Debiutant, stąd temat jednoczesnie bezpośrednio dotyczy "Gromowładnego" którego obszerną recenzje właśnie dopieszczam (wkrótce na Katedrze). Obszerną ponadprogramowo, dlatego że to niewymuszona frajda analizować tego typu książki - jak na debiut powieściowy naprawdę oszałamiająca pozycja, choć bardziej od strony potencjału autorskiej wyobraźni niż rzemiosła literackiego:
opis Gromowładnego napisał/a:
Miasto, prawdziwe bądź wymyślone, pojawia się w wielu gatunkach powieści fantastycznych, zwłaszcza w literaturze urban fantasy. Jednak niewiele fikcyjnych powieści w prawdziwie ekstrawagancki sposób czci, odkrywa i bada miasta; rzadko kiedy miasto przestaje być jedynie dekoracją, a staje się pełnoprawnym bohaterem. Na myśl przychodzą Bellona Delany'ego, New Crobuzon Miélville'a, Viriconium Harrisona, Ambergris VanderMeera, Gormenghast Peake'a, Lankhmar Leibera czy niezliczone wizje Londynu autorstwa Moorcocka. Do tej ekskluzywnej listy możemy dodać Ararat, metropolię dotkniętą plagą bogów, gdzie toczy się akcja imponującej debiutanckiej powieści Feliksa Gilmana pt. Gromowładny... To mistrzowska powieść, oszałamiająca i nieoczekiwana jak grom z jasnego nieba...
Gromowładny robi wrażenie polotem, śmiałością wizji i pomysłowością. Miasto Ararat jest stworzone z takim przepychem i wyczuciem, że od pierwszej strony nie wątpimy w jego realność. Nazewnictwo olśniewa bogactwem przydomków i neologizmów. Kwestie ekonomiczne i społeczno-polityczne zostały przedstawione w solidny i wiarygodny sposób. Poszczególne warstwy miasta są traktowane z należytą uwagą. Bogowie odgrywają subtelną i odpowiednio dziwaczną rolę. Uwagę przykuwają także wzmianki o wielowymiarowości przedstawionego świata. Ararat jest równie nastrojowym miejscem co Ambergis czy New Crobuzon, a także inne miasta "nie z tego świata", jednak zachowuje oryginalność.
Jeszcze nie. Czekam na jakąś polską recenzję. W innym temacie Maeg wrzucił linki do recenzji zagranicznych, ale nie przekonują mnie. Już miałem zamówioną, kiedy Empik przysłał mi najpierw wiadomość, że będzie opóźnienie, a potem wycofał się z realizacji zamówienia z powodu braku u dostawców. Uznałem to za "znak". I czekam na recenzję. Ta książka to dla mnie tabula rasa. Bo blurby nic nie mówią.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Gromowładny to przyjemna lektura, przynajmniej tak tą książkę odebrałam. Trochę się przestraszyłam kiedy znalazłam słowa pochwały dla niej autorstwa Sandersona... Ale poniżej w podobnym tonie wypowiada się VanderMeer. Cóż, widać, że to debiut. A samo Ararat można by jeszcze dopracować, autor nie uniknął też pewnych uproszczeń. Czy warto to kupić? Trudno coś jednoznacznie powiedzieć, nie jest to jakaś porywająca lektura, ot takie przyjemne czytadło na odprężenie
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Nie. Akurat miasto nie wymaga dopracowania - z prostej przyczyny - SPOILER autor pokazując po pierwsze wszechmiar miasta po drugie potęgując to koncepcją rzeczywistości alternatywnych w których zawsze wystepuje miasto, sugeruje iż tak naprawde miasto jest WSZYSTKIM i możliwe że wystąpiło w nim już wszystko z wszystkich konfiguracjach - to takie miasto permutacji. Nie ma więc sensu dopracowywać Ararat czy go rozbudowywać bo autor poprzez kreacje świata wyraxnie twierdzi że ile by jeszcze nad tym nie pracował zawsze będzie to miało charakter dowolnej liczby całkowitej (nieważne czy 10 czy 10 000) do nieskończoności /SPOILER
Metzli napisał/a:
autor nie uniknął też pewnych uproszczeń.
Mogłabyś uniknać pewnych uproszczeń i sprecyzować tą opinie?
Nie ma więc sensu dopracowywać Ararat czy go rozbudowywać bo autor poprzez kreacje świata wyraxnie twierdzi że ile by jeszcze nad tym nie pracował zawsze będzie to miało charakter dowolnej liczby całkowitej (nieważne czy 10 czy 10 000) do nieskończoności
I tym zgrabnym sposobem można tłumaczyć wszelkie niedociągnięcia To o czym piszesz dowiadujemy się przy samej końcówce, wcześniej nie zaszkodziłoby bardziej dokładnie przedstawić tą formę Ararat, w której zjawia się Arjun. Czy później kolejną z alternatywnych możliwości. Wszystko jest przedstawione bardzo pobieżnie, nie można tego tłumaczyć jedynie przez argumentację o koncepcji rzeczywistości. Pewne niedociągnięcia warsztatowe też swoje zrobiły.
A uproszczenia, choćby w samej kreacji bohaterów, którzy są tacy nieskomplikowani. Ten mały romans Arjuna i Olimpii (chyba najsłabsza część ;P), idea Atlasu, tworzenie gangu przez Jedwabnego Jacka to dla mnie ledwie szkice. Wszystko toczy się zbyt gładko ;P
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
I tym zgrabnym sposobem można tłumaczyć wszelkie niedociągnięcia To o czym piszesz dowiadujemy się przy samej końcówce, wcześniej nie zaszkodziłoby bardziej dokładnie przedstawić tą formę Ararat, w której zjawia się Arjun. Czy później kolejną z alternatywnych możliwości.
Na tym zgrabnym sposobie opiera się moim zdaniem ksiązką więc trudno od niego abstrahować. Pozatym cześć o alternatywnych rzeczywistościach to i tak taki ostatni akcent na pokazanie wszchmiaru Ararat - wcześniej już mówiono że dla czesci miasta w której funkcjonuje Ajrun krańce miasta mają półlegendarny charakter. W dyskusji o Podziemiach Veniss argumentowalimy na odwrót - ja wyraziłem brak w przedstawieniu większej ilości poziomów ale to z tego powodu że Veniis miało skończoną naturę i brakowało mi pewnej płynności przejścia a sama ksiązka była krótka. W Ararat nie daje rady domagać się tego samego, pozatym ta cząstka Ararat w której funkcnouje Ajrun została BARDZO dokładnie opisana, z uwzględnieniem ekonomii, sytuacji politycznej i prawnej (fajna była wizja współistnienia wielu systemów jurystykcji), sytuacji ludzi z różnych grup społecznych. Dlatego poprostu nie idzie się z Toba zgodzić.
Metzli napisał/a:
A uproszczenia, choćby w samej kreacji bohaterów, którzy są tacy nieskomplikowani. Ten mały romans Arjuna i Olimpii (chyba najsłabsza część ;P), idea Atlasu, tworzenie gangu przez Jedwabnego Jacka to dla mnie ledwie szkice. Wszystko toczy się zbyt gładko ;P
Zwróć uwagę że stosownie do skomplikowania osobowości bohatera poświęcono im stosownie odpowiedną ilośc miesja. Ajrun jako najbardziej wachający się, poszukujący i rozterkowyi jest głównym bohaterem a Arlandes która faktycznie jest bardzo prosta kreacją tylko "miga" od czasu do czasu.
a pijąc do twoich przykładach to:
• pzecież wyraźnie przedstawiono Olimpie jako kobietę wyzwoloną która nie krempuje się specjalnie mając kilku kochanków, a jej związek z Ajrunem miał podłożoe bardziej przyjacielskie niż jakiekolwiek inne. Pozatym Ajrun miał inne idee fixe niż Olimpie. Więc nie wiem czy Ty spodziewałaś się epickiego romansu- ja nie.
• idee Atlasu opisano moim zdaniem wyczerpująco. W zasadzie jest to całkiem bezpośrednie przeniesienie na fantastyczny grunt działaności Encyklopedystów których idea nie była wcale jakoś bardzo skomplikowana " zebrac jak najwięcej wiedzy w jednym miejscu w przeświadczeniu że wiedza oświeca ludzi i czyni ich dobrymi" i wszystko to zawarto w Gromowłądnym.
• Samo tworzenie gangu akurat odbywało się BARDZO płynnie, dopiero w późniejszej dzialaności były przeskoki skonikąd uzasadnione.
Metzli napisał/a:
Wszystko jest przedstawione bardzo pobieżnie, nie można tego tłumaczyć jedynie przez argumentację o koncepcji rzeczywistości. Pewne niedociągnięcia warsztatowe też swoje zrobiły.
Zgadzam się, ale akurat to nie niedociągnięcia w kreacji świata, tylko niedociągnięcia w warstwie fabularnej która czasami zostaje w tyle za kreacją świata. Wydaje mi się że Gilman najpierw zakładał jakieś określone zmiany w Ararat a później starał się je usprawiedliwiwać fabularnie, skutkiem czego moim zdaniem np. wątek Tajfuna, konkretnie jego geneza jest jednym z najsłąbszych w książce.
Moim zdaniem zarówno kreacja świata jak i kreacja bohaterów są bardzo dobre - niestety fabuła, która osadza bohatera w świecie, czasami szwankuje i wydaje się dorabiana w ostatniej kolejności. Z powodu wyżej wymienionych argumentów takie przekonanie zawarłem w recenzji i będe się go trzymał.
W dyskusji o Podziemiach Veniss argumentowalimy na odwrót - ja wyraziłem brak w przedstawieniu większej ilości poziomów ale to z tego powodu że Veniis miało skończoną naturę i brakowało mi pewnej płynności przejścia a sama ksiązka była krótka.
Nie za każdym razem należy oczekiwać od autora, że w najdrobniejszych szczegółach odda czytelnikowi miejsce akcji. W niektórych przypadkach jest to uzasadnione i słuszne, w innych niepotrzebne czy może nie takie niezbędne. Przy Veniss VanderMeer miał zupełne inne założenia, inny pomysł na charakter fabuły, prowadzenia narracji itd. Chociaż wizyta na innych jeszcze poziomach byłaby pewnie dość interesująca.
możliwe spoilerki
Ł napisał/a:
Wydaje mi się że Gilman najpierw zakładał jakieś określone zmiany w Ararat a później starał się je usprawiedliwiwać fabularnie
I tu się zgodzę. Był pomysł na miasto takie jak Ararat, trzeba było dobrać do tego resztę i dopracować szczegóły. I na tym etapie debiutant trochę się poślizgnął. Opisuje poszczególne elementy (jak choćby wymienioną przez ciebie sytuację polityczną, ekonomiczną czy społeczną), ale ledwie ślizga się po powierzchni, nie wchodzi głębiej, pokazuje zarys i od razu idzie dalej. Co do innych bohaterów, dla mnie tylko Arjun jest jedyną dobrze zarysowaną postacią. Reszta Olympia, Jack czy Arlandes to znowu ledwie szkice bohaterów, o innych już nie wspominając, bo stanowią ledwie tło. Związek Olympii i Arjuna, ani to dobrze pokazana miłość ani burzliwy romans (niekoniecznie musi być od razu epicki ;P). Strata Arlandesa, też taka dość bez wyrazu.
Wykonanie mogło być lepsze i tyle
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Zmogłem. Po pierwszej połowie byłem bardzo zaciekawiony, ale im dalej w las, tym gorzej. Z dość ciekawej opowieści trafiłem w chodzenie po mieście i czekanie okraszone kolejnymi walkami. Sam koniec nieco poprawia odbiór całości, ale ogólnie, duże rozczarowanie.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
W niektórych przypadkach jest to uzasadnione i słuszne, w innych niepotrzebne czy może nie takie niezbędne. Przy Veniss VanderMeer miał zupełne inne założenia, inny pomysł na charakter fabuły, prowadzenia narracji itd.
Wchodzisz na taki poziom ogólności wypowiedzi że aż beztreściowości. To że są to różne książki to wiadomo i dlatego ja konkretnie zaargumentowałem dlaczego Podziemia Venis mogłobybyć dłuższe (bo są krótkie jako powieść, a samo przejście przez podziemia zbyt skokowo stopniuje przejście od sf do psychodelii) i dlaczego nie miałoby sensu w przypadku Gromowłądnego (wszechmiar miasta do kwadratu, czyli praktyczna nieskończnośc opcji do opisu czyli twój postulat jest neimożliwy do spełnienia). A u ciebie to trochę taka gadka "w okreslonych okolicznosciach okreslone kroki powodują określone skutki"... taaa, nie sposób się nie zgodzić.
Metzli napisał/a:
Ł napisał/a:
Wydaje mi się że Gilman najpierw zakładał jakieś określone zmiany w Ararat a później starał się je usprawiedliwiwać fabularnie
I tu się zgodzę. Był pomysł na miasto takie jak Ararat, trzeba było dobrać do tego resztę i dopracować szczegóły. I na tym etapie debiutant trochę się poślizgnął. Opisuje poszczególne elementy (jak choćby wymienioną przez ciebie sytuację polityczną, ekonomiczną czy społeczną), ale ledwie ślizga się po powierzchni, nie wchodzi głębiej, pokazuje zarys i od razu idzie dalej.
Zupełnie nie o to chodziło w mojej wypowiedzi, więc twoja zgoda mnie nie buduje. Nie miałem na myśli opracowanie miasta z jego system politycznym, prawnym czy ekonomicznym, bo to jak wspomniałem jest opracowane dla mnie w stopniu zadowoalającym. Miałem na myśli pokazanie przemiany miasta - która wydaje się założona z góry i usprawiedliwana fabularnie z przeciętym skutkiem (wątek Tajfuna przedewszystkim, wątek rewolucyjny mimo nierealnej szybkości zmian daje radę).
Metzli napisał/a:
Związek Olympii i Arjuna, ani to dobrze pokazana miłość ani burzliwy romans (niekoniecznie musi być od razu epicki ;P).
Eeee... czy każdą książke w której nie ma wielkiej miłosci albo burzliwego romansu tak skreslasz? W Gromowłądnym wątek miłosny na dobrą sprawe nie istnieje (romans Ajruna i Olimpi od początku do końca jest koleżeński, Ajrun stawia na 1 miejscu poszukiwania, Olimpia Atlas- oboje tego nie kryją, tak więc nawet nie ma sugerowania jakiejkolwiek miłosci) więc twoja już kolejna krytyka tego wątku wydaje mi się na siłę. Trudno krytykować coś czego nie ma - no chyba ż jesteś aż taką fanką fantastycznych harlekinków że rzeczywiście ten brak psuje ci odbiór ksiązki. Mniei nie.
toto napisał/a:
Z dość ciekawej opowieści trafiłem w chodzenie po mieście i czekanie okraszone kolejnymi walkami.
Dla mnie ta przechodzona część świetnie oddaje rewolucyjny klimat, to znaczy ciągłe poruszenie i zamieszki/ucieczki w niespodziewanym momencie.
VanderMeer nie uczynił z Veniss (tak jak to miało miejsce w przypadku Ambergris) osobnego bohatera, Gilman z Ararat jak najbardziej. A taki zabieg implikuje dalsze rozwiązania.
spoilery
Relacje Arjun-Olimpia to tylko jeden z wielu przykładów. Płytkość w przedstawianiu innych bohaterów, relacji między nimi, pierwszy opis jednej z form Ararat (bo nigdzie nie napisałam, że oczekiwałam dokładnego opisu każdej z alternatywnych rzeczywistości) - niby wszystko na swoim miejscu, jednak brak dopracowania kolejnych elementów kuje w oczy.
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
VanderMeer nie uczynił z Veniss (tak jak to miało miejsce w przypadku Ambergris) osobnego bohatera, Gilman z Ararat jak najbardziej. A taki zabieg implikuje dalsze rozwiązania
Błędne wynikanie. To że miasto jest upodmiotowione nie może być utożsamione z tym że jest wyczerpująco opisane - przecież bardzo często spotyka się bohaterów (często antagonistów) którzy się tajmniczy, kreowani przez niedopowiedzenie - i brak wiedzy o nich wcale nie oznacza że są mniej osobowi niż byli. Równie dobrze mogłabyś wybrzydzać że Polański w Dziecku Rosemary nie pokazał nigdy Dziecka Rosemary i to jest karygodny błąd (no bo jak w filmie nie pokazac tytyułowego bohatera), a nie świadome zręczne posunięcie rezysera. Przykład prosto z ksiązki - przypomnij jak mieszkańcy Arrarat reagowali na próby narysowania mapy przez Ajruna i dlaczego on koniec końców zrezygnował z tego (i to był pierwszy moment w którym zaczoł rozumieć w jakimś stopniu miasto). Jeśli zrozumiesz to co zrozumiał Ajrun automatycznie twój problem zniknie.
Mhm, tak, tak. Ja po prostu nie dostrzegam całej głębi tej powieści... ;P
Sam pomysł na miasto - ok, rozwiązania fabularne już zdecydowanie mniej (co sam zresztą przyznajesz). Ale sama końcówka i pełne wytłumaczenie działania Ararat nie usprawiedliwia niedociągnięć na innych polach. Spłyceniu innych bohaterów, relacji między nimi, kreacji pierwszej z form miasta jakie poznaje czytelnik. Nawet nie chodzi, że wszystko musi być dopowiedziane do samego końca, to co zostaje nam przedstawione przez autora, co sam decyduje się odkryć przed czytelnikiem - to dla mnie wymaga dopracowania. Może to kwestia wyćwiczenie warsztatu.
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Przeczytałam. Wrażenia mam mieszane. Początek, tj. opowieść, jak Jack zyskał nową moc, odebrałam dość beznamiętnie (schemat!), dopiero postać Arjuna i powody jego pielgrzymki do miasta mnie zaciekawiły (mimo, że też schemat). IMHO dobrze oddane jest jego błąkanie się po obcym mieście, próby zainteresowania poszukiwaniami (bezowocne i niemal zniechęcające) kogoś, kto mógłby coś wiedzieć i pomóc. Oczywistym było, że Arjun i Jack w jakiejś chwili się spotkają - byłam tylko ciekawa, jak autor zaplącze ze sobą oba wątki.
Podobał mi się wątek Tajfuna, a sam pomysł na zarażenie/skażenie boga jakimś kawałkiem człowieczeństwa (choćby nie najpiękniejszym) wydaje mi się bardzo obiecujący, choć go jeszcze nie przemyślałam do końca (znaczy, do miejsca, gdzie stosowna wiedza mi się kończy). Wizję miasta przenikającego przez wszystkie rzeczywistości i usuwającego w cień wszystkie ambicje ludzkie, dążenia, osiągnięcia; miasta o zmiennej znienacka geometrii ulic, rozciągającego się hen, hen, jak daleko (a może i jeszcze dalej) - otóż tę wizję kupuję bez zastrzeżeń. Mało tego, łykam ze smakiem. Końcówkę powieści, w której Arjun wędruje przez miejsca i czas - także. Tylko brakowało mi jakiegoś bliższego powiązania obecności miejskich bogów z Górą - parę razy trafiłam na wzmianki, że tam właśnie jest źródełko potęgi i mocy, zatem zastanawiająca dla mnie jest sytuacja, w której nie dąży się z większym uporem do zbadania tego tematu. Owszem, jakaś ekspedycja zaginęła i to częściowo wyjaśnia brak informacji, ale IMHO bohaterowie jakoś tak zbyt łatwo z wyjaśnienia rezygnują, zbyt łatwo "odpuszczają". Ale nie będę się tu upierać, bo może okazać się, że i tu miała miejsce boska interwencja (wszak w mieście to chleb powszedni).
Kreacja postaci jest IMHO zadowalająca, zupełnie wystarcza na potrzeby powieściowego świata. Jedni są opisani bardzo dobrze (Arjun) z przedstawieniem całej motywacji działania, a inni - już nieco słabiej. Ale nijak nie da się IMHO z tego zrobić zarzutu - rola Olimpii jest w powieści mniejsza i to, czy lubi ona naleśniki z dżemem na śniadanie lub czy sypia przykryta kocykiem po same uszy mnie nie bardzo interesuje. I tak samo patrzę na postać Jacka - młody, niedojrzały dzieciak ze zwichrowanym dzieciństwem i takim "trochę" jednostronnym wykształceniem, działa wyłącznie instynktownie i impulsywnie. I to mi wystarcza - mało tego, uważam, że gdyby Jack zaczął dumać i analizować za bardzo, to kłóciłoby się z jego wizerunkiem dziecka ulicy.
W sumie uważam, że "Gromowładny" jest całkiem niezłą powieścią. Nie ma w niej może jakiś fajerwerków, ale jest za to klimat. No i mam parę rzeczy do przemyślenia po lekturze - lubię tak.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
A propos Twojego post scriptum - na stronie 78-79 (chyba - do licha, znowu piszę bez książki pod ręką!) jest taka jednolinijkowa wzmianka o upierzonym kapłanie kultu jaguara bodaj. I tak mi jakoś się on z okładkowym osobnikiem skojarzył. I nawet nie wiem czy słusznie, bo laikiem jestem w sprawie stroju służbowego szamanów południowoamerykańskich.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Ja właściwie zaczełem swoją reckę od czepiania się okładki. Moim zdaniem sam kapłan/szaman/łotewa jak najbardziej na miejscu (nawet gdyby był to kapłan wielkiego śledzia, ubrany w łuski też bym się nie czepiał bowiem założenie Gromowłądnego jest taki że i tak wszystko gdzieś jest), natomiast wielkim okładkowym nieporozumieniem jest nie uwzględnienie żadnego elementu scenografii miejskiej.
Co do Apocalypto, to tez się mnie pytano co o aztekach czytam. ; )
(nawet gdyby był to kapłan wielkiego śledzia, ubrany w łuski też bym się nie czepiał bowiem założenie Gromowłądnego jest taki że i tak wszystko gdzieś jest)
Zgadzam się. Ano faktycznie miasta w tle brakuje. Ale z drugiej strony, skoro miasto takie zmienne i hmm... nienanoszalne (że tak słownictwem Hermiony Granger pojadę ), to może niesłusznie się czepiamy...?
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Rzeczywiście przy maksymalnym wkładzie dobrej woli i zainwestowaniu w obrazek sporych zasobów wyobraźni własnej, możemy uznać że to skały to po prostu inna forma miasta. Ale ja taki szczodry nie jestem.
Mam lekko mieszane uczucia po lekturze. Książka dobra ale niestety nie wciąga. Ciągle miałem jakieś poczucie niedosytu. Powiększanie tym, że jest to intrygująca pozycja. Chyba był to efekt słabych profili psychologicznych bohaterów. To się co prawda zmieniało z czasem ale pierwszy efekt pozostał a i tak było sporo postaci płaskich jak tektura. Nie będę orginalny i powiem że największą zaletą było Miasto. To fakty6cznie nie wymagało dopracowania. Raczej każda próba "dopracowania" zaburzyła by równowagę. Tajemnice miasta i czym ono właściwie jest poznajmy z czasem i to bardzo fajny efekt.
Ciekawy jest wątek wydawania Atlasu. To on ratuje generalnie fabułę tak jak cała część spiskowa
Skończyłem Gromowładnego i podobnie jak moi przedmówcy mam mieszane odczucia. Były momenty, że nie mogłem się oderwać, ale były tez takie które mnie po prostu nudziły. Mimo wszystko nie żałuje czasu przy niej spędzonego. Świat, bohaterowie w jakiś sposób mnie urzekły. Gilman miał wiele ciekawych pomysłów i jak na debiut całkiem niezle to wyszło.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum