A co do "twarzy państwa": to co pięć lub dziesięć lat Polska nam się zmienia tak zasadniczo? Ja osobiście lubię sobie uogólniać czy generalizować, ale żeby ponad 37 mln państwo uogólnić do takiego czy innego polityka. Przecież to absurd. To przez 10 lat mieliśmy twarz poniekąd socjaldemokratyczną a ostatnio (i na pewno w najbliższej przyszłości) prawicową?
Powiedz mi proszę, co dla Ciebie owa twarz kraju znaczy.
Mag_Droon napisał/a:
Ważniejsze jest słowo "prezydent", mityczne, owiane Hmm, jakby Ci to napisać, nie mogę mówić za społeczeństwo. Co do stołka, to tak. Kolejny. Czy zwykły?. Hmm, tak, dla mnie tak samo zwykły jak stanowisko premiera, marszałka sejmu itp. Każdy z nich jest przeze mnie poważany tak samo. Proszę, przybliż mi swoje stanowisko wraz z argumentacją.
Popełniasz błąd pisząc że prezydent uogólnia 37 mln osób. Dlaczego? Bowiem prezydent nie jest reprezentantem narodu tylko państwa (Art. 126.1 Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej i gwarantem ciągłości władzy państwowej.). To sformułowanie ma dość poważne implikacje dla całego wywodu konstytucyjnego, napisałbym wręcz że stricte filozoficzne. Prezydent nie reprezentuje swoich wyborców - jego stanowisko jest najwyższą "dotykalną" emanacją państwa jako pewnego bytu nie tylko istniejącego tu i teraz ale i w przeszłości i w przyszłości. Głowa państwa, nie ważne czy jest to monarcha czy prezydent, pełnił i pełni nadal funkcje na poły sakralną, jest strażnikiem żywej tradycji. Dlatego wymaga zupełnie innego rodzaju szacunku niż np. premier. Stanowisko premiera nie ma tego sacrum - jest ufundowane czystą prakseologią, która stwierdza że pewnej większej liczbie ludzi na pewnym poziomie złożoności są potrzebne oddzielne osoby od rządzenia. Prakseologia to własnie skuteczne zarządzanie, sprawnie działający system. Ale pewien teleologiczny sens całego systemu jakim jest istnienie/przetrwanie uosabia prezydent, ponieważ rządzić skutecznie, to rzadzono nami pod zaborami też - tymczasem stanowisko prezydenta jest świadectwem suwerenności i tożsamości politycznej która rozciąga się poza czasem. Dlatego m.i. protokuł dyplomatyczny zawsze daje pierszeństwo głowie państwa, niezaleznie od stosunków jakie łączą ją z rządem (nawet mikry prezydent Niemiec, zawsze będzie witany na oficjalnych urczystach przed Kanclerzem) - jest to forma szacunku jakie jedno państwo okazuje drugiemu, nie tylko czysto politycznie-barderowo ale właśnie jako formę uznania jednego bytu politycznego przez drugi. Spotykają się dwa lewiatany - fascynujące i przerażające zarazem.
Mam nadzieje że odpowiedziałem na twoje pytanie i przedstawiłem argumentacje jasno -= gdybym za bardzo gdzieś odleciał zwróc uwagę, postaram się uściślić.
To co napisałeś jest dla mnie zrozumiałe w pełni. Co nie znaczy, że będę się zgadzał. Do mnie po prostu nie trafiają argumenty, jak to ująłeś, na teologiczne. Dlaczego? Dlatego, że dla mnie państwo ma dla mnie znaczenie prakseologiczne a nie sakralne.
Gdyby rzeczywistość była zorganizowana prakseologicznie to żylibyśmy w wielkiej radosnej wszechświatowej komunie. Istnienie państw narodowych jednak dowodzi że pewne złote cielce, nieważne czy w nie wierzysz czy nie, istnieją i trzeba mieć na nie baczenie.
Gdyby było jak mówisz to każdy rząd byłby idealnie skuteczny i nie różniłby sę niczym od rządu fachowców (byłby nim).
Z cielcami natomiast jest tak: wiem, że są wyznawane przez masy ludzi, ale ja nie muszę w nie wierzyć, bo są tylko wymysłem człowieka.
Magu moja wypowiedź określa pewien stan rzeczy który postuluje konstytucja - konstytucja postuluje/stwierdza ten stan rzeczy a prori a nie weryfikuje go i potwierdza a posterori, stąd twoja uwaga o tym "gdyby było jak mówisz" jest zbędna. I to nie jest wyłącznie dokument czystym prakseologiczny jak (instrukcja obsługi magnetowidu) przez który organizuje się społeczeństwo - ona zawiera w sobie pewne zapisy ideologiczne, pod którymi też się oficjalnie podpisujesz swoją partycypacją w całym systemie politycznym abstrahując od osobistej oceny poszczególnych fragmentów.
Słowo wierzyć w języku polskim jest wieloznaczne - nie musisz wierzyć w sensie bałwochwalić, ale raczej nie możesz nie wierzyć w sensie ontologicznym w istnienie takiej podstawowej różnicy między urzędem premierem a prezydenta. A ta różnica sama z siebie implikuje inny rodzaj szacunku dla takiej instytytucji.
Łaku, ja różnicę rozumiem. Ale odzieram ją ze zbędnej nadbudowy, nazwę ją parasakralną. Oba stanowiska (jak i jeszcze kilka innych) są dla mnie właśnie stanowiskami. Są wypadkowymi praw i obowiązków nakładanych na osoby się ich podejmujące. Odzieram też z w/w warstwy konstytucję. Traktuję ją tylko i wyłącznie jako akt prawny usprawniający funkcjonowanie państwa.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum