FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat
Proszę o parę słów konstruktywnej krytyki :)
Autor Wiadomość
callmestranger 

Posty: 1
Wysłany: 2018-08-11, 09:29   Proszę o parę słów konstruktywnej krytyki :)

Witam wszystkich forumowiczów!



Wpadłem niedawno na dosyć ciekawy pomysł na historię i uznałem, że warto byłoby ja przelać na papier. A raczej na ekran komputera. Niestety mój styl i ogólne umiejętności w pisaniu wciągających historii stoją jeszcze na bardzo niskim poziomie.



Chciałbym poprosić was o pomoc w wytknięciu mi błędów co najprawdopodobniej pomoże mi pisać lepiej. Sam nie mam takiego doświadczenia aby je zauważyć, a też wiadomo, że ciężko obiektywnie ocenić coś co samemu się stworzyło. Nie przebierajcie w słowach, bo nie mam zamiaru się obrażać, a poprawić swoje umiejętności.



W końcu krytyka jest złotem, prawda?







ROZDZIAŁ 1



Strzeż się starych domów, nigdy nie wiesz, co strasznego się w nich wydarzyło.







Emilia zawsze lubiła wieczory. Cała rodzina była wtedy w komplecie i przy wspólnej kolacji rozmawiali, śmiali się i opowiadali historie. Jej mama Ela była w tym istną mistrzynią i nie zdarzyło się chyba nigdy, żeby jakaś opowieść się powtórzyła. Mama opowiadała jej o dzielnych rycerzach. Małych księżniczkach, smokach i magii. Zupełnie jakby to wszystko widziała na własne oczy. A raczej jedno oko.

Kiedyś zdarzył jej się jakiś wypadek i nosiła przepaskę, ale nadal była bardzo piękna.

Mała dziewczynka często zastanawiała się, czy bardziej kocha swoją mamę, czy tatę, ale zawsze dochodziła do wniosku, że kocha obydwoje po równo. Często też im o tym mówiła. Jej tata Jan był drwalem i codziennie chodził do lasu, żeby ścinać drzewa. Dlatego był taki silny i mógł się bawić z Emilią w każdej wolnej chwili. Jej rodzice bardzo się kochali.

Mamusia opowiadała jej, że musiała uciec ze swojego domu, aby być z jej tatą. Kiedyś mieszkała daleko w pewnym mieście, którym rządziła jej rodzina. Dlatego Ela umiała czytać i była wykształcona, co z chęcią przekazywała Emilii, a Emilia z chęcią się uczyła.

Mieszkali w uroczej chatce na obrzeżach małej wsi. Ich życie było spokojne i miłe. Nie było łatwe, ale Emilii niczego nie brakowało. Dla niej liczyło się tylko to żeby byli wszyscy razem.

Z rozmyślań wyrwał ją smutny głos jej ojca. Po plecach Emilii przeszedł dreszcz. Od kilku ostatnich dni atmosfera w domu była inna. Napięta. Mama często szlochała, kiedy myślała, że Emilia nie patrzy, a jej tata również był smutniejszy i zazwyczaj przesiadywał w swoim fotelu i patrzył bezsensownie w ogień w piecyku.

Mała dziewczynka spodziewała się najgorszego.

– Słoneczko, jutro muszę wyjechać.

Emilia na sekundę została całkowicie sparaliżowana i dopiero po chwili wymamrotała cicho:

– Gdzie?

Jej tata położył swoją masywną rękę na jej małym ramieniu i spojrzał jej głęboko w oczy.

– Pewni źli ludzie się pokłócili i muszę jechać pomóc im to rozwiązać – Jej mama wstała szybko od stołu i zapłakana wybiegła chatki – Będziesz musiała opiekować się mamą, dobrze?

Emilia pokiwała głową, a jej tata wyszedł z chatki za Elą.

Mała dziewczynka nie wiedziała za bardzo, co się dzieje, ale nie chciała, żeby jej tatuś wyjeżdżał. Kto będzie ją podrzucał pod samo niebo i zawsze łapał? Kto będzie biegał z nią i strzelał z łuku do drzew? Przecież mama jest od opowiadania historii i czytania, a nie od szaleństwa!

Poszła więc przekonać swojego tatę, żeby jednak nie wyjeżdżał. Wyszła na ganek i tam zobaczyła, jak jej rodzice przytulają się w blasku księżyca. Podbiegła do nich i też się przytuliła, a tata wziął ją na ręce. Uznała wtedy, że warto wykorzystać tę szansę.

– Tatusiu nie jedź, proszę, zostań z nami!

Wielki drwal wziął głęboki oddech i przytulił się mocniej do swojej rodziny.

– Nie mogę słoneczko.

– A powinieneś móc! Co my dostaliśmy od księcia, żebyś musiał ryzykować dla niego życie? – Włączyła się Ela – Dostaliśmy tylko nienawiść.

– Ela, nie przy dziecku!

– Powinna to usłyszeć. Jej ojciec może już nie wrócić.

Mówiąc to, głos załamał się Eli, a Emilia została znowu sparaliżowana strachem.

– I tak by po mnie przyszli, jeśli nie stawię się na zbiórkę. A nie chcę zwracać na was ich uwagi.

Szczególnie na was.

– Jak to nie wrócić? – zapytała szybko Emilia smutnym szeptem, ale już nie usłyszała odpowiedzi. Przytulili się tylko bardziej i tak trwali.

Emilią targały silne emocje. Gniew. Rozczarowanie. Smutek. Dlaczego nie może być tak jak wcześniej? Dlaczego jej tato musi ją opuścić?



PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ



ELA

Nadeszła bardzo sroga zima. Koniec świata dla ludzi, bo planeta z końcami świata zawsze da sobie radę. Jan nadal nie wrócił z wojny, a co gorsza nie było od niego żadnych wieści. Nawet krótkiej wiadomości. Ela przytulała swoją córeczkę, siedząc przy przygasającym piecyku. Było już po południu i brakowało im drewna.

– Kochanie, idę do lasu po opał. Za niedługo wrócę, poradzisz sobie?

– Tak, mamo. Przecież jestem już duża.

Ela zaśmiała się, pocałowała swoją córeczkę w czoło i wzięła siekierę męża. Rzuciła jeszcze okiem na córkę bawiącą się lalką przy piecyku i wyszła do lasu.

‘ Odziedziczyła urodę po mamie ‘ – pomyślała Ela. W rzeczy samej Emilia była ładną dziewczynką. Długie falowane czarne włosy. Delikatna uroda i piękne niebieskie oczy. Kiedyś bardzo bała się o swoją córeczkę, bo często zdarzało jej się chorować, ale teraz była zdrowa i szczęśliwa.

Prawie szczęśliwa. Nie przyszły jeszcze żadne wieści od Jana. Nie było również żadnych wieści o przebiegu wojny między księstwami.

Pieprzeni Paktowcy. Jakby nie mogli utrzymać pokoju dłużej niż przez pięć cykli.

Rodrick był z nich wszystkich najpotężniejszy. Uwięził w sobie sześć demonów i żył już sześćset osiemnaście lat. Co jest dosyć imponujące, bo jeszcze nie udało się nikomu go w tym czasie zabić, a pewnie wielu próbowało zawłaszczyć tę moc dla siebie.

Książe Rodrick, a raczej Król Rodrick, bo tak mianował się po przyjęciu szóstego demona. Miał już wywalczoną pozycję i ogromne ziemie zajmujące ponad połowę znanego kontynentu.

Był też wujem Eli.

W gorszej sytuacji byli jednak Książęta. Książe Sevres i Książe Grevos byli braćmi, którzy mieli w miarę równe ziemie i wchłonęli po cztery demony. Cały czas jednak prowadzili wyniszczające wojny, chcąc przywłaszczyć sobie swoje ziemie. Młodszy z nich, czyli Grevos nieustannie podsycany przez swojego demona wyniszczał swój kraj coraz bardziej, prowadząc niekończącą się wojnę ze swoim bratem. Sevres był w trochę lepszej sytuacji, bo miał dostęp do większej ilości ludzi, a na swoich ziemiach posiadał więcej kopalni złota, którymi finansował swoje działania.

Wojna pomiędzy braćmi trwa już ponad dwadzieścia lat i raczej nie było widać jej końca, aż Sevres nie postanowił podbić małego księstwa znajdującego się pomiędzy nimi, czyli ziemi, którymi zarządzał Książe Agram. Miał w swojej duszy tylko trzy demony.

Agram, który jak na paktowicza, nie był aż taki zły, rządził swoim małym księstwem dobrze i ludzie byli szczęśliwi pod jego władzą. Jeśli wioski i miasta płaciły podatki i byli spokojni, to nie wiele go obchodzili, co wszystkim w miarę odpowiadało. W tym właśnie księstwie mieszkała Ela z rodziną. Sevres rozpoczynając wojnę z Agramem, nie pomyślał jednak o tym, że paktowicze mogą założyć sojusz. A właśnie to się stało pomiędzy Grevosem i Agramem.

Uznali oni, że po zniszczeniu Sevresa podzielą się jego demonami po równo i Agram dostanie trochę ziem sąsiadujących z jego księstwem.

Zaczęła się największa wojna, jaką widział ten świat. A w tej właśnie wojnie musiał uczestniczyć jej mąż.

Z rozmyślań wyrwał ją silny podmuch mrozu i uznała, że lepiej skupić się na obecnym zadaniu niż na polityce, której nie może zmienić.

Nie próbowała nawet ścinać pobliskich drzew, ponieważ z doświadczenia wiedziała, że większość jest tak twarda od mrozu, że siekiera się z nich po prostu ześlizguje jakby, uderzała w skałę. A wszystkie gałęzie, które były w lesie wokół chaty zostały już wyzbierane. Ruszyła więc w kierunku, w którym jeszcze nie szła, szukając jakichś młodych drzewek, które dałoby się ściąć.

Zaszła już daleko, ale ciągle nie znalazła żadnej gałęzi, żadnego drzewka, ani żadnego paliwa, które dałoby się wykorzystać do ogrzania chatki.

W końcu zobaczyła jakąś starą zniszczoną chatkę. Jej strach zaczął się potęgować, ponieważ pamiętała nauki Starej Meran.

„Pamiętaj drogie dziecko, choćby nie wiem, co się działo, nigdy nie wchodź do starych domów. Nigdy nie wiesz, co strasznego się tam wydarzyło. A straszne rzeczy przyciągają demony, które żerują na cierpieniu wsiąkniętym w tym miejscu do Bezmiaru”

Bezmiar. Królestwo demonów.

Na samą myśl o tym Ela poczuła dreszcze i odruchowo dotknęła opaski na oku. Odepchnęła przeszłość i się wyprostowała.

Moja córka zamarznie, jeśli nie ogrzeję domu. Moja kochana córeczka zamarznie, jeśli nie wejdę do tej chaty i nie znajdę jakiegoś cholernego drewna. Jan gdzie ty jesteś!

Chatka była położona na małej polanie i z każdej strony była otoczona wielkimi starymi drzewami. Stara była również sama chata, gdyż wszystkie deski, które się na nią składały były prawie całkowicie pognite, ale nadal twarde od mrozu. Okna zostały zabite deskami, które wyróżniały się na tle wszystkiego, bo były względnie nowe. Co ciekawe do drzwi też były przybite te nowe deski, ale gwoździe zostały oderwane i drzwi tylko chybotały się na wietrze, trzaskając o framugę. Co nadawało jeszcze straszniejszy wygląd samemu domostwu.

Ela dwukrotnie obeszła chatę w poszukiwaniu drewna, co uchroniłoby ją od wejścia do chaty. Próbowała nawet odłupać kilka desek siekierą, ale działo się dokładnie to samo co z drzewami. Drewno było twarde jak kamień.

Zaczynało się już powoli ściemniać, wiec Ela uznała, że raz kozie śmierć i powoli otworzyła drzwi chatki. Skrzypiały one nie miłosierne, co jeszcze bardziej potęgowało strach Eli, ale myśląc o Emilii i trzymając siekierę przed sobą, weszła do chatki.

Światło padało wyłącznie przez drzwi, a na końcu tego światła było widać stertę grubych gałęzi. Ela szybko więc do niej weszła i wzięła gałęzie w ramiona.

A raczej spróbowała, bo rozwiały się one pod wpływem dotyku w mgłę. I właśnie w tym momencie drzwi do chatki się zatrzasnęły, a Ela upadła na ziemię.

Nagle nastała całkowita cisza.

Zaczęła powoli podnosić się z ziemi i wtedy ujrzała jaśniejące z każdą chwilą wielkie żółte oczy.

– Nie!

Z chatki dało się usłyszeć tylko kobiece krzyki, które z każdą chwilą przybierały na sile, a następnie nagle zgasły.



EMILIA

Na zewnątrz było już ciemno. Emilia martwiła się o swoją mamę i co jakiś czas podbiegała do okna spoglądając, czy już nie wraca. W piecyku już przygasało, więc w domu panował już tylko pół mrok. Było strasznie zimno. Mała dziewczynka tęskniła za swoim tatą. Nie było go już ponad pół roku, ale nie narzekała.

Opiekowała się swoją mamą i starała się cały czas ją przytulać, co z jednej strony dawało ciepło, ale z drugiej okazywała jej w ten sposób miłość. Brakowało im drewna, ale za zaoszczędzone złoto jej mama zrobiła przed zimą zapasy, więc przynajmniej nie przymierali z głodu.

Czas mijał im nawet szybko. Umiała już swobodnie czytać i pisać. Zaczęła wymyślać własne opowieści, ale historie jej mamy były o milion razy lepsze od jej. I nadal się nie kończyły. Emilia często pytała się mamy, skąd on to wszystko wie, ale ona niewzruszenie odpowiadała, że to tajemnica, po czym się uśmiechała.

Emilię coraz bardziej ciekawiła przepaska na oku jej mamy. Spytała parę razy o to swoją mamę, ale wtedy ona bardzo smutniała, więc Emilia zaprzestała tego procederu.

Znów podeszła do okna wypatrując swoją mamę i potęgując swój strach. Było już całkowicie ciemno. Jeśli jej mama już nie wróci to... Nie lepiej o tym nie myśleć. Wróci na pewno.

Od okna oderwało ją skomlenie. Uśmiechnęła się na tę myśl. Około miesiąca temu znalazły w lesie dwa szczeniaczki. Były bardzo małe i strasznie wyziębione. Razem z mamą uznały, że się nimi zaopiekują. Zbudowały im posłanie obok piecyka, żeby było im ciepło. Co ciekawe, gdy poszły spać jeden z nich uciekł. Mama jej powiedziała, że najwyraźniej się mu u nich nie spodobało.

Emila zastanawiała się ja on właściwie uciekł, skoro wszystkie okna i drzwi były pozamykane, ale widocznie psiak znalazł jakieś wyjście i wyruszył na poszukiwanie swojej mamusi.

Może też powinna wyruszyć na takie poszukiwania?

Podeszła do okna jeszcze raz sprawdzając, czy jej mama już nie wraca i uznała, że jeszcze poczeka. Mrok nocy był dla Emilii strasznie straszny i postanowiła jeszcze zająć się małym Edgarem, czyli psiakiem, którego tak nazwała. Był umaszczony cały na czarno, ale pyszczek, szyja i łapki były białe. Skomlał wesoło, gdy Emilia głaskała go za uszkami i lizał jej palce, ale widać było, że zaczyna się trząść z zimna. Ogień w piecyku już dogasał. Emila przyniosła jeszcze jeden kocyk i go opatuliła tak, jak to robiła zawsze jej mama, gdy szły spać. Psiak się uspokoił i już tylko lizał palce Emilii, co sprawiało jej dużą radość, ale ciągle bała się o swoją mamę.

Podbiegła jeszcze raz do okna, ale nikogo nie był widać. Skierowała się więc do drzwi, chcąc przez nie wyjrzeć i gdy lekko dotknęła klamki, nagle drzwi otworzyły się i Emilia przestraszona upadł na ziemię, a do chaty weszła jej mama.

Emilia od razu zerwała się i przytuliła swoją kochaną mamusię. Ściskała ją przez chwilę, ale czuła, że coś jest nie tak. Spojrzała w górę i zobaczyła, że oczy jej mamy, nawet to, które zawsze było schowane pod przepaską, mają nienaturalny kształt i jaśnieją na żółto.

Emilia patrzyła się przez chwilę w te piękne wzywające ją oczy, aż nagle skóra Eli zaczęła topnieć. Jej skóra zaczęła się zwijać i odchodzić od ciała, a spod skóry zaczęło wychodzić najróżniejsze robactwo.

Emilia zaczęła krzyczeć i wyrywać się z objęć swojej matki, ale ona silnie ją trzymała z nienaturalną i niepodobną do niej siłą.

W końcu udało jej się wyrwać i cała zapłakana, ciągle krzycząc, wybiegła ze swojego domu prosto w ciemną głębinę lasu. W samych skarpetach.

Nic nie widziała. Ledwie czuła swoje stopy. Łzy zamarzały na jej policzkach, ale nie zwracała uwagi na nic innego niż wspomnienia twarzy swojej mamy. Nie zwracała uwagi na nic innego niż to, co się przed chwilą wydarzyło.

Biegła ciągle przed siebie wpadając na najbliższe drzewa, aż w końcu ujrzała ładną zadbaną chatkę, z której dochodziło światło. Wbiegła więc do niej, niewiele myśląc.

W chatce było bardzo ciepło. Na każdej ze ścian i na stole stały zapalone piękne ozdobne świece, które dawały ciepło i światło. Na stole stało również najróżniejsze jedzenie. Mięsa, warzywa, owoce i ciasta najróżniejszej maści. A w kącie chatki znajdowało się wielkie łóżko z pościelą z najlepszych materiałów. Ale Emila nie zwracała uwagi na żadną z tych rzeczy. Jedyne co ją interesowało to skromna klapa w podłodze. Nagle jej umysł został całkowicie wyczyszczony. Nie pamiętała już, co stało się z jej mamą. Nie pamiętała już, że biegła sama przez las przeżywając najróżniejsze cierpienia wywołane mrozem. Nie pamiętała nawet, jak znalazła się w tej chacie.

Istniała tylko ta klapa w podłodze.

Podeszła do niej ignorując wszystko inne i spróbowała ją otworzyć. Klapa była niewiarygodnie lekka jak na swój rozmiar i mała dwunastoletnia dziewczynka bez problemu dała radę ją otworzyć.

Zobaczyła tylko drabinę i słaby blask, który dochodził z wnętrza pomieszczenia pod budynkiem.

Pochłonięta zewem blasku zeszła po drabinie na dół.

Rozejrzała się po pomieszczeniu i zewsząd można było zobaczyć jedynie czerń ciemności. A na samym środku jaśniała wielka księga na małym drewnianym piedestale.

Nie mogąc się oprzeć podeszła do niego.

Książka nie miała żadnego napisu na okładce, ale było widać symbol trochę przypominający oko. Nagle w głowie Emilii pojawił się błysk. Obraz swojej mamy z podobnymi oczami, ale ten błysk został od razu zamazany i pochłonięty przez czerń.

Emilia obezwładniona przez zew książki na chwilę się zawahała, po czym po nią sięgnęła.

Wzięła ją w ręce i otworzyła, a tam dało się zobaczyć jej dokładny portret narysowany czerwonym tuszem, albo krwią.

Nagle zewsząd z ciemności zaczęły dochodzić Krzyki. Krzyki Cierpienia. Krzyki Radości. Krzyki Smutku. Krzyki Agonii.

Emila przerażona została wyrwana z transu. Upuściła książkę i spojrzała w górę.

Patrzyły na nią wielkie żółte oczy.

Nagle wszystko sobie przypomniała i zaczęła krzyczeć, dołączając się i gubiąc we wszystkich krzykach nadchodzących z mroku. Krzyczała coraz głośniej i głośniej, ale było już za późno.

Wielkie żółte oczy coraz bardziej zbliżały się do jej twarzy, do jej oczu, a jej lewe oko zaczęła parzyć i boleć tak jakby płonęło.

Przestała krzyczeć. Nic się nie liczyło oprócz wielkich żółtych oczu, które coraz bardziej zbliżały się do jej twarzy. Kątem oka zobaczyła niebieskie światło dochodzące gdzieś z boku pomieszczenia. I usłyszała inkantację, która coraz bardziej przybierała na sile i zaczęła przebijać się przez Krzyki.

Arbenam kajsenda manara kuewera Abanrax

Raz po raz te same słowa.

Nagle oczy znikły.

Nagle Krzyki znikły.

Nagle Emilia leżała na ziemi w środku kręgu z pięcioma kątami. Zobaczyła staruszkę, która pochylała się nad nią i uśmiechała. Miała opaskę na oku.
 
 
Trojan 


Posty: 11249
Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2018-08-11, 20:04   

Idź z tym na forum latajaca-holera.pl -też fantastyka a przy okazji odpowiedniejsze bo sporo tam pisarzy.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Fahrenheit 451


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Nasze bannery

Współpracujemy:
[ Wydawnictwo MAG | Katedra | Geniusze fantastyki | Nagroda im. Żuławskiego ]

Zaprzyjaźnione strony:
[ Fahrenheit451 | FantastaPL | Neil Gaiman blog | Ogień i Lód | Qfant ]

Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 14