Wysłany: 2007-11-13, 00:03 Na przeciwstawnym biegunie.
Są takie postacie w fantastyce, które na stałe zajmują miejsca w naszym sercu czy pamięci. Czasami się z nimi porównujemy, wchodzimy w ich skórę, żyjemy nimi. Ale w większości przypadków z nimi "tylko" sympatyzujemy. Gdy postaci takiej dzieje się krzywda my tez to przeżywamy, gdy ona umiera czujemy smutek a czasem zdarza nam się nawet zapłakać. Czy to zasługa talentu autora, że stworzył akurat takiego bohatera czy może wyłącznie charakteru tego herosa. W każdym bądź razie jest coś w pewnych bohaterach książek co po prostu powoduje, że ich lubimy.
Ale jest też przeciwstawny biegun...
I o postaciach właśnie z tego drugiego bieguna będzie tu mowa.
Postaciach nieudanych, nudnych czy po prostu nie trafionych. Bohaterach, którzy pomimo tego, że są pierwszoplanowymi postaciami w książkach to brakuje im czegoś, dzięki czemu żywilibyśmy do nich jakieś uczucia. Często określa się takie postacie jako bezpłciowe. Z resztą mowa tu nie tylko o głównych bohaterach. Postacie drugoplanowe czy też te mające jedynie role epizodyczne.
Czy każdemu autorowi przytrafili się tacy nieudani bohaterowie?
Czy Wam czytając książki, oglądając filmy udało się trafić na takie postacie, które pomimo najszczerszych chęci nie dało się polubić?
Czego im brakowało?
_________________ Peace is a lie, there is only passion.
Through passion, I gain strength.
Through strength, I gain power.
Through power, I gain victory.
Through victory, my chains are broken.
Dla mnie taka postacią był Daimon Frey z Siewcy Wiatru. Mam nadzieje, że zaraz nie zostane zlinczowana, bo dla wielu znajomych była to genialna kiążka . Dla mnie jednak Daimon był przekombinowany. Kossakowska chyba chciała zrobić z niego takiego zimnego, cynicznego drania, który jednak ma dobre, współczujące serce, i którego nie da sie nie kochać. Osobiście uwielbiam takie postacie, ale Daimonowi brakowało tego czegoś. No właśnie, czego? Nie wiem i nie potrafie powiedzieć z całą pewnością.
_________________ Nie wolno się bać. Strach zabija duszę. Strach to mała śmierć, a wielkie unicestwienie. Stawię mu czoło. Niech przejdzie po mnie i przeze mnie. A kiedy przejdzie, obrócę oko swej jaźni na jego drogę. Którędy przeszedł strach tam nie ma nic. Jestem tylko ja. Litania Przeciw Strachowi Bene Gesserit
U mnie taką postacią był Drizzt Do'Urden z książek R.A. Salvatore. Ale nie od samego początku. Pierwszą trylogię jego przygód oraz trylogię "Doliny Lodowego Wichru" przeczytałem z duża chęcią a główny bohater nawet tak bardzo mi nie przeszkadzał. Nawet te jego wyświechtane gadki i przemyślenia jakoś tolerowałam. Nawet mi to nie przeszkadzało. Schody zaczęły się dużo później, wraz z kolejnymi częściami przygód mrocznego elfa i jego dzielnej kompanii. W pewnym momencie tak zaczęła mnie razić sztuczność i kryształowość tej postaci, że rzuciłem książki w cholerę. Na dodatek jeszcze niezwykle irytował mnie barbarzyńca Wulfgar, jako całokształt. Nie wiem dlaczego konkretnie. Po prostu.
Kto jeszcze jest taki nieudany i beznadziejny?
Chyba mogę zaliczyć do tego grona Achaję, choć tu mam wątpliwości. I też na początku całej historii, w pierwszym tomie jeszcze ta postać jako taka była niezła. Ale potem stoczyła się na samo dno, wraz z całą resztą książek. Tylko właśnie nie wiem na ile to wina słabej kreacji postaci a na ile kiczowatości całej opowieści.
_________________ Peace is a lie, there is only passion.
Through passion, I gain strength.
Through strength, I gain power.
Through power, I gain victory.
Through victory, my chains are broken.
Ansurimbor Kellhus & Co. W zasadzie wszyscy bohaterowie Księcia Nicości Bakkera. Facet ma wręcz ujemne umiejętności kreowania postaci. Dla mnie wszyscy oni byli jak szary tłum, ot, tylko paru przewijało się częściej niż reszta. Mogliby wyginąć w wielkiej eksplozji atomowej, a nic by mnie to nie obeszło.
Ivarr Ragnasor - z "Ostatnich promieni słońca" zazwyczaj Kay tworzy świetne i nieszablonowe postaci, niestety Ivarr jest beznadziejny. jednowymiarowy, sztampowy, niewzbudzający żadnych emocji czarny charakter. Żenada.
Dołożyłbym jeszcze większość postaci z dowolnej książki Koontza - zawsze szablonowo "dobrzy" lub "źli" - zazwyczaj powodujący mdłości (z powodu nadmiaru lukru) lub śmiech.
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
Od razu przypomina mi się czarodziejka Polgara z "Belgariady" Eddingsa. W zamierzeniu autora bohaterka absolutnie pozytywna. Nie wiem, co mu po drodze nie wyszło, że znienawidziłam tę postać od pierwszej niemalże strony. Zamiast dostojnej i uzdolnionej czarodziejki udało mu się wykreować nadętą i przemądrzałą babę, bez przerwy mówiącą wszystkim, co mają robić. Na miejscu współbohaterów natychmiast bym ją otruła
Kolejną zdecydowanie nieudaną postacią jest dla mnie Vilgefortz z cyklu o wiedźminie Geralcie. Sapkowski przeholował nieco i zamiast budzącego grozę czarnoksiężnika wyszła mu postać z powiastki dla dzieci. Byc może jest to spowodowane moją niechęcią do wszelkiej przesady. Nie ma ludzi bezdennie złych i idealnie dobrych. Vilgefortzowi brakuje chociaż jednej pozytywnej cechy, która uczyniłaby go mniej papierowym i bardziej rzeczywistym.
_________________ "Wewnątrz każdego starego człowieka tkwi młody człowiek i dziwi się, co się stało".
T. Pratchett "Ruchome obrazki"
Kolejną zdecydowanie nieudaną postacią jest dla mnie Vilgefortz z cyklu o wiedźminie Geralcie. Sapkowski przeholował nieco i zamiast budzącego grozę czarnoksiężnika wyszła mu postać z powiastki dla dzieci. Byc może jest to spowodowane moją niechęcią do wszelkiej przesady. Nie ma ludzi bezdennie złych i idealnie dobrych. Vilgefortzowi brakuje chociaż jednej pozytywnej cechy, która uczyniłaby go mniej papierowym i bardziej rzeczywistym.
Po części zgadzam się z tą opinią. Z tego co pamietam z treści ,Vilgefortz był cały czas postacią tajemniczą, autor zdradzał bardzo mało jego cech, czasem ten bohater pojawiał sie nagle tylko po to, zeby rownie predko zniknac. Miałem wrażenie że Sapkowski chce w pewien sposob oszczędzać tą postać, żeby moc ją wykorzystać w kulminacyjnym momencie, co moim zdaniem niezbyt mu wyszło. Postać czarnoksiężnika była baaardzo papierowa i mało rzeczywista jak już wcześniej napisała Sabetha, cały czas widziałem Vilgefortza za mgłą której żadnemu z tomów powieści nie udało się skutecznie rozwiać.
Ta tajemniczość i niejasność budziła grozę i tutaj nie zgodzę się z tym że Sapkowskiemu wyszła postać dla dzieci.
Wyszła mu mało wyrazista postać momentami budząca grozę przez swoją tajemniczość.
Spoilery Lód
Tak sobie myślę i doszedłem do wniosku że jak dla mnie trochę nieudana postacią był Filip Gierosławski z powieści ''Lód'' którego do końca w pełni materialnie nie poznajemy.
Wystarczyłoby gdyby w końcowej części powieści Benedykt odnalazł ojca jako normalnego człowieka a nie jako jakąś wizję , wtedy mógłbym z czystym sumieniem polubić tą postać.
Nie potrafię polubić bohatera w sytuacji w której przez cały czas trwania powieści jest on nieobecny.
_________________ ''Imagination will often carry us to worlds that never were. But without it we go nowhere''
Od razu przypomina mi się czarodziejka Polgara z "Belgariady" Eddingsa. W zamierzeniu autora bohaterka absolutnie pozytywna. Nie wiem, co mu po drodze nie wyszło, że znienawidziłam tę postać od pierwszej niemalże strony. Zamiast dostojnej i uzdolnionej czarodziejki udało mu się wykreować nadętą i przemądrzałą babę, bez przerwy mówiącą wszystkim, co mają robić. Na miejscu współbohaterów natychmiast bym ją otruła
Czy dlatego, że jest perfekcjonistką, wie prawie wszystko, przewiduje prawie wszystko, jest prawie wszechmocna?? Może po prostu nie ma czasu na wyłuszczanie czasem wszystkich detali działań i ewentualnych konsekwencji błędów. Karze robić i ju.
Wyjątkowo nie trafiła w mój gust niejaka Toy Iceberg z Toy Wars Ziemiańskiego. Ogólnie rzecz biorąc cała książka jest ciążka do zaakceptowania ale główna bohaterka to wyjątkowo nieskomplikowana postać o dominujących cechach kołka od płotu. Wyjątkowo nieprzyswajalne.
Opowiadania które poszły w SF były... sympatyczne. I bohaterkę lubiłam, ale pewnie dlatego że była kurduplem i wszyscy się z niej śmiali
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
Opowiadania które poszły w SF były... sympatyczne. I bohaterkę lubiłam, ale pewnie dlatego że była kurduplem i wszyscy się z niej śmiali
Ja też się śmiałem na początku (jakieś pierwsze 10 no 15 kartek) później przestałem. Ponieważ jestem upartym człowiekiem i mało książek, które zacząłem to nie skończyłem czytać (zalicza się do nich "Szkoła bogów" autorstwa Bernarda Werbera wraz z drugim tomem pt. "Oddech Bogów") więc przeczytałem. Ale takiego braku pomysłu na treść książki, charakterystykę bohaterów a w szczególności głównej bohaterki to dawno nie zaznałem.
A tak w ogóle to też lubić można dużych i można się z nich śmiać
Ale wiesz, co innego opowiadanie, a co innego zbiór opowiadań. Te dwa naprawdę były fajne, jak człowiek ich nie czytał zbyt uważnie, ale co za dużo, to niezdrowo
beldin napisał/a:
A tak w ogóle to też lubić można dużych i można się z nich śmiać
Można, ale nie czuję z nimi pokrewieństwa dusz
_________________ Potem poszłyśmy do robaków, które wiły się i kłębiły w suchej czerwonej glebie. Przewracały błoto i uśmiechały się w swój robaczy sposób, białe, tłuste i bezokie.
-Myślimy, ze słuszne jest i właściwe dla dziewczyny, by umarła. Dziewczyny muszą umierać, jeśli robaki mają jeść, jest w najwyższym stopniu słuszne, aby robaki jadły.
Ale wiesz, co innego opowiadanie, a co innego zbiór opowiadań. Te dwa naprawdę były fajne, jak człowiek ich nie czytał zbyt uważnie, ale co za dużo, to niezdrowo
Wiem bo książkę kupiłem właśnie po przeczytaniu jednego z opowiadań i się naciąłem
A ktoś mnie ostatnio zachęcał do przeczytania tego. Rozumiem, że nie polecacie.
wszystko co moze być spieprzone jest spieprzone, a konstrukcje bohaterów to horrendum, dialogi są tak drewniane, ze przy nich dębowa deska może udawać plastelinę. Czytałem w życiu tylko jedną gorzej napisaną i głupszą rzecz. Ja, Gelerth Pasikowskiego. Ale to jest wzór niedościgniony. Tequilla, jeśli szanujesz swój czas choć odrobinę to poczytaj w zamian wywiad z Britney albo posłuchaj discopolo. Będą to na pewno rozsądniej spedzone chwile.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum