Zaginiona Biblioteka

Czytelnia - Czytać do końca czy nie?

Tigana - 2008-01-19, 17:58
: Temat postu: Czytać do końca czy nie?
Temat zainspirowany "szałtem"
Pytane jest proste: "Czytamy do końca czy nie" ?
Czy warto męczyć się z lekturą książki, a może lepiej odpuścić ?
Ja lecę na "Milionerów" więc wypowiem się później :P
Sunshine - 2008-01-20, 11:42
:
Jeśli książka jest ciekawa, czytam do samiutkiego końca, i nawet jeśli mam nawal zajęć, muszę znaleźć czas na "chciaż kilka stroniczek".
Jeśli książka jest nudna, daję jej dwie szanse, które nazywam "testem pierwszych 50 stron" i "testem pierwszych 100 stron" (przy bardzo obszernych książkach, typu "Gra o tron" Martina). Czasem autor na początku musi ponudzić, wprowadzić czytelnika w wymyslone przez siebie uniwersum, ale potem akcja rusza. Jak nie rusza - odstawiam. Szkoda mojego cennego czasu na czytanie czegoś, co bylo pisane w mękach i czuć to na każdej stronie. Pisarz ma prawo pisać w mękach, ale ja nie mam obowiązku czytać tego w porównywalnych mękach. Zmuszanie się do doczytywania do końca jest moim zdaniem niepotrzebnym masochizmem i jakąś nalecialością ze szkoly "muszę przeczytać to g...o w calości, bo nauczyciel może mnie spytać o coś, czego nie przeczytalem i będzie źle".
Dlatego wlasnie odstawilam parę dni temu PLO 2 Grzędowicza. Bo początek byl kiepski a potem wcale nie bylo lepiej. Ksiązka na okres "na bezrybiu i rak ryba".
Tigana - 2008-01-20, 12:50
:
Zazwyczaj staram sie książki czytać do końca, nawet jeśli zaczyna sie nieciekawie to zaciskam zęby i brnę dalej. Są jednak niechlubne wyjątki - przede wszystkim "Żywe srebro" Stephensona. Jeśli 10 stron książki czytam w 30 minut to znaczy, ze jest coś nie tak - albo ze mną, albo z książka. Ponieważ moje ostatnie badania psychiatryczne nie wykazały odchyłów od normy - to wina książki :badgrin: Podobnie mam z Dukajem - wziąłem sie za "Inne pieśni" pełen dobrych chęci, ale nie przebrnąłem przez 2 pierwwsze strony. Cóż widać to nie dla mnie. Do tego zacnego grona dołożyłbym jeszcze Pierumowa i jego "Kroniki ...."Bezsenność" Kinga, a także "Czarny pergamin" Rafała Dębskiego w tym wypadku skapitulowałem po 30-40 stronach.
Elektra - 2008-01-20, 13:08
:
Tigana napisał/a:
Jeśli 10 stron książki czytam w 30 minut to znaczy, ze jest coś nie tak - albo ze mną, albo z książka.

No straszne to tempo. A normalnie to ile czytasz? 50 stron na pół godziny? ;) Czyżbyś chciał czytać na wyścigi? A może nie lubisz się delektować powolną lekturą? Rozumiem, że to Żywe srebro rzuciłeś po 10 stronach? Jeszcze mogłabym zrozumieć, gdyby to było 10 stron 'fabrycznych', ale nie tych 'magowych' z mniejszą czcionką i niewielkimi marginesami.

Nie powiedziałabym, że coś jest tylko z książką. Raczej z książką i Tobą. Po prostu Ci się nie chciało. ;)


Tigana napisał/a:
Podobnie mam z Dukajem - wziąłem sie za "Inne pieśni" pełen dobrych chęci, ale nie przebrnąłem przez 2 pierwwsze strony

Szybko... ciekawe kiedy dojdziesz do jednej strony, a potem do pierwszego akapitu...

Swoją drogą, nie znam książki, która spodobałaby mi się od pierwszej strony. Zawsze trzeba było ich przynajmniej z 10, żeby się rozczytać. A często więcej.

Ja z reguły czekam jakiej 30% objętości, zanim się całkiem zniechęcę. A potem albo przeglądam pobieżnie, czytając jedno, dwa zdania na stronie, ale do samego końca (mogę powiedzieć, że poznałam treść ;) ), albo odkładam na później. Może kiedy indziej bardziej mnie wciągnie.
Tigana - 2008-01-20, 13:49
:
Elektra napisał/a:
No straszne to tempo. A normalnie to ile czytasz? 50 stron na pół godziny? ;)

Staram się trzymać tempo 60/60. W wypadku RASa 80/60
Elektra napisał/a:
Czyżbyś chciał czytać na wyścigi? A może nie lubisz się delektować powolną lekturą?

Szkoda czasu na delektowanie się treścią - stąd moja niechęć do Eriksona i podobnych szczególarzy.
Elektra napisał/a:
Rozumiem, że to Żywe srebro rzuciłeś po 10 stronach? Jeszcze mogłabym zrozumieć, gdyby to było 10 stron 'fabrycznych', ale nie tych 'magowych' z mniejszą czcionką i niewielkimi marginesami.

W zupełności wystarczyło żeby mnie zanudzić na śmierć.
Elektra napisał/a:
Nie powiedziałabym, że coś jest tylko z książką. Raczej z książką i Tobą. Po prostu Ci się nie chciało. ;)

Raczej człowiek ma wyrobiony gust i jeśli coś go nie chwyci to grób ciemna mogiła. Owszem przeczytałem parę książek na siłę - głównie do recenzji lub lektur, ale nie powiem żebym miał z tego za dużą przyjemność.
Elektra napisał/a:
Szybko... ciekawe kiedy dojdziesz do jednej strony, a potem do pierwszego akapitu...

Liczę, że w najbliższym czasie zejdę do 1 wyrazu :mrgreen:
Elektra napisał/a:
Swoją drogą, nie znam książki, która spodobałaby mi się od pierwszej strony. Zawsze trzeba było ich przynajmniej z 10, żeby się rozczytać. A często więcej.

Ponoć "Zamieć" zauroczyła Cię od pierwszego akapitu.

Z ta miłością od pierwszej kartki to jest tak, ze wiele zależy od nastawienia czytelnika. Ja bardzo lubię Kaya i "Tigana" a zwłaszcza "Lwy Al-Rassanu" porwały mnie niemal od pierwszej strony. Podobnie "Hyperion" Simmonsa czy "Lśnienie" Kinga.
Toudisław - 2008-01-20, 13:54
:
Bywa z tym różnie. Z zasady staram się dokończyć to, co już zacząłem. Czasem tak jest, że wracam do książki dopiero po jakimś czasie. Może miałem zły nastrój, może tym razem mi podejdzie itp. Książka nie musi od razu zachwycać, może się okazać, że po np. 100 stronach będzie lepiej i warto się pomęczyć na początku.
Jednak czasem nie potrafię się przemęczyć i czuje, że książka jest nie dla mnie.
Tigana napisał/a:
"Żywe srebro" Stephensona. Jeśli 10 stron książki czytam w 30 minut to znaczy, ze jest coś nie tak - albo ze mną, albo z książka.

Nie oceniałbym tej książki po 30 stronach, bo to wybitnie nieuczciwe. Pierwszy tom nie jest napakowany akcją, ale i tak nie brakuje. To specyficzna ksiżżka i trzeba do niej trochę cierpliwości. Jednak język jakim posługuje się Autor jest zawsze na wysokim poziomie, więc warto przeczytać.
Tigana napisał/a:
Podobnie mam z Dukajem - wziąłem sie za "Inne pieśni"

No Dukaj jest raczej trudny i czasem trzeba sie przemęczyć.
Tigana napisał/a:
Szkoda czasu na delektowanie się treścią - stąd moja niechęć do Eriksona i podobnych szczególarzy.

No to znaczy że tracisz przyjemność z lektury.
Prev - 2008-01-20, 14:00
:
Toudisław napisał/a:
No to znaczy, że tracisz przyjemność z lektury.

Ale przyjemność płynącą z czego, z męczenia zamysłów autora jak nie ma się na to najmniejszej ochoty? o_O
Toudisław napisał/a:
No Dukaj jest raczej trudny i czasem trzeba sie przemęczyć.

100 stron "Lodu" wystarczyło, żebym miał do niego takie podejście jak do Sapkowskiego - po dotknięciu jakiejkolwiek jego książki idę zdezynfekować ręce.
Tigana napisał/a:
Szkoda czasu na delektowanie się treścią - stąd moja niechęć do Eriksona i podobnych szczególarzy.

I dokładnie tak też miałem z "Lodem". Akcja mdła, opisów aż za dużo. I po co, pytam po co?
Zireael - 2008-01-20, 14:15
:
Zgadzam się z Elektrą. Nie warto zbyt szybko się zniechęcać. Lepiej dać autorowi trochę czasu na "rozkręcenie się". Wiele zacnych knig zaczyna się tak nudno, że można skonać, a potem za nic nie da się od nich oderwać. ;)
Jeśli przebijanie się przez treść idzie mi naprawdę ciężko- odstawiam na jakiś czas,ale nigdy z zamiarem całkowitego poniechania prób skończenia.
Jest jeszcze kwestia ambicjonalna. Ma mnie zwyciężyć jakaś kupka celulozy? Nieodczekanie! :badgrin:
Tigana - 2008-01-20, 14:30
:
Toudisław napisał/a:
No to znaczy, że tracisz przyjemność z lektury.

to Ty tak uważasz :P Lubię od czasu do czasu przeczytać książkę na poziomie, ale naprawdę nie widzę sensu żeby męczyć się z jakimś opasłym tomiskiem tylko dlatego, żeby dotrwać do 3 tomu, gdzie ponoć autor się rozkręca.
Elektra - 2008-01-20, 14:54
:
Tigana napisał/a:
Szkoda czasu na delektowanie się treścią - stąd moja niechęć do Eriksona i podobnych szczególarzy.

Pff... ja tam wolę podelektować się jedną dobrą książką, niż przeczytać pięć przeciętnych, w tempie jedna dziennie. ;) Zresztą moim zdaniem lektura, którą można się delektować, wcale nie musi mieć masy szczegółów, których i tak nie zauważymy przy jednym czytaniu. To może być po prostu konstrukcja zdania, opisu, czy dialogu, fragment, który sprawia, że zatrzymujesz się na moment i zachwycasz, zamiast gnać do przodu i przerzucać strony w poszukiwaniu akcji.
Tigana napisał/a:
Ponoć "Zamieć" zauroczyła Cię od pierwszego akapitu.

Wręcz przeciwnie, po dwóch stronach miałam zamiar trzasnąć nią o ścianę. Dobrze, że się powstrzymałam.

Tigana napisał/a:
ale naprawdę nie widzę sensu żeby męczyć się z jakimś opasłym tomiskiem tylko dlatego, żeby dotrwać do 3 tomu, gdzie ponoć autor się rozkręca.

Ale co to znaczy, że autor się rozkręca? Że jeśli np. w pierwszym tomie Żywego srebra nie ma zwykłej akcji, tzn. że się nie rozkręcił? Jak dla mnie wręcz przeciwnie, podobało mi się właśnie to powolne i szczegółowe opisywanie wszystkich wydarzeń.

Tak jak jedną książkę staram się przeczytać do końca, nawet jeśli mi zbytnio nie podchodzi, tak w przypadku serii i innych tasiemców z reguły sobie odpuszczam dalszy ciąg. Początek może być niezły, ale kolejne tomy zdają się być pisane dla kasy, autor wcale nie chce kończyć, a czytelnicy wciąż to kupują. Mimo że poziom spada.
Lady_Aribeth - 2008-01-20, 14:57
:
Zwykle staram się doczytywać książki do końca, ale często bywa tak, że odkładam książkę w którymś momencie (bo mnie już naprawdę zaczęła męczyć/nudzić/cokolwiek) i już do niej nie wracam, np. "Najstarszy" Paoliniego, "Strony Bólu" chyba Denninga (xD), czy też "Cała kupa wielkich braci" Ziemkiewicza. Inne książki, jeżeli bardzo je chcę przeczytać, ale nie jestem w stanie przebrnąć przez jakiś fragment to odkładam i wracam po jakimś bliżej nieokreślonym czasie - tak zwykle mam z PLiO Martina ("Uczta dla wron" to istny kosmos... każdy rozdział z Brienne, Utopionym/Prorokiem/Córką Krakena/Samwelem, a nawet z Cersei to dla mnie ogromne wyzwanie --_- ), czy też z Eriksonem - długo do niego nie zaglądam, żeby potem zasiąść raz i przeczytać od razu pół książki O.o

Nie rozumiem narzekania Tigany na "Żywe srebro"... Stephenson ma tak fantastyczne pióro, że aż przyjemnością jest go czytać... To jest chyba pierwszy autor u którego uwielbiam czytać wszystkie opisy... : O xD

Elektra napisał/a:
Swoją drogą, nie znam książki, która spodobałaby mi się od pierwszej strony.


A ja znam taką książkę //jupi "Limes Inferior" to książka w której zakochałam się od pierwszego akapitu //jupi
Toudisław - 2008-01-20, 15:01
:
Prev napisał/a:
Ale przyjemność płynącą z czego, z męczenia zamysłów autora jak nie ma się na to najmniejszej ochoty? o_O

Tylko, że wypada wpierw trochę przeczytać. Przecież "Nie ocenia się książki po okładce" Warto z książką się zapoznać by móc z czystym sumieniem powiedzieć że nia tyle znasz książkę by biedzić że to nie twój styl. kilka stron to mało. Jeżeli przeczytałeś 100 stron lodu to około 10 % czyli nie mało
Olisiątko - 2008-01-20, 15:07
:
Kazdy jest masochistą w jakimś tam stopniu, ale zdecydowanie nie mam zamiaru czytać książki która po 50 stronach nadal jest do kitu. Nie chodzi o fabułę, ta w sumie zwykle jest znośna, ale raczej o 1. sposób pisania, narracji, whatever 2. konwencja (fantasy od razu ma minusa).
Styl pisania autora widac już od poczatku książki a właśnie styl mnie zwykle odrzuca.
Więc jeśli styl mi nie podpasuje, to choćby fabuła była świetna to nie doczytam do końca. Nie mam zamiaru się męczyć :P więc np. Kusziela wywaliłem po 10 stronach, w sumie nie wiem jaki cudem dotrwałem do połowy Pazura Łagodziciela... itd itd.
Prev - 2008-01-20, 15:09
:
Oli napisał/a:
Nie chodzi o fabułę, ta w sumie zwykle jest znośna, ale raczej o 1. sposób pisania, narracji, whatever 2. konwencja (fantasy od razu ma minusa).

W 100% się z tym zgadzam, tak samo jest w moim przypadku.
Oli napisał/a:
Styl pisania autora widac już od poczatku książki a właśnie styl mnie zwykle odrzuca.

Nawiązując do "Lodu" xD
Tigana - 2008-01-20, 15:09
:
Elektra napisał/a:
To może być po prostu konstrukcja zdania, opisu, czy dialogu, fragment, który sprawia, że zatrzymujesz się na moment i zachwycasz, zamiast gnać do przodu i przerzucać strony w poszukiwaniu akcji.

Widocznie jestem gruboskórny, bo potrafię się delektować tylko wtedy, gdy wszystko jest wyłożone kawa na ławę np Kay i jego sentymentalne kawałki nastawione na wytoczenie łzy przez czytelnika.
Elektra napisał/a:
Wręcz przeciwnie, po dwóch stronach miałam zamiar trzasnąć nią o ścianę. Dobrze, że się powstrzymałam.

Dziwne, bo w jednym z postów napisałaś mi, że "Zamieć" zaczyna się od wielkiego bum i od razu wciąga. No i że na pewno mi się spodoba :>
Lady_Aribeth - 2008-01-20, 15:13
:
Oli napisał/a:
Więc jeśli styl mi nie podpasuje, to choćby fabuła była świetna to nie doczytam do końca. Nie mam zamiaru się męczyć :P


O, ja tak miałam z "Hobbithem" Tolkiena :mrgreen: Fabuła ciekawa, wciągająca, ALE... xD Styl Tolkiena tak absolutnie mi nie podszedł... właściwie to nawet nie potrafię powiedzieć co mi w nim nie pasowało, po prostu BYŁ xD. Dotrwałam do jakiejś 80 strony i wymiękłam : O

Oli napisał/a:
2. konwencja (fantasy od razu ma minusa).


Jesteś nietolerancyjny --_- Przyznaj się, jesteś gatunkistą, hę?! xD
Elektra - 2008-01-20, 15:16
:
Tigana napisał/a:
Dziwne, bo w jednym z postów napisałaś mi, że "Zamieć" zaczyna się od wielkiego bum i od razu wciąga. No i że na pewno mi się spodoba


Wszystko prawda, oprócz tego 'od razu' wciąga. Może Mad tak napisał, ja w całkiem pierwszej recenzji stwierdziłam, że właśnie sam początek mi się nie podobał. ;)

A tak w ogóle doszłam do wniosku, że właśnie książki, które początkowo mnie nie wciągnęły, teraz najbardziej lubię i najlepiej wspominam.
Toudisław - 2008-01-20, 15:25
:
Oli napisał/a:
Styl pisania autora widac już od poczatku książki a właśnie styl mnie zwykle odrzuca.

U mnie czasem jest podobnie dlatego nie przekonałem się do Oldi i dlatego klacze z Kayem. Tylko że czasem warto się pomęczyć bo można dostrzec coś wartościowego. Może się okazać że jednak się ten nie typowy styl polubi. Ja znowu kupiłem mozaikę i mam nadzieję ją przeczytać. Dukaj ma ciężki jeżyk ale myślę, że warto. Jasne ze czasem człowiek ma dość ale ja wiem że zraziłem się do Kresa a teraz bardzo go lubię. Sam nie wiem co spowodowało że nie wyrzuciłem Fiony McIntosh przez okno bo takie pisze gnioty. ( mówię o książce nie pisarce )
Elektra napisał/a:
A tak w ogóle doszłam do wniosku, że właśnie książki, które początkowo mnie nie wciągnęły, teraz najbardziej lubię i najlepiej wspominam.


I mam podobnie :)
Lady_Aribeth napisał/a:
Jesteś nietolerancyjny --_- Przyznaj się, jesteś gatunkistą, hę?! xD

Za to chyba ost będzie //mysli
Tyraela - 2008-01-20, 16:14
:
Cieniasy.
ZAWSZE dobijam do ostatniej strony. Tylko dwie książki odstawiłam: "Diunę" (gdyż sprzedałam ją Asu xD) i "Zimne błyskotki gwiazd" Łukanienki, do których zresztą wróciłam, ale po kilku innych książkach. Dlaczego? Może jestem masochistką, ale raczej tu chodzi o fakt, że mam jakąś nadzieję, że jednak będzie lepiej. Nie mam limitu, albo czytam całą, albo nawet jej nie otwieram.
Poza tym bezcenny jest ten wzrok bezbrzeżnego uznania Ari, kiedy skończyłam "Udrękę" (dosłownie, wierzcie na słowo xD) autorstwa Vallese, nie Denninga, jak ona twierdzi xD tak samo przebrnęłam przez "Najstarszego", "Alchemika", "Grimpowa", "Lux Perpetua" ... kilka by się jeszcze znalazło.
Lady_Aribeth napisał/a:
"Hobbithem" Tolkiena

Boże, widzisz a nie grzmisz. "Hobbitem" Ari, wstyd mi robisz xD
Asuryan - 2008-01-20, 20:46
:
Różnie z tym u mnie bywa. Jeśli książka wyjątkowo mnie nudzi, męczę się przy jej czytaniu - to odkładam ją by nigdy do niej nie wrócić. Jeśli zaś zaciekawi mnie, to przeważnie ją kartkuję nie mogąc się doczekać co będzie dalej :oops: Przeważnie po takim kartkowaniu (które jest zarówno zboczeniem wyniesionym z wyuczonego zawodu, jak i zaspokojeniem mej ciekawości) czytam ją dalej w normalny sposób, delektując się jej całością i szczegółami, pomimo tego iż wiem jak się skończy cała historia. Obecnie w ten sposób (po przekartkowaniu) czytam "Diabła Łańcuckiego", 2 tom "Wichru Śmierci" i 2 tom ostatniej książki PLiO (obecnie znajdujący się u Ari). Z powodu swej wyjątkowo rozwiniętej ciekawości, pomimo tego że z tomu na tom coraz mniej mi się podoba, by poznać jak się zakończy cała historia kończę czytać rozpoczęte cykle (wyjątkiem od tego jest ostatnia trylogia Sapkowskiego której zmęczyłem do końca tylko 1 tom). Obecnie mam tak z "Pieśnią Lodu i Ognia" Martina oraz "Mieczem Prawdy" Goodkinga.

Oli napisał/a:
2. konwencja (fantasy od razu ma minusa).

U mnie fantasy ma na starcie sporego plusa, za to s-f musi być naprawdę wyjątkowe bym się nią zbyt szybko nie zniechęcił :mrgreen:

Lady_Aribeth napisał/a:
Jesteś nietolerancyjny --_- Przyznaj się, jesteś gatunkistą, hę?! xD

Przyznaję się bez bicia :P :mrgreen:
Toudisław - 2008-01-20, 20:59
:
Tyraela napisał/a:
"Zimne błyskotki gwiazd" Łukanienki

Łukjanienki. Tyr, wstyd mi przynosisz. :P
Tyraela napisał/a:
ZAWSZE dobijam do ostatniej strony.

Bo Ty masochistka jesteś. Ja czytam dla przyjemności. Jak książka mnie strasznie męczy, to ją muszę na jakiś czas odstawić. Ja wiem, że czasem fabuła nie jest najważniejsza, że trzeba się co nieco pomęczyć, ale jak już nie daję rady to po co? Przecież czeka sporo innych książek.
Metzli - 2008-01-20, 21:22
:
Tigana napisał/a:
Szkoda czasu na delektowanie się treścią - stąd moja niechęć do Eriksona i podobnych szczególarzy.


Równie dobrze można powiedzieć: "po co tracić czas na czytanie książek", w końcu pozostaje tak pasjonujący program telewizyjny :P Generalnie nie przepadam za książkami, które czyta się szybko, łatwo i przyjemnie a w następnym tygodniu nie pamięta się dokładnie jej treści. Miłe książeczki, które przechodzą bez echa... ;) To już wolę dłużej pomęczyć się nad inną książką, ale pozostanie przynajmniej jakiś ślad po niej. Inna sprawa, że czasami większy wysiłek włożony w przeczytanie książki daje później większą satysfakcję (pozdrawia wszystkich, którym podobał się Welin //jupi )

Oczywiście jeśli książka jest wyjątkowo nudna to ją odkładam. Ale że są to książki kupne w księgarniach to odkładam je na półeczkę. Z obietnicą, że zostaną przeczytane, tylko później ;)
ghosia - 2008-01-20, 21:25
:
W książce liczy się historia i styl. Jeśli historia jest błaha, wyświechtana, ale napisana dobrym stylem - czytam dla przyjemności przeczytania dobrze opowiedzianej historii. Jeśli nawala styl autora, ale pomysł na fabułę jest ciekawy, unikatowy - czytam, żeby się dowiedzieć, co będzie dalej. Jeśli nawalają i styl i fabuła - odstawiam książkę. Nie ma sensu się męczyć, tracić czasu - jest tyle innych książek do przeczytania.

Tigana, mierzysz jakość książki czasem, jaki wymaga jej przeczytanie i "łatwością" połykania kolejnych stron? I to w dodatku w kierunku - więcej czasu na stronę = gorsza książka? Może powinieneś streszczenia czytać, albo wypunktowane po kolei wydarzenia spisane na jednej stronie, żeby poznać treść jeszcze szybciej? :mrgreen:
No dobrze, wiem, przesadzam, ale tak piszesz, jakbyś musiał jakąś normę przeczytanych książek wyrobić ;) .
MadMill - 2008-01-20, 21:36
:
Najczęściej nie pozostawiam nieskończonych książek, taką mam zasadę. Wyjątkiem był pierwszy tom "Trylogii Arcymagów", Denning przeszedł tam samego siebie... Mam parę książek które czytam z przerwami parę miesięcy, ale zazwyczaj kiedyś tak czytane książki kończę(np. "Lwy..." Kaya, "Starcie królów" Martina). Jestem za bardzo ciekawy co autor wymyślił na zakończenie aby zostawić książkę po paru stronach.
Elektra napisał/a:
Może Mad tak napisał, ja w całkiem pierwszej recenzji stwierdziłam, że właśnie sam początek mi się nie podobał. ;)

Na pewno nie ja. "Zamieć" podobała mi się, ale mniej niż "Diamentowy wiek", więc odpadam. ;P
Metzli napisał/a:
Inna sprawa, że czasami większy wysiłek włożony w przeczytanie książki daje później większą satysfakcję (pozdrawia wszystkich, którym podobał się Welin //jupi )

Czy znowu taki wysiłek. Po prostu trzeba było mieć dla tej książki trochę czasu, tylko tyle i aż tyle. ;)

Czasami czytam złą książkę tylko dlatego aby potem powiedzieć: "Przeczytałem tego gniota i teraz go będę gnoić" ;P
Asuryan - 2008-01-20, 22:06
:
Toudisław napisał/a:
Łukjanienki. Tyr, wstyd mi przynosisz. :P

Łukianienko, przez "i" a nie "j" też się zdarza i to na okładce książki :P :mrgreen: A najlepsze są takie strony, gdzie, mimo iż na okładce obok widać wyraźnie Łukianienkę, jako autora podaje się Łukanienkę :mrgreen:
Tigana - 2008-01-20, 22:08
:
ghosia napisał/a:
No dobrze, wiem, przesadzam, ale tak piszesz, jakbyś musiał jakąś normę przeczytanych książek wyrobić ;) .

Norma to podstawa. Zły dzień - 80-100 stron, dobry do 200.

Ja ostatnio faktycznie wolę rzeczy, lekkie, miłe i przyjemne. Główny powód - dużo czytam w środkach transportu miejskiego, gdzie nie ma miejsca i czasu na poważną lekturę. Za coś "mocniejszego" biorę się w domu.
Inna sprawa - ja nigdy nie robiłem z siebie "guru" - czytam, bo lubię to robić. A jak sie trafi coś dobrego to tylko mój zysk.

MadMill napisał/a:
Czasami czytam złą książkę tylko dlatego aby potem powiedzieć: "Przeczytałem tego gniota i teraz go będę gnoić" ;P

McIntosh, McIntosh, McIntosh

A Łuki(j)anienko pisze się na rożne sposoby - przynajmniej w Polsce.
Ł - 2008-01-20, 23:34
:
Zawsze staram się doczytać do końca. Bierze się to z kilku przyczyn które teraz wyłożę kulturalnie bo są ku temu warunki a nie jak w tym barbarzyńskim szaucieboxie: Jest niewiele książek, których nie przeczytałem do końca. Właściwie pamiętam tylko jeden takich przypadek, że poległem - Pamiętnik znaleziony w wannie Lema. I nie wróciłem do niego już. Ale to chyba kwestia tego, że zabrałem się za tą książkę dużo za wcześnie. Niebawem chyba spróbuje po raz drugi.
Jander - 2008-01-21, 01:11
:
Należę do tych, którzy raczej kończą trudną do przeczytania książkę, niż odkładają ją z brakiem chęci do powrotu. Odłożyłem na amen tylko Tolkiena i kilka innych starych książek, które po kilkunastu stronach zupełnie nie przypadły mi do gustu - doskonale wiedziałem, co mnie czeka i mnie to nie interesowało.
Jeśli książka mnie nudzi, rzadziej jej nie czytam, niż czytam - zaczynam kolejną i czytam kilka na raz - to u mnie całkowicie normalny proceder, im więcej mam książek zaczętych, tym mam lepsze tempo czytania - czasem przeczytam szybciej siedem niż jedną.
Co do kwestii ilości stron "aż wciągnie" - Donaldson wciąga mnie po 100-150(warto!), Inne Pieśni wciągały od samego początku (ale zaczynałem rozumieć od 300 stron).
Nie przepadam za literaturą czysto rozrywkową, więc im bardziej książka wymagająca, tym mniejsza szansa, że na niej odpadnę. Dla mnie ważniejsza jest pożywka intelektualna od rozrywkowej.
pozdrawiam
Dhuaine - 2008-01-21, 03:16
:
Jeśli książkę odłożę na później, to znaczy, że już nigdy do niej nie wrócę. Przeważnie staram się czytać do końca. Jeżeli nie uda się przeżuć jej normalnie, to kartkuję tylko po to, żeby się dowiedzieć, jak się skończy. ;)
Stosunkowo niewiele jest książek, których nie dałam rady zmęczyć w żaden sposób. "Zakon Końca Świata" :/

Łaku napisał/a:
Skoro rzucasz moneta i wypada ci RESZKA RESZKA RESZKA RESZKA, to z każda nastepną reszką wzrasta prawdopobieństwo że wypadnie orzeł.

Błąd. Prawdopodobieństwo przy każdym rzucie wynosi 50% (nie bierzemy pod uwagę krawędzi).
Ł - 2008-01-21, 23:18
:
Jander napisał/a:

Jeśli książka mnie nudzi, rzadziej jej nie czytam, niż czytam - zaczynam kolejną i czytam kilka na raz - to u mnie całkowicie normalny proceder, im więcej mam książek zaczętych, tym mam lepsze tempo czytania

Czuję wielki wstręt do takiego procederu. Toż to literacka poligamia! Ja tam zawsze czytam przeważnie jedną, no czasem zdarzy się jakiś skok w bok, ale nie skok za skokiem.

Jander napisał/a:
Inne Pieśni wciągały od samego początku (ale zaczynałem rozumieć od 300 stron).

To Dukajowska norma, że zaczyna się coś rozumieć po połowie i to składając to samodzielnie zazwyczaj.

Jander napisał/a:
Nie przepadam za literaturą czysto rozrywkową, więc im bardziej książka wymagająca, tym mniejsza szansa, że na niej odpadnę. Dla mnie ważniejsza jest pożywka intelektualna od rozrywkowej.

Też tak mam. Tylko nie wiem jak u ciebie, ale u mnie bierze się to z tego, że jeśli chcę 'rozrywkowej' fabuły, to wybieram film, grę komputerową. Jeśli chcę pośmiać z bohaterów, albo z romansów między nimi, to wybieram np. Modę na Sukces [a nie prozę RASa]. Rozwój technologii naszych czasów pozwala mi rezerwować książki na inny typ rozrywki, ale prawdopodobnie gdybym żył na początku XX wieku, to czytałbym wszystko jak leci.

Dhuaine napisał/a:

Łaku napisał/a:
Skoro rzucasz moneta i wypada ci RESZKA RESZKA RESZKA RESZKA, to z każda nastepną reszką wzrasta prawdopobieństwo że wypadnie orzeł.

Błąd. Prawdopodobieństwo przy każdym rzucie wynosi 50% (nie bierzemy pod uwagę krawędzi).

Masz oczywiście racje, dziękuję za zwrócenie uwagi. Prawdopodobieństwo przy każdym rzucie to 50% ale prawdopodobieństwo kilku założonych rzutów z kolei na ten sam wynik maleje, stąd wzrasta szansa na przeciwny wynik. Generalnie to chciałem napisać, że trudno znaleźć autora beznadziejnego we wszystkim, zawsze znajdzie się jakiś pozytyw, którego można się uczepić przy czytaniu. Trzeba po prostu zmienić konwencję czytania i własne oczekiwania w stosunku do książki, żeby przestać się nad nią męczyć.
Jander - 2008-01-22, 01:22
:
Wszak posiada się kilku przyjaciół, słucha się w kółko kilku zespołów i ma się kilka par skarpetek - każdy z nas jest w jakimś sensie poligamistą.
Poza tym jesteś zwyczajnie nietolerancyjny - jeśli z każdą z nich jestem zżyty w takim samym stopniu jak Ty z jedną na raz, to jakiż tu problem obdarzyć uczuciem choćby i siedem obiektów uwielbienia?
Ale gdzie się podziały te czasy, gdy było ich siedem i czytało się je bez przerwy - teraz jest jedna gruba i nieciekawa i ze swoimi pasjonującymi lekturami muszę się przed tą jedną kryć - w autobusach bądź w ubikacjach.
Z kwiatka na kwiatek to dobra droga! (jestem tolerancyjny w przeciwieństwie do Ciebie i nie mówię, że jedyna)
Ale oczywiście np. zacnego Dukaja nie zdradzam z nikim - wszak zapełnia mi on 100% potrzeb.
pozdrawiam :)
Bruja - 2008-01-22, 08:26
:
Jako kapryśna czytelniczka i niestała w uczuciach osóbka potrafię rzucić książkę w kąt po dosłownie kilku stronach, nie dając jej nawet szansy się rozkręcić. Wychodzę z założenia, że książka jest dla mnie, a nie ja dla książki, więc to ona ma mi się podobać, a nie ja się przy niej męczyć i wychodzić z siebie żeby ją skończyć. Poza tym sam fakt, że kniga mnie męczy już o czymś świadczy.
Czasami daję książce drugą szansę... rzadko, bo rzadko, ale zdarza się. Zazwyczaj jest to książka, którą kupiłam i żal mi potem wydanych pieniędzy. Te pożyczone od znajomych czy z biblioteki raczej drugiej szansy nie dostają xD.
Nie lubię pozycji, które wystarczy bez żadnego wysiłku umysłowego przekartkować. Takie odmóżdżacze tylko mnie męczą i wylatują w pierwszej kolejności.
Regissa - 2008-01-22, 08:52
:
No cóż, wychodzę z założenia, że skoro już coś zaczynam, to powinnam dotrwać do końca. Usilnie zatem szukam w takiej książce (którą mam ochotę rzucić w kąt) jakiejś "zahaczki", na czym można by zbudować zainteresowanie. Czasem jest to poczucie obowiązku :) A czasem warto przemęczyć się z jednym dziełem, żeby potem unikać autora (i tak np. przeczytanie/przemęczenie "Anny Kareniny" wyleczyło mnie zupełnie z chęci czytania Tołstoja).
Ale oczywiście też bywają takie dzieła, przy których trzeba sobie powiedzieć: "basta!". No bo jak np. można doczytać do końca "Noce i dnie"?! To grozi ciężkimi obrażeniami :) Dlatego czasem nie warto się narażać :mrgreen:
Tanit - 2008-01-22, 10:02
:
Nie lubię zaczynać czytać kolejnej książki kiedy jednej jeszcze nie przeczytałam.
Ale tak, mam odłożone kilka książek, rozpoczętych na prologu albo góra 2 pierwszych rozdzdziałach. Nie zeby nie były ciekawe... ale zaraz pojawiało się coś ciekawszego - meczyłam się tydzień, dwa z przeczytaniem myśląc o nowej lekturze poczym książkę rzucam w cholerę i zatapiam się w czymś przyjemniejszym ^^'
Żyje jednak myśla, że je kiedys przeczytam... tak jak zaczełam niedawno 'Nędzników' W.Hugo - fajna książka... ale trzeba jej poświęcić troche czasu - może w wakacje...?

Au revoir!
Ł - 2008-01-22, 16:07
:
Jander napisał/a:
Wszak posiada się kilku przyjaciół, słucha się w kółko kilku zespołów i ma się kilka par skarpetek - każdy z nas jest w jakimś sensie poligamistą.

Mylisz pojęcia. Monogamista może mieć i 15 żon, tyle że jedna po drógiej. Natomiast poligamista ma je naraz. Ja nie lubię takiej poligamii - jak zaczynam książke (beletrystyke) to zostaje z nią od początku do końca (oczywiście bez ekstremów typu przeczytałem w księgarni pierwsze 3 strony to MUSZE kupić książke). Tak samo nie słucham naraz paru zespółów, i nie noszę kilku par skiarpetek naraz i nie czytam kilku ksiązek fabularnych naraz.
Jander napisał/a:
Z kwiatka na kwiatek to dobra droga!

O ile wybrało się wcześniej cały pyłek. ; ]
Jander napisał/a:
(jestem tolerancyjny w przeciwieństwie do Ciebie i nie mówię, że jedyna)

O ile pamiętam taki to napisałem proceder czytania kilka ksiązek mierzi mnie, a nigdzie nie napisałem że go nie toleruje. :roll: Od kąd tolerancja oznacza bezkrytyczne zgadzanie się z poglądami innych?
andy - 2008-01-22, 16:20
:
Hmm, kotzur raczej wybiera co ma przeczytać. Wszystkiego się nie da, a i tak z tego co mnie interesuje zostało dość sporo, (nie licząc nowości) a czasu aktywności czytelniczej coraz mniej. Czyli raczej od początku do końca - nawet jak mi się zakup nie uda. Czyli za mało informacji i kupiłem gniota - trudno, się przemęczę
Asuryan - 2008-01-22, 17:43
:
Łaku napisał/a:
Mylisz pojęcia. Poligamista może mieć i 15 żon, tyle że jedna po drógiej. Natomiast monogamista ma je naraz.

A nie przypadkiem zupełnie odwrotnie :?: //panda Teraz to Ty pomyliłeś całkowicie te pojęcia :mrgreen:
Ł - 2008-01-22, 18:13
:
Asuryan napisał/a:
Łaku napisał/a:
Mylisz pojęcia. Poligamista może mieć i 15 żon, tyle że jedna po drógiej. Natomiast monogamista ma je naraz.

A nie przypadkiem zupełnie odwrotnie :?: //panda Teraz to Ty pomyliłeś całkowicie te pojęcia :mrgreen:

Eeee... poprawiłem, mea culpa. Sam nie wiem jak zrobiłem ten błąd, zwłaszca że w poprzednim poście użyłem tych pojęć na miejscu. :P
Jander - 2008-01-22, 22:01
:
Ja oczywiście czytam książki od początku do końca - tylko że delektuję się nimi i zamiast szybko pożerać ją całą, to w międzyczasie czytam również inne - ja też nie słucham kilku zespołów na raz ani nie noszę kilku par skarpetek na raz, jak również nie czytam kilku książek w sensie na raz, bo posiadam tylko jeden mózg i dwoje oczu, które patrzą na to samo miejsce - więc czytaniu kilku książek na raz jest niemożliwe ze względów fizycznych. Odróżniam czytanie czegoś w chwili, a w tym czasie - czas jest szerszy. Czytam kilka rozdziałów, robię coś innego, a potem czytam kilka rozdziałów z innej książki. Po wartkiej akcji Eriksona mam ochotę przeczytać coś spokojniejszego, więc czytam sobie książkę, w której autor powoli snuje swą opowieść i vice versa. W taki sposób pozwalając treści lepiej osiąść w umyśle delektuję się książką i przede wszystkim nie męczę się tak, jakbym się męczył przy czytaniu jednej, nawet najciekawszej książki.
Każdy ma swoje przyzwyczajenia czytelnicze...
pozdrawiam
Asuryan - 2008-01-22, 23:31
:
Parafrazując na sposób Łaka: po rozwodzie z drugą żoną, można wziąć ponowny ślub z pierwszą - i nadal będzie to monogamia :P

Ja akurat Jandera całkowicie rozumiem - sam bardzo rzadko mam rozpoczętą tylko jedną książkę :mrgreen:
kurp - 2008-01-23, 07:21
:
Książki zawsze staram się czytać do końca. Niestety, od czasu do czasu trafiam na autorów, którzy mi to uniemożliwiają :P Są to jednak przypadki sporadyczne (w końcu nikt z premedytacją nie nabywa książek fatalnych, a poza tym wysiłek doczytania książki to końca nie jest zwykle aż tak wielki, by nie chcieć nabyć w ten sposób prawa do krytykowania z pozycji "przeczytałem i swoje wiem";)).
Elektra - 2008-01-24, 13:20
:
Brujka napisał/a:
Czasami daję książce drugą szansę... rzadko, bo rzadko, ale zdarza się.
Zazwyczaj jest to książka, którą kupiłam i żal mi potem wydanych pieniędzy. Te pożyczone od znajomych czy z biblioteki raczej drugiej szansy nie dostają xD.

Hm... zauważyłam u siebie coś podobnego. Jak książka jest moja, to dam jej drugą, a nawet więcej szans. Pożyczonym znacznie rzadziej, chociaż zdarzyło mi się przynosić po parę razy tę samą książkę, aż w końcu ją przeczytałam (i podobała mi się). Dlatego ostatnio mocno się zastanawiam przed kupowaniem książek w ciemno. Albo całych serii. Bo potem czułabym obowiązek czytania, nawet jeśli mi zupełnie nie podchodzi.


Co do czytania kilku książek na raz. Ostatnio stwierdziłam, że nie mogę czytać tylko jednej. W tej chwili mam rozpoczęte... cztery. I czytam je bez żadnego porządku, na co akurat mam nastrój. Na przykład po powrocie wieczorem z pracy wolę się odstresować Chmielewską, niż autentycznie męczyć z Donaldsonem.
Zła - 2008-01-24, 13:30
:
Jeśli książka nie podchodzi mi po przeczytaniu jakiś dwóch rozdziałów to daję sobie spokój i męczę się dalej, bo nie widzę w tym sensu. Po co się katować czymś czego czytanie nie sprawia mi przyjemności.

Nie daję jakiejś książce drugiej szansy. Może to źle, bo po jakimś czasie mogę mieć inne spojrzenie itd., ale fakt, że mi się nie podobała za pierwszym razem tak głęboko mi się wbija w pamięć, że nie sięgam po coś drugi raz.
ASX76 - 2008-01-24, 13:36
:
Elektra napisał/a:
Na przykład po powrocie wieczorem z pracy wolę się odstresować Chmielewską, niż autentycznie męczyć z Donaldsonem.


Jeszcze ktoś niewłaściwie zrozumie... :-P Męka, jak rozumiem, wynika z konieczności czytania po angielsku i nie ma związku z klasą utworów Donaldsona, ne :?: ;)

Zła :arrow: Nie jesteś godna miana Książkofila. ;)
Elektra - 2008-01-24, 13:39
:
ASX76 napisał/a:
Męka, jak rozumiem, wynika z konieczności czytania po angielsku

Tak, przede wszystkim. Ale jednak czytanie o tym, jak ludzie wciąż robią sobie krzywdę, nie tylko fizyczną, również jest niekiedy męczące. ;P
AM - 2008-01-24, 13:44
:
ASX76 napisał/a:
Elektra napisał/a:
Na przykład po powrocie wieczorem z pracy wolę się odstresować Chmielewską, niż autentycznie męczyć z Donaldsonem.


Jeszcze ktoś niewłaściwie zrozumie... :-P Męka, jak rozumiem, wynika z konieczności czytania po angielsku i nie ma związku z klasą utworów Donaldsona, ne :?: ;)

Zła :arrow: Nie jesteś godna miana Książkofila. ;)


Zupełnie abstrachując od tego przypadku, zła opinia o książce nie zawsze ma coś wspólnego z klasą utworu; czasmi (a może nawet często) problem leży po stronie czytelnika.
Tigana - 2008-01-24, 13:49
:
Zła napisał/a:
Nie daję jakiejś książce drugiej szansy. Może to źle, bo po jakimś czasie mogę mieć inne spojrzenie itd., ale fakt, że mi się nie podobała za pierwszym razem tak głęboko mi się wbija w pamięć, że nie sięgam po coś drugi raz.

Mam bardzo podobnie - jest tyle nowych, ciekawych książek, że po prostu szkoda czasu na powrót do pozycji, które nas nie wzięły za pierwszym razem. I tak jak Zła mam za dobrą pamięć - raz się sparzę - nie wkładam łapy po raz drugi do ogniska.
ASX76 - 2008-01-24, 13:58
:
AM napisał/a:


Zupełnie abstrachując od tego przypadku, zła opinia o książce nie zawsze ma coś wspólnego z klasą utworu; czasmi (a może nawet często) problem leży po stronie czytelnika.


Zupełnie abstrahując od tego przypadku całkowicie się zgadzam z pańską opinią, aczkolwiek, rzecz jasna, bardzo "obosieczny" to argument. :-P
Ł - 2008-01-24, 14:14
:
Asuryan napisał/a:
Parafrazując na sposób Łaka: po rozwodzie z drugą żoną, można wziąć ponowny ślub z pierwszą - i nadal będzie to monogamia :P

Teoretycznie jest to racja ale w praktyce, wątpie czy by pierwsza żona i druga były zadowolone z takiej formalnej monogamii. ; ] Tak samo z książkami - jeśli chodzi o czas jaki poświęcam na czytanie to czytam w tym czasie tylko jedną ksiazke naraz, myśle że to jakiś wyraz szacunku, i coś co pozwala mi ją w pełni zrozumieć. Robienie sobie książkowych przekładańców [np czytanie 7 ksiązek jednocześnie w sensie nie kończy A i zaczynam B a później C po czym wracam do A] w moim przypadku nie wchodzi w grę, uznaje to zwyczajnie za posunięcie mało estetyczne i zamazujące obraz każdej z tak czytanych książek.
AM - 2008-01-24, 14:20
:
ASX76 napisał/a:
AM napisał/a:


Zupełnie abstrachując od tego przypadku, zła opinia o książce nie zawsze ma coś wspólnego z klasą utworu; czasmi (a może nawet często) problem leży po stronie czytelnika.


Zupełnie abstrahując od tego przypadku całkowicie się zgadzam z pańską opinią, aczkolwiek, rzecz jasna, bardzo "obosieczny" to argument. :-P


Zdarza mi się popełniać błędy jak piszę i rozmawiam jednocześnie przez telefon lub gram w Lineage ;) . A dlaczego "obosieczny".
ASX76 - 2008-01-24, 14:46
:
AM napisał/a:


Zdarza mi się popełniać błędy jak piszę i rozmawiam jednocześnie przez telefon lub gram w Lineage ;) . A dlaczego "obosieczny".


Podobno "nie popełnia błędów tylko ten, co nic nie robi". ;)

Dlatego "obosieczny", ponieważ zawsze ktoś może coś negatywnego powiedzieć/napisać na temat nawet i sztandarowego dzieła w danym gatunku, powołując się, najkrócej rzecz ujmując, na swój gust. Zmierzam do tego, że kwestię: "po czyjej stronie leży wina", a więc książki czy czytelnika, trudno jest nieraz rozstrzygnąć, a każda, nazwę to, dla uproszczenia, "strona" ma swoje argumenty, więc..."ciąć" można z obu. ;)
Asuryan - 2008-01-24, 14:47
:
Łaku napisał/a:
Teoretycznie jest to racja ale w praktyce, wątpie czy by pierwsza żona i druga były zadowolone z takiej formalnej monogamii. ; ] Tak samo z książkami - jeśli chodzi o czas jaki poświęcam na czytanie to czytam w tym czasie tylko jedną ksiazke naraz, myśle że to jakiś wyraz szacunku, i coś co pozwala mi ją w pełni zrozumieć.

Książka jednak jest przedmiotem martwym, uczuć nie posiadającym. Oddawanie szacunku martwemu przedmiotowi jest zaś dla mnie czymś dziwnym. Co do pełni zrozumienia, jest to jedyny argument który do mnie przemawia, by nie czytać kilku książek jednocześnie - pod warunkiem, że ktoś czyniąc w ten sposób miałby problem z pełnym zrozumieniem czytanych przez siebie dzieł.
Toudisław - 2008-01-24, 15:13
:
ASX76 napisał/a:
Dlatego "obosieczny", ponieważ zawsze ktoś może coś negatywnego powiedzieć/napisać na temat nawet i sztandarowego dzieła w danym gatunku, powołując się, najkrócej rzecz ujmując, na swój gust. Zmierzam do tego, że kwestię: "po czyjej stronie leży wina", a więc książki czy czytelnika, trudno jest nieraz rozstrzygnąć,

Zgadzam sie. Po pierwsze należy zadać pytanie, dla kogo jest książka. Dla czytelnika czy Autora. Wiele jest dobrych dzieł nie zrozumianych przez ogół, z tym się mogę zgodzić. Ale czy autor szmiry, pseudointelektualnego gniota nie mógłby tłumaczyć swojej klapy tym, że nie został zrozumiany przez ciemną masę tępych odbiorców? Gdzie przebiega granica pomiędzy niezrozumieniem geniusza a odrzuceniem gniota?
Polska kinematografia przeżywała taki okres, gdy powstawały filmy, których nikt nie oglądał, bo były po prostu nieciekawe, a Autor zawsze tłumaczył to niezrumieniem. Ja bym jednak tak czytelników nie winił, jeżeli Autor nie potrafi do siebie przekonać czytelnika, to widać tak ma być.

Dam dyskusję z innego forum. Argument przeciwko Hyperionowi po prostu zbił mnie z nóg: http://www.forumksiazki.p...1,105.htm#91772

użytkownik 'ja' napisał/a:
heperion i cykl barokowy to nie wiem co to jest ale podejrzewam ze skoro o tym nie slyszalem to nie jest to nic specjalnego


Sam nie wiem co odpowiedzieć.

Asu napisał/a:
Oddawanie szacunku martwemu przedmiotowi jest zaś dla mnie czymś dziwnym.

Szanuje się własność, pracę autora/wydawcy szanuje książkę za to, co sobą reprezentuje a nie za to ze jest kawałkiem papieru.
Ł - 2008-01-24, 15:25
:
Asuryan napisał/a:

Książka jednak jest przedmiotem martwym, uczuć nie posiadającym.

Nie. Martwym przedmiotem jest okładka, kartki, trochę kleju czy nitek badź jakikolwiek ebookreader. Za to ksiązka, ksiązka jest treścią, pewnym zamieżeniem artystycznym, pewną konwencją i wykonaniem. Stąd jak najbardziej przynajmiej (w moim wypadku, być może jestem wyalinowany) można czuć do książki szacunek, tak samo jak można ją uwielbiac i jej nie znosić. I jest to autonomiczne choć zawsze w jakiejś łączności z tym co sądzę o pisarzu tej książki. Przedewszystkim dlatego że na moje sądy/odczucia na temat ksiązki nie składa się tylko sama jej przedmiotowość i ww. treśc ale i moje wyobrażenia treści i moje jej interpetacje czyli coś co jest od autora niezależne, i coś czy czyni mnie współautorem, a czytana ksiązka staje się w jakimś sensie emenacja i mojej osobobowość. Nie szanowac ksiązki to nie szanować siebie samego. Ale pojechałem, :P no ale inaczej tego nei mogłem wyjaśnić.
Tigana - 2008-01-24, 17:27
:
Tylko bez :offtop: Lepiej załóżcie temat - "Książka żywa czy martwa" . Post do skasowania 3..2...1..Skasowany.

Po głębszym przemyśleniu przyznaje racje tym co nade mną i tym co pode mną. To nie off topic :mrgreen: Nie wiem czy głębsza myśl, ale nie OT.

Osobiscie wychodzę z założenia, ze jeśli autor tworzy bubla, którego każda jedna strona nie szanuje inteligencji czytelnika to on sam również nie zasługuje na szacunek.
Sunshine - 2008-01-24, 18:26
:
ASX76 napisał/a:
Zła Nie jesteś godna miana Książkofila.


Bo Zła najwyraźniej nie jest książkofilem, molem ksiązkowym czy jak tam kto sobie zwal, tylko milośnikiem literatury - róznica jak dla mnie znaczna. Mól ksiązkowy czerpie przyjemność z samej czynności czytania, a milośnik chce coś z ksiązki wynieść dla siebie, a nie wspominać ją jako pasmo udręk.
Asuryan - 2008-01-25, 00:00
:
Tigana napisał/a:
Tylko bez :offtop: Lepiej załóżcie temat - "Książka żywa czy martwa".

Tam, gdzie Ty widzisz offtop, ja widzę wgłębienie się w temat. Otóż z tego co napisali, odnoszę wrażenie, że Toudi czyta do końca rozpoczętą książkę z szacunku dla pracy autora, którą w nią włożył - a Łaku z szacunku dla siebie samego jako współtwórcy czytanej opowieści. Dla mnie na szacunek trzeba sobie zasłużyć - skoro autor nie szanuje mnie jako czytelnika tworząc opowieść, która nie potrafi mnie porwać, nie widzę powodu by go za snucie tej opowieści szanować. Kupując książkę nabywam prawo do zapoznawania się z jej treścią w dowolny, odpowiadający mi sposób - z przerwami, fragmentami, całością, lub tylko jej początkiem. Ja z szacunku dla samego siebie przerywam czytanie danej książki, by zacząć poznawać bardziej pasjonującą mnie opowieść, a do przerwanej powrócić gdy nic ciekawszego nie będę miał pod ręką. Istnieją jednak książki (takie jak np "WP", "MKP", czy saga wiedźmińska), od których czytania nie była mnie w stanie oderwać żadna inna lektura.
Toudisław - 2008-01-25, 10:19
:
Asuryan napisał/a:
że Toudi czyta do końca rozpoczętą książkę z szacunku dla pracy autora, którą w nią włożył -

Nie. :shock: Ja tego nie napisałem. Odnosiłem się ogólnie do zdania o szacunku dla książki.
A staram się czytać do końca z szacunku dla swojego czasu. Dlatego, że zawsze może się okazać, iż dalej jest coś wartego by to przeczytać. Bywa że książka idzie na jakiś czas w odstawkę a potem do niej wracam.
Asuryan napisał/a:
Kupując książkę nabywam prawo do zapoznawania się z jej treścią w dowolny, odpowiadający mi sposób

Oczywiście. Ale szanuj tez swój czas i swoją przyjemność z lektury.
Asuryan - 2008-01-25, 14:58
:
Toudisław napisał/a:
Nie. :shock: Ja tego nie napisałem.

Czytałem między słowami - najwyraźniej w Twoim przypadku robiłem to nieumiejętnie.

Toudisław napisał/a:
Ale szanuj tez swój czas i swoją przyjemność z lektury.

Tylko że z tych szacunków mogą wynikać różne rzeczy - rozpoczęcie i nieskończenie książki jeśli nie odczuwamy przyjemności z jej czytania (z powodu obydwu szacunków), przeczytania książki fragmentami (z szacunku dla własnego czasu) i przeczytania jej w całości, od deski do deski (z szacunku dla swej przyjemności z lektury).
Smoczyca - 2008-01-28, 12:23
:
Ha.
To ja też wtrącę swoje pięć groszy do dyskusji.

Dla mnie to naprawdę dylemat moralny - z jednej strony, sa książki, które by wypadło przeczytać (np. klasyka swiatowej literatury) , ale "zmęczenie" ich jest wręcz heroicznym wyzwaniem.
"Olivera Twista" zarzuciłam w połowie drugiego (ostatniego) tomu, bo po prostu więcej nie mogłam. Zabrałam się za czytanie "Quo Vadis", i też przerwałam w połowie, nie mogąc strawić tej pisaniny. "Sto dni sodomy" i "Mein Kampf "spotkał taki sam los.

Jak na mój gust - takie książki, które chce się znać, a których nie da się czytać należy sobie zostawić na okresy posuchy, kiedy nie ma nic lepszego...Ew. na czas sesji, wtedy każda wymówka, żeby się nie uczyć jest dobra ;)
Elektra - 2008-06-07, 13:18
:
ASX napisał/a:
Jeśli nie jesteś(cie) w stanie ogarnąć rozumem powyższych wywodów, trudno.

Jesteśmy w stanie. Po prostu inne normy stosujesz, gdy Ty oceniasz, co się Tobie podoba, a inne, gdy ktoś inny ocenia, co się jemu podoba. Ty możesz oceniać po fragmencie, ale innym wara od tego.

A w ogóle fajnie wygląda Twoje jeżdżenie po twórcach z FS, gdy Grzędowicz też tam wydaje. ;)
Tigana - 2008-06-07, 13:27
:
Elektra napisał/a:
A w ogóle fajnie wygląda Twoje jeżdżenie po twórcach z FS, gdy Grzędowicz też tam wydaje. ;)

Widac jest za słabym autorem żeby wydawać w innym wydawnictwie. A na przykład taki Orbitowski i owszem :mrgreen:
Ostatnio o mało co a bym odłożył książkę w połowie - "Przenajświętsza Rzeczypospolita" to zdecydowanie nie jest książka w moim typie. No i na półce wciąż czeka z 10 zaczętych książek.
ASX76 - 2008-06-07, 13:31
:
Gdzieżbym śmiał jeździć po twórcach... Mój kucyk mechaniczny stoi spokojnie w stajni i nie jest przeze mnie w ogóle dosiadany. ;)

Od każdej normy bywają wyjątki, a w tym konkretnym przypadku tylko jeden. A to z tego względu, że jako nieco bardziej doświadczony i krytyczny czytelnik, posiadam pewną wiedzę, która pozwala mi na ferowanie wyroków we wcześniejszym stadium. ;)

Wielokrotnie o tym pisałem, ale skoro sytuacja tego wymaga, powtórzę raz jeszcze: nie wszystkie książki autorów publikujących w FS nadają się na przemiał.
Zarzuca mi się generalizowanie, a, jak widać, "przygania kocioł garnkowi". ;)

Poza tym powiedzmy sobie szczerze - Grzędowicz bije na głowę (jak nie więcej) całą rzeszę innych "tfurców" z FS. Można powiedzieć, że wśród powszechnej "fabrycznej" tandety lśni jak diament. Proszę więc nie czynić znaku równości między ocenianiem jego, a pozostałymi (vide - kwestia WARSZTATU PISARSKIEGO!!!).
Tigana - 2008-06-07, 13:47
:
ASX76 napisał/a:
A to z tego względu, że jako nieco bardziej doświadczony i krytyczny czytelnik, posiadam pewną wiedzę, która pozwala mi na ferowanie wyroków we wcześniejszym stadium. ;)

Ach ta skromność :mrgreen:
ASX76 napisał/a:
Wielokrotnie o tym pisałem, ale skoro sytuacja tego wymaga, powtórzę raz jeszcze: nie wszystkie książki autorów publikujących w FS nadają się na przemiał.

Brwao //piwo
ASX76 napisał/a:
Zarzuca mi się generalizowanie, a, jak widać, "przygania kocioł garnkowi". ;)

Co niejako stoi w sprzeczności z poniższym cytatem. Wiem czytam między wierszami i sie czepiam.
ASX76 napisał/a:
Poza tym powiedzmy sobie szczerze - Grzędowicz bije na głowę (jak nie więcej) całą rzeszę innych "tfurców" z FS. Można powiedzieć, że wśród powszechnej "fabrycznej" tandety lśni jak diament.


A tak na poważnie to sie juz nie odzywam, bo to do niczego nie prowadzi - każdy z rozmówców stoi przy swoich poglądach i będzie ich bronił jak niepodległości.
ASX76 - 2008-06-07, 14:00
:
Powyższą wypowiedź można zakwalifikować jako spam. ;)

Nie tyle skromność, ile pewność siebie wynikająca z długich i namiętnych lat czytania. :-P
Im człek bardziej doświadczony, tym wybredniejszy się staje. Ewolucja gustów, mój panie.

Ja tam, zamiast bronić niepodległości (której i tak już nie mamy), skupiłbym się w pierwszej kolejności na przeżyciu. Aż takim dubeltowym frajerem to nie jestem, żeby robić za mięso armatnie, tudzież lotnicze. :-P

Nic nie stoi w sprzeczności. Odnosisz niejako mylne wrażenie, Tigana-san. :-P
AM - 2008-06-07, 14:28
:
ASX76 napisał/a:

Nie tyle skromność, ile pewność siebie wynikająca z długich i namiętnych lat czytania. :-P
Im człek bardziej doświadczony, tym wybredniejszy się staje. Ewolucja gustów, mój panie.


Ten etap nazywa się fachowo: Jest tak jak a uważam, albo tak jak ja uważam... Ale potem przychodzi skrucha... ale to już kolejny etap :-?
wob001 - 2008-06-07, 20:46
:
Jako, że temat został odświeżony, poczytałem trochę poprzednich postów i pod ich wpływem spróbowałem przypomnieć sobie jak to u mnie wygląda w temacie - czytać do końca czy nie? czytać kilka na raz czy jedną? itp.

Bez budowania filozofii, argumentowania i oceny co jest lepsze wyszło mi, że:
- czytam tylko i wyłącznie jedną książkę na raz,
- czytam książkę do końca bez względu na trudności (wyłączam super-niski poziom - ocena subiektywna, zdarza się raz na kilkaset książek),
- czytam tylko w domu, w komfortowych warunkach fizycznych i psychicznych (żadnych środków lokomocji, parków itp.),
- czytam tylko książki papierowe:), 90% to nowe egzemplarze, zero bibliotek, znikoma ilość pożyczanych pozycji,
- bardzo dbam o czytaną książkę, bez względu na pochodzenie,
- jeśli książka wyjątkowo mi pasuje, potrafię dawkować sobie niewielkie ilości codziennie przez kilka tygodni, żeby nie skończyć za szybko:)
- po zakończeniu książki bardzo często przez kilka dni "trawię" i wychodzę powoli z klimatu, nie zaczynam przez ten czas żadnej nowej,
- nieczęsto czytam po raz kolejny, zwykle po kilku lub kilkunastu latach i tylko te, które na mnie zrobiły szczególne wrażenie (jednym z wyjątków jest Erikson - wracam do niego znacznie częściej),
- większość książek odsprzedaję po przeczytaniu, zostawiam sobie tylko wyjątkowe lub autorów, których mam większość/całość bibliografii.

Brzmi trochę chorobowo ale tak to wygląda:)
wred - 2008-06-07, 22:20
:
Ja czytam od początku do końca. Nie przypominam sobie, żebym coś odpuszczał (wyjątkiem są ostatnie tomy Diuny - tutaj już mój próg tolerancji poległ - ale może kiedyś do tego wrócę). Stąd też ostrożnie podchodzę do nowości i nieznanych mi autorów. Dużo większa szansa jest że sięgnę po kolejną książkę sprawdzonego już autora, niż po coś całkiem nieznanego.

Bardzo często wracam do już przeczytanych książek i czytam je na nowo. Czasami mogę zaobserwować zmiany i własny rozwój po tym jak inaczej odbieram książkę w stosunku do kilku lat wstecz. Czasami to bardzo zaskakujące doświadczenie. Do ulubionych mogę wracać co rok, albo kilka lat (jest tego troszkę - mam gdzieś z +/- 500 książek - a wracam do sporej części z nich - praktycznie cały LEM, Zelazny, opowiadania ASa, sporo starej dobrej sf no i sporo innego rodzaju literatury). Mam też takie zboczenie, że lubię książki posiadać a jak już ktoś mi się spodoba to staram się mieć całość jego twórczości - co niestety jest odrobinę kosztowne :)
Nabu Nezzar - 2008-06-08, 00:47
:
Przeważnie czytam książki do od początku do końca, aczkolwiek zdarzyło się kilka tytułów, których do tej pory nie ukończyłem lub do których wracałem po pewnej przerwie. Na szczęście było ich, jak już zaznaczyłem, bardzo mało. W końcu książka ma mi sprawiać przyjemność a cóż za przyjemność jest w męczeniu się i mozolnym parciu naprzód? Dlatego też bardzo starannie wybieram przyszłe lektury aby takich wpadek było jak najmniej. Jeśli już jednak jakaś się zdarzy to daję szansę przez pierwsze 100, góra 200 stron i jeśli nie nastąpi poprawa to książka wędruje na półkę na czas nieokreślony.
Beata - 2008-06-12, 12:23
:
Zgadzam się ze wszystkimi i nie zgadzam. Jednocześnie. ;)
Bo to wszystko zależy. Od mojego nastroju, od stopnia zmęczenia, od klasy Autora (że tak strywializuję), od wymagań, jakie stawiam Autorowi... Czysty relatywizm, jednym slowem. Choć jedna zasada pozostaje niezmienna - jeśli warsztat Autora jest coś nie teges... trudno, przyznaję się do porażki i odkładam na tzw. kupę do antykwariatu.

A w ogóle to czytam wiele książek parę razy. Na ogół pierwsze czytanie to tylko poszukiwanie akcji - ostatnio coraz rzadsze, bo coraz częściej wymagam nie tylko akcji. Potem, po jakimś czasie, czytam drugi raz, już powoli. I szukam wtedy w książce "smaczków" - różnistych analogii, aluzyjek, smakuję zabawę słowem... wsiąkam w klimat.

Ale najgorzej jest, jeśli coś mi się "po drodze" skojarzy i zaczyna natrętnie uwierać - wtedy po prostu muszę przerwać lekturę, odszukać stosowną książkę i się ponapawać jakimś fragmentem... czasem takich "skoków w bok" mam kilka. :) Miałam tak przy lekturze cyklu o Honor Harrington: przy drugim czytaniu musiałam sięgnąć po Hornblowera i po różne źródełka historyczne, dotyczace opisów kampanii wojennych.
Romulus - 2008-06-12, 20:32
:
Nie porzucam lektury przed dotarciem do końca. Nigdy. co nie znaczy, że czytam od deski do deski. Jeśli nie dam rady się przekonać do danej powieści to zaczynam ją kartkować, aby choć ogólnie zorientować się o co chodzi i jak się kończy. Tak jest ze wszystkimi "dziełami" Goodkinda, Brooksa, Webbera, Flinta, Ringo i całej tej - w gruncie rzeczy dla mnie - anonimowej bandy pisarczyków fantastycznych, których nie da się czytać bez wicia się z bólu lub wbijania sobie zardzewiałych widelców w oko.
Retiarius - 2008-06-13, 18:13
:
Ostatnio mam problem z przeczytaniem książki do końca. Zaczynam, docieram nawet do połowy, ale nie kończe bo : nie mam czasu, zmienił mi się nastrój i nie mam ochoty na lekturę tej książki, zainteresowała mnie inna pozycja. Mam już prawie 2 tuziny takich książek do przeczytania.
Talerz - 2008-06-13, 19:19
:
Ja staram się każdą książkę (jeśli już zacząłem) doczytać do końca. Czasem utwór wciąga mnie trochę później (tak było w wypadku "Kiedy Bóg zasypia" Dębskiego), a czasem katuję się lekturą bo nie lubię czegoś zaczynać i nie kończyć. Nie wiedzieć czemu, Pratchett strasznie mnie nudzi, mimo że z własnej nieprzymuszonej woli kupiłem 3 jego książki. Myślałem że uda mi się do niego przekonać. Może kiedyś ;)
Elektra - 2008-06-13, 20:11
:
[słownik poprawnej polszczyzny on]
Talerz napisał/a:
zaczełem

zacząłem
[słownik poprawnej polszczyzny off]

Talerz napisał/a:
Pratchett strasznie mnie nudzi, mimo że z własnej nieprzymuszonej woli kupiłem 3 jego książki.

Nie ma reguły, że książka kupiona z własnej nieprzymuszonej woli nie ma prawa nudzić. ;)

Kupowanie w ciemno kilku książek pisarza, którego wcześniej się nie czytało, nie jest dobrym pomysłem, bo jak się nie spodoba, to potem nie wiadomo, co z nimi zrobić. ;) <patrzy na kilka serii zakupionych w ten sposób i stojących na półkach>
Talerz - 2008-06-14, 07:54
:
Słuchając wybitnie zachęcających opinii na temat książek Terry'ego chciałem spróbować. No ale skoro mi nie podeszło to trudno...
Lady_Aribeth - 2008-06-14, 13:37
:
Już dawno stwierdziłam, że czytam zbyt wolno, by pozwalać sobie na doczytywanie do końca książek, które mi się najzwyczajniej w świecie nie podobają, bądź męczą podczas lektury. Dlatego odłożyłam i już nigdy nie wróciłam do np. "Najstarszego" Paoliniego.
Natomiast, jeśli książka akurat mi nie podchodzi przez mój podły nastrój, lub ochotę na coś innego, to po prostu ją odkładam na bliżej nieokreślony czas - ale w końcu do niej wracam i w 90% przypadków, po skończeniu czytania, jestem zachwycona :mrgreen: (tak było np. z "Ogrodami księżyca" Eriksona).
Aha, no i nigdy nie zdarzyło mi się odłożyć na później jakiejś książki RASa. Po takiej przerwie mogłoby przyjść opamiętanie i już w życiu bym do niej nie wróciła... xD Dżisas, jak ja nienawidzę RASa, za to co mi zrobił XDDD.
Procella - 2008-07-28, 10:22
:
Kiedyś zawsze kończyłam książki. Po pewnym czasie doszłam jednak do wniosku, że i tak nie ma szans nawet na przeczytanie wszystkich dobrych książek, po co więc czytac marne i miec na te dobre jeszcze mniej czasu?
Tyraela - 2008-07-28, 10:23
:
Procella napisał/a:
po co więc czytac marne i miec na te dobre jeszcze mniej czasu?

Żeby móc z czystym sumieniem zjechać ją od początku do końca i odradzać ją na prawo i lewo bo ma się pewność, że nie ma w niej NIC dobrego do samego końca ;P
Elektra - 2008-07-28, 10:26
:
Procella napisał/a:
po co więc czytac marne i miec na te dobre jeszcze mniej czasu?

A kiedy potrafisz określić, że książka jest marna? Bo może ona ma tylko nieciekawy początek, a potem robi się całkiem przyzwoita?
Procella - 2008-07-28, 10:46
:
Kobieca intuicja ;)

No cóż, jeżeli czytam dla przyjemności, niech mi to faktycznie sprawia przyjemnośc. Przeważnie jednak książka, która ma się "rozkręcic", ma w sobie coś tyakiego, co każe mi się jej trzymac albo do niej wracac.
wob001 - 2008-07-28, 20:28
:
Dla mnie błędne jest założenie, które mówi, ze nie mogę kończyć książek, które mnie nie biorą (czyt. słabe) bo nie mam czasu na te lepsze. Nie ma szans na przeczytanie wszystkich dobrych, nie ma czasu, nie ma potrzeby.
Jeśli faktycznie tak by się podchodziło to należy w pierwszym rzędzie przeczytać klasykę i .... już nie starczy czasu na nic innego:)

Moim zdaniem, jeśli człowiek sie za coś bierze, to powinien to porządnie zrobić od poczatku do końca. I to zarówno budowanie domu, jak i czytanie książek, jak i pisanie postów. Albo nie brać się za to.
Dla mnie to właśnie szkoda czasu na partactwo, na "przelecenie po łebkach", na rzucenie w połowie. To jest rzeczywiście strata. Dokończenie tego co się zaczęło nie jest marnowaniem czasu. Oczywiscie, trzeba wiedzieć co jest celem.

Zła / słaba / nie podobajaca się książka też może czegoś nauczyć. A tego, że trzeba rozważniej wybierać, albo tego, żeby nie ufać reklamie / recenzji itp.
Skończ, wyciągnij wnioski i weź się za kolejną - lepszą;)
Jander - 2008-07-28, 23:08
:
Czasem trzeba wiedzieć kiedy odpuścić ;)
Zmuszanie się do czytania jednej książki na raz aż do ostatniej strony skończyłoby się u mnie całkowitym zaniechaniem czytania. Dlatego utrzymuję kompromis, czytam kilka książek na raz, a gdy do jakiejś książki bardzo rzadko wracam to ją odkładam z założeniem, że może kiedyś do niej wrócę. Np. obecnie do Welinu wróciłem i się porządnie wciągnąłem, a do Wieków Światła wróciłem i odłożyłem z powrotem.
Czytanie ma mi sprawiać przyjemność - czy to intelektualną czy to czysto rozrywkową.
A co do kupowania w ciemno książek autora, którego się nie zna - idę na intuicję i akurat najczęściej nie odpowiadają mi książki autorów, których już znam.
pozdrawiam
Nabu Nezzar - 2008-07-29, 22:35
:
wob001 napisał/a:
Moim zdaniem, jeśli człowiek sie za coś bierze, to powinien to porządnie zrobić od poczatku do końca.
Czytam dla przyjemności, dla rozrywki. Jeśli książka nie spełnia moich oczekiwań, nie zapewnia mi rozrywki, dobrej zabawy i poczucia dobrze spędzonego czasu, wtedy nie ma mowy o przyjemności. Po co więc marnować czas na coś, co nie spełnia swoich założeń (czyt. przyjemności). Wtedy to już jest praca i męczarnia. A książka ma mnie od tego uwolnić.
wob001 - 2008-07-29, 23:00
:
Nabu Nezzar napisał/a:
wob001 napisał/a:
Moim zdaniem, jeśli człowiek sie za coś bierze, to powinien to porządnie zrobić od poczatku do końca.
Czytam dla przyjemności, dla rozrywki. Jeśli książka nie spełnia moich oczekiwań, nie zapewnia mi rozrywki, dobrej zabawy i poczucia dobrze spędzonego czasu, wtedy nie ma mowy o przyjemności. Po co więc marnować czas na coś, co nie spełnia swoich założeń (czyt. przyjemności). Wtedy to już jest praca i męczarnia. A książka ma mnie od tego uwolnić.


Przede wszystkim jest to moja opinia i się z nią dzielę, a nie narzucam czy uznaję za jedynie słuszną.
Ja też czytam dla przyjemności, rozrywki - natomiast w mojej definicji rozrywki jest miejsce na wysiłek, na pracę, na walkę ze swoimi słabościami (np. lenistwem czy wygodnictwem), bo to mi daje czasem większą satysfakcję.
Lubię rzeczy, które nie spełniają moich oczekiwań - może być lepiej lub gorzej ale nie jest ciągle tak samo.
Dla mnie marnowanie czasu to właśnie niezakończenie czegoś co się zaczęło. I uczę się wyciągać z tego wnioski po zakończeniu, a nie rozpoczynać coś nowego w nadziei, że tym razem się uda trafić na coś co pasuje do moich oczekiwań.
batou - 2008-07-30, 14:27
:
Jeśli zdarzyło mi się w ogóle nie dokończyć jakiejś książki dlatego, że kompletnie mnie nie porwała to w tej chwili nie mogę sobie tytułu przypomnieć. Pamiętam, że kilka lat temu przerwałem po kilkudziesięciu stronach Tęczę grawitacji Pynchona, ale wtedy jakoś czułem, że to za wcześnie i myślę, że teraz spokojnie bym to skończył. Czytam do końca z podobnych motywacji jak wob001. Większą stratą czasu jest dla mnie niekończenie książek niż rzucanie w połowie. Poza tym akurat literatura to dla mnie takie coś czego poznać, ocenić nie można na zasadzie liźnięcia kawałka.
Raczej selekcjonuję dokładnie to co czytam, ale i tak mnóstwo gniotów w życiu przeczytałem. Zdecydowanie najbardziej męczyłem się z Ziemkiewiczem i jego Pieprzonym losem kataryniarza, a i to skończyłem ;)
Kamila - 2008-07-30, 17:41
:
Ostatnio staram się czytać rozpoczęte książki do końca- może dlatego, że podobnie jak batou, czytam wyselekcjonowane przeze mnie lub polecone przez kogoś o w miarę zbliżonym guście książki, które chcę znać lub wyrobić sobie na ich temat opinię.
Zdarza mi się czytać kilka książek na raz, jeśli ta, która zaczęłam, okazuje się nudna.
A tak naprawdę po kilku- kilkudziesięciu stronach nie da się książki ocenić.
( Chyba, że to szkolna lektura ;) )
elTadziko - 2008-08-08, 12:16
:
Wszystkie książki, które zaczynam, staram się kończyć. Wyjątkiem tu mogą być lektury, których przerabiamy tylko fragmenty - wtedy już nie staram się na siłę przeczytać więcej niż mi każą :P
Na szczęście mam taką sytuację, że wszystkie książki, które czytam, mniej lub bardziej przypadają mi do gustu, więc nie muszę się zbytnio męczyć z kończeniem. Po prostu przed kupnem każdej książki sprawdzam opinie na Katedrze, Esensji, Biblionetce, więc mam bardzo dobre źródła dotyczące jakości książki ;)

Przypomniało mi się - jednej książki nie skończyłem - "Shadowrun: Znajdź własną drogę". Ale to ma dwie przyczyny. Po pierwsze: jak zaczynałem to czytać, to byłem za młody :P A po drugie: jest to trzeci tom, a dwóch wcześniejszych nie czytałem i nie mogłem się połapać ;)
Jachu - 2008-10-26, 11:35
:
Dobrą radę dał Stephen King w "Sercach Atlantydów" - żeby dać każdej książce szansę i przeczytać 10%. Jeżeli po tej ilości książka wciągnie to super, jeśli nie - to bez wyrzutów sumienia można ją odłożyć. Te 10% procent to choćby przez zwykły szacunek dla pracy autora, by książkę napisać ;)

Dla mnie obecnie czytanie jest wyłącznie przyjemnością, więc nie muszę się zmuszać do czytania czegoś, co ktoś mi narzuca (lektury). Szkoda mi czasu na mało interesujące książki, tylko w imię zasady, że jak się coś zaczęło, to trzeba skończyć. W związku z tym, po przeczytaniu około 100 stron podejmuję decyzję czy czytać dalej. Jeśli mi się nie podoba, to odkładam i tyle :) Zaś co do czytania jednocześnie kilku pozycji, to raczej nie praktykuję takich zachowań. Jeżeli już mi się zdarza coś takiego, to tylko wtedy, gdy czytam sobie powieść (lub książkę naukową) i jednocześnie jakiś zbiór felietonów, które można czytać dla złapania oddechu np. w toalecie :mrgreen:
Shadowmage - 2008-10-26, 12:12
:
Martinus Jachus napisał/a:
Dobrą radę dał Stephen King w "Sercach Atlantydów" - żeby dać każdej książce szansę i przeczytać 10%. Jeżeli po tej ilości książka wciągnie to super, jeśli nie - to bez wyrzutów sumienia można ją odłożyć. Te 10% procent to choćby przez zwykły szacunek dla pracy autora, by książkę napisać ;)
Na takiej zasadzie, to w życiu nie skończyłbym żaden powieści Kinga - wykle u niego zaczyna się dziać coś w połowie :)

Ja raczej staram się kończyć książki. W zasadzie jest to reguła. Myślę, że nie ma więcej niż 15 tytułów, których nie skończyłem czytać. Czasem było to męczące, lektura książki przeciągała się na długie miesiące, ale kończę.
Jachu - 2008-10-26, 12:23
:
Shadowmage napisał/a:
Czasem było to męczące, lektura książki przeciągała się na długie miesiące, ale kończę.
Nie mogę tego zrozumieć... No naprawdę. Ja wolę pójść do księgarni czy biblioteki i zabrać się za coś interesującego, zamiast brnąć przez coś, co nie daje przyjemności. Twoje podejście jest dla mnie trochę nietypowym spojrzeniem na literaturę ;)
Shadowmage - 2008-10-26, 14:10
:
Ktoś kiedyś powiedział, że nawet z najgorszej książki można coś wynieść - np. jedną mądrą myśl. Tylko, że nigdy nie wiadomo, kiedy ta myśl się pojawi - być może właśnie na ostatniej stronie.
I żeby nie było - jak trafiam na ciężki orzech do zgryzienia, to zabieram się za coś innego, a ten męczący tytuł poczytuję w małych dawkach.
wob001 - 2008-10-26, 17:20
:
Martinus Jachus napisał/a:
Dobrą radę dał Stephen King w "Sercach Atlantydów" - żeby dać każdej książce szansę i przeczytać 10%. Jeżeli po tej ilości książka wciągnie to super, jeśli nie - to bez wyrzutów sumienia można ją odłożyć. Te 10% procent to choćby przez zwykły szacunek dla pracy autora, by książkę napisać ;)


Jaki pisarz, taka rada.
Mistrz komercyjnych czytadeł grozy radzi jak efektywnie wybierać czytadła, a omijać wymagającą (upraszczając) literaturę:)
Jachu - 2008-10-26, 19:41
:
Shadowmage napisał/a:
jak trafiam na ciężki orzech do zgryzienia, to zabieram się za coś innego, a ten męczący tytuł poczytuję w małych dawkach.
A to zazdroszczę, bo ja tak nie potrafię. Czytam zawsze jedną naraz (lub ewentualnie dodatkowo jakiś zbiór felietonów, ale to nie ma konstrukcji książki powieściowej). Poza tym, jeśli książka mi się nie podoba, to mam ogromne problemy z koncentracją i skupieniem uwagi na tekście. Niby czytam, a jednak tylko bezmyślnie przebiegam zdania wzrokiem.
Jestem orędownikiem tezy, że czytanie powinno sprawiać przyjemność, a nie powodować skręty kiszek i zmuszanie się do lektury. Jak się zmuszam do czytania, to na pewno nie jestem w stanie wyciągnąć z książki tych mądrych myśli, o których pisałeś ;)

wob001 napisał/a:
Mistrz komercyjnych czytadeł grozy radzi jak efektywnie wybierać czytadła, a omijać wymagającą (upraszczając) literaturę:)
Upraszczając twoją wypowiedź, można z niej wynieść tylko tyle, że przyczepiłeś się do Kinga, a nie napisałeś nic na temat. Twój post nie zawiera nawet tezy, od której można by się odnieść lub rozpocząć dyskusję... że nie wspomnę o jakiejś głębi wypowiedzi ;)
wob001 - 2008-10-26, 20:23
:
Martinus Jachus napisał/a:
wob001 napisał/a:
Mistrz komercyjnych czytadeł grozy radzi jak efektywnie wybierać czytadła, a omijać wymagającą (upraszczając) literaturę:)
Upraszczając twoją wypowiedź, można z niej wynieść tylko tyle, że przyczepiłeś się do Kinga, a nie napisałeś nic na temat. Twój post nie zawiera nawet tezy, od której można by się odnieść lub rozpocząć dyskusję... że nie wspomnę o jakiejś głębi wypowiedzi ;)


Kinga uważam za mistrza czytadeł - czy to źle czy dobrze pozostawiam do oceny własnej.
A przyczepiłem sie do "jego rady" bo jest beznadziejna (wg mnie).

A jeśli chodzi o temat to wypowiedziałem się w nim już jasno kilka postów wcześniej i mój powyższy komentarz do rady Kinga staje się jasny po przeczytaniu właśnie wcześniejszego mojego postu.

Polecam więc to co w poprzednim poście - jak coś robić to od początku do końca, czyli przeczytać cały temat.

A przy okazji - krytyka opinii (czyli rady Kinga), że powinno się po 10% książki decydować co dalej jest wypowiedzią jak najbardziej na temat.

Żeby ewentualnie uprzedzić polemikę - uważam temat Kinga za zamknięty, nawet jeśli będzie to uznane za walkower.
I przepraszam za potencjalny, kolejny brak "głębi wypowiedzi" ale nie wiem co to jest więc mogę tego nie mieć:)
Panterka - 2008-10-28, 13:00
:
Czytam do końca. Nawet jeśli ze złości będę nią rzucać o ścianę, to jednak do końca. Mogę odłożyć na chwilę, poczytać coś milszego i wrócić.
Żebym z czystym sumieniem mogła powiedzieć, że przeczytałam i nie polecam. Żeby na Biblionetce móc z czystym spokojem postawić jedynkę lub dwójkę, bowiem przeczytałam całość i nie podobała mi się całość.
Poza tym mam podobnie jak Shadowmage - wierzę, że trafi się jakaś perełka, drobna myśl, dla której warto było przemęczyć całą książkę.
Też słyszałam i też nie wiem skąd to powiedzenie.
Tixon - 2009-10-01, 22:56
:
Tigana napisał/a:
Pytane jest proste: "Czytamy do końca czy nie" ?
Czy warto męczyć się z lekturą książki, a może lepiej odpuścić ?

Cóż, osobiście nie doczytałem wielu lektur, ale do matury było ich tyle, że nie miałem czasu ślęczeć nad tymi nudnymi pokroju chłopów czy Ludzi Bezdomnych. Zadowoliłem się streszczeniami, co było dobrym wyjściem. Mam plany kiedyś doczytać.
Z kolei książki czytane jako hobby... w tym przypadku nie ma mowy, abym zostawił nieprzeczytaną, nawet jeśli miało by to trwać lata (Marzenia i Koszmary - 15 miesięcy, Dance Macabra, obecnie idzie 25 miesiąc) - najwyżej zostawię ją zaznaczoną na jakiś czas.
Isgenaroth - 2009-10-09, 19:09
:
Zawsze czytam do końca, choćbym nie wiem jak się męczył. ostatnio było tak z To! Stephena Kinga. Przeżywałem straszliwe męczarnie ale dobrnąłem do końca tego tomiska.
Nie umiem pozostawić czegoś niedokończonego.
grubshy - 2009-10-09, 21:31
:
Predzej czy pozniej skoncze wszystko, chociaz przyznaje, ze sa tytuly, ktore udaje mi sie skonczyc dopiero za n-ta proba. Rekordzista jest chyba 'Golem XIV' ktorego z 5 razy zaczynalem w podstawowce, by po 10 latach 'pozrec go' w kilka godzin : )
nastka - 2009-10-11, 19:26
:
Shadowmage napisał/a:
Ktoś kiedyś powiedział, że nawet z najgorszej książki można coś wynieść - np. jedną mądrą myśl. Tylko, że nigdy nie wiadomo, kiedy ta myśl się pojawi - być może właśnie na ostatniej stronie.

Tak, może coś w tym jest, ale kilka razy już naprawdę nie mogłam i faktycznie porzuciłam czytanie, na przykład "Miasto utrapienia" - Pilcha. No niestety nie dałam temu rady. A z kolei innymi razami miałam w sobie wiele samozaparcia (aż się sama sobie dziwię skąd) i męcząc się doczytywałam. Tutaj przykład "Kochanic króla" - Gregory.
Ogólnie staram się czytać do końca, choćby nie wiem co. Ogólnie ciężko przychodzi mi przerwanie czytania, jednak jak już naprawdę nie mogę to oddaję do biblioteki z wahaniem i myślą, że może jeszcze do tego wrócę?
bimali1 - 2011-11-02, 15:09
:
Kiedyś jak już zacząlem, to kończyłem, nie było wyjścia.
Teraz czasami sobie odpuszczam, szczególnie gdy rzecz nie moja i nie mogę trzymać w nieskończoność.
Mówię sobie zresztą, cholera, nie jestem w szkole, a to nie lektura obowiązkowa.
Jezebel - 2013-03-13, 23:42
:
Zazwyczaj czytam do końca. Odłożenie nawet najgorszego gniota kończy się tym, że nie mogę się zabrać za nic nowego, bo kombinuję, co też mogło się dalej wydarzyć, jak się fabuła potoczy i czy aby nie tracę czegoś istotnego, jakiejś perełki w stercie... wiadomo. Wkurzające to dość, bo czas poświęcany literackiemu koszmarkowi mogłabym przecież przeznaczyć na czytanie czegoś bardziej wartościowego.
Ale to nie tak, że nigdy nie porzuciłam żadnej książki w trakcie lektury. Było kilka takich, którym nie dałam rady, ale wszystkiego tyle, że można by policzyć na palcach jednej, maksymalnie dwóch rąk.
Misiel - 2013-03-14, 09:34
:
A ja od pewnego czasu bez skrupulow odkladam ksiazki slabe lub totalnie nie dla mnie. Staram sie jedynie dojsc do polowy, zeby zyskac pewnosc swojego osadu. Oczywiscie, sa ksiazki, ktore pomimo, ze mnie mecza to koncze tak czy siak ze wzgledu na przyklad na ich renome czy tez na fakt, ze wydalem na nie 50 zl.

W tym roku nie skonczylem juz dwoch, zanosi sie, ze nie skoncze rowniez i trzeciej (Buddy Holly zyje...).
Kalevala - 2013-03-14, 09:57
:
Dla mnie to nie jest decyzja: słabe, odkładam, tylko po prostu naturalny proces. Czytam kilka książek naraz (chociaż staram się ograniczać, bo to trochę denerwujące i rozpraszające) i sięgam po tę, na którą akurat mam ochotę/nastrój. Jak jest słaba, to po prostu proces jej czytania umrze śmiercią naturalną. Ale z dużym prawdopodobieństwem zabiorę się za nią kiedyś w przyszłości po raz kolejny, zaczynając od początku.
Shadowmage - 2013-03-14, 11:32
:
Ja mam jak Jezebel - nawet największe g... staram się doczytać do końca i w sumie tylko kilka(naście) książek nie doczytałem (i wcale nie musiałby to być te najgorsze). Ostatnio mi się zmienia trochę podejście, ale teraz zwykle jest tak, że jak czytam coś słabego, to akurat do recenzji itp. więc doczytać i tak trzeba.
GilGalad - 2013-03-14, 18:24
:
Podobnie. Nie lubię, a wręcz nienawidzę przerywać książek czy cykli. Jak już się za coś zabieram lubię mieć to skończone. Wyjątkami jest, np. Eragon na nim odpadłem po kilku stronach i nie zamierzam powracać, a z cykli na pewno nie powrócę do Goodkinda, 6 tomów to i tak za dużo.
Metzli - 2013-03-15, 17:25
:
Życie jest zbyt krótkie, żeby tracić czas na czytanie słabych książek. No chyba, że kogoś obowiązek recenzencki wzywa, ale to inna sytuacja ;)
MrSpellu - 2013-03-15, 19:24
:
Spiecować, powiadam wam --_-
Metzli - 2013-03-15, 19:33
:
Nie każdy ma piec w domu. A coś już masz innego na koncie spiecowanego oprócz Piekary? :mrgreen:

Czas, który mogę przeznaczyć na czytanie książek przez ostatni rok uległ dość dużemu skurczeniu. Więc jeśli już znajdzie się ta wolna chwila, szkoda marnować ją na lekturę jakiegoś słabeusza.
Sabetha - 2013-03-15, 20:03
:
Ja od jakiegoś czasu jestem tak strasznie leniwa, że w ogóle nie chce mi się czytać, nie wspominając już o czymś, co mi nie podchodzi. Kiedyś miałam więcej samozaparcia i konsekwentnie kończyłam wszystko, co zaczęłam - i nie mówię tylko o książkach :badgrin:
MrSpellu - 2013-03-16, 01:57
:
Metzli napisał/a:
Nie każdy ma piec w domu. A coś już masz innego na koncie spiecowanego oprócz Piekary?

:arrow: Jerzy Grundkowski, Lancelot znad Renu.
:arrow: Coś MLK, ale nie był to Siewca Wiatru. Chyba.

Miałem wielką ochotę zjarać Herrenvolk. Ale chyba się powstrzymałem. Chyba, bo książki nie mogę znaleźć //mysli