Ciekawe jakie konsekwencje będzie miało podanie tego leku Sally, wyczytałem że jest uzależniający, może w tym kierunku? Tak czy siak, jestem pewien że będzie świetnie, ta młoda aktoreczka perfekcyjnie daje radę w niełatwej roli, jaką gra.
Mam pytanie, czy ktoś ogarnął w nowym odcinku o co chodziło w scenie gdzie murzynka zgorszyła Peggy? Popiły, gadały, wszystko było ok, potem weszła Peggy z pościelą, spojrzała na biurko i.... no właśnie, co tam takiego zauważyła? W mojej wersji (hdtv.xvid-fqm) jest to 0:39:54. Widać zieloną torebkę w centrum, popielniczkę, jakąś wazę, gazety... co wywołało taki kwas między nimi?
Chodziło o to, że Peggy zawahała się, czy zabrać torebkę (w podtekście: bała się, że tamta ją okradnie).
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
No własnie tez się zastanawiałem nad tym. ale to co napisała Cintryjka trzyma się kupy. Stereotyp Murzyna jako złodzieja był tak samo silny jak w Polsce Cygana - złodzieja
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Wrzucam te opinie po to, aby samemu się nie wysilać tytułem spóźnionego wstępu. Ale i dlatego, że lepiej tematu i tak nie ujmę.
Warto przeczytać.
Oglądać trzeba Choć to serial, jak to ładnie ujęto, w którym się nic nie dzieje. A mimo to, są odcinki, kiedy siedziałem zagryzając paznokcie i wstrzymując oddech. Zasadniczo było tak przez cały 4 sezon.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Najnowszy odcinek MAD MEN wprawił mnie w dobry nastrój. Scenarzysta sprzedał się szatanowi Bez wątpienia. Fabuła niby prosta, tak prosta, że trzeba elaboratu, aby przedstawić rys psychologiczny Petera Campbella Frustracja mężczyzny, który nie może osiągnąć już nic więcej (?). Nie do końca. Pete Campbell to facet, do którego należy przyszłość w korporacji. A starcie z Lanem uświadomiło mi to dobitnie. Choć, nie ukrywam, stawiałem na Petera, kiedy przyjął postawę Ale przegrał z Angolem. Należy tu docenić old school, tradycyjne wychowanie w prywatnej angielskiej szkole, w której przetrwanie pewnie wymagało od Lane'a mocnych pięści i twardego pyska Niemniej jednak, Peter był w tym odcinku karta bitą. Począwszy od kursu nauki jazdy, na którym został pokonany przez młodego leszcza, po kolację kiedy Don wytrysnął testosteronem pokazując inteligencikom gdzie ich miejsce w tak trywialny sposób. Dobitnie dał to do zrozumienia finał odcinka z odgłosem spadających kropli. tak samo irytujących, jak irytująca musi być dla Petera świadomość upływającego czasu. Tło było w tym przypadku mało istotne (sprawa Charlesa Whitmana http://pl.wikipedia.org/wiki/Charles_Whitman )
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
6 odcinek 5 sezonu nadal trzyma wysoki poziom. Wydaje mi się, że nie ma co powtarzać, że ten serial nie ma słabych odcinków. Może mnie pamięć myli, ale ten był najbardziej erotyczny ze wszystkich, które pamiętam. Za sprawą Peggy. Kiedy przypominam sobie z jakiego poziomu startowała ona w 1 sezonie, aby w 5 stać się taką kobietą... Chyba nowatorskie, jak na ten serial, było przedstawienie fabuły odcinka. Trzy wątki rozdzielające się i splatające w finale. Roger Sterling i jego "olśnienie" pod wpływem eksperymentów z LSD - to było dziwne. Niby optymistyczne, ale po takim optymizmie miałem wrażenie, że zaraz sobie wsadzi rewolwer w usta i pociągnie za spust. Tak samo Peggy, aczkolwiek tu nie było tak drastycznie. Droga, którą przebyła i punkt, w którym się znalazła czynią ją coraz ciekawszą postacią. Szósty i siódmy, finałowy sezon, mogą należeć do niej. I wreszcie Don - obawy/nadzieje że się zmienia (zmienił) chyba zostały rozwiane. To wciąż ten sam Don.
Finał odcinka z Cooperem był zastanawiający. Głównie odbierałem go jako dzwonek alarmowy dla Dona, ale czy na pewno? W zasadzie nie wiem, co o nim myśleć.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ha! Odcinek s05e07 - myślałem, że znam już Dona. A tu, proszę, muszę przeprosić. Po poprzednim odcinku i po tym jak traktował Megan myślałem o nim inaczej. Zwłaszcza że w pamięci miałem jego małżeństwo z Betty: w gruncie rzeczy nieszczęśliwą, piękną kobietą, która wyrwana z kariery, glamour life, pogrążała się w obcą jej naturze jałowość życia American Housewife. A tu, proszę, Don doceniający Megan, która z kolei nie znajduje oparcia w jej ojcu lewicujacym intelektualiście.
Ale tak naprawdę bohaterką odcinka była Sally, nagle zderzona ze światem dorosłych. Przy niej nawet Peggy inaugurująca swoje "wyzwolone" życie z Ginsbergiem, "na kocią łapę" - zbladła.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Cóż to był za odcinek!
Po pierwsze - ponownie Don. Serial po raz kolejny przypomniał o tym, że tak naprawdę jest to opowieść o końcu świata. A Don powoli staje się dinozaurem, skazanym na wymarcie, czyli na to, że zostanie po prostu wygryziony. Wypali się. Wyobcuje z nowych trendów, których już w tym odcinku nie rozumiał, co sam przyznał. A dobitnym tego przykładem była piosenka "The Beatles". A niemal do rangi symbolu urasta scena z windą, kiedy otworzyły się drzwi i ukazał się Donowi jedynie pusty szyb. I długa droga w dół. Zapowiedź upadku, jak w czołówce serialu? Ale jednak, czy kwestia tego jak zareagował na decyzję Megan nie świadczy o tym, że jest jeszcze dla niego ratunek? W końcu Betty była kiedyś modelką i tak się poznali. Ale po ślubie Don zabrał ją do domu i siedziała zamknięta w roli matki i housewife. Co ją ostatecznie doprowadziło do depresji i ponownych "narodzin", chyba nie takich, jakich oczekiwała. Ale po małżeństwie z nią może Don wyciągnął wniosek i nie chce popełnić tego samego błędu z Megan?
Po drugie - Peter. Jego "przygoda" uświadomiła mi, że chyba całkowicie nietrafnie oceniałem tą postać zapominając, że to mężczyzna, który chce być jak Don. Chce być królem świata którym włada Don. Ale przecież ten świat umiera więc nawet jeśli uda mu się "zdetronizować króla", to czym będzie "władał"?
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Tym razem obyło się bez "fajerwerków". Don wykorzystał przewagę, jaką daje mu bycie wspólnikiem i dyrektorem kreatywnym. Pomysł Ginsberga wydawał się lepszy i świeży w stosunku do tego, co wymyślił Don. A zatem, czy to już łabędzi śpiew Dona nieśmiało słychać?
W ogóle odcinek jakoś taki pogodny i bez emocji. Może poza Betty, bo ona jednak ma pod górkę. Sceny w apartamencie Dona, jej manipulowanie Sally i porażka na tym polu - świadczą tylko o kunszcie Megan. W pojedynku między kobietami mężczyzna staje się tylko rekwizytem albo trofeum (ostatecznie, to to samo przecież)
Epizod z fantazją Petera - dałem się nabrać
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
No i doszło do tego, że to kolejny temat, w którym się wypisuję tylko ja.
Wątek Lane'a w ostatnim odcinku (s05e10), mimo że nieco komiczny, to wydał mi się niepotrzebnie wciśnięty w fabułę odcinka. Kapitalne były sceny z Donem i Joan oraz z Donem i Megan. Zwłaszcza z Megan, która uświadomiła Donowi, że jego szczęście osobiste przekłada się na jakość jego pracy. A raczej jej pogorszenie. A w finale, kiedy Don zapowiedział krew, pot i łzy nad pracą dla pozyskania Jaguara - czy doprowadzi to do kryzysu w związku z Megan? Wątpię, bo chyba Don odnalazł z nią szczęście. Jednak rozmowa z Joan w barze możec wskazywać na coś innego?
Zabawny był też wątek H. Crane'a i powracającego, najwidoczniej na jeden odcinek, Kinseya, jako rekrutera Krishnowców. Jestem wstecznikiem, ale nie mogłem się oprzeć bezlitosnej drwinie z tego ruchu, który przecież nabierał wówczas siły, tak samo jak ta pseudoduchowość "Ery Wodnika", która wybuchnie w latach 70-tych XX wieku (?).
Na marginesie - skoro w fabule 5 sezonu mamy rok 1967 a akcja zahaczy pewnie o 1968 r., to 6 sezon obejmie lata 1969 - 1970, zatem 7, finałowy sezon serialu przypadnie na lata 1971-1972. Ciekawe czy Matthew Weiner dopisze w finale epilog, bo wydaje mi się, że serial aż prosi się o pokazanie Dona na emeryturze, może w latach 90-tych XX wieku. A może w zerowych (choć to chyba już za daleko). Weiner wspomniał w jednym z wywiadów, że wyobraża sobie Dona "współcześnie" (bo nie podał, co to znaczy), jako emeryta. Mam nadzieję, że "przeleje" tą wizję do scenariusza.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
No i doszło do tego, że to kolejny temat, w którym się wypisuję tylko ja.
Widać tylko ty masz tyle czasu, żeby to wszystko oglądać.
Na Sundance czy jak się tam ten kanał telewizyjny nazywa w czerwcu ruszają z pierwszym sezonem. Zamierzam zacząć oglądać.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Na FoxLife dają aktualnie najnowszy sezon. A na Fox starsze sezony. Ale 1 już "przeleciał". Warto obejrzeć, choć może ci się od razu nie spodobać. U mnie potrzeba było drugiego podejścia. A teraz nie wyobrażam sobie, że mógłbym go sobie odpuścić, skoro każdy kolejny sezon jest lepszy od poprzedniego, a jest ich przecież już pięć (na siedem planowanych).
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Faktycznie, Romulusie, zaczęło to wyglądać na twój autorski temat, ale bez obaw - ja też oglądam MM, chociaż nie na bieżąco - wczoraj widziałem 8 odcinek, powolutku sobie nadrabiam. Nie wpisuję się tu, bo nie mam za bardzo co o tym serialu powiedzieć, nie mam powodów do narzekań, jest dobrze
Ha! S05E10 - co to było? Powtarzam się w każdym wpisie, ale nie obejrzałem jeszcze słabego odcinka 5 sezonu. Po prostu jest to niemożliwe i muszę się mylić. Odcinek 10 był doskonały. Przede wszystkim Joan - złożona propozycja i jej reperkusje skutecznie powinny zepsuć Donowi smak sukcesu. Ale - żeby zamądrzyć - taki jest ten biznes. Chyba Ciekawe, czy to jakoś odbije się na Donie? Bo przecież chciał zwyciężyć i nie chciał "poświęcać" Joanie. A kiedy okazało się, że gdy przyszedł do jej mieszkania, to było już po sprawie - świetny motyw. Tak samo jak "poświęcenie" Joan. Nie za darmo i przy pomocy Lane'a może to być dla niej doskonałe posunięcie. Ale przecież i Lane, który - rzekomo - coś do niej czuje, wcale nie był taki bezinteresowny.
Wątek Peggy godzien był finału sezonu. Ale do tego jeszcze dwa odcinki. Matthew Weiner w dwóch scenach pozwolił pokazać Peggy, jako postać, która wyrosła ponad mężczyzn, z którymi konkurowała. A trzecia scena, kiedy spotkała się z Chough'em to był już dla niej inny level i dopiero wtedy sama to poczuła. W konsekwencji finał odcinka był bardzo smutny - dla fana serialu. I bardzo obiecujący.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ja oglądam na bieżąco, ale Romulus zawsze zawrze w swoich postach wszystko, co mam do powiedzenia, więc nie dubluję:) Tym razem jednak muszę. Odcinek był bowiem przegenialny, nie wiem, czy nie najlepszy w całym serialu.
Ciekawe, czy gdyby Joan wiedziała wcześniej, że Don był przeciw, to by poszła? Ja sądzę, że nie.
Ale i tak wygrywa Peggy - mina Dona, kiedy zrozumiał, że jej decyzja to nie żart i zagrywka taktyczna, była bezcenna.
I znowu wydaje mi się, że gdyby nie wiadomość o awansie Joan, Peggy - mimo wszystko - by się nie zdecydowała.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Ja oglądam na bieżąco, ale Romulus zawsze zawrze w swoich postach wszystko, co mam do powiedzenia, więc nie dubluję:)
No weź. Ja czekam do ostatniego odcinka, żeby napisac, iż wszystko co do tej pory pisałem o 5 sezonie nie ma sensu. A na pewno to o tym "końcu świata Dona".
Cintryjka napisał/a:
Odcinek był bowiem przegenialny, nie wiem, czy nie najlepszy w całym serialu.
Mnie również zostawił z takim wrażeniem (aczkolwiek nadal moim faworytami są dwa odcinki z 4 sezonu, ten, w którym Don zaczął pisać pamiętnik i odcinek "The Suitcase").
Cintryjka napisał/a:
Ciekawe, czy gdyby Joan wiedziała wcześniej, że Don był przeciw, to by poszła? Ja sądzę, że nie.
Chyba jednak propozycja Lane'a miała tu decydujące znaczenie. I Jane zrobiła to bez sentymentu - potraktowała to jak interes. Można pogdybać, czy w ten sposób nie pozwoliła się zdegradować do kobiety dla wersji macho - czyli takiej, jak inne traktowane sekretarki przez Władców Świata. Ale chyba nie - bo przecież nagroda była królewska (o ile firma nie upadnie, oczywiście).
Cintryjka napisał/a:
Ale i tak wygrywa Peggy - mina Dona, kiedy zrozumiał, że jej decyzja to nie żart i zagrywka taktyczna, była bezcenna.
I znowu wydaje mi się, że gdyby nie wiadomość o awansie Joan, Peggy - mimo wszystko - by się nie zdecydowała.
Chyba w sezonie 3, kiedy zakładali własną agencję i Don przekonywał Peggy do pójścia z nimi powiedział, że jeśli ona przyjmie ofertę zatrudnienia u kogoś innego, spędzi resztę swojej kariery na tym, aby ją odzyskać. Ciekawe, czy będzie o nią walczył. I czy - jeśli jej się nie powiedzie - potraktuje rzecz z sentymentem (czyli wyciągnie do niej rękę), czy bez sentymentu.
I masz rację - Peggy "posprzątała" w tym odcinku.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Dwunasty odcinek 5 sezonu zafundował wielkie WOW! W zasadzie nie wiem, co pisać. Wszyscy jarają się meczem Polska - Grecja, a mnie bardziej kręci to, co stało się w tym odcinku. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. I zanim zacząłem pisać przeczytałem wpis Ratyzbony na jej blogu (SPOILERY!!!): http://www.popcorner.pl/b...esliwym_/1?bo=1
Nie mam siły się spierać.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
W odcinku 11 i 12 były epizody, które mogłyby być finałem sezonu. Ale był jeszcze odcinek 13 i - na szczęście - był to fina w stylu MadMenowym. Bardzo dobrze, że najważniejsze zwroty akcji w fabule tego sezonu nie zostały zostawione na finał. Łatwo tym uzależnić widzów przyzwyczajonych do finałowego pierdo......a.
Jeśli chodzi o spór odnosnie tego sezonu i jego "lepszości", to można go sprowadzić do prostego pytania: czy 5 sezon "Mad Men" był tak doskonały jak poprzednie, czy był lepszy?
Matthew Weiner sprawił coś, co chyba nie zdarza się często. Stworzył serial, który z każdym sezonem jest coraz lepszy. Ile takich przykładów można wskazać? Na szybko wymieniłbym tylko "The Wire". A wspólny mianownik obydwu dzieł to artystyczna niezależność ich twórców. Uniezależnienie się od producenta i jego wymagań, podporządkowanie wszystkiego swojej wizji i jej realizacja.
Długo trzeba było czekac na 5 sezon. Dlatego że trwały spory między Weinerem a AMC. Pewnie nie co do fabuły serialu, ale co do kasy. Weiner każe sobie zapewne słono płacić za swój talent i prawa do tytułu. I jeśli AMC po 4 sezonie i trwających negocjacjach żałowało wykładanych pieniędzy, to po 5 sezonie powinni przestać żałować i dopieszczać ekipę, jak tylko mogą. Bo "Mad Men" to najlepszy serial w telewizji ostatnich lat. Pewnie można nazywać go już klasyką gatunku. Całkowicie nie do podrobienia. Stanowiący fenomen, który trudno ubrać w słowa, uchwycić.
Bo czy o sukcesie przesądza tylko nostalgia za latami 60-tymi XX wieku dzisiejszych staruszków? Wątpię.
To drugi serial, który sprawił, że chciałbym się na nim doktoryzować Pierwszy to "The Wire".
A odnośnie samej fabuły. Czy finał był przewrotny? Wątek Petera z pewnością był smutny, ale jakoś pozostawał obojętny. Weiner nie pozwala polubić tego bohatera, a przecież aż chce mu się współczuć i kiedy już byłem o krok od użalania się nad jego losem, nagle Peter zachowywał się tak, aby na to współczucie nie zasłużyć. To doskonała postać.
Drugą jest Roger Sterling grany rewelacyjnie przez Johna Slattery. Na wszystkie demony piekieł, niech ktoś mu wreszcie przyzna Złoty Glob lub Emmy, bo to najbardziej nie doceniana postać z tego serialu. A i aktor wspaniały i chyba w swojej życiowej roli.
Wreszcie, główny bohater. Don Draper - postać, której nie można zdefiniować ani rozgryźć. W kolejnych dwóch sezonach wydarzyć się może wszystko i nawet nie ma jak gdybać. Wszystko co pisałem o Donie wcześniej, nadal pozostaje pisane patykiem na wodzie. Wyobrażałem sobie, że on sam został wyprzedzony przez świat. Że nie załapuje się na odjeżdżający pociąg "rewolucji" lat 60-tych. To wciąż pozostaje nierozstrzygnięte. Ale nie wziąłem pod uwagę jednego - że Don przecież nie musi się na żaden pociąg załapywać. Już prędzej Megan powinna się tym martwic. Ale nie Don.
I na koniec. Shirley Bassey - "You only live twice". Do tej pory piosenka kojarzyła mi się tylko z Bondem. Po tym odcinku i tej niemierzalnej nostalgii, jaka się kryje w tym utworze, skojarzenia z Bondem chyba nie mają szans. Polecam tą scenę - póki jest w sieci. To finał 5 sezonu, ale chyba nie trzeba martwić się spoilerami:
Bardzo ciekawy odcinek, genialnie niejednoznaczna ostatnia scena i moim zdaniem najlepszy sezon. Ale jest sporo seriali, które stawiam wyżej niż Mad Mena, tylko tytułem przykładu i ograniczając się do produkcji wielosezonowych: The Shield, The Wire, Six feet under, The Sopranos, Rome, Breaking bad.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Przerzucałem sobie napisy angielskie do "Mad Men" w poszukiwaniu jakiegoś podpisu do profilu. Znalazłem jeden
Cytat:
"'She won't get married because she's never been in love.' I think I wrote that to sell nylons."
"For a lot of people love isn't just a slogan."
"When you mean love you mean a big lightning bolt to the heart, where you can't eat and you can't work, and you just run off and get married and make babies. The reason you haven't felt it is because it doesn't exist. What you call love was invented by guys like me to sell nylons."
"Is that right?"
"Pretty sure about it. You're born alone and you die alone and this world just drops a bunch of rules on top of you to make you forget those facts, but I never forget. I'm living like there's no tomorrow, because there isn't one."
"I don't think I realized it until this moment, but it must be hard being a man, too."
Z pierwszego sezonu, rozmowa Dona z panią od domu towarowego (zapomniałem, jak się nazywała a wywaliłem już plik).
Za długa na podpis, więc wrzucam tutaj. Pogrążam się w serialowym delirium po zakończeniu 5 sezonu
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Zobaczyłem 12 odcinek - WOW! tyle świetnych wątków tu przypomnieli/pociągnęli że aż ciężko mi ogarnąć. Nieszczęśliwa Megan, jak zwykle świetna Sally, Don - który po zdobyciu Jaguara powinien być szczęśliwy, tymczasem jest jakby odwrotnie, przestało go zadowalać to co ma, no i Pryce... spodziewałem się, że sezon piąty będzie kroniką upadku Rogera - a tu proszę, Roger się ma całkiem dobrze, a Pryce... no nienajlepiej genialny odcinek. W niedzielę oglądam finał.
Jak ci się podobał finał 5 sezonu? Dla mnie ostatnie trzy minuty to była ekstaza. Od momentu, kiedy widzimy Dona na planie z Megan do chwili zadania Pytania - czysta magia.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Dobrze ujęte, czysta magia. Finał genialny, jego końcówka niesamowita. Oglądałem już ją kilkanaście razy i wciąż robi ogromne wrażenie. Jaki to jest mega serial, to ja nawet nie
Oglądam od nie tak dawna Mad Menów, narazie siedze w drugim sezonie. Generalnie warto powtórzyć tekst Romulusa który świetnie charakteryzuje całość:
Romulus napisał/a:
Nie wiem, czego oczekujesz po tym serialu. Jeśli szybkiej akcji, spektakularnych intryg, powiązań itp. - to nie oglądaj. Bo to nie jest to. Nawet nie wiem, jak go polecić, bo nie daje się on łatwo sklasyfikować. Ja uwielbiam go za klimat, za historię, za to, jak jest opowiadany i jak zagrany. Niesamowicie pasjonują mnie losy Dona Drapera, jego żony i współpracowników. A w czwartym sezonie jest już pełna ekstaza. Doskonały, psychologiczny, stylowy. Ale jeśli nie potrafisz się podniecić tym, że Don ma nową kochankę, że trwa przygotowywanie nowej kampanii Lucky Strike... To nie wiem... Można oglądać, żeby zobaczyć jak zmieniała się amerykańska obyczajowość. Jak Ameryka Samców Alfa, molestowania seksualnego (jeśli poklepywanie po tyłku sekretarki można było wówczas tak nazywać - to była normalka), palenia na ekranie, niechęci, nietolerancji wobec homoseksualistów, emancypacji, praw obywatelskich - powoli rozpada się, zmienia a wraz z nią muszą się zmieniać bohaterowie, aby przetrwać, to ten serial cię zainteresuje. Nie wszystkim się uda, dla wielu jest już za późno i moga tylko obserwować jak umiera Świat Który Znaliśmy. Wszystko to podane we wspaniałych dekoracjach, ze scenariuszami, które są mistrzowskie i aktorami, którzy są doskonali.
Od siebie dodam że jestem urzeczony nonszalancją kompozycyjną scenariusza, tym jak swobodnie opowiadane są kolejne wątki, bez żadnego ciśnienia na sensacyjny plot.
Ja jednak się przemogłem i jestem na 3 sezonie. Pomimo względnej drętwoty akcji serial ogląda się świetnie, bardzo bardzo wciągająca rzecz. Czekam tylko na trochę więcej czasu żeby ruszyć z czwartym.
Skończyłem sezon pierwszy i jestem pod wielkim wrażeniem. Perfekcyjnie oddane realia początku lat 60' w USA, genialna obsada, świetne role. Me gusta. Zaczynam właśnie sezon drugi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum