Trzeba było działać i to szybko. Gościa zgiętego w pół potraktował hakiem od dołu tak, że tamten spektakularnie wywinął się natychmiast w drugą stronę i padł na ziemię. A tego, którego wcześniej przewrócił, kopnął mocno raz jeszcze tym razem celując w bardziej witalne miejsca.
Dave jakoś postawił się na nogi.
- Wybacz - rzucił do Gabi pospiesznie. Przetarł dłonią uderzone miejsce, splunął na bok, kiedy nieciekawa substancja zgromadziła się w jego ustach (a może to tylko wyobraźnia?) i ustawił się nieco bokiem do przeciwnika. Skupił się na tym jednym, które wcześniej mu przywalił, bo wielkiego wyboru nie miał. Upewnił się, że dystans jest dość duży na odskoczenie w bok. Ściągnął brwi i spojrzał na niego ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy.
- Chodź tu, synu kurwy - mruknął ze zwodniczym, przyjaznym tonem - Ja się nie boję, skończmy to, to szybciej będę mógł wrócić do twojej mamusi - w tym momencie uśmiech był niezwykle paskudny. Chciał, by tamten rzucił się na niego w szale, by Dave mógł odskoczyć i znaleźć się za jego plecami, gdzie miałby możliwość uderzyć łokciem w plecy. Trudne do wykonania, ale nie niewykonalne.
Maja okazała się najszybsza w tym momencie, problem jednak polegał na tym, że od Dana dzielili ją przewróceni Gabie i Dave, oraz wielkolud, który był zdecydowanie za wielki, by go ominąć. Ten jednak widząc paralizator odskoczył jak oparzony. Widocznie już miał przejścia z czymś takim.
Evan rzeczywiście miał talent do bójki, chociaż może nie miał wielkiego przygotowania. Hak poderwał przeciwnika do góry, ale nie przewrócił go, za to pięść chłopaka zaczęła palić paskudnym bólem. Był jeszcze jeden problem... Ballmer nie walczył jeden na jeden. Ktoś z tyłu, najpewniej ten przewrócony uderzył go z całej siły w nerki, tym samym z Evana uszło całe powietrze. Czyjeś silne palce ucapiły go za kark, a cios w brzuch dokończył dzieła i zwalił go na kolana tak, że dotykał czołem piasku.
Wielkolud słysząc słowa Dave już miał się na niego rzucić i pewnie rozszarpałby chłopaka, gdyby nie głos Chilyacka. Starczy... That's how we do in Chino. That's how Chino comes to Newport... Bitch. powiedział spoglądając z góry na Parkera Ballmer, lepiej nie pokazuj już się w Chino, a z Tobą Parker jeszcze się spotkamy.
Powiedział i wroga ekipa zaczęła się zbierać. Nie mięli zamiaru przejść znowu przez dom. Zaczęli go obchodzić dookoła.
Parker powoli gramolił się z ziemi, jedną ręką trzymając się za kopnięty bok.
Wracamy do normalnej gry
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Evan jeszcze przez chwilę krztusił się po uderzeni w brzuch i wypluł na piasek kolejną porcję krwi z rozbitego nosa, która napłynęła mu do ust. Zebrał się w sobie i wstał na nogi, lecz widać było, że ból po uderzeniu w nerkę jest straszny. Podszedł do Parkera i wyciągnął dłoń w jego kierunku - Dziękuję. Tobie też Dave. - powiedział spoglądając na Chillmana. - Jestem waszym dłużnikiem. - uśmiechnął się blado i ruszył do lodówki po lód, żeby nie wystąpił obrzęk nosa. Zebrał kilka kostek do foliowej torebki, którą wygrzebał z jednej z szuflad i przyłożył ją sobie do nosa. Ból w połączeniu z zimnem tworzył iście ciężką do zniesienia mieszankę. Evan chrząknął tylko i wyszedł z powrotem przed dom, aby nie brudzić podłogi.
Zadowolona z siebie Majka schowała paralizator do torebki i kucnęła, żeby pomóc Parkerowi wstać.
-Trzymaj się twardzielu.-powiedziała, przytrzymując go. Musiała napiąć wszystkie mięśnie, żeby unieść go choćby na centymetr, ale na szczęście chłopak trochę jej pomógł. Maja o mały włos nie upadła na piasek, ale jakoś sobie poradziła, doprowadzając Max'a do domku.-Przydałby Ci się zimny okład i mikka kanapa;p
_________________ I can resist everything except temptation
Max właśnie z trudem podnosił się, opierając się na Maji. Uśmiechnął się ruszając na boki szczęką i przybił Evanowi w odpowiedzi piątkę. Źle pograłem... Trzeba było mu przykopać, póki leżał. powiedział lekko kuśtykając w kierunku kanapy. Cały czas opierał się na Maji. Okład? Z młodych piersi? spróbował zażartować, ale zaraz ciężko zwalił się na pustą już kanapę. Jak zwykle Chillman miał największego farta.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
- Za to ja miałem go najmniej - roześmiał się, lecz zaraz się zakrztusił krwią napływająca mu do gardła. - Też bym chciał żeby się jakaś ładna dziewczyna mną zajęła i przejmowała się moim losem. Muszę się znieczulić. - w odpowiedzi na co podszedł do barku, nalał sobie 3/4 kubka wódki i wychylił go duszkiem. Wykręciło go lekko, ale zaraz wrócił na swoje miejsce przed domem i siedział tam dalej ani na chwilę nie odrywając od nosa torebki z lodem.
Dave i Gabie znaleźli sie po jakimś czasie w domu, Gabie siadła na kanapie i spojrzała na wszystkich-Wszystko ok? Może potrzebny jest lekarz?-spojrzała na Maxa, Dave'a i Evan'a. Przyglądała się każdemu z nich przez jakiś czas, na końcy uśmiechnęła się do Maji.
Żeby Gabie mogła siąść na kanapie Max musiał podkurczyć nogi. Przyszło mu to z trudem więc podniósł się i usiadł w normalnej pozycji obmacując twarz. No nieeee... Będę miał siniaka pod okiem jak nic. Jak ten bydlak to robi, że jak przywali, to od razu robią się ślady. Czuje się jak jakaś zbita panienka.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Odpowiedziała Gab serdecznym uśmiechem i podeszła do Maxa z paczkowanym, mrożonym groszkiem.
Marudzisz gorzej jak baba.-stwierdziła, przykładając mu okład do zmasakrowanego policzka.-Nie wygląda tak źle.-chciała go jakoś pocieszyć, więc trochę nagieła prawdę. Nachyliła się, złapała go za podbrudek i pocałowała w usta.
Już lepiej?
_________________ I can resist everything except temptation
- Mój fart stanie się legendą - zaśmiał się cicho i pokręcił lekko głową.
- Przykro mi, stary, że nie zdołałem pomóc - stwierdził, po czym podszedł do Gabie i kucnął obok, widząc, że miejsca na kanapie braknie.
- A Ty... - przeniósł wzrok na Evana znajdującego się poza domem - Nie, żeby mnie fascynował rozlew krwi, ale powinieneś się uzbroić w scyzoryk choćby...
Parker spojrzał głęboko w oczy Maji Dla takiej opieki dałbym się jeszcze raz pobić. powiedział a potem uśmiechnął się do Dave'a. Chyba już po imprezie... powiedział rozglądając się po schodzących się ludziach. Nie ma co tak sterczeć... Zbieramy się?
I robimy tzw. przeniesienie akcji.
To jest następne posty napiszemy już w innych lokacjach, po drobnej zmianie czasu.
Scena zakończona. Dogadajcie się kto gdzie się przenosi
W końcu w serialach nie ma ciągłego odwożenia się i innych takich.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Cisza jaka panowała na piętrze została nagle brutalnie rozdarta sygnałem komórki. Will.I.Am zdążył już dośpiewać do "It's funny how a man only thinks about the..." kiedy Holly zorientowała się, że dobrze byłoby odebrać. Jęknęła cicho zrzucając z siebie łapy jakiegoś bruneta, którego twarz w tej chwili skrywała poduszka, a sama dziewczyna nie bardzo mogła sobie go przypomnieć z wydarzeń poprzedniego wieczoru. Powiedziała tylko: -your time is out. co w wolnym tłumaczeniu mogło zostać odebrane jako łagodna wersja "wyjazd".
- Hello sweety what's up?- spytała relatywnie wesołym głosem.
- Holl.. przyjedź do parku. Jak najszybciej. Weź ze sobą dużo wody mineralnej... please.- tego się nie spodziewała. W filmach zwykle oznaczali takie przypadki kodem czerwonym i stawiali cały sztab kryzysowy w gotowości do działania. Holly nie miała pojęcia co poszło nie tak, ale dokładnie wiedziała co robić. -I'm on my way.- odparła krótko i rozłączyła się.
- Jeszcze tu jesteś?- spojrzała krzywo na przystojniaka, teraz miała wrażenie, że jest od niej młodszy. Niedobrze. Nie zwracając na niego już większej uwagi wyjęła z szafy sportową torbę i zeszła na dół. Z lodówki wyjęła dwie duże butelki wody mineralnej oczywiście 0 kalorii, z apteczki pudełko bliżej niezidentyfikowanych tabletek, z łazienki wzięła w pełni wyposażoną kosmetyczkę i wszystko wrzuciła do torby. Dom wyglądał jak pobojowisko- z resztą jak zawsze po weekendzie, jednak teraz nie było czasu się nad tym zastanawiać. Holly wsiadła w samochód i ruszyła w stronę parku.
_________________ Myślisz nie mów...
Mówisz nie pisz...
Piszesz nie podpisuj się...
Lindsay rozczesywała mokre włosy. Istna katorga - po nocy na plaży były w bardzo złym stanie, całe poplątane i matowe. Beznadzieja. Z wyraźnym obrzydzeniem patrzyła na swoją trupio bladą, zmęczoną twarz. Pod oczami zaznaczyły się wyraźnie sińce, miała lekko przecięty policzek. Tragedia. Dobrze, że chociaż miała czyste ubranie. Kiedy telefon się rozdzwonił, nie miała najmniejszej ochoty go odebrać.. no ale cóż. Nie zadała sobie trudu by sprawdzić kto to.
- Hi! - wychrypiała do słuchawki. Gdy usłyszała głos Ricky zupełnie ją zamurowało.
_________________ "This town is big enough for only one manipulative bitch"
Wysłuchała tego, co Erica ma do powiedzenia i zapanowała krępująca cisza. Linds jeszcze nie uporządkowała sobie w głowie wydarzeń dnia wczorajszego i wcale jej się do tego nie spieszyło. Im mniej o tym myślała, tym mniej bolało.
- Ehm... - wymamrotała po kilku minutach - Pogadać o tym? Po co? Powstrzyma to twoją macochę od sięgania do rozporka mojego ojca? - wysyczała ze złością. Doskonale wiedziała, że to nie Erica jest winna zaistniałej sytuacji..
_________________ "This town is big enough for only one manipulative bitch"
Holl parzyła właśnie mocna kawę. Kiedy rozdzwonił się telefon Linds nalewała specyfik do kubków. Swoim zwyczajem przysłuchiwała się rozmowie tak oddając się temu zajęciu, że zupełnie nie zwróciła uwagi na przepełniający się kubek.
-Fuck!- syknęła kiedy kawa wylała się na blat i wąską strużką pomknęła w stronę podłogi. Sprawnie wytarła wszystko ręcznikiem ciągle przysłuchując się rozmowie.
_________________ Myślisz nie mów...
Mówisz nie pisz...
Piszesz nie podpisuj się...
Linds prychnęła, jak rozwścieczona kocica, gdy padły słowa o wątpliwej aparycji gachach. To było wręcz oczywiste, że jej ojciec był najlepszym towarem w mieście i podkochiwały się w nim nie tylko tanie rude zdziry, będące żonami nadętych, niesprawdzających się w łóżku tatusiów. Tym razem postanowiła jednak ugryźć się w język i wysłuchać Erici do końca - sprawa była poważna.
- Zdjęć, filmików, listów miłosnych nie posiadam. - odparła zgryźliwie, wystarczająco rozwścieczona całą sytuacją. Rzuciła roztargnione spojrzenie w kierunku Holl - Z tego co zauważyłam, ojciec podejrzanie często wyjeżdża na jakieś delegacje.. No i.. - westchnęła ze zgryzoty - I saw them. Before the Xmas.. całowali się w Centrum Handlowym.
_________________ "This town is big enough for only one manipulative bitch"
Teatralnie przewróciła oczami - ta dziewczyna zaczynała mocno grać na jej nerwach. Czy ona myśli, że tak trudno jest się dowiedzieć o długości, miejscu i czasie wyjazdu własnego ojca? Jeśli w jej przypadku tak było, to Linds szczerze jej współczuła.. No dobra. Może nie do końca szczerze.
- Of course... - westchnęła, jakby to była najnaturalniejsza rzecz pod słońcem - Besides... mam pomysł, jak zdobyć niepodważalny dowód. - na jej usta wypełznął drapieżny uśmiech. Żmija zaczynała polowanie na rudą sukę. - Jak będą gdzieś wyjeżdżać sprawdzisz numer lotu i rezerwacji. No i naturalnie numer miejsca w samolocie. Zrobię to samo... Jak się da, to skserujesz te dane. - w jej oczach zamigotała chęć zemsty.
_________________ "This town is big enough for only one manipulative bitch"
Linds zastanowiła się przez chwilę. Pięknie - Erica przynajmniej dzięki temu, pozbędzie się swojej znienawidzonej macochy... a ona co zrobi? Powie matce o romansie, ona złoży pozew o rozwód i Linds będzie musiała żyć w rozbitej rodzinie. Cudownie.
- That's all. - powiedziała stanowczo, nie mając ochoty na dalsze dyskusje i snucie domysłów - See you, partner. - powiedziała cynicznie, po czym zakończyła rozmowę. Westchnęła ciężko i osunęła się na fotel. Życie było takie skomplikowane.
_________________ "This town is big enough for only one manipulative bitch"
Podeszła do Linds. -Wypij.- poleciła. -Nie będzie Ci smakować, ale pomoże i postawi Cię na nogi.- wręczyła jej kubek kawy z sokiem z cytryny. Paskudny, ale skuteczny środek na kaca. Powinien przywrócić kumpelę do pionu na najbliższe kilka godzin. -Co teraz zamierzasz?- spytała. Doskonale wiedziała, że sprawa jest delikatna. Holl nie miała pojęcia co zrobiłaby w podobnej sytuacji. -Cokolwiek zrobisz, pamiętaj, że jestem z Tobą.- uśmiechnęła się smutno.
_________________ Myślisz nie mów...
Mówisz nie pisz...
Piszesz nie podpisuj się...
Westchnęła ciężko i wychyliła cały kubek tego paskudztwa. Obrzydliwe - Lindsay skrzywiła się z niesmakiem. Może jednak coś jej pomoże...
- Nie wiem... - spojrzała smutno w oczy Holl - Po prostu nie wiem. Na początek muszę trochę odpocząć. - ruszyła ziewając w stronę najbliższego łóżka. - I... Holl thanks.
_________________ "This town is big enough for only one manipulative bitch"
... Dla innych upada zasłona kłamstw i iluzji, którą wytworzyli bliscy, a także ta osoba nie chcąc wierzyć, albo nawet zauważyć, że bajkowy świat ma więcej z horroru niż z baśni...
Kamera zjechała z Lindsay i przesuwając się po podłodze zrobiła płynne przejście do:
Hali sportowej
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Linds siedziała na przeciwko ogromnego lustra w jednym z licznych pokoi domku przy plaży. Holl gdzieś się zapodziała, pewnie poprawiała makijaż lub próbowała wygonić kochanka, którego zamknęła w szafie wczorajszej nocy. Dziewczyna rozglądając się, czy przyjaciółka czasami nie nadchodzi, wyciągnęła ze swojej torebki piersiówkę - w środku tak przyjemnie chlupotało.
- Na zdrowie, moja piękna! - wymruczała w stronę lustra, pociągając zdrowo z piersiówki. Ciepło powoli rozlewało się po jej ciele... teraz była szczęśliwa.
_________________ "This town is big enough for only one manipulative bitch"
Holl zajmowała się jednak inną czynnością wymagającą co prawda nie mniejszych zdolności manualnych. Robiła popcorn! Nie zdarzało jej się to często- o ileż prościej było kupić ten już zrobiony. Jednak ostatnio w swoim ulubionym Cosmo wyczytała, że jeden z jego składników, którego nazwy oczywiście nie potrafiła zapamiętać- co z resztą nie ma większego znaczenia w tym momencie, przyśpiesza starzenie się skóry! O nie, do tego nie mogła dopuścić. Wytrwale więc wsypywała ziarenka na rozgrzany olej zastanawiając się jak to działa, że z tych małych twardych ziarenek wyskakują duże białe kulki. Nie bardzo mogła zrozumieć jak one się tam mieszczą. Kiedy kilka pierwszych gotowych "popcorników" wypadło na podłogę Holl domyśliła się, że należy je przykryć. Po kilku minutach dumna z siebie i swojej dietetycznej przekąski. Wyjęła z lodówki dwa piwa, oczywiście light i podążyła schodami na górę. Babski wieczór- jakiś dobry film z tym oszałamiająco pięknym brunetem, alkohol... może nawet potem zrobią sobie maseczkę...
-Już jestem kochanie.- Holl weszła do pokoju. -Na jaki film masz dziś ochotę?- spytała stawiając na stoliku przyniesione specjały. -Ty znowu z tą piersiówką? Daj.- wyciągnęła rękę chcąc spróbować.
_________________ Myślisz nie mów...
Mówisz nie pisz...
Piszesz nie podpisuj się...
Spojrzała z niemałym obrzydzeniem na popcorn - momentalnie w jej wyobraźni zaczął się kształtować obraz kapiącego, obrzydliwego tłuszczu, skwierczącego gdy ziarenka padały na jego powierzchnię. To było ohydne, a nade wszystkim - tłuste jak cholera. Lindsay już widziała siebie kupującą spodnie w rozmiarze 38, co byłoby absolutną tragedią!
- Holl, co to za świństwo?! - mruknęła z wyraźnym niezadowoleniem. Jej wzrok przeniósł się na piwo - nieważne, że była to wersja light - od razu zobaczyła siebie z kształtującym się "mięśniem" od tego mało szlachetnego trunku. - Wiesz, że to wszystko idzie w biodra? Geez... - westchnęła, po czym podała jej piersiówkę napełnioną 30-letnią whisky, trzymaną w beczkach po sherry. Wyborny smak i aromat, a przede wszystkim całe mnóstwo procentów, które zbawiennie działały na jej głowę.
- I have another idea, darlin'. Co byś powiedziała na spacer po plaży? - mrugnęła do niej. W końcu ubrała się tak seksownie nie po to, by nikt jej nie widział.
_________________ "This town is big enough for only one manipulative bitch"
Holl westchnęła i pociągnęła głębszego łyka z piersiówki. Ona miała nieco inne podejście do życia niż Linds. Lubiła sobie czasem pozwolić na drobne szaleństwa, nawet jeżeli miało się to kończyć tygodniową głodówką czy spotkaniem z muszlą klozetową. No cóż chce się pięknie wyglądać- trzeba się poświęcać. Spacer po plaży przy promieniach zachodzącego słońca mógł oznaczać męskie tyłeczki grające w siatkówkę lub uprawiające inne radosne sporty. -Great idea. As always...- skoro z filmowego wieczorku nici to może chociaż piwo weźmie ze sobą. Może nawet dwa... -Poczekaj chwilę, w takim razie. Szybciutko się przebiorę i idziemy.- Holly pobiegła do swojego pokoju by zmienić swobodny domowy strój na coś bardziej wyzywającego. Co w jej przypadku oznaczała zamianę bluzki z dekoltem na bluzeczkę z jeszcze większym dekoltem. Po kilkunastu minutach była gotowa. -Chodźmy.- wyszły z domku na plażę i ruszyły wolnym krokiem przed siebie.
_________________ Myślisz nie mów...
Mówisz nie pisz...
Piszesz nie podpisuj się...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum