"Gułag" Anne Applebaum. Tak się zastanawiam, czy dobrze robię czytając tę pozycję przed "Archipelagiem Gułag" i wspomnieniami innych więźniów. Czasami wręcz przytłaczająca ilość informacji, dużo cytatów z literatury obozowej - stąd wątpliwość czy to dobra kolejność czytania - ale podanych "bezosobowo", dzięki czemu czytanie nie "ryje" psychiki jak choćby fabularne "Łaskawe" Littella.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Zacząłem czytać "Wzlot i updadek DODO" Stephensona z Galland.
...
Wytłumaczenie magii za pomocą fizyki kwantowej - fajne i co ważniejsze - kupuję to.
Ale, co ciekawsze - przez to wytłumaczenie, zorientowałem się o co może chodzić Baxterowi z tym "pierwszym efektem" otwarcia włazu w Proximie. rzekłbym nawet, że "rzuciło mi się aż w oczy". Jeśli to faktycznie wykorzysta, to w drugim tomie może pójść w ciekawym kierunku ... a może też całkowicie spieprzyć i pójść na łatwiznę.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Kontynuuję Before Mars Emmy Newman i jeśli chciałem wybrać coś dokładnie przeciwnego do męskiej powieści jaką są historie Boba i rebiaty, to przypadkiem trafiłem w dziesiątkę. Bardzo babska, skoncentrowana na życiu wewnętrznym, dość duszno i klaustrofobicznie na tej marsjańskiej stacji, na którą przybywa bohaterka. Nie ma fajerwerków techniki, acz wydaje się, że wyjaśnienie zagadek będzie dotyczyć znowu współdziałania ludzi i AI zawiadującej różnymi aspektami aktywności człowieka. Nie znaczy, że jest to lektura ciężka. Czyta się świetnie, już po pierwszym rozdziale mamy małe bum! I akcja się rozwija powoli. Trochę za wiele życia wewnętrznego, ale chyba czemuś to służy, bo wszystko w tej powieści wydaje się twardo stąpać po ziemi. Chyba, że ktoś traci zmysły. Co do cyklu Bobiverse, to Dennis Taylor odpowiedział, że jak dotąd nikt z polskich wydawców się nie zgłosił do jego agenta, acz ten byłby bardzo zadowolony, gdyby tak się stało. Niemcy wydali, Rosjanie chyba nie, bo sprawdzałem na Ozonie i nie znalazłem, chyba że inaczej zapisują jego nazwisko.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Skończyłem Bohaterów. Tłumacz powinien się zająć czymś do czego ma smykałkę, abojawiem, alkoholizmem, wypasem owiec i struganiem Pinokia jak nikt nie widzi, bo do przekładów nie ma predyspozycji.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Bardzo misie, chłopak ma talent do rysowania krwistych postaci, to raz, a dwa - że takiej wojennej literatury naczytałem się aż mi uszami wychodziła i z jednej strony fajnie było sobie przypomnieć dawne dzieje, a z drugiej - to jest naprawdę świetna literatura wojenna (gdyby nie te szpady nieszczęsne, noż krrrrrużwa ). Jest trochę klisz i oczywistości, ale można przymknąć oko. Bawiłem się świetnie, parę pomysłów naprawdę mnie ujęło i mocno się zastanawiam jaką bitwą Abercrombie się inspirował (Gettysburg? Naaa, zbyt oczywiste, chociaż czytało się to jak mocno usyfione Killer angels ). Może za parę lat odświeżę sobie w oryginale, bo z tym tłumaczem mam kosę.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
"Królowie Wyldu" Nicholasa Eamesa. Całkiem sympatyczne, spodobało mi się od początku. Na tyle, aby w miarę szybko przeczytać. W sumie pięć dni. Całkiem niezły wynik, jeśli chodzi o ostatnie miesiące. Aczkolwiek nie wywołała we mnie entuzjazmu ta powieść. Fabuła niezła, akcja wartka, bohaterowie może nie z krwi i kości, ale jakoś sztuczni i papierowi również nie są. Humor - zdarzyło się uśmiechnąć niewymuszenie. Tylko ten świat... Jakiś taki chaotyczny jeśli chodzi o menażerię fantasy, która go zaludnia. Czego tam nie ma. Chyba jest wszystko co autorowi udało się znaleźć w literaturze fantasy i baśniach. Wepchnął to bez składu i ładu, żadnego w tym porządku, żadnej składnej ontologii. Przez to nie miałem wrażenia, że czytam poważną fantasy. Z jednej strony nie jest to jakąś mocną wadą. Ostatecznie, lepiej że ten świat tętni życiem, niż zanudza wciąż tym samym. Z drugiej, zauważyłem że podniosły mi się oczekiwania w stosunku do tego gatunku. Może za wysoko, bo zaczynam łatwo wybrzydzać.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Piorun kulisty Cixina Liu. Kurczę, całkiem przyjemne pomysły pięknie pożenione ze sobą, ale przyjemność z obcowania z fizyką (pioruny kuliste, mechanika kwantowa, makrocząstki i struny) psuje ideologiczno-filozoficzne smędzenie, które czyta się koszmarnie, choć - paradoksalnie - ma ono pewną wartość: pokazuje, co dzieje się w głowach ludzi wychowanych w systemie, w którym indywidualność zawsze ustępuje służbie idei.
Książka przypomina bardziej fabularyzowany reportaż/pamiętnik niż powieść.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Orku, z tymi szpadami to faktycznie wtopa tłumacza, sam przyznał
Ale też redakcja i korekta nie wyłapały, w sumie często się zdarza w Magu. Pamiętam dyskusję po premierze, miało to być zmienione w drugim wydaniu, które chyba niebawem. Teraz wznawiają Pierwsze Prawo. Kopalni nie kojarzę, ale mogła to być zwykła zmęczeniówka. Też bardziej IMHO kamyczek do ogródka redakcji i korekty.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
To coś takiego jak yeti, Eldorado albo działająca ekonomia skapywania, podobno ktoś widział, ale wszyscy wiedzą że to bujda na resorach. Gdyby był w Magu cień korekty i redakcji, to by wyłapano też na przykład to, że przydomek Curndena raz jest tłumaczony a raz nie (jest Gnat, a akapit później wyskakuje Craw i człowiek się może zastanowić czy do dyskusji nagle z nienacka dołączył jakiś obcy typ). Ja wiem że moimi najukochańszymi dyscyplinami sportu są koszykówka i pastwienie się nad tłumaczami, ale tutaj naprawdę są powody.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
jako że czytałem ciągiem - to ómkło mi kilka błędów - choć szpadę pamiętam
jednakowoż
błędy tłumaczenia Bohaterów przy ty co zostało popełnione przy Pierwszym prawu(?), po prostu umykają. To tak jakbyś czepiał się poselskiej kilometrówki w obecności kurtyzan Bankowego Dworu.
są dramatyczne prace tłumaczy (np. też Reynolds - Przestrzeń objawienia; swoją drogą - chyba też MAG, pszypadek?) - nie wiem już teraz, ale legendarny przekład Pana Światła (czarna płyta ) być może zasługuje na drugą szansę ?:)
Kurde, ja się tu tak kłócę, bo myślałam, że bronię Wojciecha Szypuły (tłumaczył Pierwsze Prawo), a bronię Roberta Walisia (tłumaczył resztę powieści z tego uniwersum). Niemniej, merytorycznie niczego to nie zmienia - nie uniewinniam tłumacza, ale mimo wszystko drobne (poza merytoryczną w kwestii broni) i w pewnym sensie techniczne (nieprzetłumaczone imię) pomyłki nie powinny przekreślać ogromu dobrej jakości pracy przy przekładzie powieści liczącej ponad 600 stron, zwłaszcza że termin pewnie nie był bardzo długi. W dalszym ciągu uważam, że za wyłapanie tego rodzaju uchybień pieniądze biorą redaktor i korektor. I na nich spoczywa większość winy za ich niewyłapanie.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Samo ostrze i Nim zawisną na szubienicy tłumaczył niejaki Jan Kabat, to on wymyślił szpady i siedzenie po turecku.
Dopiero Ostateczny argument królów przekładał Szypuła.
Za drugie tłumaczenie odpowiada już w całości Szypuła, niestety nie czytałem go, gdyż nie wydali go w ebooku.
Kabat tłumaczył dla ISY, a rozmowa dotyczy wydania Maga.
Co do Pierwszego Prawa, to czytałam całość w oryginale, bo doszły mnie słuchy o siusiających barbarzyńcach u Kabata. Później przeczytałam Ostateczny argument w wersji Szypuły i tam nie przypominam sobie żadnych kiksów. Zemstę, Bohaterów i Czerwoną krainę tłumaczył Waliś.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Przeca Pana Światła po koszmarze z Atlantis tłumaczył Cholewa i to było OK. A ten koszmar popełnił wszak Robert Reszke bardzo ceniony tłumacz dzieł poważnych. Można? Można!
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Przeca Pana Światła po koszmarze z Atlantis tłumaczył Cholewa i to było OK. A ten koszmar popełnił wszak Robert Reszke bardzo ceniony tłumacz dzieł poważnych. Można? Można!
owszem, wspominałem wydanie Atlantisu
że można - to wiadomo
koszmarne (zwłaszcza na początku) tłumaczenie Przestrzeni Objawienia - to dzieło nie studentów (przynajmniej oficjalnie) dwójki (pary?) dojrzałych ludzi, a patrząc na nieporadność językową (polska język trudna jest) mogłoby się wydawać wręcz przeciwnie.
Po raczej przykrym doświadczeniu z Samotnością Anioła Zagłady Roberta Szmidta, postanowiłem, wiedziony impulsem, przypomnieć sobie, dla odtrutki, Głowę Kasandry. Akcja u podstawy ryzykowna, okazała się strzałem w dziesiątkę. Ryzykowana, bo co prawda mam w pamięci lekturę bardzo satysfakcjonującą, jednak od tego czasu minęło coś koło trzydziestu lat. Niestety, wiele zachwycających mnie wtedy lektur, nie wytrzymało próby czasu i w dorosłym życiu okazały się co najwyżej przeciętniakami. Szczęśliwie, tym razem stało się inaczej i odkryłem Marka Baranieckiego powtórnie.
Kolejne wydania zbioru, z nieznanych mi powodów, różnią się zestawem opowiadań. Trzeba będzie na jakim konwencie zapytać Marka o powód.
W wydaniach z roku 1985 i 1990 mamy zestaw:
- Głowa Kasandry
- Karlgoro, godzina 18.00
- Teatr w dolinie ciszy
- Wynajęty człowiek
Jednak wydanie solarisowe, z 2008 r, rezygnuje z Teatru w dolinie ciszy a na to miejsce mamy Ziarno Kiriliana i Wesele dusz. Jasnym jest czemu nie ma tych dwóch opowiadań w pierwszych wydaniach, powstały dopiero w wieku XXI, czemu jednak zrezygnowano z Teatru... w ostatnim?
Głowa Kasandry to opus magnum autora. Mimo wieku w zasadzie się nie zestarzała. Może odrobinę pod względem technicznym co zrozumiałe i w zasadzie nieistotne. Jednak pod względem fabularnym, przekazu, to wciąż literatura najwyższej próby.
Pozostałe opowiadania w zasadzie nie ustępują tytułowemu, choć czasem można zauważyć jakieś drobne elementy, które mogłyby być wykonane lepiej. Jednak pod względem niesionych treści, każde z nich to perełka intelektu, wyobraźni, świeżego, nieszablonowego myślenia. Brak tu standardowych fabuł (zresztą, w swych opowiadaniach, Marek stawia fabułę na dalszym miejscu) a i problematyka utworów jest niestereotypowa. Rzeczywistość jest tak wykreowana i wykorzystana by przenieść jak najwięcej treści, przekazać je jak najprecyzyjniej. Autor skupia się na tematach niedookreślonych, trudnych do zdefiniowania, mechanizmach które nawet nie maja nazwy. Mamy tu wiarę, psychologię, filozofię, teorie przypadku, rozważania nad wartościami, sensem istnienia, istocie życia, siłach działających we wszechświecie a niemierzalnych w sensie fizycznym.
W czasie lektury nasunęła się mi refleksja, że szkoda, że autor tak wybitny, stworzył tak niewiele, ale po chwili pojawiła się kolejna myśl. Może tak jest lepiej? Może dzięki temu nie rozwodnił talentu, a każda kawałek który wyszedł z pod jego pióra jest wyjątkowy, najwyższej jakości?
Nietypowa, wydłużona, orbita wymusza na populacji planety (wydaje się momentami, że to może być Ziemia po jakiejś katastrofie) specyficzne przystosowanie. Wszyscy, chcąc nie chcąc, jesienią zapadają w sen hibernacyjny by obudzić się na wiosnę. O władzę walczą mocarstwa, uzyskanie specyfiku pozwalającego nie zasnąć w zimie, dałoby potężną przewagę. I wokół tego wije się główna intryga.
Zaletą książki jest właśnie owa specyficzna sytuacja biologiczno-społeczna. W tle mamy pytania o sprawiedliwość społeczną, odpowiedzialność za innych, itp.
Wad mamy kilka. Pierwsza to nie do końca przemyślana specyficzna rzeczywistość. Z jednej strony momentami brzmi sztucznie, czasem zgrzyta nielogicznościami, z drugiej brak tu przedstawienia głębszego tła. Wiele razy brakowało mi szerszego potraktowania flory, fauny, rozmaitych procesów, itp. Druga, to dość koturnowe, niezbyt naturalne postacie, w ustach których wypowiedzi często brzmią mocno teatralnie, a ich zachowania utrzymane są w podobnej manierze. Trzeci zarzut to pióro autora, które choć nie razi nieudolnością to jednak ewidentnie jest ledwie poprawne.
Trudno tę pozycję polecać lub nie. Jest ciekawa pomysłem, taka sobie fabułą, obrazowaniem i raczej marna literacko. Można przeczytać, długa nie jest, jakby co, wiele czasu się nie straci. Dzisiaj trąci myszką, w momencie powstania była interesująca pozycją.
A to nie było wydanie Supernowej? Bo takie mam w domu, a Solaris chyba tego nie wydawał.
Co do twojej recenzji, to generalnie podpisuję się pod nią rekami i nogami. Świetna rzecz.
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Steven Erikson - Cena szczęścia. Zgłosiłem się do przedpremierowej recenzji. Z ciekawością, jak autor się odnalazł w sci-fi. I na razie, po zapoznaniu się z około 60 procentami treści, nie jest źle. Ale jest przeciętnie. Mimo to, nie czyta się tego źle. Nawet nie brakuje jednego głównego bohatera (bo pisarka sci-fi chyba nim nie jest). Taki wielogłos dobrze pasuje do zamierzonej fabuły. Zatem, póki co, mało odkrywcze, ale przyjemnie się czyta - dla pomysłów, nie dla bohaterów. Ci jakoś mnie nie obchodzą i trudno mi to za wadę uznać. Ale i tak Erikson wypada na tym tle lepiej niż Liu w "Piorunie kulistym".
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Before Mars skończone. Jako SF, to takie dość w wersji soft. Bohaterka przybywa na stację marsjańską bedącą własnością prywatnej korporacji, która ma wyłączność na eksplorację Marsa. Już na początku zagadka, bo w przydzielonej jej kwaterze odkrywa notatkę mówiącą, żeby nie ufała szefowej stacji. Tym dziwniejsze, że notatka wydaje sie napisana jej własną ręką. Dalej niepokojące fakty zaczynają się mnożyć. W czasie jednej z wypraw odkrywa ślady ludzkie tam, gdzie ponoć jeszcze ludzie nie byli. Zaś próby kontynuacji poszukiwań są torpedowane przez nadzorującą AI, a to ostrzeżeniami przed burzą piaskową, a to utrudnianiem kontaktu z Ziemią, który w końcu całkiem się urywa. Do tego dochodzi niezrozumiała niechęć jednego z członków załogi. Atmosfera jest duszna, tło kameralne i duża ilość wewnętrznych rozterek sprawia, że powieść trudno posądzić o dzikie tempo. Ale wciąga i daje dość satysfakcjonujące rozwiązanie, acz jak i cała opowieść bez fajerwerków. Brak lektury wcześniejszych części nie przeszkadza bardzo, o ile to jedynie w stworzeniu pełniejszego obrazu technologicznego zaplecza tej cywilizacji. Temat drukarek do wszystkiego jest dość powszechny w obecnej SF. Całkiem niezła powieść zatem pewnie resztę też przeczytam, a tymczasem zacząłem coś z wielkim oddechem - The Quantum Magician Dereka Kunskena to opowieść jakby w stylu Banksa. Bohater jest nowym gatunkiem człowieka stworzonym by ogarniać jednocześnie świat makro jak i na poziomie najniższym. Dramaturgicznie jest to powieść przygodowa z dużym jednak bagażem naukowej, czy quasinaukowej elokwencji. NF opublikowała jego kilka opowiadań.Za wcześnie na ocenę doboru proporcji, ale czyta się to z przyjemnością. Do tego dla oddechu - Juliana Fellowesa Czas przeszły niedoskonały, małe studium upadku elit i wieczny smutek nad przemijaniem młodości, złudzeń i splendoru tego świata. momentami zabawne, ale też nieco mentorskie. Ostrością stylu St Aubynowi nie równa, ale dobrze że można zerkać na to środowisko przez pryzmat różnych temperamentów.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Walka o Hiszpanię 1936-1939 Beevora wchodzi gładko nie przerywając snu, równolegle czytam Młot i krzyż. Nową historię wikingów Fergusona. Nie do końca wiem który rok mamy ponieważ w przerwach odświeżam sobie z pdf-a The Killer Angels i dochodzę powoli do wniosku że w 1863 roku marokańskie oddziały generała Longstreeta dzięki wsparciu hitlerowskiej Rzeszy złupiły klasztor Little Round Top . Tyle książek, tak mało czasu.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Po obejrzeniu Brexitu zafundowałam sobie lekturę uzupełniającą: Oblicza Wielkiej Brytanii Dariusza Rosiaka. Bardzo stosowne połączenie.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum