Owszem, opowieści, co nie znaczy, że zamykam się na wszystko inne. Problem w tym, że to inne to zwykle wyższa szkoła jazdy i jeśli kto się na coś takiego porywa, musi to robić naprawdę nieźle. Ligotti momentami daje radę - jest kilka rzeczy które mi się podobały, głównie te gdzie mamy kafkowskie klimaty, ale nie zawsze, później powiem coś więcej.
Plejbek napisał/a:
Właśnie przeczytałem "Sny umarłych. Polski rocznik weird fiction 2018" wydawnictwa Phantom Books Horror. To 23 opowiadania polskich autorów, które przeszły dość mocne sito pod kątem jakości i zgodności z pewnymi "zasadami" weird fiction. Na koniec są trzy teksty gości zagranicznych, w tym jedno właśnie Ligottiego.
Ale to opowiadania naszych rodzimych autorów rozbijają bank.
Z całym szacunkiem, ale tego nie tknę nawet bosakiem. W moim przypadku, takie nastroje sprawdzają się w małych dawkach, jeśli dobrze napisane, w większych kompletnie trace zainteresowanie monotonną mżawką. Dlatego Teatro Grottesco, czytam powoli, opowiadanie, na dzień czy dwa.
Z całym szacunkiem, ale tego nie tknę nawet bosakiem. W moim przypadku, takie nastroje sprawdzają się w małych dawkach, jeśli dobrze napisane, w większych kompletnie trace zainteresowanie monotonną mżawką.
Ale nie, nie. Tu nie ma monotonnej mżawki. Cechy weird fiction są tu użyte w różnych konwencjach. Ze dwa, trzy opowiadania są w stylu Ligottiego. Autorzy odwołują się do klasycznej grozy (jak choćby Grabiński), do współczesnej (w stylu Orbitowskiego), są trzy opowiadania w realiach historycznych (Rewolucja Francuska, wojny napoleońskie, C.K.), są nawiązania do Brunona Schulza, Lovecrafta, kilka psychologicznych jazd po definicji "człowieczeństwa". Jest kilka hermetycznych, nie przeczę - ale braku różnorodności nie ma. Co najwyżej dość podobna, nazwijmy to, "linia filozoficzna".
Kafką mnie zaskoczyłeś. Pozytywnie, bo strzelałbym w ciemno, że to zupełnie nie Twoja literatura.
Kafką mnie zaskoczyłeś. Pozytywnie, bo strzelałbym w ciemno, że to zupełnie nie Twoja literatura.
Chyba nie do końca rozumiesz moje zainteresowania. Nie lubię grozy, horroru, itp - nudzi i nuży mnie wyjątkowo, ale nie odrzucam wszystkiego a priori, najlepszy dowód, sięgnąłem po Ligottiego. Bo i w grozie pewnie coś się trafi ale nie lubię głównie literatury konfekcyjnej a większość literatury skupiającej się na settingu - horror, cyberpunk, post-apo, steam-punk, militarna sf, itp to konfekcja, ważne żeby były lasery i torpedy fotonowe a reszta to "jakoś to będzie". Ergo horror ma u mnie podwójnie pod górkę. Ale sięgnąłem kiedyś po Lovecrafta bo chwalony i kultowy - jego popularność to dla mnie fenomen - literackie gówno niemożebnej skali, nigdy więcej, sięgnąłem po Ligottiego bo otoczony nimbem zachwytu, ma swe wady ale w porównaniu z Lovecraftem to lata świetlne różnicy w warsztacie i chociaż coś tam próbuje powiedzieć, to jednak czasem konfekcja bierze górę, no i jest głównie monotonny. Dlatego raczej unikam takich prób bo to zbędne ryzyko, a już zbiór polskich autorów piszących grozę, raczej mało znanych, to rzecz daleko, daleko poza granicami do których się posuwam. A że lubię Kafkę i Schulza? tam cos jest co przykuwa uwagę. Schulz nie pisał horroru, nie pisał weird literatury, pisał tak jak czuł, jak widział, jak odbierał świat i pewnie dlatego to jest interesujące. Chciał coś powiedzieć i dobrał formę która do tego pasowała a w tematycznym zbiorze jest dokładnie na odwrót.
Skończyłem We are Legion Taylora i powiem, że w miarę czytania ta książka nabiera rumieńców. Wątki się rozwijają , a myśl przewodnia nie jest gubiona. Bardzo fajna rzecz. Napisana klarownym stylem, z dystansem. Poczucie humoru nienachalne i uzasadnione egzystencjalną rzeczywistością bohatera ( bohaterów?). Poczekam kilka dni i jeśli dobre wrażenie mi się nie ulotni zamawiam dwie pozostałe części, bo nieczęsto zdarza mi się, że chcę wiedzieć co było dalej? Teraz będę się trochę motał, jak zawsze po satysfakcjonującej lekturze i szukał. Na razie wybrałem bezpieczną powieść Destroyinng Angel Richarda Paula Russo. Lubię kryminały noir w sztafażu SF oraz lubię styl Russo. To pierwsza w kolejności z trylogii o gliniarzu Carluccim, ponurym twardzielu z zasadami i resztą niezbędnych atrybutów archetypowej postaci takich historii. Tłem San Francisco za kilkadziesiąt lat. Fajerwerków nie oczekuję, ale sensownej fabuły i narzucającego się nastroju. Zawsze zostaje ten posmak, na dnie gardła. Jakby odbiło się żółcią. Poczytuję Pożeracza dusz Resnicka w ramach zaliczenia wszystkiego co mam, ale to raczej słabsza rzecz. Na szczęści nie taki koszmar jak Starship: Bunt zatem kontynuuję. Na poważnie zaś śledzę opowieść Andrei Wulf Człowiek, który zrozumiał naturę, nowy świat Alexandra Homboldta jako naturalną konsekwencję poprzedniej lektury Rachuby świata.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
To pewien sposób na "opowiedzenie świata" w którym człowiekowi wytrąca się z rąk wszelkie narzędzia do normalnej interpretacji tegoż, czyni się świadomość i "ja" czymś sztucznym i fałszywym, a sam człowiek jest przeżywającym katusze kawałkiem mięsa.
i jeszcze to
Może ja nie rozumiem czegoś, nie ogarniam jakichś warstw koncepcyjnych, brak mi zdolności analitycznych albo jeszcze co, ale dla mnie to zdanie to pozbawiona treści wata. Krótko mówiąc, nie wiem co chciałeś tą wypowiedzią przekazać.
Krótko mówiąc, nie wiem co chciałeś tą wypowiedzią przekazać.
W wielkim skrócie chodzi o to, że gdzieś tam w trakcie ewolucji wykształciła się nam samoświadomość. Od tej pory przestaliśmy być zwierzętami i zaczęliśmy być ludźmi. Zaczęliśmy interpretować świat, po swojemu, po ludzku, antropomorfizując np. pioruny z nieba, tworząc bogów, siły wyższe. Zaczęliśmy tłumaczyć świat, snuć mity i opowieści.
A Ligotti (i wielu innych filozofów-pesymistów, w tym też Peter Watts) mówi, że nasza świadomość to tylko fikcja, pewna nakładka ewolucyjna. Pod spodem jesteśmy tylko wrzeszczącymi i poruszającymi się kawałkami mięsa, które urosły w pychę. U Ligottiego ten bufor odgradzający nas od rozumienia świata i narzędzie do jego opisu zaczyna się kruszyć, erodować. Nasza wizja świata to całkowity fałsz – ale nie ma innej, taką stworzyliśmy my, nasza świadomość, która „wyniosła” nas ponad zwierzęta. Zauważ jak Ligotti czasem pisze o swoich bohaterach („horror organizmu”).
Objawia się to na różne sposoby. Powstaje groza zagubienia w świecie (jak u egzystencjalistów, np. u Kafki), lęki i izolacje, niesamowitość, czyli brak pewności, czy to co widzimy jest naprawdę tym co widzimy a nie tylko uładzoną projekcją świadomości. Świat zaczyna odkrywać swą prawdziwą naturę przed człowiekiem. Ligotti idzie potem jeszcze dalej, ale nie będę Ci spojlerował ostatnich opowiadań. On tę świadomość-fikcję zaczyna utożsamiać z pewnym mrocznym bytem, który sam w sobie jest fundamentem wszechświata. Anty-bogiem.
Inni twórcy weird fiction niekoniecznie podważają świadomość – trzon jest jednak taki sam. W horrorze, powiedzmy „standardowym” masz normalny świat na który następuje inwazja „potwora” (demona, ducha, mordercy itd.). Bohaterowie walczą z nim i przywracają ład czyli stan właściwy, prawdziwy. W weird fiction też zaczyna się od ładu i normalności, ale szybko ta wizja upada, ponieważ to sam świat jest tu „potworem”, wynaturzeniem. Ład i porządek to fikcja narzucona przez nasze ludzkie chciejstwo (np. samoświadomość), ale nie jest to stan „właściwy, prawdziwy”. To ten spotworniały jest naturalny, tylko my tego nie dostrzegaliśmy.
O to chodzi mniej więcej u Ligottiego, to chce przekazać. Tak samo jak Kafka kiedyś.
Sorry za być może chaos myślowy, ale mam nadzieję, że teraz jest jaśniej.
Powrotu Santiago jeszcze nie przeczytałem, mimo kilkukrotnego startu. Mam jeszcze kilka niezaliczonych polskich wydań. W jakiejś chwili zwątpienia spróbuję ponownie.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
. W weird fiction też zaczyna się od ładu i normalności, ale szybko ta wizja upada, ponieważ to sam świat jest tu „potworem”, wynaturzeniem. Ład i porządek to fikcja narzucona przez nasze ludzkie chciejstwo (np. samoświadomość), ale nie jest to stan „właściwy, prawdziwy”.
Przypomina mi się rozmowa Geralta z Borch (jak to się odmienia?) Trzy Kawki. Takie luźne skojarzenia
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
"Londyn. Miasto queer" Petera Ackroyda. Przeczytałem ebooka z czystej ciekawości i bardzo mi się podobał. Ciekawość w tym przypadku była wzmocniona lekturą sprzed kilku lat biografii Londynu napisanej przez tegoż autora. Książka była smakowita i fascynująca. I dlatego tę potraktowałem jako dodatek do poprzedniej. Szybko się ją czyta, nie jest zbyt obszerna. A do tego znakomicie napisana.
"Niepamięć" - David Foster Wallace. Długo się zbierałem do tej książki. To moje drugie podejście. Przy pierwszym odbiłem się od narracji autora. Miałem już za sobą "Rzekomo fajną rzecz..." tegoż i czytanie "Niepamięci" po niej było zbyt dużym wysiłkiem. Łatwo to zrozumieć, kiedy się spróbuje prozy tego pisarza. Potrafi przygnieść do parteru, zanurza się w szczegół, dygresję, jest wręcz obsesyjna w jakimś natręctwie szczegółu/dygresji. Po trzech opowiadaniach z tego zbioru muszę zrobić sobie odpoczynek. W zasadzie najlepiej te opowiadania czytać po jednym, bez przerw. Zrobienie sobie przerwy w środku lektury któregoś tekstu grozi nieszczęściem - można się zgubić. Ciekawe, czy jego mega-powieść zostanie w końcu przetłumaczona i wydana po polsku. Co jakiś czas na Fejsbuku pojawiają się zajawki, z których wynika, że to tytaniczna praca dla tłumacza nie tylko z powodu objętości co stylu. Wierzę i się boję. Zatem po połowie tekstów z tego zbioru muszę zrobić przerwę, bo mi grozi załamanie nerwowe.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Michael Isikoff, David Corn - "Rosyjska ruletka. Jak Putin zhakował Amerykę i wygrał wybory za Donalda Trumpa". Kolejna książka na temat, który nie przestaje mnie fascynować. Autorzy są ambitni, rysują tło historyczne, próby resetu z Rosją za Obamy, kombinowanie Trumpa w Rosji. Ale bez spekulacji, rzeczowo. O czym świadczy podejście do rzekomego nagrania ze "złotym deszczem".
No nic, w listopadzie w Polsce zostanie wydany "Fear" Boba Woodwarda.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Podchodziłem do lektury z lekkim niepokojem, tym razem dostajemy zbiór opowiadań, wszystkie wcześniej wydane pozycje były powieściami. Opowiadanie to sztuka trudniejsza, autor ma mniej przestrzeni do narysowania świata, bohaterów, do przekazania myśli. Na szczęście obawy były bezprzedmiotowe. Bo chociaż to zbiór i w zasadzie każde opowiadanie może być traktowane oddzielnie, to rzecz nabiera urody dopiero jako całość. Bohaterowie, wydarzenia, zjawiska łączą się, zazębiają tworząc labirynt uzupełniających fabuł, znaczeń. Pojedyncze opowiadanie, samo w sobie nawet interesujące ale proste i z przesłaniem jednowymiarowym, okazuje się elementem bez którego obraz całości mocno by ucierpiał.
O czym tym razem pisze Cabré? Jak zwykle skupia się na człowieku i kondycji człowieczeństwa. Pokazuje jakie znaczenie dla pojedynczego człowieka mogą mieć drobiazgi i jak różnie mogą być odbierane przez różnych ludzi i jak często rozmaite problemy wynikają z tego, że nie dbamy o innych w tym aspekcie. Istotnym elementem tego tomu jest też sztuka i relacja w jakiej pozostaje z nią pojedynczy człowiek. Sztuka która może być błogosławieństwem ale i przekleństwem a czasem zupełnym przypadkiem.
Oczywiście forma, jak zwykle u tego autora, jest specyficzna gramatycznie i narracyjnie. Dodatkowo w podobny sposób zaburzona jest też opowieść fabularna w perspektywie całej publikacji. Pewne cechy charakteru, stosunek do różnych aspektów rzeczywistości, pewne znaczenia, pojawiają się i znikają w kontekście kolejnych bohaterów, ukazując rzecz z różnych perspektyw.
Lekkie pióro autora pozwala na lekturę szybką i nieobciążającą. Może to spowodować u części czytelników uczucie płytkości i prostoty. Nic bardziej mylnego. Podróż zimowa to tom przemyślany i niosący wiele treści.
Skończyłam 1968. Od Wietnamu do Meksyku Oriany Fallaci. Bardzo mi odpowiada styl autorki, a to pierwsze jej teksty, jakie łyknęłam (bo wywiad z Wałęsą, który czytali kiedyś wszyscy, pamiętam jak przez mgłę i za nic nie podejmuję się zza tej mgły wyrokować). Wygląda na to, że z przyjemnością przeczytam inne jej książki - jest ironiczna tam, gdzie oczekuję ironii, zostawia miejsce dla wyobraźni czytelnika, umie poruszyć emocje. A przy tym jej reportaże są uporządkowane: płynnie przechodzi od jednej kwestii do następnej, nie gubi wątku, mówi dokładnie to, co chce powiedzieć. I ładnie puentuje.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Kończę "Zbudzone furie" Morgana. I o ile mogłabym jakoś w jednym zdaniu zarysować fabułę pierwszej i drugiej części, tak tutaj nie jest tak prosto, bo nie zaczyna się od tego, że Takeshi ma jakieś zadanie do wykonania. Tutaj spotyka się z jakąś sytuacją i daje się ponieść wydarzeniom. O ile pierwsze dwa tomy uważałam za niemal niezależne od siebie, co więcej z nieokreślonych przyczyn w "Upadłych aniołach" Takeshi zdawał się cofać w swoim człowieczeństwie, tak tutaj Morgan ładnie łączy oba pierwsze tomy ze sobą. I tylko muszę doczytać do końca, żeby zdecydować czy książka podoba mi się czy nie.
_________________ Recedite plebes! Gero rem imperialem
Przeczytałam niedawno Cesarza ośmiu wysp oraz Pana Ciemnego Lasu Lian Hearn i jestem trochę rozczarowana. Jakoś książki nie wzbudziły we mnie żadnych emocji. Losy bohaterów były mi obojętne, no jeszcze w pierwszej części trochę kibicowałam niektórym, ale potem już mnie nie obchodziło, co się z poszczególnymi postaciami dzieje.
Opis świata dość interesujący, ale chyba dla czytelników lubiących dalekowschodnie klimaty. Czyli niekoniecznie dla mnie.
Tak się zastanawiam, po co w ogóle zabieram się za czytanie tego. Chyba chciałam poznać twórczość tej pani. No i fanką nie zostanę.
Teraz za to męczę Kuźnię dusz Stevena Eriksona. No i tu jest problem, bo MKP bardzo lubię (no może nie końcówkę, ale kilka tomów na pewno), a tutaj jest... nuda. Cała masa bohaterów, niektórych (a raczej ich imiona) pamiętam z MKP, cała masa rozkręcających się wydarzeń, ale ile czasu może się to rozkręcać, jedna trzecia książki za mną, a ja nie wiem, o co chodzi. Masakra. Jeszcze czuję, że powinnam to przeczytać, ale najlepiej zrobiłabym to na szybkim przewijaniu.
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
Varley wydał nową powieść. Jakoś mi się dziwnie zrobiło. Zapomniałem o tym gościu. A przecież! Press Enter to wszak było jedno z opowiadań na miarę pokolenia. Z tym, że właśnie skonstatowałem - 33 lata temu. Nic to. Irontown Blues to trzecia część luźnej i bardzo rozwleczonej w czasie trylogii. Tak się składa, że Steel Beach stoi na półce. Zakurzona. Zacząłem na powtórkę wzmiankowane opowiadanie. Jak to się czyta! Znalazłem Pushera w starych opowiadaniach powyjmowanych z Problemów. Ktoś jeszcze pamięta trylogię Gaea? Może czas takich pisarzy minął. Ale frajda z czytania nie mija.Steel Beach zaczyna się frazą:
In five years, penis will be obsolete, said the salesman.
He paused to let this planet shattering information sink into our amazed brains. Personally, I didn't know how many more wonders I could absorb before lunch.
Niby nic, ale ciekawość się rodzi, co z tego wyniknie. Varley pisze jak mało kto. Dobrze, że mi się przypomniało.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Kurcze, pamiętam tytuł (Naciśnij enter) , pamiętam że czytałem i nic poza tem.
Mam na półce Tytana, Demona i Czarodziejkę, dawno temu i też nic nie pamietam.
Jedynie tyle ze Varley J. dobrze mi się kojarzy.
Znawszy wszystkie twisty z ekranizacji wziąłem się za Wyspę skazańców Lehane'a, czyta się dobrze bo to w końcu świetny rzemiecha jest, ale wielgachnej ekscytacji już nie ma - za to z perspektywy ksiązki bardziej doceniam film, chyba trzeba będzie odświezyć. W kolejce czeka drugi pięcioksiąg Amberu, czytałem na raty ze dwadzieścia lat temu i trzeba będzie skonfrontować wspomnienia z rzeczywistością.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Ja w odwrotnej kolejności to zaliczyłem i z kolei film już był odarty z pięknego "wow", które dawała powieść.
Przeczytałem przez weekend "Rosyjską ruletkę". Świetna, dobrze poukładana i udokumentowana opowieść o tym, jak Rosja mieszała przy wyborach prezydenckich w USA. I jak umoczony jest Trump. Zważywszy na to, że kolejni ludzie z jego sztabu idą na współpracę ze specjalnym prokuratorem - prawdziwa zabawa dopiero przed nami. Autorzy to doświadczeni dziennikarze, którzy pisali o tych sprawach wcześniej, do tego doskonale opowiadają, zatem książka "wchodzi" błyskawicznie i żal się od niej odrywać. Doskonały zakup. Tylko szkoda, że rzeczywistość okazała się bardziej przerażająca niż scenariusz "Homeland".
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum