Strasznie się namęczyłem czytając niniejszą pozycję.
Zaczęła się całkiem znośnie.
Skryta miłość, porwania, spiski i knowania... Powinno się czytać bardzo przyjemnie, prawda? Niestety tak do końca nie jest. Dwie rzeczy sprawiają, że nie wstąpię do fanclubu pana Kaya.
Po pierwsze.
„Pieśń dla Arbonne” jest panoramiczną, fascynującą powieścią, opartą na kulturze trubadurów, powstałej w średniowiecznej Prowansji”.
Drażni mnie, kiedy do przedstawienia alternatywnego świata wykorzystuje się „coś”, „kogoś” i robi się to niekompetentnie. Pan Kay poszedł wyraźnie na łatwiznę i to dla niego bardzo źle się skończyło. Przynajmniej w tym przypadku.
Jeżeli już za coś się bierzemy to róbmy to dobrze a nie „po łepkach” i „jak popadnie”.
Widać, że autor się starał być wiarygodnym. Sięgnął do źródeł i wyczytał, że trubadurzy wywodzili się z południowej Francji (ok.!), ale zabrakło mu już sprytu żeby doczytać, czymś się oni tam dokładnie zajmowali. Mianowicie, jako że byli bardzo popularni na dworach, szybko zaczęto wykorzystywać ich jako dyplomatów, gońców, powierników, szpiegów a nawet morderców. W powieści Kaya są oni natomiast szlachetni, wspaniałomyślni i do tego robią to co robią w imię miłości przez wielkie „M”. Litości...
Ja wiem, że to fikcja literacka ma tutaj pierwszeństwo, ale proszę was: nie przeginajmy. Może tylko mnie to drażni, bo pisarz wszedł na, że się tak wyrażę „mój teren”. Całkiem możliwe, że dlatego mi ta książka nie przypadła do gustu. Na szczęście żyjemy w dość demokratycznym państwie i mogę śmiało powiedzieć, że mi się jego ta książka nie podobała
Po drugie.
„Już pierwsze 50 stron mnie męczyło. Próbowałem dalej, bo to miał być redaktor dzieł Tolkiena i w ogóle. Jednak może w połowie poległem. Następnie na ruszt poszła "Tigana" i tutaj wymiękłem jeszcze wcześnie. Zupełnie ta książka do mnie nie przemówiła. Styl Kaya mnie po prostu nudził lub irytował”.
Można powiedzieć, że mam podobne odczucia co Toudi. Niniejsza książka mnie po prostu znudziła. Nie zrozumcie mnie źle. Mi naprawdę podobają się książki o miłości, intrygach i walce o władzę, ale w „Pieśniach dla Arbonne” nastąpiło pewne przegięcie. Ile można cały czas pisać o tym samym? Miałem wrażenie, że autor mści się na czytelnikach... Pytanie tylko „za co”?!
Po prostu za dużo w tej książce było ckliwych i pseudo ckliwych momentów.
Po trzecie.
„Ja osobiście nie mogę znieść maniery pana Guy Gavriela Kaya, który atmosferę swojej książki stara się wykreować dosłownie „na siłę”. Zapoznałem się z dwoma jego dokonaniami i za każdym razem jawi mi się ten sam problem. Mianowicie: nazwy własne są zbyt udziwnione! Dla przykładu podam kilka: trubadur Bertran de Talair, Gorhau, Aulensburg, Arbonne, itd.
Książkę „Pieśń dla Arbonne” kupiłem, gdyż chciałem sprawdzić czy faktycznie jest „fascynującą powieścią, opartą na kulturze trubadurów, powstałej w średniowiecznej Prowansji”. Nie chcę się wymądrzać, ale jako historyk wiem jak wyglądała średniowieczna, zachodnia Europa i w żaden sposób klimat opisany w książce przez pana Kaya nie jest oryginalny. Moim zdaniem jest pisarz ma znikome pojęcie o tamtych czasach i swoją niewiedzę w tym temacie próbował zatuszować poprzez stosowanie superwymyślnych nazw własnych... Mnie osobiście one drażnią i tylko pogrążają autora zamiast go ratować w oczach czytelników...”.
Tak się wypowiedziałem o języku w tej książce i nadal swoją myśl podtrzymuje.
Co do zarzutów 2 i 3 - polemizować nie ma jak. Co do zarzutu numer 1 - mała uwaga. Nie można robić zarzutu Kayowi, że nie dokładnie oddał istotę kultury (?) trubadurów. Nie spotkałem się (ale i nie szukałem specjalnie), aby zamysłem pisarza było to właśnie. Szczerze mówiąc, to "trubadurstwo" w tej powieści mi uwierało mocno. A że wydawca na okładce pisał to co pisał... To tak jakby Jackowi Dukajowi zrobić zarzut, że Czarne Oceany nie są dokładnie o tym, o czym napisał, że są, pierwszy wydawca, czyli Supernowa.
Ale gdyby jakiś pisarz wszedł na moją "działkę" też pewnie bym się zżymał. Ale ostatecznie, licentia poetica rządzi wszystkim, nawet w fantasy "pseudohistorycznej".
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Tak. Chyba masz rację, co do tego punktu 1.
Może faktycznie przesadziłem i zbyt mocno wyraziłem swoją niechęć do niekompetencji pisarza "Trubadurstwo" i mnie uwierało i pewnie to z jego winy tak ciężko było mi przebrnąć przez tą książkę. No cóż... Zdarza się.
A to, co zacytowałem z okładki nie miało być wyznacznikiem, ale jedynie ogólnikiem tego, co można zastać w książce. Wiem, że nie nikt nie wie do końca, co chce przekazać autor czytelnikowi, ale przecież możemy mu zwrócić uwagę na to, co naszym zdaniem "skiepścił"...
Dziś skończyłem pierwszy tom dylogii Kaya - "Pożeglować do Sarancjum".
Wcześniej czytałem dwie książki tego autora - "Lwy Al-Raasanu" i "Tiganę". Obie bardzo mi się podobały (chociaż "Lwy..." troszkę bardziej) i dostały ode mnie 6 na Biblionetce. Cieszę się, że czytałem je przed pierwszym tomem "Sarantyńskiej Mozaiki". Nie spodziewałem się, że Kay mnie aż tak bardzo zaskoczy i, że jego kolejna książka będzie o wiele lepsza od wcześniejszych pozycji. Teraz miałbym o wiele większe wymagania co do tych pozycji i mógłbym się trochę zawieść.
"Pożeglować do Sarancjum" ma interesującą fabułę i nietypowego, dobrze nakreślonego głównego bohatera. Może nie ma tu wielkich zwrotów akcji, ale książka jednak trzyma w napięciu Najbardziej podobały mi się trzy sceny: (możliwy spoiler) oddanie Linon w lesie zubirowi, rozmowa Crispina na dworze z cesarzem i cesarzową, rozmowa z cesarzową (i po części z cesarzem) w komnatach królewskich. (koniec możliwych spoilerów ).
Na Biblionetce książkę oceniłem na w pełni zasłużone 6.
oooj, temat długachny, przyznaję - baaardzo pobieżnie przeczytałam. ale jednak się wypowiem.
pana Kaya znam jak na razie tylko z dwóch książek - bo lista "do przeczytania" zawsze ma miliard pozycji i ciężko zostać z kimś na dłużej - "Tigany" i "Ostatnich promieni słońca". a właściwie na odwrót, bo "Promienie" przeczytałam pierwsze, otrzymując książkę w prezencie od zapalonego fana Kaya. owszem, czytałam już z wiedzą, że ktoś, z czyim zdaniem się liczę, bardzo sobie ceni autora, i owszem, klimat również był "mój" gdyż w tym okresie zajmowałam się Celtami i okresem Anglo-Saskim - ale zakochałam się bez pamięci! na amen!
potem przyszła Tigana. owszem, może się dłużyć, jeśli oczekujemy od książki wartkiej akcji i wciągnięcia w wir wydarzeń, ale i tak muszę powiedzieć, że klimat mnie nie rozczarował i w chwili czasu na pewno sięgnę po więcej <tym razem już w oryginale>.
_________________ '(...)One can't believe impossible things.'
'I dare say you haven't had much practice, said the Queen. When I was your age, I always did it for half an hour a day. Why, sometimes I've believed as many as six impossible things before breakfast.'
Wysłany: 2008-11-21, 14:40 Piesń dla Arborne - sentymentalizm
Książka nawet mi się dobrze czytała (odrobinkę ciągnęła ale dało radę). Sentymentalizm był fajny ale raziły mnie trochę opisy "scen łużkowych" były jak dla mnie zbyt konkretne i nie pasowały do romantyczności z reszty książki.
_________________ Są książki które się czyta, są książki które się pochłania i są książki które pochłaniają czytającego
Skończyłem YSABEL. Nie miałem jej na liście priorytetowej, ale skoro sama mi podeszła pod rękę w książnicy miejskiej, żal było nie skorzystać. Powieść nie trafiła u mnie w klimat, choć sporo sobie obiecywałem zważywszy na przepiękną scenografię, w której się rozgrywała. Ale ja już za stary jestem na takie historie, bo i rzecz skierowana jest głównie do nastoletniego czytelnika. Mnie nie chwyciło, ale intryga momentami była pasjonująca. Rozczarowania nie było, zachwytu też nie. Do przeczytania i zapomnienia.
Jeszcze Ostatnie Promienie Słońca przede mną. Ale to za jakiś czas, bo De Mille, Crowley, Walter Jon Williams pysznią się na półce...
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Pieśń dla Arbonne już za mną. Miałam pewne obawy co do tej książki, bo jakoś tak sporo narzekań słychać było wśród "znawców". Okazuje się jednak, że należy przekonać się "własnoocznie", zanim podejmie się decyzję co do jakości książki
Fakt, książka nie wsysa od razu, trochę czasu upłynęło, zanim wciągnęłam się w opowieść. Za to później pochłaniałam kolejne strony, martwiąc się, że tak niewiele zostało do końca... I koniec nieuchronnie nadszedł. Trochę miałam zal do Autora, że tak uciął opowieść, jak hejnał mariacki, ale po zastanowieniu stwierdziłam, że tak jest o wiele lepiej: pieśń się kończy łagodnymi akordami pozwalającymi się jedynie domyślać dalszych opowieści... Inaczej książka zamieniłaby się w książkonowelę brazylijską
Padały też zarzuty, że Autor nie ma głębokiego pojęcia o kulturze trubadurów w Prowansji, że spłyca ich rolę itp. No cóż... Chyba ktoś pomylił półki z książkami i zamiast działu "Historia" odwiedził "Fantastykę". Zdarza się
Ogólnie rzecz ujmując: wprawdzie do Lwów Al-RassanuPieśń nie dorasta, ale jest bardzo przyjemną lekturą, zwłaszcza na długie, jesienne wieczory...
_________________ Paskudny otacza nas świat. Ale to nie powód, byśmy wszyscy paskudnieli. Yurga z Zarzecza
Pieśń dla Arbonne już za mną. Miałam pewne obawy co do tej książki, bo jakoś tak sporo narzekań słychać było wśród "znawców".
"Uderz w stół, a nożyce się odezwą".
Narzekania "znawców" były w pełni uzasadnione.
ASX, uchodzący wśród co poniektórych użyszkodników za czołobitnego i zatwardziałego miłośnika twórczości Kaya, ośmielił się, "nie owijając w bawełnę", poddać merytorycznej krytyce "Pieśń dla Arbonne" co wykazało biało na czarnym, ile ów mit wyssany z palca miał wspólnego z rzeczywistością. Jeśli już takich szukać (czołobitnych, ma się rozumieć), to prędzej wśród tych, którzy wszystko "łykają" jak leci, niezależnie od poziomu prezentowanego przez daną książkę.
Pewnie, że decyzję o jakości utworu najlepiej wyrobić sobie "własnoocznie" - akurat ta kwestia nie wymaga "okazuje się jednak...".
Końcówka "Pieśń dla Arbonne" zajeżdża "telenowelną brazylianą". Bardzo lubię kilka książek Kaya, ale w tym przypadku "przegiął pałę".
Fakt, końcówka Pieśni... wywołuje i u mnie grymas na twarzy... Poza ciężkim początkiem i tą końcówką - powieść ta to doskonałe czytadło. Normalnie u mnie to ciężka obelga, ale jakoś Kayowi wybaczam, bo mimo tych wad nawet czytadło wychodzi mu lepiej niż innym. Rosala de Garsenc - miodzio kobita... Ranald - szkoda że ufajniony w końcówce...
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Pożeglować do Sarancjum" za mną, pierwszy kontakt z Kayem bardzo pozytywny - przypominał mi momentami Tolkiena, jednak w przeciwieństwie do niego nie nudziłem się ani przez moment. Odpowiada mi jego styl, treść jeszcze trudno mi ocenić, wszak jestem dopiero po pierwszej połowie dylogii. Za Władcę Cesarzy zabiorę się za jakiś czas, na razie odpocznę od jego prozy i pozwolę bohaterom na chwilę wytchnienia. Choć oczywiście niewątpliwie mi odpowiada.
Pewnie napiszę recenzję po przeczytaniu drugiej części.
ja jestem właśnie po Władcy Cesarzy - i oba tomy mnie zachwyciły!
_________________ '(...)One can't believe impossible things.'
'I dare say you haven't had much practice, said the Queen. When I was your age, I always did it for half an hour a day. Why, sometimes I've believed as many as six impossible things before breakfast.'
Do Kaya miałem dwa podejścia, oba zresztą udane, ale nie bez dziegciu.
Pierwsze spotkanie było z Fionavarskim gobelinem; polowałem na niego od dawna i w końcu udało mi się dopaść tom pierwszy - Letnie drzewo. Przystąpiłem do lektury i z deczka się podłamałem, bo przez blisko dwieście stron to była masakra - fabuła prezentowała się kiczowo (nowo poznany gościu oznajmia, że jest czarodziejem i chce zabrać do swojej krainy piątkę studentów z problemami), bohaterów to bym z miejsca wystrzelał (podobne odczucia do głównych postaci miałem z Kańtoch), bo zamiast żywych osób mieliśmy automaty zachowujące się podle zaprogramowanego skryptu przez autora, zaś cała konstrukcja świata przypominała jak nic Tolkiena. Ale po 200 ciężkich stronach zaczęło się pomału klarować, tak, że ostatecznie wyszło in plus.
Drugi tom czeka już na półce.
Drugie spotkanie to Tigana. Storm (z mego polecenia) kupił i przetestował na sobie (pełne bezpieczeństwo, zero ofiar śmiertelnych ) Tiganę. Ocenił ją na 10, czym mnie zadziwił. Nie uwierzyłem. Tym bardziej, kiedy przeczytałem tegoż autora pierwszy tom Fionavardu. Nie był zły, widać, że miał potencjał, ale autor przez połowę książki nudził. A była dosyć mała w porównaniu do tejże. Więc podszedłem do niej ze sporym dystansem. Pierwsze pięćdziesiąt, osiemdziesiąt stron było takim wprowadzeniem, gdzie nic szczególnego się nie działo, by nagle... By nagle pokazać, czemu Tigana jest uznawana za światowy bestseler. Bo po prostu jest taka! Znakomita narracja, rewelacyjne kreacje bohaterów - i to nie tylko głównych, ale też pobocznych, ba ma się wrażenie, że wręcz wszystkich,wciągająca fabuła, w dodatku skonstruowana z kunsztem, podająca czytelnikowi na tyle informacji, by wyjaśnić pewne zdarzenia, lecz jednocześnie by chciał więcej i więcej, do tego subtelne odwołania do Fionavardu... Mniam.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Wędrujący ogień.
Nie jest to zła książka, tylko po prostu już ma swoje lata. Kiedyś taka jawna kalka Tolkiena uchodziła, teraz już czyta się to lekko sceptycznie. Do tego widać, że to początek pisarstwa Kaya, strasznie wkurzało mnie przeskakiwanie pomiędzy bohaterami - czytam początkowo o Kevinie, by następny akapit był o Dave, który robi coś w zupełnie innym miejscu.
W kwestii wykorzystania legend : kto orientuje się o co chodziło z oskarżeniem Artura o dzieciobójstwo? Nie spotkałem się z tym do tej pory.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Jeden z moich ulubionych pisarzy - dzięki genialnej dualogi... Pożeglować do Sarancjum i Władca cesarzy - wracam do nich co rok/dwa i czytam z takim samym zachwytem jak za pierwszym razem. Pozostałe książki jego autorstwa niestety już znacznie słabsze, ale nadal trzymają bardzo dobry poziom - wyróżnić tu trzeba zwłaszcza Lwy Al-Rassanu, Tiganę i Ostatnie promienie słońca. Właściwie tylko jedno z jego dzieł nie przypadło mi do gustu - Ysabel. Z rzeczy wydanych w Polsce do przeczytania pozostał mi już tylko Fionavarski gobelin (jakoś ta trylogia nigdy nie wpadła mi w ręce).
Zabrałem się od razu za "Fionavarski gobelin" G.G. Kaya. Raz, że tej powieści Kaya nie poznałem dotąd, dwa - bo gruba. Ale to w końcu wydanie w jednym tomie całej trylogii. Debiut Kaya zapowiada się interesująco. Choć raziła mnie na początku łatwowierność bohaterów, którzy tak łatwo i szybko łyknęli pomysł i ideę przeniesienia się do innego wymiaru. Po zaledwie krótkim niedowierzaniu. Ale, na razie, wybaczam.
Ciekaw jestem opinii, bo nie wiem czy taszczyć to tomiszcze na wakacje
_________________ no i jestem
widzisz jestem
nie miałem nadziei
ale jestem
Zaprotestuję. Sam w sobie Gobelin jest słaby, dalej Kay się rozwinął i pisał lepiej. Ale ta książka jest dosyć istotna dla fantasy i jako taką warto poznać.
Ponadto jest centrem uniwersum Kaya.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
W czym jest istotna dla fantasy? W powielaniu wątków tolkienowsko-arturiańskich? A pozostałe książki Kaya można czytać bez tego narzutu, pewnie nawet z korzyścią
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Gdybym nie wiedział, że to debiut pisarski Kaya to bym się domyślił. Ale po 100 stronach muszę powiedzieć, że ładnie jest to napisane. Motywy arturiańskie, aczkolwiek jeszcze nie nazbyt widoczne akurat mnie nie będą przeszkadzać. Mieszanie różnych mitologii też nie jest niczym nowym i zaskakującym. Póki co czytam z zainteresowaniem. I właśnie dlatego kupiłem, bo przeczytałem tekst Dukaja który zalinkował Smok.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ja sobie chyba daruję, bo słyszałam, że tłumaczenie pierwszego i trzeciego tomu jest tragiczne (i widziałam rozliczne przykłady tegoż tragizmu). Bo to jest to samo tłumaczenie, co w połowie lat 90-tych, zgadza się? Tzn. I i III Dorota Żywno, a II Michał Jakuszewski? Szkoda, że nikt u nas nie chce wydać Under heaven.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum