No i do recenzji i - tym razem - jednocześnie dla czystej przyjemności "Kłopotliwy pokój" Joe Abercrombiego. Co tu pisać. Jest bardzo dobrze. Lepiej niż w przypadku pierwszej części. I fajnie, że Glokta ma większą rolę w tej części. Nie pierwszoplanową, ale zawsze miło.
Pierwszy tom nowej trylogii, choć przyzwoity, chyba najmniej przypadł mi do gustu z wszystkich powieści Abercrombiego (nie czytałem jeszcze trylogii YA). Ale po drugi z pewnością sięgnę jeszcze w tym miesiącu. Można gdzieś zapoznać się z solidnym streszczeniem pierwszej części? Niewiele już pamiętam.
Wrota Abaddona, Corey - nie było najgorzej, solidna rozrywka, ale jak na 3 tom brakło pierdolnięcia, twisty bardzo przewidywalne i językowo wydaje mi się, że wróciło do poziomu pierwszego tomu zamiast się rozwinąć. Niemniej, z ochotą zabiorę się za dalsze części.
Pisz, Romulus, pisz. Tzn. najpierw czytaj Abercrombiego, potem o nim pisz. Bardzo jestem ciekaw. Pamiętam, że pierwszy tom był ospały, jak rozstawianie figur na planszy przed rozpierduchą; mam nadzieję, że teraz więcej się dzieje.
Krwawy orzeł - Craig Russell
i
Baśniowy morderca - Craig Russell
Pierwszy i drugi tom serii z nadkomisarzem Janem Fablem, hamburskim policjantem, w roli głównej. Nieźle zrobione, dość krwawe kryminały z elementami sensacyjnego thrillera. Oprócz linii fabularnej, rzetelnej, ale jak we wszystkich tomach tego cyklu raczej niewybitnej, reszta jest dość podobna. Dostajemy dość głęboko zarysowany świat prywatny nadkomisarza, trochę drobiazgów historycznych, kulturowych, jakiś tam głos na temat kondycji współczesnego społeczeństwa. Nic wielkiego, ale buduje jakiś dodatkowy wymiar. Dobrze się tego słucha w aucie, bo akcja jest jasna i wyrazista, od czasu do czasu pojawiają się wolty, które może nie szokują, ale jednak odrobinę zaskakują. Nie nudzimy się, ale też nie nadwyrężamy mózgu. Bohaterowie swoiści, z energią. Językowo bez większych zastrzeżeń. Do wad należą pewne uproszczenia, czasem wnioski na skróty, co jednak jest raczej cechą charakterystyczną tego typu literatury niż rzeczywistą wadą.
Wysłuchałem w bardzo dobrej interpretacji Andrzeja Mastalerza.
W swojej kategorii to przyzwoite tomy, choć ten o baśniowym mordercy z odrobinę wydumanym motywem.
7/10 6,75/10
Cormoran Strike - Niespokojna krew, pióra Rowling pod pseudonimem Robert Galbraith
Najopaślejszy tom (900parę stron) w którym znany już duet (razem ale osobno) prywatnych detektywów tym razem bierze na widelec sprawę zaginięcia sprzed 40 lat. W tle seryjny morderca i kilka tajemnic + stały problem damsko-męski pomiędzy głównymi bohaterami.
Tym razem Rowling się dobrze przygotowała i fabuła trzyma się kupy (w przeciwieństwie do 4 tomu), cała reszta całkiem poprawnie. Dobrze się czytało, historyjka mnie na tyle wciągła że zrobiłem ją jakoś w 2dni. Rozwiązanie - zaskakujące. Minusy - jak wcześniej wspomniałem, przede wszystkim przeskalowanie możliwości google'a (rzuca się to mocno w oka)
Pisz, Romulus, pisz. Tzn. najpierw czytaj Abercrombiego, potem o nim pisz. Bardzo jestem ciekaw. Pamiętam, że pierwszy tom był ospały, jak rozstawianie figur na planszy przed rozpierduchą; mam nadzieję, że teraz więcej się dzieje.
Oj dużo się dzieje. Ale myliłem się odnośnie Glokty, to jest, że jest go więcej . To nie jest spoiler, btw.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Glokta jest super. Jestem w 2/3 Kłopotliwego pokoju, trzyma poziom.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Glokta jest super. Jestem w 2/3 Kłopotliwego pokoju, trzyma poziom.
Wydarzenia pięknie eskalują i trudno przewidzieć, w którą stronę się potoczą. I czy rozstrzygnięcie będzie w tym tomie, czy w następnym. Oby w tym. Bo wtedy - ło mój boże, co będzie w trzecim, a poza tym, to hańba nie rozstrzygnąć ich w tym.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Emil Cioran, Zarys rozkładu - Cioran, jak to Cioran: dużo smętnego pierdolenia, rozegzaltowywanego brandzlowania się śmiercią i smutkiem, ale gdzieś na marginesach są ciekawe przemyślenia odnoście presji etycznej ciągłego oburzenia, histerycznego zaangażowania i osobowości proroka. I tak jak nie lubię filozofii robionej przez aforyzmy, to jest tu parę perełek:
Cytat:
(...) wszystkie urzędy mają swój absolut jak świątynie, a administracja i jej rozporządzenia to metafizyka dla małp.
_________________ Meet Minsky. He understands that stability is destabilizing. Be like Minsky.
Kryminał w modnej ostatnio tonacji retro. Wejherowo, wczesny początek XX wieku, pod panowaniem Wilhelma II Hohenzollerna. Zaginął gimnazjalista. Okoliczności okazują się dość makabryczne, ciało bowiem odnajdywane jest stopniowo, we fragmentach, w różnych miejscach. Do wyjaśnienia sprawy z którą miejscowe siły policyjne nie dają sobie rady, oddelegowany zostaje z Berlina inspektor Ignaz Braun.
Fabuła kryminalna jest mierna. Inspektor spotyka świadków, zbiera szczątkowe informacje. Wiemy z kim rozmawia i czego się dowiaduje. Jednak dzieje się również mnóstwo rzeczy o których nie mamy żadnego pojęcia. Braun znika i wyjeżdża do Gdańska albo gdzieś, bada archiwa i być może robi coś tam jeszcze, chyba z kimś rozmawia. Czytelnik niczego się na ten temat nie dowiaduje, aż do momentu, gdy na ostatnich stronach inspektor w teatralnej scenie wyjawia rozwiązanie zagadki. W efekcie nie ma więc możliwości prowadzenia "własnego śledztwa", co powoduje, że całość jest raczej mało emocjonująca. Poza nijakimi rozmowami nic się specjalnie nie dzieje, by w końcowej scenie po prostu pojawiło jakieś tam wyjaśnienie.
Nie zachwyca też specjalnie narracja. Trochę to wygląda jak LARP i rozmowy z npc-ami. Kolejne sceny to przystrojone w stylizowane formułki, naiwne rozmowy stereotypowo budowanych postaci. Często przywoływane prawidła psychologiczne, są raczej amatorskiej proweniencji. Karykaturalnie brzmią nieustanne nawiązania inspektora do kiedyś rozwiązanych spraw. Całość przybiera tonację pastiszu.
Głównym bohaterem tej powieści jest zachwyt nad epoką (La belle époque) i małomiasteczkową stabilizacją, gdzie każdy ma przypisane role w dawno ustalonej hierarchii społecznej, czas płynie powoli a ludziom żyje się dostatnio. Ów dobrostan wynika z dwóch źródeł. Z jednej strony z łaski spływającej z oka dobrodusznie spoglądającego na poddanych monarchy, a z drugiej z chrześcijańskiego porządku (Autor używa tu dość zabawnych instrumentów. Np. na co dzień mamy mróz, pluchę i mrok ołowianych chmur, a z nastaniem Wielkanocy słońce, wiosnę i błękitne niebo. Oczywiście po jej zakończeniu znów pogoda staje się nędzna i dołująca). Cały ów ład wynika naturalnie z faktu zmartwychwstania Chrystusa, a całe zaś kryminalne nieszczęście, z próby wyrwania się z przypisanych ról i folgowania własnej oryginalności. Dopełnia to obrazu naiwności dzieła.
Językowo rzecz jakoś tam daje radę, choć nie jest to pierwsza liga. Zdarzają się rozmaite kwiatki w rodzaju "posiadał gwałtowny charakter", itp. Ot, takie, w miarę smaczne, kluski z serem z baru mlecznego.
Raczej banalna, wakacyjno-plażowa produkcja dla niewymagającego wielbiciela retro-kryminałów.
4,5/10
"Dryfując do Betlejem" Joan Didion. Zbiór tekstów dziennikarskich z drugiej połowy lat 60-tych. Zakochałem się w stylu pisarskim Joan Didion. Książka ma 276 stron z przypisami (w ebooku). Niestety. Bo dwa razy więcej byłoby też za mało. Doskonały portret wycinków Ameryki tamtych czasów. A kiedy autorka pisze ze specyficzną nostalgią, lub gdy wspomina Nowy Jork swojej młodości, albo Dolinę Kaliforni (Sacramento i okolice) - o, grzała mi serce, wpadałem w ten tekst. I, niestety, dwa i pół popołudnia i książka przeczytana.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Do recenzji "Dziewiąty dom" Leigh Bardugo. Wcześniejszych powieści tej autorki nie czytałem, bo były skierowane do y.a. Ale tę dostałem do recenzji, a jest skierowana dla dojrzalszych czytelników. Ponura, klimatyczna, osadzona współcześnie, na Uniwersytecie Yale, wśród tamtejszych bractw "podkręconych" magicznie. Świetna powieść, dobrze mi się ją czytało i chętnie chwycę za ciąg dalszy.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Biorąc pod uwagę, ile chujozy czytasz i często wychwalasz, to naprawdę powinieneś Romkowi odpuścić. Może znalazł swoją nową muzę? Ja po Bardugo nie sięgnę, ale bez przesady...
Pullman. Zdecydowanie. Literatura przez całkiem duże L, przeznaczenie - YA z naciskiem na Y, ale problematyka poważna. Książki pozbawione ckliwej maniery, dobre fabularnie, w dodatku - w wątku krytyki kościoła - poniekąd aktualne ;-)
ale Pullman to era pre-YA
ba, nawet zaczął przed Portierem
poza tym Abercrombie matą serię trochę niby YA (choć imo nie do końca) - ona jest spoko.
ja przeczytałem półtorej tej Bardugo - szóstka wron- ogólnie ujnia.
Serio? Mając +- 5 z lat z 4 krzyżyku na karku jesteście w stanie polecić dobrą lit z półki YA?
Jeśli "Dziewiąty dom" to książka dla młodzieży... To tak. Ale przerzuciłem recenzje na blogach i wszyscy piszą, że to mhoczne i nie dla młodzieży. A sądząc po treści tych recenzji pisały to raczej blogerki o średniej dwadzieścia kilka.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
A sądząc po treści tych recenzji pisały to raczej blogerki o średniej dwadzieścia kilka.
A te recenzowane książki to piszą wiekowi mędrcy? Przesz to takie właśnie blogerki się biorą za pióra i zanudzają ludzi swoją infantylnością literacką i ujowymi historyjkami.
Bibi King napisał/a:
Pullman.
Trochę mnie odrzuciło po ekranizacjach. Ale jak mówisz że literacko ok, to sobie czytnę jak będę mieć fazę na fantasy.
Rozumiem, naprawdę. "Złoty kompas", zrobiony na fali popularności "Władcy...", Pottera i Narni, mimo zatrudnienia gwiazd i znakomitych efektów specjalnych wypadł blado. Ten nowy serial HBO(?) jest trochę lepszy, ale osobiście uważam, że ani jedno, ani drugie nie dorasta książkom do pięt.
Czy Waltera Moersa można zaliczyć do pisarzy YA? Można się zainteresować książkami Scotta Westerfelda. Ja sam lubię Christophera Reeve i to nie tylko dla cyklu o zabójczych maszynach. Odkryłem go dla siebie dawno temu, nim przyszła moda na YA. Straciłem zainteresowanie, jak i książkami o wampirach, w momencie, gdy zaczęła się ich nadpodaż.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
A te recenzowane książki to piszą wiekowi mędrcy? Przesz to takie właśnie blogerki się biorą za pióra i zanudzają ludzi swoją infantylnością literacką i ujowymi historyjkami.
O tak. Poziom tzw. recenzji w polskojęzycznej sferze internetu to disco polo, choć nie jestem pewien, czy nie krzywdzę panie i panów wokalistów. Pomijając fakt jak często sprowadza się to do opowiadania treści, zazwyczaj łapię się na myśli, że "obowiązuje" prosty schemat: ty mi darmowy egzemplarz, ja tobie fajną (albo przynajmniej łagodną) i zachęcającą do kupna recenzję.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
ty mi darmowy egzemplarz, ja tobie fajną (albo przynajmniej łagodną) i zachęcającą do kupna recenzję.
Cóż, takie czasy, niestety każdy może śpiewać i tak się kręci to kółko kupowanych recek.
A potem tragiczne książki Blanki i Remka Mroza zostają Książkami Roku i bestsellerami empiku. A ty się przekopuj zdurniały człowieku przez tony polecanego szitu w poszukiwaniu choćby jednej przyzwoitej książki na hamak...
bio napisał/a:
Czy Waltera Moersa można zaliczyć do pisarzy YA?
Nie wiem jak interpretować tę taksonomię pod nazwą YA - mnie się kojarzy wyłącznie z niedojrzałym i infantylnym pisaniem, z drugiej strony - że są niby kierowane do młodych. Moersa uwielbiam, nie chciałabym mu przyszywać tej łaty zarezerwowanej dla nieudaczników pióra. A przecież jest jak najbardziej dla młodych, ba, nawet dla dzieci oraz staruchów takich jak ja.
Nie wiem jak interpretować tę taksonomię pod nazwą YA - mnie się kojarzy wyłącznie z niedojrzałym i infantylnym pisaniem
Mnie też, ale to chyba nasz problem. Ktokolwiek tę etykietę zaproponował, miał raczej w planach pozytywne konotacje. Więc z definicji należałoby ją rozszerzyć na coś więcej nić ckliwe pitolenie dla współczesnych pensjonarek.
@Fidel,
Ale Redick to chyba jeszcze bardziej Y, niż A, prawda? Nie czytałem, ale siostrzeńcy się jarali, a byli wtedy znacząco mniejsi niż dziś.
No w planach miał pozytywną konotację, jakżeby inaczej, ale na finiszu wyszło że to literatura dla młodych, jeszcze nieoczytanych i można wpinać tam badziew, bo się nie zorientują.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum