Zaginiona Biblioteka

Newport Beach - Chata Marca O'Neila.

Nevi - 2008-01-28, 22:17
: Temat postu: Chata Marca O'Neila.
Ile Twój dom ma metrów kwadratowych powierzchni? 500? No to przemnóż to razy 8. Stary, ja poruszając się po domu, używam GPSu, bo się normalnie gubię. Nie, nie oprowadzę Cię. Nie mam całego dnia, by chodzić między tymi budynkami, z których jeden jest mój. No i jest na uboczu, mogę spokojnie robić imprezy i starzy się nie przypieprzą. NIGDY się nie przypieprzali. Co jest jeszcze na mojej działce? Hm... pomyślmy. Oprócz trzech basenów, tej kręgielni, stajni... Tak, mam stajnię. W zasadzie to był pomysł ojca, wiesz ja tam niby się uczyłem kiedyś jeździć, ale teraz po prostu czasami się tam przechodzę popatrzeć na te konie. Z daleka oczywiście. Nie masz pojęcia jak może śmierdzieć gówno konia... Co tam jeszcze. Hala kinowa na 50 osób. Coś a'la małe kasyno. Wiesz, są Ci goście w muszkach nawet i się zajmują Tobą jak chcesz. Dancing hall, full wyposażenie oczywiście, światła te sprawy, przy tym od razu bar, w którym pracuje 2 barmanów.
To oczywiście w domu, w którym się bawimy.
Swojego Ci nie pokażę. Tam wpuszczam tylko kobiety.
Nevi - 2008-01-28, 22:33
:
Lot z Paryża był długi i męczący, nawet jeśli Marc cały czas spał. Zmiana czasu jest przekleństwem tego świata.
Dlatego teraz wstawał z niezbyt dobrym humorem, ubrał się szybko, niedbale, jak zwykle zresztą, przejrzał się w lustrze. Wyglądał bosko - jak zwykle zresztą.
Toaleta, potem szybki bieg na dół, do samochodu i do szkoły. Szkoła, szkoła. Kolejny rok, kolejne wyzwania. Ciekawe jakie koty się znalazły w szkółce.

Już pędził do szkoły.
:arrow: Harbor High School
Nevi - 2008-02-03, 18:49
:
Przed bramę wjazdową do kompleksu rezydencji O'Nealów zajechał srebrny Aston Martin, w którym siedział Marc O'Neal zwany częściej jako Jeanx i słuchał głośno muzyki. Wyraźnie się niecierpliwił, nie lubił na nikogo czekać.
Darkey - 2008-02-03, 18:50
:
Pod zajebiście wielki kompleks O'Neal'ów podjechał ryczący, czarny krążownik. Oprócz dźwięku potężnego silnika z głośników Chargera wydobywał się najbrudniejszy, najbardziej hardcore'owy i najbardziej demoralizujący gangsta rap jaki okolica miała okazję kiedykolwiek słyszeć. Za kierownicą siedział rozwalony na fotelu wielki, czarny gangster, Sean Simmons, Shabby.

Zaparkował dokładnie na środku jednego z pięknych, wspaniale utrzymywanych trawników. Wysiadł z samochodu i rozglądał się przez pewną chwilę z takim wyrazem twarzy jakby zapomniał co tutaj robi. Tak, Shabby znowu był zjarany. Udało mu się jednak chyba coś przypomnieć bo ruszył z głupawym uśmiechem pod bramę wielgachnego kompleksu. O'Neal powinien tu czekać.
Nevi - 2008-02-03, 18:54
:
Jeanx słysząc ryk silnika, którego nie sposób było pomylić z innym, ściszył muzykę i wysiadł z samochodu. Marc spojrzał na niezbyt szczęśliwie zaparkowany samochód i pomyślał, że ogrodnicy znowu będą mieli kupę roboty.
Maaaan! Tutaj! Przyczłap tu wreszcie, cholero jedna! - ryknął mu na powitanie, widząc, że murzyn jest zjarany. Dlaczego nie przyjechałeś zagrać, man? Może ktoś by pomścił moją przegraną... - chłopak podszedł do Shabby'ego i klepnął go po przyjacielsku w ramię.
Darkey - 2008-02-03, 20:30
:
Shabby podszedł do Jeanxa z miną wściekłego byka, ale kiedy pokapował się, że Jeanx to Jeanx - na jego groźną twarz wypełzł szkaradny uśmieszek.
Jeanx, fuckin' shit. Remind me, po chuj tu jestem? - rozejrzał się, potem jakby próbował zrozumieć jak brzmiało pytanie, w końcu jednak rozłożył ręce - Don't ya see, dude? Jeez, przegrzałem palnik. Parker w każdym razie nie ma szans, bro.
Nevi - 2008-02-03, 20:33
:
Marc roześmiał się, patrząc na upierdolonego Shabby'ego, ale roześmiał się wesoło, życzliwie, sam przecież doskonale znał ten wspaniały stan, który osiąga się przy spaleniu tylko najlepszego zielska.
Maaan! Musisz załatwić to czym właśnie się upieprzyłeś! Dużo tego! Z 50 worków wypchanych po brzegi. I jakieś 10 worów, też wypchanych po brzegi, of course, amfy. Da radę załatwić?
Darkey - 2008-02-03, 20:41
:
Shabby kodował, kodował i kodował by w końcu stwierdzić z zaskoczeniem:
Holy shit, bro. Ty chyba chcesz złidować całe jebane Newport! - żachnął się, ale potem nagle uśmiechnął - Wigga, we be burnin'. Gras mogę skołować jeszcze dziś, z fetą jest pewien trouble, popyt kurwa ostatnio zajebiście wzrósł. Ya know, początek roku szkolnego. Szmal, buddy?
Nevi - 2008-02-03, 20:46
:
Man, to jest impreza u Jeanxa. Każda taka jest, każda taka była i każda taka będzie. - powiedział żartobliwie uroczyście Marc i podskoczył do samochodu po kasę. Wyjął z schowka sporą kopertę, wypchaną studolarówkami i dał ją Shabby'emu.
Zaopiekuj się tym. Nie liczyłem ile tam jest, ale powinno starczyć. A jak zostanie, to kup kilka flaszek tequilii. - powiedział Marc, klepiąc go w ramię. Stary, będę się zbierał, jutro impreza, trza się wyspać.
Darkey - 2008-02-03, 20:54
:
Na wzmiankę o tequilli Shabby niemal zabił wzrokiem O'Neala.
Chyba żeś, kurwa, za dużo myszek ostatnio wygłaskał, Marky-boy. Ja zaganiam drugi, nie jestem żaden jebany Wallmart. - splunął - Użyj swoich dziwek, dude, do załatwiania procentów. Jeez. - machnął łapskiem na pożegnanie i odwrócił się. W połowie drogi do samochodu jednak krzyknął jeszcze do Jeanxa:
Zwróce reszte, bro. - i wsiadł do Chargera. Chwile potem silnik ryknął.
Nevi - 2008-02-03, 20:59
:
Marc wzruszył ramionami. Chino to Chino. Wsiadł do samochodu, otworzył pilotem bramę, wjechał na teren posiadłości, piknął jeszcze raz, by tym razem zamknąć bramę. Zaparkował pod swoim domem i poszedł pod prysznic.
Po prysznicu podszedł do sporego biurka i zabrał sie za książkę, która miała jutro być wydarzeniem dnia w szkole. Musiał wszystko idealnie przygotować, by wszystko idealnie się udało.
Gdy skończył montować książkę, spokojnie otworzył szufladę pobliskiej komody i wyjął z niej sporego jointa. Poszedł na samą górę trzypiętrowego budynku, biorąc po drodze litrową butelkę Cherry Coke, wlazł na taras.
Położył się na jednym z leżaków i wolno odpalił jointa. Obserwując gwiazdy, palił spokojnie jamesa...
KapitanOwsianka - 2008-02-03, 21:04
:
Przeniesienie akcji.
Nevi - 2008-02-04, 21:04
:
Marc z uznaniem spojrzał na przygotowane butelki, dwóch uwijających się barmanów za ladą, podwyższenie z rozstawionymi instrumentami i krzątającymi się pomiędzy chłopakami z Smash Mouth. Jeanx ubrany był gustownie, ale na luzie - na pierś założył czarną koszulkę z jakimś dziwnym wzorem, na to rozpiętą polówkę, troszkę podchodzącą kolorem pod szarość, do tego wytarte dżinsy i swoje ulubione czarne kowbojki.
Paląc papierosa, wziął z lady swój rok bananowy i wyszedł na dziedziniec.
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 00:16
:
Kurde... Chciałem choć raz przyjść jak będą wszyscy, a tutaj mi Lothrien mówi, że nie mogą przyjść bo Parkera nie ma. :( A buuuu

Z daleka już dało się słyszeć potężny silnik Impali z 67 roku. Samochód podjechał pod bramę, a jego kierowca kilkoma klaksonami zwrócił na siebie uwagę gospodarza. Wreszcie brama się otworzyła i Parker mógł podtoczyć się swoim samochodem w okolice domu imprez i uciech. Zatrzymał się jednak w pewnym oddaleniu, tak by w razie czego móc się łatwo zmyć. Wyłączył silnik, wysiadł i jak zwykle siadł na masce swojego samochodu, by skręcić papierosa.
Caylith - 2008-02-05, 07:27
:
Jak sie pojawiasz w grze wtedy kiedy gracze juz spia to sie nie dziw:P A poza tym Ricky nie mogla pojawic sie wczesniej... to by bylo dziwne:P

Kilka minut później odezwał się pomruk nadjeżdżającego samochodu i czarna BMKa wjechała na teren posiadłości wraz ze swoja czarnowłosą właścicielką. Ricky odwróciła głowę za siebie niecierpliwie jakby na kogoś czekała po czym zatrzymała samochód w takim miejscu by nie przeszkadzac kolejnym nadjeżdżającym.
Po otwarciu drzwi auta najpierw pojawiły się wyglądające na piekielnie drogie paskowe szpilki a potem zajebiście długie zgrabne opalone nogi, których nikt by sie nie spodziewał pod ulubionymi noszonymi na codzień spodniami. W końcu sama dziewczyna podniosła sie nonszalancko, zatrzasnęła drzwi jednym ruchem ręki, poprawiła szmaragdową kiecke na biodrach i sięgnęła po torebkę cały czas rzucając spojrzenia w strone podjazdu.
- Ruszaj się, laska - mruknęła.
Na koniec przeniosła spojrzenie na sam parking i zauważyła Parkera. Na ustach pojawił sie lekki uśmiech i kiwnęła głową. Po czym wróciła do czekania opierając sie o tyłek BMKi.
Lothrien - 2008-02-05, 11:17
:
I że niby znowu moja wina, hę? :P

Nie czekała długo, kiedy z końca ulicy usłyszała charakterystyczny pomruk. Teraz już tylko ułamki sekund dzieliły buty Ericki od przedniego koła ukochanej Żmiji Ell. Przy czym obie doskonale wiedziały co się święci. Elly wcisnęła hamulce, wprowadziła motocykl w kontrolowany poślizg i zatrzymała Mambę na 10 cm od butów koleżanki.
-Fuck! za wcześnie!- powiedziała zeskakując z motoru i odpinając kask. -Sorry za opóźnienie, musiałam coś załatwić.- powiedziała wyciągając paczkę fajek z kieszeni skórzanej kurtki.- No powiedz coś! Przecież wiedziałaś, że cie nie rozjadę?- spojrzała na Ricky unosząc brwi.-wiedziałaś, nie?
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 11:22
:
Ej no popsuliście mi fajną scenę :P Chciałem wejść jak będzie pełno ludzi :P

Max odpowiedział tylko długim spojrzeniem znad wielgachnych lustrzanych okularów. Skończył skręcać papierosa i sięgnął pod kurtkę do kieszeni czarnej bluzy. Wyjął benzynową zapalniczkę i podpalił sobie papierosa, po czym rozwalił się wygodniej na masce łapiąc resztki słońca, tak jakby na coś czekał.
Caylith - 2008-02-05, 11:33
:
Zaplotła ręce na piersi i nie ruszyła butów z miejsca ani o pól milimetra. Wyszczerzyła się.
- No wiem, lady...dlatego sie nie ruszyłam.
Rozejrzała się.
- Faktycznie za wcześnie jesteśmy... nie wiem czy to dobrze wygląda czy nie. - mruknęła i zabrała paczke fajek koleżance. Wyłuskała jedną i oddała jej resztę.
- Ej Parker! Daj no ognia! - zawołała błyskając zebami w stronę jedynego kolesia widocznego w okolicy. - I przestan sie tam wylegiwać jak pieprzony model... widziałam juz to... nie jest to tak zarąbisty widok jak myslisz! - zaśmiała się.
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 11:37
:
Gorszy dzień? mruknął do siebie, ale się nie ruszył. Po chwili zsunął się z samochodu i oparł o niego gestem pokazując, że jeśli ma do niego sprawę, to niech sama podejdzie.
W końcu on nie będzie reagował na "ej".

Powoli ludzie zaczęli się zjeżdżać. Głównie grupkami załadowanymi w dany samochód. Nikt nie zostawał na parkingu, wszyscy od razu ładowali się do domu.
Lothrien - 2008-02-05, 11:45
:
-Wyślij mu zaproszenie. Odpowie. W ciągu trzech dni roboczych.- Ell przyglądała się chłopakowi. Jak dla niej był zupełnie taki jak wszyscy dookoła. Bogaty, rozpieszczony i "wyluzowany" w ten uroczy dla siebie sposób. Wyciągnęła z drugiej kieszeni zapalniczkę, odpaliła sobie papierosa i spojrzała pytająco na koleżankę.
Caylith - 2008-02-05, 12:01
:
Rzuciła Parkerowi rozbawione spojrzenie z jedna brwią jadąca kpiąco do góry.
- Forget it... nie mam zwyczaju przylatywać na machnięcie - mruknęła i odpaliła fajke od Ell.
- Skończymy dymic i wchodzimy, co? Trzeba wziąść byka za rogi.
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 12:07
:
Uśmiechnął się pod nosem Ja nie mam w zwyczaju przychodzić na "ej"? powiedział i powolnym krokiem podszedł do dziewczyn, po drodze gasząc niedopalonego skręta na podjeździe. Max Parker... przedstawił się nowej, wyciągając rękę. A propos... Ricky, jeśli myślisz, że wyleguję się na samochodzie, bo to fajnie wygląda. To jesteś płytsza niż większość bananowych dzieci z Harbor High. puścił do niej oko i ruszył w kierunku drzwi wejściowych. Nacisnął na dzwonek i poczekał na odpowiedź.
Lothrien - 2008-02-05, 12:22
:
-Elizabeth Bentham- przełożyła papierosa do lewej dłoni i delikatnie, z rezerwą uścisnęła jego rękę. Chwilę potem dopaliła swojego szluga, wdeptała go w asfalt, zmierzyła owego "byka" w postaci posiadłości O'Neila wzrokiem i powiedziała:
-Let's go girl.
Caylith - 2008-02-05, 12:36
:
Zagotowała sie lekko na ten przytyk ale po chwili oczy jej błysnęły złośliwie.
-A więc tak masz na imię... No więc Maxie Parker, to byl żart. Jesli myślisz, że strzeliłabym takie hasło powaznie to jestes bardziej sztywny niz wiekszośc bananowych dzieci z Harbor High bez względu na to za jakiego luzaka chcesz uchodzić - wypaliła szczerząc sie szeroko. Wdeptała swojego szluga w ziemię i z całkiem zadziornym humorem ruszyła z Elly.
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 12:38
:
Obrócił się przy drzwiach Masz rację... Jestem bardziej sztywny niż większość bananowych dzieci. I dlatego nie próbuję uchodzić za luzaka. Nie w sensie, jaki odpowiada Tobie. powiedział i raz jeszcze nacisnął na dzwonek.
Lothrien - 2008-02-05, 12:46
:
- A ja myślałam, że wszystkie bananowe dzieci są sztywne i płytkie.- powiedziała niby do siebie, ale tak by pozostała dwójka dobrze ją słyszała.
Caylith - 2008-02-05, 12:53
:
Usmiechnęła sie leciutko wcale nie urażona.
- Nie masz pojęcia co mi odpowiada i jaki typ mi odpowiada Max bo mnie zupełnie nie znasz. Ell... nie wszyscy są sztywni i napuszeni. A co płytkości..chyba każdy jest płytki w pewnym sensie...
Noise - 2008-02-05, 13:11
:
Już z daleka słychać było ryk silnika i pisk opon, który zbliżał się z każdą chwilą. Gdy źródło owych dźwięków znajdowało się dość blisko dało się słyszeć bardzo ciężkie brzmienie gitar, perkusji i growlu. Przed dom O'Neila wpadł nagle czarny Nissan wprowadzony w kontrolowany poślizg, który został mistrzowsko opanowany i po chwili auto zatrzymało się koło czarnego BMW. Muzyka ucichła, a z auta wysiadł Evan, którego mina była bardzo bojowa. Jednakże na widok Ricky rozpogodził się nieco, a nawet uśmiechnął do niej ciepło. Podszedł do obu dziewczyn i przywitał się najpierw z jej koleżanką - Cześć. Jestem Evan Ballmer. - uśmiechnął się przyjaźnie i delikatnie uścisnął jej dłoń. Następnie odwrócił się w stronę Eriki - My lady - szepnął tak, żeby tylko ona to usłyszała. Uśmiechnął się jakoś tak, że zrobiło jej się ciepło, natomiast w jego oczach dojrzała coś, co trudno ująć w słowa, lecz z pewnością było to bardzo miłe i ciepłe.
Lothrien - 2008-02-05, 13:46
:
Dygnęła swoim zwyczajem, nie kryjąc rozbawienia. Gdzieś, kiedyś widziała już tego chłopaka, najpewniej na jakiejś imprezie. -Elizabeth Bentham.- przed wejściem pomału robiło się tłoczno.
Gabi. - 2008-02-05, 14:15
:
Przyjechała swoim wozem, pod dom, wysiadła ubrana w krótką sukienkę i srebrne buty na wysokim obcasie, wolnym krokiem zmierzała do wejścia, gdy już się przed nim znalazła, weszła do środka, rozejrzała się za kimś znajomym.
Caylith - 2008-02-05, 14:56
:
Zdziwiona popatrzyła na niego.
- Co tu robisz? Myślałam, ze nie dostales zaproszenia... żadnych numerów Evan na miłośc boską... - poprosiła cicho węszac cos w powietrzu.
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 16:56
:
Parker wreszcie otworzył drzwi i wszedł do środka. Od razu zobaczył Gabie i podszedł do niej. Przytulił ją na przywitanie i pocałował w policzek. Cześć słońce, jak się miewasz? zapytał ruszając w kierunku baru, gdzie spodziewał się spotkać O'Neila.
Caylith - 2008-02-05, 17:00
:
Nie doczekawszy sie na odpowiedź pokręciła głową raz jeszcze a potem złapała Elly za łokieć i pociągnęła ja do środka.
- Nie chcę mieć z tym co on planuje nic wspólnego - wymamrotała do koleżanki - wmieszajmy sie w tłum.
Wewnątrz rozejrzała się spokojnie i z zaciekawieniem.
Gabi. - 2008-02-05, 17:23
:
-Cześć kochasiu-roześmiała się i cmoknęła go w kącik ust-Dobrze, czekam na Dave'a. A co u ciebie?
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 17:46
:
Przed chwilą okazało się, że jestem sztywny. powiedział wesoło i chwycił za butelkę Tequilli. Napijesz się czegoś? zapytał rozglądając się za którymś ze znajomych Nie widziałem Chillmana, ale pewnie spóźni się by wkroczyć w wielkim stylu.
Gabi. - 2008-02-05, 17:55
:
-Ty sztywny? Może nie ty cały ale...-roześmiała się-martini-odpowiedziała i rozejrzała się-cały kochany Dave.
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 18:01
:
Dlaczego zawsze musi być jakieś "ale"? zapytał uśmiechając się pod nosem. Wszedł za bar i zaczął przygotowywać drinka, odkładając lufę Tequilli, na później. Przygotował Martini w odpowiednim kieliszku i postawił go na ladzie ozdabiając oliwką. Więc co jest po tym "ale"?
Gabi. - 2008-02-05, 18:27
:
-Po ale jest to co napewno ci sztywnieje przy tych wszystkich laskach-roześmiała się i puściła mu oczko,
Derriuz - 2008-02-05, 19:19
:
Charakterystyczny odgłos silnika ukochanego wozu Dave'a rozległ się nieopodal. Tym razem się spieszył, zamiast powoli i spokojnie zajeżdżać. Zaparkował z uśmiechem na twarzy, spodziewając się już niezłej imprezy i wysiadł z wozu. Sięgnął do kieszeni, by wyciągnąć papierosa, ale zaraz zdecydował, że na zewnątrz siedzieć mu się nie chce, a nie wiadomo, czy gospodarz by się ucieszył, jakby ktoś mu popiół do chaty wnosił. Zbliżył się do rezydencji, zadzwonił do drzwi, ale po dość krótkiej chwili stwierdził, że nie ma na co czekać i wszedł do środka, rozglądając się.
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 20:14
:
Wszyscy:
Impreza powoli się rozkręcała. Już z daleka słychać było głośną muzykę w rytm której kilka par już bujało się tutaj i tam. Klimatu jeszcze nie było, ale zespół powoli zbierał się do grania. Już kończyli sprawdzanie sprzętu.

Gabie:
Tekst Gabie zupełnie go rozbroił, do tego stopnia, że nawet nie wiedział co odpowiedzieć. Tak wielkich oczu prawdopodobnie Gabrielle nigdy nie widziała. Jego brwi powędrowały wysoko do góry. Wypuścił z siebie powietrze w czymś pomiędzy jękiem a śmiechem. Potem odzyskał jednak rezon i oparł się na barze. Może się kiedyś przekonasz... powiedział uśmiechając się uwodzicielsko.

Dave:

W środku było już pełno ludzi. Przy barze zobaczył parę znajomych. Swoją Gabie i Parkera. Jakaś dziewczyna przeszła obok niego uśmiechając się uwodzicielsko.

Ell i Ricky:
Dziewczyny władowały się akurat w największy tłum, który walił do beczki z piwem. Ktoś się przepchnął pomiędzy nimi i jakimś cudem Elizabeth porwał ów tłum. Erica dopiero po chwili zorientowała się, że jej przyjaciółki nie ma przy niej.
Caylith - 2008-02-05, 20:23
:
Rozejrzała sie szybko.
- Elle... diabli... no dobra, laska. Jakoś się znajdziemy. - mruknęła. Zaczęła się po chwili zastanawiać nad sytuacją ogólnie. I wyszło jej, że jest ona głupia. A na głupotę było jedno lekarstwo.
- Dobra poszukajmy drinka.
Rozpoczęła poszukiwania kuchni. Znalazłszy ją oraz tak niezbędne precjoza jak gin i tonic zrobiła sobie drinka i wyszła z powrotem popijając go. W miarę jak alkohol sie rozchodził, napięcie z niej schodziło. Swobodnie przemieściła sie nieco dalej w tłumie i spróbowała rozpoznać charakter muzyki granej przez zespół. Przy okazji lustrowała otoczenie.
Derriuz - 2008-02-05, 20:43
:
Może kiedyś, ale niezbyt prędko, pomyślał, zauważając uśmiech na twarzy nieznajomej dziewczyny. Uśmiechnął się mimowolnie i kręcąc lekko głową ruszył w kierunku Gabie i Maxa. Gdy już się z nieskromnym trudem przecisnął do nich objął Gabie i ucałował ją, po czym spojrzał na Parkera.
- Hej, Max, gdzie nasz szanowny gospodarz? - zapytał z lekkim uśmiechem na ustach.
Gabi. - 2008-02-05, 20:47
:
-Z miłą chęcia... kiedyś-zaśmiała się i uśmiechnęła się do Dave'a-Cześć kochanie-pocałowała go.
Nevi - 2008-02-05, 21:16
:
Marc najpierw powitał najznaczniejszych gości, czyli oczywiście skład Loży i tych, których zapraszał osobiście na swojego rave'a. Potem ruszył się do środka, całkowicie olewając swoim zwyczajem rytuał powitania gości, sprawdził co u chłopaków z Smash Mouth, czy już mogą zacząć. Machnął wesoło ręką do Parkera i zauważanego przez przypadek Chillmana, a potem ruszył w taniec, onieśmielając uśmiechem piękne dziewczęta i wzbudzając zazdrość u facetów zaproszonych na imprezę.
Noise - 2008-02-05, 21:31
:
Evan wyjął sporych rozmiarów torbę z samochodu, po czym wszedł do domu. Stanął sobie z boku obserwując rozkręcającą się imprezę i wypatrując jednej osoby - organizatora imprezy. Chociaż do cierpliwych nie należał, to jednak cierpliwie czekał i obserwował.
Nevi - 2008-02-05, 21:33
:
Organizator się znalazł. Wypadł z tłumu tańczących i z miejsca zobaczył Ballmera. Podszedł do niego z niezbyt przyjemnym uśmiechem.
Co jest, Ballmer? Chciałeś się wkręcić na imprezę? - zapytał niezbyt przyjemnym tonem, stając kilka kroków od niego.
Noise - 2008-02-05, 21:38
:
- Mam coś dla Ciebie. - rzekł z kamienną twarzą tonem pozbawionym emocji. Wyciągnął z torby tomisko, któremu Marcowi było znane i wyciągnął je w jego stronę. - Proszę bardzo, otwórz ją. Chyba, że jesteś cykor. - powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
Nevi - 2008-02-05, 21:42
:
Marc przyjrzał mu się uważnie, uśmiechając się od ucha do ucha.
Rycerzyku, tam było zaproszenie na imprezę. - mruknął Jeanx, mierząc go ponurym wzrokiem. Ale skoro je oddajesz, to traktuję to jako odmowę. - Marc rzucił szybkie spojrzenia na ochroniarzy, którzy zawsze i wszędzie krzątali się po posiadłości jego rodziców. Uchwycił wzrok jednego z nich i gestem wskazał na Ballmera, potem wymownie pokazując drzwi.
Noise - 2008-02-05, 21:45
:
- Serio? - powiedział od razu, gdy tylko usłyszał słowa Marca i otworzył książkę.
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 23:15
:
Ponieważ muszę poczekać na odpowiedź reakcję Neviego (test sporny) zajmę się w tym czasie innym postaciami.

Erica:
Otoczenie było takie jakiego można było się spodziewać. Tłum już z deczka ućpanych lub ujaranych lub upitych dzieciaków z Harbor High. Zespół grał głośno swój szlagierowy kawałek wykorzystany w kilku filmach, między innymi "Wyścigu Szczurów". Młodzież podskakiwała w rytm muzyki i dobrze się bawiła. Nawet przez moment wydawali się normalni.
Nagle jednak zobaczyła swojego byłego. Dick stał ze swoimi koleżkami z drużyny Waterpolo koło kominka i coś im opowiadał żywo gestykulując i rozlewając piwo z plastikowego kubka. Jego gesty wyraźnie świadczyły o tym, że opowiadał o seksie i jak to nie brał jakiejś dziewczyny.

Gabie i Dave:

Max puścił oczko do Gabie. Chillman... rzekł na przywitanie Nie mam pojęcia... Pewnie bausuje się gdzieś z dziewczynami na parkiecie. Napijesz się czegoś?
Caylith - 2008-02-05, 23:19
:
Zatrzymała sie w pół kroku i wlepiła w kolesia spojrzenie. Po 2 miesiącach od skończenia z nim nadal wściekle go nie znosiła. Palce zbielały na szkle gdy zacisnęła je mocno starając sie nie wybuchnąć. Szczególnie, że podejrzewała o czym on teraz może mówić.
Derriuz - 2008-02-05, 23:25
:
Dave rozejrzał się po obecnych, wyszukując Marca, ale wkrótce zrezygnował. Przeniósł wzrok na Maxa.
- Taa, myślę, że tak - podrapał się po karku w zamyśleniu - Coś mocniejszego, jakbyś mógł pomóc wybrać - uśmiechnął się lekko do niego i przeniósł wzrok na Gabie.
- Dobrze się bawisz?
KapitanOwsianka - 2008-02-05, 23:30
:
Erica:
Rzeczywiście gotowało się w niej, niemalże, ze wściekłości. Jeszcze te wulgarne i obleśne uśmiechy jego kolesi. A te jednoznaczne ruchy bioder Dicka to już lekka przesada. Z drugiej jednak strony zupełnie nie wiedziała, czy mówił o niej. Nie słyszała ani słowa z tego co opowiadał. I chyba nie padło żadne imię.

Gabie i Dave:
Max uśmiechnął się szeroko To może po Tequilli? zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. Szybko nalał dwie lufy i już zabierał się do picia, gdy przypomniał sobie coś. Może chcesz cytrynę i sól?
Caylith - 2008-02-05, 23:36
:
Odetchnęła 3 razy zamykając oczy. Nieco wściekłość opadła. Postanowiła oszczędzić sobie widoku exa i przenieść się gdzie indziej. Piastując szklankę w rekach ruszyła nieco dalej, nie patrząc w jego stronę ale czujnie słuchając.
Lothrien - 2008-02-06, 00:51
:
Rozejrzała się dookoła. - Niech cię szlag...- mruknęła do siebie wypatrując koleżanki. W końcu wzruszyła ramionami i nieśpiesznym krokiem zaczęła obchód posiadłości. Wystarczyła chwila, żeby przkonać się iż jest stanowczo za trzeźwa, by bawić się w tym towarzystwie. Wyciągnęła papierosa i nieodpalając go postanowiła znaleźć dobrze zaopatrzony barek.
Gabi. - 2008-02-06, 01:07
:
-Ja, świetnie Max się mną przez chwilkę opiekował-zaśmiała się u przytuliła do Dave'a-Dziś się zabawie.
Derriuz - 2008-02-06, 01:24
:
Uniósł palec wskazujący i opuścił go w kierunku Maxa, kiwając głową.
- Właśnie... Jasne - uśmiechnął sie lekko i przeniósł wzrok na Gabie.
- Zabawimy... Tak jak wszyscy zresztą - rzucił z uśmiechem na twarzy, obejmując ją w biodrach lewą ręką, a kciukiem prawej gładząc ją po policzku.
KapitanOwsianka - 2008-02-06, 10:38
:
Erica:
Zaczęła obchodzić szerokim łukiem byłego i jego kumpli. Sama jednak zastanawiała się czy chciałaby być jak najdalej, czy jak najbliżej, by móc usłyszeć o czym gadają i w razie czego szybko zareagować. Jakiś pijany chłopak wpadł na nią i przez to przepchnął bliżej rozmawiającej trójki. Nie żartuj... To nieźle wygimnastykowana jest... Ja myślałem, że posuwałeś ją na jakiejś czarnej mszy. No wiesz... Taka mhroczna...

Elizabeth:
Nie ciężko było znaleźć barek, zazwyczaj są w kuchni, albo tam gdzie jest najwięcej ludzi. Powoli więc zbliżyła się do barku, przy którym rozpoznała tego całego Parkera, z którym gadała Erica. Uh... Jeśli to rzeczywiście taki młot, to będzie ciężko...

Gabie i Dave:
Max rzucił im jedno spojrzenie mówiące o tym jak bardzo zbiera mu się na mdłości. Jednak publiczne okazywanie uczuć mu nie odpowiadało. Spodziewając się u tej parki wybuchu namiętności walnął lufę Tequilli bez cytryny i soli, i odsunął się kawałek.
Caylith - 2008-02-06, 11:14
:
- That's it... - mruknęła czując jak wściekłość powraca ze zdwojona siłą. Odwróciła się przywołując na twarz najbardziej jadowity usmiech z repertuaru macochy i zawróciła. Przepchnęła sie przez jego kolegów i zatrzymała sie 2 kroki przed nim.
- Co jest little dicky - zakcentowała ostatnie słowo tak by nie bylo wątpliwości, że nie chodzi jej o imię - Opowiadasz kolejna ciekawą zmysloną historyjkę? Może lepiej opowiedz o tym, czy wreszcie przestały cie boleć jaja, które ci 2 miesiące temu skopałam? - zasyczała głosem przepełnionym nienawiścią.
- Zresztą nie obchodzi mnie co chcesz im przekazać, fiucie. Ja ci coś powiem. Jesteś małym śmierdzącym skurwielem! - podniosła nieco głos i w tym momencie straciła resztkę kontroli nad sobą. Z rozmachem chlusnęła mu zawartością szklanki w arogancką gębę - a był to prawie cały drink.
- Masz. To z pewnością nie zlikwiduje tego że śmierdzisz... ale na pewno ostudzi opowieści o tym jakim to ogierem nigdy nie byłeś. Jesteś żałosny. - syknęła na koniec zaciskając pięści.
Czując, że jeszcze moment a eksploduje rzuciła mu spojrzenie pełne pogardy i odwróciła sie na pięcie z zamiarem odejścia wściekła jak jasna cholera.
Lothrien - 2008-02-06, 11:29
:
Przez chwilę zastanawiała się, czy jest aż tak zdesperowana, żeby zaczynać przeprawę z tym kolesiem. W końcu stwierdziła, że nie może być aż tak źle, wsunęła papierosa za ucho i podeszła do barku.
- Pobożne prośby o alkohol mam składać do ciebie, czy zaryzykować samoobsługę?- spojrzała na niego spod ciemnych brwi, uśmiechając się nieznacznie.
Nevi - 2008-02-06, 12:55
:
Marc uśmiechnął się z satysfakcją, gdy Evan otworzył książkę. Oczywiście nie mogło nic mu się stać, bowiem stał kilka kroków od niego. Rzucił wzrokiem na ochroniarzy, po raz kolejny pokazując im, że gościu przed nim jest odstawki za ogrodzenie posiadłości O'Nealów.
KapitanOwsianka - 2008-02-06, 13:13
:
Okej... Przechodzimy do trybu akcji. Od tej pory każdy ma prawo do jednego posta, do odwołania.

Marc i Evan:
Evan otworzył książkę. Momentalnie zadziałał mechanizm i balon pękł. Ze środka książki wystrzeliła śmierdząca maź pod ciśnieniem. Jak się okazało kilka kroków to było zdecydowanie za mało. W promieniu kilku metrów od "epicentrum" każdemu oberwało się zieloną mazią. Smród zaczął się momentalnie rozchodzić. Najbardziej oberwało się Evanowi, potem Marcowi i paru osobom przechodzącym akurat obok. Smród zaczął dławić ludzi, ktoś zwymiotował prosto na podłogę. Reszta będących w okolicy zaczęła panicznie uciekać przed smrodem i mazią.

Erica:
Little hore... rzucił za nią, ale zagłuszył go rechot jego kumpli. Mokry Dick ruszył w kierunku schodów by odnaleźć jakąś łazienkę.
Tym czasem w przeciwległym rogu sali zaczął się jakiś popłoch, ludzie zaczęli stamtąd uciekać najszybciej jak się dało...

Elizabeth, Gabie i Dave:
Parker spojrzał na Elizabeth i uśmiechnął się kwaśno. Możesz klęknąć i coś wymodlić, ale znacznie prościej byłoby o coś poprosić. Chyba, że mi nie ufasz... W końcu jestem sztywnym bananowym dzieckiem... Wtedy samoobsługa będzie jak znalazł. powiedział i zdmuchnął grzywkę z czoła. To jak? Na co masz ochotę?
Chwilę potem niedaleko wszczął się popłoch. Ludzie zaczęli uciekać z tamtego rogu sali jak najszybciej się dało. Do nosów całej czwórki i innych tutaj zebranych zaczął dolatywać dziwny zapach, który momentalnie zamienił się w smród nie do zniesienia...
Nevi - 2008-02-06, 13:40
:
Marc był wściekły.
ŁADNIE TO KURWA WPIEPRZAĆ SIĘ NA IMPREZĘ I PRZYNOSIĆ TAKIEGO GÓWNO!? - ryknął Jeanx, rzucając Ballmerowi mordercze spojrzenie i podchodząc do niego bliżej.
PRZYPIERDOLIŁBYM CI, ALE SZKODA MI PIĘŚĆ NA TWOJĄ ZAFAJDANĄ MORDĘ! OCHRONA! - Marc miał już dosyć tych tępych idiotów, którzy brali kasę, a nic nie robili.
Wyprowadzić tego kretyna!
Lothrien - 2008-02-06, 14:27
:
- Jak na sztywne bananowe dziecko jesteś nazbyt wyszczekany, ale to nawet dodaje ci uroku.- powiedziała bez większych emocji. Zaczęło się zamieszanie. -Bądź tak miły i rzuć mi tą śliczną butelkę tequili, coś mi mówi, że ja i ona powinnyśmy się stąd ewakuować...- skrzywiła się, kiedy paskudny odór dotarł do miejsca, w którym stali. -...w trybie pilnym.
Noise - 2008-02-06, 14:38
:
Evan rzucił książkę na ziemię i strzelił Marca w twarz potężnym sierpem - Sam się o to prosiłeś zasrańcu. Jeszcze Cię dopadnę. - po czym odwrócił się i wyszedł z domu nie zwracając uwagi na cokolwiek, bądź na kogokolwiek.
Caylith - 2008-02-06, 14:43
:
- Fucker! - odparowała przez ramie pieniąc się z wściekłości po czym stwierdziła.
- I need a drink - i mając gdzieś w tym momencie co kto o niej myśli ruszyła do baru, gdzie zauważyła Elly.
- Popierdolony sukinsyn. Jesus, jak ja nienawidzę swoich byłych, a szczególnie waterpolowców - jęknęła i oparła głowę o ramię Ell.
Po chwili słysząc zamieszanie i coś o ratowaniu butelki tequilli podniosła głowę i pociągnęła nosem. Swąd dotarł do niej dość szybko. Skrzywiła się.
- Fakt w trybie pilnym... trzeba ratować tę flaszkę - w obliczu nowej sytuacji nagle przestała się tak strasznie wściekać.
Gabi. - 2008-02-06, 17:42
:
-Tak, tylko będziesz mnie musiał pilnować-roześmiała się do Dave'a.
Po chwili zobaczyła uciekających ludzi i to jak coś śmierdziało-Matko, co tak śmierdzi?
Zakryła dłonią twarz.
Derriuz - 2008-02-06, 19:11
:
Czując wszechobecny niemal smród zrezygnował z soli i cytryny i tak jak Max wypił samą tequilę. Następnie złapał Gabie za rękę i skinął na Parkera, przeciskając się w kierunku tylnego wyjścia, mając nadzieję, będą mniej zatłoczone niż frontowe. Nie mówił nic, bo i po co?
KapitanOwsianka - 2008-02-06, 19:41
:
Wszyscy:
Jak to zwykle bywa z tłumami szybko ogarnęła go panika. Ktoś myślał, że pożar, ktoś inny, że biją. Grunt, że wszyscy momentalnie uprawili zryw. I to panicznie zdezorganizowany. Tłum rzucił się do wyjść tratując wszystko, wywalając lampy, tłukąc naczynia. Smród stawał się coraz mocniejszy i trudniejszy do zniesienia.

Marc i Evan:
Wyprowadzić tego kretyna... rzucił Marc, ale ochroniarze byli za wolni. Cios wyprowadzony przez Ballmera trafił O'Neila prosto w szczękę i posłał go na najbliższą, opryskaną tym świństwem dziewczynę. Oboje upadli na podłogę.
Chwile potem cztery silne ręce schwyciły Evana za ręce i kark. Nie mógł się wyrwać. Nie było nawet szans mierzyć się z dwoma typami większymi od niego o dwa i pół raza. Trzeci przyklęknął koło Marca. Paniczu? Coś z nim zrobić?

Erica i Elizabeth:
Gabie i Dave szybko się zmyli. Parker wspiął się na stołek barowy by zobaczyć co się dzieje. Oh, crap... zeskoczył z krzesła i wyciągnął z pod lady dwie kolejne flaszki. Zabierajcie to i przez okno w kuchni. Tamtędy nikt nie będzie wiał. puścił oko do Erici Zobaczymy się po ucieczce. potem zaczął przedzierać się w kierunku centrum zawieruchy.

Gabie i Dave:
Szybko zmyli się ku tylnemu wyjściu, ale tutaj też już się zaczęli zbierać ludzie, którzy uchodzili przez wszystkie możliwe drzwi z tego pomieszczenia, w którym coraz bardziej śmierdziało. Wreszcie udało im się wyrwać na zewnątrz.

I znowu mamy po jednym poście, tylko nie za dużo akcji oki?
Caylith - 2008-02-06, 19:50
:
Złapała flaszki i myśląc już całkiem logicznie uśmiechnęła się szelmowsko.
- Done Max... Chodź Ell... on chyba wie co mówi... bierz...
Podała jej jedną butelkę, drugą złapała mocno w jedną rękę a potem przypominając sobie gdzie była kuchnia, pociągnęła koleżankę galopem do kuchni i okna ratunkowego, starając się ominąć tłum.
Noise - 2008-02-06, 20:19
:
- Puśćcie mnie. Chcę stąd wyjść. - powiedział Evan dość spokojnym tonem mimo, że w środku dosłownie się gotował. Nie szarpał się w ramionach goryli, ale był w gotowości na to, że za chwilę może dostać po gębie. W razie czego był gotów, aby napiąć mięśnie w celu złagodzenia ewentualnych uderzeń.
Lothrien - 2008-02-06, 20:38
:
- Mówisz tak prawie o każdym byłym...- uśmiechnęła się przekornie.
Gdyby nie ten przeraźliwy smród całą sytuację możnaby uznać za szalenie zabawną. Ell nie trzeba było jednak dwa razy powtarzać. Wyćwiczona w bieganiu w szpilkach pośpieszyła za koleżanką do kuchni.
- Ja trzymam flaszki, ty otwierasz okno...- powiedziała zabierając Ricky butelkę.-...albo nie, Ty trzymaj ja otwieram.- podeszła do okna, otworzyła je bez większego trudu i przelazła na drugą stronę. -Tequila!- krzyknęła do Ricky wyciągając ręce. Chwilę potem obie stały już na dworze ciesząc się świeżym powietrzem. Ell odkręciła zębami butelkę i pociągnła dwa porządne łyki.
Gabi. - 2008-02-06, 22:28
:
-Co to tak śmierdzi-złapała mocno Dave'a za rękę-Nie puszczaj mnie-wyszeptała.
Derriuz - 2008-02-07, 11:59
:
Gdy już udało im się wydostać spojrzał na Gabie.
- Poczekaj tu, ja wrócę i zobaczę co jest grane. Max tam został... - rzucił, nie widząc go nigdzie wokół i wrócił do drzwi, z których przed chwilą wypadli wyczekując chwili, by mógł się wcisnąć z powrotem do środka i odnaleźć przyczynę tego popłochu.
Nevi - 2008-02-07, 12:50
:
Marc najpierw podniósł ową dziewczynę, na którą wpadł, potem spojrzał na ochroniarza. Pomimo smrodu, wielkiego tłoku, szalonej ucieczki większości zaproszonych uśmiechnął się od ucha do ucha.
Do stajni go. Przywiązać do czegoś, żeby nie mógł uciec. I każcie osiodłać mi Swallowa. - powiedział do ochroniarza, wspominając najlepszego rumaka w swojej stajni, rodowitego mustanga, kupionego za niebagatelną sumę 400 tysięcy dolarów.
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 13:09
:
Okey... Wracamy do normalnej rozgrywki.

Erica i Elizabeth:
Z ulgą powitały świeże powietrze. Max miał rację. Przez to okno można było bezpiecznie zwiać, nie martwiąc się, że uciekinier coś sobie uszkodzi. Niedaleko po prawej ostatni ludzie uchodzili z domu przez tylne wyjście.

Evan i Marc:
Ochroniarz kiwnął głową i gestem potwierdził znak. Dwóch osiłków zaczęło ciągnąć Ballmera w kierunku drzwi, kiedy pojawił się Parker. Co jest? zapytał spoglądając nieufnie na O'Neila. Widać usłyszał ostatnie jego słowa.

Gabie:
Dziewczyna po chwili została sama w tłumie, który uciekł z imprezy. Patrzyła jak Dave wracał do środka i zniknął za drzwiami.

Dave:
Do środka było się ciężko dostać. Musiał poczekać, aż tłum wychodzących z lekka się przerzedzi. Wreszcie jednak przemknął się przez drzwi i znalazł w pustym już prawie pomieszczeniu. Zobaczył w przeciwległym kącie Marca, Maxa i Evana przytrzymywanego przez dwóch ochroniarzy, którzy ciągnęli go w stronę drzwi. Trzeci ochroniarz właśnie zniknął za drzwiami.
Nevi - 2008-02-07, 13:22
:
Ballmer na imprezie, czujesz przecież jego smród, nie? - warknął niezbyt miło do niego Marc, idąc w kierunku kuchni, by zawołać sprzątaczki, mające posprzątać ten syf.
Gabi. - 2008-02-07, 13:24
:
-Dave...-spojrzała za nim, westchnęła i rozejrzała się patrząc na wszystkich. Może troche się bała tego tłumu, ale nie dawała po sobie tego poznać.
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 14:01
:
Marc i Evan:
Parker powoli zaczynał orientować się w czym rzecz. O'Neila ponosiła kowbojska fantazja. Oparł rękę na jego ramieniu i odezwał się po raz pierwszy od dawna używając jego imienia: Marc... Daj spokój. To zwykły gnój, nie wart tego... Wyprowadzę go stąd, albo niech wyrzucą go Twoi goryle.

Gabie:
Tłum powoli spokojniał i rzedł. Ludzie chyba powoli uznawali, że impreza jest zakończona. Coraz częściej jakiś samochód wyjeżdżał z posiadłości, chociaż cały czas parę osób kręciło się po podwórzu, licząc chyba na to, że coś jeszcze się wydarzy.
Nevi - 2008-02-07, 14:07
:
Marc zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na Parkera z autentycznym zdziwieniem na twarzy, zapewne dlatego, że ten użył jego imienia. Jeanx spojrzał z odrazą na Ballmera i nagle uśmiechnął się takim uśmiechem, który nie zwiastował nic dobrego.
Drodzy panowie. - zwrócił się z uprzejmym uśmiechem do ochroniarzy. Zabierzcie go do stajni i tam poczekajcie z nim. Poproście stajennego, żeby zebrał wiadro świeżego końskiego łajna. Aha, i odbierzcie mu kluczyki. - Marc uśmiechnął się z mściwą radością do Evana i odszedł kawałek, ciągnąc ze sobą Parkera i mówiąc do niego tak, by tylko on usłyszał.

Mod Info:
[

Masz rację, to zwykły gnój, więc go potraktuję gnojem. Wsadzę mu mordę do tego kubła i wysmaruję mu tym gównem jego samochód. Ciekawe jak dopierze tapicerkę...
]

Caylith - 2008-02-07, 14:38
:
- Ej laska.. nie pij tyle bo stracisz figurę! - zaśmiała sie Ricky - dziewczyna z pijackim brzuchem nie mówiąc już o pijackim nosie jest średnio atrakcyjna. - błysnęła zębami
Po czym zabrała jej flaszkę i pociągnęła łyka. I zakorkowała
- Dhooobre...chociaż byłoby lepsze z sola i cytryną... i dość na razie- mruknęła. Po czym zaczęła się żywo rozglądać.
- Myślisz, że już po imprezie? - zapytała dość nieszczęśliwym tonem.
Derriuz - 2008-02-07, 16:32
:
Dave skrzyżował ramiona na piersi, chwilę obserwując tą dziwną scenkę, ale w końcu zbliżył się do nich powolnym krokiem, nie przejmując się zbytnio czy coś przerywa, czy nie. Zmierzył wzrokiem Marca a następnie Maxa, gdy już stał na przeciw nich.
- Mogę wiedzieć co się stało? - zapytał, unosząc prawą brew ku górze.
Noise - 2008-02-07, 18:42
:
- To się stało, że wasz kochany kolega chciał mi podrzucić śmierdząca bombę chociaż ni cholery nie wiem dlaczego. Na szczęście nie dałem się wyfrajerzyć i pokazałem mu, że potrafię być równie wredny jak on. Niestety niektórzy nie potrafią załatwiać swoich spraw jak mężczyźni. - powiedział patrząc z nienawiścią na O'Neala. - Prawda paniczu? - powiedział, parodiując ton jednego z ochroniarzy, po czym uśmiechnął się złośliwie.
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 18:52
:
Marc, Dave i Evan:
Parker zmierzył złym spojrzeniem Evana. Ciebie nikt nie pytał... potem wrócił spojrzeniem na Marca O'Neil, jak chcesz. Ale ja bym na Twoim miejscu po prostu go wyrzucił i wziął prysznic. Spróbuję coś uratować z imprezy... powiedział i zbliżył się do Evana Nie mam pojęcia, czemuś się tak zawziął na nas. Wiem tylko tyle, że przyniosłeś pieprzoną bombę na imprezę, na której chciałem się dobrze bawić. Uratowałem Ci dupę... Ale to był ostatni raz. Od teraz jesteś sam. powiedział i zawinął się, by wyjść na zewnątrz.

Gabie, Erica i Elizabeth:
Ludzie zaczęli się zbierać na parkingu i podjeździe. Teraz została chyba mniej jak połowa poprzedniej ilości gości, a i ci ludzie chcieli już się zbierać.
Nagle jednak przyciągnął wszystkich długi gwizd. To Max stał na pace jakiegoś pickupa Ej! krzyknął Chyba nie pozwolimy, żeby wybryk kretyna popsuł nam zabawę co? zapytał, ale odpowiedzi nie było Wy czterej! Bierzcie beczki i na plażę... Gabie, w bagażniku mojej impali są dwa koce. rzucił jej kluczyki. Scott! Ty masz w bagażniku fajny sprzęt. Bierz samochód i jedź za mną. A wy dziewczyny... Zgarnijcie jakichś chłopaków i weźcie drewno na ognisko. Jest po drugiej stronie domku. Ludzie zaczęli chwytać ideę i nagle znalazły się dodatkowe koce, jakieś zwałowane butelki alkoholu i pomysły na rozkręcenie imprezy.

A my zrobimy przeniesienie akcji...
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 19:04
:
Evan i Marc:
Evan siedział w stajni, przynajmniej waliło tutaj jak w stajni, ale co to za różnica, skoro i tak walił śmierdzącą bombą. Dwóch ochroniarzy nie miało większych problemów z przytarganiem go tutaj i przykuciem do jednego z drewnianych bali podtrzymujących strop. Przynajmniej wyglądały na takie, które strop podtrzymywały, ale mogły być równie dobrze tylko ozdobami.
Marc stał opodal z ręcznikiem w ręku i nowymi ciuchami już przygotowanymi przez służbę.

Ludzie na plaży:
Ognisko szybko się rozpaliło. Muzyka sączyła się z głośników umieszczonych w bagażniku samochodu Nathana. Dwie beczki stały koło siebie, na kilku kocach siedziało parę osób. W sumie było tego jakieś ze trzydzieści. A mimo to zabawa była dobra i szybko wracały humory. Parę osób tańczyło w rytm gniewnej muzyki.
Caylith - 2008-02-07, 19:13
:
Z flaszką tequilli pod pachą (drugą jej gwizdnęła Elly i pognała w bliżej nieokreślonym kierunku) Ricky rozejrzała się z irytacją szukając jej a potem z ciekawością. Zbudził się duch odkrywcy i polazła kawałek sprawdzić czy szalona kumpela gdzieś się nie szwęda w okolicy. Przedreptawszy parę metrów zauważyła w okolicy jakiś taras wychodzący na morze. Ell nigdzie nie było.
- Dobra.. może stąd wiedźmę wyczaję - mruknęła i wlazła na taras rozglądając się na plaży za ciemną znajomą głową. Po chwil westchnęła przestępując z jednej zmęczonej nogi na drugą i stanęła w końcu na jednej ściągając buta którego szpilka swoje już zrobiła.
- Oki.. na drugi raz przyjdę boso...
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 19:18
:
Stała tak przez chwilę na szczycie schodów prowadzących na plażę. Wiatr przyjemnie owiewał twarz. Na dole słychać było dźwięki zabawy i widać było ognisko, które już wesoło trzaskało. Nie zauważyła, kiedy Parker oparł się na drewnianej barierce koło niej. Steinbeck... powiedział, a kiedy spojrzała na niego zdziwiona wyjaśnił lekko pochylając się nad wydmą. Ta książka, którą miałem w torbie... "Of mice and man".
Caylith - 2008-02-07, 19:23
:
Zdjęła drugiego buta i ustawiła je porządnie obok siebie po czym oparła sie o barierkę obok Parkera i z zamyśleniem spojrzała na niego.
- "Naprawdę sprytny gość rzadko kiedy bywa porządnym człowiekiem." - zacytowała bezbłędnie i lekko sie uśmiechnęła.
- Czytałam szmat czasu temu. Dobra...ale w jednym przypadku myślę, że Steinbeck nie ma racji z tym cytatem. - dodała spokojnie przenosząc wzrok na morze.
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 20:05
:
Erica:
Parker uśmiechnął się pod nosem. No proszę... Więc jednak potrafisz być miła. powiedział cicho i spojrzał na swoje splecione dłonie. "Człowiek zbyt samotny musi być chory". dodał i podniósł spojrzenie niebieskich oczu na Ricky, milczenie trwało chwilę, a potem Max zdecydował się zmienić temat i atmosferę. So, there is a name behind "Ricky"? zapytał uśmiechając się ciepło.
Caylith - 2008-02-07, 20:14
:
Obie brwi podjechały do góry a potem parsknęła śmiechem na komentarz o jej charakterze.
- Aye... Ricky to skrót od Erica. Nie przepadam za nim... strasznie ugłaskane. Dlatego znajomi skracają je do Ricky. Bardziej pasuje do takiej jędzy - puściła oko.
Potem przypomniała sobie o flaszce która stała obok butów podniosła ją, wyciągnęła korek zębami i wypiła łyka tequili.
- Szkoda, żeby się zmarnowała.. chociaż bez cytryny i soli to żadna tequilla...Want some? - zapytała wyciągając butelkę do Parkera. - Na zgodę?
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 20:18
:
To musimy pić na zgodę? zapytał spoglądając na nią. Erica to bardzo ładne imię. I myślę, że wcale nie jesteś taką jędzą. Oparł się na jednym łokciu, tak że mógł z nią rozmawiać, bez wykrzywiania sobie głowy na bok. Mówiłaś, że wiszę Ci dwie odpowiedzi. A druga? butelki jednak nie wziął.
Caylith - 2008-02-07, 20:28
:
Wzruszyła ramionami i odstawiła flaszkę na ziemię. Potem wyprostowała się i oparła brodę na łokciu.
- Zdążyłam zapomnieć o co chciałam zapytać. Pewnie to było jakieś strasznie głupie pytanie więc może lepiej, że zapomniałam... ale jeśli nadal chce ci sie grac w "truth or dare" masz szansę się dowiedzieć paru mrocznych sekretów. Obiecuje mówić prawdę. A w międzyczasie wymyśle coś co mnie ciekawi.
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 20:32
:
Parker uśmiechnął się. Szczerze i ciepło. Nie był to ten wypracowany uśmiech, mający zarwać każdą możliwą laskę. Znam fajną knajpkę na molo... Jest otwarta prawie całą noc. No i podają tam świetne lody. powiedział wesoło i odbił się od barierki. Masz może ochotę?
Caylith - 2008-02-07, 20:38
:
Zmieszanie na moment pojawiło sie na twarzy Ricky gdy zdumienie walczyło o lepsze z podejrzeniem, ale potem uśmiech błysnął w jej oczach. Zaczynała lubić tego kolesia.
- A what a hell.. sure... ale ty stawiasz.
Oparła ręce na barierce w taki sposób jak na drzwiczkach swojej BMKi i sprężyście sie odbiwszy przerzuciła obie nogi jednocześnie przez nią i wylądowała na piasku.
- Nie żal ci imprezy tam? - zapytała sięgając po buty i machając nimi w kierunku ogniska i balujących ludzi.
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 20:49
:
Nie... Uratowałem imprezę, w poniedziałek tylko o tym będą mówili. powiedział patrząc na schodki. Potem przeniósł wzrok na Ericę i mruknął pod nosem What a hell... przeskoczył przez barierkę i ruszył po wydmie na dół. Z resztą, wolę Twoje towarzystwo. To tylko kawałek... Nie zimno Ci? zapytał, ale nie poczekał na odpowiedź, tylko ściągnął jasną kurtkę i narzucił ją na ramiona dziewczyny. Po czym wsunął dłonie w kieszenie czarnej bluzy i zaczął schodzić po wydmie na plażę.
Gabi. - 2008-02-07, 21:18
:
Siedziała na piasku i wpatrywała się w niebo. rozejrzała się po chwili i znowu wróciła do obserwowania.
Derriuz - 2008-02-07, 21:53
:
- Hej... - głos Chillmana rozległ się za plecami Gabie. Przyglądał się jej chwilę z rękami w kieszeniach, ale zaraz wyjął je, by dłoń położyć na jej ramieniu, siadając obok.
- Wybacz, że wtedy Cię zostawiłem, chciałem wiedzieć what the hell is goin' on. - powiedział z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
Gabi. - 2008-02-07, 22:08
:
-Nic sie nie stało, ważne, że jesteś teraz-pocałowała go delikatnie i oparła głowę na jego ręce.
Caylith - 2008-02-07, 22:58
:
Machając butami schodziła sprężyście na dół wyraźnie ciesząc się piaskiem przesypującym się między palcami stóp.
- Więc o to chodzi, no nie?- zapytała z ciekawością - W środku jesteś tym czym ja jestem na zewnątrz tyle że ja jestem na tyle głupia by tego nie ukrywać. Niech widzą to co chcą widzieć.
Chwilę milczała.
- Może to jest właściwe rozwiązanie Max... nikt nie ośmiesza tego co uważasz za cenne...
Chwile dreptała w zamyśleniu by po chwili zaśmiać sie cichym głębokim śmiechem.

-I dzięki za kurtkę ale nigdy mi nie jest zimno - powiedziała ale kurtki nie zdjęła przez czystą damską przewrotność. - A poza tym... też lubię twoje towarzystwo... there's more there than meets the eye...
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 23:06
:
Parker uśmiechnął się A miało być zawieszenie broni... spojrzał na nią krytycznie, zmierzył od stóp do głów i dodał Nieźle Ci w moich rzeczach. Powinnaś je nosić częściej. I znów zaczął działać jego wrodzony urok, którego nie można mu było odmówić. Spoważniał dopiero po chwili, gdy już ściągnął buty i skarpetki. Ale nie przyszło Ci do głowy, że ja właśnie taki jestem? Mam swoje wartości, ale uwielbiam też bananowy świat. zatrzymał się, zmrużył oczy i spojrzał na nią pod kątem. Lubię lans... Lubię być popularny. Ale nie oceniam ludzi przez pryzmat tego jak się ubierają, jakiej muzyki słuchają i jak bardzo są popularni. Ty też nie powinnaś. tutaj się na moment zatrzymał, a potem objął ja po przyjacielsku i ruszył dalej w kierunku mola.
Caylith - 2008-02-07, 23:17
:
Na tekst o zawieszeniu broni popatrzyła na niego oczkami niewinnego skrzywdzonego jelonka...aczkolwiek średnio jej to wyszło bo oczy sie jednocześnie śmiały.
- Ależ ja nie miałam na myśli nic złego... po prostu uczę się ciebie. Skoro mamy sie nie kąsać co chwila i nie uprawiać gierek słownych to muszę spróbować cię poznać. Będę dość często trafiać kulą w płot więc się z łaski swojej nie dąsaj - sprzedała mu sójkę w bok.
- A skoro nieźle mi w twoich ciuchach to skonfiskuje ci kurtkę. Buty skarpetki gacie i całą resztę możesz zachować... raczej w tym bym sie utopiła... zresztą, ja?... w męskich gaciach? - i zaczęła sie śmiać na sama myśl o tym, pozwalając się objąć.
KapitanOwsianka - 2008-02-07, 23:21
:
W męskich gaciach... To zależy w jakiej sytuacji. Dziewczyny w męskiej bieliźnie potrafią być podniecające. powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy. Molo powoli się zbliżało, ognisko oddalało.

Przeniesienie akcji dla Parkera i Erici...
Lothrien - 2008-02-07, 23:45
:
Ell przez chwilę krążyła między ludźmi w poszukiwaniu koleżanki. Szybko doszła do wniosku, że szpilki i piasek nie współpracują tak, jakby tego oczekiwała. Z butami w jednej ręce i butelka tequili w drugiej powędrowała w stronę morza. Obraz, który ukazał się jej oczom rozbawił ją do żywego.
-Ohh girl, who is your daddy now?- roześmiała się sama do siebie patrząc na znikającą w oddali parę. Przechodząc koło ogniska podała w połowie pustą butelkę tequili w przypadkowe ręce. Zdążyła jeszcze poprosić kogoś o ognia i nieśpiesznym krokiem wróciła na parking przed domem.
Derriuz - 2008-02-08, 10:18
:
- Yeah... - oparł się lekko bokiem o nią, wzrok wlepiając gdzieś przed siebie w zamyśleniu, czasem zerkając na balangowiczów.
Gabi. - 2008-02-08, 22:17
:
Spojrzała na niego i przytuliła się, westchnęła i spojrzała gdzies przed siebie.
KapitanOwsianka - 2008-02-08, 23:23
:
Gabie i Dave siedzieli razem, przytuleni do siebie i wpatrzeni w ciemne morze. Obok ognisko trzaskało wysoko, na około niego tańczyli ludzie, ale kamera skupiała się tylko na tej dwójce. Powolutku najeżdżała na ich twarze, by po chwili zrobić płynne przejście do...

... W końcu nie ma uniwersalnego wzoru na to jak zostać najsłodszą parą w szkole. Parą, która staje się synonimem stałości i której już nie można sobie wyobrazić osobno, lub z innymi partnerami...

... by po chwili zrobić płynne przejście do stajni, gdzie Marc wycierał dłonie i uśmiechał się paskudnie. W zasadzie w ciemnościach widać było tylko ten uśmiech i oczy, które szykowały coś paskudnego. Evan odruchowo poczuł skurcze w brzuchu, powoli ogarniał go strach. A kamera najeżdżała na twarz chłopaka, która coraz bardziej się pociła. Więzy nie puszczały. Za to kamera odjechała na bok i przeniosła nas na...

... Ani nie wyjaśni się decyzjami czy planowymi posunięciami tego, że zostało się całkiem samemu. Bo raczej nikt nie planuje tego, że potencjalny przyjaciel na śmierć i życie odwróci się w momencie kryzysu lub błędu...

... za to kamera odjechała na bok i przeniosła nas na parking, gdzie Elizabeth z głośnym rykiem i piskiem opon wyjechała w drogę powrotną do domu. Kamera odprowadziła ją ładnym zaciemnieniem i przeniosła akcję do...

... albo tego, że przyjaciółka, z którą miało się imprezować znajdzie sobie faceta, który jest uosobieniem tego wszystkiego, z czego obie nawykły się śmiać...

No i końcówka w Knajpce na molo
Nevi - 2008-02-11, 11:59
:
Na specjalnym tarasie, na którym znajdował się spory barek jak również spory basen w kształcie zbliżonym nieco do rozgwiazdy. Wokół oczywiście były leżaki, na których właśnie leżeli Dave i Marc, z czego O'Neal właśnie skręcał dwa wielkie piękniutkie, idealnie długie na 4 cale jointy, które pieszczotliwie nazywał Jamesikami. Wreszcie skończył i podał jednego z nich Dave'owi, jednocześnie wyjmując piękną, srebrną żarową zapalniczkę.
Destroy Babilon, maaan!
Derriuz - 2008-02-11, 12:06
:
- Puścić ich z dymem, hehe - mruknął, wyciągając swoją zapalniczkę i podpalając jointa. Zaciągnął się i potrzymał dym najdłużej jak potrafił i w końcu wypuścił go z głośnym westchnieniem.
- O kurwa! I w końcu nie zadzwoniłem... - mruknął cicho, wyciągając komórkę - Lepiej zrobię to, zanim się zjaramy, bo jeszcze pomyśli, że nie mówię poważnie... - dodał, wybierając spośród listy kontaktów numer do gościa od wszelakiej broni. Dawno z nim nie gadał, w zasadzie to nie było takiej potrzeby.
Nevi - 2008-02-11, 12:12
:
Marc odpalił zapalniczkę i spokojnie popatrzył na jej niebieski płomień. Zbliżył go nieco do końca jointa, rozkoszując się chwilą przed rozkoszą zmiany świadomości, która zbliżała go zawsze do świata, potęgowała każde odczucie, każde uczucie, które tylko mogło się w O'Nealu pojawić. Wreszcie płomień dotknął końca Jamesika i Marc wolno, z namysłem, zaciągnął się pięknie pachnącym dymem, który znalazł swój locus w płucach chłopaka i nie chciał się stamtąd wydostać. Wreszcie, gdy już płuca odmówiły posłuszeństwa, a mózg spanikowany wysyłał sygnały do mózgu wołając "tlenu! tlenu!", Marc wypuścił ogromny kłęb dymu i ryknął radosnym śmiechem.
Maaaan, smoke it! Smoke it! Kill this fucking Babilon! - Marc gwałtownie się zerwał, czując pierwszy, tak cudowny zastrzyk do działania; z całej wysokości spojrzał na Dave'a i po raz kolejny głęboko się zaciągnął.
A co załatwiasz?
Derriuz - 2008-02-11, 12:19
:
Mimowolnie uśmiech pojawił się na jego twarzy, szeroki i błogi, a oczy wbiły się w niebo tego pięknego dnia. Nice shit... - przemknęło mu przez myśl. Słuchając sygnału w słuchawce i czekając, aż znajomy odbierze, odpowiedział tylko:
- Zaraz usłyszysz - i począł przyglądać się z uwagą jointowi, trzymanemu w ręku, by za chwilę zapytać - Where'd you get this? - nie odrywając wciąż wzroku od skręta. Po nim nie spodziewał się, że mógłby sprowadzać dobry towar, w końcu ma Shabby'ego, a on, o ile się nie mylił, był w tym niezły.
Nevi - 2008-02-11, 12:29
:
Marc w pełni rozkoszował sie stan, jaki uzyskał dzięki działaniu THC, w tej chwili - w sobie tylko znanym rytmie - chodził wokół leżaków, gibiąc na boki i cały czas paląc jointa. Wypuszczone chmury dymu wirowały w powietrzu, cały czas zmieniając swoje kształty na bardziej i bardziej fantastyczne i pobudzające wyobraźnię, oczywiście do czasu, aż się rozwiały na wiaterku.
Man, to jest White Widow, zajebista sativa, która zmiata każdego z nóg. Ponad 25% zawartości THC w topach. A mam ją... kurwa, od kogo ją mam?! - Marc zatrzymał z się z komiczną miną na twarzy, a potem ryknął śmiechem.
KapitanOwsianka - 2008-02-11, 12:33
:
Sygnał się przeciągał. Wreszcie w słuchawce dało się słyszeć zaspany głos: Yo... What's up?
Derriuz - 2008-02-11, 12:42
:
Dave zawtórował kumplowi śmiechem, gdy obserwował go jak łazi w kółko i gdy w końcu jego kontakt odebrał przywrócił poważny wyraz na twarz, jakby sądził, że rozmówce może go w tej chwili zobaczyć.
- Hey, man, long time no talk. Gotta favor to ask you... To make it short - potrzebuję spluwy. A konkretniej Beretty 92FS, chyba, że polecisz mi lepszą wersję - powiedział i wyczekując odpowiedzi zerknął na kumpla raz jeszcze, a na jego twarzy znów, mimowolnie, pojawił się uśmiech.
Nevi - 2008-02-11, 12:45
:
Marc gdy usłyszał o broni, zwalił się na ziemię ze śmiechu. Joint potoczył się po powierzchni dachu i znieruchomiał stopę od niego. Jeanx nadal śmiał się. Chillman z giwerą! Chino! Chino! Kolejny Chino! Normalnie mafia kurwa!
KapitanOwsianka - 2008-02-11, 12:49
:
93-R może strzelać seriami po trzy, ale jest droższy. powiedział spokojnie głos w słuchawce. Oba mam na składzie. Znajdziesz mnie przy warsztacie na trzeciej w Chino. Dziś koło 23. Pasuje?
Derriuz - 2008-02-11, 12:55
:
- Niech będzie 93-R, na brak kasy nie narzekam. Co do godziny... Sure... Hold on for second - przykrył dłonią telefon, odejmując go nieco od ucha z szerokim uśmiechem na gębie
- Też czegoś chcesz? - zapytał, ale wątpił jakoś, by kumpel miał zamiar o coś sensownego prosić. Ale na wszelki wypadek chciał zapytać.
Nevi - 2008-02-11, 13:10
:
Marc podniósł swoje ciało, z niejakim trudem oczywiście. Potem podniósł swojego jointa i spojrzał rozbawionym wzrokiem na Chillmana.
To samo, dwa razy, bro! - wziął kolejnego bucha i nagle zapatrzył się w przestrzeń, która rozpościerała się przed nim niesamowitym widokiem.
Derriuz - 2008-02-11, 13:37
:
Dave uśmiechnął się tylko i uniósł telefon do ucha z wyluzowanym wyrazem twarzy.
- Znajdziesz cztery sztuki? - zapytał, wzrok wbijając w przestrzeń, w którą wgapiał się jego kumpel.
Nevi - 2008-02-11, 13:43
:
Marc uśmiechnął się szeroko i podszedł do barku, który stał na dachu. Wziął z niego dwie butelki Dr. Peppera i wrócił do Dave'a. Podał mu jedną z nich, wcześniej otwierając.
S-U-S-Z-Y. Tak zwany kapeć w ustach, albo kiep, albo kiepson, albo cholera wie co. Tak czy inaczej, suszy. Drink it, my bro. It isn't some kinda fuckin' poison, it's good old Dr. Pepper! - Marc wiedział, że pieprzy już trochę bez sensu, ale no cóż - najróżniejsze myśli przeskakiwały mu z jednego neuronu na drugim, zataczając się nieco od głowy, w której szalało zbawienne, cudowne, absolutnie piękne w swej boskości THC. Myśli Jeanx'a zwykle skupiające się na lansie, dupach, znajomych i dobrej zabawie, teraz spadły na inny - bardziej metafizyczny tor - ale tam się gubiły, plątały, mieszały z chęciami czysto cielesnymi, znaczy seks, wódka, trawa, papierosy.
Loooooook at the SUN! Look at this round piece of crap!
KapitanOwsianka - 2008-02-11, 14:44
:
Kurwa, wypowiadasz komuś wojnę? Pamiętaj, że jesteś tylko gówniarzem z Newport. Dave był pewien, że gość pokręcił głową. Usłyszał westchnienie. Musisz mieć kasę... O 23 i nie będę czekał. Mam nadzieję, że nie dzwonisz z komórki?
Nevi - 2008-02-11, 14:46
:
Marc ryknął ochrypłym śmiechem, gdy usłyszał o wojnie i gówniarzu z Newport. Potem znowu upadł zmieciony pytaniem czy dzwoni z komórki. Jakimś cudem utrzymał Dr. Pepper i teraz leżąc na drogich, ekskluzywnych kafelkach o fantazyjnych kształtach, popalał sobie jointa, który skurczył się już o połowę.
Derriuz - 2008-02-11, 14:55
:
- Nie przejmuj się, wszystko będzie jak należy - odpowiedział z całkowitym luzem w głosie Dave - Dziś, godzina 23, masz to jak w banku - odparł z całkowitą pewnością i w tej chwili rozłączył się, uznając, że wszystko ustalone. Następnie pociągnął porządnego bucha, którego zapił Pepperem.
- Masz coś przeciw, żebym ściągnął tu Gabi? - zapytał, wstukując już SMS'a - Kuuurwa, co to za żółtki opracowują to jebane T9!? - krzyknął i zaśmiał się wariacko
Nevi - 2008-02-11, 14:57
:
Maaan, bierz Gabi, ja zadzwonię po kilka osób, zrobimy sobie imprezę na dachu mojego pierdolonego domu, haha! - Marc wyjął swój piękny telefonik, który oświetlony promieniami słońca, zaskrzył się oślepiająco. Chłopak mrużąc oczy, znalazł w kontaktach osoby, z którymi imprezował zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy, każdego ranka i wieczora i które zawsze były chętne walnąć jointa w takie piękne, poniedziałkowe popołudnie.
KapitanOwsianka - 2008-02-11, 14:58
:
Zaraz, zaraz? Dzwonisz z komórki? Kurwa, nie znam Cię! Przestań robić sobie głupie żarty! Fuck! i sam się rozłączył, zanim Dave zdążył dokończyć słowo bank.
Derriuz - 2008-02-11, 15:12
:
- Kurwa mać - mruknął, krzywiąc się paskudnie i przyłożył dłoń do czoła, kręcąc łbem ze zrezygnowaniem. W końcu podniósł wzrok na komórkę i wstukał SMS'a, by zaraz po skończeniu walnąć się wygodnie na leżaku, wgapiając się w niebo.
Nevi - 2008-02-11, 15:14
:
Marca zwyczajnie sparaliżowało ze śmiechu. Zataczał się z resztką jointa, śmiejąc się bezgłośnie z Chillmana. Potem nagle coś go ruszyło, wyprostował się z pozorami godności i podszedł do niego z poważną miną.
Maan, no przykro mi, nie wyszło. Załatwimy giwery od Shabby'ego. - na jego twarzy pojawił się pocieszający uśmiech.
Marc klepnął Chillmana w ramię i nagle przypomniał sobie, że miał dzwonić po ludzi. Więc wyjął telefonu, no i zadzwonił.
Derriuz - 2008-02-11, 18:51
:
Nagle Dave ocknął się z zamyślenia, wypuszczając ostatnią chmurkę dymu, jaką mógł wyprodukować joint, którego dostał od Marc'a.
- O kurwa... - szepnął pod nosem, wiodąc wzrokiem po nieboskłonie, zupełnie jakby coś latało nad jego twarzą. To coś wkrótce zaczęło zbliżać się basenu, a Chillman wstał spokojnie i wystawiając w tamtym kierunku ręce powoli powędrował. Gdy już był na krawędzi zaczął machać rękami, próbując złapać coś w powietrzu.
- O kurwa motyyyy- - i nie zdążył dokończyć, bo poleciał prosto do basenu.
Nevi - 2008-02-11, 18:58
:
Marc skończył swojego jointa jakiś czas temu, gasząc go w popielniczce, a potem skupił się na odpisywaniu na jakieś smsy, od czasu do czasu rzucając wzrokiem na Chillmana i kretyńsko się do niego uśmiechając.
Co zabawniejsze, tak go to wciągnęło, że nie zauważył jak jego kumpel wstaje i kieruje się w stronę basenu, ba!, nawet nie zarejestrował, że tamten coś mówił.
Nagle podniósł głowę, gdy już skończył pisać sms'a i uśmiechnął się kretyńsko do miejsca, w którym powinien być Dave. Ale jego nie było.
DAVE! DAVE! GDZIE JESTEŚ?! - Marc zostawił telefon na leżaku i poderwał się gwałtownie szukając swojego kumpla.
Gdzie żeś polazł, maaaan?! To nie zabawa w chowanego, kurwa, wyłaź!
Derriuz - 2008-02-11, 19:37
:
Na powierzchnię wkrótce wypłynął Dave i złapał za krawędź basenu, śmiejąc się obłąkańczo. Zakaszlał parę razu, próbując się pozbyć z płuc wody i śmiał się dalej tak, o mało nie ześlizgując się przy okazji z powrotem do wody. Śmiech i kaszel tak go zajęły, że nie był w stanie nic odpowiedzieć kumplowi. Zaczął próbować wygramolić się z basenu, ale kiepsko mu to szło.
Nevi - 2008-02-11, 19:39
:
O'Neala znowu sparaliżowało ze śmiechu. Z twarzą czerwoną od śmiania się powtarzał w kółko:
O co chodzi? Ale o co chodzi?
Derriuz - 2008-02-11, 19:46
:
- Pooomóóż, kuuurwaaaa! - zawył na swojego kumpla, wciąż nie dając rady się wygramolić. Co mu się udało wdrapać, to zaraz się ześlizgiwał. Co oczywiście nie przeszkadzało mu się śmiać dalej.
Nevi - 2008-02-11, 19:52
:
Marc podszedł do niego chwiejnym krokiem, potrącając jego Dr. Peppera i złapał go za ramię. Z wysiłkiem malującym się na twarzy podciągnął go do góry i w końcu wyciągnął z basenu.
Gabi. - 2008-02-11, 22:03
:
Przyjechała pod dom, wysiadła z samochodu i wzięła torebkę. Powoli podeszła do wejscia i zadzwoniła. Rozejrzała się, czekając na to aż ktoś jej otworzy.
Nevi - 2008-02-11, 22:48
:
Marc i Dave usłyszeli dzwonek do drzwi, jednak w stanie, w którym byli niezbyt dobrze im szło kontrolowanie własnych odruchów - a przynajmniej Marcowi niezbyt to szło. O'Neal zaśmiał się radośnie, równie radosnym(sprężynującym, lekko podskakującym) krokiem ruszył ku barierki dachu, patrząc kto tu zagościł w jego progach. Zauważył - po pewnej chwili oczywiście - Gabie.
Hej, Gabie! Pakuj się do środka! - krzyknął do niej, uśmiechając się od ucha do ucha. Potem przez głowę mu przemknęła błyskotliwa myśl: "Musi przecież jej otworzyć bramę!" Tak więc, szybko pogmerał w kieszeniach i znalazł pilota do bramy. Nacisnął maleńki guziczek(wyobrażając sobie, że ten guziczek odpala jakąś wielką bombę), a brama się otworzyła. Marc za to zniknął, wydając z siebie okrzyk przestrachu.
Daveeee, my bro in ganja, your girl is comin'. Be cool and grab that towel! You must look somehow...
Derriuz - 2008-02-11, 22:58
:
- God, so soon!? - zawołał, rzucając się w kierunku leżaka (i przy okazji przewracając się razem z nim i ściągając ręcznik. Przez pierwsze kilka chwil wycierał siebie razem z całym ubraniem, ale stwierdził, że to bezskuteczne. Zrzucił swoją kurtkę i koszulę, bo jakoś mu przy wycieraniu się nie pomagały, i krzyżując nogi siadł na tarasie koło wywróconego leżaka, wycierając klatę, a następnie głowę.
Nevi - 2008-02-11, 23:06
:
Marc spojrzał na niego z niejakim skonsternowaniem, które potem zmieniło się w lekki wyraz niesmaku, gdy ten zaczął się rozbierać i jeszcze, kurda jego mać!, usiadł po turecku, przez co Jeanx miał okropnie obrzydliwy widok na Chillmana... ekhm... jaja. Co z tego, że ukryte pod czymś tam, co chyba się zwało majtkami czy bokserkami. Marc po spaleniu się miał cudowną wyobraźnię, do której dochodziły czasami lekkie halucynacje, wiec wyobrażenie sobie, że Dave siedzi tam nagi i mierzy w niego swoim penisem, było zwyczajnie nie do zniesienia.
Chłopak odwrócił się z przerażeniem na pięcie i podszedł do balustradki, głęboko oddychając. Po chwili zawołał.
Gabie! Ratunku! On jak tylko usłyszał, że przyjechałaś, zaczął się rozbierać! Nie chcę siedzieć z nim sam na tarasie!
Derriuz - 2008-02-11, 23:12
:
- Co, kto, gdzie!? - zapytał, rozglądając się wokół z przerażeniem, że jakiś facet się tu rozbiera, w dodatku w reakcji na przybycie Gabie. Co za bezczelność! Eee... Tak, właśnie skapnął się, że to o nim mowa była.
- Cooo!? Zgłupiałeś!? Eee... - podrapał się po głowie, przyglądając Marcowi - Stary, uważaj... Bo odlatujesz... - w tym momencie Dave wcale nie miał na myśli "odlotu" po zielsku, które zafundował sobie i jemu Marc. Chodziło mu o dosłowne znaczenie tego słowa, bowiem zdawało mu się, że jego kumpel stojąc tak przy barierce zaczyna mimowolnie odrywać się stopami od tarasu i unosić się w powietrze jak te balony wypełnione helem.
- Staaaryyy, Ty lataaasz! - rzucił, wskazując na niego palcem i drugą ręką przytrzymując ręcznik przy głowie.
Nevi - 2008-02-11, 23:18
:
Marc słysząc głos Dave'a gorączkowo myślał. Odwrócić się i zwymiotować czy może patrzeć na słońce, które praży i pali moją delikatną skórę na policzkach, które pokryte są lekkim zarostem, który niedługo(a może długo) trzeba będzie zgolić w łazience, w której kiedyś uprawiałem seks z jakąś szatynką o długich nogach i blond włosach, którą potem bestialską rzuciłem i co? No właśnie? i co?

Marc odwrócił się w stronę Dave'a, który krzyczał, że on niby odlatuje.
Man! JA nie latam! Jam nie kurwa żaden ptak! Ja jestem M-A-R-C O-N-E-A-L, mam niedługo 18 lat i siedzę u siebie w domu! To znaczy siedzę na dachu i sram ze strachu, że Ty się, maaan, rozbierasz przede mną! - krzyknął Marc, idąc w jego kierunku, łapiąc jakiś ręcznik, leżący na jednym z leżaków i rzucając w Dave'a.
Derriuz - 2008-02-11, 23:40
:
- Ja się nie nie rozbieram! - zawołał nagle Dave, kontynuując wycieranie swojego przemoczonego ciała (i części ubrań...) - Zmogłem przez tego Twojego jebanego motyyyy... yyy... yyyleeem jeeesteeeem! - dokończył śpiewając i zaśmiał się głupkowato, po czym nie zdzierżył i walnął się na bok, zwijając się ze śmiechu. Wyglądało na to, że przez dłuższą chwilę nie zdoła powiedzieć nic więcej... Gdyby myślał trzeźwo, to pewnie zastanawiałby się co Gabie na to.
Nevi - 2008-02-11, 23:44
:
Rozbierasz się! Ty paskudny mały zboczeńcu! To ja Cię zapraszam na palenie, a Ty mi się tutaj obnażasz?! - Marc łapał między kolejnymi zdaniami, oddech, który łudząco przypominał jakby ktoś sie dusił. W końcu podszedł do Dave'a, glebnął koło niego i zaczął zwijać sie ze śmiechu z idiotyczności tej sytuacji.
Man... Musimy spoważnieć. - powiedział Marc rozdygotanym głosem, usilnie starając się nie uśmiechać.
Gabi. - 2008-02-12, 00:00
:
Spojrzała na bramę i powoli szła do nich, usłyszała wołanie i roześmiała się, gdy znalazła się na tarasie, położyła ręce na biodrach i spojrzała na nich-Co wy tutaj robicie?-zaśmiała się i oparła o ścianę.
Derriuz - 2008-02-12, 00:18
:
Gdy w końcu udało mu się uspokoić i siąść na powrót spojrzał na Gabie, mrugając kilkakrotnie. Gdy usłyszał pytanie parsknął śmiechem, jakby powiedziała coś zabawnego. Wystawił dłonie i zaczął wyliczać na palcach.
- Emm.. Jaramy, łapiemy motylki, uczymy się latać i spieramy się o to, czy się rozbieram, czy nie... - rzekł z udawaną powagą na twarzy - Holy shit! - walnął się do tyłu, znów wybuchając niekontrolowanym śmiechem. Po chwili troszkę się uspokoił, co pozwoliło mu ograniczyć się do parsknięć od czasu do czasu.
- G-Gabie... Chcesz trochę? - zapytał, z trudem powstrzymując atak śmiechu i przeniósł wzrok na Marc'a - Gdzieś Ty to pochował? - zapytał, drapiąc się po głowie.
Nevi - 2008-02-12, 00:22
:
Marc patrzył na Gabie z udawaną powagą, która nie była udawana zbyt dobrze, z racji tego, że czasami chłopak odwracał głowę w stronę basenu i parskał śmiechem. Potem jednak miał na twarzy kamienny grymas.
Baby, we have some tumbleweed here. Let me show ya! - rzucił Marc, uśmiechając się szeroko i idąc do swojej torby, z której wyjął kolejne trzy piękne joinciki.
Gabi. - 2008-02-12, 00:24
:
Podeszła do Dave'a i stanęła nad nim, uśmiechnęła się-Czemu nie, raz sie żyje-spojrzała na Marca, a potem znowu na Dave'a
Derriuz - 2008-02-12, 20:37
:
Dave dźwignął się lekko z szerokim uśmiechem na twarzy i podparł się na łokciu, a jego ręka powędrowała do stopy Gabie, by zaraz przeniosła się w górę łydki, czule ją dotykając jej, po czym dłoń tej samej ręki wyciągnął w jej kierunku w zachęcającym geście.
- Chodź tu do mnie, na dół - rzucił z szerokim uśmiechem na twarzy.
Gabi. - 2008-02-12, 20:40
:
-A po co, słoneczko?-roześmiała się i pochyliła nad nim-Co ty chcesz zrobić, hmm?-spojrzała na niego i wywróciła oczami.
Caylith - 2008-02-12, 21:07
:
BMka z basowym pomrukiem wjechała na podjazd. Z samochodu wyskoczyła Ricky i rozejrzała się ze zdumieniem widząc i słysząc ciszę.
- What a hell.. no music... no people... no party... czy to jakiś głupawy dowcip? - pozwoliła sobie zapytać samą siebie na głos.
Lothrien - 2008-02-12, 21:20
:
Ciszy nie słyszała aż tak długo, bowiem Ell podjechała tuż za nią. Zgasiła swój silnik i rozejrzała się z niepokojem. Może O'Neil je wkręcał, w końcu byłby do tego zdolny.
-Pomyślmy... Najrozsądniej będzie zadzwonić, nie sądzisz?- i nie czekając na odpowiedz koleżanki jak powiedziała tak uczyniła.
Caylith - 2008-02-13, 18:01
:
Zaczęła sie kręcić niecierpliwie. Jedną z rzeczy których strasznie nie lubiła było całowanie klamki. Dała temu upust głośnym postukiwaniem do drzwi.
- Wiesz ty co? Coraz bardziej wydaje mi się, że to jakiś kiepski numer - mruknęła do Elly - jeszcze parę chwil i znikam stąd.
Dobry humor z początku popołudnia zaczął sie ulatniać.
Caylith - 2008-02-13, 21:06
:
Po kolejnych paru chwilach czekania spojrzała na Elly z rezygnacją.
- Chyba nici z imprezy Ell... zresztą mam fatalny nastrój w tym momencie i parę rzeczy do przemyślenia.Musze się przejechać i odświeżyć myśli, bo zgłupieje... cholerny Evan... Jakby co puść esa, ok?
Wsiadła do BMki i oparła ręce na kierownicy bijąc sie z myślami. Dopiero teraz tak naprawdę dotarło do niej to co w knajpce powiedział Evan. Oraz, że kompletnie nie wie co z tym zrobić.
- Fuck it - zaklęła bezradnie w końcu po czym odpaliła silnik i wycofała z podjazdu O'Neila
po czym zawróciła na ręcznym z efektownym piskiem opon. Musiała pomyśleć i znała tylko jedno miejsce w którym mogła to zrobić. Przyspieszyła i pognała ulicą.
Lothrien - 2008-02-13, 21:47
:
-Niech cię szlag girl.- rzuciła za kumpelą, ale bez większego żalu. W sumie robiło się późno. Impreza widocznie nie wypaliła, lub wręcz przeciwnie- była tak zajebista, że nie pozostał nikt przytomny by otworzyć drzwi. Ell rozejrzała się jeszcze dookoła, wzruszyła ramionami, wsiadła na motocykl i ruszyła przed siebie.
Nevi - 2008-02-14, 07:47
:
Marc miał lekką chwilę zamuły, ot, tak po prostu, czasami tak się mu zdarzało, że kompletnie ignorował otoczenie. No i zignorował też dzwonki do drzwi. Przynajmniej te pierwsze, bo potem się zerwał do barierek na dachu i szybko nacisnął guziczek, otwierający bramę.
Spojrzał nieprzytomnie na tych, kto tam stał, o ile jeszcze ktoś stał.
Derriuz - 2008-02-14, 19:00
:
- Co? - zapytał, lekko unosząc brwi, nie przestając się przy tym uśmiechać ani na moment.
- Czy ja wiem... - rzekł z udawanym namysłem - A na co masz ochotę, hm?
Gabi. - 2008-02-14, 23:36
:
-Ja na co mam ochote-zamyśliła się i pochyliła bardziej nad nim-Może na ciebie?-roześmiała się.
KapitanOwsianka - 2008-02-15, 22:01
:
Gra się nie toczy, to robimy przeniesienie akcji :P
Nevi - 2008-08-09, 19:16
:
Wróciłem byłem na chwilem.

Taksówka podjechała przed bramę do rezydencji O'Neilów, chwilę postała, a potem wysiadł z niej młody chłopak z długimi czarnymi włosami. Spojrzał najpierw na bramę i znajdującą się za nią częścią rezydencji, a potem rozejrzał się po okolicy. Cały czas tak samo, słonecznie i zielono, nie mgliście i mokro, bogowie, on naprawdę kochał być w domu.
Gdzie mój pilot? Fuck, gdzie mój pilot? - mruknął do siebie, szperając najpierw po kieszeniach, a potem po podręcznej torbie. Znalazł, pyknął guzik, brama rozsunęła się zgodnie z jego wolą.
Wszedł i znowu pyknął bramę. Obejrzał się za siebie, zaśmiał się do siebie, a potem rzucił torby na trawnik i runął do domu, żeby przywitać się z rodzicami.
Nevi - 2008-08-12, 17:50
:
Brama zaczęła odjeżdżać za nim jeszcze w znajomą sobie okolicę, wtoczył się powoli Marc w samochodzie. Jechał powoli, jakby w ogóle mu nie zależało, by wykorzystywać mocy cuda, którym jeździł.
Wjechał przez bramę, klyknął, żeby się zamknęła i poszedł w stronę siłowni na parterze swojego budynku. Po chwili wrócił tam ze starym, dobrym rowerem. Rama Arrow, całkiem miłe połączenie czerni i żółci, siodełko tragicznie niewygodne, prosta kierownica, miejsce na bidon, przerzutki, wszystko grało.
Znalazł jakieś proste zapinanie, a potem skierował się do swoich rodziców. Napisałem karteczkę: Jestem u siebie, kluczyki do Astona leżą na barze w klubie. Ja przesiadam się na rower. Jak coś, call me somehow.
KapitanOwsianka - 2008-08-12, 18:48
:
Przeniesienie akcji.
Nevi - 2008-08-18, 21:15
:
Wracanie do domu rowerem, okrążając całe miasto było znakomitym pomysłem. Tak znakomitym, że pot postanowił opuścić ciało Marca, mocząc go prawie od stóp do głów. Telefon już dawno padł, górę ubrania już wyrzucił, minęło prawie sześć godzin od wyjechania ze szkoły, a on dopiero wracał do domu.
Prysznic. Nauka.
Byle do jutra.
Nevi - 2008-08-20, 06:16
:
Zakończenie uczenia się uczcił dwoma papierosami, jeden był własnoręcznie skręcany i wypalony na dachu, na leżaku przy basenie, drugi był czarnym Diarumem, które trzymał w ustach, zbiegając po schodach. Wiedział już co będzie robił tej nocy, wyłączając krótki okazjonalny sen przed samym świtem.
Wypadł z domu, wsiadł na rower i pojechał. Po chwili można usłyszeć zbliżający się potrójny dźwięk, a potem zobaczyć Marca jak wypada w pełnym galopie na dziedziniec, a potem na ulicę.
Poklepał konia po szyi z czułością jaką rzadko okazywał ludziom, a potem wbił mu pięty w słabiznę i runął cwałem w dół ulicy.
Caylith - 2008-09-05, 22:08
:
Stała opierając się o samochód i mierząc rezydencję O'Neila bacznym spojrzeniem. Wejść? Nie wejść? W sumie ta impreza równie dobrze może zakończyć się katastrofą, jak i spokojnie. Chociaż patrząc wstecz - katastrofa była bardziej możliwa do przewidzenia.
Jeden kącik ust Erici Staunton podjechał do góry w lekkim uśmiechu, na wspomnienie śmierdzącej bomby... swoją drogą do tej pory nie miała pojęcia co sie wtedy z Evanem stało. Założyła ręce na piersi po raz kolejny przeżuwając pytanie czy zaryzykować i wejść wraz z innymi ludźmi do jamy mistrza ciętej riposty. Co zresztą miała innego do roboty? Czytać? Siedzieć w domu z nastroszonym ojcem? Otrząsnęła się. Wszystko było lepsze od tego... postanowiła zaryzykować. Gdyby tylko ktoś jeszcze znajomy był w okolicy. Rozejrzała się szukając swej wiernej podpory i jej dwukołowej bestii.
- C'mon Elly, where are u... - mruknęła potupując niecierpliwie noskiem buta w ziemię. W końcu znudzona oderwała się od auta i ruszyła w stronę wejścia. Ell ją odnajdzie w razie czego.
Sygin - 2008-09-05, 22:22
:
Anna patrzyła z irytacją na kolesia robiącego jej drinka. Bo knocił sprawę.
- Nie nie nie... całkiem źle to robisz facet. Watch and observe - odgoniła go od barku i sama zaczęła mieszać mohito dla siebie - najpierw to ... potem to... shake it... and voila!
Z zadowolonym okrzykiem przelała drinka do szklanki.
KapitanOwsianka - 2008-09-08, 19:48
:
Anna:
Hej, hej, hej! usłyszała za sobą i zanim zdążyła, wiedziona instynktem, odstawić swojego drinka, czyjeś silne ręce uniosły ją w powietrze, a chwilę potem uściskały. Kiedy stanęła wreszcie na ziemi porywaczem okazał się być Chase. Słyszałem już dobrą nowinę! Co prawda z Twoimi marnymi umiejętnościami, aż nie chce mi się wierzyć, że Cię przyjęli, ale... Skoro tak, to może dostrzegli w Tobie coś więcej niż ja. puścił jej oczko.

Erica:
Już z daleka dało się słyszeć ten charakterystyczny warkot silnika. Tak głośno w tej okolicy jeździła tylko Impala Maxa. I rzeczywiście po kilku chwilach czarny samochód z chromowanymi elementami wtoczył się na podjazd.
Samochód zatrzymał się, a silnik po chwili zgasł. Ze środka zaś wysiadł w pełni uśmiechnięty Parker.

Retrospekcja: Parker's house
Do końca retrospekcji nikt inny nie pisze :P chyba, że ktoś bierze udział w scence ;)

KapitanOwsianka - 2008-09-08, 19:56
:
Koniec retrospekcji.
Sygin - 2008-09-08, 20:12
:
- Ha! Stevens! - zaśmiała się odwracając i opierając o barek z założonymi na piersi rękoma - rzeczy, w które ty nie wierzysz, nie widzisz i nie rozumiesz jest więcej niż gwiazd na niebie, więc nie jest to nic niezwykłego - rzuciła poetycznie z całkiem nie poetycznym krzywym uśmiechem - dostałam się z palcem w nosie i 10 lokatą. Chyba byli zadowoleni z mego występu. How did you know about it anyway? - kiwając miękko bioderkami do muzyki jaka doleciała do niej ponownie się uśmiechnęła z zadowoleniem.
- Chcesz drinka? Czy nie wierzysz również że potrafię zrobić jakiegokolwiek chcesz? - puściła mu oko częściowo sie odwracając i mieszając swoje własnoręcznie zrobione mohito.
Caylith - 2008-09-08, 20:40
:
Na swoje szczęście Erica zdążyła odejść już spory kawałek od samochodu, ale nieszczęsny hałas Impali podziałał jak smyczka na energicznie idącą dziewczynę. Zamarła w pół kroku zastanawiając się szybko co robić. Ostatecznie rzuciła okiem do tyłu i z lekkim zdziwieniem zauważyła uśmiech jakiego nie widziała od... - szybko policzyła w myślach - ... co najmniej od 3 miesięcy. Pokiwała głową. Uśmiech nie przeznaczony dla niej.
- Ciekawe... - zaszemrała sama do siebie po czym pokręciła głową i w nastroju odrobinę cięższym niż wcześniej odwróciła się by podjąć wędrówkę. Żeby się z nim zmierzyć (a zapewne będzie musiała to zrobić) potrzebowała czegoś więcej niż własnej odwagi i czupurności, które jakoś nagle wyparowały. Potrzebowała... sama nie wiedziała czego. Ale przed domem O'Neila tego nie znajdzie.
Eithel - 2008-09-09, 12:33
:
Różowe ferrari spokojnie wjechało na plac przed domem O'Neila. Przez chwilę Lindsay spoglądała jeszcze w lusterko, poprawiając i tak już perfekcyjny makijaż. Wysiadła z samochodu niczym prawdziwa gwiazda filmowa, po czym niespiesznym krokiem udała się w kierunku drzwi wejściowych.
- Show must go on... - westchnęła cicho i by się uspokoić pociągnęła łyka ze swojej piersiówki.
KapitanOwsianka - 2008-09-09, 18:22
:
Anna:
Chase uśmiechnął się tajemniczo, a na pytanie o drinka odpowiedział tylko przeczącym ruchem głowy. Wiedziałem, że się dostaniesz. Jesteś po prostu świetna. puścił jej oczko. Wiesz już kiedy zaczynasz zajęcia i kto będzie Twoim opiekunem?

Linds:
Dogonił ją Max. Bezceremonialnie zarzucił rękę na jej ramiona i przycisnął policzek do jej policzka. Cześć mała! Jak się miewasz? zapytał z uśmiechem. Od dawna nie rozmawiali ze sobą, ale chyba rozstanie z Ericą i jakieś ciężkie przeżycia, o których gorąco plotkowano ostatnio chyba nie specjalnie wpłynęły na niego. No może poza tym, ze wyglądał mizerniej niż zwykle i szczuplej.
Sygin - 2008-09-09, 20:18
:
Dokończyła mieszanie swego mohito i pociągnęła łyczka z zastanowieniem na twarzy.
- Well, thank you. Czasem masz przebłyski rozumu, Chase. - prychnęła z rozbawieniem na komplement. - Tak w sumie... - dodała cicho - to dostałam się. Ale nie zdecydowałam jeszcze czy tam pójdę. - wpatrzyła się najwyraźniej z fascynacją w kolor podłogi przy barku.
Caylith - 2008-09-09, 21:18
:
Weszła do środka. Jak zwykle tłumy na imprezie - niczego innego się nie należało spodziewać. To jej w sumie odpowiadało. Nikt nie będzie zwracał zbytniej uwagi na jeszcze jedną dziewczynę. Może jakoś uda jej się zgubić.
Ricky potoczyła wzrokiem po obecnych z poważną miną. Radosne iskry które od zawsze były w jej oczach - znikły jakiś czas temu i nie pojawiały się już od dłuższego czasu. W jakiś sposób wydawała się zarazem twardsza ale i jakoś bardziej krucha. Może odpowiedzialnością za ten wygląd należało oskarżyć odrobinę szczuplejszą twarz częściej zamyśloną niż z półuśmiechem... Tak czy inaczej zauważyła Annę przy barku ale rozmawiającą z tym gościem od dziwnego tańca. Wydawała się być zadowolona z towarzystwa, więc Ricky postanowiła jej nie przeszkadzać i dyskretnie by nie zakłócać dyskusji zaczęła szukać tam jakiegoś piwa. Jakoś trzeba było przetrwać a słaby alkohol mógł jej wydatnie pomóc. Przynajmniej do czasu aż nie pojawi się Ell lub Evan.
Eithel - 2008-09-10, 16:04
:
Linds ostatnio miała zbyt wiele własnych problemów, by przejmować się tym, co się dzieje u innych. Słuchała plotek jednym uchem, a wypuszczała drugim. Może coś tam słyszała o rozstaniu Ricky i Maxa, ale trudno powiedzieć czy coś z tego do niej trafiło. Uśmiechnęła się do chłopaka, nieco zszokowana jego zachowaniem i lekko musnęła ustami jego policzek.
- Great, fucking great... And what about you? - uśmiechnęła się promiennie, ale oczy zdradzały coś innego. Przede wszystkim stan lekkiego upojenia.
KapitanOwsianka - 2008-09-10, 22:09
:
Zdaje się jednak, że Max też nie bardzo chciał zauważyć problem przyjaciółki. Na pytanie enigmatycznie wzruszył ramionami i pchnął drzwi do tak zwanego bawialnego domku O'Neilów, który był większy niż cały dom Parkerów. Weszli oboje i owionęła ich muzyka, którą ciężko było przekrzyczeć. Po chwili tłum ich rozerwał i rzucił w dwie przeciwległe strony sali.

Anna:
Więc jednak... Nie byłaś warta mojego czasu. powiedział dość smutno Czyś Ty zgłupiała do reszty? Często dostajesz dar od losu co? Często wygrywasz na loterii? przewrócił oczami i chwycił ją za ramiona Ta szkoła to Twoja szansa. Ale Twoja, więc od Ciebie zależy czy ją wykorzystasz. Ja bym pojechał na Twoim miejscu... Bo przecież co Cię tutaj trzyma?
Sygin - 2008-09-10, 22:26
:
- Myślisz, że tego nie wiem? - zapytała go ostrzej niż miała zamiar, nagle przestając się interesować podłogą i skupiając spojrzenie ciemnobrązowych oczu na jego oczach - Według ciebie po co tyle się męczyłam i starałam, żeby tam sie dostać, znosząc twoje docinki i słuchając cię wtedy kiedy miałam ochotę ci przyłożyć w mordę?
Pokręciła głową i wzięła ze trzy głębokie oddechy zagryzając wargę i starając się uspokoić.
- Co mnie tu trzyma... do tej pory myślałam, że to coś wartego przemyślenia wyjazdu - siadła na jednym ze stołków barowych i podparła bródkę na dłoni. Druga ręką odruchowo przebierała po błyszczącym łańcuszku na szyi - ale po tak długim czasie bez jednego słowa wyjaśnienia, bez najmniejszego smsa, nawet bez głupiego "odwal się" zaczynam myśleć, że nic mnie tu już nie trzyma.
Potrząsnęła głową nie mając ochoty gadać więcej na ten temat, co udowodniła jasno przeskakując na inny.
- Słuchaj ale skoro wiesz, że się dostałam, chociaż prawie nikomu nie mówiłam o tym, wiesz czego wymagają na przesłuchaniu i pytasz o termin rozpoczęcia i nauczyciela... czy ty masz jakieś powiązania z MSA? - popatrzyła na niego wzrokiem, w którym prośba "nie pytaj o poprzednie" i ciekawość mieszały się w jedno enigmatyczne spojrzenie.
Caylith - 2008-09-11, 10:00
:
Ricky znalazła wreszcie swojego Millera niechcący słysząc strzępki rozmowy Anny i tego chłopaka. Otworzyła butelkę i dyskretnie wyniosła się z bliskich okolic barku. Wyglądało na to, że nie tylko dla niej koniec roku był parszywy. Ale po Chillmanie nie spodziewała się czegoś takiego... widać z faceta zawsze wylezie typowy facet - bez względu na to jak miły sie wydawał.
Pokiwała smutno głową i znalazła sobie kawałek ściany bez obściskujących się par w bliskiej okolicy. Przyjrzała sie tłumowi ludzi, którzy flirtowali, podskakiwali gibając sie do muzyki, tudzież zwyczajnie się wydurniali albo prowadzili rozmowy. Ile tu mogło być, 200 osób? 300? I w sumie nikogo w tym tłumie z kim warto by zamienić słowo. Przymknęła oczy i przechyliła butelkę pociągając sporego łyka. Dobrze, że niedługo jej tu już nie będzie. Przełknęła piwo i odruchowo nadstawiła ucho - jeden kawałek się skończył i zaczął się drugi, którego o dziwo nie jarzyła. To ją zaintrygowało - jakaś muzyka, której nie jest w stanie przypisać ani do wykonawcy ani do tytułu? Nie może być... szczególnie, że brzmiało ciekawie. Rozejrzała się i idąc po natężeniu dźwięków jak po sznurku do kłębka odnalazła w końcu sprzęt grający i ku swemu zachwytowi stosy płyt. Pociągnęła jeszcze jednego konkretnego łyka i zaczęła w nich grzebać z zafascynowaniem.
KapitanOwsianka - 2008-09-11, 10:32
:
Anna:
Chase spojrzał na nią lekko przekrzywiając głowę i raz jeszcze przewrócił oczami No właśnie nie wiem po co tyle się męczyłaś, skoro teraz zastanawiasz się nad wyjazdem. pokręcił głową i chyba zbierał się do odejścia. Hej, nie spotykaliśmy się dla przyjemności. To nie były randki, nie chodziliśmy za rączki... Miałem Cię czegoś nauczyć. Widać się udało, więc metody nie będziemy kwestionować.

Nagle Anna zobaczyła machającego do niej Parkera, powoli zbliżał się próbując przebić się przez tłum.
Sygin - 2008-09-11, 10:47
:
- So you won't answer, huh? Typical - pokręciła głową mrużąc oczy i pociągnęła łyka ze swego drinka - dowiem sie tak czy inaczej. - uśmiechnęła się lekko i zauważywszy zbliżającego się Maxa machnęła mu ręką. Po chwili znów rzuciła okiem na Chase'a. - Anyway, I owe you one for your help. Mogę ci postawić piwo kiedyś przy okazji.
Noise - 2008-09-12, 10:34
:
Z daleka już było słychać bulgot silnika, który z każdą chwilą zbliżał się do posiadłości O'Neila coraz bardziej. Gdy jeździec zatrzymał swój pojazd na wolnym miejscu okazało się, iż jest to nie kto inny jak Evan we własnej osobie, tyle że tym razem przybył na dwóch, a nie na czterech kółkach. Chłopak zsiadł z motocykla i zdjął okulary przeciwsłoneczne z oczu. Rozejrzał się dookoła, po czym zadowolony ruszył do domku w którym impreza rozkręcała się w najlepsze.
KapitanOwsianka - 2008-09-12, 12:20
:
Chase uśmiechnął się Jeśli chcesz spłacić ten dług, to jedź do MSA. Przynajmniej spróbuj. Jeśli Ci się nie spodoba, wtedy zrezygnujesz, ale lepiej wycofać się z czegoś co Ci nie odpowiada, niż potem płakać, że się czegoś nie podjęłaś. puścił jej oczko, a potem zauważył zbliżającego się Maxa Uuu... Twój chłoooopak. uśmiechnął się raz jeszcze i szturchnął ją lekko w ramię na pożegnanie. Po chwili gdzieś zniknął w tłumie.
Sygin - 2008-09-12, 13:00
:
Miała wielką ochotę walnąć czołem w blat ale się powstrzymała: to by wyglądało co najmniej dziwnie. Zamiast tego zaczęła się śmiać i gdy Max się w końcu pojawił obok zwróciła na niego mordkę z krzywym łobuzerskim uśmiechem.
- Hi my cute sweet honey - zrobiła dzióbek z ust i zatrzepotała rzęsami w karykaturze romantycznej miny - właśnie zidentyfikowano cię jako mojego faceta. Ciekawe, że ja nic o tym nie wiem - zachichotała z rozbawieniem. Przyjrzała się Maxowi zastanawiając się czy zapytać jak się ma, chociaż na pierwszy rzut oka miał się średnio. Postanowiła więc być oryginalna i zapytała:
- Wanna something to drink? Wprawdzie nie jestem barmanem ale mam bliżej do napitków. Drinka? Wody? Strychniny w płynie? - popiła swego mohito z lekkim uśmiechem w oczach.
KapitanOwsianka - 2008-09-13, 17:59
:
Uśmiechnął się ciepło, ale za drinka podziękował. Nie, niedługo siadam za kółko... Chciałem z Tobą pogadać, ale... Może potem. Co u Ciebie? Dawno nie gadaliśmy? zapytał z uśmiechem i zajrzał w brązowe oczy dziewczyny To zabawne. Znamy się od małego, nie zdziwiłbym się gdybym stracił z Tobą dziewictwo, a jakoś nigdy nam przez głowę nie przeszło by spróbować. wzruszył ramionami i obejrzał się za jakąś laską przechodzącą obok.
Sygin - 2008-09-13, 18:35
:
Spojrzała na niego z ogłupieniem krztusząc się mohito. Kaszlnęła parę razy i odstawiła drinka.
- Are you kiddin'? Stracić dziewictwo? Z tobą? - prychnęła śmiechem - Iuuuu... I mean... nie to, że jesteś jakiś paskudny, ale... iuuu!! - skrzywiła się nieco - to tak jakby myśleć o zrobieniu tego z bratem! - znowu wybuchnęła ciepłym śmiechem, wstała i uściskała go mocno lądując nosem mniej więcej w połowie jego klaty.
- Jestem tu teraz. I jak znam życie zaraz znikniesz i znowu nie pogadamy. So, come on... what's up... - wyciągnęła rękę i odwróciła jego głowę od laski. Nie lubiła jak się jej nie słucha,
- Ej... pay attention, man... podrywać pójdziesz później. Jak Boga kocham wolałam cię jak byłeś z... - urwała i szybko połknęła resztę zdania. Zamiast tego uśmiechnęła się przepraszająco. Szybko zmieniła temat. - U mnie? Wygląda na to, że jednak pójdę do MSA. Chillman mnie olał doszczętnie. - wzruszyła ramionami jakby to jej w ogóle nie obeszło. - Ale zanim pojadę do MSA wrócę do Pittsburga sprawdzić czy starzy pamiętają jeszcze, że mają córkę. Wyjeżdżam jutro. A ty co planujesz na wakacje? - pociągnęła go na krzesło zdecydowana dowiedzieć się jak sobie radzi i co u niego bez względu na to czy zechce powiedzieć czy nie imając gdzieś czy zaraz będzie gdzieś jechał. Wbrew pozorom czuła się strasznie samotnie a konwersacja odwracała uwagę od tego.
KapitanOwsianka - 2008-09-15, 12:34
:
Max uśmiechnał się pod nosem tak jakoś smutno w momencie, kiedy połknęła zdanie. tak, też się wtedy wolałem. uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, ale zaraz wrócił Chillman to dzieciak... ale i tak nie spodziewałem się po nim czegoś takiego. Z drugiej strony zawsze może być jakieś wyjaśnienie... Może go porwali, albo coś? uśmiechnął się szczerzej Dostałaś się? Super! przytulił ją raz jeszcze Tylko co ja bez Ciebie pocznę? wypuścił ją z objęć i westchnął Na wakacje? Uciekam... Znaczy, muszę się stąd wyrwać. Impala nareperowana, więc pojadę...
Sygin - 2008-09-15, 14:46
:
- Ej będę cię odwiedzać, więc sie nie bój. Bez mego rozumu nie zostaniesz. O ile nie uciekniesz za daleko. Gdzie w ogóle jedziesz? - uśmiechnęła się ciepło patrząc na niego z zastanowieniem. Wyglądała tak jakby miała wielką ochotę zadać jedno pytanie ale nie bardzo wiedziała czy jej wolno. W końcu to są prywatne sprawy a tyle plot narosło wokół niego i... i Erici, że nikt w końcu nie wiedział dlaczego stało się tak a nie inaczej. Widać było, że było mu źle ale skoro nic nie mówił to pewnie wolał, żeby mu nie grzebać w życiu. Chociaż... Anna spojrzała mu w oczy.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytała cicho wiedząc, że domyśli się o co ona pyta. A nuż potrzebował a bał sie cokolwiek pisnąć do kogokolwiek. Tyle, że ona nie była kimkolwiek.
Caylith - 2008-09-15, 14:59
:
Akurat ten moment wybrała sobie pechowo Ricky by wybrać się po następne piwo. Z płytą w ręce, której spis piosenek czytała (okazało się, że kawałek był remixem Rage against the Machine) wyszła zza rogu kiwając pustą butelką w drugiej ręce. Zatrzymała się by odłożyć ją i wyjąć kolejną butelkę i w tym celu oderwała wzrok od płyty. By znaleźć się oko w oko z Parkerem i Anną. Zastygła w miejscu i lekko poszarzała na twarzy. W oczach błysnął głęboki smutek ale szybko je odwróciła od blondyna by nie miał okazji zobaczyć niczego więcej. Pudełko z płyty wylądowało na blacie a Ricky skupiła sie pilnie na wybieraniu butelki.
- Hi... - dobiegł ich tylko cichy szmer. Coś trzeba było powiedzieć bo to zakrawało na kompletnie dziwną sytuację. - Już mnie nie ma tylko piwo sobie wezmę.
Eithel - 2008-09-15, 16:54
:
Linds tymczasem zdążyła już opróżnić całą piersiówkę, która przed imprezą była wypełniona na full wyborną, starą szkocką. Bardzo mocną. Zupełnie nie przejmowała się tym, że przyjechała swoim różowym ferrari - jakoś wróci do domu. Albo i nie. Zresztą po co? Żeby dalej słuchać tych wszystkich wrzasków i patrzeć jak jedno z jej rodziców pakuje walizkę, by godzinę później znów ją rozpakowywać?
Trzeba przyznać, że miała już niezłą wprawę w piciu. Trzymała się prosto, mówiła całkiem składnie i logicznie (zresztą w większości przypadków odpowiadała jedynie na pozdrowienia), tylko policzki miała nieco zaróżowione i jej oczy nienaturalnie błyszczały. Kiedy dotarła do barku, by napić się na koszt gospodarza napotkała tam dziwną scenkę. Nie zadała sobie jednak trudu, by się do kogokolwiek odezwać. Po prostu ze stoickim spokojem napełniła swoją piersiówkę szkocką po brzegi, i opierając się o blat plecami wypiła sporego łyka.
KapitanOwsianka - 2008-09-16, 16:15
:
Erica i Anna:
Nie ma o czym... i w tym momencie pojawiła się Erica.
Max podniósł na nią nieco spłoszone spojrzenie, ale zaraz uśmiechnął się, może trochę niepewnie. Cześć Ricky... Nie musisz uciekać. Przecież to, że się rozstaliśmy nie przekreśla tego co łączyło nas i naszych przyjaciół.

Linds:
Lindsay? usłyszała, a koło niej stanął nie kto inny tylko Nathan.

Retrospekcja: przeniesienie akcji do Rezydencji państwa McNammara
KapitanOwsianka - 2008-09-17, 20:46
:
Koniec retrospekcji.
Caylith - 2008-09-17, 21:10
:
Podniosła z powrotem na niego oczy. Były szare nie zielone. I kompletnie pozbawione radości życia. Ricky wyglądała na starszą niż swoje prawie 17 lat.
- Coś łączyło... dobrze powiedziane, Parker. Łączyło. Teraz już w sumie nic nie łączy. Dzięki tobie. Nawet przeszłość. I don't wanna remember how fine it was 'cause it hurts too much... at least for now. - odpowiedziała cichym, spokojnym głosem stwierdzającym fakt, który mógł dotrzeć tylko do niego i może do Anny i zaczęła się mocować z kapslem butelki. Okres gniewu miała już za sobą. Dokładała starań by wyglądać spokojnie i godnie ale w rezultacie wyglądała jak szczeniak moknący na deszczu. - A co do przyjaciół, ja mam ich tylko dwoje własnych. Reszta to twoja drużyna, w której się tylko zupełnym przypadkiem znalazłam.
Noise - 2008-09-17, 21:11
:
Evan stojąc w wejściu rozejrzał się na dookoła w poszukiwaniu znajomych twarzy. Jednakże szybko doszedł do wniosku, że lepiej będzie, gdy najpierw znajdzie sobie piwo, a dopiero potem zajmie się szukaniem kumpli. Pamiętając mniej więcej położenie barku ruszył w tamtą stronę z zamiarem wzięcia sobie czegoś do picia. Znalazłszy się przy składzie alkoholowym jakież było jego zdziwienie gdy ujrzał w tym miejscu Maxa, Erikę i Annę z dziwnymi minami. Podszedł do Anny i cmoknął ją w policzek na powitanie. - Hi Anna. - a następnie stanął przed Parkerem - Hey dude. We need to talk later. - powiedział wyciągając w jego stronę dłoń do uściśnięcia. Na sam koniec podszedl do Ricky, która wydawała się najbardziej dotknięta tym spotkaniem - Hey. Wszystko gra? Może przejdziemy w spokojniejsze miejsce? - zapytał sięgając po piwo, po czym otworzył je zębami i wypluł kapsel na dłoń, a ten wrzucił do jednej z kilku pustych szklanek stojących obok.
Sygin - 2008-09-17, 21:36
:
- Hi man... - odpowiedziała nieco zdziwiona powitaniem Evana i poklepał go po ramieniu. Widać on nie miał problemów Erici. Ale też jego nikt nie zostawił. I nie było mu źle. A czarnulce tak. I Parkerowi też sądząc po jego minach i hasłach. Anna stwierdziła, że ma dość ich krygowania się. I jeszcze Erica wali dziwne hasła. Na moment sie rozzłościła ale szybko to przełknęła: z wariatami i nieszczęśliwymi kobietami trzeba ostrożnie. Zatem oparła łokcie na blacie i popatrzyła łagodnie na Ricky.
- What a hell are you talking about? Ja jestem twoją przyjaciółką. A nawet jeśli nie przyjaciółką to kimś więcej niż zwykłą koleżanką. W końcu we dwie roznosiłyśmy siatkarki na plaży team za teamem. No i się wspierałyśmy w kwestii gości - łypnęła okiem na Maxa i przez dłuższą chwilę nie spuszczała z niego uważnego spojrzenia. Nie będzie go pouczać bo sam wiedział co robi zostawiając dziewczynę. Czas pokaże czy tego nie pożałuje. O ile już tego nie robi... - chociaż niekiedy ich zachowania mnie też czasem zadziwiają. - dokończyła uśmiechając się współczująco i z krającym się sercem patrząc na to nieszczęśliwe stworzenie jakie było niedawno Ericą Staunton.
Eithel - 2008-09-18, 10:02
:
Odsunęła piersiówkę od ust i instynktownie schowała ją za plecami. Podniosła zamglony wzrok na chłopaka i przez chwilę zastanawiała się kim on do cholery jest i czego może od niej chcieć. Resztki świadomości podpowiedziały jej jednak, że to Nathan. Widocznie jeszcze nie była aż tak bardzo pijana.
- That's my name. - wyszczebiotała nienaturalnie wysokim głosem. Bez słodyczy.
KapitanOwsianka - 2008-09-18, 11:12
:
Erica, Anna i Evan:
Max w milczeniu kiwnął głową na znak, że zgadza się co do spotkania później i uścisnął dłoń Ballmera. A potem z groźną minął spojrzał na Ericę. Nie rób tragedii i scen. powiedział jakby był zmęczony Wina nigdy nie leży po jednej ze stron, ale skoro tak chcesz, to powiedzmy, że to dzięki mnie. A co do przyjaciół, to myślę, że "mój Team" to też Twoi przyjaciele i zapominając o nich, bardzo ich krzywdzisz. Ale jak tam sobie chcesz. puścił do Anny oczko na pożegnanie Widzisz, ja chcę pamiętać co nas łączyło zatrzymał się jeszcze na chwilę bo mięliśmy naprawdę fajne momenty... Ballmer, jeśli chcesz pogadać ze mną to spiesz się, bo niedługo wyjeżdżam.
Objął ramieniem Annę i przytulił lekko na pożegnanie, po czym odwrócił się i odszedł, ale tym razem bez żadnego lansu.

Lindsay:
Jesteś pijana? w Nathanie krew zawrzała. Chodź, zabiorę Cię do domu, powinnaś się położyć. zauważył i wziął ją za rękę.
Caylith - 2008-09-18, 11:54
:
Zamarła z zaskoczeniem na twarzy ale zanim zdążyła wykrztusić słowo zaczął zbierać sie do odejścia. Tragedie? Ona robiła tragedie i sceny? I jeszcze odchodzi znowu mając ostatnie słowo? O nie...
- Evan zaraz będę do dyspozycji...but I've got to settle something once and for all... - odstawiła piwo i zanim Max zdążył zniknąć złapała go za ramię.
- Pozwól na słówko - powiedziała z miłym uśmiechem ale była po prostu wściekła sądząc po błyskawicach w oczach. Co ciekawe twarz była całkowicie spokojna. Rozejrzała się a potem kiwnęła głową w stronę wyjścia na taras bo tam akurat nikogo nie było - myślę, że jest coś do wyjaśnienia i tym razem dokończę to co zamierzam powiedzieć zanim znowu podkulisz ogon i uciekniesz schować się w swoją mysią dziurą do spółki ze swoją dumą. - mruknęła cichym głosem. - Chyba, że ucieczki to coś co jednak jest twoim ulubionym zajęciem... - oczy błysnęły na moment starą zapalczywością ale chwilowa furia minęła. Czekała z lekko kpiącą miną co zrobi, by wreszcie westchnąć ciężko i spuścić z tonu. Zmęczenie tą ciągłą walką i smutek pojawiły się ponownie w oczach - Ehh.. sorry for that... poniosło mnie. Talk to me Max... please... spokojnie. Jak ludzie cywilizowani.
Eithel - 2008-09-18, 18:05
:
- No! I'm just having great time with my best mate! - rzuciła mu szyderczo w twarz potrząsając piersiówką, po czym odwróciła się by odejść. Czarne szpilki projektu Alexandra McQueena zachybotały się niebezpiecznie, ale dziewczyna zdołała utrzymać się na nogach. Dopiero wtedy poczuła, że Nathan trzyma ją za rękę, co rozwścieczyło ją zupełnie. - I won't go with you ANYWHERE! - wycedziła przez zęby - A dom to ostatnie miejsce, w którym chce przebywać.
Sygin - 2008-09-18, 18:16
:
Anna westchnęła ciężko opierając bródkę na dłoniach. Max i Erica znowu z tego co widziała próbowali sie porozumieć ale miała nadzieję, że może chociaż raz obejdzie się bez warczenia. Ciekawe... tak wsiąknąć w siebie na rok a potem nie móc przez 2 miesiące sie dogadać... zresztą nie oni jedyni mieli problem. Linds warczała na Nathana. A ona i Chillman byli w rozsypce.
- It's gettin' better every day... - westchnęła ciężko do Evana, który był również świadkiem tych cyrków. - A myślałam, że początek wakacji to początek czegoś dobrego a nie koniec. A tutaj... ci są nieszczęśliwi i źli jednocześnie, ta jest pijana, ja wyjeżdżam... jedyną osobą, która powinna być zadowolona z życia w tym towarzystwie jesteś chyba ty. - uśmiechnęła sie lekko do niego i łyknęła mohito.
Noise - 2008-09-18, 21:01
:
Nie wiem, może. - powiedział Evan, po czym osuszył niemal połowę zawartości butelki. - Jak dla mnie to wszystko jest pogięte i im bardziej próbuję cokolwiek z tego zrozumieć, tym mniej rozumiem. Paradoks, prawda? - rzekł uśmiechając się kwaśno do Anny. - Myślę, że w tym mieście wszystko musi stawać na głowie. - rzekł zrezygnowany. Przyglądał się Erice i Parkerowi, lecz po chwili zarzucił ten pomysł i zaczął bezmyślnie przypatrywać się tłumowi imprezowiczów popijając przy tym piwo.
KapitanOwsianka - 2008-09-19, 11:35
:
Erica:
Max uśmiechnął się i kiwnął głową, chociaż przez moment, zaraz po tym "uciekaniu" wyglądało na to, że przysadzi jednym z tych swoich bolesnych tekstów. Oparł się o barierkę tarasu i wbił ciekawe spojrzenie w Ericę. O czym chcesz rozmawiać?

Linds:
Fine! powiedział i wypuścił jej rękę, a potem zmierzył ją spojrzeniem Rób jak uważasz, przecież jesteś mądrzejsza. Ale jeśli teraz ze mną nie pójdziesz... We're done... And I mean it. poczekał na jej odpowiedź.
Caylith - 2008-09-19, 12:04
:
Siadła na krzesełku tarasowym i wbiła wzrok w deski milcząc dłuższą chwilę.
- I love(d) you so much... - wyszeptała w końcu tak cicho i chyba bardziej do siebie niż do niego, że ledwo do niego to dotarło. Nie mógł mieć nawet pewności czy powiedziała to w czasie teraźniejszym czy przeszłym - Nigdy nie zależało mi na nikim tak bardzo...- urwała na dłuższą chwilę widać zbierając siły. W końcu znowu sie odezwała.
- W większości spraw masz rację. Było dobrze. I było tego więcej niż kilka fajnych momentów. W sumie to raczej tych kiepskich momentów było tylko kilka. I masz rację też co do tego, że nie tylko ty jesteś winny. Coś... też musiałam schrzanić - skrzywiła się nieco i potarła zmęczonym gestem oczy. - Ale mimo tego, że było dobrze, teraz nie powinno być tak jak jest. Popatrz.. przez ostatnie 2 miesiące albo omijamy sie szerokim łukiem, albo ignorujemy albo warczymy na siebie mówiąc nieprzyjemne rzeczy. It shouldn't be this way... Było dobrze ale powiedz mi czy naprawdę byłam tak straszną dziewczyną, tak fatalnym wyborem i kimś tak beznadziejnym, żeby mnie zostawiać? Nie próbując nic naprawić? Nawet się szczególnie nie starając? - popatrzyła wreszcie na niego ze smutkiem - nie było warto spróbować jednak kolejnej szansy choćby dlatego, że było nam fajnie ze sobą?
Sygin - 2008-09-19, 13:58
:
- Więc nie próbuj rozumieć. Po prostu przyjmij sprawy takimi jakimi są. I'm trying to deal with it this way, and you know what? It's not so bad... - zamruczała cicho znowu biorąc łyka mohito.
- To miasto jest wariackie. Pittsburg jest kompletnie inny. Inni ludzie, inna pogoda... nawet akcent mają inny. Ale jak stąd wyjadę myślę, że będzie mi tego wszystkiego trochę brak - westchnęła ciężko. - Zresztą kto wie.. może tak się stęsknię za tymi lansującymi się wariatami, że wrócę... - zaśmiała się cicho. Rzuciła okiem na Evana.
- I think you should talk to her not to him. She'll need you - powiedziała tak całkiem w eter bez tematu. W HH nie było sekretem, że Ballmer ma ciągle coś do Erici i nawet ona o tym słyszała. Ale może wreszcie teraz coś zrobi, skoro ona od 2 miesięcy nikogo nie ma. Szczerze mówiąc Anna miała nadzieję, że odjedzie ze świadomością, że przynajmniej jedna para się schodzi a nie rozstaje. To by było takie fajne zakończenie jej pobytu.
Noise - 2008-09-19, 15:59
:
- Nie mam zamiaru prawić morałów Parkerowi, ani dociekać dlaczego zachował się tak, a nie inaczej. Chcę tylko zapytać go o parę szczegółów zupełnie nie związanych z Ricky. - rzekł bezbarwnym tonem wpatrując się w butelkę od piwa. Wypił pozostałą ćwierć zawartości butelki i odstawił ją na bok biorą następną, i otwierając ją w ten sam sposób co poprzednią.
- Chciałbym jakoś jej pomóc, ulżyć jej w cierpieniu i być podporą. Cholera, czuję się taki bezsilny. - Evan wyglądał, jakby miał zamiar szybko się upić, bo gdy Anna spojrzała właśnie szybko osuszał drugą butelkę piwa. Oderwał od niej usta dopiero wtedy, gdy opróżnił ją do połowy, po czym beknął cicho z zamkniętymi ustami. - Sorry. - rzekł uśmiechając się nieco.
Sygin - 2008-09-19, 16:16
:
- O kolejny topiący smutki w alkoholu. If you excuse me... - po czym zabrała mu to piwo i podsunęła wodę mineralną - Czasem wystarczy by ktoś po prostu był. I to jest ta najbardziej potrzebna pomoc. Ale, Evan, pijany na nic się nie zdziałasz. Więc daruj sobie to piwo na razie, co? If you try to win her back... you've got to be sober, man. And with clear head. - dodała czując się dziwnie nieco. Oto podpowiada chłopakowi jak zdobyć dziewczynę, co do której nie miała pewności czy go chce. Może to błąd ale jak nie spróbuje to potem będzie się czuć jeszcze gorzej. - Now tell me... czy wiesz jak ona sie obecnie czuje w stosunku do jakichkolwiek związków? Odrzuca? Jest nieufna? A może czeka tylko na wykonanie pierwszego kroku? Pytam bo ja z nią prawie wcale nie gadałam od jakichś 2 miesięcy i wydaje mi się, że nikt tego nie robił poza tobą i Ell. - spojrzała na niego z zaciekawieniem szybko kombinując jak można mu coś podpowiedzieć.
Eithel - 2008-09-19, 18:30
:
Uniosła jedną brew w geście zdziwienia. Zostawi ją?! Żaden facet nigdy jej jeszcze nie zostawił. Nie miała zamiaru pozwolić na to, by zerwał z nią zanim ona to zrobi. Bo zrobi. Nikt nie będzie jej mówił, co ma robić. A co! No, ale na razie...
- Ok... - westchnęła ciężko, delikatnym gestem ujmując jego rękę - I'll follow you. - powiedziała miękko, wydawało się, że nagle otrzeźwiała - Tylko proszę... Nie zabieraj mnie do mojego domu. - dodała płaczliwym tonem.
KapitanOwsianka - 2008-09-19, 21:35
:
Erica:
Max westchnął i spojrzał przeciagle na Ericę. Skarbie, nigdy nie chciałem żebyśmy się kłócili. Wiesz, że jestem za przyjacielskimi rozstaniami, chociaż wiem, że to nie zawsze łatwe. umilkł na chwilę, jakby zastanawiał sie co dalej powiedzieć. Nie chcę Cię ranić, ale dla mnie tak różowo nie było. I mean najpierw Anna, potem Reachel, a teraz... przygryzl dolną wargę. Erica, my podświadomie do rozstania brnęliśmy. Ty podejrzewając mnie o zdrady, a ja... Zdaje się, że czekałem tylko na pretekst. Tak, czy siak... Jutro wyjeżdżam, więc już się kłócić nie będziemy. Uśmiechnął się rozbawiony.


Linds:
Nathan uśmiechnął się do Lindsay. Dobrze, zabiorę Cie na plażę, ale wreszcie będziesz musiała się zmierzyć z ojcem. Chodź. Tam porozmawiamy, bo muszę Ci coś powiedzieć. Ważnego. I pociągnął dziewczynę w kierunku drzwi.
Caylith - 2008-09-19, 22:30
:
Objęła się ramionami tak jakby zrobiło się jej nagle bardzo zimno. Potrząsnęła głową w zaprzeczeniu.
- Średnio mi się to trzyma kupy. Gdybyśmy podświadomie dążyli do tego żeby się rozpaść to byśmy tyle ze sobą nie wytrzymali. Poza tym słowa "kocham cię" nie padły by z żadnej strony - dodała ciszej. Spuściła głowę przyglądając się fakturze drewna podłogi, a przynajmniej tak to wyglądało.
- I can't be friends with you. At least for now. Za dużo było między nami, żeby teraz radośnie sie na to przerzucić. Ale kłócić się też nie zamierzam. Więc pewnie będziemy się omijać. Tak będzie lepiej. Może jak minie trochę czasu... dużo... to coś się zmieni. Not now. Not yet.
Pierwszy raz tego dnia na jej ustach pojawił się smętny ślad uśmiechu. Słaby, smutny i kompletnie bezradny. Szukając tematu który zapełniłby czymś jej głowę przyjrzała mu się ze śladem zainteresowania.
- Wszyscy gdzieś jadą... o mnie sobie matka przypomniała - skrzywiła się niemiłosiernie - i koniecznie chce mnie poznać. Wyjeżdżam za miesiąc do Europy. A ciebie dokąd niesie?
Noise - 2008-09-20, 13:56
:
- Anna, nie rozmawiam z nią na temat kolejnych związków. Nie mam zamiaru zyskiwać kosztem czyjegoś nieszczęścia. Wydaje mi się, że ona w tej chwili bardziej potrzebuje przyjaciela, niż kochanka. - rzekł spoglądając dziwnie na podstawioną przez Annę wodę, po czym odstawił ją na bok i odebrał jej swoje piwo. - Dwoma piwami się nie schlam. Poza tym nie topię żadnych smutków, bo takowych na chwilę obecną nie posiadam. - rzekł uśmiechając się lekko, lecz po oczach poznała, że humor nieco mu się poprawił i stał się weselszy. - Co ma być to będzie. - rzekł na koniec wyszczerzając się w szerokim uśmiechu i pociągnął łyk piwa.
Sygin - 2008-09-20, 14:42
:
Pokręciła głową.
- I warned you, man... tak czy siak nie będziesz w stanie logicznie myśleć jak coś. I sie okaże, że na przykład przeszarżowałeś przez to 1 piwo za dużo - odparowała z zadowoleniem. Przynajmniej ten nie był już smutny jak deszczowa niedziela. - and I ain't telling about being a lover. She needs a good friend. And you need her. Może coś będziecie w stanie z tego fajnego zrobić. Z korzyścią dla obojga - mrugnęła - Confidence, man - stuknęła swoim mohito w jego piwo.
Eithel - 2008-09-20, 18:22
:
Ważnego. Z pozoru niewinne słowo, zabrzmiało w jej głowie jak syrena ostrzegawcza. Postanowiła, że to ona pierwsza mu coś powie. Ważnego.
- Ok, let's go. - wyszła za nim z pomieszczenia.

Przeniesienie akcji
KapitanOwsianka - 2008-09-20, 21:18
:
Eithel, przenieś nas :)

Max uśmiechnął się pod nosem i spojrzał gdzieś w dal. Nie wiem... Z resztą wszelkie argumenty w takich sprawach to tak... Trochę o kant dupy. spojrzał na nią z uśmiechem Nie wiem dokąd jadę. Muszę się wyrwać z Newport. Za dużo tego wszystkiego było. Wypadek, koszykówka, Jess... Źle się tutaj czuję. powiedział i ruszył powoli w kierunku wejścia do budynku Poradzisz sobie... Trzymaj się mała...
Caylith - 2008-09-20, 22:01
:
Hallelujah

Wstała patrząc na niego z zastanowieniem.
- Mam jeszcze coś do ciebie. One small thing that I have to say. - odezwała się w końcu wtykając ręce do kieszeni spodni i zrobiła parę kroków w jego stronę zatrzymując się na przeciw niego.
- To był błąd. - oświadczyła spokojnym tonem. - To, że skończyłeś to co było między nami. Może ci się teraz wydaje, że to jedyna słuszna rzecz jaką mogłeś zrobić, but one of these nights you're gonna realise it. Nie dzisiaj... nie jutro... może i nie za miesiąc albo dwa ale zrozumiesz to. A wiesz dlaczego tak uważam? - zapytała cicho patrząc mu prosto w oczy z jakąś upartą pewnością na twarzy i w spojrzeniu, które wręcz kazało zastanowić się czy przypadkiem nie ma dziewczyna racji a on się nie myli - Because I'm the girl for you Max Parker - dokończyła z błyskiem w oku i całkowitą, absolutną pewnością tego co właśnie powiedziała. - You'll see. - cofnęła sie parę kroków tyłem w stronę zejścia z tarasu na plażę. - You'll see... - powtórzyła raz jeszcze z rękami w kieszeniach a potem odwróciła się od niego i ruszyła przez piasek wolnym krokiem zostawiając go za sobą w stronę, z której połyskiwały w pewnej odległości światła mola. Max został w tyle w odległym już kawałek od niej domu O'Neila. I w tym momencie Ricky ostatecznie uświadomiła sobie, że to koniec. Serce zakuło przez dłuższą chwilę tępym, mdlącym bólem. Zagryzając wargę przeklęła tą głupią nerwicę i to, że się tak przejmuje, ale ból nie chciał odejść. Dopiero po dłuższej chwili gdy usiadła już na piasku powoli się cofnął wraz z mroczkami sprzed oczu. Ale wraz z jego odejściem nadciągnęły wstrzymywane przez 2 ostatnie miesiące łzy. Objęła się ramionami, które zadrżały i pozwoliła im płynąć. Jedna... druga... oparła czoło na kolanach i przestała je liczyć.
Noise - 2008-09-21, 12:09
:
Widząc odchodzącą Ricky Evan wzdychnął głośno i powiedział do Anny - I think I gotta go. Take care Anna. - powiedział odstawiając butelkę z niedopitym piwem i pocałował dziewczynę w policzek na pożegnanie. Podszedł szybko do Parkera, nim ten się ulotnił i powiedział - Nasza rozmowa chyba będzie musiała poczekać. Ale chciałem tylko wiedzieć, czy wszystko u Ciebie w porządku i jak się miewa Impala. - rzekł, po czym klepnął Maxa po przyjacielsku w ramię i poszedł w stronę plaży w poszukiwaniu Ricky. Szukając dziewczyny długo się zastanawiał, co ma powiedzieć, lecz nagle wydało mu się, że słowa są bezcelowe. Podszedł cicho do Ricky, usiadł koło niej i otoczył ramieniem. Przytulił ją w ciszy dając odrobinkę pocieszenia.
KapitanOwsianka - 2008-09-21, 20:57
:
Max odprowadził Ericę wzrokiem, a potem oparł się o barierkę i spojrzał w kierunku mola. Chwilę nad czymś myślał, wreszcie wyjął obrączkę zza koszulki i przyjrzał się jej. Wreszcie westchnął i odłożył ją na drewnianą poręcz Może kiedyś... westchnął i wrócił do sali, gdzie odnalazł Annę i swoją pseudo wojskową kurtkę z jakimiś napisami o jego korpusie mechanicznym. Uśmiechnął się do dziewczyny. Zbieram się... Załatwiłem już wszystkie sprawy, ale może masz ochotę na lody? Ja stawiam, tak na pożegnanie.
Sygin - 2008-09-21, 21:05
:
Pokiwała głową. Wszyscy wszystko załatwiali na koniec. Evan pognał na plażę a Max wrócił. Skręcało ją z ciekawości o czym rozmawiali ci wszyscy ludzie, ale Anna wiedziała kiedy ją powściągnąć.
- Sure, sweetie. Zawsze mam ochotę na lody, chociaż pożegnalne nie brzmią aż tak smacznie. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Dokończyła mohito i objąwszy go ciepło w pasie ruszyła z nim tam, gdzie życzył ją sobie zabrać. Ostatni dzień w Newport zamierzała do końca spędzić z najbliższym przyjacielem.
Caylith - 2008-09-21, 21:30
:
Ukryła twarz na jego piersi i dosłownie przylgnęła do niego otaczając go ramionami w próbie ukojenia smutku i samotności. Jakby był ostatnią stałą rzeczą jaka jej pozostała w małym, własnym, walącym się świecie. Bo w sumie był. Ricky łykając łzy uświadomiła sobie, że Evan był zawsze przy niej od momentu gdy sie poznali. I zawsze ją wspierał cokolwiek by się nie działo. Prawda, było kilka spięć - ale żadne nie naruszyło nawet ich przywiązania do siebie i zawsze jakoś wracali do bycia przyjaciółmi. No właśnie... przyjaciółmi. Tyle, że Erica nie była już taka pewna czy to jedynie przyjaźń. Evan był ważny i nagle zaczęła sobie zdawać sprawę jak wiele dla niej znaczył. Nie przetrwała by bez niego i Ell tych koszmarnych ostatnich miesięcy. Był tym ramieniem na którym się wypłakiwała, podporą, i wyrozumiałą ciszą wtedy kiedy jedynie cisza pełna zrozumienia mogła jej pomóc. Był... Evanem. A ona go potrzebowała jak nikogo więcej na tym świecie. Nie romantycznie - kolejnego zadurzenia się w chłopaku bała sie teraz jak ognia. Ale pod każdym innym względem. Tylko jak mu to przekazać prosto, krótko i bez jakichś głupich plątanin słownych? Zaczęła myśleć gorączkowo, podczas gdy drżenie ramion powolutku ustępowało pod wpływem jego ciepłych ramion i własnego myślenia. Jak mu powiedzieć, że jej na nim zależy... jak...
Powoli uniosła głowę z jego klatki piersiowej. Na policzkach schły łzy a oczy błyszczały przemyte nimi gdy popatrzyła w jego twarz nadal z odrobiną smutku w oczach ale i z czymś czego nie było tam od dawna - z nadzieją. Wyszeptała bezgłośnie jego imię i w tym momencie w jej głowie pojawił się jedyny sposób przekazania tego co chciała tak jak chciała. Wyciągnęła dłoń i musnęła palcami jego policzek z rodzącą się powoli czułością na twarzy a potem przechyliła głowę i pocałowała go lekko w usta wkładając w ten pocałunek wszystko to co czuła.
Noise - 2008-09-22, 09:13
:
Roads

Evan z początku wydawał się zaskoczony tym obrotem spraw, widać nie spodziewał się tego pocałunku. Jednakże szybko doszedł do siebie i odwzajemnił pocałunek. Oplótł ją mocno ramionami i przytulił do siebie. Gdy pocałunek się skończył Evan uśmiechnął się czule i otarł jej policzki z łez wciąż nie odzywając się ani słowem. Widać uznał, że wszelkie słowa są tu zbędne i przytulił Ricky do siebie gładząc uspokajająco jej włosy.
KapitanOwsianka - 2008-09-22, 09:37
:
Świetny kawałek Noise!

Przeniesienie akcji, bo tutaj aż się o takie prosiło. To jeszcze nie końcówka ;) tylko klimatyczna panorama.

Ciąg dalszy na Molo

KapitanOwsianka - 2008-09-22, 20:22
:
Erica siedziała sama skulona w kulkę na plaży niedaleko domku do zabaw O'Neilów. Jedna łza spłynęła po jej policzku, potem druga i trzecia, chociaż było ciepło to jej było wręcz przerażająco zimno i samotnie. Nagle zaczęła pojawiać się postać stojącego nad nią Ballmera, postać zniknęła i pojawiła się tuż nad nią okrywając ją swoją kurtką, a potem tuż koło niej obejmując ją ramieniem.

... Czasem znajduje się wtedy ktoś inny, kto okazuje się ważniejszy niż poprzedni, na kogo rzeczywiście mogliśmy liczyć zawsze, chociaż nie dostrzegaliśmy tego początkowo...

Ciąg dalszy w Rezydencji Chillmanów