Czytam:
1. Atlas zbuntowany (Rand) - jestem zaledwie w 1/10 (nie wiem kiedy ja to skończę - w takim tempie jak teraz to pewnie za rok...), ale podoba mi się. Co prawda przekaz autorki jest trochę nachalny, ale nie przeszkadza mi to jakoś bardzo.
Fabuła jest tylko pretekstem więc nie przywiązuj do niej nadmiernej wagi. "Najlepsze" dopiero przed tobą. Ale i tak uważam, że warto jej powieści przeczytać. Choćby po to, aby stanąć po którejś stronie światopoglądowego sporu. Bo nie literackiego.
adamo0 napisał/a:
2. Sandman. Dom lalki (Gaiman) - kontynuuję czytanie cyklu. Zobaczymy czy dalej będzie mi się podobało (widziałem, że Fidal po drugim tomie zakończył lekturę, więc zakładam że poziom może być niższy niż w pierwszej części (?) ).
Ja mam odwrotnie. Z każdym kolejnym tomem było coraz lepiej. To początek uważam za najsłabszy.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Zainteresowanych pragnę poinformować że Piekło i szpada Kresa jest równie świetne jak za pierwszym razem
Gdyby nie potworne zaległości czytelnicze chętnie bym wrócił do Kresa, szczególnie do "Grombelardzkiej legendy", "Północnej granicy" i "Piekła i szpady" właśnie.
adamo0 napisał/a:
1. Siwy dym albo pięć cywilizowanych plemion (Szczerek) - nie zachwyca w ogóle. Autor miał może i fajny pomysł, ale zrealizował go dosyć słabo (szczególnie widać to po zakończeniu, które następuje ni z gruszki, ni z pietruszki). Szczerze mówiąc, przez stylizację języka, którą zastosował autor była to bardziej męczarnia, niż lektura dająca przyjemność z czytania.
Co do "Siwego dymu" - też się trochę zawiodłem. Są fragmenty Szczerka obserwatora, ładnie nazywającego pewne dziwactwa u nas widoczne (patrz mój podpis chociażby), ale jednak tekst lepiej mu wychodzi, gdy opisuje dzisiaj/wczoraj, co najwyżej wplecie trochę popkultury w "fabułę", lekko pofantazjuje, żeby uwypuklić pewne cechy, zjawiska. Powiedziałbym, że "Siwy dym" to po prostu to, przed czym ostrzega w "Międzymorzu" - po względnym spokoju trwającym kilka pokoleń (na Bałkanach krócej) znowu zacznie się napierdalanka napędzana nacjonalizmami i innymi -zmami. Wskazują na to nawet pojawiające się w tekście nazwy Bordurii i Rurytanii to takie mrugnięcie do czytelnika. Tylko dziwi mnie, że nie zmieściła się tam Wielka Lechia, chyba że to dziwaczne państwo polskie to właśnie ta wskrzeszona turbolechicka Wielka Lechia, co to jest bardziej rzymska od Rzymu.
Szczerek nie jest mistrzem słowa, ale stawiam, że "Siwego dymu" świetnie by się słuchało, podobnie jak wcześniejszych jego książek. To podwórkowy gawędziarz, co ma ciekawe obserwacje, czasami ma coś wartościowego do powiedzenia, ale lubi to ubrać w historię opowiadaną ziomeczkom przy piwku. Tym bardziej szkoda, że wydawca nie zdecydował się na wersję audio.
Skończyłem reportaże Miecika. Króciutkie to - i książka, i każdy tekst z osobna. Większość tematów przewinęła się u innych polskich autorów zajmujących się Rosją, ale i tak warto przeczytać.
Teraz "Człowiek z sąsiedztwa" Priesta. Kolejka UW do przeczytania ma już chyba ze 20 pozycji, trzeba w końcu ją skrócić.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Moja kochana, dumna prowincja. Opowiadania - Kornel Filipowicz
Zbiór opowiadań o rozmaitej tematyce, z miejscem akcji rozpiętym na niemal całe dwudzieste stulecie. Nie znam życiorysu autora ale wiele z nich sprawia wrażenie mocno opartych na motywach autobiograficznych.
Prezentowane historie opowiadają o drobiazgach - obserwacja kota, motyla, ale również o /sprawach cięższego kalibru jak zdrada czy gwałt i morderstwo dokonane na dziewczynce. Pomijając oczywiste tematy poszczególnych opowieści, przez cały zbiór przewijają się, niejako w tle, rozważania o przemijaniu, wartościach, naturze człowieka, odwieczne pytania o sens, uczucia, o to co najważniesze w życiu.
Narracja jest spokojna momentami nawet rozwlekła, bez potoczystej, pędzącej akcji, nagłych zwrotów. Mimo wszystko jednak nie nuży. Niektóre przepisy kulinarne zawierają zwrot przerażający początkujących kucharzy - 'ile zabierze'. Doświadczony kucharz radzi sobie z tym bez problemu. I taka jest proza Filipowicza. Każda scena przedstawiona jest dokładnie tak jak powinna. Zawiera tyle słów ile powinna zabrać.
Brak tu udziwnień formalnych, ekwilibrystycznych środków stylistycznych czy barokowej ornamentyki. Filipowicz pisze językiem prostym, ale nadzwyczaj eleganckim. Czyta się tę literaturę z ogromną przyjemnością.
Dzięki, Orku. Zatem skreślam z listy Atlas... - nie dlatego, żem jakoś specjalnie niecierpliwa, ale wszak nie młodnieję.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
E tam. Dziecinniejemy i z czasem dwie krzywe przeciwbieżne mogą się spotkać. Ja z Rand mam jak widz tenisa - tak, nie, tak, nie, tak, nie . Szyja boli.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Ale to po prostu jest literacko na poziomie pulp fiction, logicznie dziurawe jak sito, psychologicznie kulawe jak komiksy o superbohaterach, do tego natrętne klepanie parszywej ideologii. Gdyby to było zajebiste literacko klepanie parszywej ideologii to łykałbym jak młody pelikan. Ale jako powieść to się po prostu nie broni, milordzie.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Gdyby to było zajebiste literacko klepanie parszywej ideologii to łykałbym jak młody pelikan.
+1
Też bym. Skoro jednak nie jest to Literatura, to sorry, nie zamierzam się męczyć. Mój czas jest cenniejszy.
Teraz czytam Sonnenberga Vargi. Miłośnikom tzw. szybkiej akcji odradzam, bo w powieści pozornie nic się nie dzieje, bohater tylko chodzi, albo jeździ autobusem/tramwajem po Budapeszcie. Bohater też rewelacyjny nie jest, bo ani z niego heros, ani czarny charakter. Odnoszącym sukcesy finansowe biznesmenem też nie jest. Ani celebrytą. Czyli - według dzisiejszych kryteriów - nieudacznik. Za to facet myśli, przypomina sobie, odnotowuje, co się zmieniło, przetrawia własne problemy. Wnikliwie, czyli obraca na dziesiątą stronę. I są dygresje. A wszystko to robi przepięknym językiem, z dystansem do siebie, do historii, do narodu - czasem kąśliwe te spostrzeżenia są. Kapitalne.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Wielkie "L" oznacza , że poniżej Dublińczyków nie schodzisz. Szkoda. Ominął Cię Karol May, Niziurski i Sienkiewicz.
Stary Ork napisał/a:
Ale to po prostu jest literacko na poziomie pulp fiction, logicznie dziurawe jak sito, psychologicznie kulawe jak komiksy o superbohaterach, do tego natrętne klepanie parszywej ideologii. Gdyby to było zajebiste literacko klepanie parszywej ideologii to łykałbym jak młody pelikan. Ale jako powieść to się po prostu nie broni, milordzie.
mesieur jest w błędzie. Broni się i to znakomicie.Gdybym napisał, że wszystkie Twoje enuncjacje są głosem wołającego na puszczy to pewnie nie byłaby prawda. To źle. Inaczej rozumiemy podany tekst - co nie znaczy, że gorzej.
A co tu jest do rozumienia? Płaskie postaci bez cienia głębi za to z plot armorem, fabuła napędzana chciejstwem autorki, konstrukcja świata wyciągnięta z dupy, do tego promowanie ideologi natrętne do tego stopnia że bohaterowie robią wyłącznie za stojaki na mikrofony dla autorki a złoczyńcy za chchoły do obalania? To jest akurat na poziomie Maya, którego nijak nie da się zaliczyć do wielkich pisarzy (ale on miał na tyle przyzwoitości że nie zmuszał Old Shatterhanda do wygłaszania parugodzinnych monologów). Rand wyłącznie z przyczyn ideologicznych bywa wynoszona na piedestały, niezasłużenie z resztą. Atlasa da się czytać, podobnie jak Dana Browna. Ale po co?
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Wielkie "L" oznacza , że poniżej Dublińczyków nie schodzisz. Szkoda. Ominął Cię Karol May, Niziurski i Sienkiewicz.
Nienienie. Nie trafiłeś. Nie tylko nie ominęli mnie wymienieni wyżej, ale także Wernic, Szklarscy, Zawada, Musierowicz, Chmielewska, Gemmell, Centkiewiczowie, Elizabeth Moon, Bujold, Auel i wielu innych.
Nb. Joyce'a jeszcze nie przeczytałam.
Mam co czytać, w perspektywie parę tysięcy pozycji. Nie mówię o tym dlatego, żeby się chwalić, po prostu stwierdzam fakt. Ponadto, jak stwierdziłam wcześniej, nie młodnieję. To nie banał, tylko kolejny fakt, który ostatnio przebił mi się do świadomości. Jakoś tak zupełnie nagle pomyślałam, że być może nie wystarczy czasu na wszystkie zaplanowane lektury. Wytłumacz mi, dlaczego miałabym się katować źle napisaną cegłą promującą skrajny egoizm?
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
A co tu jest do rozumienia? Płaskie postaci bez cienia głębi za to z plot armorem, fabuła napędzana chciejstwem autorki, konstrukcja świata wyciągnięta z dupy, do tego promowanie ideologi natrętne do tego stopnia że bohaterowie robią wyłącznie za stojaki na mikrofony dla autorki a złoczyńcy za chchoły do obalania? To jest akurat na poziomie Maya, którego nijak nie da się zaliczyć do wielkich pisarzy (ale on miał na tyle przyzwoitości że nie zmuszał Old Shatterhanda do wygłaszania parugodzinnych monologów). Rand wyłącznie z przyczyn ideologicznych bywa wynoszona na piedestały, niezasłużenie z resztą. Atlasa da się czytać, podobnie jak Dana Browna. Ale po co?
Oj tam. Książka jest dziełem formacyjnym każdego szanującego się republikanina w USA. Zaraz po Biblii, ofkorz. Ale Biblia to chłit martetindowy każdego Amerykanina, poza skrajną - czyli nieważną - lewicą.
Sama frajda czytania tej powieści, to wspomniany 70-stronnicowy monolog Johna Galta.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Cały czas twierdzę że Rand warto znać, ale lepiej ze słyszenia, na czytanie szkoda czasu. I coraz więcej widzę na płaszczyznie literackiej analogii między nią a Brownem - tyle że Browna nie otacza aż takie sekcjarskie uwielbienie.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Skrajny egoizm ?
Walnąłeś taki kwantyfikator, że ho ho. No nic, to że nie o tym jest powieść wie ten...kto ją przeczytał, a nie "zna" tylko z trzeciej reki czyli ze słyszenia.
Poza tym to po prostu ciekawość gna do czytania rzeczy z jakiegoś powodu ( i znów - ten powód warto poznać osobista ) znanych na prawie całym świecie.
Ponadto - to się fajnie czyta ( mimo wszelkich zastrzeżeń formalno pogladowo literackich ).
Po ostatnie - gdy nie przeczytasz, nie dowiesz się kim jest John Galt
P.S. Jeśli Raynd to dla Ciebie totalnie nieznana pisarka zacznij próbę od "Źródła".
Oj tam. Książka jest dziełem formacyjnym każdego szanującego się republikanina w USA
Jak to często z takimi dziełami jest, przeczytał ją pewnie co 50 "uformowany". Ale na złote myśli autorki i tak się chętnie powołają, nawet jeśli znają je z trzeciej ręki, po kilku głębszych.
"Człowiek z sąsiedztwa" za mną. Parafrazując pewnego polityka - nie wiem, co ja uważam. Z jednej strony dobrze napisane, jest historia, ale poszczególne elementy są spięte na siłę - w jednym wątku PPS jest teorią nagrodzoną Noblem, o której potencjalnych ofensywnych zastosowaniach wiadomo, by w kolejnym wątku, ileś lat w przyszłości, najwyższe władze nie wiedziały o takiej możliwości. Dodatkowo Islamska Republika Wielkiej Brytanii - zero próby powiedzenia skąd, dlaczego, jak to się stało, że ona jest. Po prostu jest. Trafiła do tej książki podobnie jak fizyka kwantowa - jako gadżet dekoracja, bez próby wpasowania w całość. Zmiany klimatyczne też właściwie tu niczego nie wnoszą. Nie powiem, zawiodłem się.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Skrajny egoizm ?
Walnąłeś taki kwantyfikator, że ho ho.
Wiki tak napisała. Że propagowanie obiektywizmu autorka uznawała za główny cel swojej twórczości. I że naczelna dla niej była cnota egoizmu, gdyż jest ona obiektywną.
Mówisz, że ciekawość. Hmm... nie jestem przekonana, że chciałabym poznać faceta, który przez 70 stron nie dopuszcza nikogo do głosu.
Może jeszcze kiedyś mi się odmieni, nigdy nie wiadomo, na wszelki wypadek zapamiętam, żeby zaczynać od "Źródła".
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
A co tu jest do rozumienia? Płaskie postaci bez cienia głębi za to z plot armorem, fabuła napędzana chciejstwem autorki, konstrukcja świata wyciągnięta z dupy, do tego promowanie ideologi natrętne do tego stopnia że bohaterowie robią wyłącznie za stojaki na mikrofony dla autorki a złoczyńcy za chchoły do obalania? To jest akurat na poziomie Maya, którego nijak nie da się zaliczyć do wielkich pisarzy (ale on miał na tyle przyzwoitości że nie zmuszał Old Shatterhanda do wygłaszania parugodzinnych monologów). Rand wyłącznie z przyczyn ideologicznych bywa wynoszona na piedestały, niezasłużenie z resztą. Atlasa da się czytać, podobnie jak Dana Browna. Ale po co?
Po prostu katastrofa.
Najbardziej nieczytalna książka wszech czasów.
"Nikt" jej nie czytał i jednocześnie wszyscy się spierają o jej wartość (czy też brak ).
Porównanie z Brownem to ...wybacz.....siermiężny akcent.
Cała reszta....pokusiłeś się o jakieś pseudo argumenty. Szkoda słów.
Są ludzie którzy potrafią znaleźć głębię w talerzu ogórkowej, ale to jeszcze nie znaczy że ona tam jest. Atlas nie jest nieczytalny, tylko udaje poważną literaturę a tak naprawdę to w warstwie ideologicznej Nietzsche dla ubogich a w literackiej rozdęte czytadło do pociągu którego po głębszym namyśle nie da się traktować choćby z ułamkiem powagi z jakim traktują go wyznawcy. To doniosła książka która odcisnęła duże piętno na współczesnym świecie, ale z drugiej strony Kim Kardashian też odcisnęła.
Beata napisał/a:
nie jestem przekonana, że chciałabym poznać faceta, który przez 70 stron nie dopuszcza nikogo do głosu
Jest dużo mocniej - facet otwiera usta i na siedemdziesiąt stron świat wstrzymuje oddech, łącznie z gościem który jednym przełącznikiem mógłby odciąć mu mikrofon
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
mesieur jest w błędzie. Broni się i to znakomicie.
Hej, ja mam dokładnie to samo zdanie co Ork. Ta książka jest słaba. Do stylu się nie przyczepię, ale pozostałe składowe to jest porażka. Pomijając wykładnię filozoficzną (tu bym dała cudzysłów, ale niech zostanie) to mamy papierowych bohaterów realizujących w sposób megasztuczny i naciągany założenia autorki; zero psychologii, patos, spiż, spiż, spiż i jeszcze raz spiż - i o dziwo - zupełnie tutaj nie ma uświadczysz jakiejkolwiek indywidualizacji i autonomii myślenia: paplają to samo co piątą stronę, jedni są groteskowo "źli", drudzy komicznie "dobrzy", mentalnie klepani z tej samej sztancy. Główni bohaterowie są - przynajmniej dla mnie - odrzucający, pełni hipokryzji i żyjący w świecie, w którym bardzo mało jest prawdziwego, brutalnego i brzydkiego życia. Dla mnie to książka, z której się szybko wyrasta, absolutnie nie czaję jej fenomenu jako dzieła kultowego. Fabułę pamiętam niespecjalnie detalicznie i tylko w ogólnych zarysach, pozostało mi wrażenie, że dobrnęłam znudzona z trudem do końca, gdzie czekało na mnie wielkimi literami: SZKODA BYŁO CZASU.
"Woda na sicie. Apokryf czarownicy" Anny Brzezińskiej - za mną. Kolejna niespodzianka po "Córkach Wawelu". Tym razem fantasy, ale tylko kostiumowo (z małymi dodatkami). Nie jest to powieść, która może trafić do szerszego grona odbiorców. Nie ze względu na gatunek, co na sposób narracji. Jest pierwszoosobowa i pozbawiona dialogów. W zasadzie cała powieść jest stylizowana na zeznanie składane przed inkwizycją. Zaś bohaterka kłamie i lawiruje, co akurat jest uzasadnione. Ciekawa fabuła, bardzo kwiecista. Ale chyba nie dla masowego odbiorcy.
Teraz "Proxima" Baxtera. Również do recenzji. I naprawdę miło jest czytać porządną science-fiction. Jestem dopiero na początkowym etapie, ale już mi się podoba. Wydaje Zysk, więc nie ma gwarancji, że kolejne dwie(?) części też wydadzą. Obstawiam, że raczej nie. Co zniechęca.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum