Marne to Romulus. Taki film jakby go za 5 zł nakręcili w latach sześćdziesiątych, ale był za słaby żeby wtedy go dać do kin.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Marne to Romulus. Taki film jakby go za 5 zł nakręcili w latach sześćdziesiątych, ale był za słaby żeby wtedy go dać do kin.
Trzymaj się także z daleka od "Sweet Girl". Kolejny akcyjniak od Netflixa. Tym razem to Jason Momoa kopie tyłki złolom z korporacji i polityki mszcząc się za brudne deale, które doprowadziły do śmierci żony. W dawaniu tego lania towarzyszy mu jego nastoletnia córka. Mimo to fabuła jest prosta, by nie napisać prostacka, szyta grubymi nićmi i nie jest w stanie wytrącić widza z błogiego lenistwa. No może raz, na chwilę, ale nie nazwałbym tego jakimś wielkim twistem. Fajnie się oglądało, jeszcze szybciej przyjdzie zapomnieć. Całkowicie nieinwazyjny film, jeśli ktoś szuka czegoś do odmóżdżenia się. https://www.youtube.com/watch?v=EBs7ZDv91BM
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
I, okazuje się, że bardzo popularny na Netflixie. Jason Momoa dziękował fanom.
"Czarny deszcz" - film Ridleya Scotta z 1989 r. W roli głównej Michael Douglas, który gra nowojorskiego gliniarza oskarżonego o branie w łapę, który ściga członka jakuzy a następnie razem ze swoim partnerem (Andy Garcia) eskortuje go do Japonii. Nie wiem, czy był to hit, pamiętam ten film z kaset video, kiedy oglądałem go jakieś sto lat temu. Po latach nieźle się go oglądało, taka policyjna historia, z orientalnym wątkiem. Patrząc z perspektywy lat, film trochę nietypowy w twórczości Ridleya Scotta. Mało epicki.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Czarny deszcz" - film Ridleya Scotta z 1989 r. W roli głównej Michael Douglas, który gra nowojorskiego gliniarza oskarżonego o branie w łapę, który ściga członka jakuzy a następnie razem ze swoim partnerem (Andy Garcia) eskortuje go do Japonii. Nie wiem, czy był to hit, pamiętam ten film z kaset video, kiedy oglądałem go jakieś sto lat temu. Po latach nieźle się go oglądało, taka policyjna historia, z orientalnym wątkiem. Patrząc z perspektywy lat, film trochę nietypowy w twórczości Ridleya Scotta. Mało epicki.
Hit to był umiarkowany raczej, a za największy atut uchodził wątek zderzenia kultur. To był czas, gdy Amerykańce próbowali w filmach odreagować kompleksy, w które wpędzali ich ekspansywni technologicznie i gospdarczo Japończycy. Śladowo było to widać w Szklanej pułapce, wyraźniej we Wschodzącym słońcu z 93, tak z bardziej znanych.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
"Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni" - jeden z najciekawszych filmów Marvela, odmienny stylem od poprzednich. Mniej kojarzy się z filmem opartym na motywach komiksów o superbohaterach, a bardziej przypomina baśń filmową, tyle że współczesną - a momentami to dość typowe "kino kopane". Film naprawdę dobry zarówno jako origin story, jak i jako samodzielne, odrębne dzieło. Plusem jest tu m.in. antagonista, który w odróżnieniu od większości złoczyńców Marvela ani nie jest zły "bo tak", ani nie jest mrocznym odzwierciedleniem głównego bohatera, tylko ma motywację i jest wielowymiarowy. W filmie jest dużo ekspozycyjnych dialogów, jednak są uzasadnione. Część scen walki stylistycznie bardzo przypomina filmy typu wuxia jak "Przyczajony tygrys, ukryty smok" czy "Yīngxióng" ("Hero" z 2002), a część przypomina filmy z Jackie'm Chanem, co mnie akurat nie przeszkadzało, tylko wzmacniało poczucie, że mamy tutaj dwa światy, między którymi dzieje się ta opowieść.
Kulminacyjna scena była dokładnie taka, jak przewidywałem, i choć ogólnie nie uważam tego za wadę, to jednak odrobinę szkoda, że twórcy nie zaskoczyli jakimś bardziej nieprzewidywalnym finałem.
Jest tutaj świeżość. Również dlatego, że zdecydowana większość obsady dotąd była mi nieznana (i pewnie większości widzów też), a jedynym znanym mi wcześniej członkiem obsady był Ben Kingsley (nie licząc Wonga i tych z cameo ze sceny między napisami).
Ogólnie, zdecydowanie polecam - zarówno lubiącym filmy Marvela, jak i lubiącym filmy karate i kung-fu, jak i lubiącym wuxię (nie wiem, czy to słowo się odmienia).
_________________ Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
Tomorrow war, głupie niemożebnie, wątki patetyczne musiałem przewijać, fabuła wyjątkowo głupia, ciężko uwierzyć w taki przebieg historii ale same walki udane i dla nich warto
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Dark Star - komedia s-f z 1974 roku, pierwszy film Johna Carpentera (i Dana O'Bannona późniejszego scenarzysty Obcego), tak nisko budżetowy jak tylko się dało (wiki mówi, że budżet wynosił 60k $). Wspaniałe efekty m.in. kosmita zrobiony z piłki plażowej. Gdzieś w połowie 22 wieku ludzkość rozpoczęła kolonizację kosmosu, film opowiada o załodze statku której zadaniem jest niszczenie niestabilnych planet mogących w przyszłości zagrozić ludzkiej ekspansji. Gdzieś po 20 latach ginie dowódca misji, a jego rolę przejmuje miłośnik surfingu porucznik Doolittle. W zasadzie, sorry not sorry, lepsza wersja Odysei Kosmicznej. Bez małp.
_________________ Meet Minsky. He understands that stability is destabilizing. Be like Minsky.
Tomorrow war, głupie niemożebnie, wątki patetyczne musiałem przewijać, fabuła wyjątkowo głupia, ciężko uwierzyć w taki przebieg historii ale same walki udane i dla nich warto
Lepiej sobie włączyć po raz trzeci "Na skraju jutra".
Simpatico z 1999. Leciał sobie na Ale kino a skusiła mnie obsada: S.Stone, J.Bridges, N.Nolte, A.Finney. Świetni aktorzy nie byli w stanie uratować kiepskiego scenariusza opowieści, z której prawdopodobnie wynikać miał jakiś morał, ale najwyraźniej gdzieś się zapodział.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Tomorrow war, głupie niemożebnie, wątki patetyczne musiałem przewijać, fabuła wyjątkowo głupia, ciężko uwierzyć w taki przebieg historii ale same walki udane i dla nich warto
Lepiej sobie włączyć po raz trzeci "Na skraju jutra".
Na razie jestem w 2/3, moja antypatia do Tom C. nie pozwala mi skończyć
Zresztą t historia mnie nie kupuje, rasa obcych niszczy całe cywilizacje ale powstrzymuje ich chłopek z ziemi, taki trochę antropocentryzm dla mas
_________________ Beata: co to jest "gangrena zobczenia"?
Fidel-F2: Pojęcie wprowadził Josif Wissarionowicz
Fidel-F2: Jak choćby raz opuścisz granice rodiny, ty już nie nasz, zobczony.
Fidel-F2: Na tę gangrenę lek jest tylko jeden.
Próbuj. Przegrywaj. Nieważne. Próbuj po raz kolejny. Przegrywaj po raz kolejny. Przegrywaj lepiej
Na razie jestem w 2/3, moja antypatia do Tom C. nie pozwala mi skończyć
Zresztą t historia mnie nie kupuje, rasa obcych niszczy całe cywilizacje ale powstrzymuje ich chłopek z ziemi, taki trochę antropocentryzm dla mas
1. Kwestia podejścia do jego religii?
2. W "Tomorrow War" masz Pan o wiele większe bzdety. Zachwycałeś się tam walkami, a w "Na skraju jutra" wyglądają o wiele lepiej.
Nie oszukujmy się, że tego typu filmy ogląda się dla suspensu
Kwestia tego, że od dekad nie zagrał w filmie, w którym musiałby się wysilić aktorsko. Więc już się nie wysila, i gra albo siebie, albo parodię siebie. Scjentologia to tylko cebula na torcie.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Film jest głupi niemożebnie. Głupszy nawet od Dnia Niepodległości, ale przynajmniej mniej pompatyczny. Założenie, że obca cywilizacja zdolna do przemieszczania swoich armii między układami gwiezdnymi będzie z nami prowadzić wojnę na poziomie II WW lub kolejnej rozpierduchy ma Bliskim Wschodzie jest tak durne, że nie może tego uratować nawet wdzięk osobisty Emily Blunt. Co do pięknego Toma, to mimo wszystko wolę oglądać jego niż Mela.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Film jest głupi niemożebnie. Głupszy nawet od Dnia Niepodległości, ale przynajmniej mniej pompatyczny. Założenie, że obca cywilizacja zdolna do przemieszczania swoich armii między układami gwiezdnymi będzie z nami prowadzić wojnę na poziomie II WW lub kolejnej rozpierduchy ma Bliskim Wschodzie jest tak durne, że nie może tego uratować nawet wdzięk osobisty Emily Blunt. Co do pięknego Toma, to mimo wszystko wolę oglądać jego niż Mela.
Pozwolę się nie zgodzić.
1. W tym filmie nieważna jest technologia obcych, tylko zabawa z czasem.
2. Ale nawet technologia jest jednak całkiem ciekawa - nie przypominam sobie, żeby podczas 2WŚ ktoś walczył wykorzystując zabawy z czasem (cofanie czasu w przypadku błędnej decyzji), a przecież ci obcy właśnie to robili w filmie. Nie przypominam sobie również wielu takich pomysłów w innych filmach/literaturze (kojarzę jakiś lotniskowiec przenoszący się do czasów chyba Pearl Harbor, ale to całkiem inny pomysł i podejście).
Jest tu trochę uproszczeń, ale ten film, ani książka nie miały być traktatami o podróżach w czasie, tylko typową rozrywką z ciekawym pomysłem.
3. Chociaż w książce te zabawy z czasem + problemy z tym związane są lepiej pokazane/zaznaczone, włącznie z końcówką, która jest całkiem inna.
4. Dno Niepodległości pod kątem głupoty i bzdur plasuje się w rekordzistach jak dla mnie.
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
(kojarzę jakiś lotniskowiec przenoszący się do czasów chyba Pearl Harbor, ale to całkiem inny pomysł i podejście)
Był - The Final Countdown. Był też oddział piechoty, ze śmigłowcem i jakim tam jeszcze średnim sprzętem, który przeniósł się do średniowiecznej Japonii, a w literaturze niszczyciel. I u nas też coś tam się przeniosło, do Września, czy do Powstania Warszawskiego.
(kojarzę jakiś lotniskowiec przenoszący się do czasów chyba Pearl Harbor, ale to całkiem inny pomysł i podejście)
Był - The Final Countdown. Był też oddział piechoty, ze śmigłowcem i jakim tam jeszcze średnim sprzętem, który przeniósł się do średniowiecznej Japonii, a w literaturze niszczyciel. I u nas też coś tam się przeniosło, do Września, czy do Powstania Warszawskiego.
To polskie pamiętam, nazywa się chyba "www.1939.com.pl" i "www.1944.waw.pl" albo jakoś tak (tak, to są tytuły książek w formacie adresu www).
Tylko to dalej jest po prostu przenoszenie w czasie i różnica w technologii.
A w "Na skraju jutra" podejście obcych polega na tym, że jeden obcy ma możliwość cofnięcia czasu o ileś, żeby zmienić decyzję. I tak może sobie testować podejście ile chce. To po co mu jakaś inna technologia? Potem "piękny Tomuś" przejmuje od niego tę możliwość i na tym się cały pomysł opiera. Wydaje mi się, ze w książce jest też więcej właśnie o tej technologii i wytłumaczone dlaczego ci obcy nie mają jakiejś wypasionej.
Swoją drogą, w książce widać jeszcze drugą rzecz - że to w rzeczywistości jest nawiązanie do gier i "save, game over, load, repeat".
_________________ Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun
1. W tym filmie nieważna jest technologia obcych, tylko zabawa z czasem.
No nie do końca. Technikę wojskową na polu bitwy można od biedy zaniedbać, jeśli ma się do dyspozycji nieskończone iteracje konfliktu (chociaż to naciągane, ale niech tam...). Ale ci obcy chyba swobodnie fruwają po kosmosie. Też bez techniki? No to się qpy nie trzyma z lekka. A może rozwinęli super-biper technikę lotów kosmicznych, ale w broń im się nie chciało inwestować?
Generalnie nie snuję takich rozważań, bo nie lubię sobie psuć zabawy z oglądania głupotek, ale tutaj trudno mi się nie zgodzić z KS.
Głównym atutem Cruise'a jest uroda, bo poza tym niespecjalnie ma wiele do zaoferowania na ekranie. Ostatnim filmem w którym nie grał siebie był chyba Wywiad z wampirem, od tego czasu aktorsko się zwija. Jak próbowałem oglądać Na skraju jutra, to mimo najszczerszych wysiłków nie widziałem na ekranie piarowca wrzuconego w wojnę o której nie ma pojęcia, tylko Tomka który zaraz zacznie kopać dupska.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum