Zaginiona Biblioteka

Newport Beach - Newport Health Clinic

KapitanOwsianka - 2008-04-14, 09:48
: Temat postu: Newport Health Clinic
Nie lubię szpitali... Mają beznadziejną kawę...

Hej, nie jest tutaj, aż tak źle jak myślisz... No dobrze zapach starych ludzi nie jest najprzyjemniejszy, ale najwięcej go jest w domach dla starców, a w szpitalu raczej jedzie chorobą i czymś dziwnym... Tak czystością! Nie o tym chciałem... Wiesz, że dziewczyny czasem się tutaj udzielają i pomagają chorym? Mają takie fajne mundurki z krótkimi spódniczkami. No co? Pielęgniarki są hot!
KapitanOwsianka - 2008-04-14, 10:57
:
Lekarz uśmiechał się, więc sprawa nie mogła być poważna. Spokojnie, pani Parker... Ojcu nic nie będzie. Zawał był bardzo lekki, więc szybko wróci do zdrowia. Nie mniej powinien o siebie bardziej dbać i teraz wypoczywać. Chciałbym zatrzymać go jeszcze na obserwacji, ale myślę, że niedługo będziemy mogli go wypisać. zajrzał przez uchylone drzwi do środka pokoju Caleba Zdaje się nawet, że odzyskał swój charakterek...
Lothrien - 2008-04-14, 11:02
:
Ell obudziła się kiedy podszedł lekarz. Czekanie było zabójcze. Kilka godzin temu po prostu pozwoliła, żeby zmógł ją sen. Kiedy usłyszała, że sytuacja została opanowana przeciągnęła się lekko i ziewnęła przeciągle. -Myślę, że już nie będę potrzebna.- powiedziała przytulając Kirsten na pożegnanie. Była jakaś taka nieobecna. Miała nadzieje wpaść jeszcze do domu zmienić ciuchy i zdążyć na resztę zajęć. -Odezwę się jakoś.
Caylith - 2008-04-14, 11:09
:
- Nie musiał pan tego mówić, panie doktorze - uśmiechnęła się z ulgą słysząc słowa o charakterze - ale to faktycznie wielka ulga, że nic mu nie jest. Dziękuję za pomoc.
Uścisnęła mu rękę i podeszła do siostry po czym zrelacjonowała to co powiedział lekarz.
- Niebezpieczeństwo zażegnane, sis. Caleb Nicol będzie nadal doprowadzał nas do pasji swoim charakterem. Jeśli chcesz to możesz już wracać, ale gdybyś na przykład chciała zajrzeć ze mną do paszczy lwa... ciekawa jestem jak bardzo wrócił mu charakter. - Kirsten uśmiechnęła się lekko gładząc niewyspaną Elly po ramieniu.
Lothrien - 2008-04-14, 19:49
:
- To raczej nie jest najlepszy pomysł. Nie wiem czemu kazał mi przyjechać, ale skoro czekał z tym siedemnaście lat, to kilka dni nie powinno zrobić mu różnicy. Z resztą nic tu po mnie.- wzruszyła ramionami. Cała ta sytuacja była nie do zniesienia. W sali za drzwiami leżał niemal zupełnie obcy jej człowiek. Czy kilka genów podobieństwa już czyni go ojcem? Ell biła się z myślami. Nigdy nie miała ojca i nic nie wskazywało na to, by miało się to zmienić. Pożegnała się i pomaszerowała korytarzem w kierunku wyjścia.
KapitanOwsianka - 2008-04-14, 20:59
:
Kiki! dobiegło zza drzwi Jesteś tam? zapytał Caleb z jakąś nadzieją w głosie Powiedz mi, może jest tam z Tobą Elizabeth? dodał kolejne pytanie i starał się unieść na łóżku by lepiej widzieć zza uchylonych drzwi.
Caylith - 2008-04-14, 21:05
:
Kirsten weszła pospiesznie do pokoju.
- Hi dad... how are you feeling? - zapytała z uśmiechem siadając obok łóżka - Niestety nie mogła dłużej zostać... ale była tu całą noc razem ze mną. Wyglądała naprawdę na niewyspaną no i ma jeszcze szkołę. - powiedziała spokojnym tonem.
KapitanOwsianka - 2008-04-14, 21:08
:
Caleb skrzywił się i uderzył kilka razy pilotem do telewizora w otwartą dłoń. Szkoda... Naprawdę bardzo chciałem z nią porozmawiać. Pewnie te konowały jeszcze chwilę mnie tutaj zatrzymają. aż w nim zawrzało, wreszcie odrzucił pilota w nogi łóżka Nie działa! W tym cholernym szpitalu nic nie działa!... odetchnął uspokajając się Czy mogłybyście przyjść do mnie wieczorem?
Caylith - 2008-04-14, 21:15
:
- Tato, uspokój się - Kirsten zabrała mu pilota - nie uważasz, że to trochę za wcześnie na kolejny zawał z nerwów? - dodała kwaśno. Westchnęła.
- Zapytam jej czy znajdzie czas i dam ci znać, okey? Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz się denerwował.
KapitanOwsianka - 2008-04-14, 21:54
:
Spokojnie! Przeżyłem zawał i nie spieszy mi się do następnego. Nie mniej spieszy mi się by uregulować pewne sprawy. powiedział spokojnie i uśmiechnął się dość kwaśno Coś zrozumiałem i chcę naprawić kilka błędów.
Caylith - 2008-04-15, 10:23
:
- I'll see what I can do, okey? - zgodziła sie byle tylko Caleb przestal wreszcie szaleć. - I dobrze, że zamierzasz coś zrobić ze sobą. Najwyższy czas. Ale skoro ja się zgodziłam, ty masz obiecać, że postarasz sie być spokojny i grzeczny. - przykazała goźnym tonem,i spojrzeniem jakie zwykle rezerwowała dla Maxa i jego wybryków.
- Teraz pójde już, zebyś mógł odpocząć - wstała, poprawiając spódnicę i pochyliła sie nad nim całując go w czoło. - Wrócę. Pa tato.
KapitanOwsianka - 2008-04-15, 10:38
:
Może Tobie łatwo odpoczywać w łóżku szpitalnym powiedział kwaśno i machnął ręką na pożegnanie, a potem znowu zaczął walczyć z pilotem, który wreszcie zadziałał.

Przeniesienie akcji.
Caylith - 2008-04-19, 16:58
:
Kirsten zajechała samochodem przed klinikę i zaparkowała na parkingu. Wysiadła z samochodu i rozejrzała się. Elizabeth obiecała, że będzie a Kirsten nie miała powodów by jej nie wierzyć. Nie widziała jednak potrzeby czekać na parkingu więc wzięła torebkę i ruszyła do budynku. Tam usiadła sobie w poczekalni i zaczęła przeglądać jakiś magazyn spoglądając co jakiś czas na zegarek. Tak bardzo jej się nie spieszyło i Lizzy wcale nie była spóźniona ale Kirsten ciekawa była co tym razem kombinuje ojciec skoro chciał je obie widzieć.
Lothrien - 2008-04-19, 22:58
:
Z ciężkim sercem podjechała pod szpital. Zdjęła kask i przez chwilę wpatrywała się przed siebie, zupełnie nieobecnym wzrokiem. Chciała zawrócić. Wahanie trwało dłuższą chwilę, w końcu odpuściła. Noga za nogą ruszyła w stronę wejścia. Na korytarzu zobaczyła Kirsten, teraz nie było już odwrotu.
-Hey sis... Gotowa?
Caylith - 2008-04-19, 23:13
:
Kirsten odłożyła gazetę i wstała.
- Myślę, że tak. Chodźmy do tej smoczej jaskini zobaczyć co bestia sobie od nas życzy - dotknęła pocieszająco ramienia Elly. - It's not gonna be so bad - dodała, chociaż sama nie miała absolutnej pewności, że nie będzie. Ojciec bywał nieprzewidywalny.
Ruszyły korytarzem do sali i Kirsten zapukała.
- Dad? Can we come in?
KapitanOwsianka - 2008-04-20, 10:45
:
Ofcorse Kiki... powiedział wyłączając telewizor i sadzając się wygodnie na łóżku Wejdźcie, mam coś ważnego wam do powiedzenia... No chodźcie, możecie nawet usiąść. zaproponował zdając sobie sprawę z tego, że to co powie może być szokiem.
Lothrien - 2008-04-20, 11:24
:
Ell poczłapała wolno za Kirsten do pokoju. -Dobry wieczór.- powiedziała błądząc wzrokiem gdzieś powyżej ramienia Caleba. Siadła na krzesełku pod ścianą w najdalszym z możliwych miejsc, jakby pusta przestrzeń pomiędzy nią a tymi ludźmi miała dodawać jej pewności siebie. To tylko obcy facet, powtarzała sobie w myślach i bardzo, bardzo chciała w to wierzyć.
Caylith - 2008-04-20, 12:51
:
Cmoknęła ojca w czoło na powitanie i zajęła miejsce nieco bliżej niż siostra.
- Cóż tam dzieje się tato? - zapytała, nagle zaczynając się denerwować bez przyczyny.
KapitanOwsianka - 2008-04-20, 13:22
:
Caleb był poważny i przybrał jedną z tych swoich wyjątkowo groźnych min. Dużo myślałem ostatnio. Wiecie jak to jest, leżę w łóżku i nie specjalnie mam co robić. powiedział i westchnął Popełniłem w swoim życiu bardzo dużo błędów. I chcę chociaż cześć z nich naprawić. Dlatego... znowu umilkł i spojrzał w okno. Elizabeth... Chciałbym Cię oficjalnie uznać, jako moją córkę... Oczywiście, jeśli się zgodzisz... Wiem, że nie byłem najlepszym ojcem i nie jestem też świetnym na niego materiałem, nie mniej... Bardzo mi na tym zależy.
Caylith - 2008-04-20, 20:45
:
Kirsten zdębiała. Czegoś takiego sie nie spodziewała, chociaż ojciec robił już rozmaite dziwne rzeczy. Przeniosła spojrzenie na Elizabeth ciekawa jak dziewczyna zareaguje na te słowa, bardzo się starając by mieć całkiem neutralną minę.
Lothrien - 2008-04-20, 21:05
:
-Panie... Caleb- pozwoliła sobie na odrobinę poufałości. - nie byłeś żadnym ojcem, przynajmniej dla mnie. Gdyby nie niefortunny przypadek do tej pory nie wiedziałabym skąd mama bierze pieniądze na moją szkołę.- mówiła w miarę spokojnym i opanowanym głosem, choć fala mieszanych uczuć wzbierała w niej z każdą sekundą. Mimo wszystko nie chciała urazić tego człowieka, przynajmniej nie tak jak można by się tego spodziewać. -Nie chcę pana pieniędzy, a chyba do tego sprowadzałby się cały ten biurokratyczny cyrk. - wstała ze swojego krzesełka tępo wpatrując się w podłogę. -Przepraszam, ale mój ojciec nie żyje. Umarł siedemnaście lat temu...- podniosła spojrzenie ciemnych oczu wprost na Caleba, dwie pojedyncze łzy spłynęły jej po policzku kiedy odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia.
KapitanOwsianka - 2008-04-20, 21:12
:
Elizabeth... Rozumiem to i szanuję... powiedział zatrzymując ją I tutaj nie chodzi o pieniądze. Chcę nadrobić stracony czas. dodał I naprawić błędy z przeszłości. Mój wnuk Cię lubi, a on ma zmysł do ludzi. Zatem... Jesteś jedną z tych rzeczy, które mi się w życiu udały. Posłuchaj... powiedział poważnie Będę potrzebował pomocy, po tym jak wyjdę ze szpitala. Proponuję taki układ... Zamieszkasz ze mną na trochę i pomożesz mi. Pozwolisz mi pokazać, że rzeczywiście chcę to wszystko naprawić. A ja Ci to pokażę. Zgoda?
Lothrien - 2008-04-20, 21:53
:
Przez chwilę stała do nich plecami, z uwagą słuchając jego słów. W końcu odwróciła się. Trudno było stwierdzić jakie emocje właśnie malują się na jej twarzy, jednak z pewnością było ich dużo. -To się nie uda.- odparła zadziwiająco szczerze. -Ale mogłabym nie wybaczyć sobie, że nie spróbowałam.
KapitanOwsianka - 2008-04-20, 21:59
:
To znaczy, że się zgadzasz? zapytał i spojrzał na Kirsten jakby szukając w jej oczach potwierdzenia. Bardzo mnie to cieszy... I nie pożałujesz. Na prawdę.

Przeniesienie akcji
KapitanOwsianka - 2008-05-22, 09:41
:
Rodzice Maxa i Erica siedzieli w poczekalni. Operacja trwała już dość długo, ale mimo to panowała całkowita cisza. Żadne z nich nie było w stanie nic powiedzieć. W pewnym momencie Evan nie wytrzymał tego napięcia i poszedł po kawę, która na pewno przydałaby się wszystkim.

Cooper szedł korytarzem w kierunku swojej rodziny.

Episode eight: The Crash
Caylith - 2008-05-22, 09:51
:
Kruchość istnienia uświadamiasz sobie dopiero o krok przed nieszczęściem. Wtedy dopiero zaczynasz myśleć czy przypadkiem jakieś słowo, zachowanie, zdarzenie nawet najmniej znaczące sprawiło, że stało się tak jak się stało. I nie dotyczy to wyłącznie ciała, które wypadek może przerobić z energicznej żywej osoby w polegająca na innych bezradną istotę. Dotyczy też umysłu, który nagle może wkroczyć na złą ścieżkę, uczuć, które tak łatwo zranić i wreszcie naszego własnego małego świata, rodziny, domu, przyjaciół, który może rozsypać się w pył z najmniej spodziewanego powodu...



Ricky siedziała skulona na krześle wpatrując się martwo w podłogę u swoich stóp. Zadziwiające ale jedyne co czuła w tej chwili to... przeraźliwa pustka. Podobno tak jest jak człowiek otrzyma cios w samo serce. Nie boli z początku. Prawdziwe piekło zaczyna się później...
Przeniosła spojrzenie na rodziców Maxa i jego wuja ale widząc podobne wyrazy twarzy darowała sobie jakiekolwiek słowa. Nie mogła zresztą powiedzieć nic co by zmieniło sytuację. Ostatecznie nadal pochylona schowała twarz w dłoniach mocno zaciskając oczy, by nie pozwolić płynąć kolejnym łzom i przeklinając samą siebie i swój parszywy jęzor, który nie mógł się powstrzymać ostatnio przed ostrymi słowami.
KapitanOwsianka - 2008-05-22, 11:01
:
Z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Państwo Parker? zapytał, akurat w momencie, kiedy zbliżył sie do nich Cooper. Operacja się udała, niestety akcja serca Maxa zatrzymała się w trakcie operacji. Proszę się nie denerwować, wszystko jest teraz w porządku. Obrażenia wewnętrzne nie były tak groźne jak się spodziewaliśmy. To silny chłopak... umilkł na moment i pozwolił by Kirsten wylała swoje uczucia w uścisku z mężem. To kiedy się obudzi zależy głównie od niego...
Caylith - 2008-05-22, 11:25
:
Na słowa lekarza poderwała gwałtownie głowę z dłoni i wpatrywała się w niego chłonąc słowa jak gąbka. Stopniowo na twarz zaczął powracać wyraz nadziei. Chociaż...
- Czyli... - odezwała się cicho głosem, który był lekko zachrypnięty - czyli jest nieprzytomny? I nie wiadomo kiedy się ocknie?
Eithel - 2008-05-22, 12:22
:
Na korytarzu zjawiła się Lindsay. Zwykle opanowana i trzymająca emocje na wodzy, teraz była wyraźnie wzburzona i zdenerwowana. Zwykle pedantycznie ułożone włosy przedstawiały nieuporządkowany kłąb, tusz do rzęs był lekko rozmazany a oczy zaczerwienione. Stanęła za resztą, nie odzywając się.. i czekała na jakieś wiadomości.
Noise - 2008-05-22, 17:34
:
Tuż za Linds pojawił się Evan trzymający 4 kubki kawy w dłoniach.
- Usiądź Lindsay i napij się kawy. - powiedział wyciągając w jej stronę dłonie w których trzymał kubki z kawą. Wyglądał strasznie, a nawet przerażająco. Czarne obwódki wokół oczu i martwe spojrzenie przywodziły na myśl raczej ofiarę wyjątkowo okrutnej wojny, niż nastoletniego chłopaka. Do tego czerń jego ubrań kojarzyć się mogła tylko w jeden sposób - żałoba. Evan podszedł do rodziców Maxa i wyciągnął w ich stronę kubki z kawą - Przyniosłem dla państwa kawę. - powiedział tonem bez wyrazu, po czym gdy już wzięli od niego gorący napój, chłopak podszedł do Ricky i kucnął przed nią - Have some coffee Ricky, dobrze Ci to zrobi. - wetknął kubek z gorącym napojem w dłonie dziewczyny, po czym usiadł obok niej i pocieszająco pogładził ją po włosach.
Caylith - 2008-05-22, 17:50
:
Zamknęła odruchowo dłonie na kubku i odwróciła głowę w stronę Evana. Nie wyglądała lepiej, blada i z zaczerwienionymi oczami a przy tym przeraźliwie smutna. Diabli wzięli radosne iskierki, które zawsze miała w oczach. Aczkolwiek po słowach lekarza część tego wszystkiego nieco odpłynęła. Ricky natężyła się i zdobyła na bardzo słaby uśmiech, którym starała się podnieść na duchu zdewastowanego Evana i siebie. I w tym momencie zdała sobie sprawę, że jakiekolwiek miała wrogie uczucia do Ballmera - przeszły. Kiwnęła głową z podziękowaniem i poklepała lekko jedną ręką jego wolną rękę w próbie pocieszenia. Po chwili wzrok ponownie przeniosła na lekarza czekając na odpowiedź.
KapitanOwsianka - 2008-05-22, 19:05
:
Lekarz przybrał współczującą minę Przykro mi... Nadal jest nieprzytomny. Możecie teraz do niego wejść. powiedział wskazując spokojnie na jeden z pokoi. Ale tylko rodzina. powiedział widząc, jak Erica zrywa się.
James spojrzał ponuro na dziewczynę, a potem na lekarza. Ona jest członkiem rodziny. powiedział spokojnie. Po czym ruszył w kierunku pokoju.
Caylith - 2008-05-22, 19:27
:
- Dzięki - powiedziała cicho patrząc z wdzięcznością na ojca Maxa. Popatrzyła na kubek kawy której nie tknęła, a potem na Evana. - Popilnujesz chwilę? - poprosiła podając mu go, a potem pobiegła za resztą.
Zatrzymała się przy drzwiach w progu skupiając tęskne spojrzenie na nieprzytomnym Maxie. Usta ułożyły się w jego imię ale nagle jakoś utknęła opierając o framugę i patrząc na starych Maxa i jego wuja przy łóżku. I jakoś tak stwierdziła, że jest nie na miejscu i obserwuje coś całkiem prywatnego. Bez względu na to co James Parker powiedział - ona nie była rodziną, a to był czas tylko dla rodziny.
- I... I'll better leave you alone with him now... przyjdę za chwilę - powiedziała prawie szeptem, wycofała się i roztrzęsiona oparła o ścianę tuż obok drzwi, zaciskając mocno oczy i starając się raz jeszcze wziąć w karby emocje.
Eithel - 2008-05-22, 21:15
:
Z wdzięcznością przyjęła kubek z kawą od Evana - to zadziwiające jak pewne zdarzenia łączą nawet tych ludzi, którzy się nienawidzą. Odgarnęła włosy, które zapamiętane w nieładzie zasłaniały jej cały obraz. Obserwowała całą scenę patrząc z prawdziwą troską na Ricky - nie miała tak naprawdę przy sobie nikogo bliskiego.. ani Ell, ani Vann.. a Max leżał nieprzytomny w pokoju obok.
Stanęła tuż obok niej i delikatnie położyła jej dłoń na ramieniu - Ricky.. - wyszeptała łagodnie, czując jak jej samej łzy napływają do oczu.
Caylith - 2008-05-22, 21:35
:
Drgnęła jakby przestraszona pod tym dotykiem i otworzyła oczy patrząc w oszołomieniu na Lindsay. Takiego głosu od niej się nie spodziewała, ale w sumie po dzisiejszej nocy nie sądziła że będzie przygotowana na cokolwiek. Szybko mrugnęła i otarła to co jej poleciało z oczu gestem wyrażającym kompletną bezradność.
- He will be allright - wydusiła z siebie w końcu - Lekarz powiedział, że z tego wyjdzie. Trzeba w to wierzyć... but it's so hard... i jeszcze to jak się wczoraj pożegnaliśmy... Jesus... gdybym tylko wiedziała co się stanie, nigdy bym nie mówiła takim tonem... - wciągnęła głęboko oddech i znowu zacisnęła oczy uświadamiając sobie co mówi i do kogo. I nie wiedząc czy może jej zaufać. Ponownie wzięła się w garść i zamknęła to co czuła w sobie tam gdzie dosięgnąć mogli tylko przyjaciele. Linds kimś takim nie była. - Wróci do siebie - powiedziała raz jeszcze z uporem jakby upewniała samą siebie - musi... ale jeśli tak się nie stanie? Ja nie wiem co wtedy zrobię... - głos jej zadrżał lekko a oczy podejrzanie zaczęły błyszczeć.
Eithel - 2008-05-22, 22:18
:
Wiedziała, że nie wzbudza jej zaufania i na pewno nie zacznie się jej zwierzać. Lindsay nawet nie chciała tego słuchać. W zasadzie była tu tylko ze względu na Maxa, z którym kiedyś tak wiele ją łączyło.. i który nadal był jej przyjacielem. Wiedząc jednak ja Ricky musi to przeżywać po prostu ją przytuliła.
- Nic już nie mów.. Myśl pozytywnie, nie dopuszczaj do siebie czarnego scenariusza. - szeptała do niej bardzo łagodnym tonem, gładząc ją po włosach - It just won't happen. I promise.. To jest Max, on przecież zawsze wygrywa. Wiesz o tym.
Caylith - 2008-05-22, 22:42
:
Pozwoliła się przytulić ale sama nie oddała tego przytulenia.
- How do you know... - mruknęła - posiadłaś jakąś moc, które sprawia, że znasz przyszłość?
Ton wypowiedzi Erici zaczął być gorzki. Linds najwyraźniej nie rozumiała jej, czego mogła się spodziewać. Ricky rozpaczliwie zatęskniła za kimś kto by ją zrozumiał, ale w okolicy nikogo takiego nie było. Poczuła nagle wstyd i złość na samą siebie - Lindsay się najwyraźniej starała a ona właśnie miała zamiar być nieprzyjemna dla niej dlatego, że nie jest Ell, ani Vann ani Evanem. Odetchnęła więc głębiej i zmusiła się do uspokojenia.
- Wiem i się staram...ale to jest takie ciężkie wiedzieć, że nie mogę nic zrobić chociaż tak bardzo bym chciała...to love somebody like this and be completely helpless... - na moment oparła się o Linds ale zaraz odsunęła od niej. Trzy sekundy przyjaźni się skończyły i znowu były dziewczynami z 2 różnych światów.
- Wygrywa. Zawsze. Mimo wszystko - pokiwała głową - Masz rację.Ale to nie zmienia faktu, że się tak strasznie boję... - ból zabrzmiał w jej głosie ale ponownie zamknęła się przed Linds. Zamiast dokończyć spojrzała na nią łagodniej. - Thanks. Doceniam próbę wsparcia. Skąd sie tu w ogóle wzięłaś? Jest środek nocy!?
Eithel - 2008-05-22, 23:24
:
Postanowiła ten jeden, jedyny raz nie reagować na zaczepki i docinki. Wybaczyć jej wszystko z góry i poświęcić się dla Maxa. Obserwowała jak Ricky zmaga się z całym bólem i cierpieniem, który przecież nie był tylko jej udziałem. Spojrzała w kierunku pokoju i pomyślała, jak teraz mogą się czuć Parkerowie. Spokojni, przyjmujący to, co dał im los... w głębi duszy rozpaczający z powodu okropnego wypadku syna. Pośrodku tego krzyku zamienionego w szept, morza łez będącego w istocie tylko jedną, nierozważną kroplą była ona. Nie obojętna, ale też nie zupełnie zaangażowana.
- Evan zadzwonił do Nathana.. he'll be in a minute. - powiedziała, po raz pierwszy w życiu wymawiając imię Ballmera. Sama była sobą zaskoczona. - Nie bój się. Jest silny i wygra. Poza tym ma przy sobie swoją rodzinę, ukochaną.. - zaakcentowała łagodnie ostatnie słowo, gładząc ją po włosach - .. przyjaciół. Z taką drużyną nie da się.. - lekki błysk bólu w oczach wystarczył żeby Ricky wiedziała, co Lindsay miała na myśli - ... przegrać.
Caylith - 2008-05-23, 09:23
:
Kiwnęła głową.
- Z moment będzie tu cała drużyna w takim razie. Podobno faceci to więksi plotkarze niż dziewczyny - powiedziała lekko się uśmiechając. Rzuciła okiem w stronę pokoju zastanawiając się czy już mogłaby tam zajrzeć i czy rodzina Maxa już spędziła ten prywatny czas sama z nim w spokoju.
- Thanks again that you're here - powiedziała spokojnie - ale teraz to chyba pójdę i zobaczę jak się ma. Bardzo bym chciała. - dodała takim głosem, który wyrażał, że "bardzo" to najmniejsze co można było powiedzieć o tym chceniu. - Więc może poczekaj na Nathana z Evanem, co?
Uśmiechnęła się raz jeszcze do Linds a potem podeszła na palcach do drzwi pokoju i wśliznęła się do środka starając się nie przeszkadzać. Od razu starała się też wyczuć czy nie przyszła w nieodpowiednim momencie, a spojrzenie z nieskończoną tęsknotą spoczęło na Parkerze rozciągniętym na łóżku.
KapitanOwsianka - 2008-05-23, 10:05
:
W tym czasie w pokoju James obejmował Kirsten, która w sumie była spokojna. A przynajmniej na wierzchu. Zostanę tutaj na noc. Dzwoniłem już do biura, że nie przyjdę, więc posiedzę tutaj, ale Ty masz jutro pracę, więc powinnaś wracać do domu. Cooper? Zabierzesz Kirsten?
Cooper odpowiedział tylko kiwnięciem głowy, po czym poczochrał Maxa po głowie i wraz z Kiki wyszli z pokoju.
Max leżał tak bezradnie, nieprzytomny z podbitym jednym okiem, bardzo blady. Zupełnie się nie ruszał.

Nie minęło parę minut, kiedy na korytarzu pojawił się Nathan. Ubrany w krótkie spodenki i obszerną bluzę Adidasa, najpewniej zarzuconą na gołe ciało. Stanął przy dziewczynach i nie wiele mówiąc objął obie przyciskając mocno do siebie.
Caylith - 2008-05-23, 10:18
:
Pozwoliła się ścisnąć teraz z kolei jemu, ale szybko się wywinęła.
- I have to... must... see him... wybaczcie...- mruknęła, poklepała Nathana po ramieniu i udała się wreszcie do pokoju. Spojrzała nieśmiało na ojca Parkera, ale w tym spojrzeniu była prośba by jej nie wyganiał. Rozejrzała się szybko za jakimś krzesełkiem ale w końcu darowała sobie i siadła na samym brzeżku łóżka tak by nijak nie uszkodzić poszkodowanego. I dopiero teraz odważyła się na niego tak naprawdę spojrzeć.
- Skarbie... - rozległ się cichy głos pełen tęsknoty i cierpienia gdy w jej oczach ponownie zakręciły sie łzy. Odruchowo sięgnęła jedną ręką i przykryła jedną jego dłoń swoją dłonią a potem delikatnie objęła jego palce swoimi. - Max...
Nie spodziewała się jakiejkolwiek odpowiedzi czy reakcji z jego strony. Po prostu sam fakt mówienia do niego dawał częściową ulgę. Tak jak i obserwowanie powolnego wznoszenia się i opadania klatki piersiowej w oddechu. W tym momencie cały świat Erici zawęził się do tego łóżka i leżącej na nim osoby. Wokół mogło się dziać cokolwiek - ona i tak by tego nie zauważyła, chyba żeby odwrócono jej uwagę od Maxa. A to mogło być bardzo trudne.
Eithel - 2008-05-23, 10:58
:
Przytuliła się do Nathana z całej siły, zasłaniając włosami oczy pełne łez. Nie chciała, żeby ktokolwiek widział jak płacze. Ukrywać emocje potrafiła wręcz doskonale.. ale tym razem tama pękła. Wszystko, co ostatnio się działo po prostu ją przerosło. Nie miała ochoty się odzywać, słowa zresztą były zupełnie zbędne. Po prostu stała i czekała, czując ciepło bijące od Nathana.
Noise - 2008-05-23, 16:47
:
- Sure, no problem - odpowiedział Ricky i wziął jej kubek z kawą. Siedział na krzesełku wbijając puste spojrzenie w podłogę. Tak bardzo chciał choćby na chwilę pomyśleć o czymś innym, niż o wypadku, ale nie mógł, po prostu nie mógł. Zwiesił głowę, a włosy przesłoniły mu twarz i Evan przestał zwracać uwagi na otoczenie. Gdy przyszedł Nathan kiwnął mu tylko głową na powitanie, nie chcąc przeszkadzać jemu i Linds.
KapitanOwsianka - 2008-05-23, 22:12
:
Nathan pogładził Linds po głowie, a potem odsunął ją od siebie. Podszedł do Evana i uśmiechnął się To Ty wezwałeś pogotowie? bardziej stwierdził niż zapytał Dobra robota. Szczęście, że akurat byłeś w okolicy. i wyciągnął w jego kierunku zaciśniętą pięść do przybicia.

James podniósł się z krzesła i położył dłoń na ramieniu Erici. Powinnaś wrócić do domu i położyć się. Rodzice wiedzą, że tutaj jesteś? zapytał z troską w głosie. Jak tylko się coś zmieni to poinformuję Cię. powiedział ciepło.
Caylith - 2008-05-23, 22:21
:
Przeniosła na niego nieprzytomne spojrzenie.
- Ja... nie mogę. Nie zasnę - westchnęła cicho - so what's the point, sir. Ojciec nie wie... chyba że słyszał jak wybiegam z domu i wyjeżdżam. To było głośne... - przetarła czoło zmęczonym ruchem i popatrzyła ponownie na Maxa. Palce zacisnęły się ponownie na jego palcach. - Zrobiłabym wszystko, żeby się obudził... - szepnęła na wpół do siebie na wpół do starego Parkera.
KapitanOwsianka - 2008-05-24, 12:39
:
James pogłaskał ją po głowie i powiedział poważnie No jak chcesz... Zadzwonię do Twojego ojca, ale uważam, że powinnaś chociaż spróbować się przespać. Max pewnie też by tego chciał. powiedział, po czym wziął telefon z kieszeni i wybierając numer wyszedł z pokoju pozwalający by przyjaciele weszli do nieprzytomnego.
Caylith - 2008-05-24, 13:00
:
Pokiwała głową i jeszcze chwilę posiedziała tam przy nim nic nie mówiąc i po prostu trzymając go za rękę. Po pewnym czasie stwierdziła jednak, że James Parker może mieć więcej racji niż skłonna była przyznać. Spędziła w szpitalu całą noc i zaczęło ją dopadać wyczerpanie.
- Babe... - mruknęła cicho - nie wiem czy mnie słyszysz. Mam nadzieję, że tak. Chcę, żebyś włożył wszystkie siły w obudzenie się.Wszyscy tu jesteśmy... twoi starzy i wujek, ja Linds Nathan i Evan... a pewnie będzie jeszcze więcej osób. I wszyscy chcą cię widzieć zdrowego i przytomnego.
Ujęła jego rękę i przytuliła ją do swego policzka, przymykając oczy.
- Come back to me... please...
W końcu odłożyła jego dłoń.
- Ja muszę iść na razie, ale tylko po to żeby coś zjeść. Więc wrócę. I love you.. more than you can imagine... remember that...
Cmoknęła go lekko w czoło a potem wyszła na korytarz. Chwilę pomyślała i wyjęła telefon. Potem wykręciła numer Chillmana i opierając się o ścianę czekała na połączenie. Po którymś kolejnym sygnale doczekała się wreszcie rozlazłego chillmanowskiego "halo".
- Dave, tu Erica. Max miał wypadek samochodowy. Żyje ale jest nieprzytomny - powiedziała bez owijania w bawełnę - Pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć...
Noise - 2008-05-24, 18:51
:
- Można by powiedzieć, że uratowałem mu życie. - wyszeptał Evan. Popatrzył jakoś tak dziwnie na wyciągniętą w jego kierunku pięść Nathana, ale przybił żółwia, choć bez zbytniego entuzjazmu. Po chwili jednak uśmiechnął się lekko i powiedział - Jak już będzie zdrów, to będziemy musieli dać mu niezły wycisk, żeby wrócił do formy. Na razie jednak muszę pozbierać z jego Impali ile się da. - odgarnął włosy z twarzy i rozejrzał się nieco przytomniej po korytarzu.
- Shit. - mruknął jeszcze cicho i westchnął.
Caylith - 2008-05-24, 21:29
:
W odpowiedzi na wrzaskliwe "what!" odsunęła słuchawkę od ucha na moment i skrzywiła się.
- You heard me - powiedziała ponuro - Newport Health Clinic. I Dave... nie denerwuj się... żyje... oddycha... tylko jest nieprzytomny. Mamy na niego oko, znaczy jego starzy ja i kilka osób jeszcze. Jak chcesz to przyjedź. I dobrze zrobisz dając znać Annie - to wielcy przyjaciele. So see ya 'round.
Rozłączyła się i chwilę opierała jeszcze o ścianę zamknąwszy oczy piekące nieco ze zmęczenia. W końcu ruszyła spod tej ściany powoli gapiąc się w podłogę. Czuła się źle i samotnie i tak cholernie bezradnie jak nikt chyba w tym szpitalu. W pewnym momencie jednak stwierdziła, że jeszcze ktoś najwyraźniej podobnie się czuje. Usiadła koło Evana i spojrzała na niego ze współczuciem. Wyglądał tragicznie.
- Hej... - powiedziała cicho - you're not alone...it's gonna be allright... you just have to belive my words - dodała starając się upewnić w tym i jego i siebie ostatnimi słowami. Poklepała go po ramieniu a potem mocno ścisnęła jego zimną rękę w odruchu cichego porozumienia.
Eithel - 2008-05-24, 23:40
:
Linds widząc, że nikt w zasadzie nie zwraca uwagi na to, co ona robi postanowiła wejść do pokoju. Max leżał na szpitalnym łóżku, nieprzytomny i blady. Nie sypał swoimi ironicznymi żartami, których i tak przecież nie rozumiała, nie oglądał się za każdą wartą uwagi dziewczyną, nie patrzył w ten sposób, jakby był pewny, że cały świat należy do niego. Po prostu leżał i oddychał, miarowo i spokojnie. Linds poczuła jak pojedyncza łza spływa po jej policzku...
- Come back, Max... - szepnęła cicho, siadając na brzegu łóżka.
KapitanOwsianka - 2008-05-25, 10:42
:
Nathan uśmiechnął się Będziesz bohaterem. powiedział Co mu odbiło, żeby przeskakiwać na czerwonym świetle? Nigdy nie łamał przepisów, nikt go nie podpuszczał bo w samochodzie był sam. Hmmm... Może chciał sobie coś udowodnić? zaproponował, a potem zorientował się, że można do Maxa wejść Wchodzisz? zapytał.

Max tym czasem leżał tak jak na początku. Żadne zaklinania nie były w stanie sprawić by wrócił i żadne prośby nie mogły go obudzić. W pokoju szpitalnym było tak zimno, a może po prostu się dziewczynom zdawało.
Noise - 2008-05-25, 14:22
:
- Yeah, I know Ricky. - uśmiechnął się smutno i zacisnął palce na jej dłoni. - Wszystko będzie dobrze. Pozwól, że wejdę do niego na chwilę. - powiedział, po czym wstał z krzesełka i spojrzał na Maxa leżącego na szpitalnym łóżku, jak gdyby nie był pewien czy ma prawo do niego wejść. W końcu jego uwagę przykuły słowa Nathana.
- Nathan. - Evan spojrzał na chłopaka z pełną powagi miną, a ton jego głosu był nie mniej poważny. - Nie chcę być żadnym bohaterem i nie chcę, abyście komukolwiek mówili o tym, że to ja go tu przywiozłem. - teraz zwracał się już do wszystkich, choć jego spojrzenie nadal utkwione było w Nathanie. - Proszę was. A teraz wejdźmy do niego na chwilę. - i to powiedziawszy ruszył sztywnym krokiem do sali w której leżał Parker. Evan stanął w nogach jego łóżka i patrzył na chłopaka, który właśnie z jego winy omal nie stracił życia. Po paru minutach stania w ciszy przy jego łóżku Evan wreszcie zdecydował się wyjść z powrotem na korytarz. Odruchowo podszedł do Ricky - It's harder than I thought. - wyszeptał nieco drżącym głosem.
Caylith - 2008-05-25, 15:23
:
Popatrzyła na niego smętnym spojrzeniem.
- Wiem... widzieć gościa w takim stanie i mieć świadomość, że jeszcze parę godzin temu był taki jak my... - przetarła oko i pociągnęła z kubka kawy. Kawa była już zimna więc Ricky sie skrzywiła i odstawiła kubek, po czym ponownie spojrzała na Evana - Nie bądź taki ostry w stosunku do siebie. Pomogłeś mu, byłeś na miejscu jak tego potrzebował. W końcu dzięki temu żyje. I za to jestem ci bardzo wdzięczna. Gdyby nie to... - nie dokończyła bo głos jej się lekko załamał, podniosła się i niespodziewanie przytuliła go - Możesz mówić, że nie jesteś bohaterem, Evan - usłyszał jej cichy głos tuż przy swoim uchu - ale ja i tak wiem swoje.
Oparła na moment czoło o jego ramię czując się zdumiewająco bezpiecznie w tym momencie. Zapewne przez to, że pierwszy raz od długiego czasu nie było między nimi muru. Znów mogli wrócić do tego kapitalnego koleżeństwa jakie mieli kiedyś o ile żadne z nich znowu tego nie schrzani.
Eithel - 2008-05-25, 17:28
:
Lindsay miała na sobie tylko cienką sukienkę, więc powiew szpitalnego chłodu wywołał falę dreszczy. Upiła łyk kawy, z nadzieją że to ją trochę ogrzeje, jednak okazało się, że ta jest już całkowicie zimna. Nienawidziła takiej lury, więc skrzywiła się z obrzydzeniem.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że chociażby nie wiem jak prosiła i zaklinała to Max tak po prostu się nie obudzi. Siedziała więc nadal na skraju szpitalnego łóżka, oczekując, że gdy tylko załatwi swoje sprawy w tym innym świecie to wróci..
KapitanOwsianka - 2008-05-25, 17:31
:
Nathan kiwnął głową i spojrzał na zegarek. Był środek nocy, a pan Parker miał rację co do zmęczenia. Podszedł do dziewczyn. Chodźcie zabiorę was do domu. Siedząc tutaj i wypłakując oczy nie pomożecie mu, a pan Parker miał rację. Powinnyście się położyć. zaproponował.
Eithel - 2008-05-25, 17:38
:
Oczy Lindsay zdradzały pewne oznaki potężnego zmęczenia. Wstała więc ociężale i wyszeptała w kierunku nieprzytomnego przyjaciela:
- Bye, Max.. Hope to see you soon. - po czym walcząc ze łzami cisnącymi się do oczu, stanęła obok Nathana - Ok, you're right.
Caylith - 2008-05-25, 17:46
:
Odsunęła sie od Evana uśmiechając pocieszająco i przyjaźnie, a potem spojrzała na Nathana.
- A mnie się to nie podoba - powiedziała z buntem w głosie. - On tu zostanie sam... znaczy tylko ze swoim ojcem. Poza tym... I'm not sleepy - dodała tonem skrzywdzonej dziewczynki której karzą iść spać. I ziewnęła nagle, pospiesznie zakrywając usta. Komizm sytuacji przebił się wreszcie przez ciężkie opary smutku jakie ją otaczały ale nie wystarczająco by się uśmiechnąć. Pokręciła tylko głową z rezygnację - I tak nie zasnę...
Ostatecznie minęła Nathana, Evana i Lindsay i znowu przycupnęła przy Maxie.
- Baby...hold on...I love you - przesunęła mu dłonią po włosach z czułością - and I'll be back.
W końcu niechętnie się podniosła.
- Jeśli ktoś ma mnie stąd wyprowadzić to niech lepiej zrobi to teraz bo zaraz się znowu zbuntuję. - westchnęła ciężko podchodząc do reszty i rzucając kolejne tęskne spojrzenie na Maxa.
Derriuz - 2008-05-25, 18:09
:
- Maybe - rzucił do Anny, nie będąc pewnym wciąż, że wszystko z nim w porządku, ale to nie był problem aktualnej chwili. Objął jej dłoń, gdy go dotknęła, palcami swojej. Gdy patrzył tak przez przednią szybę zdawał się być jednocześnie skupiony na drodze, ale tez dziwnie rozkojarzony. W zasadzie ciężko było stwierdzić która z tych teorii była bliższa prawdzie. Dopiero gdy musiał zatrzymał wóz puścił jej dłoń, żeby zaciągnąć ręczny hamulec. Wyciągnął kluczyki i wyszedł z samochodu. Obszedł go szybko dookoła i otworzył drzwi od strony Anny.
- You need a hand? - zapytał, mając przy tym na myśli czy sama wyjdzie z samochodu, co było raczej oczywiste, przynajmniej dla niego.
Sygin - 2008-05-25, 18:15
:
- Poradzę sobie, man - powiedziała cicho i wysiadła z Camaro. Gdy zamykał samochód pospiesznie wycierała policzki - widocznie nie doszła do siebie tak szybko jak miała nadzieję wcześniej.
- Nigdy nie lubiłam szpitali - dodała patrząc na budynek - a teraz będzie mi się jeszcze gorzej kojarzyć. Oh God... I hope Max will be fine...and Ricky... w jakim ona musi być stanie teraz. She loves him dearly... To nie fair...
Derriuz - 2008-05-25, 18:41
:
- No one likes them. And I bet Ricky and Max won't like 'em even more than we could - rzucił z roztargnieniem, patrząc na budynek kliniki.
- And that's why she may need our support, Anna... - rzekł i objął ją w pasie na wszelki wypadek. Była wyraźnie zszokowana i roztrzęsiona całą tą sytuacją, przynajmniej tak mu to wyglądało. Wkrótce weszli do kliniki, by kilka chwil później być już przed wejściem do pokoju Maxa.
Sygin - 2008-05-25, 18:51
:
Opierając się o Dave'a podążyła z nim do szpitala na nieco miękkich nogach. Faktycznie było jej potrzebne wsparcie. A przed drzwiami jeszcze bardziej. Wciągnęła drżąco oddech widząc grupkę znajomych, Ericę z bladą twarzą i zaczerwienionymi oczami, Lindsay w podobnym stanie, Nathana i Evana. A za nimi na łóżku...
- We came as soon as we could - powiedziała do Ricky - jak się czujesz... i jak on sie ma? - przeniosła spojrzenie na Maxa czując, że zaraz znowu się rozklei.
KapitanOwsianka - 2008-05-25, 19:15
:
Obok nich pojawiła się pielęgniarka, groźnie mierząc całą grupę wzrokiem. Co Wy tutaj robicie o tej porze? Odwiedziny już dawno się skończyły. powiedziała zaglądając do Maxa, a potem zamykając drzwi. Tylko rodzina może być przy nim teraz.
Nathan podniósł ręce w geście pokazującym, że nie mają złych zamiarów. Tak, tak... Już wychodzimy. powiedział obejmując Linds ramieniem. Chodź Ricky, zawiozę Cię do domu. powiedział dość ponuro i powoli ruszył w kierunku wyjścia ze szpitala.
Caylith - 2008-05-25, 19:15
:
- Ja średnio. On... oddycha a to jest chyba najważniejsze. - uśmiechnęła się słabo Ricky - Jak chcecie możecie wejść... póki wściekła pielęgniarka nas wszystkich stąd nie przegoni.... o wilku mowa... - skrzywiła się lekko za plecami kobiety.
- Dzięki Nath ale mam samochód. Jakoś wrócę. - powiedziała, smętnym krokiem postępując za nim i Linds w kierunku wyjścia.
Noise - 2008-05-25, 20:12
:
- W tym co zrobiłem nie ma nic bohaterskiego. - szepnął jej do ucha i przytulił delikatnie, ale z czułością jakiej by w tej chwili nawet nie podejrzewała. Pogładził ją po plecach i gdy się odsunęli od siebie Evan uśmiechnął się po raz pierwszy z odrobiną radości. - Gdy już wyjdzie ze szpitala, to odrestauruje jego rozbita Impalę i wspólnie pomożemy mu wrócić do zdrowia. Zgoda? - zapytał z nutką wesołości w głosie.
Gdy pielęgniarka wygoniła wszystkich od Maxa i Ricky zapowiedziała, że sama wróci do domu Evan delikatnie złapał ją za ramię i zatrzymał - Wait up Erica. Nie powinnaś prowadzić w takim stanie. Jesteś zmęczona i zrozpaczona, wystarczy nam już jedna tragedia, ja nie chcę kolejnej. Odwiozę Cię do domu i dopilnuję, żebyś się nieco przespała. Będziesz potrzebować na później o wiele więcej sił. - w jego głosie pobrzmiewała wyraźna troska, a spojrzenie wyraźnie mówiło, że Evan nie przyjmie do wiadomości żadnej formy sprzeciwu.
Caylith - 2008-05-25, 20:23
:
Spojrzała na niego z miną jakby miała zamiar się wykłócać, ale była tak zmarnowana, że w końcu machnęła ręką.
- Mam tylko nadzieję, że nikt mojej dziecinki nie ukradnie spod parkingu - mruknęła - dobra, możesz pobawić się w mojego szofera, Evan, ale szczerze mówiąc wątpię, żeby udało ci się zmusić mnie do zaśnięcia... - westchnęła na koniec patrząc za siebie i dobitnie dając tym znać gdzie najchętniej by próbowała zasypiać, a raczej przy kim. W końcu odwróciła głowę wychodząc na chłodne nocne powietrze i mimo ciepłego dresu na ramionach obejmując się ramionami. - Prowadź do gabloty, facet.
Noise - 2008-05-25, 20:38
:
- Ty prowadź, nie wiem gdzie zaparkowałaś swoje auto. - uśmiechnął się i pokazał jej czubek języka. Starał się nieco rozładować napięcie i sprawić, by myślała o tym wszystkim jak najmniej. - Odwiozę Cię do domu Twoim autem, a potem wrócę taksówką.
Gdy dotarli do auta Evan rzekł - Give me the keys, please. - wyszczerzył się, jak to miał w zwyczaju, i gdy Ricky rzuciła mu kluczyki złapał je zręcznie jedną dłonią, odblokował zamek w aucie i otworzył drzwi dziewczynie. - Jak już się bawić w szofera, to na całego. - rzucił jeszcze zamykając za nią drzwi. Okrążył auto dookoła i zajął miejsce na fotelu kierowcy, po czym ruszył niebywale spokojnie i równie spokojnie jechał całą drogę - jak nie Ballmer.

:arrow: Dom Stauntonów
Derriuz - 2008-05-25, 21:42
:
Dave przycisnął Annę nieco bliżej do siebie w momencie, gdy zwrócił się do pielęgniarki.
- Excuse me, proszę pani, ale dopiero co się dowiedzieliśmy o tym co się stało i przyjechaliśmy najprędzej jak mogliśmy - rzekł, patrząc na pielęgniarkę z wyraźnym zmartwieniem na twarzy. Oddychał ustami. Brwi miał ściągnięte, potęgujący cały efekt zmartwionego i nieco przestraszonego chłopaka. Wyglądał w tej chwili na tak niewinnego i uczciwego zarazem, że nawet najpodlejszym stopiłoby się serce. Przynajmniej miał taką nadzieję.
- He's like an older brother to me and none of us could peacefully get to sleep without taking at least a very short peak at him. Mogłaby pani...? Just a short look, nie proszę o nic więcej... - uniósł lekko brwi z błagalnym spojrzeniem na twarzy. Po chwili dodał jeszcze...
- I want to make sure he's alright... - ...przyciszonym tonem, mając nadzieję, że pielęgniarka odpuści choć na moment.
Sygin - 2008-05-25, 21:52
:
Pokiwała głową dodając i swoje proszące spojrzenie do słów Dave'a.
- Tylko na chwilę. Just to make sure he is still with us...
KapitanOwsianka - 2008-05-25, 22:07
:
Nathan zabrał Linds na parking i oparł się o maskę swojego samochodu Straszna sprawa... powiedział smutno Nie potrafię sobie wyobrazić co go podkusiło do przejeżdżania na czerwonym. Wsiadaj, kochanie. Zabiorę Cię do domu.

Pielęgniarka zmierzyła ich przygaszonym wzrokiem Dzieci, on jest nieprzytomny... rozejrzała się po korytarzu. Było pusto, więc wreszcie otworzyła drzwi Ale szybko. Pięć minut to maks... powiedział i ruszyła w kierunku dyżurki.
Derriuz - 2008-05-25, 22:16
:
Dave uśmiechnął się słabo i pochylił lekko głowę w dziękczynnym geście.
- Thank you - szepnął i spojrzał na Annę, delikatnie pociągając ją w kierunku pokoju. Gdy znaleźli się w środku przeniósł spojrzenie z niej na Maxa. Stanął w bezruchu, wpatrując się w niego. Mogło to wyglądać jak wymiana myśli bez słów z nieprzytomnym człowiekiem, jakkolwiek niedorzecznie by to nie brzmiało. Patrzył na niego, jakby go rozumiał, cokolwiek miał do przekazania, a i miał wrażenie, że Max równie nawiązuje jakiś kontakt z nim. Wzdrygnął się gdy połapał się w jakie głupie myśli się wkręca. Tak czy inaczej Max wyglądał na nieziemsko spokojnego. Aż nienormalnie spokojnego. Dave na moment przymknął oczy, po czym spojrzał na Annę.
Eithel - 2008-05-25, 22:19
:
Lindsay kiwnęła głową i posłusznie wsiadła do samochodu, nie potrafiła znaleźć słów by opisać to wszystko. Jednocześnie wiedziała, że coś jest nie tak.. To było..
- It's soooooooo not Max.. soooooo not him. - wymamrotała pod nosem, po raz pierwszy wykazując się symptomami bardziej złożonego myślenia niż na poziomie blondynowatym - I mean.. he'd never risk his own life! - zaakcentowała mocno, opierając głowę o zagłówek w samochodzie - Zostaniesz ze mną dzisiaj? Proszę...
Sygin - 2008-05-25, 22:23
:
- Max... - wydała odgłos pośredni między piskiem a jękiem. Wysunęła się z ramion Dave'a i usiadła obok niego tak jak poprzednio dziewczyny. Wyciągnęła rękę i wahającym ruchem przegarnęła mu włosy. - Don't you dare leave us alone - powiedziała surowo ale słychać było drżenie w głosie. - Mamy przecież tyle rzeczy do obgadania jeszcze. I za parę nie zdążyłam cię objechać. Nie uciekniesz tak łatwo. Tak więc masz wracać - uśmiechnęła się przez łzy. Posiedziała chwilę i w końcu wstała szara na twarzy.
- Take me home Dave... he will be all right... but right now I can't stand seeing him like that. It hurts too much.
Derriuz - 2008-05-25, 22:34
:
- Of course he will - rzekł, nie odrywając wzroku od Maxa, jakby rozmowa bez słów się nie skończyła, albo jakby wyciągnął jakieś z niej wnioski. Podniósł w końcu wzrok na Annę i uśmiechnął się słabo, ale z pewnością i optymizmem. Podszedł do niej i objął ją w pasie, tak jak uprzednio to zrobił wprowadzając ją do szpitala i począł prowadzić do drzwi. Zamknął je za obojgiem i prowadził korytarzami, by w końcu dojść z nią do wyjścia.
Gdy wyszedł na parking poprawił odruchowo kurtkę, gdy nocny chłód uderzył w nich oboje. Doszedł do auta i otworzył jej drzwi pasażera. Gdy zamknął je za nią zerknął ostatni raz tej nocy na budynek szpitala i wlazł zaraz od strony kierowcy. Otworzył okno, wyciągnął papierosa i wetknął go sobie w usta, zerkając na Annę. Zapalił go i przekręcił kluczyk w stacyjce. Po chwili już wyjeżdżał na ulicę z papierosem w ustach, zerkając czasem na Annę. W pewnym momencie położył rękę na jej kolanie. Pogłaskał ją raz i drugi po nim, po czym zapuścił muzykę, o którą ci, którzy go znali, mogli jedynie podejrzewać.
Bobby McFerrin - Don't Worry Be Happy
KapitanOwsianka - 2008-05-26, 09:50
:
Nathan uśmiechnął się ciepło wsiadając do samochodu Pewnie, że z Tobą zostanę... powiedział zapuszczając silnik Nie martw się... To silny facet. Wyjdzie z tego, jak tylko będzie miał ochotę. dodał i wycofał samochód.

Przeniesienie akcji.
Caylith - 2008-05-26, 10:10
:
Popchnęła drzwi wejściowe do kliniki i wolnym krokiem weszła do budynku, przesuwając okulary z nosa na czubek głowy. Potem rozejrzała się z zagubieniem. Szare koła pod oczami świadczyły, że nie spała albo wcale albo bardzo krótko. Wyglądała jednak znacznie lepiej niż wczoraj - może dzięki temu, że tylko spał i żył. I była nadzieja że się obudzi. Ricky trzymała się tej nadziei kurczowo. Poza tym odpowiednimi kosmetykami mogła zamaskować prawie wszystko.. z wyjątkiem smutku na twarzy. Z kubkiem kawy ze Starbucks kołyszącym się w jednej ręce powoli ruszyła korytarzem zatrzymując się przed drzwiami pokoju Maxa. Odetchnęła głęboko i nieśmiało wsunęła głowę do środka.
KapitanOwsianka - 2008-05-26, 10:45
:
W pokoju było pusto. Widać któreś z rodziców, które przy nim było musiało wyjść do pracy, albo coś załatwić. Max wyglądał tak jakby spał, spokojnym, miarowym snem. Przez moment zdawało się nawet Erice, że poruszył się przez sen, ale po tej krótkiej chwili zdała sobie sprawę z tego, że leży dokładnie w takiej samej pozycji w jakiej leżał. Przykryty do piersi, z rękoma na pościeli i gdyby nie podrapana twarz i cały ten sprzęt medyczny wyglądałby normalnie.
Caylith - 2008-05-26, 11:05
:
- Hi honey... - powiedziała cicho rozejrzawszy się najpierw czujnie, czy jakieś nadgorliwe pielęgniarki nie pogonią jej stąd. Po czym weszła do pokoju, przysunęła sobie krzesełko i siadła obok niego. - Pomyślałam, że wpadnę do ciebie. Zresztą nie mogłam w domu wytrzymać. Ojciec zrobił mi Sajgon za to, że twój tato zadzwonił zamiast mnie, że tu byłam wczoraj. A ruda wiedźma śmiała się wrednie i tylko go podjudzała.
Westchnęła i dotknęła jego ręki patrząc na niego.
- Tak bym chciała, żebyś się obudził. Wtedy wszystko będzie już dobrze... now we have here one giant freak show. Everybody's not who they are. Dave wyglądał wczoraj jak luzacka śmierć, Linds miała rozmazany makijaż i potargane włosy, Anna ledwo się na nogach trzymała i Dave prawie, że ją niósł, a Evan w ogóle wyglądał jak trup. Co do mnie - uśmiechnęła się smętnie - nie będę mówić więcej poza tym, że mam dość beczenia na najbliższe pół roku.
Chwilę milczała a potem spuściła głowę.
- I miss you so much... - rozległ się jeszcze cichy szept. Potem Ricky już nic nie mówiła patrząc tylko na niego z zamyśleniem na twarzy i delikatnie gładząc jego dłoń.
KapitanOwsianka - 2008-05-26, 11:55
:
Za drzwiami usłyszała kroki dwóch par butów. Lekarz wraz ze starszym Parkerem stanęli koło uchylonych drzwi.
- Max gra w koszykówkę, tak? Moja córka jest cheerleaderką, więc bywam na większości meczy. Muszę przyznać, że chłopak ma talent.
- Dziękuję panie doktorze...
- Sam... Proszę mi mówić po imieniu. Właśnie o tym chciałem pogadać. Max ma poważnie uszkodzone lewe ramię. Powrót do pełnej sprawności może mu zająć dużo czasu. I nie wiadomo czy będzie w stanie grać dalej w kosza.
głos był poważny, więc Erica mogła stwierdzić, że to nie są jakieś głupie żarty. - Przykro mi... Mamy dobry oddział rehabilitacji, jeśli będzie chciał walczyć, to poradzi sobie.
Caylith - 2008-05-26, 12:12
:
Odwróciła lekko głowę słysząc stukot butów a potem zaczęła słuchać rozmowy. W miarę kolejnych słów źrenice coraz bardziej jej się rozszerzały ze strachu. Na koniec Erica zagryzła wargi i zacisnęła oczy. Palce obejmujące do tej pory delikatnie dłoń Maxa zacisnęły się mocniej.
Z obłędnego kręgu nieszczęśliwych myśli wyrwała Ricky wibracja dochodząca z torebki - była na tyle przytomna by wyłączyć dźwięki komórki zanim weszła do szpitala. Otworzyła oczy i sięgnęła wolną ręką do torby po telefon po czym odczytała smsa. Brwi podjechały do góry.
- She obviously doesn't know... - zamruczała cicho a potem prędko wystukała smsa jedną ręką.
KapitanOwsianka - 2008-05-27, 11:17
:
Drzwi do pokoju otworzyły się szerzej i wszedł James. Oh... Ricky. Już tutaj? zapytał podchodząc do łóżka i poprawiając trochę pościel. Jak się czujesz? zapytał siadając w drugim fotelu. Na stoliku stała jego kawa i bułka.
Caylith - 2008-05-27, 11:25
:
Schowała telefon i uśmiechnęła sie lekko do niego.
- Dzień dobry. Bywało lepiej, ale... - przeniosła wzrok na Maxa - ale będzie lepiej.
Ścisnęła lekko jego palce wahając się czy zapytać. W końcu nie wytrzymała.
- Niechcący usłyszałam to co lekarz mówił. Czy to prawda... I mean... is there any chance he may be wrong?

KapitanOwsianka - 2008-05-27, 12:07
:
James już chciał powiedzieć, że wszystko będzie w porządku, nawet otworzył usta, ale zrezygnował. Za to westchnął głęboko. Nie wiadomo. Jeśli będzie chciał wyjść z tego to wyjdzie... Ale musi podjąć rehabilitację. But, hey... He is tough. I nie odpuszcza. Czasem mu się nie chce, ale kiedy chce, to walczy do końca.
Caylith - 2008-05-27, 12:36
:
Uśmiechnęła się ciepło ponownie, ale na czole pojawiła się zmarszczka strapienia.
- He's tough... I've noticed. I kocha kosza. Myślę, że będzie chciał z tego wyjść choćby po to by zauważyć zachwyt w oczach fanek po kolejnym koszu za trzy punkty - w oczach zamigotały na moment psotne iskierki ale dość szybko zgasły. Ricky nie miała powodu by się cieszyć, skoro jej facet był ciągle nieprzytomny.
- Pan tu siedział całą noc? Jeśli pan chce mogę zostać przy nim a pan się trochę prześpi. - zaproponowała spokojne. I tak zresztą nie miała ani ochoty na robienie czego innego ani serca by za coś się na porządnie zabrać.
KapitanOwsianka - 2008-05-27, 12:56
:
Uśmiechnął się Trochę spałem... Mają tutaj całkiem wygodne fotele. zażartował i spojrzał na Maxa Max musi być kimś ważnym dla Ciebie. To miłe... Nie pamiętam, by był ważny dla jakiejkolwiek innej dziewczyny. powiedział ciepło. Pamiętam doskonale, kiedy Kirsten przyniosła go do domu. Spojrzał na mnie i złapał mój palec całą swoją rączką. Taką maleńką. Wtedy poczułem, że jestem ojcem. oparł się wygodnie w fotelu.
Caylith - 2008-05-27, 13:14
:
- Nie "musiał". Jest. A ja jestem ważna dla niego... przynajmniej z tego co zauważyłam i z tego co mówił. No i nadal jesteśmy ze sobą więc jednak coś w tym musi być poza zwykłym "fooling 'round with a chick" - zamyśliła się - Ważna osoba staje się jeszcze ważniejsza dopiero wtedy kiedy jesteś blisko straty jej - dodała cicho. Potem spojrzała na ojca Maxa z ciekawością.
- I can't imagine him as a kid. Chociaż pewnie biegał po plaży i ciągnął małe dziewczynki za warkoczyki - to ogólnie znana forma zwracania na siebie uwagi jak się jest dzieckiem. Anna chyba jest w stanie sobie to wyobrazić. W końcu oni i Lily Golightly wychowywali sie razem... słyszałam coś o kąpielach w baseniku albo fontannie publicznej... i chyba nie było to wspomnienie, którym Max się chętnie dzieli. Chyb go to zawstydza. - zaśmiała się cicho. Ojciec Parkera był całkiem inny niż jej ojciec. Mniej... sztywny. Zaczynała go lubić.
KapitanOwsianka - 2008-05-27, 15:01
:
O tak... Max jako dziecko to bardzo zawstydzający temat. Może dlatego, że jego matka uwielbia pokazywać jego zdjęcia z kąpieli, jak był malutki. powiedział z uśmiechem Ale nie ma nic bardziej zawstydzającego dla niego, jak jego staruszkowie. roześmiał się.
Caylith - 2008-05-27, 16:40
:
- Nie widziałam takich zdjęć... nagle moje życie straciło sens. - zachichotała - Myśli pan, że będę jeszcze miała okazję obejrzeć to dzieło sztuki? - uśmiechnęła się do ojca Maxa. Po chwili ponownie poczuła wibracje telefonu. - Przepraszam... - powiedziała wyciągając komórkę i odczytując smsa - Vanessa... - mruknęła i szybko odstukała odpowiedź. Wrzuciła telefon do torby. - I czy jeśli dopadnę takiego zdjęcia to Max bardzo się obrazi jak umieszczę je na pulpicie komputera? - widać było że żartuje i że powoli wraca do siebie po wydarzeniach ostatniej nocy. Nadal jednak trzymała jego dłoń jakby czerpiąc siłę i odrobinę nadziei z tego kontaktu.
KapitanOwsianka - 2008-05-27, 21:34
:
Przeniesienie akcji.
Noise - 2008-05-28, 18:11
:
Na szpitalnym korytarzu pojawił się Evan. Jego wygląd jednoznacznie mówił, w jakim stanie psychicznym i fizycznym znajdował się chłopak. Evan stanął przy szybie i patrzył nieprzerwanie na Maxa leżącego na szpitalnym łóżku, a w jego umyśle raz za razem pojawiały się obrazy z tamtego pamiętnego wieczoru...
Ofelia - 2008-05-29, 14:24
:
Vann zaparkowała samochód. Następnie wysiadła. Klapnęła sobie na masce i napisała do Ricky sms'a o treśći "Czekać przed czy spróbować Cię odnaleźć? ; )". Schowała komórkę do kieszeni szortów i zaczęła gwizdać.
Caylith - 2008-05-29, 14:44
:
Z przyjemnej konwersacji z ojcem Maxa wyrwał Ericę kolejny sms. Odczytała go a potem spojrzała na rozmówcę.
- Koleżanka chce mnie koniecznie wyciągnąć na świeże powietrze. Chyba jej posłucham i spróbuję podładować baterie - energia będzie mi potrzebna jeśli ten tu - kiwnęła głową na Maxa - zamierza nadal testować nas pod względem wytrzymałości jeśli chodzi o czekanie aż się zbudzi. Ma pan mój numer prawda? Please call if anything changed with him.
Wstała z westchnieniem i pochyliła się nad Maxem.
- Come on, sleepy head... wake up. I will go now but I'll be back - pocałowała go lekko w policzek i na moment przytuliła swoją twarz do jego twarzy. - Wake up babe, and I promise you that you will be pleasently surprised when you see my surprise for you. - zamruczała cichutko do jego ucha tak, żeby jego ojciec nie słyszał.Wyprostowała się w końcu a potem lekko uśmiechnęła do ojca Maxa.
- Do zobaczenia.
Wyszła i zaraz za drzwiami niemal zderzyła się z Evanem.
- Oooo... wchodzisz? Bo jak nie to ja właśnie idę spotkać się z Vanessą więc jakby co to możesz iść z nami. - popatrzyła na ruinę która wcześniej była Evanem - przydałoby ci się wyjście na moment - poklepała go po klacie z wyrazem współczucia na twarzy.
Noise - 2008-05-29, 15:49
:
- Nie... - powiedział nieco zamyślony cały czas wpatrując się w Maxa, lecz po chwili otrząsnął się i ciągnął już nieco przytomniejszym tonem - Właściwie to sterczę tu już od kilkudziesięciu minut. - spojrzał tym swoim pustym wzrokiem na jej dłoń, która klepnęła go w klatkę piersiową i patrzył w to miejsce zezując lekko jeszcze przez chwilę, po czym rzekł głosem, który przywodził na myśl zepsuty, zgrzytający mechanizm zegarka. - Let's go. Nie powinno się pozwalać kobiecie czekać. Poza tym Vann to moja dziewczyna.
Caylith - 2008-05-29, 15:57
:
Było z nim źle na oko Erici i wcale się nie poprawiało. Tylko nie mogła zrozumieć co go tak przygniotło. Przecież Max musi się tylko obudzić? Zostawiła jednak rozmyślania na później.
- We've got you get out of here... come on...
Odwróciła go w miejscu i pociągnęła na zewnątrz prawie popychając. Od razu zauważyła świstająca Vanessę obok samochodu i tam pokierowała Evana.
- Vann! - machnęła do niej ręką podchodząc.
Ofelia - 2008-05-29, 21:00
:
Odmachała Rickowi i uśmiechnęła się szeroko.
-Przepraszam, ale nie mogłam tam wejść. Nawet nie wiem, gdzie Max leży, nie znalazłabym was i... no sama wiesz.- powiedziała, gdy Ricky była już przy niej i wzruszyła nerwowo ramionami. -Jak Max? Coś lepiej? I...- miała jeszcze spytać co sie dokładnie stało, ale stwierdziła, że to nienajlepszy moment.
Caylith - 2008-05-29, 22:30
:
Uśmiechnęła się do niej lekko.
- Zagrożenie minęło. Jedyne co mu teraz jest to to, że nie chce się obudzić. Poza tym, prawie wszystko gra. Lekarze mówią, że jest silny i się wygrzebie. A ja im postanowiłam wierzyć. - powiedziała spokojnie, starannie ukrywając, że ta wiara podszyta jest jednak strachem. - On nie chce - wskazała palcem na Evana - więc weź mu coś powiedz. Mnie nie słucha ale własnej dziewczyny powinien posłuchać. Szczególnie, że dzięki niemu pomoc lekarska została udzielona wyjątkowo szybko. - uśmiechnęła się do Evana. Nie było wątpliwości, że już się nie kłócą.
Ofelia - 2008-05-30, 14:42
:
-To dobrze.- powiedziała wesołym głosem i oduśmiechnęła się. -I wiesz Rick? Jestem z ciebie dumna. Trzymasz się. Myślałam, że zobaczę zupełnie co innego. - przeniosła wzrok na Evana. -Ale ty?- mruknęła -Wyglądasz jakby przejechało po tobie stado rozwcieczonych rolników na traktorach.- nie żartowała. Nawet się nie uśmiechała. Po prsotu było to pierwsze porównanie jakie przyszło jej do głowy. -No. Widzisz? Gdyby nie ty, pewnie nie byłoby dobrze. Nie możesz się tak martwić.- poklepała go po głowie.
Caylith - 2008-05-30, 17:17
:
- To w takim razie ciesz się, że nie widziałaś mnie w nocy. - mruknęła - słuchaj, masz jakieś plany gdzie nas wyrwać? Zakładam, babe, że masz bo ja w ogóle nie mam pomysłów. - oparła się o swój samochód i od niechcenia zaczęła bawić jadeitem. - a jeśli masz to wynieśmy się stąd... przynajmniej na parę minut. Nawet wypić jakąś kawę albo zjeść cokolwiek. Mnie się to na pewno przyda a jemu to już na 100% - uśmiechnęła się lekko.
Noise - 2008-05-30, 17:39
:
Evan podszedł do Vann i pocałował ją lekko w usta na powitanie. Nie uśmiechał się, był ponury i mówił niewiele. Jednym słowem chłopak po prostu nie był sobą. - Macie rację, powinniśmy gdzieś iść, bo inaczej za chwilę zwariuję. I przestańcie cały czas powtarzać, że gdyby nie ja, to Max nie miałby tyle szczęścia, bo już mnie to doprowadza do furii. - widać było, że chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w końcu ugryzł się w język i nie powiedział nic. Milczał chwilę, po czym dodał już spokojniejszym tonem - Nie zrobiłem niczego nadzwyczajnego.
Ofelia - 2008-05-30, 19:28
:
-Taaa... Na początku stwierdziłam, że najlepiej was upić, ale to nie był dobry pomysł. Więc doszłam do wniosku, że pójdziemy na kawę i zjemy dużo ciastek. Przynajmniej ja zjem dużo. Bo on dziś nie wygląda na głodnego.- wskazała palcem na Evana i uśmiechnęła się lekko.
-I nie marudź, ludzie chcą cie pocieszyć, a ty zaraz o furii. Niedługo...- tu zrobiła krótką przerwę. Stwierdziła, że dalsza część przemowy nie jest zbyt miła, tak więc się powstrzymała od kończenia. -Okej, nieważne. Idziemy/jedziemy?
Caylith - 2008-05-30, 20:09
:
- Proponuję knajpkę na molo... mają tam dobre rzeczy. - oświadczyła spokojnym tonem. Nie chciała brać udziału lub być świadkiem kłótni. Tego miała aż nadto ostatnimi czasy. - Whenever you're ready, guys... - dodała, ruszając do swego samochodu.
Ofelia - 2008-05-30, 21:01
:
-Chodź Ballmer, najemy się ciasta.- uśmiechnęła się lekko i pomiziała go palcem po nosku. Jednak nie kontynuowała zbyt długo tej czynności, chyba bała się jego furii. -Tak więc... zobaczymy się na miejscu.- pomachała mu łapką na pożegnanie i skierowała się do swojego samochodu. I podejrzewam, że pojechali.

A teraz pierwszy raz zrobię przeniesienie akcji :mrgreen: powinniśmy jakoś uczcić tę chwilę.
Caylith - 2008-05-31, 11:02
:
Kończąc ostatnie z rodzynek w czekoladzie weszła do kliniki. Faktycznie takie wyjście i pogadanie z koleżanką było jej bardzo potrzebne. Baterie się naładowały. Co nie zmieniało faktu, że myśli ciągle krążyły jej wokół Maxa więc zrozumiałym się wydaje, że zamiast pojechać do domu odruchowo skręciła do Health Clinic. Teraz raźnym krokiem będąc przekonana, że wszystko będzie dobrze, Max się obudzi, wyjaśnią tę głupią kłótnię i znowu będzie jak wcześniej, ruszyła korytarzem w stronę jego pokoju dyndając małą torebką z której wystawał puchaty łebek misia z napisem na brzuszku "Get well soon" rodem z gift shopu.
KapitanOwsianka - 2008-05-31, 11:11
:
W pokoju Maxa tym razem siedziała Kirsten, Cooper stał przy szybie i przyglądał się ponuro, z założonymi rękoma. Erica musiała przyznać, że był niesamowicie podobny do Maxa w zachowaniu, ruchach, pozycji w jakiej stawał i sposobie zakładania rąk. Wypisz wymaluj Max za jakieś piętnaście lat.
Caylith - 2008-05-31, 11:14
:
Nie miała nic przeciwko temu, żeby Max wyglądał za 15 lat tak jak jego wuj. Cooper był bez wątpienia facetem, który mógł się podobać... tyle, że dla Ricky był za stary. No i wolała jego młodszą wersję, do której właśnie przyszła. Kto mógł zresztą powiedzieć czy za 15 lat będą nadal razem... wolała się skupić na tu i teraz.
- Dobry wieczór - uśmiechnęła się do obecnych - Pomyślałam, że wpadnę i sprawdzę jak się Max miewa. I przyniosę jakiś pozytywny poprawiacz nastroju. - wyciągnęła misia.
Dopiero teraz zauważyła średnio pogodne miny.
- Czy... coś się stało? - zapytała ze strachem patrząc to na wuja Maxa to na jego siostrę i zaciskając odruchowo palce na maskotce. Wzrok od razu przeskoczył na Parkera na łóżku.
KapitanOwsianka - 2008-05-31, 12:06
:
Nie... Wszystko w porządku, o tyle o ile można tak powiedzieć, kiedy chłopak wjeżdża pod ciężarówkę, niedługo po tym jak ojciec wyciąga go z aresztu. Kirsten odpowiedziała dość ostro, ale był to wynik stresu i żalu wywołanego wypadkiem Maxa.
Nie mniej Erica przez moment poczuła się tak jakby Kirsten ją obwiniała za wszystko.
Kiki... Daj spokój... powiedział Cooper i odwrócił się od okna. To przecież nie jej wina, prędzej moja, na za dużo mu pozwalałem. No i przecież ja mu dałem tę nieszczęsną Impalę.
Caylith - 2008-05-31, 15:21
:
Uśmiech zniknął z jej twarzy jak zdmuchnięty. Cofnęła się o krok, nie rozumiejąc czemu ją Kirsten atakuje. Wzięła się jednak w garść.
- Nie wiem dlaczego to zrobił - powiedziała cicho Ricky podchodząc bliżej i sadzając misia na stoliku obok łóżka. - It was stupid, completely stupid accident. I nie jest niczyją winą. - delikatnie dotknęła policzka Maxa z taką czułością, że równie dobrze mógłby to być całus. - Ale proszę mi wierzyć... gdybym miała możliwość chętnie bym zajęła jego miejsce. Ale nie mogę. Jedyne co mogę to wierzyć, że dojdzie do siebie.
Milczała chwilę patrząc na nieprzytomnego z tęsknotą i prośbą w oczach - prawdopodobnie o to by się obudził wreszcie. Potem spojrzała na surową twarzy Kirsten i ponurego Coopera. To nie było miejsce dla niej w tym momencie.
- I didn't mean to disturb - dodała jeszcze z westchnieniem - I... I will go. I'm sorry...
KapitanOwsianka - 2008-05-31, 18:23
:
Cooper pokiwał głową na znak, że to dobry pomysł, a potem przyklęknął koło Kirsten, która nie odpowiedziała nic na słowa Erici, nie zatrzymywała jej, nie przyznała racji. Nawet nie odprowadziła wzrokiem, kiedy dziewczyna wychodziła.
Caylith - 2008-05-31, 18:29
:
Wyszła niemal na palcach i ruszyła korytarzem przez klinikę i na parking. Tam siadła w samochodzie za kierownicą po prostu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Szlag trafił dobry humor jakiego zdołała nabrać przez te kilka godzin. W końcu zrobiła jedyną rzecz jaka jej przyszła do głowy. Postanowiła "uciec" tam gdzie zwykle. Samochód ruszył z piskiem opon spod parkingu w ściśle określonym kierunku.
KapitanOwsianka - 2008-06-01, 21:29
:
Rachel po cichu weszła do pokoju Maxa, który, akurat teraz nie miał gości. Stanęła przy łóżku, a po chwili wahania przysiadła się na jego brzeżku. Wzięła dłoń Maxa ze zdrowej ręki w swoje małe, przy jego łapie, dłonie i spojrzała na niego smutno. Ona Cię kocha... Pytanie, czy Ty kochasz ją... szepnęła cicho i pocałowała jego dłoń.

Powieki Maxa zadrgały, wargi poruszyły się w niemym słowie. Wreszcie przekręcił pół przytomny głowę w kierunku rudej dziewczyny i otworzył oczy. Rach? zapytał zaskoczony.

... Co jednak, jeśli ukochaną osobę tracimy nie w wypadku, ale przez inną osobę, której zaczęliśmy ufać i którą powoli zaczynamy darzyć przyjaźnią?

Żadne z dwójki nie widziało, że przez okno przyglądała im się Linds.
The End

Spokojna melodyjka

Executive producer:
Captain Oats

Directed by:
Umiar Kukazoo


Script by:

The O.C.: Popularity

Cameras:
Lost Library
KapitanOwsianka - 2008-08-09, 20:50
:
Max siedział na stole na izbie przyjęć. Lekarka właśnie skończyła badać jego, kontuzjowane ramię. Wyjdziesz z tego. Ale koniec z koszykówką. To jest w tym sezonie już nie pograsz.
Max kiwnął głową i przeczesał włosy. Jak popracujesz nad rekonwalescencją to powinieneś być w pełni sił akurat na początek następnego sezonu.
Uśmiechnęła się ciepło Ja też kibicuję wam. puściła mu konfidencjonalne oczko, po czym ruszyła do innych chorych.
Max zsunął się ze stołu i podszedł do swoich rodziców.

Przeniesienie akcji.
KapitanOwsianka - 2008-08-28, 17:54
:
Max i Erica stanęli przed szybą do jednego ze szpitalnych pokoi. W środku leżała blada jak ściana dziewczyna w wieku może czternastu lat z chustką na głowie. Oczy miała podkrążone i wyglądała na bardzo zmęczoną.
To jest Jess... Ma piętnaście lat. Cierpi na białaczkę, na tyle późno wykrytą, że lekarze nie dają jej szans. mówił spokojnie i cicho Więcej, może zostało jej parę godzin życia. spojrzał na Ericę. Poznaliśmy się, kiedy chodziłem na rehabilitację, niedługo po wypadku. Then I was in pretty dark place... Ona pomogła mi się z niego wyrwać. westchnął Nigdy nie miała chłopaka, jej jedynym marzeniem było przeżyć romans, taki z listami, trzymaniem się za ręce i mówieniem różnych głupot. uśmiechnął się ciepło i zalotnie przewrócił oczami, ale zaraz jego uśmiech zrzedł. Prosiła też bym nikomu nie mówił. To jest Twoja rywalka, z którą Cię zdradzałem. ostatnie słowo zaakcentował tak jakby to był jakiś mroczny i ponury żart. Na chwilę zapadła cisza, Max patrzył w szybę na dziewczynę, obejmując się ramionami, tak jakby mu było zimno. Żałuję, że Ci o tym nie powiedziałem...
Caylith - 2008-08-28, 18:06
:
Zrobiło jej się bardzo ciężko gdy tak patrzyła na Jess. Tą Jess z listu która jej tak napsuła krwi. Więc o to chodziło cały czas. Ricky miała ochotę kląć na czym świat stoi ale powstrzymała się ze względu na miejsce. Pokiwała głową.
- I know she's not, you fool - powiedziała zupełnie bez złości. - Dlatego nie czytałam tego co było w kopercie. The matter of trust but not the matter of.. nie ważne. Ale i tak było ciężko. W końcu gdy powiedział to ostatnie zdanie westchnęła z ulgą.
- I to było wszystko co trzeba było zrobić. Powiedzieć. Ja nie gryzę... - nieco niepewnie, nie wiedząc czy jej nie odtrąci, przysunęła się i objęła go ramieniem - A ja żałuję za ten wcześniejszy wybuch. Przeprosiny przyjęte i zapomniane. - dodała cicho.
KapitanOwsianka - 2008-08-28, 18:13
:
Wstrząsnął nim śmiech, a potem uwolnił się z jej objęcia Yeah... Powinnaś już iść... powiedział ponuro, a potem podszedł do drzwi, nie odwracając się nawet. Otworzył je i rzuciwszy jeszcze przelotne spojrzenie Erice wszedł do środka.

Kamera powoli odjechała wydłużając korytarz za dziewczyną i zostawiając ją całkiem samą ze swym smutkiem i żalem..

Przeniesienie akcji.
KapitanOwsianka - 2008-08-31, 19:09
:
... Choć chcieli by wszystko dobrze się skończyło...

Max siedział przy łóżku Jess i trzymał ją za rękę. Dziewczyna już nie miała wiele siły, ale uśmiechała się. Wreszcie posłała Maxowi ostatni uśmiech i zamknęła oczy. Jej pierś przestała się unosić. Parker zagryzł dolną wargę i pojedyncza łza spłynęła po jego policzku...

Ciąg dalszy w Chacie Evana