Straciłem przez Ciebie znowu kilka minut życia.
Nic z tego nie jest dla mnie specjalnym zaskoczeniem, a z wielu rzeczy zdaję sobie sam sprawę.
I co najważniejsze - nie jestem rządem, policją ani w żaden sposób władny, żeby cokolwiek z tego zmienić. I obawiam się, że nikt na tym forum nie jest.
To, że rząd i różne inspekcje/instytucje finansowane z budżetu (czyli też rząd) robią ruchy pozorowane - żadna nowość. I co więcej - nie tylko w tym temacie takie ruchy pozorowane robią.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Orku, ale dopuszczalna masa całkowita to max co możesz załadować w auto czyli paliwo, pięciu pasażerów i bagaże ergo dwutonowy samochód ma zwykle dmc powyżej 2,5 tony
Orku, ale dopuszczalna masa całkowita to max co możesz załadować w auto czyli paliwo, pięciu pasażerów i bagaże ergo dwutonowy samochód ma zwykle dmc powyżej 2,5 tony
Celny strzał, milordzie
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Oj, naoglądałem się dziś polskiego debila za kółkiem. Jechałem z rana do stolicy, 45 minut w zapasie. Tuż przed McDonald's (ostatni przed Warszawą jadąc z Łodzi) korek. Okazało się, że w okolicy węzła Pruszków wypadek. Kiedy podjechaliśmy okazało się, że dwóch debili w firmowych samochodach - polaczkowali i się na autostradzie "zderzyli". W jakiś sposób. Nie wiem jaki, ale to Polska, wszystkie głupie pomysły są w cenie.
Ale zanim tam dojechaliśmy, minęło ponad 30 minut męczącego, ślimaczego posuwania się do przodu. Niektóre Polaczki, nie nie Najsztuby, tylko Cinquecento, Golf na oko Od Niemca Co Płakał Jak Sprzedawał, Skoda - lud, jednym słowem - skracali sobie drogę. Jadąc po pasie zieleni, slalomem między barierkami. Albo po "poboczu". Jeden pan debilowi specjalnie zajechał drogę, aby go nie przepuścić i chciałem mu przybić piątkę. Ja byłem na lewym pasie i nie miałem jak zajechać drogi debilom jadącym pasem zieleni. Ale sobie pomyślałem, że ilekroć próbuję liberalnie podchodzić do litery prawa, to wystarczy, że wyjadę na polskie drogi i cały zapał znika. Trzeba karać, trzeba być bezwzględnym, Polak litość lub wyrozumiałość odbiera jako słabość.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Wisi mi to, czy będzie w nocy 50 czy 60.
I tak samo nie rusza mnie zabieranie prawka za przekroczenie o 50. Albo nawet - jestem za.
Ale:
- jakoś nie bardzo przekonuje mnie podejście, że akurat w tym jest problem
- jakoś mam wrażenie, że te 3 punkty, to takie "pokażemy, że coś robimy, nic nie robiąc" (bo przepisy to sobie zmienią i nic więcej ... a nie, więcej to będzie "no przecież zrobiliśmy ...")
A z tego ostatniego wychodzi mi jedna rzecz dotycząca punktu 3.
Pieszy ma mieć pierwszeństwo jeszcze zanim wejdzie na przejście.
No świetnie, tylko że żeby kierowca mógł "ustąpić pieszemu", to po prostu musi go widzieć.
Bez tego, to o kant d... takie przepisy.
Sam w zeszłym tygodniu zobaczyłem pieszych na przejściu ... jak sam przez to przejście przejeżdżałem już. Ciemno jak w d..., piesi oczywiście na czarno, a oświetlenie przejścia - mała lampka oświetlająca sam środek - chodnik nie oświetlony wcale (adaptacja oka do oświetlenia się kłania), więc czarne plamy nagle wyłaniają się z czarnej plamy ...
Wiem, marudzę, i piszę oczywistości, ale do ciężkiej choinki - ja nie mam 6, 7 i 8 zmysłu pozwalającego przewidzieć, albo wyczuć, że gdzieś w ciemnościach łazi jakiś potencjalny pieszy, który mi zaraz wlezie na przejście.
I nie, zmniejszenie prędkości tu niewiele pomoże, jeżeli pieszy będzie wchodził na przejście bez zwrócenia uwagi na to co się dookoła niego dzieje.
Na temat ostatnich zdań tego artykułu nawet się wyzłośliwiać nie będę ...
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Pierwszeństwo pieszych już przed przejściem jest na zachodzie standardem. Dlaczego w Polsce miałoby być inaczej? Ja wiem, że organizacje zrzeszające kierowców kwiczą o pewnym wysypie wtargnięć na pasy, ale mam na to ziew, bo nie spodziewałem się niczego innego. Dane empiryczne z cywilizowanej Europy, gdzie taki przepis obowiązuje, nie wykazują niczego podobnego. Ale my jako jedyni jesteśmy mądrzejsi, nie?
Tymczasem polskie przejścia są jednymi z najgroźniejszych w Europie (i od paru lat coraz bardziej niebezpiecznymi). A najśmieszniejsze, że w większości tych przypadków służby i sądy orzekały winę pieszych, no bo wedle prawa nie mieli przed przejściem pierwszeństwa. Oto powód dla którego nie Najsztub, tylko bliska 80-tki babuleńka jest winną usainowsko-boltowskiego wtargnięcia na jezdnię.
Także gorąco popieram tę zmianę i jestem przekonany, że uczyni ona przejścia i pieszych bezpieczniejszymi, jak stało się na zachodzie. Kierowcy będą się bardziej pilnować i tym samym wyrządzać mniej szkód.
Od mieszania herbata nie staje się słodsza, a od ustanowienia uchwały ulice/przejścia nie stają się bezpieczniejsze.
Nie przeczytałeś w ogóle tego co napisałem, ani tego co zalinkowałem, prawda Dworkin?
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
dworkin, ależ pierdolenie. Należy zacząć od dróg i infrastruktury a nie od debilnych przepisów. Na odcinku gdzie najczęściej jeżdżę, ok 1600 metrów, jest szesnaście przejść dla pieszych, a że to centrum miasta i ruch pieszych jest dość duży to w zasadzie, zgodnie z tymi przepisami należałoby stać zamiast jechać. Najpierw trzeba przystosować drogi do standardów zachodnioeuropejskich żeby wprowadzać ichnie przepisy. I karać debili pieszych tak samo jak debili kierowców. Najśmieszniejsze jest to, że często winny jest pieszy a przejebane ma kierowca, poza tym oczywiście, że pieszy jest martwy albo połamany ale to na jego życzenie.
Tymczasem polskie przejścia są jednymi z najgroźniejszych w Europie
No to może jednak trzeba się przyjrzeć samym przejściom? Może to jednak nie jest problem coraz większej ilości chujów i morderców za kierownicą, tylko z samymi przejściami jest "coś nie tak"?
Jak jeżdżę przez miasto teraz: rano (jest całkiem ciemno) i po południu (zazwyczaj jest ciemno) - to sporo przejść jest oświetlonych słabo, a okolice przejść często nie są oświetlone wcale. Że nie wspomnę o "oszczędzaniu prądu" przez miasta i wyłączaniu latarni jak jest jeszcze ciemno ...
Powtórzę - z jakiej szklanej kuli mam jako kierowca wywnioskować, że z tych ciemności mi może za chwilę wyskoczyć pieszy, któremu będę musiał ustąpić, hamując "w miejscu" oczywiście? Nawet przy 20-30km/h hamowanie "w miejscu" jest ogólnie mówiąc słabe. I nie wspomnę nawet o ślizganiu się, bo przy 0oC jednak hamowanie na drodze jest trochę inne.
Poza tym - po wprowadzeniu takich przepisów ktoś mi zamontuje dodatkowe pary oczu, żebym mógł dokładnie się tym ciemnościom przyglądać - jednocześnie cały czas przecież jadąc, więc uważając również na to co przede mną (a zazwyczaj również na to co za mną)?
Trojan napisał/a:
Nie ma co pierdolic o czasie o nauce itp itd. bo to już trwa od 30 lat. Czas w końcu coś realnie zmieniać.
Zgadzam się.
Ale zmiana przepisów to nie jest żadne działanie, które cokolwiek poprawi. A przynajmniej nic nie poprawi, jeśli to będzie tylko taka zmiana jaką proponują, a nie pójdzie za tym realna zmiana infrastruktury, czyli minimum - oświetlenie okolic przejść dla pieszych. A najlepiej reorganizacja tych przejść i np. przerzucenie części z nich pod ziemię, nad ziemię albo dodanie sygnalizacji.
Dla mnie to jest tylko PRowska zagrywka, że niby "coś robimy, bo zależy nam na bezpieczeństwie" ...
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Tymczasem polskie przejścia są jednymi z najgroźniejszych w Europie
No to może jednak trzeba się przyjrzeć samym przejściom? Może to jednak nie jest problem coraz większej ilości chujów i morderców za kierownicą, tylko z samymi przejściami jest "coś nie tak"?
No należy przyjrzeć się samym przejściom i ogólnie drogom. Ich stan często woła o pomstę do nieba, będąc istotną przyczyną wypadków, co wykazywały już specjalistyczne raporty. W cywilizowanym systemie prawnym niedostateczne oświetlenie dla pełnego oglądu sytuacji w wielu przypadkach powinno być okolicznością łagodzącą. Sądy niestety nie biorą tego wszystkiego pod uwagę. Ale co z tego? Nie możemy czekać kolejnych n lat na wprowadzenie tego przepisu. Bo ludzi trzeba nauczyć. Bo drogi trzeba poprawić. Może w 2030.
Trzeba go wprowadzić już, poprzedzając jakąś kampanią informacyjną. A że trzeba też poprawić infrastrukturę, to jasne, ale obok, bo czekać na skończone remonty przecież się nie da. I wiem, że pewnie wyjdzie z nimi jak zwykle. Lecz jeśli mam do wyboru przepis i słabe drogi lub brak przepisu, wybiorę opcję pierwszą.
Ale nawet jeżeli stan dróg ponosi część winy za wypadki w Polsce, to nie da się nim wytłumaczyć ich wszystkich, nawet połowy z nich. Winna jest nasza kultura jazdy, która wynika też z obiektywnych czynników historyczno-ekonomicznych, po prostu słabego państwa, które tej kultury kreować nie potrafi, a wręcz wysyła kierowcom sprzeczne sygnały. Np. poprzez śmiesznie niską wysokość mandatów niemal wprost bagatelizuje konieczność prawidłowego zachowania na drodze. Maksymalny możliwy mandat nie zmienił się od 20 lat, początkowo wynosząc prawie 100% pensji minimalnej, a dzisiaj jedynie 25%. Z drugiej zaś strony wciąż podnosi kary za ewentualne przestępstwa na drogach, do niemal groteskowych rozmiarów. Te jednak niczego w statystykach nie poprawiają, nie kreują kultury jazdy na drogach.
I kiedy się nad tym zastanawiałem, doszedłem do wniosku, że to właśnie wysokość kar za wykroczenia jest problemem. Kara więzienia za skutek to abstrakcja, rzadko kto cały czas ma ją na uwadze, nie wyobraża sobie z góry tak strasznej praktyki we własnym przypadku. Podobna kara za skutek w wyniku nieumyślnego splotu okoliczności to barbarzyństwo, które dodatkowo utwierdza w przekonaniu, że i tak nie ma się na nic wpływu. Wielkość mandatów jednak to sprawa bliższa ciału, jaką zawsze trzeba pragmatycznie mieć na uwadze. Nic nie kształtuje zachowań tak, jak umiarkowane bodźce ekonomiczne każdego dnia.
Także ja zacząłbym od najmniej czterokrotnego podwyższenia mandatów, a najlepiej uzależnienia ich od dochodów sprawcy, jak to ma miejsce w wielu krajach zachodu. Niedawno sam Morawiecki przedstawiał podobny pomysł, więc może coś jest na rzeczy.
Nie wysokość kary jest problemem, tylko brak jej nieuchronności.
czytaj - przepisy są łamane nagminnie. Ile z nich pociąga za sobą mandat? promil? albo jeszcze mniej?
Ilu jest kierowców, którzy stracili prawko a dalej jeżdżą? I mają na to całkowicie wyrąbane - drugi raz przecież nie mogą stracić, skoro już nie mają ...
Ilu jest kierowców, którzy jeżdżą na promilach? A ilu z nich jest łapanych? znowu - promil?
Po co zwiększać kary, skoro one nie są nakładane?
Jak ktoś dostanie mandat, to pewnie go to zaboli, ale najpierw trzeba go dostać.
Regularnie widzę idiotów za kierownicą ... zdarzyło mi się już nawet widzieć takich ileś razy z rzędu (taki żółty sportowy samochodzik w Katowicach na przykład. Jestem przekonany, że dużo takich w Katowicach nie ma, o ile w ogóle jest więcej niż 1) ... dalej jeżdżą ...
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
I kiedy się nad tym zastanawiałem, doszedłem do wniosku, że to właśnie wysokość kar za wykroczenia jest problemem. Kara więzienia za skutek to abstrakcja, rzadko kto cały czas ma ją na uwadze, nie wyobraża sobie z góry tak strasznej praktyki we własnym przypadku. Podobna kara za skutek w wyniku nieumyślnego splotu okoliczności to barbarzyństwo, które dodatkowo utwierdza w przekonaniu, że i tak nie ma się na nic wpływu. Wielkość mandatów jednak to sprawa bliższa ciału, jaką zawsze trzeba pragmatycznie mieć na uwadze. Nic nie kształtuje zachowań tak, jak umiarkowane bodźce ekonomiczne każdego dnia.
Także ja zacząłbym od najmniej czterokrotnego podwyższenia mandatów, a najlepiej uzależnienia ich od dochodów sprawcy, jak to ma miejsce w wielu krajach zachodu. Niedawno sam Morawiecki przedstawiał podobny pomysł, więc może coś jest na rzeczy.
Pomysły to jedno, ale unikałbym wiary w sprawczą moc przepisów. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo na drodze to kary są podnoszone cały czas. Pijani kierowcy mają się dobrze, ci, którzy lubią piratować też.
Przepisy nie są rozwiązaniem problemu. Mogą być, ale rzadko kiedy samodzielnie go rozwiązują.
Edukacja, edukacja, edukacja. Pozytywizm. Praca u podstaw. Z przepisami jako dodatkiem.
Bo co się wydarzy, kiedy zostaną podniesione mandaty? Nic. To samo co teraz. Dlaczego?
Zatrzymuje was policja za szybką jazdę. Policjant zerka w magiczne urządzenie w radiowozie, z którego mu się wyświetla, że osiągacie dochód 10000 zł netto miesięcznie. Jak wiadomo, piratów drogowych z takimi dochodami jest od groma. Polska to w końcu bogaty kraj. A dochody łatwo sprawdzić, internetując do urzędu skarbowego. Wszystko tam będzie, na jedno kliknięcie.
Ale ok, nie drwijmy, niech tam będzie.
Zatem 10000 zł. Policjant ma taryfikator - 20 procent mandatu. 2000 zł. Przyjmujecie czy nie?
Jeśli przyjmiecie, to ok. Jeśli nie przyjmiecie to zaczyna się zabawa.
Policjant pisze wniosek do sądu o ukaranie. A że ma dużo roboty, po miesiącu od waszego zatrzymania sprawa wpływa do sądu. Te, jak wiadomo, mają takich bzdurnych spraw od groma. Mija kolejny miesiąc. Sędzia na posiedzeniu wydaje wyrok nakazowy. Nie zawiadamia was o tym, bo nie musi. To taki wyrok "na próbę". Daje wam tylko 2000 zł, abyście się zmęczyli. Tyle samo ile policjant. Dostajecie wyrok. Załóżmy, że go odbieracie - bo jak nie, to lipa, uprawomacnia się i nawet o tym nie wiecie, bo się nie chciało na pocztę pójść. Ale przecież nie chcecie płacić, prawda? Jesteście czujni. Czekacie. Odbieracie.
Skoro wyrok nakazowy, to się odwołujecie. Nic prostszego. Macie siedem dni, aby napisać i wysłać do sądu jedno zdanie: "Nie zgadzam się z wyrokiem". Albo krócej, skoro lubicie zwięzłość: "Nie zgadzam się". I wyroku nakazowego nie ma. Sprawa dalej jest w tym samym sądzie. Trafia do innego sędziego. W kolejkę i czeka na wyznaczenie.
Od waszego zatrzymania minęły jakieś dwa do trzech miesięcy. Mijają kolejne trzy do pięciu. Sprawa trafia na rozprawę. Jeśli kończy się na jednym terminie, to ok. Przyjmijmy, że się kończy. Kolejny sędzia, ten już nie jest pobłażliwy. Widzi, że odwołujecie się tylko po to, aby przedłużać i oddalać w czasie nieuchronne. Wie, że nie ma co się cackać, bo to się zaraz i tak nie skończy. Dorzuca jeszcze tysiąc złotych. Razem 3000 zł. Plus koszty. Razem: jakieś 3350 zł.
Ale czy to już sprawiedliwości stało się zadość i pirat został ukarany? Nie. Od wyroku sądu pierwszej instancji służy konstytucyjne prawo odwołania się. Sprawa trafia do sądu okręgowego. Trwa to jakieś dwa miesiące. Sędzia ma dwa tygodnie na napisanie uzasadnienia. Wy siedem dni na apelację. A że na wniosek o uzasadnienie pisemne też macie siedem dni, to razem 14. Trzeba to jeszcze wysłać, potem doręczyć zawiadomienie i przyjęciu apelacji. Mijają kolejne 3 miesiące. Sprawa w końcu trafia do sądu okręgowego. Za jakieś 3 do 6 miesięcy trafi na termin. Sąd odwoławczy utrzymuje wyrok w mocy.
Wreszcie! To już! Sprawiedliwości stało się zadość! Pirat został ukarany. Minął już prawie rok od waszego zatrzymania i mandatu. Albo i więcej. Na pewno więcej. Ale najważniejsze, że można egzekwować.
Zabawa trwa jednak nadal. Piszecie wniosek o rozłożenie na raty. 3000 zł, rodzina na utrzymaniu, żona, wydatki, kredyt sam się też nie spłaci.
Sąd ma wybór. Rozłożyć i mieć spokój, w końcu chodzi o to, żebyście zapłacili i nie było problemu. Albo nie rozkładać. Wtedy komornik, pisma, egzekucja. Nikomu nie chce się w to babrać. Zwłaszcza że upłynie tyle samo czasu, a efekt podobny. Więc rozkładacie na raty. 10 rat po trzysta z kawałkiem miesięcznie.
I tak po dwóch latach (lekko licząc) od mandatu, wyrok zostaje wykonany.
Oczywiście, jeśli macie łeb na karku i rzeczywiście zarabiacie te 10000 zł. to wiecie, że to was czeka i tak. Co za problem sobie to spokojnie rozłożyć, "zamortyzować" w domowym budżecie, aby nie bolało.
Co ryzykujecie? Kilka - kilkanaście złotych na znaczki pocztowe. A możecie tylko wygrać, bo to że sąd wam orzeknie karę wyższą to prawdopodobieństwo a nie pewnik. A jak orzeknie, to i tak jest czas, aby sobie to poukładać na spokojnie.
Zatem oto dlaczego podwyższanie kar nie działa. Polska ma za dużo prawa. Tworzy go coraz więcej. A nie ma sił i środków do tego, aby je egzekwować. Począwszy od policji, a na wymiarze sprawiedliwości skończywszy.
Magiczne słowo: SYSTEM. A raczej brak systemu, czy myślenia systemowego. Za to wiara w magiczną moc prawa. A zwłaszcza że podwyższanie kar jest takie łatwe i dobrze się w mediach sprzedaje.
Zatem, proszę bardzo, mnie to nie przeszkadza. Rok po zaostrzeniu tych przepisów spotkamy się ponownie i będziemy debatować o tym, że tyle ludzi ginie, tylu pijanych kierowców. Co to zrobić? Co tu zrobić? Edukować? A po co. Kary zaostrzyć. I tak w kółko. To podobno definicja uproszczona szaleństwa: powtarzać wciąż to samo działanie z oczekiwaniem innego skutku?
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nawet jeśli nie z wiary w kształtującą moc bodźców ekonomicznych, to po prostu z deontologicznej konieczność doszlusowania do cywilizowanych standardów. Polska jest jednym z (rozwiniętych) krajów o najniższych mandatach drogowych. I to nie tylko nominalnie, ale nawet w porównaniu do średniej pensji. Jednocześnie kary za przestępstwa za kółkiem są u nas jednymi z bardziej surowych.
Poza tym chodzi o stosunek do jazdy idący z samej góry. Tak jak państwo nie może pochwalać niezapinania pasów, tak samo nie powinno lekceważyć wykroczeń drogowych. Maksymalny mandat równy 500 zł jedynie potwierdza w oczach obywateli odgórny brak powagi w tej kwestii. Czym mają się przejmować, skoro samo państwo się nie przejmuje?
Dla kogo w kraju, gdzie minimalne wynagrodzenie netto wynosi ponad 1600 zł (już zaraz 1900), 500 to połowa pensji? Ten mandat został wprowadzony 20 lat temu i wynosił wtedy prawie 100% minimalnej. Do dziś nie uległ zmianie i wynosi już mniej niż 1/3. Ale spójrzmy na maksy w reszcie Europy: Niemcy - 3000 zł, Czechy - 1800 zł, Słowacja - 3000 zł, Litwa - 2300 zł, Chorwacja - 11000 zł, Rumunia - 900 zł, Francja - 6000 zł, Włochy - 13000 zł, jedynie Bułgaria podobnie, ale za to z o 1/3 mniejszym PKB per capita. Serio chcesz tych naszych symbolicznych wręcz kwot bronić? Są niepoważne.
Dodam tylko, że zgadzam się, iż powinno to działać razem z nieuchronnością kary.
Mam nieodparte wrażenie że u nas i owszem zadziała policja się obłowi że hej, suma łapówek pójdzie skokowo do góry no bo zapłacić 200-500 zł to nie warto się wygłupiać ,zapłacić powyżej tysiąca to na pewno jeden z drugim dogada się w sprawie dobrej kolacji dla panów mundurowych. Już nie wspomnę o tych pomysłach o powiązaniu z zarobkami.
_________________ W życiu - oczekujemy co najwyżej sporej porcji bezrefleksyjnej zabawy i przyczynku do dalszej zabawy.
Policjanci, jak czytałem niedawno, mają już dosyć wystawania na drogach w trakcie kolejnych akcji na zasadzie pospolitego ruszenia na drogi: https://www.polsatnews.pl...-ich-juz-dosyc/ W innym tekście, nie mogę znaleźć, policjant powiedział wprost, że to nic nie daje. Że mogą stać 24 godziny na drodze a pijanych kierowców to nie rusza. I to fakt. Często słyszę: myślałem, że nic już nie ma w organizmie; piłem wczoraj jedno piwo; na oparach jechałem. I to są czasem dramaty, ale nie chcę skręcać.
Rzecz w tym, że ja nie jestem przeciwnikiem podwyższania kar. Tyle, że tylko takie działanie, bez kompleksowego podejścia do tematu, przyniesie mizerny efekt. Ale pożyjemy, zobaczymy.
Zresztą, na 100 procent jestem pewien, że wzrośnie liczba odmów przyjęcia mandatów. Sądy się przytkają co uczyni nieuchronność kary iluzją. Ale będziemy mieli europejskie mandaty. Spoko.
Aha, od niedawna obowiązują przepisy o jeździe na suwak i korytarzach życia. No tyle zmieniły, że nic się nie zmieniło - sądząc po dzisiejszych obserwacjach. Zmiany te nie dotarły do świadomości kierowców. Wracałem z Warszawy, remont drogi, zwężenie. Korek się zrobił, bo to było za zjazdem z autostrady. Ale o jeździe na suwak mowy nie było. Nikt nie potrafi, bo nikt nie nauczył.
Ot, efekty wiary w magię prawa. Już o zakorkowaniu skrzyżowania nie wspominam, bo to przecież norma (w sensie: a wjade se na skrzyżowanie, bo jeszcze mi ktoś wyjedzie i będę stał do kolejnej zmiany; albo: wjade se, bo się zmieszczę).
Ja już się nawet nie frustruję. Wyłączam książkę i wrzucam plejlistę z Jutuba i medytuję.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję. To nie ja jestem zgorzkniałym, plującym jadem Polakiem: http://www.tokfm.pl/Tokfm...EoaCvDRAk4Gmei8 Pokrywa się to z moimi drogowymi obserwacjami, jeśli chodzi o chamstwo, agresję i nieprzepisową jazdę.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum