Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Wymyślasz, coby swego literackiego idola - McDonalda
Nie bo po co
A pogrążam się, bo...?
Tylko własnymi słowami
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Wymyślasz, coby swego literackiego idola - McDonalda
Nie bo po co
A pogrążam się, bo...?
Tylko własnymi słowami
1. Rozchodziło się o to, że ASX nie ma nic wspólnego z pokrętnym tłumaczeniem się. Natomiast pokrętne jest "chowanie się za plecami" ASX-a w pańskim wykonaniu i tym samym prowokowanie go do włączenia w sprawę, która go ani ziębi, ani grzeje.
Skoro uważasz ten "chwyt" za "nędzny", to dlaczego go powielasz/stosujesz? Jak to świadczy o Tobie?
2. Ja nie studnia życzeń.
Gdy dobitnie wykazałem biało na czarnym, że nie masz racji w przypadku K. Wagnera na temat pewnych kwestii, to też zacząłeś tworzyć jakieś dziwne tłumaczenia, zamiast grzecznie przeprosić i przyznać się do błędu. Nie chciałbym wdawać się w powtórkę "z rozrywki".
Co miałem napisać w tym temacie, już napisałem wcześniej.
1) Pokrętne tłumaczenie to poproszenie Łaka aby nie przypisywał bezzasadnie fanbojstwa, tak jak ASX mówił kto jest moim idolem. Co widać w cytacie powyżej
Proszę wskazać też przykład, gdzie stosuję ów "chwyt" - bezzasadne twierdzenie, że jest się fanem danego pisarza, wobec tego coś tam coś tam
2) Uzasadnienie własnego zdania jest życzeniem, tak?
3) Wykazać, wykazał Tomasz, tak gwoli ścisłości Ty nie potrafiłeś nawet podać właściwego opowiadania Link
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
1. Nie domyśliłeś się, dlaczego tak uczyniono? Treść Twoich wpisów zawiera dane na podstawie których można ulec wrażeniu, żeś fanboj McDonalda.
2. Swoje zdanie uzasadniłem Ci wcześniej. Nie mam nic nowego do dodania. No, chyba że obelżywe słowo.
3. Opowiadanie niewłaściwe - faktycznie, ale to w niczym nie umniejsza mej racji. Proszę również wziąć pod uwagę, żem napisał: "tam chyba wszystko jest", a owe "chyba" robi wielką różnicę, ponieważ "chyba", nie znaczy "na pewno". Innymi słowy dopuszcza możliwość, że może tego tam nie być.
Chociaż jestem leniwa z natury, koniec końców uznałam „Rzekę bogów” za godną włożenia odrobiny wysiłku w napisanie posta.
Na początku tekst stawił mi zdecydowany opór. Nigdy nie interesowałam się kulturą Indii (poza przeczytaniem w zamierzchłych czasach jakiejś hinduskiej mitologii, z której pamiętam niewiele) a tu masz, babo, gol guppas – autor bez miłosierdzia cisnął we mnie gradem terminów i informacji, które wymogły intensywną pracę na moich leniwych szarych komórkach. Fabularnie też nielekko – dziewięciu bohaterów, dziewięć różnych historii i tyleż samo punktów widzenia odnośnie bieżących wydarzeń. Jednak (gdy się już przemogłam) im więcej odkrywałam powiązań, czasem bardzo subtelnych, tym większe czułam uznanie dla pomysłowości McDonalda i tym ciekawiej jawił się ten egzotyczny świat przyszłości z jego aeai, wirtualnymi wszechświatami i robotami bojowymi z jednej, a starymi jak sama ludzkość problemami z drugiej strony.
Co do wzmiankowanych bohaterów, nie sposób nie przyznać, że skonstruowani zostali doskonale, jednakowoż (oprócz Parvati i Vishrama Raya, których zdecydowanie polubiłam, chociaż z różnych powodów) ich los był mi podczas lektury niemalże obojętny; nieustannie miałam wrażenie, że toną w ogromnej masie ludzi i zdarzeń. Co ostatecznie znalazło swoje uzasadnienie w finale powieści – pioneczki z nich tylko były na wielkiej szachownicy wszechświata(ów)...
Tekst stawia przed czytelnikiem pytania i chociaż w sumie nie są to pytania jakoś szczególnie odkrywcze (relacje człowiek – sztuczna inteligencja, eksperymenty genetyczne, chirurgiczne modyfikowanie ciała), nie nuży, a skłania do refleksji nad tym, co jest i może się stać udziałem ludzi na tym łez padole.
I ta narracja w czasie teraźniejszym – świetnie się komponuje z gwarnym, niespokojnym królestwem Matki Gangi.
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
Skończyłem właśnie "Rzekę Bogów". Z jednej strony książkę czyta się dobrze. Wciąga i nawet przez moment nie myślałem, żeby rzucić ją w kąt. Z drugiej zaś strony mam wrażenie, że to już gdzieś było. Repertuar patentów jak na SF bardzo standardowy, czyli sztuczna inteligencja, zabawa genetyką, zmiany płci, roboty itd. Tyle, że ten repertuar McDonald wykorzystuje w dosyć udany sposób i o dziwo upycha go na 500 stronach. Za co szacunek, bo nie ma tutaj zbędnego lania wody, a same konkrety. Duża liczba bohaterów nie przytłacza i widać, że są niezbędni dla fabuły (no może Parvati). Klimat futurystycznych Indii rewelacyjny. Dla mnie jest to powiew świeżości, bo większość SF, które czytałem jest w dużym stopni, że tak się wyrażę "zamerykanizowana". No i w tym miejscu dochodzę do nurtujących mnie przemyśleń. Czy nie jest tak, że sukcesem "Rzeki" jest jej egzotyczne umiejscowienie? Czy SF jest skazane na ciągłe wałkowanie tych samych patentów w "n" sposób?
Kurde, w sumie, na co ja zaczynam narzekam? Czytało mi się dobrze, czasami żałując, że z braku czasu nie mogę na dłużej do niej przysiąść. Dodatkowo w promocji dobrałem do niej "Dom derwiszy" i jakoś z tego powodu płaczu nie ma, bo mogłem wybrać innego autora i takie tam sranie. Nawet dochodzę do wniosku, że jak McDonald machnie coś nowego, to będę jednym z pierwszych, który kupi jego książkę.
Tak na marginesie, to seria UW dzięki promocji zyskała nowego czytelnika. Oczywiście o ile inne książki trzymają ten sam poziom.
Inne książki trzymają jeszcze wyższy poziom. Dla mnie "Rzeka" to była pusta pocztówka z cyberpunkowych Indii. Autor wymyślił świat a do niego stosunkowo pretekstową fabułę, której celem było zaprezentowanie tegoż. O wiele bardziej podobały mi się opowiadania z "Dni Cyberabadu".
Dobrze to określiłeś. Ja mam wrażenie, że jakby wyciąć całą tą egzotykę Indii, to by była średnia sensacja. Nie zmienia to faktu, że jako całość czyta się ciekawie.
Ja mam wrażenie, że jakby wyciąć całą tą egzotykę Indii, to by była średnia sensacja.
A ja mam wrażenie, że jakby Hendrixowi wyciąć gitarę, to by został zaćpany martwy czarnuch. Hej, fajna ta dekonstrukcja, bawimy się dalej?
Młodzik napisał/a:
Dla mnie "Rzeka" to była pusta pocztówka z cyberpunkowych Indii. Autor wymyślił świat a do niego stosunkowo pretekstową fabułę, której celem było zaprezentowanie tegoż.
Chyba czytałem inną "Rzekę bogów", bo w mojej były świetne historie ludzi zderzonych ze światem nadającym zbyt głośno na wszystkich częstotliwościach na raz. W dodatku ujęte w iskrzącej, wibrującej, hałaśliwej formie ze świetnym tempem i paroma przyzwoitymi zwrotami akcji - więc może wykażesz pretekstowość fabuły na jakichś przykładach? O wiele większą przewagę scenografii nad scenariuszem znalazlem u Mieville'a, co nie zmienia faktu, że to dobry pisarz jest i dobre książki pisze.
onceuponatime napisał/a:
Z drugiej zaś strony mam wrażenie, że to już gdzieś było. Repertuar patentów jak na SF bardzo standardowy, czyli sztuczna inteligencja, zabawa genetyką, zmiany płci, roboty itd.
Bo to fantastyka bliskiego zasięgu, mon. Czyli problemy, które z szokerem w łapie czają się za następnym winklem, żeby dobrać się nam do zbiorowej rzyci. A i tak McDonald rozgrywa te kwestie ze sporą świeżością, co więcej unika popadania w fetyszyzm i masturbowanie się i czytelnika gadżetami.
onceuponatime napisał/a:
Czy nie jest tak, że sukcesem "Rzeki" jest jej egzotyczne umiejscowienie? Czy SF jest skazane na ciągłe wałkowanie tych samych patentów w "n" sposób?
Cała kultura jest skazana na wałkowanie tych samych patentów na n-1 sposobów. Ograniczona liczba permutacji, niestety. Bez końca opowiada się te same historie, tylko ze zmienioną scenografią i innym OST.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Orku, w tym barszczu było dla mnie o 2-3 grzybki za dużo.
Nie mam żalu do McDonalda o hmm... wtórność? Nie, to chyba nie jest najodpowiedniejsze słowo. Facet znalazł sobie niezagospodarowaną niszę i wygodnie się w niej umościł. Pogratulować.
Te mój zarzut pretekstowości fabuły może i za ostry, ale wziął się głównie z nadmiaru postaci, które były mi zupełnie obojętne. Nie tyle różnorodne pod względem charakteru, co przynależności do grup społecznych, tak by móc zaprezentować świat z jak największej liczby punktów widzenia. Cierpią na tym i postacie i fabuła i nawet problematyka. McDonald za dużo chciał upchnąć na stosunkowo niewielu stronach. Sądzę, że gdyby "Rzeka" była dłuższa, albo miała mniej wątków wyszłoby jej to na dobre.
A tak autor sygnalizuje mnóstwo problemów i nie poświęca im dostatecznie dużo miejsca, a fabuła zaczyna zmierzać w konkretnym kierunku dopiero około 300 strony.
Stary Orku, nie chce obrażać twojego prawdopodobnie idola, ale Hendrix był czarnym ćpunem i nic tego nie zmieni. Nawet to, że był cenionym muzykiem. Nie widzę żadnego problemu w dekonstrukcjach. Każdą książkę, która czytam, lubię rozkładać na czynniki pierwsze. Zwłaszcza taką, która mi się podobała, a "Rzeka" do takich należy. Nie zawsze, to co nam się podoba, jest pozbawione wad.
Powtórzę, to co napisałem wcześniej. Dla mnie siłą napędową był świat przyszłości Indii, a fabuła i postacie to był tylko dodatek. Patenty technologiczne i dylematy bohaterów bez rewelacji, tempo przez więcej niż 3/4 książki wolne, zwrotów akcji nie zauważyłem. O to historia garstki ludzi, która na 100 ostatnich stronach się zazębia.
Panowie, załatwcie to w sposób cywilizowany, oto pojedynkowe morgensterny:
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Stary Orku, nie chce obrażać twojego prawdopodobnie idola, ale Hendrix był czarnym ćpunem i nic tego nie zmieni.
Nie obrażasz. Moimi idolami od lat są Groucho Marx, Karl Marx, Rocco Siffredi i Wilq Superbohater. Hendrixa nawet nie lubię, ale to dobry przykład był, jak krzesło w dyskusjach ontologicznych.
onceuponatime napisał/a:
nic tego nie zmieni. Nawet to, że był cenionym muzykiem.
Wszystko zależy od tego, czy bardziej był cenionym muzykiem, czy bardziej czarnym ćpunem. Kwestia optyki.
onceuponatime napisał/a:
Nie widzę żadnego problemu w dekonstrukcjach. Każdą książkę, która czytam, lubię rozkładać na czynniki pierwsze.
Chodzi tylko o to, żeby plusy nie przysłoniły nam minusów? . Nie gubi się czasem obraz całości? Zdecydowanie wolę spojrzenie holistyczne, przynajmniej nie grozi, że drzewa zasłonią las. Mamy dobrą powieść osadzoną w przyszłości Indii? Mamy. Więc bawimy się w gdybologię zastanawiając się, jak by ta powieść wyglądała w innej scenerii? Bawimy się w gdybologię. Ale w ten sposób można sprowadzić np. Diunę do nudnego i przewidywalnego political fiction, podczas gdy sama sceneria już dodaje akcji kilka zupełnie nowych wymiarów. Albo możemy zredukować Hendrixa do zwłok zaćpanego Murzyna - przykłady można mnożyć. Może źle Was obu odczytuję, ale odnoszę wrażenie, że cała indyjska scenografia to coś dla Was zupelnie drugoplanowego; dla mnie to jest integralna część całości.
Młodzik napisał/a:
Te mój zarzut pretekstowości fabuły może i za ostry, ale wziął się głównie z nadmiaru postaci, które były mi zupełnie obojętne. Nie tyle różnorodne pod względem charakteru, co przynależności do grup społecznych, tak by móc zaprezentować świat z jak największej liczby punktów widzenia.
Monsieur, będziemy się bić skoro świt, bo dla mnie postaci są właśnie różnorodne pod względem charakteru, zachowań, światopoglądu, barwne i dobrze umotywowane. Dla Ciebie najwyraźniej to zbiór stojaków na kamery, z czym się zgodzić nie mogę. Szpady, pistolety czy morgensterny o świcie?
onceuponatime napisał/a:
Patenty technologiczne
Faktycznie, McDonald nie odjechał w jakimś technologicznym złym tripie, ale za to akurat podłapał u mnie sporo plusów. Bo po takim Gibsonie zawsze pozostawał mi absmak.
onceuponatime napisał/a:
dylematy bohaterów bez rewelacji
A mi się znów podobało starcie starych, kastowych Indii z ludzkością trans-, albo nawet post- , intrygi politycznie realizowane przez boskie AI za pomocą karsewaków z widłami, Badoor Khan i jego ulga, kiedy wreszcie nie musiał się z niczym kryć, Shiv w klubie, ostatnia akcja pana Nandhy (kiedy już się dowiedzial, że Parvati zrobiła, co zrobila), sporo tego. Nie wiem, jakich rewelacji oczekujesz, bo postaci McDonalda zachowywały się bardzo po ludzku i w, że ośmielę się, psychologicznie prawdopodobny sposób. Nie wszystkim postaciom można kibicować, niektórym nawet się nie powinno, ale zdania, że osoby dramatu u McDonalda są godne uwagi, będę bronił jak ostatniego kawałka wczorajszej pizzy, czyli do ostatniej kropli krwi, mojej lub Waszej. Wolałbym Waszą.
onceuponatime napisał/a:
tempo przez więcej niż 3/4 książki wolne
Zaczynamy od trzęsienia ziemi i przyspieszamy?
onceuponatime napisał/a:
zwrotów akcji nie zauważyłem
Schowały się w lesie za drzewami? Dobra, już będę grzeczny, słowo orka.
onceuponatime napisał/a:
O to historia garstki ludzi, która na 100 ostatnich stronach się zazębia.
Bo wątki są po to, żeby się nie splatały na pierwszych pięciu stronach, tylko w momentach kulminacyjnych. Poza tym drogi postaci się przecinają od samego początku, i to nawet fizycznie (coś jak w "Amores perros") - no bo kogo spotyka Najia po wywiadzie? Kto mija na ulicy Shiva, kiedy właśnie rozpieprzono mu merola? To nie tak, że mija 400 stron i nagle KERBLAMMO! i się zazębiło. McDonald prowadzi fabułę konsekwentnie, a w Twoim zdaniu widzę sugestię, że nagle, deus ex vagina (że nawiążę do pewnej łodzi w powieści i pewnej dyskusji o serialu poza powieścią), historia się zazębia dopiero pod koniec, bo pisarz tak chciał.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Przypadkiem usłyszałem o czym Panowie mówią. Nie chciałbym się wtrącać ale nasuneła mi się wspomnienie, przykre dość. Neuromancer Gibsona to żenujący, z trudem postawiony klocek.
Chodzi tylko o to, żeby plusy nie przysłoniły nam minusów? . Nie gubi się czasem obraz całości? Zdecydowanie wolę spojrzenie holistyczne, przynajmniej nie grozi, że drzewa zasłonią las.
Zgadzam się, że całokształt jest najważniejszy, ale nadal nie widzę powodu do nie rozkładania książek na czynniki pierwsze. Co jest w tym strasznego? Że za ścianą pierwszych drzew, jest ogromny las, a w nim kłusownicy i wysypiska śmieci?
Stary Ork napisał/a:
Mamy dobrą powieść osadzoną w przyszłości Indii? Mamy. Więc bawimy się w gdybologię zastanawiając się, jak by ta powieść wyglądała w innej scenerii? Bawimy się w gdybologię. Ale w ten sposób można sprowadzić np. Diunę do nudnego i przewidywalnego political fiction, podczas gdy sama sceneria już dodaje akcji kilka zupełnie nowych wymiarów. Albo możemy zredukować Hendrixa do zwłok zaćpanego Murzyna - przykłady można mnożyć.
Nie wypowiem się na temat "Diuny", bo jeszcze nie czytałem (od paru lat leży na półce i jakoś nie mogę się zmusić), ale może faktycznie jest nudnym political fiction w ciekawej scenografii? Wielu się zachwyca "Ubikiem" Dicka, a ja jakoś tego zachwytu nie odczuwam. Dla mnie to nic więcej, jak wynurzenia narkomana, który napisał dobrą powieść akcji, z ciekawymi intrygami (wiem, możecie mnie za to zlinczować).
Stary Ork napisał/a:
Może źle Was obu odczytuję, ale odnoszę wrażenie, że cała indyjska scenografia to coś dla Was zupelnie drugoplanowego; dla mnie to jest integralna część całości.
Na odwrót. Indie pierwszoplanowe, reszta drugo...
Ja mam wrażenie, że cały problem rozbija się o nasze gusta i oczekiwania książkowe.
Stary Ork napisał/a:
Zaczynamy od trzęsienia ziemi i przyspieszamy?
Nie, zaczynamy od lekkich wstrząsów i powoli podkręcamy częstotliwość do momentu, aż wszystko eksploduje, poczym dochodzimy do wniosku, że nic gorszego nie może się już stać, a tu ni stąd ni zowąd najazd homoseksualnych obcych pod przywództwem kota Alika
Stary Ork napisał/a:
Bo wątki są po to, żeby się nie splatały na pierwszych pięciu stronach, tylko w momentach kulminacyjnych. Poza tym drogi postaci się przecinają od samego początku, i to nawet fizycznie (coś jak w "Amores perros") - no bo kogo spotyka Najia po wywiadzie? Kto mija na ulicy Shiva, kiedy właśnie rozpieprzono mu merola? To nie tak, że mija 400 stron i nagle KERBLAMMO! i się zazębiło. McDonald prowadzi fabułę konsekwentnie, a w Twoim zdaniu widzę sugestię, że nagle, deus ex vagina (że nawiążę do pewnej łodzi w powieści i pewnej dyskusji o serialu poza powieścią), historia się zazębia dopiero pod koniec, bo pisarz tak chciał.
Racja, drogi niektórych z bohaterów wcześniej się przecinają, ale nie ma to żadnych większych konsekwencji dla fabuły (może tylko spotkanie Tala z Badoor Khanem). No i faktycznie moja wcześniejsza wypowiedz mogła sugerować, że każdy sobie rzepkę skrobie, a na 100 ostatnich stronach jeb i wszystkich połączyły nie wiadomo w jaki sposób wydarzenia. Nie, nie i jeszcze raz NIE. Nie dam się w to wrobić. McDonald świetnie sobie poradził z bohaterami, którzy są niezbędni dla fabuły, ale dla mnie ich historie były niekiedy nudnawe. Niejednokrotnie bardziej mnie interesował świat widziany ich oczami, niż ich życiowe dylematy.
Mam wrażenie, że jestem spychany do charaktery osoby tylko i wyłącznie krytykującej "Rzekę". Książka ma więcej plusów niż minusów, ale je ma. Jak to z ocenami bywa, są często subiektywne i co dla mnie jest minusami, dla kogoś innego może być plusami
W piątkowy wieczór skończyłem "Rzekę bogów" i... jestem pozamiatany Zdecydowanie najlepsza z przeczytanych przeze mnie dotychczas książek spod znaku UW. Jestem pod wielkim wrażeniem rozmachu wizji autora, a odkrywanie świata przedstawionego przez autora dostarczyło mi niezapomnianych przeżyć. W przyszłym roku sięgnę po "Dom derwiszy. Dni Cyberabadu", aby ponownie spotkać się z magią słów McDonalda...
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Co do wzmiankowanych bohaterów, nie sposób nie przyznać, że skonstruowani zostali doskonale, jednakowoż (oprócz Parvati i Vishrama Raya, których zdecydowanie polubiłam, chociaż z różnych powodów) ich los był mi podczas lektury niemalże obojętny
Choć 'Rzekę Bogów' uważam za bardzo dobrą powieść, miałam z nią kilka problemów i to jest jeden z nich - paradoksalnie zabrakło tu miejsca na bohaterów, a konkretnie na nadanie im głębi. Ale to nie st szczególnie dziwne, biorąc pod uwagę stosunek objętości książki do liczby bohaterów pierwszoplanowych. A skoro już mowa o Parvati, jej wątek działał mi na nerwy. Takie łzawe romansidło, po jego wycięciu książka chyba zbyt wiele by nie straciła.
Dziwiła mnie też 'wybiórcza przyszłościowość' - w pewnych aspektach funkcjonowania świata przedstawionego wyraźnie widać, że rzecz dzieje się kilkadziesiąt lat wprzód, natomiast inne są takie... współczesne. Trochę to zgrzyta, biorąc pod uwagę obecne tempo rozwoju technologicznego (spójrzmy, ile się zmieniło przez ostatnie 10 lat, jeśli chodzi o bajery użytku codziennego). Nawet jeśli mówimy o Indiach, gdzie technologizacja przebiega zupełnie inaczej, niż w 'świecie zachodnim'.
Ale to takie czepianie się, bo choć główna oś fabularna szalenie odkrywczą nie jest, została owinięta taką ilością o wiele lepiej zbudowanych warstw 'maskujących', że trudno nie dać się porwać barwnemu, żyjącemu, pełnemu mitologicznych nawiązań światowi stworzonemu przez McDonalda.
Będzie ktoś na tegorocznym Falkonie? Ma być gościem McDonald. Weźmie mi kto autograf?
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Warto wejść w cykl "Luna"? Jak się mają te powieści do poziomu "Rzeki bogów", "Domu derwiszy" czy "Brasyl"?
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
W zapowiedziach Świata Książki 3 część Luny na 27 marca. A na stronie Maga cisza. Tam zapowiedzi z datą edycji 26 luty. SF wydają zacną, ale ich biznesowe polactwo jest dołujące, jak i paru innych wydawców. Ktoś coś wie?
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum