1-3 wygląda na zamkniętą całość.
Wstęp, pojawienie się protoplastusia, akcja-akcja-akcja, kontakt, pierścień, wyjaśnienie. koniec
na 3 sezonie mogłoby się skończyć i nikt by nie narzekał na dziury. Po dwóch sezonach nie mogli kończyć.
treść całego 4 sezonu zawarłoby się pewnie w 2 odcinkach sezonu 1-3.
w 4 mamy story kolonizacyjne (ze wszystkimi słabościami intelektualnymi autorów) + soap operę Bobby + thriller polityczny Awasarali (ostatecznie on najpewniej stoi na dwóch nogach) + rozterki DS9
dobrze się bawię oglądając, ale nie mam już tego ciśnienia żeby obejrzeć dwa ostatnie odcinki... już tak nie story nie ciągnie.
ROmku, książki to najsłabszy element tej całej produkcji
Trójka jest kompletnie inna narracyjnie, opowiada całkowicie inną, nową historię, napisana jest słabiej, z mieliznami, i głupawą fabułą. Jeden i dwa to całość, trzy to przyczepka. Dalej olałem, ani będę czytał, ani słuchał ani oglądał. No może obejrzę.
ROmku, książki to najsłabszy element tej całej produkcji
Gdyby nie wątki z marsjańskie i Pasiarzy w serialu, to czwarty sezon byłby gorszy od najsłabszej części cyklu, na której jest w dużym stopniu oparty. W powieści są ciekawsi bohaterowie i lepiej napisane motywacje.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"What We Do In The Shadows" - drugi sezon wystartował, kolejne odcinki są dostępne co tydzień na HBO GO. I jest - na razie - lepiej niż w pierwszym sezonie. Bohaterowie są cudowni, wampir energetyczny Colin Robinson to postać z wciąż nie do końca wykorzystanym potencjałem. I jest absurdalnie i zabawnie, co najważniejsze. Czwarty odcinek z klątwą internetową i polowaniem na wampiry sprawił, że rżałem. https://www.youtube.com/watch?v=3wAU2kcqZDk
Piąty odcinek wymiata, kupa śmiechu, w roli głównej wampir energetyczny, widać, że scenarzyści mają coraz większy ubaw w tym świetnie prowadzonym fabularnie serialiku i wbrew wcześniejszym obawom, pomysły im się nie kończą, widać chemię między aktorami, humor niby głupawy, ale tylko pozornie, najlepszy tekst "Ty draniu, zniszczyłeś mój ród, przez Ciebie wszyscy mężczyźni mają po metr pięćdziesiąt"
"Homeland" - nie podobał mi się ósmy, finałowy sezon, przez większość czasu. Nie dlatego, że był kiepsko napisany, ale dlatego, że spodziewałem się czegoś innego. Ganianie się po Pakistanie, czy gdzie oni się tam ganiali, nie wzbudzało moich emocji. Choć chyba tylko moich, sądząc po recenzjach hamerykańskich. Niemniej, końcówka sezonu wynagrodziła mi wszystko. A finał napisano idealny dla tego serialu. W zasadzie po kolapsie, którym był sezon czwarty, kolejne sezony odrabiały straty. Piąty, a szczególnie szósty i siódmy podniosły poprzeczkę. Ósmy w zasadzie utrzymał poziom poprzednich - może to zapowiedzi twórców za bardzo mi zaostrzyły apetyt. Tak, czy siak, kolejny koniec epoki. Skończył się kolejny serial, który śledziłem przez prawie dekadę. Nie napiszę, że będę tęsknił, ale to była doskonale napisana i zagrana produkcja, która finalnie odchodzi z tarczą. https://www.youtube.com/watch?v=mXFZ4fEPRJ8
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie wiem, co to znaczy "razić" amerykańskością. W tym serialu nie ma żadnego patosu, aczkolwiek dziesięć lat minęło, osiem sezonów, mogłem coś przegapić. A jeśli "razi" to, że na początku bohaterem jest amerykański marine "odzyskany" po latach niewoli i amerykańska agentka, która go sprawdza i fakt, że serial jest amerykański więc - niespodzianka - nie opowiada o innych niż amerykańskie realiach to tak, lepiej się trzymać z daleka.
"The Eddy" - dzisiejsza nowość Netflixa. Miniserial, który swoim nazwiskiem firmuje Damien Chazelle. W międzynarodowej obsadzie. W jednej z głównych ról Joanna Kulig. To opowieść o paryskim klubie jazzowym i ludziach z nim związanych. Szczerze pisząc, to po trzech odcinkach nie jestem porwany. Jest ich osiem i pewnie jakoś dociągnę do końca. Z czasem. Niemniej, to serial nie dla mnie. Aczkolwiek dużo w nim fajnego, współczesnego jazzu. Joanna Kulig ładnie śpiewa i świetnie gra. Może to być duży krok w jej międzynarodowej karierze. Ale nie musi. Serial mocno obyczajowy, kręcony w zanudzający mnie sposób. Zatem jeśli jesteście koneserami artystycznej nudy, może to pozycja dla was. Da się obejrzeć, ale podejrzewam, że kiedy dotrę do końca szybko o nim zapomnę. https://www.youtube.com/watch?v=BMUPp_hNMlM A tu próbka Joanny Kulig: https://www.youtube.com/watch?v=RjIw1tMq0-k
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Może na tym forum jest kilka osób które lubią kryminały bez udziwnień i ambicji, polecam im Kapitan Marleau, dużo humoru choć odcinki przydługie, odstresowuje
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
What we do in the shadows - czyli Pingwiny z Madagaskaru, tylko nie ma pingwinów, Maurice jest Meksykaninem a królów Julianów jest troje i wysysają ludzi. Zajebongo. Szukałem kiedyś pełnometrażowego pierwowzoru, na szczęście trafiło mi się to; kończę pierwszy sezon i mam ubaw po pachwiny. Humor jest miejscami subtelny jak najazd Hunów, ale to nie razi, zwłaszcza że kilka absolutnych perełek z nawiązką to wynagradza. Kupuję całość bez zastrzeżeń.
The Valhalla murders ogląda się bez bólu, ale to wszystko już gdzieś kiedyś było, odmienione przez wszystkie możliwe przypadki. Całkiem ładne zdjęcia, troszkę przyzwoitych dramatów, niezły klimat, ale to zużyta historia. Największą frajdę miałem z osłuchiwania się z islandzkim, który brzmi jakby ktoś pożyczył połowę samogłosek i zapomniał oddać.
Nowy papież - po dwóch odcinkach mogę powiedzieć tylko jedno - borze, ale to jest ślicznie nakręcone .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
What we do in the shadows - czyli Pingwiny z Madagaskaru, tylko nie ma pingwinów, Maurice jest Meksykaninem a królów Julianów jest troje i wysysają ludzi. Zajebongo. Szukałem kiedyś pełnometrażowego pierwowzoru, na szczęście trafiło mi się to; kończę pierwszy sezon i mam ubaw po pachwiny. Humor jest miejscami subtelny jak najazd Hunów, ale to nie razi, zwłaszcza że kilka absolutnych perełek z nawiązką to wynagradza. Kupuję całość bez zastrzeżeń.
Oj, to zaczekaj na drugi sezon. Po pięciu odcinkach jest lepiej niż w pierwszym. I rzeczywiście w piątym odcinku: Colin Robinson. Ależ mi to poprawia humor.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Żerujący Colin Robinson to jest po prostu zjawisko Ale póki co punktem kulminacyjnym serii jest dla mnie Tilda Swinton w odcinku z radą wampirów (plus paru innych co za udział wzięli ).
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
"Outlander" - finał piątego sezonu zmęczył mnie tak jak cały sezon piąty. Od czwartego sezonu serial ten zalicza zjazd. Może trzymanie się fabuł kolejnych tomów pisanych przez Dianę Gabbaldon nie jest dobrym pomysłem. Na ile pamiętam część pierwszą, powieści te do ambitnych nie należały (na ile można wnioskować po jednej książce). Serial wydobył z nich to, co najlepsze. Do tego sprzedał to widzom w doskonałym wykonaniu. Nawet nie obsadowym, co realizacyjnym. Sezony 1 i 3 były takimi guilty pleasures, ale ładnymi dla oka. Z nieszablonowymi posunięciami narracyjnymi (gwałt w pierwszym sezonie), pięknymi obrazkami i klimatem Szkocji. Kiedy akcja przeniosła się do kolonialnych Stanów, zrobiło się nudno. Dodanie Brianny i Rogera niewiele zmieniło. Raczej irytowało. Piąty sezon rozpadł się na kolejne odcinki. Było proceduralnie, jeśli można tak to ująć w przypadku tego serialu. Każdy odcinek tworzył jakąś zamkniętą całość, a wątek przewodni był rachityczny i mało interesujący. W ostatnim odcinku to się nieco zmieniło, głównie dzięki brutalności, ale było za późno. Przydałoby się ten serial skończyć. Bo szósty sezon to pewnie będzie już wojna o niepodległość z Brytyjczykami i powtórka z rozrywki na każdej możliwej płaszczyźnie fabularnej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Gdybym nie zrobił sobie urlopu w tym tygodniu, to zapewne w ogóle nie obejrzałbym "The Eddy" do końca. Co za koszmarny, nudny serial o niczym. Wyróżnia się tylko muzyką. Ale słowo daję, ze dwa odcinki "skipnąłem" a zatrzymywałem się tylko na muzyce. Ale i jej nie ma dużo więc może nie warto. To nawet nie jest dzieło przeintelektualizowane, widać tu jakiś artystyczny zamysł (sposób kręcenia, stawianie na maksymalny realizm), ale nie zmienia to faktu, że to nudne i gwarantujące stratę czasu. I nie piszę tego po to, aby wpędzić Fidela w pułapkę.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Podjąłem tę rękawicę jakiś czas temu. Teraz dobrnąłem do końca The Wire. Brawo ja. W piątym sezonie często łapałem się na myśli: niech to się już skończy. Mimo, że piąty i tak najkrótszy, twórcy ciągnęli wyeksploatowany pomysł, nie licząc się z moją cierpliwością. Podtemat „prasa kłamie” był zdecydowanie najsłabiej rozegrany. Już czwarty sezon nadużywał mojej dobrej woli, by za wszelką cenę doczołgać się do mety, ale piąty dożynał moją wątrobę. W sumie trzy pierwsze zdołały utrzymywać moją koncentrację, ale nie jest to wada wyłącznie tego serialu.
Brzmi to kiepsko, choć nie mam wątpliwości, że przecież jest to bardzo dobry serial. Kilkanaście lat temu musiał robić świetne wrażenie. Dziś wydaje się płomykiem, to co wtedy mogło uchodzić za fajerwerk. Mamy inne czasy. Rolą społeczno-politycznego demaskatora całkowicie zawładnął Internet. Filmom, serialom, powieściom trudno jest w tym obszarze powiedzieć coś, czego (uważny) konsument sieci nie zna.
W tego typu twórczości liczy się więc, nie tyle, o czym się opowiada, a jak. Z demitologizacją american dream i american way of life mieliśmy do czynienia niezliczoną ilość razy. Trudno o coś odkrywczego, rzucającego na kolana (któż dorówna Steinbeckowi?). Ten serial miał ambicje „podsumowujące”. Czy się udało? I tak, i nie. Nie, bo wszystkich aspektów klęski amerykańskiej polityki społecznej ostatnich dziesięcioleci i tak nie dało się naświetlić. Tak, bo panorama jest wystarczająco szeroka, by móc dokonać uogólnień, jeśli komuś się jeszcze chce wyważać dawno otwarte drzwi. Plusem jest Baltimore, milionowa amerykańska wiocha – cichy bohater serialu. Nareszcie coś innego niż fucking Big Apple, LA czy Windy City.
Największym minusem serialu jest kurewska przewidywalność akcji (dlatego oglądanie tego z czasem tak męczy). W wielu odcinkach można spokojnie stawiać u buków, co się za chwilę zdarzy.
Słówko o bohaterach i odtwórcach ról. Zagrane jest to dobrze, profesjonalnie, nie ma większych wpadek w obsadzie. Twórcy starali się dodać do szkieletów postaci trochę mięsa. Dla wszystkich tego nie starczyło, więc niektórzy do końca wyglądają, jak wycięci z komiksu (np. Brat Mouzone czy para Greków). Są bohaterowie wzbudzający moją odruchową sympatię (m.in. sierżant Jay, Rhonda, Bodie) i odruchową niechęć (np. Burrell, Valchek, Carcetti) – jak to w serialu. Skurwysynów zagrać łatwiej i chyba dlatego wredne charaktery wypadają na ekranie bardziej przekonywująco. Zresztą „tych dobrych” w tradycyjnym znaczeniu praktycznie tu nie ma. Dominic West uniósł główną rolę wkurwiającego egocentryka, ale gdybym miał kogoś specjalnie wyróżnić, to Andre Royo (musiałem sprawdzić nazwisko) kreującego Bubblesa.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
"White Lines" - nowy serial twórcy "Domu z papieru". Tym razem fabuła osadzona na Ibizie. Przypadkowi ludzie odnajdują zakopane ciało. Okazuje się, że to zaginiony dwadzieścia lat temu brat głównej bohaterki, która przylatuje na Ibizę w poszukiwaniu odpowiedzi. Już po pierwszym odcinku wiedziałem, jak się to potoczy. Sekrety, kłamstwa, a potem okaże się, że to był ktoś najbliższy i żadna tam zapowiadana intryga, tylko jakiś banał zdecyduje. Ale to dobrze - lubię takie życiowe wyjaśnienia (jeśli takie będzie, tylko obstawiam). Generalnie, serial na weekend, bez większych emocji. Ale dobrze "wchodzi", bez dłużyzn. Może jeszcze zaskoczy w drugiej części - liczy dziesięć odcinków, pięć za mną. Oglądałbym dalej, ale na piątym odcinku zacząłem czytać, więc uznałem, że pora przestać oglądać. Na dziś.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Last Kingdom" sezon 4 - po czterech odcinkach mogę rzec, iż jak zwykle jest bardzo dynamicznie, nader brutalnie, krwawo i emocjonująco, aczkolwiek nie zawsze z sensem
Oczywiście w niczym nie zmienia to faktu, że ogląda się bardzo przyjemnie, gdyż duże plusy przewyższają pewne drobne (w ogólnym rozrachunku) minusy
Dokończyłem przerwany kiedyś Years & Years. Niezłe, chwilami dobre, ale bardzo nierówne. I do bólu nasączone politpoprawnością. Momentami podchodzi do poziomu Black Mirror, by potem spadać w rejony opery mydlanej. Łzawe zakończenie zupełnie mnie zniesmaczyło. Jeśli szukałbym powodu, dlaczego warto obejrzeć, to dla Emmy Thompson.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Last Kingdom" sezon 4 - po czterech odcinkach mogę rzec, iż jak zwykle jest bardzo dynamicznie, nader brutalnie, krwawo i emocjonująco, aczkolwiek nie zawsze z sensem
Grunt, że fabuła nie siada. Wikingów odpuściłem po pierwszym sezonie, Last Kingdom trzyma mnie przy sobie cały czas.
Expanse - 4 sezon
Po przerwie dooglądałem dwa ostatnie odcinki.
Wszystko w sumie już napisałem - po znakomitych 3 sezonach dostajemy Amazonowe spowolnienie fabuły. Widać że szykują się na kilka sezonów. Samo spowolnienie obnaża miałkość fabularną cyklu (książkowego) , słabość konstrukcji pod każdym względem. Wątek Bobby przypomina Streets of SanFran, z postaci jedynie Amos wzbudza sympatię.
kapuchy Amazona szczególnie nie widać - dla mnie cały serial trzyma równy poziom efektowności, niestety zaczynam obawiać się jakościowej przyszłości serialu.
Mimo czepialstwa - za ten sezon daję 8/10
ps. rozebał mnie wątek tej protomolekuły co się ostała... można odnieść wrażenie że ałtorzy też o niej zapomnieli...
The Last Dance w Netfliksie. Dla tych, którzy w latach 90 zarywali noce, by oglądać mecze NBA, zwłaszcza te z udziałem Chicago Bulls i sportowca wszechczasów.
Petarda, to mało powiedziane. Żaden thriller czy kryminał nie przykuł mnie tak do ekranu. Łyknąłem 8 odcinków na raz bez popitki. Historia się na tym nie kończy, więc zgaduję, że kolejne odcinki będą dodawane.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Expanse - 4 sezon
Po przerwie dooglądałem dwa ostatnie odcinki.
Wszystko w sumie już napisałem - po znakomitych 3 sezonach dostajemy Amazonowe spowolnienie fabuły. Widać że szykują się na kilka sezonów. Samo spowolnienie obnaża miałkość fabularną cyklu (książkowego) , słabość konstrukcji pod każdym względem. Wątek Bobby przypomina Streets of SanFran, z postaci jedynie Amos wzbudza sympatię.
kapuchy Amazona szczególnie nie widać - dla mnie cały serial trzyma równy poziom efektowności, niestety zaczynam obawiać się jakościowej przyszłości serialu.
Mimo czepialstwa - za ten sezon daję 8/10
ps. rozebał mnie wątek tej protomolekuły co się ostała... można odnieść wrażenie że ałtorzy też o niej zapomnieli...
Zgadzam się w ogólności. W szczególności nie zgadzam się, że serial obnażył słabości powieści. Faktem jest, że czwarty sezon oparty jest na najsłabszej powieści z cyklu (spośród dotychczasowych wydanych w Polsce). Niemniej, w czwartym sezonie słabość ta wynika głównie z tego, że nie wzięli z powieści najlepszych i najciekawszych wątków. To mi na początku dawało nadzieję, że szybciej ta fabuła "zleci" i przejdą do tomu piątego. Niestety. W czwartym sezonie zawiodło trzymanie się powieściowego pierwowzoru i jednoczesne jego zubożenie na rzecz wątków z piątego. Mogli być konsekwentni skoro już się trzymali powieści - iść na całość z fabułą książki. Wtedy to nadal byłby słabszy sezon, ale spójniejszy fabularnie. Anyway, jedno się w tym sympatycznym serialu nie zmienia - nie wzbudza moich emocji.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Dla nie-kibica pewnie nieciekawe, choć rysujący się w serialu portret Michaela Jordana, ikony popkultury, może być interesujący z socjologicznego punktu widzenia. Jest to również, a może przede wszystkim lekcja na temat przywództwa, jego stylu i ceny, jaką się za to płaci.
Wartość serialu leży nie w tym, co kibice znają (choć fragmenty wydarzeń z boiska niezmiennie cieszą oko), a w scenach nakręconych za kulisami.
Znający NBA wiedzą, że ta firma serwuje nam bardzo ugładzone, marketingowe wizerunki gwiazd i całego środowiska. Oficjalne wypowiedzi, wywiady lepią się od słodyczy i poprawności. Tu tego nie ma, a szacunek wielkich gwiazd do siebie jest pokazany w sposób naturalny. Serial pokazuje także ciemną stronę. Konflikty, kłótnie o kasę, osobiste animozje i wendetty, alkohol, narkotyki, hazard. Życie pisze najlepsze scenariusze.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum