"Mare z Easttown" - piąty odcinek w końcu dźwignął moje zaufanie z poziomu "bardzo dobre, ale oglądam bez emocji", do poziomu "bardzo dobre, wow, co będzie w następnym odcinku". Nie chcę spoilerować, więc nie napiszę więcej.
"Miasto na Wzgórzu" - drugi sezon okazał się trochę nierówny i raczej słabszy od pierwszego. Intryga jakaś bez temperatury. Serial stoi na obsadzie, w szczególności na charyzmie Kevina Bacona, który świetnie wypadł w jednej z głównych ról. Może w trzecim sezonie fabuła nabierze rumieńców, bo chętnie pooglądałbym ten serial właśnie dla Bacona. Sam nie wiem, serial ma dobrych scenarzystów i showrunnera. Do tego producentami wykonawczymi są Matt Damon i Ben Affleck, a więc obydwaj mają jakiś solidny background z Bostonu w latach 80-tych. Szczególnie Affleck, który zrobił wcześniej bardzo dobre "Miasto złodziei". Tymczasem serial nie za bardzo wie, w którym kierunku pójść. Czy w kwestie rasowe, czy w irlandzkie gangi, czy w co jeszcze. Zwłaszcza że połączenie tych elementów wypada średnio i nie ma co tego drążyć na dłuższą metę w taki sposób, bo to i tak historia, która nie kończy się dobrze i trwa do dziś. Co tu można powiedzieć nowego z perspektywy lat 90-tych? Na razie nic. Liczyłem na więcej, może czegoś w stylu "Miasta złodziei", zwłaszcza przy takim duecie bohaterów: skorumpowany agent FBI i ambitny czarnoskóry prokurator. https://www.youtube.com/watch?v=ohOp3xiJOuE https://www.youtube.com/watch?v=F6xHCwue0qs
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"The Nevers" - finał pierwszego sezonu. Ha! Oglądanie dziadowskich produkcji Whedona miało swój urok, czy chodziło o "Firefly", czy "Dollhouse". W przypadku "The Nevers" widać, jak Whedon odgrzał swój pomysł z "Dollhouse", ale nie będę spoilerował. Jednak moim zdaniem zrobił to dobrze, kreatywnie i z korzyścią dla serii. Choć nie wiem, jak to przyjęli widzowie. Mnie się podobało. Finał pierwszego sezonu jest bowiem bardzo zaskakujący. Już od pierwszych scen i wielkiego WTF. A potem jest tylko lepiej. Jednak już w pierwszym rozdziale odcinka wyjaśnia się niemal wszystko. Dalej są tylko konsekwencje. Porównywanie tego serialu do wariacji na temat X-menów stało się mocno naciągane. Bardzo dobry serial, liczę na kontynuację, ponieważ finałowy odcinek pierwszego sezonu tak uroczo odpowiedział na wiele pytań, ale nie na wszystkie. Zastanawiam się jednak, czy właśnie wyjaśnieniem z pierwszego rozdziału nie podłożono świni drugiemu sezonowi. Może być trudno zaskoczyć widzów czymś nowym. A jeśli scenarzyści pójdą tropem zaskoczeń, to o przedobrzenie jest bardzo łatwo. Już obstawiam, że ewentualny drugi sezon może być słabszy.
Reasumując, Whedon z "The Nevers" spisał się bardzo dobrze. To chyba jego najlepsza produkcja ever.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Ma być 12 odcinków w 2 transzach po 6 (finał dziś będę oglądać).
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
"Staged" sezon drugi, finał serialu (bo chyba nie ma sensu już go ciągnąć). Drugi sezon równie dobry, jak pierwszy, choć pierwszy miał w sobie więcej uroku i fajną dramatyczną nutę (motyw z sąsiadką Michaela). W drugim sezonie okazuje się, że sezon pierwszy stał się tak dużym sukcesem, że Amerykanie chcą nakręcić swoją wersję. Problem w tym, że... Michael Sheen i David Tennant bardzo fajnie ograli się w tym serialu, uroczo i zabawnie. Do tego ich żony i gościnne występy gwiazd przeróżnych (odcinek z Phoebe Waller-Bridge i Cate Blanchett prześmiałem od momentu ich pojawienia się na ekranie). Jeśli ktoś nie oglądał, a lubi tego typu humor, w którym artyści grają jakieś wersje samych siebie - ten serial to mus. Pierwszy sezon to 6 odcinków, drugi 8 i nie są długie. Choć już w drugim widać, że koncept się wyczerpuje - bo i lockdown stracił swoją moc. Ale serial stoi na tych dwóch panach i dla nich się go ogląda. Akcji w nim nie ma - obydwaj siedzą na Zoomie i gadają, plus gościnne występy ich żon i różnych gwiazd. Ale mnie poprawiał humor za każdym razem, gdy go włączałem.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"DOTA: Dragon's Blood" - krótki pierwszy sezon jest na Netflixie. W grę nie grałem, ale nie miałem poczucia, że czegoś nie łapię, jeśli chodzi o fabułę. Ta się ciekawie komplikowała i w końcu doszło do tego, że miałem w pompie głównego bohatera, a zaciekawił mnie kto inny. Ostatnia scena z pytaniem "Czy mnie kochasz?" była niezła. Nie jestem fanem animacji, zasadniczo, więc nie oceniam warstwy wizualnej. Generalnie fajnie się oglądało. https://www.youtube.com/watch?v=F0evM-hBlcI
A propos nie bycia fanem animacji, teraz zacząłem oglądać czwarty, ostatni sezon "Castlevanii". Fajny. Ale dawkuję sobie po odcinku dziennie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Pora podsumować 6 sezon Line of Duty. Nie zawyżałem sobie poprzeczki oczekiwań, arcymistrzowski poziom pierwszych sezonów nie miał prawa się powtórzyć, dlatego bawiłem się dobrze. Nie ma bata, po kilku sezonach człowiek zna już wszystkie triki scenarzystów, trudniej im było mnie zaskoczyć, choć trzeba przyznać, że mimo pewnej powtarzalności schematów, starali się utrzymywać widza w niepewności. Aktorzy robią swoje, tu też trudno o zaskoczenia, ale twórcom udaje się zawsze wstawić postać, która ma wyjątkową zdolność wkurwiania widza – z satysfakcją wyprułoby się jej flaki nożem do skrobania ryb.
Przyjemnie było do serialu wrócić, jednak w kontekście prawie pewnej kontynuacji (mówi się, że olbrzymi sukces komercyjny na Wyspach wymusi dalsze kręcenie) mam obawy, że z tematu wyciśnięto już wszystko, co się dało.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Klangor. Dobry, mroczny, gęsta atmosfera. Bardziej dramat, niż kryminał. Znaczy, kryminał, jak najbardziej, ale dla mnie dramat wyłazi zdecydowanie na pierwsze miejsce. Są emocje. Dobrze zagrany.
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Polecam superbohaterski serial animowany Invincible na Amazon Prime. Emocjonowal mnie podobnie mocno, jak The Boys. Stanowi emanacje dosc swiezego nurtu, gdzie supki prowadzą tez zwykle zycie rodzinne, ktore musza godzic z fuchą bohatera (patrz - Superman & Lois - rowniez spoko).
Potem zapuscilem czwarty sezon Castlevanii. Będąc jednak wciaz pod wrazeniem Niezwyciezonego, nie umialem sie nim poczatkowo emocjonowac. Dopiero gdzies od polowy, czyli walki z Carmillą, chwycił. Choreografia tej potyczki, jak i walki w zamku Draculi, są chyba najlepsze, jakie w ostatnich latach widzialem.
Polecam superbohaterski serial animowany Invincible na Amazon Prime.
Emocjonowal mnie podobnie mocno, jak The Boys.
1. Wespół z Uzurpatorem Augustusem polecamy go od dłuższego czasu
2. A mnie nie, aczkolwiek "Niezwyciężony" zaskakująco pięknie się rozkręcił, oczywiście za wyjątkiem "zła koniecznego", czyli życia uczuciowego miękkiej kluchy
Fabularne pierdolnięcie robi wrażenie! Trochę mi zapachniało "Końcem dzieciństwa" A. Clarke'a Niecierpliwie czekam na drugi sezon!
Pozwolę sobie powtórzyć, iż Amazon jest najlepszym miejscem na fantastykę!
Pora podsumować 6 sezon Line of Duty. Nie zawyżałem sobie poprzeczki oczekiwań, arcymistrzowski poziom pierwszych sezonów nie miał prawa się powtórzyć, dlatego bawiłem się dobrze.
Nie ma bata, po kilku sezonach człowiek zna już wszystkie triki scenarzystów, trudniej im było mnie zaskoczyć, choć trzeba przyznać, że mimo pewnej powtarzalności schematów, starali się utrzymywać widza w niepewności.
Przyjemnie było do serialu wrócić, jednak w kontekście prawie pewnej kontynuacji (mówi się, że olbrzymi sukces komercyjny na Wyspach wymusi dalsze kręcenie) mam obawy, że z tematu wyciśnięto już wszystko, co się dało.
1. Bad true.
2. Naciągania było za dużo i trudno przymknąć oko na rozliczne "głupotki".
3. Z tematu wyciśnięto wszystko z chwilą wyjaśnienia sprawy L. Denton. Tam intryga była mistrzowska. Dalsze sezony to już "jazda na autopilocie" wymagająca "zawieszania coraz większych kołków niewiary"
Kontynuacja jest pewna, wszakoż nawet Brytyjczycy nie utrącą serialu bijącego rekordy popularności.
Przy okazji polecam "Doktora Martina" - jest to brytyjski serial obyczajowo-komediowy który zapewnia wiele fajnej zabawy
"Mare z Easttown" - ten serial długo mnie do siebie przekonywał, głównie dlatego, że jak ognia unikam fabuł "zbrodnia w małym miasteczku pełnym nieciekawych ludzi skrywających swoje tajemnice". Dla Kate Winslet wytrwałem i nie żałuję. Kiedy fabuła już się rozwinie - widać, jak interesująco jest skonstruowana. To żaden przełom, ale zawsze warto docenić wykonanie na najwyższym poziomie. Zwłaszcza kiedy z czasem zaczyna także emocjonować. W trakcie wczorajszego, szóstego odcinka, w scenie z wanną nawet moja opanowana małżonka poderwała się cała w nerwach. A, na pierwszy rzut oka, może i nic ciekawego (choć jednocześnie jest dramatycznie). Jednak patrząc na rozwój jednej postaci, który doprowadził do tego momentu, miało to dla mnie moc i było wiarygodne.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
"Friends: The Reunion" - obejrzałem ten "odcinek" specjalny i okazał się być dokładnie tym, czym miał być i czym ja oczekiwałem, że będzie. Kopalnią nostalgii dla aktorów, twórców i widzów. Komercyjnie - zapewne "podbiciem" tej nostalgii, aby HBO mogło "podgrzać" zainteresowanie dawno zakończonym serialem. Dlatego dziwią mnie negatywne opinie, czy narzekania w kilku serwisach, które "przerzuciłem" po obejrzeniu programu. Narzekano tam, że program ten jest tylko nostalgicznym powrotem i nic z tego nie wynika. Nie rozumiem, co miałoby wyniknąć? Dokręcenie kolejnych odcinków? Nikt tego nie obiecywał, a przez lata odżegnywali się od tego pomysłu twórcy a za nimi aktorzy. I bardzo dobrze, bo to byłby zły pomysł, idealny na zabicie legendy. Choć kilku serialom udało się wrócić na krótko lub dłużej ("Will & Grace") to w zasadzie powroty te szału nie zrobiły. Niektóre były klapą ("Murphy Brown").
W niektórych mejnstrimowych mediach w Polsce również powtarzano te "rozczarowane" melodie. Ale tu się raczej nie dziwię. Ponieważ wcześniej dominowała w nich całkowicie fantastyczna, oderwana od rzeczywistości narracja o nowym odcinku. Tumanizm wrodzony lub przyjęta z góry polityka odnośnie tego, jak zostanie potraktowany program, który jeszcze nie został wyemitowany. Zwłaszcza że takie reuniony to w praktyce amerykańskiej rozrywce, czy telewizji nic nowego. Miał go "Bajer z Bel Air", w którymś sezonie "Curb Your Enthusiasm" pojawiła się cała obsada "Seinfelda" a motywem przewodnim sezonu był "reunion" "Seinfelda", co skończyło się w typowy dla obydwu seriali sposób. I tak dalej.
Na szczęście widzowie przyjęli ten odcinek w oderwaniu od medialnych tępaków i ich poronionych opinii. W IMDb program zebrał, na razie, średnią 8,9/10 przy trochę ponad ośmiu tysiącach głosów.
"Friends: The Reunion" - obejrzałem ten "odcinek" specjalny i okazał się
Też obejrzałem. I rozumiem narzekania. Poza nielicznymi sympatycznymi momentami to był słabo wyreżyserowany, sztuczny jak apel ku czci w podstawówce im. Lecha Kaczyńskiego, zjazd klasowy. Ilość botoksu i koślawych gęb zniesmaczała. Cała szóstka, bez napisanych kwestii scenariuszowych, co raz żenowała. Odnosiłem wrażenie, że źle się tam czują i gdyby nie kasa którą przytulili, spierdoliliby po trzech minutach. Nieudolna laurka. Żałuję, że widziałem.
rozumiem narzekania. Poza nielicznymi sympatycznymi momentami to był słabo wyreżyserowany, sztuczny jak apel ku czci w podstawówce im. Lecha Kaczyńskiego, zjazd klasowy. Ilość botoksu i koślawych gęb zniesmaczała. Cała szóstka, bez napisanych kwestii scenariuszowych, co raz żenowała. Odnosiłem wrażenie, że źle się tam czują i gdyby nie kasa którą przytulili, spierdoliliby po trzech minutach. Nieudolna laurka. Żałuję, że widziałem.
Dokładnie tego się spodziewałem. Gratuluję sobie nieoglądania.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
"Mare z Easttown" - ten serial długo mnie do siebie przekonywał, głównie dlatego, że jak ognia unikam fabuł "zbrodnia w małym miasteczku pełnym nieciekawych ludzi skrywających swoje tajemnice". Dla Kate Winslet wytrwałem i nie żałuję. Kiedy fabuła już się rozwinie - widać, jak interesująco jest skonstruowana. To żaden przełom, ale zawsze warto docenić wykonanie na najwyższym poziomie. Zwłaszcza kiedy z czasem zaczyna także emocjonować. W trakcie wczorajszego, szóstego odcinka, w scenie z wanną nawet moja opanowana małżonka poderwała się cała w nerwach. A, na pierwszy rzut oka, może i nic ciekawego (choć jednocześnie jest dramatycznie). Jednak patrząc na rozwój jednej postaci, który doprowadził do tego momentu, miało to dla mnie moc i było wiarygodne.
A nas z żoną wciągnął od samego poczatku, w końcówce piątego odcinka ściskając jeszcze mocniej za gardło. Intryga kryminalna moze nie jest tam odkrywcza, ale i tak na wysokim poziomie. Z drugiej jednak strony jest to ciezki dramat obyczajowy, z olbrzymim brzemieniem życiowego bagazu, traum i patologii. Meczą od samego patrzenia. Zal mi tam niemal kazdej postaci.
Co budzi refleksje na temat amerykanskiego systemu spolecznego, ktory porzuca i jeszcze bardziej spycha kazdego, kto choc na chwile spadl za margines. W tym kraju pechowcy nie maja zycia. Ile jest takich miasteczek? Czytalem, ze starczy wyjechac niecale 100 km za Nowy Jork, by trafic w serce podobnej biedy bez perspektyw.
"Mare z Easttown" - ten serial długo mnie do siebie przekonywał, głównie dlatego, że jak ognia unikam fabuł "zbrodnia w małym miasteczku pełnym nieciekawych ludzi skrywających swoje tajemnice". Dla Kate Winslet wytrwałem i nie żałuję. Kiedy fabuła już się rozwinie - widać, jak interesująco jest skonstruowana. To żaden przełom, ale zawsze warto docenić wykonanie na najwyższym poziomie. Zwłaszcza kiedy z czasem zaczyna także emocjonować. W trakcie wczorajszego, szóstego odcinka, w scenie z wanną nawet moja opanowana małżonka poderwała się cała w nerwach. A, na pierwszy rzut oka, może i nic ciekawego (choć jednocześnie jest dramatycznie). Jednak patrząc na rozwój jednej postaci, który doprowadził do tego momentu, miało to dla mnie moc i było wiarygodne.
A nas z żoną wciągnął od samego poczatku, w końcówce piątego odcinka ściskając jeszcze mocniej za gardło. Intryga kryminalna moze nie jest tam odkrywcza, ale i tak na wysokim poziomie. Z drugiej jednak strony jest to ciezki dramat obyczajowy, z olbrzymim brzemieniem życiowego bagazu, traum i patologii. Meczą od samego patrzenia. Zal mi tam niemal kazdej postaci.
Co budzi refleksje na temat amerykanskiego systemu spolecznego, ktory porzuca i jeszcze bardziej spycha kazdego, kto choc na chwile spadl za margines. W tym kraju pechowcy nie maja zycia. Ile jest takich miasteczek? Czytalem, ze starczy wyjechac niecale 100 km za Nowy Jork, by trafic w serce podobnej biedy bez perspektyw.
Obejrzałem finałowy odcinek i w zasadzie nie spodziewałem się już zawodu. Jest znakomity. A jego znakomitość podnosi to, że nie kończy się na wyjaśnieniu tego kto zabił i dlaczego. Szczerze pisząc nawet mną to nie wstrząsnęło. Spodziewałem się pewnej banalności zła (to nie zarzut, wręcz przeciwnie), już Dennis Lehane w jednej ze swoich powieści (nie napiszę której, aby nie spoilerować) taki motyw wykorzystał. Nie wnikając za bardzo, aby nie psuć przyjemności - finał był doskonały i mam nadzieję, że nie powstanie sezon drugi. Bo ponoć takie plany się pojawiły po rewelacyjnym przyjęciu serialu. Ta historia nie zasłużyła na to, aby zepsuć ją kontynuacją, nawet w tym samym składzie.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum