Dwie przyjaciółki, nauczycielki, lądują w celach wakacyjnych w gajówce w lasach opodal Olsztynka. I z miejsca odkrywają trupa w maliniaku. Oczywiście rzucają się w wir śledztwa. Czyli łażą po lesie i mieście, zaczepiając ludzi, zbierając grzyby i gadając. Gadają, gadają i gadają, w zasadzie to samo po wielokroć, w kółko jedno i to samo, z niezmienną manierą sztucznego luzackiego humoru, który jest mało śmieszny i w pewnym momencie zaczyna być irytujący, zwłaszcza, że grepsy są powtarzane po wielokroć. Fabuła jest chaotyczna, bez większego sensu, rzeczy zapinają się niewiarygodnie, inne w ogóle nie zapinają. Niektóre dość wydawało by się istotne sprawy nie znajdują wyjaśnienia, a panie detektywki, wcześniej dzielące włos na czworo, przechodzą nad tym bez mrugnięcia okiem.
Historia jest ewidentną kalką opowieści Joanny Chmielewskiej o Teresce i Okrętce. I to kalką mocno bladą. Zupełnie nie ta klasa, zarówno pod względem fabularnym, niezwykle istotnego stylu narracji jak i maestrii w posługiwaniu się językiem polskim.
Podsumowując, początkowo rzecz robi sympatyczne wrażenie ale im dalej w las, nomen omen, tym coraz bardziej zmienia się w nudny, powtarzający się słowotok, w którym coraz mniej sensu. Gdyby nie to, że odsłuchiwałem audiobooka, nie wiem czy dotarłbym do końca. Ostatnią ćwiartkę robiłem mocno na siłę. Jakoś tam może się sprawdzić jako wakacyjny kryminał, do czytania gdy mózg jest wyłączony do tego stopnia, że nawet nie chce nam się pamiętać kto jest kim i gdzie znajduje się w strukturze intrygi.
Odsłuchałem w zupełnie przyzwoitej interpretacji Hanny Kinder- Kiss. Z drugiej strony słuchałem na przyspieszeniu 2x. Wersja z naturalną prędkością brzmiała jakby ją czytał niedobudzony leniwiec i fizycznie bolała. Niiiiikkkkttttt nooorrrmmmmmmmaaaaaalllllllnnnniiiieeeeeeeeeeeeeeeeeeeee taaaakkkkkk nieeeeeeee mmmmóóówwwwwiiiiiiiiiiiii.
Trylogia "Red Sparrow" Jasona Matthewsa ostatecznie wypadła w porządku. W zasadzie, w każdej części autor powielał podobny schemat lub te same błędy (poleganie na zbiegach okoliczności, przykładowo). Jednak w ostatniej, "Kandydat Kremla", odkupił nieco swoje winy i słabości dwiema rzeczami. Pierwsza to wprowadzenie wątku polskiej siatki pracującej dla CIA zarówno w latach 80-tych, jak i współcześnie. Choć tu trochę autor pogubił się, zapewne celowo, w kalendarzu, ponieważ ci bohaterowie współcześnie są nieco zbyt młodzi. Akcja powieści rozgrywa jakoś oględnie przyjmując nieco w przyszłości tj. po prognozowanej klęsce Trumpa W związku z tym dorośli pracujący dla CIA w latach 80-tych, w czasie książkowym powinni dobiegać 60-tki i to minimum. Tymczasem pewna Polka ma raptem 47 lat, co oznaczałoby że dla CIA pracowała już jako 16-latka. A przyjąłem, że akcja rozgrywa się w umownym 2020 r. a datę rozpoczęcia współpracy z CIA ustaliłem na 1989 r. Ale to szczegół.
Druga zaleta "Kandydata Kremla" to zakończenie, którego się spodziewałem od drugiej połowy książki, ale w które nie wierzyłem.
Tak czy siak, tych trzech powieści dobrze się słucha w aucie, nie są wymagające. Czyta Kamilla Baar.
Teraz Mario Puzo "Omerta". Nie czytałem tej powieści, a że dotyczy mafii to chętnie sprawdzę. Choć nie spodziewam się wiele.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Omerta" Mario Puzo. Generalnie, słabizna. Historia tak nierealistyczna, że "Ojciec chrzestny" przy tym wydaje się książką opartą na faktach (w sumie, bliżej mu faktów, ponieważ niektóre postacie miały swoje pierwowzory w rzeczywistości). Temat jest tak wyczerpany, że Puzo nie był w stanie wycisnąć z tego nic więcej i zaoferował jakieś brednie o mafii, honorze, zemście, tajemnicach, które koło rzeczywistości nawet nie stały. Gdybym miał czytać - nie dałbym rady. Ale przesłuchać się dało - dobra książka do samochodu, zwłaszcza że nie jest długa.
Przeskoczyłem do "Chłopców z feralny" Nicholasa Pilleggi. To też nie jest wielka literatura, raczej fabularyzowany reportaż. Niemniej jest to opowieść fabularnie soczysta - dzieje się bardzo dużo i nie ma bredni. Zwłaszcza że to opowieść na faktach. Dodatkowym atutem jest to, że po jej przesłuchaniu od razu nabrałem ochoty na obejrzenie filmu i nie omieszkam dziś lub jutro włączyć. Książka czytana trzema głosami, choć przydałby się czwarty, narratora.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Skończyłem "Upadek Hyperiona". Marcin Popczyński urasta w moim prywatnym rankingu do jednego z najlepszych lektorów w tym kraju. Doskonale interpretuje Bunscha, z prozą Simmonsa też radzi sobie doskonale. Niby wiedziałem wszystko co i jak, ale i tak słuchałem z przyjemnością, co w dużej mierze było zasługą właśnie lektora.
Teraz, idąc za ciosem, "Endymion". Lekkie zdziwienie, bo tutaj czyta Maciej Kowalik, świetnie sprawdził się w "Cyberiadzie", i potrzebowałem pewnego czasu, żeby się przyzwyczaić.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
"Zmiany" Jima Butchera, czyli 12 część Akt Dresdena. Bardzo mi się podobała ta odsłona. Jedna z lepszych w tej serii. Do przesłuchania mam jeszcze dwie i z marszu zacząłem słuchać "Opowieści o duchach". Generalnie, relaksujący wpływ ma na mnie ten cykl. Taki pewniak - wiem, czego oczekiwać i to otrzymuję.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Opowieść o duchach" Jima Butchera, trzynasty tom "Akt Dresdena". Słabiej niż część dwunasta. Trochę interludium, oparte na odgrzewaniu starego konfliktu, Dresden jako martwy nudził, fabuła także. Ale na plus zapisuję, że autor dał szansę Dresdenowi na kilka trzeźwych autorefleksji. Ciekaw jestem, czy w tej części Harry pożegnał się z poprzednim życiem, głównie z przyjaciółmi: Murphy, Molly, Buttersem, czy też powrócą w kolejnych częściach. Dlatego od razu zacząłem słuchać "Zimne dni". Zresztą, i tak miałem to w planach, ale w tym przypadku wzmocniła mnie ciekawość. Na razie nic nie zapowiada ich powrotu. Ale dopiero "rozgrzewkowo" miałem czas przesłuchać raptem trzydzieści minut. W ciągu kilku dni nadrobię.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Pierwszy tom się chyba przyjął, więc autor sprokurował następny według podobnej recepty. Klimat noir, wczesne międzywojnie, prowincjonalne miasteczka, pasje, interesy i zależności na skalę lokalnej społeczności, ci sami główni bohaterowie, trochę napięcia, wyścigu z czasem. Różnica jest taka, że odrobinę mniej tu stricte detektywistycznej roboty a pojawia się odrobinę więcej telewizyjnego sensacyjniaka klasy B (wiemy kto jest dobry, szybko dowiadujemy się kto jest zły a potem patrzymy jak ten dobry, nadludzkim wysiłkiem, walczy z poświęceniem, niemal osamotniony, z przeważającymi siłami i z uciekającym czasem - trochę jakbyśmy oglądali Johna McClane'a). Moim zdaniem to nie najlepsza zmiana, ale w sumie nie ma dramatu. Mogą się trafić zaskoczenia, ale umiarkowane. Wydaje się, że przejrzenie autora choć możliwe, nie jest aż tak znowu łatwe. Niemniej konstrukcja fabularna, niemal od samego początku, bardzo silnie sugeruje drugie dno a może nawet jeszcze z pół trzeciego. Plusem jest odrobinę bardziej logiczna fabuła, tom pierwszy miał pewne braki w tym temacie, pewne rzeczy były nadmiernie naciągane.
Jeśli komu podobał się tom pierwszy to i ten zasadniczo powinien. Nie jest to wybitna literatura, ale nie obraża smaku ni inteligencji czytelnika.
Wysłuchałem w bardzo dobrej interpretacji Filipa Kosiora.
6/10
"Zimne dni", czyli Harry Dresden po raz czternasty. I jakie to dobre. Najlepsza część w tym cyklu. Trochę nowego, trochę powrotu do starych tematów, ale tym razem w lepszym wydaniu. Butcher ponownie zaczął wracać do niektórych pomysłów. Być może dlatego, że nie zostały wcześniej należycie rozwinięte (wspominanie kilka tomów wcześniej o tajemniczej chorobie królowej Maab) albo dlatego, że miał jakiś większy plan a teraz wiąże końcówki. Myślę, że to pierwsze, ale nieważne. Istotne jest to, że po tym tomie chętnie chwyciłbym za kolejny, a to mi się rzadko w tym cyklu zdarzało. A nawet nie zakończył się żadnym cliffhangerem. Po prostu autor doprowadził swoich bohaterów, głównie Dresdena i Molly, w ciekawe "rejony" fabularne i jestem ogromnie ciekaw, co z tego wyniknie. Będzie mi teraz brakowało ciągu dalszego i przy następnym tomie mogę nie czekać na audiobook.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Grzędowicz ciągle pisze to samo. Że Unia to *ujnia z grzybnią, że nie dają mu palić i każą zdrowo się odżywiać, itd. Poza tym jest tu fabułka (tak naprawdę to cztery luźno powiązane opowiadania) cienka jak barszcz na przednówku, z jakim takim zagęstkiem pod koniec, ale pokracznym, na chybcika. Jakby autor nie bardzo wiedział na co się zdecydować albo Hel 3 miał być pierwszym tomem kolejnej trylogii w czterech tomach, gdzie wątki są bardziej zaznaczone niż wyjaśnione. Ale chyba plan nie wypali. Słabiutkie rusztowanie fabularne wypełniają kolonie pąkli, ze szczegółami opowiadające o tym o tym jak bohater usiadł, wydłubał paprocha spomiędzy palców nałożył skarpetę, jaką to skarpetę, jak wyglądała technika naciągania, z jakiego materiału, w jakim kolorze, kto ją wyprodukował, jakie wrażenie zostawiała na palcach przy naciąganiu i potem następuje nagłe zaskoczenie bo druga jest taka sama. Po założeniu skarpet zapalamy cygareta i chwilę dywagujemy nad tym, że Unia to *ujnia z grzybnią i przystępujemy do tajnej procedury nakładania spodni, przyglądając się im z uwagą, później znów cygaret i chwile dumamy o tym ze Unia to *ujnia z grzybnią. No to jeszcze trampki. A potem... W tym wszystkim mamy postacie stuprocentowo standardowe z inklinacją do kształtu typowego dla alter ego zakompleksionego nastolatka.
To wszystko w absurdalnie, niewiarygodnie wynaturzonym świecie bez ładu, składu i logiki.
Językowo Grzędowicz jest Grzędowiczem. Pisze po swojemu, ani gorzej ani lepiej. Jeśli komu podszedł ten styl w innych miejscach to i tu będzie zadowolony. Przyzwoity rzemieślniczy. Czasem poleci jaki pleonazm czy inna głupotka, ale raczej sporadycznie. Nie przejmujemy się jednak takimi detalami, wszak to nie dzieło sztuki.
Sumując, Hel 3 przypomina watę cukrową. Wielka kula w której treści tyle co w łyżeczce cukru.
Odsłuchałem w zupełnie przyzwoitej interpretacji Andrzeja Ferenca.
Wolność... wolność...
pamiętam taki film - Ucieczka z kina Wolność...
No i widzisz, można?
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
"Bractwo Róży" - David Morrell. Autor ten dał światu Johna Rambo. Choć tak naprawdę to dopiero film postać tę uczynił sławną. "Bractwo Róży" przeczytałem pierwszy raz pod koniec podstawówki. Pamiętam, że była to ładnie wydana książka - okładka przyciągała wzrok. Kolejne części trylogii to: "Bractwo Kamienia", "Bractwo Nocy i Mgły". Wtedy, dla takiego młokosa taka powieść to było wielkie ŁAŁ: szpiedzy, zabójstwa, pościgi. Spodziewałem się, że wracając do tej książki niechybnie się rozczaruję. Aczkolwiek nie jest tak strasznie. Rzuca się w oczy prostota fabuły, charakterystyka postaci i łączących ich relacji jest również prosta, momentami nieporadna. Lektor nie ułatwia przyswajania fabuły na nowo. Ale jednak słucham, trochę z sentymentu, trochę z ciekawości. Ciekawe, jak wypadną kolejne części - każdą chyba można czytać/słuchać bez związku z poprzednimi. Na podstawie "Bractwa Róży" powstał dwuczęściowy film telewizyjny, w którym Elliotta grał Robert Mitchum. Też go pamiętam, choć pewnie dziś nie dałbym rady go obejrzeć.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Pamiętam ten film głównie za sprawą postaci Eryki, którą grała urodziwa Connie Sellecca. Trochę dziś żałuję tych wszystkich sensacyjnych książek, które oddałem do biblioteki po pierwszym heroicznym okresie w branży wydawniczej po zmianie ustrojowej.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Kiedyś z sentymentu odświeżyłem sobie którąś z lepszych części cyklu Ryanowego Toma Clancy, chyba "Sumę wszystkich strachów". Dobrze się tego słuchało i raczej rozczarowania nie było. Ale słuchasz/czytasz te wczesne książki, które kiedyś cię rajcowały, z perspektywy tych lepszych, dojrzalszych, nawet w tym samym gatunku i wiesz już, że to nie to samo. Ile razy bym nie próbował, tak zawsze się przekonuję, że do tamtych emocji, kiedy się czytało takie książki z wypiekami, już powrotu nie ma.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Plewy na wietrze" Brzezińskiej. Twórczość autorki znam wyrywkowo, czytałem zbiór o Babuni Jagódce. Sagi o Twardokęsku nie kojarzę, może zacząłem, ale nie skończyłem? Na razie jest, hmm, przyjemnie? Swojsko (w pozytywnym sensie)? Czuję, że to taka fantasy z przymrużeniem oka. Jeśli mnie ucho nie oszukało, to była wizyta w karczmie "Pod rozbrykanym kucykiem".
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
To fantasy tak inna od wszystkiego, co się w Polsce w tym gatunku napisało przez wiele lat, że jedyna w swoim rodzaju. Stylizacja jest smakowita, a fabuła z pewnością pozbawiona schematu.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ultrakrótkie wspominki i marudzenia, zbiór anegdotek plus jakaś drobna refleksja nad własnym życiem. Taki trochę popierdółkowy skok na kasę. Kto lubi autora, wysłucha (przyswoiłem w formie audiobooka czytanego przez autora) z przyjemnością ale szału w tym nie ma.
"Zakłamane życie dorosłych" Eleny Ferrante. Umiarkowane rozczarowanie. Fabułą. Styl pisarki się nie zmienił i porywa od pierwszej strony. Niemniej, tym razem nie "zażarła" u mnie fabuła. To powieść inicjacyjna. Opowiada o młodej dziewczynie z dobrej neapolitańskiej rodziny, odkrywaniu jej korzeni - ze strony ojca, głównie chodzi o jej ciotkę Vittorię, ale i resztę rodziny, potem o odkrywaniu siebie. W przypadku tetralogii - nie to było jej celem, to był tylko etap i opowieść byłą podporządkowana czemu innego. W tej powieści jest to sedno fabuły. Nie była to powieść dla mnie i dobrze, że jej słuchałem. Aczkolwiek te zdania bywają naprawdę... odurzające.
"Medicus" Noaha Gordona. To z kolei powieść, której na pewno nie dałbym rady przeczytać. Ale słuchanie - jak najbardziej.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum