FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat
Czego aktualnie słuchasz...?
Autor Wiadomość
Beata 
deformacja IU


Posty: 5370
Wysłany: 2008-07-18, 18:10   

Po raz nie wiem który włączyłam sobie "Alchemy" i - mimo - że znam chyba już na pamięć każdy dźwięk, to napawam się każdą nutką. Rany, jak ten Knopfler gra!

Widziałam kiedyś koncert Dire Straits w telewizorze i rzuciło mi się w oczy, że Knopfler wyglądał, jakby granie wychodziło mu tak samo z siebie, jakby w ogóle nie musiał poświęcać mu uwagi... tak sobie stał i "od niechcenia" przebierał palcami po strunach... ot, tak... pozornie bez wysiłku... a tymczasem - jako jeden z niewielu - sprawił, że Jego muzykę naprawdę się czuje, a nie tylko słyszy...
_________________
Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
 
 
Jimmy Raynor 


Posty: 13
Wysłany: 2008-07-18, 19:53   

"Panie Janie, Panie Janie"... i innych tego typu utworów w wykonaniu na zabawki mojego syna :) Ale czasem jak się uda małego uwiązać to słucham Yanklowitza i tego na co mam akurat nastrój ... teraz leci "miniatura dla Elizy" w wykonaniu krów z fermy Kaczora Donalda... Bardzo interesująca interpretacja :)
_________________
z doświadczenia wiadomo,
że doświadczenie niczego nie uczy...
 
 
You Know My Name 
Vortex Surfer


Posty: 7413
Skąd: wyższe sensy lodu
Wysłany: 2008-08-25, 08:38   

Majac na celu odrobienie odrobiny zalegajacych zaleglosci gruntownie odsluchalem ostatnio aSHES dIVIDE. Jeli marzyl ktos o miekko zagranym TOOLu anplagt to bedzie usatysfakcjonowany, milosnicy prog-rock-a niezbyt agresywnego tez, fajne bylo, jeszcze kiedys poslucham.
Dopadlem ostatnie plyty Motorpsycho - Little Lucid Moments oraz Slipknot - All Hope Is Gone i przesluchalem je po razie. Do obu wroce, Motorpsycho wydali swietna plyte, wypelniona gitarami, perkusja i czasem spiewem, bez zbednej elektroniki/ornamentyki TO TYLKO ROCK!, inaczej jest ze Slipknotem, kuffa lubie ich ale troszke sie stoczyli, brak agresji ze Slipknot lub Iowa, nie ma takiej rozpietosci roznych brzmien jak w Vol. 3..., ogolnie taka dosyc rowna napierdalanka, poslucham, poszukam (obu nie minionych sniegow) moze jest w tym cos wiecej.
Wracam tez do In Rainbows Radiohead aby sprawdzic czy Bodysnatchers, Weird Fishes..., Jigsaw Falling... lub Reckoner beda taka sama uczta jak za pierwszym razem.
_________________
Ziuta na Polconie napisał/a:
Pałac Kultury i Nauki...
Mały, ale gustowny
 
 
Dabliu 


Posty: 834
Skąd: Wrocław
Wysłany: 2008-08-26, 17:22   

Siouxsie and the Banshees – brytyjski zespół nowofalowy i gotycko rockowy założony w roku 1976 w Londynie na potrzeby odbywającego się tam festiwalu punkrockowego. Wokalistka, Susan Janet Ballion, uważana była za niezwykle kontrowersyjną głównie ze względu na perwersyjny i często fetyszystyczny ubiór. Ich pierwszy singel, Hong Kong Garden, osiągnął wysokie pozycje na listach przebojów, jednocześnie dając zespołowi szerokie grono fanów. Do zespołu dołączył na stanowisko gitarzysty w 1979 roku Robert Smith (członek i założyciel legendarnego już zespołu The Cure ), głównie za sprawą znajomości ze Stevenem Severinem. Smith uzupełnił w ten sposób braki zaistniałe w zespole po odejściu dotychczasowych członków – gitarzysty i perkusisty. W zamian za to The Cure mogło kontynuować wspólną trasę u boku Siouxsie and the Banshees jako support. W późniejszych latach Robert Smith będzie wielokrotnie dołączać do kapeli na stanowisku gitarzysty, zwłaszcza podczas kryzysu we własnym zespole, a z samym Steve'em Severine'em stworzy zespół o nazwie The Glove, by wydać w 1983 roku album zatytułowany "Blue Sunshine".

Siouxsie and the Banshees - Cascade

Oh the Air was shining
Shining like a wedding ring
Barbed like sex
I felt 10,000 volts
My chest was full of eels
Pushing through my usual skin
I opened up new wounds
Pouting, shouting-

Oh Love -- like liquid falling
Falling in cascades
Oh Lovelorn victims
Laughing in cascades

The Sun was rich
Rich with a song of sin
My breath melted my words
Into strange alphabets
Tormenting my tongue
Pouting, shouting -

Oh Love -- like liquid falling
Falling in cascades
Oh Lovelorn victims
Laughing in cascades

The heartbeats were echoing
Echoing the revolver
Emptying into my mouth
I pulled a face from my pocket
And smiled a Leper's grin
I felt somebody close
Pouting, shouting -

Oh Love -- like liquid falling
Falling in cascades
Oh Lovelorn victims
Laughing in cascades
 
 
You Know My Name 
Vortex Surfer


Posty: 7413
Skąd: wyższe sensy lodu
Wysłany: 2008-08-27, 15:08   

Slipknot - All Hope Is Gone. Czwarty (czyli 5) album studyjny. W porownaniu z Vol. 3... produkcja slabsza. Po pierwsze zbyt jednostajna, poprzednie plyty niosly wieksze zroznicowanie. Secundo: coraz czesciej pojawia sie czysciutki glos Taylora znany nam z Stone Sour, nie na to czekalem, nie tego sie spodziewalem (choc Stone Sour lubie). Tertio: balladka Snuff, sorry ale to nie Vermillion, ktory bardzo cenie.
Kolejny problem to uprzadkowanie brzmienia, poprzednie albumy cechowal swoisty "brud", na ktory skladaly sie szumy, trzaski, sample generowane komputerowo tworzace to charakterystyczne dla Slipknota chropawe tlo.
I na koniec: wsrod dziewiatki Slipknot jest trzech palkerow a na albumie tego nie slychac. Mam wrazenie, ze Dave Lombardo w formie z 1986 roku ponad polowe utworow obsluzylby sam, co wiecej, przy 3-4 z nich moglby sie jeszcze kaligrafia w trakcie zajmowac.
Moze teraz bardziej pasuja do szufladki metalcore ale traca unikatowosc.

Poza tym kawalki dzialaja jak niezle przerywniki gdy mam psychodeliczne/lajtowe playlisty, no i na koniec albumu bardzo dobry utwor tytulowy, niosacy najwiecej brzmienia starego Slipnota.

Ogolna ocena 6,5/10.
_________________
Ziuta na Polconie napisał/a:
Pałac Kultury i Nauki...
Mały, ale gustowny
 
 
Procella 


Posty: 1193
Skąd: L-space
Wysłany: 2008-08-27, 20:14   

Dwie pierwsze płyty The Frozen Autumn - zdecydowanie najlepsze w dorobku tej włoskiej darkwave'owej grupy, szalenie nastrojowe, urzekające wręcz. Stonowana elektronika, melancholijny wokal, ładne melodie - kawałek solidnego, klimatycznego grania. Na późniejszych albumach zabrakło już trochę tego pięknego smutku, za to przybyło męczącego umpa-umpa i praktycznie po nie nie sięgam, "Pale Awakening" i "Fragments of Memories" ciągle jednak robią wrażenie. Solidnie mnie zresztą dołują, ale czasem nie mogę się oprzeć chęci ich posłuchania. Jeżeli ktoś lubi zespoły takie jak Diary Of Dreams czy Diorama - polecam.

http://www.thefrozenautumn.com/


W kolejce - bardziej znane, podobne w klimacie Deine Lakaien.
_________________
Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween

http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
 
 
Olisiątko 


Posty: 819
Skąd: Izolatka
Wysłany: 2008-08-27, 22:32   

Aktualnie jadę na jednym z najlepszych zespołów Black metalwoych czyli Anaal Nathrakh.
Jeśli słyszeliscie iedykolwiek przedtem zespół Blackowy a wydwaął Wam sie zajebisty/debilny to posłuchajcie Anaal Nathrakh. Jest to chyba jeden z hardcorowych zespołów Blackowych. Słyszałem, ze na koncertach goście dają taki czad, że kamapanie wyborcze się moga schować. Za klase zespołu niech chociażby swiadczy, zę amaja dwóch muzyków z Napalm Death a grają 10 razy lepiej xD

Some shit:
Shit number 1
Shit number 2
_________________
All the ways you wish you could be, that's me.
I look like you wanna look.
I fuck like you wanna fuck.
I am smart, capable, and most importantly, I am free in all the ways that you are not.
 
 
Procella 


Posty: 1193
Skąd: L-space
Wysłany: 2008-08-30, 14:54   

Veljanov - Secrets of the Silver Tongue

Świetny wokalista znany przede wszystkim z zespołu Deine Lakaien, tutaj w wersji solowej. Płyta jest znacznie bardziej stonowana i nastrojowa od nagrań DL, co mi odpowiada - nagrania tego zespołu trochę mnie czasem drażnią zbyt "taneczną" elektroniką, choć jest i sporo utworów, które bardzo lubię. Na "Secrets of the Silver Tongue" jest pięknie, melancholijnie i bardzo jesiennie - a jesień z każdym dniem już bardziej widać i czuć. Poza tym już za kilka tygodni ukazuje się nowa płyta Veljanowa, trzeba więc odświeżyć sobie stare.

Jeżeli ktoś chce się zapoznać z tym panem - http://www.myspace.com/veljanov



Szkoda tylko, że facet nosi taką dziwną fryzurę :badgrin:
_________________
Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween

http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
 
 
You Know My Name 
Vortex Surfer


Posty: 7413
Skąd: wyższe sensy lodu
Wysłany: 2008-09-01, 22:50   

Przesłuchałem zachwalane przez Ł The Lord Weird Slough Feg (self-titled album).
Zachwycony brzmieniem Wielki eŁ rzekł, że to wspaniały, wypasiony stroświecki thrash.
Hmmm, ja tam powiem, ze to pompatyczne granie, od którego bardziej wzniosłe są tylko: podkład dźwiękowy do Triumfu Woli, Nibelungi Wagnera, Manowar oraz Górniczo-Hutnicza-Orkiestra-Dęta (która robi na Pam-Pa-Ra-Ram) i nadaje się tylko do nagrywania piosenek o dzielnym sir Robinie. Nie idzie.

W ramach odreagowania wrzuciłem do telefonu Scotch Mist Radiohead. Wiem, że wyglądają na odrobinę pochłoniętych muzykowaniem, dźwięki są trochę roztręsione, rozbiegane, a wokal Thoma Yorke'a brzmi jakby był przytłoczony lękiem, ale całość naprawdę warto przesłuchac i obejrzeć.
Moje cztery ulubone numery:
Weird Fishes/Arpeggi
Bodysntchers
Jigsaw Falling Into Place
Reckoner
oaz całość:
Scotch Mist
_________________
Ziuta na Polconie napisał/a:
Pałac Kultury i Nauki...
Mały, ale gustowny
 
 
You Know My Name 
Vortex Surfer


Posty: 7413
Skąd: wyższe sensy lodu
Wysłany: 2008-09-07, 19:54   

Death Magnetic. Usłuszawszy, że Ulrich powiedział co tooni nie mają nic przeciwko, ze płyta jest już w sieci ukradłem ją i ja i przesłuchałem. Cztery razy, przy czym raz po piffku na słoneczku zasnąłem.
Otóż wg mnie jest to płyta nierówna i słabsza od poprzedniej. Całkiem wpożo początek przybijają kawałki Unforgiven 3 i Suicide & Redemption.
Ogólnie oczekiwałem więcej, vale bałem się,że płyta będzie gorsza.
_________________
Ziuta na Polconie napisał/a:
Pałac Kultury i Nauki...
Mały, ale gustowny
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4468
Skąd: fnord
Wysłany: 2008-09-07, 20:25   

Żeby była jasność nigdy nie napisałem że Slough Feg to staryświecki thrash tylko przykłąd na dobry power metal, pozatym ich debiut był toporny, spróbuj album Traveller - jak nie zaskoczy to znaczy że nie duszy prawdziwego wojownika. ; )

A co do nowej Metalliki to już zaczynam formułować swoją opinią po którymś tam przesłuchaniu i generalnie się z tobą nie zgadzam. Ale to motyw na dłuższą recenzje.

A Ulrich wiele możliwości do powiedzenie nie miał, w końcu ten zespół ma już za sobą doświadczenia z epizodu pt "Metallica vs Internet".
 
 
You Know My Name 
Vortex Surfer


Posty: 7413
Skąd: wyższe sensy lodu
Wysłany: 2008-09-07, 21:31   

Ł napisał/a:
A co do nowej Metalliki to już zaczynam formułować swoją opinią po którymś tam przesłuchaniu i generalnie się z tobą nie zgadzam.

No i swietnie, od poklepywania po plecach to fora umierają (to parafraza Sam-Wiesz-Kogo).
Co do Metalliki to dodam tyle, że mimo, że wolę St. Anger, to Death Magnetic jest lepsza od płyt nr 5, 6 i 7.
Aby nie popaść w otępienie słuchanie czwórki z LA urozmaicam sobie przefajnym brzmieniem SubArachnoid Space oraz Mogwai. Polecam obie kapele wzystkim miłośnikom powolnych i ciężkich instrumentali (jeszcze warto podepzreć się Bardo Pont)
_________________
Ziuta na Polconie napisał/a:
Pałac Kultury i Nauki...
Mały, ale gustowny
 
 
Gand 
Smart Guy


Posty: 680
Wysłany: 2008-09-10, 17:35   

Metallica
Death Magnetic

Nie przesadzając - chyba nigdy w życiu nie czekałem tak na żadną płyte. Gdy światło dzienne ujrzał ostatni longplay Metalliki, St. Anger, dopiero poznawałem ten rodzaj muzyki, więc nie było to dla mnie specjalnie wielkie przeżycie. Od tego czasu dużo się zmieniło, a ta płyta miała być powrotem do formy Hetfielda, Hammeta, Ulricha i Trujillo.

Bez zbędnego owijania w bawełnę podkreślę już na początku tej krótkiej recenzji - Death Magnetic to bardzo dobra płyta. Zdecydowanie najlepszy album Metalliki od 17 lat, czyli od przełomowego Czarnego Albumu.
Teraz kilka zdań o każdym kawałku na płycie (a jest ich 10, gdyby ktoś nie wiedział):

1. That Was Just Your Life - po kawałku otwierającym album oczekiwałem czegoś w stylu Battery czy Blackened i nie zawiodłem się. Po klimatycznym intrze dostajemy 7 minut agresji i szybkości, świetnych riffów okraszonych równie dobrym, nieco punkowym refenem.
Wiele ludzi narzeka na Hammetta (ja w sumie też ;) ), że gra w kółko to samo, że używa tych samych patentów. Ale St. Anger bez solówek to był nieporozumieniem. Dlatego z entuzjazmem usłyszałem przywitałem szybką, agresywną solówkę graną przez Kirka - jesteśmy w domu. Pierwszy kawałek - świetny. Tym samym trochę wyluzowałem, bo słuchałem otwierającego płytę utworu strasznie spięty.

2. The End of the Line - Drugi kawałek to jedna ze słabszych kompozycji na płycie. Oparta na The New Song, zagrany przez Metallikę live jakieś 1,5 roku temu. Ale śmiem twierdzić, że tamta wersja była lepsza, bardziej Metallikowa. Zaczyna się naprawdę nieźle, ale riff, na którym oparte są zwrtotki jest już średni. Trochę lepiej wypadają refreny, ale tylko trochę. Most i solówka też nie ratują całości. Najlepszym elementem tego utworu jest zwolnienie tempa pod koniec i wstawka niemalże balladowa. Ale to tylko minutowy fragment, poza tym tak jak pisałem utwór to słabszy punkt Death Magnetic.

3. Broken, Beat & Scarred - gdybym miał wybierać 3 najsłabsze kompozycje na Death Magnetic, to byłaby trzecia. Jest lepiej niż w utworze 2., ale ciągle nie porywa. Początkowy riff robi pozotywne wrażenie, choć nie porywa. Znacznie lepiej niż w The End of the Line wypada też zwrotka i melodyjny, ciekawie śpiewany przez Jamesa refren. Nienajgorzej wypada też solo - ale ciągle przeciętniak.

4. The Day That Never Comes - nie zwątpiłem jednak w ten album, bo wiedziałem jaki kawałek jest następny. Pierwszy sigiel, piękna ballada zagrana w starym stylu, zdecydowanie jeden z najmocniejszych punktów nowej Metalliki. Mamy wszystko to, za co cenione były Fade to Black czy Sanitarium - piękne intro, nastrojowe, akustyczne zagrywki w zwrotce i prosty, ale bardzo mocny refren. Do tego dochodzą zagrywki gitary prowadzącej stylu tych, które znamy z przywoływanych przez mnie przed chwilą ballad Metalliki.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Na świetne przejścia, które przy pierwszym przesłuchaniu budza wątpliwości, ale za każdym kolejnym razem wzmacnia się wrażenie, że spajają one kawałek.
Druga, szybsza, jak w Metallikowych balladach, połówka trzyma bardzo wysoki poziom częsci pierwszej, a całość zamyka najlepsza na tej płycie solówka Hammeta. No i wróciły bardzo lubiane przez mnie zagrywki w harmoniach.
Utwór - śmiało można to powiedzieć - w starym stylu. I nie żaden odgrzewany kotlet, ale naprawdę świetny kawałek.

5. All Nightmare Long - proszę państwa, najlepszy utwór na tej płycie, prawidziwy killer! Hiponotyczne intro, które wprowadza nas w pewnie uśpienie... z którego budzi potężny, galopujący riff, z którym już podaża następny - ten kawałek nie daje odpocząć.
Chwilę oddechu daje jednak zwrotka, chociaż tylko pozornie. Grany w szybkim tempie riff w tle przywodzi na myśl najlepszy utwory Metalliki, a sama linia melodyczna nie pozwala słuchaczowi przejść obok tej muzyki obojętnie.
Nadchodzi czas na refren. Genialny refren, mówiąć dokładniej. Mocny i rockowy ale przy tym... przywodzący na myśl lata 80', niemalże taneczny! Wymieniałem spostrzeżenia z kilkoma osobami i nie tylko ja odniosłem takie wrażenie. Naprawdę fenomenalna sprawa, człowiek ma ochotę poderwać się i poszaleć przy Hetfieldzie wykrzukującym "Cause we hunt you down without mercy, hunt you down all nightmare long".
W całość tradycyjnie idealnie wpasowuje się Hammett ze swoją solówką, które doskonale uzupełnia kwałek. Chwilę potem znów dostajemy świetny riff, przy którym odruch machania głową w rytm muzyki właściwie występuje sam. I kolejne solo, jeszcze lepsze niż poprzednie.
Kanonadę kończy riff z The New Song, o którym to kawałku wspominałem wcześniej, i robi to naprawdę doskonale. Świetnie wypada wejście Hetfielda z refrenem po chwilowej pauzie. Na taką Metallikę czekałem.

6. Cyanide - Cyjanek znaliśmy już przed premierą, był zagrany na jednym z koncertów. Ciekawe jednak byłem jak wypadnie wersja studyjna. I wypadła nieco słabiej niż na żywo, gdzie świetne riffy (który Cyanide jest pełne) zyskują nowy, gromiący wymiar.
Poza tym naprawdę bardzo dobry kawałek, solidna solówka no i fajny refren - Suicide, i've already died, it's just a It's just the funeral I've been waiting for - idealnie do śpiewania na koncertach. ; )

7. Unforgiven III - kto wie, czy nie utwór, względem którego było najwięcej oczekiwań przed premierą. I zapewne już przed premierą przez wielu znienawidzony za to, że ciągnie niepotrzebnie serię Unforgivenów. ; )
A jaki jest U III? Intro z pianinem budzi mocno mieszane uczucia w stylu "Hej, o co im właściwie chodzi?". Potem jednak jest dużo lepiej, a wręcz bardzo dobrze. Początek to jeszcze nerwowe wyczekiwanie co ma nowy Unforgicen do zaoferowania, ale z każdym wersem jest lepiej.
Nie da się ukryć, że utwór jest bardzo emocjonalny i raczej smutny. Ale przy tym naprawdę ciężki i melodyjny - od razu wpada w ucho. Zarówno zwrotka, jak i refren sprawiają, że dla mnie Unforgiven to godna kontynuacja poprzednich dwóch utwórów. Pierwszemu nie dorównuje, ale z drugim już jak najbardziej może stawać w szranki. Jestem zdecydowanie na tak i nie rozumiem malkontentów jęczących, że "ten nowy Unforgiven to już nie to".
Zapomniałbym - druga najlepsza solówka Hammetta na płycie.

8. The Judas Kiss - ponownie świetny kawałek, wraz z All Nighmatre Long i The Day That Never Comes chyba w trójce najlepszych na płycie. Znów dostajemy garść naprawdę świetnych riffów i porywający refren, przy którym trudno usiedzieć na miejscu.
Ponownie na wysokości zadania staje Hammett ze swoją solówką - facet wyraźnie ucieszył się, że koledzy znów pozwolili mu poszaleć, bo po raz kolejny dostajemy da sola w jednym utworze.
Nie ma co się rozpisywać po raz kolejny - po prostu świetny utwór.

9. Suicide & Redemption - no i mój entuzjazm został trochę wyhamowany. Dlaczego? Bo track nr 9. to zdecydowanie najsłabsza kompozycja na płycie. Niby dziecko Hetfielda, niby on nagrał większość solówke, niby riffy są w porządku, ale to się nie klei. Nie ma czegoś, co naprawdę przyciągnęłoby uwagę. Kilka fajnych momentów to za mało.

10. My Apocalypse - znów utwór ujawniony wcześniej przez zespół. Krótko - nie jest to najlepszy kawałek na płycie, ale jeśli komuś podobało się Dyer's Eve czy Damego Inc., My Apocalypse też powinno przypaść mu do gustu. Najbardziej thrashowy utwór na płycie, dobrze spisuje się w roli tego, który ma zamknąć cały album - po prostu 5 minut szybkiego, ostrego grania.

Co więc można powiedzieć jeszcze o nowej Metallice? Że to poracja naprawdę bardzo dobrej muzyki, choć momentami trochę za długiej, niektóre utwóry można było śmiało skrócić o minutę i jeden riff.
Poza tym słychać pracę, jaką zespół włożył w Death Magnetic. To już nie jest St. Anger czy nawet Load/Reload, gdzie kompozycje były raczej proste. Metallika pokazała, że stać ją jeszcze na utwory skomplikowane kompozycyjnie i ciekawe aranżacje, ubarwiające muzykę.
Nie jest to 100% stara Metallica z czasów Master of Puppets czy Ride the Lightning, bowiem przewijają się tutaj elementy z Load czy Reload, ale to, z czym indetyfikuje się "prawdziwą" Metallikę na pewno jest tu obecne i to w przewadze nad pozostałymi elementami Death Magnetic.

Metallica nagrała naprawdę dobrą płytę, która moim zdaniem zmazała plamę, jaką był St. Anger, przywracając tym samym blask nazwie Metallika.
Warto było czekać te 6 lat. I warto będzie czekać kolejne 6 lat na następny album, jeśli utrzyma poziom Death Magnetic.
Już nie mogę się doczekać kolejnej wizyty Metalliki w Polsce i usłyszenia tych kawałków na żywo.

Moja ocena: 4+ w skali szkolnej.
_________________
We care a lot about the army navy air force and marines
We care a lot about the SF, NY and LAPD
We care a lot about you people, about your guns
about the wars you're fighting gee that looks like fun

We care a lot about the Garbage Pail Kids, they never lie
We care a lot about Transformers cause there's more than meets the eye

We care a lot about the little things, the bigger things we top
We care a lot about you people yeah you bet we care a lot.
 
 
You Know My Name 
Vortex Surfer


Posty: 7413
Skąd: wyższe sensy lodu
Wysłany: 2008-09-10, 20:01   

Gand :arrow: ja bardziej czekałem na "Czarny Album", wtedy byłem na świeżo po And Justice i naprawdę nie mogłem się doczekać.
Teraz jestem trochę dojrzalszy, Metallica wydała kilka słabszych płyt (kolejno 5, 6 i 7) i po St. Anger nie wiedziałem co może być.
Od razu nadmienie, że ich poprzedni album studyjny cenię duuużo wyżej od Ganda
Po kilku kolejnych przesłuchaniach skłaniam się do oceny mojego przedpiscy, nieco wyżej cenie jedynie numer 2, numer 10 (tak, mi bardzo odpowiadają killery kończące kanoniczne albumy). No. 9 to dla mnie zagadka, w sumie mógłby to być niezły kawałek stonerowy, ale jest jakby niezgrany. Mniej za to podoba mi się numer 8.
A cały album bez "7" miałby wyższą notę, nie tak wysoką jak St. Anger, ale niewiele niższą.
_________________
Ziuta na Polconie napisał/a:
Pałac Kultury i Nauki...
Mały, ale gustowny
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4468
Skąd: fnord
Wysłany: 2008-09-10, 21:37   

Będzie mocno polemicznie

Nowa płyta Metallicy to album średni z lekkim przechyłem na plus. Jego pozytywną cechą jest metalikowatość starej mody jaka bije od pierwszego kawałka ( That Was Just Your Life) który kupił mnie i nastawił bardzo pozytywnie. Niestety już w drugim kawałku ( The End of the Line) dał się znać pierwszy mankament tego albumu - przekombinowanie. Za dużo riffów, za dużo patentów, słaba selekcja - brak motywmu przewodniego. Mimo to kawałek jakoś dawał radę. Trzeci utwór to średniak więc nie będe go rozkręcał na śrubki. I 4 kawałek czyli " The Day That Never Comes ". Dno. Kawałek w którym usłyszycie stare - i jedne z najlepszych - kawałki tego zespołu wymieszane z sobą bez polotu. Kulawy misz-masz Fade to Black, Unforgiven, One a nawet pokaleczony riff z Oriona się przyszwędał. Może się ten kawałek podobać tylko i wyłącznie jeśli udamy że pierwszym albumem Metalliki był Load. Naszczeście później przychodzi track 5 ( All Nightmare Long ) który od samego intra jest niczym powiew zimnego wiatru po leżeniu w świadce pełej ryb. Nawet powoduje elektryzujący dreszcz - to bardzo miłe uczucie które stawia go na równi z takimi kawałkami jak Creeping Death, przy czym wcale nie jest do niego podobny! Poprostu bije od niego ten Metallikowy prąd właściwy Ride the Lighting. Prawdziwy morderca. Cyanide to sympatyczny kawałek nie wyrywa z butów ale można go przesłuchac za każdym razem. Gdyby był krótszy zyskałby napewo, te pseudoballadowe zwolnienia są zbędne. Unforgiven - może być.Judas Kiss - kolejny dobry kawałek, poziomowi odpowiadający pierwszemu trackowi. Instremental (Suicide & Redemption ) tej płyty jest bardzo silnie nacechowany tym o czym pisałem wczesniej - przekombinowanie. Mała selektywność - koło 4 minuty dostajemy głupawą gitarową melodyjke. Naprawdę było to potrzebne? My Apocalpyse, to kolejny dramat ale tym razem naprawdę spory. Nie chodzi o to że jest szybki, thrashowy czy cokolwiek - raz jest poprostu przeciętnie muzycznie, a dwa nie jest Metallikowy. Bardziej przypomina grę bandów wanna-be-Slayer (te krzyczane sylaby, ten rytm i szybkie pauzy). Bardzo słabe i żenujące zakończenie.

Podsumowując dostaliśmy albym na którym mamy 1 genialny kawałek, dwa dobre, 5 średniaków i 2 żenuły. Album sprawia wrażenie nieco wymęczonego- trochę jak w przypadku AJFA. Tyle tylko że 4 albym Metalliki męczył ale jednak na swój sposób. Ten album miejscami męczy i razi odtwórczością (chyba chcieli zrobić po trochu przekrój całej swojej twórczości) czy nawet autoplagiatem (The Day That Never Comes - swoją drogą klip tego utworu pasuje do muzyki - jest równie beznadziejny). Niektóre kawałki zyskałby na cięciach naprawdę dużo. Podoba mi się za to produkcja - album brzmi świetnie poza perkusją która czasami wpada w manierę St. Anger. Nie wiem tylko czy adekwatne jest stylizowanie albumu na starsze produkcje - chodzi mi o te niby spontaniczne krzyki z dala od mikrofonu jakie migają przez chwile chociażby w All Nightmare Long. Zespoł chyba wyrazi cierpi na jakieś rozerwanie między przeszłoscią a przyszłoscią, troche nie umiejąc znaleśc się w tu i teraz. Mimo wszystko - nadal to Metallika, i sympatycznie się ich słucha. Napewo będe do albumu wracał ale wyrywkowo, na kolejne całe przesłuchanie album sobie poczeka. Sporo

Gand napisał/a:
a ta płyta miała być powrotem do formy Hetfielda, Hammeta, Ulricha i Trujillo.

Trujillo miał wracać do formy? Po czym? ;]

I wogóle nie wierzcie Gandowi; człowiek który uznaje "The Day That Never Comes" za coś świetnego jest niewiarygodny i chyba zapłacony mu żeby to napisał, bo nie wierze że ktoś kto dobrze wczesne płytyt M. mógł nie wychwycić oczywistego autplagiatu.
 
 
red91 
Latoj


Posty: 44
Skąd: Kraków
Wysłany: 2008-09-11, 17:04   

Ja z Death Magnetic poczekam do jutra ;) Pare kawałków już znam, bo metka wypuściła oficjalnie, więc zassałem. Jestem bardzo dobrej myśli, zwłaszcza po singlu "The day that never comes- tam jest kurna wszystko. Słyszę w nim loady, solówkę z blacka, momenty z and justice, nawet z kill'em all. Dla mnie bomba. Liczę, że czasy "świętego gniewu" poszły do szufladki oznaczonej "nieudane eksperymenty" i nadchodzi krążek, po którego przesłuchaniu w całości, powiem - " wielka metallica powróciła w wielkim stylu"
 
 
Procella 


Posty: 1193
Skąd: L-space
Wysłany: 2008-09-11, 17:40   

A ja się wyłamię - nie słucham nowej Metalliki :badgrin: Nigdy mi specjalnie nie leżeli. Po tym, co słyszałam w radiu, mogę powiedzieć, że ta płyta przynajmniej jako tako brzmi, ale i tak nie mam specjalnej ochoty zapoznawać się z całością. Nie moje granie, po prostu.

Za to gra mi teraz Fairport Convetion - świetny folk-rock z przełomu lat 60. i 70. Uwielbiam, zwłaszcza nagrania z Sandy Denny (jeżeli ktoś nie kojarzy - to ta pani, którą słychać w "Battle Of Evermore" Zeppelinów). Teraz słucham nagrań dla BBC - jest tu m.in. ładna wersja "Bird On The Wire" Cohena, jest też moje ulubione "Fotheringay", jedna z najpiękniejszych i najsmutniejszych piosenek, jakie znam.

W kolejce czeka Pentangle - zespół podobny stylistycznie, może z troszkę większą domieszką wpływów jazzowych.
_________________
Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween

http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
 
 
Nabu Nezzar 
Gildyjczyk


Posty: 619
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2008-09-12, 00:13   

To ja też się wyłamię! Również nie słucham nowej Metaliki! :P
Ściąg... kupiłem sobie najnowszą płytę Basshuntera - Now You're Gone i obecnie przygrywa (na czele z mega zajebistym Angel in the Night) mi prawie non stop. Do tego jeszcze wybrane utwory z trzech płyt Cascady: Perfect Day, The Remix Album, Everytime We Touch:] W nowych głośnikach taka muza brzmi przekozacko :mrgreen:
_________________
Peace is a lie, there is only passion.
Through passion, I gain strength.
Through strength, I gain power.
Through power, I gain victory.
Through victory, my chains are broken.
 
 
MadMill 
Bucek


Posty: 5403
Skąd: hcubyw ikleiw
Wysłany: 2008-09-15, 14:31   

Gand napisał/a:
Bez zbędnego owijania w bawełnę podkreślę już na początku tej krótkiej recenzji - Death Magnetic to bardzo dobra płyta. Zdecydowanie najlepszy album Metalliki od 17 lat, czyli od przełomowego Czarnego Albumu.

Po tym sie podpisuję i chyba nic więcej dodawać nie muszę. No jedno, że z Gandem co do muzyki zgadzam się rzadko, om woli jakiś Petriccich i innych Megatetowych gitarzystów który podobno sa lepsi od Satcha. No cóż, młody jest i dorośnie, a ocena tego krążka chyba zwiastuje przełom w jego życiu. ;)

Metallica na tak. ;)
_________________

"Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
 
 
Toudisław 
Ropuszek

Posty: 6077
Skąd: Z chińskiej bajki
Wysłany: 2008-09-15, 18:11   

Ł napisał/a:
Nowa płyta Metallicy to album średni z lekkim przechyłem na plus.

Bogowie miejsce nas w opiece. Zgadzam się z Łakiem.

Wielkim fanem Mety nie jestem. Ale Metalica to jednak muzyka przez duże M. Słucham jej kawałków od czasu do czasu i pewnie jak większość najbardziej lubię pierwsze płyty to na czym Meta tak się rozsławiła.
Ta płyta miała być powrotem do korzeni. No i byłą szkoda tylko że to powrót wymuszony i nieco wyrachowany. Dostaliśmy płytę na zamówienie oczekiwań fanów. I to chyba nieco zabiło przebojowość płyty.
01 That Was Just Your Life Nie mogę podzielić zachwytów nad tym kawałkiem ale przyznać muszę że mi się podobał. Bo rzeczywiście jeden z lepszych na płycie. Bardzo dobry ale nie wspaniały. 02 The End of the Line
jestem zły na ten kawałek. Bo jest on dla mnie dziwnie rwany i nierówny. Wynika to z tego co pisał Łako. Przekombinowali i zabrakło motywu przewodniego który spaja by całość. A szkoda bo kilka momentów naprawdę dobrych . Starszy w tej muzyce bałagan. SZKODA.
03 Broken, Beat & Scarred Fajny kawałeczek nie powala ale narzekań nie rozumiem. od taki średniak. Na pewno lepszy niż poprzednik.
04 The Day That Never Comes
Łako się nie zna. To naprawdę dobry kawałek. Do zachwytów Ganda mi ejdnak daleko. Przynajmniej jest bardziej przemyślany niż 2 wałek z płyty. Lubie takie ballady. ale chyba jeden z lepszych na płycie
05 All Nightmare Long
Intro które zachwyciło łaka mnie odrzuca. Potem jest już zdecydowanie lepiej ale niesmak trochę mi pozostał. Czym dlaj tym lepiej. Gdyby nie pierwsze wrażenie to by było naprawdę dobrze. Perkusja chyba najbardziej mi się tu podoba. Jakoś zwraca moją uwagę.
Cyanide taki płytowy przeciętniak.
07 The Unforgiven III Ten kawałek wpadł mi w ucho już już chyba najbardziej będzie kojarzył mi się z płytą. Fajny ;)
08 The Judas Kiss Następny przeciętny z minusem.
09 Suicide & Redemption

Chyba gorszy na płycie.Przekombinowany i
10 My Apocalypse
Dramta //mur a ten Wokal //pisowcy
 
 
You Know My Name 
Vortex Surfer


Posty: 7413
Skąd: wyższe sensy lodu
Wysłany: 2008-09-18, 18:50   

W ramach odtrutki po Metallice zerzuciłem sobie Slo Burn, Interpol i Editors.
Editors: Ja wiem, że Wielka Brytania jest zasłużona dla muzyki na świecie, Beatles & klony, Iron Maiden & NWOBHM, Joy Division, U2, Brit-Pop-Rock i tyle.
Editors mieszczą sie w kanonie trzech ostatnich, czyli jest mandolinowa gitara, głęboki, ciekawy wokal, oraz sekcję z U2 i tyle. Czyli można, ale przesyt następuje szybko (zważywszy, że do słuchania nadaje się tylko druga płyta).
Interpol jest lepszy, ale wydał trzy albumy w miare niestety podobnych utworów, co powoduje, że przesyt następuje również dosyć szybko.
Slo Burn to zespół jednej płyty, założył go John Garcia po rozpadzie Kyussa. Mam wrażenie, że i Slo Burn i póxniej stworzona Unida nagrywały proste późnoKyussowe kawałki tylko po to aby Garcia mógł się uzewnętrzniać jako wokalista.
Muzyka do bólu prosta ale za to jaki wokal. Polecam.

Teaz (o dzisiejszego wieczornego joggingu wraca LWSF oraz Nebula (na intencje koncerty co to za 2 miechy).
_________________
Ziuta na Polconie napisał/a:
Pałac Kultury i Nauki...
Mały, ale gustowny
 
 
Sunshine 


Posty: 216
Wysłany: 2008-09-19, 12:27   

U mnie na maglu Lacrimosa.
Kilka słów o zespole.

Po raz pierwszy z wokalem Tillo Wolffa zetknęłam sie w... Empiku ;) . Tamtego dnia miałam podły nastrój i łaziłam między półkami w dziale muzyki szukając jakiejś metalowej płyty do posłuchania. Moja uwagę przykuła okładka "Satury" tegoż zespołu. Wrzuciłam na odsłuch i... wpadłam. Te brzmienia oczarowały mnie. Choć mam problem z zaklasyfikowaniem Lacrimosy do konkretnego gatunku. Gotyk? Darkwave? Metal?

Kilka moich ulubionych utworów.
Seele in Not
Alleine zu zweit
Das Schweigen
 
 
Procella 


Posty: 1193
Skąd: L-space
Wysłany: 2008-09-19, 13:06   

Lacrimosa taaak, ale szkoda, że poszli ze swoją ewolucją w kierunku, który średnio mi odpowiada - wolę oszczędniejsze, ponure brzmienie z pierwszych płyt niż symfoniczny rozmach późniejszych. Zwłaszcza "Lichtgestalt" mi wybitnie nie podeszło, może poza pierwszym utworem na płycie.

U mnie gra teraz October Falls - takie melancholijne akustyczne plumkanko. Ładne, jesienne, ale trochę monotonne, dość dobrze się sprawdza jako muzyka tła.
_________________
Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween

http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
 
 
Tanit 
Czarnoskrzydła


Posty: 1459
Wysłany: 2008-09-19, 20:30   

Mikael napisał/a:
No ja to tak ogolnie jak chyba wszyscy rapu, nie?

Właśnie nie wszyscy a TYLKO ty więc nie generalizuj tylko czytaj temat. (ja rapu nie znoszę) Jak się wypowiadasz to mów bardziej składnie. To nie temat o ulubiony typ muzyki więc postaraj się podać tytuł i wykonawcę. To dwa kliknięcia myszką ;)

Obecnie zasłuchuję się w Dyskografii Cirque du Soleil. Gatunek? Muzyka teatralno-cyrkowa. Połączenie klasyki z motywami etnicznymi. Najlepszym wg mnie albumem jest 'Mystere' i 'Alegria' z 1994 roku. To w tych albumach jest niezwykła mieszanka muzyki tradycyjnej z całego świata. Motywy Afrykańskie mieszają się z Indyjskimi. Daleki wschód z Bliskim i nurtem celtyckim ale niczego nie ma w nadmiarze. Ulubiony twór 'Birimbau':
http://video.google.pl/vi...=pl&emb=0&aq=f#

Polecam każdemu, kto chce spróbować czegoś nowego. CdS to nie tylko świetna muzyka ale i niezwykłe spektakle cyrkowe. Niestety w Polsce byli chyba tylko dwa razy v.v' Ostatni ich album z 2006 jest (również niestety) najsłabszy - za bardzo zalatuje popem
_________________
***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat...

TanBlog
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4468
Skąd: fnord
Wysłany: 2008-09-19, 21:37   

Tanit napisał/a:
Gatunek? Muzyka teatralno-cyrkowa. Połączenie klasyki z motywami etnicznymi.

Muzyka cyrkowa to całkowite przeciwieństwo muzyki klasycznej. Polecam ten wywiad z Anthonym Braxtonem, żeby nie pisać pierdół.
 
 
Maeg 
Trójkoświr


Posty: 2425
Skąd: 127.0.0.1
Wysłany: 2008-09-22, 18:58   

Jeden z tych zespołów które są żywą legendą. Czyli Marillion ale jeszcze za czasów Fisha, do Hogartha nie mogę się przekonać. Ale do rzeczy, dziś wieczór będzie należał do Script for a Jester's Tear. Później pewnie dołączy Misplaced Childhood
i Clutching at Straws. A na Fugazi chyba dziś nie mam nastroju.
_________________
"Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak

Bistro Californium
 
 
Procella 


Posty: 1193
Skąd: L-space
Wysłany: 2008-09-22, 19:42   

Mnie z kolei głosowo Hoghart odpowiada bardziej od Fisha.

U mnie Bo Hansson - instrumentalny prog z lat 70. utrzymany w dość "bajkowym" klimacie. Bo nagrał zresztą jeden z pierwszych concept-albumów opartych na "Władcy Pierścieni", ale ja akurat słucham uroczego "Magician's Hat".
_________________
Well I live with snakes and lizards
and other things that go bump in the night
'Cuz to me everyday is Halloween

http://kotspinaksiazce.blogspot.com/
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23082
Wysłany: 2008-09-23, 19:38   

Słucham teraz nowej płytki MOGWAIA "The Hawk is howling". Z post-rockiem miałem się pożegnać, ale z MOGWAIEM nie potrafię, bo lubię kilka ich utworów, które wywołują przyjemne dreszcze na plecach drażniąc nerwy gitarowym brzmieniem. Po pierwszym przesłuchaniu najnowszej płytki mam na razie dwóch faworytów spośród dziesięciu nowych utworów. Pierwszy to utwór "I'm Jim Morrison, I'm Dead" - w zasadzie balladka gitarowa, ale ładnie wprowadza w nastrój płyty. Wiadomo już, że będzie tak, jakby miał grać samobójca, który po zakończeniu utworu palnie sobie w łeb. Ale mnie to nie przeszkadza, bo kompozycja akurat u mnie wywołuje nastrój całkiem odmienny. Takie trochę melanchoilijne granie mnie pobudza.

Potem jest już średnio - ale w przypadku MOGWAIA to standard. Fajny jest jeszcze "Batcat" (surowe brzmienie), ale to w zasadzie MOGWAI, jaki można było usłyszeć na wcześniejszych płytach. Zdecydowanie 10 utworów na płycie to wystarczająca ilość. Finałowy (ale to nie koncept album) kawałek nosi tytuł "The Precipice" - też w stylu MOGWAIA znanym z poprzednich płyt. Rozwija się powoli, aby osiągnąć kulminacyjną drapieżność i... koniec. Nic nowego na tej płycie nie ma. Ale twórcy mieli (zdaje się) w nosie oczekiwania. Grają to, co lubią. Brakuje mi jednak takiego małego olśnienia, jak po "starych" kawałkach: We're No Here, czy Mogwai Fear Satan.

Po pierwszym przesłuchaniu - płyta średnia, dla fanów post - rocka albo inaczej: dla fanów Mogwaia. Ale przy stwierdzonej przez mnie mizerii tego gatunku śmiem stwierdzić, że wychodzi na to samo jednak. Mogwai to wszystko w post rocku, czego da się słuchać.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
  
 
 
Tigana 
Sandman


Posty: 4427
Skąd: Czerwone Zagłębie
Wysłany: 2008-09-23, 19:39   

Z lekkim, jednodniowym, wyprzedzeniem - od jutra będę słuchał najnowszej płyty kapeli "Strachy na Lachy" - "Zakazane Piosenki"

01. Nocne ulice
02. Dlaczego ja
03. Po prostu pastelowe
04. Wojny gwiezdne
05. Marmur
06. Idzie wojna
07. Fabryka
08. Na kształt dziecka
09. Wariat
10. Kwiecień '74
11. Nasza kultura
12. Zamknij wszystkie drzwi
13. Łazienka
Bonusy:
14. Marmur (T. Budzyński live)
15. Zamknij wszystkie drzwi (R. Przemyk)

Jak widać po tytułach na płytę składają sie covery utorów polskich wykonawców z lat 80-tych. Powinno być dobrze.
_________________
"Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois

 
 
You Know My Name 
Vortex Surfer


Posty: 7413
Skąd: wyższe sensy lodu
Wysłany: 2008-09-24, 08:15   

romulus napisał/a:
Mogwai to wszystko w post rocku, czego da się słuchać.
A probowales SubArachnoid Space, 35007 lub Bardo Pont. Szczegolnie dwie pierwsze kapele sa godne polecenia.
Tigana, Po Prosu Pastelowe w Grabazowej wersji brzmi bardzo fajnie, ten kawalek pamietam jeszcze z Listy Trojki.
Ja ostatnio "sprzatalem twardziela" wiec sprawdzalem co zarchiwizowac na DVD a co pozostawic:
Urzekl mnie The Cult - Pure Cult, ale to zbieranina singli, wiec niedziwne.
Rozczarowalo mnie po latach Appetite for Destruction G'n'R, nierownem, sporo kawalkow popadlo w zapomnienie - calkiem slusznie.
Drugie podejscie do LWSF: albumy 2 i 3 - dwojka juz mniej pompatyczna, a trojka calkiem niezla (z tym, ze brzmia dla mnie jak pozniejsze Iron Maiden, tak od Seventh son...).
Nebula - baaardzo mily powrot, Apollo i Atomic Rituall sa swietne, polecam.
Nowy Monster Magnet to po prosty przelom, nie brzmia juz takim blichtrem z Vegas jak wczesniej - cofneli sie w brzmieniu o trzy dekady wg mnie i wyszlo im to baaardzo na plus, solidny hard rock (dla mnie).
Hypnos 69 i sHEAVY to takie blackosabbathowanie po latach - mozna od czasu do czasu.
Brain Police - mily dla ucha stoner z Islandii - dla zainteresowanych.
Abdullah z 2005 roku - ciekawe polaczenie dooma z powerem (tak to widze). Dobre raz na jakis czas.
_________________
Ziuta na Polconie napisał/a:
Pałac Kultury i Nauki...
Mały, ale gustowny
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Wydawnictwo MAG


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Nasze bannery

Współpracujemy:
[ Wydawnictwo MAG | Katedra | Geniusze fantastyki | Nagroda im. Żuławskiego ]

Zaprzyjaźnione strony:
[ Fahrenheit451 | FantastaPL | Neil Gaiman blog | Ogień i Lód | Qfant ]

Strona wygenerowana w 0,45 sekundy. Zapytań do SQL: 13