Odgrzebuję temat, żeby gorąco wszystkim polecić lekturę wspomnianej w pierwszym poście Przystani wiatrów (zwłaszcza że jakiś czas temu dość nieoczekiwanie dostaliśmy nowe wydanie, nieco większe i cięższe, ale z równie ładną okładką, co to stare z lat 90).
W przeciwieństwie do Toudisława książkę uważam za bardzo dobrą - ba, za zdecydowanie lepszą niż PLiO. Nie dziwi mnie surowa ocena, gdyż powieść nie jest, oczywiście, tak efektowna (by nie rzec efekciarska) i napisana z takim rozmachem, a bardziej niestandardowa fantastyka często bywa niedoceniana.
Co prawda styl narracji i skrawki informacji wydłubane z internetu sugerują, że książka została napisana w większości przez Lisę Tuttle, ale nawet jeśli Martin głównie podpisał się na okładce, to chwała mu za to. Jestem pewna, że dzięki jego nazwisku po Przystań wiatrów sięgnęło dużo więcej osób, niż gdyby powieść była sygnowana tylko nazwiskiem Tuttle (zwłaszcza u nas, gdzie w zasadzie nikt nie zna jej książek).
Jako wielbicielka wszelkich tematów związanych z lataniem od dziecka uwielbiam tę książkę, a po latach doceniam ją jeszcze bardziej - dzieci/młodsze nastolatki mogą poczuć się zniechęcone dość gorzkimi refleksjami i trudnym życiem głównej bohaterki, poza tym, parafrazując klasyka, duch melancholii unosi się nad wodami. No i osoba dorosła prędzej doceni Maris - nie pozbawioną wad czy uprzedzeń (mimo bycia, w pewnej dziedzinie, bardzo postępową!) główną bohaterkę, pokazaną w sposób o wiele bardziej realistyczny, by nie rzec brutalnie przyziemny, niż popularne obecnie różne wersje Katniss Everdeen, któraż to bohaterka zapoczątkowuje dość radykalną zmianę obyczajową (patrz: wspomniana dziedzina). Dodajmy, że Maris pozbawiona jest tzw. plot armor, a wspomniana rewolucja społeczna rodzi się w bólach, a jej reperkusje są spore - owszem, sprawa idzie tylko o społeczność lotników, ale, jak przystało na umiejętnie, acz minimalistycznie opisany świat, żadne takie zmiany nie dzieją się w próżni.
Nawet jeśli świat Przystani wiatrów jest mało przyjazny, a życie lotników nie zawsze jest pełne chwały, za to często dość trudne, a czasem też krótkie, z przyjemnością przeczytałabym więcej fikcji osadzonej w tym świecie. Przydałoby się więcej fantastyki skupiającej się na tematyce lotniczej, czy to w wersji z lotniami/przypinanymi skrzydłami (jak jest tutaj), czy to w wersji bardziej standardowej, z szybowcami i samolotami.
PS: Tak jak Pern, Przystań wiatrów w zasadzie można uznać zarówno za fantasy, jak i za SF.
Wcale nie. Bo tylko boty nie wiedzą, że należy najpierw się przywitać.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Silvery - spokojnie, to tylko Fidel... taki nasz bot strażniczy
co do Przystani wiatrów - dość dawno temu czytałem mikropowieść w Fantastyce "Planeta Burz" która później została chyba właśnie rozwinięta w pełnoprawną powieść. Musiałabyś sięgnąć do starych F (z początkowych lat) i porównać - mi w tamtym czasie bardzo się podobało
Co do Planety burz - coś mi świta, ale muszę się nad tym zastanowić.
może być tak że PB napisali wspólnie a w książkę przekształciła L. Tuttle ? albo w ogóle to jest ta sama książka tylko tym razem wydana w formie książkowej. Choć pamiętam że w F. to nie było specjalnie długie.
może być tak że PB napisali wspólnie a w książkę przekształciła L. Tuttle ? albo w ogóle to jest ta sama książka tylko tym razem wydana w formie książkowej. Choć pamiętam że w F. to nie było specjalnie długie.
Och, nie mówię, że Martin nie napisał ani słowa, tyle że, wnioskując po stylu, wydaje mi się, że w zdecydowanie mniejszym stopniu przyłożył do tego rękę.
Wydaje mi się, że nie czytałam tego opowiadania. Trzeba będzie wygrzebać płytkę z archiwami Fantastyki. Co ciekawe, Google podpowiada, że oprócz "Planety burz" ("The Storms of Windhaven") przed napisaniem książki powstało jeszcze co najmniej jedno opowiadanie - "One-Wing". Mam takie dziwne wrażenie, że te opowiadania trafiły do książki, być może w lekko zmodyfikowanej wersji.
Książka ma około 400 stron, więc nie jest bardzo długa.
EDIT: O proszę, Martin o tych opowiadaniach i ogółem o Przystani wiatrów (i, o czym nie wiedziałam, o planowanej kontynuacji, która pewnie nigdy nie powstanie...):
https://goo.gl/2mFLwU
Czyli można powiedzieć, że w Fantastyce opublikowano jedną trzecią książki (nie licząc prologu i epilogu).
Światło się mroczy.
Worlorn, błądząca planeta, kończy swoją wędrówkę po obrzeżach Kręgu Ognia - układu, który umożliwił, przynajmniej na chwilę, uczynienie świata zamieszkałym. Cały wiek terraformacji, by ludzkość z okolicznych (chociaż słowo to w przypadku gwiezdnych odległości traci na znaczeniu) planet mogła urządzić dziesięcioletni festiwal.
Ale teraz jest już po imprezie. Turyści wyjechali, organizatorzy odeszli, miasta opustoszały, pozostała garstka spóźnialskich, naukowców, myśliwych czy kogo jeszcze tam ciągnie na powoli dogorywającą planetę.
Nie trzeba sięgać po oryginalny tytuł (Dying of the Light) aby wychwycić, że utwór ten jest po części złożeniem hołdu Umierającej Ziemi Jacka Vance.
Jest też pierwszą powieścią Martina i to niestety idzie odczuć. Główny bohater - Dirk t'Larien zostaje wezwany na Worlorn przez swą dawną ukochaną Gwen. Na miejscu sprawa się komplikuje, ale... praktycznie przez pół książki nic się nie dzieje. Wróć, inaczej - pół książki zajmuje autorowi nakreślanie skomplikowanej sytuacji, odmalowanie kulturowego tła, przedstawienie bohaterów z ich dylematami (tak między nami - z wyjątkiem Jaana Vikarego - są dosyć jednowymiarowi postaciami), ogólnie przygotowanie sceny. Ale kiedy już wszystko jest gotowe, Martin pokazuje co potrafi najlepiej. Zaczyna się coś dziać, są zwroty akcji, intrygi - chociaż dla kogoś, kto czytał późniejsze książki, ławo przejrzeć autora i przewidzieć co się stanie.
Chociaż od wydania książki minęło czterdzieści lat, ciężko nie odnosić jednego z jej podstawowych problemów do współczesności - akceptowania kulturowej odmienności i wynikających stąd praw kobiet. Nie wykluczam jednak możliwości, że odczytałem to tak jak mi pasuje.
Podsumowując, Światło się mroczy to powieść w której Martin dopiero zaczyna się rozkręcać, jest sympatyczna (w końcu nominacji do Hugo i BFA za piękne oczy nie dostała) ale raczej nie nadaje się dla tru-fanów budujących ołtarzyki dla Pieśni lodu i ognia.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
No nie do końca, PLiO była już nieźle znana przed serialem. Ale fakt, już wcześniej był to autor rozpoznawalny.
Co do samych "Retrospektyw" to płynie z nich dość ciekawa nauka: nawet grafoman (bo Martin zamieszcza swoje pierwsze opublikowane próbki, które bolą) może stać się dobrym pisarzem.
Na litość boską, "Człowiek w kształcie gruszki"! I bez przesady, jest tam trochę więcej dobrych opowiadań. A grafomanię fajnie się czyta jako uzupełnienie wstępów do niej, kiedy Martin opowiada swoją pisarską historię.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
. Ale fakt, już wcześniej był to autor rozpoznawalny.
Rozpoznawalny. Martin latami wygrywał wszystkie plebiscyty na najlepsze opowiadanie.
Nawet powstał film na jego podstawie. Każdy fan fantastyki znał grrmartina.
Pieśń w okresie 1 wydania - to była najlepsza "nowa fantasy" ale potem minęło.
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Rozpoznawalny. Martin latami wygrywał wszystkie plebiscyty na najlepsze opowiadanie.
Nawet powstał film na jego podstawie. Każdy fan fantastyki znał grrmartina.
Pieśń w okresie 1 wydania - to była najlepsza "nowa fantasy" ale potem minęło.
Z tymi "latami" to bym nie przesadzał. Miał nagrodzonych z 6 tekstów na przestrzeni 20 lat - dobry wynik, ale przy liczbie nagród i kategorii na zachodzie, to znalazło się trochę lepszych.
I zależy co definiujesz za "fana" fantastyki. U nas jak się na lewo i prawo chwaliłem "Grę o tron" (książkę), to w większości przypadków była reakcja "meh, jakieś smoki?", a niektórzy - a fakt, były "Piaseczniki". Na rynku zachodnim było inaczej oczywiście.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum