Ha. Nie mam pojęcia. Obstawiam, że będzie z lektorem. Ale pamiętam chyba, że jakiś odcinek 7 sezonu oglądałem z napisami (a nagrywałem z BBC Entertainment). Mogę jednak się mylić.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie chciałem być pierwszy, ale już nie wytrzymam
Obejrzałem i odcinek jest znakomity. Nie będę spoilerował, ale czułem mimo to niedosyt. Spowodowany zakończeniem i planem finałowym. Spodziewałem się tego mniej... przyjemnego. Ale to przecież rocznicowy odcinek. Nie mogło być ponuro. John Hurt jako Doctor w wersji 0 - fajna postać. Może to on, a nie P. Capaldi jako 12 (13?) Doctor byłby ciekawszym wcieleniem Choć finał tego wątku, jaki mu zafundowali też nie był zły: to on zaczął wszystko.
No nic, w tym roku jeszcze odcinek świąteczny i czekamy na sezon kolejny i nowego Doctora. Ciekawe, czy Matt Smith odejdzie w odcinku świątecznym. A może już odszedł? Chyba sobie zafunduję maratonik ze wszystkimi sezonami.
Od czasu jak obejrzałem odcinek, to tak zaglądałem na ZB i coraz bardziej się dziwiłem - nikt, naprawdę nikt nie skomentuje?
Od siebie dodam, że jak nigdy Doctorem sie nie rajcowałem, ot obejrzałem kilka przypadkowych odcinków (w sumie głównie finały sezonów i głównie ze Smithem jako Doctorem) plus jeden cały sezon, tak teraz chyba sobie zrobię maraton całości. Odcinek rocznicowy całkowicie mnie kupił.
No przeczekałem was
Wiedziałem, że będą zachwyty i w ogóle, bo w sumie jest za co, odcinek był dobry, z wieloma uśmieszkami w stronę widzów.
Jednak szkoda mi takiego rozwiązania Wojny Czasu. Po tym odcinku można wynieść wrażenie, że to była jednostronna agresja, co się trochę kłóci z wiadomościami z finału Dziesiątego.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Jakby nie patrzeć, "Doctor Who" to taki serial, gdzie logika hasa nago po łące naćpana i pijana, albo już dogorywa po przedawkowaniu.
Przestało mi to przeszkadzać .
Żeby nie było; odcinek zacny i wiele, wiele scen bardzo mi się podobało.
Przepychanki słowne Doktorów; oczka w stronę widzów, co bardziej zaznajomionych z przeszłością serialu.
Powrót Davida, który jak zwykle był znakomity w tej roli.
To na plus.
Rozczarowany jestem faktem uratowania Gallifrey.
Jej zagłada to była stała, niezmienna w całej serii, swoista legenda. W nowoczesnej serii może tak tego nie widać, ale w klasycznych odcinkach było wyraźnie to wyeksponowane: rodzinna planeta Doktora przepadła i basta! I nagle co?
Za sezon może się okazać, że Doktor nie jest już takim unikatowym kosmitą, tylko jednym z wielu. Jego tajemniczość brała się z faktu, że był "ostatnim" z wielkiego ludu. Rozwiązania mające na celu dalsze wykluczenie planety z fabuły, rozwiązania takie jak zamrożenie planety, odesłanie jej do innego wszechświata, czy osadzenie w luce czasowej zupełnie mnie nie przekonują. Po dzisiejszym odcinku dowiedziałem się, że dla Doktora nie ma rzeczy nie możliwych. Co po części także jest na plus
Podsumowując, odcinek zacny, ale widziałem także lepsze i bardziej trzymające w napięciu.
W nowoczesnej serii może tak tego nie widać, ale w klasycznych odcinkach było wyraźnie to wyeksponowane: rodzinna planeta Doktora przepadła i basta!
Ale właśnie w klasycznych seriach Gallifrey aż po film z 8smym istnieje, a Dr wchodzi w interakcje z Timelordami, nie zawsze miłe. To dopiero nowe serie budują mitologie wielkiej wojny czasu i zagłady obu ras - Daleków i lordów, którzy zresztą mają swoje comebacki.
Tixon napisał/a:
Po tym odcinku można wynieść wrażenie, że to była jednostronna agresja, co się trochę kłóci z wiadomościami z finału Dziesiątego.
Faktycznie, miałem nadzieje że pokażą Timelordów zdegenerowanych, takich jak w końcowych specjalach 10tego, tymczasem położono nacisk na cierpiące matki z dziećmi. A "Night of the Doctor" sugerowało że będzie inaczej gdy niedoszło towrzyszka doktora mówiła że teraznie ma różnicy już między lordami a Dalekami.
Ale właśnie w klasycznych seriach Gallifrey aż po film z 8smym istnieje, a Dr wchodzi w interakcje z Timelordami, nie zawsze miłe.
W nowoczesnej serii jej historia została tylko rozbudowana.
W klasycznej serii, planeta jest tylko wspominana; Doktor opuścił ją w pośpiechu i nigdy tam nie wrócił. Czy dlatego, że ukradł Tardis? Może. A może dlatego, że zrobił coś gorszego. Tego nie wiemy. Zawsze sobie wyobrażałem, że w jakiś sposób ona przepadła, bo Doktor nie często wspominał pobratymców.
Tak, czy inaczej, legenda Gallifrey została w pewien sposób zaburzona.
Przynajmniej dla mnie.
I mam nadzieję, że kolejny Doktor nie będzie próbował ją odszukać.
Patrząc po końcówce, raczej będzie
Ale już nie jako 11ty, bo raczej widzieliście trailer świątecznego?
Zamienili jedno oczekiwanie na drugie
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Liczyłem, że zagłada Gallifrey będzie nieodwracalna, co nada tragizmu postaci Doktora. Ale to już za nami.
Że warto czekać na świąteczny odcinek, to żadna nowość. Na ten warto czekać szczególnie - ze zrozumiałych względów.
Gallifrey.pl podrzuca takiego newsa: http://gallifrey.pl/steve...zynasty-doktor/
Kilka tygodni lub miesięcy temu czytałem wywiad z Moffatem, który twierdził, że wyczerpanie limitu regeneracji wcale nie musi oznaczać końca Doktora. Teraz widać, że jednak może to oznaczać COŚ. A wcześniej mówił, że "Doctor Who" może być z powodzeniem kręcony kolejne dziesięciolecia.
Ech, byle do świąt.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Cóż, poszukiwanie macierzystego świata mocno tkwi w duchu filmów i seriali SF.
A co do tego linkowanego wyżej - Moffat to Moffat (i nadal nie wiem co o nim myśleć, z jednej strony świetnie zaczyna i robi dużo smaku, ale finalnie pali pomysły) i byłby do tego zdolny... ale tak szczerze, to wątpię. Czyli plotka, bo 11ty kilkukrotnie wspominał, że ma jeszcze regenerację w zanadrzu (początek piątej serii, odcinek z III rzeszą, Cyberplanista).
No ale jeszcze jest odcinek świąteczny, a tam... :
The man who lies will lie no more
When this man lies at Trenzalore
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Tylko, że John Hurt nie może być Doctorem w wersji 0. Dr John Hurt biorąc udział w wojnie na Gallifrey już znał Daleków, wiedział skąd pochodzą i do czego zmierzają. Pierwszym Doctorem, który spotkał Daleków był William Hartnell (odcinek "The Daleks").
To po prostu "jakiś Doctor", zapomniany przez pozostałe wcielenia.
Dzięki uprzejmości kolegów z gallifrey.pl obejrzałem wczoraj fabularyzowany dokument "Przygoda w czasie i przestrzeni", film opowiadający o pierwszych dniach "Doctor Who".
Bardzo przyjemna podróż w czasie dla fanów serialu. Polecam!
Mają tam forum. I dział o książkach...
Rejestrujemy się?
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Spróbował upchnąć wyjaśnienia wszystkich wątków od czasów 11, dokładając do tego "wyjaśnienia" z regeneracjami.
Brace yourself! Shit storm is coming.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Hahaha, nie pierwszy raz Jeszcze nie oglądałem, ale spodziewam się czegoś takiego. Muszę przyznać, że mimo sympatii dla 11 - nie będę po nim płakał. Już mnie trochę znużył i najwyższy czas na zmianę.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
No, wreszcie obejrzałem. Zbierałem się dwa dni, a potem okazało się, że BBC Entertainment emituje.
Nie było mi żal odejścia kolejnego wcielenia Docktora, tym razem w wykonaniu Matta Smitha. Bardziej mi było smutno po pożegnaniu z Tennantem. Ale Matt Smith był świetnym Doctorem i z pewnością złego słowa o nim nie napiszę. Nie podobało mi się tylko samo wcielenie (w stosunku do Tennanta). Doctor był hipsterski, był zbyt entuzjastyczny, zbyt szalony, zbyt wesoły. A momentami - zbyt "dla dzieci". Wszystko mu się udawało (no, nie wszystko mu się udało, bo przecież...). Jednocześnie emanowała z niego radość, pewność siebie, co łagodziło arogancję, która bez tego już od pierwszego odcinka z jego udziałem "opanowałaby" Doctora w sposób trudny do wyobrażenia.
Zgadzam się z "The Atlantic", że "wina" leży po stronie Stevena Moffata, który tak Doctora pisał. Po przejęciu pałeczki od Russella T. Daviesa Moffat poszedł na całość i nie hamował się zbytnio. A że jest cholernie utalentowanym scenarzystą i show-runnerem (kiedy podkupi go Ameryka?), to robił to z wdziękiem, humorem i talentem, który wynagradzał wszystkie niedorzeczności związane chocby z "zabawami" z czasem.
Ostatni odcinek z Mattem Smithem rzeczywiście wyjaśnił wszystko (albo prawie wszystko), co było związane z 11 (czy raczej ostatnim) wcieleniem Doctora. Nie spoileruję. Moffat kwestię rozstrzygnięcia przemian Doctora zapowiadał już wcześniej, twierdząc, że ostatnie wcale nie musi być ostatnie. Pytanie było, jak to napisze. I napisał doskonale. Choć nie uniknął wspominanych przez Tixona dziur logicznych. Specjalnie odczekałem jeden dzień, aby sobie to wszystko ułożyć i widzę pewne niedorzeczności związane z konstrukcją fabuły: kwestia Ciszy i jej udziału w poprzednich sezonach; wiadoma dziura w ścianie - aby przywołać te najważniejsze, które dostrzegłem. Autor w "The Atlantic" dostrzegł ich więcej.
Ale planuję maratonik z całym serialem (tj. począwszy od 9 Doctora), więc jeszcze się okaże co znajdę.
Generalnie, zawiedziony nie jestem. Matt Smith odszedł z podniesionym czołem. Stworzył znakomitą postać, zdobył popularność, oby ją wykorzystał. Bardziej niż smutek, jak to było przy Davidzie Tennancie, towarzyszyła mi wczoraj ogromna ciekawość. Jakim Doctorem okaże się Peter Capaldi?
W świątecznym odcinku pojawił się na krótko, choć wyraziście Wiążę z nim spore nadzieje związane z nowym Doctorem. Nie mogę się doczekać nowego sezonu.
Drugi sezon za mną. Podobało mi się, jak z wkurzającej na początku Rose zrobili niezbędny element serialu. A Tennant genialny Doktor w porównaniu z Ecclestonem.
No, to jesteśmy w tym samym miejscu.
Ja polubiłam Rose przez te dwa sezony. Trochę mnie irytowała przez kilka pierwszych odcinków byciem nieogarniętą stereotypową blondynką, ale dość szybko się wyrobiła. A kiedy Doktor się zmienił (nawiasem mówiąc, nowy też mnie w pierwszej chwili trochę wkurzał, ale wystarczyło parę scen, żebym doceniła jego geniusz), stworzyli tandem idealny. Było mi autentycznie smutno, że ich drogi rozeszły się w taki głupi sposób. Ale pewnie jeszcze trudniej mi będzie przeżyć pożegnanie z tym wcieleniem.
Teraz tak bardzo się przyzwyczaiłam do tego, że Doktor podróżuje z nastolatką, że nie podobała mi się panna młoda z finału jako jej potencjalna następczyni (oby jednak nie). No bo jak to, taka stara?
Offtop: Zrobiłam sobie kolczyki TARDIS i regularnie przychodzę w nich do pracy.
Martha Jones była fajna (po Rose), ale Donna Noble też dała radę, choć na początku również miałem do niej jakieś zastrzeżenia. I - tyci spoiler - postać Donny będzie miało duże znaczenie dla pożegnania wcielenia Tennanta.
Weźcie nie stójcie w miejscu i oglądajcie dalej. Najlepsze dopiero nadejdzie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie lubię Matta Smitha. Jest dobrym aktorem i być może nawet pasuje do tej wersji Doctora, ale kurczę, nie mogłam się do niego przekonać i casting Capaldiego był po prostu błogosławieństwem. Szczególnie, że wprowadza nowy duży wątek (recykling twarzy?), a Capaldi był fantastyczny zarówno w swojej roli w "Torchwood", jak i w cudnych "The Musketeers". Więc nie mogę się doczekać jesieni i nowego sezonu - bo faktycznie, the best is yet to come.
Ulubiona towarzyszka - Martha Jones. C'mon, dziewczyna przeszła cały świat i uratowała Doctora, po czym znalazła sobie męża równie pokręconego, co ona i żyli razem długo i szczęśliwie (polując na obcych).
No i Jack Harkness, ale Jack to...no cóż. Jack.
_________________ so many tv shows, so little time
Nie lubię Matta Smitha. Jest dobrym aktorem i być może nawet pasuje do tej wersji Doctora, ale kurczę, nie mogłam się do niego przekonać
Ja za to winię tego gościa od scenariusza. Póki tworzył rzemiosło, było dobrze, a miejscami rewelacyjnie. Kiedy znalazł w sobie artystę i zapragnął zapisać się w historii Who, począł jeździć po bandzie, tworzyć przekombinowane historie i logiczne lapusy, wciągając w to wszystko Matta, który musiał to zagrać.
_________________
Stary Ork napisał/a:
Żelki to prawda, dobro i piękno skondensowane w łatwej do przełknięcia formie żelatynowych zwierzątek. Wyobraź sobie świat bez żelków - byłbyś w stanie żyć pośród tego niegościnnego, jałowego pustkowia wiedząc, że znikąd nadzieje?
MORT napisał/a:
Romulus, Tix właśnie cię pobił w redneckowaniu.
Romulus - nie decydujemy o losach świata.
Ł - CHYBA TY
MrSpellu - Rebe, czego nie rozumiesz w zdaniu:
ŻYDOMASONERIA JEST TAJNA, psiakrew?
Innymi słowy jak zwykle winny jest Moffat - z czym się zgadzam w całości, koleś powinien zostać odsunięty i niech sobie robi tego swojego Sherlocka. Plotki w fandomie głoszą, że były jakieś spięcia między nim a Capaldim w związku ze scenariuszem...
_________________ so many tv shows, so little time
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum