No trudno, poczekam, może mu kiedyś przejdzie, bo dobry jest i trochę szkoda takiej marnacji. Orbitowskiemu głupoty horrorowe przeszły to może i Rakowi kiedyś baśniowe przejdą.
Zasadniczą wadą utworu jest w moim odczuciu przesadna baśniowość, nawet jeśli zamierzona. A może właśnie dlatego, że zamierzona, moja pretensja jest większa, bo chyba autor umie inaczej. Gdy bohater wraz z autorem poszli w te podziemia, węże, koty, koguty, demony, magiczne przemiany, halucynacje, oniryzm i transsubstancjonalny erotyzm, miałem problemy ze zniesieniem tego bełkotu.
Tak.
I jeszcze jedno. Przy lekturze tej części wrażenie mi mignęło. Zniknęło wprawdzie szybko, ale niesmak pozostał. Wrażenie nieuchronności losu i usprawiedliwienia dla każdego w zasadzie czynu, w tym popełnienia tegoż z dowolnym okrucieństwem, po prostu dlatego, że tak wyszło. Bo skoro "tak miało być", albowiem zostało to "przepowiedziane/zaplanowane", skoro sprawczość Szeli ma korzenie magiczne, skoro jest on jedynie dla magii narzędziem, to niewinny. Może nie jako ta biała lilija, ale prawie. Parafrazując Sienkiewicza, on nie zbrodniarz, jeno uwiedziony. Pfff.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Sam Sykes "Siedem Mieczy" - do recenzji czytam, początek cyklu. Ale fajny, naprawdę fajny. Trochę stoi koło Abercrombiego, jeśli chodzi o konstrukcję postaci i styl, niemniej nie zrzyna. Wykreowany świat jest interesujący. Starcie Cesarstwa z Rewolucją to starcie starego feudalnego świata fantasy opartego na magii ze światem techniki. Ale nie jest to oczywiste, choć szkoda, że nie zajmuje więcej centralnego miejsca. Jednak jako przygodowa fantasy, z biglem, daje radę, póki co.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Słucham Łatwo być bogiem Szmidta. I mam silny dysonans. Sensowni ludzie wypowiadają się dobrze, a ja - godzina słuchania, jakieś 10 % - dostaję konfekcjonowany, krystalicznie czysty, prymitywny debilizm. Kurwa, o co chodzi? Normalnie już rzucił bym to w diabły ale prę przez te odchody dinozaura próbując zrozumieć, kurwa, o co chodzi.
[Imię nasze Legion]Gdyż jest nas wielu - Dennis Taylor
Druga część przygód przesympatycznego multiboba, w której to przeżywa (albo i nie) porcję kolejnych zderzeń ze wszechświatem (grupą lokalną). Konflikt z ja-my-borgiem nabiera rumieńców i wcale nie jesteśmy zaskoczeni tym że Obcy to kultura kopcowa (przypomniało mi to Region Węża CJ.CHerrych). Bob - czasami rozbrajająco bezradny wobec sytuacji [ decyzje autora są czasami mocno irytujące]. Jak wspominał Romulus, można było to wydać w jednym tomie.
niemniej jednak - dobrze się człek przy tym bawi, tak 7na10
Pierwsza część - nowela Listy z Hadesu - to mocno wtórna, raczej nudna i nieciekawa wizja piekła z romansową fabułą. Cały fantastyczny sztafaż niewiele jest tu wart, ta historia - mezaliansowe związki w czasie jakiej rewolucji - mogłaby się bez żadnych zmian wydarzyć choćby w Indiach wyzwalających się spod brytyjskiego panowania. Psychologia postaci skrótowa, motywacje przekonują mocno średnio, logika momentami odrobinę umowna.
Część druga - zestaw kilkunastu opowiadań mających wspólne tło, miasto Punktown - raczej nie różni się klasą od Listów z Hadesu. Brak tu wyraźnych wpadek, ale nie ma też ani jednego opowiadania wyjątkowego. Wszystko to średniaki obarczone takimi czy innymi wadami. Autor miewa pomysły, jakąś wizję, ale zgrzytają braki w wykończeniu, w operowaniu szczegółem, dopracowaniu rzeczywistości. Thomas tak bardzo chce przedstawić problem, podzielić się przemyśleniem, że w tej niecierpliwości lekceważy fakt, że nie wszystkie składowe idealnie pasują. Jest wyraźna chęć wypowiedzi i równie wyraźny brak talentu. Czasem trafiają się oczywiste zapożyczenia koncepcyjne (np. z Blade Runner), czasem disco-polowy klimat. Przesadna fascynacja seksem, dość tania, wszędobylska, na dłuższą mete nuży, pod koniec tomu irytuje.
Całość nie obraża czytelnika, ale to drugorzędna, z tendencją do trzeciorzędnej, wypowiedź artystyczna. Tyle, że bardzo równa od początku do końca.
"Złap i ukręć łeb. Szpiedzy, kłamstwa i zmowa milczenia wokół gwałcicieli" Ronana Farrowa. To tego rodzaju książka, która nie mogła wylądować w kolejce i czekać aż dokopię się do niej. Po skończeniu "Telegraph Avenue" Chabona od razu za nią chwyciłem. I wessała mnie bardzo mocno. W zasadzie to opis tego, jak doszło do ujawnienia sprawy Harveya Weinsteina. Autor odegrał tu sporą rolę, w sumie to on to zaczął - robiąc reportaż dla NBC. I ta książka to opis tej dziennikarskiej kuchni plus to, co się wydarzyło później. Fantastyczna robota. Autor nie kryguje się, jest szczery, ale bez ekshibicjonizmu. Jest synem Woody Allena i Mii Farrow. Jego ojciec oskarżony został przez jego siostrę o molestowanie seksualne. Autor próbował być neutralny, ale nie udaje tu jakiegoś świętego. Książka nie jest o tym, ale ta motywacja i ten wątek co jakiś czas wypływa.
Najważniejsze jest jednak dochodzenie do prawdy i kłody rzucane autorowi pod nogi. Tak subtelnie: przeciąganie, kręcenie nosem, zastrzeżenia tu i ówdzie. Wszystko w atmosferze: świetna robota, dobrze ci idzie, nie odpuszczaj, ale tu może tak, tu może owak, tu trzeba pogłębić, tu dział prawny musi coś tam... I takie powolne ukręcanie sprawie łba, inspirowane przez szefów NBC z góry, powiązanych interesami z Weinsteinem. Do tego zastraszanie świadków armią drogich prawników z prestiżowych kancelarii oraz przez pewną firmę złożoną z byłych oficerów Mossadu.
Cała ta książka to doskonały materiał na miniserial. Do tej pory Hollywood nie oczyściło się z kultury białych samców biorących sobie kobiety, jakby były ich własnością, gwałcących je, zmuszających do milczenia, uzależniających karierę od usług seksualnych itd. I krytych przez możnych przyjaciół, środowiska, powiązania towarzyskie.
Pewnie takie rozliczenia fabularne nastąpią kiedyś. Choć jakoś z fabularnym opisywaniem molestowania seksualnego w prawicowej stacji Fox News Hollywood nie miało problemu i nie czekało - mowa tu o podobno nieudanym filmie "Bombshell" oraz o miniserialu o Rogerze Ailesie, w którym zagrał Russell Crowe i kilka innych znanych twarzy. Ale liberalne elity Hollywood chyba jeszcze na takie fabuły nie są gotowe.
Książka zajebista. Świetnie napisana, doskonale się ją czyta, wciąga. Jedna z jaśniejszych pozycji od dawna w amerykańskiej serii Wydawnictwa Czarne. Zacząłem czytać w poniedziałek lub wtorek i najpóźniej w niedzielę skończę.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Czytam "Wojna w Wietnamie 1941-1975" Roberta Schulzingera. Początek to próba nakreślenia powodów trwania konfliktu w kolonialnych Indochinach francuskich, początkach działalności Ho Chi Mina, niezdecydowanych, czasami sprzecznych działaniach USA w tamtym regionie co najmniej do połowy lat '50. Jednak nie jest to tak dogłębna analiza jak Shorta o sąsiedniej Kambodży. Liczę, że jak już autor skupi się na okresie amerykańskiej interwencji, analizy będą mniej pobieżne.
Wcześniej "Ekwatoria" Patricka Deville'a, czyli wokół afrykańskiego równika, ale głównie Kongo. A najbardziej Kongo-Brazzaville. Brazza, od jego nazwiska pochodzi nazwa stolicy Konga, jest centralną postacią tej książki. Wciąż jest odniesieniem, nawet jak autor czasowo skupia się na Stanleyu, Livingstonie, Eminie Paszy czy Conradzie. Nie jest to powieść, nie jest to reportaż, raczej zbiór impresji, które prawie zawsze mają jakiś związek z Brazzą - bezpośredni lub pośredni. Ciekawe, ale raczej jako uzupełnienie, gdy jest już jakaś wiedza o tej części świata, a przynajmniej historii ostatnich 150-200 lat.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Ale o Woodym też pisze?
Z tym Allenem to już się pogubilem - to on nie ożenił się z przysposobioną córką? Jakaś inna go oskarża?
Chajtnął się z przybraną, adoptowaną córką, a molestować miał jeszcze inną. Ale Farrow się tym nie zajmuje, tylko nawiązuje, dosyć szczerze wobec samego siebie, za co szacunek.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Jakoś ten cały Ronan Farrow mnie nie przekonuje, nie znam typa, ale nie podchodziłbym tak bezrefleksyjnie i pełen bezkrytycznej wiary do jego rewelacji, w szczególności w kontekście jego rodzinnych zanurzeń w klimaty nadużyć seksualnych, jego ojciec to swoiste, mizoginistyczne ziółko, eufemistycznie tolerowane na salonach od lat. Może Ronan jest faktycznie dobrym gościem, na jakiego się kreuje, ale mam do tego wizerunku sporo rezerwy.
Jakoś ten cały Ronan Farrow mnie nie przekonuje, nie znam typa, ale nie podchodziłbym tak bezrefleksyjnie i pełen bezkrytycznej wiary do jego rewelacji, w szczególności w kontekście jego rodzinnych zanurzeń w klimaty nadużyć seksualnych, jego ojciec to swoiste, mizoginistyczne ziółko, eufemistycznie tolerowane na salonach od lat. Może Ronan jest faktycznie dobrym gościem, na jakiego się kreuje, ale mam do tego wizerunku sporo rezerwy.
Hahaha, piszesz teraz jak jego oskarżyciele opłacani przez Weinsteina. (Nie oskarżam, broń Lucyferze ). Ta książka to nie są rewelacje Farrowa, tylko kobiet do których dotarł i które bały się mówić, bo były zastraszane. To rewelacje z dokumentów - klauzul poufności, którymi zatykano tym kobietom usta. Wreszcie, to świadectwa tych, którzy infiltracją i zastraszaniem ofiar się zajmowali (wspomniana izraelska firma "Black Cube"). Świadectwa policjantów, którzy już przeciwko Weinsteinowi prowadzili dochodzenia, ale były umarzane tak jak teraz umarza się dochodzenia w sprawie przekrętów pisowców. Tak było w przypadku Ambry Guttierez, którą Weinstein zgwałcił. Za radą agenta udało jej się go nagrać, kiedy to przyznawał ("Taki mam nawyk" powiedział na pytanie o ten gwałt). Ale nagranie okazało się niewystarczające dla prokuratury, a Ambrę Guttierez pytano o bieliznę a jej wiarygodność podważano na tej podstawie, że była modelką, którą się rozbierała na zdjęciach.
Wreszcie, podważano ich wiarygodność, ponieważ nie były święte. Albo dlatego, że po "rzekomym" gwałcie pozowały z Weinsteinem uśmiechnięte "na ściance". Nikt nie brał pod uwagę tego, że "zrób to, uśmiechaj się, albo cię zniszczę".
I tak dalej, i tak dalej.
Farrow odwalił kawał znakomitej dziennikarskiej roboty. W audytach prawnych NBC nie było pod jego adresem zarzutów, mimo że reportaże nie zostały wyemitowane. Za to "New Yorker" nie miał nie tylko zastrzeżeń prawnych, ale i nie bał się Weinsteina. Zresztą, jak się potem okazało, w NBC również chłopcy dobrze się bawili: Matt Laurer choćby, który miał na koncie kilka molestowań seksualnych, skrzętnie zamiatanych pod dywan.
Do tej pory wobec Farrowa nie pojawił się żaden poważny zarzut, który pozwoliłby zakwestionować jego wiarygodność i uczciwość. Choć próbowano. On sam przyznawał, że do zarzutów swojej siostry wobec Allena był zdystansowany, a nawet odradzał jej ujawnianie tego. Widać w tej książce, choć nie jest jej bohaterem, że go to uwierało, że jej nie wierzył.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Czytanie ze zrozumieniem, tego co napisałem się kłania, ja o jednym, Romek o czymś innym. Nigdzie nie napisałem, że neguję zbrodnie obleśnego Żyda, czy ogólnie zjawisko molestowania w Holly (chociaż wiele pań próbowało się trochę polansować na tym temacie), odniosłem się wyłącznie do postaci Ronana Farrowa i jego motywacji.
Czytanie ze zrozumieniem, tego co napisałem się kłania, ja o jednym, Romek o czymś innym. Nigdzie nie napisałem, że neguję zbrodnie obleśnego Żyda, czy ogólnie zjawisko molestowania w Holly (chociaż wiele pań próbowało się trochę polansować na tym temacie), odniosłem się wyłącznie do postaci Ronana Farrowa i jego motywacji.
Których nie znasz, a te które sam podaje - negujesz. Ale ok. Niech ci będzie, twoje prawo.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Z trzeciej strony Ronan ze swoją rodzinną story, w której pośrednio uczestniczył być może jest najwłaściwszą osobą do rzetelnego pisania o "takiej" sprawie.
Miałem się wziąć za Wattsa i Slepowidzenie/Echo ale niespodziewanie przyszedł Wydech i dostałem jeszcze Sagę o ludziach z północy(komiks )
Czytanie ze zrozumieniem, tego co napisałem się kłania, ja o jednym, Romek o czymś innym. Nigdzie nie napisałem, że neguję zbrodnie obleśnego Żyda, czy ogólnie zjawisko molestowania w Holly (chociaż wiele pań próbowało się trochę polansować na tym temacie), odniosłem się wyłącznie do postaci Ronana Farrowa i jego motywacji.
Których nie znasz, a te które sam podaje - negujesz. Ale ok. Niech ci będzie, twoje prawo.
Jest chyba zasadnicza różnica pomiędzy "mam wątpliwości", a "neguję".
Jesteś pozytywnym gościem, nakręcasz ruch na tym forum, tyle czytasz i oglądasz, ale czasami zaskakujesz takim ślepowidzeniem rzeczywistości. Świat nie jest czarno-biały niestety, a postać Ronana jest dla mnie dyskusyjna, bo pod tym wizerunkiem świętego blond-chłopca może (podkreślam może, ale nie musi) kryć się inne dno niż wykreowany wizerunek. Może jest to szlachetny człowiek, może nie, po prostu mam wątpliwości.
Na tapecie ciąg dalszy cyklu o Jacku Ryanie (czytany w kolejności chronologicznej świata przedstawionego), po kiepskim "Czasie patriotów" i beznadziejnym "Czerwonym króliku" tym razem klasyka w postaci "Polowania na Czerwony Październik", na razie bez rewelacji, ale i tak o niebo lepiej niż w poprzedniczkach. Nie mam wielkich oczekiwań, ot takie odmóżdżacze, a naiwność w podejściu do kwestii rosyjskiej oraz amerykocentryzm razi oczy. Jak na cykl i powtarzających się bohaterów to zaskakująco mało w nich życia, niby Clancy stara się nadać bohaterom jakiś rys, ale głównie są to przesuwające się po kartkach nazwiska. Sam Jack Ryan niezmiernie irytuje, taki chłoptaś, któremu wszystko przychodzi za łatwo i za szybko, to już o wiele lepiej wypada w porównaniu z nim pełnokrwisty i nie pieszczący się w tańcu John Clark. Czekam na wodotryski.
"Daisy Jones & The Six" Taylor Jenkins Reid. Czytałem inną powieść tej autorki, "Siedmiu mężów Evelyn Hugo". Była przeciętna, ale ostatecznie znośna jako letnie czytadło. Ta z kolei bardzo różni się od tamtej. Przede wszystkim formą. Powieść jest stylizowana na dokument telewizyjny. Narracja jest prowadzona przez wiele postaci, które wypowiadają się do kamery i opowiadają historię tytułowego zespołu. Fabularnie powieść osadzona jest w latach 70-tych. Muzyka, rock and roll, narkotyki, sława, konflikty. Od początku wiadomo, po tym kim są narratorzy, jak się powieść nie skończy, znany też jest finał ogólny. Zatem nie ma co się napinać na tajemnice. Mimo to czytam z zainteresowaniem. Dzięki tej stylizacji sporo się dzieje, powieść ma niezłe tempo i wciąga.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Talent narracyjny, świetne pióro, kilka wybitnych momentów, dobra fabuła, choć wygodnych przypadków jakby odrobinę za dużo, za to klimatu noir jakby odrobinę mniej niż wcześniej. No i oczywiście główny bohater plus humor. Wszystko niby wiadome, niby znane, ale wciąż bardzo przyjemne.
Piranesi Susanny Clarke co prawda ukaże się w MAGu za miesiąc, ale nie mogłem czekać. I dobrze. Nie sposób jej porównać do poprzedniej, wielkiej powieści. To bibelot. Urokliwy i wciągający. Początkowo bardziej, potem mniej, a potem zaczyna się rozwijać i okazywać, że nie jest tak prosta jak sugerował początek. Czego oczywiście od początku należało się spodziewać. Jestem pod koniec książki, ale nie wiem jak się skończy, pomimo wielu już ujawnionych tajemnic. Podoba mi się, a jednoczesnie mam odczucie, że byłaby fantastyczną częścią większej historii splatającej powodujące zawroty głowy i poczucie wiecznej niepewności opowieści. To się świetnie czyta. Z ostateczną ocena się wstrzymam na po zakończeniu.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Piranesi Susanny Clarke co prawda ukaże się w MAGu za miesiąc, ale nie mogłem czekać. I dobrze. Nie sposób jej porównać do poprzedniej, wielkiej powieści. To bibelot. Urokliwy i wciągający. Początkowo bardziej, potem mniej, a potem zaczyna się rozwijać i okazywać, że nie jest tak prosta jak sugerował początek. Czego oczywiście od początku należało się spodziewać. Jestem pod koniec książki, ale nie wiem jak się skończy, pomimo wielu już ujawnionych tajemnic. Podoba mi się, a jednoczesnie mam odczucie, że byłaby fantastyczną częścią większej historii splatającej powodujące zawroty głowy i poczucie wiecznej niepewności opowieści. To się świetnie czyta. Z ostateczną ocena się wstrzymam na po zakończeniu.
Mike Isaac "Uber. Walka o władzę". Lubię tego typu książki, choć zdarzyło mi się kilka razy rozczarować. Ale nie tym razem. Bardzo ciekawa i wnikliwa opowieść o korporacji, która jest dla mnie ucieleśnieniem patologii Doliny Krzemowej i tego co "innowacje" z tego przeładowanego pieniędzmi padołu robią z ekonomią. Ale autor skupia się na powstaniu i rozwoju firmy - nie unikając tych ciemnych stron, ale i nie skupiając się przesadnie na nich. Ale tak czy siak, to kolejny tekst, który utwierdza mnie w przekonaniu, że libertarianizm i mizoginia idą ze sobą w nieodłącznej parze.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Niewielkich rozmiarów nowelka. Miejscem akcji jest średniowieczna japońska wioska rybacka, żyjąca, z powodu biedy, na krawędzi zagłady biologicznej. Jej tajną bronią są sztormy i skały o które rozbijają się kupieckie statki. Łupy z takiego statku potrafią zapewnić bezpieczeństwo na kilka lat. Wieśniacy próbują wpływać na los paląc przywabiające ognie na brzegu morza. Los ów bywa jednak przewrotny. Opowieść napisana jest prostym, ale zgrabnym językiem, z narracją z perspektywy młodego chłopca który musi bardzo szybko dorosnąć. Bieda zmusiła jego ojca do sprzedania się w niewolę, dzięki temu rodzina przetrwa odrobinę dłużej. Chłopiec jednak, stając się głową rodziny, podejmuje obowiązki niemal ponad jego siły.
Naturalistyczne podejście, uzupełnione beznadzieją fatalistycznej niemocy odwrócenia losu mimo krańcowego wysiłku, budują nastrój i kulminują się w tragicznych finałowych wydarzeniach.
Poza tym mamy możliwość obserwowania tradycji japońskich, drobnych zwyczajów dnia codziennego. Dla uważnych czytelników znajdą się również drobiazgi w postaci bardzo malarskich, plastycznych opisów przyrody, zwłaszcza w kontekście zmiany pór roku.
"Księga Bezimiennej Akuszerki" Meg Elison. Całkiem przyjemne postapo, przeczytałem migusiem, bo i powieść niezbyt obszerna. 343 strony to żadne wyzwanie w tym przypadku. To pierwsza część trylogii, ale stanowi samodzielną całość. Kolejne rozgrywać się mają później i kto inny jest bohaterem, choć bohaterka drugiej pojawia się już w "Księdze...". Gdyby była lepiej napisana to byłaby niezłym strzałem. A tak jest w sumie przeciętnie, ale nie płakałem czytając. Więcej będzie w recenzji.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Do błyskawicy podobne przeczytane, teraz Siedem kapitulacji Ady Palmer. Wrażenia mam mięszane, albowiem konstrukcja świata, skomplikowanie jej i namieszanie na poziomie filozoficzno-historycznym misię, i owszem, ale zirytowało mnie, że autorka nie dała mi szansy samodzielnego odkrycia/domyślenia się niektórych rzeczy na podstawie podstępnie i subtelnie przemycanych okruszków informacji, tylko wybrała deus ex machina, którym wali czytelnika z siłą młota parowego. I jeszcze zaskoczonam, że książkowa cywilizacja, mając do dyspozycji mnóstwo danych, nie monitoruje ich, nie szuka korelacji systemowo - robi to dopiero post factum (mam na myśli książkowe śledztwo ws. "ręcznego sterowania"). Wiem, że to jest z gruntu niesłuszne zaskoczenie, wszak codziennie obserwuję, jak nie umiemy/nie chce nam się wyciągać wniosków (na każdym szczeblu), bo trzeba by zrobić tabelkę przestawną w excelu, a wcześniej tego excela regularnie napychać danymi, a to przecież nudne jest i nikomu się nie chce, nie wspominając o tym, że trzeba by się te tabele nauczyć robić, jak ktoś hobbistycznie chce, to proszę bardzo, ale to jego hobby i oficjalnych wniosków na pewno na tej podstawie formułować nie będziemy. Zatem moje zaskoczenie wcale zaskoczeniem być nie powinno, tylko miłym poczuciem pewności, że akurat pod tym względem ludzie się absolutnie nie zmienią. Bo pod innymi względami też się nie zmieniają.
Już mi prawie żaden bohater nie został do lubienia. No nic, idę czytać dalej.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum