A ja całkiem niedawno (czyli tak ze dwa, trzy lata temu) łyknęłam ponownie "Lunę..." i było całkiem odwrotnie, niż u bio. Okazało się, że nadal mnie śmieszy tam, gdzie autor pozwala sobie na sarkazm, urzeka pomysł na lunackie rodziny, podoba mię się rzucanie kamieniami. Za to druga część, czyli "Kot, który przenika przez ściany" już okazał się nudny.
Edit: czytam Patrię Aramburu'ego. Bardzo misię. Wszystkie wydarzenia oglądamy z różnych punktów widzenia, ale z retrospekcji. Znaczy, bohaterowie rozpamiętują i analizują wspominając. Tzw. bezpośredniej akcji jest tak niewiele, że w zasadzie można powiedzieć, że nie ma jej wcale (znaczy, zbliżam się dopiero do połowy książki). Małe baskijskie miasteczko, w którym wszyscy się znają, dwie rodziny ongiś bardzo zaprzyjaźnione, a teraz już bardzo niekoniecznie, i analizowanie/wspominanie różnych, niekiedy bardzo drobnych zdarzeń plus skojarzenia poszczególnych członków tych rodzin, i rodziców, i dzieci, teraz już dorosłych. Sprawy małe i duże, obyczajowe i polityczne. Bardzo ładnie napisane, postaci żywe. Na razie mam jedną konkluzję, ale poczekam z nią do końca, żeby nikomu nic nie psuć. No i może coś innego wylezie mi na pierwszy plan.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
James P. Hogan - Powrót gigantów (2 tom "Trylogii Gigantów")
Jestem gdzieś za połową i coraz lepiej mi się czyta (początek trochę przynudzał).
Gwoli przypomnienia - pierwszy tom to takie SajFaj z przewagą Saj i "główną fabułą" na dalszym planie (chociaż jest fajnie odkrywana "fabuła" związana z zagadką, którą rozwiązują). Sporo dyskusji w tematach różnych od ewolucji przez astrofizykę aż do ekologii. To są sajfaje z lat 80tych i jak dla mnie bardzo pasują do porównania do przede wszystkim "Ramy" Clarke'a (całą powieścią) a do innych powieści z tego czasu - sposobem pisania: krótko, z naciskiem na sens i naukę, bez zbędnego rozwlekania całości.
Drugi tom:
- dalej Saj zdecydowanie przeważa nad Faj
- fabuła jest powiedziałbym szczątkowa - to jest "pierwszy kontakt" i cały czas ten pierwszy kontakt, pierwsze spotkanie, pierwsze i kolejne rozmowy, "uczenie się siebie", wyjaśnianie różnych tematów
- czasami czyta się to jak wykłady na uczelni z danego tematu (rozważania "co by było gdyby ..."), a nie beletrystykę
- i w tym wyjaśnianiu różnych tematów tym razem króluje ewolucja. Powiedziałbym, że momentami ta książka mogłaby mieć podtytuł "ewolucja dla opornych".
Jeśli ktoś liczy na jakiś wysoki poziom literacki, to niech zapomni. Nie literackość była celem tej książki. Natomiast jak chce sobie poczytać w sposób czasami dość przystępny o tym jak mogłaby przebiegać ewolucja i jakie zmiany za sobą pociągnąć (obcy mają inne podejście do różnych tematów i właśnie ewolucją to wyjaśniają) - to jest książka dla niego. Wszystko to ubrane w klimat sajfaja, z różnymi gadżetami (np. AI od obcych potrafi strzelić niezłymi tekstami, z pamięci "ludzie są ewidentnie chorzy, mają jakiś defekt mózgu, najwyraźniej dziedziczony w każdym pokoleniu - zalecałbym jak najszybszą ucieczkę z tego układu ...")
Więc podsumowując - książka dla lubiących takie klimaty, na pewno nie dla wszystkich.
Edit: żeby była jasność - ewolucja to nie moja dziedzina, więc jeśli autor tam kłamał, to dość przekonywująco.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Nie sądziłam, że się kiedykolwiek będę męczyć z Robin Hobb, ale niestety, to jest najnudniejsza pozycja z jej dorobku wydana w PL jaka mi wpadła w ręce. Siedzę w połowie - totalny uwiąd czytelniczy. Może Skrytobójca za długo się ciągnie, z tego co pamiętam, obejmuje to 3 cykle wydawnicze. Szkoda też że MAG nie zlecił tłumaczenia Agnieszce Sylwanowicz, chyba dlatego zupełnie nie czuję magii tym razem.
Trojan, w latach 90 Heinlein to już była gruba ramota. "Coś" to chyba można usprawiedliwić żelazną kurtyną i deficytem na literaturę zagraniczną jak mówi bio. Ale pisarz z niego zaledwie mierny.
No nie wiem. W '90 Heinlein był świetny, może byliśmy zacofani w edukacji fantastykoznawczej, niemniej jednak bardzo się podobało. I Luna, i Hiob i Władcy no i Kawaleria. Można było czepiać się Piętaszka czy Szlaku chwały, ale wymienione pozycje miały to czego od nich się oczekiwało. Wówczas to były dobre kawałki SF.
W '90 Heinlein był świetny, może byliśmy zacofani w edukacji fantastykoznawczej, niemniej jednak bardzo się podobało.
W latach 90 byłam szczylem i nie mogłam tego właściwie ocenić, zresztą wtedy nie czytałam Heinleina. Ale wpadło mi później w ręce, chyba z dwie czy trzy książki i nie ruszyło mnie to w ogóle, raczej przeciwnie. Dzisiaj oceniam to jako bardzo słabe.
Dan Jones - "Wojna Dwóch Róż. Upadek Plantagenetów i triumf Tudorów". Druga książka na polskim rynku poświęcona jednemu z moich ulubionych okresów historycznych w historii Anglii. Pierwszą była książka Alison Weir. Tę kupiłem dla porównania z tamtą. I Dan Jones zdecydowanie w tym porównaniu zwycięża. Zresztą, już jego książka o Plantagenetach (również wydana w Polsce) sprawiła, że nie obawiałem się zawodu. Jones pisze ze swadą, trochę ubarwia, ale w nic nie znaczących fragmentach typu "piasek chrzęścił pod kopytami konia, kiedy Ktoś Tam wjeżdżał do miasta". Taka, hmmm..., fabularyzacja(?) uprzyjemnia lekturę, nie czyniąc szkody historii, ani faktom. Styl Jonesa jest przyjemniejszy w odbiorze, niż pani Weir. A ponadto autor ciągnie historię zmagań między rodami trochę dalej, bo przedłuża ją aż na panowanie Henryka VII i VIII. Już krócej, pokazując za to, jak Tudorowie rozprawiali się z resztkami ewentualnych pretendentów. Głównie rodem de la Pole. Aż do śmierci Małgorzaty de la Pole, którą kazał ściąć Henryk VIII. Świetna książka, zostawiam ją na półce. Między historią Plantagenetów Jonesa i historią Tudorów Meyera. Choć, na marginesie, tej dynastii bękartów i przybłędów nie lubię, ale książka Meyera jest znakomita, bo odziera ich historię z pop-blichtru i przekłamań pokazując ich nagich, czyli wcale nie takich wspaniałych jak to wychodzi z książek autorów (również dostępnych na polskim rynku), którzy doją niezrozumiałego pierdolca na punkcie tych władców.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Drood Dana Simmonsa. Opasłe tomisko, ale warte swojej wagi. Czytało się rewelacyjnie, jedna z lepszych powieści tego autora.
Druga próba przeczytania Zaginionej dziewczyny Gillian Flynn zakończona powodzeniem. Jak się już wciągnąłem, to ciężko było się oderwać. Ale film lepszy.
W końcu zabrałem się za Lśnienie Kinga, z początku akcja rozwija się wolno, zobaczymy czy dalej będzie bardziej emocjonująco.
Podróże w czasie Jamesa Gleicka. Napisane ze swadą i humorem popkulturowe kompendium o podróżach w czasie, zawierające skrótowe omówienia tytułów (opowiadań, książek i seriali), które autor uważa za najbardziej wartościowe, czy też najistotniejsze dla gatunku (znacznie obszerniejsza lista w bibliografii). Przytoczone są również stanowiska filozofów oraz tych fizyków, którzy dali się wciągnąć w dyskusję - m.in. Stephena Hawkinga.
Bawiłam się świetnie, autor ma lekkie pióro i celnie komentuje wewnętrzną logikę utworów i chwyty zastosowane przez autorów. Aż mam ochotę wrócić do rekomendowanych pozycji - niektóre z nich czytałam tak strasznie dawno, że w życiu się nie przyznam, ile lat temu to było - by sprawdzić, co zatarło mi się w pamięci.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Skończyłem Inny wiatr Le Guin. Nie dlatego, że poczułem nagły powrót sentymentu, ale by już się nie pałętał po półkach jak wyrzut sumienia. Pamiętam dość dobrze dzień, gdy zupełnie niespodzianie na nadwiślańskim weekendowym targowisku, na rozłożonych prosto wśród błota foliach zobaczyłem Czarnoksiężnika z Archipelagu. Wielka radość! Przeczytałem od razu po powrocie do akademika. Był bodaj 83', lub 84'. Le Guin była dla mnie boginią SF po uprzedniej lekturze Lewej ręki ciemności. Potem były słabsze Grobowce Atuanu i robiący duże wrażenie Najdalszy brzeg. Dobrych parę lat potem w 91' dostałem od kumpla zza Wielkiej Wody nowiutkie wydanie Tehanu i tutaj mója radość została zgaszona. Zupełnie niepotrzebną wydała mi się ta powieść. Zrobiła to z opowieścią o Gedzie, co Tola zrobiła z Bolkiem i Lolkiem. Czyli usłuszniła punkt widzenia. Po Innym wietrze nie spodziewałem się niczego specjalnego i tutaj się niestety nie zawiodłem. O ile krytyczne teksty Le Guin zawsze były ciekawe i pokazywały prawdziwą wartość jej intelektu, to późniejsz utwory beletrystyczne straciły na ostrości i dla mnie w każym razie są piątym kołem u wozu. Zaliczone. Reszty opowieści z tego świata nie zamierzam. Pozostali mi do przeczytania jej autorstwa Wydziedziczeni, której to powieści za bonie dydy, nie wiem czemu do tej pory nie poznałem.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Zawsze bardzo cenilem Tehanu, bardziej od Grobowcow Atuanu. A Wydziedziczeni to chyba moja ulubiona wizja komunistycznego spoleczenstwa. Le Guin nie zaprzecza jego biedzie, ciezkim warunkom, niekiedy dziwacznym, nieludzkim albo nawet absurdalnym zasadom, a mimo to pod jej piorem budzi ono sympatie. Az czlowiek chcialbym tam zyc.
A ja mam dokładnie odwrotne uczucia. Le Guin nie zaprzecza zaletom, jednocześnie uświadamiając nam, że absolutna równość nie daje szczęścia. I że zawsze będą równi i równiejsi.
A ja mam dokładnie odwrotne uczucia. Le Guin nie zaprzecza zaletom, jednocześnie uświadamiając nam, że absolutna równość nie daje szczęścia. I że zawsze będą równi i równiejsi.
Akurat na przedstawionej przez nią komunistycznej planecie (Anarres) niemal idealna równość jest faktem, nie ma tam równych i równiejszych. Le Guin w ogóle nie podejmuje rozważań, czy taka sytuacja jest możliwa, jest i już. Dopiero od tego arbitralnego założenia czytelnik może wyrobić własny stosunek do opisanego tak społeczeństwa. Na pewno jednak z książki wynika, iż mieszkańcy Anarres stoicko akceptują swój los i czerpią zadowolenie z życia oderwanego od konsumpcyjnego i konkurencyjnego pędu. To właśnie ich pozytywny stan ducha udziela się czytelnikowi najbardziej, bardziej niż surowość warunków życia. I jasne, że Ursula z premedytacją tak to opisała. Albo że ta druga - uberkapitalistyczna planeta (Urras) - robi wrażenie znacznie gorszej.
Michelle Paver - Przepaść - historyjka o wyprawie na Kanczendzongę w 1930 w klimacie horrowowo-mystery. Wyprawa oczywiście teoretyczna. Historyjka całkiem zgrabna i niezadługa (260 str dużymi literami). Sporym plusem jest to że autorka miała pomysł i go napisała, nie obarczając osi historii innymi dodatkowymi bajkami nadwyrężającymi całą konstrukcję.
W sam raz do pociągu w góry.
6,66/10
Ostatnio się chwaliłem że całego Davida Mitchella przerobiłem. Otóż nie, zapomniałem o Widmopisie.
Przeczytałem więc i tym samym Tysiąc jesieni spadło na trzecie miejsce jeśli chodzi o mój prywatny ranking tego autora.
Mitchell już w swoim debiucie pokazuje jak dobrym jest pisarzem, jak wspaniale kreśli postaci.
No cudo, bardzo mi się podobała ta książka.
Czerwona jaskółka Jason Matthews.
Hm, słabizna na prawie każdym poziomie, przeczytałem tylko dlatego żeby sprawdzić co lepsze, cieniutki film czy ta książka. Wygrał film.
Nie wiem czy tak dennie napisane, czy tłumaczenie fatalne, ale literacko jest naprawdę słabo.
Nie polecam.
Jako że 27 czerwca ukazuje się ostatni tom cyklu Głębia Marcina Podlewskiego to zabieram się część pierwszą, akurat uwinę się z czytaniem dotychczas napisanych części.
Na razie dupy nie urywa, ale jeszcze kilka tysięcy stron przede mną.
Aha, w międzyczasie machnąłem króciutkie A ja żem jej powiedziała Katarzyny Nosowskiej. Sympatyczne.
Inne Pieśni Dukaja, czuję że ta kniga przełamie mój czytelniczy impas, bardzo mi się
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
"Poświata" Michaela Chabona. Niby-historia życia dziadka pisarza, ale nie należy się tego trzymać jako pewnika. Zresztą, prawda, czy zmyślenie - jakie to ma znaczenie, póki autor zajmująco opowiada? Miałem kilka falstartów z tą powieścią - nie z jej winy, tylko mojej, bo z czasem ostatnio u mnie gorzej. Ale kiedy już porządnie "ugryzłem" to poczułem smak. Bardzo dobry.
"Kwiaty w wazonie" Karoliny Bednarz - o japońskich kobietach. Ciekawe, otwierające oczy na dosyć koszmarny gorset zwyczajów i tradycji, które krępują tamtejsze kobiety nawet mimo XXI wieku i postępu technologicznego, z którym ten kraj się kojarzy. Dobrze się to czyta. I szybko. Zasadniczy tekst to trochę ponad 60 procent. Reszta to przypisy.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Potwierdzam, dobrze smakuje. Mam za sobą jakieś 40% i potwierdzam w całej rozciągłości. Wciąga coraz bardziej.
Odautorskie przesłanie misię bardzo:
Podczas opracowywania tych wspomnień trzymałem się faktów, chyba że kłóciły się z pamięcią, fabularnym zamysłem, czy też prawdą w moim subiektywnym rozumieniu. Zapewniam czytelników, że tam, gdzie pozwoliłem sobie rozminąć się z autentyzmem imion, nazwisk, dat czy nazw miejscowości, zniekształcić przebieg zdarzeń i rozmów albo zmienić krewnym czy postaciom historycznym tożsamość, ich wzajemne relacje lub motywy postępowania, zrobiłem to z należytą nonszalancją.
Nie przypominam sobie, żebym czytała inne, tak ładne, a przy tym z tak olbrzymią dezynwolturą i autodystansem napisane.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum