Zaginiona Biblioteka

Newport Beach - Boisko do kosza

KapitanOwsianka - 2008-02-11, 22:24
: Temat postu: Boisko do kosza
Więc to tutaj grają ci, którzy nie załapali się do drużyny?

Ej stary nie łam się. To co z tego, że drużyna koszykarska śmieje się z ludzi grających w streetball. Tutaj przynajmniej człowiek się dobrze bawi i nie martwi o to ile punktów zdobędzie. Co prawda niewiele osób tutaj przychodzi, bo w Newport niemodnie jest grać w kosza na boisku w parku, ale paru ziomali tutaj znajdziesz. Nie żartuj? W Chino też grałeś w kosza?
KapitanOwsianka - 2008-02-11, 22:27
:
Boisko było puste, no ale czego się spodziewać, skoro w Newport rzadko kto chodzi do parku by grać w kosza. Parker przychodził tutaj zawsze kiedy chciał być sam, a przynajmniej kiedy zdawało mu się, że chce być sam. Miał pewność, że tutaj nikogo nie spotka. Siadł na stoliku i oparł nogi na ławie przed nim. Musiał pomyśleć. Wsunął ręce w kieszenie dżinsów i wbił wzrok w asfaltowe podłoże.
Noise - 2008-02-12, 22:10
:
Evan zostawił swoje auto na pobliskim parkingu, zabrał z niego plecak i poszedł na boisko. Po drodze wyciągnął z niego piłkę i odbijał ją na przemian prawą i lewą ręką idąc w stronę boiska. Jakież było jego zaskoczenie, gdy ujrzał tam Parkera siedzącego samotnie na stoliku i najwyraźniej pogrążonego w myślach.
- Cześć Max. - zagadnął uśmiechając się przyjaźnie. Złapał piłkę pod lewe ramię i wyciągnął prawą dłoń w kierunku Parkera. - Długo już tu siedzisz? - zapytał siadając obok niego.
KapitanOwsianka - 2008-02-12, 22:14
:
Max zmierzył go spojrzeniem, które raczej mówiło, że za wcześnie na wyciąganie rąk w jego kierunku szczególnie przez kogoś, kto zepsuł mu niedawno imprezę. Wyjął wreszcie ręce z kieszeni i zeskoczył z ławki. Wystarczająco długo by mieć dość. powiedział spokojnie i puścił mu oko Trzymaj się Ballmer... włożył ręce w kieszenie i ruszył w kierunku parkingu. Ktoś zbezcześcił mu świątynie dumania.
Noise - 2008-02-12, 22:44
:
- Max, czekaj. - Evan podbiegł do niego natychmiast. - Chciałem Cię przeprosić za to, co zrobiłem na imprezie u O'Neila. Uratowałeś mi tyłek już dwukrotnie i należą Ci się szczere wyjaśnienia. Możesz mnie skreślić, ale chociaż wysłuchaj tego, co mam Ci do powiedzenia. - poprosił go. Widać było, że zależało mu na tej rozmowie.
KapitanOwsianka - 2008-02-12, 22:50
:
Słuchaj Ballmer, zdaje się, że nie łapiesz aluzji zbyt dobrze, tak? zapytał dość kwaśno nie zatrzymując się Nie pomyślałeś dlaczego siedziałem sobie tutaj na boisku sam, kiedy wszyscy moi kumple albo rozbijają się gdzieś samochodami, albo są u O'Neila? rzucił mu spojrzenie, które wyraźnie mówiło, że to nie czas na pogawędki.
Noise - 2008-02-12, 22:55
:
- Trzymaj się. - powiedział zrezygnowanym tonem. - Mam tylko nadzieję, że pozwolisz mi wyjaśnić to i owo. - po czym odwrócił się i wrócił na boisko. Położył plecak koło słupa od tablicy i zaczął trening. Rzuty, wsady... Słychać było dźwięk odbijającej się piłki.
KapitanOwsianka - 2008-02-12, 23:00
:
Parker się zatrzymał i odwrócił. Co chcesz mi wyjaśnić? To, że przyniosłeś śmierdzącą bombę na imprezę mojego kumpla? To, że chwilę po jej odpaleniu zdzieliłeś go w pysk? chyba był lekko zdenerwowany, chociaż to za lekkie słowa. Domyślam się, że O'Neil musiał Ci jakoś zajść za skórę, ale dlaczego stosujesz odpowiedzialność zbiorową? Masz szczęście, że na tej imprezie poznałem naprawdę fajną dziewczynę, bo nie rozmawialibyśmy w ogóle. a potem pokręcił głową, włożył ręce w kieszenie dżinsów i ruszył znowu w kierunku parkingu, gdzie stała jego Impala.
Noise - 2008-02-12, 23:14
:
- Tą bombę dostałem od niego i to ja miałem być jej ofiarą. To była kara za łgarstwo, chamstwo i idiotyzm. Nie chciałem spieprzyć tej imprezy, ale nie mogłem pozwolić, żeby temu sukinsynowi uszło to płazem. - Evan mało się nie zagotował na wspomnienie o tym wszystkim. - Wiem, że przegiąłem, ale taka moja natura. Niczym mu nie zawiniłem, ale teraz O'Neal jest moim celem numer jeden.
KapitanOwsianka - 2008-02-12, 23:18
:
Parker pokręcił głową z niedowierzaniem. Skoro nie chciałeś zepsuć tej imprezy to dlaczego to zrobiłeś? Nie mogłeś po prostu wywalić tej bomby do śmietnika? przewrócił gałami i odszedł. Po prostu odszedł nie czekając już na żadne odpowiedzi i usprawiedliwienia. Ballmer jeszcze z daleka usłyszał ryk silnika Impali, który powoli zaczął cichnąć.
Noise - 2008-02-13, 22:00
:
Gdy Evan uznał, że wyżył się już wystarczająco zgarnął piłkę pod pachę i zabrał plecak spod tablicy. Usiadł na stoliku, wyciągnął wodę z plecaka i zaczął ją popijać drobnymi łyczkami. Odłożył butelkę i zaczął wycierać pot ręcznikiem jednocześnie pogrążając się w myślach. W jego umyśle odbywała się zażarta batalia - jechać do domu, czy do knajpki na molo na lody?
- Boże, chyba mi odbija. - mruknął do siebie. Ale niestety, ochota na coś zimnego była w tej chwili przytłaczająca. Tak więc Evan zgarnął wszystko do plecaka, wsiadł do samochodu i już po chwili jechał w obranym przez siebie kierunku.

:arrow: Molo
Derriuz - 2008-02-25, 20:50
:
- Rozumiem, że się mógł odrobinkę wkurzyć, ale mógłby odpisać - rzucił z nadzwyczajną, jak na niego, prędkości parkując przy boisku. Pisk opon rozległ się po okolicy. Chillman wyszedł z zewnątrz i zamknął drzwi zamaszysty ruchem, po czym, rozglądając się, włożył papierosa do ust, wygrzebanego z paczki z tylnej kieszeni. Odpalił go, zaciągnął się porządnie i skierował swe kroki na boisko. Jak nie molo, to może tu? - pomyślał w zamyśleniu, wchodząc na teren boiska.
KapitanOwsianka - 2008-02-25, 21:05
:
Nie pomylił się. Przynajmniej tym razem. Max siedział na stole z nogami na ławce i wpatrywał się głupio w obręcz do koszykówki. I widać było, że jest przybity. Siedział przygarbiony, a wzrok co chwilę uciekał mu na asfalt boiska. Nawet nie zauważył, że ktoś przyszedł.
Derriuz - 2008-02-25, 21:22
:
Dave uśmiechnął się lekko, na widok Max'a. A raczej z powodu, że jednak udało mu się go znaleźć. Podszedł do niego powolnym krokiem i wyciągnął po drodze paczkę papierosów, którą wystawił w kierunku kumpla.
- Zapalisz? - zapytał z pocieszającym uśmiechem na twarzy. Po tych słowach zaciągnął się i nie odejmując papierosa od ust wypuścił dym - Czasem dobrze jest z kumplem zapalić i pogadać, chyba, że nie masz ochoty.
KapitanOwsianka - 2008-02-25, 21:34
:
Max spojrzał na fajki a potem uśmiechnął się pod nosem. Nie Dave... Rzucam. Wiesz, teraz jestem... Sportowcem. powiedział kwaśno Zdrowy tryb życia i inne takie. powiedział i ponownie się zasępił Ja zupełnie nie rozumiem... Nie mam pojęcia, dlaczego nie mogę trafić do tego pieprzonego kosza. Przecież nigdy nie miałem z tym problemów.
Derriuz - 2008-02-26, 21:55
:
Dave uśmiechnął się półgębkiem, kręcąc głową i poklepał go po plecach, siadając obok niego.
- Stary, to trema... Wiesz jak to działa? Robisz coś tysiąc razy i robisz to na luzie, bo wiesz, że zawsze masz kolejne podejście i kolejne i kolejne... A jak grasz mecz, to podejść masz ograniczoną ilość... Tak samo z czasem i tym ile razy może Ci się nie udać. Dlatego się stresujesz, a przez stres nic Ci nie idzie. Simple - wyszczerzył się do niego i zaciągnął się papierosem, po czym dym wypuścił jak najbardziej na bok, coby wąchać tego nie musiał.
KapitanOwsianka - 2008-02-26, 22:03
:
Maxa jednak to nie przekonało A może ja się po prostu nie nadaję do prawdziwej koszykówki. Co innego na asfalcie, a co innego na parkiecie. Może po prostu tutaj jest moje miejsce? zapytał, ale bardziej siebie, niż przyjaciela. To nie jest trema. Ale zawsze jak gram w kosza to myślę o czymś innym. A tam, myślę tylko żeby trafić.
Derriuz - 2008-02-26, 22:08
:
- O to mi chodzi, stary, to normalne, ale za bardzo się skupiasz i wychodzi na to, że nie koncentrujesz się w ogóle - strzelił palcami, na znak, jakby chciał zakończyć temat tym prostym stwierdzeniem i uniósł wzrok do góry, wypuszczając dym z płuc z cichym westchnieniem
- W ogóle ostatnio wydajesz się nieco inny, albo to tylko moje wrażenie. Nie żebyś zmieniał się na złe, czy coś, ale lepiej zastanów się co może mieć z tym związek. Czemu Ci tak na tym meczu zależało? Bo jak znam starego Max'a, to raczej nie chodziło o wygraną dla drużyny, chyba, że o lans... Ale Ty lansujesz się na luzie - zakończył z pełnym pewności siebie uśmiechem na twarzy.
KapitanOwsianka - 2008-02-26, 22:17
:
Max się uśmiechnął pod nosem na stwierdzenie o lansie. Mam w dupie co o mnie myślą... Ale wiesz... Gadałem z dr. Kim. I coś mi uświadomiła. powiedział i spojrzał na niego pierwszy raz. Czas coś ze sobą zrobić. Coś osiągnąć i zacząć myśleć o przyszłości. Ile dziewczyn mogę przelecieć co?
Derriuz - 2008-02-27, 10:58
:
- A lot, I guess - odparł z taką powagą, że można by sądzić w pierwszej chwili, że wziął to pytanie na serio. Uśmiechnął się jednak pod nosem po chwili milczenia.
- Owszem... Czas myśleć o przyszłości, ale nie powinieneś o każdym meczu myśleć jako o czymś, co ma zaważyć na Twojej przyszłości. Jeśli nie ten, to następny i wiesz co? Chill, man - uśmiechnął się szeroko i przeniósł wzrok na bok.
- Jeśli uważasz, że ta kobieta ma rację, to nie olewaj wszystkiego tak jak ja, ale też nie bierz tego nazbyt poważnie. Od tego można zejść... - rzucił w przestrzeń w zamyśleniu.
KapitanOwsianka - 2008-02-27, 11:03
:
Niektóre sprawy trzeba wziąć na poważnie... Czegoś mi brakuje i nie mogę zrozumieć czego. wzruszył ramionami i zsunął się ze stołu. Podszedł pod kosz i spojrzał na niego.
Nie wiedział, czego mu brakowało, albo bał się do tego przyznać. Pokręcił głową i spojrzał na Dave'a. Hey! U Evana przecież jest impreza... Czemu na nią nie poszedłeś?
Derriuz - 2008-02-27, 20:04
:
- We're speakin' of Ballmer, man, ain't we? Osobiście nic do niego nie mam, ale koleś rozwalił imprezę O'Neilowi. No i wygląda na to, że jesteście rywalami. Przynajmniej na boisku... - Odparł Dave spokojnym tonem i zaciągnął się, gdy nagle poczuł, jak sparzył sobie wargi. Nawet nie zorientował się kiedy spalił papierosa, a teraz wziął dym z filtra do ust. Gdy tylko się zorientował - wywalił peta, krzywiąc się z obrzydzenia.
KapitanOwsianka - 2008-02-27, 20:17
:
Max uśmiechnął się ponuro. Żebym był dla niego rywalem, musiałbym najpierw trafiac do kosza. powiedział ponuro Chyba zrezygnuję z tego kosza. Po co się błaźnić? rzucił pytanie w próżnię. Hej... Ale nie musisz rezygnować z imprezy dla mnie, z resztą to przecież impreza drużyny. Póki co do niej należę, więc może weźmiemy Gabie i się wybierzemy?
Derriuz - 2008-02-28, 20:59
:
- Jeszcze trafisz nie raz - uśmiechnął się do niego pocieszająco, jednak zaraz zamyślenie, nieco przypominające tą jego obojętność, wpłynęło na jego twarz - Hmm... If you don't mind... Sure, why not. Let's go get her... Albo napiszę jej, że spotkamy się na miejscu, się zobaczy - rzucił z uśmiechem na twarzy, kierując swe kroki w kierunku samochodu.
KapitanOwsianka - 2008-02-28, 21:07
:
Max energicznie pokiwał głową na znak, że Dave ma świetny pomysł, a potem rozdzwonił się nagle telefon w jego kieszeni, wyciągnął go i odebrał. Hey Ricky, sweethart... przerwał na moment słuchając, a jego twarz z prawie pogodnej zmieniła się szybko w poważną do przesady. Skarbie, uspokój się... Gdzie jesteście? kiwnął głową, na znak, że zrozumiał, chociaż nie mogła tego widzieć Nie ma sprawy, poczekajcie na mnie, zaraz tam będę. Niech leży, nawet na asfalcie. powiedział i rozłączył się, a potem spojrzał na Chillmana zbierając się do biegu Nie tym razem... Baw się dobrze. rzucił i pobiegł w kierunku parkingu.
Po chwili Dave po raz pierwszy usłyszał pisk opon Impali z 67 roku.
Derriuz - 2008-02-28, 21:17
:
- H-hey, wait! - zawołał za nim, ale Parker chyba go nie usłyszał. Ruszył pędem w stronę swojego Camaro, by go dopaść, wskoczyć do niego i z równie głośnym (jeśli nie głośniejszym) piskiem opon ruszyć z parkingu.
- You're going nowhere by yourself, buddy! I'm sure, that Evan's party sucks like hell! - mruczał pod nosem, starając się dogonić kumpla, który omal mu nie zwiał.
- God... - prychnął pod nosem i wyciągnął papierosa. Uchylił lekko okno i zapalił papierosa wolną ręką. Zaciągnął się głęboko i... Taaaak... Spokojnie... Jego palec odruchowo przesunął się w stronę odtwarzacza, by włączyć... Apocalypticę z Sandrą Nasic jako wokalem.
KapitanOwsianka - 2008-03-07, 22:34
:
Dwa odbicia, skok, rzut... Pudło... Piłka odbiła się od tarczy i spadła na boisko dokładnie w momencie, kiedy telefon Parkera rozdzwonił się. Wyjął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Cioteczka? zdziwił się, a potem odebrał Hey Lizy, what's up?
KapitanOwsianka - 2008-03-07, 22:57
:
Max skurczył się w sobie kuląc się w ramionach. Jego mina wyraźnie mówiła o tym, że sam nie bardzo wie co odpowiedzieć, wreszcie jednak przemógł rosnący opór. I know, little sis... Ale chyba nie jestem w najlepszym nastroju. Nie chcę psuć wam zabawy. powiedział ponuro But, hey! Say hi wszystkim, ok?
KapitanOwsianka - 2008-03-07, 23:26
:
Max uśmiechnął się pod nosem We will see... Love you sis... powiedział, ale Elizabeth już dawno odłożyła słuchawkę. Wzruszył tylko ramionami i schował I-phone'a do kieszeni. Pochylił się po piłkę i usłyszał kroki zbliżającego się do niego McCoya.
Nie było Cię dzisiaj na treningu Max. trener zauważył dość kwaśno mierząc go od góry do dołu.
To pan trenerze? Taak... Stwierdziłem, że i tak na nic się nie przydaje, bo nie trafiam do kosza. powiedział i odbił piłkę kilka razy od boiska.
W koszykówce nie ważne jest to czy trafiasz... Ale to jak grasz z drużyną. The team? Rozumiesz co to znaczy? zapytał, ale machnął ręką, którą wyciągnął z kieszeni beżowoszarych spodni, prasowanych w kant. Może zagramy jeden na jednego? Bez punktów? For fun? zaproponował...
KapitanOwsianka - 2008-03-08, 10:42
:
Max uśmiechnął się szczerze, po raz pierwszy od przegranego meczu. No nie wiem... Sam pan mówił, że Street Ball, to nie koszykówka. podał mu piłkę, a potem stanął w obronie. McCoy uśmiechnął się, przewyższał chłopaka zarówno masą, jak i wielkością i wysokością. Zaczęli grę. Kilka zwodów, odgłos kozłowanej piłki odbijał się echem po całym parku. W końcu McCoy ominął Maxa, zrobił dwutakt i wyskoczył do wsadu, ale Max był tuż przy nim i zablokował atak przygważdżając piłkę do tarczy kosza. Kiedy spadli Max zgarnął piłkę i odskoczył, po czym wywinął się pod ręką trenera wyskoczył i... Trafił. Czysto, jak zwykle. Wylądował sam nie wierząc w to co widzi...
KapitanOwsianka - 2008-03-08, 12:55
:
McCoy uśmiechnął się pod nosem. No widzisz Max? To zawsze w Tobie było... Nie mogłeś zapomnieć jak się gra w koszykówkę. Zapomniałeś tylko, że musisz z tego czerpać frajdę. klepnął go przyjacielsko w plecy, co nie zmieniło faktu, że klepnięcie było na tyle silne, że Max się w sobie skulił. Wyraźnie Cię coś gryzie, i to nie moje miejsce, bym się w te rozmyślania ładował. Pamiętaj tylko tyle... Take your shot... No regrets. powiedział i nastała chwila ciszy Nah... Muszę jeszcze przygotować skład na najbliższy mecz. Mam nadzieję, że zagrasz. powiedział odchodząc w kierunku parkingu.
KapitanOwsianka - 2008-03-08, 23:08
:
I don't wanna miss the thing

Max chwilę patrzył na skórzaną piłkę, do kosza, którą trzymał w dłoniach. Wreszcie coś zrozumiał i ruszył biegiem do samochodu. Silnik ryknął i samochód ruszył z piskiem opon...

Ciąg dalszy w: Balboa Fun Zone
Sygin - 2008-04-18, 08:50
:
Anna ze słuchawkami i-phone’a w uszach szła przez park tanecznym niemal krokiem w rytm muzyki płynącej ze słuchawek (oczywiście mowa tu o tańcu który ona nazywała tańcem, więc były to wykonywane od czasu do czasu oszczędne miękkie ruchy rąk i nóg i ogólnie ciała wyglądające jednak kapitalnie i zgrabnie). Na szczęście park był pusty więc nikt nie widział jej podrygów. Mimo ciepła nie chciała kusić losu spacerując po parku wieczorem w krótkiej spódniczce, więc zamieniła ją na ciemne dżinsy z prostymi nogawkami a szpileczki na sportowe zgrabne buty pumy (które nie tylko były wygodne ale i pozwalały jej się poruszać tak jak chciała do muzyki). Kierowała się w stronę boiska wypatrując grających w kosza.
KapitanOwsianka - 2008-04-18, 10:05
:
Nie miała najmniejszych problemów z wypatrzeniem boiska, ale jeszcze nie grali. Właściwie to była jedną z pierwszych, którzy przyszli. Maxa nie było, za to był Mouth i Skills, ten całkiem przystojny murzyn. Skills rzucał do kosza dla rozgrzewki, a Mauth, siedząc na blacie stołu z nogami na ławce rozpoczynał komentarz do zbliżającego się meczu.
Sygin - 2008-04-18, 19:30
:
- So here I am... where's the game? - oświadczyła wesołym tonem wskakując na ławkę obok Moutha. Wyjęła z uszu słuchawki i odgarnęła grzywkę z oczu. - Tylko we dwóch będziecie się pocić?
KapitanOwsianka - 2008-04-19, 09:32
:
Mouth się uśmiechnął pod nosem, a potem wyszczerzył szeroko Nie... Ja nie gram, ja tylko komentuję ich zmagania. Nie mam talentu do sportów. przerwał mu Skills
What's up, doll? You ain't right! Masz talent, stary, ale do oglądania. rzucił i uśmeichnął się szeroko.

Z daleka słychać było dźwięk samochodu Nathana, a jeszcze dalej już dochodziło dudnienie Impali Maxa. Po paru minutach przy boisku pojawił się Nath z Lindsay.
Hi, Pittsbourg! rzucił do Anny, a potem przywitał się z pozostałymi.
Sygin - 2008-04-19, 09:40
:
- Ohhh... to takie przykre, że jesteś dobry tylko w gadaniu - zrobiła smutne oczęta do Moutha jakby żałując, że się nie popisał. Następnie oczęta te się zaczęły śmiać bo żartowała. Słysząc głos Nathana odwróciła głowę w jego stronę i rzuciła mu gromiące spojrzenie.
- Hey pretty boyo... - odparowała - właśnie brakowało tutaj twojej słodkiej mordki do kompletu. Mouth nie chce grać więc moje wrażenia wzrokowe musiałyby sie skupiać tylko na Skillsie gdybyś nie przyszedł... a to posucha. - strzeliła perskim oczkiem do koszykarza rozsiadając się wygodniej na ławce.
Eithel - 2008-04-19, 10:02
:
Na pierwszy rzut oka było widoczne, że Lindsay jest w nienajlepszym humorze. Ton jakim wymamrotała słowa powitania wyraźnie na to wskazywał. Ten podły nastrój zamienił się w zwyczajną wściekłość, gdy usłyszała szczebiot Anny i hasła o "słodkich mordkach", "wrażeniach wzrokowych".. Nie miała najmniejszej ochoty na słowne utarczki, rzuciła więc tylko w stronę dziewczyny dość wredne spojrzenie i usadowiła się jak najdalej od niej.
Sygin - 2008-04-19, 10:50
:
- Oh excuse me for being friendly... - mruknęła Anna widząc spojrzenia Lindsay, ale tak cicho, że tylko Mouth koło którego siedziała, słyszał to. Nie rozumiała co takiego powiedziała... może mogła sobie oszczędzić haseł o "pretty boyo" ale z kolei Nathan nie musiał jej nazywać "Pitsburgiem". No i wcale nie chciała nikogo urażać. Ta dziewczyna musiała być albo bardzo niepewna swojej pozycji przy jego boku albo bardzo drażliwa.
KapitanOwsianka - 2008-04-19, 10:58
:
Skills i Mouth wymienili spojrzenia mówiące, że robi się nieciekawie. Ale zawsze tak jest jak na męski wieczór ściąga się dziewczyny. I jak na potwierdzenie tych słów przy boisku pojawił się Max z... Jakżeby inaczej, Ericą. Szli za rączkę. Max miał piłkę i od czasu do czasu nią kozłował.
Wymienili powitania i trójka graczy stanęła na boisku.
Brakuje nam czwartego... zauważył Max.
Nathan tylko się roześmiał. Kogoś ściągamy?
Caylith - 2008-04-19, 11:04
:
W przeciwieństwie do Linds Ricky była w świetnym nastroju a po jej ustach błąkał sie lekki uśmiech którego nie potrafiła powstrzymać. Nawet obecność odstrzelonej Lindsay nie mogła tego uśmiechu zlikwidować. Przywitała się i siadła sobie niedaleko Anny.
- Hey - uśmiechnęła się do niej i lekko zmarszczyła brwi przenosząc spojrzenie to z niej to na Linds. Ktoś tu sie już chyba zdążył ściąć... W obliczu jednak obserwowania zmagań koszykowych postanowiła olać babskie kłótnie i wyciągnęła nogi przed siebie opierając łokcie na oparciu i przybrała całkiem wyluzowana pozę.
Sygin - 2008-04-19, 13:48
:
- What's up? - zapytała blondyneczka uśmiechając się szczerze do niej. Przynajmniej ta laska nie robiła do niej dziwnych min. Chwilę mocowała się ze słuchawkami od i-phona z których leciał ostrzejszy rytmiczny beat Timbalanda, obserwując spod oka Lindsay. W końcu wyłączyła muzykę i schowała je do kieszeni.
- Ricky can I ask you something? - zapytała w końcu dyskretnym tonem przysuwając się bliżej do dziewczyny Parkera - Czy takie zachowanie jest dla niej normą? Jestem nowa w Newport ale mam wrażenie, że ona już mnie nie znosi z jakiejś przyczyny - dodała ciszej z niewyraźną miną. Nie chciała, żeby tak było. - A wszystko co zrobiłam to przyjazne odezwanie sie do Nathana.
Caylith - 2008-04-19, 14:15
:
Ricky spojrzała na Annę ze zdumieniem. Potem popatrzyła na Lindsay której mina delikatnie mówiąc była niezbyt radosna. Już miała walnąć jakieś hasło o tej małej, farbowanej, ulepszanej chirurgicznie laleczce, której jedyną radością było plotkowanie z takimi jak ona, ale nagle stwierdziła, że nie powie tego.
- Eeee... wiesz, tak myślę, że ja też ją nie za dobrze znam. - odsunęła ręką kosmyk z oczu - Nie moje towarzystwo i szczerze mówiąc miałyśmy parę starć... o niego - kiwnęła dyskretnie głową w stronę Maxa na boisku - i nie tylko. Więc nie mogę ci powiedzieć tak do końca szczerze, że taka właśnie jest na codzień. - dodała. Po chwili sie lekko uśmiechnęła.
- No i jeśli odezwałaś się przyjaźnie do Nathana a ona odebrała to tak jak myślę czyli jako podryw... to się nie dziwię. Zazdrość, my dear, to potężna siła.
Eithel - 2008-04-19, 14:26
:
Na widok Ricky znów zalały ją wyrzuty sumienia. Uczucie było bardzo nieprzyjemne i dość trudne do stłumienia. Pełen radości i nieco tajemniczy uśmiech Ericii nie uszedł jej uwadze. Była szczęśliwa z Maxem. I on z nią był szczęśliwy. W końcu był z nią dłużej niż z jakąkolwiek dziewczyną.. A ten głupi list, którego istnienia zaczynała gorzko żałować mógł wszystko zniszczyć.
Patrząc na rozmawiające dziewczyny kilkakrotnie zmieniała decyzję. W żołądku ściskał ją jakiś żal.. W końcu podniosła się i ruszyła w stronę dziewczyn.
- Hi.. - powiedziała normalnym, nawet dość przyjemnym głosem - Sorry for.. that situation. - autentyczny żal zabrzmiał w jej głosie - Czasami faceci potrafią wyprowadzić z równowagi. Mogę się dosiąść?
KapitanOwsianka - 2008-04-19, 14:36
:
Wymienili spojrzenia, wszyscy trzej. Jeśli chcieli pograć to musieli ściągnąć kogoś dobrego. A jedyna osoba, która im przychodziła do głowy to Ballmer. I jak na zawołanie zarówno Nathan jak i Max spojrzeli na swoje dziewczyny. Kiwnęli głowami tak jakby toczyli wewnętrzny dialog i podeszli do dziewczyn. Słuchajcie... zaczął Max Brakuje nam czwartego, a jedyna osoba, która przychodzi nam do głowy to Ballmer. Masz coś przeciwko? zapytał, ale nie dało się wyczuć czy to pytanie było skierowane bardziej do Erici czy do Linds.
Caylith - 2008-04-19, 14:48
:
Gdyby kocica Erici nagle zaczęła mówić i zażądała brokuła na śniadanie, Ricky nie byłaby bardziej zaskoczona. Szczęka jej opadła ze zdumienia a oczy otworzyły się szeroko. Lindsay... mówiąc normalnym niesłodzonym tonem... przepraszająca za cokolwiek... i w dodatku chcąca się dosiąść. Nadal nie wierząc w to widowisko kiwnęła głową i przesunęła się robiąc jej miejsce.
- Faceci to faceci. Nie można liczyć, żeby wiedzieli czego chcemy w danym momencie. To nie telepaci... i faktycznie czasem wyprowadzają z równowagi - powiedziała ostrożnie zastanawiając się czy Linds coś kombinuje czy może po prostu faktycznie nie jest taka jak przypuszczała.
Przerwała widząc zbliżających się chłopaków. I kiwnęła głową wzruszywszy ramionami.
- It's your game guys. Dlaczego w ogóle nas pytacie? Potrzebny jest czwarty, wy gracie z nim w drużynie... go ahead. Call him - uśmiechnęła się lekko.
Eithel - 2008-04-19, 14:59
:
Uśmiechnęła się nieśmiało do Ericii, bez cienia zwyczajowej złośliwości i przesłodzenia. W tej chwili była po prostu normalną, sympatyczną dziewczyną z HHS - o ile ktoś, kto ma niemal wszystko może pozostać normalny. Z wdzięcznością klapnęła na miejsce obok Ricky i już, już miała zacząć coś mówić o niewdzięcznych facetach...
... kiedy to właśnie dwóch przedstawicieli męskiego gatunku wmurowało ją w ziemię swoim pytaniem. Na jej twarzy pojawiła się nieprzenikniona maska obojętności, kiedy słuchała o Ballmerze. Zupełnie nie oddawało to stanu jej ducha - czuła jak wielka śniegowa kula zalega w jej żołądku, jak powoli traci władzę nad kolejnymi częściami swojego ciała, jak trzęsie się ze strachu, jak wszystko wokół się rozpada.. Tymczasem z pozornym stoickim spokojem siedziała na ławce.
- She's right. - kiwnęła głową, jednak nie zdobyła się na żaden uśmiech. Była zbyt skoncentrowana na tym, by nie dać nic po sobie poznać - Call him.
Chwilę później bardzo cichym i przestraszonym głosem wyszeptała do Ricky - There's something I have to tell you. Right now.
Caylith - 2008-04-19, 15:07
:
- Emmm... okay...
Ricky jeszcze nie otrząsnęła się z szoku wywołanego zachowaniem Lindsay, gdy spadł na nią kolejny. Lindsay koniecznie chciała z nią mówić. Z tym, że wyglądała na wystraszoną. Nie zastanawiała się już nad tym czy to kolejny numer... ten strach wyglądał poważnie. Więc przeprosiła skinieniem głowy Annę i wstała.
- Chodź przejdziemy się - mruknęła do Linds.
KapitanOwsianka - 2008-04-19, 15:10
:
Max się uśmiechnął That's my girl... Tyle, że ja nie mam numeru. Zadzwonisz? zapytał, ale uznając to za pewnik wycofał się z piłką i posłał ją tuż z linii kończącej boisko czysto w siatkę kosza.
Hey Max... Wyrabiasz się... Jak tak dalej pójdzie to you can be our shooter! rzucił Nathan i uśmiechnął się półgębkiem.
Doll, listen... There is no man who can beats him... dodał Skills z miną która miała wyjaśniać wszystko.
Mouth zaprosił gestem dziewczyny na stół, z którego znacznie lepiej było widać.
Sygin - 2008-04-19, 16:38
:
Anna patrzyła na to co się działo wokół niej i słuchała starając się jak najszybciej zrozumieć o co biega. Najwyraźniej zachowanie Lindsay było bardzo nietypowe jak stwierdziła patrząc na reakcję Erici. I nagły strach na twarzy blondynki, która koniecznie musiała pogadać o czymś tuż po tym jak chłopcy wspomnieli o Ballmerze. Kto to do licha jest Ballmer?
Anna zagryzła wargę w zamyśleniu a szare komórki zaczęły pracować jej na przyspieszonych obrotach. Oddałaby sporo by wiedzieć o co chodzi. Ale... uśmiechnęła sie do siebie. Harbor High to była bardzo plotkarska społeczność. Była pewna, że część tego całego galimatiasu usłyszy jutro lub pojutrze od przypadkowych osób. A jak nie to pociągnie za języki znane osoby.
Kiwnęła głową Ricky dając znać, że nic się nie dzieje i niech idą gadać i przesiadła się do Moutha patrząc z zainteresowaniem na chłopaków szykujących się do gry.
Eithel - 2008-04-19, 17:32
:
Odeszły wraz z Ricky tak, aby nikt nie mógł ich podsłuchać. Lindsay zachowywała się dość niepewnie, daleko było szukać jej zwyczajnego, nieco wyniosłego stylu. Spojrzała w oczy Ericii, przez chwilę wahając się czy naprawdę powinna to wszystko mówić. Zebrała w sobie resztki odwagi, wzięła głęboki oddech i zaczęła:
- Kiedy Ballmer tu przyjedzie może dojść do... niezłej awantury. - spojrzała jej głęboko w oczy i postanowiła, może po raz pierwszy w życiu, powiedzieć całą prawdę i niczego nie kombinować - Napisałam do niego list, podpisując się Twoim imieniem. Wykorzystałam słabość Maxa do dziewczyn - rzekomo jesteś niezwykle nieszczęśliwa, rozczarowana i żałujesz, że nie wybrałaś Evana. - dopiero teraz Lindsay ze zwyczajnego ludzkiego wstydu opuściła wzrok - To miało być wymierzone w Ballmera, nie w Ciebie. Dopiero kiedy zdałam sobie sprawę z tego, co mogłabym zniszczyć.. - przełknęła głośno ślinę i skierowała wzrok w stronę boiska, obserwując Maxa - Wiem, że mi tego nie wybaczysz. Wiedz tylko, że mi przykro. Przepraszam.
Caylith - 2008-04-19, 21:15
:
Ricky słuchała wyznania Linds nie odrywając od niej wzroku. Początkowo bez żadnej reakcji. Potem ręce spuszczone luźno wzdłuż ciała zacisnęły się w pięści a sylwetka zesztywniała. Twarz dziewczyny lekko pobladła z wściekłości a usta zacisnęły się tak mocno, że zagrały mięśnie szczęki. Przymknęła oczy i dwukrotnie przeliczyła od 10 w dół, żeby się uspokoić na tyle, by móc w stanie coś powiedzieć.
- A więc tak... - odezwała się w końcu cichym kontrolowanym ściśle tonem - Evan pewnie znalazł już list i uważa, że go kocham, prawda? - otworzyła oczy wpijając ich przeszywające spojrzenie w dziewczynę. - Gratuluje Linds... przy odrobinie szczęścia nie tylko mu dowaliłaś psychicznie ale i rozpieprzyłaś związek. Bo jeśli on wziął list na poważnie i nie pomyśli ani go nie wyjaśni to zechce skończyć ze swoją dziewczyną, zabrać się za mnie i w ten sposób zadrzeć z Maxem, zniszczyć sobie kumpelstwo z nim i pewnie się pobić przez co ja będę musiała znowu się z Ballmerem pożreć!
Kontrolę szlag trafił i Ricky prawie krzyknęła te słowa. Znowu wzięła się w karby.
- Listen... tell me just 3 things now: Raz - czy jakby nie chcieli go wyciągać na kosza tez byś się przyznała? Dwa - co on ci takiego zrobił i co ja ci zrobiłam, że taki numer wykręciłaś? i Trzy: what THE FUCK am I supposed to do now!
Była zła. Ewidentnie. Ale nie aż tak zła jak Linds mogłaby przypuszczać. Może ułagodziło ja to, że dziewczyna się przyznała. Ricky patrzyła na nią czekając na odpowiedź i samej tez kombinując co było widać po zmarszczce na czole. Nie odeszła. Była jeszcze szansa by sie dogadać.
Eithel - 2008-04-19, 22:24
:
W oczach Lindsay na moment zagościły ogniki, które pojawiały się za każdym razem, gdy ktoś próbował na nią podnieść głos. Zawsze zwiastowały wyjątkowo złośliwą uwagę lub bardzo bolesny cios - w sensie psychicznym. Tym razem zniknęły jeszcze szybciej niż się pojawiły, jakby ugaszone jakąś magiczną siłą. Spojrzała prosto w jadeitowe oczy Ricky, a jej wzrok był poważny i smutny zarazem.
- Po pierwsze - nie wiem, ciężko mi to określić. Prawdopodobnie tak, bo widok ciebie i Maxa... szczęśliwych, powodował u mnie lawinowe wyrzuty sumienia. - mówiła spokojnym tonem, widać było, że nie kłamie - Po drugie - nie ukrywajmy Ricky, z twojej strony też nie była to sympatia od pierwszego wejrzenia. Mogłabym powiedzieć, że zadziałał tu najczystszej wody stereotyp. Nieważne, miałyśmy na pieńku. Nie chodziło o Ciebie... Co do Ballmera - nie pozwalam siebie obrażać. Nigdy. - na moment w jej głosie zagościła nieprzyjemna, twarda nuta - I na koniec: jesteś niewinna, o niczym nie wiesz i z niczego nie musisz się tłumaczyć. Ja... powstrzymam to. Trzeba płacić za swoje błędy.
Zachowanie Lindsay było naprawdę zupełnie inne.. Patrzyła prosto w oczy Ericii, wyraźnie szukając nici porozumienia. Po raz pierwszy można było odnieść wrażenie, że wszystko co mówi jest naprawdę szczere.
Caylith - 2008-04-19, 22:39
:
Obie brwi Ricky uniosły się ze zdumienia w górę. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała i to ją zaskoczyło. I zaintrygowało. Na wspomnienie o stereotypach i nielubieniu się nawet kiwnęła lekko głową. To był fakt.
- Okay... hold your horses, little one. - mruknęła myśląc intensywnie. Po chwili popatrzyła na Lindsay z ciężkim westchnieniem.
- Słuchaj. Aż mi ciężko uwierzyć w to co mówię ale spróbuję nas obie z tego wyplątać. Nie sądzę, żeby twoje tłumaczenia czegokolwiek Evanowi przyniosły jakikolwiek efekt poza jedną wielką awanturą. On cię nie lubi. Najlepiej nawet jeśli... nic nie będzie wiedział o autorze listu.
Przygryzła wargę.
- Zadzwonię do niego tak jak prosił Max. On przyjedzie a potem się zobaczy. Ale słuchaj... jeśli to jest kolejny numer, jakaś podpucha albo chcesz ze mnie zrobić wariata przy tych wszystkich ludziach.... to będzie wojna - powiedziała śmiertelnie poważnym tonem patrząc poważnie na Linds. Po chwili odetchnęła lekko. Złość minęła.
- A tak nawiasem... ten list to strasznie głupi pomysł, wiesz? Szczególnie wysłany do kogoś kto zna mój charakter pisma i charakter. No i szybko by wyszło wszystko na jaw bo ja bym nie pozwoliła nikomu zniszczyć tego co jest między mną a Maxem. I na pewno nie za pomocą plotki. - iskierki rozbawienia na moment zamigotały w oczach Ricky.
- Wracasz pogapić się jak chłopaki rzucają do kosza? - zapytała po chwili wahania.
Eithel - 2008-04-19, 22:55
:
Na usta Lindsay przybłąkał się bardzo nieśmiały i lękliwy uśmiech. Ze zdumieniem i wdzięcznością przyjęła propozycję Ricky na temat zachowania tajemnicy co do autora listu. Spodziewała się zupełnie innej reakcji i w zasadzie tylko na taką była przygotowana - wyrzuty, wredne uwagi i publiczna kompromitacja. Zawsze otaczali ją ludzie tego typu, a Ricky wydawała się być zupełnie inna - naprawdę bezinteresownie miła. Wychowana przez matkę-intrygantkę, Lindsay nie doceniała do tej pory takich ludzi...
- Nie mam najmniejszej ochoty na wojnę... - powiedziała lekko się do niej uśmiechając, jednocześnie nawijając na palec kosmyk jasnych włosów - ... powiedzmy, że na razie będzie to coś w rodzaju zimnego pokoju. Is it ok for you?
Roześmiała się gdy usłyszała charakterze pisma - Czy ja naprawdę wyglądam na aż tak głupią? Pisałam to wszystko na komputerze, Ricky. - po raz pierwszy nazwała ją po imieniu, co mogło zwiastować lepsze czasy - Yeah, sure. Let's go!
Caylith - 2008-04-19, 23:01
:
Tym razem Ricky zaprezentowała sztuczkę z jedną tresowana brwią. Iskierki rozbawienia pojawiły się ponownie w jej oczach.
- Taa... rozejm. Chwilowy. Zobaczymy co będzie dalej. I'll be watching you - dodała na koniec a oczy jej zamigotały niebezpiecznie na dowód, że nie żartowała z tą wojną.
- Idź ty. Tam siedzi Anna i myślę, ze ona wcale nie podrywa ci Nathana odzywając się do niego przyjaźnie. Maybe you could start all over again? Ja muszę teraz zadzwonić.
Chwilę patrzyła jak Lindsay idzie na ławki i pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Well I'll be damn... he's never gonna belive this story... - zamruczała.
Wyciągnęła komórkę i postukała się nią w drugą rękę myśląc co by tu powiedzieć. Po chwili wybrała numer Evana i zaczęła czekać na połączenie. Rozmowa nie zajęła wiele czasu i Ricky szybko wróciła do reszty.
KapitanOwsianka - 2008-04-20, 10:40
:
Max, właśnie przyparty do linii końcowej boiska przez Nathana zmagał się z nim szukając miejsca by oddać rzut. Wreszcie zrobił zwód tak jakby chciał podać do Skillsa. Oczywiście Nathan zorientował się, ze to podpucha, dał jednak niezbędną chwilę Maxowi, który podskoszył i posłał piłkę w obręcz tuż nad wyciągniętą ręką kolegi.

W tym czasie Mouth wyraźnie gryzł się ze sobą. Wreszcie jednak pękł i odezwał się do Anny. Słuchaj... Mówiłaś, że nie znasz za bardzo miasta. To może... Może wybralibyśmy się na jakąś pizzę czy coś takiego? zaproponował.
Noise - 2008-04-20, 11:39
:
Nie musieli długo na niego czekać. Jak to zwykle bywało już z daleka jego przybycie poprzedzał ryk silnika i pisk opon. Można się było dziwić, że do tej pory Evan nie miał ani jednego wypadku, choć jeździł jak szalony. Po chwili ciemnoczerwony Mustang zatrzymał się na parkingu i wysiadł z niego Evan. Zarzucił plecak na jedno ramię, zamknął wóz i ruszył dziarskim krokiem w stronę boiska.
- Oto przybyłem. - powiedział uśmiechając się nieco i starając nie krzywić na widok Linds. Przywitał się ze wszystkimi, w tym również z nią, co mogło ją zaszokować.
- Widzę, że przybyła nowa twarz. - powiedział do Anny stając naprzeciwko niej. Zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, po czym spojrzał jej prosto w oczy. - Evan Ballmer, ale przyjaciele mówią do mnie Ghost. Miło mi Cię poznać. - rzekł wykonując lekki ukłon i wyciągając dłoń w stronę dziewczyny.
Sygin - 2008-04-20, 12:35
:
Uśmiechnęła się do Moutha odwracając wzrok od boiska.
- Myślę, że nie ma problemu. Fajnie będzie gdzieś wypaść. No i faktycznie nie znam miasta-przewodnik, tak wygadany jak ty, na pewno będzie pomocny. And speaking of which - podobno miałeś komentować zmagania a nie słyszę póki co nic ciekawego. Bierz się do roboty, facet. - szturchnęła go lekko w bok.
Widząc nową twarz kiwnęła nowemu głową również błyskawicznie taksując wzrokiem. Ujęła jego dłoń i energicznie po męsku uścisnęła.
- Anna Stern. Również miło poznać.
Caylith - 2008-04-20, 12:44
:
- Faktycznie szybko - puściła Evanowi oczko - co za pęd do gry. I'm impressed...
Poprawiła się na swoim miejscu obok Anny i Lindsay wyciągając nogi wygodniej i starając się wyglądać bezproblemowo, chociaż ciągle myślała jak załagodzić całą sprawę, która się rypnie prędzej czy później. Bruzda zamyślenia na czole nie chciała zniknąć.
Noise - 2008-04-20, 12:49
:
- Nie po to mam auto, które ma ponad 700 koni mechanicznych, żeby jeździć nim 30 mil na godzinę. A poza tym i tak nie miałem co robić, więc się zebrałem tak szybko, jak się dało. - mówiąc popatrywał to na Rocky, to na chłopaków. W końcu jednak zatrzymał swe spojrzenie na dłuższą chwilę na dziewczynie i powiedział - Nie myśl tak intensywnie, bo Cię jeszcze zaboli - po czym uśmiechnął się szeroko. Następnie odszedł nieco na bok i wykonał kilka ćwiczeń na rozgrzewkę.
- No to jak chłopaki? Gramy, czy nie gramy? - zagadnął wesoło wchodząc na boisko.
KapitanOwsianka - 2008-04-20, 13:00
:
Max się aż zatrząsł na słowa Ballmera, na szczęście nikt prócz jego kumpli tego nie widział. Nathan podszedł do niego i klepnął go lekko w ramię. Zupełnie tak jakby tych przyjaciół miał... to spowodowało, że Max się rozluźnił, a na pytanie o grę cisnął po prostu w niego piłką i powiedział: Just play the ball... i odwrócił się Jak się dzielimy?
Eithel - 2008-04-20, 15:19
:
Starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo denerwuje ją obecność Evana. Lekko zszokowana odpowiedziała na jego przywitanie, choć ton jej głosu był daleki od entuzjazmu. Na chwilę skupiła swoje spojrzenie na Nathanie, który właśnie coś powiedział do Maxa. Odwróciła wzrok i przez chwilę obserwowała zafrasowaną Ricky, ale wyrzuty sumienia znów zaczęły jej dokuczać.. W końcu lekko wychyliła się w stronę Anny i dość przyjaźnie powiedziała:
- Hi, I'm Lindsay.. and sorry for the beginning.
Caylith - 2008-04-20, 17:09
:
Wyrwała się z zamyślenia na czas by podłapać hasło Maxa o graniu. Nie zostało ono wypowiedziane zbyt przyjaznym tonem - a przynajmniej tak się jej zdawało. Rzuciła w stronę ich obu szybkie spojrzenie, które miało mieć ostrzegawczy wydźwięk ale nie była pewna czy dotarło bo właśnie szykowali się do gry. A wydawało jej się, że oni sie lubią... może się myliła.
Przeciągnęła sie i gwałtownie przechyliła głowę to w jedną to w druga stronę. Rozległ sie cichy trzask w karku. Jednocześnie usłyszała słowa Linds skierowane do Anny. Nie odwróciła jednak głowy w ich stronę tylko natężyła ucho z drobnym uśmiechem na ustach. Postanowiła patrzeć i obserwować. A poza tym...
Wyciągnęła telefon i po chwili namysłu zaczęła pisać smsa.
Sygin - 2008-04-20, 17:34
:
Anna oderwała wzrok od Moutha, Evana i boiska przenosząc spojrzenie na blondynkę i lekko się gubiąc w tych wszystkich powitaniach i przetasowaniach. Ta banda znała się widać równie dobrze jak jej właśni przyjaciele z Pittsburga chociaż tutaj było strasznie dużo dziwnych typów przyjaźni. I czemu odnosiła wrażenie, że niektórzy na siebie niechcący lecą, inni się złoszczą z rozmaitych przyczyn i bez nich na pozostałych, a część, tak jak ona wolałaby się nie mieszać, ale nagle zostaje oskarżona o podrywanie Nathana i o ile nie myliło jej spojrzenie Ricky w centrum handlowym, również Maxa. Chociaż w tym ostatnim przypadku to chyba już przeszło, patrząc jak czarnulka wodzi rozkochanymi oczami za swoim facetem. Anna uniosła brew i popatrzyła z umiarkowanym zdziwieniem na Lindsay postanawiając zrobić jedyną rzecz jaka jej pozostała - dać się ponieść fali i mając nadzieję, że ci dziwni dziwni ludzie ją zaakceptują.
- Anna... i nie przejmuj się. Zazwyczaj zyskuję przy bliższej znajomości. I nie podrywam Nathana cokolwiek by nie mówiły moje słowa - palnęła bez namysłu zanim zdążyła się opanować.
Eithel - 2008-04-20, 17:51
:
Uśmiechnęła się do niej nieśmiało, zupełnie nie wiedząc jak jedna osoba może wywoływać w niej tak wiele skrajnych emocji. Od zupełnej wściekłości do swego rodzaju zaintrygowania.
- Yeah I know... przesadziłam. Zresztą dzisiaj trochę wyprowadził mnie z równowagi. - jej nieco rozmarzony wzrok, kiedy patrzyła na chłopaka mógł przeczyć jej słowom - Chyba jestem trochę o niego zazdrosna. - zachichotała i spojrzała w kierunku boiska, nieco zaintrygowana wyraźnie zagęszczoną atmosferą. A jeśli chodzi o intrygi to zawsze miała do nich nosa. Coś ewidentnie wisiało w powietrzu.
Sygin - 2008-04-20, 18:16
:
- Faceci często wyprowadzają z równowagi. Ale wiesz co? Ja i tak lubię ich dręczyć mimo tego. Tak słodko sie wstydzą. No i wiedza, że to żarty. - Anna nagle sie wyprostowała z tajemniczym błyskiem w oku. - Check it out...
Pochyliła się do przodu i wrzasnęła do chłopaków na boisku:
- Hey Skillls! Put that sexy ass in motion bo nie będę miała w nocy o czym śnić! And you don't want it d'ya!?
Nie uszło uwagi Linds, że czepiła sie neutralnego terenu a raczej faceta, który nie jest zajęty, o ile wiedziała. Anna po tym haśle zaczęła się śmiać do siebie i najwyraźniej czekała na ripostę.
KapitanOwsianka - 2008-04-20, 18:40
:
Skills z piłką w ręku już przymierzał się do rzutu, kiedy usłyszał słowa Anny. Odwrócił się więc w jednym ręku trzymając piłkę i z szerokim uśmiechem odparował. Hey, doll... This ass could be yours tonight if you ask me nice... i w tym momencie Max zgarnął mu piłkę z ręki i celnie za trzy punkty posłał ją do kosza.
Ok... powiedział Nathan I am the best... A Max to nasz drużynowy shooter... So. I play with Ballmer, and you with Skills.
Max odpowiedział kiwnięciem głowy, że taki układ mu pasuje.
Sygin - 2008-04-20, 18:49
:
- Ohhhh... you wish I had... but I won't cause you suck as I see - odpaliła komentując stratę piłki na rzecz Maxa i śmiejąc się tak, że aż ją boki rozbolały. Jednocześnie puściła oczko do Lindsay. - Widzisz, doll? Ten sie wprawdzie nie zawstydza, ale podjął wyzwanie. To przyjemne tak się droczyć.
Noise - 2008-04-20, 18:55
:
- Dobra, jedziemy z tym. - powiedział Evan bez wesołości w głosie podbiegając do kosza i zbierając piłkę. Stanął pod tablicą i odczekał chwilę, aż chłopaki skupią się nieco na grze i powiedział - Skoro już mam piłkę, to zacznę. - po czym rzucił piłkę do Nathana i wybiegł na boisko. Time for some action!
Eithel - 2008-04-20, 19:54
:
Roześmiała się szczerze z utarczki słownej pomiędzy Anną a Skillsem, zadziwiała ją swoboda i bezpośredniość tej dziewczyny. W jej oczach zaczęły pobłyskiwać iskierki rozbawienia i dziewczyna odprężyła się nieco. Nawet obecność Ballmera przestała jej aż tak bardzo ciążyć na sercu. Kątem oka spojrzała na Ricky, zajętą pisaniem smsa. Wyglądało na to, że wszystko jest w miarę w porządku.
- Nie jestem dobra w słownych utarczkach. Z nim... - spojrzała na Nathana będącego właśnie w posiadaniu piłki - ... droczę się w nieco inny sposób. - w jej oczach już na dobre zagościły iskierki rozbawienia.
Caylith - 2008-04-20, 20:16
:
Ricky wcisnęła "send" i schowała komórkę do kieszeni rżąc ze śmiechu.
-That... was... excellent - powiedziała do Anny z szerokim uśmiechem - Ja też lubię się droczyć ale w pewnym momencie brakuje mi po prostu argumentów i wychodzę jakoś dziwnie na stworzenie bez ostatniego słowa. A to nie jest sposób w jaki lubię robić wrażenie na facecie.
Widząc, że gra się zaczyna pochyliła sie nieco do przodu i z zainteresowaniem zaczęła sie przyglądać opierając łokcie na kolanach i łącząc ręce przed sobą.
KapitanOwsianka - 2008-04-20, 20:31
:
Nathan, Max i Skills spojrzeli na siebie i się uśmiechnęli Człowieku, nigdy nie grałeś w Street Ball? A rzut o piłkę? rzucił Max, ale z drugiej strony nic złego się nie stało. Po chwili rozpoczęto grę.
Właśnie rozpoczyna się pierwszy doroczny mecz gwiazd z drużyny Harbor. Męcz rozgrywa się pomiędzy kapitanem Nathanem Scottem i jego partnerem Evanem Ballmerem... i nagle Mouth zdał sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało. Ale z boiska odpowiedział mu gromki śmiech i nawet Nath się śmiał. ... A głównym shooterem drużyny Maxem Parkerem i jego partnerem ... zawahał się i dopowiedział tylko przydomek Skillsem.
Nathan właśnie zdobył punkt.

Przeniesienie akcji.
KapitanOwsianka - 2008-05-26, 09:55
:
Nathan sam był na boisku do kosza. Piłka leżała koło jego nogi. Jakoś nie miał specjalnie ochoty grać. Czułby się tak jakby zdradzał przyjaciela, który przecież królował tutaj na boisku w parku. Wpatrywał się w jeden z koszy smutnym wzrokiem, przypominając sobie różne przygody, jakie miał z Maxem i mecze jakie tutaj rozegrali.
KapitanOwsianka - 2008-05-26, 11:50
:
Wow... To najmarniejsza gra w kosza, jaką w życiu widziałam. odezwał się głos zbliżającej, rudej dziewczyny. Rachel weszła na boisko i podeszła do Nathana. So... Słyszałam co się stało z Maxem... na zdziwione spojrzenie Nathana odpowiedziała szybko uśmiechem Mój ojciec jest lekarzem. Przyjmował Parkera. podniosła piłkę i ruszyła do stołu z ławkami stojącego obok. Nathan podążył za nią i usiadł koło niej na stole.
Zastanawiałam się, czy mogę do niego zajrzeć. To fajny gość. powiedziała, Nathan odpowiedział uśmiechem. Ale pewnie jest przy nim Erica, a ona mnie nie cierpi. zauważyła kwaśno.
- To nie tak... Po prostu była trochę zazdrosna. Scott wreszcie się odezwał. Jeśli chcesz, to powinnaś go odwiedzić. Na pewno byłby szczęśliwy. szturchnął ją lekko ramieniem, po czym wstał. Podała mu piłkę, a Nathan ruszył w kierunku wyjścia z parku.
Rachel została sama wpatrując się w puste boisko. W jej głowie powoli zaczął kiełkować pewien plan.
Caylith - 2008-06-01, 19:57
:
Zaparkowała niedaleko boiska i wolnym krokiem z rękami w kieszeniach ruszyła w jego kierunku. Nie dawało jej spokoju, kim jest tajemnicze "R" i skąd ma ten ktoś jej numer. I w ogóle czego chce. W końcu dała sobie spokój z gdybaniem zakładając, że prędzej czy później dowie się i tak.
KapitanOwsianka - 2008-06-01, 20:06
:
W miarę jak zbliżała się do samego boiska jej oczy rozszerzały się ze zdziwienia. Na boisku pełno było ludzi, których w większości kojarzyła jako znajomych Maxa, bądź cheerleaderki, ze szkoły. Część stała na około boiska, część klęczała na nim i coś pisała i rysowała. Wśród zgromadzonych Erica rozpoznała Dave'a, Annę i Vanessę.
Caylith - 2008-06-01, 20:14
:
- Co... jak.. - patrzyła ze zdziwieniem na to dziwne zgromadzenie. W końcu zbliżyła się do znajomych.
- Hej.. dostałam jakiegoś dziwnego smsa... teraz widzę ludzi malujących na boisku... czy ktoś może mi wyjaśnić o co tu chodzi? - popatrzyła wielkimi oczami na każdego po kolei.
KapitanOwsianka - 2008-06-01, 20:27
:
Chciała popatrzeć, ale jej nie wyszło, bo jej wzrok przykuło wielkie, czerwone serce w płomieniach, z białą trójką na środku boiska. Momentalnie zrozumiała przesłanie tego obrazka, a zaraz potem dostrzegła pisane kredą i farbami zmywalnymi wezwania, by Max wrócił do zdrowia, że ludzie go wspierają, że czekają na jego grę, i że brakuje go ludziom. Po chwili poczuła, że ktoś obejmuje ją w pasie w ten sam sposób, w jaki robił to Max, z tą tylko różnicą, ze dłoń była drobniejsza, a osoba niższa i bardziej ruda. Rachel uśmiechnęła ciepło do Erici. Nie bardzo wiedziałam, jak was wesprzeć.
Ofelia - 2008-06-01, 20:34
:
Vann rysowała kredą wraz z resztą. Gdzieś napisała jakiś mądry cytat o nadzei. Gdy tylko zobaczyła Ricky, pomachała jej i uśmiechnęła się bardzo szeroko. Już miała ją zawołać, ale właśnie doczepiła się do niej jakaś ruda. Wzruszyła ramionami i wróciła do poprzedniego zajęcia.
Caylith - 2008-06-01, 20:46
:
Poczuła, że coś ją dusi w gardle.
- I... I don't know what to say... to jest super... - powiedziała cichym głosem - to był twój pomysł zapewne... i to wyjaśnia sms od "R". Dzięki...
Popatrzyła na Rachel bardzo starając się nad sobą panować. I to nawet nie przez to, że ta dziewczyna parę dni temu była powodem kłótni i Ricky miałaby się na nią złościć. To co zrobiła teraz było po prostu tak miłym gestem, że Erice chciało się beczeć. I właśnie to wstrzymywała z całej siły.
- God I wish he could see it now... - popatrzyła na tych wszystkich ludzi, odmachnęła Vanessie i powoli ruszyła czytając to wszystko. Aż w końcu zatrzymała sie przed tym wymalowanym sercem. - For you, babe... - mruknęła patrząc na rysunek.
Derriuz - 2008-06-01, 20:57
:
Dave z Anną natomiast paćkali się w farbie zmywalnej. Gdy Dave zauważył Ricky wstał, podając zaraz rękę Annie, by i ta się podniosła. Gdy była zajęta jakąś rudowłosą dziewuchą, przyciągnął Annę do nich i wystawił swe lico dopiero teraz, by można było mu się przyjrzeć. I niby nic w tym szczególnego by nie było, cały zabieg opisywania ustawienia twarzy Dave byłby zbyteczny, gdyby nie jeden drobny fakt. Otóż na twarzy Dave'a domalowane były czarniutkie wąsiska, a'la pimp. To znaczy, a'la alfons.
- Hey Ricky - uśmiechnął się do niej z dziwnym entuzjazmem.
Sygin - 2008-06-01, 21:03
:
- Ricks... check'im out - objęła Dave'a w pasie dobitnie świadcząc na jakich są obecnie warunkach ze sobą zarówno tym objęciem jak i zadowoleniem w obu parach oczu - Te jego wąsy są ślubowaniem, że jak Max się szybko nie obudzi to on takie zapuści - zaśmiała się. - A u mnie, my dear, kolega wymalował to co widać... - odrzuciła grzywkę z czoła ukazując nasmarowany napis "Get well soon". - A teraz się uśmiechnij. We're all here for both of you...
KapitanOwsianka - 2008-06-01, 21:17
:
Rachel stała trochę z tyłu i o dziwo kamera, właśnie na nią powoli najechała. For you to, Ricky... uśmiechnęła się kącikiem ust w ten swój zadziorny i uroczy sposób, a potem przygryzła dolną wargę i spojrzała gdzieś w lewo wpadając na dobry pomysł. Odwróciła się i ruszyła w kierunku parkingu.
***

Głosem Erici:
To, jak bardzo nam na kimś zależy, uświadamiamy sobie dopiero w momencie, kiedy możemy tę osobę stracić. Podobno najgorzej jest, kiedy nie mamy na to wpływu i ukochaną osobę tracimy zupełnie nie z naszej winy. Nie ma wtedy kogo obwinić z naszą osobistą tragedię...


Erica, Dave, Anna i Vann przytuleni w takim czworokącie stali i patrzyli na wielkie, czerwone serce.

Ciąg dalszy w: Ulice Newport
KapitanOwsianka - 2008-06-02, 20:42
:
Max stał spokojnie na górnej partii czerwonego serca z trójką. Spoglądał ze zmarszczonymi brwiami (to znaczyło, że myślał bardzo intensywnie) na to co wypisali jego przyjaciele. Miał na sobie dżinsową kurtkę podszytą sztucznym, brązowym futerkiem. Lewą rękę miał na temblaku. Ale nie było widać innych śladów wypadku.

... Jedni muszą uporać się z bólem, pokonać go by móc powrócić do tego co kochają najbardziej na świecie, a co zostało im brutalnie odebrane...

Ciąg dalszy na Molo

KapitanOwsianka - 2008-06-03, 11:50
:
Max westchnął głęboko i spojrzał na stojący opodal stół, na którym leżała jego ulubiona piłka. Podszedł do stołu i ostrożnie zdjął temblak. Uszkodzoną rękę zwiesił delikatnie, by jej nie uszkodzić, a potem podniósł piłkę. Odbił ją na próbę kilka razy od ziemi, wreszcie podskoczył i rzucił nią w kierunku kosza. Piłka nawet nie doleciała do obręczy, za to Max syknął z bólu i chwycił się za uszkodzone ramię lądując. Siadł na asfalcie, długo jeszcze krzywiąc się z bólu i kiwając w przód i w tył.
KapitanOwsianka - 2008-06-03, 21:08
:
Nagle rozdzwonił sie telefon w jego kieszeni. Wyjął go i spojrzał marszcząc brwi na wyświetlacz. Chwilę wahał się czy odebrać, nawet przez moment wyglądało no to, że nie odbierze. Wreszcie westchnął głośno i odebrał. Hi Erica... powiedział trochę chłodno. No co tam?
KapitanOwsianka - 2008-06-04, 12:06
:
Max uśmiechnął sie pod nosem Bye... powiedział ciepło i rozłączył się. Westchnął raz jeszcze ciężko, a potem spojrzał na piłkę i na kosz. Już od dawna nie siedział na asfalcie, tylko na stole stojącym poza granicami boiska.
Nie powinieneś tak z nią rozmawiać, jeśli nie chcesz jej stracić. usłyszał głos zbliżającego się Nathana i spojrzał w jego kierunku. Chłopak był ubrany w czarne dżinsy, jakiś podkoszulek i kurtkę. I mean, IF you don't want to loose her. siadł na stole koło Maxa To świetna dziewczyna i naprawdę Cię kocha. powiedział, ale odpowiedziała mu cisza. Hey... Rachel, też nie jest najgorsza i wyraźnie Cię lubi. Max posłał mu spojrzenie, które wyraźnie mówiło, żeby odpuścił.
Okey man... Jak idzie rehabilitacja?
- Nie idzie...
- wreszcie odpowiedział. - Nie mogę nawet podnieść ręki w górę, a każdy ruch przy rzucie powoduje, że nie mogę trafić.
- Pamiętasz jak na początku roku miałem kontuzję kolana? Nie grałem trzy tygodnie.
- Taak... Jak sobie z tym poradziłeś?
- Wiesz... W pewnym momencie ból przestaje mieć znaczenie, a potem przestajesz na niego zwracać uwagę.
uśmiechnął się i szturchnął Maxa łokciem. - Pozbierasz się... Ze wszystkim. dodał i wstał by odejść i zostawić Parkera samego.

Przeniesienie akcji.
KapitanOwsianka - 2008-06-10, 17:19
:
Max uciekał na boisko do kosza i była to najmniej sensowna ucieczka, bo wszyscy wiedzieli, że właśnie tutaj go można znaleźć, kiedy znika. Z drugiej strony kto chce być sam, kiedy ma problem. Tutaj nie był sam. Z zaskoczeniem spostrzegł, że na jego stole siedzi nie kto inny tylko Rachel i uśmiecha się do niego szelmowsko. Wiedziałam, że mnie tutaj znajdziesz przystojniaku... powiedziała ciepło, a potem zaprosiła go ruchem głowy jednocześnie otwierając butelkę piwa.
Parker siadł koło niej na stole i odebrał otwartą butelkę. Poczekał, aż Rach otworzy swoją i stuknęli się w niemym toaście.
I co? zapytała wreszcie.
Max wzruszył ramionami, bo nie wiedział co odpowiedzieć.
Wiesz co? powiedziała Jesteś frajer... Masz fajną dziewczynę, która musi za Tobą szaleć, jeśli odważyła się mi grozić. Wszyscy wiedzą, że jestem najgorszą suką w szkole... A mimo to nie spędzasz z nią walentynek. Siedzisz tutaj ze mną... powiedziała i upiła łyk piwa. Chyba, że chcesz spędzać je ze mną... zapytała robią jedną ze swoich uroczych minek, ale zaraz przybrała poważny wyraz twarzy.
Zapadła chwila ciszy...
KapitanOwsianka - 2008-06-10, 18:46
:
Rach ja... Ja kocham Ericę. powiedział wreszcie z westchnieniem.
Rachel pokiwała głową ze zrozumieniem. Ale nie świętujesz z nią walentynek. To coś znaczy. powiedział i znowu upiła potężnego łyka Wiesz co? Mam propozycję gry... Zamknij oczy i rzuć do kosza. Jeśli Erica jest tą przeznaczoną dla Ciebie to trafisz tak?
Max pokręcił głową To głupie...
-Zaraz... Wierzysz w to, że jest jedną jedyną, tak?
odpowiedział kiwnięciem głowy.
- To w czym rzecz? Skoro tak jest to trafisz... uśmiechnęła się zalotnie, ale przy tym i przebiegle. Przemyśl to przystojniaku... A także to. powiedziała i chwyciła go za kurtkę i koszulę. Przyciągnęła brutalnie do siebie i pocałowała go długo i namiętnie, choć bez języczka. Max po prostu otępiał i nie zdążył zareagować.
- Well, mam nadzieję, że lepiej rzucasz niż całujesz... powiedziała z uśmiechem i puściła mu oczko, po czym zsunęła się ze stolika i kręcąc zgrabnym tyłkiem ruszyła w kierunku parkingu, znikając za drzewami i zostawiając Maxa samego.
KapitanOwsianka - 2008-06-11, 15:07
:
Nie dane było jednak Parkerowi siedzieć długo samemu. Niedługo po tym jak zniknęła Rachel na boisku pojawił się Nathan i Lindsay. Max podniósł głowę i obdarował oboje zaskoczoną minął. Kogo jak kogo, ale Ciebie, Linds bym się tutaj nie spodziewał. powiedział z uśmiechem, po czym zsunął się ze stołu.
- Am... To ja poczekam przy samochodzie. powiedział Nathan i pozdrowił Parkera gestem. Chwilę potem zniknął wracając na parking.
Eithel - 2008-06-11, 18:51
:
Krok Lindsay, gdy zmierzała w stronę Maxa był bardzo pewny, zresztą jak zwykle. Oczy były nieco zwężone, jak u żmii szykującej się do ataku - a może, była to tylko reakcja na oślepiające promienie słońca. Kiwnęła głową do Nathana, na znak, że jak tylko porozmawia z Parkerem to do niego wróci.
- Well... a kogo zamiast mnie się spodziewasz? - zaczęła nieco złośliwie, ale słowa "wstrętnego, rudego małpiszona" ugrzęzły jej w gardle. Nie mogła zaczynać tej rozmowy w aż tak dokuczliwy sposób. - Przyszłam, bo... spędzanie przez Ciebie walentynek na boisku do koszykówki jest co najmniej dziwne. Co się z Tobą dzieje ostatnio? - zapytała jednocześnie ze współczuciem i naganą w głosie.
KapitanOwsianka - 2008-06-11, 21:08
:
Max zmierzył ją wzrokiem, a mina wybitnie świadczyła o tym, że Linds miesza się w nieswoje sprawy. Słońce zachodziło, powoli robiło się późno. Linds... Nasz związek nigdy do walentynek nie dotrwał. Nigdy nie świętowałem walentynek, więc to nic niezwykłego, że nie świętuję dzisiaj. i nagle pożałował tego co powiedział, bo zrozumiał, że teraz zgarnie za swoje słowa po łbie.
Eithel - 2008-06-11, 21:24
:
Teraz już nie można było mieć wątpliwości co do żmijowatego charakteru zmrużonych oczu. Lindsay wyglądała jak rozdrażniony drapieżnik ostrzący sobie kły na nową ofiarę. Drapieżnik, który miał zamiar sadystycznie rozerwać ofiarę na drobne kawałeczki i powoli skonsumować.
- Nasz dawny związek nie ma tu nic do rzeczy, Max. - wysyczała bardzo jadowicie - Dziwię się tylko, że nie ma tutaj Twojej rudowłosej pielęgniarki... - zerknęła na niego groźnie - Przecież tak bardzo ją kochasz.. Tak bardzo, że wyznajesz jej to zaraz po wyjściu ze śpiączki! - w końcu to z siebie wyrzuciła. Jednym tchem. Bez zastanowienia. - Chyba, że wolisz to ukrywać, bo kręcicie za plecami wszystkich.
KapitanOwsianka - 2008-06-12, 16:40
:
I nagle Linds się zatrzymała w swoim zapalczywym gniewie. Tak wielkich oczu Maxa jeszcze w życiu nie widziała, nagle cała jej teoria przestała do siebie pasować, coś w niej po prostu nie trybiło. Linds... Ja nigdy nie wyznawałem miłości Rachel. powiedział spokojnie To przypadek, że obudziłem się akurat przy niej. Czy po prostu bodziec.. wzruszył ramionami Myślałem, że... i tutaj umilkł, w jego oczach zagrał niebezpieczny płomień A swoją drogą moje związki to nie Twoja sprawa i nie powinno Cię obchodzić z kim kręcę i za czyimi plecami! powiedział dobitnie, ale nie w złości, z jakąś chłodną wyższością.
Eithel - 2008-06-13, 10:05
:
Przez chwilę wyglądała jakby straciła wątek - na jej twarzy wykwitł zwyczajny, głupawy wyraz doprawiony jeszcze zupełnym zdezorientowaniem.
- Well... ekhm... ouch... - zaczęła się jąkać i mylić. Kiedy jednak dotarł do niej sens jego dalszej wypowiedzi, znów się najeżyła. - OCZYWIŚCIE, że Twoje związki mnie nie obchodzą. Kręć sobie z kim chcesz i za czyimi placami tam chcesz! - wyrzuciła z siebie wściekle, jeszcze bardziej rozjuszona przez jego chłodną wyższość. - Zawsze miałeś odwagę, żeby z kimś zerwać w przyjacielski sposób. A nie ranić i kręcić na boku z jakąś parszywą, rudą wszą. Nie takiego Maxa znałam... - rzuciła na odchodnym z głębokim żalem, po czym ruszyła w stronę samochodu, przy którym czekał Nathan.
KapitanOwsianka - 2008-06-13, 10:24
:
Miała rację. I Max o tym wiedział. Linds... Dzięki... rzucił jeszcze za nią Dzięki, że mnie naprostowałaś... dodał jeszcze tak, żeby to wszystko było jasne. Po czym wstał ze stołu i wziął do rąk piłkę.
Eithel - 2008-06-13, 21:09
:
Zupełnie nie spodziewała się takiej pokojowej reakcji, tym bardziej była zaskoczona. Kiwnęła więc tylko głową w stronę Maxa, uśmiechając się dość sztywno. W końcu był dla niej trochę nieprzyjemny. Po chwili dotarła już do samochodu, przy którym stał Nathan.
- Jedźmy stąd. Gdziekolwiek na kolację. - powiedziała nieco smutnym głosem, wsiadając do samochodu.
KapitanOwsianka - 2008-06-14, 10:34
:
Nathan spojrzał jeszcze w kierunku boiska, po czym kiwnął głową i wsiadł za kółko kierowcy.
Przeniesienie akcji.
KapitanOwsianka - 2008-06-14, 20:41
:
(Zaś kamera spokojnie uniosła się na resztki zachodzącego słońca i zrobiła płynne przejście na boisko do kosza gdzie...)
Stał Max. W kole rzutów wolnych, już bez temblaku na ręce. Spoglądał na kosz i odbijał od czasu do czasu piłkę od asfaltu. Wreszcie uniósł ją do rzutu, zacisnął mocno powieki, nie wiadomo czy z bólu czy specjalnie i rzucił.

***
Rachel zbiegała po schodach do drzwi, w których przed chwilą odezwał się dzwonek. Otworzyła je ze swoim charakterystycznym uśmiechem. Wiedziałam, że do mnie przyjdziesz... powiedziała.
(A kiedy kamera się przesunęła za nią widać było dostawcę pizzy, który wręczał jej właśnie kolację)
Po odebraniu pizzy Rachel znowu była sama w domu. Rodzice wyjechali i nie miała z kim spędzać tego dnia, a na jednorazowy podbój nie miała ochoty... W gruncie rzeczy była bardzo samotna...

Tennessee Williams napisał: ’’Kiedy tak wielu ludzi jest samotnych, byłoby niewybaczalnym egoizmem, być samotnym samotnie”...

ciąg dalszy na Newport Beach

Caylith - 2008-08-10, 09:23
:
Erica stała na samym środku boiska do kosza. Ręce w kieszeniach i smętna mina świadczyły wybitnie o nie za dobrym nastroju. Spojrzenie kierowała na kosz i patrzyła na ten stalowo drewniany słup z obręczą jak na osobistego wroga.
- No i co... - zagadała do niego - are you gonna stand like that and look at me? - zapytała całkiem bez sensu. Prawdopodobnie dlatego, że i tak nie miała co powiedzieć. Ani sobie ani słupowi. Spuściła wzrok na asfalt i popatrzyła na nieco już wytarte ogniste serduszko z trójką na środku, które banda ludzi wymalowała tu w formie wsparcia jakiś czas temu.
- It's all just too fucked up... - mruknęła cicho wciskając ręce głębiej w kieszenie i ruszyła do kilku ławek na krawędzi boiska. Tam siadła i wpatrzyła się w kosz pogrążając się w zamyśleniu.
Caylith - 2008-08-11, 09:35
:
Ileż można siedzieć. W końcu Ricky rzuciwszy ostatnie niechętne spojrzenie na kosz zeskoczyła z ławki i ruszyła w stronę parkingu. Tam wskoczyła swoim sposobem do BMW i wyprowadziwszy auto pięknym zawracaniem na ręcznym postanowiła pojeździć po Newport albo i poza nim bez żadnego konkretnego celu. Ot tyle by poczuć wiatr we włosach, mruczenie silnika pod maską i prędkość, którą ubóstwiała.
KapitanOwsianka - 2008-08-11, 18:24
:
Ledwie odjechała kilka metrów, kiedy jej telefon się rozdzwonił, a na ekraniku pojawiło się "Max's calling".