i ogólnie widać sporo zachodu autora w próbę przewidywania jak ta inna historia mogła wpłynąć na wiele rzeczy, w tym m.innymi również technikę.
no ale widać że nie zadał sobie zbyt dużo pracy aby uwiarygodnić skąd taka-to-a-taka sytuacja polityczna się wzięła.
ja z kolei nie lubię za bardzo historii alternatywnych, bo najczęściej autor nie pracuje nad jakąś sensowną genezą zadanej sytuacji.
Na razie nic jeszcze nie widać, skoro przeczytałem dopiero 50 stron ... możliwe, że później jest coś więcej wyjaśnione. Na pewno nie ma takiego opracowania jako osobnego tekstu, więc tylko w samej fabule mogą być umieszczone wytłumaczenia.
A mam wrażenie, że akurat ta geneza skądś się właśnie wzięła, bo dość sporo zmian jest wprowadzonych i w miarę na razie "trzymają się jakiejś wizji".
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
Nie czytałem, ale potrafię zadać sobie trud i wyobrazić, że chodzi o współistnienie teokratycznego PK i świeckich/pogańskich Prus.
ok. to tak jak mniej więcej byś sobie wyobraził współistnienie Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego wraz z Wielką Rzeszą Niemiecką.
Można? morzna.
Przyzwoita książka, lekkie czytało, bez specjalnej głębi, ku pokrzepieniu serc jako że Polska jest największym mocarstwa światowym a te gupie krzyżaki próbują nas podstępem zadźgać. Oczywiście wszystko dobrze się kończy. I czytanie samego pierwszego tomu jest bez sensu bo to nie jakiś cykl a po prostu jedna powieść w dwóch tomach bo to Fabryka.
A ja odświeżam sobie książki Robin Hobb. Na początek trylogię o żywostatkach. Pierwszy raz czytałam 18 lat temu i chyba bez ostatniego tomu, bo mi się majaczy, że jakaś przerwa była w wydawaniu. Nieważne. Książka nic nie straciła, wciąga jak nie-wiem-co. Jest ciekawy świat, klimat, intrygująca historia i bohaterowie, których losem można się przejąć.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Faktycznie. Czyli była przerwa, bo musiałam czekać na nowe wydanie.
Edit: semantyka w sumie nieważna, najważniejsze, że w końcu przeczytam spokojnie w całości.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Rzecz osobliwa - z jednej strony jestem miłośnikiem legend Arturiańskich, z drugiej nie udało mi się (jeszcze) przeczytać Le Morte d’Arthur Malory’ego. Liczne przeróbki i dzieła na podstawie trafiały w moje ręce ale sam tekst tkwi gdzieś poza moim zasięgiem.
Niestety, do rzetelnej oceny książki Ackroyda znajomość dzieła Sir Thomasa jest niezbędna - tylko dzięki niej można zdecydować, czy to oryginał jest taki koszmarny, czy też to współczesna wersja została tak bardzo źle przełożona.
Liczne reinterpretacje mitów przyzwyczaiły mnie do jakiegoś sensownego ułożenia. Tutaj tego nie ma - panuje kompletny chaos, wątki się plączą, niektóre z nich znajdują zakończenie, inne nie (Tristan), rzeczy co chwila się zmieniają - raz mowa jest o turnieju, by akapit dalej było to walką o zamek. Galahad raz jest potomkiem Chrystusa, by za chwilę być z rodu Józefa z Arytmani.
Co chwila ktoś ma wizję, opowiadają sobie przyszłość, ale nic z tym nie robią (wyjątkiem jest Artur, który rozkazał zabić dzieci ze względu na przepowiednię o Mordredzie), w ogóle nie wiadomo po co są jakiekolwiek próby i testy.
Aspekty religijne odrzucają mnie równie silnie co przy wersji Ulriel Waldo Cutler (Król Artur i rycerze Okrągłego Stołu), czyli pustelnicy pod każdym kamieniem, modlitwy, kontemplacja, lanie niewiernych i egzaltacja (ach to umieranie na żądanie).
Ot, Lancelot dołączywszy do walki białych z czarnymi staje (po rycersku) po stronie słabszej, by dowiedzieć się, że popełnił grzech, bo to biała strona reprezentowała ludzi cnotliwych. Dalej, Miłość Boża objawia się poprzez zabicie liczniejszych przeciwników. Ale! żal ci zabitych dzielnych przeciwników? Niepotrzebnie, ponieważ byli niechrzczeni.
Wiem, wiem, inny czas, inne miejsce. Ale niesmak pozostaje.
Zdecydowanie bardziej warto sięgnąć po kompleksowo i sensownie obrobione retellingi.
No i troszkę obawiam się teraz sięgać po Malory’ego.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Zadziwiające. Legendy arturiańskie są dla mnie synonimem nudy, płaskości i bezguścia. Staram się unikać kontaktu z dziełem kultury opierającym się na tych opowieściach.
Tixon - ciekawe, sam kiedyś "kolekcjonowałem czytelniczo" różne wariacje nt. Legendy Króla Artka, choć nigdy nie sięgnąłem do "źródeł" - teraz już wiem że nie warto
FF2 - zadziwiające, legenda arturiańska jest archetypiczna dla dużego obszaru fantasy. Sporo ominąłeś.
Trochę bez większego echa przeszły 2 książki wydane w czerwcu przez Papierowy Księżyc:
"Bez odkupienia" - M.R. Fletchera (czarny humor, oryginalny świat, paskudni bohaterowie) i "Miasto schodów" - R.J. Benneta (świat zabitych bogów, śledztwo prowadzące do niechcianych odkryć, niespieszna taka trochę kobieca narracja (pewnie dlatego, że pewnie z 80% to narracja prowadzona przez kobietę)), a IMO zasługujące na większą uwagę. Ponadto obydwie mają na naszym płytkim rynku jedną wielką zaletę: mimo, że są opisane jako pierwsze tomy cyklów, spokojnie się bronią jako samodzielne, zamknięte książki. Nawet jeśli nie będzie wydanych kontynuacji to potencjalny nabywca wiele nie traci, bo dostaje powieści skończone, bez żadnych większych cliffhangerów.
Nie są to pozycje nowatorskie, stanowiące jakieś przełomowe dzieła fantasy, ale b. porządnie napisane książki, których u nas niestety coraz mniej się ukazuje. Są to książki z grupy określanej przez AM z Maga jako nie mające wystarczającego potencjału sprzedażowego, żeby przynieść jakiś zysk lub chociaż zwrot kosztów bez znaczącego zaangażowania marketingowego, coś jak np. MAG-owy K.J. Parker. Na rynku anglojęzycznym takich książek jest pewnie wiele, ale u nas niewiele wydawnictw ryzykuje i postanawia wydać takie porządne, co najmniej poprawne i co najważniejsze potrafiące zaciekawić książki. Chyba tylko oprócz Papierowego, jeszcze SQN próbuje wydawać książki może nie zawsze bestsellerowe, ale takie zwykłe porządne czytadła (MAG to oczywiście inna liga). Liczę na więcej, a u mnie w kolejce 3 książka z czerwcowego wysypu od PK - "Zaczarowani" R. Denfeld. Mam nadzieję, że będzie co najmniej tak samo dobra jak już dwie przeczytane.
_________________ "Jesli jestes dobry, to cala robota zwali sie na ciebie.
Jesli jestes naprawde dobry, to nie dopuscisz do tego."
Zadziwiające. Legendy arturiańskie są dla mnie synonimem nudy, płaskości i bezguścia. Staram się unikać kontaktu z dziełem kultury opierającym się na tych opowieściach.
"Zimowy monarcha" Cornwella jest świetny. Czekam na wydanie kolejnych części trylogii. Choć autor prezentuje inne podejście do legendy niż w "Mgłach Avalonu" Marion Zimmer Bradley, to będzie to chyba najlepsze literacko podejście do mitu arturiańskiego.
Przed wyjazdem za granicę przeczytałem "Wieczny Batman i Robin", "Wonder Woman" Grega Rucki i "Top 10" Alana Moore. Pierwszy tytuł był taki sobie. Poszedłem za ciosem, którym był świetny (choć nierówny fabularnie) "Wieczny Batman". Ale kontynuacja trochę mnie rozczarowała, choć do pewnego momentu była doskonała i trzymała w napięciu. Fabuła rozbudowana, ale skoncentrowana w dwóch tomach. To pozwoliło mi wytrwać do końca. Choć mogło być lepiej.
Natomiast "Wonder Woman" Grega Rucki była znakomita, czytałem z dużą przyjemnością, choć nie wszystkie opowieści podobały mi się tak samo. Niemniej jednak jako całość wypadło do znakomicie.
Nie inaczej było z "Top 10" Alana Moore. Świetny, ciekawy pomysł na fabułę. Trudność sprawiało mi wgryzienie się w fabułę. Za bardzo była epizodyczna, proceduralna jak stary serial policyjny. Ale ostatecznie - nie spoilerując - wyszło wszystko zgrabnie, niebanalnie i zapewne wrócę kiedyś do tej opowieści.
Na urlopie przeczytałem "Łabędzie z Piątej Alei" Melanie Benjamin. Skusił mnie blurb tej powieści. To fabularna opowieść oparta na faktach. Koncentruje się wokół jednego z późniejszych opowiadań Trumana Capote "La Cote Basque". Opowiadaniem tym Truman Capote wywołał skandal towarzyski, spotkał się po jego publikacji z ostracyzmem towarzyskim. Opisał w nim bowiem swoich prawdziwych znajomych i przyjaciół z nowojorskiej elity towarzyskiej. Wielkie pieniądze, dramaty, gry pozorów, publicznie noszone maski. Capote już się wtedy staczał i był to dla niego nomen omen łabędzi śpiew, ale już nic mu nie pomogło. A fabuła powieści opowiada właśnie o Trumanie Capote i o jego bogatych przyjaciółkach - nie tylko bogatych, ale i pięknych, ówczesnych ikon stylu z okładek magazynów. W tym o jednej z nich, z którą się blisko przyjaźnił, "Babe" Paley, żonie założyciela stacji CBS, magnata telewizyjnego. Zaczyna się w czasach, kiedy Capote dopiero stawał się sławny na początku lat 60-tych XX wieku i prowadzi aż do lat 80-tych tegoż.
Świetna, wciągająca powieść. Żadne arcydzieło, ale dobrze napisane, z bardzo ciekawą fabułą. Choć zapewne nie dla wszystkich, bo kogo interesuje świat wielkich pieniędzy, który dawno przeminął, problemy pięknych i bogatych, odchodząca w przeszłość "epoka" i ludzie.
Teraz czytam kolejną powieść Juliana Fellowesa pt. "Czas przeszły niedoskonały". Fellowes był twórcą i scenarzystą "Downton Abbey" oraz genialnego "Gosford Park" Roberta Altmana, za scenariusz którego otrzymał, zdaje się, Oscara. W tej powieści autor łączy ze sobą przeszłość i teraźniejszość. Ma w sobie trochę blichtru "Downton Abbey" i ostrego spojrzenia nba arystokrację z "Gosford Park". Jeszcze nie skończyłem, ale już ogromnie mi się podoba.
Narratorem jest pewien pisarz, członek ówczesnej arystokratycznej elity. Na prośbę przyjaciela, umierającego bogacza, z którym kiedyś się mocno poróżnił, ma odnaleźć jego dziecko. Trochę to bardziej skomplikowane, ale nie chcę zdradzać za dużo z fabuły. Rzecz w tym, że jej akcja dzieje się również pod koniec lat 60-tych XX wieku i pokazuje świat ówczesnej arystokracji, który już upadł, ale jeszcze o tym nie wie oraz współcześnie - pokazując również, co się stało z tymi, którzy tańczyli do końca, gdy orkiestra grała stare przeboje, choć do drzwi dobijał się świat rewolucji obyczajowej.
Trochę przeszkadza mi zamierzona pasywność narratora powieści, tak samo tajemnice wydają mi się dosyć przewidywalne. Ale to wszystko jest napisane doskonałym stylem, Fellowes opowiada ciekawiej niż w jakiś czas temu wydanej w Polsce innej jego powieści, "Belgravii". Szkoda że nie pisał tak "Downton Abbey". Ależ byłaby to soczystość.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
W kolejce nadal czeka R. Denfeld z "Zaczarowanymi", a tymczasem przeczytałem już blisko 80% "Ognia przebudzenia" Anthony'ego Ryana i niestety chyba moje oczekiwania były zbyt wysokie. Mam wrażenie, że "Pieśń krwi" była i lepiej napisana i lepsza fabularnie. Chyba sobie ją dla porównania przypomnę i bez dalszego czekania na 3 tom rozpędem przeczytam też "Lorda wieży", który zalega od dawna na półce.
Wracając jednak do "Ognia ..." - to po pierwsze mogła być znacznie krótsza, po drugie wydaje mi się, że autor nie mógł się zdecydować, czy pisze YA, czy też dla dorosłych ( a może to faktycznie jest YA ?), po trzecie, żaden z 3 głównych bohaterów mnie nie zaciekawił na tyle by mocniej się zaangażować w jego losy, i po czwarte za dużo tutaj różnych przypadków, które ratują dupska bohaterów z ich różnych opresji.
30 lat temu pewnie łyknąłbym z wypiekami na twarzy, ale teraz bez większych emocji. Niemniej niech się sprzedaje, żeby MAG miał kasę na ambitniejsze pozycje
_________________ "Jesli jestes dobry, to cala robota zwali sie na ciebie.
Jesli jestes naprawde dobry, to nie dopuscisz do tego."
W ogóle wszystko jest średnie i mało zajmujące i dlatego jeszcze raz przeczytasz pierwszy tom?
Pierwszy tom był niezły, taki Brandonson++.
Nawet ostatnio pomyślałem o tej książce i ewentualnej kontynuacji..... ale kolega ryba72 już mnie naprowadzil.
Także dzięki.
Na los szczęścia ( At Random) Bennetta Cerfa. Współzałożyciela Random House. Kiedy bez mała trzy dekady temu przeczytałem tę książkę byłem zachwycony możliwością obcowania z żywym gigantem rynku wydawniczego w USA. Te wszystkie zakulisowe tajemnice. Jak się buduje wiekopomną chwałę świątyni Książki. Dzisiaj już nieco inaczej to odbieram. Dla Cerfa właśnie wszystko jest wspaniałe, ludzie zachwycający, okazje sypią się jak z rękawa magika, a los sprzyja każdej próbie. Pewnie tak było, acz sposób w jaki autor opowiada o tej fantastycznej przygodzie należy już do innego czasu. Oczywiście, podobnie jak w Hollywood, zdecydowana większość tych cudownych, przedsiębiorczych i dalekowzrocznych ludzi z branży pochodziła z mniej, lub bardziej zamożnych rodzin żydowskich. Ja zazdroszczę tej sztamy. Obok talentów.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
W ogóle wszystko jest średnie i mało zajmujące i dlatego jeszcze raz przeczytasz pierwszy tom?
Pierwszy tom był niezły, taki Brandonson++.
Nawet ostatnio pomyślałem o tej książce i ewentualnej kontynuacji..... ale kolega ryba72 już mnie naprowadzil.
Także dzięki.
Chyba nastąpiło lekkie niezrozumienie mojego posta. To średnie i mało zajmujące dotyczyło "Ognia przebudzenia", a dla porównania mam zamiar przeczytać jeszcze raz "Pieśń krwi", którą z kolei bardzo dobrze wspominam. Chce się przekonać, czy pamięć już nie ta , czy jednak "Pieśń krwi" nadal ma to coś. Niemniej mam nieodparte wrażenie, że się nie myliłem i "Pieśń krwi" jest lepsza od "Ognia przebudzenia", który wczoraj skończyłem i swojej opinii nie zmienię.
"Ogień ..." to IMO jest takim YA dla 15-18 latków i "wiecznych chłopców" 18+, a ja od dawna nie mieszczę się ani w tym przedziale wiekowym, ani już "chłopcem" nie jestem
_________________ "Jesli jestes dobry, to cala robota zwali sie na ciebie.
Jesli jestes naprawde dobry, to nie dopuscisz do tego."
Jak już powtórzysz Pieśń krwi to z marszu powinieneś jeszcze raz przeczytać Ogień przebudzenie. Żeby mieć pewność. A potem dla stuprocentowej jasności powtórzyć wszystko jeszcze raz.
_________________ Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz [Stary Ork]
Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje [utrivv]
"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
Chyba nastąpiło lekkie niezrozumienie mojego posta. To średnie i mało zajmujące dotyczyło "Ognia przebudzenia", a dla porównania mam zamiar przeczytać jeszcze raz "Pieśń krwi", którą z kolei bardzo dobrze wspominam.
ależ dobrze zrozumiałem.
też przeczytałem Pieśń Krwi - też mi się całkiem podobała, mam podobne wrażenia, choć miałem nadzieję że YA dorośnie. W każdym bądź razie, po twojej recenzji już wiem że nie warto sięgać po dalsze części. i temu dziękuję (za zaoszczędzony czas)
"Zimowy monarcha" Cornwella jest świetny. Czekam na wydanie kolejnych części trylogii. Choć autor prezentuje inne podejście do legendy niż w "Mgłach Avalonu" Marion Zimmer Bradley, to będzie to chyba najlepsze literacko podejście do mitu arturiańskiego.
Drugie, ustępuje pola The Once and Future King
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
"Stylista" Aleksandry Marininy. Zdarzało mi się czytać lepsze jej powieści, zdarzało i gorsze. Anastazja Kamieńska tym razem musi spotykać się z dawną wielką miłością, by ustalić co się dzieje z młodymi chłopcami o semickich rysach, którzy znikają a po pewnym czasie odnajdywane są ich zwłoki. Przy okazji orientuje się, że wokół dawnego ukochanego także kręcą się niekoniecznie uczciwi ludzie.
_________________ Recedite plebes! Gero rem imperialem
Wg mnie akurat Stylista należy do tych słabszych. Polecam za to wydaną niedawno przez Czwartą Stronę pierwszą powieść z Kamieńską na emeryturze, czyli Życie po życiu.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
W cyklu podstawowym cały czas zieje spora wyrwa, więc niestety nieprędko będzie to możliwe.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Cóż, jeszcze mam trochę braków nawet w tym, co już przetłumaczono, więc może nim skończę wszystko, to ta dziura będzie już zapełniona Ja tylko nie bardzo rozumiem dlaczego nie można tłumaczyć i wydawać różnych cykli w kolejności chronologicznej. Przecież Anastazja (Nastazja, Nastia, Aśka - czasem mam wrażenie, że na imię jej Legion) prowadzi jakieś życie prywatne i czasami jest ono bardzo ściśle związane ze sprawami jakie prowadzi. No i ciekawiej się czyta, jak się postać rozwija zawodowo.
_________________ Recedite plebes! Gero rem imperialem
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum