Powiem szczerze... Miasteczko Salem przeczytałem po tym jak je wydali - czyli chyba jakoś 1 poł. '90 i jakoś specjalnego wrażenie nie zrobiło. Takie tam pierdoly o wampiurach i chowie wsobnym.
Trojan, nie grzesz!
Wybrałem książkę na pierwszą lekturę w nowym roku. To Planetfall Emmy Newman. Pierwsza część tetralogii póki co, o której części trzeciej Before Mars pisałem kiedyś. Bo to dobre pisanie, pastelowe dość i nie za długie. Po ostatnio zwiedzanych światach ogólnego napierdalania będzie jak znalazł. Równolegle Johna Normana Assassin of Gor. To piąta część cyklu, którego nikt w Polsce nie odważył się wydać. Może i dobrze. Fantasy/SF w świecie zniewolonych kobiet, przemocy i innych niepopularnych dzisiaj grzesznych przyjemności. Pamiętam, że kiedyś próbowałem coś czytać z Heyne Verlag, ale szkoda mi było czasu. Niemcy wielokrotnie to wznawiali. Zatem popyt jest. Jednocześnie poszczególne części mają swych adoratorów nie tylko w kraju Kaltenbrunnera i Goethego. Dawno temu zostałem obdarowany dwiema częściami dziś już liczącego 35 pozycji cyklu ( najdłużej pisany cykl w historii gatunku od 1966 roku!). Próbuje już bez emocji negatywnyh. Akurat to wydanie dość rzadkie, z wydawnictwa Masquerade specjalizującego się w literaturze erotycznej mówiąc oględnie.Tytuły z ich oferty brzmią jak przerobione tytuły powieści Kilgore Trouta, które publikowano w wydawnictwach dla dorosłych. No i znowu powrót do źródeł z Czterdzieści osiem godzin Alistaira MacLeana. To był szał ten MacL.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Niedawno odświeżyłem HMS Ulisses. Ma to pewne zalety, ale jednak literacko to słabe, konstrukcja postaci, pewne realia zawodu oficera. Ambiwalentne mam. Innych tytułów boję się tykać.
I to chyba słuszna koncepcja jest. Kiedyś w MacLeanie się zaczytywałam, ładnych parę lat temu przeczytałam "Santoryn" i o mało nie zanudziłam się na śmierć, brnąc przez "błyskotliwe" dialogi, nie wnoszące niczego do fabuły. Przypuszczam, że "Santoryn" jest raczej z tych słabszych dokonań autora, ale wyleczyłam się - mam nadzieję - ostatecznie.
Dobrze wspominam "HMS Ulissesa", "Lalkę na łańcuchu", "Siłę strachu", "Złote rendez-vous", ale to bardzo dawne lektury. Nie wiem, jak bym dziś je odebrała.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Siła strachu i Działa Nawarony to były niezwykle emocjonujące lektury, HMS może mniej nieco. Wtedy prawie nic nie było w takim gatunku. Każda jego powieść była wydarzeniem. Pewnie tych 48H. nie doczytam, ale a nóż widelec? A tych starych rzeczy do ponownego czytania z pewnością mi nie zbraknie. Następnego na tapecie mam Hammonda Innesa.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Było kiedyś takie pismo, Fikcje i Fakty, miesięcznik chyba. I drukowali tam chyba Złote rendez-vous albo Mrocznego krzyżowca w odcinkach. Zachwyciłem się i poleciałem dalej kolejnymi maklinami już w postaci książek. Z dziesięć tego przeczytałem. Ale to była druga połowa lat osiemdziesiątych, miałem +/- piętnaście lat. Czasem coś tam się odzywa, weź spróbuj, przecież takie świetne było, znów poczujesz ten dreszczyk niesamowitości. Ale zwalczam, duszę w zarodku.
Było kiedyś takie pismo, Fikcje i Fakty, miesięcznik chyba. I drukowali tam chyba Złote rendez-vous albo Mrocznego krzyżowca w odcinkach. Zachwyciłem się i poleciałem dalej kolejnymi maklinami już w postaci książek. Z dziesięć tego przeczytałem. Ale to była druga połowa lat osiemdziesiątych, miałem +/- piętnaście lat. Czasem coś tam się odzywa, weź spróbuj, przecież takie świetne było, znów poczujesz ten dreszczyk niesamowitości. Ale zwalczam, duszę w zarodku.
Bardzo dobry miesięcznik. Taka Fantastka dla Sensacji/Kryminału ze szczyptą opowieści niesamowitych.
Ja najlepiej pamiętam 12 prac Herkulesa. A na ostatniej stronie okładki mieli nie komiks a gry planszowe.
Moim pierwszym prawdziwym szokiem powrotnej lektury był Skarb w Srebrnym Jeziorze Maya. Najfajowsza z powieści o Dzikim Zachodzie w chłopięcych latach. Przeczytałem ponownie po czterdziestce gdzieś i ziemia mi się usunęła. Nadal kocham Maya za to co mi zrobił w dzieciństwie. Nie zamraża się raz rozmrożonych lodów wszak. A jeśli już, to nie mać pretensji o baktera w prezencie.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Czytam powoli całą Fantastykę od początku, razem z powieściami, więc przyjdzie czas na Stare jest piękne, Świat Czarownic, Aleję Potępienia, itd. Już mam lęki.
MacLean to taki Bay sensacyjek lat 80tych.
Odpowiednik dzisiejszych filmowych blockbusterów, chociaż zdarzały mu się rzeczy lepsze.
Akurat HMS Ulissesa cenię wyżej, tym bardziej, że pisał to na podstawie własnych doświadczeń.
Siła strachu, Mroczny krzyżowiec, Złote Rendez-vois, Działa Nawarony, Stacja arktyczna Zebra, Tylko dla orłów, Noc bez brzasku, Lalka na łańcuchu ... to całkiem fajne czytadełka IMHO. Jakiś czas temu naszło mnie, żeby coś z tego poczytać i jakoś bardzo nie bolało.
Nie jest to literatura wibytna, nie ma jakichś błyskotliwych dialogów (zbyt dużo ;-) ), ale spokojnie, dla odprężenia się czyta nawet po 30 latach IMHO. Chociaż raczej te książki wcześniejsze. Późniejsze już są wyraźnie słabsze.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Najsłabszy aspekt tej pozycji to fabuła. Liniowe następstwo przygód jest nużące nawet w opowiadaniach, w dość obszernej powieści to kula u nogi. Niestety fabuła w Plewach na wietrze wiąże się w jakiś delikatny supełek dopiero pod sam koniec. Reszta sprawia wrażenie obszernej ekspozycji prezentującej świat i bohaterów. Niemniej kunszt i sprawność autorki pozwala na raczej bezbolesne zaakceptowanie tego aspektu. Bo dalej jest lepiej.
Literacko Brzezińska jest autorką utalentowaną, posługuje się bardzo ładnym językiem, dodatkowo stylizacja/archaizacja języka jest zrobiona, moim zdaniem, wybitnie i ze względu na adekwatność i klasę wykonania. Również na poziomie konstrukcji postaci nie można niczego zarzucić. Bohaterowie są mocno swoiści, wielowymiarowi, umocowani w rzeczywistości i historii.
Wyjątkową stroną powieści jest stworzony świat. Co prawda przesyt atmosfery masą bogów i bożków nie jest zachęcający ale autorka jakoś to tałatajstwo spacyfikowała i wyszło w sumie przyzwoicie. Pozostałe elementy rzeczywistości są wykonane wyjątkowo dobrze. Jako wymyślona realność a także jako odzwierciedlenie mechanizmów rządzących światem rzeczywistym.
Do tego wszystkiego mamy elegancki humor podawany ze smakiem i wyczuciem, ze śladową ilością rechotu ale sporą dawką inteligentnego dowcipu.
Sumując, jest to bardzo dobrze napisany wstęp, pierwszy tom sagi, który jako byt samodzielny sprawdza się zupełnie nieźle. Prywatnie pozostałem dość chłodny jeśli idzie o emocje podczas lektury. Nie jest to jednak wina dzieła, po prostu przeczytałem zbyt późno.
Nowelka, zacząłem słuchać na Storytelu, porzuciłem po niecałej godzinie (~25%). Jakiś kosmiczny kamień uderza w Ziemię i mamy post-apo. Schematyczne, uproszczone, napisane bieda językiem - mnóstwo problemów stylistycznych, do tego bzdur rzeczowych. Omijać.
Musiałem zarzucić swe plany czytelnicze albowiem w swych rzucaniach okiem jedynie i na chwilę, rzuciłem okiem na Johna Fante'go z jego Bractwem winnego grona. Teraz czytam Pył i już czeka Byle do wiosny. Więcej w bibliotece na wsi nie mają. Nigdy o gościu nie słyszałem do niedawna. Trafiłem na niego oczywiście na jakiejś liście czytelniczej w sieci. Okazało się, że wydawany był i u nas i to już lata temu. Jego gorącym chwalcę był Bukowski, którego lubię i on go z zapomnienia wyciągnął. Kocham takie książki. Krótkie, zabawne, pełne życia w dialogach i skrótowe w narracji. Pisane z prawdziwej pasji pisarskiej. Jak zaliczę to co u nas wydali pewnie sięgnę po jego ostatnią powieść napisaną po latach, którą dyktował żonie, bo już oślepł z powodu cukrzycy. Co jest? Moja kochana Sue Townsend doszła do tego samego punktu.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
"To" Stephena Kinga (...) muszę przyznać, że rację mają ci, którzy uważają tę powieść Kinga za najlepsze jego dokonanie na niwie horroru.
??? No bez żartów... Pomijając słaby przekład Lipskiego i wątłą redackję, od których zęby bolały (czytałem wydanie sprzed wieków, seria "Kameleon" Zyska; może nowe wydanie jest lepsze), to książka jest mocno taka sobie. Trudno się wczuć, trudno się przestraszyć... "Salem" przerażało bardziej , a czytałem w podobnym okresie.
Za to z innej beczki- wgryzłem się na 1/4 w "Dallas '63" - bardzo spoko książka, chociaż nie horror. Pisana z typowo kingowskim rozmachem - jedyne, czego się prawdę mówiąc obawiam, to że ten rozmach przesłoni sens i fabułę, bo research zrobił gość niesamowity i widać, że się tym jara. A jakie fajne nawiązanie do "It" się znalazło Jest Derry w roku '58, są znajomi bohaterowie - wszystko wątek poboczny, ale ważny.
Czytał ktoś to? Teść mi to spezentował i teraz co dzwoni to odpytuje czy czytałem....
Na lubimy dają 7,5/10 a na biblio prawie 4/6
czyli wynika że nawet daje radę. .. ale jak czytam opinie. ...
Sakey ? Nic mi to nazwisko nie mówi. Przeleciałem amazona i FF i raczej dobrze o nim piszą . Jakaś średnia. Czytaj i daj znać. Dallas 63 ostatnio zacząwszy nie dałem rady. To się czyta jak po maśle, ale nie trawię już takiego rozwlekania fabuły. Dlatego ten Fante mnie ustrzelił. Acz wciąż lubię Kinga.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Sakey ? Nic mi to nazwisko nie mówi. Przeleciałem amazona i FF i raczej dobrze o nim piszą . Jakaś średnia. Czytaj i daj znać. Dallas 63 ostatnio zacząwszy nie dałem rady. To się czyta jak po maśle, ale nie trawię już takiego rozwlekania fabuły. Dlatego ten Fante mnie ustrzelił. Acz wciąż lubię Kinga.
Czy tam.
Po 100 m - świat lajtowych Xmenów z fabułą sensacyjno-kryminalną. W miarę sprawnie napisane.
"Dallas '63" skończone. Wchodzi nieskończenie gładko, rzadko czytam pojedyncze tomy liczące 850+ stron, które tak by się połykało, ale... No, prawda jest taka, że nie jestem Amerykaninem jarającym się w nieskończoność tajemnicą zabójstwa Kennedy'ego, więc klimat i szczegółowość relacji w końcu zaczyna być nużąca, a fabuły jest w książce nie na 850 stron, tylko na jakieś 400. I wyszedł z tego taki solidny produkcyjniak - z pewnością lepszy od 90% wydawanej dziś prozy sensacyjnej, lepszy (moim zdaniem) od Kinga z okresu Rose Madder czy Dolores Claiborne, lepszy od "Pod kopułą" chociażby, ale przeciągnięty. Solidna rozrywka, tyle że bez jakiegoś mistrzowskiego błysku.
"Necrolotum" Jana Maszczyszyna. Jak rzadko sięgam po polską fantastykę, to ten pisarz przekonał mnie do siebie steampunkową trylogią "(Światy Solarne", "Światy Alonbee", "Hrabianka Asperia"). Która, co muszę dodać, w ogóle gatunkowo mi nie leżała. Ale autor solidnie nią u mnie zapunktował. Za styl, bogactwo fabularne i konsekwencję wykonania. W zasadzie Jan Maszczyszyn mógłby ją swobodnie wydać po angielsku i kto wie, czy by nie zakasował kilku znanych nazwisk w tym gatunku. Nawet mnie nie dziwi to, że chyba (bo pewnym być nie mogę) w tzw. fandomie jego powieści przeszły niezauważone. To za ambitna, zbyt niszowa fantastyka. Może zatem i na Zachodzie nie miałby lekko, ale rynek anglosaski większy, bardziej chłonny. "Necrolotum" zaledwie liznąłem, ale już mi się podoba. Nawet sprawdzałem na wyrywki niektóre przypisy i nie zdziwiłem się tym, że autor zrobił - najwidoczniej - bogaty research. Sporo ciekawostek. A tym samym podoba mi się jeszcze bardziej spekulacja autora i obrana stylistyka. Która, jak na razie, wydaje mi się "łagodniejsza" niż we wspomnianej trylogii. No szkoda tego pisarza na Polskę, zmarnuje się tu.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum