Zaginiona Biblioteka

Londyn - Fundacja imienia Jamesa Stevensona

KapitanOwsianka - 2009-01-24, 00:25
: Temat postu: Fundacja imienia Jamesa Stevensona
Heh, widzę, że przyprowadziłeś nową koleżankę...


Kolejny z drogich samochodów zatrzymał się na żwirowym podjeździe posiadłości. Wysiadła z niego kobieta ubrana w obcisłą i krótką, ale elegancką, czerwoną sukienkę, odsłaniającą ramiona i zgrabny dekolt ozdobiony pieprzykiem. Blond włosy obcięte, względnie krótko i nienagannie ułożone lekko falowały na wietrzyku. W Fundacji już trwał bankiet zarządu. Tak się mówiło na orgietkę Wampirów, którą obserwował zadowolony Mick Saint-John, opiekun, przyjęty tylko dlatego, że miał pomysł na dalszy żywot wampirów. Może czas go zmienić? Ale nie zaprzątała sobie tym dłużej głowy.
Od strony kierowcy wysiadł młody mężczyzna, pewnie dopiero zaczynał studia. Dzisiejsza noc będzie zabawna.
KapitanOwsianka - 2009-01-24, 17:42
:
Jedno uderzenie serca pozwoliło, by życiodajna krew dopłynęła do wszystkich członków budząc je ze snu. Po chwili Mick otworzył oczy. Jak zwykle przywitała go całkowita ciemność, której nie lubił. Pchnął więc szybko wieko od trumny i wydostał się na zewnątrz. Owionął go chłód i zapach piwnicy. Kilka przemysłowych lamp oświetlało pomieszczenie, z którego wychodziły trzy korytarze i schody na górę. Tym razem zdecydował się na schody...
Caylith - 2009-01-24, 22:48
:
Obudziła się z uczuciem przejmującego głodu. I słabości, której tak bardzo nie lubiła. Wystarczała jednak by dać znać o bardzo istotnej sprawie jaką był głód. Śmiertelnicy mówią, że ból jest ich przyjacielem bo dzięki niemu wiedzą, że żyją. Morgan tą charakterystyczną słabość nazywała swoim bólem świadczącym o... no właśnie o czym? Uśmiechnęła się lekko do siebie i wygrzebała z łóżka. Czas było zacząć nowy dzień.. a raczej noc. Ale najpierw... szeleszcząc satynową piżamą podreptała do lodówki z której wyjęła torebkę rubinowego płynu dającego takim jak ona życie. Pierwszy łyk, drugi... dziesiąty... ahhhh... westchnęła głęboko. Jej prywatny "ból" świadczący o istnieniu został zagłuszony na jakiś czas. Nadal pożywiając się ruszyła do sypialni z powrotem i do laptopa gdzie zasiadła przed nim by sprawdzić czy coś się dla niej kroi. Niebieskie oczy rozjaśniły się od poświaty bijącej od monitora.
- Witaj świecie... - mruknęła pociągając kolejny łyk i odpaliła pocztę.
KapitanOwsianka - 2009-01-24, 22:57
:
Żadnych zleceń. Skrzynka mailowa było pusta, prócz jakąś reklamówką, która przedarła się przez programy zabezpieczające przed SPAMem. Głód przycichł, ale Mrogan wiedziała, że niedługo da o sobie znać z powrotem.
Caylith - 2009-01-24, 23:03
:
Wysączyła torebkę do spodu i przeklinając pod nosem na ignorowanie potrzeb ciała wtedy kiedy domaga się ono uwagi, zmięła całkowicie pustą folię i zaopatrzyła się w kolejną porcję z którą załatwiła się równie szybko. Przy trzeciej stwierdziła, że może już całkiem nieźle funkcjonować. Jednym okiem rzuciła na tytuł owej reklamówki z ciekawości co było tak sprytne by przeleźć przez te... jak im tam... firewalle.
KapitanOwsianka - 2009-01-24, 23:08
:
You need VAIAGRA stało jak wół w tytule.
Krew z lodówki nie smakowała najlepiej, nawet Morgan o tym wiedziała, ale z drugiej strony lepsze to niż... Wszystko zależy od punktu widzenia. W reszcie budynku, na pewno pobudzili się już inni. Z resztą pewnie i goście zaraz zaczną nadciągać.
Caylith - 2009-01-25, 10:31
:
- Nie, nie potrzebuję - zaśmiała się pod nosem klikając na "skasuj". Laptop został po chwili wprowadzony w stan uśpienia a Morgan udała się do łazienki. Szelest gorącego prysznica zagłuszyły wszystko i podobnie jak krew wcześniej przywrócił ciału witalność. I przyjemny zapach. Roztrzepując wilgotne włosy palcami kilkanaście minut później wciągnęła na siebie jeansy i czarny golf po czym rąbnęła się na jeden z foteli w pokoju i sięgnęła po gazetę. Z głośników popłynął jakiś spokojny kawałek jazzowy. Dawała sobie jeszcze jakiś czas aby upewnić się, że ściemni się ostatecznie i dopiero wtedy zamierzała ruszyć w miasto.
KapitanOwsianka - 2009-01-25, 11:32
:
Tym czasem Mick zdążył już zadbać o swój wygląd i znaleźć drogę do wielkiego salonu, utrzymanego w ciemnych kolorach i motywach gotycko-punkowych. Kiedyś ta posiadłość musiała wyglądać zupełnie inaczej, Toreador tutaj mieszkający miał raczej archaiczny gust i wolał klasykę, kiedy Saint-John przejął jego posiadłość wyremontował ją i zmienił zupełnie jej wystrój.

Siadł na jednej z licznych, pozornie chaotycznie rozsianych kanap w salonie. Służący momentalnie podał mu szklankę z życiodajnym płynem, jednak Mick nawet nie zwrócił na nią uwagi. Przyjął pozycję godną modela i bawiąc się diamentową główką laski zaczął się nad czymś mocno zastanawiać.
Jeśli to prawda, to może wszystko zmienić... mruknął do siebie.
Maeg - 2009-01-25, 17:55
:
Pod siedzibę fundacji na Campden Hill podjechało czarne Subaru. Po chwili ze środka wyszedł Aodh i ruszył w kierunku wejścia. Miał nadzieje, że nie spędzi tutaj zbyt wiele czasu, nie lubił tutejszej atmosfery. Zawsze wydawała mu się trochę sztuczna, ta niby koegzystencja wszystkich wampirów które przed masakrą nie żyły w tak pokojowych stosunkach. Czuć było w powietrzu napięcie, ale póki co wszyscy dobrze odgrywali swoje role, więc i Aodh musiał swoją dalej ciągnąć.
KapitanOwsianka - 2009-01-25, 18:04
:
Kiedy podjeżdżał wielkie, żeliwne bramy otworzyły się akurat tak by mógł wjechać bez przeszkód. Nie było widać nigdzie ochroniarzy, ale na pewno gdzieś byli. Aodh wiedział, że prawo Elizjum nadal działa i że Mick dba by Fundacja była bezpiecznym miejscem dla każdego wampira. Kamienie zachrzęściły pod kołami Subaru i po krótkim poślizgu samochód zatrzymał się przed drzwiami. Po schodach kilka chwil i już był za drzwiami w holu. Jeden z lokajów posłusznie poprowadził go do obszernego salonu, utrzymanego w ciemnej tonacji i gotyckim stylu. Pomieszczenie było puste, za wyjątkiem Saint-Johna siedzącego na jednej z pozornie chaotycznie postawionych kanap. Nad czymś wyraźnie się zastanawiał. Lokaj cały czas stał przy Aodhu czekając na polecenia.
Maeg - 2009-01-25, 18:18
:
Zatrzymał się tuż za drwami prowadzącymi do pomieszczenia i rozejrzał się po nim. Gdy tylko dostrzegł Saint-Johna chrząknął na tyle głośno by miał pewność, że opiekun go usłyszy ale nie na tyle by ten został zbyt gwałtownie wyrwany z zadumy. Ruszył powoli w jego kierunku czekając aż gospodarz go przywita.
KapitanOwsianka - 2009-01-25, 18:41
:
Mick przeniósł spojrzenie niebieskich oczu na Aodha, a po dłuższej chwili uśmiechnął się i podniósł, by przywitać gościa. Miło Cię widzieć... powiedział wyciągając prawą dłoń, ozdobioną masońskim sygnetem na wskazującym palcu Wybacz cichą atmosferę, ale dzisiaj nikomu się nie zbiera na wspólne spotkania. Swoją drogą dobrze byłoby przygotować jakiś bankiet.
Caylith - 2009-01-25, 18:44
:
Stos bzdur... nudnych głupot którymi się fascynuje bydło...polityka, sport, skandale... Morgan ziewnęła i cisnęła gazetą w kąt. Nic się nie zmieniło od kilkudziesięciu lat ale na przekór wszystkiemu ciągle próbowała znaleźć w tej informacyjnej brei coś więcej. To "życie" którym tak się szczycili. Błysnęła w chłodnym uśmiechu białymi jak śnieg zębami podnosząc się z miejsca... życie, niech ich szlag. Takie krótkie a marnowane na takie idiotyzmy. Czas ruszyć swój wampirzy tyłek i nadstawić ucha co się dzieje po drugiej stronie tego życia. Ruszyła do skromnie wyglądającej szafki i otworzyła... prawdziwy arsenał pełen rozmaitych egzemplarzy broni. Po chwili na golf wciągnęła dyskretną kaburę z miejscem na dwa niewielkie egzemplarze, w tym przypadku Zbrojovki, pod pachami. Sama broń wylądowała w nich a na to skórzany płaszcz. W kieszeniach wylądowały dodatkowe magazynki - ot tak na wszelki wypadek. Przejrzała się w lustrze głównie by ocenić czy nie wyróżniają się pod ubraniem. Zachowajmy pozory bycia... niegroźną... Nie wyróżniały się. Ciemne włosy opadały nieco niesfornymi kosmykami na poważną twarz chociaż lekki uśmiech świadczący wybitnie przeciw "bezbronności" nadawał jej wyrazu drapieżnika. Morgan uśmiechnęła się raz jeszcze, odgarnęła włosy z twarzy i bezszelestnie wymknęła się ze swego mieszkanka. Po chwili jej równe miękkie kroki zabrzmiały w korytarzu zbliżając się w stronę salonu w którym ktoś najwyraźniej był... zawahała się z ciekawością w oczach i zajrzała. W sumie nigdzie się tak bardzo nie spieszyła a dobrze wiedzieć kogo przyniosło do Fundacji. Niebieskie oczy zabłysły w mroku.
- Gentelmen... - rozległ się cichy niski głos kobiety ze śladowym szkockim akcentem.
Maeg - 2009-01-25, 18:54
:
Aodh również wyciągnął rękę w kierunku Micka, a na jego twarzy równie szybko zagościł przyjazny uśmiech. Ciebie również miło widzieć. A spokojna atmosfera też ma swoje zalety, można równie spokojnie porozmawiać. A mam do Ciebie kilka pytań. Wiesz dobrze…. Przerwał w pół zdania gdyż usłyszał ruch za plecami, ktoś wszedł do salonu. I po spokojnej atmosferze dodał już w myślach.
KapitanOwsianka - 2009-01-25, 19:01
:
Morgan. Mick kiwnął głową by ja przywitać, a potem wskazał na jeden z foteli Aodhowi. Wychodzisz na miasto, czy postanowiłaś rozerwać się towarzysko? zapytał wampirzycy. Po czym gestem odprawił lokaja.
Caylith - 2009-01-25, 19:11
:
- Mick - kiwnęła lekko głową "szefowi" jak znajomemu ale dało się wyczuć subtelny szacunek w tym drobnym poruszeniu głową. Przenikliwe spojrzenie pomknęło ku osobnikowi którego nie kojarzyła, by po chwili znowu przenieść się w stronę Saint-John'a. - Właśnie wychodziłam w celu uzyskania jednego i drugiego. I odrobiny... wieści... - na ustach zamajaczył lekki uśmieszek - ale usłyszałam, że coś tu się dzieje więc rzucam okiem. Nie przejmujcie się mną, już znikam i nie będę przeszkadzać w światłej męskiej konwersacji - uśmieszek nabrał odrobinę kpiącego charakteru jakby nie wierzyła, że dwóch mężczyzn potrafi razem wymodzić coś więcej niż prosty plan typu "co robić dziś wieczorem".
Morpheius - 2009-01-25, 19:37
:
Widział ktoś, jak wchodził? A może po prostu był tutaj cały czas, dlatego nikt z ochroniarzy nie dostrzegł go, wchodzącego przez drzwi? To nie było ważne. Bjørn siedział wygodnie w fotelu. Okulary zsunął niemal na koniec nosa i był pogrążony w lekturze. A przynajmniej na takiego wyglądał, chociaż co chwila rzucał ukradkowe spojrzenia, rozeznując się w sytuacji.
Maeg - 2009-01-25, 19:40
:
Nie poświecił zbyt wiele uwagi przybyszowi, ot kiwnął jej głową po czym usiadł na wskazanym mu przez Micka miejscu. Gdyby była kimś ważnym opiekun pewnie by mu ją przedstawił, a tak nie ma czym zawracać sobie głowy. Postanowił jednak zachować się na tyle uprzejmie i nie okazywał niezadowolenia z powodu przerwanej rozmowy. Wrogów robić sobie nie musiał ale też nadmiernie uprzejmy nie musiał być. W pewnym momencie na jego twarzy zagościł uśmiech. A ty jak zwykle się popisujesz, co Bjørn? - zwrócił się do postaci, która nagle pojawiłą się w pomieszczeniu. I nie udawaj, że umiesz czytać - dodał po chwili.
Morpheius - 2009-01-25, 19:46
:
- Wbrew obiegowej opinii nie zajmuję się tylko żłopaniem krwi, bezmózgi szaleńcze - głęboki gardłowy głos wydawał się groźny, ale lekki uśmiech błąkający się po ustach przeczył ogólnemu wrażeniu. - Czasami nawet Tobie nie zaszkodziłaby chwila lektury. Książki są mądrzejsze od nas.
KapitanOwsianka - 2009-01-25, 19:48
:
Mick uśmiechnął się i kiwnął głową, odwrócił od niej wzrok i zbliżył się z powrotem do kanapy. Uważaj na siebie. powiedział nagle, jakby na pożegnanie, ale i tak było zaskakujące. Może Mick wiedział coś, czego inni nie wiedzieli. Usiadł wreszcie i założył nogę na nogę. Chcesz się czegoś napić? zapytał Aodha.
Caylith - 2009-01-25, 19:56
:
- Zawsze to robię... więc niech lepiej inni uważają. Na mnie - jasne spojrzenie prześliznęło się po obecnych, uśmiech zniknął zastąpiony spokojną miną. - Żegnam - mruknęła i wyniosła się z pomieszczenia równie cicho jak się pojawiła. W grobie było ciekawiej niż tu. A na mieście na pewno będzie ciekawiej niż w grobie. Miękkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia a potem do garażu gdzie spała jej dwukołowa bestia. Przytłumiony ryk silnika rozległ się po chwili na dziedzińcu gdy Morgan ruszyła w noc.
Maeg - 2009-01-25, 19:59
:
- Gdzież bym śmiał skalać się tak powszechną rozrywką jak czytanie, niedoczekanie twoje ty skandynawski potworze - Aodh starał się nie roześmiać na głos. Wziął głęboki wdech, po czym przeniósł wzrok na Micka.
- Nie, dziękuje. Wiesz samochodem przyjechałem, mawiają prowadzisz, nie pij - nie dało się tego inaczej odebrać jak żartu. Widać spotkanie z Bjoren wpłynęło na niego pozytywnie.
KapitanOwsianka - 2009-01-25, 20:06
:
Rzeczywiście nie dało, ale Mick nie zareagował uśmiechem. Wpatrywał się spokojnie w Aodha uśmiechając się leciutko, zupełnie tak jak wcześniej, mrugając co jakiś czas oczami i bawiąc się czymś prawą, opartą na oparciu kanapy ręką. Wyraźnie czekał na to co powie Szkot, w końcu miał do niego kilka pytań.
Morpheius - 2009-01-25, 20:07
:
- Jak mawiają starzy szwedzcy górale: Piłeś, nie jedź. Nie piłeś, wypij. - spuentował wypowiedź Aodha, zamykając z trzaskiem tomiszcze i odkładając je na bok. - Mimo że Szwedzi są do szpiku kości głupi, to mają kilka trafnych powiedzonek. Jak zresztą wszyscy górale. - Bjørn zamyślił się na chwilę, wspominając porwane szczyty Gór Skandynawskich i długie zimy pełne śniegu i ciemności. - Nie wiem, czy wiesz, ale właśnie książki pozwoliły mi dowiedzieć się o wpływie nocy polarnych na organizm. Sądzisz, że jesteś nieśmiertelny, że takie idiotyzmy cię nie dotyczą? Ale spróbuj w pełni sił przetrwać całe pół roku.
Maeg - 2009-01-25, 20:18
:
- Chciałem Ciebie się spytać, czy nie znalazł byś chwili w najbliższej przyszłości by opowiedzieć mi co wiesz o wydarzeniach z 1999 roku. Jak wiesz, chciałbym wydać dla rodziny publikację z której młodzi mogliby się dowiedzieć o historii. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że ze znajomością jej jest nie najlepiej w tej grupie. A druga sprawa, to ów bankiet o którym wspomniałeś. Trochę nowych twarzy się pojawiło i chyba czas się bliżej z nimi zapoznać. - jeszcze za nim zaczął mówić dał znak ręką Bjornowi, że muszą poczekać aż zły humor przejdzie gospodarzowi.
KapitanOwsianka - 2009-01-25, 20:29
:
To nie był zły humor, on po prostu taki był, przynajmniej od dłuższego czasu. Mick pokiwał głową i wbił spojrzenie w oczy Aodha. Mogę Ci teraz o tych wydarzeniach opowiedzieć, jeśli jesteś zainteresowany, aż tak, a jeśli chodzi o bankiet, to zaraz ktoś roześle zaproszenia na następną noc. powiedział i pociągnął za sznur zwisający koło kanapy. Szybko pojawił się służący, który otrzymawszy instrukcje wyszedł z salonu.
Morpheius - 2009-01-25, 20:31
:
- Nie podejrzewałbym Cię o zainteresowanie taką błahą sprawą jak historia, Aodh. Chociaż fakt, to może być ciekawa historia i niezły materiał na książkę... W Bjørnie obudziła się dawna żyłka historyka. - W sumie to niewielu zna tę historię, jak było tutaj przed 1999 rokiem i co się wtedy stało. - Nordman wsunął z powrotem okulary i przeniósł spojrzenie zimnych niebieskich oczu na Micka. - A któż mógłby wiedzieć w tym mieście więcej niż opiekun tegoż przybytku? - powiedział z leciutkim sakrazmem.
Maeg - 2009-01-25, 20:51
:
- Oh choć myślałem bardziej o przyszłości, ale w takim razie zamieniam się w słuch. Mam nadzieje, że nie będziesz miał nic przeciw, że jednak nagram naszą rozmowę, a raczej twój monolog chciałbym później mieć możliwość wrócić do niego w każdej chwili. był trochę zaskoczony, że Mick tak szybko zgodził się. Nie był na dziś przygotowany na taką rozmowę. Trudno. Odwrócił na chwilę głowę w kierunku drugiego rozmówcy.
- Widzisz życie cały czas potrafi zaskakiwać
KapitanOwsianka - 2009-01-25, 21:43
:
Jeśli nie masz teraz czasu, albo ochoty na tę rozmowę, to możemy spotkać się innego dnia. powiedział spokojnie. W tym momencie do salonu weszła jakaś blondynka średniego wzrostu. Na prawdę ładna, chociaż o urodzie raczej klasycznej. Ubrana w długą i wydekoltowaną sukienkę ozdobioną koronkami. Włosy w starannie ufryzowanym nieładzie i odrobina gustownie dobranej biżuterii. Zbliżyła się do rozmówców i przywitała wszystkich uśmiechem, po czym przysiadła tuż koło Micka i podciągnąwszy bose stopy pod siebie przytuliła się do niego. Zrobiłam, to co mi kazałeś. powiedziała i spojrzała szarymi, hipnotyzującymi oczami na pozostałych dwóch rozmówców.
Maeg - 2009-01-26, 02:07
:
- Tak by było lepiej. Chęci są acz wolałbym się lepiej przygotować niż później nękać Cię kolejnymi pytaniami. Dzień, dwa po bankiecie było by chyba w sam raz. . Nie zwrócił większej uwagi na nową osobę w pomieszczeniu. Ile to opowieści krążyło poza fundacją o Micku, nie było chyba osoby która by się zdziwiła w takiej sytuacji.
Noise - 2009-01-26, 09:17
:
Alex otworzył oczy dość niechętnie, lecz już po chwili bez zastanowienia nacisnął przycisk umieszczony wewnątrz, który unosił wieko jego trumny i zapalał delikatne światło w całym pokoju. Pierwszą rzeczą jaką uczynił, było rozciąganie jego martwego ciała, a zaraz potem ruszył do łazienki w celu szybkiej toalety i doprowadzenia się do porządku. Wiele czasu mu to nie zajęło, gdyż cenił sobie swój czas i nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do wyglądu. Wciągnął na nogi skarpetki, czarne jeansy i chwycił sweter z golfem wyruszając na poszukiwania Micka. Tak jak się spodziewał zastał go tam dokładnie w tym miejscu w którym oczekiwał, a obecność gości nie zaskoczyła Alexa zbytnio. - Dobry. - mruknął na powitanie wszystkim obecnym i uśmiechnął się lekko, lecz bez wesołości.
KapitanOwsianka - 2009-01-26, 10:46
:
Aodhowi odpowiedział kiwnięciem głowy i uśmiechem. Mick spojrzał spokojnie i powoli w kierunku nadchodzącego Alexa Na pewno pamiętacie Alexa, jest członkiem Fundacji od samego początku. powiedział uwalniając się z objęć blondynki i wstając. Alex, będziemy musieli porozmawiać, nad ranem.
Noise - 2009-01-26, 11:06
:
- Nie ma problemu Mick. - powiedział teraz już z odrobiną sympatii w głosie. Niegdyś Alex niegdyś był totalnie aspołeczną jednostką, lecz to właśnie Saint-Johnowi zawdzięczał swoją resocjalizację, przez co obdarzył go dość niezwykłym jak na siebie darem, a mianowicie przyjaźnią. Teraz jednak rozejrzał się dookoła oceniając każdego z obecnych w pomieszczeniu, po czym odezwał się. - Morgan już wyszła?
Morpheius - 2009-01-26, 11:13
:
- Panie O'Loughlin - Bjorn skinął głową przybyszowi, jednak ani nie wstał ani nie wyciągnął ręki. Tajemnicą poliszynela było, że gdy Bjorn nazywał kogoś po nazwisku, to darzył go daleko idącą rezerwą. W końcu po co zawiązywać od razu milion znajomości, żeby potem na dziewięćset dziewięćdziesięciu dziewięciu tysiącach dziewięćset dziewięćdziesięciu dziewięciu znajomościach się zawieść? Aodha znał od lat, stąd ta poufałość, którą obaj wzajemnie się darzyli. Ale Alexander O'Loughlin był wciąż dla niego zagadką. Zagadką do rozszyfrowania.
Maeg - 2009-01-26, 17:35
:
Kiwnął głowa O'Loughlin na powitanie. W fundacji robiło się już tłoczno, z resztą od początku jego pobytu tutaj, co chwilę ktoś się pojawiał. Nie było sensu dłużej trwonić tutaj czasu. Odwrócił się w stronę norwega.
- Nie wiem jak ty, ale ja będę się zbierał. Trzeba by się rozejrzeć za jakimś pożywieniem na mieście.
Noise - 2009-01-26, 17:57
:
- Panie Einarsson - powiedział wymieniając grzeczności i kiwając mu lekko głową. Odkiwnął również głową Aodhowi, po czym ponownie skupił swą uwagę na Micku - Masz do mnie teraz jakiś interes, czy mam zająć się nicnierobieniem? - zapytał z nutką wesołości w głosie. Nie trzeba przy tym nadmieniać, że było to dość zaskakujące zachowanie jak na nieumarłego płatnego mordercę.
Morpheius - 2009-01-26, 18:55
:
- Pożywieniem - prychnął - Co było pierwsze, jajko czy kura? Człowiek czy wampir? Otóż człowiek, przyjacielu. To, że musimy zabierać od nich życiodajny płyn, że poświęcamy ich życie, żeby samemu żyć, jest najgorszym, najpodlejszym aspektem naszej natury. Ohydnym i odrzucającym... - westchnął - Ale niestety. Ludzie muszą jeść, wampiry muszą pić... Taka jest kolej rzeczy... - Bjorn wstał z fotela i obciągnął sweter.
Noise - 2009-01-26, 19:15
:
Alex uniósł brwi zaskoczony tym, że Bjoern postanowi się wtrącić, lecz wyraźnie ucieszył go fakt zaistnienia potencjalnej rozmowy. - Jeśli spojrzeć na to z tej strony, to sam fakt naszego istnienia już jest plugawy i nie ma racji bytu. Jesteśmy żywymi trupami, wybrykami natury, czy biorąc pod uwagę historię naszego gatunku po prostu jesteśmy przeklęci na wieki. - rzekł rozkładając lekko ramiona jakby w geście smutnej rezygnacji. - Co nie zmienia faktu panie Einarsson, że w łańcuchu pokarmowym stoimy nad ludźmi, ludzie nad zwierzętami i tak dalej. Przedstawiciel każdego gatunku musi się pożywiać i nas niestety ta reguła też obowiązuje. - po tych słowach uśmiechnął się lekko, gdyż rozmowa z nim musiała poprawić mu humor.
Morpheius - 2009-01-26, 19:32
:
- Tak, stoimy na wyższym szczeblu łańcucha pokarmowego, ale plugawy w tym jest fakt, że my, w przeciwieństwie do większości ludzi, nie pożywiamy się istotami myślącymi. Oczywiście - uniósł dłonie - Są zdegenerowane wyjątki, ale takie...hmm... ewenementy... zdarzają się wszędzie, również pośród nas.
Po chwili przerwy jeszcze dodał: - I owszem, uważam wampiry za stworzenia pozbawione racji bytu. A dlaczego? To bardzo proste. Według mojej skromnej wiedzy biologicznej najstarsze istoty na świecie, żółwie z Galapagos, żyją po 200 lat. Jak człowiek przeżyje lat 100 to już jest uznawany za bardzo sędziwego. Ale, co najważnejsze, i po żółwiach i po ludziach znać ich wiek. A po nas? Masz lat 10 czy tysiąc, wyglądasz mniej więcej tak samo! Jedno szalenie głupie i nieprzemyślane ugryzienie wyrywa nas z objęć natury i stawia nas obok niej. To nie jest, cóż, lepszego słowa nie mogę znaleźć, naturalne... - dokończył z lekką goryczą.
Maeg - 2009-01-26, 19:52
:
Kavanagh wzruszył tylko ramionami. Nie pierwszy i nie ostatni raz słuchał tyrady Einarsonna. Aodh bardzo szybko po przemianie przestał zawracać sobie głowę tą kwestią. Jeśli faktycznie czeka do długie życie (wciąż nie potrafił uwierzyć w wieczność) to postanowił, że nie będzie rozważał takich spraw, wolał zachować zdrowie na umyśle. Zwrócił się do Micka.
- Dziękuje, że znalazłeś dla mnie chwilę. Do zobaczenia jutro na bankiecie. Ruszył w kierunku drzwi. Bjorn niech podejmie decyzje sam. Czy będzie prowadził ów dyskusje czy zabierze się z nim. Aodh na pewno nie miał ochoty brać w tym udziału.
Morpheius - 2009-01-26, 20:56
:
- Panowie wybaczą, dokończymy kiedy indziej. - skinął głową Mickowi i Alexowi i ruszył za Aodhem. - Mógłbyś chociaż sekundę poczekać, ty w gorącej wodzie kąpany Szkocie... - mruknął równając się z towarzyszem. - Masz transport?
KapitanOwsianka - 2009-01-26, 21:34
:
Mick przez długi czas wyglądał na zupełnie niezainteresowanego rozmową, jaka zaczęła toczyć się na około gatunków i innych takich. Poczekał kulturalnie, aż się skończyła i zwrócił się do Alexa. Morgan już wyszła, nie mam dla Ciebie żadnej sprawy, chociaż... Skoro już zostaliśmy sami. blondynka towarzysząca Mickowi momentalnie zrozumiała w czym rzecz i szybko się gdzieś ulotniła. Wybierzesz się ze mną na krótki spacer? zaproponował. Dookoła posiadłości.
Maeg - 2009-01-26, 22:43
:
- Jeszcze byś coś powiedział, czego ta góra mięśni nie zrozumie i uzna, że go obraziłeś. A wiesz jak długo potrafią pielęgnować takie wspomnienia. - zwolnił odrobinę, teraz już mu się nie śpieszyło.
- A transport czeka na zewnątrz, nie pojawił bym się w fundacji bez samochodu
Morpheius - 2009-01-26, 22:54
:
- To raczej nie kwestia zrozumienia, a raczej odbioru informacji... I nie obawiałbym się raczej o odbiór naszego towarzysza, co jaśnie pana gospodarza o jakże światłych manierach... - mruknął cicho - Dobra, to ja najwyżej odbiorę auto później. Chyba nic mu się tu nie stanie...
Noise - 2009-01-26, 23:08
:
Alexander pożegnał Einara i Aodha jedynie skinięciem głowy i poczekał, aż odejdą. - Jasne, prowadź. - powiedział potrząsając głową na boki, by zmierzwić nieco i ułożyć włosy, w czym na koniec pomógł sobie jeszcze ręką. I choć to Mick miał prowadzić, Alex ruszył jako pierwszy w stronę wyjścia wolnym, sprężystym krokiem. - Mam wrażenie, że chodzi o jutrzejszy bankiet, mam rację? - mruknął po chwili oglądając się przez ramię, czy aby Saint-John za nim podąża.
Maeg - 2009-01-26, 23:18
:
-Raczej nie powinno nic mu się stać. Chyba, że jacyś gówniarze z gwoździem wtargną na posesje. Uśmiechnął się do przyjaciela.
- To co ruszamy w miasto, jakieś propozycje Wyszli z budynku fundacji a Aodh ruszył spokojnie w kierunku swojego Subaru. Gdy byli już niedaleko wyłączył alarm. Światłą zamrugały.
- Wskakuj drzwi są otwarte - i sam poszedł za swoją radą.
KapitanOwsianka - 2009-01-27, 00:19
:
Mick i Alex wyszli jeszcze, jakby na pożegnanie, na zewnątrz by obserwować, jak Aodh odjeżdża wraz z Einarem. Oczywiście jak zwykle brama otworzyła się bez jakiegokolwiek pytania, czy choćby śladu ochroniarzy. Rozpadało się, co prawda jeszcze nie na dobre, nie mniej deszcz był już nieprzyjemny.
Może jednak wrócimy do środka... zaproponował Mick, a reszta rozmowy była już poufna. ;)
Noise - 2009-01-27, 12:51
:
O'Loughlin strzepnął drobne kropelki wody, które osadziły się na jego swetrze i zapytał - Masz jakieś konkretne miejsce gdzie chcesz się udać? Jakiś klub, czy po prostu idziemy na żywioł? Bo jeśli to pierwsze to ja... - zmieszał się trochę patrząc na swój ubiór. Chyba właśnie po raz pierwszy zwrócił na niego uwagę na głos, w obecności osób trzecich - Chyba będę musiał się przebrać. - rzekł nieco niepewnie.
KapitanOwsianka - 2009-01-27, 13:38
:
Nie wiem... powiedział, stojąc oparty o framugę i spoglądając na swoją dłoń. Na potwierdzenie swych słów stuknął laską w kamienne schody Pogoda nie sprzyja spacerom. Lets go to the Hell... zaproponował Tam Cię powinni wpuścić bez problemu, albo do tego nowego klubu Michelle, tam też nie będzie problemu. dodał i przyjął od jednego z lokajów skórzaną kurtkę sięgająca do połowy uda, pasującą nieźle do dżinsów i szarego longsleave'a z kilkoma guzikami przy szyi, z których część była rozpięta. Oddał laskę, która nie pasowała do tego wyglądu. Pojedziemy Rolcem. dodał, kiedy limuzyna zatrzymała się pod samymi schodami. Chyba, że rzeczywiście chcesz się przebrać...
Morpheius - 2009-01-27, 16:39
:
- I ja mam się zmieścić do tego pudełka i szorować tyłkiem po asfalcie? Chybaś oszalał... - jęknął próbując wsiąść do maleńkiego auta i zająć jakąś w miarę wygodną pozycję. - Jedźmy, nieważne gdzie, byle szybko wysiąść - uśmiechnął się pod nosem.
Noise - 2009-01-27, 18:46
:
- Let's go to Hell. - powiedział akcentując swoje słowa lekkim uśmieszkiem, zaraz jednak dodał w pośpiechu. - Trzy minuty i jestem z powrotem, tylko się szybko przebiorę. - i poszedł szybko do swego pokoju. Faktycznie, Alex wrócił po trzech minutach i wyglądał jak zupełnie inny człowiek, a raczej wampir. Dopasowany do ciała longsleeve, bawełniane spodnie o modnym kroju, skórzane buty z wydłużonymi noskami oraz skórzany płaszcz do połowy łydki, a wszystko to w kolorze czarnym. Dopełnieniem tego były perfumy o orientalnym zapachu. - Gotowy na pokazanie się światu. - rzekł niejako drwiąc ze swego wyglądu, choć wyraźnie był zadowolony ze swego ubioru. W zasadzie to Mick nawet nie wiedział, że Alex posiada coś tak wyrafinowanego jak na niego.
KapitanOwsianka - 2009-01-27, 20:20
:
Nawet jeśli Saint-John był zaskoczony, to nie dał poznać tego po sobie. Siedział z tyłu Rolce'a opierając się wygodnie na kanapie. Kiedy Alex wsiadł samochód ruszył z chrzęstem opon na wysypanej kamieniami drodze. Brama jak zwykle otworzyła się akurat by samochód mógł wyjechać, a zaraz za nim się zamknęła. I tak pomknęli w noc.
Maeg - 2009-01-27, 23:29
:
Gdy tylko Norweg wgramoli swoje cielsko do samochodu i zamknął drzwi, Aodh ruszył z miejsca. Brama jak zwykle go nie zawiodła i otworzyła się w porę. Zastanawiał czy kiedyś mechanizm się zepsuje i wpakuje się w nią.
- Gdziekolwiek? Nie pomagasz przyjacielu. Zamyślił się chwilę… (następny post już na Ulicach Londynu)
KapitanOwsianka - 2009-01-29, 12:22
:
Morgan i Arline:
Telefon Micka nie odpowiadał. To znaczy Mick nie odbierał. Widać miał na głowie ważniejsze sprawy niż odbieranie telefonów. Pewnie był czymś zajęty, a może polował. Z drugiej strony Mick nie przepadał specjalnie za telefonami i innymi rozwiązaniami technicznymi tego typu.
Caylith - 2009-01-29, 13:09
:
- Trudno - mruknęła, odstawiając telefon od ucha i chowając go w kieszeni płaszcza - księciunio dowie się o lupinach później niż by chciał. - wzruszyła ramionami bo to nie był jej problem w tym momencie i spojrzała na Arline. - No, koleżanko, ustoisz na nogach czy mam cię nieść? - odgarnęła coraz bardziej mokre włosy z oczu.
Avline - 2009-01-29, 13:17
:
Spojrzała wyczekująco na Morgan próbującą dodzwonić się do Micka. Nawet ucieszyła się, że nie odbierał... Zdążyła już zwlec się z monocykla i wsparłszy się o niego zerknęła na uszkodzone udo.
Nie no, dam radę...-skrzywiła się lekko w czymś, co uśmiech mogło przypominać. Ale tylko troszeczkę - Bywały gorsze rany.. - mruknęła ni to do siebie ni to do Morgan - Wesprę się na Tobie i jakoś dokuśtykam na miejsce
KapitanOwsianka - 2009-01-29, 13:19
:
A jednak nie... Rany nie przestawały krwawić. Arline słabła w oczach, już właściwie sama nie mogła ustać. Do tego wszystkiego zbladła potwornie i zaczęła chudnąć w oczach. Widac ubytek krwi był większy, a rany poważniejsze niż się spodziewały obie.
Avline - 2009-01-29, 13:38
:
Zawsze starała się robić dobrą minę do złej gry, ale najwyraźniej tym razem przeliczyła się, i to bardzo.
-Cholera jasna... - wyszeptała, po czym osunęła się na ziemie, omal nie przewracając motocykla. Czuła jak krew odpływa z każdej części jej ciała nie wiadomo gdzie...
Caylith - 2009-01-29, 14:06
:
- Hej hej hej...źle z tobą dziewczyno. No pomóż mi - pochyliła się nad nią i złapawszy w pasie starała się podnieść do pionu - złap się mnie za szyję. I spróbujemy jakoś dotrzeć do środka.
Chwyciła Arline mocno w pasie, ponownie zarzucając sobie jej ramię na swoje i w miarę szybko starała się dotrzeć do środka budynku gdzie zaczęła się rozglądać za kimś kto pomoże doprowadzić je do miejsca gdzie wampirzycę opatrzą. - Hej! - podniosła głos - medyk potrzebny i to w tej chwili!
KapitanOwsianka - 2009-01-29, 16:47
:
Wybaczcie, to wszystko przez głupie pomieszanie konwencji wampirzych w mojej głowie.

Jak się okazało zmora Arline nie była ciężkość ran, tylko ubytek krwi, który dał o sobie znać głodem, może jeszcze nie przerażającym, ale zdecydowanie przypominającym o sobie. Oczywiście kule szybko usunięto i rany jak nic szybko by się zagoiły, gdyby właśnie nie głód. Z resztą rana na udzie właśnie się zrosła, co z kolei spowodowało, ze głód odezwał się bólem w każdej żyle. Arline łaknęła krwi i potrzebowała jej by się uzdrowić do końca.
Caylith - 2009-01-29, 19:24
:
Korzystając z tego, że Arline już się zajęto, udała się do swego mieszkanka w Fundacji. Przemoczony płaszcz zawisł na kołku a zapasowe magazynki i komórkę rzuciła na łóżko. Następnie szybko wycierając włosy zasiadła przed laptopem i włączyła go by sprawdzić pocztę. Czekając aż się poczta odświeży odrzuciła ręcznik i targając włosy zaczęła się zastanawiać nad kilkoma faktami z dzisiejszego cyrku w metrze: "kundle" chciały początkowo jakiegoś człowieka... ciekawe... od kiedy tak jawnie urządzają sobie łowy na bydło... z zamyślenia wyrwał wampirzycę cichy pisk przychodzącej wiadomości.
- Bankiet? - mruknęła przeczytawszy i skrzywiła się lekko. To oznaczało wciskanie się w sukienkę. - Ehhh...
Avline - 2009-01-29, 20:42
:
Leżała na jakimś łóżku, nad którego wygodą raczej się nie zastanawiała. Miała teraz inne zmartwienie, a ono dawało jej o sobie znać przy każdym najmniejszym ruchu. Głód trawił ją od środka... pragnęła krwi, dużo krwi. Przecież cholera nie będzie tak leżeć! Zwlekła się z łóżka usiłując dotrzeć do drzwi. Co za koszmar, już dawno nie była w takim stanie. Przecież nawet zapolować nie mogła, taka osłabiona była. Miała nadzieje, że ktoś o niej pomyśli i dostarczy jej tyle życiodajnego 'trunku', żeby mogła dojść do siebie...
KapitanOwsianka - 2009-01-29, 22:25
:
Zadziwiające było to, że wcale nie miała trudności z poruszaniem się, chociaż każde działanie powodowało ból w żyłach. Rzeczywiście brakowało jej krwi, ale pewnie nie miałaby problemów z zapolowaniem, byleby tylko rana nie za bardzo krwawiła. Nagle dziewczyna zdała sobie sprawę, że dalsze takie posunięcia mogą ją doprowadzić do letargu...
Caylith - 2009-01-29, 23:32
:
Wstała od laptopa i zaczęła chodzić tam i z powrotem po pokoju myśląc nad sytuacją. "Kundle" polujące w metrze na człowieka, atakujące wampirzycę, zmieniające postać niemal jawnie... Co tu było powodem, cholera.... gdzieś tu tkwił haczyk, rozwiązanie tego wszystkiego, brakujący element układanki. Morgan odrzuciła już wysuszone włosy z oczu i przyjrzała się ponuro komórce. A księciunio jak nie oddzwaniał tak nie oddzwaniał... szczególnie w kryzysowej sytuacji. Iście po męsku...
Potrzebowała świeżego spojrzenia. Może Arline coś wie, coś co ona przeoczyła...
Z tą myślą ruszyła w stronę drzwi by pogadać z wampirzycą, ale coś ją zastopowało. Była w dosyć kiepskim stanie. Może krwawy prezent powitalny... Morgan błysnęła zębami. W końcu chyba nieczęsto tu bywała. Z tą myślą ruszyła do lodówki i zaopatrzywszy się w dwie torebki krwi wyszła z mieszkania miękkim krokiem kierując się do miejsca gdzie zostawiła wampirzycę.
- Arline, mogę wejść? - stuknęła w drzwi kilkakrotnie i wsadziła głowę do pomieszczenia.
Avline - 2009-01-30, 12:46
:
Wróciła z powrotem na łóżko z nadzieją, że ktoś przypomni sobie o niej. A jeśli sobie nie przypomni... tego jej tylko brakowało, żeby z braku krwi w letarg zapadła. Gdy rozległo się pukanie do drzwi, aż zadrżała z napięcia. Mogłaby przysiąc, że jej wyczulone na zapach krwi nozdrza właśnie poczuły to, czego tak pragnęła.
Morgan... - poznała głos wampirzycy - Wjedź... -nawet usta odmawiały jej posłuszeństwa.
Caylith - 2009-01-30, 12:54
:
Słysząc zaproszenie weszła cicho do pokoju.
- Pomyślałam, że może coś pam... - zaczęła zamykając drzwi po czym odwróciła się w stronę dziewczyny i zamarła widząc jej stan.
- Niech to szlag... nic ci nie dali? - zrobiła dwa kroki w jej stronę zauważając jak bardzo wampirzyca jest chuda i w sumie ledwie żywa... w wampirzym stylu. Potok szkockich bluzgów wylał się z ust Morgan. Siadła obok i podała Arline torebkę z krwią.
- Ani słowa. Pij. Jak coś mam jeszcze drugą. Skręcę kark temu idiocie który zapomniał z czym wiążą się rany postrzałowe... pieprzony haggis... - po czym nastąpiła kolejna seria dźwięcznie brzmiących obrazowych przekleństw mamrotanych pod nosem.
Avline - 2009-01-30, 13:06
:
Jej oczy aż zabłysły czerwienią na widok zbawiennych torebek z życiodajnym płynem
-Drugi raz ratujesz mi dzisiaj życie... wyszeptała łapiąc podaną jej torebkę. Kultura wymagała, by nawet w takim stanie zachowywać się w miarę przyzwoicie i nie wyszarpywać gościowi prezentu z rąk. Przyssała się do niego, jak dziecko do piersi matki, łapczywie pochłaniając każdą kroplę. Czuła wyraźnie, jak krew powoli zaczyna krążyć w każdym calu jej ciała, budząc ją do życia i dostarczając energii, której potrzebowała, by bez obaw na polowanie ruszyć.
-Dzięki kochana... wyraz twarzy wampirzycy zmieniał się powoli, ale to jeszcze nie było to. Czy będę nieuprzejma jeśli poproszę od razu o drugą torebkę? spytała z lekkim uśmiechem.
Caylith - 2009-01-30, 13:20
:
Na chwile przestała uzewnętrzniać swoje zachwyty nad rodzimym bądź co bądź językiem i podała Arline drugą torebkę.
- To nie to co świeża, prosto od człowieka ale niestety na razie musi ci wystarczyć. - podniosła się miękko i zaczęła krążyć po pokoju tam i z powrotem jak bestia uwięziona w klatce czekając aż Arline dojdzie do siebie. - Jakbyś potrzebowała jeszcze, mogę ci udostępnić jeszcze jedną. Ale sama też nie mam banku krwi u siebie więc polowanie niedługo i tak mnie czeka. - odgarnęła ciemne kosmyki z oczu przyglądając się wampirzycy z ciekawością, tak jak każdy mógłby się przyglądać nowo poznanej osobie. Z tym, że Morgan była bardziej chwilowo zainteresowana zawartością jej głowy niż ulubioną marką gnata.
Avline - 2009-01-30, 13:34
:
Druga torebka wchłonięta została bardzo szybko. Nic dziwnego. Nie ma to jak niezaspokojona wampirzyca. Pod każdym względem. Z racji tego, że jedna sfera zaspokojona została w całkiem niezłym stopniu, należało zadbać i o tą drugą. Dziwne to u niej było, kiedy pojawiał się głód, dotyczył on i jednego i drugiego rodzaju konsumpcji...
-Postaram Ci się zrewanżować jakimś dobrym rocznikiem - przeciągła się tak, jakby dopiero co ze snu się wybudziła. Po części tak było. - Wystarczy to co wypiłam. Chyba teraz bez problemu moje ciało dojdzie do siebie - dodała i siedząc nadal na łóżku zabrała się za oględziny swojej garderoby. Skrzywiła się wściekła. Jasna cholera! Muszę się przebrać. Nie mogę paradować po fundacji w poszarpanym odzieniu. Chyba jednak oszczędzę sobie dzisiaj rozmowę z Mikiem. Doprowadzę się do porządku i zawitam tutaj jutro... I tak miałam mu przynieść kolejny obraz do kolekcji, więc przynajmniej będę mieć dobry pretekst...
Caylith - 2009-01-30, 13:47
:
- Tak generalnie proponowałabym zaczekać. - odezwała się spokojnie przysuwając sobie nogą jakieś krzesło i siadając na nim - to co się stało w metrze nie było normalnym dla "kundli" zachowaniem, jak przypuszczam i pewnie chciałby o tym usłyszeć. - zastanowiła się - A jutro ponoć jakiś bankiet jest - skrzywiła się niemiłosiernie, jasno dając do zrozumienia co sądzi o bankietach - więc Księciunio...hmm... Mick - poprawiła się szybko z odrobiną humoru w głosie - może mieć dla ciebie mniej czasu niż dzisiaj. Co nie znaczy, że ma go dzisiaj. Mężczyźni... nie ma ich nigdy wtedy kiedy są potrzebni... - westchnęła cierpiętniczo w sposób charakterystyczny dla każdej kobiety. Czy to żywej czy martwej.
Avline - 2009-01-30, 17:59
:
Westchnęła zrezygnowana. Nie uśmiechało jej się bezczynne czekanie na to, czy 'audiencja' dojdzie do skutku czy tez nie. Poza tym, co tu ukrywać... była głodna. I wściekła. Jeśli tego pierwszego nie dało się ukryć, to drugie uczucie tym razem maskowała niemal perfekcyjnie.
Skoro radzisz poczekać, to poczekam.. wstała z łóżka szukając wzrokiem czegoś co przypominałoby lustro. Pewnie wyglądała jak półtora nieszczęścia. Wolała ogarnąć się choć trochę. Lustro z bogato zdobioną ramą wisiało na ścianie z boku, tuż obok jakiejś szafy, tez nie wyglądającej na nową. Wstała i zbliżyła się do niego. Podkrążone oczy, blada bardziej niż zwykle, usta z których czerwień gdzieś znikła.... Przeczesała zmierzwione włosy palcami obu dłoni. Niech chociaż one jakoś wyglądają.
- Bankiet, powiadasz? - odwróciła się do Morgan zaintrygowana tą wiadomością.- No to o rozmowie możemy zapomnieć... No chyba że Księciunio... - zaśmiała się. To określenie bardzo jej się spodobało, chyba puści je w obieg - wykaże zainteresowanie sprawami bardziej przyziemnymi niż zabawa -dodała z uśmiechem, bardziej naturalnym niz wcześniej.
Caylith - 2009-01-30, 18:15
:
Mrugnęła z rozbawieniem w oczach ale z nader poważną miną, co kolejnym słowom nadało komicznego charakteru. - Księciunio nie jest księciem tak naprawdę i chyba by go nagła krew zalała gdyby usłyszał takie określenie. Tak więc uważać należy czy przypadkiem długie jego uszy - tym razem uśmiechnęła się szeroko - nie dopełzły nie tam gdzie trzeba. Chociaż przypuszczam, że jak nie uszy to słudzy doniosą. Albo Blondyneczka. Tak więc nie zdradź mnie - rzuciła rozbawione spojrzenie Arline. W jakiś sposób stwierdziła, że w tej dziewczynie płynąć może pokrewna krew, obrazowo mówiąc. A raczej, że są w stanie się dogadać, co dla Morgan było sporym odkryciem. Nie miewała bliskich znajomych.
- Bankiet. Pełno nadętych dupków z naszego świata, myślących że są nie wiadomo czym. A tak osobiście - podgięła jedną nogę pod siebie - to przypuszczam, że jeden z drugim, suczy syn, narobiłby w gacie na sam dźwięk odbezpieczanej Beretty. A tak nawiasem Arline, powiedz mi, że masz broń na "kundle" ale nie wzięłaś jej z domu... - nawiązała do zdarzenia z metra.
Avline - 2009-01-30, 19:53
:
Wróciła na swoje miejsce na łóżku wyraźnie rozbawiona.
-Spokojnie, nie zdradzę Cię. Sama chętnie natarłabym 'długim uszom' uszy, bo wszystko potrafię tolerować ale wazeliniarstwa - ni cholery
Coś jej mówiło, że to nie pierwsze ich spotkanie. Musiała przyznać, że towarzystwo Morgan działało na nią wyjątkowo... pobudzająco.
-No tak, bankiety to idealne miejsce na pokazywanie kim to się nie jest, chwalenie się kogo to się nie wyssało, czy przeleciało... Dlatego zamiast takich imprez wole zabawić się po swojemu, najlepiej przy ostrej muzyce w jakimś undergroundowym klubie... - na wspomnienie o Berettach skrzywiła się - Nie... w moim domowym arsenale broń palna nie ma prawa bytu. Ograniczam się do wszystkiego co ma ostrze. Jednak po dzisiejszych zajściach wydaje mi się, że wskazane będzie zaopatrzyć się w parę takich cudeniek, jakie Ty posiadasz. problem w tym, że ni cholery nie potrafię nimi się posługiwać. Znaczy się, na tyle, by coś uśmiercić...
Caylith - 2009-01-30, 21:05
:
Zrobiła wielkie oczy.
- I ty przetrwałaś do tej chwili?! Cud! Pozwól Arline, że cię oświecę - pochyliła się nieco w jej stronę - wojna nigdy się nie zmienia. Ale sposoby jej prowadzenia i broń owszem. Teraz ci raczej miecz albo nóż nie wystarczy. Jako dodatek - owszem. Ale nie jako główny sprzęt. A mnie następnym razem może nie być w pobliżu gdy "kundel" wyciągnie automat na ciebie.
Powierciła się chwile w miejscu.
- Znam się na broni wystarczająco na mój fach więc mogę ci pomóc. Z kolei tu w podziemiach jest świetna strzelnica, więc jak się Mick zgodzi będziesz miała gdzie trenować. I kto wie - może nawet Alexa zwerbuję do pomocy "zagubionej owieczce" - kącik ust uniósł się do góry. - Nie sądzę by ktoś się lepiej znał na broni od niego w sensie co na kogo i jakiej wielkości dziurę zrobi w czaszce. A poza tym - zaśmiała się pod nosem - to jest znośny facet. I całkiem niezły.
Avline - 2009-01-30, 21:15
:
- No wiesz, ja zwykle pędzlem wojuje, a zabawy mieczami traktuje jako hobby. Żebyś Ty wiedziała ile razy na miesiąc muszę zasłony w pokoju zmieniać -pokręciła głową śmiejąc się.Gdyby czasy inne były, to ona mogłaby Morgan niejednego o broni białej nauczyć.
- Masz racje, chyba pora się przestawić - przyznała - i chętnie skorzystam z Twojej wiedzy. Jestem raczej pojętną uczennicą, wiec może problemów nie będzie. A ten Alex to kto? Twój etatowy kochanek? -bezpośredniość nie była jej zaletą. Temu pytaniu towarzyszyła raczej czysta babska ciekawość.
Caylith - 2009-01-30, 22:29
:
- Pędzlem? - nie ma co, zaskoczenie za zaskoczeniem. - Czyli jesteś artystką... oj... no ale spróbujemy - machnęła ręką. Usłyszawszy pytanie chwilę patrzyła na Arline z kolejnym szokiem na twarzy - Kochankiem? - po czym nastąpił nagły wybuch serdecznego śmiechu tak nietypowy dla Morgan jak to, że wyraziłaby nagle ochotę na napicie się zwykłego wina. - Nie... - wykrztusiła po chwili - raczej dobrym kolegą. Czasem chadzamy razem na akcje no i się zna na broni. Ale zapewniam cię, że ja się jego "gnatem" nie zajmuję.
Avline - 2009-01-31, 08:51
:
-Jak to się mówi, 'nie każdemu psu burek'...-zamyśliła się na moment, bo chyba jednak to powiedzenie mało pasowało do kontekstu. Postanowiła ująć to wprost - Znaczy się, nie każdy wampir to zabójca. - Zaczynała mieszać fakty, ale był zapewne wpływ głodu który dawał o sobie znać. Wszak każdy z nich był zabójcą na swój sposób.
- No wiesz, o co mi chodzi-dodała wreszcie.- Myślę, że nowe doświadczenie związane ze strzelaniem da mi chociaż połowę satysfakcji, jaką zwykle czerpie z machania pędzlem i mieczem. A co zaś się 'gnatów' tyczy.... zobaczymy, czym ten Alex dysponuje.
Ostatnim słowom towarzyszył błysk w oczach i tajemniczy uśmieszek. Wolała jednak szybko rozwiać ową dwuznaczność jej słów dodając: -No wiesz, o co mi chodzi...
KapitanOwsianka - 2009-01-31, 10:24
:
Krew z torebek załagodziła głód, nawet do tego stopnia, że mogła o nim zapomnieć, widać uzupełniła odpowiednią ilość krwi, by czuć się w miarę dobrze. Rana na boku też szybko się zaczęła goić, to znaczy szybko jak na ludzi.
Caylith - 2009-01-31, 11:13
:
- Wiem, wiem... jak dla mnie to możesz sobie podysponować każdym "gnatem" każdego wampira płci męskiej w tym budynku - oświadczyła z rozbawieniem. Nie ma co, Arline zapowiadała się na rozrywkową wampirzycę. - Ja nie mam aktualnie żadnego faworyta więc konkurencji nie będę stanowić.
Wstała i przeciągnęła się solidnie.
- Słuchaj mam pomysł. Skoro i tak musimy czekać na Saint-Johna to równie dobrze mogę cię zapoznać z paroma egzemplarzami gnatów - wyszczerzyła się - tych co robią krzywdę. Żebyś nie robiła dalej za ruchomy cel dla lupinów na mieście. A poza tym parę rzeczy mi nie grało w tej sytuacji w metrze... - zmarszczyła brwi - może razem wykombinujemy co się wyprawia. Zainteresowana?
Avline - 2009-01-31, 21:59
:
-Dzięki wielkie za pozwolenie - mrugnęła do Morgan wyraźnie rozbawiona. Odchyliwszy koszulkę i coś co przypominało opatrunek stwierdziła, że rana staje się przeszłością. Mimo wszystko w takim stanie za żadne 'gnaty' by się nie brała. Raczej mało estetycznie wygląda ciało zorane niezagojonymi ranami. Ani to podniecające, ani smaczne...
-Jasne, że zainteresowana. Skoro i tak musimy czekać, to chętnie pooglądam to i owo....
Caylith - 2009-01-31, 22:08
:
- A przy okazji znajdziemy ci coś do przebrania. Coś co nie ma dziur od kul i gustownych śladów po krwi. - omiotła krytycznym wzrokiem sylwetkę Arline - Jesteś prawie mojego wzrostu i budowy więc chyba nie będzie problemu z pożyczeniem czegoś z mojej szafy. Jeśli nie gardzisz jeansami i koszulami. Przykro mi ale sukienek mam po pierwsze mało a po drugie nie wiem w jakim stanie. Znaczy czy mole nie zeżarły, tak nienoszone - skierowała się miękko w stronę drzwi - niektóre mają nawet niezdarte metki.
Avline - 2009-01-31, 22:13
:
Sukienki??!! Ty chyba żartujesz. Za żadne skarby w coś takiego bym nie wlazła. To dobre dla niewinnych panienek lub dziwek, a ja nie reprezentuje ani jednej ani drugej grupy.. Swoje udawane oburzenie zamaskowała kolejnym uśmieszkiem -Jeansy jak najbardziej mogą być...
KapitanOwsianka - 2009-02-01, 11:05
:
Grafitowy Rolce Royce przejechał przez bramę, która jak zwykle otworzyła się akurat by samochód nie musiał nawet zwalniać. A zamknęła się tuż za nim. Przejechał, rozrzucając kamienie przez cały podjazd i zatrzymał się z lekkim poślizgiem przed drzwiami. Jeden z lokai wybiegł z parasolem by osłonić Micka przed deszczem. Rolce zaraz ruszył w dalszą podróż, za to Saint-John wszedł do budynku i przeczesał włosy Morgan wróciła? zapytał, a uzyskawszy twierdzącą odpowiedź ruszył do pomieszczeń, które mu wskazano.
Caylith - 2009-02-01, 12:16
:
Pokiwała głową i otworzyła drzwi - Ranne panie przodem - machnęła ręką zapraszająco na Arline, a gdy dziewczyna wyszła ruszyła energicznym krokiem w stronę swego mieszkania. Gładkie czoło przecinała zmarszczka a na twarzy malował się dosyć poważny wyraz.
Avline - 2009-02-01, 12:23
:
Wyszła z pokoju i ruszyła we wskazanym przez Morgan kierunku, aż dotarły przed drzwi, które gospodyni szybko otwarła. Arline weszła do środka rozglądając się uważnie.
KapitanOwsianka - 2009-02-01, 12:45
:
Akurat korytarzem właśnie nadciągał Mick, wyglądał inaczej niż zwykle. Bardziej ludzko i przez to wydawał się mniej ludzki. Pełniejszy w rysach, bardziej rumiany, naturalnie uśmiechnięty i gwałtowniejszy w ruchach. Morgan... powiedział na przywitanie, jak zwykł, więc tutaj nic się nie zmieniło. Dzwoniłaś do mnie. zauważył.
Caylith - 2009-02-01, 12:50
:
- Udana uczta jak mniemam - zauważyła obrzuciwszy okiem jego osobę. Kącik ust lekko podjechał do góry w uśmiechu ale zaraz spełzł - Dzwoniłam - Zatrzymała się przy drzwiach do mieszkania - bo chyba zapowiadają się kłopoty... - drzwi stanęły otworem - Wejdźcie oboje, proszę.
Wskazała gościnnym gestem wejście czekając aż oba wampiry nawiedzą jej mieszkanko. A skoro został tylko Mick zaczekała uprzejmie aż się pofatyguje do środka.
Samo mieszkanko nie było duże. Niewielki pokój dzienny w którym znajdował się stół zarzucony obecnie jakimiś papierami i dokładną mapką Londynu. Obok mrugał włączony laptop. Dwa wygodne fotele i krzesło stały niedaleko stołu. W kącie niewielka wieża ustawiona na solidnie wyglądającej przepastnej szafce, która niedomknięta ukazywała błyski czegoś czarnego i metalicznego. Z saloniku (jak można by to nazwać) prowadziły drzwi do sypialni, sądząc po fragmencie widocznego łóżka. Tam też było wejście do niewielkiej łazienki. Ogólnie mieszkanie urządzone spartańsko i bez zbędnych zbytków. Pomijając coś na ścianie co wyglądało jak wytarty kratkowany kawał materii z jakimś herbem i nazwiskiem O'Connor.
Avline - 2009-02-01, 13:12
:
Nim weszła szybkim spojrzeniem obrzuciła zbliżającego się wampira siląc się przy tym na coś, co mogłoby przypominać uśmiech. . Do tej pory nie miała chyba przyjemności z Saint-Johnem osobiście rozmawiać, gdyż zwykle wszystkie sprawy związane z fundacją załatwiała z jego pomagierami. Zważywszy na obecne okoliczności ich spotkania do śmiechu jej specjalnie nie było.
Mieszkanie Morgan daleko odbiegało od tego, w którym ona zwykła rezydować. Jednego zarzucić nie mogła-było ono zdecydowanie przytulniejsze od jej własnego. Skierowała się od razu w stronę fotela, ale kultura wymagała, by poczekać z usadowieniem się na nim, dopóki wszyscy do środka nie wejdą.
KapitanOwsianka - 2009-02-01, 14:26
:
Saint-John nie skomentował słów Morgan, zmarszczył tylko lekko brwi, nie wiadomo czy na komentarz o uczcie, czy wspomnienie o kłopotach. Wszedł do mieszkanka, ale nie zajął żadnego siedzącego miejsca. Stanął i odruchowo podrapał się po prawej brwi przybierając zafrasowaną postawę. Po polowaniu zawsze nabierał ludzkich odruchów, których w sumie nie zauważał. Czekał aż Morgan powie w czym rzecz.
Caylith - 2009-02-01, 14:41
:
- Strzelanina z "kundlami" dzisiaj w metrze - przeszła od razu do rzeczy, siadając na krześle i podginając pod siebie jedną nogę. Jeśli on miał zamiar stać jego sprawa. - W którą oczywiście się wplątałam dlatego, że na moje oko ścigały jedną z nas. To jest Arline - kiwnęła głową na wampirzycę, dokonując przy okazji prezentacji - Ale tak naprawdę, Mick - niebieskie oczy zabłysły ponuro - cała trójka lupinów chciała dopaść człowieka i wyciągnęła broń jawnie. Cud że w ogóle nie było wielu ludzi w metrze - zastanowiła się chwilę ilu ich w końcu było, ale na razie dała sobie spokój. - Jeśli będą nadal tak jawnie wyłazić i atakować bydło... możemy mieć kłopoty z utrzymaniem naszego istnienia w sekrecie. Poza tym - zmarszczyła nos - coś się szykuje. Mam takie przeczucie.
KapitanOwsianka - 2009-02-01, 15:11
:
Mick kiwnął głową Jak wielu było tam ludzi? zapytał i spojrzał na Arline. Zmierzył ją wzrokiem, jakim zazwyczaj obrzuca atrakcyjną dziewczynę facet i uśmiechnął się Nic Ci nie jest? Nie potrzebujesz pomocy? zapytał zaglądając jej spokojnym spojrzeniem w oczy.
Avline - 2009-02-01, 15:28
:
Żyje, jeśli można tak powiedzieć -odrzekła z lekkim uśmiechem odwzajemniając się równie krytycznym spojrzeniem jakim Mick ją obrzucił, z tym że u jej owo 'mierzenie' zajęło kilka sekund więcej. Od razu widać było, że głód mu nie doskwierał, bo prezentował się.. hmm .. przyzwoicie by nie rzec, smakowicie. Powoli zaczynała ubolewać nad tym, że widzi ją w stanie pozostawiającym wiele do życzenia. Ale trudno. - Dzięki za troskę - dodała przerywając medytacje, po czym usadowiła się na najbliższym fotelu.
-Oprócz tego nieszczęśnika, którego próbowali dopaść, w metrze nie widziałam innych ludzi... No chyba, że kogoś przeoczyłam, ale w takiej sytuacji w jakiej się znalazłam, nie było czasu oglądanie się na to, czy ktoś to widzi czy nie...
Caylith - 2009-02-01, 15:37
:
Zmarszczyła brwi w zastanowieniu.
- Na pewno ten kogo ścigali. Uciekł do jednego z tuneli a jeden kundel pobiegł za nim. I na pewno jakiś bezdomny. Ale cicho nie było od huku moich CZtek i automatów kudłatych. - przegarnęła włosy dłonią - więc możliwe, że ktoś mógł się zainteresować. Na pewno psy. Poza tym, te cholery się przemieniały swobodnie. - dodała mając na myśli wilkołaki.
KapitanOwsianka - 2009-02-01, 16:03
:
Bezdomny i człowiek, na którego polowali? zapytał, żeby się upewnić Więc, wcale nie tak jawnie się przemieniali. pokiwał głową, na to, że Morgan lekko przesadziła, przynajmniej w jego ocenie. Ale masz rację, do tej pory wilkołaki nie były zainteresowane miastem, ba od lat nie słyszałem, że jakiś pojawił się w okolicy. Razem z Alexem zajmiecie się tą sprawą. powiedział spokojnie i uśmiechnął się raz jeszcze. Arline, jak każdy jesteś mile widzianym gościem w Fundacji, jeśli czegoś potrzebujesz, zwróć się do któregoś ze służących, albo do mnie. Mam nadzieję, że pojawisz się na jutrzejszym bankiecie? zapytał.
Avline - 2009-02-01, 17:27
:
Skinęła głową uprzejmie . -Dziękuje. Póki co, chciałabym wykorzystać wiedzę Morgan i Alexa, by następnym razem nie dać się tak łatwo zaskoczyć.
Na wzmiankę o przyjęciu skrzywiła się wcale tego nie kryjąc.
-Bankiet? Hmm... Jeśli tylko suknie wieczorowe nie będą wymaganym strojem, chętnie się zjawie... - uznała, iż może być to niezła okazja, by przyjrzeć się dokładnie towarzystwu, o którym Morgan zbyt pochlebnego zdania nie miała. A może i ona sama na tym skorzysta...
Caylith - 2009-02-01, 17:39
:
- Jasne. Dogadam się z nim jak go zobaczę. Ciekawe swoją droga gdzie go wyniosło... - zamruczała. Na wzmiankę o pomocy kiwnęła głową potwierdzająco. Wszak sama się zaofiarowała. Potem zaś przeniosła zaciekawione spojrzenie na Saint-Johna. Tak, to było ważne pytanie: czy wystrojenie się jak lalka z pudełka będzie wymogiem...
KapitanOwsianka - 2009-02-01, 18:39
:
Mick uśmiechnął się, tak jakby to co powiedziała Arline było świetnym żartem. Oczywiście, chciałbym, by każdy był dobrze ubrany, ale nikogo nie zmuszę. Na jutrzejszym spotkaniu omówimy kilka ważnych spraw, w tym także lupinów. powiedział i na pożegnanie uniósł lekko dłoń. Ruszył w kierunku drzwi.
Avline - 2009-02-01, 19:47
:
Skoro tak... dla odmiany mogę się rozerwać w wampirzym towarzystwie...
Odprowadziła Mika wzrokiem do drzwi. Nie omieszkała na pożegnanie zmierzyć go od stóp do głów, by porównać swoje wyobrażenie co do jego osoby z tym , co faktycznie sobą reprezentował. Kto wie, może złamie swoje żelazne zasady i jednak wbije się w coś wystrzałowego...
Caylith - 2009-02-01, 20:38
:
- Do zobaczenia Mick - pożegnała się, również przyglądając mu się spod oka jednak bez aż takiego szczególnego zainteresowania. Po chwili jednak łypnęła ślepiem w stronę Arline i aż się uśmiechnęła. O tak, Saint-John miał reputację. Ale może tym razem to nie on podłapie pannę ale panna jego...
- Dobra, zaraz zobaczymy co ci można podrzucić do ubrania - odezwała się z lekkim rozbawieniem w głosie podnosząc się z miejsca. Czas przerwać lustrację księciuniowego zadka. I zapoznać Arline z paroma "gnatami".
Avline - 2009-02-02, 12:07
:
Gdy Mick pokój opuścił, wampirzyca potrzęsła lekko głową, jakby próbując wrócić do rzeczywistości i spojrzała na Morgan.
-Daj mi cokolwiek, co nie będzie zwracało niczyjej uwagi. Wrócę do domu, doprowadzę się do porządku... a jutro, hmm, pojawię się na tym nieszczęsnym bankiecie. Będziecie z Alexem? Umówilibyśmy się wtedy na te strzelanki...
Caylith - 2009-02-02, 12:19
:
Wstała z krzesła i ruszyła w stronę sypialni.
- Jak wolisz. Może być i tak, chociaż ja bym na twoim miejscu skorzystała od razu. Przez ten bankiet diabli wiedzą, co jutro dziać się będzie a Alex na pewno trafi dziś do strzelnicy w podziemiach. Ja zresztą też tam zmierzam. Młoda godzina jeszcze. Może po prostu odśwież się u siebie i wróć tutaj?
W tym czasie dotarła do szafy w sypialni i zaczęła przebierać między jeansami z których jedną parę - ciemnogranatowe bez szczególnych bajerów rzuciła w stronę Arline - Przymierz. Długi czy krótki rękaw koszuli? - zapytała z głową w szafie, grzebiąc dla odmiany między górnymi częściami garderoby.
KapitanOwsianka - 2009-02-02, 12:59
:
Za to Mick jak zwykle trafił do salonu, w którym już kilkoro mniej znaczących w mieście wampirów zabawiało się dyskusjami i różnymi pierdołami. Zasiadł na jednej z kanap przybierając wygodną dla siebie pozycję i pogrążył się w myślach. Zaczynało mu brakować towarzystwa, z drugiej strony było co przemyśleć.
Avline - 2009-02-02, 14:35
:
Wstała z fotela i zabrała się za zdejmowanie spodni, które w obecnym stanie nadawały się tylko do wyrzucenia. Blada skóra jej zgrabnych nóg wyraźnie odznaczała się na tle jej czarnej, koronkowej bielizny. Szybko wcisnęła się w jeansy, dopięła je porządnie i równie szybko zdjęła koszulkę. Stanik pod nią oczywiście też był czarny.
Z krótkim rękawem, poproszę odparła - Pojadę do domu i wrócę tutaj, powiedzmy do dwóch godzin. Zapisze sobie Twój numer telefonu na wszelki wypadek - telefon wyjęła wcześniej z bocznej kieszonki swych poszarpanych spodni, a teraz, czekając aż Morgan rzuci jej koszulę, wklepywała jej imię do książki telefonicznej.
Caylith - 2009-02-02, 15:22
:
Wyrzuciła z siebie wyraźnie ciąg cyfr, które razem tworzyły numer jej komórki, nadal grzebiąc w szafie. Po chwili wyłoniła się z niej z koszulką z rękawami 3/4 koloru ciemnografitowego i płóciennym niewielkim plecakiem w drugiej ręce.
- Proszę. A tu masz coś w czym możesz nieść rzeczy do domu. - podała jej koszulkę i plecak a potem przyjrzała się krytycznie własnym jeansom na Arline. - Pasują?
Avline - 2009-02-02, 16:59
:
Numer zapisała, telefon znalazł się w bocznej kieszonce spodni.
-Pasują - by ów fakt potwierdzić, obróciła się prezentując je niczym modelka. Niekompletnie ubrana modelka. Koszulę na siebie zarzuciła, w plecak swoje łachy wcisnęła. Była gotowa.
Jeszcze raz wielkie dzięki - Posłała Morgan uśmiech pełen wdzięczności i nie zwlekając ruszyła w kierunku drzwi.
-Zdzwonimy się jakby co - rzekła na odchodne, po czym opuściła pokój. Miała zamiar złapać taksówkę i znaleźć się czym prędzej w swoim mieszkaniu.
Caylith - 2009-02-02, 17:37
:
- Jasne - wypuściła ją na zewnątrz, ale zaraz sobie coś przypomniała - Cholera zostawiłam moją dziecinkę na zewnątrz - syknęła - Arline moment! Przejdę kawałek z tobą. Muszę zagarażować motocykl - po czym zamknęła drzwi i pognała za wampirzycą. - No i co myślisz o Księciuniu? - zapytała ciekawością.
Avline - 2009-02-02, 20:25
:
Słysząc po raz kolejny ową zabawną ksywkę, jakim Morgan Micka nazywała, nie potrafiła powstrzymać się od parsknięcie śmiechem.
-Hmmm, pierwsze wrażenie pozytywne. Zobaczymy jakie zrobi za drugim razem... -mrugnęła do dziewczyny znacząco. W jej wampirzym i bądź co bądź kobiecym umyśle rodziły się pewne plany, ale czas pokaże czy zostaną wcielone w życie.
Caylith - 2009-02-02, 21:30
:
- Jakoby kij połknął - dodała z zachwytem otwierając drzwi na zewnątrz. - Chociaż myślę, że jak coś się stanie to widać po nim, że ma... naboje do gnata. - dokończyła z rozbawieniem. - A ty się tak na niego nie napalaj bo cię Blondyneczka żywcem zje.
Lało wściekle to i nie bardzo miała ochotę wychodzić. Ale motocykl mókł na zewnątrz a to z pewnością nie mogło być dla niego dobre. Otrząsnęła się więc i zrobiła parę kroków w deszczu.
Avline - 2009-02-02, 21:42
:
-Blondyneczka? - Morgan wyraźnie wzbudziła jej zainteresowanie. A ona lubiła wyzwania. I nie ważne, czy to była brunetka, blondyneczka czy ruda... - A co to za jedna? -spytała ale pytanie rozmyło się w szumie kropel deszczu walących wściekle o wszystko co się dało na zewnątrz. Teraz wypadałoby złapać taksówkę na Soho.
Caylith - 2009-02-02, 21:46
:
- Taka jedna "Podaj, przynieś, pozamiataj..." - mruknęła wciskając głowę w ramiona - i zapewne "ogrzej łoże Księciunia" - zaniosła się złośliwym śmiechem. - Nawet nie pamiętam jak ma na imię, ale na pewno ją rozpoznasz. Do zobaczenia! - machnęła ręką i pognała do motocykla który zaczęła toczyć do garażu.
Avline - 2009-02-02, 22:07
:
Pomachała Morgan na pożegnanie trzymanym w drugiej ręce małym plecakiem głowę przed deszczem się zasłaniając. Wybiegła przed bramę lustrując drogę czy aby jakaś taksówka dziwnym zbiegiem okoliczności nie zbliża się w jej kierunku. Szczęście jej sprzyjało, chociaż w tej sytuacji. Chwilę później gnała ulicami Londynu, wsłuchując się w dźwięk uderzających o karoserie kropel deszczu.
Caylith - 2009-02-02, 22:22
:
Mokre ślady po deszczu zostawiając wróciła z garażu na korytarz i udała się do swego mieszkania, szybkimi ruchami głowy strzepując krople z włosów. Energicznie otworzyła drzwi i zamknąwszy je udała się wprost do swego prywatnego arsenału, który stanowiła szafka. Już po chwili drzwiczki stanęły otworem ukazując potężną kolekcję broni strzeleckiej rozmaitych typów, począwszy od maleńkich egzemplarzy mieszczących się w dłoni po walizeczkę z czymś co mogło być tylko karabinkiem snajperskim. Oprócz tego wszędzie roiło się od zapasowych magazynków i nabojów. Co prawda starannie posegregowanych. Morgan wyjęła Berettę, do kompletu CZtek, które leżały na łóżku w sypialni i z tym wszystkim udała się w stronę stołu. Przesunięcie papierów na bok nie zajęło dużo czasu. Już po chwili szybkimi zręcznymi ruchami zajmowała się bronią i jej ładowaniem oraz sprawdzaniem. Gwiżdżąc pod nosem coś co brzmiało jak "Bonny Portmore" w szybszej wersji.
Caylith - 2009-02-03, 22:52
:
Energiczne kroki zadudniły najpierw na schodach wiodących do piwnic a potem w okolicy wielkiego pustego pomieszczenia, którego jedynym urozmaiceniem było 5 lub 6 stanowisk strzeleckich i oddalone od nich cele w postaci tarcz tudzież jakichś mizernych reprodukcji popiersi również robiących za cele. Morgan zajrzała najpierw tam - pustki. Widocznie żadnego ze znajomych jeszcze nie było. A potem jej głowa pojawiła się w drzwiach niewielkiego pomieszczenia obok zarzuconego rozmaitymi typami broni. Ta kolekcja była o niebo lepsza niż to co miała w szafce. Bo Markus miał wszystko. I wiedział wszystko na temat broni. Osobiście uważała, że ma jakiś szósty zmysł - jak mówił, że któryś karabinek lub spluwa się zatnie to tak się stawało prędzej czy później. Z nastawieniem na prędzej. Ów cudotwórca i magik zbrojeniowy Fundacji właśnie wylazł zza przepierzenia: niewysoki, szczupły murzyn, wyglądający na jakieś 30 parę lat.
- Hej Markus. Idę postrzelać. Alexa widziałeś może? - wampirzyca pojawiła się w całej okazałości w drzwiach. Na ramionach znowu miała uprząż ze swoimi CZtkami a w rękach dwie Beretty, którymi nonszalancko obracała na palcach wskazujących - Ach, i obejrzyj tą dziecinkę, co? Wydaje mi się, że się zacina. - położyła jeden egzemplarz na stole przed nim.
KapitanOwsianka - 2009-02-03, 23:01
:
Nie nie widziałem... odpowiedział spokojnie i usiadł za metalowym stołem by zacząć rozkładać broń na części pierwsze układając je każdą na swoim miejscu. Wygląda porządnie powiedział, trzymając w ręku samą rękojeść i stelaż, a potem składając pistolet na nowo. Przyszłaś trochę postrzelać?
Caylith - 2009-02-03, 23:26
:
- Mhm. Męty pojawiły się w mieście to trzeba zadbać o swoją skórę. Aha.. masz może srebrne naboje na składzie? Przydałyby mi się ze 4 magazynki. - oparła się o framugę plecami, kątem oka patrząc na jego szybkie ruchy. Ona aż tak nie śmigała. - Poza tym umówiłam się z jedną "zagubioną owieczką" - uśmiechnęła się pod nosem - na naukę strzelania. Zobaczymy jak sobie radzi z tym - chuchnęła na Berettę - albo z CZkami. No coś nie chodzi, mówię ci - dodała odnośnie rozłożonej na części Beretty. - Może jakiś brud w mechanizmie spustowym albo co...
KapitanOwsianka - 2009-02-04, 11:37
:
Złożył pistolet i kilka razy przeciągnął zamek, po czym załadował, podszedł do jednego ze stanowisk strzelniczych i oddał kilka strzałów. Kiedy wreszcie zamek odskoczył informując, że więcej amunicji już nie ma spojrzał krytycznie na pistolet. Spust trochę ciężko chodzi... Wyreguluję. powiedział odkładając berettę na stół, a potem znikając za przepierzeniem. Po chwili wyniósł pudełko srebrnych kul. Używaj z rozwagą, niewiele tego mamy, a zanim przygotuję następne minie trochę czasu.
Avline - 2009-02-04, 12:08
:
Ford Mustang zatrzymał się z piskiem opon na podjeździe siedziby Fundacji. Tradycyjnie zaparkowała tak, że nikt inny samochodu postawić już nie mógł. Ale jakoś mało ją to obchodziło. Zanim wysiadła, wygrzebała z bocznej kieszonki kurtki telefon komórkowy i wybrała numer Morgan.
-To ja, jestem w Fundacji. Gdzie mam się kierować?-spytała zatrzaskując drzwi samochodu i ruszając ku wejściu.
Caylith - 2009-02-04, 12:14
:
- Jasne, Markus. Dzięki. - powiedziała. biorąc pudełko pod pachę i kiwając głową w podziękowaniu. - Daj znać jak broń będzie w porządku. A teraz sobie potrenuję i... - wibracja w kieszeni oświadczyła, że ktoś się do niej dobija. Wyjęła telefon i rzuciwszy okiem na wyświetlacz dodała - i najwyraźniej nie sama. - Hej Arline. Idziesz do samego końca głównego korytarza. Potem schodami na sam dół i skręcasz w prawy korytarz. Dalej poprowadzi cie hałas. Ja już tu jestem. - rzuciła do telefonu i usłyszawszy potwierdzenie rozłączyła się. Komórka znowu wylądowała w spodniach, Morgan ściągnęła włosy w króciutki kucyk by nie leciały jej na oczy i założywszy odpowiednie okulary ujęła berettę w dłoń ustawiając się na jednym ze stanowisk. Już po chwili seria huków broni palnej dała znać, że ktoś treuje na strzelnicy.
Avline - 2009-02-04, 16:33
:
Otrzymawszy od Morgan niezbędne wskazówki po wejściu do budynku skierowała się korytarzem do końca. Kurtkę zdążyła już zdjąć i przerzucić przez prawe ramię. Charakterystyczny dla strzelnicy hałas wkrótce dotarł do jej uszu. Był nieznośny. To chyba dlatego preferowała białą broń-zabijanie nią nie wiązało się z żadnym drażniącym uszy hałasem.
Wetknęła głowę przez drzwi. Nie było wątpliwości. To tutaj. Huk wystrzeliwanych serii odbijał się od ścian i walił prosto w jej głowę.
-Jaaasna cholera!! -krzyknęła próbując przebić się jakoś przez ten jazgot. Jej łeb rozsadzało a Morgan była w swoim żywiole...
Caylith - 2009-02-04, 17:04
:
(BUM)...(BUM), (BUM) (BUM). Morgan faktycznie była w swoim żywiole, z morderczą precyzją ładując z Beretty prosto do papierowego celu. W głowę, dwa w oznaczenie serca i trzeci prosto w potencjalne jaja. Na twarzy zastygł wyraz skupienia i dopiero gdy wystrzelała wszystko z magazynka zapanowała względna cisza. W powietrzu pachniało tym charakterystycznym zapachem strzelnicy i nieco rozgrzanego metalu. Przesunęła okulary na czubek głowy i nacisnęła przycisk przyciągający tarczę. W międzyczasie zauważyła wampirzycę skuloną u wejścia.
- Trafiłaś jak widzę - uśmiechnęła się lekko do niej i zbliżyła się nonszalancko wymachując srebrzystą Berettą. - Chodź. Pokażę ci jak można zrobić krzywdę komuś, kto nawet się nie zorientuje, że masz go na muszce. A poza tym to niezła zabawa... - zapał błysnął w niebieskich zwykle beznamiętnych oczach.
Avline - 2009-02-04, 17:44
:
Gdy strzały ucichły, odetchnęła z ulgą a grymas niezadowolenia rozmył się za sprawą lekkiego uśmiechu. Daleko jej było co prawda do entuzjazmu Morgan, ale postanowiła się nie zniechęcać. Może czas najwyższy iść z postępem i wypróbować nowocześniejsze metody zabijania.
-Jesteś pewna, że nie zrobię sobie tym krzywdy? - spytała zerkając niepewnie na trzymany przez Morgan pistolet. Od zawsze była pojętną uczennicą, ale kto wie, może akurat w tej dziedzinie talent na nic jej się nie przyda.
Caylith - 2009-02-05, 07:08
:
- Ależ oczywiście, że musisz zakładać, że zrobisz sobie krzywdę - sprostowała - tak samo jak w przypadku ostrza miecza lub sztyletu, jak nie będziesz używać gdzie mierzysz. - błysnęła zębami drapieżnie, wzięła dziewczynę pod ramię i przyciągnęła do stanowiska strzeleckiego.
- Najpierw musisz sobie wybrać, z czego ci będzie wygodniej walić. Zważ to w ręce - Beretta - podała jej Berettę i sięgnęła na bok by wyciągnąć CZkę. - I to - CZ100. Jest ich oczywiście o wiele więcej, ale wybrałam na razie te dwie. Dobrze leżą w babskich rękach. - podała drugą broń - obie są zabójcze ale jedna kopie mniej i jest lżejsza. Ale z kolei druga jest skuteczniejsza, że tak powiem. Przynajmniej ja z Beretty mniej razy spudłowałam. Ale mogłam mieć wtedy gorszy dzień.
- Przymierz się, poczuj w dłoniach
- w dłoni błysnęła jej druga CZtka i Morgan przybrała miękką postawę strzelecką pokazując wampirzycy jak ona ma wyglądać. - potem jak sobie popróbujesz w dłoni na dotyk, pokażę ci co dalej. A jak Alex się zmaterializuje odpowiednie szybko to nawet nauczy cie strzelać tyłem mierząc w lusterku... albo rozkładać broń i składać w 15 sekund... - zażartowała.
Avline - 2009-02-05, 12:04
:
Dała się bez oporów przyciągnąć na stanowisko strzeleckie i z nieudawanym zainteresowaniem wsłuchiwała się w wykład na temat pistoletów, przytakując, gdy wypadało.
-Ciężkie to cholerstwo - oba pistolety teraz w dłoni trzymała i oba w jej mniemaniu ciężkie były - -Jeśli już miałabym z tych dwóch wybierać to ten lżejszy. Jak to to się nazywa? Beretta? - może i jej niewiedza rażąca była, ale nikt nie powiedział, że każdy wampir musi znać się na broni palnej. Odłożyła drugi pistolet i przyglądając się Morgan spróbowała przybrać odpowiednią pozycje. Musiało to wyglądać nieco komicznie dla kogoś, kto na rzeczy się znał.
-Wiesz, może z tym strzelaniem tyłem to damy sobie na razie spokój. Ja nie wiem czy stojąc przodem do celu trafie... - dodała celując, lub przynajmniej usiłując wycelować w tarczę, która majaczyła na końcu strzeleckiego stanowiska.
Noise - 2009-02-05, 13:50
:
Wreszcie z polowania powrócił i Alex. Czarny Nissan przejechał przez automatyczną bramę i leniwie toczył się po żwirowej drodze prowadzącej do budynku. Wampir wygrzebał z kieszeni niewielki pilocik otwierający bramę garażu i wcisnął guzik, aby wrota się otworzyły, a on mógł wprowadzić auto do środka. Przelotnie spojrzał na auto stojące na podjeździe, wszak nie widział go tu wcześniej. Jednak nie teraz była pora na rozmyślania. O'Loughlin skierował się do swej kwatery, by się przebrać w coś wygodniejszego, po czym zabrał swoje Eagle i ruszył na strzelnicę. Już z daleka dobiegł go odgłos wystrzałów, lecz nie stanowiło to dla niego żadnego novum. Jedynie hałas, dopóki nie zatkało się uszu, był dość upierdliwy, ale na szczęście przy każdym stanowisku były odpowiednie słuchawki. Wślizgnął się szybko do środka i od razu w jego oczy rzuciła się Morgan wraz z jakąś nową koleżanką. - Nowa ofiara? - zapytał podchodząc bliżej obu kobiet.
Caylith - 2009-02-05, 14:08
:
Cierpliwie stanęła za nią usztywniła jej łokcie i poprawiła postawę. - Nie machaj tym - to trzeba utrzymać w ręce tak równo jak się da, bo inaczej trafisz nie w cel ale na przykład w innego wampira. A teraz cofnij ręce. Pokażę ci gdzie co jest... - mruknęła i wyjęła Berette z ręki Arline. - Patrz, tu odbezpieczasz - szybki ruch - broń jest gotowa do mordowania. Na przykład "kundli" jeśli masz srebrne naboje. Tak zmieniasz magazynek - kolejny ruch, gdy pusty magazynek wyleciał na jej dłoń - i tak wsadzasz go z powrotem - trzasnęło. Morgan ponownie odbezpieczyła broń. - Teraz popróbuj ty. O Alex... - bezapelacyjnie cieplejszy uśmiech niż w przypadku Micka i bardziej koleżeński pojawił się na jej twarzy gdy półkrwi Norman pojawił się w okolicy. - A tak. Arline, Alex - dokonała prezentacji. - Przekonuję ją właśnie o ile Beretta jest lepsza od broni białej w starciu z kundlami. Potem - mrugnęła ze złośliwym rozbawieniem - zacznę naukować o ile jest też lepsza od mężczyzny.
Noise - 2009-02-05, 14:55
:
- Jeśli nie chcesz jej zabić to daj jej CZ-kę albo zaraz nas wszystkich podziurawi. - powiedział lekko cierpkim tonem kładąc swoje Deserty na stanowisku obok. - Poza tym ćwiczenia zaczyna się od broni treningowej, no chyba, że źle się komuś życzy. - niewątpliwie "ciepłe" powitanie w wykonaniu Alexa zawsze zjednywało mu ludzi. Szkoda tylko, że w drugą stronę. O'Loughlin machnął ręką do rusznikarza i krzyknął do niego - Markus, masz na stanie amunicję ćwiczebną kaliber 9 milimetrów? - zapytał tak, jakby pytał o bułki w sklepie. - Miło mi Cię poznać Arline. - rzekł po chwili do nieznajomej wampirzycy z lekkim, przyjaznym uśmiechem. - A co do Ciebie Morgan, to nigdy nie lekceważ przeciwnika, bo możesz się niemile zaskoczyć. - powiedział puszczając jej oczko.
KapitanOwsianka - 2009-02-05, 16:49
:
Markus się nie odezwał, widać pytanie uwłaczało jego rusznikarskiej godności, za to opakowanie nabojów stuknęło o metalowy stół stojący niedaleko stanowisk strzelniczych.
Caylith - 2009-02-05, 18:52
:
- O już psi syn przyszedł i zaczyna ciosać mi kołki na głowie - parsknęła na wpół z irytacją na wpół z rozbawieniem - Daj dziewczynie wybrać to co chce, dobra? Jeśli chce Berettę niech się uczy na Berttcie. Jej wybór. - pokręciła głową patrząc na niego spod oka. Straszliwie ją irytował czasami. - A tak nawiasem - lepiej słuchać jego w kwestii zbrojeń. - dodała po cichu Arline do ucha. - Jak chcesz CZtkę, mów. Mam dwie. - wskazała na jedną, którą podsunęła Arline do wyboru a w ramach drugiej klepnęła się po boku.
- Alex, ja nigdy nikogo nie lekceważę - mruknęła - dlatego nadal funkcjonuję. A tak nawiasem... - nabiła broń i odbezpieczyła - Znowu działamy razem. Polecenie Księciunia. "Kundle" dziś w nocy pojawiły się w metrze. Sztuk trzy.
Noise - 2009-02-05, 20:06
:
- Trzy sztuki powiadasz? - rzekł z uśmiechem. - Hunt you down without mercy, hunt you down all nightmare long... - zanucił pod nosem nowy kawałek Metallici i poszedł po naboje. Wziął jeszcze od markusa paczkę treningowych "półcalówek" Action Express do swoich Eagli i wrócił ponownie na stanowisko strzelnicze. - Jak mniemam nigdy nie strzelałaś? - zapytał Arline zaczynając upychać makabrycznie wielkie pociski do magazynków swoich armat, bo tak w skrócie można było nazwać dwa trzykilogramowe pistolety.
Avline - 2009-02-05, 20:54
:
Jeśli na początku myślała, że nauka strzelania to będzie coś prostego, to bardzo szybko została sprowadzona na ziemie. Postawa, odbezpieczanie, celowanie i diabli wiedzą ile jeszcze innych rzeczy, o których musi pamiętać..
Pojawienie się Alexa nie wybiło jej z rytmu, bo i nie miało z czego. Skinęła mu tylko lekko głową i wróciła do zapasów z Berettą. Jednak uwagę Morgan o mężczyznach musiała skomentować.
-Lepsza od mężczyzny? Hmm...-spojrzała krytycznym wzrokiem na pistolet, a potem bezczelnie zmierzyła od stóp do głów Alexa - Hmmm, gdyby wziąć pod uwagę długość i grubość Beretty... to kto wie, czy od faceta lepsza nie będzie .. - mrugnęła do Morgan wracając do machania Berettą.
Skoro już dostała prawdziwy pistolet, nie miała zamiaru zrezygnować z niego na rzecz jakiejś ćwiczebnej tandety.
-Spokojnie Alex, ja może i jestem nieobliczalna, ale swojego chyba nie zastrzelę. Przy obecnym stanie rzeczy pewnie nawet bym żadne z Was nie trafiła... Jeszcze tak z godzinę sobie tym pistoletem pomacham i śmiało mogę zaopatrzyć się w taki na stałe. A kto wie, czy nawet do łóżka nie będę go ze sobą brała...
KapitanOwsianka - 2009-02-05, 21:49
:
Mick wyrwał się z rozmyślań. Nawet nie zauważył, kiedy główny salon Fundacji wyludnił się zupełnie. Spojrzał w okno na szarzejące powoli niebo. Rzeczywiście dopadała go już senność i ospałość, mimo świeżej krwi krążącej w jego żyłach. Podniósł się i raz jeszcze rozejrzał za kimś w salonie. Było pusto. Dlatego podszedł od razu do kominka i odnalazł ukryty przycisk, który zbadał linie papilarne i spowodował odsunięcie się paleniska na bok i otworzył tylną ścianę. Mick zniknął w kamiennym korytarzu, a za nim wszystko wróciło do normy.
Caylith - 2009-02-05, 22:31
:
Pozwoliła Alexowi przejąć pałeczkę i widząc, że Arline nie da się zjeść w kaszy śmiejąc się bezgłośnie z jej haseł ruszyła na stanowisko i nałożyła ochraniacze i okulary. Kanonada CZki rozpoczęła się po krótkiej chwili.
Noise - 2009-02-05, 22:33
:
- Nikogo nie postrzelisz, bo będziesz strzelać amunicją treningową, pozbawioną ładunku ogniowego. - rzekł delikatnie wyjmując z dłoni Arline Berettę, z której wyciągnął magazynek i zmienił zwykłe naboje na amunicję treningową. - Proszę, teraz możesz strzelać. - uśmiechnął się uprzejmie i wcisnął mały przycisk, który ustawiał odległość tarczy strzelniczej. - Pamiętaj, ręce lekko zgięte w łokciach, tak jak nogi w kolanach, które mają być szeroko rozstawione. Zgraj muszkę ze szczerbinką - tu wskazał dwa przyrządy celownicze pistoletu - po czym naciśnij spust. Powoli, jeden strzał za drugim, aż oswoisz się z bronią. - rzekł, po czym zaciągnął słuchawki ochronne na uszy.
Avline - 2009-02-05, 23:04
:
-Skoro tak twierdzisz...-wzięła z jego rąk bezpieczny już dla osób postronnych pistolet, założyła słuchawki i postępując zgodnie z jego wskazówkami starała się zgrać to coś, co nazywał muszką z ową szczerbiną. Po chwili mierzenia pierwszy pocisk poszybował w stronę tarczy. Gdy spust nacisnęła, całym jej ciałem wstrząsnęło...
-Ale to cholerstwo kopie! -Krzyknęła próbując opanować drżenie rąk.
KapitanOwsianka - 2009-02-05, 23:44
:
Mick dotarł, pachnącym wilgocią, korytarzem do kręconych schodów. Zszedł po nich szybko i odnalazł małą komnatkę, na środku której stał katafalk i hebanowa trumna. Otworzył jej wieko i wsunął się do środka. Chwilę układał się na czerwonym jedwabiu i poduszkach, wreszcie zamknął trumnę i oczy. Już za chwilę pogrążony był we śnie.
Caylith - 2009-02-06, 22:07
:
Posążek został podziurawiony dokumentnie w okolicy oczu i gardła a magazynek się wyczerpał. Morgan miała właśnie zamiar ładować kolejny gdy raptem wizja jej się nieco rozmyła. Zmęczenie. Jeden rzut oka na zegarek wyjaśnił wszystko.
- Niedługo świta - odezwała się podchodząc do reszty i zasłuchawkowanych poklepując po ramionach by zwrócić ich uwagę. W ramionach trzymała pudełka ze srebrnymi nabojami od Markusa. - Czas odpocząć. Alex pogadamy jutro dobrze? Trzeba obmyślić sprawę lupinów w metrze i wybadać skąd się tam wzięły. Arline, przypuszczam, że jakieś wolne pomieszczenia będą w Fundacji, ale jak wolisz mogę cię przenocować. Sypialnia jest pozbawiona okien, więc nic się nie stanie. Co ty na to? - zapytała spokojnie.
Noise - 2009-02-07, 08:26
:
Alex również wystrzelał wszystkie pociski, po czym zaczął szybko i sprawnie napełniać je standardową amunicją. - Morgan, Morgan... - wyszeptał kręcąc głową. - A to ja chciałem zaproponować naszej nowej znajomej noc u mego boku w niezwykle komfortowych warunkach. - rzekł uśmiechając się lekko, gdy wymijał obie kobiety, by podejść do Markusa. - Mistrzu. - rzekł z namaszczeniem. - Będę ogromnie wdzięczny za dwie albo nawet i trzy paczki srebrnych "półcalówek". Tymczasem zbieram się spać. - na odchodne kiwnął głową rusznikarzowi i wrócił do kobiet czekając, aż raczą zebrać swe kształtne tyłki w drogę.
Avline - 2009-02-07, 09:58
:
Wystrzelała cały magazynek z owymi pseudo pociskami. Tarcza, owszem, została podziurawiona ale nie tam, gdzie celowała.
-Na dzisiaj wystarczy. Nie idzie mi to tak jakbym chciała, a nie chce się za szybko zniechęcić -mruknęła odkładając pistolet. Tak oto zleciała cała noc, świt się zbliżał a ona nie była u siebie. Jeszcze nigdy jej się to nie zdarzyło.
-Chyba już nie zdążę dojechać do siebie. Któreś z Was jest skazane na moje towarzystwo przez najbliższe kilka godzin...-spojrzała najpierw na Morgan, potem na Alexa. Temu drugiemu, z racji że facetem był, posłała jeden ze swoich uśmiechów, którym zwykła nęcić swoje ofiary.
- Nie wiem, czy moja niewinność nie byłaby zagrożona i czy owe komfortowe warunki byłyby wystarczające by zaspokoić moje potrzeby. -uśmiechnęła się figlarnie po czym zwróciła do Morgan. -Jeśli nie znajdzie sie jakiś pusty pokój, skorzystam z Twojej gościnności. I tak wykorzystałam ją dziś wieczorem do granic przyzwoitości...
Noise - 2009-02-07, 10:38
:
- Cholera... - mruknął pod nosem wyraźnie rozczarowany - Pokoi Ci u nas dostatek, więc nici z towarzystwa. - rzekł udając zawiedzionego i zasmuconego, lecz po chwili błysnął lekkim uśmiechem i pogonił obie wampirzyce - Chodźcie już, jeśli nie chcecie się usmażyć na chrupko. - po tych słowach sam zaczął wolnym krokiem zdążać do swego lokum.
Caylith - 2009-02-07, 10:43
:
- Alex przestań, krwiopijco, tokować. Nie dość, że ledwo ją poznałeś, to jeszcze się nią nie pożywisz. Mało tego - strzeliła zabójczym uśmiechem - myślę, że ona miałaby większe szanse napaść ciebie w celach wypicia. Gdybyś był śmiertelnikiem. Tak czy siak... poproszę o Berrettę, dziękuję - wyłuskała swoją broń z rąk dziewczyny - przenocujesz u mnie. Nie ma czasu by szukać teraz pomieszczeń, a nie cała Fundacja jest światłoszczelna.
To mówiąc ruszyła ze strzelnicy energicznym krokiem balansując Berettą na pudełkach i brodą wskazując Arline kierunek w stronę swego mieszkanka. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciw karimacie i śpiworkowi? Bardzo wygodny wbrew temu jak to może brzmieć.
Avline - 2009-02-07, 10:56
:
-Co prawda to prawda - odparła słysząc uwagę Morgan - zbytnio byś się nie pożywił, a i o odpoczynku też by mowy nie było... -dodała posyłając mu iście drapieżny uśmieszek. Tak, to cała ona. -Może innym razem, Alex, jak Morgan znudzi się nadużywaniem swojej gościnności przez moją skromną osobę-dodała.
Podążyła wreszcie za wampirzycą do jej mieszkania.
-Karimata i śpiworek brzmią wygodnie. Ja wybredna nie jestem
Noise - 2009-02-07, 11:05
:
- Zawsze możemy spędzić "noc" we trójkę. - rzekł z szerokim, dwuznacznym uśmiechem. - Wampirzy trójkącik, to byłoby to. - dodał jeszcze cicho pod nosem, lecz na tyle głośno, aby obie kobiety były w stanie to usłyszeć. Odprowadził je do pokoju najdalej jak mógł, a gdy znajdowali się niedaleko jego pokoju pożegnał je - Dobrej nocy Kociaki - i wszedł do swego pokoju. Broń spoczęła na stoliku, a Alex wślizgnął się do swej trumny i wcisnął guzik, który opuszczał jej wieko.
Caylith - 2009-02-07, 11:06
:
- Wspaniale. Dobrego dnia, potworze - mrugnęła do kolegi i balansując sprzętem teraz już na jednej ręce, otworzyła drzwi i wpuściwszy Arline do środka zamknęła je. Butem. Ciche kliknięcie dało znać, że się zatrzasnęły, jak miała zwyczaj Morgan to robić na dzień.
Pudełka i broń wylądowały na stole a wampirzyca zaczęła grzebać w szafie w poszukiwaniu karimaty i śpiworka, co nie zajęło jej wiele czasu. Już po chwili nowe posłanie było gotowe.
- Proszę. Tu masz jeszcze ręcznik - rzuciła rzeczonym w Arline - gdybyś miała ochotę się wykąpać. Padam na pysk - mruknęła przecierając oczy i zasuwając najszczelniej jak się dało żaluzje w oknach. Najwyższa pora gdyż niebo szarzało.
Avline - 2009-02-07, 11:22
:
Złapała ręcznik i znikła w łazience by po krótkiej chwili wyjść przecierając twarz. Ręcznik ułożyła na krześle stojącym w pobliżu. Nie była u siebie, nie wypadało rozrzucać rzeczy po podłodze...
-No to do zobaczenia wieczorem -zdjęła koszulkę, spodnie i buty i wślizgnęła się do śpiwora zasuwając go szczelnie. Jej to pasowało, nie przepadała za zamykanymi trumnami. W ogóle w takowej nie zwykła sypiać. Tak to jest, jak się cierpi na klaustrofobie, ułomność która była pozostałością okresu jej człowieczeństwa.
Zapadła w wampirzy sen jak tylko wygodnie się ułożyła.
Caylith - 2009-02-07, 12:39
:
Zaś Morgan zakończyła zabawę z żaluzjami i siejąc ciuchami po drodze do prysznica odbębniła kąpiel i wskoczywszy w piżamę wylądowała w łóżku. Oczy się zamknęły... i wampirzyca odleciała w to co wampiry nazywają snem.
Maeg - 2009-02-07, 15:01
:
Przed bramą do fundacji z piskiem opon zatrzymało się czarne Subaru. Brama zaczeła się powoli otwierać ale samochód nie ruszył. - Wyskakuj Bjorn, jak się kawałek do samochodu przejdziesz to może jutro ładną opalenizną się pochwalisz Spojrzał przez okno, jeszcze trochę minut zostało. Obaj powinni spokojnie wrócić do domów. - To do jutra staruszku Gdy tylko wampir zamknął za sobą drzwi, Aodh sprawnie i szybko zawrócił i ruszył w kierunku domu.
Morpheius - 2009-02-07, 15:05
:
Szybkim krokiem przekroczył bramę posiadlości i skierował się prosto do swojego samochodu. Po chwili czarne terenowe Volvo pędziło już ulicami Londynu i ścigało się ze słońcem. Na szczęście była to pora, gdy jedni policjanci schodzili z dyżuru, a drudzy dopiero wyjeżdżali nań, więc bez problemów i niezatrzymywane auto sunęło w stronę Chelsea.
Avline - 2009-02-07, 21:05
:
Przebudzenie następowało powoli. Najpierw jedna powieka zadrgała, potem druga dołączyła. Wreszcie obie uniosły się powoli.
Chciała się przeciągnąć, jak zwykle, ale coś skutecznie krępowało jej ruchy. No tak... śpiwór. Rozsunęła go i usiadła rozglądając się. Szybko przypomniała sobie, gdzie się znajduje i jakim cudem tu się znalazła. Przetarła oczy, dłonią przeczesała włosy. Pewnie wyglądała jak półtora nieszczęścia. Spojrzała na łóżko; Morgan jeszcze spała. Nie widziała powodu by ją budzić. Wypełzła więc ze śpiwora, porwała ręcznik i zniknęła w łazience.
Lustro... świetny wynalazek, ale nie dla kobiety w takim stanie. Co z tego, że była wypoczęta, skoro sińce pod oczami wskazywały na coś zupełnie odwrotnego. Przed bankietem będzie jeszcze musiała się porządnie posilić... Prysznic... koniecznie musiała się odświeżyć. Zdjęła resztki ubrania i wpakowała się pod wodę starając się nie zamoczyć za bardzo swoich włosów.
Caylith - 2009-02-08, 01:08
:
Poruszyła się raz. Potem drugi... i raptem otworzyła oczy. Czy wampiry miewały sny? Nie wiedziała, nie pamiętając nigdy czy coś jej się śniło czy nie... może jakieś urywki.... Ale teraz w jej umyśle nadal błyszczały wielkie kły w wilczo-ludzkiej paszczy. Zaś dłoń ułożyła się tak ciekawie, że tylko cale dzieliły ją od szafki na której połyskiwała CZtka...
- Stanowczo weź się w garść - zamruczała siadając na łóżku i odgarniając kosmyki z oczu. Uważne spojrzenie śmignęło na śpiwór i karimatę, a potem czujne uszy wychwyciły szum prysznica. Chwilowa sublokatorka. Kącik ust uniósł się do góry w lekkim uśmiechu. Zwykle preferowała swoje własne towarzystwo ale do takiej osoby jak Arline chyba mogłaby się przyzwyczaić. Przeciągnęła się, wygrzebała z łóżka i standardowo ruszyła w stronę uśpionego laptopa. Sprawdzić e-mail. I kiedy ten dzisiejszy bankiet ma zamiar się zacząć.
Avline - 2009-02-08, 10:35
:
Wylazła wreszcie z łazienki a uśmiech na jej twarzy sugerował niemal pełne zadowolenia. Łóżko puste, szum laptopa.
-Dobry wieczór. Widzę od pracy zaczynasz -przywitała się z uśmiechem wycierając zmoczone pasma czarnych włosów. Wypadało się ubrać, więc przytępiła do tego jak tylko ręcznik odłożyła. Spodnie buty koszulka. Rozejrzała się za kurtką. O jest...
Noise - 2009-02-08, 11:36
:
Zmysły powoli przekazywały wyrywającemu się z objęć otępienia Alexowi kolejne bodźce. Gdyby był człowiekiem, zapewne ziewałby teraz szeroko i mrugał powiekami, by usunąć z przed oczu mgłę przysłaniającą pole widzenia. Zamiast tego muśnięciem dłoni zwiniętej w pięść wcisnął przycisk wewnątrz trumny, dzięki któremu wieko wysunęło się do góry przy akompaniamencie lekkiego szumu na czterech hydraulicznych siłownikach. Delikatne światło rozjaśniło mrok pomieszczenia, a wampir który wyszedł ze swego leża skierował natychmiast swe kroki do łazienki. - Cholerny bankiet... - mruknął jeszcze po drodze. Toaleta była szybka, wszak nie zwykł marnotrawić czasu na moczeniu się w wannie, czy muskaniem przed lustrem. Cała toaleta zajęła mu najwyżej kwadrans, a po niej przyszedł czas na ubiór. Dzisiejsza sytuacja wymagała od niego ubrania się w garnitur, więc wybrał czarne, gładkie spodnie i takąż marynarkę, oraz czarną taliowaną koszulę, której ostatni guzik pod szyją pozostawił zapięty, by zapewnić sobie luz pod szyją. Oczywiście do kompletu przywdział czarne skórzane buty z wydłużonymi noskami, takie jakie były obecnie w modzie.
KapitanOwsianka - 2009-02-08, 11:53
:
Bankiety zawsze zaczynały się dopiero koło 22 by pozwolić każdemu się posilić, ale i tak każdy mógł pojawić się wcześniej lub później. Nie było z tym problemów. Mick wierzył w całkowitą wolność wyboru i decyzji podejmowanych przez wampiry.
Caylith - 2009-02-08, 16:11
:
- Standardowo - niebieskie oczy na moment oderwały się od ekranu i uśmiechnęły do wampirzycy - Wyspana mimo karimaty i podłogi? - poprawiła się na krześle podginając pod siebie jedną nogę - Ach, gdyby ci nikt tego nie powiedział wcześniej, wielki zjazd bufonów zaczyna się około 22giej.
Avline - 2009-02-08, 17:51
:
- A o dziwo-wyspana- przyznała szczerze. Była już kompletnie ubrana.
-O 22giej?.... Hmm, to zdążę jeszcze coś upolować. Pytanie tylko czy w szafie znajdę coś, co na taki zjazd się nada... bo skóra i glany raczej odpadają - kurtkę zarzuciła na ramię manifestując gotowość do wyjścia.
-Dzięki za gościnę. Mam nadzieje, że zobaczymy się na tym.. czymś. Nie wiem jak Ty, ale ja mam zamiar upolować coś.. hmm, raczej kogoś i byłabym wielce niepocieszona, gdyby wśród obecnych nie było choć jednej przyjaznej osoby, która cieszyłaby się z mojego sukcesu - Wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu i ruszyła w kierunku drzwi.
Caylith - 2009-02-08, 18:04
:
- Skóra i glany na pewno - kiwnęła głową - Chociaż, nie powiem, zrobiłabyś piorunujące wrażenie. - błysnęła zębami. - Będę, będę. I też wbije się w sukienkę. Trzeba wyczaić atmosferę... - mruknęła nieco ciszej. - Ale najpierw.. kundlowate... do zobaczenia. - machnęła Arline ręką i znowu wlepiła wzrok w ekran laptopa. Na wyszukiwarce pojawiały się właśnie wyniki do haseł "Londyn, wilki, morderstwa"
Avline - 2009-02-08, 18:40
:
-Do zobaczenia
Nie chcąc już Morgan dłużej przeszkadzać, odmachała jej na pożegnanie i wyszła kulturalnie zamykając drzwi, nie jak zwykle-zatrzaskując.
Opuściła budynek bo czas naglił a tu jeszcze tyle do zrobienia było. Ford Mustang stał tam gdzie go zostawiła. Zanim do niego wsiadła, obeszła go ze wszystkich stron, co by przekonać się, czy nikt nie śmiał go zadrasnąć. Na szczęście był w stanie nienaruszonym.
Wsiadła do środka z namaszczeniem zamykając drzwi. Gdyby ktoś śmiał trzasnąć nimi, pożegnałby się z życiem. Ot... taka jej słabość na 4 kółkach.
Ruszyła powoli z podjazdu kierując się na główne ulice Londynu tętniącego wieczornym życiem.
KapitanOwsianka - 2009-02-08, 18:57
:
Jak na złość wklepanych haseł żadna strona nie łączyła i niczego nie dało się połączyć z wilkołaczymi napadami. Wilków w okolicy Londynu nie widziano od czterdziestu lat, co prawda kogoś zagryzł pies-morderca, ale był to pitbull, i absolutnie nie przypominał wilka. Za to morderstw było od cholery, w tym dziewczyna zamordowana w jakimś rytuale sekciarskim zeszłej nocy, ale nic co dałoby się powiązać z wilkołakami. Chyba, że ten rytuał.
Caylith - 2009-02-08, 20:37
:
Postanowiła przyjrzeć się bliżej akurat temu morderstwu sekciarskiemu i kliknęła na link. W międzyczasie gdy strona się ładowała, ściągnęła przez głowę górę od piżamy a potem i dół i udała się pod prysznic by zmyć z siebie majaczenia o kłach wilkołaków. Jakiś czas później w jeansach i luźnej koszuli zjeżdżającej z ramienia patrzyła na to co się otworzyło.
KapitanOwsianka - 2009-02-08, 22:51
:
Z relacji jakiegoś dziennikarza wynikało, że ciało zostało znalezione na ulicy niedaleko Soho. Na szyi miała ślady po kłach, zupełnie tak jakby zabił ją wampir. Brakowało też znacznej ilości krwi, lekarz jednak stwierdził, że wykrwawiła się przez tę ranę na szyi.
Caylith - 2009-02-10, 20:22
:
Roztarła czoło ze zmęczeniem. Nie dość, że wilkołaki to jeszcze ktoś tu się w wampira bawi. Albo... ktoś nie przestrzega zasad.
- Okey... jeden problem na raz... najpierw kundle.
Rzuciła okiem na zegar ale widząc, że jeszcze ma czas postanowiła pogrzebać w dostępnych źródłach informacji. I to w takich które są bardziej prawdziwe niż plotki z netu.
Już po chwili szybkie kroki dziewczyny rozległy się na korytarzu. Wpadła do salonu a widząc, że nikogo tam nie ma póki co, wygrzebała z licznej kolekcji książek kilka traktujących o wilkołakach i ich pojawianiu się w okolicy w ostatnich czasach i usadziwszy się wygodnie na jednej z sof zabrała się za przegląd.
KapitanOwsianka - 2009-02-11, 10:50
:
O wilkołakach było dużo, ale nic co by przydało się w tej sytuacji Morgan. Przede wszystkim ostatnie konflikty pomiędzy wampirami a wilkołakami były w średniowieczu i to też głównie dlatego, że szło o wioski, z których utrzymywały się zamki nadprzyrodzonych panów. Później o wilkołakach było cicho, jakby miały swoje własne problemy i nie interesowały się wampirami. Powstało coś w rodzaju statusu quo. Wielkie miasta były dla wampirów, ale jeśli jakiś ruszył się dalej poza miasto zazwyczaj znikał na zawsze. I tyle...

Mick ubrany w jedwabny garnitur z kamizelką, jedwabną koszulę i takiż krawat, w różnych odcieniach szaro fioletowego minął bibliotekę zaglądając do niej. Zobaczył tam Morgan i uśmiechnął się pod nosem. Podszedł do niech po cichu i powiedział: Masz mało czasu, niedługo rozpoczyna się bankiet... spojrzał na książkę Pracujesz nad sprawą?
Noise - 2009-02-11, 11:32
:
Alex stukał bezsensownie w przyciski na klawiaturze buszując w internecie dla zabicia czasów. W pokoju tliło się delikatne światło, a z głośników płynęły ciche dźwięki ciężkiej muzyki. W końcu O'Loughlin nie wytrzymał, zamknął przeglądarkę i odtwarzacz, po czym obrócił się na fotelu i wyszedł ze swego pokoju. Postanowił zająć się czymś innym, choćby chodzeniem po budynku fundacji. W końcu nogi zaprowadziły go w pobliże biblioteki, gdzie zauważył Morgan i Micka - Co to za konspiracja? - zapytał z odrobiną humoru przyglądając się obojgu.
Caylith - 2009-02-11, 12:00
:
- Mhmmm... skoro mam się nią zająć to wolę zacząć od razu póki trop jeszcze świeży - podniosła w końcu głowę i obejrzała go od stóp do głów. Gwizdnęła cicho - Ale się wystroiłeś, niech się cholera... - oświadczyła dziewczyna w wytartych jeansach i flanelowej koszuli z podwiniętymi do łokci rękawami. - A skoro O'Laughlin jeszcze mnie nie napadł po wstaniu ze sprawą, to zgaduję, że też... - rzeczony właśnie wlazł do biblioteki i gadać zaczął o konspiracji. Morgan rzuciła i na niego okiem. Westchnęła ciężko - się stroi... Panowie.. nabawię się zaraz kompleksów przez was. - wsunęła ołówek którym robiła notatki za ucho i strzeliła karkiem kilka razy. Chrupnęło a z ust Morgan wydobyło się westchnienie zadowolenia - Much better. Wilkołaki, Alex. Oto cała konspiracja. Pracuje nad sprawą, ale widzę, że zaraz będę musiała zacząć pracować nad sobą. Żeby was i wasze fraki i garnitury oraz jedwabne apaszki sprowadzić do poziomu...
KapitanOwsianka - 2009-02-11, 12:13
:
Mick spojrzał na Alexa, ale nie skomentował jego słów. Przeniósł spojrzenie na Morgan. Rób jak uważasz, nie masz żadnego przymusu. powiedział spokojnie i wyjął z jej dłoni księgę, po czym odłożył ją na miejsce, w regale. Przepraszam was... powiedział i ruszył w kierunku salonu.
Noise - 2009-02-11, 15:12
:
- Morgan... - rzekł poważnie, po czym zrobił efektowna pauzę. - Przestań pieprzyć. - dodał po chwili szczerząc kły w szerokim uśmiechu. - Jeśli strojenie to tak ciężkie zadanie, to chętnie Ci w tym pomogę. - powiedział do wampirzycy, gdy Mick już ich opuścił. Bankiet jeszcze się nie zaczął, a Alex już chciał, żeby było po wszystkim.
Caylith - 2009-02-11, 16:30
:
- O'Loughlin - zaczęła na tą samą modłę, przeglądając swoje notatki ze ściągniętymi brwiami - nawet nie zaczęłam pieprzyć. - Podniosła na niego oczy z rozbawieniem i lekką kpiną. - Gdybym to robiła ty, przykładowo, już leżałbyś na plecach a ja na tobie siedząc wykonywałabym ruchy posuwisto zwrotne. - prychnęła unosząc kącik ust z rozbawieniem. - A skoro tak nie jest, nie pozostaje mi nic innego jak faktycznie wbić się w mała czarną. - dodała podnosząc się z kanapy. - Zaś w kwestii pomocy - przysunęła się do niego tak blisko, że stali niemal nos w nos, po czym prowokująco obrzuciła go spojrzeniem od góry do dołu i z powrotem. - mogę potrzebować pomocy przy zapięciu się na plecach...
Noise - 2009-02-11, 16:40
:
- Brzmi kusząco i nie pozostaje mi nic innego, jak sprawdzić to w praktyce w trybie natychmiastowym. - powiedział uśmiechając się zadziornie, po czym objął ją jedną ręką tuż poniżej pośladków i uniósł w górę. Zaraz też ruszył szybkim krokiem bezbłędnie kierując się do jej pokoju. - Zapiąć powiadasz? - zapytał szczerząc się szeroko, gdy byli już w drodze. Po kolejnych kilku krokach opuścił Morgan na ziemię i rzekł już normalnym, pozbawionym wesołości głosem. - Mam nadzieje, że szykowanie się nie zajmie Ci godziny.
Caylith - 2009-02-11, 20:03
:
- Po namyśle - stęknęła gdy ją wreszcie puścił i pozbierała upuszczone z wrażenia notatki - stwierdzam, że nie musisz warować w oczekiwaniu na zapinanie. Znasz się świetnie na wielkich kalibrach i sprzęcie do mordowania. Ale kobieta to nie bazooka. Ani ciężka walizka do noszenia - prychnęła śmiechem, rzuciwszy okiem na jego dłonie, po czym otworzyła drzwi - a do prac precyzyjnych takich jak zapinanie zamka sukienki to ty zdolności nie masz. Więc do zobaczenia potem - mrugnęła i zaczęła zamykać drzwi zanim spróbował wleźć.
Noise - 2009-02-11, 20:39
:
Alex zareagował bardzo szybko i wsunął but pomiędzy framugę i drzwi, zanim Morgan zdążyła zamknąć mu drzwi przed nosem. - Po pierwsze, najcięższy sprzęt jaki obsługuję to karabiny wyborowe, a do ich obsługi potrzeba od cholery precyzji. - powiedział uśmiechając się lekko, widać nie odpuszczał tak łatwo. Zresztą, można się tego było spodziewać po zabójcy. - A po drugie, najpierw mnie sprawdź, zanim zaczniesz mnie oceniać.
Caylith - 2009-02-11, 21:13
:
- Wchodzisz na własną odpowiedzialność - padła odpowiedź. Nie chciało jej się z drzwiami siłować ani tym bardziej zniszczyć mu wypicowanego buta więc puściła cofnąwszy się w głąb pokoju do stołu na którym położyła notatki. - Mieszkanie Morgan to prawie jak jaskinia lwa. Nigdy nie wiesz czy uda ci się wyjść takim jak byłeś - wykrzywiła się pociesznie. - Lub w ogóle wyjść.
Noise - 2009-02-11, 21:19
:
Alex bez słowa wszedł do pokoju i rozejrzał się dookoła. Dopiero po długiej chwili milczenia, rzekł - Wątpię, czy grozi mi coś poważnego. - po tych słowach skierował się do fotela, na którym zamierzał się rozsiąść. Zaraz jednak przypomniał sobie o koszuli, w końcu chciał się jako tako prezentować na bankiecie. Dlatego zanim rozparł się w fotelu zdjął swą koszulę i powiesił ją na oparciu krzesła. - Mam nadzieję, że nie umrę z nudów w czasie, gdy ty będziesz się stroiła. - powiedział z nutką ironii zasiadając w fotelu.
Caylith - 2009-02-11, 21:30
:
- Rusz zatem głową i spróbuj mi wykombinować czemu "kundle" wylazły z nor wczoraj, czemu goniły człowieka na stacji metra... co tak nawiasem powinniśmy dziś badać póki trop świeży - sarknęła ruszając do sypialni - a nie bawić się w jakieś bankiety.
Drzwi szafy skrzypnęły i rozległy się szelesty a potem przytłumione narzekania - bloody dresses... - następnie koszula śmignęła z jednej strony pokoju w stronę łóżka a jeansy za nią. - I czy to ma coś wspólnego z faktem znalezienia wczoraj trupa dziewczyny ze śladami po zębach na szyi i bez krwi. - dobiegła go kolejna część dewagacji. - A tak nawiasem - głowa i pół ramienia Morgan pojawiło się na moment w drzwiach. Obrzuciła go szybkim spojrzeniem - bez koszuli wyglądasz znacznie lepiej niż w niej. - rzuciła bombę i znowu zniknęła szeleszcząc materiałem ubieranej sukienki.
Tanit - 2009-02-11, 22:01
:
Do Fundacji dotarła dość szybko, mknęła w swoim czarnym Leksusie V8 kanałami omijając większe zbiorowiska samochodów. Przejechała przez bramę i gwałtownie zatrzymała się Tuż obok wejścia do budynku. Tak dawno tu nie była. Miała nadzieję, że nie ma jeszcze wielu wampirów, zawsze wolała być chwilę wcześniej by zapoznać się z otoczeniem i kolejno poznawać osoby. Ubrana w długie, luźne jedwabne spodnie przypominające trochę powłóczystą spódnicę i do kompletu tunikę z opuszczanymi ramiączkami. Wszystko wieńczył delikatny złoty haft na nogawkach i asymetrycznie u góry bluzki. Klasyczna elegancja w stylu Valentino i tylko ktoś obeznany w branży zidentyfikowałby niewielki znaczek umieszczony na ramiączku. Całości dopełniały Czarne, cholernie wysokie szpilki. Czy wyglądała atrakcyjnie? Przede wszystkim wyglądała bardzo ludzko i z pewnością to zwiększało jej atrakcyjność w oczach wielu wampirów, a nie jednej jej to mówił.
I tak tez postawiła pierwsze od wielu lat kroki na schodach wiodących do elizjum.
KapitanOwsianka - 2009-02-11, 22:57
:
Jeden z lokajów momentalnie otworzył przed Michelle drzwi, drugi ukłonił się i odebrał kluczyki do samochodu by go zaparkować, trzeci, również po ukłonie zaczął prowadzić wampirzycę do salonu, w którym póki co znajdowało się tylko kilkoro wampirów. Opiekun, i troje przydupasów, którzy nie mieli żadnego znaczenia w tym świadku, a wampirami byli z bożej łaski. Cholera wie dlaczego Saint-John ich tolerował, może czuł się samotny. Od jakiegoś czasu po mieście krążyły plotki, że coraz mniej wampirów odwiedza Fundację.
Mick oderwał się od towarzystwa z kieliszkiem pełnym krwi w ręku i ruszył w kierunku wampirzycy. Michelle... powiedział na przywitanie. Jak zwykle wyglądasz olśniewająco. zauważył.
Tanit - 2009-02-11, 23:05
:
Rozejrzała się po pomieszczeniu, wyglądało inaczej niż przed laty. Bankiet wampirów... towarzystwo krwiopijców inne niż w All Saints. Spojrzała na podchodzącego do niej wampira.
Mick Saint-John, jak zwykle szarmancki - skinęła mu głową z lekkim uśmiechem. To miejsce zmieniło się nieco od mojej ostatniej wizyty, nie zliczę ile lat minęło...
KapitanOwsianka - 2009-02-11, 23:12
:
Zbyt wiele, moja droga, zbyt wiele... powiedział lekko ściskając jej prawą dłoń swoją lewą. Nie byłaś gościem fundacji tak długo, że zdążyłem się stęsknić za rozmowami z Tobą. Nadal jesteś tak zaciekłym dyskutantem? zapytał, a jego spojrzenie pozornie straciło zainteresowanie rozmówcą. Zechcesz mi towarzyszyć dzisiejszego wieczora?
Tanit - 2009-02-11, 23:24
:
Ah, wiesz, kobieta pracująca i te sprawy... choć dobra dysputą przy kominku nigdy nie pogardzę. Uśmiechnęła się lekko.
Towarzyszyć? Lekko się zdziwiła. W zasadzie, przez wzgląd na stare czasy. Odkąd zniknął Marco trochę odsunęłam się od naszego świata. I to nawet było widać. Tak jakby przez zniknięcie opiekuna straciła zainteresowanie wampirzym światem.
KapitanOwsianka - 2009-02-12, 10:31
:
Mick spojrzał na Michelle zupełnie neutralnie. Więc nie udało się go znaleźć? W sumie mnie to nie dziwi. Taki wampir jak Marco potrafi skutecznie zniknąć. Na tyle skutecznie, że nikt nie jest w stanie go odnaleźć. powiedział i lekko się uśmiechnął, tak jakby jego słowa nie miały większego znaczenia Chodź, przedstawię Cie tym, którzy już przyszli.
Noise - 2009-02-12, 11:43
:
- Nie wiem i nie chce mi się teraz o tym myśleć, ale wiem, że niczego dobrego to nie wróży. - odparł znudzonym głosem i oparłszy łokieć na boku fotela złożył brodę na dłoni czekając, aż Morgan uwinie się z przygotowaniami. - Wszystkie moje ofiary tak mówią przed śmiercią. - odgryzł się szybko celną ripostą, w ślad za którą podążył cichy śmiech.
Caylith - 2009-02-12, 12:07
:
- To ty chciałeś się nie zanudzać, więc dałam ci temat do rozmyślań - dobiegł głos. Szelesty ustały za to rozległy się ciche stukoty - jakby podnoszono i odkładano rozmaite rzeczy. - Alex tylko, że w tym przypadku to było stwierdzenie typu "Kot perski ma puszystą sierść" - zaśmiała się - a poza tym jesteś w mojej lwiej jamie, więc prędzej ty będziesz ofiarą niż ja.
Stukoty ustały. - No dobra... - oświadczyła pojawiając się w drzwiach i trzymając framugi gdy zakładała buta - wyglądam nadal jak ktoś kogo nie warto poznawać? - wyprostowała się i wsparła ramieniem o framugę robiąc kokieteryjne miny i kpiąc z samej siebie. Widok jednak był wiekopomny. Wieczne jeansy i koszule zastąpiła prosta ale elegancka sukienka nad kolano barwy tak ciemnego burgunda, że niemal czarna. Bez rękawów za to z dekoltem odsłaniającym obojczyki i jasną skórę widocznego ciała. Świetnie dopasowana przylegała do ciała na całej długości, od bioder przez szczupłą talię podkreślając wybitną długość nóg. Jedynie w okolicy biustu była nieco luźna - tam widać trzeba było wspomnianej wcześniej pomocy z zapinaniem z tyłu. Morgan pozwoliła tez sobie na lekki makijaż, i zaczesanie włosów w taki sposób, że z jednej strony były za uchem a z drugiej elegancko przysłaniały część oka. Dopełnieniem ekstrawaganckiego jak na nią wyglądu były zgrabne szpilki - nie wysokie. Ale pasujące jak ulał do reszty.
Noise - 2009-02-12, 12:14
:
- Nadal - stwierdził krótko uśmiechając się szeroko od ucha do ucha, po czym wstał z fotela i ruszył w stronę wampirzycy. - Obracaj się. - rzucił krótką komendę, bez krzty delikatności chcąc jak najszybciej zapiąć zamek tej felernej sukienki i zejść na dół. - Zrobione. - Powiedział po chwili z wyraźną satysfakcją pobrzmiewającą w głosie i poszedł po swą koszulę wiszącą na oparciu krzesła. Przywdział ją szybko, po czym zapytał wymownie patrząc w stronę drzwi. - Shall we?
Noise - 2009-02-12, 12:30
:
- Nadal - stwierdził krótko uśmiechając się szeroko od ucha do ucha, po czym wstał z fotela i ruszył w stronę wampirzycy. - Obracaj się. - rzucił krótką komendę, bez krzty delikatności chcąc jak najszybciej zapiąć zamek tej felernej sukienki i zejść na dół. - Zrobione. - Powiedział po chwili z wyraźną satysfakcją pobrzmiewającą w głosie i poszedł po swą koszulę wiszącą na oparciu krzesła. Przywdział ją szybko, po czym zapytał wymownie patrząc w stronę drzwi. - Shall we?
Caylith - 2009-02-12, 12:35
:
- We may - odpowiedziała z westchnieniem. I po co ona z siebie robiła idiotkę w sukience. - Mam ochotę olać to i wyskoczyć na miasto zająć się tą kundelską sprawą - sarknęła wychodząc z mieszkania i gniewnie stukając obcasami. - Na pewno byłoby ciekawiej...
Z niezbyt szczęśliwą miną zamknęła drzwi i ruszyła energicznie korytarzem w stronę salonu i bandy zębatych lwów salonowych.
Noise - 2009-02-12, 12:58
:
- Nie koniecznie, ale też bym chętnie olał ten bankiet. Nigdy nie lubiłem masowych spotkań, bo zawsze miałem ochotę powystrzelać połowę obecnych tam gości. - rzekł konspiracyjnie przyciszonym głosem idąc ramie w ramię z wampirzycą. - Chociaż mam przeczucie, że dziś może wydarzyć się coś ciekawego. - dodał po chwili uśmiechając się lekko dla rozładowania napięcia. Kilka korytarzy, schodów i zakrętów dalej wampirza para znalazła się w salonie, w którym nieco wampirów już się zgromadziło, w tym Mick w towarzystwie nieznanej mu kobiety. - Który pierwszy? - zapytał uśmiechając się wrednie mając za pewne na myśli, który jest pierwszy do odstrzału.
Caylith - 2009-02-12, 13:04
:
- Proponuję ci jako facetowi najpierw wystrzelać wszystkich facetów - prychnęła unosząc kącik ust - wtedy wszystkie laski twoje i zero konkurencji. A ja - uśmiechnęła się niewinnie - zajmę się żeńską częścią jako bardziej niebezpieczną. Nie dość, że kły to jeszcze lakierowane pazury, szpilki obcasów i typowa dla naszego rodzaju zawiść... wymiękłbyś... - wyszczerzyła się drapieżnie i skombinowała kielich krwistego napitku - a tymczasem chyba warto podejść do Księciunia... - dodała konspiracyjnym szeptem odgarniając włosy za ucho.
Noise - 2009-02-12, 13:14
:
- Taa... - stwierdził cierpko i to musiało jej wystarczyć za całą odpowiedź, którą rzeczywiście była. Zgodnie z jej słowami Alex ruszył w kierunku Micka nie wracając po drodze zbyt wiele uwagi na pozostałe wampiry, które z resztą w jego mniemaniu zbyt wiele nie znaczyły ani dla niego, ani w świecie wampirów. - Dobry wieczór. - powiedział kłaniając się najpierw towarzyszącej Mickowi kobiecie, a potem samemu gospodarzowi.
Tanit - 2009-02-12, 15:09
:
Zarzuciłam poszukiwania niemal trzy lata temu. Westchnęła. Nie powiem że mi go nie brakuje... Ale to jak na razie jest mniej istotne. Z przyjemnością poznam twoich przyjaciół.
Spojrzała na przybyłą parę i uśmiechnęła się szczerze. Zero wyższości o co można posądzać tak wystrojoną paniusię. Czekała tylko aż Mick ją przedstawi.
KapitanOwsianka - 2009-02-12, 17:35
:
Micka rozbawiło to słowo. "Przyjaciele", rzeczywiście było przezabawne takie określenie wampirów, w towarzystwie których się obracał. Michelle, poznaj proszę Alexa i Morgan, dołączyli do nas, kiedy już przestałaś interesować się sprawami Fundacji. powiedział bez wyrzutów Poznajcie proszę Michelle. nie tłumaczył kim kto jest, bo przecież nie było to ważne w idealnej społeczności, którą sobie wymarzył, a która taka przecież nie była.
Tanit - 2009-02-12, 20:13
:
Niezmiernie mi miło. Uśmiechnęła się ciepło, bardzo ludzko i podała dłoń najpierw Morgan a potem Alexowi. Chyba zaczynam żałować, że opuściłam społeczność... poniekąd. Posłała krótkie spojrzenie Alexowi.
Noise - 2009-02-12, 20:33
:
- Mnie również. - odparł Alex uśmiechając się najładniej, jak tylko był w stanie - Alex O'Loughlin, nadworny zabójca Micka. - przedstawił się kłaniając się lekko nowo poznanej wampirzycy i wyciągnął dłoń w jej stronę. Ująwszy ją, skłonił się lekko i musnął jej grzbiet ustami jak na gentlemana przystało.
KapitanOwsianka - 2009-02-12, 20:36
:
Alex ma nieprzyjemną manierę ubarwiania rzeczy. powiedział spoglądając zimno na tego wampira Nie może być moim nadwornym zabójcą, bo nie ma dworu, ani nie jestem żadnym władcą. powiedział tak jakby chciał Alexa przywołać do porządku. Michelle... wreszcie zmienił temat jestem ciekawy jak miewają się Twoje kolekcje? Wiesz, że wczoraj wraz z Alexem byliśmy w Twoim klubie?
Noise - 2009-02-12, 20:41
:
O'Loughlin skrzywił się nieco na słowa Saint-Johna, ale nie odparł nic w zamian. Zamiast tego zrobił dobrą minę do złej gry i przyłączył się do wątki ciągniętego przez starszego wampira - To prawda, mieliśmy to szczęście odwiedzić Twój klub i muszę przyznać, że jest tam naprawdę przyjemnie. - rzekł uśmiechając się lekko na wspomnienie wczorajszego wieczoru.
Tanit - 2009-02-12, 20:46
:
Jeszcze raz uśmiechnęła sie do Alexa Może kiedyś skorzystam... i zaraz spojrzała na Micka.
Ah tak... jestem tylko skromną projektantką, która właśnie straciła wenę twórczą. Rozłożyła przepraszająco ręce. Skromna, ale na pewno nie biedna. Byliście w moim 'świętym' przytułku? Mam nadzieje, że się podobało. W przeciwnym razie słucham reprymendy bym mogła kogoś zganić
Caylith - 2009-02-12, 21:05
:
Przyjrzała się odstrzelonej wampirzycy spokojnie, z cieniem tylko zaciekawienia w oczach. Zastanawiała się czy należy ją zaliczyć do grupki bufonów czy raczej do tej normalniejszej części wampirzego społeczeństwa. - Miło poznać - uścisnęła zdecydowanie dłoń kobiety postanawiając na razie być neutralna. - Ja nie byłam. Ale nie wykluczone że się przejdę. Cóż tam jest serwowane dla takich jak my?
KapitanOwsianka - 2009-02-12, 21:29
:
Mnie się podobało... Co prawda mieliśmy drobny zatarg z kelnerem, ale generalnie uważam tamten wieczór za zdecydowanie udany. uśmiechnął się rozglądając po zebranych, jakby trochę niecierpliwie. Widać miał coś ważnego do powiedzenia na tym bankiecie. Z resztą bankiety w Fundacji rzadko nie wiązały się z czymś ważnym dla społeczności.
Tanit - 2009-02-12, 22:38
:
Uśmiechnęła się do Morgan Co tylko sobie zażyczysz moja droga, a podejrzewam, że drobny zatarg z kelnerem spowodowany był niechęcią wejścia na piętro i posmakowania... degustowania. Zdarzyło mi się to parę razy. jedyne czego nie uświadczysz, to brudu smrodu i marginesu. Uśmiechnęła się swobodnie spojrzała zaciekawiona na gospodarza.
Mick? Westchnęła To nie w moim stylu ale powiem... wyluzuj...
KapitanOwsianka - 2009-02-13, 08:50
:
Spojrzał jakoś cieplej na Michelle. Pewnie masz rację... powiedział, ale w myślach dodał "gdybyś wiedziała to co chce wam powiedzieć..." Usiądziemy? zapytał i gestem przywołał jednego ze służących, który miał przyjąć ewentualne zamówienie na kieliszek krwi.
Tanit - 2009-02-13, 18:58
:
Oczywiście. Skinęła mu głową i także służącemu, że nie pogardzi także kieliszkiem wampirzego przysmaku. Mick, bycie stale poważnym nigdy nie wychodzi na dobre. Mam tylko nadzieję, że powód tego bankietu, a z pewnością takowy jest, nie przewróci mojego życia do góry nogami... za bardzo...
KapitanOwsianka - 2009-02-15, 22:17
:
Obawiam się, że może... uśmiechnął się ciepło Ale wybacz mi, że mące Twoje piękne oblicze troskami. Rzeczywiście przez moją funkcję zapominam ostatnio, że nie powinno się brać życia zbyt poważnie. spojrzał na Morgan mierząc ją wzrokiem. Podobała mu się w tej sukienecznce. Usiądziemy? zapytał wskazując jedną z kanap stojących opodal i ofiarując swoje ramię jako podporę dla Michelle.
Tanit - 2009-02-16, 19:59
:
Przytrzymała się zaoferowanego ramienia i dała si poprowadzić do kanapy.
Czyli muszę wyrzucić grafik w kosz... Pokręciła głową i zaraz zaśmiała się lekko. Jakimi troskami panie Saint-John? Pożyłby pan trochę jak człowiek to doświadczyłby trosk ale także niezwykłej radości i satysfakcji. Zachowywała się właśnie bardzo ludzko a lekkie rumieńce tylko pogłębiały ten efekt. Rzuciła spojrzeniem jeszcze raz na Morgan, choć o nieco innym znaczeniu. Ta dziewczyna pasowała by na twarz jej nowej kolekcji...
Mick... spojrzała na niego poważniej. Mam nadzieję, że mi wszystko opowiesz. Powiedziała odpowiednio akcentując słowa.
Caylith - 2009-02-16, 20:56
:
- Alex rusz tyłek bo stoimy tu jak dwa manekiny - prychnęła poklepując go po ramieniu - gdzie twoja sławetna kocia gracja, asasynie... - mruknęła ciszej i pokazała, że jej własna jest niezakurzona i wstanie idealnym, idąc miękkim krokiem w stronę kanap. Tam zasiadła sobie zakładając jedna zgrabną nogę na drugą i pokiwała kieliszkiem z krwią między palcami. Nie była typem dyskutanta - wolała słuchać. To i przysłuchiwała się rozmowom zachowują przemyślenie kilku faktów na później.
KapitanOwsianka - 2009-02-16, 23:20
:
Myślę, że aż tak źle nie będzie. powiedział ujmując jej dłoń i "pomagając" zająć jej miejsce. Po czym usiadł koło niej i położył ramię na oparciu kanapy za jej głową. Udawać człowieka? Po co? Nie jesteśmy już ludźmi. Osobiście uważam, że nie powinno się udawać kogoś innego niż się jest. westchnął i oddał kieliszek jednemu z kelnerów. Ależ, najmilsza Michelle... Oczywiście, że Wam wszystko opowiem. Będziecie musieli podjąć przecież kilka decyzji, ale nie uprzedzajmy faktów. Jeszcze kilkoro z nas brakuje, a chciałbym by każdy miał prawo głosu.
Noise - 2009-02-17, 10:48
:
Na słowa Morgan O'Loughlin nie odpowiedział choćby najmniejszym słowem. Bankiet nie napełniał go dobrym humorem, ani ochotą na słowne potyczki. Dodatkowo zachowanie Micka nie napawało optymizmem, ale może po prostu był nieco zbyt przewrażliwiony i poddenerwowany całą tą bankietową otoczką. Alex zasiadł na kanapie tak jak i pozostali, po czym zaczął przysłuchiwać się rozmowie.
- Mam nadzieję, że przybędą tu w niedługim czasie. - rzekł niespodziewanie zabierając głos. - Poza tym wampirza demokracja jeszcze nigdy do niczego dobrego nie doprowadziła.
KapitanOwsianka - 2009-02-17, 11:28
:
Mick zmierzył Alexa dość chłodnym spojrzeniem No cóż, z tego co wiem nigdy nie było demokracji w wampirzym świecie. powiedział uśmiechając się sympatyczniej A struktury Camarilli doprowadziły do pogromu Pandory. Póki co wierzę w to, że możemy współistnieć ze sobą pokojowo i działać na rzecz dobra całej wspólnoty. Każdy kto chce mieć władzę, może starać się o nią w świecie ludzi.
Tanit - 2009-02-17, 19:54
:
Przyglądała im się chwilę uważnie. Uwaga o udawaniu człowieka była prawie jak obraza. Prawie, gdyż nie zwykła obrażać się o takie błahostki, zwłaszcza znając trochę Micka, choć przez te lata mogło się też wiele zmienić. Ale nie chciała tego komentować. Nie podobało jej się to napięcie pływające w powietrzu. Musiała to jakoś od siebie odgonić. Nie minęło dużo czasu, nie znała tych osób, ale mogła stwierdzić, że jednak brakowało jej bliższego kontaktu ze swoim gatunkiem.
Uśmiechnęła się do wampirzycy. Morgan, czym się zajmujesz? Zagadnęła swobodnie.
Caylith - 2009-02-17, 20:30
:
Niebieskie oczy spoczęły spokojnym spojrzeniem na Michelle.
- Eliminacją tego co lub kogo mi zlecą do wyeliminowania. - powiedziała tak jakby mówiła o pracy biurowej - wszelkimi możliwymi metodami. Skuteczność stuprocentowa - błysnęła drapieżnym uśmiechem. - A ty zapewne czymś mniej niebezpiecznym, prawda?
Tanit - 2009-02-17, 20:48
:
Eliminacja... powtórzyła powoli, unosząc lekko brwi. Przyznam, że tego się nie spodziewałam. Byłabyś świetną modelką! A ja owszem... Najniebezpieczniejsze w moim wypadku jest chyba walka z niekompetentnymi sekretarkami. Zaśmiała się lekko. Szkoda, musisz być w takim razie bardzo zajęta i nie narzekasz na nudę... westchnęła.
Lothrien - 2009-02-17, 22:10
:
Czarny Jaguar XF4200 zatrzymał się dość gwałtownie na żwirowym podjeździe posiadłości. Wysiadł z niego mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze i szybko otworzył tylne drzwi. Victoria wysiadła. Powoli i z gracją. Kiedy jej śliczne, nowiutkie szpilki dotknęły żwirowego podłoża zaklęła pod nosem. Pokręciła z niezadowoleniem głową -Dwie godziny.- rzuciła zdawkowo do szofera i ruszyła w stronę wejścia. Najwidoczniej była już spóźniona. Cóż czas to pieniądz, a dużo pieniędzy oznacza mało czasu.
-Dobry wieczór.- powiedziała wchodząc do salonu. Dość szybko przebiegła wzrokiem po zgromadzonych, części zupełnie nie znała. Innych miała już mniejszą, lub większą przyjemność poznać. Czasy nie były łatwe, należało zjednywać sobie sprzymierzeńców, a nie tworzyć wrogów. Na jej twarzy zagościł jeden z wyuczonych uśmiechów- delikatny i nieokreślony.
Noise - 2009-02-17, 22:38
:
- Masz rację, demokracji nigdy nie było, a ja z rozpędu palnąłem głupotę. - powiedział uśmiechając się lekko, by rozładować nieco napiętą sytuację. Odkąd się znali Alex jeszcze nigdy nie widział Micka tak poddenerwowanego, a przecież to już tyle lat... Na ckliwe rozpamiętywanie przeszłości i zatapianie się w nowo odkrytych słabościach będących przejawami ponownie odkrytych cech człowieczeństwa tkwiących w zakamarkach czarnej jak smoła duszy wampira nie pozwoliło pojawienie się nowego gościa, którym okazała się nieznana O'Loughlinowi wampirzyca. Jednakże Alex nie obdarzył jej więcej, niż tylko przelotnym spojrzeniem świadczącym o tym, że odnotował jej przybycie. Oczywiście nie oznaczało to kompletnej ignorancji jej osoby, po prostu miał lepsze rzeczy do roboty niż bezczelne wpatrywanie się w kogoś.
KapitanOwsianka - 2009-02-17, 23:29
:
Mick uniósł się wreszcie i skinął głową na przywitanie Victorii. Przyjął kieliszek od jednego z kelnerów i wypił go na tyle szybko by mieć narzędzie do zwrócenia na siebie uwagi. Postukał palcem kilka razy w kieliszek dając tym samym znać, że chciałby zabrać głos. Myślę, że nie ma sensu dłużej czekać. Noc ucieka, a mamy do omówienia dzisiaj dwie ważne sprawy. Najpierw, jednak chciałbym wszystkich serdecznie powitać i podziękować za chęć odwiedzin w Fundacji. powiedział o obdarzył cały salon przyjaznym spojrzeniem bez cienia wyniosłości.
Ubolewam nad tym, że nie wszyscy zdążyli jeszcze przyjść, ale widocznie mieli ważniejsze sprawy... tutaj dało się wyczuć lekki przytyk. Zazwyczaj przecież bankiety organizowane przez Saint-Johna łączyły się ze sprawami ważnymi dla, jak to on określał "wspólnoty".
Pierwszą i najważniejszą sprawę, którą chciałbym dzisiaj omówić jest fakt, że skontaktowano się ze mną z Nowego Jorku. Najwyraźniej tam również ocalała grupka wampirów, która zachowała tradycję Camarilli. W poniedziałek ma do nas przylecieć trzech przedstawicieli tamtejszej sekty. Odniosłem wrażenie, że pragną odbudowania struktur Camarilli... Jak, zatem przyjmiemy tych gości i co myślicie o ewentualnej propozycji, tamtejszych wampirów?
Caylith - 2009-02-18, 18:01
:
Pociągnęła łyk krwi i zamyśliła się.
- W obliczu ostatnich wydarzeń... może lepiej utrzymywać faktycznie ze sobą silniejszy kontakt. - zmrużyła oczy - Są z drugiej strony wielkiej wody... ale są.
Lothrien - 2009-02-18, 19:22
:
Korzystając z okazji sięgnęła po kieliszek z krwią. Przez chwilę obracała go w dłoniach. -Camarilla...- zaczęła z rozmysłem. -Czasy się zmieniły. Wspólnota ewoluuje, choć może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie można tego powstrzymać. Uważam, że wręcz nie należy...- oderwała spojrzenie od kieliszka. -Pomimo obciążenia ostatnimi wydarzeniami idziemy w dobrym kierunku. Kontakt? Być może... Ale na naszych warunkach i we wspólnym interesie.- przebiegła wzrokiem po zebranych. -Pozostaje pytanie czy będziemy rozmawiać o tradycjach, czy o władzy...- zawiesiła to pytanie.
Morpheius - 2009-02-18, 20:04
:
Brama, jak zawsze niezawodnie, otwarła się na oścież gdy potężne Volvo zbliżyło się do terenu posesji. Po chwili już stało dumnie prezentując się w towarzystwie innych aut. - Nie cierpię takich imprez... - mruknął Bjorn pod nosem, wysiadając z samochodu i czekając, aż Aodh się z niego wygramoli.
Maeg - 2009-02-18, 20:16
:
- Nie tylko ty przyjacielu. Sam nie zamierz być tu dłużej niż trzeba będzie.. Gdy znalazł się już na zewnątrz od razu ruszył w kierunku rezydencji. -Może jeszcze nie zdążyli żadnej orgii zacząć i jak się pośpieszymy, to uda się i to ominąć
KapitanOwsianka - 2009-02-18, 20:24
:
Salon:
Mick usadowił się z powrotem na kanapie. Przybrał wygodną pozycję i objął ramieniem Michelle, zaraz jednak położył ramię na oparciu kanapy i zaczął wodzić spojrzeniem po zebranych, zatrzymując się dłużej na tych, którzy się wypowiadali. Nie zabierał głosu.
Z resztą kilka młodych wampirów, które nie miały większego znaczenia, także głosu nie zabierało, zupełnie tak jakby czekali, aż ktoś pokieruje ich decyzjami i sposobem myślenia w tej ważnej sprawie.

Aodh i Bjorn:
Jeden ze służących otworzył drzwi przed wampirami, a potem odebrał wierzchnie okrycia od nich. Drugi usłużnie podał dwa kieliszki pełne krwi, po czym zaprowadził obu do salonu, gdzie właśnie rozpoczęła się dyskusja na jakiś temat. Widać spóźnili się bardziej, niż myśleli, bo Mick rozpoczął już omawianie spraw.
Morpheius - 2009-02-18, 20:26
:
- Taak... Jeśli ta banda wyfiokowanego tałatajstwa będzie próbowała odgrywać te swoje romantyczne wizje wampirow, to przysięgam, wychodzę... - westchnął. Ani bezpiecznie się nie czuł, ani dobrze.


Gdy obaj weszli do salonu, Bjorn tylko skinął na powitanie wszystkim i rozejrzał się ciekawie po twarzach zgromadzonych.
Maeg - 2009-02-18, 20:36
:
Za nim jeszcze dotarli do salonu zdążył odpowiedzieć Bjornowi Zdecydowanie trzeba się wtedy wycofać na z góry upatrzone pozycje. Gdy znaleźli się już w środku, poczuł się mimo wszystko zaskoczony tym że Mick na nich nie poczekał. Utwierdziło go to jednak w jego ocenie całej sytuacji. Muszą stworzyć przeciwwagę dla tego wampira inaczej będą mieli staruszka za tyrana, który słodko się uśmiecha przed tym gdy wbija Ci nóż w plecy. Kieliszek z krwią który mu wręcz wciśnięto do dłoni szybko obstawił w pierwszym lepszym miejscu, póki co był zaspokojony. Nie odezwał się ani słowem, po prostu wybrał miejsce przy ścianie na tyle blisko by słyszeć całą rozmowę.
KapitanOwsianka - 2009-02-18, 20:41
:
Mick jako pierwszy dojrzał nowych gości. Przeprosił tych, którzy byli najbliżej jego i ruszył w kierunku Bjorna i Aodha. Kiwnął im głową na przywitanie Spóźniliście się trochę powiedział ruchem głowy wskazując na zegar, na którym jak wół stało, że już jest po północy. Wybaczcie, ale musiałem zaczynać. Myślałem, że już się nie pojawicie. Omawiamy właśnie sprawę, która była głównym powodem bankietu. W Nowym Jorku przetrwało kilkoro wampirów, zachowali struktury Camarilli. Skontaktowali się ze mną i w poniedziałek przyślą swoich przedstawicieli. Sądzę, że chcą wcielić Londyn w struktury ich sekty. Decydujemy jak ich przyjmiemy i czy ewentualnie przystąpimy do ich struktur. wyjaśnił pokrótce i podprowadził ich bliżej zebranych.
Maeg - 2009-02-18, 20:52
:
Jeśli o mnie chodzi, to ja nie wiem o czym dyskutować. Moją opinie na ten temat powinieneś znać, co nam po skostniałych strukturach Camarilli. - niechętnie ruszył jednak za Mickiem w stronę całej grupki. Rozejrzał się czy przypadkiem Catherine nie przyszła na bankiet ale nie było jej wśród zebranych. Wciąż nie pokazywała się publicznie.
Tanit - 2009-02-18, 21:16
:
Po pierwszych słowach Micka zamyśliła się wpatrując się w kieliszek z krwią. Camarilla... Odruchowo zaczęła się zastanawiać co by powiedział o tym Marco i nawet nie zauważyła jak gospodarz spowrotem się do niej przysiadł i ponownie wstał. Marco, nie ma, nadal nie mogła oswoić się z tą myślą. Nie chciała być egoistką. Odcięła się dość znacząco od wampirów, ale nadal nim pozostała. O czym myślał Mick? Uniosła głowę. Przyszły kolejne dwa wampiry... jednego widziała, a miała pamięć do twarzy. W końcu jej zaświtało. Przyjaciół się nie zapomina! Uśmiechnęła się wstając z kanapy.
Aodh!
Maeg - 2009-02-18, 21:42
:
Aodh usłyszał swoje imię, i to nie był Bjorn, nie było w tym dźwięku też krztyny wzgardy czyli żaden wróg. Powoli obrócił głowę w kierunku kobiety która niewątpliwie była autorką tego powitania. W chwili gdy jego wzrok spoczął na jej twarzy, wampir uśmiechnął się - Michelle, cóż za niespodzianka, nie spodziewałem się Ciebie tutaj zastać. Tych którzy dobrze znali Aodh ton wypowiedzi mógł trochę zaskoczyć, nie dało się wychwycić żadnego cynizmu widać spotkanie naprawdę go uradowało.
KapitanOwsianka - 2009-02-18, 22:32
:
Mick uśmiechnął się, widząc powitanie, ciepło. Nie do mnie należy podejmowanie decyzji, tylko do Was. wytłumaczył lekko Dlatego myślę, że wszyscy powinni poznać Twoją opinię na ten temat. Jesteś jednym z najstarszych wampirów, wiesz jak wyglądała Camarilla.
Morpheius - 2009-02-18, 22:39
:
- Kilkoro wampirów, powiadasz? Teoretycznie struktury Camarilli pomagają utrzymywać spokój i porządek. - Bjorn również zbliżył się wraz z Mickiem i Aodhem do grupy - Tylko zastanowić się trzeba nad intencjami. Od pamiętnych wydarzeń minęło już 10 lat, 10 lat od czasu, kiedy połowa londyńskich wampirów powyrzynała siebie nawzajem. A teraz nagle przyjeżdża dobry wujek z Wielkiego Jabłka się nami zaopiekować. Czyż to nie urocze? - parsknął gorzkim śmiechem. - Pewna forma zorganizowania owszem, może się opłacić. Ale jakim kosztem? Nie oszukujmy się, że ci amerykańscy krwiopijcy chcą naszego dobra. Po prostu ktoś im podłożył pod dupy ogień - użył rzadko u niego spotykanego kolokwialnego języka - i teraz próbują znaleźć miejsce, gdzie w razie czego mogą uciec. Londyn ma być dla nich li i wyłącznie nową strefą wpływów i terenem łowieckim. A co się tu będzie działo? Idę o zakład, że mają to w bardzo głębokim poważaniu.
Tanit - 2009-02-18, 22:58
:
Stała chwilę spokojnie zamyślona. Na przyjacielskie pogaduszki będzie jeszcze czas.
-Przede wszystkim należy wysłuchać co mają do powiedzenia. Przyznam, że dziwnie mi to pachnie i lepiej zachować rezerwę w jakimkolwiek działaniu. Amerykanie nigdy nie byli i nie sądzę by nagle stali się altruistami. Struktury Camarilli mogą formalnie nie istnieć, ale wielu ma je zakorzenione, choćby poszanowanie tradycji. Gdyby tylko wszyscy się tego trzymali to chyba żadne struktury nie były by potrzebne... westchnęła lekko. Choć żyła na granicy społeczności wiedziała, że nic nie jest i chyba nie może być idealne.
Maeg - 2009-02-18, 23:03
:
Wysłuchał zainteresowaniem tyrady Bjorna, odczekał też aż Michelle skończyc mówić
- Właśnie dlatego, że pamiętam czasy Camarilli uważam, że jej powrót to najgorsza z możliwości. Skostniała struktura powstała w XV wieku. Nawet ludzie potrafili przez tyle wieków zmienić swoje struktury, ewoluować ale nie wampiry. Ten system miał w sobie wiele wad, choćby niewolniczy charakter wobec niajmłodszych. Rozejrzał się po zebranych. - Wiekszość z was gdyby Camarilla wciąż istniała nie miało by pewnie jeszcze żadnych praw, ja może byłbym w połowie drogi do uzyskania miana obywatela tej światłej instytucji. Oczywiście nie neguję że trzeba utrzymać Maskaradę, to był niewątpliwie plus. Ale chcecie powrotu klanów? Znów będą waśnie między nimi. Jak tylko wróci Camarilla odezwie się pewnie Sabat i znów trzeba będzie z nim toczyć walkę. Nam trzeba czegoś nowego, opartego oczywiście na tradycji, poszanowaniu ale powinno oea struktura być bardziej dopasowana do czasów i osobowości współczesnych wampirów
Lothrien - 2009-02-18, 23:32
:
Czyli zgoda co do ogólnych kierunków jest. To dziwne a nawet odrobinę niespodziewane. Z całą pewnością dalej zaczną się schody. -To wiemy już czego nie chcemy.- przebiegła wzrokiem po zebranych, jakby upewniając się, czy nikt nie ma odrębnego zdania. -A czego właściwie możemy się spodziewać po tej wizycie? Kto będzie z nimi rozmawiał? Czy jako lokalna społeczność damy radę przemówić jednym głosem?
Noise - 2009-02-19, 07:43
:
- Jeśli panowie z Nowego Jorku zanadto będą się rzucać, to wyślę z powrotem ich głowy w plastikowych workach. - rzekł niespodziewanie Alex zwracając na siebie swymi słowami uwagę wszystkich obecnych. - Spędziłem w Ameryce ładnych parę lat i wiem jak te bubki się rządzą i jednego jestem pewien. Niech dla własnego dobra nie próbują nawet wciskać nam swoich wizji, bo marnie skończą. - przebiegł z wolna wzrokiem po zebranych podziwiając reakcję każdego z osobna.
KapitanOwsianka - 2009-02-19, 09:51
:
Mickowi rosło serce, właśnie obserwował to o czym marzył, co próbował stworzyć. Coś w rodzaju wampirzej demokracji, gdzie społeczność decyduje o tym jak ma wyglądać ich życie, jak ma wyglądać ich świat, a potem zlecają komuś wykonanie tych wizji. Nie odzywał się, uważał, że to nie jest jego rola. Odnalazł szybko swoje miejsce i usiadł na nim ciepło się uśmiechając do zebranych. Zatem jaka decyzja? zapytał wreszcie, jakby chciał to podsumować.
Morpheius - 2009-02-19, 14:15
:
- Ja jestem zdecydowanie na nie, jeśli chodzi o przejęcie kontroli nad Londynem przez Jankesów. Uważam, że odpowiednio postępując, sami potrafimy o siebie zadbać. Jeśli tylko nikt nie będzie próbował ustanowić tutaj wewnętrznej hegemonii i dyktatury, to powinniśmy dać radę przetrwać. - wygłosił swoje stanowisko jako pierwszy i spojrzał w oczy Micka z ciekawością oczekując jakichkolwiek śladów reakcji.
Caylith - 2009-02-19, 21:49
:
- A ja myślę - odezwała się spokojnie - że przyjmowanie rozumowania, że chcą przejąć kontrolę jest błędne. Najpierw robi się rozpoznanie. Potem wyciąga się wnioski. - pociągnęła łyk ze swego kielicha - inaczej znajdziemy się po kostki w... wiadomo czym. - nie dokończyła dosadnym słowem, które cisnęło jej się na usta. Trzeba w końcu dbać o delikatne uszy niektórych. - Wywęszmy najpierw co chce ta delegacja. Może przyczepmy dyskretny "ogon" jeśli zechcą się kręcić po mieście. Przynajmniej spróbujmy poznać zamiary. I dopiero potem zakładajmy najgorsze...
Maeg - 2009-02-19, 22:00
:
Aodh wybuchł gromkim śmiechem. - Widać, że jeszcze dobrze nie poznałaś wampirów. W takim wypadku trzeba zakładać najgorsze rozwiązanie. Trzeba też być gotowym, żeby szybko sobie z nim poradzić. Ja nie mam wątpliwości, że nasi krewniacy z Nowego Yorku chcieli by narzucić nam swoją władzę.. Odwrócił się w kierunku O'Loughlina. A Ciebie ta pewność siebie kiedyś zgubi, i to wcześniej, niż później. W jednym Connor ma rację, trzeba dokładnie sprawdzić z kim będziemy mieli doczynienia. Tak naprawdę nie wiemy kto tam przeżył i kogo do nas wyślą. Ale gdyby trafili tutaj starsi, to możemy mieć nie lada kłopot. Zamilkł na chwilę, jednak za nim ktoś zdążył zabrać głos znów się odezwał. - Tak Bjorn ma rację, nie ma już miejsca tutaj na jakąś hegemonie czy dyktaturę, tak samo nie widzę miejsca na demokrację. Przynajmniej taką jaką znany ze świata śmiertelnych, naszym celem powinno być zachowanie Maskarady, a także umiejętność jak najszybszego przystosowania się do zmieniających czasów. A czy ktoś musi rządzić?
Tanit - 2009-02-19, 22:30
:
Amerykanom nie można wierzyć... Odezwała się spokojnie ale wyraźnie, patrząc w swój kieliszek. Oczywiście jak najbardziej na miejscu jest i logicznym by ich wysłuchać. Ale jak już powiedziałam to nie altruiści... a jedyna pomoc jaka miałaby się pojawić to tylko dla nich samych. Podniosła wzrok na każdego po kolei. Rozsądek... w końcu nie wszystko w systemie było złe. Maskarada musi trwać...
Westchnęła lekko i usiadła na kanapie. Doskonały nastrój z niej wyparował tak jak szybko stygnie świeża krew.
KapitanOwsianka - 2009-02-19, 22:35
:
Mick wodził wzrokiem od mówcy do mówcy. Kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Bjorna uniósł pytająco brwi, zupełnie tak jakby uznał, że Nordman ma do niego jakąś sprawę poza omawianymi. Reakcji na stwierdzenie o hegemonii i dyktaturze nie było prawie żadnej, prócz lekkiego pokiwania głową na zgodę. Zgadzam się, że nie potrzebujemy władcy. Nie mniej, wszyscy musimy działać dla dobra naszej społeczności... Każdy z nas, mam taką nadzieję, wie jak niebezpieczne byłoby gdyby bydło dowiedziało się o naszym gatunku. Ale tutaj nie ma nad czym deliberować. Rozumiem zatem, że przyjmiemy delegację i ich wysłuchamy, ale połączeniu się z Camarillą jesteśmy przeciwni? zapytał oczekując odpowiedzi Tak, lub Nie, w przypadku tej drugiej dalszych prób dojścia do konsensusu.
Noise - 2009-02-19, 23:05
:
- Czekam z niecierpliwością na ten moment. - odgryzł się bez zastanowienia na słowa Kavanagha posyłając mu przy tym cierpki uśmiech świadczący dobitnie o tym, co myśli na ten temat. Zaraz jednak ponownie zabrał głos przemawiając tym razem do wszystkich - Znając Amerykanów, to w delegację wysłali swoich przydupasów, bo ich tyłki przyrosły do siedzisk foteli. Dlatego najpierw dowiemy się o co im chodzi i jakie mają plany, a dopiero potem ewentualnie pójdą na odstrzał. - Alex na chwilę przerwał, by wszyscy przetrawili jego słowa, po czym dodał jeszcze - Co do samej demokracji, moim zdaniem jakaś władza zwierzchnia być musi, chociażby coś na kształt rady mającej za zadanie jako taką kontrolę, bo bez tego bardzo prędko padniemy ofiarami anarchii.
Lothrien - 2009-02-20, 01:15
:
-Proponuję jednak powściągliwość, szczególnie w szafowaniu decyzjami o "odstrzale".- powiedziała łagodnie. -Nie szukamy wrogów, a ani nam ani Maskaradzie nie przysłużą się kolejne bratobójcze burdy. Choć oczywiście mogą nie pozostawić nam wyboru.- na jej twarzy pojawił się niedookreślony uśmiech. -Uważam, że nie potrzebujemy już Camarilli, bynajmniej nie takiej jaką znaliśmy. Jak już zostało powiedziane czasy się zmieniły, tak jak i nasze priorytety. Nie wiem jednak czy uda nam się uniknąć "władzy".- tu odniosła się do słów Aodh'a. -Jeżeli sami nie ustalimy jasnych zasad gry na naszym podwórku, z łatwością zrobi to ktoś inny. Rządzić nie musi "ktoś", jednak pewne zasady muszą obowiązywać i musimy mieć możliwość ich egzekwowania.- usiadła na jednej z kanap. Skoro dyskusja się przeciąga nie ma sensu męczyć nóg i ścierać obcasów.
Caylith - 2009-02-20, 07:08
:
- Co za ulga.. na szczęście toś tu myśli jeszcze taktycznie - kiwnęła głową Alexowi a potem nowo przybyłej całkiem obcej wampirzycy. Na koniec przeniosła spojrzenie na tego osobnika, którego słusznie swego czasu uznała za jednego wielkiego nadętego pieniacza. Zmarszczyła brwi z niezadowoleniem. Jakim prawem szafował jej nazwiskiem, skoro nie zostali sobie nigdy przedstawieni, a pierwszy raz na oczy widzieli się w wczoraj w salonie... i jeszcze Mick rozsądnie nie dokonał prezentacji. Bufon nad bufony, cholera... i jeszcze zgrywa wszechwiedzącego... Ale Morgan miała dobrą pamięć a jeszcze lepsze uszy. Tak więc odświeżywszy sobie na szybko te kilka chwil przez które wczoraj widziała tego nadętego gryzipiórka i słowa, które zdołała przechwycić od tamtego czasu spojrzała na niego z uśmiechem... jadowitym jak u żmii.
- Pan wybaczy... - zrobiła krótka przerwę zastanawiając się czy to co usłyszała jest imieniem czy nazwiskiem, ale w gruncie rzeczy to nie miało znaczenia - Aodh - ale nie widzę tu żadnego powodu do śmiechu. Mam zwyczaj się śmiać jeśli zrobione zostało rozpoznanie i sprawa jest jasna. A w tej chwili nie wiemy faktycznie, kto przyjedzie, z jakimi zamiarami oficjalnymi i co tak naprawdę chce osiągnąć. Tak więc póki jest więcej niewiadomych niż wiadomych - zakręciła płynem w kielichu leniwie - śmianie się w głos i zakładanie, że od razu należy rzucać się im do gardeł jest przejawem nie tylko zbyt lekkiego podejścia do sprawy typu "najlepszą obroną jest atak" ale wręcz... przejawem głupoty.
Zmrużyła oczy ze złośliwa satysfakcją.
- Więc zanim wyciągniesz pan zbrojne ramię niezaatakowany jako pierwszy.... zastanów się jakie mogą być konsekwencje dla nas wszystkich jeśli oni wrogich zamiarów póki co nie mają, ale na przykład dysponują przeważająca siłą, że tak powiem, ognia...
Urwała na chwilę.
- Dlatego ponownie mocno sugeruję: najpierw dowiedzieć się z czym mamy do czynienia a dopiero POTEM zakładać, że są na pewno wrodzy i skorzy do ataku. Bez względu na to czy Amerykanom można wierzyć czy nie - skinęła głowa w stronę Michelle.
Morpheius - 2009-02-20, 12:18
:
- Owszem, poznać ofertę można. Podejdźmy do całej sprawy z należytą dozą dyplomacji, bez zbędnego okazywania i niechęci i entuzjazmu do sprawy. - uśmiechnął się spuszczając okulary na kraniec nosa - Damy... - skinął głową kobietom - Panowie... - skinął również mężczyznom - zagrajmy w tego pokera. Jednym haustem opróżnił zawartość kieliszka i odstawił go na pierwsze wolne miejsce.
Maeg - 2009-02-20, 13:18
:
I ponownie się roześmiał - Nie widzisz powodu do śmiechu? Niektórzy bywają śmiertelnie poważni, cóż bywa - charakterów się nie zmieni.. Chwilę później spoważniał, odwrócił głowę w stronę wampirzycy. Poza tym Connor, jeśli dla Ciebie najczarniejszy scenariusz oznacza to, że trzeba się komuś rzucić do gardła to jedynie świadczy o tym w jakich kategoriach rozpatrujesz sprawę. Gdybyś uważnie słuchana, a nie skupiła na wrogości do mojej osoby, pewnie byś usłyszała, że powiedziałem trzeba się zastanowić jak uporać się z najczarniejszym scenariuszem. Nie wspomniałem, jaki on może być, bo to musimy ustalić wspólnie. Choć obawiam się, że przybycie starszych może nam trochę utrudnić życie, o ile jacyś tam przeżyli. To samo się tyczy sprawy rozpoznania, proponuje Ci byś te emocje odłożyła sobie na później i jednak skupiła się na słowach, bo czyż nie przyznałem Ci racji, że trzeba wpierw sprawdzić z kim mamy do czynienia? A ja i tak zakładał będę najczarniejszy scenariusz, wolę się później pozytywnie rozczarować, niż niemile być zaskoczonym. Poza tym Mick Ci może potwierdzić, że jestem ostatnia osobą która wybierze rozwiązanie siłowe.
Tanit - 2009-02-20, 14:01
:
Przynajmniej zgadzamy się co do jednego - że należy ich dyplomatycznie wysłuchać. Westchnęła przewracając oczami. Choć mogą, a zapewne tak jest, być perfidni, nie należy być nastawionym do nich wrogo, ale też nie rozkładać szeroko ramion jak do wybawców. Nas nie trzeba wybawiać z niczego. I tu zgadzam się z Aodhem, konflikt i morderstwa - wzdrygnęła się na to słowo - to ostatnie co nam potrzebne...
KapitanOwsianka - 2009-02-20, 19:54
:
Dobrze... Wrócimy do tej sprawy, kiedy poznamy już ich propozycję. powiedział podsumowując Teraz druga sprawa. Morgan i Arline, której niestety nie ma dzisiaj z nami były świadkiem napaści Lupinów. Twierdzą, że wilkołaki ścigały człowieka, ale Morgan na pewno lepiej ode mnie opowie o tej sytuacji. Co do mnie, to poprosiłem już Alexa i Morgan by sprawę zbadali, czy ktoś chce do nich dołączyć, lub ma inną propozycję? zapytał nie wstając ze swojej kanapy.
Tanit - 2009-02-20, 20:35
:
Wilkołaki?! to było trochę jak kubeł zimnej wody. Nie mogła powstrzymać lekkiego okrzyku zaskoczenia. Zaraz jednak wzdrygnęła się, pokręciła głową i umoczyła usta w kieliszku. Złe doświadczenia... od razu przez głowę jej przebiegło, że powinna bardziej uważać.
Morpheius - 2009-02-20, 21:07
:
- Lupini... Wielce ciekawe. - Bjorn zainteresował się nowym tematem chyba bardziej niż wizytą z Nowego Jorku - Dzikie bestie w miejskiej dżungli... I my o nich nie wiemy? Ja rozumiem, że w górach Norge mogą żyć, bo zdarzyło mi się kilka razy je napotkać, ale żeby w Londynie? Ciekawe, ciekawe...
Caylith - 2009-02-20, 22:06
:
- W istocie. Wilkołaki, lupini, popularnie zwani w niektórych kręgach "kundlami" - na moment porzuciła gniewne przyglądanie się bubkowi nad bubki i spokojnie pociągnęła łyczek krwi. - Wczoraj na mieście w okolicach przypuszczam... 19-20tej... śledziłam pewną trójkę, która na moje oko podążała do metra za jedną z naszych. Arline właśnie. Na miejscu czyli w metrze wywiązała się strzelanina. Ponieważ "kundle" wyciągnęły broń gdy tylko zwęszyły, że Arline jest wampirem. Nie miały tez problemu z przemianą na oczach świadków, których szczęśliwie było mało. - dodała spokojnie. - Ale ponieważ nikt się nie spodziewał, że będą się plątać po mieście, nie miałam srebrnych kul. A zatem żaden nie jest martwy. Ciekawe natomiast jest to iż tak naprawdę nie szli za Arline tylko za jakimś śmiertelnikiem za którym jeden z nich pognał wgłąb tuneli metra.
Urwała patrząc z zamyśleniem na dywanik pod nogami.
- Coś się szykuje...
Morpheius - 2009-02-20, 22:36
:
- Powiada pani, że śledzili człowieka? - spojrzał w oczy wampirzycy, gdy ta skończyła mówić - Ja rozumiem, że zwierzę, jak choćby jakże im bliski wilk, jak upatrzy sobie ofiarę, potrafi wiele zrobić, żeby ją dopaść, ale nawet lupini nie są tacy głupi, żeby ryzykować życie swoje i swoich pobratymców tylko po to, żeby dopaść jakiegoś śmiertelnika... - Bjorn pogładził się po brodzie - Trzebaby spróbować odszukać tego człowieka i spróbować coś z niego wyciągnąć, bo to zdecydowanie nie wygląda mi na normalne polowanie tylko po to, żeby zgładzić ofiarę. Widzę tutaj dwie możliwości: Albo śmiertelnik miał coś, czego lupini chcieli, albo on widział lub wiedział coś, czego oni nie chcieli, żeby się dowiedział...
- To rzeczywiście podejrzane i nienaturalne, jak na ten gatunek... - stwierdził na koniec.
Caylith - 2009-02-20, 23:42
:
- Tak. Zdecydowanie za człowiekiem - kiwnęła głową - i zdecydowanie nie wyglądało to jak polowanie dla...hmm.. mięsa... A w kwestii zajęcia się tą sprawą, ja i Alex przysiądziemy nad tym, jak wcześniej powiedział Mick.
Zagryzła wargi zastanawiając się nad czymś jeszcze.
- Nie wiem czy generalnie to ma związek z ta sprawą, nawet poszlakowy ale... donosi prasa, że wczoraj znaleziono pozbawione krwi ciało dziewczyny ze śladami po kłach na szyi. Wampirzych. Coś się dzieje pod naszymi nosami i mam takie dziwne uczucie, że jeśli obie sprawy nie są ze sobą powiązane, to wkrótce zdarzy się coś kolejnego. Mick... - podniosła oczy na "szefa" - czy jest możliwe by ktoś z miejscowych nie związany z Fundacją, olał prawa maskarady i polował sobie tak jak chce nie pozbywając się ciała we właściwy sposób?.
Tanit - 2009-02-21, 09:13
:
Słyszałam o tym... Choć przyznam szczerze, że pierwsze co mi na myśl przyszło to sekta. Nawet jeśli wykrwawienie to żaden z naszych nie zostawiłby śladów. Kiedyś już była jakaś głośna wampiryczna afera ale nie pamiętam szczegółów. Pokręciła głową i spojrzała się wyczekująco na starszego wampira. Mick...?
Morpheius - 2009-02-21, 10:26
:
- Nikt z cywilizowanych wampirów by tak nie postąpił - wiara Bjorna w ludzi...i w wampiry... czasami ocierała się o grance absurdu - Albo rośnie nam tutaj ruch renegacki, albo ludzkie szczeniaki w swojej głupocie posuwają się coraz dalej... Totalny idiotyzm i brak poszanowania...
Maeg - 2009-02-21, 10:49
:
A co to ma wspólnego z wilkołakami? Bo nie bardzo widzę związku. Mnie zastanawia czy nasza urocza Connor tak po prostu wpadła do metra z bronią? Przecież tam są kamery, wszystko jest nagrywane. I ty mówisz o zachowaniu Maskarady? Jeszcze pewnie użyłaś swoich wampirzych umiejętność. Zastanawia mnie też, jeśli wilkołaki ścigały człowieka, to jakim cudem się zainteresowały wami? Mam wrażenie, że nie opowiedziałaś nam całej prawdy - wampir stał w miejscu i krecił głowa. Chciał się nie odzywać, ale głupota tej Connor go wytrąciła z równowagi.
KapitanOwsianka - 2009-02-21, 11:18
:
Nie wiem co rozumiesz przez związanie z Fundacją? powiedział spokojnie To nie jest organizacja wymagająca członkostwa. Każdy może przyjść na spotkania i dla każdego Fundacja jest otwarta. Nie mniej nie wiem nic o wampirze, który mógłby lekko traktować Zasłonę. powiedział spokojnie Rzeczywiście była wampiryczna afera w 99 roku, niedługo przed pojawieniem się Pandory. Zgraja wampirów, uważających się za dzieci Szatana porobiła sobie z ludzi sługi. Stworzyli sektę. Ich słudzy wprawiali sobie porcelanowe kły i atakowali nas, a także naszych ludzi. powiedział spokojnie Jeśli chodzi o kamery to o ile ktoś to nagrywał taśmy już nie ma. Wykonałem odpowiednie telefony.
Co prawda w tym mieście niedofinansowana policja często nie przejmowała się monitoringiem mając na głowie ważniejsze sprawy, jak chociażby kombinowanie jak nie zarobić kulki, nie mniej środki ostrożności musiały być podjęte. Przecież jest opiekunem.
Morpheius - 2009-02-21, 12:13
:
- Co nie zmienia faktu, że to było odkrycie się, zlamanie Maskarady. Mickm - zwrócił się do szacownego gospodarza - Nie wszędzie sa się zadzwonić, nie wszystkie ślady da się zatrzeć. Panie i panowie - tym razem zwrócił się do ogółu obecnych - Wiem, że żadne z nas dzieckiem nie jest, ale zauważyłem tutaj co nieco szczenięce zachowanie. Skrajnie nieodpowiedzialne i narażające nas wszystkich na zdemaskowanie. A przecież Maskarada musi trwać...
Lothrien - 2009-02-21, 13:34
:
Była w szoku. Ta sprawa wydała jej się nieco absurdalna a sam fakt, że miała miejsce tylko pogarszał sytuację. -Nie unośmy się jeszcze przez chwilę. Wierzę, że Ms. Connor...-Vicki domyśliła się, że to właśnie nazwisko wampirzycy. Postanowiła z tego skorzystać, ponieważ to całe operowanie formą bezosobową zaczęło jej działać na nerwy.-...musiała mieć dobry powód, żeby narażać Maskaradę, w obecności jak już wspomniała "szczęśliwie małej liczbie świadków". Opowiedz proszę wszystko dokładnie.- zwróciła się spokojnie do wampirzycy.-Taśm nie ma- dobrze. Co z ludźmi, którzy byli na miejscu?
Caylith - 2009-02-21, 13:58
:
Westchnęła ciężko. No i zrobili aferę... z takiej bzdury... skupiając się nie na tym co trzeba. Zmusiła się do spokoju mając nadzieję, że przynajmniej kilka osób jest tu normalnych.
- Świadkiem akcji ze śmiertelnych był jeden bezdomny obecny na stacji metra, ale sądzę, że zrobił tak jak każdy człowiek jak w powietrzu świszczą kule - ukrył się... Ten drugi jak mówiłam wcześniej, ten za kim szli, uciekł niemal od razu gdy wilkołak szczęknął zamkiem odbezpieczając broń. A w powietrzu było tyle kurzu z rozwalonych ogniem z automatów "kundli" i mojej broni płytek, że wątpię by jednokrotne użycie wampirzej szybkości dało się zauważyć. Poza tym co miałam zrobić - Arline była bezbronna, a raczej miała sztylet na przeciw ich automatom... Miałam pozwolić zginąć jednej z nas?
Przeniosła spojrzenie na Micka.
- Saint-John, gdybym wiedziała, że odbędzie się tu sąd nade mną to bym przyprowadziła adwokata... - dodała cierpko.
Tanit - 2009-02-21, 14:18
:
Rozsądne czy nie, to było zachowanie konieczne. Powiedziała spokojnie chociaż wzdrygnęła się kiedy Morgan wspominała o broni. Wydaje mi się, że zarówno one, jak i... wilkołaki zachowaliby się inaczej gdyby w metrze było więcej ludzi. Jeśli to był tylko jeden bezdomny, to nie wydaje mi się to problemem. Powinniśmy raczej skupić się co one tam robiły. Ten człowiek, o ile był to człowiek, z tego co powiedziała Morgan, nie wydawał się przypadkową ofiarą.
KapitanOwsianka - 2009-02-21, 15:07
:
Mick nawet nie zwrócił uwagi na cierpki komentarz Morgan, za to słuchał uważnie tego co każde z nich ma do powiedzenia. Z tego co zrozumiałem z opowieści Morgan, to wilkołaki zaatakowały pierwsze, więc obrona była konieczna. Fakt, że mogły obie uciekać, a nie wdawać się w walkę, myślę jednak, że nie to stanowi problem. Problemem raczej jest fakt, że w Londynie mamy wilkołaki. Od jakichś trzystu lat nie słyszano o nich w mieście, chociaż oczywiście wampir samotnie zapuszczający się poza Londyn zazwyczaj przepadał.
Noise - 2009-02-21, 17:08
:
- Gdyby nie Morgan i Arline zapewne jeszcze przez bardzo długi czas nie wiedzielibyśmy, że kundle plączą się nam pod nogami. - Alex pozwolił sobie zabrać głos po raz kolejny tego wieczora ponownie skupiając na sobie uwagę wszystkich obecnych. -Teraz naszym priorytetem w tej sprawie powinno być dowiedzenie się, co za plemię plącze się po mieście i jak liczne ono jest. Pamiętajcie też, że większość z was nie ma najmniejszych szans przy spotkaniu z wilkołakiem, a zwłaszcza takim, który bez skrępowania poddaje się przemianie w miejscu publicznym. - rzekł uśmiechając się kwaśno, po czym rozparł się wygodniej na kanapie.
Maeg - 2009-02-21, 17:28
:
Aodh się już nie odzywał, nie było sensu strzępić języka, młodzi i naiwni. Z chęcią by zobaczył jak sobie radzą z wilkołakami bez srebra. Szkoda tylko, że ta arogancka wampirzyca nie wpadła na prosty pomysł by kogoś poinformować zamiast strugać bohaterkę, była by szansa że ktoś ruszy za wilkołakami. Za dużo chyba filmów się naoglądali. - Przepraszam was na chwilę Odszedł od grupki i wyciągnął telefon, jednak oddalił się na tyle by każdy słyszał to co będzie mówił. Po chwili gdy po drugiej stronie odezwał się głos, sam przemówił. Cześć Rick, słuchaj rozejrzyj się za sprawą strzelaniny w metrze wczoraj wieczorem. Nie wiem jak to zrobisz, ale chce też taśmę z kamer, wiesz jacy są pracownicy monitoringu więc się postaraj. O kasę się martwić nie musisz. Jutro wieczorem chce mieć raport. Zakończył rozmowę, odwrócił się z powrotem do grupki. Może trochę się uniosłem ale jak dla mnie, takie lekkomyślne postępowanie jest nie do przyjęcia. Poza tym wciąż coś mi tutaj nie gra. Jeśli wilkołaki miały cel, co w takim razie je zmusiło do zaatakowania Connor i Arline? Jeśteś pewna że w żaden sposób ich nie sprowokowałyście? Może opowiesz nam dokładnie co tam się wydarzyło.
Morpheius - 2009-02-21, 17:54
:
Uśmiechnął się słysząc rozmowę Aodha. - Touché, przyjacielu - poklepał go po plecach - Przede wszystkim musimy się zabezpieczyć. A robienie jatek na prawo i lewo, do tego zostawiając świadków, jest, najdelikatniej mówiąc, głupie i nieostrożne. Sprawa już i tak jest rozbabrana, ale teraz najważniejsze dowiedzieć się, czego chcieli lupini od człowieka... I, jeśli to coś może nam pomóc, to musimy zapewnić mu należytą ochronę.
Caylith - 2009-02-21, 17:56
:
- Powtarzam... natknęłam się na trójkę "kundli" idących za wampirzycą jak myślałam i śledziłam ich dobre 10 do 20 minut. Potem jednak okazało się, że polują na człowieka - jeden z trójki wilkołaków jak się zaczęła strzelanina a tamten zaczął wiać, pognał za nim. Nie sprowokowałyśmy ich nijak. Ten człowiek wszedł do metra, zaraz potem Arline, oni, a ja za nimi. Jakoś musieli wyczuć, że jest wampirzycą bo usłyszałam jednego drącego się "wampiry" a potem jazgot broni. Reszta jest znana. Dodam tylko, że jeden z nich przybrał postać wilkołaka a drugi wilka. Posiekałam ich nieco ale niestety nie srebrem więc wątpliwe by któryś padł. Za to dałam radę się przyjrzeć lepiej jednemu - możliwe że liderowi tej trójki. Bardzo charakterystyczny.
Maeg - 2009-02-21, 18:03
:
I przez te 10-20 minut nie miałaś czasu by poinformować Micka, że śledzisz wilkołaki? - Aodh wręcz nie mógł uwierzyć, co za lekkomyślność. Spojrzał na Micka wręcz zabójczym wzrokiem, który mówił kogo ty do cholery trzymasz.
Caylith - 2009-02-21, 18:11
:
- A skąd niby miałam mieć pewność, że jak nie zacznę gadać przez telefon to mi nie uciekną? Plus póki nie miałam pewności czy na pewno są wilkołakami... przykro mi ale z wysokości dachu nie wyczuwa się tego tak łatwo... i co kombinują nie chciałam robić larum. To mogło być cokolwiek. Taktyka i rozpoznanie. Warto byś się kolego nauczył tych słów... - odparowała - Tropienie to nie jest spacer po mieście, Aodh. Najmniejsze rozproszenie uwagi i wszystko diabli biorą. A poza tym... - rozparła się wygodnie na kanapie - jak tylko miałam okazję starałam się skontaktować. Wracając z ranną dziewczyną do Fundacji. Niestety nie zawsze wszyscy są na każde piśnięcie telefonu...
Morpheius - 2009-02-21, 18:17
:
Ciszę przecięły wolne oklaski: - Brawo, winszuję odwagi i zacięcia. Tylko pani raczy wytłumaczyć, co ich sprowokowało? Czlowiek nagle się zorientowal i zaczął wiać? W takim miejscu jak metro nikt o zdrowych zmysłach na śledzenie nie zareagowałby wbiegnięciem do tunelu! Chyba że wiedział, z kim ma do czynienia. A to by był ewenement. - westchnął.

- Panie Saint John - podjął oficjalnym tonem - Czy taśma z monitoringu, jeśli rzeczywiście została zniszczona - spojrzał wymownie na Aodha - to w sposób nieodwracalny? Czy po prostu została...hmm... pożyczona, że tak to określę? Rad bym się zapoznać z jej treścią i całą sytuacją, bo coś mi tu śmierdzi. Tylko jeszcze nie wiem, co...
Maeg - 2009-02-21, 18:29
:
Aodh pokiwał głową na znak, że zgadza się z Bjornem. Chwilę jeszcze nic nie mówił, po czym znów się odezwałTo się zdecyduj Connor wiedziałaś kogo śledzisz czy nie? To wbrew pozorom jest ważne, bo jeśli wiedziałaś to powinnaś zawiadomić Micka od razu i nie chce mi się wierzyć, że krótka rozmowa telefoniczna wykracza poza twoje zdolność podziału uwagi. Rozpoznanie, tyle z twojego rozpoznania, że praktycznie nic poza tym, że pojawiły się wilkołaki nie wiemy. Ty nawet nie umiesz zdecydować się na jedną wersje wydarzeń. Dlatego póki nie uda się nam zdobyć nagrania, pewnie wiele więcej się nie dowiemy. Dobrze jeśli nie ma nagrania, to sprawę zostawmy jeszcze Connor gotowa posądzić mnie i Bjorna o podwójną grę. A nam tak naprawdę nie chodzi o nią a jedynie o jak najwięcej szczegółów
Lothrien - 2009-02-21, 18:36
:
-Panowie...- podjęła Victoria nieco uspokajającym tonem. -Proszę... To nie jest sąd nad panną Morgan i wątpię by taki okazał się konieczny. Z jej słów nie wynika by wiedziała z jakim niebezpieczeństwem ma do czynienia. Przynajmniej do czasu przemiany. Więcej- uważam, że godnym pochwały jest fakt, iż zechciała pomóc jednej z naszych. Rozumiem, że panowie ze względu na swoje doświadczenie rozegraliby to inaczej. Niestety na to nie mamy już wpływu i wzajemne okładanie się po głowach do niczego nie doprowadzi.- odstawiła opróżniony już kieliszek. -Tym bardziej, że przed nami dość trudny okres.
Morpheius - 2009-02-21, 18:50
:
- Zakopanie sprawy i udawanie, że nic się nie stalo też do niczego nie prowadzi. Póki nie będziemy mieli taśmy, nic więcej się nie dowiemy, chyba że się zapuścimy w tunele metra na poszukiwania. Ale to zdecydowanie powinno się odbyć w większym składzie niż dwoje wampirów. - wampir potarl dlońmi twarz - Ale już nie czas na takie dysputy. Trzeba to będzie załatwić jutro, czy to podczas kolejnego spotkania, czy też telefonicznie. Dziś już za późno, niedługo słońce wstanie.
KapitanOwsianka - 2009-02-21, 19:01
:
Nie wiem czy kaseta istnieje... Kazałem się tym zająć, zaraz jednak wykonam kolejny telefon. powiedział spoglądając poważnie i znacząco na blond wampirzycę, którą Aodh i Bjorn poznali zeszłej nocy. Dziewczyna skłoniła głowę i wyszła z salonu. Zatem co robimy? Pozwalamy Alexowi i Morgan samym badać dalej sprawę, czy dołączymy kogoś do zespołu?
Lothrien - 2009-02-21, 19:14
:
-No ja widzę, że jeden z panów poczynił już nawet pewne kroki.- skinęła głową na Adoh'a. -Sprawa jest na tyle poważna, że im więcej osób się tym zajmie, tym lepiej. Jeżeli tylko będę mogła w czymś pomóc uczynię to z przyjemnością. - Vicki sięgnęła do torby i wyciągnęła z niej zgrabny wizytownik. Na odwrocie jednej z delikatnie zdobionych wizytówek zapisała kilka słów.
Tanit - 2009-02-21, 19:58
:
Długo milczała. Nie cierpiała konfliktów, ba! nienawidziła wszelkiej przemocy. Nie chciała się w to mieszać ale jedno mogła powiedzieć, zresztą zgodnie z prawdą.
-Jeśli o mnie chodzi to działam na polu dyplomacji. Mogę pomóc w każdym względzie nie będącym... zastanowiła się chwilę ...siłą ognia. Sprawa dotyczy nas wszystkich, choć nie sądzę (i miała taką szczera nadzieję) by atakowali bez powodu...
Morpheius - 2009-02-21, 21:50
:
- Póki przemocy można uniknąć, trzeba starać się jej nie używać. - zgodził się z przedmówczynią - Lecz, czy nam się to podoba, czy nie, czasami nie ma wyjścia, szczególnie, jeśli trzeba wyruszyć na polowanie na dzikie zwierzęta... - westchnął. - Może was to rozbawi, ale ostatnimi czasy odnoszę wrażenie, że cały Londyn jest coraz bardziej dziki, nieprzystępny, obcy. Jak kraina, do której łowcy wyruszają na polowanie i z której często nie wracają...
Ale... - podjął po chwili przerwy - Jeśli na coś mogę się przydać, chętnie wam pomogę...
Noise - 2009-02-21, 22:54
:
Alex postanowił przejąć dowodzenie nad całą sprawą jako zapewne najbardziej doświadczony łowca w tej grupie. Najpierw chrząknął dość głośno, by przyciągnąć swą uwagę i uciszyć ewentualne szepty, po czym przemówił głośno i wyraźnie - Jak tylko otrzymamy film powinniśmy zacząć od zidentyfikowania tych trzech. Jeśli byli notowani, to są w komputerowej bazie danych policji, a co za tym idzie będziemy w stanie dokładniej ich zlokalizować. Jeśli ta metoda zawiedzie, trzeba będzie sporządzić portrety pamięciowe, żebym mógł wiedzieć, kogo znaleźć, a kogo wy powinniście unikać.
KapitanOwsianka - 2009-02-22, 10:38
:
Wyglądało na to, że sprawa została omówiona i decyzje podjęte, ale wszystko mogło się tutaj jeszcze zmienić. Wszędzie tam gdzie wampiry, zawsze będące indywidualistami, próbowały odnaleźć konsensus jedna iskra mogła spowodować niezłe szkody i "buum!". Póki co wyglądało to dobrze. Zerknął na Michelle i zmarszczył brwi. Dotknął delikatnie jej ramienia dłonią, poniekąd obejmując ją. Dobrze się czujesz? Wyglądasz na trochę... Zmartwioną? zapytał cicho, na tyle by nie przeszkadzać w dyskusji i nie zwrócić na siebie większej uwagi.
Tanit - 2009-02-22, 10:47
:
Powiem szczerze... wiadomość o wilkołakach mnie rozbiła. Przez wzgląd na przeszłość... zresztą wiesz. Ale to nic. Uśmiechnęła się promiennie. Zmartwienie,strach i zamyślenie odpłynęło. Co by nie było, cieszę się, że was znowu zobaczyłam, ciebie i Aodha. Nawet grafik nie ulegnie wielkim zmianom. Zaśmiała się lekko wciskając się w oparcie kanapy i poniekąd jego ramię.
Lothrien - 2009-02-22, 11:08
:
Doskonale. Spojrzała na zegarek. Stanowczo za dużo czasu zajęło im omawiane tych dwóch kwestii. Co jednak nie oznacza, że były one nieistotne. Wstała ze swojej sofy i podeszła do wampirzycy, która miała wątpliwą "przyjemność" uczestniczyć w zajściu z Lupinami. -Nie miałam przyjemności oficjalnie pani poznać. -zaczęła nieco urzędowym tonem. -Victoria Everson.- podała wampirzycy wizytówkę. -Proszę o kontakt.
Caylith - 2009-02-22, 13:02
:
- Morgan Connor - przedstawiła się równie spokojnie i równie oficjalnie - miło, że przynajmniej niektórzy z obecnych wiedzą co to dobre maniery w kwestii zachowania się w towarzystwie - łypnęła okiem w ściśle określonym kierunku, ale zaraz wróciła do osoby Victorii. Obróciła w palcach wizytówkę i odczytawszy parę słów, kiwnęła głową - najprawdopodobniej zgadzając się z przekazaną wiadomością. - Miło poznać.
Maeg - 2009-02-22, 13:20
:
Aodh spokojnie rozejrzał się po całym zgromadzeniu, jako że praktycznie w ogóle nie siedział a inni zajęli się prywatnymi rozmowami, tylko lekko szturchnął Bjorna łokciem. To był ich znak, że pora się stąd wynieść. Ty którzy akurat patrzyli w ich stronę lekko kiwnął głową, po czym się odwrócił i wyszedł z salonu. Ruszył w kierunku parkingu, a za nim (przynajmniej taką miał nadzieje) podążał Norweg.
Lothrien - 2009-02-22, 13:45
:
Victoria uśmiechnęła się nieznacznie. -Cóż wydaje mi się, że zaistniała sytuacja nie wynika z braku manier. To ostatnia rzecz o jaką mogłabym podejrzewać naszych braci. Spokojnie możemy to zrzucić na karb tradycjonalizmu.- korzystając z chwili czasu jaki jej pozostał wampirzyca zwróciła się ponownie do Morgan. -Zechciałaby mi pani przedstawić swojego "towarzysza" w rozwiązywaniu naszej zagadki, bo nie przypominam sobie bym miała przyjemność poznać go osobiście.
Caylith - 2009-02-22, 14:07
:
- A według mnie wynika ze zwykłego "bucostwa" psiego syna, ale to w sumie nie ma znaczenia... Ktoś kiedyś mu pokaże gdzie sobie może to bucostwo wsadzić... o tak... - mruknęła bezpośrednio. - Oczywiście. I darujmy sobie "panią". Wystarczy Morgan.
Rozejrzała się za Alexem, którego na szczęście jeszcze nie wyniosło.
- To jest Alex O'Loughlin, którego zakres działań jest... hmm.. bardzo podobny do tego co ja robię na co dzień. - uśmiechnęła się pod nosem. - Alex, to Victoria Everson. - dokonała swobodnie prezentacji.
KapitanOwsianka - 2009-02-22, 14:29
:
Mick uśmiechnął się i ułożył rękę tak, by było wygodniej i by rzeczywiście ją objąć. Nie martw się. Alex i Morgan spokojnie nas ochronią. Z resztą wątpię by wilkołaki rzeczywiście polowały na nasz gatunek w Londynie. pogładził lekko jej ramię Chcesz, może przenieść się na jakiś czas do Fundacji? zapytał, a potem odprowadził wzrokiem oddalającego się Aodha i Bjorna. Zdawało mu się, że mięli porozmawiać o Pandorze, ale widać obaj zrezygnowali.
Tanit - 2009-02-22, 14:37
:
Popatrzyła w ślad za przyjacielem i tym podobnym do Skandynawa. Buc, się nie pożegnał. Mruknęła i zrobiła minę jak urażona dziewczynka, co było dość zabawne i trochę rozluźniało atmosferę.
Myślałam o tym by tu pomieszkać, ale... uśmiechnęła się figlarnie ...nie wiem czy macie tu zadowalające mnie warunki. Ale przeniosę się do Nothing Hill, będę miała bliżej i szybciej. Myślałam, że nigdy nie dojadę z Westminister tutaj, te korki. A z pracy to się chyba zwolnię...westchnęła. Lubiła mieszać powagę z żartami, i ironią - w zależności od sytuacji - ale Mick wiedział co i na ile było żartem.
Morpheius - 2009-02-22, 17:27
:
Przepraszam, ale to, że Magiel pisze, że wychodzę, nie znaczy, że robię to od razu bez zająknięcia :P

Widząc wychodzącego Szkota Norweg skłonił się głęboko. - Dziękuję wszystkim państwu za spotkanie. Było...hmm... interesujące... - przesunął wzrok po twarzach zebranych - W razie czego pan Saint-John wie, jak się ze mną skontaktować, więc nie pozostaje mi nic innego niż życzyć państwu spokojnie przespanego dnia - maniery iście z dawej epoki. Bjorn skłonił jeszcze raz głowę, po czym odwrócił się i spokojnym krokiem opuścił salę. Mimo to bez większych problemów dogonił Aodha przy samochodzie i pilotem wyłączył alarm i odblokował drzwi auta. - Zmiatamy stąd, Aodh, byle szybko... - mruknął poluzowując kołnierzyk.
Maeg - 2009-02-22, 18:01
:
Gdy tylko Bjorn wyłączył alarm, Aodh wskoczył szybo do samochodu. Nic już po nas tutaj. Z resztą mam nadzieje, że to jedna z ostatnich wizyt w Fundacji, przynajmniej na jakiś czas. - uśmiechał się szyderczo na wspomnienie o tej głupie wampirzycy której słowa nie można powiedzieć, by się nie poczuła dotknięta. To gdzie teraz?
Noise - 2009-02-22, 18:07
:
- A i owszem, nie mieliśmy okazji poznać się wcześniej. - rzekł niemal natychmiast mężczyzna po obustronnym przedstawieniu ich godności przez Morgan - Miło mi panią poznać. - rzekł wyciągając w jej stronę dłoń i kłaniając się lekko, by musnąć grzbiet dłoni kobiety swymi ustami. - A co do buców to radziłbym się nimi nie przejmować. Bo gdy miarka się przebierze, sam się nimi zajmę z najwyższą wręcz przyjemnością. - słowa Alexa poparte były lekkim uśmiechem wyrażającym, jak bardzo podoba mu się ta wizja. Widać stare maniery klanu Assamitów nigdy nie mijały, a już zwłaszcza akty diabolizacji.
Morpheius - 2009-02-22, 18:14
:
Bjorn bez słowa odpalił silnik i samochód cicho i szybko potoczył się ku bramie, by zaraz mknąć w kierunku domu Nordmana.
Caylith - 2009-02-22, 20:15
:
- On jest mój, Alex - syknęła z jakąś taką zawziętością i drapieznością, która mogłaby świadczyć o tym, że ktoś z klanu Gangrel maczał palce w stworzeniu tej wampirzycy... gdyby nie to, że Camarilli już nie było. - Ale pozwolę ci wykończyć te resztki, które zostaną... - dodała z lekkim rozbawieniem w głosie. Może żartowała. A może i nie... - Warto jednak się zastanowić od czego zaczniemy zabawę w kwestii kudłatych.
Lothrien - 2009-02-22, 22:20
:
-Przyjemność po mojej stronie.- odparła kłaniając się lekko. -Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nikim nie trzeba będzie się zajmować.- powiedziała pojednawczo. Nie sądziła by przemoc była właściwym rozwiązaniem, osobiście preferowała bardziej wysublimowane metody. -Oczywiście w ostateczności...- niewinny uśmiech miał w sobie coś przerażającego. -Jak już mówiłam z przyjemnością pomogę, jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba.- biegania po mieście raczej sobie nie wyobrażała, są jednak inne sposoby. -Tymczasem...- tu skłoniła się nowo poznanej dwójce. -Na mnie już czas. Saint-John...- skłoniła się Mick'owi i siedzącej koło niego wampirzycy. W innych okolicznościach pewnie zamieniłaby z nim kilka zdań. Wolała jednak nie przeszkadzać. -Dobranoc państwu.- z tymi słowami opuściła salon zmierzając w kierunku oczekującego już zapewne samochodu.
KapitanOwsianka - 2009-02-23, 00:01
:
Saint-John kiwnął głową na pożegnanie Bjornowi, a potem Veronice i wreszcie powrócił do swojej rozmówczyni Na pewno znajdziemy dla Ciebie pokoje, które zaakceptujesz, jestem w stanie nawet oddać moje, nie mniej rozumiem, że wolisz czuć niezależność i swobodę. powiedział z enigmatycznym uśmiechem. Brakowało nam Twojej pogody ducha w Fundacji, przykro mi tylko, że spotykamy się w takich okolicznościach.
Tanit - 2009-02-23, 16:01
:
Przyglądała się trójce rozmawiających wampirów i miała nadzieję, że się przesłyszała. Jednak zachowała niewzruszoną twarz. Uśmiechnęła się do wampirzycy... Victorii o ile dobrze usłyszała ale zaraz spowrotem zwróciła się do Micka.
Oczywiście zrozumiesz jak powiem, że muszę ułożyć parę spraw a inne zabezpieczyć... zwłaszcza przez okoliczności. Ale później... czemu nie. Może na kilka wieczorów, gwarantuję, że długo ze mną nie wytrzymacie zaśmiała się perliście i nieoczekiwanie pstryknęła go lekko w nos. A ty się rozchmurz bo ci tak zostanie ^^ Wstała z kanapy. Cóż też będę się zbierać. Nie uśmiecha mi się przypalenie.
KapitanOwsianka - 2009-02-23, 20:06
:
Victoria, nie Veronica, przepraszam, mój błąd...

Do świtu jest jeszcze trochę czasu, ale nie będę Cię zatrzymywał. powiedział i posłał jej uśmiech, w którym nie było już widać nawet śladu troski, widać dyskusja z innymi zrzuciła z jego barków zmartwienia. Uważaj na siebie, jak będziesz wracała do domu...
Tanit - 2009-02-23, 21:17
:
No i tak masz się uśmiechać! Powiedziała uradowana. Dziękuję za zaproszenie, chyba mi brakowało czegoś takiego. Ale nie martw się wrócę grzecznie do domu. Mick... to cudowna pora by przycisnąć trochę pedał, a ja mam nowy samochód. Przejadę się wokoło Hyde Parku parę razy, może przy odrobinie szczęścia potrącę jakiegoś futrzaka i będę miała gustowną kapę na łóżko. Nie martw się tak szybko się mnie nie pozbędziesz, wpadnę jutro skontrolować twój uśmiech. Zagarnęła swoją małą chloe. Naprawdę, cieszę się, że mogłam was poznać. Myślę, że jeszcze się zobaczymy. Uśmiechnęła się do Morgan i Alexa.
Caylith - 2009-02-23, 21:21
:
Znajome lekkie osłabienie dało znać, że najwyższa pora zbierać się. Niedługo będzie świtać...
- Tak czy siak jest to sprawa na jutro. Do zobaczenia Victorio - kiwnęła głową wampirzycy - Alex jak będziesz mieś jakiś pomysł - wiesz gdzie mnie znaleźć. Byle nie za wcześnie. - kiwnęła głową kolejnej odchodzącej wampirzycy, Michelle tym razem i wyraźnie zaczęła zbierać się do wyjścia.
Noise - 2009-02-25, 18:37
:
Alex skinął Victorii głową na pożegnanie dołączając do tego gestu lekki uśmiech, po czym zwrócił swe lico w stronę Morgan - Moje pomysły wymagają czasu, a tego akurat mamy najmniej. Jak tylko coś wymyślę, to dam Ci znać, ale obawiam się, że jeśli nie dostaniemy nagrania z metra i policja nie zidentyfikuje tych gości, to czekają nas długie poszukiwania. - rzekł marszcząc lekko brwi z niezadowolenia. - Idę się przygotować. - stwierdził krótko po chwili milczenia, po czym bez słowa odwrócił się i ruszył do swego pokoju.
Gdy już znalazł się w swej samotni zaświecił światło i przystąpił do przeglądu ekwipunku. Wyczyścił starannie swoje pistolety, do dwóch magazynków włożył standardowe kule, a do dwóch srebrne, a na koniec zajął się mieczem. Doskonałej jakości "Bękart", którego ostrze pokryte było najczystszym srebrem. - Nie myślałem, że będę musiał po Ciebie sięgać w najbliższym czasie. - mruknął cicho wysuwając ostrze z pochwy. Wymagał on lekkiego naoliwienia, by gładziej się wysuwał i nie sprawił niespodzianki właścicielowi w najmniej odpowiednim momencie. Czas mijał nieubłaganie i gdy O'Loughlin wreszcie skończył było już późno i wampir, po porządnym prysznicu, poszedł spać.
Caylith - 2009-02-25, 21:15
:
- Tak myślałam... - zamruczała i dokończywszy jednym haustem kieliszek z winem odstawiła go na tacę sługi i również ulotniła się kiwając na pożegnanie głową znajomym. Idąc do siebie obracała w palcach wizytówkę Victorii zastanawiając się czego wampirzyca może od niej chcieć... w końcu wzruszyła ramionami i weszła do siebie. Dowie się tego raczej prędzej niż później. Dwa ruchy i szpilki spadły z nóg. Kolejne trzy ruchy i sukienka opadła na dywan a Morgan z westchnieniem ulgi roztrzepała ułożone włosy do swego ulubionego nieładu i poszła prosto pod prysznic. Zmycie z siebie zapachu tych buców i ich zagrywek uważała za priorytet w tym momencie i oddała się czynności z rozkoszą. Paręnaście minut później zagrzebana w pościeli sięgnęła po notatki z poszukiwań i ponownie zaczęła je studiować szukając odpowiedzi na parę pytań, aż do momentu gdy nieuchronnie nadeszła pora by wypocząć.
Tanit - 2009-02-25, 22:54
:
Zdecydowanym krokiem opuściła Fundację. Takie spotkanie z innymi wampirami dobrze jej zrobiło. Wsiadła do swojego Leksusa i z piskiem opon ruszyła z miejsca. W jej głowie kłębiło się pełno sprzecznych myśli. Musiała sobie wszystko poukładać. Relaks, wyścig z czasem. Już postanowiła, że zrobi przynajmniej jedną rundkę wokół Hyde Parku.
KapitanOwsianka - 2009-02-26, 09:54
:
Brama jak zwykle otworzyła się niezawodnie wypuszczając samochód wampirzycy z terenu Fundacji. W lusterku wstecznym zobaczyła jeszcze Micka stojącego w oknie salonu i odprowadzającego jej samochód wzrokiem. Potem zakręt i już tylko mur okalający Fundację.

Mick wpatrywał się w szarzejącą powoli noc jeszcze długo, wreszcie odwrócił się od okna i ruszył w kierunku kominka. Salon już opustoszał, nie było nawet służących. Odnalazł dźwignię uruchamiającą tajne przejście i po chwili już kroczył korytarzami oświetlonymi lampami przemysłowymi. Odnalazł schody i wreszcie swoją trumnę, w której ułożył się wygodnie. Już po chwili spał.
KapitanOwsianka - 2009-03-02, 22:11
:
Rozumiem, że znowu ja muszę się ruszyć jako pierwszy...;)

Jak zwykle wystarczyło jedno uderzenie serca, by rozprowadzić krew do wszystkich członków ożywiając w ten sposób wampira. Mick podniósł się otwierając wieko trumny i zwinni wyskoczył na kamienną posadzkę małej komnaty, skutecznie ukrytej gdzieś za ścianami Fundacji. Dokładnie pod nią znajdowała się krypta, nad którą Mick czuwał.
Chwilę stał w miejscu zastanawiając się czy by jej nie odwiedzić, wreszcie jednak zrezygnował i ruszył korytarzami do okrągłych stromych schodów, którymi wspiął się na pierwsze piętro. Odnalazł odpowiednie przejście i pchnął drzwi.

W sypialni, którą zajmował Saint-John szafa przesunęła się na ciężkich, idealnie naoliwionych zawiasach, niczym drzwi. Wyszedł przez otwór w ścianie i zamknął lekkim pchnięciem drzwi za sobą. Potem otworzył szafę i zaczął zastanawiać się nad ubraniem na tę noc.
Caylith - 2009-03-02, 22:17
:
Prysznic szumiał a gorąca woda spływała po szczupłym ciele Morgan. Budząc ją ostatecznie i przywracając energię na kolejną noc. Odrzuciła głowę do tyłu i gdy woda zalała twarz wampirzyca szybko segregowała co jest do zrobienia. pogadać z Alexem. Ruszyć tyłek na stację metra... i dowiedzieć się czego Victoria od niej chce... wystarczająco by upłynęła cała noc. Z zadowoleniem odgarnęła włosy z twarzy i zakręciwszy wodę wyszła owijając się ręcznikiem. Kolejny przystanek: szafa. Następny: komputer. Rzuciła okiem susząc włosy, czy nie ma jakiejś poczty.
Noise - 2009-03-04, 20:01
:
Alex raptownie otworzył oczy niemal natychmiast budząc się ze snu i zaciśnięta pięścią delikatnie uderzył w przycisk unoszący wieko trumny. Zawsze, gdy nadarzała się okazja rozlewu krwi jego własna jucha krążyła w żyłach znacznie szybciej pobudzając go do działania. Z szybkością i energią przypominającą człowieka będącego po jakimś "speedzie" wampir wziął krótki prysznic, zmienił ubranie i szybkim krokiem ruszył na poszukiwania Micka. Polowanie czas zacząć.
Tanit - 2009-03-04, 20:16
:
Czarny Leksus jedynie nieznacznie zwolnił przed bramą. Michelle doskonale wiedziała, że się otworzy na czas i się nie zawiodła. Zahamowała ostro niedaleko schodów. Lubiła ostrą jazdę, to ją wyciszało. Wysiadła z samochodu i poprawiła modne okulary przeciwsłoneczne na czubku głowy. Okulary w nocy? Mniejsza z tym, przynajmniej pasowały do jej outfitu. Zdecydowanym krokiem weszła do budynku, w jednej ręce mając małą Chloe, a na ramieniu torbę z laptopem.
KapitanOwsianka - 2009-03-04, 22:15
:
Jeden ze służących wsiadł szybko do samochodu i odprowadził go na parking. Drugi otworzył drzwi przed wampirzycą, a trzeci, tym razem lokaj ukłonił się dość sztywno i uśmiechnął ciepło. Henry był lokajem poprzedniego właściciela tego budynku, Stevensona, który to zabił Pandorę, a potem zapadł w letarg i gdzieś przepadł. Mick nie miał serca pozbywać się tego człowieka, chociaż krążyły plotki, że tak naprawdę to wszystko to należy właśnie do Henry'ego.
Dobry wieczór, czy mogę panience jakoś pomóc? zapytał uprzejmie.
Tanit - 2009-03-04, 22:41
:
Oh, nie sądzę by pomógł mi pan, panie Henry zmienić to paskudne wnętrze, więc chyba zadowolę się kieliszkiem czystej. Uśmiechnęła się lekko. Miała nadzieję, że dobrze zapamiętała jego imię. Jeszcze kiedyś, kiedy Marco ją tu przyprowadził lokaj wzbudził w niej niewytłumaczalną sympatię, a przecież nawet z nim nie rozmawiała. Usiadła na jednej z kanap i zajęła się wyjmowaniem laptopa z torby.
KapitanOwsianka - 2009-03-05, 09:38
:
Jak sobie pani życzy. powiedział i głową dał znać innemu służącemu stojącemu za nim. Poinformuję pana Saint-John, że przybyła pani. skłonił się lekko. Gdyby pani czegoś potrzebowała, oczywiście wystarczy pociągnąć za ten sznur. powiedział wskazując na atłasowy pas materiału, zwisający pod ścianą niedaleko kanapy. Znów się skłonił i wyszedł z salonu.
Tanit - 2009-03-05, 17:49
:
Dziękuję posłała kolejny uśmiech zanim Henry wyszedł i ułożyła się wygodniej na kanapie i włączyła laptopa. Na skrzynce wisiał już raport dotyczący klubu. Sarah nie zauważyła nic dziwnego, obroty były na wysokim poziomie, żadnych skarg, dwóch nowych klientów (z podesłanego zdjęcia rozpoznała między innymi Alexa i Micka), a także skan listu z wyrazami uznania jednej z grubych londyńskich ryb. Była zadowolona. Zaczęła szybko pisać na klawiaturze, a długie paznokcie jej w ogóle nie przeszkadzały. Potwierdziła odebranie raportu. Dostała powiadomienie od pełnomocnika o przesunięciu spotkania na za tydzień z czego była zadowolona, bo nie chciała stracić klientki, a Kate była wyjątkowo urocza. Napisała także do Thes by przysłała jej nową dostawę 'czerwonego soku z pomidorów'. Dobrze mieć kogoś w szpitalu.
Sącząc słodką krew z kieliszka rozejrzała się po pomieszczeniu, zastanawiając się co by można w nim poprawić.
KapitanOwsianka - 2009-03-06, 09:39
:
Podobno nie podoba Ci się salon Fundacji. Mick powiedział stając w progu i mierząc Michelle wzrokiem. Chwilę odczekał i spokojnym krokiem ruszył w jej kierunku. Miałaś spokojny dzień? Bez żadnych przygód? zapytał z czymś w głosie, co można było odczytać jako troskę, mimo, że Mick zbyt emocjonalny nie był.
Tanit - 2009-03-06, 09:57
:
Mick... uśmiechnęła się lekko. Powinieneś wiedzieć, że nie przepadam za takim wystrojem i mimo iż jest całkiem niezły to i tak kompletnie nie pasuje do fasady budynku. Poprawiła się na kanapie robiąc robiąc więcej miejsca obok siebie. Było spokojnie. Chociaż... zawiesiła głos. Chociaż jak wychodziłam z domu czułam czyjś wzrok na sobie... Ale musiało mi się wydawać. Machnęła ręką, spojrzała na laptop i znowu na wampira. Ty pewnie jeszcze nic nie wiesz, nie?
KapitanOwsianka - 2009-03-06, 12:19
:
A propos czego? zapytał Chodzi Ci o sprawę wilkołaków? Taśmy nigdy nie było. Jak zwykle ktoś zapomniał nastawić odpowiedni magnetowid. Był tylko monitoring, ale gliniarz przy nim pospał się. wyjaśnił spokojnie i podszedł bliżej. Martwisz się? Denerwujesz się tą sprawą? bardziej zauważył niż zapytał i usiadł koło niej.
Tanit - 2009-03-06, 18:38
:
Ja się martwię? Zaśmiała się lekko i machnęła ręką. Ale tego by nie ukryła, nie przed nim. Westchnęła i spoważniała. Tak, jestem trochę poddenerwowana. Zwłaszcza, że ostatnio dość swobodnie i ludzko sobie poczynałam niemalże podając siebie na tacy. Drgnęła. Wszystko tylko nie wilkołaki... Zaczęła bawić się łańcuszkiem, zapewne srebrnym, choć równie dobrze mogło to być białe złoto lub platyna.
KapitanOwsianka - 2009-03-06, 20:18
:
Uśmiechnął się, chyba ciepło, chociaż rzeczywiście ciężko było go podejrzewać o coś innego niż cynizm. Moja propozycja ciągle jest aktualna. Możesz się tutaj zatrzymać na jakiś czas, ale nie sądzę byśmy byli w niebezpieczeństwie. Z tego co mówiła Morgan wynika, że nie atakowały nas. powiedział spokojnie i usiadł koło niej.
Tanit - 2009-03-06, 22:07
:
Tak, tak wiem... tchórzę. Zbyt dużo czasu spędzałam jak człowiek. Przewróciła oczami. Jednak w pełni spokojna będę kiedy dowiem się czego One szukają w Londynie... Mick... Odwróciła się gwałtownie w jego stronę i popatrzyła chwilę w milczeniu twarzą z której nagle zniknęły wszelkie emocje. Oprowadzisz mnie? Nie mam zamiaru siedzieć tu jak kołek całego wieczora, ani tego ani kolejnych. Poza tym, jutro mamy mieć gości, co interesuje mnie bardziej niż wilczki.
KapitanOwsianka - 2009-03-07, 09:48
:
Nigdy nie powiedziałem, że tchórzysz... Z resztą z doświadczenia wiem, że coś takiego jak odwaga się nie sprawdza. O wiele lepiej wychodzi się na chłodnej kalkulacji. powiedział spokojnie Oprowadzić Cię? Ale tutaj nie ma nic do zwiedzania... zdanie zawisło w powietrzu tak jakby chciał je jakoś dokończyć, a jednak nie skończył. Jak sobie życzysz... powiedział podnosząc się i podając jej rękę.
Caylith - 2009-03-10, 15:07
:
Klik klik klik klik... - naboje ze srebra wskakiwały do magazynka ładowane niemal na oślep gdy czekała na informacje o przychodzącej poczcie. Pusto. Tym lepiej. Trach. magazynek wskoczył do CZtki. To samo zrobiła w ciągu kolejnych 10 minut z drugim egzemplarzem broni. Wyczyszczone, sprawdzone... idealny stan... Morgan uniosła gnata i przyjrzała mu się z drapieżnym uśmiechem na ustach.
- Idealnie... - mruknęła. Broń została chwilowo odłożona na stół, komputer "uśpiony", a wampirzyca wciągnąwszy na tyłek spodnie a na górę ciepły golf, wrzuciła na ramiona uprząż i oba swe cudeńka umieściła w olstrach. Jeszcze dwa dodatkowe magazynki wylądowały w kieszeni skórzanego płaszcza, który wciągnęła na plecy i była gotowa do wyjścia. Na korytarzu już wyciągnęła telefon i wystukawszy wiadomość do Alexa ruszyła w stronę wyjścia zahaczywszy jeszcze o salon, z którego dochodziły odgłosy rozmowy.
- O... - mruknęła zaglądnąwszy z ciekawością w błękitnych oczach - Mick... - pogrzebała w myślach szukając imienia kobiety - Michelle... witam.
Tanit - 2009-03-10, 17:42
:
Zamknęła laptopa i skorzystała z wyciągniętej ręki Micka wstając z sofy. Zostawi tu te rzeczy, przecież nikt jej nie okradnie.
Na pewno jest coś co możesz mi pokazać... chociażby mój pokój, a ja jestem wybredna. Uśmiechnęła się lekko i odwróciła głowę słysząc kroki.
Dobry wieczór Morgan skinęła jej głową z uśmiechem
KapitanOwsianka - 2009-03-10, 19:46
:
Morgan... powiedział na powitanie wypuścił dłoń Michelle. Chwilę potem ruszył w kierunku holu i wielkich schodów ciągnących się łukami po obu stronach tamtego pomieszczenia. Michelle, czy to oznacza, że przenosisz się na trochę do Fundacji? zapytał, ale tylko pro forma. Już Ci mówiłem, że chętnie oddam nawet moją sypialnię.
Tanit - 2009-03-10, 22:01
:
Na trochę... skinęła głową i ruszyła za wampirem. Pokaż co masz, byle nie trumny, a najlepiej duże wygodne łóżko z miękką pościelą, a okna z widokiem na wschód... mrugnęła do niego.
KapitanOwsianka - 2009-03-10, 23:06
:
Niebezpieczne upodobania. Z czasem miejsce snu przestaje mieć znaczenie, ale póki jedwabna pościel sprawia Ci przyjemność, powinnaś z tego korzystać. powiedział z tajemniczym uśmiechem na twarzy pnąc się powoli, a było w jego ruchach coś majestatycznego, po schodach na górę. Ja już zapomniałem ile przyjemności mogą sprawiać takie drobiazgi, ale może będzie okazja wrócić do czegoś takiego. powiedział skręcając na lewo i kierując się ku najdalszej sypialni. Pchnął drzwi, które lekko ustąpiły. To moja sypialnia, jeśli jesteś nią zainteresowana. powiedział pokazując duży salonik z biblioteczką utrzymany w prostym, nowoczesnym stylu. Po lewej jest łazienka, po prawej właściwa sypialnia. Tam z tyłu kominek... Podobny pokój jest po drugiej stronie korytarza i na drugim piętrze. Tutaj miał sypialnię sam Stevenson.
Caylith - 2009-03-11, 12:32
:
Machnęła im ręką, ale widząc, że się gdzieś wybierają i ona ruszyła zająć się swoimi sprawami. Energiczny krok Morgan rozległ się w korytarzu obok wyjścia, potem w garażach. Kilka minut później hałas jadącego motocykla przerwał ciszę na dziedzińcu i wampirzyca wystrzeliła przez otwartą bramę, obierając kierunek na metro. Czas powęszyć za skundlonymi.
Tanit - 2009-03-11, 23:23
:
Sam Stevenson...? Mruknęła pod nosem i przeszła się po salonie wchodząc do sypialni i krytycznie ją oceniając. Mmm... no tak, jaki inny pokój mógł wybrać Mick Saint-John... uśmiechnęła się lekko. Prosto, elegancko, pasuje mi. Usiadła na najbliższej sofie. Zmysły wampira są zbyt wyostrzone by ot tak je odrzucić. Nawet jeśli się do nich przywyknie. Kiedy dziecko dostaje zwierzaka, psiaka, póki jest młody jest zainteresowanie, radość, ale pies się starzeje, zainteresowanie niknie, zarówno ze strony dziecka jak i psa. Przyzwyczajenie... rutyna... to potrafi tak wiele wypaczyć. My nie jesteśmy zwierzętami, więc nie zachowujmy się jak zwierzęta. Byle zjeść i wyspać się, nawet gdziekolwiek. Mieć coś... dar i go nie wykorzystać to straszne... urwała wpół zdania. Cały sza mówiła spokojnym, jednostajnym głosem patrząc się przed siebie i bawiąc srebrnym łańcuszkiem.
KapitanOwsianka - 2009-03-12, 10:01
:
Ludzie z wiekiem się zmieniają, wampiry też... W pewnym momencie rzeczy powszednieją, wtedy szuka się czegoś innego co rozpala serce. I gwarantuję Ci, moja droga, śliczna przyjaciółko, że są doznania dużo ciekawsze niż jedwabna pościel. powiedział uśmiechając się, może trochę dwuznacznie. Zatem załatwione, przyślę kogoś by zabrał stąd moje rzeczy. Tylko łazienka wyróżnia się, tam zamiast wanien i pryszniców znajdziesz basen. Trochę w gotyckim stylu. Spodobał mi się ten rozdźwięk, więc nie zmieniałem jej.
Tanit - 2009-03-12, 23:22
:
Skierowała na niego swój wzrok ale głowa jej nawet nie drgnęła. W końcu zamknęła oczy i uśmiechnęła się lekko. Wszystko się zmienia, czas płynie i jak to ktoś kiedyś powiedział - nie wejdziesz dwa razy do tej samej rzeki. Spojrzała na niego i coś bliżej nieokreślonego błysnęło w jej zielonych oczach. To będzie z pewnością ciekawa odmiana...
KapitanOwsianka - 2009-03-13, 09:26
:
Jakbyś czegoś potrzebowała będę na dole. Czy chcesz by ktoś za dnia przywiózł tutaj Twoje rzeczy? zapytał, nie komentując jej słów, ale nie spuszczał wzroku, który mógł wyrażać zainteresowanie z dziewczyny. Swoją drogą, pewnie jesteś głodna...
Tanit - 2009-03-13, 20:42
:
Torbę z rzeczami mam w samochodzie, powinna wystarczyć na kilka dni... machnęła ręką. Chwilę milczała patrząc przed siebie, po czym kiwnęła głową. W zasadzie przekąsiłabym coś świeżego... Podniosła na niego wzrok. Coś nie tak Mick?
KapitanOwsianka - 2009-03-13, 20:45
:
Nie dlaczego? zapytał poważnie. Teraz jak mu się przyglądała to miał znacznie mniej ludzkich odruchów niż chociażby wczoraj. Także i kolorki miał słabsze, wszystko to sprawiało wrażenie, że jest trochę nieludzki. Jak chcesz możemy wybrać się razem na polowanie. zaproponował.
Tanit - 2009-03-13, 20:51
:
W zasadzie czemu by nie... Teraz ona przyglądała mu się uważnie z zaciekawieniem. W końcu wstała z wygodnej sofy. Ona też była bledsza. Ale nawet jak na bladego wampira zachowała wiele człowieczeństwa w swoim wyglądzie. Tak na pewno będzie bezpieczniej niż iść samemu...
KapitanOwsianka - 2009-03-14, 00:37
:
O proszę, więc mam być Twoim ochroniarzem? zażartował. Jestem przekonany, że nie grozi nam bezpośrednie niebezpieczeństwo. O ile tylko nie zadrzemy z którymś z lupinów. spojrzał za okno Dobrze... Chodźmy, chociaż pewnie mój sposób polowania nie będzie Ci odpowiadał. Proponuję Enclave of Hell.
Tanit - 2009-03-14, 07:52
:
Enclave? No tak, w zasadzie morderstwa zdarzają się wszędzie. Uśmiechnęła się lekko. Może być, przyznam, że jeszcze nigdy tam nie byłam. Tylko zabiorę płaszcz z salonu. Zrobiła parę kroków w kierunku drzwi i odwróciła się do niego z lekko zadziornym uśmiechem. Nie, ja nie potrzebuje ochroniarza. Wydłubać oczy szpilkami, dać w łeb torebką i udusić srebrnym łańcuszkiem. Mam świetny plan. Mrugnęła do niego.
KapitanOwsianka - 2009-03-14, 09:29
:
Rzeczywiście... Zdaje się to być świetnym planem. powiedział uśmiechając się pod nosem i odprowadzając ją kawałeczek wzrokiem. Chwilę potem ruszył za nią i po parunastu minutach siedzieli już w podstawionym Rolce Royce'ie, który prowadzony przez Henry'ego ruszył w kierunku miasta.
Noise - 2009-03-16, 23:06
:
Alex bezskutecznie szukał Micka po całym budynku Fundacji tylko po to, by ostatecznie dowiedzieć się, iż wyszedł on z Michelle. W tym wypadku O'Loughlin pospiesznie wrócił do pokoju i postanowił niezwłocznie zająć się zleconym mu zadaniem. Magazynki pistoletów zostały napełnione srebrnymi kulami i na wszelki wypadek tą samą amunicją napełnił dwa magazynki zapasowe. Na wszelki wypadek zabrał też ze sobą Berettę z tłumikiem, gdyby sytuacja wymagała jej użycia. Nadto założył czarne bojówki, czarny sweter oraz skórzany, długi płaszcz do kieszeni którego wetknął kominiarkę. Pistolety spoczęły w kaburach, a do pleców Alex przytroczył sobie półtoraręczny miecz o posrebrzanej klindze - jeden z niewielu w jego kolekcji nadający się do walki z kundlami, a przy tym łatwy do schowania pod płaszczem. Kilka minut później wampir już mknął w swoim czarnym Nissanie po ulicach miasta.

:arrow: Londyńskie metro
Tanit - 2009-04-25, 21:52
:
Przez całą drogę słowem się nie odezwała. Patrzyła tylko zamyślona przez okno. Brama otworzyła się jak zwykle... i chyba pierwszy raz zadała sobie sama pytanie jaki to mechanizm. w końcu zajechali przed Fundację. Chyba nie myślała, że kiedykolwiek odetchnie z ulgą na widok tego budynku. Mimo, że była syta, nie przemęczała się, miała wrażenie, że jest dziwnie otępiała. Znowu nadmiar ludzkich uczuć... skarciła się w duchu.
KapitanOwsianka - 2009-04-26, 20:06
:
Wyglądasz na zmęczoną. Mick powiedział spokojnie pomagając jej wysiąść z samochodu. Mamy jeszcze trochę czasu do świtu. Może kąpiel? zaproponował żartobliwie. I ruszył, trzymając Michelle pod ramię w kierunku wejścia do Fundacji.