Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
No to po mistrzu z zeszłego roku mamy tylko wspomnienie. Trump pokonał Robertsona 10-8. Mimo faktu, że Robertson był rozstawiony z 1 nie jest to sensacja ani nawet niespodzianka. Innych na razie też nie widać.
Tak, Robertson ostatnio zupełnie bez formy jest ostatnio - natomiast Trump na fali wznoszącej, chociaż nie wróżę mu wielkiego sukcesu, za dużo błędów robi. Kibicuję Borsukowi No i tradycyjnie Hendry'emu ale on to raczej nic nie zawalczy, pewnie już w drugiej rundzie od Selby'ego baty dostanie.
Dziś "momenty" były. Hendry musiał się namęczyć a Maguire już się męczyć nie będzie. Pierwsza niespodzianka to właśnie porażka młodszego Szkota z Barry'm Hawkinsem. choć lekko nie było i zwycięzca wychodząc z sali oddychał z wyraźną ulgą. Anglik prowadził 6-3, 8-5 i nagle "znikł". Szkot doprowadził do remisu 8-8, potem ocknął się Hawkins, Maguire znów wyrównał i w decydującej partii Anglik dzięki wyśmienitemu rozbiciu i snookerowi za zieloną dostał szansę na zakończenie meczu całkiem ładnym breakiem.
Pisałem, że były "momenty"? Ech przy dzisiejszym (wczorajszo-dzisiejszym) meczu Allen - Stevens to były chwile płaskie jak stół. Allen dał pokaz. Najpierw (od stanu 5-4 po pierwszej sesji) pokaz nieistnienia. Stevens nie pokazując nic wielkiego (cały mecz z najwyższym breakiem 68 pkt), a może nawet nie pokazując absolutnie nic wyszedł na prowadzenie 9-6. W meczu do 10 wygranych frame'ów. Zdawałoby się, że to koniec. I po prawdzie to był koniec. Koniec Stevensa. Najpierw "setka", potem niesamowite nerwy Allena (który dwa frame'y wcześniej wyglądał, jakby już myślał o przyszłym sezonie) i na koniec eksplozja emocji w momencie, kiedy wbił już bilę na mecz.
Mecz może nie najwyższych lotów, ale emocjami przerósł wszystko co widziałem w kończącym się sezonie.
Brawo Allen!
Wczoraj snooker przegrał z piłką nożną, więc nie oglądałem. Dziś wyjeżdżam i oglądać nie będę, ale wrócę na prawdziwe emocje: półfinały. Pozwolę sobie wytypować pary, może się sprawdzą. Będą to Dott-Ding Junhui i O'Sullivan-Williams. Ew. za Dinga będzie Selby, a za O'Sullivana Higgins.
Dott i Allen dostali potężne lanie (odpowiednio od Trumpa i Williamsa) i są poza turniejem.
Selby raczej nie poradzi sobie z Dingiem, zagadką pozostaje nastrój i forma Ronnie'go. Na początku wydawało się, że przewagę osiągnie Higgins, ale Sullivan zabrał się do pracy i prowadzi teraz 7-5 (ze stanu 2-4 bodaj).
Co do drugiej rundy to Selby pobił rekord setek w meczu - miał ich chyba sześć (z Hendry'm), Allen znowu walczył do samego końca (25 frame'ów), mecz Sullivana z Murphy'm był nie do oglądania - zawodnicy męczyli się z bilami jak amatorzy (wiem, że łatwo mi mówić, ale naprawdę tak to wyglądało, a mam do czego porównywać, bo już kilka latek regularnie oglądam zielone stoliki).
Osobiście stawiam na zwycięzcę "górnego" półfinału, bardziej na Williamsa, bo błyszczy formą niespotykaną od lat.
Trump już w finale!
Pokonał Dinga, sprostał presji, pierwszy raz to on musiał gonić wynik a nie jego przeciwnicy. Dogonił w drugiej sesji, dogonił na końcu.
To mój faworyt na finał z Higginsem (obawiam się, że Williams już nie da rady, szkoda).
Półfinał z Dingiem był rewelacyjny. Świetny mecz. Takiego snookera chce się oglądać. Musiałem wyjść do kumpla na urodziny przy stanie 15:15, ale bardzo się cieszę, że Trupm jest w finale. Swoją grą, ofensywnym stylem wniósł to coś do snookera, czym kiedyś czarował Ronnie. Będę mu kibicował w finale. Oczekiwania wobec niego są ogromne, ale na razie im sprostał. Kwalifikanci w finale dotąd nie przegrali, więc prawdopodobieństwo jest spore
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Higgins wziął się do roboty - jego wczorajsza niemoc była zadziwiająca. Coś czuję, że Trump jednak jeszcze tym razem mistrzem świata nie będzie, chociaż przekonamy się o tym wieczorem. Anglik ma jednak ten problem, że przestał wszystko trafiać, a nie zmienił jeszcze taktyki (zresztą nie wiem czy jest w stanie to zrobić) na bardziej rozsądną. Jeśli nic się nie zmieni, to Higgins znów będzie mistrzem.
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
To były świetne mistrzostwa, a Ronnie był rewelacyjny. Wymiatał w meczach, nie dał szans przeciwnikom. A ta partia to prawdziwe mistrzostwo świata.
A w samym turnieju było wszystko. Wzruszenia, wielkie pożegnanie, maksymalny break, masa genialnych zagrań.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Cieszę się, że Ronnie'mu się chciało chcieć (cierpi na depresję), że nie zakończył kariery o czym spekulowano. Turniej interesujący (początek chińskiej ofensywy?), ale strasznie nierówny. Niektórzy gracze przeplatali majstersztyki z grą plażową po kilku piwkach (Hendry, Maguire, Trump, Stevens). Pod tym względem para finałowa sprawiała najlepsze wrażenie.
mś już na wirażu przed ostatnią prostą. i nie wiem co napisać. bo, ż najbliżej trofeum jest znowu Ronnie to fakt, tylko co on znaczy. czy O'Sullivan to taki geniusz? jest niezły, ale nie aż tak. że inni to leszcze? bliżej, ale też nie tak do końca. trochę nie mogę uwierzyć, że gość, który od poprzednich mś tylko trenował i nie grał w żadnym turnieju jest teraz w sheffield nie do pobicia. aż żal, że nie zawsze tak mu się chciało jak teraz, jak rok temu. ech dziwny turniej.
Bo to Ronnie. Raz mu się chce, a raz nie. Taki typ. Może wyjść na finał tak źle nastawiony że jakimś cudem przegra. Ale z drugiej strony to jednak finału dotąd nie przegrał. To mój ulubiony zawodnik i jak jest w formie to oglądanie je gry daje sporo radochy.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Wczoraj w finale grało dwóch amatorów, czasami aż się za głowę łapałem jak można nie wbijać takich wystawionych bil.
Z drugiej strony styl Selby'ego mnie się podobał, przemyślany, aż do granic możliwości skalkulowany snooker. Tym myślę że wygrał z Ronniem, że wyprowadził go z równowagi i nie dał się ponieść chwili. Ostatnich trzech framów już nie widziałem, uśpili mnie
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
Ha! Ha! Tak coś czułam, że znajdę tu temat o snookerze
W poprzednim sezonie miałam wrażenie, że bohaterowie są zmęczeni. I to solidnie. O ile rozgrywki zaczęły się mocno, tak z każdym kolejnym miesiącem było z formą coraz gorzej, aby zakończyć się hekatombą faworytów w pierwszych fazach MŚ. Mając porównanie z tym, jak to wyglądało kiedyś (moje pierwsze oglądane na żywo turnieje były w sezonie 2003/2004, a wtedy w kalendarzu było o wiele mniej imprez) powiedziałabym, że zawodnicy mają dość. Grają w PTC, APTC, EPTC, dużych rankingowych, mniejszych rankingowych. Latają do Azji, Australii, a ostatnio słyszałam plotkę o dużym turnieju szykującym się w Ameryce Południowej. Ronnie O'Sullivan wprost powiedział, że ma w nosie swoją pozycję rankingową, woli spędzić więcej czasu na Wyspach. Stephen Hendry potrzebował kilku sezonów odpoczynku - i nie mogę się doczekać, aby zobaczyć go w przyszłym roku w Sheffield.
I tak sobie myślę - kurczę, fajnie, że dyscyplina jest promowana i dostaje coraz więcej uwagi medialnej. Ale czy warto za to zapłacić spadkiem jakości gry?
_________________ so many tv shows, so little time
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Tak, Higgins jest coraz starszy, wygrywa coraz mniej, ale na maxy wciąż poluje.
W ogóle ostatnie dwa sezony to totalne bezhołowie na snookerowym poletku. Spoglądam na skład półfinałów turnieju rankingowego i widzę: Wilson, King, Hawkins i Hamilton. I zastanawiam się w których rundach odpadali 3-5 lat temu. Pierwszej lub drugiej. Skrócenie meczy do best of nine czy best of seven powoduje, że jest więcej niespodzianych wyników a potem ogląda się męczarnie w finałach granych po staremu do 10 wygranych frame'ów.
Z półfinalistów kojarzę tylko Hawkinsa, ale ja snookera paczam od niedawna, więc to nie jest miarodajne. W tym turnieju widziałem też mecz Wilsona z O'Sullivanem i byłem zdziwiony, bo faworyt wyglądał jakby mu się nie chciało. Jak przegrywał 0-3 to zrobił trzy setki i wyrównał, ale na koniec znowu wróciło granie od niechcenia na odstawnych, co skończyło się porażką. Za to w półfinale King rozwalił Wilsona, że aż dziwnie się to oglądało - jakby Wilson przez dzień oduczył się grać. Prawie nic nie wpadało. Wygląda na to, że i tutaj przegrała głowa - po pokonaniu faworyta chyba za mocno się rozluźnił w starciu z teoretycznym outsiderem.
Teraz spoglądam na finał - początek zdecydowanie dla Hawkinsa, King zagubiony, niepewny. Teraz jest już tylko 4:5, a jeszcze niedawno King przegrywał 1:5. Właściwie to fajnie jakby King wygrał - komentatorzy mówią, że 25 lat kariery (jako zawodowiec?) i chyba zero wygranych turniejów rankingowych (u Hawkinsa mówią, że gra o trzeci triumf, u Kinga kojarzę tylko wtręty o pierwszym finale od kilku lat).
Naprawdę, nie należy ufać apostołom prawdy. Naprawdę kłamcę zdradza podkreślanie prawdy, jak tchórza zdradza podkreślanie waleczności. Naprawdę wszelkie podkreślanie jest formą skrywania albo oszustwa. Formą narcyzmu. Formą kiczu.
"Oszust", Javier Cercas
Ronnie już tam ma - spina się na duże turnieje (jak mu zależy), ale generalnie od dłuższego czasu snooker wcale nie jest jego priorytetem. Więc jak nie ma przekonania do turnieju (a np. musi wystąpić), to odstawia kaszanę - potrafi w moment stracić koncentrację i tracić frame'y seryjnie. Ale jak mu się chce... ech, nie ma takiego drugiego obecnie.
Ronnie O'Sullivan po raz siódmy Mistrzem Świata w snookerze.
To był piękny finał, a na koniec razem z Trumpem się popłakali.
Dla takich chwil się żyje.
Szeptanie po meczu pozostanie jako chwila niezapomniana.
A Ronnie rozwala system po prostu. I w takim wieku dalej ten sport sprawia mu tak wiele radości.
Warto było ten finał oglądać jak mało który.
_________________ "Różnorodność warto celebrować, z niej bowiem rodzi się mądrość." Duiker, historyk imperialny (Steven Erikson "Malazańska Księga Poległych")
Nie zapomnę tego do końca życia, nie było tryumfalnego celebrowania radości z pokonania przeciwnika, padli sobie w ramiona jak bracia, to było takie szczere i poruszające, że nawet moje kamienne serce na chwilę zmiękło.
Ciekawe czy Ronnie za rok obroni mistrzostwo?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum