FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat
Turystyka i rekreacja
Autor Wiadomość
Jaskier 


Posty: 651
Wysłany: 2009-04-15, 09:46   Turystyka i rekreacja

Osobiście należę do grupy osób preferujących spędzanie wolnego czasu podróżując, poznając inne kultury, kraje...
Za wszelką cenę w czasie wolnym staram się gdzieś wyjechać, żeby poznać coś nowego.
Ludzie najczęściej wyjeżdzają po to aby wypocząć, zregenerować siły fizyczne i psychiczne, poznać regiony i ciekawe miejsca na Świecie, uprawiać sport, w celach zdrowotnych...
Jest też grupa ludzi którzy wolą odpoczywać w domu, nie narażając się tym samym na wydatki zwiazane z wyjazdem.
Jaki jest wasz stosunek do spędzania wolnego czasu, wakacji, urlopu?
Jaki rodzaj turystyki preferujecie? Do jakich krajów, bądź regionów Polski chcielibyście się wybrać?
Może wolicie ciepłe kapcie i własny dom?


Bardzo nie lubię mody w turystyce,dlatego w sytuacji kiedy już wyjeżdzam w celu wypoczynkowym, staram się celowac w takie regiony które nie są zbytnio oblegane.
Z kolei przy wyjazdach w celach typowo poznawczych, raczej staram się nie zwracać uwagi na natężenie ruchu, tylko jade po prostu w miejsce które chce zobaczyć.
Z tych względów zazwyczaj moje wakacje dzielą się na dwa etapy, pierwszy funkcję wypoczynkową, a ten drugi poznawczą.

Najczęściej odwiedzane kraje to Hiszpania, Francja, Włochy, Chiny


Najwięcej pieniędzy na podróże wydają Niemcy, Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi i Japończycy.




 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23108
Wysłany: 2009-04-15, 10:45   

Mnie się zdarza podróżować i lubię to bardzo. Ostatnio byłem we Włoszech przez dwa tygodnie. Zorganizowany wyjazd, bo nie miałem ochoty na przygody: chciałem mieć z głowy martwienie się o spanie, podróż, zwiedzanie itp. Chciałem odpocząć maksymalnie. Opcja 7 dni zwiedzania i 7 dni wypoczynku była jak znalazł. I chciałbym z niej w przyszłości skorzystać ponownie. Planuję jeszcze północne Włochy ze szczególnym uwzględnieniem Toskanii (południe i Sycylię już mam za sobą). Zakochałem się w tym kraju. Nie wiem, czy to norma, ale im biedniejszy region tym większa życzliwość i otwartość tego narodu. I nie taka sztuczna, "wycelowana" w turystę jak w Egipcie, czy Tunezji. Ale szczera. Pamiętam dziadka, z którym na migi się porozumiewaliśmy, gdzie jest najbliższa trattoria (Włosi na południu ni w ząb angielskiego nie znają). Po tym jak wskazał nam drogę, to na odchodne zaciągnął nas do swojego ogródka i zerwał nam ogromniaste pomarańcze i wyściskał. Myślałem: wariat, czy co? Ale to akurat okazał się nieodosobniony przypadek :)

W ramach jeszcze zwiedzania wybraliśmy sobie opcję bez obiado-kolacji w hotelu. W sumie za namową pani w biurze podróży, która powiedziała, że na obieździe żarcie w hotelach jest ustandaryzowane i nie będzie nam dane spróbować lokalnych specjałów. To wyzwoliło w nas instynkt "przygody". I po powrocie do kolejnego hotelu, kiedy inni szli na kolację, my ruszaliśmy w miasto. Dzięki temu, codziennie przez 7 dni próbowaliśmy innego włoskiego specjału z tamtejszej kuchni. Nie dość, że różnorodnie i bogato i obficie, to jeszcze taniej niż w hotelu. Po powrocie z Rzymu zastał nas deszcze w dolince, w której się zatrzymaliśmy. Do miasta nam się nie chciało iść więc kupiliśmy posiłek w hotelu. Wyniósł nas 30 euro za jakiś makaron z sosem pomidorowym i mięsem. Rzeczywiście, nic specjalnejgo. Za 30 euro z jakiejś przytulnej trattorii wytaczaliśmy się najedzeni i uraczeni jakimś lokalnym winkiem. Na przyszłość też tak planujemy spędzać wakacje. W sposób zorganizowany, ale i na własną rękę jednocześnie. Potem 7 dni leżenia na plaży w zasięgu jakiegoś baru :) Po 3 dniach winnego rauszu miałem dość i 4 dzień oczyszczałem organizm wodą :)

We Włoszech południowych się zakochałem. Bieda jak na naszej ścianie wschodniej a przy tym zapierające dech w piersiach piękno: Costiera Amalfitana - najpiękniejsza trasa widokowa w Europie, Neapol, limoncello z cytryn hodowanych na zboczu Wezuwiusza - mam w domu jeszcze jedną butelkę, na specjalną okazję. W zasadzie żałowałem tylko, że pojechaliśmy do San Giovanni Rotondo (czysto religijny aspekt tego wyjazdu, ale nie dało się go wyminąć). Ale klasztor benedyktynów na Monte Cassino powalił mnie swoją urodą. Rzym jakoś mnie nie wzruszył. Nie tak, jak Neapol, po którym niebezpiecznie jest chodzić, poza centrum miasta. A na granicy z portem (opisywanym przez Roberto Saviano), gdzie znajduje się jedna z najstarszych neapolitańskich pizzerii, lepiej nie wyściubiać nosa za zakręt ulicy. Ech... Kiedy o tym pisze to mnie ściska z żalu, że tam mnie nie ma. Ani Niemcy, ani czeska Praga, ani kawałek Ukrainy mnie tak nie rozkochały w sobie.

W planach mam zwiedzenie całej "klasycznej" Europy (północne Włochy, Hiszpania, Portugalia, Wyspy, Francja) a potem mogę umierać. Kraje orientalne mnie nie pociągają w ogóle. Do Egiptu, Turcji, czy Tunezji wybrałbym się, gdyby mi ktoś za to dużo zapłacił :) Ruszyłbym chętnie na podróż po USA.

Ostatnio znalazłem opcję na wynajem fajnej willi "rzymskiej" pod Sieną. Jeszcze rok temu 14 dni w sercu Toskanii kosztowałyby 1000 zł od osoby (przy 8 osobach). Dziś już znacznie drożej. Kurs euro na razie skutecznie mnie hamuje przed wyjazdem za granicę. Więc te wakacje pewnie spędzę "lokalnie".

Na pewno samotne, niezorganizowane podróżowanie nie jest dla mnie. Nie lubię "dreszczyku" związanego z niewiedzą, gdzie będę spał, co będę jadł, czym będę podróżował. Jeste mieszczańsko wygodny. I dobrze mi z tym.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
Jachu 
princeps senatus


Posty: 3200
Skąd: Dom-na-Drzewie
Wysłany: 2009-04-15, 17:53   

Zdecydowanie jestem typem podróżnika. Jak tylko mam możliwość i finanse na to pozwalają, to wyjeżdżam. Gdy tylko jest okazja poznania nowego miejsca czy otoczenia, to z niej korzystam. Niestety, z przyczyn natury materialnej - jestem zmuszony ograniczyć zwiedzanie świata do naszego kraju, głównie w skali lokalnej. Oczywiście, zdarza mi się wyskoczyć poza granice Polski, ale nie jest to specjalnie częste zjawisko. Udało mi się jednak zobaczyć nadmorski fragment Niemiec oraz okolice Stavanger w Norwegii. Oczywiście fiordy widziałem - jadły mi z ręki :mrgreen:

Gdybym mógł wybrać dowolne miejsce na świecie… Nie wiem dokąd bym pojechał :-PP Jest tyle miejsc, które chciałbym zobaczyć, że prawdopodobnie nie umiałbym się zdecydować na to jedno jedyne. Marzy mi się podróż do Indii, chciałbym zobaczyć Kapadocję w Turcji, zwiedzić Japonię, ponownie zamoczyć ręce w norweskich fiordach, ujrzeć wodospad Niagara, czy choćby zobaczyć Rzym... Nie mam więc wymarzonego miejsca, ale na pewno je znajdę :) Najważniejsze jest dla mnie to, żeby poznawać nowe miejsca, zapoznawać się z nowymi kulturami, zobaczyć coś zupełnie innego. To jest coś niesamowitego.

Na całe szczęście moja nowa panna również uwielbia podróże, więc pod tym względem dobraliśmy się wręcz idealnie :) Korzystając z wiosennej pogody, co weekend bierzemy samochód i jeździmy po okolicznych miejscowościach, znajdując ciekawe miejsca. Cisza, spokój, woda. Na majówkę śmigamy nad jezioro do Bornego Sulinowa. Chcę pokazać dziewczynie jak wygląda obecnie miasteczko powstałe na bazie wojskowych koszar Armii Sowieckiej. Powoli też myślimy nad jakimś wypadem w okresie wakacyjnym. Prawdopodobnie będzie to jakaś część naszego kraju, gdyż nasze domowe finanse w połączeniu z niskim poziomem polskiej waluty, nie pozwolą nam na zagraniczny wypad. Na szczęście dziewczyna ma rodzinę w Danii, więc ewentualnie wchodzi w rachubę wyjazd na Półwysep Jutlandzki :)
_________________
Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz //orc [Stary Ork]

Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje //utrivv [utrivv]

"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23108
Wysłany: 2009-04-15, 19:23   

Martinus Jachus napisał/a:
... czy choćby zobaczyć Rzym...

W sumie: zobaczyć Wieczne Miasto to wartość sama w sobie - jeśli się miłuje Imperium. Ale przez tą miłość łatwo się rozczarować: chrześcijaństwo rozpanoszyło się wszędzie :( A w miejscu, gdzie banda (na pewno lewaków) senatorów zamordowała Gaiusza Juliusza Cezara jest dziś tak:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Na dodatek jest to miejsce, gdzie bezpańskie rzymskie kuweciarstwo się złazi i w tym miejscu bytuje (!!!) dokarmiane oficjalnie na koszt miasta (!!!) :evil:
Z kolei, kiedy poszedłem do Panteonu pokłonić się Starym Bogom, zastałem pogańskich bogów chrześcijan:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Po tym zostało mi już potulnie łazić i "podziwiać" chrześcijańskie arcydzieła :-|

My z kolei często zapominamy, że "za rogiem" mamy sporo skarbów i fajnych urokliwych miejsc (choćby Nieborów, Arkadia, niecałą godzinkę jazdy samochodem). Ale zawsze nam brakuje czasu, aby pojeździć i poszukać tych miejsc.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
Jaskier 


Posty: 651
Wysłany: 2009-04-15, 20:53   

Martinus Jachus napisał/a:
Marzy mi się podróż do Indii,


Do Indii pojechałbym bardzo chetnie...
Przede wszystkim żeby poznać ciekawą kulturę, chciałbym spróbować prawdziwych indyjskich przysmaków, szczególnie samosów z ręki przydrożnego sprzedawcy.
Gdybym znalazł się w Indiach pewnie zahaczyłbym też o Nepal ,żeby zerknąć z podnóża na szczyty Himalajów.

Martinus Jachus napisał/a:
Gdybym mógł wybrać dowolne miejsce na świecie…

Bardzo chciałbym kiedys pewnie w dalekiej przyszłosci odwiedzić Australie, dotknąć największego monolitu Uluru, ale przede wszystkim poznać tamtejszych ludzi.

Martinus Jachus napisał/a:
Prawdopodobnie będzie to jakaś część naszego kraju, gdyż nasze domowe finanse w połączeniu z niskim poziomem polskiej waluty, nie pozwolą nam na zagraniczny wypad.


Z tych samych względów najprawdopodobniej w tym roku udam się zaledwie, albo aż na Mazury.
Choć jeszcze nie wszystko przesądzone 8)
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23108
Wysłany: 2009-07-05, 18:45   

Litwa - głównie Wilno i okolice.
Ech, gdzie ja bym jeszcze nie pojechał.... Głównie do krajów europejskich i USA, czyli w kręgu cywilizowanym... :)

Na Wschód mnie nie ciągnęło. Ale zostałem przegłosowany. Zwłaszcza że ten rok jest okrutny jeśli chodzi o większe wydatki (kupno mieszkania), które pochłoną wszystkie oszczędności. Zatem nie było powodu do większego wybrzydzania. Pojechałem na Wschód. Północny Wschód, ale zawsze. Pocieszam się, że to nie Rosja jednak... Aczkolwiek w trakcie wyjazdu zaczęło mi to grozić, o czym niżej.

Myślałem, że będzie dziadowsko z noclegiem. Wszystkie hotele, które próbowaliśmy zarezerwować były albo już zajęte i nie dało się znaleźć miejsca dla 8 osób w takiej konfiguracji, jak chcieliśmy (nie wszyscy byli w parach), albo były za drogie, albo były za daleko od centrum.

Zaryzykowaliśmy z hostelem. Był położony rzut beretem od starówki. I okazał się bardzo przyjemny, schludny, czysty i zadbany. Bez problemu znaleźliśmy dwa czteroosobowe pokoje. Cena przystępna. Za 165 litów za 3 noce (według dzisiejszego kursu to 208 zł za 3 noclegi) dostaliśmy dodatkowo jeszcze śniadanie kontynentalne. Niby nic wielkiego: jakieś bułeczki, powidła, kawa, herbata, ser, szyneczka. Ale wiem już, że kiedy wyjadę za granicę to w hotelu nie wykupię nawet tego. Bo to straszne zdzierstwo, kiedy w hostelu możesz dostać to samo za niższą cenę. Zatem JNN Hostel (na Konstitucijos prospektas 25 - łatwy dojazd samochodem) polecić warto. Strona internetowa: http://www.jnn.lt Szkoda że nie zrobiłem zdjęć. Ale w pobliżu (3 minuty spacerkiem) jest centrum handlowe a po drugiej stronie ulicy od hostelu jest całkiem przyjemny bar, gdzie mozna zjeść i napić się dobrze. W menu nie tylko litewska kuchnia, co należy zapisać na plus. Brzmi to barbarzyńsko, ale kuchnia litewska nie znalazła przyjaciela w moim żołądku.

Już pierwszego dnia zakosztowaliśmy jej uroków na kolację. W bardzo fajnej restauracji położonej gdzieś po środku starówki. Trochę w lewo od ratusza. Zamówiłem bliny. Wyglądają mniej więcej tak:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Zdjęcie może nie wyraźne, ale jedzenie w smaku także. Da się zjeść, ale nie robi szału. Za to piwo Svyturys - do posiłku pierwsza klasa.

Zatem po pierwszej kolacji, kiedy kuchnia litewska mnie nie powaliła, w tymże barze koło hostelu dopychaliśmy się z kolegą pyszną pizzą (Kaimiska się nazywała). I ponownie Svyturys nie zawiódł a nawet wprowadził mnie w nastrój jowialnie konwersacyjny:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
a niektórych nawet w rozmarzony:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink

I tak było mniej więcej przez cały wyjazd. Żarcie na mieście a potem kolacja koło hostelu.

Zwiedzanie Wilna nie nastręcza problemów i nie przyprawia o ból głowy. Trzy i pół dnia to aż nadto (chyba że kogoś nęcą muzea, które nie oferują wzruszeń estetycznych). Pogoda była deszczowa, ale - na szczęście - poza przelotnymi, krótkimi mżawkami, nie było czym się przejmować.

Tu fragment ulicy Dominikańskiej, zdaje się. W tle baszta Giedymina - nasz pierwszy poważny cel wilneńskiej wędrówki (nie licząc pierwszego spaceru rekonesansowego): http://picasaweb.google.p...feat=directlink

Można na tą basztę wjechać samoobsługową windą, albo wejść. Postanowiliśmy wjechać (cena 2 lity od osoby). Baszta, jak baszta. W Polsce są takich tysiące. A niektóre, jak w Kruszwicy, są fajniejsze. Jedynym ciekawym eksponatem, który zwrócił moją uwagę była ta sympatyczna "konserwa":
http://picasaweb.google.p...feat=directlink

Widok z baszty Giedymina: http://picasaweb.google.p...feat=directlink
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Ten drugi obrazek przedstawia Trzy Krzyże. Kolejny symbol Wilna. Ten ku czci 12 dzielnych "apostołów", którzy próbowali przełamać monopol na wiarę wśród pogańskich plemion zamieszkujących ten teren. Przełamanie monopolu religijnego miało charakter męczeński. I nie powiodło się, na krótką metę. Stąd te 3 krzyże. Pod które się udaliśmy, bo okazało się, że leżą dosyć blisko. Ale pod górę, więc się zasapalilśmy. Z powrotem - jak to Polaczki, zeszliśmy ze szlaku i poszliśmy na skróty, dzięki czemu znaleźliśmy się na placu katedralnym w czasie co najmniej dwukrotnie krótszym od normalnego zejścia:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink

Katedra w Wilnie, poza tym, że jest duża, nie wygląda na typowo katolicki, sakralny obiekt. Nie jest także interesująca, poza kryptami, w których znajduje się m. in. serce Barbary Radziwiłłówny, którą zauroczył się Zygmuś August II, czym popsuł krwi swej matce, królowej Bonie, która w naszym zaścianku i bez tego trudno się odnajdywała otoczona szlachetkami. Poza tym w katedrze znajduje się także kaplica świętego Kazimierza. Jej ozdobą jest ten obraz:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Święty ma trzy dłonie. Według legendy nie udało się, mimo prób, tej trzeciej zamalować, toteż została. Nie doczytałem, skąd się tam wzięła trzecia dłoń, skoro zazwyczaj ludziom wystarczają dwie.

Urokliwa starówka w Wilnie oferuje szeroką gamę budynków sakralnych. Kościołów i cerkwi u nich mnogo. I poza tym, nie ma nic ciekawego:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Głównie takie budynki.
Niektóre kościoły prezentują się wewnątrz naprawdę cudownie: http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Ale nie trzeba aż jechać na Litwę, aby to sprawdzić.
Zwieńczeniem naszego spaceru po starówce była oczywiście Matka Boska Ostrobramska:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Wrażliwsi po odebraniu odpowiedniej dawki wzruszeń religijnych oraz ci mniej wrażliwi wyruszyli w dalszą drogę w kierunku cmentarza na Rossie. Cmentarz ten, jak można sobie łatwo sprawdzić, to kawał pięknej historii, wypisanej na nagrobkach. Ale jego najpiękniejszym "okazem" jest ten anioł:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Wieńczy on nagrobek tejże oto niewiasty:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink

Właśnie czegoś takiego oczekiwałem po wyjeździe do innego kraju. W Wilnie przydarzyło mi się to na tym cmentarzu.

Poza tym zaszliśmy, aby uczcić serce Marszałka: http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Mój niepoważny wyraz twarzy związany jest z tą szmatką, która za mną tam wisi.

Po bardzo wyczerpującym spacerze na Rossę i z powrotem, udaliśmy się na krótki popas, aby napoić się: http://picasaweb.google.p...feat=directlink
To zdjęcie wklejam, gdyż uwieczniło ono epokowe podsumowanie Wilna, jakie przyszło nam zgodnie do głowy (to znaczy mnie i gentlemanowi uwiecznionemu razem ze mną) na temat Wilna, po pierwszym dniu. Otóż jest to miasto (kraj), do którego warto pojechać, aby przekonać się, że nie ma tam po co wracać.

Jeśli ktoś doczytał do tego miejsca, to może darować sobie dalszą lekturę i kliknąć na zdjęcia tylko. Nic bardziej odkrywczego i doniosłego raczej się nie pojawi.

Potem poszliśmy coś zjeść do restauracji ze żmudzińską kuchnią. Nie wiem, czym różni się od litewskiej do dziś.
Za to dostaliśmy od sympatycznego kelnera wskazówki odnośnie tego, w jakie miodki należy się zaopatrzyć:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Skwapliwie została ta wskazówka wykorzystana po powrocie do hostelu i wyprawie do pobliskiego centrum handlowego.
Można się tam napić także pysznego warzonego piwa (nazwa na kuflu jest myląca):
http://picasaweb.google.p...feat=directlink

W restauracji tej było dosyć fajnie skomponowane graficznie menu:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Tu ze wstydem wyznam, że popełniłem drobniutkie wykroczenie, zabierając jeden egzemplarz. Pewnie wystarczyło poprosić, ale jakaś ułańska fantazja się we mnie odezwała. Krew nie woda...

Kolejny dzień zaczęliśmy od wieży telewizyjnej: http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Pojechaliśmy tam wcześnie rano, aby zdążyć przed watahami polskich turystów. Niestety wjazd na taras, który jest obrotowy i prezentuje panoramę Wilna, jest drogi: 21 litów od osoby. Widok rzeczywiście fajny i przyjemnie ogląda się go siedząc na obrotowym tarasie.

Z wieży udaliśmy się do pobliskich Trok, przez które przejeżdżaliśmy w drodze do Wilna. Naszym celem był oczywiście zamek książąt litewskich:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Prezentuje się wspaniale i jest celem wędrówek turystycznych (jak widać). To nie dziwi, bo mam wrażenie, że jest to jedno z niewielu miejsc na Litwie, które warto zobaczyć. Stąd ścisk. Nie pamiętam ile kosztował bilet, ale za dużo w stosunku do tego co oferował. W zasadzie znowu spotkałem starego znajomego: http://picasaweb.google.p...feat=directlink
Poza murami był to jeden z niewielu akcentów łączących się ze średniowieczem. Poza tym było raczej przaśnie:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
I tym podobnie. Jeśli chcecie obejrzeć secesję, to zapraszam do siebie. Unikalna kolekcja w Muzeum Mazowieckim.

Zatem pobawiłem się trochę na dziedzińcu: http://picasaweb.google.p...feat=directlink
a nawet dałem sobie założyć dyby:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink

Potem poszliśmy zjeść do karaimskiej knajpki, których w Trokach (malutkiej miejscowości stricte turystycznej, zamieszkanej przez najmniej liczebny naród na świecie: Karaimów) jest na pęczki. Nabawiłem się tam kontemplacyjnego nastroju czekając na zamówioną baraninę zapiekaną w pierożek i obserwując, jak wszyscy wokoło już jedzą: http://picasaweb.google.p...feat=directlink

W Wilnie udaliśmy się jeszcze na spacer wieczorem po starówce. Było bardzo urokliwie:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
http://picasaweb.google.p...feat=directlink

W drodze powrotnej pojechaliśmy inną drogą, przez Kowno. Zdecydowanie polecam trasę do Wilna przez Mariampole. Jest bardziej malownicza, osadzona wzdłuż jezior i pośród lasów. I krótsza. Ta przez Kowno jest główną arterią komunikacyjną i nie ma już takiego uroku. Samo Kowno również pięknem nie grzeszy. Ale może to wina tego, że na nasz wyjazd rozpadało się i deszcz lał cały dzień. Główna aleja spacerowa Kowna jest wysadzona takim szpalerem drzewek i można nią dojść do zamku:
http://picasaweb.google.p...feat=directlink
http://picasaweb.google.p...feat=directlink

Tak, jak pisałem wcześniej, nie jest to miasto i kraj do którego powrócę. Ale nie żałuję także, że tam pojechałem. Sympatyczny kraj. Wilno jest czyste i zadbane. Przyjazne turystom i bezpieczne (w odróżnieniu od Lwowa, który ma jednak chyba więcej zabytków, choć strasznie zaniedbanych). Cenowo zbliżone do Polski (1 lit kosztuje około 1,33 zł). Mrowie polskich turystów może przeszkadzać, ale jeśli się chce naprawdę coś zobaczyć, zwiedzić, poznać, to nic nie jest w stanie przeszkodzić.

Plus z tego taki, że sformowała się nam fajna gromadka żądna podobnych ekskursji. W planach są, niestety, pozostałe nadbałtyckie republiki. Ale popracuję nad nimi, aby przekonać ich do wyjazdu do Toskanii. Na Interhomme znalazłem świetne oferty wynajmu domów na 14 dni.

Drugi plus dodatkowy: przeszedłem próbę charakteru. Zostałem bowiem osaczony przez chłopaków, którzy chcieli mnie namówić na wspólną podróż koleją transsyberyjską. Nie udało im się. Rosja - po moim trupie.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
toto 
Carrot Guerilla


Posty: 8272
Skąd: Magic Kingdom
Wysłany: 2009-09-07, 19:37   

W USA jakiś ichni dzień robienia dowcipów czy co?
10 baksów za wjazd? Komedia. A może tragedia?
Niestety, tekst jest bardzo lakoniczny i nie podaje żadnych istotnych szczegółów. Tylko to, że rozważana jest możliwość, ktoś jest za, ktoś przeciw.
_________________
es­te­ta eks­tra­or­dy­na­ryj­ny

To wprawdzie zbyteczne, ale może jednak.

Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
 
 
Tanit 
Czarnoskrzydła


Posty: 1459
Wysłany: 2009-09-07, 20:01   

na Fundusz Promocji Turystyki? No ładna promocja... trochę im turystów ubędzie.
Czy to żart?
No cóz, chyba niejedna sytuacja pokazała, że po amerykanach mozna spodziewać się na prawdę... wiele o_O
_________________
***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat...

TanBlog
 
 
Shadowmage 


Posty: 3205
Skąd: Wawa
Wysłany: 2009-09-08, 08:04   

Cóż, jak ktoś już sobie kupił bilet do USA, to 10 dolców go nie zbawi - i tak poleci. Może to przeciwdziałać nadmiernej aktywności na ich południowej granicy? W sumie nie różni się to wiele od popularnych w różnych krajach opłat "wizowych" itp. płaconych już na miejscu.
_________________
 
 
Tanit 
Czarnoskrzydła


Posty: 1459
Wysłany: 2009-09-08, 09:27   

Jak ktoś kupił to kupił to fakt. Ale np, moje szanse (chęci), że pojadę do stanów wynosiły jakieś 5% to teraz spadły do zera - chociażby z czystej przekory. Dla jednych to tylko 10 dolarów, dla innych aż 10, a dla kogoś policzek. Różne są nastawienia. Mnie coś takiego zniechęca, a nie zachęca - jakby opłat lotniskowych było mało :/
_________________
***Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone***
Kiedy człowiek umiera, dusza jego przez trzy dni siedzi u wezgłowia śmiertelnego łoża i stara się zwracać plecami do ognia.
Po trzech dniach pojawiają się aniołowie i prowadzą duszę nad most Czinwat...

TanBlog
 
 
Shadowmage 


Posty: 3205
Skąd: Wawa
Wysłany: 2009-09-08, 09:55   

Wg tego artykułu chyba i tak nas to nie dotyczy - w końcu ma być dla obywateli krajów, którzy wjeżdżają do USA bez wiz.
_________________
 
 
Jachu 
princeps senatus


Posty: 3200
Skąd: Dom-na-Drzewie
Wysłany: 2009-10-05, 19:47   

W piątek w nocy w ramach imprezy integracyjnej z sądu jadę do Kopenhagi. W stolicy Danii mamy zobaczyć kilka rzeczy, ale najważniejszym punktem wyjazdu jest zwiedzanie Muzeum Browaru "CARLSBERG" połączone z degustacją duńskiego piwa :mrgreen: Trzeba pokazać Duńczykom jak degustują prawdziwi Polacy :mrgreen:
_________________
Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz //orc [Stary Ork]

Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje //utrivv [utrivv]

"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
 
 
Regissa 
wredna wiedźma


Posty: 578
Skąd: Kraków
Wysłany: 2009-10-06, 10:06   

W przeciwieństwie do Romulusa ja jeżdżę na wyprawy tylko "w ciemno", bez rezerwacji noclegów, bo zawsze mogą mi się plany zmienić pod wpływem doznań z podróży ;) Od kilku lat wyjeżdżamy z Siostrą na wspólne wyprawy, w Polskę albo za granicę, i później wrzucamy fotki w wirtualny album z podróży. Jest ich już kilka:

- pierwszy dotyczy naszej wyprawy francuskim szlakiem camino de Santiago. Drogi, które od średniowiecza prowadzą z całej europy do niewielkiego galicyjskiego miasteczka Santiago de Compostela, od lat 90. XX w. znów zaroiły się pielgrzymami i turystami, którzy nie tylko szukają na drogach doznań duchowych, ale też często traktują przejście szlakiem jako sprawdzenie samego siebie.

- drugi album opowiada o naszych przygodach w zachodniej Polsce. Od kilku lat również w Polsce odtwarzane są stare szlaki, którymi średniowieczni pątnicy zmierzali do odległego Santiago i to jest właśnie relacja z Wielkopolskiej Drogi św. Jakuba :)

- trzeci, to zapis naszej wędrówki polską ścianą wschodnią oraz przez Inflanty do Helsinek. Jest tu też parę fotek z Wilna, można porównać z doznaniami kolegi Romulusa :mrgreen:

- i ostatni, który obecnie podpięty jest w moim podpisie, to zapis mojej samotnej podróży na Wyspy Brytyjskie, a właściwie w okolice Londynu. Warto tam pojechać nie tylko do pracy :->

Jeśli kogoś zmuli ilość fotek, to przepraszam :mrgreen:
_________________
Paskudny otacza nas świat. Ale to nie powód, byśmy wszyscy paskudnieli. Yurga z Zarzecza
 
 
BG 
Wyżełłak


Posty: 2080
Wysłany: 2009-11-01, 14:10   

Od wiosny 2008, czyli od mojej wycieczki uczelnianej na Ukrainę, podróżowanie po innych krajach jest moją pasją.
Wcześniej byłem kilka razy za granicą z rodzicami, ale nie z mojej inicjatywy - natomiast na Ukrainę sam się zgłosiłem.

W latach 2001-2007 rokrocznie wyjeżdżałem z rodziną na Słowację w Tatry. Cztery razy byliśmy na Rysach, trzy razy na Slavkovskim Szczycie (najpotężniejszy z pojedynczych masywów), a na pozostałych szczytach i przełęczach (tzw. siedlach) po razie - m.in. na Krywaniu, Wschodniej Wysokiej i Koprowskim Szczycie. Nazw siedl nie pamiętam. Trasy na większość szczytów był męczące, mniej lub bardziej (w zależności od stopnia "męczoności" trasa mogła być albo "namachava", albo "zdlhava"). Poza Wysokimi Tatrami i jednej wyprawie na Baraniec w Zachodnich Tatrach (trasa okazał się zdlhava), byliśmy też kilka razy w Slovenskym Raju na południe od Tatr - w tym kilka razy na Suchej beli, która we wszystkich przypadkach poza jednym wcale nie była sucha, bo w czasie naszej wycieczki zaczęło lać jak z cebra i lało przez kilka godzin. Ale trasa była mniej namachava niż w Tatry. W górach jest znakomite, czyste powietrze. W miastach (i przy przejeżdżaniu przez wsie) zwraca uwagę duża liczba Cyganów (których tam wszyscy nazywają Romami - chyba nie znają słowa "Cygan"), którzy bywają czasem natrętni - np. raz przed hipermarketem opadła nas grupka romskich dzieciaków i zaczęli nam myć auto - najpewniej licząc na zapłatę. Bez pytania nas o zdanie, bez sprawdzania, czy chcemy, żeby nam umyli samochód. Podczas jednej z wycieczek raz wyskoczyliśmy do Budapesztu na jeden dzień - okazało się, że im dalej na południe Słowacji, tym więcej Cyganów. Budapeszt (w którym m.in. poszliśmy pod pomnik Józefa Bema - ten sam, pod którym 23 października 1956 miała miejsce manifestacja antykomunistyczna, która później przekształciła się w narodowe powstanie) okazał się drogim miastem (chyba najdroższe miasto na Węgrzech), ale i tak zjedliśmy tam obiad - w tym zupę z piekielnie ostrą papryką, której mama nie zmogła - ale ja tak. Słowacja natomiast to generalnie tani kraj, ale np. płyty CD z muzyką są tak samo drogie jak u nas lub nawet droższe. Charakterystyczny tam jest chleb z kminkiem - praktycznie nie ma innego. Widać Słowacy dbają o zdrowie.

Oprócz wycieczek z rodzicami na Słowację (i dwóch wycieczek do Niemiec, które jednak nie były dla mnie aż tak ciekawe), dwa razy byłem na wyjazdach zorganizowanych przez uczelnię - nazywały się "objazdami naukowymi", ale to tylko nazwa, bo i tak miały charakter typowo turystyczny. Jeden, w kwietniu zeszłego roku, na Ukrainę, a drugi, w kwietniu tego roku, do Rumunii (właściwie "Romanii", bo tak ją zwą sami jej mieszkańcy).

Przy wjeździe na Ukrainę charakterystyczny jest długi czas stania na granicy oraz wypełnianie kwestionariuszy wręczanych przez celników (czy strażników granicznych, nie wiem dokładnie, kim oni byli) - gdzie trzeba podawać dane personalne i cel wizyty. Od razu skojarzyło mi się to z czasami sowieckimi (mój tata był w latach 80. w ZSRS i mi trochę opowiadał). Trzy pierwsze noclegi mieliśmy we Lwowie - jednym z najpiękniejszych miast, w których byłem - i, oczywiście, byliśmy tam na cmentarzu Łyczakowskim, Orląt Lwowskich oraz w operze (niegdysiejszym Teatrze Wielkim). Poza tym w kościele ormiańskim, dwóch kościołach dominikanów (gdzie do dziś są odprawiane msze po polsku) i w cerkwi greckokatolickiej. Ze Lwowa wypadaliśmy do Żółkwi, Oleska (miejsca urodzenia Jana Sobieskiego - zwiedzaliśmy pałac Sobieskich) i Złoczowa. Zwiedzaliśmy m.in. muzeum etnograficzne. Raziło to, że w kwaterach od północy do szóstej rano (i chyba jeszcze w jakichś godzinach dziennych, gdy byliśmy poza kwaterami) nie było wody, bo trzeba tam ją oszczędzać - więc skoro do kwater dotarliśmy po północy, to trzeba było się nieźle naćwiczyć z wiadrami z wodą, żeby umyć ręce i zęby. Ale wystrój kamienicy, w której nocowała "moja" część grupy, był naprawdę piękny - na ścianach mnóstwo gobelinów w tradycyjnych barwach bordowo-czarno-brązowo-płowym i malowidła na suficie do złudzenia przypominające tapetę. Potem udaliśmy się do Kołomyi, potem jechaliśmy przez Okopy (dawne Okopy św. Trójcy), Czerniowce i parę innych miejscowości, których nazw nie pamiętam. Potem do Chocimia i Kamieńca Podolskiego, gdzie mieliśmy następny nocleg. Niestety, w "mojej" kwaterze w Kamieńcu nie działało ogrzewanie, więc podczas noclegu (na dworze była temperatura 8 stopni, a wewnątrz domu niewiele wyższa) nabawiłem się mocnego przeziębienia, a może nawet zapalenia oskrzeli (nie pamiętam dokładnie, co to było). Oczywiście zamki też zwiedzaliśmy. Ostatnim miejscem noclegu był Netiszyn koło Ostroga - w wielkim dziewięciopiętrowym hotelu, w którym był zaledwie jeden prysznic. Z jednym natryskiem. Po noclegu zwiedziliśmy akademie w Ostrogu, potem pojechaliśmy w stronę granicy przez Krzemieniec (miejsce urodzenia Juliusza Słowackiego), gdzie się zatrzymaliśmy na zwiedzanie ruin na wzgórzu, i Łuck. Ogólnie na trasie najbardziej raziły fatalne warunki sanitarne na stacjach benzynowych - najczęściej zamiast toalet były tylko latryny (tzw. "stopy Lenina") i nie było bieżącej wody. Papieru toaletowego też nie - więc trzeba było go mieć ze sobą.

W Rumunii też jest wiele miejsc do zwiedzania. Jechaliśmy oczywiście przez Słowację i Węgry, bez zatrzymywania się na noclegi (spaliśmy w autokarze), bo inaczej za długo by to trwało. Byliśmy w Oradei (przepiękna starówka, a zwłaszcza cerkiew), Baia Mare, Borszy, Braszowie, Sigiszoarze, Hunedoarze (zamek Jana Hunyadiego), Bran (zamek Vlada Palownika vel Drakuli), Sapancie (wesoły cmentarz), Aradzie i Timiszoarze. Ogólnie muszę przyznać, że ta wycieczka obaliła wiele stereotypowych wyobrażeń na temat tego kraju. "Rumunia" często jest kojarzona z biedą, zacofaniem, bandami i wysoką przestępczością i tym podobnymi, niezbyt miłymi rzeczami. Otóż moje wrażenia są takie: poziom życia mają generalnie zbliżony do tego w Polsce; pod pewnymi względami ten poziom jest niższy, a pod pewnymi nawet chyba wyższy. Zdecydowanie więcej jest tam szpetnych bloków z czasów komuny, i praktycznie wszystkie albo prawie wszystkie z tych bloków są cały czas szare, zaniedbane i niepomalowane, w przeciwieństwie do wielu bloków w Polsce i na Słowacji. Zresztą, wiele z tych bloków zostało zbudowanych dość dziwną techniką, bo "łączoną" - tzn. jeden rząd między oknami to wielka płyta, drugi cegły. Jednak zdecydowaną przewagę mają bloki w całości z wielkiej płyty - brzydszej niż nasze wielkie płyty.
Z drugiej strony, starówki wielu miast są znacznie ładniejsze niż starówki w Polsce - np. starówki w Oradei, Braszowie, Timisoarze. Pełno pięknych cerkwi o wnętrzach ociekających złotem i bardzo misternie i bogato zdobionych dachach i poddaszach. Stare budynki (ratusze, kamienice z czasów habsburskich) robią naprawdę pozytywne wrażenie.
Na ulicach wszystkich miast, w których byłem i przez które przejeżdżałem, wiele przejść dla pieszych ma taki świetny patent, że nad lampami w sygnalizacji świetlnej jest zamieszczony wyświetlacz-licznik (sekundnik), który pokazuje, ile sekund zostało do momentu zmiany światła - jeśli akurat pali się zielone światło, to u góry zielony licznik odlicza, za ile sekund włączy się czerwone światło. I analogicznie z czerwonym. W ten sposób każdy przechodzień wie, czy opłaca mu się biec w kierunku przejścia i czy zdążyłby przejść. Kierowcy tez mają przed sobą taki licznik. Szkoda, że w Polsce nie ma czegoś takiego - warto byłoby wprowadzić.
Poza tym, niezależnie od tego, w którym mieście się jest, w Romanii 90% taksówek jest żółta - w różnych odcieniach - raz jasnożółtym, raz pomarańczowożółtym, raz złotym, raz złotobrązowym - ale żółta; wiele innych ma dachy i ramy okienne żółte, a dół czerwony lub srebrny; najczęściej taksówkami są nowe Dacie Logan, ale nie tylko. No i te taksówki od razu skojarzyły mi się z Nowym Jorkiem.
Nie jest to zresztą jedyna rzecz nasuwająca skojarzenie z USA - np. na wzgórzach w pobliżu Braszowa i Rasnowa są umieszczone litery układające się w napisy - nazwy miast - tak jak z Hollywoodem.
No i w porównaniu z Ukrainą, w Romanii są nieporównywalnie lepsze warunki sanitarne - na stacjach benzynowych nie ma "stóp Lenina". W Romanii na każdej stacji benzynowej jest normalna toaleta z umywalką i mydłem w płynie.
A w pensjonatach trzygwiazdkowych to już w ogóle warunki są luksusowe - w każdym pokoju telewizor z kilkudziesięcioma kanałami, łazienka z kabiną prysznicową taką jak u nas (nie stara, z zardzewiałym brodzikiem jak na Ukrainie), na umywalce kilka saszetek z szamponem i albo jedno duże, normalne mydło, albo kilka małych, okrągłych mydełek w opakowaniach, a na ścianie zawieszona suszarka. Na parterze takiego trzygwiazdkowego pensjonatu zawieszony na ścianie telewizor LCD. Z kolei w pensjonatach czterogwiazdkowych telewizory LCD są już w każdym pokoju, a łazienki duże i z wanną.
A co do rzekomo wysokiej przestępczości, to jakoś tego nie zauważyłem - po jakimkolwiek mieście w Romanii szedłem tak, jak chodzę normalnie przez Bydgoszcz czy przez Toruń lub Gdynię.
Poza tym, wbrew pewnym stereotypom, w Romanii jest więcej Węgrów niż Cyganów; zresztą wiele miast w Transylwanii jest dwujęzycznych, z podwójnymi napisami na wszelkich szyldach: rumuńskim i węgierskim.
W ogóle Romania to piękny kraj, górzysty, pełen zabytków, o bogatej przyrodzie i ciepłym klimacie (jak tam dojechałem, to już, oprócz mleczy, były dmuchawce - a kiedy wyjeżdżałem, to już były same dmuchawce). Poza tym, w Romanii jest dużo bocianów, chyba jeszcze więcej niż u nas. Jadąc od miasta do miasta, na wsiach regularnie, bardzo często mija się bocianie gniazda z lokatorami lub brodzące w wysokiej trawie bociany.
Aha, i na marginesie, jako ciekawostkę, mogę dodać, że dla Rumunów jestem barbatem - gdyż na WC męskich było napisane "Barbati", a na damskich "Femei". Ciekawe, czy ta nazwa wzięła się od barbarzyńców - ze mężczyźni to barbarzyńcy. ;)

Z kolei w tym roku latem byłem na wycieczce na Krym - zorganizowanej przez Vostok - Studencki Klub Turystyki Niekonwencjonalnej. Jechaliśmy przez Lwów (gdzie się zatrzymaliśmy na nocleg i zwiedzanie - m.in. Wysokiego Zamku oraz znanej mi już z poprzedniego wyjazdu opery), potem przez Tarnopol, Winnicę, Chmielnicki, Niemirów, Hajsyn, Humań i Odessę (gdzie zatrzymaliśmy się na zwiedzanie - m.in. opery i Schodów Potiomkinowskich. Poza tym na jednym rzędzie zabytkowych kolumn ktoś napisał - po jednej literze na każdą kolumnę - "Tokio Hotel" ). Tak jak w przypadku wyjazdu do Rumunii, całą noc (a właściwie w tym przypadku całe dwie noce - nie licząc powrotnych) spędziliśmy w autokarze. W końcu dotarliśmy do Bachczysaraju, gdzie mieliśmy bazę noclegową, i stamtąd wypadaliśmy do różnych miast - Sewastopola, Ałupki, Jałty, Sudaku, Nowego Świata i Kaczej. Oprócz "stóp Lenina", do których przywykłem już w zeszłym roku, charakterystyczne były wszechobecne symbole komunistyczne - pomniki Lenina i nazwy ulic: Lenina, Marksa, Róży Luksemburg, Frunzego, Rewolucji Październikowej ("Oktiabrskiej Rewolucji"), Armii Czerwonej ("krasnoarmiejska") itp. W Sewastopolu pomnik Lenina był największy - jakieś 20-25 metrów, nie licząc postumentu. Poza tym, w Sewastopolu jest też pomnik Aleksandra Suworowa - rzeźnika Pragi, ale i pogromcy Turków. Oczywiście oglądaliśmy tam flotę czarnomorską podczas mini-rejsu (oprócz nazw takich jak "Jenisej" (statek szpitalny), jeden okręt nazywał się Saratoga - widać amerykański). Mimo pomników niechlubnych postaci, w Sewastopolu jest ładna starówka i jest McDonald's (a propos, to w Jałcie McDonald's znajduje się jakieś 40 m od pomnika Lenina - praktycznie tuż obok. Trochę śmiesznie to wygląda. A po drugiej stronie pomnika Lenina, na budynku poczty, widniej nazwa ulicy "Lenina 1"). W Ałupce zwiedzaliśmy pałac, w którym nocował Winston Churchill przed konferencją jałtańską. W Bachczysaraju zwiedzaliśmy pałac chana - naprawdę warto zobaczyć - polecam. A góry krymskie, położone tuż nad morzem - niesamowity widok. Zaś okolice Sudaku i Nowego Świata wyglądają po prostu jak raj - tyle kolorowych skał o pięknym kształcie, tyle zieleni i błękitnego morza. W dodatku, pogoda dopisywała nam praktycznie przez cały czas - jedynie dwa razy był krótki deszczyk. I upał był nieprzeciętny - w dzień temperatura w cieniu wynosiła jakieś 33-35 stopni, a w nocy - jakieś 23-24 (we Lwowie oglądałem w telewizji prognozę pogody, gdzie zapowiadali w Odessie 28, a gdzieś na Krymie 33). A była to dopiero pierwsza połowa lipca - czyli czas jeszcze wcale nie największych upałów - te mają miejsce dopiero w sierpniu. Ale i tak w Kaczej podczas kąpieli w Morzu Czarnym doznałem najgorszych w życiu oparzeń słonecznych - po tygodniu piekąco-parzącego bólu, skóra z ramion i barków schodziła mi płatami. Poza reliktami komunizmu, dla Krymu charakterystyczna jest kuchnia tatarska - bardzo kaloryczna. W tatarskich knajpach nie siedzi się na krzesłach ani stołkach, tylko na macie - po turecku, naokoło niskiego stołu. Specjalnością są szaszłyki z baraniny - polecam. Poza tym, w związku z klimatem Krymu, zbliżonym do śródziemnomorskiego, charakterystyczna jest fauna - m.in. dużo jaszczurek, a także modliszki - jedna nawet po mnie chodziła (w Kaczej). Na Krymie są niskie ceny m.in. jazdy na bananie za motorówką - 25 hrywien od osoby - w przeliczeniu ok. 12 złotych. W ogóle ceny są ta niskie, choć czasem zdarzają się naciągacze - trzeba uważać. Tak jak w Rumunii, na Ukrainie w wielu miejscowościach (zwłaszcza na Krymie) są liczniki w sygnalizacjach świetlnych.
_________________
Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23108
Wysłany: 2010-04-26, 20:54   

Szczerze pisząc, to nie rozumiem tej fascynacji krajami słowiańskimi. Nic a nic. Zwiedzić mi się udało Lwów i Wilno. Lwów - byłby piękny, gdyby nie tak zacofany i zaniedbany. Wilno - za to tu jest jak najbardziej europejsko, czysto, schludnie, bezpiecznie, ale nie powaliło mnie swoim urokiem wcale. Poza miodami - o, rety, czysta rozkosz.

W ten weekend pojechałem do Pragi. I to był świetnie spędzony czas. Praga mnie totalnie zauroczyła. Stare Miasto to cudeńko, czasami aż nierzeczywiste mi się wydawało. Ech, taki urok nie organizowania powstań w stolicach :) Nie udało nam się zwiedzić wszystkiego w 48 godzin, zresztą nie planowaliśmy. Wybraliśmy tylko Stare Miasto - obchód. Zamek na Hradczanach - tu się skupiliśmy i poświęciliśmy pół dnia, tj. od 9 do 15. Warto było, choć i tak nie byliśmy usatysfakcjonowani. Zdeptaliśmy zatem mnóstwo uliczek i miejsc. Nasyceni widokiem tego pięknego miasta musieliśmy ugasić inny głód.

Czeska kuchnia mnie na kolana nie rzuciła. Aczkolwiek nie byłem nią rozczarowany, jak to było na Litwie. Czeski gulasz przypadł mi do gustu - jak najbardziej. Z knedlikami i Czarnym Kozłem (ciemnym) usatysfakcjonował mój żołądek. I to chyba jedyna potrawa, ktorą będę pamiętał dłużej. Zupa cebulowa także była wyśmienita. Knajpki wybieraliśmy najpierw z przewodnika, aby sprawdzić tego tradycyjnego stylu ucztowania Czechów (choć pewnie na potrzeby turystów, skoro były one w przewodniku). Jednak nie żałowaliśmy bo "U Fleku" było bosko - piwo (ciemne) wyśmienite. Ale poza tym staraliśmy się schodzić "ze szlaku" i znaleźć jakąś restaurację w bocznej uliczce, nie ujętą w przewodniku. I także było wyśmienicie.

Praga ogólnie jest profesjonalnie przygotowana na turystów. Komunikacja miejska - idealna. Trzy linie metra, autobusy, tramwaje. Wszędzie dojechać łatwo i przyjemnie. Choć mieszkaliśmy w apartamentach (bardzo przyjemne i niedrogie a nadto dysponowały miejscami parkingowymi, za dodatkową opłatą wprawdzie, ale warto) położonych 20 minut piechotą od Starego Miasta, na Krasovej (Żiżkow, Praga 3). Jednak, aby nie tracić czasu wybraliśmy metro.

Na pamiątkę przywiozłem sobie 5 butelek Czarnego Kozła, dwie duże Becherovki, butelkę Absyntu i Śliwowicę Morawską. Na jakiś czas pozwoli zachować świeże wspomnienia.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
BG 
Wyżełłak


Posty: 2080
Wysłany: 2010-07-30, 19:39   

W tym roku byłem na dwóch zagranicznych wycieczkach autokarowych - na początku maja na zorganizowanym przez uczelnię objeździe na Litwę i Łotwę, a ostatnio ze wspomnianym w poprzedniej wypowiedzi klubem Vostok, w Bośni i Hercegowinie (BiH) i Chorwacji.

Pierwszym przystankiem na Lietuvie był Mariampol (Marijampole), ale tam zatrzymaliśmy się tylko na krótko, żeby zwiedzić miejscową katedrę i jej okolice. Pierwszy nocleg mieliśmy w Kaunasie (Kownie) w akademiku Uniwersytetu Pedagogicznego, gdzie notabene jechałem najgłośniejszą i najbardziej zgrzytliwą windą, z jaką miałem w życiu do czynienia. Kiedy później, już będąc w swoim pokoju, słyszałem tę windę, myślałem, że to zza okna dźwięki jakichś potężnych motorów, którymi jeżdżą po okolicy jacyś harleyowcy - a później się okazało, że to cały czas ta winda hałasowała. Zwiedzaliśmy tam arkikatedros (archikatedrę) o bardzo pięknym, barokowym wystroju. Byliśmy też w Muzeum Diabłów, ale tam spotkało nas rozczarowanie, bo nic ciekawego tam nie było. Później, w Wilnie, zwiedzaliśmy oczywiście stare miasto, w tym kaplicę z obrazem Matki Boskiej Ostrobramskiej (miałem o tym referat, bo ten temat wybrałem) i byliśmy na cmentarzu w Rosie, na grobie serca Józefa Piłsudskiego i jego matki. Poza tym, chętni mogli pójść do muzeum historii wojskowości. Zwiedzaliśmy również kościół z kryptami Radziwiłłów w Kiejdanach. Na krótko zatrzymaliśmy się w Szawlach.
Na Łotwie zwiedzaliśmy stare zamki krzyżackie w Siguldzie i Turajdzie (m.in. zeszliśmy tam do lochów po otrzymaniu lamp - świec w szkle z żelaznymi uchwytami, według starego wzorca), nocowaliśmy w Cesis (po niemiecku Wenden, po polsku Kieś) i w Rydze. Ryga to piękne, choć drogie miasto, w którym na ulicach obok języka łotewskiego często można było usłyszeć język rosyjski, a w jednym z przypadkowych kościołów, do którego weszliśmy podczas przechadzki po starówce, niespodziewanie usłyszeliśmy chór starych kobiet śpiewających po polsku - członkiń polskiej mniejszości na Łotwie. Poza tym na ulicy natknęliśmy się na pochód (chyba rodzimych, łotewskich) krysznaitów w pomarańczowoczerwonych strojach, śpiewających i bijących w bębny. Byliśmy w muzeum historii Łotwy i w pałacu, w którym w 1921 r. podpisany został traktat ryski.

W wileńskim hotelu po raz pierwszy i jak dotąd jedyny zetknąłem się z dziwnym dla mnie rozwiązaniem technologicznym - wspólnym długim kranem dla umywalki i wanny. Umywalka nie miała własnego kranu, tylko trzeba było do niej skierować kran ze stojącej obok wanny, który to kran jednak sięgał nie do środka, tylko do boku umywalki, więc mycie rąk i zębów i tak było utrudnione.
A na drzwiach wejściowych ratusza w Wilnie widzieliśmy plakat z wielkim zdjęciem Lecha Kaczyńskiego i informacją o wystawie mu poświęconej. Widać Litwini go cenią i szanują jako przyjaciela ich kraju.

Do BiH i Chorwacji jechaliśmy przez Lwów (gdzie mieliśmy pierwszy i ostatni nocleg) i nocą przez Węgry, Serbię i północną Bośnię do Međugorje, gdzie mieliśmy bazę. Miałem za złe prezesowi klubu, że wybrał właśnie taką trasę, a nie przez Słowację, bo traciliśmy dużo czasu na granicach - najpierw cztery godziny przestoju na granicy polsko-ukraińskiej, potem sześć godzin (sic!) przestoju na granicy ukraińsko-węgierskiej w Czopie (nazwa jak najbardziej adekwatna, bo byliśmy tam zaczopowani) i choć z pozostałymi granicami poszło znacznie łatwiej (mniej niż po pół godziny), to przecież najdłużej staliśmy tam, dokąd mogliśmy równie dobrze dotrzeć w ramach Schengen, bez jakiejkolwiek kontroli i postoju. Przez te postoje wszędzie docieraliśmy z dużym opóźnieniem. Tak samo było podczas drogi powrotnej.

Po drodze podziwialiśmy piękne krajobrazy, zwłaszcza gór i rzeki Neretvy - dużo piękniejszej od rozreklamowanego Dunaju. Przepięknej z powodu głębokiego turkusowozielonego koloru wody - naprawdę zachwycający widok; kto raz go zobaczy, będzie chciał zobaczyć to znowu. BiH jest małym państwem, ale trasa była 'poskręcana' przez góry i co za tym idzie, serpentyny - szosa praktycznie w żadnym momencie nie była prosta.
Zdziwiło mnie, jak malowniczo położone jest Sarajewo - w górach. Mimo że jest tam pewna liczba bloków mieszkalnych, to większość budynków stanowią domki ze spadzistymi dachami. Przejeżdżaliśmy przez nie, ale zatrzymaliśmy się tam dopiero podczas drogi powrotnej z całej wycieczki.
Pierwszy przystanek w BiH mieliśmy w Mostarze - miasteczku o wąskich uliczkach, bardzo małej odległości między budynkami i wysoko położonym mostem wygiętym łukowato ku górze.

W Međugorje, chorwackiej miejscowości w BiH, oprócz nas było wyjątkowo dużo turystów i pielgrzymów zza granicy - najwięcej z Włoch, ale również z Francji (i kolonii francuskich), Austrii, Słowacji i Polski. Pamiątki związane z objawieniami stały się tam czymś tak powszechnym, że spokojnie można mówić o komercjalizacji tych objawień. Ilość sklepów z wszelkiego rodzaju pamiątkami, przedmiotami z symbolem Matki Boskiej i z napisem "Medjugorje", jest tam przeogromna, praktycznie na każdej ulicy, na której nie ma działek ani pensjonatów.

Następnego dnia po zakwaterowaniu się pojechaliśmy do Tučepi - miejscowości pełnej wszelkiego rodzaju atrakcji. W tej i wielu innych miejscowościach góry stykają się z morzem, a i szosa miejscami znajduje się bezpośrednio nad kilkusetmetrową przepaścią i zarazem pod skałami. Przyroda jest tam wg naszego pojęcia egzotyczna - nad samym morzem rzędy palm i pinii (śródziemnomorskich sosen), a z koron drzew dobiegają odgłosy bałkańskich cykad, różniących się od tych żyjących w naszym klimacie, które mieszkają tylko na łąkach, w trawie. Plaża jest tam kamienista, a nie piaszczysta (zresztą tak samo jest i w innych plażach Adriatyku), ale w niczym nie zmniejsza to jej atrakcyjności. Z kamyków można wydobyć skamieniałe muszle slimaków morskich - nie białe i nie o takim kształcie, jak z plaż nad Bałtykiem, ale kolorowe, mocno stożkowate i z wzorami, choć też niewielkie. Tak samo na plaży na wyspie Brač, do której popłynęliśmy kutrem dwa dni później. Ale o tym niżej.
Wzdłuż jednej tylko plaży w Tučepi jest w sumie wszystko, czego dusza zapragnie - góy i morze w jednym, widok palm, sklepy spożywcze, odzieżowe i z pamiątkami, mnóstwo barów i lokali, kantor, hotele, apartamenty, stoły do ping ponga, bilardu i piłkarzyków, masaże i oczywiście rowery wodne i motorówka z 'bananem' do wypożyczenia. A w dniu, w którym tam byliśmy, woda w morzu miała temperaturę ok. 28-30 stopni, co najmniej taką samą jak woda w przeciętnym krytym basenie miejskim. Czyli dzień mieliśmy bardzo udany. Było tam dużo turystów z zagranicy, w tym z Polski, mimo że Tučepi nie jest tak znane ani popularne jak sąsiednia Makarska, w cieniu której pozostaje.

Następnego dnia, po mszy w miejscowym kościele (odprawianej akurat w języku polskim), pojechaliśmy do Dubrovnika, na starówkę i do portu. Mieliśmy licencjonowaną polską przewodniczkę, która nas oprowadzała, opowiadając historię miasta i dawnej Republiki Dubrownickiej; wszyscy zgodnie stwierdzili, że za krótko tam byliśmy (podobnie zresztą jak na całej wycieczce), a wieczorem na górę Kriżevac. Jak się okazało - o zbyt późnej porze, bo gdy doszliśmy na szczyt, było już całkiem ciemno i podczas schodzenia nie było widać kamieni, na które stawia się stopę, toteż kilka razy się ześlizgnąłem i potłukłem piszczele. Dodatkowym utrudnieniem była zimna wichura z północy. Ale jakoś zeszliśmy.
Następny dzień zaczęliśmy bardzo wcześnie, bo ok. godz. 5 rano. Sniadanie mieliśmy o 5:30, a wyjazd o 6. Pojechaliśmy do portu, gdzie wsiedliśmy do kutra rybackiego w rejs na wspomnianą wyspę Brač. Niestety, okazało się, że silny zimny wiatr wcale nie odpuścił, a że na tym kutrze nie było gdzie się schować, bo pod pokład nie można było wejść, to wróciłem z tamtej wycieczki lekko przeziębiony i z drapaniem w gardle. Na wyspie też było dużo atrakcji, ale ceny były wyraźnie wyższe niż w Tučepi. Na plaży bardzo wiele kobiet (naliczyłem się ponad 20, a widziałem zaledwie mały skrawek tej plaży) opalało się topless, z biustami na wierzchu (a jedna nawet tak pływała), co mnie zdziwiło - w Polsce widuję to znacznie rzadziej. Z wyspy wróciliśmy z dość dużym opóźnieniem z powodu dużej fali utrudniającej kurs kutrowi.

Następnego dnia udaliśmy się już w dorgę powrotną w kierunku Lwowa z przystnkiem w Sarajewie. Miasto muzułmańskie, z meczetami, ale i jedną katedrą prawosławną w stylu około-barokowym. Część mieszkających tam Bośniaczek nosiła tradycyjne stroje muzułmańskie - czarne chusty na głowie i suknie do nadgarstków i kostek. Symbolem miasta jest fontanna w centrum, która była naszym punktem zbiorczym - stamtąd się rozeszliśmy, żeby zjeść obiad, i tam się spotkaliśmy przed odjazdem. Dalsza jazda na północ została zakłócona przez jakąś zarazę układu pokarmowego, przez którą połowa autokaru wymiotowała, prawdopodobnie przez obiad w Sarajewie (choć niektórzy, w tym ja, czuli się źle już wcześniej), więc musieliśmy się często zatrzymywać. Ale w nocy wszystkim przeszło i dalszy powrót przebiegał już bez zakłóceń.

Tak czy inaczej: gorąco polecam Chorwację, zwłaszcza wymienione miejscowości.
_________________
Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
 
 
ats 
old fat bat


Posty: 1491
Skąd: stamtąd
Wysłany: 2010-11-08, 10:12   

Romulus napisał/a:


My z kolei często zapominamy, że "za rogiem" mamy sporo skarbów i fajnych urokliwych miejsc (choćby Nieborów, Arkadia, niecałą godzinkę jazdy samochodem). Ale zawsze nam brakuje czasu, aby pojeździć i poszukać tych miejsc.


Romulusie, cieszę się, że wspominasz o Nieborowie i Arkadii - to miejsca piękne i magiczne. Odwiedzam je tak często, jak tylko mogę.

Wszystkim polecam wycieczkę do zaskakującej Puszczy Bolimowskiej, dokładnie między Łodzią a Warszawą. Fantastyczne miejsce na weekendowy wypoczynek. Fantastyczne miejsce do życia, wiem coś o tym ;)
_________________
jakbym z planety była innej
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13136
Wysłany: 2010-11-08, 21:02   

niom, mam do Nieborowa 10-15min, przyjemne miejsce
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
ats 
old fat bat


Posty: 1491
Skąd: stamtąd
Wysłany: 2010-11-08, 22:45   

Fidel-F2 napisał/a:
niom, mam do Nieborowa 10-15min, przyjemne miejsce


doprawdy...? A skąd jesteś w takim razie? - o ile można spytać ;)
_________________
jakbym z planety była innej
 
 
Max Werner 
Antykwariusz


Posty: 916
Skąd: Fiorina Fury 161
Wysłany: 2010-11-08, 22:52   

ats napisał/a:
Fidel-F2 napisał/a:
niom, mam do Nieborowa 10-15min, przyjemne miejsce


doprawdy...? A skąd jesteś w takim razie? - o ile można spytać ;)


z lochów pod Arkadią :badgrin:
 
 
ats 
old fat bat


Posty: 1491
Skąd: stamtąd
Wysłany: 2010-11-09, 09:28   

tia... no - to masz naprawdę blisko - o ile Cię czasem wypuszczają na przepustkę ;) ;)
_________________
jakbym z planety była innej
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13136
Wysłany: 2010-11-09, 17:02   

Skierniewice, wiele sie od lochów nie różnią
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
ats 
old fat bat


Posty: 1491
Skąd: stamtąd
Wysłany: 2010-11-09, 22:51   

o, przepraszam - Skierniewice mają swój specyficzny urok ;)

mieszkałam tam do zeszłego roku, i wciąż tam pracuję. sympatyczne miejsce o interesującej historii. ma tez niepowtarzalny mikroklimat - rejon Skierniewic jest drugim w Polsce miejscem pod względem ilości dni słonecznych w roku (po Kotlinie Sandomierskiej).

Pozdrówka!
_________________
jakbym z planety była innej
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13136
Wysłany: 2010-11-10, 06:25   

pochodzę z Sandomierza :mrgreen:
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
ats 
old fat bat


Posty: 1491
Skąd: stamtąd
Wysłany: 2010-11-10, 10:25   

okej - Ty z Sandomierza, a ja z krainy deszczowców! :mrgreen: :mrgreen:
_________________
jakbym z planety była innej
 
 
Jachu 
princeps senatus


Posty: 3200
Skąd: Dom-na-Drzewie
Wysłany: 2011-02-10, 21:16   

W dniu dzisiejszym byłem z narzeczoną w biurze podróży i wykupiliśmy wycieczkę do Włoch. W końcu zobaczę Rzym :mrgreen: Wyjazd mamy w dniu 30 kwietnia i powrót 09 maja. Objazd przez Wenecję, Pizę, Florencję, Watykan, Rzym, Neapol, Pompeje, Capri i Asyż... Najbardziej oczywiście cieszą mnie Pompeje i Rzym, ale cała wycieczka napawa mnie radością i nie mogę już się doczekać //kas
Może w międzyczasie załapię się na"Bunga-Bunga" u Berlusconiego? :badgrin:
_________________
Życie to dziwka, czytasz za mało, a potem umierasz //orc [Stary Ork]

Zaginiona to zamknięte środowisko, coś jak oddział zamknięty krążący wokół Czarnej Dziury Szaleństwa, najlepiej nie zwracać uwagi na sens bo on tu rzadko występuje //utrivv [utrivv]

"Finezja perfidii rozumowania ściga się w nich z cyniczną sofistyką" [prof. Waltoś o działaniach PiS dot. wymiaru sprawiedliwości]
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23108
Wysłany: 2011-02-10, 22:05   

Martinus Jachus napisał/a:
W dniu dzisiejszym byłem z narzeczoną w biurze podróży i wykupiliśmy wycieczkę do Włoch. W końcu zobaczę Rzym :mrgreen: Wyjazd mamy w dniu 30 kwietnia i powrót 09 maja.

Ja ruszam w Drugą Podróż Po Włoszech 2 lipca. Nie ma mnie 16 dni :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
Martinus Jachus napisał/a:
Objazd przez Wenecję, Pizę, Florencję, Watykan, Rzym, Neapol, Pompeje, Capri i Asyż...

U mnie podobnie, ale będzie jeszcze Jezioro Como, rejs na Ischię (yeah!!!) i zahaczamy o Castellina in Chianti - w celu wiadomym :) Naprzywożę lokalnego chianti tyle, ile się zmieści do bagażu.
Martinus Jachus napisał/a:
Najbardziej oczywiście cieszą mnie Pompeje i Rzym, ale cała wycieczka napawa mnie radością i nie mogę już się doczekać //kas
Może w międzyczasie załapię się na"Bunga-Bunga" u Berlusconiego? :badgrin:

Rzym już widziałem, ale cieszę się na Muzeum Watykańskie. A Pompeje - wizyta w starozytnym burdelu była pouczająca i radosna :) Włazisz na Wezuwiusza? Jeśli tak, to u jego stóp sprzedają wyborne limoncello. Przywiozłem dwie butelki, jedno z samego Neapolu i jedno właśnie kupione u stóp Wezuwiusza. I to było rewelacyjne a to neapolitańskie trochę słabsze.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
Tomasz 
Kain Czarny


Posty: 4625
Skąd: Skraj Nieba
Wysłany: 2011-02-11, 00:14   

Byłem w Rzymie dwa razy. Jeszcze w podstawówce z rodzicami na objazdówce po całej Italii, choć niestety bez Pompejów. Ale byłem wtedy w Rzymie, Florencji, Padwie, Asyżu, San Marino, Monte Cassino, Wenecji.

A w zeszłym roku w listopadzie spędziłem z żoną i teściami weekend w Rzymie. Było ponownie muzeum watykańskie, Koloseum, Forum Romanum i Palatyn, Panteon, Schody hiszpańskie, fontanna di Trevi, oczywiście śniadanko a potem też jeden z wieczorów na Piazza Navone.
Zastanawiamy się z żoną czy się nie szarpnąć w sierpniu albo jesienią znowu na weekend już tylko we dwójkę. A teściowie coś wspominali o weekendzie w kwietniu. Tak w ogóle to Rzym wciąga. Jest bajeczny.
_________________
"Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23108
Wysłany: 2011-07-23, 21:47   

Włochy to cudowny kraj. Pełen sprzecznosci i uroku, którego nie da się ująć słowami. Druga podróż do tego kraju nie zawiodła mnie w niczym. Szkoda, że był to wyjazd zorganizowany z biurem podróży. Ale organizowanie takiej wyprawy na własną rękę byłoby karkołomne. Na pewno pozbawiłoby mnie większości przyjemności i na pewno nie odpocząłbym tak, jak planowałem. Planowanie i pilnowanie planu zabiłoby przyjemność. Poza tym, byłoby także szaleńczo kosztowne. Ale, dzięki temu, obejrzałem już w zasadzie całe Włochy. Zostały mi jeszcze Padwa i Bolonia, ale nie wiem, czy są to jakieś priorytety, chyba dam sobie radę bez znajomości tych miast.

Miała ta podróż kilka minusów, ale dało się wytrzymać mimo to. Następna wyprawa do Włoch będzie już inna. Na pewno pojedziemy na własną rękę, za dwa lata. Wybierzemy sobie jeden region i dokładnie go zwiedzimy. Zapewne będzie to Toskania. Bo z Toskanii wszędzie łatwo dojechać we Włoszech.

Ale najpierw wycieczka.

1. Jezioro Como. Pierwszy widok na Włochy po 3 latach. Piękna miejscowość, malownicza i uwodzicielska: https://picasaweb.google.com/lh/photo/EXNx0aHCzGTR5CzJp4o9LUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/LCiRVKyT-v-dJzadSKDMzkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
i moja gęba https://picasaweb.google.com/lh/photo/gnufbqCv7Oxu8QBPCsUv1EPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Niestety, willi George'a Clooneya nie wypatrzyłem nigdzie. Nie dałem więc szansy ochronie na aresztowanie psychofana :)

2. Mediolan. Zamek Sforzów: https://picasaweb.google.com/lh/photo/62sqmfy4jEs-eUtDoMF-gUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink Il Moro wyglądał tylko ładnie na obrazach. Ale zamek Sforzowie mieli interesujący. Choć - nie imponujący.

Katedra: https://picasaweb.google.com/lh/photo/k96IauL0OJbqMqpD4-i4gUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Znowu ja: https://picasaweb.google.com/lh/photo/J7bftJ98AhnTDfOwYEd0nEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

Na dachu katedry: https://picasaweb.google.com/RomekOch/WOchy2011?authkey=Gv1sRgCKzE1Zya7Jrf3QE&feat=directlink#5630775168827870786
Mediolańska katedra jest olśniewająca. Zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz, szczególnie na dachu. Można tam spędzić godziny włócząc się po zakamarkach dachu, jak i podziwiając piękno wewnątrz.

3. Cinque Terre.
Rejs stateczkiem do tych malowniczych miejscowości: https://picasaweb.google.com/lh/photo/0bn2TWMSKCFhvnFLMYIxU0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/68XTJXtbasUh8Y5AXYER3EPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/W6qw1__CyFFF_rHUGhys7UPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

Riomaggiore - pierwsze z miasteczek: https://picasaweb.google.com/lh/photo/17ogATPpJD2Y8_rZdglxj0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/naLYgYdbruWxlnA6lKmX7EPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

Droga Miłości - z Riomaggiore do Manaroli: https://picasaweb.google.com/lh/photo/fpDLUjp0xdD4n8BZBbiXw0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/2JoIzz0beOsyRVKkXudqnUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Spaceruje się po tym urwistym klifie znakomicie. Mimo upału wiatr od morza daje wytchnienie.
https://picasaweb.google.com/lh/photo/tkYqeNrI5lFIlK07P4EoGEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Miasteczka są odcięte od świata, w regionie produkują całkiem przyjemne, lokalne wino (ale nie wybitne - właśnie sączę). W Manaroli jest przyjemna restauracja niedaleko "portu". Można tak bardzo smacznie i niedrogo zjeść. Za 30 euro dla dwóch osób czeka pyszna sałatka i pierwsze danie oraz butelka wina. Było to vino di tavola, ale przed wyborem pani kelnerka obowiązkowo nalewa ociupinkę dla spróbowania i oceny. W zasadzie większość wolnego czasu spędzaliśmy w ten sposób: jakaś mała restauracyjka (najlepiej jakaś rodzinna trattoria) i próbowanie lokalnej kuchni i wina. Cudo.

4. Lucca - spokojne, uśpione, toskańskie miasto, w cieniu Florencji i Sieny.
https://picasaweb.google.com/lh/photo/GU5oGVBSepCtaFOflrrMjkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/q0qx3BvZHZINCjjsiyxYwUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Święta Zyta - nie ma porządnego włoskiego kościoła bez szczątków jakiegoś świętego :) https://picasaweb.google.com/lh/photo/Z_lCUoUcSwvvFkTld5nxbUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
W zasadzie, podzieliłem włoskie świątynie na: katedry (zawsze są w nich jakieś szczątki świętego) i na kościoły (bez szczątków).

5. Pisa - wiadomo co: https://picasaweb.google.com/lh/photo/n8ZelpMrKwEc-PZQemMMbUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Ale ja tak naprawdę w cieniu wieży i katedry znalazłem trochę wytchnienia od upału i poleżałem kilkanaście minut na trawie https://picasaweb.google.com/lh/photo/EISWwOzpaypkdtcj8gmLbUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Te zabytki to jedyne co warto tam obejrzeć. I wokół nich pełno straganów z badziewiem made in China.

6. Florencja - za dużo zabytków i za dużo turystów. Muszę tam pojechać ponownie, na kilka dni poświęconych tylko temu miastu. Ale póki co: https://picasaweb.google.com/lh/photo/SHSgCqkPSiMFwDkqMlfIeEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/DqaQ7ECX46x5pk8LVPr_5kPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/y9IfI6BiFEIA_CBIc1qqn0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/SDAENuV5HlY37jwaUkh8FkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

Galeria Uffizi wymaga na pewno jednego dnia spokojnej eksploracji: https://picasaweb.google.com/lh/photo/6Z7Ph1WpqnEkFrNGthJqBUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/vWtpjHyHFQcw5e8K-7IIpkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

Most Złotników: https://picasaweb.google.com/lh/photo/SXf1APOpNBKkNv1BQFeJXEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/XgxI4823G5-nIMhQslfs70PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

Olbrzymiej katedry nie można objąć obiektywem: https://picasaweb.google.com/lh/photo/z9ugZCmPMd4wyTZ7trPxwUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/7ugDDxw63h8vZwBAlqFZr0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

To było pierwsze rozczarowanie spowodowane ogromem rzeczy, które TRZEBA zobaczyć i brakiem czasu na to. A na dodatek stada turystów z całego świata i znikąd wytchnienia przed tłumem, wszędzie ciasno, gwarno, nie ma miejsca, aby spokojnie się zatrzymać i poczuć klimat. Szkoda. Ale właśnie dlatego musimy do Toskanii powrócić już sami na kilkanaście dni.

7. Sorrento - pod Neapolem, kurort, słynny z limoncello, którego zapasy sobie odnowiłem :) https://picasaweb.google.com/lh/photo/7Dt2sclDBX8Q8vCI-ElP0kPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
A ponadto pełen takich smaków południa: https://picasaweb.google.com/lh/photo/w29g23tzJIUnBfKm89wWSUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/gTsX04IUMeD12invG_Tqo0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Via Sorrentina jest urocza, ale nie zabójczo piękna jak droga do Positano i Amalfi (raptem 15 kilometrów dalej - i wyrywałem się, ale tylko wspomnieniami, do tego raju na ziemi)

8. Neapol - jest jedyny w swoim rodzaju, pełen takich urokliwych, trochę egzotycznych ulic: https://picasaweb.google.com/lh/photo/tFDPNLpuuO7Fw4QSFS2pvEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Panorama z promu: https://picasaweb.google.com/lh/photo/5kJFB3PDWuZpNQT_n99cMUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
I fotka na promenadzie: https://picasaweb.google.com/lh/photo/1UiaxcsY0X8WQouA-Cak90PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Trudno się z Neapolem "zaprzyjaźnić", ale mnie się chyba udało. Egzotyczne, tajemnicze, po trosze, miasto. W upale i wilgoci daje ukojenie własnie z powodu takich ciasnych, zacienionych uliczek.

8.Ischia - znowu trzeba było płynąć. Tym razem promem, prawie dwie godziny na morzu, w słońcu i pośród chłodnej bryzy. Ale sama wyspa jakoś nie rzuca na kolana, przynajmniej mnie: https://picasaweb.google.com/lh/photo/AjvfjuVpxyRkXBg468zRYEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

9. Benevento - jedyny powód, aby zobaczyć to ciche miasteczko: https://picasaweb.google.com/lh/photo/oG3GqJDbUHQzHAlupjCZCUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink Ale we Włoszech taki widok to normalka. W zasadzie, szkoda było na to miasto czasu.

10. Alberobello - dzielnica trulli, charakterystycznych, średniowiecznych domków
https://picasaweb.google.com/lh/photo/9DeEV7EsyprgsYltRrRsrEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/O8pTQ6MU1sozjCz3db9jJEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Trochę nudno, ale kupiłem tam pyszny likier z opuncji więc mi to humor poprawiło.

11. Vieste - kurort na półwyspie Gargano (prowadzi tam jedna, wąska, stroma droga wśród gór. Urokliwa starówka i piękne plaże (oszczędzę wam widoku mnie półnagiego :) ): https://picasaweb.google.com/lh/photo/6J5KFS0Xs1YolM_kFX-WsEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/lHoZ3YGKa5Dbp1meIy3lDEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/qiq0FGyx9EcTI7qgGsVYg0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

12. Monte Cassino - uwielbiam ten klasztor. Gdybym chciał zostać mnichem, to tylko benedyktynem i tylko tam (jest ich tam tylko 17!). Tym razem nie udało nam się tam wejść (pora sjesty była) więc zostaliśmy tylko na wysokości cmentarza polskich żołnierzy (który zawsze mnie porusza): https://picasaweb.google.com/lh/photo/Z_ZeOt-j752eg6oD0NhVTUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Kiedy spoglądałem po tych grobach, to żal ogarniał mnie po raz kolejny:
https://picasaweb.google.com/lh/photo/8-5dIxIsFJc4z6Hf01jzW0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/eIfUT4MFt8-yM7ogQx3pDUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/3YYoKRdhti-kPq7LdLsy-0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/2zB6zEQsx0UfladGV4bXIkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/Ub0LybiYZAOPmHy0fkHGT0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/wzrI0Pbk4SZUic46J_p8v0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/zBMoM1oDBM4rWeVSUXBXc0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/44wXJXX9L4MBx6TLFgfR1kPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Kiedy sobie przypomnę tych komunistycznych zdrajców, którzy tych wspaniałych patriotów zohydzali...
Ech... "Przechodniu, powiedz Polsce..." - to mówię.

13. Fiuggi - starówka w tym mieście nie zmieniła się od średniowiecza https://picasaweb.google.com/lh/photo/zE1v0N1xdURm8ceAxLJq5kPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/HrDGBJivRoomZmOTMPoqLkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/WZK339JCBdKXeFXmEDk8dUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/t6_G9rYOPFY8WXpYTLB6jUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/0HYjTP4dEwA7xHJHHDG20kPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Są tam tylko takie uliczki.

14. Rzym - tym razem nie padało. Tym razem z nieba lał się żar: https://picasaweb.google.com/lh/photo/iSt1Dnhxh6aADWpuy-d2gkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/1_QxuVHtizO7b7_K_gIduEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
A ja ponownie odwiedzałem mojego idola, Juliusza Cezara: https://picasaweb.google.com/lh/photo/x5ndrAqlFBV0pED8gdMYgUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
I Marka Aureliusza: https://picasaweb.google.com/lh/photo/0OsZGRzKqR4MFWpBPIhCmkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Walczyłem z pokusą, aby wejść do tej fontanny https://picasaweb.google.com/lh/photo/KHh4ZuKZ-C9xE0HtFj9KDUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink Nie widać tego na zdjęciu, ale jestem cały mokry.
https://picasaweb.google.com/lh/photo/KYPwLTzoaqFI8YLYKXtlCEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

Piazza Navona, kolejna fontanna, ale pokusa ta sama: https://picasaweb.google.com/lh/photo/M-eA_lzWHAAA6YWcfCm9rUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/kL1MzY1iYUNB8y_Dy-UnW0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Widoczek z Mostu Anioła: https://picasaweb.google.com/lh/photo/pn2Ucyj3RKKY01oHA7QHVkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink Tam zmierzaliśmy, ale już tam byłem wcześniej więc się nie będę ponownie rozwodził nad Bazyliką.

Podobnie jak z Florencją: tabuny turystów z całego świata.

15. Siena - miłośc od pierwszego wejrzenia https://picasaweb.google.com/lh/photo/S8j8EHauzDYcY8tN0m0iyUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/pCR7x0vZdAqufguls4U830PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Zakochałem się w tym mieście na zabój.
https://picasaweb.google.com/lh/photo/TBme3UqIXCe-6mKEHpNWWEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
I nie dziwię się, że Zbigniew Herbert też je pokochał. Zresztą, z wzajemnością: https://picasaweb.google.com/lh/photo/PiCSnSgiUjhEVlPQ2wDWmUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/q2LBU-n5-075MF-lMAgLGUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

Żadna inna katedra we Włoszech tak mnie nie powaliła na kolana: https://picasaweb.google.com/lh/photo/Cs41T2_54_NxJJ7Gjt6OHUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/A8Zb-S9lzWYzJvasy-x1kEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/7S-wLxCx4ATJq_LyyfsqJEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/STWsSCXsrarpgkkHNHRzeUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/as3691xJVjww9-gPKOH4akPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/PaEtEP1tUTiRERZGiWsNbkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/4HT_CrBU73rgBSicRbeVqkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/_YeGJwNG3alcf8YZoEn4H0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/Axq_ocHhPAXn-8LabQjiXUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/4Vtj6lz7nEKBt7wzue2BDEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/RYD2F_OH35-oAXfaPxOLHEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/JmtR9bJQvue9g0DvJX6K6EPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/Q4AM5v3MQ3wg-5EXzOGN0EPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/X4k1X7pJ1UpcB2mjQitp1kPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/x2DVMWJwUzFJmWbbV01Dh0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/LqMVkvg_8l96BkMq_OK-u0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Nawet Bramante https://picasaweb.google.com/lh/photo/UKd37poYyQpb1xd8lFCa80PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/N24vuMh-fzszBaJVom_UCkPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
był tu tylko dodatkiem :)

I Campo w Sienie: https://picasaweb.google.com/lh/photo/GD8RWsPKDdWnIFSMyUtoPEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/gcC28PrVWkiBmTqsdHHIf0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/Hhj9PgVIS74x0yV6-U9TbEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

16. Region Chianti - pisałem w innym temacie i tylko powtórzę krótko - dla mnie ziemia obiecana, serce Toskanii, kraina malowniczych widoków, wspaniałych winnic i miasteczek kryjących winne skarby:
https://picasaweb.google.com/lh/photo/PNPvRPEyKwuhqahGJ7LwqEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/NtTp7559sXfr43-mbklHd0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/Hy1D7kvYSs4TzrSC5q80akPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/NQ67YwALaOmOAwO94FhiTEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/Tm7eUy-dcDPyqAZxVDADXUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

17. Wenecja - podobnie, jak Rzym i Florencja zadeptywana przez turystów. Na dodatek jest tam ciasno, więc napór tłumu jest bardziej odczuwalny a zatem i przyjemność zwiedzania mniejsza:
https://picasaweb.google.com/lh/photo/W-ccDHyxCpOpKY2Mp606V0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/H13y-RGh-5gDsDK7ZvuAQEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/7jJ-xmHQktvfxGNR6_dAkEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/3RsNupfMoFglpXdjPIQTckPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/RnxhOIMSHaHU_sNrJXt1ZEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/1SeVjchAhqKbKAwAFpXcFUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Najfajniej się ją zwiedzało w trakcie rejsu stateczkiem.
https://picasaweb.google.com/lh/photo/gEUp6e4izhuhfwwQdAcYH0PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/joHL-JCDm4hT7w2of6qgUUPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
Ale te wąskie, chłodne uliczki były cudowne: https://picasaweb.google.com/lh/photo/xE9T3GJTmM-D97mB-kOWoEPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
I ja, na moście Rialto, z widokiem na Canale Grande: https://picasaweb.google.com/lh/photo/FA-RexgBPZIWlWKTQ9ZJ-UPbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/c2IarzQBW--N7ajzHVhE30PbPkahpZYCRYrqUpltvmg?feat=directlink

Tym razem wycieczka trwała 15 dni więc nie było mowy o powtórzeniu "manewru" z poprzedniego wyjazdu. Wtedy nie kupowaliśmy sobie obiadokolacji. Przed wyjazdem sprawdziliśmy miejscowości, w których mieliśmy noclegi i mieliśmy namiary na poza-hotelowe trattorie i restauracje. Tam też taniej i znacznie, znacznie lepiej jedliśmy sobie. Tym razem takiego wyboru nie było i bylismy zmuszeni jeść hotelowe żarcie. A to nie było smaczne. Makarony w sosie i z mięsem. Jakieś drugie danie i deser. Nic szczególnego. Dlatego w czasie wolnym staralismy się próbować na własną rekę lokalnej kuchni. A żarcie w hotelu traktowaliśmy jako swoisty "dopychacz". Nie było złe - ale z perspektywy hotelowego jedzenia dla turystów nie sposób poznać kuchni włoskiej. A ta jest wspaniale urozmaicona i smaczna.

Za rok pewnie ruszymy do Francji. A za dwa lata powrót na własną rękę do Włoch. Toskania. Już od dwóch lat mam upatrzoną piękną, 8-osobową willę na wzgórzach pod Florencją. Koszt pobytu: taniej niż na śmierdziuchowatym Bałtykiem. A właściciel ma własną winnicę, w której produkuje przednie wino oraz wyrabia sery.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
Jander 
Nonholik


Posty: 6189
Skąd: Kolabo. miasto Tichy
Wysłany: 2011-07-23, 21:58   

Romulus, ale Obrazy Włoch Muratowa czytałeś? ;)
_________________
www.lovage.soup.io
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Fahrenheit 451


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Nasze bannery

Współpracujemy:
[ Wydawnictwo MAG | Katedra | Geniusze fantastyki | Nagroda im. Żuławskiego ]

Zaprzyjaźnione strony:
[ Fahrenheit451 | FantastaPL | Neil Gaiman blog | Ogień i Lód | Qfant ]

Strona wygenerowana w 0,28 sekundy. Zapytań do SQL: 14