W jednym z ostatnich numerów „Nowej Fantastyki” pojawił się artykuł Jarosława Grzędowicza „Jak milczeć”. Porusza on w nim ciekawy temat związany z agresywnymi, niekompetentnymi krytykami. Przedstawia on obraz pisarza, który znalazł się w opałach w wyniku nagonki prasowej oraz działań internetowych pseudokrytyków. Serdecznie polecam, gdyż naprawdę szalenie ciekawy.
Pozwolę sobie zacytować pewien fragment:
„Teraz mamy medium, które jest naraz publiczne i prywatne. Każdy – dosłownie każdy, może w nim zaprezentować opinię, na tej samej zasadzie, na jakiej można ją uwiecznić na ścianie publicznego przybytku. Opinia, ta skreślona ręką rozjuszonego siódmoklasisty, notorycznego idioty albo wariata, będzie równorzędna z opinią osobnika rozsądnego. To zgiełk. Tyle, że opinia ta pozostaje w cyberprzestrzeni, dostępna powszechnie i publicznie jak napis na ścianie. Czy w tej sytuacji nadal należy milczeć?”
Przeczytałem kilka razy ten artykuł i dochodzę do wniosku, że większość literatów milczy. Postanawia zignorować ciosy, które na nich spadają, ponieważ doskonale zdają sobie sprawę, że nie „zachowają twarzy”, kiedy zaczną się bronić samemu.
Dlaczego?
Wyobrażacie sobie, że autor książki, która uprzednio została zrównana z ziemią, staje na podium i zaczyna recytować zalety swojego dzieła? W mojej wyobraźni taki scenariusz nie ma jakoś miejsca. Moim skromnym zdaniem, które rozbuduję za kilka postów, spowodowałoby jedynie zwiększenie ataków na osobę nieszczęsnego autora.
Tak się zastanawiam...
Przyjmijmy, że istnieje początkujący pisarz, który wydał dopiero drugą swoją powieść i krytyka + pseudokrytyka „zjadły go” doszczętnie za złą stylistykę, tematykę i inne takie tam brednie.
Czy atakowany literat powinien przestać milczeć i wystąpić w swojej obronie? Czy powinien występować w roli swojego obrońcy?
Czy powinien całkowicie milczeć, a może powinien dopowiadać jedynie na zarzuty prawdziwych krytyków literatury?
A może jest tak, że każda książka sama musi się obronić? Jeżeli jest natomiast zła to może i autor jest „do bani” i należy mu się zrównanie z ziemią?
A gdybyście mieli Wy znaleźć się na pozycji atakowanego pisarza, to jak postąpilibyście? Rzucilibyście wyzwanie hordom rozjuszonych bestii, które gotowe są w każdym momencie rozerwać Was na strzępy?
Hhmm... A gdyby znalazł się jeden odważny pisarz to jakich argumentów mógłby użyć na swoją obronę?
Kolejny, drobny cytat:
„Jeden mój przyjaciel sprzeniewierzył się tej zasadzie, kiedy w prasie, chętnie przejmującej internetowe obyczaje, opisano go w artykule zawierającym osobiste wycieczki, pomówienia i zakamuflowane obelgi. Woził się z tym, w końcu zapytał mnie, gdzie jest granica. „Czy kiedy jakiś osobnik spotka mnie na ulicy, zapyta o nazwisko, a następnie kopnie w przyrodzenie i poprawi butelką przez łeb, to także mam uważać za recenzję?” – spytał mój przyjaciel retorycznie. A potem napisał polemikę.”
Jest wiele pytań, na które chciałbym poznać odpowiedzi, ale zostawię coś sobie na deser Mam tylko jeszcze jedno, ostatnie:
Czy istnieje w ogóle coś takiego jak „pseudokrytyk”? Czyż krytykiem nie może być każdy z nas? O ile dobrze się orientuje to nie trzeba kończyć jakichś specjalnych studiów w tym kierunku.
A może o przynależności do tej elity wiedzących wszystko ludzi mogą należeć jedynie ci, co wiele w życiu przeczytali?
Zapraszam do dyskusji!
Sharin, Czekoladowy Rycerzyk
Zwróć tylko uwagę, że kilka miesięcy później Grzędowicz sam nie zastosował się do swoich własnych rad i na tych samych łamach, ba w tym samym cyklu felietonów, wdał się w dyskusję z wycieczkami osobistymi. Widać każdy potrafi milczeć, ale tylko do pewnego momentu.
Ogólnie panuje opinia, że dzieło literackie powinno mówić za siebie samo. Pisarz miał coś do powiedzenia i to napisał. Kropka. Jeśli do czytelnika tego nie załapał, powody mogą być dwa: albo przesłanie jest wyraźne tylko dla autora, który po prostu spieprzył sprawę, albo czytelnik jest głupi. W obu przypadkach wypada milczeć. W pierwszym - bo głupio, w drugim - bo szkoda nerwów.
Pisarz owszem, może pogadać o swojej książce - ale w wywiadzie, przy piwku w knajpie, etc. Nie powinien jednak moim zdaniem dawać się wciągnąć w publiczną dyskusję, bo niewiele z tego pozytywnego wyjdzie, a może zaszkodzić.
Był jakiś rok temu chyba przykład bodajże Rogoży i recki na polterze. Autor miał rację, ale trochę wzięły nad nim górę emocje, wyszła niemal pyskówka.
Krytyk, pseudokrytyk... hmm... Kiedyś cały wieczór toczyłem z Michałem Cetnarowskim i Marcinem Przybyłkiem dyskusję na temat kim jest krytyk i czy istnieje rozróżnienie między krytykiem a recenzentem. Do wspólnego stanowiska czy wniosków nie doszliśmy. Osobiście uważam, że do bycia krytykiem trzeba mieć bardzo szeroką wiedzę, znać kontekst gatunlkowy, być niezwykle oczytanym. Natomiast recenzent tych cech posiadać nie musi: a raczej nie w aż takim stopniu. Recenzent przede wszystkim na za zadnie odpowiedzieć na pytanie, czy po daną książkę sięgnąć. Ale ja obiektywny nie jestem, bo sam niejako jestem tym zainteresowany. W zasadzie powinienem zamilknąć nawiązując do tematu wątku,
„Zwróć tylko uwagę, że kilka miesięcy później Grzędowicz sam nie zastosował się do swoich własnych rad i na tych samych łamach, ba w tym samym cyklu felietonów, wdał się w dyskusję z wycieczkami osobistymi. Widać każdy potrafi milczeć, ale tylko do pewnego momentu”.
Tak, masz rację, co tego „pewnego momentu”. Ostatnimi swoimi poczynaniami narobił sobie całkiem sporo niemiłych krytyk i widocznie jakaś jego struna wewnętrznego oporu pękła. No cóż... i tak się zdarza
„Był jakiś rok temu chyba przykład bodajże Rogoży i recki na polterze. Autor miał rację, ale trochę wzięły nad nim górę emocje, wyszła niemal pyskówka”.
Z tą pyskówką to mało powiedziane. Ogólnie mówiąc poziom dyskusji spadł o kilka pułapów w dół i przestało mnie to interesować. Zamiast skupić się na konkretach zaczęto wytykać sobie nawzajem i... Ehh... Szkoda gadać.
„Krytyk, pseudo krytyk... hmm... Kiedyś cały wieczór toczyłem z Michałem Cetnarowskim i Marcinem Przybyłkiem dyskusję na temat kim jest krytyk i czy istnieje rozróżnienie między krytykiem a recenzentem. Do wspólnego stanowiska czy wniosków nie doszliśmy. Osobiście uważam, że do bycia krytykiem trzeba mieć bardzo szeroką wiedzę, znać kontekst gatunkowy, być niezwykle oczytanym. Natomiast recenzent tych cech posiadać nie musi: a raczej nie w aż takim stopniu. Recenzent przede wszystkim na za zadnie odpowiedzieć na pytanie, czy po daną książkę sięgnąć. Ale ja obiektywny nie jestem, bo sam niejako jestem tym zainteresowany. W zasadzie powinienem zamilknąć nawiązując do tematu wątku”.
Musimy kiedyś o my na ten temat porozmawiać
Tak delikatnie odbiegając od tematu dodam, iż różnica moim zdaniem pomiędzy krytykiem a recenzentem zawiera się przede wszystkim w słowie „analiza”. Krytyk (czy też powiedzmy pseudo krytyk) zajmuje się głównie analizowaniem dzieła, które ma aktualnie w zasięgu ręki i czyni to, gdyż ma do tego potrzebną wiedzę oraz jest obiektywny, a przynajmniej powinien być. Jego opinia rodzi się nie z jego własnych odczuć, ale z wiedzy, którą posiada.
Natomiast recenzent (jak słusznie zauważyłeś) to osoba wyrażająca własną opinię. Owszem omawia ona (z braku lepszego słowa nazwijmy to „coś” dziełem) dzieło ale nie zagłębia się w jego budowę, itd. Mówi o swoich (może być subiektywny!) odczuciach względem niego, zachęca bądź odradza społeczeństwu zapoznanie się z nim.
To chyba tyle
Zapraszam pozostałe osoby do dyskusji!
Sharin, Czekoladowy Rycerzyk
Nikt nie jest obiektywny - można się tylko starać... ale i tak zawsze coś tam przeniknie...
Jednakowoż osobiste wycieczki czynione publicznie (wszystko jedno czy w relacji Autor-Krytyk, czy też jakiejkolwiek innej) uważam za niedopuszczalne. Inną zupełnie jest sprawą, że takie krytyki są najchętniej czytane (oglądane). Świadectwo naszych czasów?
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Myśle że problem pana Grzędowicza nie jest agresywna krytyka ale krytyka wogóle. Przytocze też fragment z NF, również o krytyce:
Jarosław Grzędowicz napisał/a:
Przysięgam, to nie ja zaczynam.
Nie wymyśliłem cudacznej i pod każdym względem podejrzanej maniery obrabiania kolegom tyłów w Internecie, oczywiście ucharakteryzowanej na "dyskusje o zjawiskach", "oceny stanu" i "portrety zbiorowe", gdzie jedzie się konkurentom po nazwiskach, oraz poucza ciemny lud, co ma a czego nie ma czytać. I robią to pisarze pisarzom. Pełno tam jest oczywiście krokodylich uśmiechów, reweransów i zadziwień, protekcjonalnego poklepywania po plecach - w końcu omawiamy jednak jakieś zjawisko, nic, że z kategorii disco polo raczej, niż prawdziwej literatury, ale zawsze.
Zetknięcie z taką sytuacją, kiedy ktoś za plecami postanawia nas "zdefiniować", "dopisać nam manifest" i czyni przedmiotem dyskusji, zawsze jest zjawiskiem przykrym, podobnym do epizodu in flagranti. Internet ma to do siebie, że wlezie gdzieś człowiek, a tam trzech mędrców zastanawia się, co z nim począć i ustala, jak bardzo jest szkodliwy dla kultury narodowej. W zasadzie cywilizacja środkowoeuropejska nie ma repertuaru dobrych zachowań na taką okazję. Albo możemy, natknąwszy się na ludzi odmalowujących właśnie nasz "portret zbiorowy" postąpić tak, jak wtedy, gdy przez pomyłkę otwieramy drzwi zajętego już wychodka, albo wziąć czynny udział w dyskusji, zaczynając od życzliwego zapytania autokefalicznego wieszcza czy "ma jakiś problem?".
Jest to rekacja na wiadomą dyskuje trójkąta mędrców bermudzkiego syjonu Dukaj-Orbitowski-Szostak.
Nie chce być złośliwy ale Grzędowicz ma chyba problem z zjawiskiem internetu w ogóle. To jest człowiek trochę innej epoki, a nie nerd który w swoisty zblazowany sposób podchodzi do sieci, człowiek który śmiertelnie poważnie traktuje wszystko co w sieci wisi i który na wszystko odpowiada z widocznym zacięciem i frustracją. Świetnie sparodiował to Kevin Smith w "Jay i Cichy Bob kontratakują". Gdy Jay i Cichy Bob dowiadują się że istnieje internet zaczynają przeglądać liste dyskusyjną na swój temat. Gdy znajdują kilka komentarzy typu "Jay to kutas", "Cichy Bob ssie" postanawiają objechać cały kraj i pukać do drzwi każdego internauty by skopac mu tyłek. I tak właśnie trochę zachowuje się Grzędowicz. Oburza się gdy krytyują go głupi. I oburza się gdy krytykują go nie- głupi. W takim razie trzeba by skierowac pytanie - kto jest na tyle kompetentny by go krytykować?
Z ludźmi którzy nie zrozumieli sieciowej hipertekstowej postmodernistycznej natury internetu nie da się dyskutować. Za to da się dyskutowac o nich. Hard luck.
Ps - najbardziej zabawny jest fragment "jedzie się ludzią po nazwiskach" - zapewne gdyby o wielkiem G rozmiawiać używajac przezwiska, kryptonimku, aluzji to byłby bardziej happy? Paranoja.
Po prostu Grzędowicz, jako wychowanek Klubu Tfurcuf, uważa, że "o(b)mawianie" pisarza przez innego pisarza jest (eufemistycznie rzecz ujmując) nieprzystojne.
Sam nie wiem, czy się z tym zgodzić, czy nie. Chyba jednak lepiej milczeć.
Po prostu Grzędowicz, jako wychowanek Klubu Tfurcuf, uważa, że "o(b)mawianie" pisarza przez innego pisarza jest (eufemistycznie rzecz ujmując) nieprzystojne.
Sam nie wiem, czy się z tym zgodzić, czy nie. Chyba jednak lepiej milczeć.
A jak to się ma twoich opinii m.i. w dziale literackim ZB? Czy samo już ich wygłoszenie jest nieprzystojne? Czy nieprzystojne jest ich podpisanie jako Ty, a przywoite byłoby zamieszczenie opinii jako anonim?
Swoją drogą kolejny smaczek
J. Grzędowicz napisał/a:
Opinia, ta skreślona ręką rozjuszonego siódmoklasisty, notorycznego idioty albo wariata, będzie równorzędna z opinią osobnika rozsądnego.
To chyba nie jest jakiś tajemny i rzadki dar że po przeczytaniu akapitu zazwyczaj wie się czy napisał go notoryczny idiota czy osobnik rozsądny. I wtedy wartościuje się (unierównorzędnia) to wedle siebie, nie zrobi tego za nas redaktor naczelny. Takie teksty tylko utwierdzają mnie że Grzędowicz jest publicystyczną skamieliną która pisze dla innego wapna smęty o złym internecie.
Po prostu Grzędowicz, jako wychowanek Klubu Tfurcuf, uważa, że "o(b)mawianie" pisarza przez innego pisarza jest (eufemistycznie rzecz ujmując) nieprzystojne.
Sam nie wiem, czy się z tym zgodzić, czy nie. Chyba jednak lepiej milczeć.
A jak to się ma twoich opinii m.i. w dziale literackim ZB? Czy samo już ich wygłoszenie jest nieprzystojne? Czy nieprzystojne jest ich podpisanie jako Ty, a przywoite byłoby zamieszczenie opinii jako anonim?
To są niełatwe kwestie. Ja sam traktuję forum trochę jako przedłużenie rozmowy przy piwku i czasem sobie pozwalam, np. skrytykuję jakąś tam książkę polskiego pisarza. Ale już np. recenzji wstawionej na jakimś portalu bym nie napisał. Ale gdy już sam zadebiutuję książką, to nie wiem, czy nie odpuszczę sobie nawet takich niewinnych forumowych komentarzy, żeby później mi ktoś nie powiedział, że Orkan jest zazdrosny o popularność pisarza Iksińskiego, więc obsmarowuje jego książki na forach.
Z tym, że ja o tym milczeniu mówiłem w drugą stronę - tzn. jeśli jakiś pisarz, dajmy na to Dukaj, mocno skrytykowałby moją książkę w jakiejś publicznej recenzji lub dyskusji, to chyba lepiej bym zrobił milcząc. O to mi chodziło.
Edit: a tak BTW, ja nie jestem wychowankiem Klubu Tfurcuf, a tym bardziej autorem tamtej daty, więc nie mam w tej kwestii tak silnych obiekcji czy zahamowań jak Grzędowicz.
Rozumiem ale wiesz specjalnie spytałem o ta anonimowośc czy tam pseudonimowość. Chodziło mi czy ten wymóg milczenia traktujesz jako imperatyw sam z siebie, czy poprostu jest to dla ciebie swego rodzaju niepisana umowa i pisarski bon ton który ułatwia życie tobie i innym. Bo w pierwszym przypadku ocenianie anonimowo jest moralnie wątpliwie bo postepujesz wbrew sobie, ale w drugim przypadku jest do przyjęcia - ponieważ wygłaszasz opinie ale nie firmujesz jej sobą, więc jej siła lezy tylko w niej samej.
Raczej to drugie. Autor (taki o rozpoznawalnym nazwisku), z jednej strony może uchodzić za jakiś autorytet (nieistotne, słusznie czy niesłusznie), skutkiem czego może wyrządzić krzywdę krytykowanemu, jeśli akurat jego nazwisko dla jakiejś grupy czytelników znaczy więcej niż tamtego. Z drugiej strony zaś sam się naraża na podejrzenia o zawiść, zazdrość itp. Tak więc lepiej milczeć dla dobra obu stron. Z kolei autor opiniujący innego autora anonimowo, występuje jako jeden głos z wielu. I tutaj liczy się już tylko i wyłącznie strona merytoryczna takiej opinii, a jej słuszność i wiarygodność zważą sami czytelnicy, bez oglądania się na autora.
"Nikt nie jest obiektywny - można się tylko starać... ale i tak zawsze coś tam przeniknie...".
Zgadzam się z tym stwierdzeniem i dlatego między innymi napisałem "gdyż ma do tego potrzebną wiedzę oraz jest obiektywny, a przynajmniej powinien być".
Po prostu Grzędowicz, jako wychowanek Klubu Tfurcuf, uważa, że "o(b)mawianie" pisarza przez innego pisarza jest (eufemistycznie rzecz ujmując) nieprzystojne.
Gdyby tak jeszcze w trosce o własne dobre imię dołączył do tej idee fixe jakiś, bo ja wiem?, argument czy dwa? Bo mnie się wydaje że zza takiego stanowiska zwykle (i nie piszę tutaj konkretnie o Jarosławie Grzędowiczu) wyziera strach, że ktoś napisze złe słowo. Bo nie sądzę, aby którykolwiek pisarz miał obiekcje, żeby de Clezio czy inny Coetzee napisał o nim parę pochwał. Ktoś, kto obawia się niepochlebnej opinii będzie się raczej starał ograniczyć jakiekolwiek opinie w ogóle, w trosce o własne samopoczucie. W kwestii wzmiankowanego felietonu sądzę, że zagrał fakt słabego przyjęcia PLO2 przez osoby wyrażające opinie (np. w sieci), połączony z chłodnym tonem dyskusji D-O-S. Jarosław Grzędowicz wyruszył na wojnę obronną. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie, a efekt będzie przeciwny do zamierzonego.
Dabliu napisał/a:
Sam nie wiem, czy się z tym zgodzić, czy nie. Chyba jednak lepiej milczeć.
Dlaczego? Z jakiego powodu pisarz nie może - jeżeli ma ochotę - wyrazić opinii o tym co czytał?
Owszem, pisarze którzy posiadają wolny czas na czytanie innych oraz wyrażanie o tych lekturach opinii, zwykle w ten wolny czas nie opływają z powodu osobistej popularności - to jednak nie powód, aby kogokolwiek kneblować prewencyjnie.
Dabliu napisał/a:
Raczej to drugie. Autor (taki o rozpoznawalnym nazwisku), z jednej strony może uchodzić za jakiś autorytet (...), skutkiem czego może wyrządzić krzywdę krytykowanemu, jeśli akurat jego nazwisko dla jakiejś grupy czytelników znaczy więcej niż tamtego.
Z całym szacunkiem ale to są jakieś wydumane, by nie rzec dziecięce, strachy.
Miało się odwagę wydać książkę podpisując ją własnym nazwiskiem? Wypada zatem mieć również nieco konsekwencji w zbieraniu opinii - zarówno pozytywnych jak i negatywnych.
Dabliu napisał/a:
Z drugiej strony zaś sam się naraża na podejrzenia o zawiść, zazdrość itp.
Bo bez takiego motywu o żadnej zawiści czy zazdrości nie może być mowy.
Dabliu napisał/a:
Z kolei autor opiniujący innego autora anonimowo, występuje jako jeden głos z wielu.
Dabliu, zdecyduj się - co ma w końcu znaczenie *opinia* czy *kto* opiniuje?
_________________ "Bo zgadzam się z GGG, że więcej na forum zepsuł Osakana z Małym Czołgiem, niż Przewodas."
Dabliu, zdecyduj się - co ma w końcu znaczenie *opinia* czy *kto* opiniuje?
No przecież ten przypadek właśnie Dabliu rozważał - i to we wszystkich trzech fragmentach podanych przez ciebie jako jgo cytaty - że istnieje poważne niebezpieczeństwo iż fakt kim jest osoba opiniująca będzie miała większe znaczenie dla czytelników niż sama treść opinii, niezależnie od tego czy opinia jest merytoryczna czy też wynika z zawiści i chęci dokopania konkurencji.
Dabliu napisał/a:
Z całym szacunkiem ale to są jakieś wydumane, by nie rzec dziecięce, strachy.
To wcale nie są wydumane strachy tylko bardzo prawdopodobny scenariusz - bo gdyby jakiś np. Sapkowski obrobił dupę jakiemuś młodemu pisarzowi, twierdząc, że jego proza jest beznadziejna i w ogóle - to mogłoby się tak stać że jakaś część fanów takiego "Wiedźmina" nawet nie sięgnęła po tego młodego autora "Bo Sapek napisał że to shit to po co to czytać". No przecież mogłoby się tak stać, no nie?
To może jest bardziej problem samej niedojrzałości czytelników, którzy nie potrafią wyrobić sobie swojego własnego zdania na własną rękę tylko kierują się jakimiś pseudowskazaniami kwestionowalnego autorytetu, ale to jednak jest problem, a nie dziecięce strachy
I wracając jeszcze do początku - zgodzę się z opinią że Grzędowicz momentami w swoich wypowiedziach chromoli trzy po trzy jak potrzaskany, ale czytuję sobie w miarę regularnie jego felietony w NF i było by trochę przesadą twierdzić że robi on to non stop - niektóre jego opinie miały wiele słuszności - jak choćby nie wiem czy pamietacie - ten tekst który opublikował wtedy co była "Noc Giertychowska" i trzebienie kanonu lektur - wtedy całkiem słusznie zobrazował sytuację z zapędami do cenzurowania literatury. No ale może dlatego że nie miało to nic wspólnego z Internetem
_________________ "Summoned I come... Why do you come here? I come to serve... Who do you serve? I serve the truth... What is the truth? That we are one people, one voice... Will you follow me into fire? Will you follow me into darkness? Will you follow me into death? I will follow... Then follow."
No przecież ten przypadek właśnie Dabliu rozważał (...) że istnieje poważne niebezpieczeństwo
Ten kij ma dwa końce - istnieje również poważne niebezpieczeństwo, że duża liczba czytelników weźmie za dobra monetę pochwały i kupi to, co dany Autor poleca. Nie rozumiem dlaczego tak chętnie przywołuje się negatywne aspekty na wszelki wypadek starannie ignorując pozytywne. Coś za coś.
Shadowrunner napisał/a:
To wcale nie są wydumane strachy tylko bardzo prawdopodobny scenariusz
Potrafisz wymienić tak ze dwie okazje, w jakich faktycznie taki scenariusz został zrealizowany?
Shadowrunner napisał/a:
- bo gdyby jakiś np. Sapkowski
Bo popularni autorzy w rodzaju Sapkowskiego nie maja innych zajęć, tylko rozglądają się o kim by tu źle napisać.
Shadowrunner napisał/a:
obrobił dupę jakiemuś młodemu pisarzowi, twierdząc, że jego proza jest beznadziejna i w ogóle - to mogłoby się tak stać że jakaś część fanów takiego "Wiedźmina" nawet nie sięgnęła po tego młodego autora (...)No przecież mogłoby się tak stać, no nie?
Powiem więcej, nie tylko to mogłoby się stać - na Polskę mógłby nawet spaść jukatański meteoryt.
W bardzo wielu miejscach trafiam na mniej czy bardziej zawoalowane sugestie , że pisarz piszący recenzję z książki innego pisarza to z reguły ma nieczyste intencje. Jakie tak właściwie podstawy ma takie twierdzenie? Czyżby sugerujący sami byli autorami i sądzili po prostu po sobie?
Pisarz nie działa w próżni - im jest popularniejszy, tym z większą ilością osób stale musi się stykać. To sprawia, że raczej będzie starannie ważył słowa i jeżeli już napisze cokolwiek o czyimkolwiek dziele, będzie starał się zrobić to szczególnie starannie. W przeciwnym razie nieuczciwość tym mocniej będzie mu zapamiętana (i wypominana) im jest popularniejszy.
Czy gdyby (hipotetyczny) Sapkowski zjechał bez miłosierdzia książkę (hipotetycznego) Rogoży w mediach o jakiejś tam niezerowej rozpoznawalności, to większa poruta stałaby sie udziałem wzmiankowanego Rogoży czy wzmiankowanego Sapkowskiego?
Podejrzewam raczej, ze w myśl pierwszego prawa mediów, byłoby to korzystne. "Ty, to o tym Rogoży mówił Sapkowski". A co mówił? Kto to w ogóle pamięta?
Naturalnie ten pragmatyczny mechanizm nie dotyczy ludzi pokroju Konrada Lewandowskiego, ale ich pogłowie jest mimo wszystko ograniczone.
Shadowrunner napisał/a:
To może jest bardziej problem samej niedojrzałości czytelników, którzy nie potrafią wyrobić sobie swojego własnego zdania na własną rękę tylko kierują się jakimiś pseudowskazaniami kwestionowalnego autorytetu, ale to jednak jest problem, a nie dziecięce strachy
Potencjał opinii uznanego Autora jest całkowicie przereklamowany. Wbrew pozorom oraz zaskakująco licznie i często prezentowanym obawom, nie ma on wpływu na nic. Populacja do której potencjalnie trafi wypowiedź autora to promil bazy kupujących. Zatem negatywna ocena w sprzedaży i tak nikomu znacząco nie zaszkodzi (co się ma sprzedawać, i tak będzie), a jedynie przyprawi o kompromitację.
_________________ "Bo zgadzam się z GGG, że więcej na forum zepsuł Osakana z Małym Czołgiem, niż Przewodas."
Autor (taki o rozpoznawalnym nazwisku), z jednej strony może uchodzić za jakiś autorytet (nieistotne, słusznie czy niesłusznie), skutkiem czego może wyrządzić krzywdę krytykowanemu, jeśli akurat jego nazwisko dla jakiejś grupy czytelników znaczy więcej niż tamtego.
Jezeli krytyka bedzie nierzetelna to Pan Autor sobie po pierwsze wystawi note takim zachowaniem. Jesli uwaza, ze warto isc "w bagienko" wojny podjazdowej na epitety, to jego rzecz. Jesli bedzie rzetelna to moze tylko pomoc (chocby podjac decyzje, ze lepiej byc kierownikiem restauracji niz pidarzem).
Znany autor jeśli opisuje drugiego autora - czy to dobrze, czy też źle, robi mu i tak świetną promocje. Nie ważne jak się o pisarzu mówi, ważne żeby się mówiło.
Co do tematu dyskusji to pisarz publikujący musi liczyć się z tym, że zostanie oceniony przez krytykę i nie zawsze będą to zachwyty. Jeśli odwali fuszerkę to niech nie liczy na taryfę ulgową i nie zachowuje się jak kiedyś zrobił to Szmidt.
Co do Grzędowicza i jego reakcji na dyskusję Dukaj-Szostak-Orbitowski to dla mnie to było żenujące. Po pierwsze dyskusja była bardzo kulturalna a autorzy delikatni - aż za bardzo delikatni. Druga sprawa to Grzędowicz wtedy był chwalony więc tym bardziej dziwię się jego reakcji.
A czy autor może krytykować/polecać innego? A czemu nie? W końcu też jest czytelnikiem.
_________________ "Życie... nienawidź je lub ignoruj, polubić się go nie da."
Marvin
Dabliu, zdecyduj się - co ma w końcu znaczenie *opinia* czy *kto* opiniuje?
No przecież ten przypadek właśnie Dabliu rozważał - i to we wszystkich trzech fragmentach podanych przez ciebie jako jgo cytaty - że istnieje poważne niebezpieczeństwo iż fakt kim jest osoba opiniująca będzie miała większe znaczenie dla czytelników niż sama treść opinii, niezależnie od tego czy opinia jest merytoryczna czy też wynika z zawiści i chęci dokopania konkurencji.
Dabliu napisał/a:
Z całym szacunkiem ale to są jakieś wydumane, by nie rzec dziecięce, strachy.
To wcale nie są wydumane strachy tylko bardzo prawdopodobny scenariusz - bo gdyby jakiś np. Sapkowski obrobił dupę jakiemuś młodemu pisarzowi, twierdząc, że jego proza jest beznadziejna i w ogóle - to mogłoby się tak stać że jakaś część fanów takiego "Wiedźmina" nawet nie sięgnęła po tego młodego autora "Bo Sapek napisał że to shit to po co to czytać". No przecież mogłoby się tak stać, no nie?
To może jest bardziej problem samej niedojrzałości czytelników, którzy nie potrafią wyrobić sobie swojego własnego zdania na własną rękę tylko kierują się jakimiś pseudowskazaniami kwestionowalnego autorytetu, ale to jednak jest problem, a nie dziecięce strachy
Jeśli o mnie chodzi, to kiedy czytam polecankę jakiegoś autora, którego twórczość cenię - to zawsze jest to dla mnie cenny drogowskaz, czy kupić taką powieść (polecaną/odradzaną) czy też nie. Gdyby, jak w przykładzie Shadowrunnera, autor ulubiony krytycznie ocenił powieść innego autora nazywając ją np. wtórną, pozbawioną stylu i formy itd. to bez wątpienia powieść ta spadłaby na dno mojego zainteresowania. Ale ja nie widzę w tym niczego złego. Bo cóż będzie w tym złego, skoro nie kupię chybionej powieści? Biedny autor ucierpi, bez wątpienia. Zakładam, że Autor, którego polecankami się sugeruję, pisze je w dobrej wierze. Zwłaszcza jeśli jego polecanki pokrywają się z tym, co ja wiem i bez niego. Jeśli mi napisze, że nowy Pilipiuk to - jak zwykle - dno, nie jest to dla mnie nic nowego. Utwierdza mnie w przekonaniu, że dobrze ulokowałem "uczucia" w Autorze polecanki. A jeśli potem okaże się, że jednak Pilipiuk przeskoczył samego siebie i to kilkukrotnie, powieść to bestseller i to wysoko oceniony przez innych poważnych krytyków, to mój autor na tym straci. Bo mu przestanę ufać.
Gdyby sprawcza moc takich opinii szermowanych przez jednych autorów przeciwko innym była rzeczywiście tak silna - to FS dawno by upadła... Taka moc nie istnieje jeszcze z innego powodu. W moim przypadku jest tak, że nigdy, ale to nigdy nie kieruję się tylko i wyłącznie jedną opinią na temat jakiegoś autora. Nawet jeśli np. Jacek Dukaj uzna kogoś za słabego pisarza, to poza wskazówką, co do kolejności czytania, nie znaczy to dla mnie więcej. Mimo że Dukaj to mój bez wątpienia ulubiony autor. Ale nie daje mu ta obecność w moim panteonie pisarzy prawa do myślenia za mnie (zresztą, on nawet nie próbowałby sobie go uzurpować).
Gdybym był pisarzem, to miałbym w nosie krytykę. Łatwo mi to mówić, bo nim nie jestem i nikt mnie w ten sposób nie ocenia. Ale wierzyłbym przede wszystkim w siebie: skoro coś napisałem, wydawca się tym zainteresował, chce wydać i przeznaczyć coś na promocję nawet... to jedna niepochlebna recenzja nie zmieni rzeczywistości, szczególnie w dobie tylu for internetowych. Może byłoby mi przykro, ale najważniejsi są tak naprawdę tylko i wyłącznie czytelnicy. Jeżeli czytelników "nie kupiłbym" swoją twórczością to ani Dukaj, ani Sapkowski ani inni wielcy lub prawdziwi krytycy nic nie wskórają. Zwłaszcza że promocją można ich "zagłuszyć" chyba.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Sam nie wiem, czy się z tym zgodzić, czy nie. Chyba jednak lepiej milczeć.
Dlaczego? Z jakiego powodu pisarz nie może - jeżeli ma ochotę - wyrazić opinii o tym co czytał?
Powtórzę raz jeszcze moje wyjaśnienie - albowiem zadziałał tu pewien daleko idący skrót myślowy z mojej strony - "chyba jednak lepiej milczeć" autorowi skrytykowanemu, nie krytykującemu.
Mały_czołg napisał/a:
Miało się odwagę wydać książkę podpisując ją własnym nazwiskiem? Wypada zatem mieć również nieco konsekwencji w zbieraniu opinii - zarówno pozytywnych jak i negatywnych.
Dokładnie, a więc milczeć, nawet jeśli krytykuje inny autor.
Mały_czołg napisał/a:
Ten kij ma dwa końce - istnieje również poważne niebezpieczeństwo, że duża liczba czytelników weźmie za dobra monetę pochwały i kupi to, co dany Autor poleca. Nie rozumiem dlaczego tak chętnie przywołuje się negatywne aspekty na wszelki wypadek starannie ignorując pozytywne. Coś za coś.
Dobrze - pisarz poleca książkę innego pisarza (bo ma miękkie serce, powiedzmy), mimo że jest zła. I ludzie kupią. I się srodze zjeżą... Hipotetyczna sytuacja, ale możliwa.
Mały_czołg napisał/a:
W bardzo wielu miejscach trafiam na mniej czy bardziej zawoalowane sugestie , że pisarz piszący recenzję z książki innego pisarza to z reguły ma nieczyste intencje. Jakie tak właściwie podstawy ma takie twierdzenie? Czyżby sugerujący sami byli autorami i sądzili po prostu po sobie?
Być może, ale fakt pozostaje faktem - zawoalowane sugestie sam zauważasz. Wielu pisarzy więc woli unikać takich oskarżeń i nie recenzować kolegów po piórze; ani negatywnie, ani pozytywnie. Nie wiedzieć czemu - to fakt - oczekują tego samego od innych pisarzy. I tego akurat w postawie Grzędowicza i innych członków Klubu Tfurcuf nie rozumiem.
Co do reakcji na felieton, to moje poglądy przecież znasz - czytałeś wszak pyskusję na FF.
MadMill napisał/a:
Co do Grzędowicza i jego reakcji na dyskusję Dukaj-Szostak-Orbitowski to dla mnie to było żenujące. Po pierwsze dyskusja była bardzo kulturalna a autorzy delikatni - aż za bardzo delikatni. Druga sprawa to Grzędowicz wtedy był chwalony więc tym bardziej dziwię się jego reakcji.
Sęk w tym, że Grzędowicz zauważył w owych pochwałach "krokodyle uśmiechy" i "uprzejme zadziwienie". Coś w tonie - stara się i czasem mu nawet wychodzi, a jak napisze bubel to ludzie to kupią, doskonale potrafi przypochlebić się tłumowi, genialnie utrafić w niskie gusta itp. - coś w tym guście, niekoniecznie dosłownie W każdym razie, mam na myśli tyle, że on tam chyba widział między wierszami coś przeciwnego do pochwał.
Nikogo bynajmniej nie bronię - jedynie staram się zrozumieć.
romulus napisał/a:
Gdybym był pisarzem, to miałbym w nosie krytykę. Łatwo mi to mówić, bo nim nie jestem i nikt mnie w ten sposób nie ocenia. Ale wierzyłbym przede wszystkim w siebie: skoro coś napisałem, wydawca się tym zainteresował, chce wydać i przeznaczyć coś na promocję nawet... to jedna niepochlebna recenzja nie zmieni rzeczywistości, szczególnie w dobie tylu for internetowych. Może byłoby mi przykro, ale najważniejsi są tak naprawdę tylko i wyłącznie czytelnicy.
W połowie lat 90-tych w "Fenixie" gdzie Jarosław Grzędowicz był red.nacz pojawiło się kilka artykułów o recenzjach i różnych niebezpieczeństwach z tym związanych. Akurat wtedy SuperNowa zaczęła wydawać więcej polskich książek i nagle okazało się, ze brakuje recenzentów z prawdziwego zdarzenia znających się na rzeczy. Dochodziło wtedy do paradoksalnych sytuacji, że poszczególni autorzy recenzowali swoje książki nawzajem. Jeszcze dalej miał iść Jacek Piekara, który kilka lat temu (pod pseudonimem) miał ponoć recenzować własne książki w kwartalniku FANTASY. Można i tak.
_________________ "Z gustami literackimi jest po trosze jak z miłością: zdumiewa nas, co też to inni wybierają"
Andre Maurois
Patrzę na tą naszą scenę z Autorami i całym tam fandomem i chce mi się śmiać. Przypomina mi się moja dyskusja na forum FS z Iką. Mam wrażenie, że nasi rodzimi autorzy są dość na swoim punkcie przewrażliwieni. Może boją się polskiego piekiełka i, reagując alergicznie na każda krytykę, takie piekiełko tworzą. Krytyka jest czymś zupełnie normalnym i jednemu się książka podoba drugiemu nie. Autor też człowiek i ma pełne prawo do swojej opinii. Unikanie oceniania kolegów może przypominać lekarzy, którzy nie krytykują "kolegi", nawet jeżeli ten zabił pacjenta lub zapomniał o nożycach w środku. Oczywiste jest, że pisarz może się narazić na opinię, że kogoś faworyzuje lub gnoi. Jednak jeżeli już raz złamie się tabu, to nie wypada udawać świętego. Wydawałeś opinie dobre na blurba dla kolegi, to nie miej oporu zgnoić, jak zasłużył, inaczej nie tylko jesteś niewiarygodny (bo wystawiasz tylko dobre oceny), ale jesteś sprzedajny, bo tak za darmo to nikt tego do końca nie robi (to wcale nie musi być kasa).
Śmieszy mnie też dyskusja autora z recenzentem, który miał czelność napisać recenzję krytyczną. O czym tu dyskutować, ja nie rozumiem. Ewentualnie można poprawić błędy merytoryczne, ale tylko takie jasne i oczywiste (imię głównego bohatera), ale i to jest stąpaniem po cienkim lodzie.
Co do Jacka Dukaja, to swojego czasu napisał on 10 zasad jak zgnoić książkę. Z tego co zerkałem, sam chyba zastosował wszystkie w swoich reckach i to głównie polskich autorów. "Autora stać na więcej" to chyba jego ukochana metoda.
Co do pana Grzędowicza to nie potrzebnie zareagował, to raz a dwa to, że ośmieszył się IMO mając pretensje, że tak na niego nie za ukryte tylko jawne i że oponenci nie są anonimowi, tylko otwarcie stają w szranki. Bo chyba tak powinno być.
Wydawałeś opinie dobre na blurba dla kolegi, to nie miej oporu zgnoić, jak zasłużył,
A ja uważam, że nie powinien zgnoić. Powinien nie bać się krytykować, ale bez gnojenia.
Toudisław napisał/a:
O czym tu dyskutować, ja nie rozumiem. Ewentualnie można poprawić błędy merytoryczne, ale tylko takie jasne i oczywiste (imię głównego bohatera), ale i to jest stąpaniem po cienkim lodzie.
Jeśli recenzja zawiera błędy merytoryczne, to jak najbardziej należy poprawiać, bez pyskówki, ale nie powinno zostawić się tego bez odzewu (bo taka recenzja, krytyczna, czy nie, jest po prostu nierzetelna).
Toudisław napisał/a:
Co do pana Grzędowicza to nie potrzebnie zareagował, to raz a dwa to, że ośmieszył się IMO mając pretensje, że tak na niego nie za ukryte tylko jawne i że oponenci nie są anonimowi, tylko otwarcie stają w szranki. Bo chyba tak powinno być.
Tak w ogóle to ja odniosłam wrażenie (i pewnie nie tylko ja), że w tamtej dyskusji akurat Grzędowicz był chwalony za wyrastanie ponad poziom pozostałych autorów, więc te jego pretensje były trochę na wyrost.
Co do recenzowania autorów przez autorów... może to śliski temat (bo jeśli ktoś, kogo cenię, skrytykuje kogoś innego, to tego innego nie będę chciała czytać - jak już przedmówcy wspominali), z drugiej strony tak samo jest ze 'zwykłymi' recenzentami. Jeśli taki, z którego recenzjami z reguły się zgadzam, skrytykuje jakąś książkę, to też znacznie mniejsze prawdopodobieństwo, że po nią sięgnę.
_________________ Nie mów kobiecie, że jest piękna. Powiedz jej, że nie ma takiej drugiej jak ona, a otworzą ci się wszystkie drzwi.
Jules Renard
W
Co do Jacka Dukaja, to swojego czasu napisał on 10 zasad jak zgnoić książkę. Z tego co zerkałem, sam chyba zastosował wszystkie w swoich reckach i to głównie polskich autorów. "Autora stać na więcej" to chyba jego ukochana metoda.
Podaj może jakiś przykład recenzji Dukaja, która gnoi, hę? Mnie się opinie JD wydawały zawsze szczere i całkiem wyważone, aczkolwiek oczywiście subiektywne. JD ma tę zaletę, że jest raczej na bieżąco z popkulturą, dzięki czemu kontekst do oceny buduje znacznie szerzej niż większość innych recenzentów.
Elektra napisał/a:
(...)z drugiej strony tak samo jest ze 'zwykłymi' recenzentami. Jeśli taki, z którego recenzjami z reguły się zgadzam, skrytykuje jakąś książkę, to też znacznie mniejsze prawdopodobieństwo, że po nią sięgnę.
Właśnie. To jest dopiero pole do nadużyć i nieprawidłowości. Aż dziwne, że jeszcze o tym felietonu w NF nie było.
_________________ "Bo zgadzam się z GGG, że więcej na forum zepsuł Osakana z Małym Czołgiem, niż Przewodas."
"Autora stać na więcej" to chyba jego ukochana metoda.
Zawsze mnie to zastanawiało, dlaczego ktoś myśli, że takie zdanie ma zachęcać autora do zwiększenia wysiłku, ma działać na zasadzie pozytywnego "kopa"? Ja to słyszę co najmniej raz do roku i za każdym razem odechciewa mi się dalszej pracy...
_________________ Paskudny otacza nas świat. Ale to nie powód, byśmy wszyscy paskudnieli. Yurga z Zarzecza
Ja to słyszę co najmniej raz do roku i za każdym razem odechciewa mi się dalszej pracy...
Kto wie, może recenzentom o to właśnie chodzi?
Kołacze mi się ciągle po głowie stwierdzenie, że sporo to nich to niespełnieni pisarze czy jakowiś zawistnicy (skoro rozmiłowują się niekiedy w równaniu innych z glebą). Daleki byłbym od traktowania ich tak en masse, nie wykluczam jednak, że czasem to może mieć znaczenie i owa "zachęta" bywa wówczas przejawem ukrytej agresji
_________________ Prawda to kwestia wyobraźni - Le Guin
Zeby mi się to chciało szukać. No dobra. Wziąłem reckę książki której nie czytałem tak by gusta nie grały tu roli i zraz pokaże że to co Dukaj nazywa gnojeniem może być zwykłym recenzowaniem
kie są instynktowne skojarzenia, gdy słyszymy mantrę: „sprzedajni politycy, ogłupiałe społeczeństwo, media propagujące ideologie permisywne, eurobiurokracja, zaprzedana tradycja” itd
Przez szczegół
Ad hominem - przytyk co do nzawiska
Na chama no bo dostało się książecce
Tego nigdy nie można być do końca pewnym. Podczas lektury przeważało wrażenie, że chociaż autor miewa niezłe pomysły, to brakuje mu cierpliwości lub chęci (lub zdolności), by poddać je stosownej selekcji i przyzwoicie rozwinąć, a przede wszystkim - opakować w porządną formę literacką.
Autor mógł lepiej ....
Nie wnikam czy JD ma racje. Chodzi o to że te jego 10 sposobów to może być zwykłą metoda recenzowania.
Toudi myśle że przesadzasz. Dukaj w swoim tekście pisze o tych metodach, raz tak trochę półserio co podkreśla, a dwa nie skreśla ich w ogóle, przestrzega jedynie przed opieraniem na nich całości. Faktycznie w przykładach jakie podałeś można doszukać się tych elementów* ale są to 'rodzyny' a nie ciasto.
Pozatym, używanie tych metod w skali makro wiążę się często z walką środowisk - i tu pytanie do ciebie - czy potrafiłabyś Dukaja jakoś wpisać jednoznacznie w taki konflik jako reprezentanta jakieś opcji politycznej/wydawniczej?
* - choć z tym przytykaniem do naziwska przesadzasz - czytelnikowi należy się wyjasnienie, że to nie literówka, ani nie marketingowe hopsztaplerstwo.
czy potrafiłabyś Dukaja jakoś wpisać jednoznacznie w taki konflik jako reprezentanta jakieś opcji politycznej/wydawniczej?
Nie. Bo ja nie czytam tych felietonów, nie interesują mnie gierki fandomu i przepychanki Autorów. Może gdybym się tym bardzij interesował to wtedy bym ci odpowiedział teraz to gdybologia
Ł napisał/a:
Faktycznie w przykładach jakie podałeś można doszukać się tych elementów* ale są to 'rodzyny' a nie ciasto.
Wiem. Nie szukałem dokładnie to już inna sprawa. Chciałem tylko pokazać jak grząskim terenem jest recenzja. Bo Argument że Autora stać na więcej czasem jest a czasem mnie próbą ataku. To normalne że od ulubionych Autorów wymaga się więcej z drugiej strony "Mógł więcej" można przypisać każdej książce na siłę
Patrzę na tą naszą scenę z Autorami i całym tam fandomem i chce mi się śmiać. Przypomina mi się moja dyskusja na forum FS z Iką. Mam wrażenie, że nasi rodzimi autorzy są dość na swoim punkcie przewrażliwieni. Może boją się polskiego piekiełka i, reagując alergicznie na każda krytykę, takie piekiełko tworzą. Krytyka jest czymś zupełnie normalnym i jednemu się książka podoba drugiemu nie
Wiesz, Toudisławie - to alergiczne podejście do krytyki wynika trochę z nienormalności naszego rynku fantastycznego. Rynku bardzo płytkiego o często mikroskopijnych nakładach, na którym większość konsumentów obraca się wokół tego lub innego klubu, zina, forum albo pisma. To nie zachód, gdzie pisma branżowe i fora o fantastyce okupują wyłącznie zatwardziali nerdzi, a szeroka, anonimowa masa innych ludzi po prostu książki kupuje. Tutaj rynek jest wręcz hobbystyczny, każdą negatywną opinię przeczyta istotna część potencjalnych czytelników autora. Nie ma reklamy, nie ma normalnych mechanizmów rynkowych, bestseller powstaje z łańcucha polecanek, rozchodzących się w dużej mierze siecią. Ale o czym ja mówię. Przecież o przyznaniu naszej największej nagrody branżowej decyduje 200-300 osób! I właśnie to co o książce "pisze się" na różnych forach oraz portalach miewa bardzo istotne znaczenie.
Wystrzał z wielkiej armaty na tak małym akwenie wodnym, a tym włąśnie byłaby negatywna opinia znanego pisarza, szczególnie jakiegoś mentora albo guru fantastyki, jak choćby któryś ze wspomnianej trójki mędrców, może mieć skutki poważnie dewastujące dla książki Nie mówiąc, że gdyby w takiej ciasnocie ludzie zaczęliby się jeszcze obrzucać guanem, zrobiłoby się mocno nieprzyjemnie.
I to, jak myślę, tłumaczy niechęć autorów do komentowania innych autorów. Uważam że ten zwyczaj jest ładnym przykładem fair-play i sam nigdy nie wypowiadam się o książkach innych, chyba że kolega autor prosi sam, a wtedy robimy to dyskretnie przez maila albo przy piwku. Nie mam natomiast wielkiego żalu, jeśli ktoś się do tego nie zastosuje.
Nikogo przecież zmusić się nie da do przestrzegania jakichś wydumanych zasad. Po prostu sprawa indywidualna, którą każdy pisarz we własnym sumieniu rozsądza.
_________________ Co jeden idiota nabredzi, nawet czterdziestu mędrców nie naprawi.
Wiesz, Toudisławie - to alergiczne podejście do krytyki wynika trochę z nienormalności naszego rynku fantastycznego. Rynku bardzo płytkiego o często mikroskopijnych nakładach, na którym większość konsumentów obraca się wokół tego lub innego klubu, zina, forum albo pisma.
Od razu świta mi w głowie myśl, że może dojść do paradoksalnej sytuacji kiedy książki wychodzące na tym poletku będzie można określić w najłagodniejszy sposób miernymi, ale nikt nie powie o tym głośno, bo to może zniszczyć książkę/pisarza. A to już zakrawa na niemałą paranoję. Brak krytyki w mojej opinii może być bardziej szkodliwy niż jej nadmierna obecność. Bo jeśli jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Jeśli jakiś autor popełnił ewidentne błędy - nieskładność fabuły, stylistyczne, językowe itd. to czy krytyk (nawet jeśli w tym przypadku jest jego kolegą po fachu) nie ma prawa tego wytknąć? Niejednokrotnie uskarżał się na to Dukaj - niemożność wytknięcia błędów debiutantowi, bo zaraz podniesie się krzyk, że pisarz o ugruntowanej pozycji niszczy pięknie zapowiadającą się karierę młodemu twórcy. Lepiej żeby dalej pisał, popełniał te same błędy, nie poprawiał warsztatu? A czytelników traktujemy jak te głupie owce, które bez szemrania pójdą za swoim guru...
Jak patrzę z takiej perspektywy na to środowisko to coraz bardziej przypomina (kolejne) polskie piekiełko. Dobrze, że nigdy nie należałam do Fandomu, i raczej nie ulegnie to zmianie
KP napisał/a:
Przecież o przyznaniu naszej największej nagrody branżowej decyduje 200-300 osób! I właśnie to co o książce "pisze się" na różnych forach oraz portalach miewa bardzo istotne znaczenie.
Stąd też idea nowej, im. Żuławskiego, prawda? Nie wiem jak do Zajdla podchodzą sami pisarze, ale dla mnie jako czytelnika to żaden wyznacznik. Ot, kolejny pisarz stał się ulubieńcem "tłumów". Ile osób oddających swój głos naprawdę przeczytało daną książkę? Ale to myśl nadająca się bardziej do tematu nagród fantastycznych.
_________________ Ale to mnie nie wzrusza
W mojej głowie wciąż susza
Bo parasol określa ich byt
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum