mad5killz napisał/a: |
@nodek, a Welin czytałeś już? |
Fidel-F2 napisał/a: |
Czyli mamy dowód, że jednak istnieją byty, które traktują to poważnie. Kurwa. |
MrSpellu napisał/a: |
Są tam nawet limeryki |
MrSpellu napisał/a: |
No i na młotkowym Gloria Victis jest cały srogi wątek poświęcony bece z tej prozy piecowej. |
MrSpellu napisał/a: |
Są tam nawet limeryki |
toto napisał/a: |
Kiedy FR dostało jakieś Hugony? |
toto napisał/a: |
Ktoś chyba spadł z Księżyca. |
nodek napisał/a: |
A moze wrecz przeciwnie, cykl okaze sie genialny i ludzie beda zalowac, ze nie kupili |
Stary Ork napisał/a: |
To nie lepiej inwestować w rynki wschodzące albo w rzepę? |
martva napisał/a: | ||
Ale czytałeś fragmenty? |
Cytat: |
Wrodzona antymagia, szybkość wilka i wręcz stalowe ciało pozwoliły przetrwać wystrzelone kule ognia i błyskawice. Potem, gdy dopadł pierwszą wiedźmę, spanikowały.
Nie spodziewały się, że ma na sobie to zaklęcie. Specjalnie spreparowane dla niego Chodzenie po powietrzu nie dało im szans. Po prostu odbił się od powietrza i biegnąc dalej w górę, dopadł pierwszą, która próbowała odlecieć na miotle. Owszem, były szybkie, ale on miał na sobie również Przyspieszenie. Przerażone ginęły, nie pojmując nawet, czemu on je dogania. A nie był miły… Jednym kłapnięciem łapał za głowę, zgniatał ją niczym melon, po czym ruchami pyska na boki rozrzucał wokół szczątki. Inne widząc to, nie śmiały stawić mu czoła. Pierwszych osiem wiedźm, właścicielek zewnętrznych domków, zginęło w ciągu dwóch minut. Te w środkowym tylko trochę dłużej łudziły się, że powstrzymają go magią. Nic bardziej mylnego. Rozniósł je po kolei na strzępy, przyjmując na grzbiet setki czarów. Gdy skończył, wdarł się do wnętrza pomieszczeń. Wiedział, że przeciwniczki zawsze zabierają swe rodziny i niewolników ze sobą. Był jak kataklizm. Dzieci, podrostki i najstarsze wiedźmy ginęły w tym samym momencie, w którym je odnalazł. |
Cytat: |
- Gdyby nie był bogiem, na pewno by się spocił
- Nie mógł też przerywać walki, aby nie było remisu. - Wysoko uniesione ręce naśladowały gejzer. - Zgrabne mięśnie dziewczęcej pupy, obleczonej elastycznym, czarnym materiałem doskonale odzwierciedlały ruchy. Każdy z pośladków nie dosyć, że kurczył się, prostował lub wypinał niezależnie, to dodatkowo widać było przesuwającą się granicę dwóch stylów tańca. - Podczas drugiego okrążenia dziewczyna tak zgrała taniec z muzyką i klęczącymi rycerzami, że przyspieszyła.Choć jej obroty i wężowe pląsy zmalały, to nachylenie tancerki względem paladynów mocno wzrosło. |
MrSpellu napisał/a: |
- Zgrabne mięśnie dziewczęcej pupy, obleczonej elastycznym, czarnym materiałem doskonale odzwierciedlały ruchy. Każdy z pośladków nie dosyć, że kurczył się, prostował lub wypinał niezależnie, to dodatkowo widać było przesuwającą się granicę dwóch stylów tańca. |
Ł napisał/a: |
później zobaczyłem |
Stary Ork napisał/a: |
75D |
martva napisał/a: |
Stary Ork napisał/a: 75D
Obstawiam bardziej 70H i myślę że mogłam jej jednak nie docenić. |
Stary Ork napisał/a: |
To pewnie miało bardziej tak, ale cóż, pióra nie stanęło. |
Ł napisał/a: |
ale później zobaczyłem: www.youtube.com/watch?v=wUMHWrWwzS8 |
Toudisław napisał/a: |
Zamiast odświeżyć i wzbogacić system |
Ł napisał/a: | ||
Po co? W sensie pytam szczerze czy "Kryształy Czasu" mają jakąkolwiek wartość poza sentymentem paru PRG-dziadków i RPG-kuców którym wmówiono że to oldschool kvlt? |
Cytat: |
Styl jest taki jaki jest. Trzeba jego zaakceptować, albo nie czytać w ogóle. |
Cytat: |
Krytyka? Zajmijmy się pozytywną stroną medalu. |
Cytat: |
Chcę abyśmy my Polacy się uśmiechali. Ja sam pękałem ze śmiechu... |
Cytat: |
Niektórzy widzieli te materiały - sterta na 1,5 metra wysoka. |
Cytat: |
To co dzisiaj jest absurdalne, niedługo będzie poddane wnikliwej analizie. |
Ł napisał/a: |
czemu poświeciłęm wpis na fb |
Shadowmage napisał/a: |
Mnie to jednak bardziej zachwycają głosy "ale jak to tak obmawiać, to nie ładnie, a fe!". |
MrSpellu napisał/a: |
Podpuszczasz mnie |
Sabetha napisał/a: |
Nie no, chłopaki, lepiej za tę kasę kupcie żonom coś ładnego, a dzieło ukradnijcie z chomika albo czego. |
Stary Ork napisał/a: |
Jakbym miał wolne 120 PLN, minuty bym się nie zastanawiał. |
Cytat: |
Gdy czarni rycerze zbliżyli się do swych ofiar, nastąpiła likwidacja zaskoczonych i zdezorientowanych brakiem rozkazów gwardzistów. Ci zamiast reagować na napastników z przerażeniem obserwowali swoich kolegów i w ostatniej chwili odkrywali, że giną w ten sam sposób. |
Ork napisał/a: |
Kupiłem ostatnio żonie przepiękny box wilczych termosów, wzgardziła, więc wziąłem dla siebie. Rozczarowała mnie jej postawa i nic już jej nie kupię dopóki mi nie wynagrodzi tego bólu. |
Sabetha napisał/a: |
Brak mi słów, żeby wyrazić swój zachwyt |
MrSpellu napisał/a: |
Niosę skarb |
Cytat: |
Przyznam się do czegoś – gdy w pierwszym trailerze, na liście potworów dostrzegłem "rybiki cukrowe" byłem przekonany, że ktoś je dopisał Szyndlerowi dla hecy. Brak ich w części pierwszej tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.
Czas zwrócić honor. Niniejszym zwracam: "Wielce osobliwa jest istota, którą każdy w tej krainie sympatią darzy. Jedni dla mięsa, inni chcą, by była blisko, a reszta o odchodach jej marzy. To rybiki cukrowe, trzymetrowa odmiana ich zwierzęcych krewniaków, Mają tak wiele zalet, że w ich obecności nie sposób dostrzec braków". Trzymetrowe rybiki patatajają stadami po pajęczynach, żywiąc się zewnętrzną ich powierzchnią. Zwłaszcza na krańcach atmosfery, gdzie zimno kosmosu strzępi nici. Dają sobie radę, bo mają hermetyczne pancerze, silne odnóża brzuszne i wytwarzają podciśnienie, przez co (jak się domyślam) przysysają się do pajęczyn i nawet burze (ani próżnia kosmosu) ich nie oderwie. Mieszkańcy archipelagu polują na nie dla mięsa, ale częściej wolą je wypasać, gdyż rybiki są ważnym elementem miejscowej ekonomii i ważną cegiełką w piramidzie żywieniowej. Dzieje się tak, gdyż: "Miast kału wydzielają półprzezroczystą substancję o dużej klarowności, Związek białka i cukru, co syci jak miód, a z czasem nie traci na jakości". Trzymetrowe, pancerne, przystosowane do życia na obrzeżach atmosfery, podciśnieniowe mszyce. Muszę powiedzieć, że rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. (Jak wygląda rybik cukrowy w prawdziwym świecie, można sprawdzić na wiki. Ale może lepiej nie sprawdzać?) |
MrSpellu napisał/a: |
Trzymetrowe, pancerne, przystosowane do życia na obrzeżach atmosfery, podciśnieniowe mszyce. Muszę powiedzieć, że rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. |
Procella napisał/a: |
Jakie to jest śliczne To się skończy tym, że dzieuo przeczytam i co wtedy się ze mną stanie? |
Cytat: |
Bitwa o wyspę w pierścieniu okazała się mało interesująca, bo tysiąc latających orków miał za mocne zbroje a resztę napastników zdezintegrował Bezimienny (1), bo przeszkadzali mu słuchać ballady.
Możemy więc skupić się na naszej ulubionej telenoweli "Niewolnica Iza… tfu… Hannah". Nawrócona na dobro była elfia zabójczyni dała się poznać jako światowej klasy atletka podczas słynnego siedemnastostronnicowego tańca. Wtedy też wpadła w oko Bezimiennemu, którego następnie heroicznie zaciągnęła do łóżka i przetrzymała w nim, dając drużynie czas na pokonanie wielu sal labiryntu. Podstęp okazał się na wyraz udany i wkrótce połączyły Bezimiennego z Hannah nierozerwalne więzy małżeńskie. Idyllę przerwał Bezimienny, porywając elfkę Bezimiennemu sprzed nosa. Później jednak uratował ją przed trzecim Bezimiennym, co zakończyło się płomienistym romansem i zdradą w noc poślubną. I tak niespodziewający się niczego Bezimienny wraca do domu i zastaje swoją żonę w ramionach Bezimiennego... Na szczęście sytuację udaje się uspokoić: "Tymczasem Drugi Bezimienny, wpatrzony w piersi dziewczyny kontynuował: – Ktoś mądry poradził mi, bym zaproponował rozwiązanie, które wobec ogarniającego nas chaosu zapobiegnie bitewnej pustce." Po krótkiej dyskusji ustalono, że obaj zostaną mężami Hannah, zwłaszcza, że "okazało się, że mają niekonkurujące ze sobą upodobania. Pierwszy lubił elfie rekordy, Drugi zabawy z biczowaniem, jaśkami i meblowaniem pomieszczeń". I tak Can, kapłan zapomnianego bóstwa, udzielił im ślubu. Uciechom, toastom i gnomim dowcipom nie było końca. Po prezenty ślubne postanowiono udać się do pobliskiego skarbca. "Bezimienny potarł pierścień i po kolei wszyscy zaczęli przechodzić do przedostatniej komnaty na tym poziomie… A tam czekały na nich nieprawdopodobne skarby oraz ich strażnik… Ostatni sługa Harela. Najpotężniejszy…" |
Cytat: |
Po krótkiej dyskusji ustalono, że obaj zostaną mężami Hannah, zwłaszcza, że "okazało się, że mają niekonkurujące ze sobą upodobania. Pierwszy lubił elfie rekordy, Drugi zabawy z biczowaniem, jaśkami i meblowaniem pomieszczeń". |
Cytat: |
"Akurat wyprężona jak struna stała na nagim ciele przystojnego elfa (…). Ubrana w sięgające aż do jędrnych pośladków czarne długie botki, wyposażone w potrójne szpilki, stojąc w rozkroku, trzymała jedną nogę na głowie mężczyzny, zaś drugą między jego pośladkami. (…)
Dodatkowo w każdej dłoni trzymała kościanej barwy jasiek z różowymi frędzelkami po bokach. Nimi to na przemian, raz po raz okładała po głowie ofiarę. Lekko obniżając biodra sięgała doskonale to do jednego, to do drugiego policzka nieszczęśnika. Wtedy właśnie poczuła, że coś jest nie tak…" |
MrSpellu napisał/a: | ||
O nie nie. Meblowanie i sprzątanie to był fetysz pierwszego Bezimiennego. A co do jaśków, to do tej pory trwa dyskusja jak ta scena erotyczna powinna być wizualizowana. A wyglądało to tak, że ta elfka miała na sobie tylko wysokie botki (sic!) z potrójnym obcasem (sic!). No i ta elfka stała na nagim Bezimiennym, potrójny obcas zaś był wbity w jego dupsko (sic!). I tak na nim stała i go okładała różowymi jaśkami z frędzelkami
Czekaj, mózg mi zaczął parować. Poszukam fragmentu Edit:
|
Wojtek Sedeńko napisał/a: |
A co się sprzedawało w Lublinie najlepiej? To będzie zaskakujące – Kryształy czasu Szyndlera. Książka ganiona w internecie, nazywana grafomańską, na konwencie czytano w ostatni dzień jej fragmenty z estrady, ku uciesze gawiedzi (mam wątpliwości co do takiej akcji – grafomańska czy nie, nabijać się w taki publiczny sposób, szydzić, chyba nie wypada). Ludzie kupowali ją jako ciekawostkę, bo z pewnością taką książką Kryształy są. |
toto napisał/a: | ||
Tymczasem:
Teraz to i w nominację do Zajdla wierzę. |
Saga o Katanie napisał/a: |
"Wyspy Żelazne to twarde, rdzawe kolosy skalne, pełne ród tego metalu," |
Czytam Kryształy... napisał/a: |
Kolejna komnata jest przeogromna.
"Był to skutek zgromadzenia licznych i nierealnie wręcz "wysokich" przeciwników po drugiej jej stronie…" Oprócz obowiązkowego wielokropka zwróćmy uwagę na cudzysłów wokół słowa "wysokich", jest tam, gdyż przeciwnikami byli tytani. I byli wysocy. . . . Czasami jest trudno, powiem wam Ale lećmy dalej: 1) Jest zimno jak cholera, paladyni zaczynają mieć problemy, bo zbroje im zamarzają i nie mają się jak ruszać. 2) Przymarznięty do własnego tronu tan Hamilkar popada w dziwne gadzie odrętwienie. Gadzie, bo jest serpentem. Czyli człowiekiem z głową kobry. Bo nie wiem, czy mieliśmy okazję o tym wspomnieć. 3) Wtem! Szarża ośmiometrowych kościotrupów, z kryształowymi maczugami i w futrzanych zbrojach! 4) A za nimi dwunastu kilkudziesięciometrowych tytanów! Też w futrach. 5) Dobra rada: jeśli walczycie w zimnie z tytanami i ich kościotrupimi sługusami, to miejcie pod ręką jakąś armię Sług Seta. Przydadzą się. Warto sobie odmrozić kolana, podczas szybkiej modlitwy. 6) Dziesięć latających bitewnych kwadratów o bokach liczących stu na stu żołnierzy poradzi sobie z każdym przeciwnikiem. Zwłaszcza, że kwadrat o bokach 100 x 100 to sześcian. 7) Poza tym ruchami dyrygenta dowodził nimi doświadczony serpent. Bardziej nie mógł uczestniczyć, bo trochę przymarzł kolanami do podłogi. No i nie rozdrabniając się, kościotrupy poszły do piachu. A w następnym odcinku: "dwanaście lodowych kul wielkości małych domów z siłą erupcji wulkanu zostało ciśniętych w stronę klęczącego paladyna…" |
Tomasz Zliczewski napisał/a: |
"Módlmy się!
Panie, który zsyłasz nam wszelkie dary, w miłości swej nieskończonej ześlij na te olbrzymie kroczące kościotrupy bloki skalne o wymiarach stu na stu żołnierzy! Niechli będą tak twarde, by łby im roztrzaskać jako Ty rozsadzasz wszystkie zło na świecie! Niech one sieją zniszczenie jako Ty, o Panie, siejesz wśród nas dobroć i cnoty wszelakie! Niech ich głowy fruwają w powietrzu na podobieństwo serpentoaniołów Twoich w niebiesiech! Niechli te tytany w gówno się zamienią jako ty zamieniasz niegodziwą wszelką w szlachetność i łaskę! O to cię proszę Twoi paladyni, o sercach najczystszych, którychże intencje zawsze są szlachetne! Amen!" |
Czytam Kryształy... napisał/a: |
Nie wiem od czego zacząć, więc oddam głos księżniczce Mantisie, gdyż "bezwiednie jej usta wypowiedziały znaną formułę:
W liczbie cztery / Przyszłość leży / Czterokrotnie / Świat to mierzy (…) To maniery / I przywary / Lecz przewrotnie / To klucz stary". Tak, słusznie się domyślacie, w następnej komnacie czekał na drużynę tarnawanus, "jeden z największych gatunków smoczych żółwi czy żółwio-smoków". Uwielbiają polować na tartarany a "bardziej przypominają miękkoskórego żółwiaka niż żółwia czy smoka". Mimo to jest "prawdziwym smokiem, a jego kształt jest jedynie mimikrą upodabniającą go do głupich i leniwych gigantycznych morskich żółwi". Zapytacie jak przejść bezpiecznie obok "siedmiusetmetrowego żółwia posiadającego cztery głowy o pyskach niczym królewskie stajnie i długie na dwieście metrów szyje?" Saw też zapytał, a gnom Arcik i gruby kapłan zaproponowali przeszuflowanie, zastanawiając się tylko czy lepiej przednie, czy tylne. W mojej głowie zagnieździło się ponure podejrzenie. Żółwio smok ruszył do ataku, Mantisa zaczęła odwracać jego uwagę czterokrotnym tańcem (na szczęście i meduza i tarwaranus okazali się mieć niejakiego hopla na punkcie liczby cztery) a reszta drużyny zajęła się operacją. Chodzi o dosłowną operację, bo tan serpent miał dwie niesprawne nogi a tan bard dwie niesprawne ręce. Postanowili się więc wymienić i zostać dwoma pół-kalekami. Na szczęście drużynowy chirurg należał do Szatkownicy (więc znał się na transplantacjach) i był strzygą (więc miał dużą szybkość i szybko operował). Następnie tan Haquim przystąpił do operacji, tym razem ratunkowej. Z butli przy pasie wyjął wujaszka, który był dżinem, był niebieski i miał osiem metrów obwodu w barach. Tan Haquim był pół-dżinem (niestety nie pół tonikiem) i wiedział, jak rozmawiać z dżinami. Otóż każdą wypowiedź trzeba zacząć od "Uga ugis". O tak: "– Uga ugis, wuju! – Uga ugis, bratanku! Ale nie próbuj rozwlekać zdań!" i tak dalej. Wuj po kolei zmniejszył wszystkich i schował do butli, żeby łatwiej było się przeszuflować. Na szczęście w ostatniej chwili gruby kapłan zorientował się co jest na rzeczy i kazał tan Hamilkarowi rzucić antyczne Życzenie, które pozwoliło rzucić mu astrologiczne Jasnowidzenie, które podpowiedziało mu, żeby w ostatniej chwili rzucić antyczną wersję Adaptacji cielesnej… Bo to nie był wuj! Tylko jego żona, która była ifrytką (dżin ifrytki, dżin i frytki, he he he) i była złą kobietą. Była ifrytką "wielką i półnagą, której pulchne ciało i wybujałe piersi przesłaniały liczne złote i platynowe ozdoby, poprzetykane wieloma krwistymi rubinami. Tylko od pasa w dół, tuż poniżej pępka, była czerwonym wirem ni to ognia, ni to powietrza, który sprawiał wrażenie, że jest w ciągłym ruchu i do złudzenia przypominał mniejszych rozmiarów trąbę powietrzną…" I ona wcale nie ratowała drużyny, tylko wsadzała ją do ognistej butli, żeby usmażyli się na śmierć! Tylko tan Arkadian i Mantisa i paru orków nie byli w butli, bo zajmowali żółwio-smoka. Który z resztą zdecydował, że ich lubi, bo znają się na czwórkach i żeby uratować ich przed ifrytką wciągnął ich nosem. "Siła ciągu powietrza przykleiła całą czwórkę gdzieś do ścianek górnych dróg oddechowych. Dobrze, że były to gadzie nosi i w środku nie znajdowały się żadne farfocle". Ifrytka pomyślała, że zostało jej tylko jedno – przeszuflowanie. Obserwującego sytuację Króla Smoków "skręciło z niesmaku. Przypomniał sobie, że jego też w młodości przeszuflowano. Po tym wydarzeniu stracił apetyt na miesiąc…" Czego wam nie życzę. Idę się napić. |
Cytat: |
Zwłaszcza kiedy jego wilcze wycie wezwało wilkołacze klany Kyr-hau, Marau-hau, Bered-hau, Tykur-hau, Nicur-hau i dziesiątki innych. |
Elektra napisał/a: | ||
Z dzisiejszej lektury półcytat:
|
Cytat: |
"Dobra, zacznijmy od tego. że te 55 tysięcy założone na crowdfundingu raczej nie pokryłoby kosztów projektu Szyndlera. 10% mniej więcej bierze portal i pośrednik finansowy. Druk 2x1000 egzemplarzy po 700 stron w standardzie, który zapowiedziano (twarda oprawa, kolorowe ilustracje), to jest spory koszt. Wedle tego co wiem (a trochę się dowiadywałem), poniżej 40 tysięcy by nie zszedł. Nie ma za sobą silnego wydawnictwa, które może spróbować coś wynegocjować poniżej tej dość już niskiej kwoty. Do tego dochodzą koszty korekty, redakcji, składu...
A teraz pomówmy o ilustracjach. 140 w pierwszych dwóch książkach. To jest koszt rzędu nawet 20-30 tysięcy. No ale powiedzmy, że jednak nie 70 na książkę, tylko na tom i jakoś udało mu się bardzo tanio to załatwić i zejść poniżej 10 tysięcy. To teraz dodajmy do tego koszty przygotowania tych filmików promocyjnych - lektora, muzyki, śpiewu. To są rzeczy dobrze zrobione, nawet jeśli przedstawiają bardzo słaby produkt. Tym ludziom przynajmniej należały się pieniądze. No a teraz doliczmy koszt gadżetów. Z konwentów i wywiadów wiemy, że Szyndler trochę ich przygotował (i założę się, że będą na targach). Nie wiem, ile tego natłukli, ale myślę, że jak dla mnie to byłby spory wydatek. Szyndler zbierał na druk. Sam druk. Resztę kosztów chciał zdobyć ze sprzedaży pozostałych z nakładu egzemplarzy. Planował dostać kopa na start, a nie pokryć całość wydatków. Musiał wyłożyć minimum kilkanaście tysięcy ZANIM zaczęła się zbiórka. A potem dokładać. Z własnej kieszeni. On nie miał wyjścia, musiał inwestować dalej - albo stracić sporo wyłożonych pieniędzy. Nie bardzo wierzę w inwestora. Wierzę w to, że nie było odwrotu. Szyndler nie chciał wyciągnąć od ludzi pieniędzy dwa razy - on chciał pokryć jak największą część kosztów, żeby cokolwiek zarobić. Ten ogromny projekt dla amatora nie posiadającego silnych pleców mógł nieść ze sobą koszt nawet 100 tysięcy (mam nadzieję, ze Szyndler wynegocjował połowę tego, ale wątpię). Ja osobiście byłem zszokowany, kiedy dowiadywałem się o kosztach. Reasumując: Zakładając, ze sponsor istnieje, Szyndler nikogo nie oszukiwał. Bez dodatkowej pomocy lub sukcesu zbiórki mógł nie planować druku. Utopienie dwudziestu tysięcy mógł uznać za dopuszczalne ryzyko (chciałbym tak móc). Jeżeli w połowie naprawdę długiej zbiórki pojawił się jakiś sponsor, nie widzę czemu mieliby nie zdążyć z wydaniem na koniec października. Jednocześnie sponsor+zbiórka to był jedyny sposób na pokrycie całości kosztów przed sprzedaniem książki. To nie jest tak, że Szyndler chciał wziąć pieniądze dwa razy od różnych ludzi za to samo i jeszcze zarobić. On próbował nie zainwestować dużo z własnych funduszy. Teraz z pewnością to zrobił." |
Czytam Kryształy... napisał/a: |
Tego się nie spodziewałem!
Ale po kolei: 1) Po czym poznać, że twoje legendarne Księżycowe Imperium przejdzie do legendy? Podstawa to dobre planowanie. Wybierz wyspę w kształcie półksiężyca rozciągającą się na przestrzeni tysięcy kilometrów, buduj budynki w kształcie odwróconych piramid schodkowych nad ziemią połączonych czubkiem z symetrycznymi piramidami schodkowymi pod ziemią. Budynki te zamiast rogów ścian powinny mieć "ogromne… księżyce". Powinny zaczynać się one "w ziemi półkoliście zasłaniając ostre krawędzie domów", przy czym dobrze żeby "dalej pięły się w górę a każdy kolejny podtrzymywał jakby strop następnego poziomu". Kanapy w kształcie księżyców i mankiety rękawów w kształcie księżyców również nie zaszkodzą. 2) Pomieszczenia pełne czekających na aktywację golemów bojowych zawiniętych w latające dywany są zaskakująco fajne. 3) Teleporty działają lepiej niż windy i schody a portale mogą zapewnić sprawną wentylację. O szczegóły pytaj swojego developera. 4) Tan Lemoc to… "Lemoc Artrakses. Dawno umarły władca… królestwa Orimn-ra Północy i… ostatni jego przedstawiciel". Szok! 5) Sędzia umarłych tan Tabakista to… tan Bakist Artrakses. Rodzony brat tana Lemoca. Szok! 6) "No bo czyż niewzruszające jest spotkać brata po ponad 1650-letniej rozłące…" 7) Znane nam póki co imiona osobowości Falującego to: Tsala Inhir, Tsala Hgyur, Tsala Bnutirhu, Tsala Amindu i Tsala Brambimnu. Ale drużyna na pewno sobie z nimi poradzi, bo przecież dołączył do nich straszliwy czarnotrup na zardzewiałym żelaznym tronie na latającej górze czaszek. Okazało się, że tan Abuk należy do jakieś rasy, którą nawet zło przeklęło i że świat chronią przed nim pieczęcie, które jak zostaną zerwane, to ho ho… Dowiedzieliśmy się tego, bo grubemu kapłanowi się to wyrwało. 9) Poza tym wszyscy już wiedzą, że grubego kapłana moc zapomnianego boga chroni, wspiera i się z nim komunikuje. Ba, kapłan cytował nawet słowa wiersza, które na początku pierwszej części pierwszego tomu wypowiadał Natak. I co? I kurde, pies z kulawą nogą nie zwraca na to uwagi. No nic, idziemy dalej. Zapowiada się, że w programie będą golemy bojowe, armie nieumarłych i goriasze. |
Ł napisał/a: |
Teraz kręcenie beki z Kryształów zyskuje nowy wymiar - trochę gorzki, a z drugiej strony charytatywny jeśli załóżymy że co któryś z antyfanów kupi powieść dla beki.
|
MrSpellu napisał/a: |
Ja do obiadu wyciągam półtalerze |
Czytam Kryształy... napisał/a: |
Tan Irmin wzięła tana Vercyna za ręce i złożyła mu na ustach pocałunek "mocny jak skała, namiętny jak łąka usiana kwiatami". Po czym "para smoków w ludzkiej postaci objęła się ramionami i jakby zjednoczyła".
Drużyna wskoczyła na łoże i zaczęła lecieć, muzyka narastała, promienie dezintegracji krążyły, "melodia płynęła wirem wokół kryształowych ścian. Huczała i płonęła oktawami niczym w wielkim piecu". Jak również "strzelała na przemian wodnym wirem i płomieniami". "Setki zielonych smug pruły stadami od kryształu do kryształu". Na środku komnaty uformował się prawdziwy wir nicości, do którego wskoczyły smoki dokonując natychmiastowej retransformacji. Dla nieobeznanych, transformacja to "coś jakby iluzja na tobie, z tym, że fizycznie tak naprawdę jesteś nadal tą samą istotą, a tylko ciało masz inne". A potem było zahaczanie się solidnymi rogowymi zadziorami na końcach ogonów, dreszcze rozkoszy, gryzienie się po karku, duszenie się krwią, swąd spalonego mięsa, otwieranie się przed nim, dreszcze pod łuskami, więź, które między nimi powstawała, poddawanie się rozkoszy, mdlenie i "to jedno, specjalne odczucie… Była w ciąży…" Podczas stosunku tan Irmin myślała o różnych rodzajach statków a tan Vercyn wspominał, jak to kiedyś został połknięty a następnie wydalony przez herpterodactylusa. Mimo to wyznawali sobie miłość, która teraz szalała w ich wnętrzach. Drużyna zostawiła ich na pewną śmierć i odleciała. Po drodze promień dezintegracji trafił grubego kapłana w łysinę, ale się odbił. Pozwolę sobie na prywatny wtręt, że szkoda. PS A tan Sunin nie dość, że jest półsalamandrą, rembimorfem, samurajem, paladynem, rycerzem i wojownikiem cieni, to ma jeszcze tarczę którą da się przerobić na lutnię i potrafi na tej lutni grać. Czyli chyba jest też bardem. Nieźle. |
Cytat: |
Podczas stosunku tan Irmin myślała o różnych rodzajach statków a tan Vercyn wspominał, jak to kiedyś został połknięty a następnie wydalony przez herpterodactylusa. Mimo to wyznawali sobie miłość, która teraz szalała w ich wnętrzach. |
Cytat: |
Półtalerz przeciąłby na pół grubego kapłana, ale odbił się od amuletu, więc gruby kapłan po prostu się wykrwawił i umarł. |
MrSpellu napisał/a: |
Na środku komnaty uformował się prawdziwy wir nicości, do którego wskoczyły smoki dokonując natychmiastowej retransformacji. Dla nieobeznanych, transformacja to "coś jakby iluzja na tobie, z tym, że fizycznie tak naprawdę jesteś nadal tą samą istotą, a tylko ciało masz inne". |
MrSpellu napisał/a: |
A tan Sunin nie dość, że jest półsalamandrą, rembimorfem, samurajem, paladynem, rycerzem i wojownikiem cieni, to ma jeszcze tarczę którą da się przerobić na lutnię i potrafi na tej lutni grać. |
Jachu napisał/a: |
Jeszcze kilka takich tekstów i kupię książkę |
Elektra napisał/a: | ||
Ee... |
Czytam Kryształy napisał/a: |
"Praojcowie ras" to istoty powstałe z esencji nicości i dobra.
"Istoty początku" to byty powstałe z esencji dobra i równowagi. Nawet jednak połączone ich siły nie dały rady uratować tan Grota. Nie pomogły też kapłanowi, bo nie były w stanie go dostrzec. Bo żaden z bogów ani innych potężnych istot nie widzi kapłana. I nikogo to nie niepokoi. Nieważne, problem już z głowy. Nie pomogły też parze smoków zostawionej w wirze nicości parę komnat temu. Udało się jednak uratować ciążę smoczycy. Konkretnie "sześć zarodków, z których wykluje się pięć smoków i jeden nielotny odmieniec". Dwa złote smoki ze srebrnymi wzorkami, dwa srebrne smoki ze złotymi wzorkami, jeden złoto-srebrny smok o "niesamowitej tygrysiej mozaice" i jeden "półsmok, a w zasadzie degenerat". Dzięki esencji czasu z form chaosu udało się szybko dorosnąć zarodki do formy półmetrowych jaj. Cztery przygarnęła Mantisa z tanem Arkadianem, piąte adoptował Gnom, a wzięła na przechowanie Hannah, szóste wzięli praojcowie ras i istoty początku. Wypada też wspomnieć, że gruby kapłan jednak przeżył. Używał przez ostatnie czternaście stron rycerskiej zdolności podtrzymania życia. Dzięki temu wytrzymał do chwili, gdy praojcowie ras i istoty początku przy pomocy Lasata go uzdrowiły. Przy okazji, jak zwykle, przycwaniakował i zmienił Lasatowi charakter na dobry. Praojcowie ras i istoty początku usunęły też esencję świętości z Bezimiennych, dzięki czemu porzucili oni śluby czystości i wszystko skończyło się happy endem. |
Cytat: |
Jak uzdrowili, jak go nie widzieli... No, kurwa, gdzie sens, gdzie logika? |
Czytam Kryształy... napisał/a: |
No bo Lasat go widział, więc przekierowali moc leczącą przez Lasata do kapłana. |
sanatok napisał/a: |
Podobny konwent miałem kiedyś co weekend. |
Czytam Kryształy... napisał/a: |
"Gdy wlecieli, komnata rozszerzyła się nieznacznie, odsłaniając po lewej i po prawej stronie coś, co było przepięknym, zielonej barwy strumieniem. Chwilę potem niektórzy z nich usłyszeli wielokrotne odgłosy, przypominające jakby… rzężenie. Gdy ucichły, komnata zmniejszyła się, ponownie zasłaniając potok…"
Teraz będzie o budownictwie, Krag-gary, czyli dwunogie krokodyle z sześcioma łapami, walczące półtalerzami, zaostrzonymi półksiężycowymi tarczami i wielostrzałowymi kuszami. Krag-gary zabudowują strumienie segmentowanymi twierdzami w wielkiej płyty. Płyty są piaskowcowe i runiczne, a konstrukcja każdego segmentu jest tak prosta, "że na pewno tego nie zrozumiecie". W tym konkretnym strumieniu płynie zielona woda życia, więc jest o co walczyć. Za każdym razem, gdy ktoś wchodzi do komnaty, ta się poszerza, więc części strumienia zaczynają wystawać. Wtedy krag-gary zabijają odpowiednią liczbę niewolników, by komnata się zmniejszyła i strumień się schował. Lasat wymienił obecny skład drużyny (32 osoby) i powiedział, że żeby to zbilansować krag-gary zabiły 28 niewolników. Wszyscy się zdziwili. Kapłan powiedział, że raczej 32. "Nie wszyscy rozumieli sposób liczenia Lasata (a tym bardziej Cana)" - czyli Grubego Kapłana. Ja też nie rozumiem, czemu 32=28, a tym bardziej nie rozumiem, co jest niezrozumiałego w uznaniu, że 32=32. Ale może się nie znam. Potem następuje sekwencja dramatycznych wydarzeń, składająca się z: porwania gnoma Arcika, rzucanych przypadkiem i wielce pomocnych uwag Grubego Kapłana, popisów strzeleckich Mantisy, klątw Seta, szkolenia kolejnego tysiąca orków przez Gorlama Walecznego, dobierania magicznej pościeli dla smoczego jaja, ośmiorękich krag-garów z kasty rycerskiej, dziesięciorękiego cesarza krag-garów, wysadzania twierdzy serią alchemicznych Eksplozji, rabowania skarbców (Mantisa wzięła "cztery czerwone jaśki zszyte bokami w kwadrat"), latania na Obłoczkach Lekkości, zjadania tana Kemota (R.I.P.) przez stado dziesięciołapych krokodylaków, które są siedmiometrowymi, krwiożerczymi gawialami i wrzucania fiolki z Eksplozją w nozdrza archokrokodylusa. W końcu drużyna szczęśliwie ucieka, razem z uratowanym Arcikiem, którego unosi w pysku dobry krag-gar, który dołączył się do drużyny. Choć chyba nie wszystko idzie zgodnie z planem, bo "nikt w natłoku ostatnich wydarzeń nie zwrócił uwagi, że ich nowy kompan właśnie coś przełknął… i oblizał się". |
MrSpellu napisał/a: | ||
|
MrSpellu napisał/a: |
Nie bój się, już nieaktualne. |
MrSpellu napisał/a: |
@ Romulusie, I tom ma 1400 stron
|
MrSpellu napisał/a: |
@ Romulusie, I tom ma 1400 stron l |
dworkin napisał/a: | ||
Dukaj klęka do półtalerza. |
Czytam Kryształy... napisał/a: |
A teraz trochę bibliografii do komnaty krag-garów: 1) "Jednolitą fortyfikację-miasto (…) tworzą ciągnące się niczym wąż identyczne człony-segmenty. (…) Każdy segment wygląda niemal tak samo. W sumie składa się z leżących nad sobą trzech kompletów po trzy płyty piaskowca każdy. Tworzą one jakby trzy piętra-poziomy i stanowią przestrzenie mieszkalne dla tej rasy." 2) "Deptany przez szarżujących wrogów, którzy niespodziewanie wyłonili się z niewidzialności, naszpikowany bełtami leżał na ziemi i podrygiwał, konając w kałuży krwi…" To Arcik. I umarł. To już drugi raz. Ale go wskrzesili. Też drugi raz. Tym razem zrobiły to krag-gary przy użyciu wody życia, by go porwać jako niewolnika. Bo tak jest okrutniej, jak mniemam. 3) "Natychmiast wydał rozkaz: – Do łoża! Za cztery sekundy odlatujemy! Nikt nie zwlekał nawet przez jedną sekundę." Mam pomysł na remake "Helikoptera w ogniu". 4) "Właśnie wtedy z powrotem nadleciały półtalerze rzucone na początku walki. Technika bumerangu powinna zabić malauka i dziewczynę, bowiem wirujące ostrza złączonych w dyski półtalerzy celowały w miejsce, gdzie oni leżeli…" 5) "Trafienie w oddech to podstawowa, sekretna i ulubiona technika naszych łuczniczek. (…) Czyż nie mówiłam wam, że my, meduzy, jesteśmy od urodzenia genialnymi snajperkami?" 6) "Za plecami władcy, już na zewnątrz budowli, jego świta ponad stu rycerzy właśnie odgryzała głowy niewolnikom. Cesarz wyjął z krokodylowych szczęk nieprzytomnego gnoma i zaczął się śmiać…" 7) "Tuż pod nim z wody stopniowo wyłaniał się najprawdziwszy archokrokodylus. Mało tego, wraz z nim wynurzali się ci, których wiózł na grzbiecie. Elitę rycerskiej arystokracji krag-garów, łatwych do rozpoznania, ponieważ nie tylko mieli po osiem górnych łap, ale i po dwie, niezależnie od siebie działające, krokodyle głowy." 8.) "Warstwa wnętrzności na ziemi miejscami sięgała kilkunastu centymetrów." Ze strony 476 drugiej części pierwszego tomu Kryształów Czasu: Sagi o Katanie, Labirynt Śmierci, pozdrawiam serdecznie. |
MrSpellu napisał/a: |
Katan to ork, który podbije całą Ochrię. A na razie jest nieświadomym wcieleniem Nataka i popychadłem Grubego Kapłana. |
Czytam Kryształy napisał/a: |
"– Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać… – powiedział nagle we Wspólnym nowy członek drużyny. – Ale właśnie mi się czknęło i nie mogłem się powstrzymać. Czy ktoś wie, jak go wyjąć z mojego żołądka? Zaklinował się…"
Katan wiedział, miał półtalerze i nie zawahał się ich użyć. Nacięcie było płytkie, gnoma udało się wydostać, więc operacja zakończyła się sukcesem, chociaż pacjent umarł. Bo nowy krag-gar był półbogiem, więc półtalerz zwany zabójcą bogów go zabił. Były wypadające wnętrzności, upychanie ich z powrotem, więcej wypadających wnętrzności, długie monologi na łożu śmierci, obietnice, przyrzeczenia i w ogóle patos. "Nie dokończył. Właśnie wyczerpało się jego rycerskie podtrzymanie życia i potężny cesarz krag-garów, paladyn-półbóg o prawie siedmiometrowej długości łącznie z ogonem, zmarł od ciosu, który powinien pozostawić zaledwie niewielkie draśnięcie…" Jak tylko umarł, stał się "stworem światłości" (kursywą), potem zmienił się w symbiotyczną prawą dłoń i połączył się na wieki z Katanem. Potem Gruby Kapłan spojrzał na Lasata i ten tak jakby wbrew sobie, ku swojemu zdziwieniu, zrzekł się życia, stał się stworem światłości, zmienił się w symbiotyczne smocze skrzydła i na wieki połączył się z tan Onidem. A potem, bo tak było trzeba, Katan zabił półtalerzem tana Imara, który zamienił się w stwora światłości, żeby mogły się otworzyć drzwi do kolejnej komnaty. "Poprawiono zmiętą pościel, zbroje, a rzeczy po kolegach oraz zbędny chwilowo ekwipunek ponownie ułożono w jeden stos w tylnej części mebla." I polecieli dalej. |
MrSpellu napisał/a: |
No i od czego ta pościel była zmięta? |
MadMill napisał/a: |
Przestałem ogarniać świat mnie otaczający od momentu premiery tej książki...
Zażyczę sobie ją pod choinkę. |
Romulus napisał/a: | ||
Czy zostało wyjaśnione dlaczego oni lecą na łóżku? Dlaczego to nie jest jakiś napędzany pierdami smoków wehikuł? |
MrSpellu napisał/a: |
By nie było. Wklejam to tu tylko dlatego, że Ork jest zacofańcem bez konta na Facebooku |
Jachu napisał/a: |
zgarnie główną nagrodę |
Saga o Katanie napisał/a: |
"Niespodziewanie jej strój przestał istnieć i stała tak przed wszystkimi całkiem naga. Wtedy z góry popłynął na nią mlecznej barwy deszcz. Nie spływał on jednak na ziemię, a wchłaniał się w jej lśniącą skórę. Po kilkunastu sekundach zniknął, a na ciele pojawił się niesamowity kombinezon. Dolna część krótkich spodenek kończyła się w połowie zgrabnych ud. Od zewnętrznych i wewnętrznych stron widniały wycięte otwory w kształcie wydłużonych pięcioramiennych gwiazdek.
Powyżej talii strój też był oryginalny. Z przodu kombinezon miał identyczne, choć większe wycięcie na pępku. Dolny promień sięgał prawie krocza, odsłaniając górną część bezwłosego łona. Na wysokości ramion fragmenty tkaniny nawarstwiały się, tworząc pikowaną formę w kształcie wydłużonej, pięcioramiennej gwiazdy. Wokół niedużych, sterczących piersi materiał był jednak inaczej uformowany. Opinał je ciasno i unieruchamiał, niczym zbroja. I choć zasłaniał sutki całkowicie, to odciśnięte ich otoczki świadczyły, że jest to niebywale cienka i dopasowana magicznie tkanina. Tył stroju także zachwycał. Wycięcie, identyczne jak na pępku, odsłaniało środek pleców, a zwężając się sięgało aż do środka szpary między kształtnymi pośladkami. Asteriusz nie krył zadowolenia." |
Czytam Kryształy napisał/a: |
Bohaterowie wspierani przez armie brzuchatych (i cycatych) aniołów (i anielice) życia i aniołów stróżów w śnieżnobiałych zbrojach płaszczyznowych, wkraczają do ostatniej komnaty. W komnacie czekają na nich kohorty mastugomartwiaków, armie wampirzych lordów i hordy wielokształtnych cieni. Na pomoc drużynie zjawiają się latające bojowe kwadraty Sług Seta, Gwiezdni Rycerze Asteriusza i odziani w złote zbroje rycerze Gorlama. Oraz armia tysiąca orczych paladynów na latających chmurkach.
Siłami Labiryntu kieruje ostatni z Hareli (w trzech jaźniach), zły i zgorzkniały stary bóg Oboj oraz Król Smoków, z którego, jak z lotniskowca, startują trzy tysiące kilkunastometrowych czarnych smoków. W komnacie pojawia się też armia inwazyjna krasnoludów czarnobrodych i ich bojowych golemów. Chwilę później w swoich artefaktycznych, pumeksowych, pół-wydrążonych meteorytach pojawia się Drużyna Szalonego Przymierza! (Nie, też ich nie znam). Członkowie Drużyny Szalonego Przymierza od razu zaczyna ginąć od sztyletów pustki w dłoniach Hannah. A Hannah zaczyna od razu ginąć od czarnoksięskiego Cienia Zemsty Atlara. A Drugi Bezimienny zaczyna ją od razu wskrzeszać poświęcając gałązki sadzonki Drzewka Równowagi. I tak trzy razy. W tym czasie, odgrodzeni sferą nicości, Pierwszy Bezimienny i Gorlam Waleczny zaczynają grać na śmierć i życie w bitewniaka. W stworzoną dzięki przemianom grę symulującą bitwę. Gra nazywa się Wojny Esencji i jest świetną grą. Oraz pułapką zastawioną przez Grubego Kapłana. Oboj się dołącza, bo to fajna gra. I wtedy, nad nimi wszystkimi, Król Smoków Har-varan-hartarqusin, siódmy syn Królestwa Okrachtare, potwór wielkości łańcucha górskiego, wybucha! Zalewając wszystkich powodzią wnętrzności. Na tak przygotowanej scenie pojawia się syjamski symbiont, kompilacja awatara boga Hasar-gruna oraz dwóch syjamsko złączonych bogiń Naty i Kranty. I wreszcie zaczyna się coś dziać. "Wydarzenia wokół następowały tak szybko jedne po drugich, że tan Hamilkar pierwszy raz w życiu nie podjął się relacjonowania sytuacji. Miał ponad dwa i pół tysiąca lat, ale dotychczas czegoś takiego nie doświadczył." PS "–Co???!! – wyrwało się potrójnemu awatarowi. – Oni w najlepsze grają w jakąś symulację nierealnej bitwy. (…) Myślałem, że ja, symbiont boga Hasar-gruna i podwójnej bogini Nata-Ktanry, jestem umysłowo postrzelony, ale to chyba oni… prześcignęli mnie w szaleństwie…" |
Stary Ork napisał/a: |
Aż się prosi o mash-up z pterodaktylami z Diuny |
adamo0 napisał/a: |
Nie wiem czemu ignorowałem ten temat przez tak długi czas. Przeczytałem teraz wszystko za jednym posiedzeniem. Domagam się więcej, albo OSTRZEGAM - kupuję obie książki! Cofnijcie się! Nie powstrzymacie mnie! |
Stary Ork napisał/a: |
Właśnie, czemu nie było Tysiąca! Słoni! w kacetach, psze pana? |
Procella napisał/a: |
O manulołakach czytałabym. |
MrSpellu napisał/a: |
Raczej jest to kot, który zeżarł innego kota. W całości
Czyli taki półtora kot. Twoim tokiem myślenia, to ja nie wiem czy byłby to półkot czy też półgrubas. Półtorakot lub Arcykot są nazwami bezpieczniejszymi |
MrSpellu napisał/a: | ||
Spokojnie, jeszcze 24 półtomy |
Cytat: |
(Słoniowe ropuszczaki) nie są ani dobre, ani złe. Po prostu są wiecznie głodne. Bardzo dziwne to istoty, jakby przybysze z innej sfery egzystencji.(…)
Po pierwsze, dorosłe są na tyle wielkie, że żywią się istotami postury słonia. (…) Po drugie, może i mają jak ropuchy wielkie i szerokie pyski, ale w odróżnieniu od tych płazów, ich gęby zajmują więcej miejsca i są straszliwie uzębione. W zasadzie nie mają też brzucha, bo pysk od razu kończy się krótkim, owalnym ogonem.(…) Bowiem ich przełyk jest niezwykły i pełni rolę czegoś na kształt portalu. Prowadzi gdzieś do innego miejsca, być może nawet świata. Tam grupa ropuszczaków ma… wspólny żołądek." |
Sabetha napisał/a: |
Poważnie się zastanawiam, czy nie zażyczyć sobie tego dzieła pod choinkę |
Tomasz napisał/a: |
Ja poczekam na audiobooka. Jakieś słuchowisko zrealizowane z udziałem 300 półaktorów. |
Romulus napisał/a: |
Albo mnie coś ominęło, albo Łaku molestuje prawa autorskie "podszywając" swoją fabułę pod Wiekopomne Dzieło |
MORT napisał/a: |
Jakieś słuchowisko zrealizowane z udziałem 300 półaktorów. |
MORT napisał/a: |
Trafiłem na SoK w Matrasie.
The End Is Nigh. |
Jander napisał/a: |
Jak nominujemy do Zajdla to się pojawi w Empiku, a potem już prosta droga do wpisania na listę lektur szkolnych. |
Sabetha napisał/a: | ||
Nie no, weźcie, musiałabym to co roku czytać |
Sabetha napisał/a: | ||
Nie no, weźcie, musiałabym to co roku czytać |
Sabetha napisał/a: | ||
Nie no, weźcie, musiałabym to co roku czytać |
MORT napisał/a: |
Ale jakie ciekawe tematy wypracowań mogłabyś zadawać.
"Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Omów temat na przykładzie Sagi o Katanie." "Od narratora niewiedzącego do postfantasy. Wpływ Artura Szyndlera na literaturę XXI w." |
MORT napisał/a: |
"Pierwszy raz dla akcji. Drugi raz dla świata przedstawionego. Trzeci raz dla tajemnic i wątków. Analiza szyndlerowskiej metodologii hermeneutyki tekstu beletrystycznego." |
Cytat: |
"Pierwszy raz dla akcji. Drugi raz dla świata przedstawionego. Trzeci raz dla tajemnic i wątków. Analiza szyndlerowskiej metodologii hermeneutyki tekstu beletrystycznego." |
MrSpellu napisał/a: |
Ale jaja. Mamy żyjącego świadka, który twierdzi, że ta planszówka może być bezczelną zrzynką z tego:
Obrazek Może być grubo |
Deepdelver napisał/a: | ||
To dość zabawne, że przywołałeś w tym kontekście akurat tę grę. "Zerżnięcie" z niej czegokolwiek jest awykonalne, bo ta gra to jeden wielki plagiat - mechanika była bezczelną (nielicencjonowaną) zrzynką z "Citadel of Blood" (stała praktyka Encore) i nawet jej okładka była bezczelną (nielicencjonowaną) zrzynką z grafiki Philippe'a Druilleta (Yragael-Urm). |