Pograłem dłużej - niedużo dłużej, godzinę może - i mam ochotę zapalić, a ja nawet nie palę. To jest zjawisko przy którym Planescape: Torment to sztampowy produkcyjniak. Dżizas, jak ta gra jest napisana, to się w pale nie mieści; bardzo mi się kojarzy nastrojem z Krakenem albo Miastem i miastem Mieville'a. Być może za rogiem czeka na mnie zawód i rozczarowanie, ale na razie dotykam Absolutu .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
During the speech for their second win of the night, ZA/UM, the team behind Disco Elysium, gave a special thanks to Karl Marx and Friedrich Engels, the authors of The Communist Manifesto.
Marks i Ork polecają . Ale dziwnym nie jest, poczynając od konstrukcji świata po opcjonalne wbicie sobie do łba konceptu że jesteśmy miejscowym analogiem Marksa, łącznie z fizycznym podobieństwem .
Nawiasem, ta gra po prostu ryje berecik i orze pytą, nie mogę się nachwalić, bo jest i eksperymentalnie - jak na przykład toczenie połowy dialogów z samym sobą albo rozwijanie takich umiejek jak Konceptualizacja (odpowiedzialna za postrzeganie świata w kategorii dzieła sztuki) czy Elektrochemia (prochy i wóda), albo cała mechanika Myśli - i jednocześnie bardzo się to ładnie udało posklejać; widziałem już cały wór gier opartych na totalnie wyjedwabionych w kosmos pomysłach, w których jednocześnie baza tak się rozjeżdżała z nadbudową że wywoływały najwyżej entuzjastyczne meh. Tutaj wszystko gra i buczy.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Po raz trzeci zaczynam Disco Elysium od nowa, chyba nigdy nie skończę tej gry. Znowu jakaś niespodziewana sytuacja sprawia, że chcę stworzyć zupełnie odmienną postać. Najpierw szedłem niezręcznym słabeuszem z wysoką psyche i dobrym intelektem. Potem uznałem, że jednak muszę być silniejszy, ale za dużo filozofii mi wtedy uciekało. No to teraz wracam do opcji pierwszej, ale z savem wyedytowanym na 5/4/4/4 Logic, rhetoric i visual calculus. Inland empire i authority.
Największym plusem tej gry jest fakt że gra się tym lepiej im większego czuba sobie stworzysz Jeśli największy przechył osobowościowy masz w stronę boring copa, robisz coś źle
Ale muszę sobie Disco Elysium ostrożnie dawkować; siadam na chwilkę i wstaję osiem godzin później ze zrytym beretem
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Wczoraj przed północą również zobaczyłem napisy końcowe. Niestety nie widze tu potencjalu na szybkie ponowne przejscie. Z postacią wycheatowaną na 5/4/4/4 zobaczyłem właściwie wszystko i pokonałem znakomitą wiekszość testów (6 pkt skilla starczy na 95% testow pasywnych i 80% aktywnych). Największy sęk jednak w tym, że pojedyncze wybory mają niewielki wpływ na możliwości i rezultaty w dalszym etapie fabuly. Wpływają niemal tylko na sposób rozwiązania aktualnej sytuacji. Stąd też gra jest dosyć liniowa, nazwałbym ją raczej interaktywną literaturą, intelektualną przygodówką z oryginalną i rozbudowaną mechaniką rpg.
Na każdym kroku widać, że to alternatywna produkcja z niszowego studia. Wszystko poza dialogami i mnogoscia ich konfiguracji zdaje się tu ucięte przed koncem, az proszac o rozszerzenie. Za mala liczba wyborow postepowania, na przyklad miedzy mniej lub bardziej agresywnym rozwiazaniem sytuacji. Pretekstowa i zbyt rzadka do uzycia mechanika walki, czyli po prostu przemocy. Mala liczba lokacji i postaci (ale z ogromna liczba dialogow). Tak naprawde lokalna w wymiarze fabula, tylko z mocnym komentarzem worldbuildingowym i filozoficznym. Wlasciwie to bedąca tlem dla tych drugich.
No bo to one sa drugą (po eksperymentalnej wrecz mechanice) sila Disco Elysium - cale to rozbudowanie filozoficzno-socjologiczno-ekonomiczne. Jakby gra stanowila tylko pretekst dla podobnych rozwazan. Tworcy, mimo ze nie kryja swej sympatii dla Marksa, nie stawiają fabuly jednoznacznie po jego stronie w przewalajacej sie przez calą grę dyskusji na linii radykalny socjalizm (komunizm) vs broniaca pokojowego status quo ideologia centrum. Powiedzialbym nawet, ze komunizm wypada w niej bardzo krytycznie.
Na koniec wspomne o jednej rzeczy, ktora uwazam za cos wspanialego - umiejetnosci Inland Empire, czyli sile wyobrazni, ktora pozwala animowac martwa rzeczywistosc. Wcielajac sie w martwe przedmioty bohater zaczyna prowadzic z nimi dialog (czyli jakby z wlasna podswiadomoscia), poznajac dzieki temu wiele niedostepnych inaczej informacji. Jest sobie trup? Nie wiadomo kto zabil? Zapytajmy go! Bez tego skilla omineloby mnie pare swietnych dialogow. Niestety tylko pare, dwa lub cztery. Oby czesc druga rozbudowala wszystkie te powyzsze ubogosci.
Tymczasem zaś poczekam na wersje polska, ktora ma w tym roku nastapic i wtedy przejde gre po raz drugi. Bo jednak moja znajomosc angielskiego nie pokryla dokladnie wszystkich tych intelektualnych rozwazan.
Ja po jakichś 20 minutach doszedłem do wniosku że to nie jest gra w którą chodzi o to żeby wygrać, tylko żeby zobaczyć dokąd nas doprowadzą nasze porażki. Stąd kompletnie olałem żyłowanie postaci i rozgryzanie mechaniki i tylko raz pobawiłem się we wczytywanie sejwów (jak trzeba było obić ryja Measureheadowi). Immersja, immersja, immersja - nie pamiętam kiedy ostatni raz w grze komputerowej robiłem cokolwiek nie dlatego że przyniesie mi to jakąś korzyść, tylko dlatego że to pasuje do mojej postaci. Pod tym względem DE obrywa pytonga.
Kameralność całego osadzenia mi kompletnie nie przeszkadzała, zwłaszcza biorąc pod uwagę że tak z grubsza (Visual Calculus [Heroic: Success]) 42% gry toczy się w głowie głównego bohatera . Cały świat w tle z resztą wygląda obiecująco, łącznie z alternatywną fizyką (dwumilimetrowa dziura w bycie wokoł której zbudowano kościół, albo współczynnik Giniego zaginający światło? Hell yeah). Mocno mi to trąciło Mieville'em.
W sumie jedyne co mi się nie podobało to rozwiązanie akcji; po głównym punkcie kulminacyjnym (trybunał) aż się prosiło o szybki i żałosny koniec, niestety trochę się to potem rozwleka.
EDIT: Z ciekawości, jakie miałeś straty? Ja nie odzyskałem broni i z rozpierduchy z życiem wyszło dwóch chłopaków Hardiego a Kim jest w szpitalu; z innych spraw Klaasje uciekła, a Ruby uratowałem i wypuściłem (cholernym cudem ) wypuściłem.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Ja po jakichś 20 minutach doszedłem do wniosku że to nie jest gra w którą chodzi o to żeby wygrać, tylko żeby zobaczyć dokąd nas doprowadzą nasze porażki. Stąd kompletnie olałem żyłowanie postaci i rozgryzanie mechaniki i tylko raz pobawiłem się we wczytywanie sejwów (jak trzeba było obić ryja Measureheadowi).
Ja akurat zinternalizowałem jego teorię i obić już się nie dało. A z akcji must have, dla których ładowałem kilka razy, były tany w kościele i przekonanie Kima, by też wszedł na parkiet.
Do tego na samym końcu jest bardzo znaczący test percepcji i inland empire, które otwierają zajebisty dialog podbudowujący fabułę i lore. Ogólnie już sama rozmowa z ostatnim prawdziwym komunistą była ideologiczną gratką.
Stary Ork napisał/a:
EDIT: Z ciekawości, jakie miałeś straty? Ja nie odzyskałem broni i z rozpierduchy z życiem wyszło dwóch chłopaków Hardiego a Kim jest w szpitalu; z innych spraw Klaasje uciekła, a Ruby uratowałem i wypuściłem (cholernym cudem ) wypuściłem.
Odkąd dowiedziałem się o trybunale, stało się dla mnie jasne, że muszę pakować hand/eye coordination. No i odzyskać broń. Ale straty i tak byłby znaczące - trzech Hardiech. Nie wiem, jak by to wyglądało, gdyby przejść ten ostatni niemożliwy test reaction speed. Wcześniej zaś też wypuściłem z rąk Klaasje i Ruby. Poza tym na równi superstar i boring cop. Communist 20, moralist 10. Good cop prawie maks, honour tylko 3.
Miałem wyjściowo Authority na -5 i sobie odpuściłem . Superstar 18, Sorry 16, Boring 3, Apocalypse 6, pełny komunizm, Good cop 33, honor 4 Nie skompletowałem zbroi, nie odzyskałem broni, więc jest pole do poprawy w drugim przejściu.
EDIT: I, oraz, ofkorz w następnym podejściu muszę uzbierać 700 reali na latarnię uliczną
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Chyba zacznę drugie podejście, poprzednie mi się tak jakoś urwało w pół . Z drugiej strony mam napoczęty Greedfall, do tego ciągnie mnie na fafnasty rejs przez Mass Effect.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Moja postać to ludź, Old Valia, mag - evoker.
Jego rola w drużynie jest klarowna - rozpierdalacz, wyciąga srogi AoE i solo dps.
Eder, zawadiaka (wojownik + łotrzyk). Robi za tanka. Uwierz mi bądź nie, ale jest fajna synergia między tymi klasami. Nawet w roli czysto defensywnej. Zwłaszcza jak już masz Persistent Distraction i potrafisz związąc walką kilku przeciwników. Albo jak masz na przykład wysokie odbicie (bo jako wojownik masz) i pasywna ripostę - każde odbicie daje w kontrze pełen atak. Robi się zaskakująco fajny dps jak na tanka.
Xoti, mnich. Im wyższy poziom, tym większy rozkurwiator w zwarciu. Muszę pokminić kiedyś nad charem mnich/łotrzyk albo mnich/wojownik.
Pallegina, herald (paladyn + pieśniarz). Krótko pisząc - support dps/buffer.
Maia, zwiadowca (ranger + łotrzyk). Zaskakująco fajny crowd control na odległość. Jeszcze upolować jej dwustrzałowy arkebuz za 10k i będzie wtedy też fajnym dpsem.
Pellasię i Majke jeszcze docieram, ale reszta drużyny błyszczy. I napierdala.
Ja mam na razie Edera i Alotha przez wzgląd na stare czasy, Xoti przez wzgląd na urok osobisty i Konstantena przez wzgląd na to że drużyna bez krasnoludzkiego ex-żigolaka z jebutną halabardą zawsze jest niekompletna. Do tego mój pieśniarz wymiatacz na dwie krócice i arkebuz, i można iść w miasto. Na pokładzie jest jeszcze ten niebieski pokurcz enigmatyk, ale jakoś na razie nie ma między nami chemii. Nie bawiłem się w dwuklasowości, Eder jest woj, Aloth mag, Xoti kler, krasnal barbarzyńca. Może za następnym razem się pobawię, na razie gram dla fabuły .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Kupiłem sobie Nintendo Switch Lite. Znowu gram w gry. I to w takie, których nigdy w życiu nie odpaliłbym na PC, a jednak dają masę frajdy. Mocno polecam, jak ktoś lubi usiąść do jakiejś gierki na 15-30 minut, a nie przeznaczać 3 godziny na zrozumienie mechaniki rozgrywki (choć oczywiście skomplikowanych pozycji też jest tu masa).
Pillarsy 2 bardzo szybko mi się znudziły. Niby jest fajnie, ale bardzo szybko robi się nudno. Dobiłem do 20 poziomu, nacieszyłem się mechaniką i stwierdziłem, że to pierdolę i wracam do Original Sin 2 knuć pornobuildy. I pewnie knułbym dalej, gdyby nie żarniak, który mi sprzedał bakcyla Grim Dawn.
Grim Dawn to mięsisty, klimatyczny, całkiem zajebisty ARPG. W sam raz na izolację. Siedzisz, grindujesz i masz dziki ubaw szwendając się inkwizytorem z dwoma rewolwerami. Polecam uwadze.
Coś jakby Diablo i Warhammer mieli całkiem udanego bękarta.
takoż zakładam że brak mi tego softu.
H&S skończyły się dla mnie na poziomie Kaos Stiricke Back i Eje of the Baheldor III grane z przyjaciółką ... czy nawet na.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum