Zaginiona Biblioteka

Czytelnia - Literatura - do czego to służy?

Regissa - 2008-02-23, 11:02
: Temat postu: Literatura - do czego to służy?
Odpisując w wątku o kondycji fantastyki na post o "rozrywkowości literatury fantastycznej" doszłam do wniosku, że dla mnie większość książek pełni właśnie rolę szeroko rozumianej rozrywki. Oczywiście nie mówię tutaj o podręcznikach czy poradnikach (choć i te dostarczają niekiedy naprawdę sporą dawkę zabawy ;) ), ale o książkach "do czytania", w tym i o poezji czy dramacie. Pomijając czasy szkolne, kiedy czasem było się zmuszanym do czytania określonych tytułów (wtedy literatura faktycznie może spełniać rolę kary za grzechy :) ) oraz przypadek, kiedy ktoś zmuszony jest czytać książki zawodowo (redaktor wydawniczy lub korektor, brrrr...), to przecież najczęściej książki czyta się dla przyjemności! A zatem każda literatura jest właściwie rozrywkową. Nie tylko fantastyka, ale również literatura piękna (do której, o zgrozo, zalicza się np. "Pawia królowej" Masłowskiej //mur ).
Jak powiedział Oskar Wilde: "Nie ma książek dobrych i złych, są książki dobrze i źle napisane". Czy zatem nie należy nareszcie przewartościować myślenia społecznego, w tym krytyków literackich, i wpuścić fantastykę (sensację, horror i co tam jeszcze jest) na salony "literatury bezprzymiotnikowej"?
Toudisław - 2008-02-23, 12:18
:
Regissa napisał/a:
do której, o zgrozo, zalicza się np. "Pawia królowej" Masłowskiej //mur ).

Fajną masz rozrywkę. Chyba że chłodzi o to, że człowiek rozrywa od środka jak to czyta.


Ale do tematu. Literatura ma nam sprawiać jakąś przyjemność. Tylko że ją można definiować w różny sposób. Niektórzy chcą tylko i wyłącznie akcji i żadnych treści ukrytych w książce. Inny lubią się męczyć z dziwną formą i mnóstwem ukrytych treści w przekazie Autora. Tylko czy każda książka ma na celu jedynie najprostszą rozrywkę? Czy nie próbuje coś przekazać. Literatura w 100 rozrywkowa to dla mnie np. Piekara czy Drizzit. Ale też Lynch, który jest dobry, ale to tylko przyjemne czytadło.
Reg ja rozumiem że literatura ma sprawiać przyjemność, ale czy ma to być coś o czym zapominamy zaraz po zakończeniu książki? Chyba dobrze by było, by coś nam zostało z tego, co przeczytaliśmy.
Regissa - 2008-02-23, 12:50
:
Toudi napisał/a:
Reg ja rozumiem że literatura ma sprawiać przyjemnosć ale czy ma to być coś o czym zapominamy zaraz po zakończeniu książki? Chyba dobrze by było by coś nam zostało z tego co przeczytaliśmy

A dlaczego o rozrywce mam od razu zapomnieć po przeczytaniu? O_o Właściwie po przeczytaniu każdej książki coś w człowieku zostaje (po Masłowskiej np. niesmak ;) ), nawet jeżeli nie ma w książce jakichś bardzo głębokich treści. To jest właśnie to podstępne działanie literatury: w pewnym sensie kształtuje Ci światopogląd, horyzonty myślowe, styl mówienia nawet, choć najczęściej sobie tego nie uświadamiasz.
Ale o co mi chodzi: otóż w XIX w. pisano literaturę zaangażowaną, np. "ku pokrzepieniu serc" (co nie wykluczało jej walorów rozrywkowych), ale mam poważne wątpliwości, czy w obecnych czasach literatura jeszcze może służyć bezpośrednio takim "utylitarnym" celom? Czy taką zaangażowaną literaturę jeszcze się pisze?
Geoffrey - 2008-02-23, 20:37
:
Regissa napisał/a:
Właściwie po przeczytaniu każdej książki coś w człowieku zostaje (...), nawet jeżeli nie ma w książce jakichś bardzo głębokich treści. To jest właśnie to podstępne działanie literatury: w pewnym sensie kształtuje Ci światopogląd, horyzonty myślowe, styl mówienia nawet, choć najczęściej sobie tego nie uświadamiasz.

Myślę, ze powyższy tekst jest doskonałą odpowiedzią na Twoje pytanie:

Regissa napisał/a:
Ale o co mi chodzi: otóż w XIX w. pisano literaturę zaangażowaną, np. "ku pokrzepieniu serc" (...), ale mam poważne wątpliwości, czy w obecnych czasach literatura jeszcze może służyć bezpośrednio takim "utylitarnym" celom? Czy taką zaangażowaną literaturę jeszcze się pisze?

Zatem "utylitarność" literatury wciąż istnieje. Choć oczywiście nie w tak bezczelnej formie, jak w XIX wieku. - Jawna propaganda jest dziś nie do strawienia ( może poza niektórymi niszowymi środowiskami).
Zazwyczaj zawsze coś "autor chce przez to powiedzieć".
I im dłużej czytamy literaturę, tym łatwiej wyłapujemy ukryte "utylitarne" przekazy Autora.
Zaznaczam, ze czasem mogą one być ukryte dla samego Autora ;) Po prostu taki jest i tak pisze.
Jak na przykład mój ulubiony Jacek Komuda ;)
Ale wyraźnych "ideologicznych" przekazów nie ustrzegł się np Sapkowski, czy ulubiony przez Toudiego Łukianienko.
Poza tym - w zasadzie nie widzę niczego złego w tych przekazach. Jeśli czytelnik je zdiagnozuje i rozbroi, to punkt dla niego. A jeśli łyka - to punkt dla Autora.
Grunt, że książka nie jest "o niczym" i wywołuje jakieś poruszenie w szarych i burych komórkach.
Toudisław - 2008-02-23, 21:13
:
Regissa napisał/a:
. To jest właśnie to podstępne działanie literatury: w pewnym sensie kształtuje Ci światopogląd, horyzonty myślowe, styl mówienia nawet, choć najczęściej sobie tego nie uświadamiasz.

O_o A czy to dobrze? Czy poglądy nie powinniśmy kształtować sami? A nie książki za nas. Domyślam się, że chodzi ci o to, iż to, co czytamy, pokazuje nam świat na wirle sposobów z różnych punktów widzenia i dzięki temu łatwiej wyrobić nam poglądy na życie. Tylko jaki wpływ na moje poglądy może mieć Drizzt? Tutaj nie mamy nawet realnie przekazanej psychiki postaci. No chyba, że weźmiemy pod uwagę, że zachowuje się jak Emo. Sam fakt czytania ćwiczy wyobraźnie. Ale literatura ma swój ciężar gatunkowy. Niektóre dzieła mają na celu nie tylko prostą rozrywkę. Czasem wręcz nas męczą, ale też uczą, prowokują, szokują.
Regissa napisał/a:
ale mam poważne wątpliwości, czy w obecnych czasach literatura jeszcze może służyć bezpośrednio takim "utylitarnym" celom? Czy taką zaangażowaną literaturę jeszcze się pisze?

A powinno się? To znaczy, czy powinien być taki trend. Przecież przez Trylogię ludzie mają błędne pojęcie o XVII wieku. Pisanie pod tezę jakoś do mnie nie przemawia. I czego mają nas uczyć pisarze? Przekazywać jedynie słuszne poglądy? Mamy to w TV i nazywa się poprawnością polityczną. Nie wszyscy są jak A Głowacki żeby stworzyć dzieło tak genialne jakim jest "Lalka", o bo niby pisał pod tezę. Ale nie tak nachalnie.
Geoffrey napisał/a:
Ale wyraźnych "ideologicznych" przekazów nie ustrzegł się np Sapkowski, czy ulubiony przez Toudiego Łukianienko.

A wiesz mam z nim problem. Bo nie mogę jasno określić co Siergij chciał powiedzieć przez. Co do Jacka Komudy to chyba go przeinterpretowujesz. Faktycznie nieco idealizuję ustrój szlachecki, ale nie brak mu nie raz obiektywizmu.
Geoffrey - 2008-02-23, 22:32
:
Toudisław napisał/a:
Czy poglądy nie powinniśmy kształtować sami ?

A niby jak?
ZAWSZE poglądy kształtujesz w kontakcie z innymi ludźmi. Coś przeczytasz, coś usłyszysz, potem przemyślisz i wyciągniesz wnioski. Nie jest tak, że SAM doznajesz olśnienia i "wyrabiasz" sobie poglądy.

Toudisław napisał/a:
Pisanie pod tezę jakoś do mnie nie przemawia.

Jasne, do mnie też. To miałem na myśli mówiąc, że takie teksty sa niestrawne.
Śmierdzą na odległość.

Toudisław napisał/a:
Przekazywać jedynie słuszne poglądy? Mamy to w TV i nazywa się poprawnością polityczną.

To się nazywa propaganda.
Toudisław - 2008-02-23, 22:51
:
Geoffrey napisał/a:
ZAWSZE poglądy kształtujesz w kontakcie z innymi ludźmi.


ale zanim pogląd autora stania się twoim powinien przejść ostrą selekcję zarządzoną przez twoje sumienia. No literatura nie powinna być jedynym źródłem wiedzy o świecie. Ja staram się wyrabiać swoje poglądy w oparciu głównie o swoje obserwację. Literatura jest dal mnie odskocznią łatwiej zobaczyć świat z dystansu i z innej perspektywy.
Geoffrey napisał/a:
To się nazywa propaganda.
Tak. I ja jej bardzo nie lubię.

Dzef zapytam jeszcze raz jak ty byś określił poglądy S Łukjanienki?
Geoffrey - 2008-02-24, 18:05
:
Toudisław napisał/a:
zanim pogląd autora stania się twoim powinien przejść ostrą selekcję zarządzoną przez twoje sumienie.

Oczywiście. Powiem nawet, że to "sito sumienia" może być bardzo gęste i bardzo mało uda mi się wynieść do przemyślenia.
Nawet nie same poglądy, a naświetlenie jakiegoś problemu z innej strony, dzięki czemu zastanowię się nad nim jeszcze raz, inaczej ( choćbym nawet myślał, że poglądu na ten temat nie zmienię już "nigdy" )

Toudisław napisał/a:
No literatura nie powinna być jedynym źródłem wiedzy o świecie. Ja staram się wyrabiać swoje poglądy w oparciu głównie o swoje obserwacje.

Podręczniki to tez literatura ;)
Pza tym na niektóre sprawy trudno byłoby mi wyrobić sobie zdanie osobiście. Na przykład o Arabach, Żydach, czy Amerykanach.
Jakoś nie bywam w ich krajach ;)


Toudisław napisał/a:
Dzef zapytam jeszcze raz jak ty byś określił poglądy S Łukjanienki?

Na razie przeczytałem dwie jego książki ( co sie mam nadzieję zmieni ;) ), i mogę mówić najwyżej o wrażeniach, nie o wnioskach.
Zatem - umiarkowany nacjonalista ;)
Jest wierny nurtowi rosyjskiej/radzieckiej literatury, w którym Rosja jest pępkiem świata.
I o ile pisarzom radzieckim można to było wybaczyć ( wiadomo - musieli pisać o świecie, w którym radziecki komunizm i technika kosmiczna zatriumfowały ), to od współczesnego pisarza można wymagać więcej.
"Rusocentryczne" spojrzenie obecne jest bardzo wyraźnie.
Za to podobają mi się jego wizje przyszłej Ziemi - kwitnącej, spokojnej, rozwiniętej technologicznie i mądrej. Dokładne przeciwieństwo obecne Rosji. ( I pewnie marzenie Autora o kraju, w którym chciałby żyć).
Tigana - 2008-02-24, 18:12
:
Literatura służy przede wszystkim do
- czytania - dla czytelników
- pisania i wyrażania w ten sposób swoich myśli - dla pisarzy.
I starczy. A czy dana osoba osiągnie w trakcie lektury nirwanę, ekstazę czy wyrzuci ją za okno to sprawa drugorzędna.
Geoffrey - 2008-02-24, 18:24
:
Tigana napisał/a:
Literatura służy przede wszystkim do
- czytania

Trudno nie zgodzić się z tym poglądem.
Zwłaszcza od czasu, kiedy nie brakuje papieru toaletowego :badgrin:
Ł - 2008-02-28, 23:04
:
Tigana napisał/a:
Literatura służy przede wszystkim do
- czytania - dla czytelników
- pisania i wyrażania w ten sposób swoich myśli - dla pisarzy.
I starczy. A czy dana osoba osiągnie w trakcie lektury nirwanę, ekstazę czy wyrzuci ją za okno to sprawa drugorzędna.

Veto. Pisanie i czytanie to środek. Równie dobrze mógłbym powiedzieć że buty służą do chodzenia, co patrząc pobieżnie wygląda poprawnie ale przecież tak nie jest - buty istnieją po to żebym to ja mógł gdzieś zajść. W butach nie chodzę dla zrealizowania ich natury i przeznaczenia tylko dla zrealizowania mojej natury i mojego przeznaczenia. To samo z literaturą - nie jest ona celem dla siebie. Moim zdaniem ma jednak swoją funkcję jaką jest realizowanie samego siebie. Dlatego dzielę książki na te które pomagą mi to robić i eufemistycznie ujmując na te które mniej pomagają mi to robić. Przy czym rozwóju nie traktuje tylko czy przedewszystkim jak rozwoju intelektualnego, ale również estetycznego, emocjonalnego i ogólnej szkoły charakteru. Domyślam się że dla każdego inne książki są rozwijające bo każdy ma inną naturę, więc niech każdy sobie stanowi swoje normy. Dla jednego czymś rozwijającym będzie SF dla Harlekiny. Ksiązka nie jest celem samym dla siebie, ale posiada pewną suwerenność zarówno względem tego który słowo napisze, jak i tego który słowo zinterpretuje. Cały myczek w tym żeby interpretowany i interpretujący spotkali się na jednym gruncie jaka jest książka i zawalczyli z sobą tak żeby była to gra o sumie dodatniej, to jest żeby obaj zrealizowali się na tym gruncie. Jeśli realizuje się sam interpetowany to jest to grafomania, jeśli sam interpretujący to jest dorobianie ideologii i perfumowanie kupy. I właśnie tak postrzegałbym twój podział Tig' stąd skończe jak zaczełem - Veto!
gagasia - 2008-03-12, 19:32
:
Przeczytałam Waszą dyskusję... Sama połykam ksiązki i ostatnio od bliskiej osoby usłyszałam, że tak naprawdę marnuje swój czas...bo niby w kontekście przemijalności życia i naszej marności, takie to ma znaczenie, ile książek przeczytam? No niby podawałam jej argumenty, których i Wy używaliście tutaj, ale...pozostała jednak we mnie ta myśl, że czytając ksiązki, żyje innym życiem, a to moje, przecieka między palcami. Jednak z drugiej strony, cokolwiek robię - tracę czas i życie, więc....wolę czytać.
Więc zmykam do lektury.
Geoffrey - 2008-03-12, 19:47
:
gagasia napisał/a:
pozostała jednak we mnie ta myśl, że czytając ksiązki, żyje innym życiem, a to moje, przecieka między palcami.

Ale ci, co książek nie czytają, żyją tylko jednym życiem.
Ty masz ich całe mnóstwo,
i to takich, których oni nawet nie potrafią sobie wyobrazić.
MadMill - 2008-03-12, 20:10
:
Dżef napisał/a:
Ty masz ich całe mnóstwo,
i to takich, których oni nawet nie potrafią sobie wyobrazić.

Święte słowa. Czytając docieramy do miejsc o których inni nawet nie zdają sobie sprawy że istnieją. ;) - powiew filozoficzny? ;)
Metzli - 2008-03-12, 20:27
:
Dżef napisał/a:
Ale ci, co książek nie czytają, żyją tylko jednym życiem.


A takie jedno życie potrafi być cholernie nudne ;P Weźmy np. takiego dorosłego człowieka, wstaje codziennie rano do pracy, wraca do domu, coś tam je, ogląda tv i idzie spać. A potem znowu wstaje rano do pracy... rutyna potrafi zabić człowieka. A książka zawsze stanowi jakąś odskocznię od tego wszystkiego i jak to określił Mad, można odwiedzić tyle ciekawych miejsc. A argument, że czytając książki traci się czas... jest śmieszny ;) Jak nie książki to znajdą się inne rzeczy na których czysto bezproduktywnie spędza się ten czas.
Tigana - 2008-03-12, 21:15
:
gagasia napisał/a:
Przeczytałam Waszą dyskusję... Sama połykam ksiązki i ostatnio od bliskiej osoby usłyszałam, że tak naprawdę marnuje swój czas...bo niby w kontekście przemijalności życia i naszej marności, takie to ma znaczenie, ile książek przeczytam?

To po co jesć, oddychać, pracować, żyć? W końcu i tak jesteśmy tylko pyłkiem na mapie wszechświata.
Ja nie wyobrażam sobie mojego życia bez książek - chociażby tych beznadziejnych. Stały się one nierozerwalną częścią mojego bytu , odskocznią od rzeczywistości, sanktuarium. Bez nich byłbym pusty. I dlatego czytam.
Dhuaine - 2008-03-12, 23:36
:
Metzli napisał/a:
Weźmy np. takiego dorosłego człowieka, wstaje codziennie rano do pracy, wraca do domu, coś tam je, ogląda tv i idzie spać.

W tym momencie można by się upierać, że wkracza się w inną rzeczywistość także podczas oglądania filmów. ;) Z pewnością maniacy seriali posiadają takie inne życie.
Do pewnego stopnia takie podejście do filmów jest prawdziwe; kłopot w tym, że większość wielbicieli pudła ogląda bezwartościową papkę, która ledwo w chodzi, a już wychodzi XD
ASX76 - 2008-03-13, 00:57
:
gagasia napisał/a:
Przeczytałam Waszą dyskusję... Sama połykam ksiązki i ostatnio od bliskiej osoby usłyszałam, że tak naprawdę marnuje swój czas...bo niby w kontekście przemijalności życia i naszej marności, takie to ma znaczenie, ile książek przeczytam? No niby podawałam jej argumenty, których i Wy używaliście tutaj, ale...pozostała jednak we mnie ta myśl, że czytając ksiązki, żyje innym życiem, a to moje, przecieka między palcami. Jednak z drugiej strony, cokolwiek robię - tracę czas i życie, więc....wolę czytać.
Więc zmykam do lektury.


Pozwolę sobie wtrącić kilka kopiejek... i "zabłysnąć odkrywczymi" ( ;) ) kwestiami w stylu "wielkiego myśliciela Coelho" ( ;) :badgrin: :-P ), jak to z wielkim przymrużeniem oka, określił go Łukjanienko. He, he...

Niezależnie od tego, czegobyśmy nie robili, życie i tak przecieka między palcami, a każda chwila przybliża nas ku odwiecznej pustce, nicości. Jak to się mówi: "z której strony byś nie patrzył(a), pupa zawsze będzie z tyłu". Przychodzimy na ten świat, trochę na nim bytujemy i na powrót wracamy w niebyt. Szkoda, że jest to podróż tylko w jedną stronę i nigdy więcej się już nie powtórzy. Ale to już inna historia...

Książki mają tę zaletę, że oprócz dostarczania przyjemności (jeśli są ciekawe), rozwijają nasz intelekt, wzbogacają wiedzę i słownictwo (o ile nie jest to coś pokroju np. Wędrowycza Pilipiuka czy innego RAS-a), które możemy później wykorzystać na własny użytek czy kontaktach z innymi ludźmi. Czytanie poszerza horyzonty (jakież to odkrywcze... ;) ). W beletrystyce pozwala w pewnym sensie i do pewnego stopnia, niejako "wcielić się" w postać literacką, zidentyfikować się z nią, jej życiem, przemyśleniami, problemami, losem... Dochodzi do nawiązania emocjonalnej więzi między czytelnikiem a bohaterem utworu (zakładając wariant optymistyczny). I choć przebiega ona tylko w jedną stronę, to w zupełności wystarczy. Pewnie, że wcale tak być musi, podałem jeden z przykładów.
Właściwie nie ma tu nad czym się zastanawiać... Książki są pożywieniem umysłu, a "kto czyta, nie błądzi". :))
Kornel Makuszyński napisał: "Książka - to mędrzec łagodny i pełen słodyczy, który puste życie napełnia światłem, a puste serca wzruszeniem". Nic dodać, nic ująć. :))
Elektra - 2008-04-11, 20:17
:
Tak sobie czytam narzekania Kal i Janda w wątku o Kearneyu i się zastanawiam: czy Wy (nie mam tu na myśli tylko dwóch wymienionych wcześniej osób) czytając książki, nie chcecie czasem pogłębić wiedzy na temat tego, o czym pisze autor? Nie mówię o studiowaniu tego, ale żeby dowiedzieć się czegoś na własną rękę?

Takie żeglarstwo... rozumiem, że u Kearneya nie było zbyt interesująco przedstawione, więc mogło zniechęcać, ale jeśli ktoś pisałby ciekawiej?

Albo elementy fizyki (prawdziwe, czy tylko fantastyczne), nie skłaniały Was czasem do przypomnienia sobie zajęć ze szkoły?

A może nawiązania mitologiczne?

Czy to ja jestem po prostu dziwna? ;) (byłby to kolejny dowód)
Tanit - 2008-04-11, 21:24
:
Elektra napisał/a:
Czy to ja jestem po prostu dziwna?

chyba nie :P a jak tak to ja również ;)

Czytając jakąkolwiek knigę wolę najpierw poznać środowisko, kulturę... ogólnie rzecz ujmując temat, w którym porusza się autor. Czytając 'Sługę kości' Anne Rice zagłębiałam się w pradawną kulturę babilonii, a książki Kossakowskiej pogłębiły tylko moje zainteresowania angelologią. Z tego względu nie ruszyłam trylogii husyckiej Sapkowskiego - chcę poznać temat, a także zrobiłąm sobie przerwę w 'Nędznikach' W.Hugo.

Wchodząc w klimat, zwiedzając światy wyrysowane na kartach powieści lepiej można się w nich zagłębić znając tematykę.

Co do samego tematu. Wartości jakie nabywamy czytając książki (uważnie a nie pobieznie) w istocie sa owymi imponderabilia. tego seriale czy filmy nie nauczą. nic tak nie kreuje wyobraźni i nie rozwija jak czytanie książek. To co powiedział Tigana
Tigana napisał/a:
Literatura służy przede wszystkim do
- czytania - dla czytelników
- pisania i wyrażania w ten sposób swoich myśli - dla pisarzy.

zarówno czytelnik jak i pisarz osiągają pewien stopień spełnienia. Książka ma budzić emocje... czy pozytywne, czy negatywne... ale emocje (tak jak teatr)

Au revoir!
Jander - 2008-04-11, 21:46
:
Przypuśćmy, że czytam coś takiego np. na Mazurach - nie mam dostępu do google ani żadnego słownika, więc nie mam możliwości dowiedzenia się czegokolwiek - przebijam się przez męczący rozdział, a potem zapominam o tym totalnie. Chyba też niewiele się to różni u mnie w domu - jeśli jakaś kwestie nie jest naprawdę ważna (a zwykle nie jest) to nie sięgam do słownika, bo nie rozumiem trudniejszego słówka (np. czytając po angielsku - jedno słowo mnie nie zbawi, a jak już nie rozumiem w ogóle treści to słownik nic mi tu nie pomoże). Jeśli mnie jakiś temat nie interesuje, to dlaczego mam się nim zajmować? Żeglarstwo, szanty i te sprawy nigdy do mnie nie trafiały. Oczywiście lubię popływać żaglówką, ale wyłącznie jako pasażer.
Fizyka to dla mnie trauma - ok, znam jakieś podstawy, ale głębszej fizyki nie zrozumiem na pewno, więc nie mam zamiaru się w nią bawić - a w taką często wchodzą autorzy s/f, nie bez powodu uważając, że proste sprawy są nudne - bo przecież nie będzie rozważał prawa grawitacji. Wilson w Spinie jakoś potrafił o sprawach fizyki i biologii pisać zrozumiale, tak że nie musiałem sięgać po nic dodatkowego, a poruszane kwestie bardzo mnie wciągnęły - ale tylko w ramach książki, bo autor wychodził ze wszystkiego bardzo hipotetycznie i nie znalazłbym wiele materiałów na ten temat. A nie jest tak, że interesuje mnie budowa twierdzy, a napędu międzygwiezdnego już nie - ale z reguły budowę napędu autorzy opisują w wydumanych dla mnie słowach (są wyjątki), a budowę twierdzy jestem w stanie zrozumieć, bo autorzy z reguły nie komplikują sprawy (tu wyjątków jest trochę więcej, np. Donaldson opisuje wszystko sprawnie, ale u kilku innych autorów spotkałem się z dziwacznymi próbami opisów).
Ale są sprawy, które mnie interesują - symbole religijne, mistyka (np. żydowska), kwestie filozoficzne (choć mało który autor wychodzi poza starożytność w tej kwestii) i psychologiczne - wtedy jak najbardziej sprawdzam temat, starając się poznać istotę rzeczy ;) Ale przyznam, że na takie sprawy trafiam bardzo rzadko - chyba że w książkach, które są na tym oparte, jak np. Głos Boga Jacka Soboty (ale tu do zrozumienia wszystkich szczegółów wystarczyła mi moja skromna wiedza religijna). Dużo odwołań miał też Duncan w Welinie - ale nie spowodowały one, że sięgnąłem po zbiór sumeryjskich mitów. Chiang w opowiadaniu "Siedemdziesiąt dwie litery" zajmował się Kabałą, ale nie spowodowało to, że szukałem czegoś na ten temat - opowiadanie średnio mi się spodobało.
Tak więc na Twoje pytanie odpowiedziałem i Tak i Nie ;) - chyba wszystko zależy od tematu, jeśli mnie bardzo nie zaintryguje to mała jest szansa, że po to sięgnę później. Ot, prawo konsumenta :)
Tanit napisał/a:
Czytając jakąkolwiek knigę wolę najpierw poznać środowisko, kulturę... ogólnie rzecz ujmując temat, w którym porusza się autor. Czytając 'Sługę kości' Anne Rice zagłębiałam się w pradawną kulturę babilonii, a książki Kossakowskiej pogłębiły tylko moje zainteresowania angelologią. Z tego względu nie ruszyłam trylogii husyckiej Sapkowskiego - chcę poznać temat, a także zrobiłąm sobie przerwę w 'Nędznikach' W.Hugo.

Miło, że są tacy ambitni ludzie - ja do nich nie należę. Choć czytanie książek w oryginale nie jest dla mnie niczym wielkim, a dla dużej ilości osób jest to niemała ambicja chyba... Mnie po prostu sprawia to dużą przyjemność. Ja nawet nie potrzebuję specjalnego klimatu do czytania książek, odpowiedniej muzyki etc. Byleby miała kartki, wtedy przeczytam w każdym momencie. :)
Tanit napisał/a:
Książka ma budzić emocje... czy pozytywne, czy negatywne... ale emocje (tak jak teatr)

Nie musi - gdyby każda miała budzić emocje, to mielibyśmy potop romansów ;) Książka ma być ciekawa. Jak porusza jakieś głębsze tematy przy tym i porusza serca - tym ona lepsza. Ale traktat filozoficzny serca porusza rzadko, a jakby nie było jest b. ambitną pozycją.
pozdrawiam
ps: zażalenia na zbyt długi post proszę składać pod pw
Tanit - 2008-04-11, 22:14
:
Jander napisał/a:
Nie musi - gdyby każda miała budzić emocje, to mielibyśmy potop romansów ;) Książka ma być ciekawa. Jak porusza jakieś głębsze tematy przy tym i porusza serca - tym ona lepsza. Ale traktat filozoficzny serca porusza rzadko, a jakby nie było jest b. ambitną pozycją.

nie zgadzam się. Budzenie emocji nie jest równoznaczne z romansidłami. mocje są wielorakie. Jak już napisałam zarówno pozytywne jak i negatywne. Można odczuwać wstręt, niechęć, złość, żal, współczucie jak i radość, wzruszenie, zadowolenie, zaciekawienie... etc.
Tak naprawdę KAŻDA książka budzi emocje.
Może i traktat filozoficzny nie porusza serca, ale zmusza do myślenia, do pewnej refleksji. I tu również mogą występować emocje. Można się zgadzać z autorem traktatu i podziwiać go za sposób rozumowania, ale można go wyśmiać, można się oburzyć.

Tak dochodzę do końca wypowiedzi... i stwierdzam, że źle się wyraziłam. Książki budzą uczucia (przede wszystkim), a nie emocje (choć to również) - z psychologicznego punktu widzenia xP

Au revoir!
Jander - 2008-04-11, 22:40
:
W takim szerokim rozumieniu to wszystko wzbudza emocje i książka nie jest niczym wyjątkowym - każdy przekaz wywołuje jakieś emocje/uczucia, a książka jest przekazem tekstowym.
pozdrawiam
Tanit - 2008-04-11, 22:50
:
niby tak... a jednak jak już powiedziałam
Cytat:
nic tak nie kreuje wyobraźni i nie rozwija jak czytanie książek.

to jest właśnie coś co wyróżnia książki... one zmuszają do myślenia... w filmach jest to rzadkość, najczęściej (tym bardziej w serialach) wszystko podane jest jak kawa na ławę ;)

Au revoir!
Jander - 2008-04-11, 23:19
:
Idąc tą drogą możemy równie dobrze powiedzieć, że czytanie traktatów filozoficznych nie rozwija - bo nie rozwija tak bardzo jak dochodzenie do rozważanych spraw samemu.
Film to też sztuka. Tak samo często jak książka jest tworzona dla szerokiej publiczności. Film w porównaniu do książki istnieje bardzo krótko, więc trudno tak porównywać - dysponuje innymi środkami przekazu i można w nich również więcej przekazać. Patrzysz stereotypowo - serial może być równie dobrze długim filmem pociętym na kawałki(vide Twin Peaks), jak i mało związanymi ze sobą kawałkami ogólnej całości(vide telenowele).
pozdrawiam
Tanit - 2008-04-12, 08:26
:
Jasne, filmy też zdarzają się się świetne, miałam z takimi styczność. Ale maja one to do siebie, że maja obraz. Czytając książki rozwija się wyobraźnie i kreuje światy. Film przedstawiając dana treść ma obraz już wykreowany.
Dlatego też zanim pójdę na film będący ekranizacją książki wolę najpierw przeczytać, ażeby później, czytając, nie podstawiać szablonu z filmu ;)

Au revoir!
Romulus - 2008-04-12, 13:29
:
Czytam dla rozrywki - a eschatologiczne przezycia to miły dodatek do lektury. Jeśli jest i wali mnie jak obuch w głowę - jestem w stanie euforii narkotycznej. Jeśłi nie ma i mam przed sobą "tylko" solidną rozrywkę, mruczę z zadowolenia jak kot.

Ale, nawiązując do Elektry: jeśli jakiś autor "podkręci" mnie na tyle mocno fabułą swojej książki, to rzucam się potem na wszystko związane z tematyką, którą porusza. Tak było swego czasu z zagadnieniami fizyki kwantowej. Chyba po jakiejś powieści Arthura C. Clarka rzuciłem się na literaturę naukową. Oczywiście były to pozycje pisane dla laików, ale do dziś je pamiętam:

Michio Kaku "Hiperprzestrzeń"
Paul Davies "Bóg a Nowa Fizyka"

Z kolei Jacek Dukaj w "Czarnych Oceanach" popchnął mnie w ramiona futuryzmu (pamiętam tylko A. Tofflera z przeczytanych książek, było też mnośtwo artykułów w pismach naukowych).

Niewielu jest takich autorów, czy takiej literatury, która popycha mnie potem w objęcia wiedzy. Ale jak już się jakiś trafi to idę w ekstremum: muszę przeczytać wszystko co jest dostępne, aby nasycić głód.

Z fantasy jest już gorzej. Bodaj tylko GRRM skłonił mnie, ale tylko do "odświeżenia" wiedzy na temat wojny stuletniej i Wojny Dwóch Róż w Anglii (założę się, że on też się tymi zagadnieniami inspirował). W licku był to mój konik, potem na długo zapomniany.

W moim przypadku zatem literaturze, poza rozrywką, udaje się poszerzać mi horyzonty. Wprawdzie tylko naukowe, ale to nic złego.
Nieznany - 2008-04-12, 14:02
:
Zaczynacie już wchodzić na zupełnie inny temat: "książka, czy film?". W tej kwestii nie będę chyba oryginalny, jeśli powiem, że wybieram książkę. Choć muszę przyznać, że zdarzają się filmy lepsze od książek, na podstawie których powstały, znajoma kinomaniaczka podsunęła mi kiedyś przykład "Lśnienia" z Nicholsonem w roli głównej.

Wracając natomiast do tematu tego wątku... zgadzam się z tezą, że książki służą czytelnikom do czytania a pisarzom do pisania. ;) Jednak jest to sprawa nieco głębsza - powninny faktycznie spełniać funkcję rozrywkową. Nie oznacza to, że dobre są wyłącznie "czytadła", przez które się przeskakuje w jedną nockę i po dwóch dniach nie pamięta fabuły. Kwestia rozrywkowości jest o wiele głębsza - książki MOGĄ (nie muszą) bawić "intelektualnie" - wyzywać na pojedynek a bronią ma być rozum! Bo czyż przyjemne nie jest dla wielu myślenie przy czytaniu, wyobrażanie sobie czegoś, napinanie fantazji, czy nawet pogłębianie wiedzy? Ktoś napisał o tym, że lubi po przeczytaniu jakiejś książki lub nawet przed dowiedzieć się czegoś więcej o naturze opisywanego zjawiska lub tle historycznym prowadzonej fabuły - i ja się z tym zgadzam, mnie tez się zdarza tak robić i owszem, to jest dla mnie rozrywka. :)
Muszę się również zgodzić z osoba piszącą o tym, że czytając przeżywamy wiele żyć. To jest również niezwykła rozrywka! Bo teraz jestem szarym człowiekiem a za chwilę mogę stać na murach Troi lub uciekać z zasadzki wraz z Locke Lamorą. ;) To jest to!! :-)

Podsumowując: literatura ma być rozwykowa. Ale ta rozrywka może przybierać wiele barw i kształtów. :!:
Beata - 2008-06-29, 18:47
:
Czytanie wyzwala wyobraźnię. I późniejsze grzebanie w "źródełkach" czy poszukiwanie analogii jest niczym innym jak poszerzaniem wiedzy, tyle że czynionym całkowicie dobrowolnie i pod szyldem rozrywki - w przeciwieństwie do szkolnej nauki. Jeśli więc Autor zdoła poruszyć mnie na tyle, ze zaczynam się za "źródełkami" rozglądać - to wygraliśmy oboje. Ja - jako czytelnik - nawet więcej.

Telewizja natomiast jest IMHO medium pasywnym, które niczego ode mnie nie wymaga - nawet uruchomienia wyobraźni. Wszystko mam podane na tacy i już nic nie muszę. Z filmami kinowymi mam pewien kłopot. W zasadzie kłopot dotyczy adaptacji książek. Podczas lektury wszystko sobie wyobraziłam, przed oczami miałam meble w pokoju, albo stary drewniany wieszak na ubrania przy drzwiach wejściowych po lewej stronie... I teraz oglądam adaptację... facet wchodzi do wspomnianego pomieszczenia... rozgląda się, kurtkę trzyma w ręku... pewnie chce ją na wieszak (tak sobie myślę)... robi dwa kroki, rozgląda się ponownie... no, do licha, nie ma wieszaka! Nieszczęśnik łazi po pokoju, szuka czegoś tam, znienacka znajduje - dajmy na to - obce zupełnie zwłoki, kurtka trzymana w ręku wyraźnie mu przeszkadza, a ja przez cały czas mam przed oczami ten wieszak, którego nie ma! I wiecie, cały film mam zepsuty przez ten wieszak!
Romulus - 2009-03-28, 11:26
:
A już chciałem zakładać nowy temat, kiedy natknąłem się na ten zarzucony wątek.
Przeczytałem z rana nowy felieton Jacka Dukaja na Wirtualnej Polsce:
http://ksiazki.wp.pl/feli...0,felieton.html
Autor bardzo celnie identyfikuje "luki" we współczesnej polskiej prozie, wskazując obszary pozostające poza zainteresowaniem, czy nawet zasięgiem (mentalnym chyba) polskiej literatury XXI wieku.
Nie sposób się nie zgodzić z autorem w tym zakresie. Zwłaszcza w trakcie przerzucania półek w księgarniach lub w bibliotekach miejskich w poszukiwaniu dobrej współczesnej powieści. Jak nie geje to lesbijki, jak nie konserwatyści to lewacy - wszyscy skupieni w skali mikro na problemach własnych środowisk intelektualno - politycznych (prawa mniejszości, problemy mniejszości, zagrożenia polskiej "tożsamości" i tak dalej; wyrwane z większego tła problemy społeczne jak bieda, przemoc...). Bardziej publicystyczne pod cieniuteńką i zwiewną szatką fabuły, niż literackie. A jeśli już literackie - to jakieś dziwne, introwertyczne, artystowskie (fuj) podróże w głąb siebie. A w ostateczności: ucieczki w minioną epokę, lata PRL-u.

Chyba polskich autorów musi spotkać to, co musiało spotkać lud Izraela wędrujący z Egiptu do Ziemii Obiecanej. Musi wyginąć mentalnie pokolenie prozaików wyrosłych w latach niewoli, aby do głosu doszli ci, którzy mają coś ciekawego do zaproponowania w literackim opisaniu rzeczywistości, zamiast ciągłego od niej uciekania albo wynoszenia do rangi Wielkich Spraw właśnie problemów wydumanych, marginalnych.

Niedawno czytana przeze mnie Balzakiana Jacka Dehnela pokazała, że - na razie - w skali mikro, takie zapełnianie tych luk, na które wskazuje Dukaj, jest możliwe. Ten zbiorek mikropowieści pozwala na optymistyczne spojrzenie w przyszłość. Choć jego marginalizowanie i zarzucanie mu "stylowego" odtwórstwa prosi się o wyciągnięcie kolczastej pały spod łóżka i zdzielenie apologetów "literatury o gównianych problemach" po głowie.
Jander - 2009-03-28, 12:29
:
Dokładnie tak - jak chodzę po księgarniach to czasem buszuję przez półki ze współczesną polską prozą i nie potrafię znaleźć nic, co by mnie mogło zainteresować. Zastanawiam się czy może za słabo szukam lub moje gusta są zbyt mocno ukierunkowane na fantastykę. Ale widzę, że nie tylko ja szukam czegoś nowego, innego od gejów i lesbijek, wyrzutów sumienia z powodu że żyję czy fundamentalistycznego uderzania w religię.
A powieść religijna... Hm, żebym tylko miał zdolności. :)
Romulus - 2009-08-12, 20:10
:
Czytam sobie TANATONAUTÓW Bernarda Werbera. I natknąłem się w tej książce na zgrabny dialog celnie opisujący współczesną literaturę pozbawioną fabuły:

"Niemniej prawda, że Raoul Razorback przeczytał cała masę książek. Zresztą to on wzbudził we mnie zamiłowanie do czytania, podsuwając mi, według jego słów, "nieupierdliwych" autorów, takich jak Rabelais, Edgar Allan Poe, Lewis Carroll, H. G. wells, Jules Verne, Isaac Asimov, Frank Herbert, Philip K. Dick.

- Bo takich nieupierdliwych pisarzy nie ma znowu aż tak wielu - wyjaśniał. - Większość autorów wyobraża sobie, że im bardziej są niezrozumiali, tym bardziej są inteligentni. Rozciągają więc te swoje zdania na dwadzieścia linijek. Potem otrzymują nagrody literackie, a ludzie kupują ich książki, żeby ładnie wyglądały w salonie i żeby osobom, które do nich przyjdą dać do zrozumienia, że są w stanie czytać tak bardzo skomplikowane rzeczy. Przeglądałem książki, gdzie nie dzieje się nic. Kompletnie nic. Pojawia się jakiś gość, widzi jakąś kobietę, podrywa ją. Ona mu mówi, że nie wie, czy się z nim prześpi, czy też nie. Po ośmiuset stronach w końcu decyduje się i oświadcza mu, że nie.

- Ale po co pisać książki, w których kompletnie nic się nie dzieje? - zapytałem.

- Brak pomysłów. Ubóstwo wyobraźni. Stąd wszystkie biografie i autobiografie, fabularyzowane życiorysy... Pisarze, którzy nie są w stanie stworzyć innego świata, mogą jedynie opisywać własny świat, choćby był bardzo ubogi. Nawet w literaturze nie ma już wynalazców. Zatem z braku treści autorzy cyzelują styl i wygładzają formę. Opiszx na dziesięciu stronach swoje nieszczęścia spowodowane czyrakiem i masz całkiem spore szanse dostać Nagrodę Goncourtów.

Wspólny rechot.

- Uwierz mi, gdyby "Odyseję" Homera wydano dzisiaj po raz pierwszy, nawet by się nie pojawiła na liście najlepiej sprzedających się książek. Umieszczono by ją w dziale fantastyki i horrorów. Tylko takie dzieciaki jak my czytałyby to ze względu na opowieści o cyklopach, wróżkach, syrenach i różnych potworach."


To o czyrakach dedykowałbym pewnym autorom polskim, opisującym swoje marne żywota pełne wódy - czy to w Warszawie, czy w Krakowie, czy w Bieszczadach :badgrin:
Romulus - 2009-12-24, 22:41
:
Polecanka: w Dużym Formacie pośród smętnych tekstów znajduje się jeden wart polecenia. Dotyczy "fenomenów" literackich tj. książek, kóre stają się bestsellerami, choć nikt nie ma pojęcia, dlaczego. Trochę żartobliwy, ale w gruncie rzeczy na serio i bardzo ciekawie. Po przeczytaniu go zdałem sobie sprawę z jałowości naszych rozważań, co chwyci na naszym rynku, a co będzie wtopą. Zresztą, jak przyznają przedstawiciele wydawców, dla nich to także jest wróżenie z fusów i obstawianie w ciemno, że ta książka sprzeda się w 4 tysiącach a tamta w 12. Potem przychodzi szok: zamiast 4 tysięcy "zeszło" 50 i nikt nie wie, dlaczego. Fajny tekst.
Romulus - 2010-01-12, 20:56
:
Znamy już zwycięzców Paszportów Polityki. W Kategorii literatura zwyciężył Piotr Paziński za powieść "Pensjonat".
Onet.pl napisał/a:
Bohater "Pensjonatu" Piotra Pazińskiego odwiedza miejsce, gdzie jako dziecko bywał z babcią - żydowski dom wypoczynkowy pod Warszawą, dawniej pełen życia, dziś zaludniony duchami przeszłości.
"»Pensjonat« jest książką przełomową we współczesnej polskiej literaturze, bowiem otwiera nowy nurt. To pierwszy głos trzeciego pokolenia po Holocauście. Głos pisarza związanego ze środowiskiem żydowskim. Bardzo autentyczny i przemyślany. Bo narratora (porte parole Pazińskiego) – ostatniego z łańcucha pokoleń, uczepionego na samym końcu, który przypomina sobie cykliczne wyjazdy do podwarszawski pensjonat, który wizytują także uczestnicy turnusu. Jest opowieścią o odchodzącym świecie, o żalu spowodowanym jego brakiem. Sam Paziński przyznaje, że napisał książkę nostalgiczną, pełną odwołań do osobistych przeżyć. Powieść powstawał na przestrzeni ostatnich kilku lat - Zbierałem się do tej pisaniny długo, a zacząłem robotę, pierwsze notatki kilka lat temu, kiedy umarła ostatnia przyjaciółka mojej babci, z grubsza będąca pierwowzorem powieściowej pani Teci. Wtedy zorientowałem się, że nie mam kogo więcej pytać. To taka sytuacja, kiedy skazani jesteśmy wyłącznie na własną pamięć. Ale może i dobrze, że autor nie korzystał z relacji innych ludzi, maksymalnie pobudzając do wysiłku swoją pamięć, bo powstał naprawdę ciekawy, nieco surrealistyczny utwór literacki, który czyta się z ogromną przyjemnością. »Pensjonat« błyszczy na tle współczesnej polskiej prozy i zasługuje na uwagę czytelników.", napisał Damian Gajda w recenzji książki.

Cóż wypada napisać (poza standardowym pyerdem gratulacyjnym)?
Z niecierpliwością czekam na wspomnienia czwartego pokolenia po Holokauście. Może dożyję i piątego pokolenia? :badgrin: Cóz to wtedy będzie za łańcuch łączności z pamięcią o świecie, który przeminął? :badgrin: I jak będę za nim tęsknił... Jak za obiadkami niedzielnymi u babci i dziadka :badgrin: --_- Ciekawe, czy autor z pokolenia dziesiątego popełni samobójstwo w proteście, że ten świat odszedł?
MadMill - 2010-01-12, 21:14
:
Kto to jest Paziński? o_O ja nie wiem, może ludzie tęsknią za tymi czasami? Uwielbienie dla cierpienia w naszym kraju jest fascynujące. Cały naród masochistów.
Romulus - 2010-01-12, 21:18
:
"nieco surrealistyczny utwór" - to zwiastuje standardową papkę dla intelektuali, bez fabuły, bez pomysłu a autor wybebeszać się będzie. Błe....
W powołanym przeze mnie cytacie z kiepskiej powieści "Tanatonauci":
Cytat:
Większość autorów wyobraża sobie, że im bardziej są niezrozumiali, tym bardziej są inteligentni. Rozciągają więc te swoje zdania na dwadzieścia linijek. Potem otrzymują nagrody literackie, a ludzie kupują ich książki, żeby ładnie wyglądały w salonie i żeby osobom, które do nich przyjdą dać do zrozumienia, że są w stanie czytać tak bardzo skomplikowane rzeczy. Przeglądałem książki, gdzie nie dzieje się nic. Kompletnie nic. Pojawia się jakiś gość, widzi jakąś kobietę, podrywa ją. Ona mu mówi, że nie wie, czy się z nim prześpi, czy też nie. Po ośmiuset stronach w końcu decyduje się i oświadcza mu, że nie.

- Ale po co pisać książki, w których kompletnie nic się nie dzieje? - zapytałem.

- Brak pomysłów. Ubóstwo wyobraźni. Stąd wszystkie biografie i autobiografie, fabularyzowane życiorysy... Pisarze, którzy nie są w stanie stworzyć innego świata, mogą jedynie opisywać własny świat, choćby był bardzo ubogi. Nawet w literaturze nie ma już wynalazców. Zatem z braku treści autorzy cyzelują styl i wygładzają formę. Opiszx na dziesięciu stronach swoje nieszczęścia spowodowane czyrakiem i masz całkiem spore szanse dostać Nagrodę Goncourtów.

Nic tylko powtarzać przy okazji takich zwycięzców w Polsce.
Ale - uprawiam demagogię, bo książki nie czytałem. Ale to podsumowanie z jury krzyczy do mnie jednoznacznie: NIE BIERZ DO RĘKI TEGO GÓW.A ! ! ! :)
Jander - 2010-01-12, 21:23
:
Mam wrażenie, że Twój cytat opisuje Ulissesa Joyce'a (jeden z rozdziałów np. nie zawiera znaków interpunkcyjnych, a treść całej książki można streścić w słowach "blablabla przez 800 stron).
Tixon - 2010-01-13, 03:28
:
Jander napisał/a:
Mam wrażenie, że Twój cytat opisuje Ulissesa Joyce'a (jeden z rozdziałów np. nie zawiera znaków interpunkcyjnych, a treść całej książki można streścić w słowach "blablabla przez 800 stron).

To trochę dołujące. Ja mam w planach kiedyś tam Ulissesa przeczytać.
Jander - 2010-01-13, 07:55
:
Tixon napisał/a:
To trochę dołujące. Ja mam w planach kiedyś tam Ulissesa przeczytać.

Nie ma co się dołować, zapoznać się warto. W przypadku Ulissesa fabuła jest nieistotna. Według mnie sama forma tej książki jest wystarczającym powodem do przeczytania. No i ma tyluż zwolenników co wrogów, więc warto zająć własne stanowisko. Ale w sumie co ja tam wiem o Ulissesie, pogadaj ze Spellem. :)
pozdrawiam