FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat
Co gały widziały...
Autor Wiadomość
goldsun 
Szeregowy


Posty: 1643
Skąd: Bytom
Wysłany: 2024-03-12, 06:56   

Trojan napisał/a:
Gilidia/KHOAM powinna w rzeczytwistości rozdawać wszystkie karty na stole. Herbertowi brakło w tym logiki.

A Gildia nie była kontrolowana przez Rody/Landsraad?
Poza tym Gildia bez przyprawy nic nie mogła, więc na nią wpływ miał ten kto kontrolował Arrakis. I Gildia o tym wiedziała, bo przecież próbowała sama wyhodować czerwie na jakiejś innej planecie i w ten sposób uniezależnić się od Arrakis.
Tam była pajęczyna wzajemnych zależności, utrzymywana krucha równowaga ... którą Paul zniszczył.
_________________
Załączam różne wyrazy i pozdrawiam
Goldsun

Per ASperger ad astra
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23172
Wysłany: 2024-03-12, 14:19   

Również obejrzałem "Napoleona" Ridleya Scotta. Leżąc na kanapie, wieczór przed odlotem do Hiszpanii. Co miało znaczenie na wypadek gdyby film mnie straumatyzował. Aczkolwiek - to Ridley Scott więc wiedziałem, czego się spodziewać i czego się nie spodziewać oraz, że i tak trzeba będzie zobaczyć wersję reżyserską zanim ocenię. Miałem żal do Apple, bo myślałem, że od razu dadzą wersję reżyserską a nie kinową. Niemniej, ostatecznie do dobrze ponieważ mam powód, aby wrócić do tego filmu. :) Z ogromną ciekawością, o czym za chwilę.

Nie jest to katastrofa jak to ogłaszał tu Tomasz. Nie oznacza to, że jest to film udany. Jest nudny. Pozbawiony napięcia. W zasadzie cała fabuła osnuta jest wokół miłości Napoleona do Józefiny. Dla niego była ona pierwszą wielką miłością. Dla niej on był małżeństwem z rozsądku. On ją kochał i wielbił od samego początku. Ona zdradzała go przed i po małżeństwie, zresztą zaraz po nocy poślubnej kiedy opuścił ją, aby wrócić do Italii, ona wróciła do swojego kochanka. Jednego z wielu. Zdaje się, że przespała się nawet z adiutantem, którego Napoleon po nią wysłał. Mimo że wieści o tym, że go zdradza na prawo i lewo do niego rychło dotarły, to nie dopuszczał tego do siebie. A w końcu sam zaczął zdradzać ją. Nie przepuszczając żadnej nadobnej niewieście, dobrze urodzonej. Long story short: ona w końcu przestała go zdradzać, a on jej nie przestał. Niemniej, ich małżeństwo trwało. A rozwód został orzeczony, bo Napoleon chciał dziedzica, którego ona mu nie dała. I ze względów politycznych.

W filmie jest o tym żałośnie mało. Ot, kochali się, zdradzała go, a o jego zdradach niewiele, a ta jedna pokazana była jako całkiem niewinna. W ogóle nie ma w tym emocji, żaru, nic mnie to nie obchodziło. A co poza tym? No były jakieś wojny, ale po co, tego widz nie wie, musi się domyślić. Sceny batalistyczne - łe tam, Waterloo było fajnie pokazane, ale ostatecznie to batalistyka - nudzi mnie z definicji. Więc najlepiej żeby było krótko i treściwie. Nie ma w tym filmie ciekawej historii do opowiedzenia.

I dlatego z ogromną ciekawością czekam na wersję reżyserską, bo zastanawiam się, co z tego filmu wycięto? Więcej batalistyki? Więcej historycznego kontektstu?

To drugie to może nie, bo film już od samego początku jest na bakier z historią. Napoleon nie był obecny przy zgilotynowaniu Marii Antoniny. Ale to szczegół. Gdybym chciał obejrzeć coś zgodnego z historią to poszukałbym jakiegoś nudnego filmu dokumentalnego na kanale historycznym, na którym bym zasnął. Byle ten brak zgodności z historią zastąpiony był jakąś ciekawą fabułą. A w tym filmie nie jest. Wieje nudą.

Ze dwa lata temu przeczytałem biografię Napoleona pióra Anthony Robertsa. Pod koniec 2023 r. ukazało się jej nowe ładne wydanie. A na początku tego roku przeczytałem dwuczęściową (w tym wydaniu, bo w poprzednim cztero-) powieść o Napoleonie Maxa Gallo, która była w rzeczywistości fabularyzowaną biografią. Polecam obydwie.

Wspominam o tym ponieważ po ich lekturze można się przekonać, że życie Napoleona było tak bogate, że upchnięcie go w choćby i czterogodzinnym filmie graniczy z niesamowitą zuchwałością i tworzy sytuację albo-albo. Albo się uda i będzie sukces, albo się nie uda i będzie nuda. Nie wyobrażam sobie niczego po środku. To historia na serial i to dziesięcioodcinkowy co najmniej. Gdyby chcieć zachować zgodność z historią. A nawet olewając historyczność, aby opowiedzieć to życie w miarę wiernie.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
Rashmika 


Posty: 1032
Wysłany: 2024-03-12, 15:08   

Romulus napisał/a:
Więcej historycznego kontektstu?


Dla kogoś, kto słabo zna ten okres historii - przyznaję, że ja, bo epoka napoleońska mnie zawsze nudziła i odrzucała, znam piąte przez dziesiąte - ten film był zlepkiem niezrozumiałych scen, po prostu zabrakło nieodzownego elementu kazdego filmu historycznego czyli epickiej narracji, w kinie usnęłam gdzieś po tej bitwie na lodzie. Wyszłam z kina zmulona i z przeświadczeniem, ze był to film o ruchaniu i że chyba się nie doczekam az mnie ktoś tą napoleniadą zarazi.
_________________
Odblurbiacz i Antygwiazda
 
 
Trojan 


Posty: 11333
Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2024-03-12, 17:38   

Rashmika napisał/a:
ze był to film o ruchaniu i że chyba się nie doczekam az mnie ktoś tą napoleniadą zarazi.


mówi się: kiłą



okres napoleoński czy w ogóle cały XIX wiek jest traktowany w Polsce (szkoły) bardzo "po macoszemu" z wiadomych względów.
 
 
kamyk

Posty: 20
Wysłany: 2024-03-12, 19:42   

Strefa interesów - Jonathana Glazera to oryginalne spojrzenie na Holokaust. Opowieść o rodzinie komendanta obozu w Oświęcimiu silnie przemawia do wyobraźni pokazując oprawców jako zwyczajnych, podobnych nam ludzi - utrzymujących rodzinę, angażujących się w pracy, kochających, mających marzenia. Didaskalia opowiadane dźwiękiem dostały właśnie Oscara. Film brytyjski w całości nakręcony w Polsce, także w okolicach Jeleniej Góry i Wałbrzycha - dla mnie po sąsiedzku.
Anatomia upadku - nagradzany francuski film, opowieść o żonie podejrzewanej o zabicie swojego męża, to pozornie kryminalny obraz. Chociaż pada w filmie, że "nie o prawdę tu chodzi" to nie słuchamy tego uprzedzenia i w oczekiwaniu na ekscytujące rozwiązanie możemy przegapić jego clou
W obydwu filmach wystąpiła Sandra Hüller
 
 
Trojan 


Posty: 11333
Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2024-03-12, 20:14   

goldsun napisał/a:
Trojan napisał/a:
Gilidia/KHOAM powinna w rzeczytwistości rozdawać wszystkie karty na stole. Herbertowi brakło w tym logiki.

A Gildia nie była kontrolowana przez Rody/Landsraad?
Poza tym Gildia bez przyprawy nic nie mogła, więc na nią wpływ miał ten kto kontrolował Arrakis. I Gildia o tym wiedziała, bo przecież próbowała sama wyhodować czerwie na jakiejś innej planecie i w ten sposób uniezależnić się od Arrakis.
Tam była pajęczyna wzajemnych zależności, utrzymywana krucha równowaga ... którą Paul zniszczył.


KHOAM było kontrolowane przez rody.


kto ma samoloty ten wygrywa wojny.
kto ma transport międzygwiezdny rządzi światami.

Gildia miała wszystko żeby władać Arrakis, wszystko poza przychylnością Herberta.
 
 
KS 
KS


Posty: 2551
Wysłany: 2024-03-13, 10:20   

Trojan napisał/a:


Gildia miała wszystko żeby władać Arrakis, wszystko poza przychylnością Herberta.


Nie musiała, podobnie jak bankierzy z Braavos nie musieli parać się rządzeniem Westeros, by mieć je pod kontrolą. Z tym jest masa roboty, do tego brudnej. Lepiej kontrolować, tych co przyprawę wydobywają, wykorzystując monopolistyczną pozycję. I chodziło mi właśnie o to, że w filmie o tej uprzywilejowanej pozycji Gildii cisza, przynajmniej na razie.

Z KHOAM rzeczywiście było tak, że rody miały nad nią kontrolę jako udziałowcy. Natomiast nie ma w filmie o tym, że władający Arrakis, ktokolwiek nim był, mógł sprzedawać przyprawę wyłącznie poprzez KHOAM i zarządzaną przez nią giełdę, w ten sposób kompania kontrolowała rynek pierwotny przyprawy, mogła np. odciąć od dostaw kogoś kto podpadł.

Może Verhoeven nie chciał, żeby jego Diuna zapachniała Sukcesją ;)
_________________
Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
 
 
Trojan 


Posty: 11333
Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2024-03-13, 17:53   

KS napisał/a:
Trojan napisał/a:


Gildia miała wszystko żeby władać Arrakis, wszystko poza przychylnością Herberta.


Nie musiała, podobnie jak bankierzy z Braavos nie musieli parać się rządzeniem Westeros, by mieć je pod kontrolą. Z tym jest masa roboty, do tego brudnej. Lepiej kontrolować, tych co przyprawę wydobywają, wykorzystując monopolistyczną pozycję. I chodziło mi właśnie o to, że w filmie o tej uprzywilejowanej pozycji Gildii cisza, przynajmniej na razie.

Z KHOAM rzeczywiście było tak, że rody miały nad nią kontrolę jako udziałowcy. Natomiast nie ma w filmie o tym, że władający Arrakis, ktokolwiek nim był, mógł sprzedawać przyprawę wyłącznie poprzez KHOAM i zarządzaną przez nią giełdę, w ten sposób kompania kontrolowała rynek pierwotny przyprawy, mogła np. odciąć od dostaw kogoś kto podpadł.

Może Villeneuve nie chciał, żeby jego Diuna zapachniała Sukcesją ;)


poprawiłem.

można teoretyzować - ale na przykładzie własnym (tzn.arabów) widzisz skutki uwolnienia surowca strategicznego, a przyprawa to .................
 
 
Beata 
deformacja IU


Posty: 5372
Wysłany: 2024-03-14, 20:00   

Druga Diuna patrzona była (znienackowe pytanie: słuchaj, taki film, Dziunia 2, widziałam zwiastun, warto zobaczyć? - od razu mówię, przeżyłam i nawet udało mi się usta zamknąć :P ). Wizualnie świetny. No i Genetics, siostro, Genetics rządzi! Obstawiam (hehehe, zupełnie bez ryzyka), że będzie trójka, z intrygą z Mesjasza i z ekologią.
_________________
Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
 
 
BG 
Wyżełłak


Posty: 2081
Wysłany: 2024-03-16, 12:32   

"Biedne istoty" - film wzbudzający mieszane uczucia, od zniesmaczenia i odrazy, poprzez rozbawienie i zdumienie po zachwyt. Jednak na pewno niezapomniany. Widać bardzo mocną inspirację "Frankensteinem", a momentami również "Drakulą", ogólnie można tu zauważyć znane od dawna schematy, jednak użyte jest to w taki sposób, że film nadal jest interesujący i wciąga. Sporo zależy od gustu - np. osobiście uwielbiam czarny humor (choć nie w każdej formie). Emma Stone naprawdę potrafi tu zachwycić i być istotą jakby autystyczną. Jak dla mnie całość 8/10.
_________________
Załaduj Wszechświat do działa. Wyceluj w mózg. Strzelaj.
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23172
Wysłany: 2024-03-16, 21:52   

"Wykidajło" - Amazon Prime Video. Ten oryginalny "Wykidajło" z Patrickiem Swayze. Obejrzałem, ponieważ na Amazonie ma mieć premierę nowa wersja, tym razem z Jakiem Gyllenhalem. Oryginał widziałem ostatnio tak dawno temu, że był dostępny na kasetach VHS. :) Być może i później, ale już tego nie rozstrzygnę w pamięci. Nie planowałem powtarzać tego filmu, nawet po tak długim czasie, ponieważ nie łączył mnie z nim żaden sentyment. Ale wciąż i wciąż i wciąż czytałem przy okazji premiery nowej wersji, że oryginał to film kultowy. To mnie zaciekawiło i postanowiłem sobie wspomnienia odświeżyć. I cóż. Marne to, wręcz głupie, z intrygą naciągniętą i sprężystą jak sparciała guma od majtek. Fabuła to historia "ostatniego sprawiedliwego", który robi jako wykidajło i najmuje się jako taki do nowej roboty w jakimś przydrożnym barze (stąd oryginalny tytuł, "Road house") w jakiejś pipidówie. Szybko okazuje się, że pipidówą trzęsie jakiś lokalny gangus-biznesmen, typowy amerykański yanush biznesu. I ma jakichś pociesznych przydupasów, którym główny bohater spuszcza regularny wpierdol raz na jakiś czas. Poza tym jako wykidajło-profesjonalista, dźwiga knajpę z poniewierki, wprowadzając jasne i uczciwe zasady. A do tego ożywia miejscową społeczność, która z czasem jednoczy się przeciwko gangusowi-biznesmenowi. Na koniec, kiedy główny bohater jest już wykończony spuszczaniem wpierdolu, pojawiają się miejscowi, którzy kończą robotę. A główny bohater może odjechać w stronę zachodzącego słońca. //rzyg Zaś film wieńczy humor, który można podsumować dziaderskim "śmiechu było co niemiara".

I w zasadzie nie kopałbym tego kina klasy B, gdyby jakoś za emocje chwytało. Ale od momentu, kiedy go włączyłem do samego końca nic mnie nie zaskoczyło, nic nie poruszyło (no, prawie nic), nie było żadnej skutecznej próby chwycenia za emocje. A gdyby była - wybaczyłbym wszystko. Bo na ogół oglądam film "sercem" a nie "rozumem". Niemniej, miałem trochę polewki i darłem łacha. Zatem wieczór nie był całkiem stracony. Choć trochę przyspieszałem tu i ówdzie.

Warto obejrzeć tylko dla Sama Elliotta. Wcześniej nie pamiętałem, że grał w tym filmie, więc kiedy się pojawił - na skandalicznie krótko - od razu zachęcił do dalszego oglądania.

Teraz sam nie wiem, czy obejrzę nową wersję. Chyba nie może być gorsza od tej męczy-dupy.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
Trojan 


Posty: 11333
Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2024-03-16, 22:35   

kurfa, widzialem to jeszcze w czasach zgrywanego VHS
i wolę przerzucić tutaj 1000 słów jak podchodzić do filmu z "tych czasów"
 
 
Fidel-F2 
Fidel-f2


Posty: 13189
Wysłany: 2024-03-17, 02:13   

Wątek Elliotta nie chwycił cię za serce? A poza tym to zgoda. To jeden z najbardziej schematycznych i paździerzowych "hitów" tamtych czasów. Nawet wtedy mnie nie zwilżał.
_________________
https://m.facebook.com/Apartament-Owocowy-108914598435505/

zamaszyście i zajadle wszystkie szkaradne gryzmoły

Jesteśmy z And alpakami
i kopyta mamy,
nie dorówna nam nikt!
 
 
m_m 
Uchodźca

Posty: 1891
Skąd: Zewsząd
Wysłany: 2024-03-17, 20:51   

W końcu i ja byłem na Diunie 2, na tej emeryturze nie ma na nic czasu XD .
No i co? I wielkie ,,meeeeeh'' nic więcej. Wizualnie zajebisty, scenariuszowo już nie bardzo.
Gdybym nie znał książek na pamięć, to nic bym nie zrozumiał, ale może to wina wieku.
Przyprawa i jej właściwości zeszły na baaardzo daleki plan, nie jest wyjaśnione na co ona komu. Podróże kosmiczne? Przecież są statki kosmiczne, ale żadnych Nawigatorów nie widzimy.
Film zostawił mnie głęboko obojętnym, zmiany względem książki wyszły na gorsze, rozumiem jednak, że są kładzione podwaliny pod filmowego Mesjasza Diuny.
Może jak drugi raz obejrzę, to spodoba mi się bardziej. Pierwsza część była lepsza.
_________________
quot libros, quam breve tempus
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23172
Wysłany: 2024-03-21, 16:16   

"Killers of The Flower Moon" - w końcu obejrzałem. Długo się zbierałem do tego filmu, pewnie dlatego, że przeczytałem wcześniej kilka recenzji i mi się nie spieszyło. A do tego: trzy i pół godziny. Wcześniej obejrzałem inny długi film Martina Scorsese, czyli "Wilka z Wall Street" i byłem pewien, że dam radę ten obejrzeć za jednym posiedzeniem. Ale mi się nie udało. Za pierwszym razem obejrzałem dwie i pół godziny a resztę za drugim.

To bardzo dobry film i kolejne dzieło Martina Scorsese, które mnie nie kupiło na tyle, abym się zachwycił, czyli oglądał emocjami. Ale to również nie jest film, który został skrojony pod wywoływanie emocji. Choć nie powiem, bezkarność Białego Człowieka mnie wkur.iała cały czas. Wiedziałem też, że nie jest to kolejna opowieść z Amerykańskim Zakończeniem, które przyniesie katharsis i zostawi widza w błogim przekonaniu, że może zło się wydarzyło i nie można było go odwrócić - co oczywiste - ale jednak na koniec zatriumfowała sprawiedliwość. W tej historii tak nie było. A Martin Scorsese nie zrobił z tego powodu wielkiego halo. Choć mógł. Mógł pójść na łatwiznę i zrobić z tej historii film rozliczeniowy. Ale nie pchał się na afisz z takimi zamiarami. Nie jest ono z pewnością pierwszoplanowe.

Przede wszystkim skupił się na poszczególnych bohaterach, a miał na to mnóstwo czasu. :) Nie ma tu pozytywnych postaci. Teoretycznie powinni być nimi agenci Biura Śledczego, ale im Scorsese nie poświęcił dużo czasu nie dając szansy widzowi na jakąś relację z nimi. To raczej ludzie z zewnątrz, obcy, którzy pojawiają się rujnują ustalony porządek, w którym Biały Człowiek zabijał Osagów, bo mógł i mu się to opłacało. Choć wymierzają sprawiedliwość, nie są tu ostatnimi sprawiedliwymi, którzy robią porządek jak amerykańscy szeryfowie, którzy w tej opowieści są tak samo umoczeni swoim odwracaniem wzroku, jak lekarze, prawnicy - wszyscy, którzy przykładali rękę do zabijania dla ropy.

Nie pasował mi Leonardo Di Caprio. Grał dosyć żałosnego, choć prostodusznego typa, który robi złe rzeczy i miota się między chęcią zaspokojenia wszystkich: wuja, lokalnego Przechuja, znakomicie zagranego przez Roberta De Niro i swoją żonę, Mollie - w tej roli cudowna Lily Gladstone.

Bez dwóch zdań - jest ona najjaśniejszą częścią tej obsady, z całym szacunkiem dla dorobku i legendy De Niro, czy talentu Di Caprio. Była mocną kandydatką do Oscara i poczekam na premierę na Disney+ "Pięknych istot", aby się przekonać, czy dałbym Oscara jej, czy Emmie Stone.

Jak pisałem, film jest za długi i pewnie dałoby się go skrócić. Ale podejrzewam, że Apple tak bardzo chciało mieć film Martina Scorsese wyprodukowany dla siebie i pod własną marką, że dali mu pełną wolność. Z drugiej strony, może nie jest za długi. Sam nie wiem. Może mi się dłużył, bo format serialowych odcinków mi zrył beret już doszczętnie. :)

Wracając do Scorsese, potrafię docenić to, że reżyser mógł pójść na skróty z formą opowiadania tej historii, zamknąć ten film w prostych ramach filmu zaangażowanego, rozliczeniowego. Nawet trudno byłoby mu z tego robić wyrzut, bo to historia prawdziwa. Jednak choćby finałowy zabieg formalny świadczy o tym, że ten wiekowy już twórca nadal chce coś od siebie dać. Mógł bowiem zrobić epilog prosty: ten umarł, ten przeżył, tego losy potoczyły się tak, a tamtego siak. I tak zrobił - ale w formie radiowego słuchowiska przedstawianego na żywo przed publicznością, z typowymi dla radia efektami i pokazaniem ich działania. I miało to ręce i nogi.

Do tego ostatnie słowo dosłownie należało do reżysera, ponieważ to on wygłasza ostatnie zdania i wypada jak w jakiejś smutnej przypowieści.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23172
Wysłany: 2024-03-23, 13:38   

"Road House", czyli jakby remake "Wykidajły" z Patrickiem Swayze. Tamten sobie przypomniałem jakiś czas temu i był to taki mocno przeciętny film, ze szkieletową fabułą i przewidywalny do samego końca. "Road House" z Jakiem Gyllenhalem też taki jest. To jest, od początku wiadomo, że główny bohater musi zwyciężyć, pokonać złych i odjechać w stronę zachodzącego słońca. Tyle że w tej nowej produkcji to po prostu lepiej wygląda. Fabuła nie jest kanciasta, wygładzono ją niezłym humorkiem i grą JG, który jest jednak lepszym aktorem niż był w "Wykidajle" Swayze. Do niezłego humorku dodano jest tu i ówdzie kilka oczywistych mrugnięć do widza na zasadzie "wiemy, że to taka konwencja". Dobrze mi się oglądało, choć przewidywalne to było od samego początku. Dodatkowy plusik za Connora McGregora, irlandzkiego zawodnika MMA, który był w tym filmie żywiołem przemocy. :) https://www.youtube.com/watch?v=Y0ZsLudtfjI
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
m_m 
Uchodźca

Posty: 1891
Skąd: Zewsząd
Wysłany: 2024-03-23, 16:29   

Wolałbym sobie oczy wyłupić niż obejrzeć Wykidajło ze Swayzem.
_________________
quot libros, quam breve tempus
 
 
Trojan 


Posty: 11333
Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2024-03-23, 17:14   

oglądałem na pocz '90 - w przydrożnej spelunce
tzn. w baraku przy polu namiotowym z vhsami.
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23172
Wysłany: 2024-03-23, 19:40   

Ja sentymentu nie mam żadnego. Widziałem i zapomniałem. Ale, jak napisałem w dyskusji na Fejsie, mój gust nie pretenduje do uniwersalności. :mrgreen: Sam mam na liście kilka tytułów, które są - zapewne obiektywnie - niesamowitym paździerzami, ale mam do nich stosunek sentymentalny. Toteż trochę rozumiem tych, dla których "Wykidajło" ze Swayzem to film kultowy, choć mnie oczy bolały od oglądania go niedawno. I musiałem nadrabiać rechotem.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4487
Skąd: fnord
Wysłany: 2024-03-26, 13:06   

Trojan napisał/a:
Gilidia/KHOAM powinna w rzeczytwistości rozdawać wszystkie karty na stole. Herbertowi brakło w tym logiki.


Jest w tym logika. Gildia rozdawała karty, ale nie angażowała się w politykę rodów dopóki polityka ta nie podważała jej pozycji. Z punktu widzenia Gildii imperator to sierżant który trzyma w szeregu resztę trepów, kogoś tam faworyzuje a kogoś strąca z rowerka, ale nie jest to dla nich istotne kto jest sierżantem a kto trepem dopóki cały system działa i przyprawa płynie. Co więcej gdyby Atrydzi wygrali Arrakis i tron imperatora ale nadal grali wedle reguł Gildii dla Gildii pewnie byłoby to ok, mogloby przejśc nad tym do porządku dziennego. Czego nie przewidzieli to to że Paul nie będzie grał wedle ich reguł, a nie mogli ego przewidzieć bo jedną z najważniejszych cech Kwisatz Haderach było to że mocno ograniczał jasnowidzenie nawigatorów Gildii. Dlatego i w książce i w filmie Gildia jest złapana wobec rozwoju wypadków trochę jak Vincent Vega na kiblu.

goldsun napisał/a:
Trojan napisał/a:
Gilidia/KHOAM powinna w rzeczytwistości rozdawać wszystkie karty na stole. Herbertowi brakło w tym logiki.

A Gildia nie była kontrolowana przez Rody/Landsraad?


Nie, wielkie rody, imperator i ich konflikty to były "patyki unoszące się na powierzchni wody" i to dosłownie jest stwierdzone w jednym z pierwszych rozdziałów Diuny przez matkę Wielebną Mohiam.
 
 
Trojan 


Posty: 11333
Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2024-03-26, 17:38   

dla mnie mocno dyskusyjne.
Mając totalną kontrolę nad Diuną, mają całą przyprawę dla siebie. NIe muszą się z nikim dzielić, ani z rodami, ani z imperatorem, ani z siostrzyczkami, ani z innymi dziwolągami. A jak się dzielą, to tylko na swoich warunkach i z pozycji suzerena.

gdyby mieli kontrolę nad Diuną nie byłoby żadnego Kwisatz Haderacha, nie byłoby zbędnych fremenów, a cała Arrakis tylko dla czerwi i przyprawy.

Wszystkie argumenty które podajesz dotyczą sytuacji w której oni muszą toczyć grę, a mogliby po prostu przewrócić planszę, wziąć wszystko i już.
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4487
Skąd: fnord
Wysłany: 2024-03-28, 11:56   

Trojan napisał/a:
dla mnie mocno dyskusyjne.
Mając totalną kontrolę nad Diuną, mają całą przyprawę dla siebie. NIe muszą się z nikim dzielić, ani z rodami, ani z imperatorem, ani z siostrzyczkami, ani z innymi dziwolągami. A jak się dzielą, to tylko na swoich warunkach i z pozycji suzerena.
Trojan napisał/a:
Wszystkie argumenty które podajesz dotyczą sytuacji w której oni muszą toczyć grę, a mogliby po prostu przewrócić planszę, wziąć wszystko i już.

Nawet jak jesteś carem to też toczysz grę, awansujesz tego bojara a tego strącasz z rowerka żeby lud wiedział że nieważne co się dzieje to car dobry a bojarzy źli. Dokładnie tak to działa w świecie Diuny z tym że imperator nie jest ostatecznym carem. Sytuacja którą opisujesz z jawnie pełną władzą na Arrakis ma miejsce w Bogu Imperatorze ale z innych powodów (złota sciężka Leto II) i na innych zasadach.


Trojan napisał/a:
gdyby mieli kontrolę nad Diuną nie byłoby żadnego Kwisatz Haderacha, nie byłoby zbędnych fremenów, a cała Arrakis tylko dla czerwi i przyprawy.

Fremeni z punktu widzenia Gildii nie byli zbędni, byli dla Gildii kolejnym niezależnym od KHOAM źródłem przyprawy. Gildia w zamian zagwarantowała im brak satelit wokół Arrakis. Stilgar tłumaczy to Paulowi w książce. W ten sposób Gildia myślała że ma zawsze pełnie kontroli nad Arrakis, bo współpracowała zarówno z oficjalnymi imperialnymi lennikami, jak i z fremenami. I ten układ był dla niej najlepszy dopóki Paul nie wyskoczył, jako coś czego nie mogli przewidzieć.
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4487
Skąd: fnord
Wysłany: 2024-03-28, 12:14   

Romulus napisał/a:
Nie skomentuję.

Przed jutrzejszym kinowym seansem części drugiej wróciłem do części pierwszej - to nadal bardzo dobry film. Może nawet podoba mi się nie mniej, a więcej niż przy poprzednim oglądaniu. Zacząłem doceniać zwięzłość fabuły tj. nie ma jej zaplątania w tłumaczenie widzom, co i dlaczego się dzieje. Rzuca się w niej krótko: imperator dał nam Arrakis w lenno; potem okazuje się, że mogła to być pułapka, a nie wyróżnienie, potem okazuje się, że to była pułapka a nie wyróżnienie. Może brakuje mi jednak kontekstu politycznego, tj. dlaczego ród Atrydów a nie inny itp.


Akurat ta kwestia jest w filmie prosto wytłumaczona, chyba w scenie tym cmentarzu na Kaladanie. Leto mówi że Atrydzi zbudowali wokół siebie silne stronnictwo w Landsraadzie i zaczeli kwestionować stan rzeczy a Imperator to zawistny człowiek i nie podoba mu się coś takiego. Film tego nie mówi wprost ale klimat jest taki jak w książce - wszyscy zdają sobie sprawę że danie Atrydom Arrakis to jakiś rodzaj pułapki, tylko nie wiadomo z którego strony to jebnie konkretnie. Jest to dlatego też zestawiane z historią starego księcia, ojca leto, który zginął w walce z bykiem - że atrydzi mimo wszystko podejmują ryzyko w starciu z wiekszym zagrożeniem.

W książce Piter nawet wygłasza opinie że wedle jego mentackiej analizy równie prawdopodobne że Atrydzi zamiast lecieć na Arrakis, spakują walizki i zostaną banickiem rodem wywiezionym przez Gildie poza imperium, bo pułapka jest tak ewidetna.
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4487
Skąd: fnord
Wysłany: 2024-03-28, 12:33   

KS napisał/a:
AM napisał/a:


Bardziej liczyłem tu na Villeneuve'a niż na Diunę. Miałem nadzieję, że jak Kubrick w przypadku Lśnienia zrobi film dużo lepszy od książki.


I chyba zrobił. Prawdopodobnie mamy wszyscy, bo zakładam, że nie czytaliśmy książki niedawno, wyidealizowany obraz powieści.


Oczywiście że tak. Książka wspaniała, ale nie bez wad. Np. powieściowe dialogi Barona i Pitera, czyli festiwal przysrywek i szczebiotania dwóch evil klaunów, jak ja się cieszę że odpuszczono to sobie na rzecz chrypiącego krótkie zdania Skargarda. :mrgreen:
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4487
Skąd: fnord
Wysłany: 2024-03-28, 14:05   

m_m napisał/a:
Podróże kosmiczne? Przecież są statki kosmiczne, ale żadnych Nawigatorów nie widzimy.


W pierwszej książkowej Diunie też żadnych Nawigatorów "nie widzimy", jako postacie 3 planu występują tylko dyplomaci i bankowcy Gildii. Zresztą w powieści to jest ustanowione że niewielu widziało kiedykolwiek Nawigatora, i są tylko plotki i domysły jak wyglądają.
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4487
Skąd: fnord
Wysłany: 2024-03-28, 14:44   

KS napisał/a:
którą z czasem zastępuje mu Chani. Ta z kolei ma rolę rozbudowaną w stosunku do książkowego oryginału. Jest buntowniczką (feministki lubią to), lideruje opozycji do plemiennej starszyzny, wykpiwa fundamentalistyczne zabobony. Ona jedna stoi, gdy wszyscy padają na twarz. Jest też w końcówce takie ujęcie, które symbolicznie zapowiada jej rywalizację z Irulaną w Diunie 3. Postać Chani jest mocno zagrana i na szczęście, bo żal byłby zmarnować potencjał Zendayi.
To diametralnie różni tę wersję od lynchowej, gdzie Paul jest pompatycznym klonem Kena a Chani pokornym cielęciem (nie pamiętam już czy dostali Złote Maliny, ale na pewno się należały).


Ciekawe jest to że ekranizacje jak narazie nie poruszają wątku tego kto był rodzicem Chani, albo całkiem to wycieli, albo wybuchnie ten wątek w pt 3.
 
 
Romulus 
Imperator
Żniwiarz Smutku


Posty: 23172
Wysłany: 2024-03-28, 14:54   

Ł napisał/a:
Romulus napisał/a:
Nie skomentuję.

Przed jutrzejszym kinowym seansem części drugiej wróciłem do części pierwszej - to nadal bardzo dobry film. Może nawet podoba mi się nie mniej, a więcej niż przy poprzednim oglądaniu. Zacząłem doceniać zwięzłość fabuły tj. nie ma jej zaplątania w tłumaczenie widzom, co i dlaczego się dzieje. Rzuca się w niej krótko: imperator dał nam Arrakis w lenno; potem okazuje się, że mogła to być pułapka, a nie wyróżnienie, potem okazuje się, że to była pułapka a nie wyróżnienie. Może brakuje mi jednak kontekstu politycznego, tj. dlaczego ród Atrydów a nie inny itp.


Akurat ta kwestia jest w filmie prosto wytłumaczona, chyba w scenie tym cmentarzu na Kaladanie. Leto mówi że Atrydzi zbudowali wokół siebie silne stronnictwo w Landsraadzie i zaczeli kwestionować stan rzeczy a Imperator to zawistny człowiek i nie podoba mu się coś takiego. Film tego nie mówi wprost ale klimat jest taki jak w książce - wszyscy zdają sobie sprawę że danie Atrydom Arrakis to jakiś rodzaj pułapki, tylko nie wiadomo z którego strony to jebnie konkretnie. Jest to dlatego też zestawiane z historią starego księcia, ojca leto, który zginął w walce z bykiem - że atrydzi mimo wszystko podejmują ryzyko w starciu z wiekszym zagrożeniem.

W książce Piter nawet wygłasza opinie że wedle jego mentackiej analizy równie prawdopodobne że Atrydzi zamiast lecieć na Arrakis, spakują walizki i zostaną banickiem rodem wywiezionym przez Gildie poza imperium, bo pułapka jest tak ewidetna.

Tak, tyle że w drugiej części imperator wygłasza taki prostacki tekst, który mnie trochę zabolał w uszy: że Leto zginął, bo myślał sercem, czy jakoś tak. Tłumaczenie nędzne i dobre dla bajki lub dla innego kontekstu sytuacyjnego niż ten w filmie, kiedy de facto Paul ma zdecydować o dalszym losie imperatora.
_________________
There must be some way out of here, said the joker to the thief,
There's too much confusion, I can't get no relief.
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4487
Skąd: fnord
Wysłany: 2024-03-28, 16:55   

Szczerze to początkowo miałem podobny odbiór tego tekstu "z sercem" ale później odniosłem to właśnie do sposobu w jaki i książka i film portretują Atrydów - jako właśnie dość bezkompromisowych, podejmujących ryzyko. I to się klei. Atrydzi są z punktu widzenia i Imperatora i sióstr BG (i później Gildii) strasznie upierdliwymi typami bo są mało przewidywalni. Dla Imperatora to ich największa wada, że nawet odnosząc sukces nie wiedzą kiedy przestac, dla Paula to inspiracja w całkowitym przewróceniu stolika.
 
 
Trojan 


Posty: 11333
Skąd: Wroclaw
Wysłany: 2024-03-28, 23:22   

Ł napisał/a:
Trojan napisał/a:
dla mnie mocno dyskusyjne.
Mając totalną kontrolę nad Diuną, mają całą przyprawę dla siebie. NIe muszą się z nikim dzielić, ani z rodami, ani z imperatorem, ani z siostrzyczkami, ani z innymi dziwolągami. A jak się dzielą, to tylko na swoich warunkach i z pozycji suzerena.
Trojan napisał/a:
Wszystkie argumenty które podajesz dotyczą sytuacji w której oni muszą toczyć grę, a mogliby po prostu przewrócić planszę, wziąć wszystko i już.

Nawet jak jesteś carem to też toczysz grę, awansujesz tego bojara a tego strącasz z rowerka żeby lud wiedział że nieważne co się dzieje to car dobry a bojarzy źli. Dokładnie tak to działa w świecie Diuny z tym że imperator nie jest ostatecznym carem. Sytuacja którą opisujesz z jawnie pełną władzą na Arrakis ma miejsce w Bogu Imperatorze ale z innych powodów (złota sciężka Leto II) i na innych zasadach.


Trojan napisał/a:
gdyby mieli kontrolę nad Diuną nie byłoby żadnego Kwisatz Haderacha, nie byłoby zbędnych fremenów, a cała Arrakis tylko dla czerwi i przyprawy.

Fremeni z punktu widzenia Gildii nie byli zbędni, byli dla Gildii kolejnym niezależnym od KHOAM źródłem przyprawy. Gildia w zamian zagwarantowała im brak satelit wokół Arrakis. Stilgar tłumaczy to Paulowi w książce. W ten sposób Gildia myślała że ma zawsze pełnie kontroli nad Arrakis, bo współpracowała zarówno z oficjalnymi imperialnymi lennikami, jak i z fremenami. I ten układ był dla niej najlepszy dopóki Paul nie wyskoczył, jako coś czego nie mogli przewidzieć.


kompletnie nie rozumiesz.
Gildia grała w grę bo tak chciał autor, natomiast logicznie rzecz biorąc, powinna zamknąć Arrakis dla ludzi. Zrzucać żniwiarki po plony i je zabierać. I byłoby ekologicznie i bezpiecznie (dla Gilidii), a tak wszystko się zebało - dżihadyści zrobili to co miała zrobić Gilidia. No i w dłuższej perspektywie nisząc źródło przyprawy. Bo książka jest ekologiczna tylko w rozumieniu Kali mieć krowę.
 
 
Ł 
dziura w niebycie


Posty: 4487
Skąd: fnord
Wysłany: 2024-03-29, 08:33   

Trojan żyjesz jakimś własnym fanfikiem w którym Gildia zamyka Arrakis dla ludzi i argumentujesz że to jest logiczne, na podparcie tego masz swoje fanfikowanie. No fajnie, cool story bro, ale wrócimy może do książek.

Gildia oficjalnie nie rządziła Arrakis bo rządząc oficjalnie bierzesz też za to odpowiedzialność i jesteś za to rozliczany, w razie jak przyprawa nie płynie tak jak powinna. Dlatego dla Gildii sytuacja w której to rody administrują wydobyciem przyprawy i ponosza odpowiedzialność za to przez resztą rodów, imperatorem i Gildią (wszyscy gracze mają poprzez KHOAM udziały w wydobyciu) jest w 100% korzystna, zwłaszcza że Nawigatorzy są tak pewni swojego widzenia przyszłości że są przekonani że ten system będzie trwał i trwał bo nie widzą zagrożenia w postaci Paula (jasnowidz maskuje się przed innymi jasnowidzami). Scenariusz który opsiujesz w swoim fanfiku (czyli totalna władza jednego gracza nad Arrakis) poniekąd realizuje się w Bogu Imperatorze ale właśnie dlatego że Leto II wie że jest to droga to całkowitego rozsadzenia systemu.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

OGIEN I LÓD - Przystan mil/osników prozy Georgea R. R. Martina


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Nasze bannery

Współpracujemy:
[ Wydawnictwo MAG | Katedra | Geniusze fantastyki | Nagroda im. Żuławskiego ]

Zaprzyjaźnione strony:
[ Fahrenheit451 | FantastaPL | Neil Gaiman blog | Ogień i Lód | Qfant ]

Strona wygenerowana w 0,9 sekundy. Zapytań do SQL: 14