więcej? Który większą grozę budzi?
Danych nie posiadamy. Wszak jedno jest pewne -
to są sado-masoni, tak bardzo niejawne
towarzystwo miłośników jaszczurzych panów,
że wiedzę o nich i ich całej kupie planów
posiadają wybrani przez Federacyję.
Jaką? Międzygalaktyczną! Takie mecyje.
Wykład ten o kabałach uznajmy za zbędny
(dojść w nim sensu nie sposób ), a jednak bezbłędny.
Do takich paradoksów teraz już dochodzi -
co konieczne jest zbędnym, kto chce dobrze - szkodzi.
Wiemy już co zachodzi - kabały istnieją
i być nim może każdy. Do walki z nadzieją
przystąpić przeto trzeba, ludzki ród obronić.
Wróćmy do hero-myszy, trolla jęła gonić
do szybszego podjęcia działań ofensywnych,
zaprzestania postaw niegodnych i pasywnych.
"Na kabałów!" mysza zapiszczała potężnie
(oczywiście jak na myszę). Wpierw wsparła ją mężnie
trollica, z niej przykład wzięły pierwsze orczyce.
Bagaż wibruje jak kopnięty przez słonicę,
a to znak jest niechybny - w podróż się szykuje,
czasoprzestrzeń rozciągnie i skokiem rozpruje.
Sabetha - 2012-04-03, 19:46
:
I skoczyli przez kosmos, pędzą już przed siebie
jak meteor błyszczący, co po letnim niebie
przemyka i wraz gaśnie, gdy go żar spopieli
(wszak i za kniazia Mieszka ludzie już wiedzieli
o tarcia właściwościach – który wróg za koniem,
włóczon zbyt dynamicznie, upadł był na błonie
i nieco po kamieniach dupą poszorował
prędko tej doświadczalnej fizyki żałował).
Lecz wracajmy do rzeczy, (bo w kosmosie tarcie
to problem, który sam się rozwiązał na starcie
i dopokąd w mijanych planet atmosferę
wkroczyć nie będą chcieli, na żadną aferę
z udziałem tarcia liczyć w tym względzie nie mogą
czytelnikowie nasi) pędzą Mleczną Drogą
(co się winna właściwie zowić Drogą Meczną,
ale przez astronomów zmyłkę niedorzeczną
gwiazdotwórczy tu kozy udział jest zatarty)
po srogich minach widać, że to nie są żarty,
kabały na bój srogi się szykować winni!
Chociaż jak wszechświat długi z okrucieństwa słynni
Zjednoczonemu teraz męstwu ulec muszą!
Bohaterowie w orgon zbrojni ich rozkruszą,
Egregory odbiorą... Zaraz! Nowa bieda!
Działa wszak nie działają! A bez dział się nie da!
Gdy działo działać przestaje, wie to każde dziecko,
Oddziaływanie kabałów zwiększa się zdradziecko!
Więc rusza już Nadrektor i Myślak się spręża,
Rincewind całą swoją siłę już wytęża,
Troll zębiska zaciska, Baba się nadyma
Dziad Borowy kozę w uściśnieniu trzyma,
Vader ze Skajłokerem wyciągają szyje,
Cohen w dziarskich podskokach przynosi pomyje,
by nimi zatkać dziurę w materii powstałą -
a wszystko, drogie dziatki, przeciwko kabałom...
Beata - 2012-04-04, 22:19
:
I lecą tak, i lecą, i ładują ostro
po to, byś drogi bracie oraz droga siostro,
bez obaw jakichkolwiek o stan uzbrojenia,
mógł kibicować naszym. A planeta Ziemia
już ordery pucuje i kwiaty gromadzi -
politycy je wręczać będą bardzo radzi.
Ale na bok te bzdety, sprawa jest poważna:
znaleźć kabałów leże - oto misja ważna,
być może najważniejsza w całych dziejach Ziemi
(Ach, jakże bym chciała być tam razem z niemi).
I lecą tak, i lecą, tylko pustka wokół...
Aż wtem! niespodziewanie Bagaż puknął w cokół.
Skąd cokół? Jaki cokół? - zapytacie pewnie.
Oni też zapytali, a niektórzy rzewnie.
Mysz wysłali na zwiady, wróciła z uśmiechem.
"To pole ikon, w które rąbnęliśmy z echem."
Widząc niezrozumienie, mysz tłumaczy szybko:
"To egregorów znaki, starczy tylko kliknąć
i do Bagażu wsadzić. Bierzemy, co nasze.
No chyba, że kabały wezmą nas w kamasze."
Ruch się wszczął niepowszedni wśród naszej załogi,
każdy szuka obrazka, który jemu drogi.
Podlatuje do niego, klika i zabiera.
W polu ikon się robi wyrwa całkiem szczera.
Ale mnóstwo obrazków zostało bez pary,
zabierać chciał się za nie zachłanny Dziad stary,
ale w ostatniej chwili go wstrzymała mysza -
"O splątaniu kwantowym tyś pewnie nie słyszał?
Alarm chcesz uruchomić? Przylecą kabały
i na nic nasza misja i wysiłek cały!
Słysząc to Myślak puścił ikonę chłopczyka,
którą chciał jako drugą włożyć do koszyka.
Zawrócił do Bagażu, lecz zło już się stało -
oj, będzie to herosów nieźle kosztowało!
toto - 2012-04-09, 23:01
:
Wrogów się porobiło - do jaszczuroludzi
dołączyły kabały - każdy z nich strach budzi.
A i o egregorach, kukłach gadzinowych,
wspomnieć jeszcze wypada - wrogach już nienowych,
co wśród ludzi się kryją. Chcą nam świat popsować
przy deena majstrować, geny nam zmiksować.
"Ale po co?" spytacie. By ludzi zniewolić,
przejąć władzę nad światem, siebie zadowolić.
Jedna na to jest rada. Tak, dobrze myślicie,
wiecie, co macie robić. Widzę jak broicie,
cel jeden wam przyświeca - świata reparacja
najpotężniejszą bronią - to kooperacja
dwu płci w celu wiadomym. Bohatersko działa
załoga, bez wyjątku. Góra przykład dała
jak świat nasz trzeba bronić. Troll z trollicą, nawet
Bagaż - szczegóły zmilczę - dołączył, bo odwet
tylko z jego pomocą skutecznym być może.
Zatem do dzieła bracia. "Pani, oto łoże"
pośpieszył Dziad Borowy, już kozę prowadzi
by wspólnie produkować środek antygadzi.
Wokół zatacza wzrokiem, niewiasty samotnej
wypatruje w pobliżu, do zabawy psotnej
w trójkącie chce zaprosić, aby spotęgować
moc działania orgonu, pod poduszką schować
te jaszczurcze knowania. Co tu więcej mówić?
Zabrali się do dzieła, nie dali se wmówić,
że trud ich jest daremnym - były takie głosy.
Niebezpieczne podszepty, co je ork bezwłosy
jeden z drugim rozpuszcza. Do trolla dotarły
te wywrotowe szepty, wkurzyły go karły
w orczą przebrane skórę, spiskiem zapachniało.
Wezwał do siebie Myszę, "Znajdź mi zdrajców, śmiało.
Poznasz ich po antyorgonowej bierności -
niebezpiecznej dla wszystkich deflacji miłości."
Sabetha - 2012-04-10, 19:32
:
Mysza, rozkazy trolla wypełniać gotowa,
zaraz po zakamarkach zaczęła myszkować,
zdrajców, co produkować orgon się wzdragali,
skrzętnie w myślach notując. Tych, co udawali
też wciągnęła na listę szpiegów kabałowych.
Tymczasem jednak remont armat orgonowych
dobiegł wreszcie finału. Więc choć egregory
bezpiecznie sam Nadrektor schował do komory,
bój zaczęty dopiero. Boć wredne kabały
z jaszczurami z Oriona sojusz zawiązały,
nie po to, by bez walki pola ustępować!
Więc „bij, kto w orgon wierzy! Ty nas, trollu, prowadź!”
wznosząc chóralny okrzyk, postaci tej bajki
(kto zdoła je wyliczyć, temu kupię fajki)
zdrajców precz wyrzuciły, coby odrobinę
we próżni polatali – troll miał przy tem minę
której by mu zazdrościł i sam Bonaparte.
Po prawdzie jeden z orków długo szedł w zaparte
że to tylko niechcący, że nie mógł, biedaczek,
sprostać takiemu wyzwaniu i że (nieboraczek!)
kulas do cna miał zniszczony. Dołączył do świty,
tych, co już się zmienili w śliczne satelity
krążące wokół Marsa. Tak więc opróżniony
ze zdrajczego pierwiastka i wraz odciążony,
pomknął Bagaż przez kosmos z zdwojoną prędkością.
Dla tych, którzy ciekawi, z czyją obecnością
w niespodziewany sposób rozstać nam się przyszło,
dać objaśnienie wypada. Samo jakoś wyszło,
że głodna zżarła próżnia samych nielubianych,
mizerny tłum statystów z imienia nieznanych:
orków, elfy, jaszczury, co po kątach skrycie
knować nie przestawały jak zachować życie,
Artuditu, (ów w próżnię wypadł przez przypadek)
i reklamówkę z piwem; tąż Borowy Dziadek
chciał z narażeniem rzyci z pogromu zratować,
lecz mu się nie udało. Potem zamordować
próbował Babę Jagę (ona, chcąc w trzeźwości
męża swego utrzymać, by wciąż w gotowości
do produkcji orgonu był w nocy i we dnie
dywersji dokonała. Z czego niepoślednie
wyniknęły dramata, ale o tym potem).
Tymczasem ocalałych Bagaż już z powrotem
na starą wiezie Ziemię. Oby tylko brzozy
na drodze nie napotkał! Skręca mię ze zgrozy,
na samą myśl okropną, co za lądowanie
ma Bagaż, gdy mu brzoza na przeszkodzie stanie...
Beata - 2012-04-15, 23:00
:
Na myśl taką skręciło także naszą grupę.
Myślak, transmisji różnych odebrawszy kupę,
poszeptał coś z Bagażem półgłosem na stronie -
Bagaż zwolnił, a Myślak zacierając dłonie
zapytał, czy naprawdę chcą wracać na Ziemię,
by rzuciło się na nich dziennikarzy plemię
i o każdym ich ruchu donosiło szparko...
"O każdym?" Baba Jaga sapnęła z niewiarką.
"Właśnie tak" - rzucił Myślak. "I zdjęcia z ukrycia
robią, nie masz na Ziemi prywatnego życia".
Tu zerknął spod oka - Baba włosy poprawia -
"Ale nie to najgorsze, nie to kłopot sprawia".
Baby ręka zamarła, Myślak głos zawiesił...
(słuchają go już nawet najgorsi obwiesie)
"Oni wiek podają pod zdjęciem, w nawiasie!" -
wypalił jak z armaty. - "Ja nie wezmę na się
ciężaru tej decyzji. Czy naprawdę chcecie,
by wszystkim oznajmiono, na caluśkim świecie,
jaki wiek wasz?" - "Oj tam wiek", w pąsach Baba cała.
"Lecz produkcja orgonu wychodzi wspaniała.
Ja chętnie im przekażę swoje doświadczenia".
Myślak jeszcze próbował zgłaszać zastrzeżenia,
lecz nikt go już nie słuchał, bo troll za plecami
darmowym piwem wszystkich chłopaków omamił,
które schował był czujnie w odmętach Bagażu,
przed Baby zakusami. Teraz dla kurażu
(i na złość Babie) piją, chwaląc przedni trunek.
Tylko Myślak nie pije, Myślak ma frasunek.
toto - 2012-04-23, 18:59
:
Kim ten troll jest właściwie? Jakie nosi imię?
"Może czegoś się dowiem jak umysł mu przyćmię.
Byle nie zauważył, że w głowie mu grzebię,
pamięć skanuję zdalnie, wspomnienia przetrzebię
mu trochę (w szczytnym celu, to musi być jasne
od samego początku)." Korzyści nie własne,
a dobro misji całej mu jasno przyświeca.
Rozpoczął planowanie, jaka by tu heca
dała mu trochę czasu na przeprowadzenie
badania polowego. Błąd to utopienie
szansy - może jedynej - na wniknięcie w umysł
oraz odkrycie prawdy. Myślak już ma pomysł
po prostu przewspaniały, godny docenienia
przez ludzkość i załogę. Lecz jego istnienia
zdradzić nie może wcale, wszak ma być jak tajna,
zakulisowa gierka, taka zwyczajna.
Szczegółów nie zdradzimy, ale przybliżymy
plany choćby w zarysach i zaspokoimy
(Zboczeńcy, proszę się wstrzymać! Nie o to chodzi!)
waszą ciekawość spisku. Myślak wzrokiem wodzi,
szuka gdzie wzrok zaczepić, ku czemu myśli ze
smyczy spuścić logiki. Tak wyłowił wazę,
która symbolizować będzie bagaż cały,
wraz z gośćmi i załogą - to już naród mały.
Tam musi znaleźć trolla i zajrzeć mu w głowę.
Tak dochodzimy do sedna - odbiera wam mowę? -
kwantowe przesunięcie, oczywiście w czasie,
w przestrzeni lokalnej na niedużej masie.
Plan jest prosty, jak widać, starczył jeden ranek
by odkryć trolla imię - brzmi ono Stefanek!
Sabetha - 2012-05-09, 20:34
:
Poznawszy trolla imię, Myślak wstaje śmiało:
„Społecznością Bagażu będzie się władało
teraz inaczej zgoła!” – woła ucieszony.
Troll, tym niecnym sposobem woli pozbawiony,
nowemu władcy imion wraz się poddać musiał.
Wielce tym ciosem złaman w kącie cicho usiadł,
a tymczasem już Myślak załogę strofuje
i w odmęty kosmosu Bagaż znów kieruje.
„Dajże spokój, Myślaczku, my chcemy na Ziemię!”
Prosi go Baba Jaga. – „Kędy nasze plemię...”
„Przestań gadać od rzeczy!” – tenże ją ofuknie.
Raptem znienacka koza jak Myślaka stuknie!
Rogi w tej części ciała siały spustoszenie
Którą człek obyczajny nazywa „siedzenie”,
zaś prosty troll nie spętan zasad całą kupą
nigdy się nie zawaha nazywać jej „dupą”.
Jakby jednak nie było, sny o wszechpotędze,
Które myśli Myslaka wysnuły jak przędzę
z czarnych duszy zaułków, tym się zakończyły,
że orki uczonemu gębę nieco zbiły.
Troll Stefanek do steru władzy znów powrócił
i wprowadzać porządek co żywo się rzucił.
Zaś Bagaż na właściwy kurs znów sprowadzony,
W stronę Ziemi popędził. Orgon ocalony!
Beata - 2012-05-12, 21:57
:
I lecą tak, i lecą, do Ziemi już blisko.
Na fetę się gotują, lecz nagle zjawisko
niecodzienne im drogę przegradza jak kłoda.
Bagaż się jakby wzdrygnął, zacmokał też Yoda,
który dołączył cicho tajemnym sposobem,
znanym jedynie jedi, a teraz pod spodem,
pod orkami, Myślakiem i Lukiem się znalazł,
co od wzdrygów Bagażu na kupę padli wraz.
Gdyż zjawisko się dziwne przed nimi objawia,
Nadrektor chrząka, z trudem powstrzymuje pawia.
A zjawisko nic na to, narasta w przestrzeni
i zagradza drogę do upragnionej Ziemi:
do fety i orderów, dziennikarzy chmary.
I nijak go ominąć, nawet okulary,
co je z nosa Myślaka Dziad Borowy zerwał
nie dają dostrzec końca, ani żadnej przerwy.
Wokół Ziemi narasta coś na obraz chmury,
cząstki lecą przez kosmos jak do czarnej dziury
i wirować jak w tańcu zaczynają szparko.
A Ziemia w centrum. Dziad się zaczął kręcić z Warką,
wirowanie też Babę porywać zaczyna,
Luke wykręcił piruet: "To nie moja wina!",
krzyknął jeszcze i upadł pomyliwszy kroki.
Tylko troll stoi pewnie - nie takie uroki
ze śwagrem pokonywał samym swym spojrzeniem -
i rzecze: "Hej ty, Vader, dawaj wyjaśnienie!".
Vader sapnął i mówi: "To znane zjawisko.
Po prostu Ziemia zmienia gęstość. Ot, i wszystko."
toto - 2012-05-13, 08:37
:
A siedem jest gęstości, im wyższa, tym luźniej
w materialnej domenie i trochę też dziwniej.
Pierwsza gęstość to skały i cała materia
nieożywiona jakby, dalej jest bakteria,
trawa a nawet koza, więc flora i fauna.
Trzecia gęstość - bytów świadomych speluna,
do wczoraj zajmowana także przez nas, ludzi
(razem z prawie tym wszystkim, co grozę w nas budzi).
Poziom wyżej - jaszczury, te całe zielone,
(proszę nie mylić z trollem, to duby smalone)
co DNA pocięli nam w zamierzchłych czasach.
Mniejsza gęstość pozwala im chować się w maskach
i ludzi tak udawać, by mięso nasze zjadać.
Plotek rozpuszczać nie chcę, przestaję już gadać,
bo o wyższych poziomach, między pięć a siedem,
brak pewnych informacji. Zatem wróćmy pędem
do Stefanka i akcji, tam gdzie się władował.
Sprawne zejście ku Ziemi, Bagaż wylądował,
desant cała załoga sprawnie wykonuje -
srogie, orcze komando pozycje zajmuje,
już osłaniają Bagaż i całe dowództwo.
Gotowi oddać życie, bohaterskie bractwo,
za trolla - zapłatą dziewica i garść złota.
Przyznajcie, cena mała, nie chcą nawet kota
i budyniu na deser. Z nich najodważniejszy
ruszył na zwiad daleki, reszta szuka gejszy,
ale bez powodzenia. Po tygodniu całym
trwożliwego czekania na trawniku wątłym
Stefanek postanawia "Dłużej nie możemy
tak w strachu czekać śmierci i wszyscy to wiemy."
Powód jednak był inny, skończył się bimberek,
wina też już nie staje, a piwo z beczułek
smakuje niczym siuśki. Do tego trollica
się obraziła strasznie - zimna już łożnica,
i zapasy orgonu w błyskawicznym tempie
zbliżają się do zera. Do tego zadupie
to straszne bez rozrywek. A na domiar złego
z każdym dniem troll Stefanek ma mniej zielonego.
Sabetha - 2012-06-14, 21:10
:
Blaknie zieleń sztandarów, blaknie iskra w oku
I produkcja orgonu zamiera w pół kroku.
We otchłani marazmu pogrąża się skrycie
Dzielna nasza kompania – pewnie nie wierzycie,
Ale nawet i koza na duchu upadła.
Jeszcze o tym nie wiedzą, że przypadkiem siadła
Bagażu zwarta masa w dziesiątej gęstości,
Od której troll ma katar, wszystkich bolą kości,
Zaś trollicę w dodatku wysypka pokryła.
Ale nie to najgorsze, to by jeszcze była
Rzecz całkiem do przyjęcia podczas eksploracji
zakamarków wszechświata. Drobnych perturbacji
nie ulęknie się żaden wojownik kosmiczny.
Ale tego... strach wieszcza ogarnia paniczny,
Kiedy ma wyrzec słowo, co przekreśla plany,
Rujnuje zamierzenia i kładzie kajdany
Na dłonie, co na wieki wolne być powinny...
Jednym słowem ów klimat wielce niegościnny
Na który herosi przypadkiem natrafili,
Sprawił, że moc produkcji orgonu stracili.
Impotencja w szeregach jak dżuma się szerzy,
Wszystko, co dotąd stało, teraz smutno leży,
(ewentualnie wisi, ale szczególiki
w spokoju pozostawmy), troll robi uniki,
nie chcąc, by jego żona prawdę tę odkryła,
iż niemoc rozpaczliwa kulasa zmorzyła
i po raz kolejny w zagłady obliczu stanęli
ci, którzy w straceńczej wyprawie udział wzięli...
Beata - 2012-06-15, 09:54
:
Ach, cóż to za ironia! Po tylu terminach,
bitwach, pościgach, lotach i innych wyczynach,
po obleceniu wkoło całego wszechświata,
na naszej własnej Ziemi, na którą po latach
powrócili tułacze (i bohaterowie!) -
zatem, na tej tu Ziemi, miałobyż pogłowie
herosów tak drastycznie zmaleć? I orgonu
poziom? - Wtem trollica wróciła do pionu:
"Wstawać smętniaki zwisłe! W polu ście zalegli,
jak koty pod ostrzałem, jak zwykłe lebiegi!
Ruchu wam trzeba, ruchu!" - mówiąc to do biegu
zerwała się szybkiego, wokół ich szeregu.
Zrazu szło jej niesporo, jakby z trudem wielkiem,
lecz zagryzając ostatnim znalezionym żelkiem,
siły dość w sobie naszła, by między cząstkami
przepychać się jak taran, pracując nogami.
I biega tak, i biega, wszyscy patrzą tępo,
a trollica pryszczata podkręciła tempo.
"No czego się gapicie? Peeling robię sobie!
Wstawaj mężu, bieganie nie zaszkodzi tobie.
Szlifu ci może dodać ruch między cząstkami,
jako i mnie pomaga - nawet pod pachami
jestem już gładziusieńka, znikły wszystkie strupy!
Ogarnijcie się wszyscy, weźcie się do kupy!"
Tym apelem porwana drużyna się zbiera
i zerka na trolicę, na trolla spoziera -
kontrast jest przeogromny, trollica olśniewa
(Myślak coś o ściernicach plecie, i o drzewach).
Tak, drodzy czytelnicy, nie ma wątpliwości,
po co gdzieś tam istnieją wysokie gęstości.
toto - 2012-08-19, 20:40
:
Chłopy ruch zaczynają, choć całkiem niezbornie
jeszcze stają na nogi, tak trochę opornie
wszystko im idzie jakoś. Bez koniecznej werwy
i zaangażowania nie uda się bitwy
wygrać prawie ostatniej. Padać zaczynają
już argumenta ważkie - tak młot zwany Mają
krążyć zaczyna pośród łbów tych kostropatych.
"Nuże, ruchy lenie śmierdzące", trollica łopaty
szuka te słowa krzycząc, "czasu mi nie trwońcie!"
Triumfalnie toczy wzrokiem po zielonym froncie,
bo armia kosmetycznym zabiegom poddana
blaskiem świecić zaczyna, rzucać na kolana
pięknem niesamowitym, wręcz z wyższej gęstości.
Jeden troll smętny siedzi, spogląda na gości,
towarzyszy niedoli dosłownie przed chwilą,
poziomy zmieniających, twarz ogląda miłą
jedna zaraz po drugiej. Ruszyć się nie może,
oczy krzyczą "Pomocy!", dalej tkwi w stuporze.
Chęć działania z przymusem bierności się zwarła
- to Maszynka Kabała właśnie się zatarła.
MORT - 2012-08-20, 14:08
:
Nie wprost Maszynka była stuporu przyczyną.
Wyjaśni się to wkrótce. Tymczasem nawinął
się znowu trollicy kolejny pomysł jeden...
by morale wytrysło orgonem jak nie wiem!
"Gry urządźmy wielkie! Koza będzie nagrodą
tego, kto w triakosiadiatlonie ze swobodą
największą, calutką resztę pokona graczy" -
trzystu dwóch konkurencji zasady tłumaczy.
I już zaczynają się ekscytujące gry,
incestyczne logo orków powiewa wśród mgły.
We mgle tej, spadł z urwiska lew wielki ogromnie,
z kopytami, miast łap - zwierz dziwny niepodobnie.
Tupał lew rozeźlony, przy brzozowym drzewie,
po czem galopem się puścił, gdzieś w dal, przed siebie.
Gry wznowiono gdy tylko śmiechem mgłę rozwiano,
konkurencje kolejne zaraz rozegrano:
biegi przez totolotki w czasie urojonym,
skok w zniż o kulasie gorącą smołą chrzczonym,
senne sprintolenie, kulasowe zapasy,
ciskanie trollicą, Möbiuso-wygibasy,
błotnisty maraton i rybacką siatkówkę,
ujeżdżanie komara, praniczną głodówkę.
Wtem dało się posłyszeć w DNA chrzęst głośny.
Z kryształów uszczelki - rozpękły się, wyniosły!
Trollimpiadę przerwano - bielmo z oczu spadło!
Wzrok wszyscy unieśli, wślepiając się w dziwadło.
Nieboskłon zasnuty kosmicznymi statkami,
zbiegł był się w czasie z wstrzymanymi oddechami.
Przez cały ten czas igrzysk, troll bez ruchu siedział,
wnet oczy roztworzył, co dalej, wypowiedział:
"My, Galaktyczna Federacja, przez tu tego,
trolla Stefanka, w przekaźnik dostrojonego,
zwracamy się do was, w sposobie dla nas nowym,
mową waszą, językiem trzynastozgłoskowym.
Zatarła się niedawno Maszynka Kabała,
możemy więc wibracje wzbudzać już bez mała.
Lecz by mieć nasza misja miała skutek trwały,
trza nam dotrzeć do końca Maszynkę Kabały.
Tu wasza rola w pełni chwały się pojawia,
trza wam dotrzeć do siedzib rozpusty, bezprawia,
gdzie kryją się, jak szczury, adwersarzy resztki.
Wnętrze Ziemi - gdzie nasze statki by nie weszły.
Tam to Hitler z nazistami wciąż urzęduje;
Tom Cruise jeńców - Naszych! - boleśnie audytuje.
Wiele więcej zła w paszczy Agharty znajdziecie,
gdy przez czapy polarne Północy przebrniecie.
Ostatecznie to wy, planety tej mieszkańcy,
w czas z okowów powstać swej byłej ignorancji
musicie!". To powiedziawszy, przekaz się przerwał.
Troll upadł głucho na ziemię, pierdnął i zemdlał.
Sabetha - 2012-10-27, 21:06
:
Gdy umilkł głos trolla i stuporu okowy
Opadły ze drużyny jak liście z dąbrowy
kiedy je zamróz ściśnie, wielki ruch się zaczął.
„Jakże to? Tak pod ziemię?” – wszyscy głośno płaczą
prócz trolla omdlałego, co bez ducha leży
i trollicy, co szybko ku niemu już bieży,
i pięść krzepką unosi, by walnąć w jagody
(niezawodne zna na tę przypadłość metody).
I faktycznie, Stefanek, zebrawszy po gębie,
zerwał się i natychmiast zaczął dłubać w zębie.
Potem włosy przygładził, poprawił kubraczek
i wzrokiem potoczywszy po szeregach płaczek,
w które Drużynę zmienił Federacji rozkaz,
wrzasnął: „Dosyć smarkania! Widno wola boska
nami pokierowała, bośmy pół wszechświata
przelecieli sposobem „personae non grata”
i bezpiecznie dotarli do naszej ojczyzny,
ominąwszy mgły sztuczne, brzozy i mielizny.
Niniejszym Matka Boska do czynu nas wzywa”.
Natychmiast Dziad Borowy na nogi się zrywa.
„Matka Boska? Ojczyzny najmilsza królowa?”
Troll przytaknął i wówczas od słowa do słowa
Z bandy pogańskiej, co rada czcić kozę była,
Raptem Wszechkatolicka Rota się zrobiła.
Więc prędko uzbroiwszy się w wodę święconą,
różańce i krzyżyki, relikwię skradzioną
z pobliskiego kościoła (co w owej świętości
wszedł był raz posiadanie, profanując kości
starego pustelnika zmarłego na kiłę),
kropidło i gromnicę, siekierę i piłę
(te ostatnie Nadrektor na koniec przydźwigał,
który od chrztu świętego jakoś się wymigał
i teraz siał defetyzm wśród zbożnych szeregów,
mówiąc, że lepszy dobry topór od boskich zabiegów)
w okamgnieniu do sabotów łyżwy przypięli
i na biegun północny radośnie pomknęli.
Ślizgał się troll Stefanek, ślizgał Dziad Borowy,
Ślizgał się ork z orczycą bez zbędnej namowy.
Ślizgała się ze wdziękiem Stefankowa żona,
Ślizgał się Barbarzyńca i elfka zielona.
Ślizgał się Luk Skajłoker, tata jego Vader,
I jaszczur, i jaszczurka (zresztą chętnie nader).
Ślizgała Baba Jaga, wsparta na kulasie
swego mężnego męża, co objął ją w pasie,
ślizgała się nareszcie i koza kosmata,
którą w krzyżu łupało i którą, choć w lata
posuniętą znacznie (i w inne też rzeczy),
nikt nigdy nie zapytał, dlaczego tak meczy.
Ślizgiem tedy wkroczyli na Ziemi dach biały,
szukając pilnie, gdzie by w środek wejście miały
owe wraże gadziny: Hitlery, Cruisy
i różne inne tego typu smętne zwisy.
Wraz też: „Dajcie baczenie!” – gromko się rozległo.
Dali. Środkiem lodowca równiutko przebiegło
Stadko antychrysteczków z rogami na czołach,
niedorostków zaledwie, skacząc po wądołach.
Trollica, diabelskim widokiem poruszona,
przycisnęła kurczowo rączęta do łona
oraz szepnęła miękko: „Mord! Mord dla diabelstwa!”
Jakoż nie zabawiając się w żadne poselstwa,
obmierzłe pakty, rady i tolerancyje
każdy już antychrysty goni, łapie, bije
rejwach się tam uczynił niczym na odpuście,
gdy wtem znienacka... jak się nie rozwrą czeluście!
„Do środka!” – wrzasnął Myślak, capnąwszy jednego
antychrysta za rogi. „Dość tego dobrego!
Do środka piekła, zanim się zamkną podwoje!
Pójdziemy do samego diabła na pokoje!”
Beata - 2012-12-22, 00:32
:
Ale zanim do Piekła dotrą nasze zuchy,
nie unikną po drodze diabelskiej podpuchy.
Mamieni będą wszyscy - i solo, i w grupie,
mogą także niektórzy oberwać po dupie
(i nie zawsze to będzie milusia pieszczota) -
ale o tym za chwilę, bo teraz ich cnota
na próbę wystawiona jest pierwszą: spadają.
Bezdeń czarna ich wsysa, łyżwami majtają.
W tym przewaga chłopaków nad damami wielka,
kiece im nie furkoczą, a spodnie na szelkach
(tylko Kwestor, co lubił przewiewne klimaty
z szatą zadartą walczy, ale zdrów poza tym).
Lecą przez ciemność wielką, nie widzą nic zgoła,
wtem jakoweś światełko zabłysło dokoła.
I jęły ich dobiegać miarowe łomoty:
jedno łupnięcie głośne, głuche echo po tym
i jeszcze chrobot jakiś, co krew w żyłach burzy.
Łypnął troll wokoło, czoło mu się chmurzy.
Cóż za diabelstwo nowe na nich znowu czyha?
(Było siedzieć na rzyci i nie budzić licha -
głos z brzucha na to mruczy.) Wtem wylądowali
i troll nie miał już czasu gadać z głosem dalej.
Stoją pośrodku sali, a biurek szeregi
ciągną się hen! szeroko, jako morza brzegi.
Przy każdym biurku diabeł, przed nim sterta wielka
akt i papierów różnych, na każdym stempelka
i z zawijasem podpis stawiają z impetem,
ostemplowany papier przekładając przy tem,
na kupę drugą lub też do segregatora.
Troll zadziwiony łypie i szuka potwora
(bo walka z potworami daje radość wielką,
więc gdzie ten potwór, brachu, wśród tylu stempelków?).
Tu Kwestor mu z pomocą przychodzi od razu,
ożywiony jak nigdy, niepomny urazów:
"To akta są grzeszników, założyć się mogę,
aktualizowane przez okrągłą dobę.
Każdy tu zapisany od początku świata..."
"A więc ja także jestem? - orczyca kosmata
wzrokiem wodzi dokoła, dumna jak ta lala,
lecz niedługo się cieszy. "A ja nie pozwalam!" -
wykrzyknął Luk Skajłoker, co stał cały blady.
"Dość w mym życiu napsuli z Holiłudu dziady!
Jak marionetka byłem, ledwie się wyrwałem!
Nie będę więcej kupczyć swym ponętnym ciałem!" -
i szurnął akta z biurka zamaszystym gestem.
Drużyna w ślad ruszyła. "Ani mym jestestwem!" -
okrzyki się rozległy, papier zawirował,
przed orczą ofensywą tłum diabłów się schował
pod biurka piszcząc cienko. A nasi szli ławą,
niszcząc archiwum diable i czyniąc to z wprawą.
toto - 2013-03-10, 21:49
:
Na gwałt ten, biurokracji piekielnej zadany,
korpodiabeł ogonek podkulił zadbany.
Fala dobra i poniekąd sprawiedliwości
przetoczyła się z impetem przez diable włości.
Koza się wyłamała - to nie było dla niej -
jedyna z całej bandy za akt przeglądanie
wzięła się pełna werwy. Tu teczka o orku,
co jeden wpadł jej w oko, dziś nadstawia karku
w tej jakże słusznej sprawie, a wczoraj - zobaczmy -
zdradzał zieloną żonę. Kolejne liczymy
grzeszki, niegodziwości, a jeden lepszy
od drugiego, trzeciego. O, jest! Coś tu pieprzy
całkiem już bez umiaru. Ale zaraz, co to!?
Soli jeszcze dodaje? Na mięso ochoto,
w czasie ścisłego postu, zwiodłaś na złą drogę,
kozę o rumieniec przyczyniła, niebogę.
Kulas, w myślach wyrosły bardzo okazały,
w jednej nieomal chwili stał się całkiem mały,
kształtu skromnej pieprzniczki formę przybierając.
Koza kartkę odrzuca srodze przeklinając
orcze postu reguły. Wzrok jej pada na stos
kartek już przykurzonych - a pachnie jak lotos -
sięga po pierwszą z góry. W nagłówku, po lewej
jedno miano - Trollica - heroiny srogiej
i, jak się okazało, też trochę niegrzecznej.
Koza czytać zaczyna o orgonu wiecznej
sile i najskuteczniejszych metodach produkcji.
Na początku uważnie, by żadnej instrukcji,
nawet tej najdrobniejszej, nie pominąć w dziele
zawartej. I tak oto przejrzała stron wiele,
oddech wstrzymując nieraz i to na chwil parę,
przez co zatraciła się całkiem ponad miarę.
Wszyscy jej towarzysze już dawno odeszli,
a ją piekielne gryzipiórki zewsząd zaszły.
Sabetha - 2013-03-11, 19:20
:
W krąg obstąpiwszy kozę, diabłów czarna rota
Deliberuje głośno, dokoła się miota
(kazałabym się diabłom miotać do trapezu
albo innego rombu i z wrzaskiem „o Jezu!”
przy okazji powtarzać geometrii prawa.
Byłaby, przyznaję, niekiepska zabawa,
ale nawet poeta wie, że boże imię
w ustach diablich to coś na kształt bikini w zimie,
że plecy strasznie ziębi i szczypie w krągłości,
i katar powoduje, i przemraża kości -
więc niechaj się bidulki tradycji trzymają,
bluźnią wstrętno-plugawie i w kółko miotają).
Ten i tamten kamrata podpuszcza ukradkiem
Żaden jednakoż nie chce ryzykować zadkiem.
Bo też i stwór to taki, że diabły w konfuzję
bardzo wielką wprowadza i mózgu kontuzję
szczodrze im funduje. Dlaczego? Albowiem
racice ma jak diabeł, ogon też - nie powiem
mały, ale jest przecie. Belzebubią modą
rogi w przód zakręcone, widno nieźle bodą,
bródka biała, zadbana, oko złością błyska
i ogólnie nieładny bardzo wyraz pyska.
Wszystko to diabły znają, wszak to nie nowina
Że się chętnie Lucyfer mieni w kozy syna.
Syna! Oto konfuzji źródło, to jest klucz zagadki!
Kozioł! Diabły wszak ojca zwyczajne, nie matki!
To dlatego w krąg stoją, wytrzeszczając gały,
bo od tej koziej kwestii całkiem zbaraniały.
Koza nasza temczasem, korzystając z faktu
Że diabliki z rozumem nie mają kontaktu,
jak nie czmychnie z okręgu! Tak Hektor wspaniały
nie wiał przed Achillesem. Tak nie spierdalały
Romulusowi Sabinki, tak regimentarze
przed Chmielnickim nie wieli w piławieckim skwarze,
nawet i Ged-Krogulec nie spylał tak gracko,
gdy go gebbeth wśród wrzosów chciał pochwycić chwacko.
Jednym słowem: koza prison breakiem swojem
Wbiła się w poczet słynnych niemalże przebojem.
Bieży teraz przez piekła ciemne korytarze.
Czy odnajdzie Stefanka? Beata pokaże!
Beata - 2013-09-14, 21:55
:
Tych niedowiarków, co kres eposu wróżyli,
rozczarować mi przyjdzie. Jeszcze nie w tej chwili,
jeszcze nie dziś się skończy epopeja nasza,
co wielu otumania, śmieszy lub przestrasza.
Śladem herosów naszych, w niezmierzonej dali
albowiem podążałam. I życie na szali
kładąc, ze świadomością poświęceń koniecznych
opuścić Was musiałam. W czeluściach wszetecznych
kronikarskie zapisy sporządzałam skrycie
bez nadziei wysłania i tęskniąc nad życie
do światła i słońca, do wiatru, zamieci,
zagubiona w piekielnych korytarzy sieci
błądziłam. Jako i oni nad rzekami krwi
wrzącej nocować musiałam (koza do dziś śni
o niej i kły jej urośli), przekraczać przepaści,
z pułapek się wydobyć najróżniejszej maści,
słowem - nie było lekko. Zapisy w otchłannej
zębatej koziej paszczy przepadły na amen.
Długo by opowiadać, lecz milcz serce moje,
kozią mordą żarłoczną rozdarte na dwoje.
Lecz smutki precz! Jesteśmy! Wszystkie te termina
przetrwała, nie szwankując, herosów drużyna
I przed Wami dziś staje i muskuły pręży,
i jeśli jest potrzeba, to się znów natęży.
toto - 2013-09-22, 23:01
:
Pobieżył Stefanek, sam, trzeba tu dodać
i pochwalić odwagę, plotki pewne zbadać,
o wielkich dziurach w Ziemi, co są na biegunach
(obu, jakże inaczej). Przystawał w spelunach -
na północnej półkuli złą sławą owianych -
nierzadko i komunach, pełnych zawianych
i bezorgonnych ludzi. To go utwierdziło,
że na dobrym jest tropie. W nogach go świerzbiło,
by ruszyć jeszcze żwawiej, celu sięgnąć chyżej,
naocznie się przekonać, co dzieje się niżej,
u króla jaszczurzego w tak zwanej Gadzinie,
czyli gadów krainie. Cel osiągnął w zimie,
wśród śniegów i zamieci dosięgnął bieguna -
dla porządku dodajmy, że jaśniała łuna
i patrzył na południe gdziekolwiek nie spojrzał.
Na czoło mars mu wyszedł, gdyż dziury nie ujrzał.
Giepeesa jął sprawdzać, lód butem traktować
i szukać dziury w całym. Już zaczął pomstować,
na czym świat cały stoi, gdzie mądrości ludowe
należy trzymać wszystkie, jak i balladowe.
Dał się wpuścić w maliny, wszak to ciepłolubne
są gadziny ze sprytu znane i nieślubne
potomki Belzebuba, krokodyla, sowy
i oślicy lub hieny - wierzyć w czyje słowy
zechcecie lub musicie. Zrozumiał swą klęskę,
bo o powrót do domu widać było troskę
na twarzy kostropatej. Zaczął plan układać
powrotne trasy mazać i do siebie gadać.
Sabetha - 2013-09-23, 17:36
:
Ogromny ów wysiłek jałowym był trudem
A całe to zwiedzanie diabelskim ułudem
albowiem to przez piekło bieżała drużyna!
Kolega nasz po piórze widno zapomina,
gdzie zostały przerwane w kronikach zapisy!
Toż tam kozę nieszczęsną obstąpiły bisy,
toż trollica, Skajłoker i Dziadek Borowy
Idą na wskroś przez Limbo, toż okrzyk gromowy
mężny Stefanek wznosi, któremu wtórują
Nadrektor, Myślak, Vader! Strasznie hałasują
jaszczury, elfy, orki, poświstuje z cicha
i Cohen Barbarzyńca – ten w dodatku kicha,
gdyż dziwnym zaiste zrządzeniem fatumu
przeziębił się był w piekle. Wyróżnia się z tłumu
i przoduje w zawzięciu dzielna Baba Jaga.
Aż miło jest popatrzeć, jak się Otchłań wzdraga,
jak spierdala w popłochu Antychrystów rota,
jak nie wiedząc, co robić, Lucyfer się miota,
gdy tymczasem najeźdźcy włości mu plądrują,
palą, gwałcą, mordują i archiwa psują.
(Tutaj znowu dygresja mała się szykuje,
bo złośliwa psyche wraz mię zapytuje,
kogo, u licha, gwałcą Stefankowe trolle,
co można w piekle spalić i czemu swawole
się owe we szczegółach odmalować wstydzę.
Otóż, drogie dziateczki, przemocą się brzydzę,
Szczegóły tedy innym poetom ostawię,
z przygodami kozy się gracko rozprawię
i odpocznę chwilę po trudach tworzenia.)
Koza nasza chwilowo w pocisk się zamienia,
umykając prędziutko przed diabłów nadmiarem.
Szybko jednak przystaje, umęczona skwarem,
którym szeroko słyną diabelskie dzierżawy
i postanawia w wielkich kotłach szukać strawy.
Kotłach? A niby czego się można spodziewać
w miejscu stworzonym, aby grzeszników dogrzewać,
smażyć, dusić, gotować, skrobać, filetować,
łamać, palić, podpiekać, wędzić i mizdrować?
Takoż już w pierwszym z brzegu saganie odkryła
smaczny gulasz z poety, co mu milsza była
pięknolica Euterpe i wdzięczna Erato
niż ojcowie Kościoła. W kotle siedzi za to!
W patelni wylądował niecny uwodziciel,
i muzyk, i filozof, student, nauczyciel,
modelka, co na zdjęciach pokazuje wdzięki,
gliniarz, który kibicom czasem dawał cięgi,
cudzołożnik i piekarz, kiepski portrecista,
pisarczyk, koronczarka oraz onanista.
W przedostatnim zaś kotle kozaka odkryła
I podobieństwem brzmienia tak się zachwyciła,
że ocalić biedaka wnet postanowiła
i zębami pokrywkę mocno pochwyciła.
Tu, niestety, kończy się koncept poecie.
Czy się koza z kozakiem połączy w zaświecie?
Czy drużyna, zgwałciwszy antychrystów krocie
wróci w końcu? Beato, Muza leci do cię!
MORT - 2013-09-23, 23:48
:
Zanim jednak doleci musa ad Beatum,
a kozy i kozaka rozstrzyganie się fatum,
na tyć-tycią chwilkę przysiądę jej na plecach,
(muzie, nie Beacie) by rzec o kilku rzeczach.
Diablisko wprawdzie w biedzie, z naderwanym uchem,
przez łzy jednak się śmieje, tłustym trzęsąc brzuchem.
Wykrzykuje: "Głupi. A głupi. A wy głupi!
Prządki, co sam tkają los - me prawdziwe wruki -
same, w stuporu wnyki me piekielne wpadłszy,
spóźniły się z eposem mnie nie powstrzymawszy!
Gdy wy tu schodziliście, diabłów moich większość
wyszła na powierzchnię! Mógłbym słuchać przez wieczność,
jak tam jęczą ludzie!". Wizji jawi się studnia.
"Apokalipsa trwa na Ziemi! Tak od grudnia!
Zeszłego jeszcze roku." "A ten o czym gada?!"
dziwi mu się trollica, "...chyba niedomaga".
Diabeł jednak ciągnie, wpatrując się w podłogę,
jak w gorączce, swej wizji opisuje trwogę.
Warczy coś o Smoku. I coś o Nierządnicy
babilońskiego rodu, dwojga krwistych licy.
O siedmiu kielichach, o sześciusetszesnastce,
czy podług wersji innej, szóstek trzech ustawce.
O iluminatach, o żydach i masonach.
O imperium Xenu, scjentologach, mormonach,
ekspertach od śmiertelnych katastrof logiki,
o brzozach niewiedzących, jak robić uniki
i nie chcących potem zeznawać pod przysięgą.
O zdrajcach, którzy to uznali za rzecz zbędną.
O efekcie domina i skrzydłach motyla,
które kroku musiały proroctwom dotrzymać.
O legionach przeklętych, co burzą podstawy,
by nam Nieba firmament na głowy zawalić.
Słowem jednym... dwoma... ach, nie ważne - kilkoma -
o walce Zła i Dobra. O świecie, co skonał.
"Przecie wszystkie jego diabły tu się znajdują,
naszym podeszwom towarzystwa dotrzymują.
Lucek gania smoka." kwituje go trollica.
"Ma stany euforyczne, zwężone źrenica,
brak reakcji na ból, zaciśnięte zwieracze,
i taki nieobecny". (W Wikipedię pacze).
"Sięgnął czart horyzontów samych wyobraźni,
wstyd mu teraz będzie, czy aby się nie zbłaźnił?"
"Niedożywienie jeszcze - też swoje dodaje",
troll podsuwa nauczon własnym doświadczaniem,
co znowu go porwało w wizję przed chwileczką:
diabeł mu się jawi, jak krwisty stek z kosteczką.
Troll, oblizawszy wargi, nim go zjadł w obłędzie,
rzekł jeszcze: "Innego końca świata nie będzie".
Beata - 2018-06-26, 19:04
:
Długo muza leciała. Bo nie bardzo śpiesznie.
Taka jej, francy, wola. Bo muza koniecznie
refleksję (a nie refluks) w ludziach wzbudzać lubi.
I choć się czasem mocno z narodem poczubi,
to jej zawsze na wierzchu. Taka jej natura. -
Może to i lepiej, wszak użyć kostura
by choć kroplę oleju ręcznie wlać do głowy
każdy głupi potrafi. Tymczasem o nowy,
świeży i nieograny jeszcze pomysł chodzi!
Zatem Państwo Autorzy, i starzy, i młodzi,
jak tam u Was z inwencją? Tumani? Przestrasza?
Czy będzie miała finał historyja nasza?