iriconium to jedna z trzech książek, których nie udało mi sie skończyć, obok "Ulissesa" i "Czarodziejskiej góry", przy czym tej ostatniej nie skończyłem tak jakoś bez konkretnego powodu, bo bardzo mi się podobała. Chyba brak czasu w klasie maturalniej zawinił.
Dziwne zestawienie. Ulisses jest jedną z moich ulubionych książek, a z Mannem nie miałem większego problemu. Ba, Dziwne Wielkie Grzechy podeszły mi jakoś najbardziej, a w trakcie lektury miałem właśnie odległe skojarzenia z Czarodziejską górą.
Dziwne, bo akurat nie ma w tym żadnego klucza. "Ulissesa" nie zmogłem dlatego, że brałem się za niego mając za całe swoje doświadczenie literackie tylko rozrywkową fantastykę (plus parę lektur szkolnych). Przy "Czarodziejskiej" też się to po trochu udzieliło. "Viriconium" jest akurat pierwszym przypadkiem tak skrajnego niedopasowania (ach, podpada tu jeszcze cykl o Witelonie Jabłońskiego - prawie rzucałem książkami o ścianę).
Ale co z tego, skoro lektura tego czegoś przypomina jedzenie tłuczonego szkła?
Musimy w końcu założyć hejt-klub Viriconium, będzie można przynajmniej wytyczyć jakąś granicę między ZB-owym hipsterstwem i ZB-owym trv grim necro hipsterstwem . I wreszcie będę miał jasne kryteria, komu w lampę, a komu nie .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Skończyłam "Novą Swing" i podtrzymuję swoją opinię, że Harrisona należy czytać szybko, zanim się zapomni, o czym była poprzednia strona
Serio, serio, to czytało się lżej niż "Światło", choć zdecydowanie mniej się działo, a żaden z bohaterów nie był tak ciekawy jak Seria Mau. Wystarczyło zarzucenie wysiłku zrozumienia, co to jest napęd dynaflow i dlaczego w dobie mówiącej matematyki i kultywarów ludzie przemieszczają się po mieście rikszami zaprzężonymi w ludzkie konie. Cała reszta poszła już z górki, bo zaczęłam znajdować jakieś niezdrowe upodobanie w opisach nieszczęsnych jednostek ludzkich (?), niepotrafiących poradzić sobie z niepojmowalnością kosmosu, który można eksplorować, ale w sumie nie jest to zajęcie dobre dla zdrowia, zwłaszcza psychicznego. Chyba dlatego bohaterowie Harrisona to zbiór smętnych, potwornie samotnych wykolejeńców, nie wiadomo - "produktów" strefy zdarzenia czy własnych życiowych pomyłek.
Wszystko fajnie, a teraz muszę przyznać, że momentami Harrison bywa nużący jak diabli, momentami zdarza mu się bełkotać (ewentualnie ze mną jest coś nie tak i odbieram jako bełkot jakieś błyskotliwe rozważania filozoficzne, whatever) i przez Misiela rzuciło mi się w oczy każde "zerżnij mnie" i "pierd***ć", które padło w tekście.
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
I ta maniera permanentnego sadzania bohaterów na barowych stołkach oraz wpychania ich sobie nawzajem do łóżka! Postacie Harrisona wprost niezmordowanie się „pieprzą” i „rżną” (bodaj ani razu te słowa nie zostają zastąpione bardziej przyzwoitym synonimem). Chciałbym być dobrze zrozumiany – nie chodzi o obrazę purytańskiej moralności recenzenta ani nawet o pretensje do spłaszczania relacji międzyludzkich, bo pierwsze nie powinno rzutować na ocenę dzieła, a drugie może być po prostu przyjętą przez autora wizją społecznej obyczajowości. Problem w tym, że seksualny aspekt relacji międzyludzkich przedstawiono w powieści w sposób, przy którym kruszeje spójność i wiarygodność postaci.
Minus 5 do mojego hipsterstwa, ale wsparcie warto odnotowac.
I ta maniera permanentnego sadzania bohaterów na barowych stołkach oraz wpychania ich sobie nawzajem do łóżka! Postacie Harrisona wprost niezmordowanie się „pieprzą” i „rżną” (bodaj ani razu te słowa nie zostają zastąpione bardziej przyzwoitym synonimem). Chciałbym być dobrze zrozumiany – nie chodzi o obrazę purytańskiej moralności recenzenta ani nawet o pretensje do spłaszczania relacji międzyludzkich, bo pierwsze nie powinno rzutować na ocenę dzieła, a drugie może być po prostu przyjętą przez autora wizją społecznej obyczajowości. Problem w tym, że seksualny aspekt relacji międzyludzkich przedstawiono w powieści w sposób, przy którym kruszeje spójność i wiarygodność postaci.
Minus 5 do mojego hipsterstwa, ale wsparcie warto odnotowac.
Cytat: I ta maniera permanentnego sadzania bohaterów na barowych stołkach oraz wpychania ich sobie nawzajem do łóżka! Postacie Harrisona wprost niezmordowanie się „pieprzą” i „rżną” (bodaj ani razu te słowa nie zostają zastąpione bardziej przyzwoitym synonimem). Chciałbym być dobrze zrozumiany – nie chodzi o obrazę purytańskiej moralności recenzenta ani nawet o pretensje do spłaszczania relacji międzyludzkich, bo pierwsze nie powinno rzutować na ocenę dzieła, a drugie może być po prostu przyjętą przez autora wizją społecznej obyczajowości. Problem w tym, że seksualny aspekt relacji międzyludzkich przedstawiono w powieści w sposób, przy którym kruszeje spójność i wiarygodność postaci.
Minus 5 do mojego hipsterstwa, ale wsparcie warto odnotowac.
No to jest was dwóch. Ustepuję przed przemocą, wygraliście
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Sabetha, mi sie akurat lepiej czytało Światło zaś Nova Swing mnie po prostu wymęczyło. No i chyba jest to moje pierwsze rozczarowanie czymkolwiek z UW. Jest co prawda szansa, ze bedzie z nim tak jak z Viriconium - że dopiero po jakimś czasie od lektury docenię całość, ale coś mi się widzi, ze chyba niekoniecznie. Jak będę miał gotową recenzję dla Fantasty to podlinkuję
_________________ Tekst to tylko pretekst do podtekstu...
I niby jak tracą na wiarygodności. Czy to nobliści z e(ste)tyki byli czy jednostki z trudem balansujące na granicy bycia mętami, lub które te granice te dawno przekroczyły. Jacy bohaterowie takie i ich relacje. Pełna wewnętrzna spójność.
Kończę Nova Swing.
Myślę, że skojarzenia światła i matematyki z Science Fiction Dukaja jest jak najbardziej na miejscu. Oczywiście jako środek, bo cel jest inny.
Nadal ważam, ze to najlepszy obok Ambergris czytany przeze mnie cykl.
Moja żona się z tobą zgadza (choć nie czytała Ambergris), pochłonęła Novą i jest już w połowie Pustki tylko nie do końca rozumie o co chodzi z tytułem, do czego to jest odniesienie - Nova Swing?
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Półmędrek w mej głowie sili się oczywiście na tanią psychoanalizę i podpowiada mi, że to od nazwy statku, która to nazwa jest jednocześnie symbolem przełomu, który nastąpił w życiu wszystkich bohaterów książki.
Półmędrek w mej głowie sili się oczywiście na tanią psychoanalizę i podpowiada mi, że to od nazwy statku, która to nazwa jest jednocześnie symbolem przełomu, który nastąpił w życiu wszystkich bohaterów książki.
Ale dlaczego Nova Swing? Czy to ma jakieś odniesienie do naszej rzeczywistości? Przypominam że żonka kończyła szkołę muzyczną i swing kojarzy jej się głównie z muzyką
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Supernowa. Zaczyna się od zapadania pod włąsnym ciężarem i/lub pobierania masy od sąsiednich gwiazd. Potem następuje wielki, jasny wybuch z falą uderzeniową rozchodzącą się w przestrzeni, a sama sprawczyni znika.
Pasuje?
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Do nazwy statku? Jak najbardziej. Do treści? Naciągane, ale od biedy by uszło.
I o ile wiele nazw u Harrisona jest znacząca, to tu bym się nie upierał.
Supernowa. Zaczyna się od zapadania pod włąsnym ciężarem i/lub pobierania masy od sąsiednich gwiazd. Potem następuje wielki, jasny wybuch z falą uderzeniową rozchodzącą się w przestrzeni, a sama sprawczyni znika.
Pasuje?
Ale Nova to nie supernova:
Cytat:
Nazwa tej gwiazdy pochodzi stąd, że z gwiazdy niewidocznej gołym okiem w ciągu krótkiego odcinka czasu staje się gwiazdą łatwo dostrzegalną. Pierwszą gwiazdę nową zaobserwował Hipparch w gwiazdozbiorze Skorpiona.
Supernova Swing było by jasne ale Nova raczej odnosi się do czegoś innego.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Nowa klasyczna (ang. classical nova) – gwiazda wybuchowa, w rzeczywistości ciasny układ podwójny złożony z białego karła i gwiazdy ciągu głównego lub nieco odewoluowanej gwiazdy. Mechanizm wybuchu to eksplozja termojądrowa na powierzchni białego karła.
Nazwa tej gwiazdy pochodzi stąd, że z gwiazdy niewidocznej gołym okiem w ciągu krótkiego odcinka czasu staje się gwiazdą łatwo dostrzegalną.
Close enough
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Jeszcze 30 postów i traficie na to że "Nova Swing" to gra słów mówiąca że Nova Swing ma się do klasycznej nowej, tak jak swing do muzyki klasycznej. Wasze gruczoły wydzielą jakieś tam substancje które połechtają wasze ego w nagrodę za te odkrycie. A później przeczytacie "Pustą Przestrzeń":
"Entradziści, piloci przestrzenni, tacy jak Billy Anker i Liv Hula. Ludzie nadający swoim statkom nazwy takie jak Oślepiony przez Światło, Ukryte Światło albo 500% Światła. Wszystko co zawierało słowo"światło". (s.238)
... i odkryjecie że Harrison robi sobie z was jaja.
Nie wysiliłeś się Łaku ale sprzedam twój tekst żonce.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Zgadzam się w całej rozciągłości, dodałbym tylko studium upadku. Każdy bohater stacza się (okoliczności, wybór, etc.) jakby na początku był na krawędzi wiru, ale w miejscu, z którego wrócić już nie mogą. Fascynujące, malownicze, urzekające.
Mam pytanie do znających oryginał Pustej Przestrzeni, w tekście pada zdanie:
Cytat:
Wszystkie wasze bazy należą do nas
Tak samo jest w oryginale czy to błąd korekty i cytat odnosi się wprost do słynnego "All your base are belong to us "?
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Pusta Przestrzeń bywa męcząca, ale w sumie warto. Choćby dla takich smaczków jak ten powyżej
Ale więcej Harrisona? You Know My Name, przerażasz mnie.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Droga Serca Harrisona. To będzie książka, która podzieli czytelników chyba w takim samym stopniu jak Viriconium. Nawet we mnie samym nie brak sceptyków – jakby to powiedział jeden z forumowiczów.
Książka jest niesamowicie trudna i wymagająca – podobnie jak w przypadku „Pokoju” Wolfe’a odpadłem podczas czytania w środku dnia gdzie połową siebie uczestniczę w życiu rodzinnym. Dopiero wieczorno-nocna totalna izolacja od świata pomogła i poszło. Tylko, że konfuzja po przeczytaniu ksiązki jest jeszcze większa niż przy Wolfe – mam wrażenie, że gapię się na cienie w jaskini a prawdziwy świat jest zupełnie gdzie indziej.
I nie mogę się pozbyć tej wewnętrznej potrzeby porównywania „Drogi Serca” z „Pokojem” – to jest literatura tego samego kalibru, to raz. Coś mi poważnie nie gra z narratorem, tak jakby był on kluczem do książki, to dwa. Szczegóły, szczegóły szczegóły na każdej stronie to trzy.
No i znowu jest to kolejna książka do przeczytania poraz drugi. Tylko wcześniej zapewne chociażby ogólnie muszę poczytać o gnozie i pojęciach Pleromy i Kenomy.
Bo na razie jest to jeden z największych mindfucków w historii UW (ale bardzo na plus).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum