We wschodniej części Hel’wardu panowała cisza. Targ był zamknięty, a brukowane drogi niemal puste. Późnym popołudniem na horyzoncie pojawił się dwumasztowiec, dziko sunący po falach. Gdy zawinął do przystani był już wieczór. Z pokładu zszedł odziany w czarny mnisi habit człowiek. Na rękach miał rękawice bez palców. W ręku trzymał prosty kij. Poruszał się powoli, ze spokojem.
A takich ludzi nie widziano w Hel’wardzie od lat.
Nieznajomy udał się na pusty targ. W jednej z pobliskich kamienic znalazł karczmę tętniącą życiem. Uważnym wzrokiem przestudiował szyld. „Południowy wiatr”. Po dłuższej chwili pochylił głowę i ruszył do drzwi.
W środku było głośno, szaleli pijani marynarze. Kelnerki z obojętną miną znosiły klapsy wymierzane w ich pośladki. Nieznajomy ruszył przed siebie, gdy zatrzymał go głos karczmarza.
- Co podać, wielmoży? – spytał uprzejmie, skłaniając głowę. W jego szarych oczach błyszczał strach.
- Herbaty – syknął delikatnie głos wydobywający się spod kaptura. Resztki włosów na głowie karczmarza zjeżyły się. – I coś do jedzenia.
Cichy szept wibrował w powietrzu, z łatwością przebijając się przez gwar. Nie czekając na odpowiedź nieznajomy ruszył w kąt izby. Stuknięcia jego laski wzbudziły zainteresowanie jednego z marynarzy. Ten natychmiast wskazał go towarzyszom, blednąc z trwogi. Gwar znacznie przycichł. Wilki morskie pochyliły się nad stołami i śmiały bezgłośnie ze sprośnych żartów, za wszelką cenę starając się uniknąć spojrzenia nieznajomego.
Kelnerka niemrawym krokiem podeszła do stolika w kącie sali i położyła na nim talerz z kawałkiem pieczonego mięsa, smażonymi ziemniakami przyprawionymi ziołami, oraz szczyptę ostrej, nadmorskiej papryki. Herbata także doprawiona była ziołami i posłodzona cukrem. Kelnerka raz zerknęła na twarz nieznajomego. Ujrzała pełne, blade usta wykrzywione w lekkim, lecz ciepłym uśmiechu. Chciała odpowiedzieć tym samym, jednak zmieszała się i szybko wróciła za kontuar, mówiąc coś do karczmarza. Tamten nie spoglądając na nią tylko raz przytaknął. Dziewczyna zniknęła w sąsiednim pomieszczeniu.
Nieznajomy skosztował smacznych ziemniaków i nieco przypieczonego mięsa. Następnie upił herbaty i odgryzł kawałek papryki. W jego gardle eksplodował miły ogień, dla innych będący płomieniem piekielnym. Odsunął talerz, dopił herbaty i czekał.
Karczmarz po pewnym czasie zbliżył się.
- Czy smakowało, szlachetnemu panu? – zapytał, starając się zachować spokój.
- Mięso było nieco przypalone – mruknął syczący głos.
Twarz pochylonego karczmarza przyozdobiła maska strachu.
- Najmocniej przepraszam, to córka, jest młoda… - bełkotał najwyraźniej przerażony.
Nieznajomy zbył go gestem dłoni. Gospodarz ukłonił się i popędził za kontuar. Tam napełnił sobie szklankę wódką i wychylił wszystko za jednym razem.
Grupa marynarzy wstała i ruszyła do drzwi. Pożegnali karczmarza, który ograniczył się do kiwania głową. Wyglądał jak żywy obraz rozpaczy. Nagle, przed marynarzami uchyliły się drzwi i w wejściu pojawił się wysoki, odziany w zbroję płytową mężczyzna. Czarny płaszcz zarzucony na ramiona idealnie kontrastował się z ciemną nocą za jego plecami.
Wszyscy marynarze natychmiast cofnęli się z przejścia i pozwolili przejść wyższemu o głowę mężczyźnie. Ich oczy łypały strachliwie na siedzącego w kącie nieznajomego w mnisim habicie. Pośpiesznie opuścili karczmę. Gospodarz pochylił się i ponownie nalał sobie gorzały. Wypił ją szybko i ruszył ku nieznajomemu, który już przysiadł się do przybysza w habicie.
- Czy wielmożni panowie coś sobie życzą? – wyjąkał nieco pewniejszym głosem, niż ostatni raz. Widać wódka pomagała mu w stresach.
- Niczego mości gospodarzu – odezwał się otulony w płaszcz mężczyzna. Spod jego kaptura widać było ciemną, krasnoludzką maskę, przypinaną zazwyczaj do hełmu, na podobieństwo przyłbicy. Karczmarz zadrżał. Wyraźnie widać było, że ma ochotę na trzecią szklankę gorzałki. – Chociaż… piwa, gospodarzu. Na jego rachunek.
Karczmarz niepewnie spojrzał na drugiego nieznajomego. Tamten nieznacznie przytaknął głową. Oberżysta runął ku kontuarowi napełniać kufel.
Piwo było pieniste i mocne.
Gdy gospodarz zniknął w sąsiednim pomieszczeniu z butelką i szklankami gorzałki, przybysz w masce spojrzał na towarzysza.
- Co u ciebie? – zapytał jak gdyby nigdy nic.
Tamten rozsiadł się na krześle i skrzyżował ręce na piersi.
- Nic nowego.
- Jesteś pewien, że nikt nie podsłuchuje? – zapytał wpatrując się w piwo. Na chwilę odsłonił maskę i przytknął do ust kufel. Opróżnił cały za jednym zamachem. Ponownie naciągnął maskę, nie pokazując twarzy.
- Wyczułbym – odpowiedział towarzysz.
Wysoki pochylił się nad stołem i zamyślił się.
- Wymyśliłeś coś? – zapytał, rzucając na towarzysza ciepłe spojrzenie, zielonych oczu, wypełnionych melancholią.
Kaptur niższego zafalował, gdy tamten zaprzeczył. Wyższy westchnął głośno. Po chwili namysłu powiedział.
- Czyli działamy po staremu?
Tamten przytaknął krótko.
- Jutro – wyszeptał, jednak jego głos nagle stał się głębszy. Nie przypominał już syku węża.
- Dobrze.
Nieznajomy w habicie podrapał dłoń pod rękawiczką.
- Dalej boli? – zapytał wyższy, skinąwszy głową na dłoń.
- Nie. Raczej swędzi – powiedział szczerze. – Przyzwyczaiłem się.
- Aha.
Chwila ciszy.
- A co z resztą?
Wyższy wzruszył ramionami, palcem jeżdżąc po pustym talerzu towarzysza. Tamten uśmiechnął się przelotnie i wyjął zza pazuchy mały notes.
W dach karczmy biły krople letniego deszczu.
„Wojna może przynieść tylko zło, jako że od zła pochodzi i złem jest spowodowana"
„Gdybym mógł dojrzeć twą duszę, zobaczyłbym co kryje. Ale jako że osłania ją ciało, wybacz, że nie mogę Ci zaufać”
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum