Raczej co się dzieje?! Zareagowała odruchowo, wypadając z budki telefonicznej w przeciągu sekundy, rzuciła się za najbliższy zaparkowany samochód, tak aby ją oddzielał od furgonetki. Z torebki wyciągnęła dwie 9mm Beretty M92 Custom. Na srebrnej lufie połyskiwał napis "Sword Cutlass" wraz z szeroko uśmiechniętą piracką czaszką. Pamiątka z dawnych czasów...
-Tropex!
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
KURWA!! - No to spokojny wieczór diabli wzięli i byle to nie był ostatni wieczór. Z kabury pod pachą wyszarpał Glocka. musiał oszczędzać amunicja oprócz nabojów w spluwie miał tylko jeden magazynek. Dziękował bogom, że wziął z sobą broń a robił to rzadko. Błyskawicznie doskoczył do samochodu obok którego była Revy.- Co się kurwa dzieje ?! Do kogo mam strzelać?!
Z furgonetki wyrzucono jakieś ciało. Chwilę potem samochód ruszył z piskiem opon, boczne drzwi zatrzaśnięto już w czasie jazdy. Szara furgonetka zaczęła brać najbliższy zakręt, pomiędzy ciałem a budką telefoniczną. Wyglądało na to, że jednak nie zależało im na Revy i Tropexie.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
-Hm...Revy podniosła się z ziemi, wciąż trzymając w obu dłoniach gotowe do wystrzału pistolety. Nagle roześmiała się. -Przez tych idiotów straciłam funta ... Spojrzała w stronę budki telefonicznej, gdzie słuchawka kołysała się na metalowym kablu. Powoli podeszła do wyrzuconego z furgonetki ciała.
Jaki kolor miała furgonetka? Czy moja postać rozpoznała markę, widziała nr. rejestracyjne -albo ich część?
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Gdy włączył centralny zamek i alarm, ruszył powoli przed siebie. Sprawdził czy obok idzie norwego po czym się odezwał.
- Pytanie czy Mick już nie objął władzy, wiesz ma i kasę, i siłę, ta dwójka co widziałeś to pewnie dopiero zalążek zbrojnego ramienia. A co gorsza siedzi w tej fundacji, dobrze że nie jest to chociaż jedyne Elizjum w mieście. Masz rację trzeba dobrze przemyśleć sprawę jutrzejszego bankietu, ale to proponował bym później, siądziemy sobie w Old English Coffee House i zastanowimy co można zrobić
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
Uff- Szybko znowu włożył broń do kabury. Miał na dzieję że nie zwrócił na siebie zbyt wile uwagi. Przynajmniej nie było strzelaniny. Powoli poszedł do Revy. -Co było w tym telefonie ? i nie wiem co chcesz zrobić ale zaraz tu będą psy więc się streszczaj. Zapamiętałaś numery ? Schowaj te spluwy
Revy i Tropex:
Była to przeciętna, szara furgonetka, jakiej używali dostawcy i kurierzy, nie miała żadnych oznaczeń firmowych, a żeby zapamiętać rejestrację była za daleko, w tym deszczu i wszystko działo się za szybko. Z samochodu wyrzucono bladą, wymalowaną gotycko i wykolczykowaną dziewczynę. Nie żyła, już jakiś czas, ale nie na tyle, by nastąpiło stężenie pośmiertne.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Rzuciła mu mordercze spojrzenie, mówiące jednoznacznie, żeby się zamknął. Przykucnęła przy martwej dzieczynie, prześlizgują wzrokiem po jej ciele w poszukiwaniu ran, śladów duszenia bądż ukłóć po ciosie nożem. Trzymaną w lewej dłoni Berette wrzuciła do torebki. Wolną ręką sprawdziła czy dziewczyna nie ma przy sobie portfela.
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Torpex nie zwrócił uwagi na wściekłą Revy. Może się wściekać ale lepiej żeby ich tutaj nie było za 2 minuty bo za 3-4 będzie tu gęsto od policji. - Rękawiczki !!! na litość! przeszukaj ja i się zmywamy jak nas psy tutaj capną to się nie wytłumaczymy. - żal mu było dziewczyny ale stojąc tutaj jej nie pomoże. jej już nic nie pomoże - została zgwałcona ? - zapytał
Dziewczyna nie miała przy sobie żadnych dokumentów, jedyną charakterystyczną rzeczą był wisiorek na szyi, przedstawiający pentagram, na odwrocie którego widniało imię EVE, zawijaśnym pismem. Ran też nie specjalnie było widać. Co prawda szyję miała bardzo zakrwawioną, ale ciężko było dostrzec z jakiego powodu. Deszcz powoli zmywał krew ukazując dwa małe, już nie krwawiące ślady na szyi, zupełnie jakby ugryzł ja ktoś z długimi kłami. Pewnie jakiś psychol bawi się w "wampiry".
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Tego jej brakowało, jak gdyby nie miała dość własnych problemów jakiś gnój musiał AKURAT dzisiejszej nocy, AKURAT w tej okolicy, AKURAT o tej porze, pozbyć się zwłok. Spojrzała jeszcze raz na łańcuszek - nie dotykała go.
-Dobra Tropex ... zmiana planów. Powiedziała prostując się. Druga beretta powędrowała za 'siostrą' do torebki. - Miło było cię spotkać. Zasalutowała mu nonszalancko.-Dzięki za ciuchy. Potrząsnęła torebką, odwracając się do niego tyłem. Spokojnym krokiem ruszyła w stronę stacji metra ...
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Nie było sensu się z nią kłócić. Jak coś postanowi nie ma mowy by zmieniła zdanie od tak. Nie podobało mu się to co widzi. Trzeba było się dowiedzieć co tu się stało. On już miał swoje sposoby na zdobywanie podobnych informacji. - powodzenia gdybyś potrzebował pomocy do usług - powiedział za odchodząca dziewczyną
- Agreed... Nawet jeśli jaśnie szanowny pan Saint-John chce zdominować miasto, to kwestia jest taka, czy reszta mu na to pozwoli... - westchnął i spojrzał z ukosa na Aodha - Natura nie lubi monopoli... Zatrzymał się przy murku na bulwarze i oparł się o niego.
- W interesie Micka i całej reszty jest stworzenie obozu konkurencyjnego, żeby w razie kłopotów miał mu kto wylać kubeł wody na płonący tyłek. Spojrzał uważnie na towarzysza zza szkieł okularów wypatrując jakichkolwiek oznak zainteresowania bądź dezaprobaty.
Aodh i Bjorn:
Deszcz rozpadał się na dobre i każdy kto przechadzał się po ulicy już po chwili był przemoczony do suchej nitki i zmarznięty do szpiku kości. A jednak noc miała swój nieodparty urok, który ciężko było zdefiniować.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Wampir się uśmiechnął. - Przeciw waga mówisz? Też o tym myślałem, dlatego też kawiarnia stała się Elizjum, bo gdyby tylko Fundacja nią była. Myślę, że trzeba się będzie się rozejrzeć za kimś kto dysponuje jeszcze większymi funduszami niż ja. Nie musze się o pieniądze martwic ale krezusem nie jestem. Będzie trzeba też poszukać wampirów które w razie czego będą dla nas walczyć a przynajmniej prezentować się jako ochrona. Postawił kołnierz od płaszcza by deszcze mu za niego nie padał. To, że padło żadnej nie przeszkadzało mu w ogóle.
- Nie wiem czy Mick ma wtyki wśród ludzi, żeby stworzyć przeciwagę dla niego, nie możemy zapomnieć o władzach i policji, ale tam już zacząłem działać. Później Ci opowiem, na kogo możemy już liczyć
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
- Tylko że póki co to wygląda na szalę bez mocowania. Spójrz, Mick ma solidne oparcie nawet nie w samej idei Fundacji, co w konkretnym miejscu, jakim ona jest. Nawet elizja muszą mieć swoich...hmm... opiekunów. Nad tym będziemy musieli popracować, żeby znaleźć odpowiednie miejsce. Bo jeszcze większym poważaniem by darzono miejsce, gdyby powstało ono od zera. Nawet nie mówię o budowie, ale choćby wynajmie i odpowiednim przygotowaniu...
Bjorn rozejrzał się wokół i ściszył głos: - W sumie to nie powinniśmy tak dywagować o tym na ulicy. Wielu z naszych "braci" - cudzysłów wyraźnie było słychać w jego głosie - Ma odpowiednie zdolności do podsłuchania nas... Może narazie zajmijmy się tym, po co tu przyszliśmy, a potem będziemy kontynuować nasze... upiększanie miasta.
I jak na zawołanie dokładnie w tym momencie, czarna limuzyna zatrzymała się niedaleko. Ze środka wysiadł mężczyzna w czarnym płaszczu, z parasolem nad głową i spokojnym krokiem ruszył w kierunku dwóch wampirów.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Nie zdążył odpowiedzieć norwegowi gdy zauważył zbliżającą się w ich kierunku postać. Zignorował ją. - Też mi się wydaje, że lepiej przełożyć tę rozmowę. Gdy warunki będą bardziej sprzyjające. Zaczął się zastanawiać czy uda im się jeszcze tutaj znaleźć jakie pożywienie.
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
Panowie... powiedział mężczyzna z parasolem, zbiegając po schodach do nich. Nazywam się Barnaba Johnson... powiedział poważnie zatrzymując się kilka kroków przed wampirami. Reprezentuję kancelarię prawniczą Wolfram i Hurt. powiedział wyciągając w ich kierunku wizytówkę. Pan Hurt, chciałby się z Panami spotkać, w sprawie Fundacji Jamesa Stevensona. powiedział poważnie.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Sięgnął po wizytówkę i schował ją od razu do kieszeni płaszcza.- Pan Hurt, z przykrością muszę to stwierdzić, będzie musiał jeszcze chwile poczekać. Niech pan wróci do samochodu a my z Panem Einarssonem za półgodziny ruszymy za wami do kancelarii. Mamy tutaj jeszcze jedną rzecz do załatwienia.
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
Uśmiechnął się pod nosem Pan Hurt obawia się, że rozmowa, może się przedłużyć. Dlatego proponuje jutrzejszą noc. powiedział spokojnie Lub, jeśli panowie mają plany, prosi o telefon. Na pewno będziemy mogli się umówić. skinął głową na pożegnanie i opatulając się szczelniej płaszczem ruszył w kierunku samochodu.
Rzeczywiście zbliżał się nieubłaganie świt i powoli rodziło się pytanie, czy zdążą tej nocy zapolować...
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Odprowadził wzrokiem przedstawiciela kancelarii, odezwał się dopiero gdy ten wsiadł do samochodu. Mick ma chyba bardzo długie uszy, szybko zareagowali. Aż chce się zapytać czy nie podrzucili Ci czegoś w fundacji. Ale my tu tyle gadamy a niebawem słońce wyjdzie. Zaczął się rozglądać czy aby przypadkiem ktoś się nie zbliżał. Robiło się już zbyt późno.
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
Niestety nikt się nie zbliżał. Niebo szarzało, a oba wampiry nagle zaczął ogarniać strach, przed świtem. Może to rzeczywiście byłoby romantyczne, obejrzeć, we dwu świt, ale głównie byłoby to głupie. Przy szybkim działaniu można było jeszcze osiągnąć swoje schronienia, inaczej trzeba by poszukać schronienia w kanałach, lub w czyimś domu.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
-Faen! - zaklął z norweska - Nie sądziłem, że jest już tak późno - spojrzał napowoli jaśniejące niebo - Zanim dotrę do Fundacji i zabiorę stamtąd auto, słońce wstanie... Nie chcę skończyć jako barbecue... - mruknął z rzadkim u siebie wisielczym humorem.
- Spokojnie, będziesz musiał się trochę pomęczyć w moim samochodzie, tylko powiedz gdzie Cię podrzucić. Ruszył w kierunku samochodu. Musiał się zastanowić ile krwi miał jeszcze w lodówce. Tak, żeby wieczorem przed wyjściem mógł jeszcze jako tako egzystować. Na szczęście nie oddali się zbyt daleko od samochodu.
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
- Podrzuć mnie do Fundacji. Powinienem bez problemu zdążyć zabrać auto i dotrzeć do domu. Najlepiej wpadnij do mnie wieczorem, ode mnie jest niedaleko do Hurta, omówimy plan gry... - mruknął. Coś zbyt często dziś mruczał. - Trochę chyba będę musiał ponaginać prawa drogowego, żeby zdążyć, ale co tam.
-Robi się - uśmiechnął się pod nosem, czas zobaczyć co potrafi ten samochód. O tej porze nie powinien być zbyt duży ruch na drodze. Ruszył jak najszybciej w stronę fundacji. Czarne Subrau mknęło ulicami Londynu.
_________________ "Czytam, bo inaczej kurczy mi się dusza"
— Wit Szostak Bistro Californium
Wzruszyła ramionami i skręciła za nimi.
Podążająca za mężczyzną dwójka, mogła być wierzycielami ... koleś bynajmniej nie był kasiasty, a ludzie łatwiej zaciągają długi niż je spłacają. Benny-boy mógłby coś na ten temat powiedzieć ... gdyby mógł.
Miała zamiar im się dobrze przyjrzeć. Na razie nie planowała interweniować.
_________________ "Life is a bitch and then you die."
Laura Roslin "Battlestar Galactica"
Hej! jeden z tych dwóch krzyknął do gościa, a potem obaj do niego podbiegli i wepchnęli go w jeden z zaułków. Revy nie zauważyli. Zaraz dosłyszała krzyki i szarpaninę. Wyraźnie chcieli ukraść mu pieniądze, które dostał za zegarek. Co? Tylko pięć funtów? Ja pierdole! na gościa spadło kilka razów.
_________________ "I'm awesome"
"Two words: no tongues."
"I'm so happy for you I'm gonna go vomit now."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum