FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Poprzedni temat :: Następny temat
Czas
Autor Wiadomość
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-01-05, 12:54   Czas

Pogodą w sumie nie będziemy się przejmować. Tutaj przecież zawsze panuje piękna pogoda.
Nie mniej jednak ważną kwestią będzie czas.

Ponieważ codzienne życie w liceum wcale nie jest ciekawe będziemy odgrywać po prostu kilka dni lub godzin w okół jakiegoś ważnego wydarzenia dla społeczności miasta. Czyli bal dobroczynny, święta Bożego Narodzenia, czy po prostu impreza.
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-01-06, 20:50   

Episode one: New friends


Rozpoczęcie roku dla wszystkich uczniów jest trudne. Trzeba pożegnać się z wakacyjnymi miłościami, wyjechać od ulubionych dziadków, wrócić z udanego wypoczynku i wreszcie to co najgorsze. Trzeba wybrać się do szkoły. Jest jednak grupa, która przeżywa ten dzień jeszcze bardziej. Są to pierwszoklasiści. Nowe tereny, nowi ludzie i absolutny brak wsparcia dawnych przyjaciół, czy chociażby rodziców. Niektórzy liczą wtedy na ciepłe powitanie od strony starszych roczników. Ci się pewnie przeliczą. Inni mają nadzieję, że uda im się umknąć przed spojrzeniami. Wkrótce przekonają się, że nie. Jeszcze inni starają się być jak najbardziej wyluzowani i przebojowością zdobyć popularność w liceum. Ale to nie będzie łatwe...

Nie było już odwołania... Właśnie przebrzmiał pierwszy, tak zwany, dzwonek. A było to wezwanie na apel, który, co dowcipniejsi, nazywali apelem poległych. Pogoda dopisała, z resztą jak zwykle, dlatego uroczystość odbyła się na powietrzu. A kto na niej był? Może lepiej zapytać: kogo na niej nie było?

Uroczystości wreszcie dobiegły końca. Słońce wysoko nad horyzontem. Jeszcze można nacieszyć się resztką wakacji. Plaża? Knajpa? A może wieczorna impreza u Holly?
Wszystko się okaże. Póki co mamy urocze popołudnie.

No i nadeszła wreszcie ta chwila. Wieczór i noc pełna wrażeń. Impreza u Holly się rozpoczęła.
Będziemy się baaaaawić!

Po północy impreza u Holly się skończyła. Niestety pewnym incydentem. Cóż, ktoś, kiedyś powiedział, że nie ma dobrej imprezy bez bójki, ale z drugiej strony to trochę głupie, kiedy impreza rozwala się przez pobudliwych byczków nahukanych testosteronem.
Tak czy siak, dzieci grzecznie się rozjechały do domów, kto chciał został u Holly... W sumie noc jeszcze młoda.


Taak... Pierwszy dzień w szkole zawsze jest trudny, a emocje z nim związane utrzymują się jeszcze długo po jego zakończeniu. Wieczorem, kiedy już leżymy w łóżkach każdy robi sobie w sercu rachunek z tego dnia. Zastanawiamy się nad tym czy dobrze zrobiliśmy, czy nasze zachowania nie przekreśliły naszych marzeń? Dla każdego z nas ten dzień wiąże się ze zmianami...

ciąg dalszy w Rezydencja Chillmanów
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-01-27, 21:02   

Episode two: Relations

Istnieje wiele różnych relacji międzyludzkich. Mamy przyjaciół, wrogów. Tych, których kochamy i tych, których nienawidzimy. Tych, których znamy i tych, o których nie mamy zielonego pojęcia. W niektórych relacjach czujemy się dobrze, inne nam przeszkadzają. Jedne rozumiemy bez najmniejszego problemu, z innymi jest problem.
Najciężej jednak zrozumieć jest relacje damsko-męskie. Żaden facet nie jest w stanie zrozumieć dziewczyny, ale pocieszające jest to... Że faceci są równie niezrozumiali dla dziewczyn.


Ranek po imprezie bywa ciężki. Tak było i z tym, a jeszcze gorsze było to, że tego samego dnia trzeba było iść do szkoły. Ale skoro mamy kumpli to powinno być spoko ;)
W końcu to już nie pierwszy dzień w szkole.


Nareszcie, upragniona dłuższa przerwa. Ileż można siedzieć na zajęciach? Po ponad trzech godzinach wreszcie chwila odpoczynku dla duszy i mózgu. Mamy porę lunchu.
Czas na lans :)

Nagle rozbrzmiał dzwonek wzywający na zajęcia. Zaczynał się kolejny półtoragodzinny blok zajęć.

Wreszcie przyszedł upragniony moment. Zajęcia się skończyły. Wolność, słodka swoboda i zapach świeżego powietrza. Można trochę odetchnąć w to czwartkowe popołudnie. Ciekawe czy na piątek ktoś robi imprezę?

Udane popołudnie spędzone poza szkołą szybko przeszło w wieczór.

Wreszcie nadszedł upragniony dzień. W szkole od rana aż huczało o szykującej się wieczorem imprezie. Loża po raz kolejny organizuje melanż zapowiadający się na imprezę roku. Pocztą pantoflową informacja obiegła wszystkich, którzy powinni się na tej imprezie znaleźć.
Teraz wystarczyło poczekać, aż minął lekcje...

Jeżeli ludzie nie mogli doczekać się dnia, to co dopiero można powiedzieć o imprezie. Była chyba jeszcze bardziej wyczekiwana niż piątek. Wreszcie jednak nadszedł czas imprezy. Wybiła godzina ósma... Zabawę czas rozpocząć.



Lubię myśleć, że relacje, jakie łączą nas z innymi są wynikiem tylko naszych decyzji i przedsięwzięć, które podjęliśmy. Niestety im bardziej się nad tym zastanawiam, tym większą pewność zdobywam, że to bzdura. Bo w końcu nikt nie zdecydował, że zakocha się właśnie w tej, a nie innej dziewczynie, albo, że znienawidzi tego, czy innego gościa. Relacje to zdecydowanie najtrudniejsza rzecz na świecie, bo nie da się ich ująć w sztywne ramy...

Część dalsza w Chacie Marca O'Neila
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-02-23, 01:47   

Episode three: Family secret

Ponoć każda rodzina ma swój sekret, którego zazdrośnie strzeże przed całym światem. Czasem są to rzeczy nieistotne, które ukrywamy dla samego faktu. Czasem są to rzeczy poważne, które mogłyby zmienić podejście innych do nas. Wtedy jednak zazwyczaj o sekrecie wie cała, lub większość rodziny. Najgorzej jest kiedy tajemnicę utrzymuje tylko jedna osoba zarówno przed światem jak i przed własną rodziną. Takie tajemnice zawsze najbardziej bolą. I najwięcej zmieniają w naszym życiu.

Po weekendzie nadszedł poniedziałek, trzeba było wracać do szkoły i normalnych zajęć. Uporać się z wydarzeniami z zeszłego piątku, nauczyć żyć w nowej sytuacji i najważniejsze: trzymać fason.


Pora obiadowa w szkole...

Dźwięk dzwonka rozniósł się głośno po całej szkole. Przerwa na lunch skończyła się i trzeba było wracać na zajęcia do szkoły.

Poniedziałki zawsze są najdłuższymi dniami. Na szczęście wreszcie przebrzmiał ostatni dzwonek i zaczynała się wolność trwająca kilka godzin. Można było odpocząć, odetchnąć i w ogóle cokolwiek się robi w poniedziałkowe popołudnia.

Wreszcie zapadł wieczór. Idealny czas na imprezy, gdyby tylko to nie był poniedziałek. Mimo to pogoda była całkiem przyjemna, chociaż zrobiło sie trochę chłodniej.


Poniedziałkowa noc minęła w miarę spokojnie. Niektórzy zabalowali, ci pewnie będą mieli kaca, inni spędzili ją spokojnie w domu na przemyśleniach, marzeniach, bądź spokojnym śnie.
A my teraz mamy wtorkową przerwę na lunch.

Wtorek minął w miarę szybko, z lekcjami też łatwo było się uporać, o ile ktośkolwiek je odrobił. Wreszcie zapadł wieczór i można było się gdzieś wybrać.

Środowe zajęcia też się skończyły i szkoła wypluła wreszcie swoich uczniów, na kolejne wolne popołudnie. Niektórzy mięli zwalisko prac domowych inni pełny looz. A jeszcze inni trening.

Zapadł błogi wieczór. Ale czy aby dla wszystkich on będzie taki błogi?


Seneka młodszy powiedział kiedyś: Tajemnice życia uczą sztuki milczenia.
Myślę, że każdy z nas ma jakąś tajemnicę, której zazdrośnie strzeże przed światem. Dlaczego? Chyba ze strachu przed zmianami, jakie mogłaby ta tajemnica, po ujawnieniu przynieść. Utrzymujemy sekrety dlatego, że nie jesteśmy pewni jaką wywołają one reakcję, a tej boimy się najbardziej. Nawet nie samego wyjścia tajemnicy na światło dzienne, ale konsekwencji jakie jej stworzenie ze sobą niosło...


część dalsza w: Warsztacie na trzeciej
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-02-23, 15:03   

Episode four: The game

Gra jest częścią naszego życia. Nie wyprzemy się tego, że każdy z nas prowadzi jakieś gry. I nie ważne czy są to zmagania sportowe, czy małe gierki, które rozgrywamy na zgoła innym polu. Gramy, bo sprawia nam to przyjemność, czerpiemy satysfakcję z dobrze rozegranej partii, którą przygotowywaliśmy przez długi, długi czas. Gramy, bo sprawia nam to po prostu frajdę. Czasem jednak chęć zwycięstwa przysłania nam to co w grze najważniejsze. Czyli samą grę.

Minęło kilka tygodni i przyszedł wreszcie moment by nowo powstałą drużynę koszykówki wypróbować w prawdziwym meczu. Czas zaangażować się w prawdziwa rywalizację.
Walka była zacięta, ale dzięki Nathanowi i Evanowi wygraliśmy ten mecz. Drużyna nawet zorganizowała imprezę z tej okazji, ale nie wszyscy na niej byli. Miedzy innymi Parker nie przyszedł. Mecz mu nie poszedł i nie miał ochoty świętować. Wspierał go Dave...
Prócz nich kilka osób urwało się wcześniej. Erica, Elizabeth i Vann wybrały się do Bait Shopu, a tam czekały ich niewiarygodne przygody...
Na szczęście, mimo incydentów weekend minął spokojnie, na zbliżaniu się Erici i Maxa

Poniedziałek przywitał ich jednak nie całkiem sympatycznie. Elizabeth miała pretensje do Erici, że ta nie zadzwoniła do niej, kiedy Vann wpadła w tarapaty. Szybko jednak dziewczyny się pogodziły, jak to zwykle bywa z przyjaciółkami, które nie potrafią bez siebie żyć.
Za to Max miał przygodę. Najwyraźniej drużynie nie spodobało się to, że chłopakowi nie specjalnie szło na ostatnim meczu. Cóż... W każdej grupie musi być ten, którego się ludzie czepiają...
Na szczęście odcinek skończył się dobrze... Max po rozmowie z McCoyem zrozumiał w czym rzecz i że powinien czerpać frajdę z gry. Zrozumiał też, że ma kogoś z kim chce być. Tym kimś jest Erica.
Odcinek skończył się pięknym pocałunkiem na Diabelskim Młynie


I don't want to be

Albert Einstein powiedział kiedyś: "Bóg nie gra w kości"... Chociaż jeśli by się przyjrzeć bliżej rzeczywistości, to wydarzenia, które łączą lub dzielą ludzi wydają się być wynikiem istnego przypadku. Zatem, jeśli nawet Bóg gra z nami w kości, to gra nabiera znacznie większego sensu... Myślę, że całe nasze życie jest czymś w rodzaju gry. Prowadzimy ją na różnych poziomach, próbując wygrać, lub nie przegrać...

Dalsza część w: Rezydencja państwa MacNamara
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-03-09, 22:33   

Episode five: Turkey day

Andre Maleaux powiedział kiedyś, że przyszłość jest prezentem jaki daje nam przeszłość. I chociaż lubimy sobie powtarzać, że możemy całkowicie odciąć się od przeszłości, to nie jest to prawdą. Tak naprawdę przeszłość jest tym co nas kształtuje i nie możemy się od niej w pełni oderwać. Szczególnie wtedy, kiedy przeszłość się o nas upomina, a błędy, które popełniliśmy okazują się brzemienne w skutkach. Wtedy przeszłość staje się czymś w rodzaju demona, z którym musimy stoczyć walkę... Ale tego jaki będzie jej wynik nie sposób przewidzieć.


Odcinek zaczął się od wielkiej nudy. Ale czy na pewno? Elizabeth i Vann wybrały się na plażę, gdzie spotkały, chociaż to za dużo powiedziane, Chilyacka. Ell została zignorowana, no przynajmniej miała takie wrażenie.
Za to Linds spędziła upojny wieczór z Nathanem, co tu dużo kryć, jednak przypadli sobie do gustu. Podobnie było z Ericą i Maxem, chociaż ci postanowili czekać jeszcze z nadmierną bliskością.
Najciekawiej jednak było u Dave'a, który został zaaresztowany... Cóż... Przeszłość upomniała się o niego.

Następnego dnia w szkole było raczej ponuro. Sprawiła to temperatura i poniedziałek. Max i Erica już chyba oficjalnie chodzą ze sobą. Podobnie Nathan i Lindsay. Czyżby rozpoczynała się rywalizacja o najgorętszą parę w liceum?
Max dowiedział się od Dava o jego problemie i obaj urwali się z zajęć by je obgadać...

Wieczorem okazało się, że sprawa Dave'a nie jest wcale taka straszna. Może się z niej wykaraskać bez najmniejszych problemów związanych ze śladami w aktach. James załatwił niezłą ugodę. Tylko, że wystawienie handlarza może okazać się niebezpieczne.
Kirsten i James zaś znowu nie mięli szczęścia. Od jakiegoś czasu chcą spędzić ze sobą romantyczne chwile, ale za każdym razem coś im przerywa. Kiedy Kirsten wyszła do pracy James pogadał od serca z Maxem i pozbył się go z domu, by mieć "wolną chatę" kiedy wróci żona.
Zaś u Gabie pojawił się jej ojciec, którego nie widziała od bardzo dawna... Jak to się potoczy dalej?

Następnego ranka Dave ponownie zerwał się ze szkoły po umówieniu się na spotkanie z dealerem nielegalnej broni. I siedząc gdzieś w miejscu, o którym wszyscy zapominają spotkał autostopowiczkę...

Zaś tuż przed treningiem Nathan wykręcił głupawy numer Evanowi. Zaowocowało to ponownym nawiązaniem stosunków z Maxem. Dziewczyny zaś pogrążyły się w plotkach.


Kiedy przeszłość się po nas upomina, a prawie zawsze przychodzi taki moment, dobrze jest móc powiedzieć sobie, że jest się z niej dumnym. W dzień taki jak Święto Dziękczynienia, warto wiedzieć za co jesteśmy wdzięczni przeszłości, prawda jest jednak taka, że rzadko który człowiek może to powiedzieć. Przynajmniej z czystym sumieniem. Popełniamy błędy i to naturalna kolej rzeczy, bo przecież błądzić jest rzeczą ludzką. Lubię myśleć, a wręcz jestem przekonany, że te błędy, które popełniamy muszą zostać popełnione by czegoś nas nauczyć...

Ciąg dalszy w Parker's house
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-04-08, 20:29   

Episode six: Xmast gift

O.K. Here's what you need to know...

James odwrócił się do swojej żony, już nakręcony adrenaliną nie panował do końca nad sobą. Caleb powinien Ci powiedzieć o tym że masz siostrę i ta siostra chodzi do szkoły z naszym synem.
***

-Jak mogłaś?!- wrzasnęła na matkę, która od razu stanęła jak wryta. Łzy spływały po twarzy Elizabeth. -Jak mogaś?!- powtórzyła już nieco spokojniej, jednak z rozdzierającym serce żalem. -Siedemnaście lat kłamstwa...
***

Max odnalazł dłonią biodro Erici, a potem przyciągnął do siebie mocno przytulając Love you, babe... wyszeptał jeszcze przez sen i wtulił nos w jej ramię i zasnął już najspokojniej jak tylko można było.
Ricky zamyśliła się opierając policzek na dłoni niemal dotykając głową jego głowy i dłuższą chwilę badała uważnym spojrzeniem jego twarz patrząc jak zasypia coraz głębiej.
- I love you too sweetheart
- wyszeptała cichutko.
***

Evan popatrzył na Linds wzrokiem pełnym politowania i gdy przechodziła koło niego powiedział:
- Niezła szopka. Dostajesz za to kasę na operacje plastyczne? - po czym parsknął śmiechem.
***

Linds mówiła do Holly: Zaserwujemy mu wyjątkowo zjadliwą plotkę, która przylepi mu etykietkę aż do końca szkoły. Nie jakąś dziecinadę, tylko piękną, subtelną, intrygę.

Maybe this christmas
Bywa tak, że spotykają nas w życiu niespodzianki. Niektórzy je lubią, a niektórzy nie, bo rzeczywiście niespodzianki bywają miłe, lub z goła nieprzyjemne. Wszystkie te niespodzianki mają jedną wspólną cechę, bez której nie byłyby niespodziankami. Są zaskakujące... Właśnie wtedy, kiedy jesteśmy zaskoczeni wychodzi na jaw to jacy jesteśmy naprawdę...

Odcinek rozpoczął się dość sielankowo bo na zakupach gwiazdkowych. Linds wraz z Holly niedługo wdrożą swój niecny plan, zaś Evan wylądował w łóżku z Vann.
Kirsten i Elizabeth miały przygode. Caleb miał zawał i wylądował w szpitalu.
Elizabeth zerwała z Chilyackiem.

W szkole w trakcie przerwy na lunch też się działo. Max ostatnio spędza dużo czasu z przyjaciółką z dawnych lat. Za to po szkole zaczęła krążyć plotka o jego romansie. Plotka ta daje się coraz bardziej we znaki Erice i Evanowi.
Linds i Holly zaczęły wprowadzać w życie swój plan.

Po zajęciach wszyscy się rozjechali. Ale to nic... Bo Erica i Max pojechali do Parkera. I tam doszło do tego, czego oboje wyczekiwali.

Linds jednak spanikowała, a może odezwały się w niej wyrzuty sumienia i przyznała się przed Ericą do swojego niecnego planu. Dziewczyny się pobratały, a przynajmniej zawiązały chłodny pokój.
Evan nadal nie wiedział co jest grane, więc umówił się z Ericą na rozmowę tuż po zajęciach.

Rozmowa się odbyła, ale nie poszła po myśli Evana. Wręcz zupełnie na odwrót. Evan i Erica pokłócili się, ale mimo to plan Lindsay przez moment funkcjonował jak należy. Wydawało się, że związek Maxa i Erici wisi na włosku... Czy aby jednak?


Maybe this christmass
Someone once wrote: "It is not about having, it's all about being"... I'd like to think that it is not important what I have, or how many friends I have, but it is very important who I am, and how many people I am a friend with. Przyjaźń dla mnie ma znaczenie dużo większe niż miłość, bo traktuję ją jak bezinteresowną miłość. Coś w tym jest, ponieważ obdarzając kogoś przyjaźnią nie żądamy niczego w zamian. Ważna dla nas jest tylko ta druga osoba, a nie to czy nas kocha i czy darzy nas przyjaźnią...

ciąg dalszy w Chacie Evana
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-04-24, 19:11   

Episode seven: Groundhog day

In a Gadda da Vida

Czworo osób po cichu przemierzało ciemne korytarze galerii handlowej, która już od paru godzin była zamknięta. Zbliżali się do zagrody przygotowanej specjalnie dla Chucka, świstaka Newport Beach, tego samego, który ma zobaczyć następnego dnia swój cień. Na czele grupy szedł Che, zaraz za nim Vann, a z tyłu Evan i Max. Zachowywali się cicho. Nie przewidzieli jednak, że koło ruchomych schodów może być fotokomórka, która uruchomi kamery i cichy alarm. Już Chuck znalazł się w klatce, kiedy światła się zapaliły, a z pakamery wyszło dwóch strażników. Cała czwórka puściła się pędem na schody, bo weszli przez dach. Udało im się uciec. Drzwi wiodące na dach zatrzasnęły się za nimi i już mięli dopaść lin, gdy nagle Che odwrócił się do nich z wyrazem strachu Wait... I forgot rope...


48 houres earlier...

Do Parkera przyjechał wujek, ale wyglądało na to, że jest to włamywacz, więc było śmiesznie :P

Dla Evana ważniejsza była Vann niż poranny trening. W Newport pojawił się nowy charakter. Che, który przybył z zielonej przeszłości Vann. Szykuje się jakaś większa akcja, gdyż Che uważa, że Max jest jego bratnią duszą.

Koniec dnia okazał się bardzo nerwowy. Max i Evan skaczą niemalże sobie do oczu i konflikt jest wręcz murowany. Potem Evan i Vann wraz z Che zajęli się przygotowywaniem planu włamania do centrum handlowego na ratunek Chucka świstaka!

Na szczęście podpisano zawieszenie broni. Max, po wygranym meczu urządził imprezę, pod czujnym okiem swojego wujka, na którą nawet zaprosił Ballmera. Afery tym razem nie było. Może to fart, a może rzeczywiście powoli zaczynają się dogadywać.


Brothers in Arms

Max przygryzł wargi. Temu dzieciakowi przydałoby się choć raz w życiu przytrzeć nosa. Z drugiej strony to głupie, ale... Adrenaliny już było za dużo wpompowanej w jego krew. Spojrzał przez okno na Evana i uśmiechnął się do siebie sam nie wiedząc dlaczego to robi. Wrzucił bieg i ze sprzęgłem nacisną na gaz skutecznie tym samym zagłuszając wszystkie marne, jakby się zdawało starania Ballmera.
Światła wreszcie się zmieniły i oba samochody ruszyły z piskiem opon. Oba miały potężną moc z tą drobną różnicą, że nowy samochód był nafaszerowany elektroniką wspierającą przyczepność kół i inne takie. Już na samym początku Ballmer lekko się wysforował przed Maxa, ale Hemi Parkera nie dawało za wygraną i już po chwili zrównało się z zaskoczonym Evanem.
Nie wiadomo kto wymyślił taką zmianę świateł. Niedaleko przed nimi światła zaczęły zamieniać się na czerwone. Obaj depnęli gaz by przeskoczyć i dokończyć wyścig z tą różnicą, że Nissan Evana kierowany niesamowitymi umiejętnościami chłopaka przeskoczył, Impala Maxa nie zdążyła.
Na środku skrzyżowania rąbnął w nią olbrzymi TIR od strony kierowcy. Zanim się zatrzymał ciężarówka przesunęła o parę metrów krążownik szos.
Ballmer zatrzymał swój samochód obracając go o 180 stopni.
Max! wyskoczył krzycząc i podbiegł do skasowanego samochodu.
Kierowca ciężarówki był w niemałym szoku. Siedział na schodkach do swojego pojazdu i próbował się tłumaczyć: To nie moja wina... Wyskoczył mi. Ja nie mogłem... Wyskoczył mi.
Max leżał na fotelu z głową odchyloną do tyłu. Mocno krwawił z nosa i był nieprzytomny.

***
Drzwi do ostrego dyżuru otworzyły się. Na noszach wjechał Max otoczony lekarzami i pielęgniarzami. Obok niego biegł Evan równie przerażony co kierowca ciężarówki.
Podejrzenie wewnętrznych obrażeń. To cud, że w ogóle przeżył. Jednak te stare samochody były potężne... docierało nie wiadomo skąd. Na salę operacyjną natychmiast.

***
Na sali rozcinano podkoszulek Maxa, by móc przeprowadzić operację. Lekarz przejął skalpel i zaczął otwierać nieprzytomnego chłopaka, kiedy nagle na ekranie kontrolującym serce zaczęło się dziać coś dziwnego.
Migotanie komór... Szybko...
Kamera najechała na ekran kontrolujący bicie serca, na którym szalejąca linia wyprostowała się. W powietrzu został tylko przerażający ciągły dźwięk.

The End
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-05-22, 09:38   

Orange County

Linia na ekranie kontrolującym akcję serca szalała, ale po chwili uspokoiła się i rozciągnęła w długą prostą. Po sali rozszedł się przerażający ciągły dźwięk.
Tracimy go! Szybko defiblirator!
Stand by, stand by...
Clear.

I charakterystyczne uderzenie. Ciałem Maxa wstrząsnął prąd, ale podziałało. Akcja serca została przywrócona.
Dobrze, mamy go...

Newport Helth Clinic


Ponieważ mi się nie chce, to nie będzie streszczenia odcinka :P

***

Caught by the river

Początek w: Boisko do kosza
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-06-02, 20:32   

Previously on Newport Beach...

Anna ze słuchawkami i-phone’a w uszach szła przez park tanecznym niemal krokiem w rytm muzyki płynącej ze słuchawek (oczywiście mowa tu o tańcu który ona nazywała tańcem, więc były to wykonywane od czasu do czasu oszczędne miękkie ruchy rąk i nóg i ogólnie ciała wyglądające jednak kapitalnie i zgrabnie).
***

Evan: -Może mały wyścig? (...)
Impala Maxa nie zdążyła.
Na środku skrzyżowania rąbnął w nią olbrzymi TIR od strony kierowcy. Zanim się zatrzymał ciężarówka przesunęła o parę metrów krążownik szos.
***

Evan stał na rogu skrzyżowania, na którym wydarzył się niedawno wypadek. Wraku już nie było, ale z Impali Maxa niewiele zostało. Głównie szkło, którego jeszcze nie uprzątnięto z drogi i dzikie ślady hamowania ciężarówki, która wjechała w Parkera. Nagle zrobiło mu się bardzo zimno i aż musiał objąć się ramionami. Na twarzy malowała się upiorna maska przerażenia, złości, a także rozpaczy i, może przede wszystkim WINY.
***

Powieki Maxa zadrgały, wargi poruszyły się w niemym słowie. Wreszcie przekręcił pół przytomny głowę w kierunku rudej dziewczyny i otworzył oczy. Rach? zapytał zaskoczony.
Żadne z dwójki nie wiedziało, że przez szybę obserwuje ich Linds.

Episode nine: New kids on the block
Breaking Benjamin

W życiu każdego z nas pojawia się kryzys, wydarzenie, któremu nie jesteśmy w stanie się przeciwstawić i z którym wyjątkowo ciężko jest się uporać. Na każdego z nas w końcu spadnie grom z jasnego nieba, który całkowicie zmieni nasze życie i wystawi na próbę wszystko to co sobą próbowaliśmy reprezentować, bądź to w co do tej pory wierzyliśmy. Można z tym się uporać na różne sposoby...

ciąg dalszy na Boisku do kosza


Max nie może się pozbierać po wypadku. Do tego wszystkiego nie układa mu się z Ericą. Nie potrafią się zrozumieć. Evan też nie radzi sobie z tym co się wydarzyło. Złość i agresje wyładowuje w walkach w klatce. A może po prostu chce sobie wymierzyć karę.
Anna i Dave są słodcy, aż mdli.

Evan zrywa z Vann, wcześniej przyznając się, że walczy w klatkach. To samo mówi Erice, która jednak nie wybucha tak jak Vann. Między tą dwójką coś jednak powoli zaczyna iskrzyć.
Max ma wielu gości, którzy próbują mu pomóc się pozbierać, lub po prostu suszą mu głowę. Między innymi Linds, która robi mu awanturę o rudą wesz ;)

Chase pomaga Vann się pozbierać. Max i Erica sie godzą.



***
Rain City

Ciąg dalszy na Molo
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-06-16, 11:44   

Previously on Newport Beach...

Dziewczyna wyciągnęła z wnętrza samochodu torbę wojskowa i błysnęła zębami w urokliwym uśmiechu. Thanks dude... That was cute. powiedziała i podeszła do Dave'a i pocałowała go w policzek. So... We'll be in... uśmiechnęła się dwuznacznie touch. po czym ruszyła wolnym krokiem, kręcąc zajebistym tyłkiem.
***

Anna: ...MSA jest to skrót od Maryland School of Arts. Takiej szkoły gdzie bardzo chciałabym się dostać.
***

Wybierasz się na warsztaty street dance'u? Chase roześmiał się Muszę to zobaczyć. powiedział kpiącym tonem, po czym odbił się nogą i podjechał do drzwi.
***

Linds cicho zamknęła za sobą drzwi i udała się w kierunku garażu. Jej rodzice nowu się pokłócili, tym razem o nią. Chociaż temat do awantury w zasadzie nie miał już znaczenia.

Episode ten: Road trip

(ciemny ekran)
Henry Wadsworth Longfellow napisał: „Wszyscy jesteśmy architektami losu… żyjącymi w ścianach czasu.” Ja lubię myśleć, że kiedy przychodzi odpowiedni czas, musimy te ściany zwalić i pozwolić sobie na coś, co burzy spokój, ustalony porządek. Tylko wtedy wiemy, jak wielkie miał dla nas znaczenie ów porządek i jak dobrze jest do niego powrócić. Czasem tylko jest za późno...

(ekran się rozjaśnia i ciąg dalszy na Newport Beach

Erica i Anna grają w siatkówkę z jakimiś dziewczynami i wygrywają. Wygląda na to, że wszystko wróciło do normy. Evan i Vannessa godzą się.

Impreza w klubie nie wypaliła. Wydarzyło się dużo różnych rzeczy, które ją rozbiły na kawałeczki. Niektórzy mimo to dobrze się bawili.


Wszyscy jesteśmy architektami losu... Czy rzeczywiście? Tak, ale bardzo ułomnymi. Takimi, którzy nie są w stanie przewidzieć napięć i naprężeń naszej "budowli". Takimi, którzy po zaprojektowaniu mogą tylko liczyć na to, że się nie zawali, że się nie zmieni, że nie upadnie. Że nie upadniemy... W końcu jednak każda taka konstrukcja upada...

Ciąg dalszy na:
Urwisku Zakochanych
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-07-27, 18:16   

Episode eleven: The destiny

W tej chwili jest 6, 470, 818, 671 ludzi na świecie. Niektórzy z nich uciekają przestraszeni. Niektórzy wracają do domu. Niektórzy mówią kłamstwa, aby przetrwać dzień. Inni po prostu spoglądają prawdzie w twarz. Niektórzy są złymi ludźmi, w walce z dobrem, a niektórzy dobrzy walczą ze złem. Sześć miliardów ludzi na świecie. Sześć miliardów dusz. A czasami wszystko, czego pragniesz... Jest jedna

Dźwięk wydawany przez piłkę uderzającą o parkiet, raz, dwa, trzy...

Ciąg dalszy w: Hali sportowej



The apple of my eye
Sześć miliardów ludzi...

ciąg dalszy w Domie Stauntonów
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-09-05, 19:49   

Episode twelve: Running away


Ktoś kiedyś powiedział: "nie chodzi o to ilu masz przyjaciół, chodzi o to dla jak wielu osób jesteś przyjacielem". Ostatecznie, jednak, kiedy znajdujesz się w pewnym mijscu, z którego nie masz już innego wyjścia niż walka lub ucieczka najważniejsze jest właśnie to, na jak wiele osób możesz liczyć...


Wygląda na to, że mój pomysł z retrospekcjami upadł. Nic to, polecimy na żywioł.

Piątkowy wieczór, niedługo po zakończeniu roku szkolnego. Właśnie zaczyna się impreza u O'Neila. Większość ludzi już jest, więc nie musicie podjeżdżać samochodami.



Extreme Ways

Kiedy znajdujesz się w pewnym mijscu, z którego nie masz już innego wyjścia niż walka lub ucieczka najważniejsze jest właśnie to, na jak wiele osób możesz liczyć...

Ciąg dalszy w Newport Beach
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-12-07, 16:53   

Sezon drugi
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2008-12-07, 17:01   

Episode one: Homecoming

Re-Offender

Przeniesienie akcji poza miasto



Elisabeth wyszła z kliniki ginekologicznej. Kirsten i Ricky stały koło Lexusa i czekały na nią. Kamera najeżdża na twarz dziewczyny, która pokiwała krótko głową jakby chciała potwierdzić, że rzeczywiście jest w ciąży.
Chodź... odezwała się wreszcie Ricky Potrzebujesz się odstresować...

Everybody's changing

Wiele zmieniło się od zeszłego roku...
ciąg dalszy w: Poza miastem
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2009-01-20, 22:02   

Episode two: The book
(słychać stukanie klawiatury, ktoś najwyraźniej pisze na laptopie)

W życiu każdego, nieważne kim jest, przychodzi moment, że musi stanąć twarzą w twarz ze swoimi przemyśleniami i problemami. Ludzie różnie sobie z tym radzą. Jedni uciekają w używki, inni zapominają w samobójczym pędzie ku zagładzie. Jeszcze inni starają się to uporządkować...

We used to be friends

Przeniesienie akcji do: Parkers house





Dice

(stuk w klawisze klawiatury)
Kiedy przychodzi moment, w którym musimy zmierzyć się twarzą w twarz z tym co nas gnębi od nas tylko zależy jaką ścieżkę wybierzemy i, co chyba ważniejsze od samego wyboru, czy będziemy nią podążać...

ciąg dalszy w: Rezydencja państwa MacNamara
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2009-02-16, 10:59   

Episode three: Cotylion

Specialist

Słychać głębokie, nieco przyspieszone oddechy. Po chwili kamera przejeżdża po pół nagim, drobnym ciele jakiejś dziewczyny. Dojechała wreszcie do twarzy. Oddychającą głębiej dziewczyną jest Rayen. Za chwilę spojrzała trochę w dół i z tego kierunku zbliżyła się twarz Maxa, również półnagiego. Zaczęli się namiętnie całować. Max przetoczył się w bok i nagle...

Ciąg dalszy w: Parker's house

Afera na balu debiutantek:
Pamiętasz jak opowiadałem Ci o powrocie Chillmana? Chill girl, it was NOT the hotest come back! No tak czy siak, to nie koniec jego numerów. Na Kotylionie prawie pobił się z Chasem o Annę. Mówię Ci... Ona musi mieć coś w sobie, jeśli tak szaleją za nią faceci.
Że niby co? Że romantyczny gest?! Ależ Ty jesteś durna... To jak idziemy do łóżka?


Chillman punkt zielonej sławy
Anna +1 do prestiżu

Organizatorki:
Mamy nowe najgorętsze psiapsiuły w szkole! Lindsay przygruchała sobie przyboczną. Tak, tę nową co wylądowała w objęciach Parkera. Razem organizowały kotylion. Swoją droga bal był piękny. A ojciec Maxa w smokingu... Oh! Żeby tylko nie miał żony!


Lindsay punkt zielonej sławy i +1 do prestiżu
Rayen +1 do prestiżu
Każdy kto był na balu dostaje punkt statusu.

Orange Sky/ Alexi Murdoch

Słońce powoli zachodziło nad molem w Newport Beach. Mijał kolejny dzień, tak obfity w przeżycia i emocje. A jednak wszystko wydawało się tak spokojne. Po morzu płynęła jeszcze jedna żaglówka święcąca w czerwonym słońcu.
***
Max i Ray obracali się, przytuleni do siebie. Parker wydawał się taki spokojny, a nawet błogi w tej chwili. Wreszcie Rayen oderwała głowę od piersi Maxa i spojrzała na niego. Na początku wydawał się tego nie zauważać, wpatrzony gdzieś w dal. Wreszcie jednak opuścił spojrzenie. Nawet mimo szpilek była od niego dużo niższa. Uśmiechnął się ciepło i nachylił się do niej. Tym razem nic im nie przeszkodziło. Wreszcie się pocałowali...

Ciąg dalszy w: Marmaid Inn
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2009-04-11, 17:16   

Episode four: Some bad news

Booker T. and the M.G.'s - Green Onions

Drzwi, iście jak z westernów, do jakiejś meksykańskiej speluny otworzyły się. Do środka weszło dwóch mężczyzn. Jeden w kowbojkach, drugi, w jakichś czarnych cichobiegach od Reeboka. Stanęli zaraz za drzwiami. I zaczęli się rozglądać po pomieszczeniu i nieprzychylnych meksykańskich gębach. Max stał trochę głębiej, Evan bardziej przy drzwiach. Nagle Parker dojrzał GO. Spojrzał na Ballmera, a ten na niego. Kiwnęli głowami i spokojnym krokiem ruszyli w kierunku baru, gdzie siedział jakiś Meksykaniec.
Stanęli przed nim. Meksykaniec wstał, a obok niego stanęło dwóch wielkoludów.
Parker przełknął ślinę, a potem uderzył prosto w nos Meksykańca. Chciał rzucić si na jednego z wielkoludów, ale ten podniósł go dwiema rękoma i cisnął na stół, rozwalając go w drobny mak. Ballmerowi poszło lepiej. Niewiele myśląc kopnął w jaja drugiego wielkoluda, którego w ten sposób wykosił. Sięgnął do kieszeni, trzymającego się za buchający krwią nos Meksykańca i wyjął mu z kieszeni plik studolarówek i kluczyki do samochodu.
Mam je! Krzyknął do Parkera pokazując mu kluczyki od Impali, dokładnie w momencie, kiedy Parker przeleciał przez pół sali i wylądował na stole do bilarda roztrącając kule. Nie wiele myśląc chwycił za kij i strzaskał go na barku wielkoluda. Fikołek w tył wylądował na nogi. Evan rzucił mu kluczyki w przelocie i obaj pobiegli do wyjścia.

Four days earlier...

Przeniesienie akcji do: Newport Beach







Dom Stauntonów
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2009-08-21, 10:31   

Episode five: Rainy Day

Kochani, to chyba pierwszy raz od kilku lat, kiedy Newport nawiedziła fala ulewnych deszczy. Nie będę Was oszukiwał, wygląda na to, że pada, będzie padało i to duuuuuuuużo. Dlatego nie ruszajcie się z domów bez parasoli, czapek i kaloszków...

Ciąg dalszy w: Parker's house

Rozwód w mrocznym królestwie:
Słyszałaś, ponoć Ballmer zmajstrował dzieciaka Elisabeth, tej co to niby była najlepszą przyjaciółką Wampirzycy. Erici! Rany, czy ty w ogóle nie wiesz co się w szkole dzieje? Swoją drogą żal mi trochę Erici... Facet zdradził ją z najlepszą przyjaciółką.
Pretty classic, if you ask me...


Ballmer punkt złej sławy
Ballmer - 1 do prestiżu
Erica -1 do statusu
Erica punk cynizmu



Słodcy aż do bólu:
Anna i Dave znowu są razem. Tak... Szkoda laski na takiego frajera, ale trudno. Za babami nie trafisz. Swoją drogą widziałeś ją w kostiumie kąpielowym? Uhh... Człowieku, dziwne, że Parker za nią nie lata.


Chillman +1 do prestiżu
Anna -1 do prestiżu


Radiowęzeł:
Czekaj, to nie wszystko. Chillman chce tworzyć radiowęzeł w szkole. Dobrze, że się zaangażował. Może wreszcie ruszy się w walce o pozycję. Nie, nie kibicuję mu, ale w tym całym "królestwie" powinno się coś zmienić. Czekaj idzie... Hej Chillman!

Co? Sam jesteś lamer...

Chillman +1 do prestiżu
Anna +1 do statusu


Nowe twarze:
Ponoć Parkerowie przygarnęli jakiegoś chłopaka... Ciekawej jak znosi to Maxio? Słuchaj, czy to znaczy, że Parker teraz będzie prowadzał się z frajerami? Nie, w to nie uwierzę... Podobno ten cały Michael ukradł samochód! Niezła jazda nie?


Michael +1 do prestiżu, punkt czerwonej sławy


Nowa para na horyzoncie:
Widziałam na własne oczy jak Erica nakryła Lindsay i Maxa całujących się. Zdaje się, że mamy nową najgorętszą parę szkoły. Wrócił król i królowa. Wybacz, muszę podlizać się... Linds! Pięknie dziś wyglądasz!


Lindsay +1 do statusu, punkt sławy
Max punkt sławy

Start w: Parker's house
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
  
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2009-11-03, 09:26   

Episode six: Hard Landing

Rozlega się dźwięk przelatującego samolotu. A potem dzwonek interkomu w samolocie Drodzy pasażerowie, za pół godziny będziemy lądowali w Los Angeles, temperatura na ziemi to dwadzieścia dwa stopnie Celsjusza, jest bardzo słonecznie...

Max założył słuchawki na uszy i uśmiechnął się pod nosem.
Beautyfull Girls - Sean Kingstone

- Nareszcie w domu... - mruknął pod nosem.

ciąg dalszy w: Lot z Paryża
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2009-12-06, 15:33   

Trzy dni później...

Sobota. Popołudnie. Piękna pogoda.


Wieczorem przyjęcie u Parkerów. Nasze postacie są zaproszone wraz z rodzicami.
Parkerowie świętują duży kontrakt Kirsten.
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2009-12-23, 16:47   

Wieczór. Niedługo zacznie się impreza u Parkerów.
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
KapitanOwsianka 
plotkara

Posty: 2736
Skąd: Od wujcia fotela
Wysłany: 2010-01-01, 13:22   

Kochani... Czas, niestety Newport skończyć. Najwyraźniej nam już nie idzie. Gracze mi się wykruszyli. Szkoda, że nie udało się dokończyć tego sezonu, ani tego odcinka, ale trudno ;)
Tak bywa...


Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście.
_________________
"I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."

Miewam napady wściekłości.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

OGIEN I LÓD - Przystan mil/osników prozy Georgea R. R. Martina


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Nasze bannery

Współpracujemy:
[ Wydawnictwo MAG | Katedra | Geniusze fantastyki | Nagroda im. Żuławskiego ]

Zaprzyjaźnione strony:
[ Fahrenheit451 | FantastaPL | Neil Gaiman blog | Ogień i Lód | Qfant ]

Strona wygenerowana w 0,34 sekundy. Zapytań do SQL: 13