Ani Lucas ani Disney nie czują klimatu "hi-story" i obecnych oczekiwań widzów.
A może czują, tylko ty już ich celem nie jesteś?
Wojciech Orliński napisał, że jedną z przyczyn klapy tego filmu była nie fabuła (ani głupsza, ani za mądra "niż zwykle", moim zdaniem), tylko fakt, że jego bohaterem był Han Solo. Młodzi widzowie mają tą postać w nosie, bo się chowali na częściach 1-3 (co, częściowo, potwierdzam sądząc po reakcji mojego chrześniaka, który preferuje właśnie te części), a starych widzów też nie obchodziła, bo i po co im takie origin story tej postaci. Już lepszy był "Łotr Jeden", bo z główną linią związany był lekko, ale żadna istotna postać z niej nie należała do głównych bohaterów.
Całe StarWARSy są wręcz prymitywne 9 filmów trzyma się na 2-3 pomysłach na krzyż
Aktorstwa drewnianego dowodem jest to że nikt z wykreowanych postaci nie zrobił kariery aktorskiej w prawdziwym słowa tego znaczeniu ( Ford miał przebłyski)
I praktycznie poza SW nie istnieli.
Prawdą jest to że Denerys ma w sobie coś z dębiny, można się przyczepić do potwora z dziury. WTF? ze słów strażników wynika że już kilku delikwentów skonsumowal. ...
Ale co ja tu gadam po próżnicy - widać żeś członkiem zakonu fanatyków SW
PS. A nie uważasz że gracz stojący za wszystkim jest co najmniej niepotrzebny, albo wręcz głupio że się tam znalazł?
Co do 3 pomysłów na krzyż. Ale mogę jednak uznawać to za wadę? Łotr pokazał, że może przynajmniej nie być jednoznacznie - czarno-biało. Że można ciut bardziej wszystko dopracować, uwiarygodnić postacie. Że można pokazać coś ciekawego, nawet w ramach tych 3 pomysłów na krzyż. Że film nie musi wyglądać jak sesja RPG (miałem w pewnym momencie wprost wrażenie w Hanie Solo, że "drużyna się zebrała, teraz przystępujemy do zadania postawionego przez GM").
Co do aktorstwa. Czy jeśli w poprzednich filmach zdarzały się aktorskie potworki typu "romans Padme i Anakina" albo Mark Hamill w pierwszym filmie, to ma oznaczać, że w każdym innym filmie już nie trzeba aktorstwa wymagać?
Gracz stojący za wszystkim - oczywiście, że zbędny. Chcieli zrobić efekt podobny do wejścia Vadera na końcu Łotra. ale im nijak nie wyszło. Włącznie z tym włączeniem miecza świetlnego w tej scenie - po co, ze tak zapytam? Skoro zaraz go wyłącza ..., żeby przypomnieć, że to ten koleś, który w innym filmie właśnie takim o dwóch ostrzach walczył, jakby ktoś zapomniał? Kolejna rzecz, która im w tym filmie nie wyszła.
I nie jestem pewny czy pasuję na fanboja starwarsów.
Bo jakbym miał ustalić najnowsze filmy pod kątem podobania się, to byłoby to (od najlepszego)
1. Łotr
2. Last jedi
3. Han solo
4. Przebudzenie mocy
Ja właśnie chyba przestałem pasować do starwarsów, bo wolę w nich klimaty mroczniejsze, poważniejsze, ciut bardziej realne, niż "czystą bajkę fantasy".
Dlatego podoba mi się bardziej TLJ. A to chyba jest sprzeczne z fanbojstwem starwarsowym? Chociaż nie wiem, nie znam się.
Podoba mi się TLJ bo:
- postać Luka jest realnie prawdopodobna. Zorientował się, że gówno umie i więcej może zaszkodzić niż pomóc. Że może lepiej nie podtrzymywać wiedzy o Jedi i mocy, ponieważ ta wiedza, źle wykorzystana może być bardzo niebezpieczna. A bez tej wiedzy da się przecież normalnie żyć.
- a mimo to, pod koniec "idzie się ostatni raz pobawić"
- rebelia w końcu dostała wpierdziel, jaki powinna przy takiej przewadze technologicznej Imperium dostać już dawno
- a galaktyka żyje sobie obok i generalnie przepychanki rebelii z imperium ma w nosie
(przy oczywistej świadomości głupotek w tym filmie jak Leia-superman albo Poe gawędzący z flotą niszczycieli itp.)
Romulus napisał/a:
Wojciech Orliński napisał, że jedną z przyczyn klapy tego filmu była nie fabuła (ani głupsza, ani za mądra "niż zwykle", moim zdaniem), tylko fakt, że jego bohaterem był Han Solo. Młodzi widzowie mają tą postać w nosie, bo się chowali na częściach 1-3 (co, częściowo, potwierdzam sądząc po reakcji mojego chrześniaka, który preferuje właśnie te części), a starych widzów też nie obchodziła, bo i po co im takie origin story tej postaci. Już lepszy był "Łotr Jeden", bo z główną linią związany był lekko, ale żadna istotna postać z niej nie należała do głównych bohaterów.
To samo napisałem już wcześniej, chociaż z innych powodów. Ale po przeczytaniu - tak, te powody też pasują.
Największą wadą filmu Han Solo jest to, że jest o Hanie Solo.
Na dokładkę dodam jeszcze jedną rzecz - każdy, kto oglądał wcześniejsze filmy w gruncie rzeczy wie jak skończy się większość akcji w tym filmie. Nie dotyczy to tylko przeżycia Hana i Chewie i Lando.
Przecież wiadomo, że Han wygra Sokoła od Lando.
Przecież wiadomo, że Han przeleci najkrótszą trasą z Kessel.
Przecież wiadomo, że Han był w imperialnej akademii.
Przecież wiadomo, że Han uratował Chewiego z łap Imperium.
Wtrącenie po raz drugi, że "na Tatooine jakiś gangster zbiera ludzi" mnie zirytowało - przecież qr.. wiem, że w końcu tam polecą.
Czyli dostajemy sporo odgrzewanego kotleta.
To, że mamy kilka fajnych scen, niestety nie przykrywa tego odgrzewanego kotleta, jak dla mnie.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
goldsun, ale co złego w tym, że pewne wydarzenia są ponownie przekazywane, tylko że z innej perspektywy? Suspens? W Star Warsach? Jedyny sensowny w całej sadze dorobił się memowego guzika
goldsun, ale co złego w tym, że pewne wydarzenia są ponownie przekazywane, tylko że z innej perspektywy? Suspens? W Star Warsach? Jedyny sensowny w całej sadze dorobił się memowego guzika
Mnie ten film momentami po prostu wynudził. Ja w książkach/filmach szukam "ciekawych historii". A tą historię w sporej części znałem, a resta była przewidywalna, lub słabo opowiedziana.
Dlatego uważam, że można go sobie raz zobaczyć w kinie, bo niektóre sceny na większym ekranie lepiej obejrzeć. A potem można sobie film odpuścić.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
nie chce mi się nawet gadać o Star Warsach, ich mit został dokumentnie zdeptany przez kolejne odsłony Lucasa (1-3) i niestety przez 7-8 (zwłaszcza
to już nie moja bajka - mogę do tematu podejść bez ciśnienia, i powiedzieć jasno.
Stare epizody już się nie bronią - słabe scenariuszowo, aktorsko, dialogowo - choć w dialogach mają swoje "momenty"
najlepszy Gwiezdy Wojen to Rogue1 - bez podziały na wagę
dzisiaj nieporównywalnie bardziej cieszy mnie uniwersum Marvela
Ten mit GW to trochę taki dmuchany jest. Fakt, że było to swego czasu jakieś "przeżycie pokoleniowe". Ale to wszystko. Choć i tak dużo, biorąc pod uwagę żywotność serii i jej zdolność do ciągłego monetyzowania popularności części 4-6. Zresztą takim mitem był też "Władca Pierścieni", który też został spieniężony ostatnio po raz kolejny trylogią "Hobbit" i będzie spieniężany znowu przez serial Amazona. Zresztą, sam fakt, że tyle o tym gadamy jest także dowodem pewnych emocji, które SW nadal budzą - czy uznajemy się za fanów/fanbojów, czy zwykłych, zczilałtowanych widzów.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
gdybym wczesne SW zaczął oglądać jako dorosły to uznałbym pewnie za tępe gnioty, ale że oglądałem dzieckiem będąc, to są to oczywiście dzieła genialne i wiekopomne
Ano jestem. Ale znajomi nerdzi (w moim wieku), którymi onegdaj się otaczałem jarali się Star Warsami, a ja jakoś nie.
No i gdzieś w czasach szkolnych była reedycja, tazosy i wielki hype, że reedycja.
kurcze - byłem jeszcze raz na Solosie
tym razem dla gry aktorskiej
Imax centrum miasta czwartek godz 17.00 - sala zapełniona nie dalej wincej 5%
Lando - jak już pisałem, zasługuje na własny film - jest lepszy od Hana
Woody H. - po prostu dobrze zagrana postać
Han - na pewno lepiej od Solo-Harrisona z jednym kpiarskim wyrazem twarzy.
Denerys - jak to Denerys, ma coś w sobie z kołka
ilość debilizmów - jest ich mało że nie ma podejścia do żadnej części sagi, a zwłaszcza do TLJ
po prostu fajna przygodówka w Star Warsach - nic więcej ani nic mniej
Jurajski park - Upadłe królestwo.
Kolejna odsłona -- nigdy nie byłem fanem, choć ostatni nawet mi się podobał /znaczy się, czysto wizualnie.
Teraz mamy bezposrednią kontynuację poprzedniej części. Dinosy żyją.
Teraz trzeba je ratować przed wybuchem wulkanu. Montujemy ekipę i jazda .
nic oczywiście nie jest takie proste
Nikogo nie zakocze jezeli powiemże beda kolejne części .
Film ma momenty- ale za dużo godania.
No i nie jest to film dla dzieci.
W każdym bądź razie, śmiało 6/10
ktoś coś kojarzy ? bo w sumie nie wiem czy szukać reemisji żeby dooglądać początek - choć jest tam A-H
film jest dziwny - zaczyna się jakąś tam kłótnią pary w której to on wyrzuca ją (AH) - potem miałem przeskok (jakies 0,5 h) i wpadłem w scenę w której ona (będąc na rodzinnym zadupiu) mówi kolegom że pokaże im coś niezwykłego. Prowadzi ich na jakiś plac zabaw po czym każe im włączyć transmisje "live" z Seulu (chodzi o to że w Seulu pojawia się Godzilla) - no i ona wykonuje ruchy na tym placu zabaw a Godzilla w Seulu robi dokładnie te same ruchy.
W tle(a może Godzilla to tło?) mamy jeszcze dziwny-chory związek AH z kolegą z lat szkolnych - i on się pojawia w Seulu jako Transformers
w każdym bądź razie film nie jest normalny - choć na pierwszy rzut oka mógłby się taki wydawać. Takie skrzyżowanie... bo ja wiem, może dość odległe ale LostHigway z Tranformesami
Z cyklu "duże potwory" polecam film Monsters. Po polskiemu Strefa X. Nie jest to co prawda arcydzieło światowej kinematografii, ale oglądało się przyjemnie.
Z cyklu "duże potwory" polecam film Monsters. Po polskiemu Strefa X. Nie jest to co prawda arcydzieło światowej kinematografii, ale oglądało się przyjemnie.
"Bejrut" - nowość na Netflixie. Całkiem dobry film z Johnem Hammem. Scenariusz Tony Gillroya jest spójny, nawet mimo początkowej przewidywalności (po prologu nie sposób nie przewidzieć niektórych wydarzeń, kiedy bohater wraca do Bejrutu). Mimo to nieźle się to oglądało. Szału nie robi, ale nie musi.
"Nocne życie" Bena Afflecka z Benem Affleckiem. Kolejna ekranizacja powieści Dennisa Lehane dokonana przez tego reżysera. Nie najlepszej powieści, żeby być szczerym. Affleck zrobił z tego spójny film, z dobrym scenariuszem, na który przerobił powieść. Ale oglądało się go bez emocji, momentami ze znużeniem. Trzymała go w ryzach doskonała obsada. Mimo to zaskoczył mnie brak nerwu, czy dramatycznego wyczucia. Affleck nie musi udowadniać, że jest dobrym reżyserem. Szkoda że tym razem bez formy.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Terror . Łeeeeeee, takie se, nic by się nie stało jakbym nie obejrzał. Spore zmiany w stosunku do powieści nie wyszły na dobre serialowi. Realizm? No brak pary z przy kilkudziesięciowym mrozie może śmieszyć, ale reszta IMO nawet w porządku.
Terror . Łeeeeeee, takie se, nic by się nie stało jakbym nie obejrzał. Spore zmiany w stosunku do powieści nie wyszły na dobre serialowi. Realizm? No brak pary z przy kilkudziesięciowym mrozie może śmieszyć, ale reszta IMO nawet w porządku.
Aaaaa, miałem napisać wcześniej i zapomniałem ...
Też oglądałem, chociaż przespałem jakieś 1-2 odcinki w środku.
Generalnie - niczego mi nie urwało.
Zmiany w porównaniu do książki najbardziej rzuciły mi się pod koniec.
I tak jak zmiana zakończenia Croziera z Lady Ciszą i generalnie ten wątek - mi w filmie się spodobał - bo z "fantastyki"/"mitologii eskimoskiej" poszli w kierunku realizmu.
Tak reszta zmian - nie.
Brakowało mi powrotu Croziera na Terror.
Zakończenie Hickeya - w ogóle bez sensu. W dodatku w książce zakończenie jest bliższe prawdzie, bo w realu odnaleziono wtedy jakieś szalupy z siedzącymi w nich trupami. A w filmie ... bez sensu, jakby próbowali właśnie Hickeya wrobić w tą mitologię. To, że jemu odwalało (i w filmie i w książce), to całkiem inna bajka. I wcale nie musiało to mieć podłoża w wierzeniach eskimosów.
Co do realiów - w ogóle odniosłem wrażenie, że oni coraz mniej na to zimno zwracali uwagę. Ich ubrania mnie m.innymi zastanawiały. A nie przeszli aż tak daleko na południe, żeby ta różnica temperatur była tak duża.
Podpadło mi też, że w końcówce można odnieść wrażenie, że jest kilka głównych postaci, a reszta to tylko statyści. W grupie Hickeya mi to bardzo nie pasowało, bo właściwie rozpoznawałem poza nim, tylko tego żołnierza i Godsira. Reszta to tylko nierozróżnialne dla mnie "tło". W grupie Croziera było pod tym względem lepiej.
A właśnie grupa Hickeya miała IMHO potencjał na klimat z "Jądra ciemności".
Więc: miało być dobrze, a wyszło jak zwykle ...
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum