Postać Flynna przede wszystkim otrzymuje za dużo czasu ekranowego w stosunku do swoich możliwości. Tak naprawdę jest on przedmiotem fabuły - pewnym punktem warunkującym swoją obecnością działania innych postaci, ale nie podmiotem który tą fabułę sam z siebie kreuje działaniami. W zasadzie jego rola sprowadza się do tego samego co rola Holly (u niej akurat ilość kwestii dialogowych jest do tego świetnie dopasowana).
Dlatego m.i. narzekam na prowadzący donikąd i porzucony wątek kleptomanii Marie - można by ten czas wykorzystać dla pogłębienia postaci Flynna. Gospodarowanie postaciami 2 i 3 planu to też sztuka. Tu nie wyszło. Ale świetnie wyszło np. w powrocie Badgera i Chudego Peta w ostatnim odcinku, co przypomniało że BB, nawet w dramatycznej końcówce, ma też komediową stronę. Albo w wyeksportowaniu wątku Huella do roli mema-virala: http://www.vulture.com/20...t-and-wait.html Także szacunek dla twórców ale bez zamykania oczu na potknięcia.
Postać Flynna przede wszystkim otrzymuje za dużo czasu ekranowego w stosunku do swoich możliwości. Tak naprawdę jest on przedmiotem fabuły - pewnym punktem warunkującym swoją obecnością działania innych postaci, ale nie podmiotem który tą fabułę sam z siebie kreuje działaniami. W zasadzie jego rola sprowadza się do tego samego co rola Holly (u niej akurat ilość kwestii dialogowych jest do tego świetnie dopasowana).
Zgadzam się, że Flynn to bardziej rekwizyt niż postać, ale ważny rekwizyt. Raz, istotny jako punkt odniesienia dla relacji Walt-Pinkman, dwa - ważny jako początek kontinuum całego skurwysyństwa kończącego się na Heisenbergu; Flynn to jedyna naprawdę niewinna osoba w całym serialu, nawet Hank i Marie (drugie i trzecie miejsce pod tym względem) zostają w tyle. No i po trzecie, to zakładnik - "Jeśli przestaniecie nas oglądać, zabijemy Flynna żeby podnieść oglądalność" . Przyznam, że obstawiałem jego zgon/okaleczenie/uzależnienie od niebieskiego i pod tym względem scenarzyści mnie zaskoczyli. Czy za dużo czasu? Hmmm. Pod względem czasu ekranowego to w zasadzie postać trzecioplanowa.
A co do niedomkniętych wątków, wolałbym jednak, żeby więcej światła rzucono na chilijską przeszłość Gustavo . Ale taka natura dłuższych podukcji, w miniserialu luźny wątek to zbrodnia, w pełnolitrażowym serialu ciągnącym się pięć sezonów scenarzyści muszą zostawić sobie kilka otwartych furtek; przynajmniej tu wyszło to z większą gracją niż np. wątek Dany i Finna w Homeland .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
W końcu dziś obejrzałem. I tak szczerze to nie wiem co mam myśleć o tym zakończeniu, ale jestem raczej zadowolony. Na pewno nie jest słabe czy zbyt słabe. Rodzina Walta przetrwała? Owszem, ale jest też w trwały sposób okaleczona. Plus to co się stało z Hankiem czy też Andreą. No i rozmowa ze Skyler. Majstersztyk. Co do karabinu, to pomysł choć efekciarski był niezbyt... pewny. Zbyt dużo rzeczy mogło pójść nie tak. Gdyby Walt jechał z założeniem, że już nie wróci (a tak chyba było), to najsensowniejszy byłby ładunek wybuchowy w samochodzie. Byłoby to też bardziej... hmm... chemiczne rozwiązanie.
Łaku napisał/a:
I na końcu gdy sama naciska by zabić robiącego problemy Jessiego - pomyślałem wtedy że Breaking Bad może być nowym odczytywaniem Szekspira z Waltem jako Makbethem i Skyler jako L. Makbeth.
O to, to. Szczerze to miałem cichą nadzieję na podobną interpretecję.
Bomba - to samo przyszło mi do łba. Ale wtedy nie mógłby uratować Pinkmana, więc scenarzyści naciagnęli prawdopodobieństwo do graniz Deus ex machina . Rozmowa ze Skyler miażdży, ale nie widzę jej w roli lady Makbet, za późno włączyła się w sprawę i tak naprawdę nie podżegała Walta do niczego, czego by sam nie rozważał . Za to naprawdę zmiażdżyła mnie rozmowa Walta ze Schwarzami (badass factor na poziomie mistrzowskim) i pogawędka z Lydią, bo suki nie dało się lubić
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Nie da się lubić nikogo, kto pija rumianek z mlekiem sojowym i stewią.
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
Żona nadrabia zaległości i właśnie skończyła czwarty sezon. Powtarzam z nią przypadkowe odcinki. W ostatnim z czwartej serii WW i JP palą laboratorium i wychodząc z pralni wycierają to i owo żółtymi szmatami, po czym niemal równocześnie odrzucają niedbałym ruchem szmaty na bok. Scenie towarzyszy westernowej muzyczka. Mam nieodparte wrażenie, że ta scena to cytat. Za cholerę nie mogę jednak skojarzyć skąd. Może to nadinterpretacja a może wyrażam otwarte drzwi. Jakieś pomysły?
Ale taka scena to już klasyka. To mogło być równie dobrze w jakiejś szklanej pułapce albo innej zabójczej broni, a pewnie w 100 filmach klasy B.
Dlatego jest nam znajome, a źródła nie widzimy.
Obejrzałem dwa pierwsze odcinki.
Udając, że nie wiem jak to się skończy, szkoda mi Waltera. Biedny, skopany przez życie nauczyciel, z każdej strony dostający informacje - uśmiechnij się, jutro będzie gorzej. A łatwe pieniądze z narkotyków okazują się wcale nie być takie łatwe.
No i ta jego żona. Odstrzelić ją, a jego życie zrobiło by się znacznie lżejsze.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
mad5killz [Usunięty]
Wysłany: 2015-10-03, 17:28
Dla mnie w Breaking Bad od początku chodziło o współczucie dla Waltera White'a.
Ta myśl napędzała i tłumaczyła wszystko.
Tixon, sam wiesz. Pojutrze minął dwa dnia jak nie ćpasz. (:
Obejrzałem dwa pierwsze odcinki.
Udając, że nie wiem jak to się skończy, szkoda mi Waltera. Biedny, skopany przez życie nauczyciel, z każdej strony dostający informacje - uśmiechnij się, jutro będzie gorzej. A łatwe pieniądze z narkotyków okazują się wcale nie być takie łatwe.
No i ta jego żona. Odstrzelić ją, a jego życie zrobiło by się znacznie lżejsze.
W ocenie Skyler jesteś bardzo niesprawiedliwy, choć nieodosobniony, ale po dwóch odcinkach to żadna ocena;)
Przyjdzie taki moment, że już nie da się Walta żałować.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
W ocenie Skyler jesteś bardzo niesprawiedliwy, choć nieodosobniony, ale po dwóch odcinkach to żadna ocena;)
To nie tyle ocena, co wrażenia po dwóch odcinkach. Zdaję sobie sprawę, że to za mały wycinek na ocenę, na to przyjdzie czas. Ale co rozumiesz pod niesprawiedliwym?
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
W ocenie Skyler jesteś bardzo niesprawiedliwy, choć nieodosobniony, ale po dwóch odcinkach to żadna ocena;)
To nie tyle ocena, co wrażenia po dwóch odcinkach. Zdaję sobie sprawę, że to za mały wycinek na ocenę, na to przyjdzie czas. Ale co rozumiesz pod niesprawiedliwym?
Skyler jest fajną postacią, chociażby z tego względu, że bardzo wiarygodną. Budzi niechęć, ale jak po obejrzeniu chociaż jednego sezonu nie postawisz się w jej sytuacji i nie ocenisz okoliczności z jej perspektywy, to może zmienisz zdanie po obejrzeniu całego serialu. Jego genialność polega właśnie na nieustannej ambiwalencji odczuć i wahaniu w ocenie bohaterów, w dobie papierowych, czarno-białych sylwetek bohaterów serialowych, taka manipulacja widzem jest wyrazem dobrze wykonanej roboty scenariuszowej.
Patrząc obiektywnie i zważywszy na ilość posiadanych przez nią informacji - reakcje Skyler są jak najbardziej zrozumiałe, a nawet, powiedziałabym, umiarkowane.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Patrząc obiektywnie i zważywszy na ilość posiadanych przez nią informacji - reakcje Skyler są jak najbardziej zrozumiałe, a nawet, powiedziałabym, umiarkowane.
Poniekąd chodzi właśnie o posiadane przez nią informacje. Szpieguje męża. Sprawdza kto do niego dzwoni, gdzie chodzi. Nakręca całą akcję o palenie marihuany za jego plecami, bo 50 lat to nie jest wiek, aby robić coś czego żona nie pochwala. Następnie bardzo rozsądnie idzie z groźbami do dilera męża.
Do tego takie drobnostki jak sceny przy śniadaniu czy w sklepie (nic nie robi - źle, zareagował przemocą - też źle).
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum