Artur Andrus, Wojciech Zimiński, A koń w galopie nie śpiewa. Kupiłem z sentymentu do Trójki. Z radiem kojarzą mi się przede wszystkim obaj satyrycy, publice znani pewnie bardziej ze Szkła kontaktowego. Lubię ich poczucie humoru, zwłaszcza Andrusa.
Powieść jest zabawą w stanie czystym. Do niczego nie namawia, nie przekonuje. Żonglerka słowem, żeby było zabawnie, czytelnik nie pęka ze śmiechu, ale się uśmiecha, doceniając werbalną inwencję i pomysłowość. Autorzy wpisują się na listę kontynuatorów trójkowego stylu wypracowanego przed laty przez Koftę, Friedmana, Janczarskiego, Czubaszek -wszystkich nie sposób wymienić. Naturalnie, czasy nie te. Kiedyś Trójka była azylem, słuchało się jej, dopatrując się podtekstów, ukrytych znaczeń. Dziś, gdy najlepszym kabaretem jest sejmowa mównica, pozostaje zabawa dla zabawy.
Najlepiej serwować sobie po fragmenciku i tak uczyniłem. Na dłuższą metę taki typ humoru byłby jednak nużący.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
"Dawno temu w Warszawie" Jakuba Żulczyka. Jestem fanem bardziej ekranizacji "Ślepnąc od świateł" niż powieści, ale chętnie wróciłem do tego świata. Choć początek nie był zachęcający. Wątek Paziny mnie raczej nudził. Kiedy wrócił Jacek było już lepiej, ale dopiero od pojawienia się Daria zrobiło się interesująco. Trochę mi przeszkadza wyostrzenie potworności Daria, ale i tak jego sceny dodają dreszczyku, bo są świetnie napisane, a ja w głowie i tak słyszę Jana Frycza. [/quote]
Byłem przekonany, że książkowe "Ślepnąc od świateł" to zamknięta historia z punktu widzenia Jacka, ale czego to nie zrobi się dla kasy.
Artur Andrus, Wojciech Zimiński, A koń w galopie nie śpiewa. Kupiłem z sentymentu do Trójki. Z radiem kojarzą mi się przede wszystkim obaj satyrycy, publice znani pewnie bardziej ze Szkła kontaktowego. Lubię ich poczucie humoru, zwłaszcza Andrusa.
Powieść jest zabawą w stanie czystym. Do niczego nie namawia, nie przekonuje. Żonglerka słowem, żeby było zabawnie, czytelnik nie pęka ze śmiechu, ale się uśmiecha, doceniając werbalną inwencję i pomysłowość. Autorzy wpisują się na listę kontynuatorów trójkowego stylu wypracowanego przed laty przez Koftę, Friedmana, Janczarskiego, Czubaszek -wszystkich nie sposób wymienić. Naturalnie, czasy nie te. Kiedyś Trójka była azylem, słuchało się jej, dopatrując się podtekstów, ukrytych znaczeń. Dziś, gdy najlepszym kabaretem jest sejmowa mównica, pozostaje zabawa dla zabawy.
Najlepiej serwować sobie po fragmenciku i tak uczyniłem. Na dłuższą metę taki typ humoru byłby jednak nużący.
Z tego co pamiętam, było to pisane przez obydwu autorów "na zmianę", czyli jeden pisał kawałek tekstu, po czym wysyłał do drugiego, żeby ten dopisywał kawałek, po czym znowu wracało i znowu kolejny kawałek. Nie wiedzieli w jakim kierunku każdy kawałek powstanie - musieli improwizować na bieżąco. I kojarzę, że momentami celowo jeden, drugiego wpakowywał w jakieś "miny". ;-)
Leciało jako słuchowisko w Radio NowyŚwiat, właśnie w kawałkach, więc słuchanie było na luzie, bez przesytu. Czytał Jerzy Stuhr. Chociaż chyba w pewnym momencie zmienili godzinę i kojarzę, że nie dosłuchałem do końca.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Książkę chciałem przeczytać już na premierę, ale jakoś się z nią mijałem. Teraz w końcu się złożyło. W skrócie: bardzo przyjemna powieść, to najlepsze określenie jakie przychodzi mi do głowy.
Najbardziej podobał mi się portret XIX-wiecznego Krakowa jaki odmalował Szostak. Nie wiem, czy taki był jego zamiar, czy wyszło to przypadkiem, ale okres zaborów w "Dumanowskim" wyszedł mu bardzo beztroski, całkowite przeciwieństwo tego co wkłada się uczniom do głów w szkołach.
Sam Dumanowski jest postacią bardzo barwną, kojarzy mi się z głównym bohaterem "Jesieni Patriarchy" Garcii Marqueza, który był takim amalgamatem wszystkich możliwych dyktatorów. Dumanowski jest amalgamatem wszystkich możliwych patriotów, od powstańców po sędziwych patriarchów. Mam zresztą wrażenie, że Szostak obdarzył Dumanowskiego wydarzeniami z żyć historycznych postaci.
Jedyne co mnie raziło w powieści, to erotyka. Na początku nawet mi się podobała, kiedy Dumanowski razem z Mickiewiczem i Słowackim chodzili na "świtezianki". Uznałem, że to ładnie odbrązawia jego postać. Ale już niesmacznym było, gdy na samym końcu jako stary dziad ślinił się do wspomnień wdzięków nieletniej córki swojej żony. Jestem uczulony na takie rzeczy. Niemniej to tylko drobiazg.
Rambo. Pierwsza krew - David Morrel. Przypadkowo obejrzany po latach film w reż. Teda Kotcheffa sprowokował do zajrzenia w książkowy pierwowzór. Wzorowo podana sensacyjna opowieść o wyobcowanym ze społeczeństwa weteranie wojennym nadal robi wrażenie. Inaczej położone akcenty sprawiają, że jest to historia bardziej dramatyczna i brutalniejsza niż film. I chyba mniej się zestarzała. Książka nieobszerna, takie grubsze opowiadanie, szybka w czytaniu w czym pomaga oczywiście sama akcja jak i narracja naprzemiennie oddając głos Rambo i ścigającemu go policjantowi. Interesujący byłby restart tej historii, wierniejszy książce, w formie filmu czy też miniserialu gdyż istniejąca franczyza niepotrzebnie unieśmiertelniła jej bohatera.
Ślęczę ostatnio nad popularnonaukową cegłą i zapowiada się, że długo będę ją męczył, więc potrzebne mi lekkie, rozrywkowe odtrutki. Dobrze sprawdza się Cunk o wszystkim Philomeny Cunk. Forma alfabetyczno-encyklopedyczna, czyli inna od jej znanych wywiadów, tu rozmawia najwyżej sama ze sobą, ale rodzaj humoru, purnonsensowy, sprowadzający poważne rzeczy do absurdu, podobny. Tak jak w przypadku duetu Andrus-Zimiński, czytać „cięgiem” raczej się nie da. Bezpieczniej dawkować z umiarem. Oprócz fragmentów pysznych, jak wyjaśnienie dlaczego nie rozwinęliśmy podróży w kosmos – „bo tak naprawdę Kostaryka jest dużo fajniejsza” – zdarzają się i słabsze, ale w tego rodzaju próbach to nieuniknione.
Slogan z okładki: „Przeczytajcie tę książkę a już nigdy nie będziecie musieli czytać żadnej innej” brzmi kusząco, choć może nie jest do końca prawdziwy. W każdym razie warto to sprawdzić. Polecam.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Gdy zaczynałem czytać Pratchetta i kręciłem nosem na to czy tamto, tłum powtarzał ...cierpliwości, będzie coraz lepiej, a jak dotrzesz do Straż! Straż! to już będzie mistrzostwo... Dotarłem i to nieprawda. Trzy wiedźmy czy Piramidy są znacznie lepsze. Tu mamy średniactwo podobne do początkowych tomów, no może odrobinę lepiej bo warsztat zrobił się zgrabniejszy. Trochę gagów i doraźnych humoresek, kilka szerszych myśli i, trzeba przyznać, bardzo fajna historia miłosna, i szlus. Jako opowieść, w kontekście fabularnym, to rzecz zupełnie pokraczna bez większego składu i ładu.
Humor jest taki mniej więcej w pół drogi pomiędzy początkami a Trzema wiedźmami, podobnie z dojrzałością przekazu, gdzieś przed Piramidami.
Straż się robi lepsza - i to zdecydowanie - w późniejszych tomach, ale i tak wolę wiedźmy i Śmierć.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Ja tam w ogóle nie rozumiem fenomenu Pratchetta. Pewnie dlatego, że jestem smutnym, zgorzkniałym facetem po 40-tce
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
To postępuje, zobaczymy co napiszesz jak będziesz takim smutnym, zgorzkniałym facetem po 50tce.
Tak naprawdę to Pratchet IMO napisał tylko jedną naprawdę dobrą książkę, pierwszy tom Świata Dysku.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Kilka razy próbowałem. Raczej nic z tego nie będzie. Czytam pokaźną biografię Jurka Urbana autorstwa Doroty Karaś i Marka Sterlingowa. Uderza pewne podobieństwo rodzinnych przeżyć z tymi Stanisława Lema. Nie dziwota. Na razie doszedłem do rozkwitu Po Prostu. Nie wiem, czy ocalę swą sympatię do tego indywiduum po skończeniu lektury.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Frantisek Kotleta "Opad"
Czeska apokalipsa wspomagana niezwyciężoną Czeską armią.
Liczyłem na więcej, niestety to czysta nawalanka.
Nawet humoru za dużo nie było, mimo, że z zaskoczeniem przeczytałem nawiązanie do polskiego "Jak rozpętałem II wojnę światową" i to do takiej sceny mocno "polskiej" z tego filmu. (czyli przesłuchanie przez "Brunnera")
Prawie cała fabuła to: idą, walczą, idą, walczą, idą, walczą, walczą, doszli, koniec. Jakby ktoś przypadkiem pomyślał, że to jakaś "książka drogi", to źle myśli - bohaterowie się nie zmieniają, nie rozwijają, co najwyżej dowiemy się o nich ciut więcej. Zresztą sami bohaterowie też niespecjalnie myślą, może żeby czytelnika nie prowokować.
Głównie strzelają (z rewolwerów), żeby na końcu zapalić cygaro. Bohaterowie są praktycznie nieśmiertelni i nawet jak ktoś oberwie, to nie robi to na nim (niej) większego wrażenia. A mówimy o strzelankach np. 7 vs 300 - luzik, przecież tych 7 ma przewagę ...
Gdybym chciał się głupot czepiać, to pewnie bym mógł, ale po prostu mi się nie chce.
Widać trochę fajnych pomysłów,
- wycinki z gazet, które tylko na początku wydają się "takie sobie" później nabierają znaczenia
- struktura społeczna mocno oparta o niewolnictwo (które sprowadza się do - będę harować, ale przynajmniej mam żarcie, dach nad głową itp. autor mógłby tu sporo pojechać chociażby o pracy w korpo, ale tego nie zrobił, chyba, że ja nie zauważyłem)
- sporo cytatów ze starych czeskich filmów (wyjaśnione w przypisach)
- prawdopodobnie cała fabuła serii (bo to tylko pierwszy tom) może mieć nawet jakiś ciekawszy pomysł, ale w pierwszym widać go dopiero w samej końcówce. Możliwe, że kolejne tomy wyszły lepiej.
Podsumowując - taka mocno odmóżdżająca nawalanka w klimatach postapo. Ale jak na razie raczej z poziomem różnych stalkeropodobnych książek z FS. Jakiejś głębi to tu nie ma nawet w Wełtawie. Czyta się szybko, ale pewnie równie szybko do zapomnienia.
Co do Pratchetta.
Jestem już po 50tce i dalej go bardzo lubię czytać.
Ale to jest specyficzna konwencja - parodia, często bardzo mocna, pod którą potrafi być ukrytego coś głębszego/poważniejszego. Nie każdy taką konwencję lubi, nie do każdego trafi. Tym bardziej, że momentami to przestaje być parodią i jest coraz mniej śmiechu.
Jak dla mnie zawsze cykl o straży/Vimesie wygrywa, przed cyklem o wiedźmach chyba na równi z cyklem o Śmierci.
Pierwszy tom to było przecież tylko nabijanie się z utworów Conanopodobnych i Lovecraftowych. Takie "Hot Shots" w klimacie heroic fantasy.
Coś głębszego zaczęło się pojawiać dopiero w późniejszych częściach.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Borze szumiący, znów "...w kolejnych tomach..."? Kiedy to się kończy?
To jest jak z serem, im dłużej go jesz, odkrywasz nowe gatunki i coraz bardziej Ci smakują, nie mniej faktycznie im dalej tym lepiej, głębiej.
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Mafijne porachunki w lekko magicznym sosie. Pierwsze co się rzuca w oczy to inspiracja "Ojcem chrzestnym". Od pewnego momentu główną motywacją do dalszej lektury była chęć sprawdzenia jak głęboko pani Lee zadłużyła się u Mario Puzo. Ten aspekt "zapożyczenia" zdominował lekturę. Fabuła jako taka, losy bohaterów, uroda samego tekstu stały się jedynie tłem. Nie przywiązałem się do żadnej postaci, nie dbałem o to co się z nimi stanie. W dwóch trzecich tekstu właściwie miałem dość. Nie że jakoś dramatycznie, ale po prostu mało mnie to wszystko obchodziło, przerwy mi się wydłużały.
Fabuła, poza nielicznymi miejscami, koherentna choć bez specjalnego wyrazu - ot gangsterka leje się (warto dodać, że same walki sprokurowane są pod estetykę chińskiego kina) o teren, wpływy i kasę a potem napisy. System magii jadeitowej sensowny i pozbawiony mechanizmu deus ex machina. Bliżej temu do technologii której po prostu do końca nie rozumiemy, znamy tylko objawy. Postacie zróżnicowane, z przeszłością która ma sens i znaczenie.
Nie to, że to jakaś bardzo zła książka jest, to sprawnie stworzony produkt coś jak hollywoodzki blockbuster. Gładki, raczej płaski, bez zbyt wielu wymiarów. Brak mi tu zaangażowania, jakiegoś pazura, kombinowania, dramatu, bohaterowie zdają się być niesieni przez okoliczności jak gówno przez wodę w strumieniu, bez inicjatywy, mają te swoje wewnętrzne rozkminki nastolatka i pretensje do wszystkiego i o wszystko i to właściwie wszystko.
Miasto Jadeitu to dość sprawne czytadło, które korzystając z niezłych wzorców pozostaje do końca fastfoodem. Być może kiedyś sięgnę po kontynuację, ale mając przekonanie, że to będzie po prostu więcej tego samego, sam nie wiem... Zasadniczym zarzutem, jaki mam do tej powieści to to, że nawet na sekundę nie zaangażowała mnie w losy bohaterów.
6/10
Alek, z tym Parkerem to pojechałeś na granicy prowokacji.
W drugim tomie (który moim zdaniem jest najlepszy) można się zaangażować.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Dziś dotarła, ale jestem pewien, że będzie dobre:-)
_________________ Let’s not have a sniffle
Let’s have a bloody good cry
And always remember the longer you live
The sooner you'll bloody well die
(Trad. arr. The Whisky Priests)
Po obejrzeniu całkiem fajnego kryminału Magpie Murders postanowiłem zaryzykować książki choć są podejrzanie tanie: Morderstwa w Somerset i Morderstwa w Suffolk, autor (Anthony Horowitz) nic mi nie mówi, ktoś coś?
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Po obejrzeniu całkiem fajnego kryminału Magpie Murders postanowiłem zaryzykować książki choć są podejrzanie tanie: Morderstwa w Somerset i Morderstwa w Suffolk, autor (Anthony Horowitz) nic mi nie mówi, ktoś coś?
Czytałem jakiegoś Bonda którego ten autor napisał (nie zekranizowanego).
No i był to taki typowy Bond filmowy, z różnymi głupotkami i uproszczeniami włącznie.
Czytało się lekko, ale szału żadnego. Książka z cyklu przeczytać i 5 minut później już nie pamiętasz.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Zresztą oglądałam i bardzo udana ekranizacja moim zdaniem. A powieść świetna. Drugi tom również. Gorąco polecam.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Zresztą oglądałam i bardzo udana ekranizacja moim zdaniem. A powieść świetna. Drugi tom również. Gorąco polecam.
Przecież napisałem że zainteresowałem się książkami PO obejrzeniu tego serialu który zresztą bardzo polecam
E
Magpie powstał na podstawie Morderstwa w Somerset BTW nie do końca rozumiem skąd ten tytuł, może coś mi umknęło ale tam sroki nie pełnią żadnej roli
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum