Ciąg dalszy szóstek. Następny oczywiście Mort za jakiś czas.
Równoumagicznienie - Terry Pratchett
Kabaret o równouprawnieniu płci. Średnio śmieszny, z symboliczną fabułą. Początkowe dwie trzecie książki jest niezbyt interesujące, raczej nudne, niespecjalnie śmieszne, ot, takie przydługie otwarcie. Pozostała jedna trzecia to utwór właściwy, gdzie w każdym aspekcie jest lepiej. Ale, umówmy się, szału nie ma. Humor mi chyba już spowszedniał bo częściej zauważam, że miało być śmiesznie niż rzeczywiście się śmieję lub chociaż uśmiecham. Szczęśliwie dla tej serii tłumaczem był Piotr W. Cholewa. Gdyby robił to ktoś o mniejszej klasie, rzecz mogłaby być ciężkostrawna.
Dość lekkie, odrobinę absurdalne, niespecjalnie absorbujące czytadełko na wieczór lub dwa. Czasem zdarza się zdanie perełka i dla nich wart to czytać.
6/10
Pratchett był bardzo nierówny. Świat dysku zawierał perełki jak np. Straż! Straż!, ale były tam też buble (na szczęście wyparłem z pamięci). Z tym autorem jest jak z Monty Pythonem. Lubisz albo nie.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Thud! (Łups) było genialne, Making money (Świat finansjery) niewiele mu ustępowało, Niewidocznych akademików wspominam miło, a późne powieści o Tiffany, jak słusznie zauważyłeś, zwłaszcza W północ się odzieję, były po prostu znakomite. Wyraźnie słabszy był Niuch, Raising steam też było najsłabszym z Moistów, z tym się zgodzę.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
_________________ Niewiedza nie jest prostym i biernym brakiem wiedzy, ale jest postawą aktywną; jest odmową przyjęcia wiedzy, niechęcią do wejścia w jej posiadanie, jest jej odrzuceniem.
Karl Popper
Świetnie są i wcześniej, i to wiele. Odnosiłam się jedynie do twierdzenia o spadku poziomu po Piekle pocztowym. Osobiście polubiłam Pratchetta od pierwszej książki, jaką przeczytałam, czyli Straż, straż! Uważam, że te z początku cyklu, z wyjątkiem Morta, utrzymane są w nieco bardziej slapstickowym stylu. Od Trzech wiedźm zaczyna się trwała wznosząca.
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Ja pierdziu,
trzeba przeczytać 50 tomów DW, żeby znaleźć świetne książki?
Przy uzależnieniu zawsze znajduje się powód żeby jeszcze jedną
Rzuciłem okiem na wykaz ksiazek z cyklu i... Na 41 wydanych przeczytalem 33, z czego wysoko oceniam 15-16. Pozostale jako albo ok, albo meh (tych jest najmniej). Zatem tak - warto.
PS. Pierwsze trzy tomy, faktycznie slabsze z dzisiejszego punktu widzenia, choc obiektywnie nie sa przeze mnie oceniane wysoko, to wystawilem im np. na Goodreads dobre noty, bo byly czyms nowym, przelamaly pewien impas/stereotyp, a tematyka Rownoumagicznienia do dzisiaj trafia w me serce.
Kontynuuję, z wolna, sukcesywne poznawanie twórczości Pratchetta. Mamy tu tom czwarty, który specjalnie nie różni się od poprzednich. Jest jakiś pomysł, z którego wypływa fabuła niezbyt skomplikowana, niezbyt interesująca, która zapina się całkowicie umownie. Na takim stelażu mamy rozpięte trochę humoru, trochę przemyśleń, spostrzeżeń. Pomiędzy tym wszystkim trafiają się drobiazgi wyjątkowej urody, które uzasadniają lekturę.
Trudno tu przykładać standardową miarę analizy przynależną zwyczajnym powieściom. Budowa postaci, logika tekstu czy inne aspekty dzieła literackiego, są tu jakby poza jurysdykcją. Rządzą się własnymi prawami, a raczej uprawiają dziki zachód.
Subiektywnie, początkowo czytałem z zainteresowaniem, by po chwili lekko się znudzić i na tym odczuciu dojechać niemal do samego końca, punktowo rozjaśniając ten stan jakąś emocją czy intelektualnym szacunkiem.
To, co prawda, temat o cyklu Świata Dysku ale wydaje się, że innego tematu o Pratchetcie nie ma także ten...
Widzieliście filmik sklecony przez Gaimana z okazji rocznicy wydania Dobrego Omenu?
Proszem:
Jestem fanem Pratchetta i serii. Pewnie nie odkryję Ameryki, pisząc, że odbieram ją nie jako produkt fantasy, a raczej żartobliwą, lecz jakże celną alegorię świata współczesnego. Podobnie zresztą miałem z Sapkowskim, mimo mniej żartobliwej konwencji.
W tym kontekście czytanie pojedynczych tomów, zwłaszcza wyrwanych "ze środka" cyklu mija się z celem. To tak, jakby sądzić o Bitwie pod Grunwaldem Matejki po wyciętym z płótna metrze kwadratowym.Oczywiście pozostaje nadal przyjemność delektowania się językiem autora, jego niezawodnym poczuciem humoru, jego nadzwyczajną wyrozumiałością wobec ludzkich (i nieludzkich) przywar, ale wtedy jest tak, jak pisał Spellu - lubi się to, albo nie.
Są tomy znakomite, są tylko bardzo dobre, ale są i słabsze, jak choćby oceniany wyżej przez Fidela Mort, czy Niuch.
Dopiero łyknięcie całości, lub przynajmniej większej części pozwala ocenić całą panoramę.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
Są tomy znakomite, są tylko bardzo dobre, ale są i słabsze, jak choćby oceniany wyżej przez Fidela Mort, czy Niuch.
Ej, protestuję Od "Morta" (i od "Kosiarza") rozpocząłem moją przygodę z tym Autorem, z 20 lat temu. I obie wspominam jako jedne z lepszych pozycji w cyklu. Być może przemawia przeze mnie sentyment, bo do tej pory do nich nie wracałem. Przez dłuższy czas czytałem wyrywkowo, to co było w gminnej bibliotece, i w sumie dobrze. Bo gdy trafiłem do większego miasta i skorzystałem z mozliwości czytania "od początku", to te pierwsze dwa tomy to jakoś nie porwały. Słabiej oceniam też takiego "Eryka" czy "Muzykę duszy". A wspomnianego "Niucha" to przeczytałem kilka tygodni temu. I choć jest to powtórka z "Niewidocznych akademików" i w sumie niczym się nie wybija, to nie nazwałbym go słabszą pozycją. Taki mocny średniak w zestawieniu.
Oceniam, że za jakieś dwa lata skończę cykl Świata Dysku. Nie wykluczone, ze po kilku latach przerwy znów do niego wrócę, by czytać teraz podcyklami.
_________________ Na szukanie lepszego świata nie jest jeszcze za późno
Ej, protestuję Od "Morta" (i od "Kosiarza") rozpocząłem moją przygodę z tym Autorem, z 20 lat temu. I obie wspominam jako jedne z lepszych pozycji w cyklu.
Żona mówi, że już mam SKS. Niewykluczone, że pomyliłem Morta z Erykiem. Za co obu wymienionych przepraszam.
_________________ Kiedy jesteś martwy, nie wiesz, że jesteś martwy. Cały ból odczuwają inni.
To samo dzieje się, kiedy jesteś głupi.
(Lemmy)
_________________ Im mniej cię co dzień, miodzie, tym mi smakujesz słodziej/I słońcem i księżycem, rozkoszą nienasyceń/szczodrością moich dni - dziękuję ci
Pomimo porad Towarzystwa, rad dobrych zapewne, ale nie dla mnie jednak skomponowanych, stwierdzam, że nadal nie wiem, czemu te książki cieszą się takim aplauzem czytelników. To może jak z Bogiem mam? Chcę jakby, ale nie mogę. Mogę co innego za to.
_________________ Nie było Nieba ani Ziemi, ino jeden dumb stojał.
Kolejna książka Pratchetta, która jest w porządku, ale znów, podobnie jak poprzednie, niczego nie urywa. Trochę nudzi, tu i tam rozbawi, tu i tam przemyci coś niegłupiego i interesującego. Nie było momentu który by olśnił, ogłuszył czy zadał bobu mojemu prywatnemu zadufaniu. Fabuła raczej umowna. Książka podobno nawiązuje do głupawej powieści Carda, ale chyba tylko symbolicznie, zresztą, tamto dziadostwo wyparłem i zasadniczo niewiele pamiętam. Można przeczytać, ale jakoś szczególnie nie zachęcam.
Najprzyjemniejszy moment miał miejsce, gdy swoje pięć minut otrzymali jeźdźcy apokalipsy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum