Ja wtedy - niedługo po premierze Individual Thought Patterns - miałem fazę na Death i do dziś mi nie przeszła, ale cóż, dopóki Chuck Schuldiner nie zmartwychwstanie, na koncert nie ma co liczyć .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Mój czerwcowy budżet na 99% tego nie udźwignie, ale kto nie wierzy w cuda, nie jest realistą . Jeśli przyszłoroczny lineup będzie równie mocny jak w tym roku, to będę bardzo, bardzo, bardzo ostro kombinował, żeby się wybrać. Ale szanse nie są duże.
EDIT: O, Perturbator przyjeżdża, chętnie bym zobaczył na żywo . I Unleashed przez wzgląd na stare czasy .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
3. marca 2023 w Gliwicach gra Gojira plus Alien Weaponry i Employed To Serve. Dwa pierwsze bezwzględnie chcę zobaczyć, więc pewnie się wybiorę, skoro to tuż za miedzą. Więc w razie jakby co - widzimy się pod sceną
Arena Gliwice w ogóle zaczyna się rozkręcać koncertowo, zwłaszcza w kierunku cięższych brzmień, i to jest dobre, i to mnie cieszy .
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Klaskaniem mając obrzękłe prawice wychodzę właśnie z koncertu Marcusa Millera. Ciary, panie, ciary, będzie mnie jeszcze z tydzień telepało.
EDIT: Ciut ochłódłem i wraca mi równowaga, więc można zebrać myśli i uporządkować wrażenia. Po pierwsze - nowa siedziba NOSP to jest mistrzostwo galaktyki i będę zaglądał częściej (Take 6 w kwietniu, być może?), cieszy oko z zewnątrz i od środka, a w ogóle to, co zrobiono w tamtej okolicy (dawny teren KWK Katowice) to jest, krużwa, strzał w jedenastkę. Akustyki nie byłem w stanie należycie docenić - uległszy podszeptom sumienia kupiłem tańszy bilet i siedziałem na antresoli dla swołoczy, więc siłą rzeczy mój fotel nie był dla akustyka priorytetem przy nagłaśnianiu występu. Pewnie przy koncertach mniej elektrycznych ma to mniejsze znaczenie, ale następnymi razami jednak wykosztuję się na lepsze miejsca, żeby choć dęci dęli bardziej ku mnie.
A sama muzyka? Bite dwie godziny perfekcji, i niby człowiek wiedział, że Marcus wielkim basistą jest, ale wiedzieć a doświadczyć to zupełnie dwie różne sprawy, z resztą nie idzie nawet o wirtuozerię i techniczną biegłość, tylko o iskrę, czucie muzyki i obecność na scenie. Żeby upchnąć tyle energii w koncert nie wystarczy tylko szybko przebierać palcami i mieć zdolnych pomagierów, a niewiele brakowało, żeby na dole zrobił się w mocniejszych momentach mosh pit (ok, tu mnie ciut poniosło, ale poważny headbanging zdarzał się wśród publiki, i shit you not). Z resztą w paru liryczniejszych momentach Marcus przesiadał się z gitary na klarnet basowy, od tej strony go nie znałem (i musiałem wyguglać co to właściwie był za zwierz, w pierwszym odruchu wziąłem to za wyjątkowo długi saksofon ). Do tego fajny kontakt z publicznością (plus najlepsza wersję Come together jaką słyszałem), świetna interakcja muzyków na scenie (w sumie kwintet) i brak trudności logistycznych. Tak to ja mogę żyć do końca świata.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Usłyszałem Floor Jansen na żywo, mogę umrzeć ciut spokojniejszy. Nie żebym się gdzieś wybierał, bo paru wokalistów mi jeszcze na liście zostało. Szczegóły wkrótce
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
Na dobry wieczór miałem w środę Turmion Kätilöt, całkiem dorzeczny fiński łomot i sympatyczne chłopaki, jednak ich główną zaletą był dystans do siebie i świadomość, że widownia czeka na kogoś innego. Nie pomogło, że akustyk podłożył im świnię i brzmieli jak z playbacku, do tego wrażenie skwasił mi fakt zdumiewającego podobieństwa gitarzysty do mojego byłego majstra - może gdyby częściej naszał corpse paint do roboty, miałby większy szacun w brygadzie. Enyuej, pograli, myśmy trochę potrząchali dyniami, bo w sumie hadko nie potrząchać, i sobie poszli.
Beast in Black - Spellu, świeć, bo jeśli Ghost to dziecko Metalliki i Abby, to ci brzmią jakby Rob Halford wyruchał Giorgio Morodera. Studyjnie nic specjalnego (chociaż energetyczne i wpada w ucho, niezłe do słuchania, jeśli nie chcemy zbyt angażować się umysłowo), ale na żywo - petarda, wyskakałem się jak głupi, a refreny perfekcyjnie nadają się do chóralnego wycia. Z resztą wokalista jest arcyprzechuj na siedemnaście fajerek, o. Zostałem zaprzysięgłym fanem w połowie pierwszego numeru.
Nightwish jako gwiazda wieczoru nie zawiódł. Uprzedzając fakty - nie lubię Nightwish To znaczy, żeby nie było niejasności - nie przepadam za ich albumami studyjnymi, a do ich ostatniej płyty nadal podchodzę jak pies do jeża. Ale. Na scenie to jest zupełnie inna bajka, a koncertówka Nightwish z Wacken to jest jeden z moich ulubieńszych albumów live ostatnich lat.
Pierwsza łyżka dziegciu - po odejściu Marko Hietali została na scenie spora wyrwa, zespół stacił frontmana i de facto równorzędny wokal; nowy basista stoi sobie cicho w kątku i trąca struny, a paszczą pracuje Troy Donockley, ale to zupełnie inny, miękki głos i mocno mi nie leży.
I druga łyżka - utwory z ostatniej płyty to na żywo trochę chybił-trafił; Noise na początek i Tribal w środku wybrzmiały znakomicie, za to Shoemaker, najsilniejszy punkt albumu, wypadł trochę blado, a Harvest to w ogóle gigantyczna pomyłka, i tam, i tu.
Pomijając te szczegóły - wypadło znakomicie. Bałem się o formę Floor Jansen, bo jednak dziewczyna niedawno skopała dupę raczysku (czy rak ma dupę? Dla kolegi pytam) - ale niepotrzebnie. To nadal jest najlepszy kobiecy wokal w metalu, w obronie tej rubieży jestem gótow polec (Simone Simons i Cristina Scabbia niedaleko z tyłu, ale jednak z tyłu), niewiarygodna prezencja i świetny kontakt z publicznością. Trochę mnie też zaskoczyło - na plus - jak twardo Nightwish potrafi zabrzmieć, nagrania z koncertów nie oddają im sprawiedliwości. Setlista rzecz jasna za krótka, sporo utworów chciałbym jeszcze usłyszeć, ale trzeba na takie sprawy patrzeć realistycznie. Gdyby wywalić ten nieszczęsny Harvest i w zamian dać choćby Shudder before the beautiful... Może następnym razem. W ogóle stare numery wypadły kapitalnie (zgodnie z oczekiwaniami; już po Storytime było wiadomo, że żarty się kończą, może tylko Nemo wyszedł tak sobie, ale ja jestem uprzedzony do tego utworu i zupełnie nie wiem, co ludzie w nim słyszą. Za to był mój najukochańszy kawałek o rzucaniu croissantów drapieżnikom, czyli Seven days to the wolves ). Poza tym niedosyt to znacząco lepszy symptom niż zerkanie na zegarek i wypatrywanie końca, c'nie.
Logistycznie i organizacyjnie bez problemów, Arena Gliwice to jest naprawdę fajne miejsce dla muzyki; jedyny minus to dość małe parkingi, ale jest się gdzie podziać w okolicy.
A w piątek coś z zupełnie innej beczki, czyli Kroke, tym razem dziesięć minut spacerkiem od mojej jamy i w towarzystwie AUKSO. Wypas, czad i ogień, tylko dużo bardziej akustycznie i smyczkowo niż dwa dni wcześniej. Przy okazji zaliczyłem kilka epifanii, między innymi dotarło do mnie że Mizerna, cicha... to walc, akordeon to organy, a w najbliższym sąsiedztwie mam kapitalną salę koncertową, czego i Wam życzę. O.
_________________ * W celu uzyskania dalszych informacji uprasza się o ponowne przeczytanie tego postu.
"The Eras Tour (Taylor's Version)". Na Disney+ jest zapis koncertu Taylor Swift z jej słynnej trasy koncertowej. Słynnej, bo TS jest globalnym fenomenem, jak przekonują poważni ludzie, a ja im wierzę. Ja akurat do jej fanów się nie zaliczam. Lubię tylko jedną piosenkę nagraną z Bon(em?) Iverem. Reszty w ogóle nie kojarzę. Ale postanowiłem obejrzeć ten koncert i podobał mi się. Aczkolwiek fanem w dalszym ciągu nie będę. Niemniej, szanuję TS za podmiotowość i talent.
Przy tym udowadnia, że potrafi porwać się na niby szalone rzeczy. Straciła prawa do swoich starych piosenek, które za jej plecami zostały sprzedane. Nagrała je zatem od nowa (trzy płyty). Co więcej, ruszyła z nimi w trasę koncertową (koncerty trwające po trzy godziny). Trasa zarobiła miliard dolarów. Z koncertu powstał film, który trafił do kin - w których stał się jednym z hitów 2023 r. A potem sprzedała prawa do tego filmu Disneyowi, który zapłacił najwięcej. I tak jeden z tych koncertów trafił przed moje zaciekawione oczy.
A do tego boi się jej prawica w USA. Przed Super Bowl na serio rozważano scenariusze, że TS wyda jakąś deklarację polityczną. Nie zrobiła tego, choć ma progresywne poglądy więc wiadomo, kogo mogłaby wesprzeć. Ale nadal się jej boją, bo może to zrobić w kampanii wyborczej. Trzęsie przed nią portkami religijna prawica ("zdroworozsądkowcy" i "wolnościowcy"). Nie może być byle kim.
Szkoda tylko, że te piosenki nie wpadają mi w ucho. Poza jedną.
_________________ There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum