Kay to coś więcej niż słodycze (poza tragiczną Pieśnią dla Arbonne).
Otóż to! Tix sprawia takie wrażenie, jakby w ogóle nie czytał Sarantyńskiej Mozaiki, a i inne powieści potraktował po "łebkach", żeby "dupasować" do "szuflady".
Tix sprawia takie wrażenie, jakby w ogóle nie czytał Sarantyńskiej Mozaiki
Jak na to wpadłeś?
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Fionavarski Gobelin, Najmroczniejsza droga. Za ostro ją oceniłem. Początek był ciężki, ale jak już się wgryzło, to ruszyło z kopyta. Uczciwie muszę przyznać, że ze względu na wątek arturiański, rozwinięcie i rozciągnięcie postaci Artura na uniwersum Krosna, jestem w stanie wybaczyć Kayowi bezczelne zrzynki z Tolkiena.
Ale żeby nie było, że Kay tylko bezmyślnie kopiuje, daje też dużo od siebie - i to zdecydowanie najlepsze elementy.
Do tego język powieści, budowanie klimatu i wyciskających łez scen. Patetycznych i miejscami tandetnych, ale jednak w kilku momentach potrafią schwytać za serce.
Podsumowując, zasłużone miejsce w kanonie.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Dla mnie najlepszą z przeczytanych książek Kaya są Lwy Al-Rassanu, chociaż jako pierwszą przeczytałam Sarantyńską mozaikę. Czytałam je z prawdziwą przyjemnością, ale po lekturze dalszych (Fionavarski gobelin, Ostatnie promienie słońca), wolę zdecydowanie czystą, parahistoryczną otoczkę bez fantastycznych wjazdów. Fionavarski czytało mi się już ze znużeniem, które pojawia się przy zbyt wielu łatwiznach fabularnych; Ostatnie promienie słońca były dla mnie kompletnie bez pazura i nudne, choć jeszcze zjadliwe.
Kay bardzo ładnie pisze, nawet jeśli po kilku jego książkach czytelnik odkrywa pewne schematy charakterystyczne dla jego prozy. Rzeczywiście jest to miejscami sentymentalne i refleksyjne, ale w dawce znośnej. Została mi Tigana, Arbonne i Ysabel.
Szkoda, że MAG nie ma w planach dylogii chińskiej.
Szkoda, że MAG nie ma w planach dylogii chińskiej.
1. "Ysabel" to w ogóle nie moja bajka. "Arbonne" - przykro to pisać, ale to zdecydowanie najgorsza książka Kaya. Odradzam.
"Tigana" - "średnio na jeża"
2. Ano, szkoda.
Aczkolwiek wątpię, aby autor popełnił coś lepszego od znakomitej "Sarantyńskiej Mozaiki".
Kay jest u mnie na liście do powtórki. Kiedy się uporam z Jordanem, to biorę się za "Lwy Al-Rassanu", potem za "Tiganę" i "Pieśń dla Arbonne". "Ysabel" to przyjemna, lekka powieść dla nastolatków. "Ostatnich promieni słońca" nie czytałem, niestety, ale bardzo bym chciał. A "Fionavarski gobelin" sobie odpuszczę albo zostawię na koniec.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Pieśń dla Arbonne" - chwaliłem książkę za pierwszych 200 stron, fajnie się czytało i wydawało mi się, ku mojej niezgłębionej naiwności, że dalej też będzie przyjemnie. Absolutnie nic nie zwiastowało horroru, który nastąpił niedługo potem Bożesz ty mój, czegoś tak okropnego, to nie czytałem od czasów trzeciej części przygód Fedry z cyklu pani J. Carey, jak mi życie miłe. Ba, powieść Kaya jest jeszcze gorsza, niż wspomniany harlequin fantasy. "Miłe złego początki, ale koniec...". Sztampowych, wołających o pomstę do nieba rozwiązań fabularnych, jest w "Pieśń dla Arbonne" mnóstwo. Można by nimi obdzielić kilka książek. Bohaterowie, a przynajmniej kilku z nich, sprawia dość pozytywne wrażenie, jednak w miarę rozwoju akcji, gdy wychodzą na wierzch wady utworu, zaczynają denerwować i nudzić. W wielu momentach robi się słodko aż do wyrzygania, więc lepiej czyta się na czczo.
Gdyby tę knigę napisał inny autor fantasy, to nie sądzę, żebym dał radę wytrzymać do końca tego nader nieudanego i męczącego dzieła. Jedynie przez wzgląd na to, że bardzo lubię inne dokonania Kaya, zdobyłem się na heroiczny wysiłek i nie poddałem się, choć wystawił mnie na iście piekielną próbę. Jak On mógł napisać "coś" takiego... W głowie mi się nie mieści.
Jak wspomniałem wcześniej, najlepsze partie tekstu występują na początku, później również zdarzają się lepsze fragmenty, jednak dość sporadycznie, głównie w zakończeniach podrozdziałów, gdzie Kay jednym pięknie skonstruowanym zdaniem potrafi dotrzeć prosto do serca czytelnika, aż łezki w oczkach stają. Niestety, im fabuła posuwa się bardziej do przodu, tym takich atrakcji coraz mniej. Łudziłem się, że może zakończenie, choć w drobnej części zrekompensuje wielki zawód. Nic z tego, bo tam to dopiero się dzieje... Od nagromadzenia absurdów i totalnych przegięć aż się roi Jeśli zaś chodzi o cuda bitewne i zagrywki typu deus ex machine, to w tym przypadku Kay rozłożył Kearneya na obie łopatki.
Podsumowanie: srogie rozczarowanie - opinia sprzed kilku ładnych lat.
A "Tigana" jest za bardzo przegadana.
ASX, czuję się ostrzeżona:> Szkopuł w tym, że jestem obecnie rozmemłana czytelniczo i nie wiem nawet na co mieć ochotę, dziesięć książek zaczętych z marnymi widokami na finisz, stan umysłu ostatnio taki, że tylko bajeczki wchodzą. Kay wydawał się remedium, ale po początku Tigany i Fionavarskim, rzeczywiście reszta lektur straszy przeczuciem grubej kiepścizny. Bywa.
Pieśń dla Arbonne przeczytane. Wbrew obawom, okazała się dobrą powieścią, bardzo charakterystyczną dla Kaya. Mamy realia quasi średniowieczne, stylizowane na rejony Francji. Mamy mniej lub bardziej udane zapożyczenie kultury trubadurów - o ile podzielenie ich na tworzących pieśni i żonglerów je śpiewających nie ma większego sensu, tak samo ich istnienie, dodające kolorów małżeństwom politycznym jest całkiem racjonalnie wytłumaczone, chociaż ogólnie koncepcja nie porywa. Lepiej wychodzą za to intrygi i gry dworskie, jest ich co prawda mało, ale są dosyć naturalne.
Książka porywa stylem, dzięki czemu można zwracać mniejszą uwagę na fabułę, która zła nie jest, ale taka... standardowa. Bardzo łatwo przewidzieć co się stanie, jak potoczą się losy bohaterów, jak splotą się wydarzenia. No ale jak już mówiłem, dzięki stylowi, to nawet nie przeszkadza.
Opowieść ma 'słodki' klimat. Ale wypływa to z tego o czym jest: o miłości, o walce w obronie ojczyzny i tożsamości, o honorze. Trudno oczekiwać czegoś innego po takiej tematyce i tym konkretnym pisarzu.
Pieśń ma też swoje wady. Chociaż autor stworzył ciekawą plejadę postaci, już po pierwszym spotkaniu można wyrobić sobie o nich zdanie (chociaż była jedna zmiana - żona Urte). Kilka razy - i to w dosyć istotnych momentach - kpi z logiki prezentując nieprawdopodobne wydarzenia. Miejscami też irytuje niekonsekwencją
Nie zgodzę się natomiast z negatywną oceną zakończenia - wyszła ona zgrabnie, wpasowała się w klimat książki i zostawiła drobne tajemnice dla czytelnika.
Całość oceniam jako udaną pozycję, chociaż nie umieszczałbym jej wśród najlepszych Kaya.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Tigana przekartkowana. Dokładnie w taki sposób zaczęłam ją czytać po kilkudziesięciu stronach wytężonej uwagi, bardziej po łebkach i z poczucia obowiązku niż z faktycznej przyjemności płynącej z dobrej fabuły. Cóż wygląda na to, że istotnie z wydanych książek Kaya, Lwy i Mozaika odstają znacząco poziomem. Nie żałuję, że wstępnie zapoznałam się z odczuciami i opiniami nt jego książek, rozpoczęcie Kaya od dosyć sztampowego, schematycznego i pełnego uproszczeń Gobelinu (jestem od 3 tygodni w połowie tego cyklu i nie mam siły na kontynuację. Jeśli ktoś napisze, że po połowie jest lepiej, być może się przemogę.), przegadanej Tigany czy Ostatnich promieni słońca skończyłoby się chyba trwałym odrzutem od tego autora. Myślę że wiele negatywnych opinii o Kayu jako pisarzu wynika ze znużenia jego słabszymi książkami wybranymi niesłusznie jako pierwsze danie.
Rashmiko, "Tigana" nie jest warta Twojego zachodu, mimo że dalej robi się lepiej, jednak nie na tyle, aby się męczyć. To co najlepsze w książkach Kaya jest w: Sarantyńskiej Mozaice i w mniejszej ilości w "Lwach Al-Rassanu".
"Song for Arbonne" jest znacznie gorsza od "Tigany", choć sam początek może sugerować coś innego.
Spokojnie, już więcej nic nie dodam
ASX, mam świadomość że zjadłam już deser przed rosołem i zdaję sobie sprawę, że większość opinii w tym wątku ściśle pokrywa się z moimi wrażeniami, po każdej lekturze Kaya. Mimo wszystko, cenię sobie autora za świetny styl narracji i nie uważam, że szkoda było zachodu. W fantasy ciężko mi znaleźć dobre pozycje, częściej odrzuca mnie brak warsztatu pisarzy niż głupawe fabułki. Ot dla porównania, zaczęłam przedwczoraj Elantris Sandersona i naiwność z jaką tworzy bohaterów i sadza ich w sitcomowych, nic znaczących, sianowatych, typowo wypełniaczowych sytuacjach mnie strasznie zniechęca. Sami bohaterowie są równie nastoletni jak jakiego warsztat - nawet po dosyć słabszej w porównaniu do innych książek Kaya, Tiganie, widać olbrzymią różnicę jakościową w kreowaniu postaci. Ciężko mi po takim zestawieniu mieć cierpliwość i dobrą wolę do bestsellerowych gniotów.
Dla mnie Kay to taki pisarz, którego mogę śmiało i bez obciachu postawić obok Robin Hobb czy Le Guin (choć znowu - dla mnie - Le Guin, to Olimp w literaturze fantasy czy SF). Dlatego pewnie przeczytam wszystko co zostało wydane u nas, choć muszę się czymś zresetować i podejść z dystansem i bez oczekiwań.
Ja bym wolała, żeby wydali nowe książki, ciekawi mnie jak wyszła ta dylogia chińska.
Najgorsze jest to, że na wieść, iż MAG wyda Sarantyńską Mozaiką (kilka lat temu były takie przymiarki) chyba sprzedałem swoje egzemplarze, a później okazało się, że ze szkiców wydawniczych odnośnie dylogii Kaya (i nie tylko) wyszły nici, a ja zostałem z ręką w...
A na Allegro drożyzna
Nie no, jasna sprawa, że lepiej byłoby gdyby ktoś wypuścił "chińszczyznę" w pierwszej kolejności
Niemniej, póki co, oba warianty są równie prawdopodobne, czyli niemożliwe
Dobrej fantasy jak na lekarstwo. A nawet te rzekomo słabe powieści Kaya wzbudzają we mnie chęć powrotu do lektury. Fajnie byłoby wznowić stare i wydać nowe tytuły. Ale to chyba autor, który nie sprzeda się w Polsce.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Zależy kto co lubi. Ja z fantastyki czytam tylko fantasy i ew. powieść gotycką z XIX wieku. Wszelkie inne nurty - sf, new weird, steampunk itd. - literacko mnie odrzucają i mam z nimi styczność tylko przez film i ew. gry. Nowe książki Kaya bym poczytał.
Czytam teraz "Dzieci Ziemi i Nieba" i znajduję tę powieść jako bardzo sympatyczną. Nie jest porywająca, czego żałuję, ale czytam ją bez bólu i marudzenia. Bardzo długo trwa przedstawienie postaci. Bo świata przedstawiać nie trzeba - ten sam, znany z "Lwów Al-Rassanu", "Pieśni dla Arbonne", "Pożeglować do Sarancjum". Zresztą, Sarancjum pojawia się w tej powieści, jako wspomnienie, bo zdążyło już upaść i zastępuje je fantasy wersja Imperium Osmańskiego. Seressa to Republika Wenecka, Dubrava to Dubrownik itd. Akcja rozgrywa się głównie w tej części basenu "Morza Śródziemnego". Za dużo bohaterów, moim zdaniem. Ale zobaczymy, co będzie dalej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Czytam teraz "Dzieci Ziemi i Nieba" i znajduję tę powieść jako bardzo sympatyczną. Nie jest porywająca, czego żałuję, ale czytam ją bez bólu i marudzenia. Bardzo długo trwa przedstawienie postaci. Bo świata przedstawiać nie trzeba - ten sam, znany z "Lwów Al-Rassanu", "Pieśni dla Arbonne", "Pożeglować do Sarancjum". Zresztą, Sarancjum pojawia się w tej powieści, jako wspomnienie, bo zdążyło już upaść i zastępuje je fantasy wersja Imperium Osmańskiego. Seressa to Republika Wenecka, Dubrava to Dubrownik itd. Akcja rozgrywa się głównie w tej części basenu "Morza Śródziemnego". Za dużo bohaterów, moim zdaniem. Ale zobaczymy, co będzie dalej.
Dalej będzie nadal słabo.Jedyną zaleta tej książki jest powrót do universum Sarancjum. To chyba za mało. Słaba akcja i nudni bohaterowie. Generalnie lubię Kaya, ale mam wrażenie że nie napisze nic lepszego od Sarantyńskiej mozaiki...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum