Dlaczego "Breaking Bad" nie ma własnego tematu? No, dlaczego?! Serial zbliża się ku końcowi, ale jest zbyt zajebisty, by pozostać bez odpowiedniego pomika. Ergo - ad rem - stawiam go w tym miejscu. A nuż któremuś modowi się zechce zgromadzić tu posty z tematu ogólnego? Zresztą z okazji finału pojawi się na pewno grubsza dyskusja. W tym miejscu
By było proceduralnie...
"Breaking Bad" to amerykański serial telewizyjny z gatunku dramatu kryminalnego stworzony przez Vince'a Gilligana i produkowany przez stację telewizyjną AMC. Jego akcja rozgrywa się w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk. Opowiada historię Waltera White'a, nauczyciela chemii, który dowiaduje się pewnego dnia, że ma nieoperacyjnego raka płuc. Jego rodzina boryka się z ciągłymi problemami finansowymi. Wraz z żoną Skyler spodziewają się nieplanowanego dziecka oraz mają już cierpiącego na porażenie mózgowe syna. Walt postanawia zdobyć pieniądze, które pozwolą na utrzymanie rodziny po jego odejściu. Bieg wydarzeń sprawia, że główny bohater wraz ze swoim byłym uczniem Jessem Pinkmanem, zaczynają produkować metamfetaminę, która okazuje się najczystszym i najlepszym narkotykiem na rynku. Proceder wymaga zaangażowania osób trzecich, co staje się źródłem kolejnych niespodziewanych problemów. Więcej...
Nie oglądam serialu na bieżąco, ale wczoraj w tv leciał odcinek, że Walt zabija dziewczynę Jesse'go. Fuck this shit, śniło mi się po nocy.
Właściwie to pozwolił jej umrzeć, co można w ten sposób interpretować, jednak wcześniej mu groziła.
Fidel napisał/a:
Ha, 14 odcinek to jest zadymka.
To pierwszy odcinek, który był głównie smutny i straszny. Wcześniej wymiatający intelekt Walta emocjonował i zaskakiwał, a groteskowy western w komiksowym ujęciu bawił. Ogólnie - bardzo mi odpowiadal. Śmierć Hanka jednak sprowadza na ziemie, to jakiś punkt bez powrotu, w którym brud upadku Waltera zaczyna dominować nad pozostałymi aspektami fabuły. A co najsmutniejsze, on naprawdę wierzył, że wciąż może wytyczyć nieprzekraczalną granicę. Że w środku może być gościem sprzed narkotykowej kariery.
To jednak zapowiada BARDZO emocjonujący finał, bo teraz nareszcie jest jasne, o co chodziło w futurospekcjach sezonu.
No w sumie zabił, choć nie w tak jednoznaczy sposób, jaki wynika z samego słowa. Nie przewrocił jej na plecy bezpośrednio, tylko trącając Jessego. I nie zrobił tego z myślą o zabójstwie, dopiero potem "wykorzystał okazję". Walt myśli bardzo pragmatycznie, co zresztą stwierdził Fidel. Wg Walta wyglądało to tak: Ćpunka groziła mi, stanowiła zagrożenie dla całego interesu (również przez wciąganie Jessego), dla mnie i dla mojej rodziny.
Bardzo dobry finałowy sezon, w wielu momentach ocierający o świetność, niemniej niekiedy zdarzają się "dziwactwa".
Strzelanina Hank & Gomez vs "Swastykowcy" naciągana: chłopczyki walą do siebie ze stosunkowo bliskiej odległości, przede wszystkim mam tu na myśli zmasowany ogień z broni maszynowej neonazistów w kierunku panocków z Di AJ Ej, a efekt nad podziw mizerny.
Telefoniczna rozmowa Walta z żoną po "wiadomo czym" - pikna i stanowiąca niezaprzeczalny dowód na to, że nasz ulubiony bohater rodzinę stawia na pierwszym miejscu. Ponadto oferta 80 mln $ za "wiadomo kogo" także to niezbicie potwierdza.
Trailer odcinka "Ozymandias" - czytanie (perferomowane przez Bryana Cranstona) wiersza o tym samym tytule - http://www.youtube.com/watch?v=TU-PXfzsj4o (a tu polski przekład autorstwa Adama Asynka)
Wiersz, ogólnie, stanowi podsumowanie całej historii. Smutne i przerażające. Co będzie w finale, można się już domyślać...
Mnie brakuje w końcówce mocnej sylwetki antagonisty Walta. Ani Todd, ani jego wujek i banda białośmieciowego kwiatu bractwa aryjskiego jakoś nie ruszają. Choć możnaby w tym widzieć jakąś celowość - Walt niszczył stojących mu na drodze geniuszów, profesjonalistów, całe organizacje... a pętle na szyje zawiązał sobie sam zbytnio polegając na takiej bandzie. Studium upadku bezlitosnego władcy.
Himmelherrgott, Allahakbarjihad, Gorkuimorku, najlepszy odcinek całego serialu. Kiedy Walt mówił Pinkmanowi o Jane, miałem ciary. A to i tak nie był najmocniejszy moment odcinka
Ł napisał/a:
Mnie brakuje w końcówce mocnej sylwetki antagonisty Walta.
A mnie jakoś nie. Przystoi Waltowi być rozszarpanym przez wściekłe psy. Choć dręczy mnie silny niepokój, że skurwiel się znów wywinie .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Z tego, co od dłuższego czasu twierdzi scenarzysta, raczej otrzyma karmiczną odpłatę za swoje uczynki.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
No i po wszystkim. Ostatni odcinek nie zawiódł, obfitując w kilka naprawdę świetnych scen, aż trudno wybrać najlepszą. Mi najbardziej podobało się chyba wejście do Schwarzów. A co do finalnego rozdania, było ekstra, ale jednak przewidywalne. Widząc karabin i mechaniczne ramie na pustyni, domyśliłem się, o co może chodzić. Scenarzyści powinni to lepiej zakonspirować. Tak czy inaczej, końcówka wymiotła. I Lydia (zdzirka) dostała, co dostać powinna.
Cintryjka napisał/a:
Z tego, co od dłuższego czasu twierdzi scenarzysta, raczej otrzyma karmiczną odpłatę za swoje uczynki.
Ale się tak jednoznacznie nie stało (tak jak bohater nie pozostał jednoznaczny). Walt otrzymał karę czysto techniczną (ta była nieunikniona i żaden widz nie przyjąłby lepszego końca). Ok, moralnie przegrał bardzo wiele. Miłość, rodzinę... Ale ostatni odcinek pozwolił mu się w dużym stopniu zrehabilitować. Nie było rozszarpania przez wściekłe psy. Wścekłe psy zostały precyzyjnie uśpione. "Loose end" zagrażające rodzinie związane. Rodzina zabezpieczona finansowo.
Na osobne potraktowanie zasługuje scena końcowa, gdzie po rozegraniu wszystkich kart, Walter zalega przy akompaniamencie coolaśnej muzyki. Scena ta, w moim odbiorze, podsumowuje bohatera raczej pozytywnie, jako gościa, który postąpił (in the end) właściwie.
Końcówka BB pierwszoklaśna. Walt początkowo rzeczywiście myślał o rodzinie, potem mu się spodobało a z drugiej strony rzeczywistość była jaka była i pewne rzeczy musiał robić. W końcu gdzieś sie zagubił, ostatnie odcinki pokazują, że upadek pozwolił mu to ogarnąć spojrzeniem. Drugi serial po Deadwood, kiedy zrobiło mi się smutno, że to już koniec. Spinoffa z Saulem oglądał raczej nie będę.
Nakręcić wszystkie, następnie wydać jako dodatki do wydania serialu na DVD i BR. Dzięki temu każdy mógłby cieszyć się zakończeniem, które najbardziej mu pasuje.
Wybrane przez twórców mię nie satysfakcjonuje. O wiele bardziej wolałbym zobaczyć ubitych: Skyler, Flynna, dziecko i Jessego, jak również nazioli. To byłoby bombowe. Tymczasem zamiast ostrego pierdolnięcia, dostaliśmy tylko pierdolnięcie bez przytupu.
Widząc karabin i mechaniczne ramie na pustyni, domyśliłem się, o co może chodzić. Scenarzyści powinni to lepiej zakonspirować.
Dla mnie cały pomysł to zbędny i mało realistyczny MacGyveryzm.
dworkin napisał/a:
Cintryjka napisał/a:
Z tego, co od dłuższego czasu twierdzi scenarzysta, raczej otrzyma karmiczną odpłatę za swoje uczynki.
Ale się tak jednoznacznie nie stało (tak jak bohater nie pozostał jednoznaczny).
Ja myślę że najważniejsza jest rozmowa z Skyler:
- Wszystko co zrobiłem...
- Nie mów że zrobiłeś to dla rodziny...
- Nie. Zrobiłem to dla siebie. Byłem w tym dobry. I czułem że żyje.
Walt zaakceptował swoją prawdziwą tożsamość. To było jego katharsis. Może wniosek płynący z serialu jest właśnie taki że zły człowiek pogodzony z światem jest mimo wszystko lepszym człowiekiem niż zły człowiek nieakceptujący swojej natury i starający się być usilnie tym dobrym?
Może wniosek płynący z serialu jest właśnie taki że zły człowiek pogodzony z światem jest mimo wszystko lepszym człowiekiem niż zły człowiek nieakceptujący swojej natury i starający się być usilnie tym dobrym?
No bo faktycznie, Hitler i Stalin robili dużo dobrego . Niels Bohr powiedział:
Niels Bohr napisał/a:
Istnieją dwa rodzaje prawd. Są prawdy powierzchowne, których przeciwieństwo jest wyraźnie nieprawdziwe. Ale istnieją także prawdy głębokie, których przeciwieństwo jest równie prawdziwe jak one same
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Widząc karabin i mechaniczne ramie na pustyni, domyśliłem się, o co może chodzić. Scenarzyści powinni to lepiej zakonspirować.
Dla mnie cały pomysł to zbędny i mało realistyczny MacGyveryzm.
Na pewno nie był zbędny, bo coś musiało do takiego końca doprowadzić, zaś inaczej niż Walt usypiający wściekłe psy bym go nie widział. Najwyżej mógł to inaczej rozegrać, ale jak dla mnie było ok. Idealnie wpasowało się w nieco komiksową (i westernową, gdzie rewolwerowe pojedynki nigdy nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością) konwencję serialu. Przecież zagrało w nim co najmniej kilka niezbyt realistycznych patentów. No i co najważniejsze, pomysł ten wpasowuje się w specyfikę Walta jako nerd-masterminda inteligencji, nauk ścisłych i technicznych, które zawsze wykorzystywał w charakterze broni.
Ł napisał/a:
Walt zaakceptował swoją prawdziwą tożsamość. To było jego katharsis.
To się zgadza i pasuje do wcześniejszych ustaleń. Do momentu rzezi na pustyni Walt ciągle wierzył, że ma wszystko pod kontrolą. Że działa na rzecz swojej rodziny, na czym ustanowił nieprzekraczalną granicę postępowania. Że wciąż może oddzielić światy narkotykowego kingpina i ojca rodziny, i w każdej chwili wrócić do drugiego z nich. Dopiero wynik strzelaniny i niemożność powstrzymania jej rozpoczęły reakcję, w której Walt zaczął dochodzić do wniosku, jakim podzielił się ze Skyler.
E tam, najlepiej byłoby wyjebac atomówką cały Nowy Meksyk wraz z sąsiednimi stanami a Walt powinien to przeżyć i zacząć od nowa w Swierdłowsku.
Niet. Zakończenie byłoby lepsze, gdyby zginęła cała rodzina Walta, a on by przeżył mając w perspektywie kilka miesięcy istnienia na tym łez padole. Twórca rozważał taką, czy bardzo zbliżoną opcję...
Złe zakończenia się nie sprzedają, ludzie wolą w miarę pozytywne.
Toż to kablówka, psze Pana... Poza tym finałowy odcinek, więc jak najbardziej można było... Twórcy pokazali, że mają tylko jedno jajco.
Zresztą przeżycie Walta byłoby bardziej pozytywne, niż koniec, który nastąpił, przynajmniej dla widza. Skyler - wkurzająca baba. Do odstrzału. Jej siostra - także. Flynn - pussy, niestetyż. No dobra, śmierć maleństwa mógłbym odpuskać.
Ekhem, twórcy nie tworzą zakończeń po to, by pokazać kto ma większe jaja. A to akurat wydaje mi się właściwe, mimo że nie widziałem całości. Chcesz ostre zakończenia to oglądaj Machete.
Widząc karabin i mechaniczne ramie na pustyni, domyśliłem się, o co może chodzić. Scenarzyści powinni to lepiej zakonspirować.
Dla mnie cały pomysł to zbędny i mało realistyczny MacGyveryzm.
Na pewno nie był zbędny, bo coś musiało do takiego końca doprowadzić, zaś inaczej niż Walt usypiający wściekłe psy bym go nie widział. Najwyżej mógł to inaczej rozegrać, ale jak dla mnie było ok. Idealnie wpasowało się w nieco komiksową (i westernową, gdzie rewolwerowe pojedynki nigdy nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością) konwencję serialu. Przecież zagrało w nim co najmniej kilka niezbyt realistycznych patentów. No i co najważniejsze, pomysł ten wpasowuje się w specyfikę Walta jako nerd-masterminda inteligencji, nauk ścisłych i technicznych, które zawsze wykorzystywał w charakterze broni.
Miałem na myśli sam patent z karabinem a nie całościwo końcówkę. Pomysł z użytym w analogicznej sytuacji Piorunianem Rtęci z początku serialu, abstrahując od jego realności, kopał dupę. A obrotowemu karabinowi na pilot brakuje tylko muzyki z drużyna A w tle. Zresztą przecież był taki odcinek Drużyny A gdzie zrobili coś podobnego z ich czarną furgonetką, tylko karabinki siały z chłodnicy a nie z bagażnika.
ASX76 napisał/a:
Skyler - wkurzająca baba. Do odstrzału. Jej siostra - także. Flynn - pussy, niestetyż. No dobra, śmierć maleństwa mógłbym odpuskać.
W przeciwieństwie do większości widzów (wynoszę po rankingach popularnosci serialowych postaci) uwielbiam postać Skyler. I to w jej początkowej nieświadomej roli, jak i później gdy walczy z Waltem i z nim współpracuje. I na końcu gdy sama naciska by zabić robiącego problemy Jessiego - pomyślałem wtedy że Breaking Bad może być nowym odczytywaniem Szekspira z Waltem jako Makbethem i Skyler jako L. Makbeth.
Co do Marie do scenarzystom należy się karny kutas za urwany wątek jej kleptomanii.
Co do Flynna... Bez urazy ale jestem w stanie wyobrazić sobie ten serial bez niego.
Skyler podobała mi się w pierwszych sezonach, póki jeszcze nie stanęła przeciwko Waltowi. A później, raz straconego zaufania już nie odzyskała.
W obliczu ciągu dramatycznych wydarzeń, kwestia kleptomanii Marie nie miała najmniejszego znaczenia. Póki był względny spokój, ok, można było ten "poboczniak" serwować, lecz potem już nie było po co.
Również bardzo lubię postać Skyler.
Nie zgadzam się, że rola Flynna była nieistotna.
Zakończenie bardzo mi się podobało. Serial dołącza do mojej "pierwszej piątki" (poza nim The Shield, The Wire, The Sopranos, Six Feet Under).
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum